środa, 28 lutego 2018

(39) Żywoty Świętych: Efrem Syryjczyk

Żywot Ś. Efrema diakona i starego Doktora
a w leciech Bazylemu wielkiemu równego,
pisany od Metafrasta i innych. Żył około roku Pańskiego, 368.1

   Urodził się ś. Efrem w mieście Nizybie, z rodziców Chrześciańskich – od których na naukę dany, wielce się w Piśmie Ś. i czytaniu jego kochać począł z młodości, i z nim zaraz we wszytkich cnotach Chrześciańskich urósł. Uczeń był i wychowaniec onego wielkiego Jakuba Biskupa Nizybu, i nie tylo nauki jego ale i świątobliwości dziedzicem został. Przywykł z lat młodych wielkim postom, niespaniu, na ziemi leganiu, ubóstwu, tak iż nigdy własnego mieć nic niechciał – w miłosierdziu, łaskawości, i w innych doskonałych Chrześciańskich obyczajach kwitnął. 2Miedzy innymi dary Bożymi, miał wielką naukę Pisma Ś. z której hojnie bliźnim pożytek zbawienny czynił. Powiadał sam o sobie, iż będąc małym w leciech, widział takie widzenie: a ono z języka jego wyrosło drzewo winne, a na nim wiele słodkich jagód, których wszyscy ptacy pożywali. A im więcej ich ubierali, tym więcej jagód przybywało. To się na nim znacznie wypełniło. Bo mu P. Bóg w Piśmie Ś. takie oświecenie i pomnożenie rozumu dawał, iż więcej do głowy przychodziło, niżli usty wymówić mógł. Chociaż był języka wymownego barzo, a słowa mu jako z rzeki woda z ust jego płynęły. I przeto drugdy do P. Boga mawiał – gdy mu barzo hojne rozumienia i rozrywki przychodziły: pohamuj Panie źrzódła łaski Twojej. Bo onej głębokości nauki, i bujnego płynienia jej, język już zdołać nie mógł – 3wszakże w piśmie swym które zostawił, częstokroć zaniechywając głębokości rozumienia więcej się bawi, na pokazaniu srogości sądu Bożego, wielkości grzechów naszych, prawej i potrzebnej skrusze – sam od siebie poczynając, grzechy swoje żałośnie wszędzie w piśmie swym opłakiwa – i drugim do tego przykład daje, a to nawięcej w serce wlepia. Jakoż był wielce sam u siebie niskim i prawie pokornym, a ku bliźniemu barzo miłościwym i łaskawym.
   A bojąc się aby sobie ludzkim towarzystwem bogomyślności nie ujął – 4więtszą część żywota swego na puszczy strawił – ludzkiemi czciami i tym czego świat pragnie gardząc, i sobie tego za nic nie mając – wszakże natchniony Duchem Ś. często do miasta dla nauki ludzkiej wychodził. Sam się też chcąc z towarzystwa i rozmowy ludzi pobożnych i w duchu Bożym pomnożonych w cnotach więtszych ubogacić. Czasu jednego chcąc wyniść z pustyniej do miasta Edessy – prosi P. Boga aby trafił na takiego człowieka, z którymby rozmówić mógł o rzeczach duchownych, ku zbudowaniu dusze swojej. I skoro w miasto wszedł, potka niewiastę. I zdumiawszy się na to, iż go P. Bóg nie wysłuchał, ale mu coś przeciwnego podał – pocznie na onę niewiastę patrzyć. A ona też oczy swe weń tak wlepi, iż ich spuścić z niego niechciała. Toż Efrem, chcąc do wstydu niewieście przystojnego onę przywieść, rzecze jej: nie wstyd cię na męża tak bezpiecznie patrzyć? A ona mu odpowie: 5Mnie nie dziw, iż ja z męża uczyniona na męża patrzę – ale tobie przystojniej, w ziemię raczej z którejeś uczynion, a niżli na mię patrzyć. To usłyszawszy Efrem, zdziwi się sprawie Bożej, i dziękować onej białejgłowie za naukę pocznie. A serce do Pana Boga obróciwszy, pochwali mądrość Bożą, iż ze złego, a tam gdzie się nie spodział duchowny mu pożytek uczynił.
   Potym po kila dni, czynił sobie jeść w gospodzie swej – a podle mieszkając druga niewiasta, i okienko na on plac gdzie sobie warzył ś. Efrem mając, pocznie nań bez wstydu onym oknem patrzeć. Szatan ją jako swoje naczynie na świętego, jako drugą na Jadama naprawił – a patrząc długo, rzecze niewstydliwa na śmiech: Błogosław mi ojcze święty. A Efrem obróciwszy się do niej, z oną nabożną i czci godną postawą i osobą, rzecze: Błogosławci P. Bóg. A mniemając żeby jej już zbył – a ona jeszcze w okienku trwając a niewstydliwie się śmiejąc, rzecze: Czegoć tam nie dostaje do twego obiadu? Odpowie święty: kamienia a gliny żebych to okienko którym patrzysz zalepił. A ona tym się nic nie wzruszając, więtszej jeszcze wszeteczności swej używać poczęła. A święty się wielce zawstydziwszy, pomyśli sobie: Jeśli diabeł ma na mię tak wiele wszeteczeństwa, najdę ja też nań z toż duchowieństwa. 6I rzecze niewieście: Jeśli chcesz co mieć, pódźże tam gdzie ja chcę. A ona ochotnie obiecała. A ś. Efrem rzecze: pódź na rynek w śrzód dnia. Ona to usłyszawszy, rzecze: ale to sromota, gdyby ludzie patrzali – z tego słowa jej, wziął święty przyczynę ukazować jej bojaźń Bożą, mówiąc: Patrz jaki jest rozum twój, oczy cię ludzkie od sprośności i grzechu twego, i wstyd ludzki odwodzi – a ono oko P. Boga twego i Aniołów i świętych Jego czystsze niżli ludzkie, a które wszędzie przez ściany widzi, a srodzej niżli ludzie karze, ukrócić cię i zawstydzić nie może? abyś takich złości przestała, o które i twoje sumnienie ustawicznie na cię woła, i wiecznymci potępieniem grozi? 7Na te słowa jako na jakiego piorunu trzaśnienie oczy swoje niewiasta spuściła – i w kąt do komory swej pobieżawszy, hojnie łzy wylewała, wstydząc się złości swoich – a widząc szkaradność swoję, i srogość karania Bożego nad sobą. I nie długo do świętego pokornie jako Magdalena do nóg jego przyszła prosząc – aby jej drogę do pokuty ś. ukazał. A Efrem nauczywszy ją bojaźni Bożej, do klasztoru ją miedzy pokutujące wprawił. Tak mu się powiodło, gdy te dwie wszetecznice w mieście nalazł – z jednej wziął duchowny pożytek, a druga przezeń zbawienie odniosła – co sprawiwszy, poszedł zasię na pustynią.
   Gdzie słysząc o ś. Bazylim wielkim nazwanym – myślił sobie, coby to był za człowiek taki – 8i ujźrzy w widzeniu słup ognisty od ziemie aż do nieba, a głos wołający: To jest Bazyli – i gdy k sobie przyszedł – szedł do Kappadocjej oglądać ś. Bazylego. I trafił do Cezareej na święto trzech Królów, ujźrzy ś. Bazylego w kościele miedzy wielkim pocztem kapłanów, jako Biskupa ubranego i uczczonego – i zdał mu się być człowiekiem świeckim a pompę miłującym. I pomyśli sobie, próżnom się ja zatłukł – tenby to miał być słupem onym ognistym? Ale gdy kazać począł ś. Bazyli – ujźrzy z ust jego jako ogień wychodzący, i dopiero pomyśli, iż inaksze w nim jest serce a niżli się na wierzchu zda. Po kazaniu Bazyli ś. z objawienia Bożego o nim w kościele wiedząc, wołać go do siebie diakonowi, i imieniem mianować u drzwi stojącego, kazał. Na co się zdziwi Efrem. A widząc iż Bazyli ma Ducha Bożego, szedł, i z jego ręku ciało Boże wziął. Potym go Bazyli ś. puścić niechciał od siebie, aż go diakonem i potym kapłanem poświęcił. 9Acz kapłaństwa prze wielką pokorę swoję, i uczciwość ku straszliwej ofierze, nigdy sprawować niechciał, jedno kazania z wielkim pożytkiem ludzkim czynił i pisał.
   Wiele się potym do niego uczniów zeszło, którym duchownych skarbów użyczał, jako dobry szafarz darów Bożych. Modlitwę jego sama nauka rozrywała – w której miał wielki dar skruszenia, i płakania. Mało sypiając czuł we dnie i w nocy, na sąd się Boży, w którym miał częste rozmyślania, oglądając – 10w ubóstwie się wielce kochał, tak iż sam o sobie w swym testamencie mówi: Efrem nigdy nie miał ani złota, ani srebra, ani kalety. Bo dobrego mistrza słuchał mówiącego: Nic nie osięgawajcie na ziemi. 11W pokorze był doskonały. Gdy go kto chwalił, nie tylo tego nie przypuszczał, ale się też o to gniewał jako drudzy się gniewają, gdy się z nich kto śmieje – wnet oczy w ziemię obracał, a twarz wstydem mienił, mieniąc się zawżdy być grzesznym barzo człowiekiem. Na testamencie swym polecał, aby go nie grzebli w kościele, ani jego ciała czym drogim nie pokrywali.
   12Heretykami wielce się brzydził, i mawiał o nich – iż jako wściekli psi na swe się gospodarze targają, tak oni na swego Pana, i na matkę Kościół święty, z której się urodzili. A powiadał: 13jako drzewo stare ze pnia wycięte, trudno ma zakwitnąć – tak kacermistrz trudno się nawrócić do Katolickiej wiary ma - rychlej, powiada, czarta zaklniesz, niżli syna złości i Apostatę, na dobre namówisz. Na on czas Apollinaris heretyk barzo uczony, kościelną jedność targał – swój rozum i wiek aż do starości, i wszytkę pracą na to obracając, aby Kościół Boży psował. I napisał był wiele ksiąg szkodliwych przeciw prawdzie Katolickiej – a zwłaszcza dwoje miał, jako skarb swoim wszytkim przeciw Katolikom wojnom. O których gdy się ś. Efrem dowiedział, iż się ich swojej nierządnicy zwierzył – bieżał do miasta, i mądrze a ostrożnie znajomość z oną jego niewiastą wziął – chcąc onę liszkę rozumem ułowić. I pomału mu dufać ona niewiasta pocznie. A on ksiąg od niej onych na przepisanie prosił. A mniemając niewiasta żeby był uczniem Apollinarowym, dała mu ku przepisaniu – prosząc aby je prędko wrócił. 14A on wziąwszy księgi, karty wszytkie w nich jednę do drugiej pokliił – tak iż się żadna otworzyć osobnie nie mogła. I gdy czas przyszedł, oddał księgi. Niewiasta w nie nie patrząc, na swe miejsce położyła. I trafiło się że Apollinara już starego Katolicy na dysputacją powabili. Gdy mu rzeczy i pamięci jako staremu nie zstało – chciał na dysputacjej z onych ksiąg na dowody się zdobywać – aż gdy otworzył, a jako drewno jedno tak zlepione karty znalazł – zawstydziwszy się wstał, i z sromotą swoją, a z Katolicką sławą, poszedł. Potym od wstydu i frasunku rychło zdechł. A Efrem ś. chwalebny i dziwny testament napisawszy, i w nim wielkie nauki, godne pilnego przeczytania, uczniom swym zostawiwszy, na ich ręku dobrze stary w leciech świata tego kończąc Panu Bogu ducha oddał – z wielkiej a niewymownej świątobliwości żywota i nauki światu wszytkiemu znajomy – którego modlitwami, daj nam Jezu Chryste przez mękę Twoję, cnót jego naśladowanie – który z Ojcem i z Duchem Świętym królujesz na wieki. Amen.

Nauka ś. Efrema, kacerstwom dzisiejszym przeciwna.

   Tak dawny, tak święty Doktor ten, Katolicką naukę, i tę którą podaje Kościół Rzymski, po wszytkich pismach swoich rozsiał. Acz nas nie wszytkie doszły, wszakże z tego co jest z Syrijskiego i Greckiego języka przełożono – dosyć się dostatecznie pokazuje starowieczność Apostolska, i powszechność nauki Kościoła Rzymskiego.
   151. Bóstwa Chrystusowego i Trójce Świętej jednego nieogarnionego Boga, wielkim jest i nabożnym wszędzie wyznawcą, a zwłaszcza Homil. de transfiguratione Dom. Et in sermone de Laudibus sanctissimae Dei Matris.
   162. O prawdziwym ciele Bożem w Sakramencie tak mówi, jakoby właśnie na Zwingliany pisał: Lib. de eis qui naturam Filii Dei scrutari volunt, cap. 4. Oko, powiada, wiary gdy się w sercu czyim jaśnie oświeci, na Baranka Bożego szczerze patrzy – który za nas zabity jest, i darował nam ciało swe święte i niepokalane, abyśmy go ustawicznie używali, a jego uczestnictwo, zstawało się nam grzechów odpuszczenie. I niżej cap. 5. 17Czemu się badasz o rzeczach niewybadanych? Jeśli to dwornie rozbierać chcesz? już nie będziesz zwan wierzącym, ale wszytko wiedzieć chcącym. Bądź wiernym a nie niewinnym. Używaj niepokalanego ciała Pana twego w wierze zupełnej – pewien będąc, iż samego Baranka zupełnie pożywasz. 18Ogniem nieśmiertelnym tajemnice są Chrystusowe. Nie szperzże w nich upornie, abyś się w ich używaniu nie spalił. Abraham Patriarcha niebieskim Aniołom ziemskie dał potrawy, i jedli je – wielki to cud zaprawdę, gdy patrzał iż oni duchowie, nie cieleśni, mięśnych potraw na ziemi używali. Ale daleko wszystko podziwienie, wszystkę mowę i myśl naszę przechodzi – co nam jednorodzony Syn, Jezus Zbawiciel nasz, uczynił – ogień i ducha nam dając, ku pożywaniu i napoju, nam ciałem obleczonym – to jest ciało i krew swoję.
   193. Iż Święci królują w niebie, i my ich słusznie o przyczynę wzywamy, tak mówi Serm. de laudibus Sanctorum mart. Prosimy was, prawi, błogosławieni męczennicy, którzyście dla Pana Zbawiciela naszego, i prze zamiłowanie Jego, dobrowolnie i ochotnie męki podjęli, i przeto teraz jako domownicy Jego, złączeni z Nim jesteście – 20abyście się za nami nędznymi i grzesznymi do Pana wstawili, aby przyszła na nas łaska Chrystusowa, któraby serca nasze, promieniem miłości oświeciła – abyśmy Go z całego serca miłować mogli. Wy jesteście prawie szczęśliwi i przechwalebni, które Aniołowie i ludzie zgodnie wysławiają.
   214. O Pannie przeczystej Matce Bożej, toż i jeszcze daleko więcej trzyma, gdy Jej takie nazwiska daje, in oratione de laudibus sanctissimae Virginis: Zdrowa bądź, nawróconych Ucieczko, męskiej i niewieściej płci Opiekalniczko, Pośredniczko przenachwalebniejsza, i wszytkiego świata Jednaczko. I na drugim miejscu tak mówi: in oratione ad sanctissimam Dei genetricem22 Niepokalana, nieskażona, przeczysta Dziewico, mnie złośliwego grzesznika nie odmiataj proszę – ale tak jakoś jest Matka przełaskawego Pana mego, mnie grzesznego łaskawie i moję plugawą z nieczystych ust modlitwę przyjmi – a Twego Syna, Pana mego i Boga mego, z łaskawej Twej macierzyńskiej szczodrobliwości, za mną racz prosić, aby mi też ony łaskawe swego miłosierdzia wnętrzności otworzył, a mnie, nie pomniąc na grzechy moje, do pokajania przywieść raczył.
   235. O świętach, iż się na pamiątkę Świętych, obchodziły: Lib. de vera Poenitentia, cap. 2. tak mówi: Gdy obchodzim pamiątkę Świętych, wspominamy na chore i wdowy – &c.
   246. O czczeniu kości ich tak wspomina: Sermone de laudibus Martyrum Owo lud sławi tego, który was (śś. męczennicy) ukoronował, i z wielkim weselem stoi, około kości waszych – chcąc otrzymać błogosławieństwo, i odnieść duszne i cielesne lekarstwo. I niżej: 25Ja, powiada, nieudolny wziąwszy siłę z waszej wysługi i modlitwy śpiewałem wszytkim nabożeństwem serca mego, przed świętymi kościami waszemi, pieśni chwały i sławy waszej.
   267. O jedności Kościoła Bożego, tak naucza, Lib. de vera poenitentia cap. 3. Krzyż, powiada, Pański od wschodu słońca i zachodu, od południa i pułnocy, skupił narody w jeden Kościół, w jednę wiarę, i jedną głową w miłości jej spoił.
   278. O Piotrze ś. trzymał: Sermone de transfiguratione Domini – iż na nim jest zbudowany Kościół, gdy tak mówi, imieniem Chrystusowym: Jeśli tu na tej górze zostaniem, a jako się to spełni, com rzekł? A jako na tobie Kościół zbudowany będzie?
   289. O znaku Krzyża świętego tak naucza: Lib. de vera poenitentia, cap. 3. Malujmy na drzwiach, i stawmy na czołach naszych, na uściech i na piersiach, i na wszytkich członkach, ożywiające znamię Krzyża świętego. Bo jest zwyciężca śmierci, wiernych nadzieja, światłość świata, wrotny Rajski, zburzyciel kacerstwa. 29To uzbrojenie noś, Chrześcianinie, we dnie i w nocy, na każdy czas i godzinę, na wszelkim miejscu nic bez niego nie czyń, śpiąc i czując, jadąc, sprawując – &c. Tym członki sobie obmuruj, a złe się do ciebie nie przybliży. Gdy ten znak mocy piekielne ujźrzą, drżą i przestraszone uciekają.
   3010. O czystości cielesnej, i chowaniu dziewictwa, napisał kazanie: Sermone de Virginitate, w którym skoro na przodku, nad małżeństwo przekłada dziewictwo, z nauki Apostoła ś. Pawła. O dziewictwie, powiada, i poświęceniu dusze Paweł Apostoł, wyborny rajca, nas upomina wszytkich – i rozumie iż dziewiczy stan wszelkie ludzkie wysługi przechodzi, i nad świat wynosi. Bo kto ma żonę, mówi, stara się aby się podobał żenie – ale kto w dziewictwie trwa, stara się jakoby się Bogu podobał. Staranie ono wiedzie do karania, a to dowiedzie do żywota. Błogosławiony który pilnie chce się podobać Panu Bogu, a ciało swe bez skazy i zmazania, aby było czystym kościołem Chrystusowi.
   3111. O zarzekania się szatana i grzechów jego na Chrzcie tak mówi: Lib. de extremo iudicio, cap. 5. Spytają, powiada, na sądzie Bożym, o Królewskim znaku (Krzyża ś.) od tego czasu jakoś Katolicki Kościół, i prawą wiarę naszę, przez Chrzest przyjął, pytać będą, jeśliś wiarę niepokalaną zachował, i pieczęć nienaruszoną, i suknią niezmazaną, wedle onego pięknego wyznania, w którymeś mówił: Zarzekam się ciebie szatanie, i wszytkich spraw twoich. To zarzekanie piszą Aniołowie przy Chrzcie, i upominać się go u nas będą.
   3212. O kacerstwie tak mówi Lib. de vera poenitentia: Biada tym którzy świętą wiarę kacerstwem zmazali – i heretykom przyzwalali.

   33Za obrok przywiodę słowa jego, o sądzie Bożym straszliwym. Bo są barzo ku zbudowaniu służące, i z wielkim nabożeństwem pisane. Płakanie swoje o dniu sądnym takie napisał – De die iudicii lamentatio. Pilny a ścisły sąd, prawi, i sprawiedliwy Sędzia, a straszliwa stolica Jego przed nami, duszo moja – pozwani do prawa, staniem nadzy i odkryci – tam pieniądze nie pomogą, ani moc królewska obroni, ale wszytko sprawiedliwemi dowody uznano będzie. O jako to dzień ten będzie przewinionym straszliwy, gdy Bóg na prawie zasiędzie. Staną ci co na nas żałować będą, ukazując nam uczynki nasze, i tajemnych pilnie szukając. O jaki tam postrach. Przeto upamiętaj się duszo moja, a opłakuj złości swe póki z świata nie zejdziesz, aby cię śmierć znagła nie zaszła. Już po śmierci pokuty nie masz – uschną łzy a język zaniemieje, jako pisano jest: Nie masz w piekle pokucie miejsca. Czemużeś tak skłonny do ziemie człowiecze? Obróć się a wzgórę się podnieś, podejmie cię łaskawy i ludzki Chrystus. Panie Boże miłosierny i dobrotliwy, pokaż tę łaskę na mnie. Bądź miłościw a obroń duszę moję, dla którejeś na krzyżu wisieć raczył. Amen. 34I na drugim miejscu – Lib. de iudicio extremo, cap. 1. Nikt nam na on czas nie pomoże, jedno żywot święty a uczynki dobre, które stąd poniesiem – wzdryga się serce moje, i tają lędźwie moje, gdy wspomnię, iż się myśli nasze i słowa i uczynki, na on dzień sądny, odkryć mają. I indziej cap. 4. de vera poenitentia: O jakie będzie łykanie i nędzne płakanie gdy na oczy widzieć będziem – z jednej strony niewymowne królestwo niebieskie – z drugiej wieczne męki i piekło – a we śrzodku ludzki naród wszytek – od Adama aż do ostatniego człowieka – gdy wszyscy padną na twarzy swe kłaniając się, a jeszcze nie wiedząc, gdzie się kto dostanie, wszyscy oczy na ziemię spuszczą, prze wielką bojaźń i oczekawanie troskliwe. 35I niżej: cap. 8. tedy się rozdzielą i pójdą na drogę, z której się już na wieki nie oglądają – Biskupi od Biskupów, towarzysze od towarzyszów, &ć. Królowie jako dzieci płakać będą, a pożoną je, jako niewolniki. Wzdychać będą Książęta, bogaci, a niemiłosierni – nago idąc, zewsząd opuszczeni – tam i sam się oglądając, stroszczą się szukając pomocy – ale próżno – a krótko mówiąc: srodzy czarci popychać ich będą, bijąc je i biczując, wyjąc i zgrzytając zębami nad nimi. 36A oni się nazad obracać będą, żeby jako ujźrzeć mogli ono miejsce, i radość od której je wyganiają – i ujźrzą światłość onę niewymowną, rajskie rozkoszy, i wielkie państwa, i upominki, które Święci od Króla chwały odnieśli. Miedzy któremi ujźrzą swoje powinowate i towarzysze, i będą nędznie narzekać, i płakać – aż pomału idąc odłączeni będą od swoich znajomych, i od Boga – i tam zajdą, gdzie się już nazad obrócić, i patrzyć na onę radość i szczerą światłość Świętych, nie będą mogli – i przybliżą się na ono miejsce smutku i boleści, gdzie im wieczne męki zgotowane są. 37Tam je zasię odłączają, i jednego rozsadzają od drugiego, naznaczając i ukazując każdemu rozmaite męki wedle zasługi jego. Et cap. 7. ibidem – Tam jako który zgrzeszył, tak karan będzie – inaczej matacz, inaczej krzywoprzysiężca. A kto nienawidzi brata swego, z czarownikiem i mężobójcą karan będzie. A kto się kacerstwem pomazał, usłyszy: Porwi niezbożnika, aby nie patrzał na chwałę Bożą. Toć są słowa tego Świętego, z których daj nam Panie Jezu Chryste, pojąć przyszłą srogość Twoję, abyśmy nie mieszkając do niniejszej łaski w pokucie się uciekali.
   Jeszczem i tego nakoniec zamilczeć niechciał, co o tym świętym Efremie napisał Sosomenus w kościelnej swej historiej,38 bo rzecz jest ucieszna, i ku dobremu przykładu walczenia z namiętnościami naszemi służy. Był, powiada, ten ś. Efrem z przyrodzenia gniewliwy, i dla tego na pustynią wychodził, aby go kto gniewliwym nie widział, a przyczyny do gniewu nie miał. 39Jednego dnia gdy kila dni pościł nie jedząc, kazał sobie, słudze abo uczniowi swemu jeść uczynić – a on uwarzywszy, i niosąc do niego, potrawę na ziemię upuścił i garniec stłukł – co gdy obaczył ś. Efrem, w gniewie się tak ujął i zwyciężył, iż rzekł śmiesznie do sługi onego: niechciał ten garniec z potrawą przyść do nas, a my do niego pódźmy – i siadszy nad onemi skorupami, jadł to z ziemie co się uwarzyło. Tom dlatego przywiódł – abyśmy wiedzieli, jako mówi ś. Ambroży, iż się Święci nie rodzili z cnotami, ale na nie także robili, a złe skłonności swe, pilnością i pracą z siebie pełli, i ogród serca swego także z Adama zarażony, w pocie czoła swego czyścili.

1  IIII. Februar. Lutego. Mart. R. 1. Februa.
Nauka Pisma Ś. w Efremie.
Na czym się więcej Doktor kościelny bawić ma.
Na puszczy mieszkanie.
Nierządnice do Efrema słowo.
Rozmowa Efrema ś. z nierządnicą.
Pokuta nierządnice.
Widzenie ś. Efrema o Bazylim ś.
Kapłańskiego urzędu prze pokorę sprawować niechciał.
10  Ubóstwo ś. Efrema.
11  Pokora wielka.
12  Heretykami jako się brzydził ś. Efrem.
13  Trudne nawrócenie heretyka.
14  Co czynił heretyckim księgom, i jako je ułowił ś. Efrem.
15  1. O Bóstwie Chrystusowym i Ś. Trójcy.
16  2. O prawdziwym ciele Bożym w Sakramencie.
17  Niewybadane rzeczy w Sakramencie.
18  Cudo w Sakramencie, iż samego Baranka pozywamy tu w ciele będąc.
19  3. Święci w niebie królują.
20  Wzywanie Świętych.
21  4. Wzywanie i wielkie tytuły Matki Bożej.
22  U Skargi (w obu wydaniach: 1598, 1605) błędnie genitricem. Przyp. J.Sz.
23  5. O święceniu świąt Świętych.
24  6. O kościach świętych.
25  Wysługa i modlitwy śś. są nam pomocne.
26  7. O jedności Kościoła ś.
27  8. Na Pietrze ś. zbudowany Kościół.
28  9. O znaku krzyża ś.
29  Czarci się boją znaku krzyża świętego.
30  10. O czystości i dziewictwie.
31  11. O zarzekaniu przy Chrzcie.
32  12. O kacerzach.
33  Obrok duchowny.
34  Straszliwy dzień sądny.
35  Rozdział na dniu sądnym.
36  Potępieni oglądają radość i królestwo ś. na więtszą żałość.
37  Różne męki w piekle na każdy grzech.
38  Lib. 3. cap. 16.
39  Z gniewem wojna.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski

wtorek, 20 lutego 2018

Dojścia

Jeśli jesteś sama
w swoim pokoju
możemy wymienić słowa
i wymienić dotyki
jeśli jesteś sama

jeśli masz towarzystwo
pozostają nam jeszcze znaki
ostatnie tratwy łączności

poniedziałek, 19 lutego 2018

(86) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Wskrzeszenie młodzieńca

   11 Wkrótce potem udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a podążali z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. 12 Gdy przybliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego – jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. 13 Na jej widok Pan zlitował się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz». 14 Potem przystąpił, dotknął się mar – a ci, którzy je nieśli, przystanęli – i rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!» 15 A zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. 16 Wszystkich zaś ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: «Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg nawiedził lud swój». 17 I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie. (Łk 7,11-17)

   11 Καὶ ἐγένετο ἐν τῷ ἑξῆς ἐπορεύθη εἰς πόλιν καλουμένην Ναῒν καὶ συνεπορεύοντο αὐτῷ οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ καὶ ὄχλος πολύς. 12 ὡς δὲ ἤγγισεν τῇ πύλῃ τῆς πόλεως, καὶ ἰδοὺ ἐξεκομίζετο τεθνηκὼς μονογενὴς υἱὸς τῇ μητρὶ αὐτοῦ καὶ αὐτὴ ἦν χήρα, καὶ ὄχλος τῆς πόλεως ἱκανὸς ἦν σὺν αὐτῇ. 13 καὶ ἰδὼν αὐτὴν ὁ κύριος ἐσπλαγχνίσθη ἐπ’ αὐτῇ καὶ εἶπεν αὐτῇ· μὴ κλαῖε. 14 καὶ προσελθὼν ἥψατο τῆς σοροῦ, οἱ δὲ βαστάζοντες ἔστησαν, καὶ εἶπεν· νεανίσκε, σοὶ λέγω, ἐγέρθητι. 15 καὶ ἀνεκάθισεν ὁ νεκρὸς καὶ ἤρξατο λαλεῖν, καὶ ἔδωκεν αὐτὸν τῇ μητρὶ αὐτοῦ. 16 ἔλαβεν δὲ φόβος πάντας καὶ ἐδόξαζον τὸν θεὸν λέγοντες ὅτι προφήτης μέγας ἠγέρθη ἐν ἡμῖν καὶ ὅτι ἐπεσκέψατο ὁ θεὸς τὸν λαὸν αὐτοῦ. 17 καὶ ἐξῆλθεν ὁ λόγος οὗτος ἐν ὅλῃ τῇ Ἰουδαίᾳ περὶ αὐτοῦ καὶ πάσῃ τῇ περιχώρῳ. (Łk 7,11-17)

   Nain musiało mieć pewne znaczenie w czasach Jezusa. Nie jest bardzo duże, ale dobrze zbudowane, zamknięte pasem murów, rozciągnięte na niskim uśmiechniętym wzgórzu, odgałęzieniu małego Hermonu. Panuje z wysokości swej równiny, bardzo żyznej, która rozpościera się w kierunku północno-zachodnim. Idąc od Endor dochodzi się tam, przechodząc przez rzeczkę, która zapewne jest dopływem Jordanu. Samego Jordanu jednak stąd nie widać ani jego doliny, bo zakrywają go wzgórza, tworząc łuk w kształcie znaku zapytania w kierunku wschodnim. Jezus kieruje się tam główną drogą, łączącą region jeziora z Hermonem i jego okolicami. Za Nim idą liczni mieszkańcy Endor, rozmawiając bez przerwy między sobą. Odległość oddzielająca grupę apostołów od murów jest teraz bardzo mała: najwyżej dwieście metrów. Stąd główna droga prowadzi przez bramę prosto do miasta. Brama jest otwarta na oścież, bo jest dzień, i można zobaczyć, co się dzieje za murami. I tak Jezus – który rozmawiał z apostołami i nowo nawróconym – widzi orszak pogrzebowy, nadciągający pośród wielkiego hałasu płaczek i całej orientalnej pompy. Wielu pyta:
   «Pójdziemy popatrzeć, Nauczycielu?»
   Wielu mieszkańców Endor śpieszy się, aby zobaczyć.
   «Chodźmy» – mówi Jezus z wyrozumiałością.
   «O! To musi być dziecko. Widzisz, ile kwiatów i wstęg jest na noszach?» – mówi Judasz z Kariotu do Jana.
   «Może to była jakaś dziewica?» – odpowiada Jan.
   «Nie. Sądząc po kolorach, jakie położono, to był z pewnością młody chłopak, poza tym nie ma mirtów...» – mówi Bartłomiej.
   Orszak pogrzebowy wychodzi za mury. Nie można zobaczyć, co jest na noszach, trzymanych wysoko na ramionach niosących. Jedynie dostrzegając kształt można się domyślić, że jest tam ciało w opaskach i okryte całunem. Można też odgadnąć, że jest to ciało kogoś, kto już osiągnął pełnię rozwoju: jest bowiem długie jak mary.
   Z boku idzie kobieta zasłonięta welonem, podtrzymywana przez krewnych lub przyjaciółki. Płacze. To jedyny autentyczny płacz w całej tej pełnej lamentu komedii. Gdy kamień napotkany przez niosącego, wyrwa lub nierówność powoduje potrząsanie marami, matka jęczy:
   «O, nie! Idźcie ostrożnie! Tak bardzo cierpiało moje dziecko!»
Podnosi drżącą rękę, aby pogłaskać brzeg noszy. Nie mogąc nic więcej uczynić, całuje falujące płótna i wstęgi, które – powiewając na wietrze – muskają nieruchomą sylwetkę.
   «To matka» – mówi Piotr pełen smutku. Przełyka łzę, spadającą z oka bystrego i dobrego. Nie jest jedynym, którego wzrusza ta udręka. Zelota, Andrzej, Jan i nawet zawsze wesoły Tomasz też mają w oczach łzy. Wszyscy, wszyscy są wzruszeni. Judasz Iskariota szepcze:
   «O, gdybym to był ja – biedna moja matka...»
   Jezus, w którego oczach maluje się niesłychana słodycz, tak jest głęboka, kieruje się w stronę noszy. Matka łka mocniej, orszak bowiem zakręca w stronę grobu. Widząc, że Jezus chce dotknąć mar, odsuwa Go gwałtownie. Nie wiadomo, czego się boi w swoim obłędzie. Krzyczy:
   «Jest mój!» – patrzy na Jezusa błędnymi oczyma.
   «Wiem o tym, matko. Należy do ciebie».
   «Jest moim synem, jedynym! Dlaczego umarł? Był dobry i kochany, był dla mnie, wdowy, pociechą. Dlaczego?»
   Tłum płaczek wzmaga swój opłacony lament, aby wtórować matce, która mówi dalej:
   «Dlaczego on, a nie ja? Nie jest słuszne, by ten, kto zrodził, widział śmierć swego dziecka. Dziecko powinno żyć. W przeciwnym razie czemu miałoby służyć rozdzieranie się łona, żeby wydać na świat człowieka?»
   Bezlitośnie uderza się w brzuch, zrozpaczona.
   «Nie rób tak! Nie płacz, matko».
   Jezus ściska mocno jej ręce i trzyma je w Swojej lewej dłoni. Prawą – dotyka mar i mówi niosącym:
   «Zatrzymajcie się i połóżcie nosze na ziemi».
   Niosący słuchają, opuszczają mary, które stoją na ziemi wsparte na czterech nogach. Jezus chwyta całun okrywający zmarłego i odrzuca go do tyłu, odkrywając zwłoki. Matka wykrzykuje swój ból, wzywając imienia syna. Wydaje mi się[, że woła]:
   «Danielu!»
   Jezus, trzymając ciągle ręce matki w Swojej dłoni, prostuje się, okazały w blasku Swego spojrzenia. Z obliczem [zapowiadającym] najpotężniejsze cuda i opuszczając prawicę, nakazuje całą potęgą Swego głosu:
   «Młodzieńcze! Tobie mówię: wstań!»
   Zmarły – tak jak jest, w swych opaskach – podnosi się i siada na noszach i woła: «Mamo!»
   Woła głosem niewyraźnym i przestraszonym, jak przerażony malec.
   «Należy do ciebie, niewiasto. Zwracam ci go w imię Boże. Pomóż mu się wydobyć z całunu. Bądźcie szczęśliwi».
   Jezus chce się wycofać. Ale gdzie! Tłum Go przygniata do mar, na które rzuciła się matka. Niewiasta gwałtownie porusza rękami pomiędzy bandażami, aby usunąć je szybko, bardzo szybko, jak najszybciej, pośród lamentu dziecka, które płacząc powtarza:
   «Mamo! Mamo!»
   Zdjęto całun, rozwiązano opaski. Matka i syn mogą się objąć. Czynią to nie zważając na balsamy. Potem matka usuwa je z kochanej twarzy, kochanych rąk, przy pomocy bandaży. Następnie, nie mając nic do ubrania, matka zdejmuje płaszcz i otacza nim dziecko. Wszystkiemu towarzyszą pieszczoty... Jezus patrzy na nią... patrzy na rozgorączkowaną grupę, przyciśniętą do krawędzi noszy już nie żałobnych, i płacze. Judasz Iskariota zauważa ten płacz i pyta:
   «Dlaczego płaczesz, Panie?»
   Jezus odwraca się do niego i mówi:
   «Myślę o Mojej Matce...»
   Ta krótka rozmowa sprawia, że niewiasta zwraca się do swego Dobroczyńcy. Bierze za rękę syna i podtrzymuje go – bo wygląda on tak, jakby jego członki były jeszcze odrętwiałe – i klęka mówiąc:
   «Także ty, mój synu, błogosław tego Świętego, który przywrócił cię życiu i twojej matce».
   Pochyla się, ażeby ucałować szatę Jezusa. Tłum tymczasem wyśpiewuje ‘hosanna’ Bogu i Jego Mesjaszowi. Został już rozpoznany, gdyż apostołowie i mieszkańcy Endor obarczyli się misją poinformowania, kim jest Ten, który dokonał cudu. I cały tłum teraz woła:
   «Niech będzie błogosławiony Bóg Izraela. Błogosławiony Mesjasz, Jego Posłaniec! Błogosławiony Jezus, Syn Dawida! Wielki Prorok powstał pośród nas! Bóg naprawdę nawiedził Swój lud! Alleluja! Alleluja!»
   W końcu Jezus mógł wymknąć się ze ścisku i wejść do miasta. Tłum idzie za Nim, ściga Go, wymagający w swojej miłości. Nadbiega jakiś człowiek i kłania się głęboko.
   «Proszę Cię, abyś zatrzymał się w moim domu».
   «Nie mogę. Pascha zabrania mi jakichkolwiek postojów, prócz tych, które postanowił [Ojciec]»
   «Za kilka godzin będzie zachód i piątek...»
   «Właśnie przed zachodem słońca muszę dojść do Mojego celu. Dziękuję ci, ale nie powstrzymuj Mnie.»
   «Jestem przewodniczącym synagogi».
   «I chcesz przez to powiedzieć, że masz do tego prawo. Człowieku, wystarczyłoby, że spóźniłbym się o godzinę, a ta matka nie odzyskałaby syna. Idę tam, gdzie inni nieszczęśliwi czekają na Mnie. Nie opóźniaj przez egoizm ich radości. Przybędę z pewnością innym razem i pozostanę z tobą, w Nain, więcej dni. Teraz pozwól Mi odejść».
   Mężczyzna nie nalega więcej. Mówi tylko:
   «Rzekłeś. Będę czekał na Ciebie».
   «Tak. Pokój niech będzie z tobą i z mieszkańcami Nain. Również wam, z Endor, pokój i błogosławieństwo. Powróćcie do waszych domów. Bóg przemówił do was przez cud. Niech mocą miłości dokonają się w was tak liczne zmartwychwstania dla Dobra, jak liczne są serca».
   Ostatni chór ‘hosanna’. Potem tłum pozwala odejść Jezusowi, który przechodzi przez miasto i wychodzi w kierunku wioski, ku równinie Ezdrelonu. (III (cz. 1-2), 50: 14 czerwca 1945. A, 5340-5345)

   Naim doveva avere una certa importanza ai tempi di Gesù. Non è molto vasta, ma ben costruita, chiusa dentro la sua cinta di mura, stesa su una bassa e ridente collina, una propaggine del piccolo Hermon, dominante dall'alto sulla pianura fertilissima che si spiega in direzione nord-ovest. Vi si giunge, venendo da Endor, dopo avere valicato un fiumicello che certo è affluente del Giordano. Però da qui il Giordano non si vede più, e neppure la sua valle, perché delle colline lo celano facendo un arco a punto interrogativo verso est. Gesù vi si dirige per una via maestra che congiunge le regioni del lago all'Ermon e ai suoi paesi. Dietro di Lui camminano molti abitanti di Endor parlando fitto fitto fra di loro. La distanza che separa il gruppo apostolico dalle mura è ormai molto breve: un duecento metri al massimo. E, posto che la strada maestra va diretta ad immettersi per una porta in città, e la porta è spalancata essendo giorno pieno, si può vedere quanto avviene immediatamente al di là delle mura. E’ così che Gesù, che parlava con gli apostoli e col nuovo convertito, vede venire, fra un grande fracasso di piangenti e simili apparati orientali, un corteo funebre.
   «Andiamo a vedere, Maestro? » dicono in molti. E già fra i cittadini di Endor molti si sono precipitati a vedere.
   «Andiamo pure» dice Gesù condiscendente.
   «Oh! deve essere un fanciullo, perché vedi quanti fiori e nastri sulla barella?» dice Giuda di Keriot a Giovanni.
   «Oppure sarà una vergine» risponde Giovanni.
   «No, è certo un giovinetto per i colori che vi hanno messo. E poi mancano i mirti...» dice Bartolomeo.
   Il funerale esce oltre le mura. Cosa sia sulla barella, tenuta alta sulle spalle dei portatori, non è possibile vedere. Si intuisce il corpo steso nelle sue bende e coperto dal lenzuolo solo per il rilievo che fa, e si comprende che è il corpo di uno che ha già raggiunto lo sviluppo completo perché è lungo quanto la barella. Al suo fianco una donna velata, sorretta da parenti o amiche, cammina piangendo. L'unico pianto vero in tutta quella commedia di piagnone. E quando un sasso incontrato da un portatore, una buca, un rialzo, fa imprimere una scossa alla barella, la madre geme: «Oh! no! Fate piano! Ha tanto sofferto il mio bambino!» e alza una mano tremante ad accarezzare l'orlo della barella di più non può e, non potendo di più, bacia i veli ondeggianti e i nastri che il vento talora sommuove e che sfiorano perciò la forma immobile.
   «É la madre» dice Pietro compunto e con un luccicore di pianto nell'occhio arguto e buono. Ma non è il solo che abbia il pianto agli occhi per quello strazio. Lo Zelote, Andrea, Giovanni e persino il sempre allegro Tommaso hanno negli occhi del luccicore. Tutti, tutti sono commossi.
   Giuda Iscariota mormora: «Fossi io! Oh! povera madre mia...».
   Gesù, il cui occhio è di una dolcezza intollerabile tanto è profonda, si dirige verso la barella. La madre, che singhiozza più forte perché il corteo sta per torcere verso il sepolcro già aperto, lo scansa con violenza vedendo che Gesù fa per toccare la bara. Nel suo delirio chissà cosa teme.
   Urla: «E’ mio!» e con occhi folli guarda Gesù.
   «Lo so, madre. E’ tuo».
   «E’ il mio unico figlio! Perché a lui la morte, a lui che era buono e caro, la gioia di me, vedova?, Perché?».
   La folla delle piangenti aumenta il suo pagato pianto per far coro alla madre che continua: «Perché lui e non io? Non è giusto che chi ha generato veda perire il suo seme. Il seme deve vivere perché altrimenti, perché altrimenti a che serve che queste viscere si squarcino per dare alla luce un uomo?» e si percuote sul ventre, feroce e disperata.
   «Non fare così! Non piangere, madre». Gesù le prende le mani in una stretta potente e le tiene con la sua sinistra mentre con la destra tocca la bara dicendo ai portatori: «Fermatevi e posate a terra la barella». I portatori ubbidiscono abbassando il lettuccio, che resta appoggiato sui suoi quattro piedi al suolo. Gesù afferra il lenzuolo che copre il morto e lo getta indietro scoprendo la salma. La madre grida il suo dolore con il nome del figlio, credo: Daniele! . Gesù, sempre tenendo le mani materne nella sua, si raddrizza, imponente nel suo fulgore di sguardi, col suo viso dei miracoli più potenti, e abbassando la destra ordina con tutta la forza della voce: «Giovinetto! Io te lo dico: sorgi!».
   Il morto, così come è, fra le fasce, si leva a sedere sulla barella e chiama: «Mamma!».
   La chiama con la voce balbettante e spaurita di un piccolo terrorizzato.
   «E’ tuo, donna. Io te lo rendo in nome di Dio. Aiutalo a liberarsi dal sudano. E siate felici». E Gesù fa per ritirarsi. Ma sì! La folla lo inchioda alla bara su cui si è rovesciata la madre, che annaspa fra le bende per fare presto, presto, presto, mentre il lamento infantile, implorante, si ripete:
   «Mamma! Mamma! ».
   Il sudario è slegato, slegate le bende, e madre e figlio si possono abbracciare, e lo fanno senza tenere conto dei balsami che appiccicano e che poi la madre leva dal caro viso, dalle care mani, con le stesse bende, e poi, non avendo con che rivestirlo, la madre si leva il mantello e ve lo avvolge, e tutto serve ad accarezzarlo… Gesù la guarda... guarda questo gruppo di amore, stretto sulle sponde del lettuccio non più funebre, e piange. Lo vede Giuda Iscariota, questo pianto, e chiede: «Perché piangi, Signore?».
   Gesù volge il volto verso di lui e dice: «Penso a mia Madre...».
   Il breve colloquio richiama la donna al suo Benefattore. Prende per mano il figlio e lo sorregge, perché è come uno che abbia un resto di torpore nelle membra, e si inginocchia dicendo: «Anche tu, figlio mio. Benedici questo Santo che ti ha reso alla vita e a tua madre » e si china a baciare la veste di Gesù, mentre la folla osanna a Dio e al suo Messia, ormai conosciuto per quello che è perché gli apostoli e i cittadini di Endor si sono presi l'incarico di dire chi è Colui che ha operato il miracolo. E tutta la folla ormai esclama: «Sia benedetto il Dio di Israele. Benedetto il Messia, il suo Inviato! Benedetto Gesù, Figlio di Davide! Un grande Profeta è sorto fra noi! Dio ha veramente visitato il suo popolo! Alleluia! Alleluia!».
   Finalmente Gesù può sgusciare dalla stretta e penetrare in città. La folla lo segue e lo insegue, esigente nel suo amore. Accorre un uomo e saluta profondamente. «Ti prego sostare nel mio tetto».
   «Non posso. La Pasqua mi vieta ogni sosta oltre quelle stabilite».
   «Fra poche ore è il tramonto ed è venerdì...»
   «Appunto che devo prima del tramonto avere raggiunto la mia tappa. Ti ringrazio lo stesso. Ma non mi trattenere».
   «Ma io sono il sinagogo».
   «E con ciò vuoi dire che ne hai il diritto. Uomo, bastava che Io tardassi un'ora che quella madre non avrebbe riavuto il figlio. Io vado dove altri infelici mi attendono. Non ritardare per egoismo la loro gioia. Verrò, di certo, un'altra volta e starò con te, in Naim, più giorni. Ora lasciami andare».
   L'uomo non insiste più. Dice solo: «È detto. Ti attendo».
   «Sì. La pace sia con te e con i cittadini di Naim. Anche a voi di Endor pace e benedizione. Tornate alle case. Dio vi ha parlato attraverso il miracolo. Fate che in voi avvengano, per forza d'amore, tante risurrezioni al Bene per quanti sono i cuori». Un ultimo coro di osanna. Poi la folla lascia andare Gesù, che traversa diagonalmente la città ed esce verso la campagna, verso Esdrelon. (3, 189)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001