28
Gdy
przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wyszli Mu naprzeciw
z grobowców dwaj
opętani, tak bardzo niebezpieczni, że nikt nie mógł przejść
tamtą drogą. 29
Zaczęli krzyczeć:
«Czego
chcesz od nas, <Jezusie,>
Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?»
30
A opodal nich
pasła się duża trzoda świń. 31
Złe duchy zaczęły
Go prosić: «Jeżeli
nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń».
32
Rzekł do nich:
«Idźcie!»
Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła
pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w wodach. 33
Pasterze zaś
uciekli i przyszedłszy do miasta, rozpowiedzieli wszystko, a także
zdarzenie z opętanymi. 34
Wtedy całe miasto
wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby opuścił
ich granice. (Mt 8,28-34)
1
Przybyli na drugą
stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków. 2
Gdy wysiadł z
łodzi, zaraz wyszedł Mu naprzeciw z grobowców człowiek opętany
przez ducha nieczystego. 3
Mieszkał on stale
w grobowcach i nikt już nawet łańcuchem nie mógł go związać. 4
Często bowiem
nakładano mu pęta i łańcuchy; ale łańcuchy kruszył, a pęta
rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. 5
Wciąż dniem i
nocą w grobowcach i po górach krzyczał i tłukł się kamieniami.
6
Skoro z daleka
ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon 7
i zawołał
wniebogłosy: «Czego
chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na
Boga, nie dręcz mnie!»
8
Powiedział mu
bowiem: «Wyjdź,
duchu nieczysty, z tego człowieka».
9 I
zapytał go: «Jak
ci na imię?»
Odpowiedział Mu: «Na
imię mi „Legion”, bo nas jest wielu».
10 I
zaczął prosić Go usilnie, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy.
11 A
pasła się tam na górze wielka trzoda świń. 12
Prosiły Go więc
[złe duchy]: «Poślij
nas w świnie, żebyśmy mogli w nie wejść».
13 I
pozwolił im. Tak, wyszedłszy, duchy nieczyste weszły w świnie. A
trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do
jeziora. I potonęły w jeziorze. 14
Pasterze zaś
uciekli i rozpowiedzieli o tym w mieście i po osiedlach. A ludzie
wyszli zobaczyć, co się stało. 15
Gdy przyszli do
Jezusa, ujrzeli opętanego, który miał w sobie „legion”, jak
siedział ubrany i przy zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. 16
A ci, którzy
widzieli, opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o
świniach. 17
Wtedy zaczęli Go
prosić, żeby odszedł z ich granic.
18
Gdy
wsiadał do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł przy Nim
zostać. 19
Ale
nie zgodził się na to, tylko rzekł do niego: «Wracaj
do domu, do swoich, i opowiedz im wszystko, co Pan ci uczynił i jak
ulitował się nad tobą».
20
Poszedł
więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus mu
uczynił, a wszyscy się dziwili. (Mk 5,1-20)
26
I przypłynęli do
kraju Gergezeńczyków, który leży naprzeciw Galilei. 27
Gdy wyszedł na
ląd, wybiegł Mu naprzeciw pewien człowiek z miasta, opętany przez
złe duchy. Już od dłuższego czasu nie nosił ubrania i mieszkał
nie w domu, lecz w grobowcach. 28
Gdy ujrzał
Jezusa, z krzykiem padł przed Nim i zawołał: «Czego
chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Błagam Cię, nie
dręcz mnie!»
29
Rozkazywał bowiem
duchowi nieczystemu, by wyszedł z tego człowieka. Bo już wiele
razy porywał go, a choć wiązano go łańcuchami i trzymano w
pętach, on rwał więzy, a zły duch gnał go na pustkowie. 30
A Jezus zapytał
go: «Jak
ci na imię?»
On odpowiedział: «Legion»,
bo wiele złych duchów weszło w niego. 31
I zaczęły Go
prosić, żeby im nie kazał odejść do Czeluści. 32
A była tam duża
trzoda świń, pasących się na górze. I zaczęły Go prosić [złe
duchy], żeby im pozwolił wejść w nie. I pozwolił im. 33
Wtedy złe duchy
wyszły z człowieka i weszły w świnie, a trzoda ruszyła pędem po
urwistym zboczu do jeziora i utonęła.
34
Zobaczywszy, co
zaszło, pasterze uciekli i rozpowiedzieli o tym po mieście i po
osiedlach. 35
Ludzie wyszli
zobaczyć, co się stało. Przyszli do Jezusa i zastali człowieka, z
którego wyszły złe duchy, ubranego i przy zdrowych zmysłach,
siedzącego u nóg Jezusa. I ogarnął ich strach. 36
A ci, którzy
widzieli, opowiedzieli im, w jaki sposób opętany został
uzdrowiony. 37
Wtedy cała
ludność kraju Gergezeńczyków prosiła Go, żeby odszedł od nich,
bo wielkim strachem byli przejęci. On więc wsiadł do łodzi i
odpłynął z powrotem.
38
Człowiek
zaś, z którego wyszły złe duchy, prosił Go, żeby mógł z Nim
zostać. Lecz [Jezus] odprawił go, mówiąc: 39
«Wracaj
do domu i opowiadaj wszystko, co Bóg ci uczynił».
Odszedł więc i głosił po całym mieście wszystko, co Jezus mu
uczynił.
(Łk 8,26-39)
28
Καὶ ἐλθόντος αὐτοῦ εἰς τὸ
πέραν εἰς τὴν χώραν τῶν Γαδαρηνῶν
ὑπήντησαν αὐτῷ δύο δαιμονιζόμενοι
ἐκ τῶν μνημείων ἐξερχόμενοι, χαλεποὶ
λίαν, ὥστε μὴ ἰσχύειν τινὰ παρελθεῖν
διὰ τῆς ὁδοῦ ἐκείνης. 29
καὶ ἰδοὺ ἔκραξαν λέγοντες·
τί ἡμῖν καὶ σοί, υἱὲ τοῦ θεοῦ; ἦλθες
ὧδε πρὸ καιροῦ βασανίσαι ἡμᾶς; 30
ἦν δὲ μακρὰν ἀπ’ αὐτῶν ἀγέλη
χοίρων πολλῶν βοσκομένη. 31
οἱ δὲ δαίμονες παρεκάλουν
αὐτὸν λέγοντες· εἰ ἐκβάλλεις ἡμᾶς,
ἀπόστειλον ἡμᾶς εἰς τὴν ἀγέλην τῶν
χοίρων. 32
καὶ εἶπεν αὐτοῖς· ὑπάγετε.
οἱ δὲ ἐξελθόντες ἀπῆλθον εἰς τοὺς
χοίρους· καὶ ἰδοὺ ὥρμησεν πᾶσα ἡ
ἀγέλη κατὰ τοῦ κρημνοῦ εἰς τὴν
θάλασσαν καὶ ἀπέθανον ἐν τοῖς ὕδασιν.
33 οἱ
δὲ βόσκοντες ἔφυγον, καὶ ἀπελθόντες
εἰς τὴν πόλιν ἀπήγγειλαν πάντα καὶ
τὰ τῶν δαιμονιζομένων. 34
καὶ ἰδοὺ πᾶσα ἡ πόλις ἐξῆλθεν
εἰς ὑπάντησιν τῷ Ἰησοῦ καὶ ἰδόντες
αὐτὸν παρεκάλεσαν ὅπως μεταβῇ ἀπὸ
τῶν ὁρίων αὐτῶν. (Mt 8,28-34)
1
Καὶ ἦλθον εἰς τὸ πέραν τῆς
θαλάσσης εἰς τὴν χώραν τῶν Γερασηνῶν.
2 καὶ
ἐξελθόντος αὐτοῦ ἐκ τοῦ πλοίου εὐθὺς
ὑπήντησεν αὐτῷ ἐκ τῶν μνημείων
ἄνθρωπος ἐν πνεύματι ἀκαθάρτῳ, 3
ὃς τὴν κατοίκησιν εἶχεν ἐν
τοῖς μνήμασιν, καὶ οὐδὲ ἁλύσει οὐκέτι
οὐδεὶς ἐδύνατο αὐτὸν δῆσαι 4
διὰ τὸ αὐτὸν πολλάκις πέδαις
καὶ ἁλύσεσιν δεδέσθαι καὶ διεσπάσθαι
ὑπ’ αὐτοῦ τὰς ἁλύσεις καὶ τὰς πέδας
συντετρῖφθαι, καὶ οὐδεὶς ἴσχυεν αὐτὸν
δαμάσαι· 5
καὶ διὰ παντὸς νυκτὸς καὶ
ἡμέρας ἐν τοῖς μνήμασιν καὶ ἐν τοῖς
ὄρεσιν ἦν κράζων καὶ κατακόπτων
ἑαυτὸν λίθοις. 6
Καὶ ἰδὼν τὸν Ἰησοῦν ἀπὸ
μακρόθεν ἔδραμεν καὶ προσεκύνησεν
αὐτῷ 7
καὶ κράξας φωνῇ μεγάλῃ λέγει·
τί ἐμοὶ καὶ σοί, Ἰησοῦ υἱὲ τοῦ θεοῦ
τοῦ ὑψίστου; ὁρκίζω σε τὸν θεόν, μή
με βασανίσῃς. 8
ἔλεγεν γὰρ αὐτῷ· ἔξελθε τὸ
πνεῦμα τὸ ἀκάθαρτον ἐκ τοῦ ἀνθρώπου.
9 καὶ
ἐπηρώτα αὐτόν· τί ὄνομά σοι; καὶ
λέγει αὐτῷ· λεγιὼν ὄνομά μοι, ὅτι
πολλοί ἐσμεν. 10
καὶ παρεκάλει αὐτὸν πολλὰ
ἵνα μὴ αὐτὰ ἀποστείλῃ ἔξω τῆς χώρας.
11 Ἦν
δὲ ἐκεῖ πρὸς τῷ ὄρει ἀγέλη χοίρων
μεγάλη βοσκομένη· 12
καὶ παρεκάλεσαν αὐτὸν λέγοντες·
πέμψον ἡμᾶς εἰς τοὺς χοίρους, ἵνα
εἰς αὐτοὺς εἰσέλθωμεν. 13
καὶ ἐπέτρεψεν αὐτοῖς. καὶ
ἐξελθόντα τὰ πνεύματα τὰ ἀκάθαρτα
εἰσῆλθον εἰς τοὺς χοίρους, καὶ ὥρμησεν
ἡ ἀγέλη κατὰ τοῦ κρημνοῦ εἰς τὴν
θάλασσαν, ὡς δισχίλιοι, καὶ ἐπνίγοντο
ἐν τῇ θαλάσσῃ.
14
Καὶ οἱ βόσκοντες αὐτοὺς ἔφυγον
καὶ ἀπήγγειλαν εἰς τὴν πόλιν καὶ
εἰς τοὺς ἀγρούς· καὶ ἦλθον ἰδεῖν
τί ἐστιν τὸ γεγονὸς 15
καὶ ἔρχονται πρὸς τὸν Ἰησοῦν
καὶ θεωροῦσιν τὸν δαιμονιζόμενον
καθήμενον ἱματισμένον καὶ σωφρονοῦντα,
τὸν ἐσχηκότα τὸν λεγιῶνα, καὶ
ἐφοβήθησαν. 16
καὶ διηγήσαντο αὐτοῖς οἱ
ἰδόντες πῶς ἐγένετο τῷ δαιμονιζομένῳ
καὶ περὶ τῶν χοίρων. 17
καὶ ἤρξαντο παρακαλεῖν αὐτὸν
ἀπελθεῖν ἀπὸ τῶν ὁρίων αὐτῶν.
18
Καὶ ἐμβαίνοντος αὐτοῦ εἰς
τὸ πλοῖον παρεκάλει αὐτὸν ὁ δαιμονισθεὶς
ἵνα μετ’ αὐτοῦ ᾖ. 19
καὶ οὐκ ἀφῆκεν αὐτόν, ἀλλὰ
λέγει αὐτῷ· ὕπαγε εἰς τὸν οἶκόν σου
πρὸς τοὺς σοὺς καὶ ἀπάγγειλον αὐτοῖς
ὅσα ὁ κύριός σοι πεποίηκεν καὶ ἠλέησέν
σε. 20
καὶ ἀπῆλθεν καὶ ἤρξατο
κηρύσσειν ἐν τῇ Δεκαπόλει ὅσα ἐποίησεν
αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς, καὶ πάντες ἐθαύμαζον.
(Mk 5,1-20)
26
Καὶ κατέπλευσαν εἰς τὴν χώραν
τῶν Γερασηνῶν, ἥτις ἐστὶν ἀντιπέρα
τῆς Γαλιλαίας. 27
ἐξελθόντι δὲ αὐτῷ ἐπὶ τὴν
γῆν ὑπήντησεν ἀνήρ τις ἐκ τῆς πόλεως
ἔχων δαιμόνια καὶ χρόνῳ ἱκανῷ οὐκ
ἐνεδύσατο ἱμάτιον καὶ ἐν οἰκίᾳ οὐκ
ἔμενεν ἀλλ’ ἐν τοῖς μνήμασιν. 28
ἰδὼν δὲ τὸν Ἰησοῦν ἀνακράξας
προσέπεσεν αὐτῷ καὶ φωνῇ μεγάλῃ
εἶπεν· τί ἐμοὶ καὶ σοί, Ἰησοῦ υἱὲ
τοῦ θεοῦ τοῦ ὑψίστου; δέομαί σου,
μή με βασανίσῃς. 29
παρήγγειλεν γὰρ τῷ πνεύματι
τῷ ἀκαθάρτῳ ἐξελθεῖν ἀπὸ τοῦ
ἀνθρώπου. πολλοῖς γὰρ χρόνοις
συνηρπάκει αὐτὸν καὶ ἐδεσμεύετο
ἁλύσεσιν καὶ πέδαις φυλασσόμενος
καὶ διαρρήσσων τὰ δεσμὰ ἠλαύνετο
ὑπὸ τοῦ δαιμονίου εἰς τὰς ἐρήμους.
30
ἐπηρώτησεν δὲ αὐτὸν ὁ Ἰησοῦς·
τί σοι ὄνομά ἐστιν; ὁ δὲ εἶπεν·
λεγιών, ὅτι εἰσῆλθεν δαιμόνια πολλὰ
εἰς αὐτόν. 31
καὶ παρεκάλουν αὐτὸν ἵνα μὴ
ἐπιτάξῃ αὐτοῖς εἰς τὴν ἄβυσσον
ἀπελθεῖν. 32
ἦν δὲ ἐκεῖ ἀγέλη χοίρων
ἱκανῶν βοσκομένη ἐν τῷ ὄρει· καὶ
παρεκάλεσαν αὐτὸν ἵνα ἐπιτρέψῃ
αὐτοῖς εἰς ἐκείνους εἰσελθεῖν· καὶ
ἐπέτρεψεν αὐτοῖς. 33
ἐξελθόντα δὲ τὰ δαιμόνια ἀπὸ
τοῦ ἀνθρώπου εἰσῆλθον εἰς τοὺς
χοίρους, καὶ ὥρμησεν ἡ ἀγέλη κατὰ
τοῦ κρημνοῦ εἰς τὴν λίμνην καὶ
ἀπεπνίγη.
34
Ἰδόντες δὲ οἱ βόσκοντες τὸ
γεγονὸς ἔφυγον καὶ ἀπήγγειλαν εἰς
τὴν πόλιν καὶ εἰς τοὺς ἀγρούς. 35
ἐξῆλθον δὲ ἰδεῖν τὸ γεγονὸς
καὶ ἦλθον πρὸς τὸν Ἰησοῦν καὶ εὗρον
καθήμενον τὸν ἄνθρωπον ἀφ’ οὗ τὰ
δαιμόνια ἐξῆλθεν ἱματισμένον καὶ
σωφρονοῦντα παρὰ τοὺς πόδας τοῦ
Ἰησοῦ, καὶ ἐφοβήθησαν. 36
ἀπήγγειλαν δὲ αὐτοῖς οἱ
ἰδόντες πῶς ἐσώθη ὁ δαιμονισθείς.
37 καὶ
ἠρώτησεν αὐτὸν ἅπαν τὸ πλῆθος τῆς
περιχώρου τῶν Γερασηνῶν ἀπελθεῖν
ἀπ’ αὐτῶν, ὅτι φόβῳ μεγάλῳ συνείχοντο·
αὐτὸς δὲ ἐμβὰς εἰς πλοῖον ὑπέστρεψεν.
38 ἐδεῖτο
δὲ αὐτοῦ ὁ ἀνὴρ ἀφ’ οὗ ἐξεληλύθει
τὰ δαιμόνια εἶναι σὺν αὐτῷ· ἀπέλυσεν
δὲ αὐτὸν λέγων· 39
ὑπόστρεφε εἰς τὸν οἶκόν σου
καὶ διηγοῦ ὅσα σοι ἐποίησεν ὁ θεός.
καὶ ἀπῆλθεν καθ’ ὅλην τὴν πόλιν
κηρύσσων ὅσα ἐποίησεν αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς.
(Łk 8,26-39)
Po
przemierzeniu jeziora, z północnego zachodu na południowy wschód,
Jezus prosi Piotra, żeby Go wysadził blisko Hipposu. Piotr wykonuje
polecenie bez dyskutowania. Płynie łodzią do wylotu rzeczki, którą
niedawna gwałtowna wiosenna ulewa napełniła wodą i błotem. Wpada
ona do jeziora przez cieśninę chropowatą i skalistą. Cały brzeg
jest w tym miejscu taki. Pomocnicy zabezpieczają łodzie. Na każdej
z nich jest jeden. Mają czekać do wieczora, aby powrócić do
Kafarnaum.
«Bądźcie
jak ryby, gdy ktoś was będzie pytał – radzi Piotr. – Temu, kto
was zapyta, gdzie jest Nauczyciel, odpowiedzcie bez wahania, że nie
wiecie. Temu, kto będzie chciał wiedzieć, w jakim poszedł
kierunku – tak samo. To wszystko jest prawdą: nie wiecie tego».
Rozstają
się i Jezus rozpoczyna wspinaczkę stromą ścieżką, która pnie
się po skale prawie pionowo. Apostołowie idą za Nim aż do szczytu
uciążliwą drogą, która staje się łagodniejsza na płaskowyżu
obsianym dębami, pod którymi pasą się liczne świnie.
«Śmierdzące
zwierzęta! – wykrzykuje Bartłomiej. – Przeszkadzają nam
przejść».
«Nie.
Nie przeszkadzają nam. Jest dosyć miejsca dla wszystkich» –
odpowiada spokojnie Jezus.
Pasterze,
widząc Izraelitów, usiłują zgromadzić świnie pod dębami,
pozostawiając ścieżkę wolną. Apostołowie przechodzą, robiąc
tysiące grymasów z powodu nieczystości pozostawionych przez
zwierzęta. Te ryją i chrząkają – tłuste, a wciąż szukające
jeszcze większej otyłości.
Jezus
przeszedł bez podobnych reakcji. Mówi do czuwających nad stadem:
«Niech
Bóg was wynagrodzi za waszą grzeczność».
Pasterze
– biedni ludzie, niewiele mniej ubrudzeni od świń, za to w
przeciwieństwie do nich nieskończenie bardziej chudzi – patrzą
na Niego zaskoczeni, a potem szepczą jeden do drugiego. Jeden mówi:
«Czyżby
to nie był Izraelita?»
Na
to inni odpowiadają:
«Nie
widzisz, że ma frędzle u szaty?»
Apostołowie,
kiedy już mogą iść dalej w grupie, gromadzą się na polnej,
dosyć szerokiej drodze.
Krajobraz
jest przepiękny. Miejsce wznosi się zaledwie o kilkadziesiąt
metrów ponad jezioro, a panuje już nad całym zwierciadłem wodnym
i miejscowościami rozproszonymi na brzegach. Tyberiada lśni
pięknymi budowlami naprzeciw miejsca, gdzie stoją apostołowie.
Poniżej, u stóp podwodnej bazaltowej skały, mała plaża wydaje
się poduszką z zieleni. Tymczasem na przeciwległym brzegu od
[strony] Tyberiady, u ujścia Jordanu, równina jest raczej rozległa
i podmokła z powodu wód rzeki. Wydaje się ona zwalniać tu bieg,
by podjąć go po zatrzymaniu się na spokojnym jeziorze. Równina
obfituje w różnorodne trawy i krzewy miejsc bogatych w wodę i tak
napełnia ją wodne ptactwo o intensywnych kolorach, jakby to były
rozrzucone klejnoty. Miejsce to wygląda jak ogród. Ptaki podrywają
się z gęstych traw i trzcinowych zarośli. Lecą nad jezioro,
zanurzają się, aby wyłowić z wody rybkę. Potem wzlatują,
błyszcząc jeszcze bardziej z powodu wody, która ożywiła kolory
piór, i powracają w kierunku ukwieconej równiny, na której wiatr
bawi się zmieniając ich kolory. Tutaj znajdują się skupiska
bardzo wysokich dębów, pod którymi trawa jest giętka i
szmaragdowa. Poza tym skrawkiem lasu wzniesienie ponownie pnie się w
górę, za wąwozem, tworząc stromy skalisty czubek, na którym
umieszczone są domy, zbudowane na skalnych tarasach. Sądzę, że
góra stanowi jedną całość z budowlami, udzielając swoich
pieczar na mieszkania. Jest to więc mieszanina osady jaskiniowca i
zwyczajnego miasta. Charakterystyczne jest tu zbocze pokryte
tarasami. Dachy domów usytuowanych poniżej są na wysokości
parterowego wejścia domów stopnia położonego wyżej. Tam gdzie
góra jest bardziej stroma – stroma do tego stopnia, że nie
pozwala na żadne budowanie – znajdują się jaskinie i głębokie
szczeliny, spadziste zejścia do doliny. W czasie gwałtownych ulew
te pochyłości muszą stawać się dziwacznymi strumyczkami.
Wszelkiego rodzaju głazy, stoczone do doliny w czasie powodzi,
tworzą chaotyczny piedestał dla małej góry, tak chropowatej i
dzikiej, zgarbionej i zuchwałej, jak jakiś hreczkosiej, który
pragnie być szanowany za wszelką cenę.
«Czy
to nie Gamala?» – pyta Zelota.
«Tak,
to Gamala. Znasz ją?» – pyta Jezus.
«Zbiegłem
tam pewnej bardzo dawnej nocy. Potem przyszedł trąd i nie
wychodziłem już z grobów».
«Byłeś
ścigany aż do tego miejsca?» – pyta Piotr.
«Przybyłem
z Syrii, gdzie szukałem schronienia. Odkryli mnie i tylko ucieczka
na te tereny uchroniła mnie przed schwytaniem. Potem zszedłem
powoli i – ciągle zagrożony – aż do pustyni Tekoa, a stamtąd,
już jako trędowaty, do Doliny Zmarłych. Trąd ocalił mnie przed
nieprzyjaciółmi...»
«To
są poganie, prawda?» – pyta Iskariota.
«Prawie
wszyscy. Nieliczni Żydzi zajmują się handlem, inni – to
mieszanina ludzi wierzących i całkowicie pozbawionych wiary. Ale
nie byli bezlitośni wobec uchodźcy».
«Miejsca
doskonałe dla bandytów! Co za parowy!» – wykrzykuje kilku.
«Tak.
Ale, wierzcie, przestępcy są nie tylko na tym brzegu» – mówi
Jan, jeszcze pod wrażeniem pojmania Chrzciciela.
«Na
tamtym brzegu są złoczyńcy także wśród tych, którzy noszą
imię sprawiedliwych» – kończy jego brat.
Jezus
zabiera głos:
«A
jednak podchodzimy do nich bez obrzydzenia. Tymczasem tutaj
robiliście grymasy, musząc przechodzić koło zwierząt».
«Są
nieczyste...»
«Grzesznik
jest o wiele bardziej [nieczysty]. To są zwierzęta w taki sposób
stworzone i nie można ich o to obwiniać. Człowiek natomiast
odpowiada za swoją nieczystość z powodu grzechu».
«Dlaczego
więc uznaliśmy je za nieczyste?» – pyta Filip.
«Kiedyś
wam o tym wspomniałem. W tym względzie istnieje przyczyna
nadprzyrodzona i naturalna. Pierwsza przyczyna to potrzeba nauczenia
narodu wybranego życia ze świadomością swego wybrania i godności
człowieka, także w działaniu tak zwyczajnym, jak jedzenie.
Człowiek dziki żywi się wszystkim. Wystarczy mu, że napełni
sobie brzuch. Poganin, chociaż nie jest dzikusem, je również
wszystko, nie myśląc, że nadmierne jedzenie sprzyja powstawaniu
wad i skłonności poniżających człowieka. Poganie poddają się
tej żądzy przyjemności, która dla nich jest prawie religią.
Bardziej wykształceni pośród was znają święta pełne bezwstydu
na cześć ich bogów, które przeradzają się w orgię
pożądliwości. Syn ludu Bożego powinien umieć się powstrzymać i
w posłuszeństwie oraz w roztropności doskonalić samego siebie,
mając przed oczyma swoje pochodzenie i kres: Boga i Niebo.
Przyczyną
naturalną jest natomiast to, by nie pobudzać krwi pokarmami,
prowadzącymi do pożądań niegodnych człowieka. Nie jest zakazana
miłość, nawet cielesna, jednak powinna ją zawsze łagodzić
świeżość duszy dążącej ku Niebu. Ma zatem kierować się nie
zmysłowością, lecz miłością – tym uczuciem które jednoczy
mężczyznę z jego towarzyszką, w której ma on widzieć kogoś
sobie równego, a nie tylko osobę odmiennej płci. Biedne zwierzęta
nie są winne, że są świniami. Nie ponoszą też winy za skutki,
jakie mięso wieprzowe – z powodu długotrwałego spożywania –
może wywoływać we krwi. Nie ciąży też za to wina na tych,
którzy są wyznaczeni do pilnowania świń. Jeśli są uczciwi, to
jakaż będzie różnica w przyszłym życiu między nimi a uczonym w
Piśmie, który pochyla się ciągle nad księgami, a mimo to nie
uczy się z nich bycia dobrym? Zaprawdę powiadam wam, że zobaczymy
pasterzy świń między sprawiedliwymi, a uczonych w Piśmie –
pośród niesprawiedliwych... Cóż to za hałas?»
Wszyscy
odsuwają się, gdyż kamienie i ziemia staczają się i podskakują
po stoku. Rozglądają się oszołomieni.
«O,
tam, tam! Dwóch... zupełnie nadzy... idą w naszą stronę i
wymachują rękami... Szaleńcy...»
«Albo
opętani» – odpowiada Jezus Iskariocie, który jako pierwszy
dojrzał dwóch opętanych idących w stronę Jezusa.
Wyszli
chyba z jakiejś groty w górach. Wrzeszczą. Jeden, biegnący
szybciej, rzuca się w stronę Jezusa. Wydaje się dziwnym ogromnym
ptakiem pozbawionym piór, bo tak zwinnie biegnie i tak wymachuje
rękami, jakby były skrzydłami. Zwala się do stóp Jezusa
krzycząc:
«Tutaj
jesteś? Ty, Pan świata? Co mam zrobić z Tobą, Jezusie, Synu Boga
Najwyższego? Już nadeszła godzina naszej kary? Dlaczego
przyszedłeś przed czasem nas dręczyć?»
Drugi
opętany albo ma związany język, albo znajduje się w posiadaniu
demona wywołującego otępienie, bo tylko rzuca się na brzuch i
cicho płacze. Potem, usiadłszy, z głową jakby bezwładną, bawi
się kamieniami i nagimi nogami. Demon nadal mówi przez usta
pierwszego, który miota się po ziemi w nagłym ataku przerażenia.
Można by powiedzieć, że się chce sprzeciwić, a może tylko
adorować, przyciągany i odrzucany równocześnie przez potęgę
Jezusa. Zawodzi:
«Zaklinam
Cię, w imię Boga, przestań mnie dręczyć. Zostaw mnie w spokoju!»
«Tak,
ale poza nim. Duchu nieczysty, wyjdź z nich i powiedz, jak ci na
imię».
«Legion
jest moje imię, bo jest nas wielu. Trzymamy ich od lat i przez nich
rozrywamy powrozy i łańcuchy i nie ma siły ludzkiej, która
mogłaby ich powstrzymać. Są postrachem za naszą sprawą i
posługujemy się nimi, aby Ci bluźniono. Mścimy się na nich za
Twoją klątwę.77
Czynimy człowieka gorszym od dzikiego zwierzęcia, aby Cię wyśmiać,
nie ma bowiem wilka, szakala czy hieny, nie ma sępa ani upiora
podobnego do tych, których trzymamy. Ale nie wypędzaj nas. Zbyt
okropne jest piekło!...»
«Wyjdźcie!
W imię Jezusa, wyjdźcie!»
Głos
Jezusa brzmi jak grom, a Jego oczy miotają błyskawice.
«Pozwól
nam chociaż wejść w to stado świń, które spotkałeś».
«Idźcie».
Z
potwornym wrzaskiem demony rozstają się z dwoma nieszczęśnikami i
– pośród nagłego wiru wietrznego, kołyszącego dębami jak
łodygami – zwalają się na liczne świnie. Z piskiem iście
demonicznym zaczynają biec jak opętane poprzez dęby, wpadają na
siebie, kaleczą się, gryzą wzajemnie i wreszcie rzucają się w
jezioro, gdy – dotarłszy na skraj wysokiej skały – mają już
jako miejsce ucieczki tylko wodę, rozciągającą się poniżej.
Pilnujący, oszołomieni i zrozpaczeni, krzyczą z przerażenia.
Zwierzęta zaś, setkami, rzucają się z głuchym pluskiem w
spokojną wodę, na której pojawiają się spienione wiry. Wpadają
do wody, a potem wynurzają się, pokazując to krągłe brzuchy, to
spiczaste ryje. W ich oczach jest przerażenie. W końcu topią się.
Pasterze
z krzykiem biegną w stronę miasta. Apostołowie, którzy udali się
na miejsce tragedii, wracają ze słowami:
«Nie
ocalała ani jedna świnia! Wyświadczyłeś im brzydką przysługę!»
Jezus,
spokojny, odpowiada:
«Lepiej
żeby zginęło dwa tysiące świń, niż choćby tylko jeden
człowiek. Dajcie jakieś odzienie tamtym. Nie mogą tak stać».
Zelota
otwiera torbę i daje jedną ze swoich szat. Tomasz podaje drugą.
Obydwaj mężczyźni są jeszcze trochę oszołomieni, jakby obudzili
się z ciężkiego snu, pełnego koszmarów.
«Dajcie
im jeść. Niech wrócą do życia jak ludzie».
Jedzą
podany im chleb i oliwki. Piją z naczynia Piotra. Jezus obserwuje
ich. W końcu zaczynają mówić.
«Kim
jesteś?» – pyta jeden.
«Jezusem
z Nazaretu».
«Nie
znamy Cię» – mówi drugi.
«Wasze
dusze Mnie poznały. Wstańcie teraz i idźcie do waszych domów».
«Musieliśmy
bardzo cierpieć. Tak sądzę, ale nie przypominam sobie dobrze. Kim
on jest?» – pyta ten, przez którego mówił demon, i pokazuje
towarzysza.
«Nie
wiem. Był z tobą».
«Kim
jesteś? Dlaczego jesteś tutaj?» – pyta towarzysza.
Ten,
który był jakby niemy i nadal jest jeszcze znieruchomiały, mówi:
«Jestem
Demetriusz. Czy tu jest Sydon?78»
«Sydon
jest nad morzem, człowieku. Znajdujesz się po drugiej stronie
Jeziora Galilejskiego!»
«A
dlaczego jestem tutaj?»
Nikt
nie potrafi odpowiedzieć. Nadchodzą ludzie, idąc za pasterzami.
Wydają się przerażeni i zaciekawieni. Ich zdumienie rośnie na
widok dwóch mężczyzn, ubranych i zachowujących się normalnie.
«Ten
to Marek, syn Jozjasza!... a tamten to syn pogańskiego kupca».
«A
oto Ten, który ich uzdrowił i spowodował utratę naszych świń,
ponieważ stały się szalone z powodu demonów, które w nie
wstąpiły» – mówią pasterze zwierząt.
«Panie,
jesteś potężny, uznajemy to. Ale już zbyt wiele szkód nam
przyniosłeś! To strata wielu talentów. Odejdź stąd, prosimy Cię
o to, aby Twoja potęga nie spowodowała pęknięcia góry i zwalenia
się w jezioro. Idź stąd...»
«Odchodzę.
Nie narzucam się nikomu».
Jezus
bez sprzeciwu odwraca się w stronę drogi, którą przybył. Za Nim
wraz z apostołami podąża uzdrowiony opętany – ten który mówił
– oraz wielu mieszkańców pragnących zobaczyć, czy naprawdę
odchodzi. Idą ponownie stromą ścieżką i powracają do ujścia
strumyka, w pobliżu łodzi. Mieszkańcy pozostają na skarpie.
Patrzą. Uwolniony schodzi za Jezusem. Pomocnicy w łodziach są
przerażeni. Widzieli deszcz świń wpadających do jeziora. Patrzą
nadal na ich ciała, wynurzające się coraz liczniej, coraz bardziej
nabrzmiałe, z okrągłymi brzuchami odwróconymi do góry i z
krótkimi sztywnymi nóżkami, podobnymi do czterech słupków
wbitych w ogromną słoninę.
«Co
się stało?» – pytają.
«Opowiemy
wam o tym. Teraz odwiążcie łódź i płyniemy... Dokąd, Panie?»
– mówi Piotr.
«Do
zatoki Tarichea».
Człowiek
idący za nimi, widząc, że wsiadają do łodzi, błaga:
«Weź
mnie ze Sobą, Panie».
«Nie.
Idź do swego domu. Twoi [krewni] mają prawo cię posiadać. Mów im
o wielkich rzeczach, które Pan ci wyświadczył, i o Jego litości,
jaką ci okazał. Ta okolica potrzebuje wiary. Zapal płomienie wiary
z wdzięczności dla Pana. Idź. Żegnaj».
«Umocnij
mnie przynajmniej Twoim błogosławieństwem, aby demon znowu mnie
nie opanował».
«Nie
bój się. Jeśli nie będziesz chciał, nie przyjdzie. Idź w
pokoju».
Łodzie
odpływają od brzegu, kierując się od wschodu na zachód. Dopiero
wtedy, gdy prują fale, na których kołyszą się martwe świnie,
mieszkańcy miejscowości, która nie chciała Pana, wycofują się
ze skarpy i odchodzą. (III (cz. 1-2), 47: 30 stycznia 1944. A
5303-5314)
77 Zob.
Rdz 3,14. (Przyp. wyd.)
78 Miejscowość
leżąca nad Morzem Śródziemnym, w Syrofenicji, powyżej Tyru i
Sarepty (mapa zamieszczona na końcu książki już jej nie
obejmuje), na wysokości pasma Gór Libanu. (Przyp. wyd.)
Gesù,
tagliato il lago in direzione nord-ovest sud-est, si raccomanda a
Pietro di sbarcare presso Ippo. E Pietro ubbidisce senza discutere,
scendendo con la barca fino all'imboccatura di un fiumiciattolo che
la primavera e il recente temporale fanno pieno e fragoroso e che
sbocca nel lago da una gola aspra e scogliosa, come è tutta la costa
in questo punto. I garzoni assicurano le barche – ve ne è uno per
ogni barca – e ricevono l'ordine di attendere fino a sera per
tornare a Cafarnao.
«E
fate i pesci con chi vi interroga» consiglia Pietro.
«A
chi vi domanda dove è il Maestro rispondete sicuri: "Non lo so"
A chi vuole sapere dove è diretto, lo stesso. Tanto è verità. Non
lo sapete».
Si
separano, e Gesù intraprende la salita di un ripido sentiero che si
inerpica sulla scogliera quasi a picco. Gli apostoli lo seguono per
il sentiero malagevole fino al sommo della scogliera, che si placa in
un pianoro sparso di querce sotto le quali pasturano molti porci.
«Fetidi
animali!» esclama Bartolomeo. «Ci impediscono di passare».
«No.
Non ci impediscono. Vi è posto per tutti » risponde calmo Gesù.
Del resto i guardiani, vedendo degli israeliti, cercano di radunare i
porci sotto le querce lasciando libero il sentiero. E gli apostoli
passano, facendo mille boccacce, fra le lordure lasciate dagli
animali, che grufolano ben pingui e sempre cercanti maggiore
pinguedine.
Gesù
è passato senza tante storie, dicendo ai guardiani del branco: «Dio
vi rimuneri per la vostra gentilezza».
I
guardiani, povera gente di poco meno sporca dei loro porci e in
compenso infinitamente più magra, lo guardano stupiti e poi
bisbigliano fra di loro.
Uno
dice: «Ma che non sia israelita?».
Al
che gli altri rispondono: «Non vedi che ha le frange alla veste?».
Il
gruppo apostolico si riunisce, ora che può procedere in gruppo su
una viottola abbastanza ampia. Il panorama è bellissimo.
Sopraelevato di poche decine di metri sul lago, permette però di
dominare tutto lo specchio d'acqua con le città sparse sulle rive.
Tiberiade splende con le sue belle costruzioni in faccia al luogo
dove sono gli apostoli. Qui sotto, ai piedi della scogliera
basaltica, la breve spiaggia pare un piccolo cuscino di verdura,
mentre nella sponda opposta, da Tiberiade all'imbocco del Giordano,
vi è una pianura piuttosto ampia e acquitrinosa per le acque del
fiume – che pare stentino a riprendere il corso dopo la sosta nel
placido lago – ma talmente folta di tutte le erbe e i cespugli dei
posti ricchi d'acque, e talmente popolata di uccelli acquatici dai
colori variegati come fossero sparsi di gioielli, che si guarda quel
luogo come un giardino. Gli uccelli si alzano dalle folte erbe e dai
canneti volano sul lago, si tuffano per rapire alle acque un pesce,
si alzano ancora più splendenti per l'acqua che ha ravvivato i
colori delle piume, e tornano verso la fiorita pianura su cui il
vento scherza smuovendone i colori. Qui invece sono boschi di
altissime querce sotto cui l'erba è soffice e smeraldina, e oltre
questa striscia di boschi il monte torna a salire dopo un vallone,
facendo un ripido cocuzzolo roccioso su cui sono incrostate le case,
costruite su scaglioni di roccia. Credo che il monte faccia tutt'uno
con le murature, prestando le sue caverne per abitazioni, in un misto
di città troglodita e di città comune. È caratteristica con questa
ascesa a terrazzoni, per cui il tetto delle case del terrazzone
sottostante è all'altezza dell'ingresso terreno delle case dello
scaglione soprastante. Dai lati dove il monte è più ripido, ripido
tanto da non permettere nessuna costruzione, sono caverne e spacchi
profondi e discese dirupate a valle. In tempo di acquazzoni quelle
discese devono divenire altrettanti bizzosi torrentelli. Massi di
ogni sorta, rotolati a valle dalle alluvioni, fanno un caotico
piedestallo al monticello così aspro e selvaggio, gobbuto e
petulante come un signorotto che vuole essere rispettato ad ogni
costo.
«Non
è Gamala, quella?» chiede lo Zelote.
«Sì,
è Gamala. La conosci?» dice Gesù.
«Vi
fui fuggiasco in una notte molto lontana. Poi venne la lebbra e non
uscii più dai sepolcri».
«Fin
qui fosti inseguito? » chiede Pietro.
«Venivo
dalla Siria, dove ero andato cercando protezione. Ma mi scoprirono e
solo la fuga in queste terre mi risparmiò la cattura. Dopo sono
sceso lentamente, e sempre minacciato, sino al deserto di Tecua e da
lì, lebbroso ormai, alla valle dei Morti. La lebbra mi salvava dai
nemici…»
«Pagani
questi, vero? » domanda l'Iscariota.
«Quasi
tutti. Pochi ebrei per i traffici, e poi una mescolanza di credenze,
o di non credenze affatto. Però non furono malvagi col fuggiasco».
«Luoghi
da banditi! Che gole!» esclamano in molti.
«Sì.
Ma, credetelo, banditi ve ne sono di più dall'altro lato» dice
Giovanni, ancora impressionato dalla cattura del Battista.
«Dall'altro
lato vi sono banditi anche fra quelli che hanno nome di giusti»
termina suo fratello.
Gesù
prende la parola: «Eppure li avviciniamo senza ribrezzo. Mentre qui
avete torto il viso dovendo passare presso degli animali. Sono
immondi… Lo è molto di più il peccatore. Queste sono bestie fatte
così, e non è loro da addebitarsi se così sono. L'uomo è invece
responsabile di essere immondo per il peccato».
«Ma
allora perché per noi sono stati classificati immondi?» chiede
Filippo.
«Una
volta ne ho accennato. In quest'ordine vi è una ragione
soprannaturale e una naturale. La prima è di insegnare al popolo
eletto a saper vivere avendo presente la sua elezione e la dignità
dell'uomo, anche in una azione comune come è il mangiare. L'uomo
selvaggio si ciba di tutto. Basta empirsi il ventre. L'uomo pagano,
anche se selvaggio non è, mangia ugualmente di tutto, senza pensare
che il supernutrirsi fomenta vizi e tendenze che avviliscono l'uomo.
I pagani anzi cercano di portarsi a questa frenesia di piacere che
per loro è quasi una religione. I più colti fra voi sanno di feste
oscene in onore dei loro dèi che degenerano in una orgia di
libidine. Il figlio del popolo di Dio deve sapersi contenere, e
nell'ubbidienza e nella prudenza perfezionare sé stesso, avendo
presente la sua origine e il suo fine: Dio e il Cielo. La ragione
naturale è di non eccitare il sangue con cibi che portano a calori
indegni dell'uomo, al quale non è negato l'amore anche carnale, ma
che deve temperarlo sempre con la freschezza dell'anima tendente al
Cielo, fare perciò un amore, non una sensualità, di quel sentimento
che unisce l'uomo alla compagna, nella quale deve vedere la sua
simile e non la femmina. Ma le povere bestie non sono colpevoli di
essere porci, né degli effetti che la carne dei porci può, a lungo
andare, produrre nel sangue. Meno ancora ne hanno colpa gli uomini
preposti alla guardia dei porci. Se sono onesti, che differenza sarà,
nell'altra vita, fra costoro e lo scriba che sta curvo sui libri e
che, purtroppo, non impara da essi la bontà? In verità vi dico che
vedremo guardiani di porci fra i giusti, e scribi fra gli ingiusti.
Ma cosa è questo rovinio?».
Si
scansano tutti dal fianco del monte perché pietre e terriccio
rotolano e rimbalzano per la china, e si guardano attorno stupiti.
«Ecco,
ecco! Ecco là! Due… nudi affatto. – vengono verso noi e
gesticolano. Folli…»
«O
indemoniati» risponde Gesù all'Iscariota, che ha visto per primo
due ossessi venire verso Gesù. Devono essere usciti da qualche
caverna nel monte. Urlano. E uno, il più veloce nella corsa, si
precipita verso Gesù. Pare uno strano uccellaccio spogliato delle
penne, tanto va svelto e tanto remiga con le braccia come fossero
ali.
Si
abbatte ai piedi di Gesù gridando: «Qui sei, Padrone del mondo? Che
ho a fare con Te, Gesù, Figlio di Dio altissimo? Già è venuta
l'ora del nostro castigo? Perché się venuto prima del tempo a
tormentarci?».
L'altro
indemoniato, sia perché fosse legato nella favella, sia perché
posseduto da un demonio che lo fa tardo, non fa che buttarsi bocconi
e piangere piano e poi, messosi a sedere, resta come inerte,
giocherellando coi sassi e coi suoi piedi nudi. Il demonio continua a
parlare per bocca del primo, che si divincola al suolo in un
parossismo di terrore. Si direbbe che voglia reagire e non possa che
adorare, attratto e respinto nello stesso tempo dal potere di Gesù.
Urla: «Ti scongiuro in nome di Dio, cessa di tormentarmi! Lasciami
andare!».
«Sì.
Ma fuori di costui. Spirito immondo, esci da costoro e di' il tuo
nome».
«Legione
è il mio nome perché siamo molti. Teniamo questi da anni e per essi
spezziamo lacci e catene, né c'è forza d'uomo che li possa tenere.
Terrore essi sono, per causa di noi, e ce ne serviamo per farti
bestemmiare. Ci vendichiamo su questi del tuo anatema. Abbassiamo
l'uomo sotto la belva per irriderti, e non c'è lupo, sciacallo e
iena, non avvoltoio e vampiro simili a questi che noi teniamo. Ma non
ci cacciare. Troppo orrido è l'inferno!…»
«Uscite!
In nome di Gesù, uscite!». Gesù ha una voce di tuono e i suoi
occhi dardeggiano splendori.
«Lasciami
almeno entrare in quel branco di porci che Tu hai incontrato».
«Andate».
Con
un urlo bestiale i demoni si separano dai due disgraziati e, fra un
improvviso turbine di vento che fa ondeggiare le querce come steli,
si abbattono sui numerosissimi porci, che con stridi veramente
demoniaci si danno a correre come invasati attraverso le querce, si
urtano, si feriscono, si mordono e infine si precipitano nel lago
quando, giunti sul ciglio dell'alta scogliera, non hanno più che
l'acqua sottostante per rifugio. Mentre i guardiani, travolti e
desolati, urlano di spavento, le bestie, centinaia, con un succedersi
di tonfi precipitano nelle acque quiete, spezzandole in un ribollire
di spume, affondano, rigalleggiano, mostrando a turno i tondi ventri
o i musi puntuti nie cui occhi è il terrore, e infine affogano. I
pastori, urlando, corrono verso la città. Gli apostoli, andati verso
il luogo del disastro, tornano dicendo: «Non se ne è salvato uno!
Hai reso loro un brutto servizio!».
Gesù,
calmo, risponde: «Meglio che periscano duemila porci che non un
solo uomo. Date una veste a costoro. Non possono stare così».
Lo
Zelote apre un sacco e dà una delle sue vesti. Tommaso dà l'altra.
I due sono ancora un poco imbambolati come uscissero da un pesante
sonno pieno di incubi.
«Date
loro del cibo. Che tornino a vivere da uomini».
E
mentre i due mangiano il pane e ulive che viene loro dato e bevono
alla fiasca di Pietro, Gesù li osserva. Infine parlano: «Chi sei
Tu?» dice uno.
«Gesù
di Nazaret».
«Non
ti conosciamo» dice l'altro.
«L'anima
vostra mi ha conosciuto. Alzatevi ora e andate alle vostre case».
«Abbiamo
molto sofferto, io credo, ma non ricordo bene. Chi è costui?» dice
quello che parlava per il demonio, e accenna al compagno.
«Non
lo so. Era con te».
«Chi
sei? E perché sei qui?» chiede al compagno.
Colui
che era come muto, e che è il più inerte ancora, dice: «Sono
Demetrio. Qui è Sidone?».
«Sidone
è sul mare, uomo. Qui sei oltre il lago di Galilea».
«E
perché sono qui?».
Nessuno
può dare una risposta. Sta giungendo della gente seguita dai
pastori. Parę impaurita e curiosa. Quando poi vede i due rivestiti e
composti, il suo stupore aumenta.
«Quello
è Marco di Giosia!... E quello è il figlio del mercante pagano!…»
«E
quello è Colui che li ha guariti e che ha fatto perire i nostri
porci perché folli dei demoni entrati in loro» dicono i guardiani
delle bestie.
«Signore,
Tu sei potente, lo riconosciamo. Ma già troppo male ci hai fatto! Un
danno di molti talenti. Vattene, te ne preghiamo, che il tuo potere
non abbia a far scoscendere il monte e a farlo sprofondare nel lago.
Va' via…»
«Vado.
Non mi impongo a nessuno» e Gesù si rivolge per la via già fatta,
senza discutere. Lo segue, in coda agli apostoli, l'indemoniato che
parlava. Dietro, a distanza, molti cittadini, per vedere se parte
proprio. Rifanno il ripido sentiero e tornano alla foce del
torrentello, presso le barche. I cittadini restano sul ciglione a
guardare. Il liberato scende dietro Gesù. Nelle barche i garzoni
sono esterrefatti. Hanno visto la pioggia dei porci nel lago e ancora
contemplano i corpi che affiorano sempre più numerosi, sempre più
gonfi, con le tonde pance all'aria e le corte zampette stecchite come
quattro pioli infissi su un lardoso vescicone.
«Ma
che è avvenuto?» chiedono.
«Ve
lo diremo. Ora sciogliete e andiamo…»
«Dove,
Signore?» dice Pietro.
«Nel
golfo di Tarichea».
L'uomo
che li ha seguiti, ora che li vede salire nelle barche, supplica:
«Prendimi con Te, Signore».
«No.
Va' a casa tua; i tuoi hanno diritto di averti. E parla ad essi delle
grandi cose che ti ha fatto il Signore e come ha avuto pietà di te.
Questa parte di terra ha bisogno di credere. Accendi le fiamme della
fede per riconoscenza al Signore. Va'. Addio».
«Confortami
almeno con la tua benedizione, che il demonio non mi riprenda».
«Non
temere. Se non vuoi non verrà. Ma ti benedico. Va' in pace».
Le
barche si staccano dalla riva in direzione da est a ovest. Solo
allora, mentre fendono i flutti sparsi delle vittime suine, gli
abitanti della città, che non ha voluto il Signore, si ritirano dal
ciglione e se ne vanno. Qui dietro è la figura del luogo. (3, 186)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz