czwartek, 5 kwietnia 2018

(91) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Zaślubiny syna

   1 A Jezus znowu mówił do nich w przypowieściach: 2 «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. 3 Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. 4 Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” 5 Lecz oni zlekceważyli to i odeszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, 6 a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy, pozabijali. 7 Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. 8 Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta weselna wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. 9 Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. 10 Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala weselna zapełniła się biesiadnikami. 11 Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nie ubranego w strój weselny. 12 Rzekł do niego: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?” Lecz on oniemiał. 13 Wtedy król rzekł sługom: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. 14 Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych». (Mt 22,1-14)

   16b Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. 17 Kiedy nadeszła pora uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: „Przyjdźcie, bo już <wszystko> jest gotowe”. 18 Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: „Kupiłem pole, muszę wyjść je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego”. 19 Drugi rzekł: „Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego”. 20 Jeszcze inny rzekł: „Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść”. 21 Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał swemu słudze: „Wyjdź co prędzej na ulice i w zaułki miasta i sprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych!” 22 Sługa oznajmił: „Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce”. 23 Na to pan rzekł do sługi: „Wyjdź na drogi i między opłotki i przynaglaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony. 24 Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty”. (Łk 14,16b-24)

   1 Καὶ ἀποκριθεὶς ὁ Ἰησοῦς πάλιν εἶπεν ἐν παραβολαῖς αὐτοῖς λέγων· 2 ὡμοιώθη ἡ βασιλεία τῶν οὐρανῶν ἀνθρώπῳ βασιλεῖ, ὅστις ἐποίησεν γάμους τῷ υἱῷ αὐτοῦ. 3 καὶ ἀπέστειλεν τοὺς δούλους αὐτοῦ καλέσαι τοὺς κεκλημένους εἰς τοὺς γάμους, καὶ οὐκ ἤθελον ἐλθεῖν. 4 πάλιν ἀπέστειλεν ἄλλους δούλους λέγων· εἴπατε τοῖς κεκλημένοις· ἰδοὺ τὸ ἄριστόν μου ἡτοίμακα, οἱ ταῦροί μου καὶ τὰ σιτιστὰ τεθυμένα καὶ πάντα ἕτοιμα· δεῦτε εἰς τοὺς γάμους. 5 οἱ δὲ ἀμελήσαντες ἀπῆλθον, ὃς μὲν εἰς τὸν ἴδιον ἀγρόν, ὃς δὲ ἐπὶ τὴν ἐμπορίαν αὐτοῦ· 6 οἱ δὲ λοιποὶ κρατήσαντες τοὺς δούλους αὐτοῦ ὕβρισαν καὶ ἀπέκτειναν. 7 ὁ δὲ βασιλεὺς ὠργίσθη καὶ πέμψας τὰ στρατεύματα αὐτοῦ ἀπώλεσεν τοὺς φονεῖς ἐκείνους καὶ τὴν πόλιν αὐτῶν ἐνέπρησεν. 8 τότε λέγει τοῖς δούλοις αὐτοῦ· ὁ μὲν γάμος ἕτοιμός ἐστιν, οἱ δὲ κεκλημένοι οὐκ ἦσαν ἄξιοι· 9 πορεύεσθε οὖν ἐπὶ τὰς διεξόδους τῶν ὁδῶν καὶ ὅσους ἐὰν εὕρητε καλέσατε εἰς τοὺς γάμους. 10 καὶ ἐξελθόντες οἱ δοῦλοι ἐκεῖνοι εἰς τὰς ὁδοὺς συνήγαγον πάντας οὓς εὗρον, πονηρούς τε καὶ ἀγαθούς· καὶ ἐπλήσθη ὁ γάμος ἀνακειμένων. 11 Εἰσελθὼν δὲ ὁ βασιλεὺς θεάσασθαι τοὺς ἀνακειμένους εἶδεν ἐκεῖ ἄνθρωπον οὐκ ἐνδεδυμένον ἔνδυμα γάμου, 12 καὶ λέγει αὐτῷ· ἑταῖρε, πῶς εἰσῆλθες ὧδε μὴ ἔχων ἔνδυμα γάμου; ὁ δὲ ἐφιμώθη. 13 τότε ὁ βασιλεὺς εἶπεν τοῖς διακόνοις· δήσαντες αὐτοῦ πόδας καὶ χεῖρας ἐκβάλετε αὐτὸν εἰς τὸ σκότος τὸ ἐξώτερον· ἐκεῖ ἔσται ὁ κλαυθμὸς καὶ ὁ βρυγμὸς τῶν ὀδόντων. 14 πολλοὶ γάρ εἰσιν κλητοί, ὀλίγοι δὲ ἐκλεκτοί. (Mt 22,1-14)

   16b Ἄνθρωπός τις ἐποίει δεῖπνον μέγα, καὶ ἐκάλεσεν πολλοὺς 17 καὶ ἀπέστειλεν τὸν δοῦλον αὐτοῦ τῇ ὥρᾳ τοῦ δείπνου εἰπεῖν τοῖς κεκλημένοις· ἔρχεσθε, ὅτι ἤδη ἕτοιμά ἐστιν. 18 καὶ ἤρξαντο ἀπὸ μιᾶς πάντες παραιτεῖσθαι. ὁ πρῶτος εἶπεν αὐτῷ· ἀγρὸν ἠγόρασα καὶ ἔχω ἀνάγκην ἐξελθὼν ἰδεῖν αὐτόν· ἐρωτῶ σε, ἔχε με παρῃτημένον. 19 καὶ ἕτερος εἶπεν· ζεύγη βοῶν ἠγόρασα πέντε καὶ πορεύομαι δοκιμάσαι αὐτά· ἐρωτῶ σε, ἔχε με παρῃτημένον. 20 καὶ ἕτερος εἶπεν· γυναῖκα ἔγημα καὶ διὰ τοῦτο οὐ δύναμαι ἐλθεῖν. 21 καὶ παραγενόμενος ὁ δοῦλος ἀπήγγειλεν τῷ κυρίῳ αὐτοῦ ταῦτα. τότε ὀργισθεὶς ὁ οἰκοδεσπότης εἶπεν τῷ δούλῳ αὐτοῦ· ἔξελθε ταχέως εἰς τὰς πλατείας καὶ ῥύμας τῆς πόλεως καὶ τοὺς πτωχοὺς καὶ ἀναπείρους καὶ τυφλοὺς καὶ χωλοὺς εἰσάγαγε ὧδε. 22 καὶ εἶπεν ὁ δοῦλος· κύριε, γέγονεν ὃ ἐπέταξας, καὶ ἔτι τόπος ἐστίν. 23 καὶ εἶπεν ὁ κύριος πρὸς τὸν δοῦλον· ἔξελθε εἰς τὰς ὁδοὺς καὶ φραγμοὺς καὶ ἀνάγκασον εἰσελθεῖν, ἵνα γεμισθῇ μου ὁ οἶκος· 24 λέγω γὰρ ὑμῖν ὅτι οὐδεὶς τῶν ἀνδρῶν ἐκείνων τῶν κεκλημένων γεύσεταί μου τοῦ δείπνου. (Łk 14,16-24)

   Posłuchajcie, a zrozumiecie lepiej, jak troski, bogactwa i obżarstwo przeszkadzają w wejściu do Królestwa Niebieskiego.
   Pewnego razu król urządził zaślubiny swemu synowi. Możecie sobie wyobrazić, jakie święto było w pałacu. To był jego syn jedyny, który – doszedłszy do wieku dojrzałego – ożenił się ze swoją umiłowaną. Ojciec i król chciał, aby dokoła panowała radość. Pragnął tego ze względu na radość swego umiłowanego [syna] – w końcu małżonka ukochanej [oblubienicy]. Urządził też wielkie przyjęcie, które stanowiło część licznych obchodów uroczystości ślubnej. I przygotował je na czas, czuwając nad każdym szczegółem, aby wspaniale i godnie wypadły zaślubiny syna królewskiego.
   Wysłał odpowiednio wcześniej sługi, aby powiedzieli przyjaciołom i sprzymierzeńcom, a także największym w jego królestwie, że zaślubiny zostały ustalone na określony dzień wieczorem, że są zaproszeni i żeby przyszli, stanowiąc godne otoczenie dla syna królewskiego. Ale przyjaciele, sprzymierzeńcy i wielcy królestwa nie przyjęli zaproszenia.
   Wtedy król – wątpiąc, czy pierwsi słudzy w właściwy sposób zapraszali – posłał jeszcze innych, aby nalegali mówiąc: „Ależ przyjdźcie! Prosimy was o to. Już wszystko jest gotowe. Sala jest przystrojona, drogocenne wina zostały przyniesione zewsząd. Już w kuchni zgromadzono woły i utuczone zwierzęta, aby je upiec. Niewolnicy wyrabiają mąkę na słodycze, a inni rozbijają migdały w moździerzach na najdelikatniejsze przysmaki, dolewając doń najrzadsze olejki aromatyczne. Najzdolniejsze tancerki i muzykanci zostali sprowadzeni na tę uroczystość. Przyjdźcie więc, aby nie była bezużyteczna cała ta wystawność”.
   Ale przyjaciele, sprzymierzeńcy i wielcy królestwa albo odmówili, albo powiedzieli: „Mamy co innego do zrobienia”, albo udawali, że przyjmują zaproszenie, a potem poszli do swych spraw. Jeden udał się na pole, drugi odszedł do handlu, inny jeszcze – do spraw mniej szlachetnych. W końcu był i taki, który znudzony ciągłym naleganiem, pochwycił sługę królewskiego i zabił go. [Chciał bowiem], żeby zamilkło jego naleganie: „Nie odmawiaj królowi tego, bo może ci to wyjść na złe”.
   Słudzy powrócili do króla i przekazali wszystko. Wtedy król zapłonął oburzeniem i posłał wojsko, żeby ukarało zabójców jego sług i tych, którzy zlekceważyli jego zaproszenie. Chciał też wynagrodzić tym, którzy przyrzekli przyjść. Jednak w uroczysty wieczór, o oznaczonej porze, nikt nie przyszedł. Rozgniewany król zawołał sługi i powiedział: „Niechże nie będzie tak, by mój syn pozostał bez żadnego [gościa], który świętowałby z nim tego wieczoru zaślubin. Uczta jest gotowa, ale zaproszeni nie byli jej godni. Jednak uczta weselna mojego syna musi się odbyć. Idźcie zatem na place i na ulice, stańcie na skrzyżowaniach dróg, zatrzymujcie przechodniów, gromadźcie tych, którzy odpoczywają, i przyprowadźcie ich tutaj. Niech sala zapełni się świętującymi ludźmi”.
   I słudzy poszli. Wyszli na drogi, rozproszyli się po placach, ustawili się na rozstajach dróg. Gromadzili napotykanych – dobrych lub złych, bogatych lub ubogich – i prowadzili ich do siedziby królewskiej. Dali też wszystkim środki, aby wyglądali na godnych wejścia na salę uczty weselnej. Potem ich tam wprowadzili i sala zapełniła się – jak król chciał – radującymi się ludźmi.
   Król jednak – wszedłszy na salę, aby zobaczyć, czy może się rozpocząć uroczystość – dostrzegł kogoś, kto pomimo pomocy udzielonej przez sługi nie był odziany szatą weselną. Zapytał go: „Jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?” A ten nie wiedział, co odpowiedzieć, bo istotnie nie miał wytłumaczenia. Wtedy król zawołał sługi i powiedział im: „Weźcie go, zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go z mojego domu, w ciemności i w lodowate błoto. Tam będzie płakał i zgrzytał zębami, bo zasłużył [na to] z powodu niewdzięczności i z powodu zniewagi, jaką mi okazał. Jeszcze bardziej niż mnie znieważył mojego syna. Wszedł bowiem w ubogiej i brudnej szacie na salę biesiadną, gdzie może wejść tylko ten, kto jest godny jej i mojego syna”.
   Jak widzicie, troski światowe, chciwość, zmysłowość, okrucieństwo ściągają gniew króla. Powodują, że ci synowie – troszczący się [o sprawy tego świata] – nigdy już nie wejdą do domu Króla. Widzicie też, że [Król] z powodu życzliwości wobec syna ukarze też wezwanych. Iluż ich jest w dzisiejszych czasach, na tej ziemi, na którą Bóg zesłał Swoje Słowo!
   Sprzymierzeńców, przyjaciół, wielkich Swego ludu Bóg naprawdę zaprosił przez Swe sługi. Bardziej nagląco każe ich zapraszać, w miarę zbliżania się godziny Moich Zaślubin. Nie przyjęli jednak zaproszenia, bo są fałszywymi sprzymierzeńcami i fałszywymi przyjaciółmi. Wielkimi są jedynie z nazwy, gdyż jest w nich małość. (Jezus coraz bardziej podnosi głos, a Jego oczy wysyłają strumienie światła, jakby były dwoma klejnotami. Dzieje się tak w blasku ognia rozpalonego między Nim a słuchaczami dla rozświetlenia ciemności wieczoru. Brak bowiem księżyca, którego właśnie ubywa i który wschodzi później.) Tak, nikczemność jest w nich. Przez wszystko to nie rozumieją, że jest obowiązkiem i zaszczytem dla nich zgodzić się na zaproszenie Króla.
   Pycha, zatwardziałość, pożądliwości wznoszą bastion w ich sercach. I ci nikczemnicy nienawidzą Mnie i nie chcą przyjść na Moje zaślubiny. Nie chcą przyjść. Bardziej niż zaślubiny wolą związki z obrzydliwą polityką, z jeszcze bardziej obrzydliwym pieniądzem, z najbardziej obrzydliwą zmysłowością. Wolą przebiegłe planowanie, zmowę, podstępny spisek, pułapkę, zbrodnię. Wszystko to potępiam w imię Boże. Dlatego nienawidzą głosu, który mówi, i uroczystości, na którą zaprasza. W tym ludzie trzeba szukać zabójców sług Bożych: Proroków, którzy są sługami aż do teraz; Moich uczniów, którzy są odtąd sługami. W tym ludzie można znaleźć oszustów. Odpowiadają Bogu: „Tak, przyjdziemy”, a tymczasem we wnętrzu mówią sobie: „Ani myślę!” Wszyscy oni są w Izraelu.
   Król Nieba więc – aby Syn miał godną oprawę zaślubin – pośle gromadzić na rozstajach tych, którzy nie są ani przyjaciółmi, ani wielkimi, ani sprzymierzeńcami, lecz ludźmi, którzy po prostu przechodzą. Już teraz – Moją ręką, Moją ręką Syna i sługi Bożego – gromadzenie się rozpoczęło. Kimkolwiek są, niech przyjdą... I już przyszli. A Ja im pomagam oczyścić się i upiększyć się na uroczystość zaślubin. Ale będzie, o, na swoje nieszczęście będzie i taki, który [nadużyje] nawet wspaniałości Boga, dającego mu wonności i królewskie szaty, aby uczynić go takim, jakim nie jest: bogatym i godnym. Będzie taki, który z całej tej dobroci wyciągnie niegodziwą korzyść, aby zwodzić, aby czerpać zyski... Człowiek o wykrzywionej duszy, obrośnięty obrzydliwym polipem wszystkich grzechów... Zachowa pachnidła i szaty, aby czerpać niedozwoloną korzyść. Użyje ich nie na zaślubiny Syna, lecz na swoje zaślubiny z szatanem.
   To się stanie. Ponieważ wielu jest powołanych, ale nieliczni są ci, którzy ze względu na umiejętność wytrwania w powołaniu, dochodzą do bycia wybranymi. Ale stanie się i to, że tym hienom – które wolą padlinę niż żywy pokarm – zostanie wymierzona kara wyrzucenia poza salę Uczty, w ciemności i w błoto bagna wiecznego. Tam szatan skrzeczy swoim okropnym śmiechem z powodu każdego tryumfu nad duszą. Tam wiecznie rozbrzmiewa rozpaczliwy płacz szaleńców, którzy poszli za Występkiem zamiast iść za Dobrocią, która ich powołała.
   Wstańcie. Pójdziemy na spoczynek. Błogosławię was, mieszkańców Betanii, wszystkich. Błogosławię was i daję wam Mój pokój. I błogosławię w szczególności ciebie, Łazarzu, przyjacielu Mój, i ciebie, Marto. Błogosławię Moich uczniów dawnych i nowych, których posyłam na świat, aby wzywali – wzywali na ucztę Króla. Uklęknijcie, abym was wszystkich pobłogosławił. Piotrze, odmów modlitwę, której was nauczyłem. Odmów ją stojąc tu, u Mego boku, bo tak ma być wypowiadana przez tego, którego Bóg do tego wyznaczył. (III (cz. 1-2), 68: 1 lipca 1945. A, 5512-5531)

   Udite. E capirete meglio come le sollecitudini, le ricchezze e le crapule impediscono l'entrata nel Regno dei Cieli. Una volta un re fece le nozze di suo figlio. Potete immaginare che festa fosse nella reggia. Era il suo unico figlio e, giunto all'età perfetta, si sposava con la sua diletta. Il padre e re volle che tutto fosse gioia intorno alla gioia del suo diletto, finalmente sposo con la beneamata. Fra le molte feste nuziali fece anche un grande pranzo. E lo preparò per tempo, vegliando su ogni particolare dello stesso, perché riuscisse splendido e degno delle nozze del figlio del re. Mandò per tempo i suoi servi a dire agli amici e agli alleati, e anche ai più grandi nel suo regno, che le nozze erano stabilite per quella data sera e che loro erano invitati, e che venissero per fare degna cornice al figlio del re. Ma amici, alleati e grandi del regno non accettarono l'invito. Allora il re, dubitando che i primi servi non avessero parlato a dovere, ne mandò altri ancora, perché insistessero dicendo: "Ma venite! Ve ne preghiamo. Ormai tutto è pronto. La sala è apparecchiata, i vini preziosi sono stati portati da ogni dove, e già nelle cucine sono ammucchiati i buoi e gli animali ingrassati per essere cotti, e le schiave intridono le farine a far dolciumi, ed altre pestano le mandorle nei mortai per fare leccornie finissime a cui mescolano aromi fra i più rari. Le danzatrici e i suonatori più bravi sono stati scritturati per la festa. Venite dunque acciò non sia inutile tanto apparato". Ma amici, alleati e grandi del regno o rifiutarono, o dissero: "Abbiamo altro da fare", o finsero di accettare l'invito, ma poi andarono ai loro affari, chi al campo, chi ai negozi, chi ad altre cose ancor meno nobili. E infine ci fu chi, seccato da tanta insistenza, prese il servo del re e l'uccise per farlo tacere, posto che insisteva: "Non negare al re questa cosa perché te ne potrebbe venire male. I servi tornarono al re e riferirono ogni cosa, e il re avvampò di sdegno mandando le sue milizie a punire gli uccisori dei suoi servi e a castigare quelli che avevano sprezzato il suo invito, riservandosi di beneficare quelli che avevano promesso di venire. Ma la sera della festa, all'ora fissata, non venne nessuno. Il re, sdegnato, chiamò i servi e disse: "Non sia mai che mio figlio resti senza chi lo festeggi in questa sua sera nuziale. Il banchetto è pronto, ma gli invitati non ne sono degni. Eppure il banchetto nuziale del figlio mio deve avere luogo. Andate dunque sulle piazze e sulle strade, mettetevi ai crocicchi, fermate chi passa, adunate chi sosta, e portateli qui. Che la sala sia piena di gente festante. I servi andarono. Usciti per le vie, sparsisi sulle piazze, messisi ai crocicchi, radunarono quanti trovarono, buoni o cattivi, ricchi o poveri, e li portarono nella dimora regale, dando loro i mezzi per apparire degni di entrare nella sala del banchetto di nozze. Poi li condussero in quella, ed essa fu piena, come il re voleva, di popolo festante. Ma, entrato il re nella sala per vedere se potevano aver inizio le feste, vide uno che, nonostante gli aiuti dati dai servi, non era in veste di nozze. Gli chiese: "Come mai sei entrato qui senza la veste di nozze?". E colui non seppe che rispondere, perché infatti non aveva scusanti. Allora il re chiamò i servi e disse loro: "Prendete costui, legatelo nelle mani e nei piedi e gettatelo fuori della mia dimora, nel buio e nel fango gelido. Ivi starà nel pianto e con stridor di denti come ha meritato per la sua ingratitudine e per l'offesa che mi ha fatta, e più che a me al figlio mio, entrando con veste povera e non monda nella sala del banchetto, dove non deve entrare che ciò che è degno di essa e del figlio mio". Come voi vedete, le sollecitudini del mondo, le avarizie, le sensualità, le crudeltà attirano l'ira del re, fanno si che mai più questi figli delle sollecitudini entrino nella casa del Re. E vedete anche come anche fra i chiamati, per benignità verso suo figlio, vi sono i puniti. Quanti al giorno d'oggi, in questa terra alla quale Dio ha mandato il suo Verbo! Gli alleati, gli amici, i grandi del suo popolo, Dio veramente li ha invitati attraverso i suoi servi, e più li farà invitare, con invito pressante, man mano che l'ora delle mie nozze si farà vicina. Ma non accetteranno l'invito perché sono falsi alleati, falsi amici, e non sono grandi che di nome perché la bassezza è in loro».
   Gesù va elevando sempre più la voce, e i suoi occhi, alla luce di fuoco che è stato acceso fra Lui e gli ascoltatori per illuminare la sera, nella quale manca ancora la luna che è nella fase decrescente e si alza più tardi, gettano sprazzi di luce come fossero due gemme.
   «Si, la bassezza è in loro. Per tutto questo essi non comprendono che è dovere e onore per loro aderire all'invito del Re. Superbia, durezza, libidine fanno baluardo nel loro cuore. E – sciagurati che sono! – e hanno odio a Me, a Me, per cui non vogliono venire alle mìe nozze. Non vogliono venire. Preferiscono alle nozze i connubi con la politica sozza, con il più sozzo denaro, con il sozzissimo senso. Preferiscono il calcolo astuto, la congiura, la subdola congiura, il tranello, il delitto. Io tutto questo lo condanno in nome di Dio. Si odia perciò la voce che parla e le feste a cui invita. In questo popolo vanno cercati coloro che uccidono i servi di Dio: i profeti che sono i servi fino ad oggi, i miei discepoli che sono i servi da ora in poi. In questo popolo vanno scelti i turlupinatori di Dio che dicono: "Sì, veniamo", mentre dentro di sé pensano: "Neanche per idea!". Tutto questo è in Israele. E il Re del Cielo, perché il Figlio abbia un degno apparato di nozze, manderà a raccogliere sui crocicchi coloro che sono non amici, non grandi, non alleati, ma sono semplicemente popolo che passa. Già – e per mia mano, per la mia mano di Figlio e di servo di Dio – la raccolta si è iniziata. Quali che siano, verranno... E sono già venuti. Ed Io li aiuto a farsi mondi e belli per la festa di nozze. Ma ci sarà, oh! per sua sventura ci sarà chi anche della magnificenza di Dio, che gli dà profumi e vesti regali per farlo apparire quale non è – un ricco e degno – vi sarà chi di tutta questa bontà se ne farà un approfitto indegno per sedurre, per guadagnare... Individuo di bieco animo, abbracciato dal polipo ripugnante di tutti i vizi... e sottrarrà profumi e vesti per trarne guadagno illecito, usandoli non per le nozze del Figlio, ma per le sue nozze con Satana. Ebbene, questo avverrà. Perché molti sono i chiamati, ma pochi coloro che, per saper perseverare nella chiamata, giungono ad essere eletti. Ma anche avverrà che a queste iene, che preferiscono le putrefazioni al nutrimento vivo, sarà inflitto il castigo di essere gettati fuori della sala del Banchetto, nelle tenebre e nel fango di uno stagno eterno in cui stride Satana il suo orrido riso per ogni trionfo su un'anima, e dove suona eterno il pianto disperato dei mentecatti che seguirono il Delitto invece di seguire la Bontà che li aveva chiamati. Alzatevi e andiamo al riposo. Io vi benedico, o cittadini di Betania, tutti. Io vi benedico e vi do la mia pace. E benedico te in particolare, Lazzaro, amico mio, e te, Marta. Benedico i miei discepoli antichi e nuovi che mando per il mondo a chiamare, a chiamare alle nozze del Re. Inginocchiatevi ché Io vi benedica tutti. Pietro, di' l'orazione che vi ho insegnata, e dilla stando qui al mio fianco, in piedi, perché così va detta da chi a ciò è destinato da Dio. (3, 206)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz