16
Wtedy Herod,
widząc, że go mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał
[oprawców] do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać
wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o
którym się dowiedział od mędrców. 17
Wtedy spełniły
się słowa proroka Jeremiasza:
18
Krzyk usłyszano
w Rama,
płacz
i jęk wielki.
Rachel
opłakuje swe dzieci
i
nie chce utulić się w żalu,
bo ich już nie ma (Mt 2,16-18).
16
Τότε
Ἡρῴδης ἰδὼν ὅτι ἐνεπαίχθη ὑπὸ τῶν
μάγων ἐθυμώθη λίαν, καὶ ἀποστείλας
ἀνεῖλεν πάντας τοὺς παῖδας τοὺς ἐν
Βηθλέεμ καὶ ἐν πᾶσιν τοῖς ὁρίοις
αὐτῆς ἀπὸ διετοῦς καὶ κατωτέρω, κατὰ
τὸν χρόνον ὃν ἠκρίβωσεν παρὰ τῶν
μάγων. 17
τότε
ἐπληρώθη τὸ ῥηθὲν διὰ Ἰερεμίου τοῦ
προφήτου λέγοντος·
18 φωνὴ
ἐν Ῥαμὰ ἠκούσθη,
κλαυθμὸς
καὶ ὀδυρμὸς πολύς·
Ῥαχὴλ
κλαίουσα τὰ τέκνα αὐτῆς,
καὶ
οὐκ ἤθελεν παρακληθῆναι,
ὅτι
οὐκ εἰσίν. (Mt 2,16-18)
«Co
za nieszczęście! Mało znajdziesz tych, o których Sara powiedziała
mi, że chcesz ich poznać i im się pokłonić. Wielu nie żyje,
wielu uciekło, wielu... niestety, rozproszonych! Nigdy nie
dowiedzieliśmy się, czy umarli na pustyni czy zmarnieli w
więzieniu, za karę, z powodu swego buntu. Lecz czy to był bunt?
Któż mógł pozostać nieczuły, widząc zabijanie tylu niewinnych?
Nie, to nie jest sprawiedliwe, że Lewi i Eliasz jeszcze żyją,
podczas gdy tylu niewinnych jest martwych!»
«Kim
są ci dwaj i co uczynili?» [– pyta Jezus]
«A...
słyszałeś przynajmniej o masakrze Heroda... Więcej niż tysiąc
dzieci w mieście, drugi tysiąc w wioskach... A wszyscy to chłopcy,
prawie wszyscy, bo w swej wściekłości, w nocy, w zamieszaniu,
mordercy brali, wyrywali z kołysek, z matczynych posłań, z
napadniętych domów nawet małe dziewczynki i przeszywali je w
trakcie ssania jak gazele, wzięte na cel przez łucznika. Tak! A
dlaczego to wszystko? Bo grupę pasterzy – którzy dla zwalczenia
nocnego zimna bardzo się upili – ogarnęło pijackie majaczenie.
Zaczęli opowiadać, że widzieli aniołów, słyszeli śpiewy,
otrzymali przesłanie. Powiedzieli nam w Betlejem: „Przyjdźcie,
oddajcie Mu pokłon. Mesjasz się narodził”. Pomyśl, Mesjasz w
grocie!
Naprawdę
muszę powiedzieć, że byliśmy wszyscy jak pijani, nawet ja jako
młody chłopak, nawet moja żona, która miała wtedy kilka lat...
bo wszyscy uwierzyliśmy i w biednej kobiecie z Galilei widzieliśmy
Dziewicę, która porodziła dziecię... Tę, o której mówili
prorocy. A przecież Ona była ze zwykłym Galilejczykiem. Z
pewnością ze Swym mężem. Skoro zaś była małżonką, jakże
więc mogła być ‘Dziewicą’? Krótko mówiąc, uwierzyliśmy.
Podarunki, hołdy, otwarte na ich przyjęcie domy... O! Co
najlepszego zrobiliśmy! Biedna Anna! Ona straciła przez to swoje
dobra i życie, synów swej córki. Pierworodna – jedyna, która
ocalała, poślubiła bowiem kupca z Jerozolimy – straciła również
dobra, bo dom spłonął, a cała posiadłość została zrównana z
ziemią na rozkaz Heroda. Teraz jest to nieuprawny teren, po którym
przechodzą stada».
«Wszystko
to z powodu pasterzy?» [– pyta Jezus]
«Nie
tylko, także z powodu trzech czarowników przybyłych z królestwa
szatana. Być może byli wspólnikami tamtych trojga... A my, głupcy,
oddaliśmy im tyle honorów! Biedny przewodniczący synagogi!
Zabiliśmy go, bo przysięgał, że prorocy naznaczyli pieczęcią
Prawdy słowa pasterzy i mędrców...»
«Wszystko
z winy pasterzy i mędrców?» [– pyta dalej Jezus]
«Nie,
Galilejczyku, również z naszej winy. Z powodu naszej
łatwowierności. Tak długo oczekiwaliśmy Mesjasza! Całe wieki
oczekiwania. Wiele zawodów... w ostatnim czasie – fałszywi
mesjasze. Jeden, jak Ty, był Galilejczykiem, inny nazywał się
Teodasz. Kłamcy! Mesjasze, oni? To byli jedynie awanturnicy
szukający szczęścia! Powinno to było być dla nas nauczką.
Przeciwnie...»
«Dlaczego
więc przeklinacie wszystkich pasterzy i mędrców? Skoro uważacie,
że również i wy byliście głupcami, powinniście przeklinać
także siebie. Przykazanie miłości zakazuje przeklinać.
Przekleństwo ściąga przekleństwo. Czy macie pewność, że wasz
osąd jest sprawiedliwy? Czy nie jest możliwe, że pasterze i mędrcy
powiedzieli prawdę objawioną im przez Boga? Dlaczego sądzicie, że
oni kłamali?»
«Ponieważ
czas zapowiedziany przez proroctwa jeszcze się nie dopełnił. Od
tamtego czasu zastanawialiśmy się... odkąd krew, która
zaczerwieniła niecki i strumienie, otwarła oczy naszego rozumu...»
[– mówi wieśniak]
«Czyż
Najwyższy nie mógł z wielkiej miłości do Swego ludu przyśpieszyć
przyjścia Zbawiciela? Na czym mędrcy opierali swe twierdzenie?
Powiedziałeś, że przybyli ze Wschodu...»
«Na
swoich obliczeniach dotyczących nowej gwiazdy».
«Czyż
nie jest napisane: „Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi
się berło”?45
A czy Jakub nie jest wielkim Patriarchą i czyż nie zatrzymał się
w tej ziemi betlejemskiej, która była dla niego tak droga jak
źrenica oka, bo to tu umarła jego umiłowana Rachela? Poza tym,
czyż nie wyszły z ust proroka słowa: „I wyrośnie różdżka z
pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni”?46
Tutaj urodził się Jesse, ojciec Dawida. Pączkiem na pniu odciętym
od korzenia – z powodu zagarnięcia go przez tyranów – czyż nie
jest ‘Dziewica’? Porodzi Ona Syna nie zrodzonego z mężczyzny –
gdyż wtedy nie byłaby już Dziewicą – lecz z woli Boga, dzięki
czemu stanie się On ‘Emmanuelem’ jako Syn Boga. Będzie Bogiem i
Boga przyniesie ludowi Bożemu, jak na to wskazuje jego Imię. I czyż
nie zostanie to ogłoszone – jak mówi proroctwo – mieszkańcom
ciemności, czyli poganom, przez ‘wielką światłość’? A czyż
gwiazda, którą ujrzeli mędrcy, nie mogła być gwiazdą Jakuba,
wielkim światłem dwóch proroctw: Balaama i Izajasza?
A
czy sama masakra dokonana przez Heroda nie znajduje się w
proroctwach? „Krzyk się wznosi... Rachel opłakuje swoich
synów...”47
Powiedziano, że kości Rachel w jej grobie w Efrata będą jęczeć
i płakać, gdy – dzięki Zbawicielowi – przyjdzie nagroda dla
świętego ludu. Te łzy miały się wtedy zamienić w niebiański
uśmiech tak jak tęcza z ostatnich kropli wody po burzy, mówi: „Oto
dany wam jest czas spokoju”».
«Jesteś
bardzo uczony. Czy jesteś rabbim?»
«Tak,
jestem».
«Zauważyłem
to. W Twoich słowach jest światło i prawda. Ale mimo wszystko...
O! Jak wiele ran krwawi jeszcze na tej ziemi betlejemskiej z powodu
Mesjasza, prawdziwego czy fałszywego... Nie radziłbym Mu nigdy tu
wracać. Ta ziemia odrzuciłaby Go, jak odrzuca się potomka z
nieprawego łoża, z powodu którego umarły prawowite dzieci. A
nawet... jeśli to był On... umarł, ugodzony, razem z innymi».
«Gdzie
mieszka teraz Lewi i Eliasz?» [– pyta Jezus]
«Znasz
ich?» – mężczyzna jest podejrzliwy.
«Nie
znam ich. Nie znam ich twarzy, lecz są nieszczęśliwi, a Ja zawsze
współczuję nieszczęśliwym. Chcę ich odnaleźć».
«Hmm!
Będziesz pierwszym od prawie trzydziestu lat. Są wciąż pasterzami
na służbie jerozolimskiego bogacza z rodu Heroda, który
przywłaszczył sobie dobra wielu zabitych mieszkańców... Zawsze są
tacy, którzy korzystają! Znajdziesz ich wraz z ich stadami wysoko,
kierując się ku Hebronowi. Lecz dam Ci jedną radę. Uważaj, by
ludzie z Betlejem nie widzieli, że z nimi rozmawiasz. Mógłbyś
tego pożałować. Znosimy ich, bo... bo jest ten z rodu Heroda.
Gdyby nie to...»
«O,
nienawiść! Po co nienawidzić?» [– pyta Jezus]
«Ponieważ
to jest słuszne: oni wyrządzili nam zło».
«Sądzili,
że robią dobrze» [– mówi Jezus.]
«Wyrządzili
nam jednak zło i za to powinni otrzymać zło. Mieliśmy ich zabić,
tak jak zabijano [nasze dzieci] przez ich głupotę. Lecz najpierw
byliśmy osłupiali... a potem był ten z rodu Heroda».
«Więc
gdyby nie on, to po pierwszym odruchowym buncie – zresztą
zrozumiałym – zabilibyście ich?»
«Jeszcze
dziś byśmy ich zabili, gdyby nie strach przed ich panem».
«Człowieku,
mówię ci: wyzbądź się nienawiści. Nie pragnij zła. Tu nie ma
winy, a nawet gdyby była – wybaczaj. Wybacz w Imię Boże. Powiedz
to innym mieszkańcom Betlejem. Kiedy nienawiść opadnie z waszych
serc, Mesjasz przyjdzie i rozpoznacie Go, bo On żyje. Mówię to
wam: żył już wtedy, gdy miała miejsce masakra. To nie z winy
pasterzy lub mędrców, lecz z winy szatana dokonała się rzeź. Tu
urodził się dla was Mesjasz. Przyszedł przynieść światło ziemi
Swych ojców. On – Syn Matki Dziewicy, z rodu Dawida, w ruinach
domu Dawida – otwarł dla świata rzekę wiecznych łask. Otwarł
dla człowieka drogę życia...»
«Odejdź,
wynoś się! Precz stąd, zwolenniku tego fałszywego Mesjasza! On
musiał być fałszywy, bo przyniósł nieszczęście nam,
mieszkańcom Betlejem. Ty go bronisz, więc...»
«Ucisz
się, człowieku, jestem Judejczykiem i mam przyjaciół wysoko
postawionych. Będziesz żałował tej zniewagi» – [woła] Judasz
i rzuca się na wieśniaka, chwytając go za ubranie. Potrząsa nim
gwałtownie, rozpalony gniewem.
«Nie,
nie, odejdźcie stąd! Nie chcę mieć kłopotów ani z mieszkańcami
Betlejem, ani z Rzymem, ani z Herodem. Odejdźcie, przeklęci, jeśli
nie chcecie mieć po mnie pamiątki. Wynoście się!...»
«Chodźmy,
Judaszu. Nie reaguj. Pozostawmy go z jego niechęcią. Bóg nie
wchodzi tam, gdzie jest nienawiść. Chodźmy».
«Tak,
chodźmy, ale wy zapłacicie mi za to» [– krzyczy Judasz.]
«Nie,
nie, Judaszu. Nie można mówić w ten sposób. Oni są zaślepieni...
Będzie ich bardzo wielu na Mojej drodze!...»
Wychodzą
za Szymonem i Janem, którzy są już na zewnątrz i rozmawiają z
kobietą w kącie stodoły.
«Panie,
przebacz mojemu mężowi. Nie sądziłam, że źle zrobię... Masz,
weź je. (Podaje im jajka.) Zjesz je jutro rano. Są świeże,
dzisiejsze. Nie mam nic innego... Przepraszam... Gdzie będziesz
spał?»
«Nie
myśl o tym. Wiem, dokąd iść. Zostań w pokoju ze względu na
twoją dobroć. Żegnaj». (II, 37: 8 stycznia 1944. A, 4117-4131)
Jezus
stoi na tarasie przylegającym do murku, który go ogranicza. Jest
więc około dwóch metrów ponad placem. Z tyłu nie ma nic. Ta
świetlana pustka otacza Go całego niby aureolą, czyniąc jeszcze
bielszą Jego szatę z bardzo białego lnu. Jedynie ona Go okrywa,
gdyż płaszcz opadł z ramion, tworząc u Jego stóp coś w rodzaju
wielobarwnego piedestału. Z tyłu zieleń i zarośla – pozostałość
po tym, co było ogrodem Anny – tworzą tło, obecnie odosobnione i
pokryte ruinami.
Jezus
wyciąga ramiona. Judasz widząc Jego gest mówi:
«Nie
przemawiaj. To nieostrożne!»
Jednak
plac napełnia potężny głos Jezusa: «Ludzie Judy, ludzie z
Betlejem, posłuchajcie! Posłuchajcie, wy, niewiasty ziemi, która
dla Racheli była poświęcona! Posłuchajcie potomka Dawida, który
cierpiał, prześladowany. Uczyniony godnym, by skierować do was
słowo, mówi, by wam dać światło i pociechę. Posłuchajcie...»
Ludzie
przestają krzyczeć, kłócić się, kupować. Gromadzą się.
«To
jakiś rabbi!»
«Z
pewnością przychodzi z Jerozolimy».
«Kto
to jest?»
«Jaki
piękny mężczyzna!»
«Co
za głos!»
«Jakie
zachowanie!»
«Cóż,
przecież jest z rodu Dawida!»
«A
więc z naszego!»
«Posłuchajmy!
Posłuchajmy!»
Cały
tłum skupił się wokół schodów. Stają się one jakby trybuną.
«Powiedziane
jest w Księdze Rodzaju: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a
niewiastę... Ona zmiażdży ci głowę, a ty czyhać będziesz na
jej piętę...”48
Jest też powiedziane: „Pomnożę twoje cierpienia i twoją
brzemienność... a ziemia cierń i oset będzie ci rodziła...”49
To przekleństwo dla mężczyzny, niewiasty i węża.
Przybywszy
z daleka, by uczcić grób Racheli, usłyszałem w wieczornym
powiewie, w rosie nocy, w porannej skardze słowika, echo łkania
dawnej Racheli, powtarzane z ust do ust przez matki z Betlejem w
ciszy grobów lub w ciszy serc. Usłyszałem krzyk boleści Jakuba we
wdowcach, którzy nie mają już żon, bo zabił je ból... Płaczę
razem z wami. Lecz posłuchajcie, bracia tej samej ziemi. Betlejem –
jak mówi Micheasz – ziemia błogosławiona, najmniejsze z miast
Judy,50
lecz największe w oczach Boga i ludzkości, wywołało nienawiść
szatana. Stało się bowiem kołyską Zbawiciela. Zostało
przeznaczone na przybytek, nad którym spoczęła chwała Boga, Ogień
Boga, Jego Wcielona Miłość.
„Wprowadzam
nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę... Ona zmiażdży ci głowę,
a ty czyhać będziesz na jej piętę...” Jakaż nieprzyjaźń jest
większa od tej, która porywa się na dzieci – serce serca
niewiasty? A jakaż pięta jest silniejsza od pięty Matki
Zbawiciela? Oto dlaczego zupełnie naturalna była zemsta pokonanego
szatana, która skierowała go nie ku pięcie Matki, lecz ku sercu
matek.
O!
Jak wielka musiała być trwoga matek przed utratą zrodzonych
dzieci! O! Jak straszliwy ucisk ojców, z których poczęły się i
zrodziły dzieci, a którzy teraz nie mają już potomstwa. Rozraduj
się jednak, Betlejem! Twoja czysta krew, krew niewiniątek otwarła
ogniem i purpurą drogę Mesjaszowi...»
Tłum
– którego szemranie coraz bardziej zaczynało wzrastać od chwili,
gdy Jezus wspomniał Zbawiciela i Jego Matkę – ukazuje teraz
wyraźniej swoje wzburzenie.
«Zamilknij,
Nauczycielu – mówi Judasz – i odejdźmy stąd».
Jezus
jednak nie słucha go. Kontynuuje:
«...Mesjaszowi,
którego Łaska Boga Ojca ocaliła przed tyranami, aby zachować Go
dla ludu, dla jego ocalenia i...»
Jakaś
kobieta woła przejmującym głosem:
«Pięcioro,
pięcioro dzieci zrodziłam i nie ma już żadnego w moim domu! Ja
nieszczęsna!» – krzyczy histerycznie.
To
początek wrzawy. Inna [niewiasta] zwija się w prochu, rozdziera
szaty, ukazuje okaleczone piersi i krzyczy:
«Tu,
tu na tej piersi, zabili mi pierworodnego! Miecz rozciął mu głowę,
a równocześnie – moją pierś. O, mój Elizeuszu!»
«A
ja? A ja? To mój dom! Trzy groby w jednym. Strzeże go ojciec. Mąż
i dzieci, wszyscy razem! Tak, tak! Jeśli to był Zbawiciel, niech mi
zwróci dzieci, niech mi odda małżonka, niech mnie ocali od
rozpaczy, niech mnie zbawi od Belzebuba».
Wszyscy
wołają: «I naszych synów, naszych mężów, naszych ojców niech
nam odda, jeśli jest Zbawicielem!»
Jezus
daje znak rękami, nakazując ciszę.
«Bracia
Mojej ziemi, chciałbym przywrócić życie waszym dzieciom, tak,
przywrócić życie. Lecz powiadam wam: Bądźcie dobrzy, przyjmijcie
to. Przebaczcie, miejcie nadzieję, rozweselcie się ufnością,
cieszcie się pewnością. Już niebawem odnajdziecie wasze dzieci –
aniołów w Niebie, bo Mesjasz otworzy bramy Nieba. Jeśli będziecie
sprawiedliwi, śmierć będzie dla was Życiem, które przychodzi, i
Miłością, która powraca...»
«Ach!
Ty jesteś Mesjaszem? Powiedz to w imię Boże!»
Jezus
opuszcza ramiona w geście tak łagodnym, tak pełnym uczucia, jakby
chciał ich przytulić, i mówi: «Ja Nim jestem».
«Wynoś
się! Wynoś się stąd, to jest więc Twoja wina!»
Leci
kamień pośród gwizdów i wrzasków. Judasz ma piękną postawę...
Och, gdybyż zawsze był taki! Staje przed Nauczycielem –
wyprostowany na murze balkonu, z rozciągniętym płaszczem – i
przyjmuje bez lęku uderzenia kamieni, krwawi nawet. Woła do Jana i
Szymona: «Wyprowadźcie Jezusa za drzewa. Idźcie, na Niebo!»
A
do tłumu woła: «Wściekłe psy! Jestem ze Świątyni i doniosę na
was do Świątyni i do Rzymu».
Tłum
ogarnia przez chwilę lęk, lecz szybko [na nowo] podejmuje walkę,
rzucając kamieniami. Na szczęście celują źle. Judasz
niewzruszenie przyjmuje ten grad, odpowiadając tłumowi to obelgami,
to przekleństwami. Łapie nawet w locie jeden z kamieni i rzuca nim
w małego starca, który krzyczy jak sroka oskubywana żywcem z piór.
Ponieważ próbują zwalić jego piedestał, Judasz zeskakuje z murku
i łapie szybko suchą gałąź z ziemi. Wymachuje nią wokół
siebie, chłoszcząc bez litości plecy, głowy, ręce. Biegną
żołnierze i – grożąc włóczniami – torują sobie drogę.
«Kim
jesteś? Dlaczego ta bijatyka?»
«Jestem
Judejczykiem zaatakowanym przez ten tłum ludzi. Był ze mną pewien
rabbi, znany kapłanom. Mówił do tych psów. Oni zaś wybuchli i
napadli na nas».
«Kim
jesteś?»
«Judasz
z Kariotu. Wcześniej byłem w Świątyni, obecnie jestem uczniem
Rabbiego Jezusa z Galilei. Jestem przyjacielem faryzeusza Szymona,
saduceusza Giocany, radcy Sanhedrynu, Józefa z Arymatei i wreszcie –
co możesz sprawdzić – Eleazara, syna Annasza, wielkiego
przyjaciela prokonsula».
«Sprawdzę
to. Dokąd idziesz?»
«Z
przyjacielem do Kariotu, potem – do Jerozolimy».
«Chodź,
damy ci ochronę».
Judasz
daje żołnierzowi pieniądze. To – jak się wydaje – jest
zakazane, ale... przyjęte. Żołnierz chowa je szybko, kłania się
z szacunkiem i uśmiecha. Judasz zeskakuje ze swego podium. Biegnie
susami na przełaj przez nieuprawne pole i dołącza do towarzyszy.
«Jesteś
ranny?» [– pyta Jezus]
«To
nic, Nauczycielu, to dla Ciebie... poza tym też im odpowiedziałem.
Jestem chyba cały splamiony krwią...»
«Tak,
na policzku. Tutaj jest woda».
Jan
moczy kawałek tkaniny i myje policzek Judasza.
«Przykro
Mi, Judaszu, ale widzisz... Choć powiedzieliśmy, że jesteśmy
żydami, zgodnie z twym zmysłem praktycznym...»
«To
są zwierzęta. Sądzę, że się o tym przekonasz, Nauczycielu, i
nie będziesz już nalegał» [– mówi Judasz.]
«O,
nie! Nie ze strachu jednak, lecz dlatego, że w tej chwili to
bezużyteczne. Kiedy nas nie chcą, nie przeklinamy, lecz odchodzimy
modląc się za biednych szaleńców, którzy umierają z głodu, a
nie widzą Chleba. Chodźmy tą drogą na miejsce ustronne. Sądzę,
że odnajdziemy drogę do Hebronu... do pasterzy... jeśli ich
odnajdziemy».
«Aby
dać się zaatakować kamieniami?» [– pyta Judasz]
«Nie,
aby im powiedzieć: „To Ja”» [– odpowiada Jezus.]
«Ech!
To będzie chłosta!... Od trzydziestu lat cierpią z powodu
Ciebie!...» [– mówi Judasz]
«Zobaczymy».
Przechodzą
przez gęsty las, zacieniony i dający ochłodę. (II, 38: 9
stycznia 1945. A, 4131-4143)