wtorek, 31 stycznia 2023

Modlitwa o dary Ducha Świętego (Jesu, zbawicielu ludzski...)

W tej dawnej modlitwie do Jezusa prosimy o dary Ducha Świętego: bojaźń, pobożność (lutość), wiedzę (naukę), męstwo (mocność), radę, rozum i mądrość. (Jakub Szukalski)

Jesu, zbawicielu ludzski,
Proszę ciebie człowiek grzeszny,
Daj mi dar świętej bojaźni,
Jen nie wypędza miłości.

Jesu, krolu miłościwy,
Nad grzes<z>niki lutościwy,
Daj mi dar wiernej lutości,
Bych opłakał moje złości.

Jesu, rozdawca dobroci,
Jenże jeś studnia miłości,
Daj mi dar nauki prawej,
By rzeczy nie żądał marnej.

Jesu, sierdeczna słodkości,
Daj mi dar dusznej mocności,
Bych pokusy przewiciężył,
Mocnie tobie zawsze służył.

Jesu, raczy mię wysłuchać
A dar rady dobrej mi dać,
Bych się dobrych rzeczy dzierżał,
A złych rzeczy się wiarował.

Jesu, który świat oświecasz
A jasne rozumy dawasz,
Raczy mi dać rozum dobry,
Twą miłością oświecony.

Jesu, Boga Oćca mądrość,
Jen jeś mojej duszy radość,
Daj mi dar świętej mądrości,
Bych zakusił twej słodkości.

Napisane przez bł. Władysława z Gielniowa (1440-1505).

niedziela, 22 stycznia 2023

(120) Żywoty Świętych: Wojciech

Żywot Ś. Wojciecha,
Arcybiskupa Gnieźnieńskiego,

męczennika sławnego, z starodawna od jego rówiennika mnicha Benedyktyna, barzo uczenie napisany, i w Rzymie w klasztorze ś. Cecyliej naleziony, i z Kronik Polskich wybrany. Surius Tom. 3. Sigebertus in Chron. Baronius Tom. 10. Żył około roku Pańskiego, 950
.1


   Sława i światłość wielkich narodów, Czeskiego, Polskiego, Węgierskiego, przenajchwalebniejszy mąż, kapłan i męczennik Chrystusów Wojciech – to jest, wojsko ciesząc – z narodu onego, od sławy nazwanego Słowieńskiego, z Czechów idący, zacne i z królmi krwią spojone rodzice miał – których on chwałę i stan wielki świecki, świętym i dziwnym żywotem swoim duchownym okrasił i wsławił. Będąc niemowlęciem zachorzał, i żałość niemałą rodzicom uczynił – którzy pragnieniem zdrowia jego ściśnieni, pociechy swej docześnej w nim odstąpili, a Panu Bogu na służbę go poślubili – woląc raczej żywym go między sługami kościelnymi widzieć – niż na smętną śmierć jego patrzyć. I nieśli go na poły umarłego do ołtarza przeczystej matki Bożej Maryjej – prosząc aby ona na służbę Synowi swemu nowego a maluczkiego sługę przykazała, a zdrowie mu do tego zjednała. Nie mieszkając dzieciątko ozdrowiało – Anielska i nasza Cesarzowa, świętą przyczyną swoją i cudem onym, naznaczyła sługę wielkiego Panu Bogu. Skoro trochę podrósł, oddali go rodzicy kapłanom i z sługą, który go z dzieciństwa pilnował. Ale gdy sługa on prze niestatek swój, od pacholęcia uciekł – Wojciech też święty po nim teskniąc, do ojca pobieżał. Niewdzięcznie go ociec przyjął, i jako zbiega rózgami ubił, i do szkoły oddał – a P. Bóg rozum Wojciechowi otwarzając, i baczenia zaraz z nauką przymnażać mu począł. Widząc dowcipne dziecię rodzicy – dali go Arcybiskupowi Magdeburskiemu na wychowanie, na imię Albertusowi, u którego tak był wdzięczny, iż mu swe imię przy bierzmowaniu dał. I przeto dwoje imię miał, i ze chrztu Wojciech, i z bierzmowania Adalbertus.
   Dziewięć lat na nauce strawiwszy, zstał się z niego uczony człowiek w każdej nauce, iż mało sobie równych towarzyszów w tej mierze miał.
2I wrócił się po skończonych naukach do domu ojca swego, gdzie go młodość i krew bujna uwiodła. Bo gdy z pracej szkolnej wyprzągł, a próżnowania sobie dopuścił, za światem się i jego próżnościami udał, na Pana Boga mało wspomnieć, roskoszy marnej kosztować, z rówienniki biesiad używać, i inne pochlebstwa a zwodzenia świata tego przyjmować począł. Niedługo w takim stanie nieprawej drogi trwał – Pan Bóg upominał go śmiercią pierwszego Biskupa Praskiego Drytmara, do której się był trafił – który iż umierając, straszliwie wołał, że go czarni czarci do piekła wlekli – wielki mu gwóźdź w serce wbił, iż o poprawie żywota swego i drogach Bożych, któremi pierwej chodził, statecznie myślił, i nie mieszkając, ukrócił obyczaje swoje i w klubę je bogobojności wprawił. 3Rychło potym na Pragskie Biskupstwo, jako swoję krew, i zacnego, uczonego, a cnót pełnego człowieka Czechowie po Drytmarze obrali. Po którym obieraniu klerycy, którzy czarta z ciała ludzkiego wyganiali, tak wołającego słyszeli: biada mnie, już się tu zostać nie mogę, bo dziś obran jest Biskup sługa Chrystusów, którego się bać muszę. Co słyszał Williko kapłan mądry i bogobojny, i to przed Opatem w Kassynie we Włoszech powiedział. Obrany będąc, jachał na poświęcenie do Arcybiskupa Mogunckiego, i przy Cesarzu Ottonie wtórym na dostojność biskupią poświęcony był. Wróciwszy się na biskupstwo, dochody kościelne na cztery części rozdzielił – jednę na kapłany i kleryki swe – drugą na ubogie – trzecią na poprawę kościołów i wykupno niewolników – czwartą na swoje wyżywienie.
   4Wiódł żywot świątobliwy – bogactwy gardził, złoto sobie za błoto miał, i roskoszy do piekła prowadzące o ziemię uderzył. To jedno jego pragnienie i staranie było – aby o Chrystusie myśląc, nic sobie innego nie smakował, niczegoż innego nie szukał – posty gęstymi i wielkimi trapił członki swoje – a modlitwa była mu chlebem powszednim, w której się ustawicznie za swe i ludzkie grzechy, P. Bogu skruszonym sercem korzył. Wszytką się siłą starał, jakoby był złe namiętności swe i chuć, i pokusy świeckie i cielesne, z serca swego wykorzenił. Znał się też na zastrzałach szatańskich, i umiał z nim wojnę wieść, a korzyści cnót świętych z pokut jego dostawać – tyle mu policzków dawał, ilekroć abo jawne poduszczenia jego zwyciężał, abo tajemnym mądrze zabieżeć umiał. Serce wolne od myśli świeckich chowając, na skrzydłach je rozmyślania nabożnego w niebo podnosił – i jako uczył, tak żył, iż mu nikt rzec nie mógł: Przyjacielu, zlecz sam pierwej siebie. W tym tylko nieszczęśliwy był, iż czujność około owiec swych wielką mając, mało im pomagał – bo na złą a zepsowaną rolą trafił. 5Ludzie nieukarani w zbytki wielkie i rospustność cielesną się wdawali – brać wiele żon i powinną krew mazać, i niewolniki Chrześcijańskie, i dzieci swe Żydom przedawać śmieli – święta gwałcić, postów nie chować, nikogoż nie słuchać, to ich obyczaje były.
   Klerykowie też i stan duchowny naprzód się był skaził, żenić się jawnie nie wstydali, karność kościelną zmiatali, Biskupa sobie nic nie ważyli, i świeckie przeciw jemu a możniejsze pany pobudzali. Leczył wrzody one upominanim, karanim, przykładem – ale jako szaleni, z ran tych tak szkodliwych, przywijania i maści drogie zdzierali – pracy było dosyć, a pożytku nic – upominanie gęste, ale sprzeciwienie więtsze. Co miał czynić święty Biskup? z jeziora niepołownego sieci zjął – a bojąc się aby przy złych rybach a głębokiej wodzie i sam nie utonął – myślić o sobie też począł.
6I postanowił udać się na pielgrzymowanie, do grobu Bożego do Jeruzalem – pierwej chcąc mieszkanie Apostolskie, święte miasto Rzymskie nawiedzić. Cesarzowa żona Ottona wtórego (który już był, źle żyjąc, i Chrześcijaństwu swym panowaniem szkodząc, nie dobrze i z małą nadzieją zbawienia umarł) gdy się o drodze jego dowiedziała, wielkie jałmużny za duszę męża swego czyniąc, jemu też wiele śrebra dała – które on nazajutrz ubogim rozdawszy, w ubóstwie pielgrzymskim do Rzymu się udał, i z nabożeństwa miejsce ono sławne ś. Benedykta Kassynum nawiedzając, zwierzył się myśli swoich ojcom onym, dla czego z biskupstwa wyszedł i gdzie się udawał. A oni odradzać mu onę drogę poczęli, mówiąc: stój na miejscu, a dobrze żyj, a owoc cnót świętych i skarb sobie zbieraj – nie w Jeruzalem żyć, jako mówi ś. Hieronym, ale w Jeruzalem dobrym być, chwalebno jest.
   Na te słowa rozmyślać się począł – a ostre oko na dobrą radę mając, rychło przyzwolił, aby się doskonałości żywota Chrześcijańskiego chwycił, a Chrystusowej Filozofiej uczniem jeszcze został.
7I tam mając doskonałych cnót mistrza Nilusa, Greczyna, do jego nóg upadł, podając się w posłuszeństwo jego. Nie odrzucił go Nilus – lecz mu tak poradził: jam Greczyn, mniejsząć pomoc prze nieumiejętność języka dać mogę – idź do Rzymu do Łacinników, a Opatowi Leonowi powiedz, iżem cię jako nowego żołnierza Chrystusowego do niego odesłał. 8Tak uczynił ś. Wojciech – w Rzymie u ś. Bonifacjusa, w zakonny się ubiór oblókł, i pod posłuszeństwem starszego, ochotnie się do zamiłowania Boskiego w żywocie onym zapałał – każdemu namniejszemu służył tym ochotniej, im mu co wzgardzeńszego poruczono – wzgardy się samego siebie a pokory pilnie ucząc, zstał się jako maluczkim już w leciech doskonały – miedzy małymi braty kuchnią umiata, miski i naczynie umywa, wodę nosi – wszytkiej się domowej służby u starszego domaga. Myśl każdą swoję i co mu kolwiek czart do serca przyniósł, starszemu oznajmił. A w tym jednak mądrze się o trudnościach pisma świętego pytał – i o sposobach i naturach cnót i występków, rad rozmów i nauki słuchał. I tak co dalej lepiej postępując, założył w sobie osnowanie pokory, na które inne cnoty szczęśliwie postawił, i zstał się domem i budowaniem Bożym – modlitwom, czytaniu, i bogomyślności tym lepiej służył, im więtszą na to czasu i miejsca wolność od świata ułacniony nalazł. Szemrania z ust jego nikt nie słyszał – a na fukanie starszego cierpliwości i niskiej pokory nastawiał – 9wesoło każde posłuszeństwo ku małym i wielkim wypełniał – bo to jest pierwsza cnota ludziom wzgórę ku niebu idącym. Przez pięć lat tam będąc – wszytkim się wdzięcznością obyczajów swych w miłość podał – wiele ich w cnotach doskonałości przechodząc – jeśli który zazdrością zjęty, oko nań nieżyczliwe obrócił, umiał go rychło pokorą ubłagać i ująć. 10Tak idąc z cnoty w cnotę, zstał się pięknym mieszkanim i kościołem Chrystusowym.
   W tym wstesknią się Czechowie i Prażanie bez swego Biskupa – i wyprawili dwu poń, Pappata i Chrystiana mnicha wymownego – którzy wziąwszy list od Arcybiskupa Mogunckiego, do Papieża jachali, prosząc – aby Biskupa ich posłał do sprawowania owiec, wszelaką poprawę ludu i posłuszeństwo pasterzowi swemu obiecując. Acz ta perła miła była Papieżowi, i nie rad z niej Rzym zubożył –
11wszakże dla ludzkiego zbawienia, Wojciechowi wrócić się na Biskupstwo kazał – toż mu i Opat jego poruczył. On posłuszeństwem wolą swoję przełomiwszy – wrócił się z onymi posły. Lecz skoro w jedno miasto Czeskie wszedł – uźrzał iż przekupują w dzień święty, i frasować się począł, mówiąc: takąście poprawę obiecali? Bawiąc się tedy dobry pasterz głodnego onego ludu odchowaniem, i żadnej pracej nie żałując, i owszem więcej czyniąc niżli pierwej, mało co pomagało. Trwał przedsię i cierpiał – upominać, karać, nie przestawał – aż mu taka rzecz zwątpić o ich poprawie kazała. Zgrzeszyła jedna zacna białagłowa z krewkości niewieściej małżonkowi wiary nie chowając, i jawnie w grzech wpadając – dowiedziawszy się o niej mąż, na gardło ją pojmać chciał – a ona do kościoła uciekła. Nie kazał jej wydawać Wojciech ś. za przywilejmi kościelnymi, gdyż się do ołtarza i pokuty ś. obróciła, żeby tylko od śmierci i nagłego gniewu męża swego wolną była. Ale on zmówiwszy się z innymi, i ludzi wiele możnych nazbierawszy – kościół mocą otworzyli, prawo i majestat kościelny zgwałcili – i wziąwszy niewiastę zaraz rozsiekali. Obruszyła ta rzecz barzo świętego Wojciecha – a gdy co dzień więtszych grzechów przyczyniali, a za stare nie pokutowali – umyślił ich drugi raz odbieżeć – i powiedział swemu wiernemu towarzyszowi Pappatowi: abo masz ze mną iść, abo mię więcej nie ujźrzysz.
  
12I puścił się do Węgier, gdzie mu się niejaka droga do szczepienia Chrześcijańskiej wiary otworzyła. Bo książę Węgierskie Gejssa wraz z żoną przychylnym się wierze świętej pokazował – i syna swego Stefana do chrztu, abo jako drudzy piszą, do bierzmowania świętemu Wojciechowi ofiarował. Tam nieco znajomości Bożej, przez rok i dalej z nimi mieszkając, w serca one pogańskie wsiawszy, i Chrystusa im opowiedziawszy – gdy do zupełnego fundowania tam wiary jeszcze pogody nie widział – znowu się do Rzymu do klasztoru swego do Benedyktynów wrócił. Dopiero na onych miłych obrokach bogomyślności, i świętych rozmów, i przykładów cnót doskonałych, w Greckich i Łacińskich osobach ochłodzony – prawie tam duszę swoję i raj ziemski nalazł. Był i za żywota cudy Boskimi obdarzony. Raz niosąc w glinianym naczyniu do posługi braterskiej wino, potknąwszy się powalił – słyszeli wszyscy iż się garniec zgruchotał – ale oglądawszy, cały a nienaruszony ujźrzeli, i cudo ono Boskie poznali. 13Córkę jednemu na oczy chorzejącą, kładzieniem ręku zleczył. Drugi z choroby żadnego chleba jeść nie mógł – Wojciech ś. przeżegnany chleb, gdy jemu podał – wnetże stracona chuć do chleba choremu się wróciła. Asteryzjus kleryk jego, z gniewem i łajaniem od niego iść precz chciał – ale skoro wyjachał, tak błądził w drodze, iż się do ś. Wojciecha wrócić musiał. W miłosierdziu był serca na ludzką nędzę nieuhamowanego – jałmużną i czym mógł nikogoż nie opuścił. Raz wdowa uboga, gdy gdzieś był przed miasto wyjachał, zawołała nań sukniej prosząc – powiedział: jutro przyjdziesz, tu nic z sobą nie mam. 14A rozmyśliwszy się zawołać jej kazał, mówiąc: a kto wie będęli do jutra żyw? niech jej dziś dobrze uczynię, abym ja sądu u Boga, a ona szkody nie cierpiała – i zjąwszy suknią ze siebie dał jej – ukazując przykładem, abyśmy z dobrymi uczynkami nie mieszkali – gdyż nie wiemy co jutro nas spotka.
   Gdy Otto trzeci Cesarz w Rzymie od Papieża koronowany był – Arcybiskup Moguncki pisał znowu do Papieża, aby do owiec Biskupa ś. Wojciecha z Rzymu wygnał. Długo się wymawiał, o pożytku swych owiec wątpiąc, a o swe się roztargnienie bojąc – wszakże iż nadzieję miał, że go męczeńska korona potkać miała – dla tej samej ochotnie się zasię wrócił.
15Wyjachał z Cesarzem, i puścił się przez Francją, chcąc świętych ciała nawiedzić, w Turonie ś. Marcina, w Paryżu ś. Dionizjusza Areopagity, w Floriaku, i indziej gdziekolwiek wiedział o którym świętym, a na onej drodze mógł temu dosyć uczynić, wszytkich pokornie nawiedzał, przyczyn ich świętych za sobą prosząc. Gdy przy Cesarzu kila dni był, tak był wdzięcznym u niego człowiekiem, iż mu i sypiać w swym pokoju kazał. Gdy czas upatrzył, dworzan jego upominać nie zaniechał, aby się w świecie nie kochali – a za krótką pociechę wiecznego wesela nie tracili.
   Przybliżając się do Czech nie chciał prosto na swe Biskupstwo jachać,
16ale się udał do Polski do Książęcia Polskiego Bolesława Chabrego, który napierwej Koroną Królewską Polskę ozdobił, który go już przedtym znał i wielce miłował. Przyjęty jest z wielką czcią od Bolesława jako człowiek święty – i stamtąd wysłał do Prażan i do Czech posły swe, jeśliby go za Biskupa i pasterza swego znać i przyjąć i poprawić się chcieli. A oni iż byli w niejakiej wojnie, czterech braciej rodzonych ś. Wojciecha zabili, i tego się bojąc, aby się nie mścił krwie braciej swojej, i w złych obyczajach a starych grzechach leżąc, wskazali do niego, aby się do nich nie ukazował – 17iż tego żadną miarą widzieć ani mieć za pasterza chcieli, który ich już kilkakroć odbiegał – a na przyczyny, dla których to uczynił, nie pamiętali. Z onej odpowiedzi był wesoły ś. Wojciech, iż go P. Bóg sam z onego węzła rozwiązał. Dopiero i Arcybiskupowi Mogunckiemu i Papieżowi pisał i sprawę dał – jako go próżno do tych ludzi upornych i nieukarnych trudzili – którzy go na koniec znać za pasterza i przyjąć nie chcą. 18A Bolesław Książę Polskie Papieża prosił, aby mu go za Arcybiskupa do Gniezna dał – w ten czas gdy Stolica po Robercie pierwszym Arcybiskupie osierociała. Tam w tym jako głównym mieście, jako pasterz nawyższy wszytkiej Polski, Polaki nowe Chrześcijany w wierze świętej posilił – zbawienną im drogę ukazując, i ojcem ich w Bogu tu na ziemi i w niebie Patronem zostając – 19których i pieśni onej, Bogarodzica, nauczył.
   Potym słysząc iż w Prusiech byli srodzy Poganie i możni, którzy królom Polskim wielkie i trudne wojny zadawali – ludzkiego zbawienia i chwały Chrystusowej rozmnożenia pragnąc – Bolesława prosił, aby go do Prus wodą, na nawrócenie pogaństwa do wiary Chrystusowej wyprawił. Acz mu żal było barzo z ziemie swej tak drogi skarb wypuścić – wszakże bacząc tak wielką i pilną około dusz ludzkich posługę, uczynił to –
20wyprawił go wodą, dobrze szkuty opatrzywszy. Dwu z sobą towarzyszów wziął kapłanów Wojciech ś. – Gaudencjusa i drugiego, na tę drogę już z tym umysłem jadąc, iż abo one pohańce nawrócić, abo wżdy mężną, i której dawno pragnął, śmierć za Chrystusa podjąć miał. O nienasycone miłości Bożej serce, małoliś już był prac dla Chrystusa podjął? kto cię z Polski wygania? izali niewdzięczność jaka abo niekarność owiec twoich? Nic takiego – jedno uprzejma miłość ku Chrystusowi, którąś chciał na pozyskaniu dusz ludzkich, i na swej krwi rozlaniu pokazać. Wysiadł Wojciech ś. z towarzyszmi na jeden wysep, który Wisła w Prusiech czyni – i tam się modląc, gdy sobie szczęśliwego weszcia na posługę Pańską prosili – Prusacy je niektórzy wypatrzyli, i cicho się do nich przewiózszy, ujźrzeli ludzie dziwne, niewidane, w odzieniu mniskim, ale jako owieczki pokorne – i umyślili je pojmać. Tedy jeden z nich nagorszy cicho schodząc na ś. Wojciecha, który w ten czas Psałterz mówiąc, drogę swoję P. Bogu polecał, 21okrutnie go wiosłem z tyłu miedzy łopatki uderzył. Padł o ziemię ś. Wojciech, a oni wołali: co tu czynicie? uciekajcie stąd, pozabijamy was i pomęczymy prędko. A ś. Wojciech on wielki ból cierpiąc, dziękował P. Bogu w sercu swym, mówiąc: bych dobrze więcej w tej tu ziemi nie zyskał, i na tym jednym wielkim upominku rany tej, i cierpienia dla Pana mego Jezusa ukrzyżowanego, przestanę. Lecz poczekaj mężu święty, uczci cię Pan Bóg więtszymi łaski swej w męczeństwie dary.
   Wyniść przedsię z onej Pruskiej ziemie nie chciał – ale szedł do jednego miasta, gdzie był zjazd ludzi wielki do przekupna – obstąpili je oni ludzie srodzy, pytając: coście zacz, co chcecie?
22A ś. Wojciech powiedział: idziem z Polski, niosąc wam zbawienie wasze – sługam jest Boga żywego, co stworzył niebo i ziemię i wszytko co jest na nich – poznajcie P. Boga jednego a wybawicie dusze wasze z mocy piekielnej i czartowskiej – wierzcie w Jezusa który świat odkupił, a chrzcicie się na grzechów waszych odpuszczenie. Takie i inne Ewangeliej ś. słowa, gdy chodząc po wsiach i miastach rozsiewał – Prusacy się śmiali, a słuchać nie chcąc, kazali im z ziemie wyniść – roskazując pod utratą gardła i majętności, aby ich nikt do gospody nie przyjmował. 23Szli wzgardzeni z miasta w pole się udając. Myślił i mówił ś. Wojciech: podobno się tym ubiorem naszym brzydzą, aboby odmienić nam te mniskie szaty, a wziąć kleryckie – zapuścim już brody, a tymczasem idźmy do Litwy – potym się już z lepszym szczęściem wrócim – abo tu gdzie wyrabiajmy chleba, u jakiego wieśniaka – wżdyć abo co ich zbawieniu pomożem, abo wżdy koronę męczeńską najdziem.
  
24I puszczając się ku Litwie, w polu Mszą świętą odsłużywszy, a trochę się chlebem posiliwszy, w drogę swoję szli – a gdy czas nocny na odpocznienie przychodził – położyli się w polu i spali, P. Bogu drogę i zdrowie swoje polecając. A gdy nazajutrz służbę świętą rano w polu czynili – Prusacy z poduszczenia nawyższego ich kapłana, którego Krywe zwali – żałowali iż ś. Wojciecha zdrowo puścili – i goniąc z gniewem, naleźli je niedaleko miasta Romowe nazwanego, na onejże służbie Bożej. 25Tam wnet porwawszy ś. Wojciecha, siedm włóczeń w nim utopili – i rozsiekawszy na drzewie zawiesili. Roku Pańskiego 997. Tak ten wiełki święty oddał ofiarę swoję Bogu swemu, a męczeńskiej korony, której długo w rozlaniu krwie swej dla Chrystusa Boga swego pragnął, uczestnikiem się zstał. Dwa jego towarzysze pojmani są od onych okrutników, a ciało trzy dni tak leżąc rozsiekane, straż od jednego orła miało – aż się jeden zmiłował, i ono pogrzebł. Gdy się tego dowiedział Bolesław książę Polskie, barzo wielką żałością zjęty – posłał zacne posły do Prus, żądając ich o ciało Wojciecha ś. A oni widząc iż się tak pilnie o nim król pyta i stara – chlubili się z tego, mówiąc: Bogaśmy Polskiego zabili, i nie damy go inaczej, aż nam tak wiele srebra przywieść król każe, jako ciało samo zaważy. Nie żałował się na tak wielką utratę, pan on pobożny – wiedząc jako go Pan Bóg w wielkich a sławnych zwycięstwach za przyczyną tego świętego szczęścił – nad wszystkie skarby nadrożej sobie członki, w których Duch święty przemieszkawał, i pałac Boskiego przebywania poczytając – zebrał wielką kupę śrebra, i posłał do Prus. Ale Pan Bóg nabożeństwo i chęć pobożną Bolesławowę, cudem wielkim uczcił, i swego męczennika zasługę wsławił – bo ciało ono tak się lekkie na wagach zstało, iż barzo mało śrebra wzięło. Z jaką czcią i radością, triumfem i pokorą on król z kapłaństwem i ludem swym ciało ono pierwej do Trzemeszna, potym do Gniezna prowadził, baczeniu twemu polecam czytelniku – gdzie cudami wielkimi słynie po dziś dzień, i korony Polskiej której wielkim obrońcą i patronem zostaje, przed sędzią i Bogiem naszym Jezusem – którego z Ojcem i z Duchem świętym moc, sława, i roskazowanie na wieki. Amen.
 

O cnotach i szczęściu tego Bolesława Chabrego, i korony otrzymaniu za przyczyną świętego Wojciecha, i o nauce tego świętego, w Bogarodzicy zamknionej.26


   Im więcej Panowie i Królowie świeccy Panu Bogu pokorni byli – tym sroższy i hardszy nieprzyjaciołom swoim zostawali – im szerzej chwałę Bożą rozmnażali, tym szerzej i dalej państwa ich Pan Bóg rozmnażał – im więcej kapłany abo raczej Chrystusa w nich czcili – i kościoły nadawali – i na wzór Dawida króla miłowali cześć domów Bożych –
27tym je więcej czcił i wynosił Pan Bóg – i państwa ich wszelkim dobrym bogacił. Piszą Kroniki nasze, jako to był gorący Chabry w nabożeństwie i rozmnożeniu wiary ś. Katolickiej, z Rzymu od stolice Apostolskiej za ojca jego wziętej – kościołów i Biskupów wiele fundował – klasztorów nabudował – dla drzewa Krzyża świętego klasztor na Łysej górze postawił. O żadną się rzecz pilniej nie starał, jako o rozszerzenie wiary Chrystusowej a wykorzenienie bałwochwalstwa z onych nowo nawróconych ludzi swoich. O żadną się rzecz barziej nie gniewał, jako o wzgardę rzeczy Bogu i wierze służących. Żadnego występku srodzej nie karał, jako krzywdy kościelne i duchowieństwa – gdy się kto śmiał na kapłany i duchowne dobra targać. Wszytkie kościoły od ciężarów pospolitych wojennych i podatkowych wyzwolił – i wieczną wolnością darował – sam objeżdżając powiaty, doglądał – jeśliby się jeszcze gdzie co pogaństwa i zabobonów ich zawadzało. Czcił wielce kapłany, tak iż żadnemu nigdy stać przed sobą nie dopuścił – ale siedzieć, gdy sam siedział, kazał. A ś. Wojciecha męczennika Bożego i pasterza swego tak uczcił – iż po dziś dzień to znaczno w Gnieznie i w Gnieznieńskim kościele – którego sobie za osobnego Patrona i obrońcę w niebie królestwa swego obrał. Na czym jako się nie omylił, jako go P. Bóg niezliczonymi prawie zwycięstwami wsławił, i państwa jego rozszerzył – miło barzo czytać i słuchać. 28Na wschód słońca postawił granice i żelazne słupy u Niepru – na zachód u rzeki Sale w Saskiej ziemi – na pułnocy słupy jednakież granicząc państwo swe u rzeki Ossy, sławnie i zwycięzką ręką zasadził. Zwojował Ruskie wielkie i szerokie, z którymi Cesarze Carogrodzcy mieli ciężkie wojny, państwo bogate i zacne – skrócił i zhołdował Prusy – starł Niemce i Sasy – podbił pod się Czechy, Morawce, Kaszuby, Pomorzany – więcej bitew wygrał niżli drugi o nich czytał – rząd wielki – doma sprawiedliwość i wielką u poddanych miłość zachował – a lud swój w sławę i cnotę wprawił.
  
29Nakoniec patrz co mu ś. Wojciech, którego tak żywego jako umarłego a w nim Chrystusa uczcił, zjednał. Cesarz Otto trzeci, mając w znajomości i miłości Wojciecha ś. gdy się o jego męczeństwie dowiedział – w potrzebie swej, aby go Pan Bóg przez jego przyczynę wysłuchał – ślubował Bogu nawiedzić grób męczennika ś. i siedm mil iść pieszemi nogami do niego. O czym Bolesław wiedząc, z wielką go czcią przyjął jako gościa swego w Poznaniu – i suknem siedm mil drogę z Poznania do Gniezna usławszy, sam z nim szedł pieszo, aż na miejsce – gdzie Cesarz z pokorą krzyżem leżąc przed grobem, nabożeństwo swoje i śluby odprawował. A Bolesław umiał tak wielkiego gościa częstować – wszytkę mu hojność, ludzkość, układność, w dostatku, w upominkach bogatych i darach pokazał. Widząc Cesarz sprawę i mądrość, i mężność, i dostatek Bolesława i ludu jego rycerskiego, sprawą Bożą a modlitwą ś. Wojciecha, którego tak Bolesław czcił, Cesarz wzruszony – na tym miejscu na którym on męczennika zacnym drogim grobem uczcił, koroną królewską od tego Cesarza uczczony i koronowany jest, 30
w tymże kościele przez ucznia ś. Wojciecha Gaudencjusa, który był na jego miejsce nastąpił – acz Baronius Kardynał wywody daje, iż nie od Cesarza tego, ale od Papieża koronę wziął, Tom. 10. i od niego sława Polska szerzyć się i wznosić, i korona Polska róść we wszytko dobre za rozszerzeniem Katolickiej wiary poczęła – i za takiemiż postępki, za nabożeństwem i pokorą ku Bogu i świętym jego, inych królów, rad i rycerstwa ich, trwała i trwa ta Korona.
   Jaką wiarę ś. Wojciech w Polszcze szczepił – dochowanie jej stateczne i podanie od miłych a cnych przodków naszych pokazuje – zwłaszcza w pieśni onej, którą Bogarodzicą zowią – której Wojciech ś. Polaków nauczył – która iż ma w krótkości mądre, prawowierne Katolickie wyznanie – aby jej starożytność w te złe czasy naśmiewców i wszem dobrym od przodków podaniem gardzących heretyków, nie zginęła – słowo ją od słowa z wykładem, dla staropolszczyzny trudnej, położę.

 

Bogarodzica, Ś. Wojciecha pieśń, Polakom podana.


  
31Bogarodzica dziewica, Bogiem sławiona Maryja – u twego Syna hospodyna, Matko zwolona Maryja, ziści nam, spuści nam (Kyrie eleison) twego Syna Chrzciciela zbożny czas – usłysz głosy, napełni myśli człowiecze – słysz modlitwę, jenże cię prosimy – to dać raczy jegoż prosimy – daj na świecie zbożny pobyt, po żywocie Rajski przebyt, Kyrie eleison.
   To jest. Ty któraś nam porodziła Boga i człowieka, Pana naszego, Matko z wolej Bożej obrana – ziści nam w przyczynie twej obietnice Boże, spusczając nam czas łaski, a podając nam syna twego – który nas sam w Chrzcie ś. z grzechów naszych obmył, którego prosimy w przyczynie twej, aby nam dał tu na świecie pobożne życie, a po śmierci rajskie mieszkanie.
   Narodził się dla nas Syn Boży, w to wierzy człowiecze zbożny, iż przez trud (to jest mękę swą) Bóg swój lud, odjął diabłu z strażej. Przydał nam zdrowia wiecznego – starostę skował piekielnego – śmierć podjął, wspomionął, człowieka pierwszego – jeszcze trudy cierpiał bezmierne, jeszcze był nie przyspiał za wierne, aże sam Bóg zmartwychwstał.
   To jest: nie skończył zbawienia naszego, aż w sławnym zwycięstwie i zmartwychwstaniu swym – gdy cierpiał jako człowiek, ale wzbudził się od śmierci jako Bóg – i nas też i żywot nasz z sobą wskrzesił.
   Adamie ty Boży kmieciu, ty siedzisz u Boga w wiecu,
32 domieść nas swe dzieci, gdzie królują Anieli – tam radość, tam miłość, tam widzenie twórca Anielskie bez końca – tu się nam zjawiło diable potępienie.
   Ni srebrem ni złotem nas z piekła odkupił, swą mocą zastąpił. Ciebie dla człowiecze dał Bóg przekłóć sobie, bok, ręce, nodze obie, krew święta szła z boku na zbawienie tobie. Wierzże w to człowiecze, iż Jezu Chryst prawy, cierpiał za nas rany, swą świętą krew przelał, za nas Chrześcijany.
   Już nam czas godzina grzechów się kajaci, Bogu chwałę daci, ze wszemi siłami Boga miłowaci. Maryja dziewica, prosi Syna swego, Króla niebieskiego, aby nas uchował ode wszego złego. Wszyscy Święci proście, nas grzesznych wspomóżcie – byśmy z wami przebyli – Jezu Chrysta chwalili. Tegoż nas domieści, Jezu Chryste miły, byśmy z tobą byli, gdzie się nam radują, już niebieskie siły.
   Amen Amen Amen, Amen Amen Amen, Amen tako Bóg daj, byśmy poszli wszyscy w Raj – gdzie królują Anieli.

   1.
33W tej pieśni pokazuje się naprzód prawa a szczera wiara Katolicka, wszytkie kacerstwa główniejsze potępiająca – a to w tym jednym słówku i tytule Panny przenaświętszej, Bogarodzica. Bo wszytkie kacerstwa wiarę świętą psujące – abo biją na człowieczeństwo prawe Chrystusowe – abo na Bóstwo, uwłócząc mu której natury z tych dwu – żeby nie był, abo prawy człowiek, abo prawy szczery Bóg. Lecz gdy wyznawamy, iż z panny narodził się i prawy człowiek, jako z człowieka – i prawy Bóg ten który się przedwiecznie z Ojca jako Bóg z Boga rodzi, wszytkie fałsze kacerskie potępiamy – a fundament wiary prawowierny snujem, na Panie i Bogu naszym Jezusie Chrystusie, oboję prawą naturę mającym.
   2.
34Tu się też w tej pieśni pokazuje przyczyna przyszcia Chrystusowego i wcielenia jego na świat, to jest, grzech pierworodny, przodków naszych Jadama i Jewy – w których wszyscy byliśmy potępieni i dani w moc diabelską – tak iż nam takiego odkupiciela było potrzeba – na czym też zawisły wszytkie prawie artykuły wiary naszej.
   3.
35Jest też ucieszne wyznanie, iż nie jesteśmy srebrem ani złotem odkupieni, jedno krwią i rany i śmiercią Pana Boga naszego Jezusa – i żadnej innej rzeczy nie dufamy jedno tej wysłudze jego.
   4.
36Jest też nauka jako pożytek z męki Chrystusowej przywieść mamy – bo za pokutą a miłością prawą ku Bogu w pełnieniu wolej i przykazania jego z całego serca – gdy nawyższe dobrodziejstwo Boskie w naszym tak drogim odkupieniu wspominamy, mówim z Apostołem: już nam czas godzina grzechów się kajaci, pokutę czyniąc za grzechy nasze, Bogu chwałę daci, w miłości i w pełnieniu wolej świętej jego. Bo te są dwie części prawej pokuty.
   5.
37Ukazuje się też nadzieja nasza, czego się za takiemi postępki spodziewać mamy po śmierci, gdy mówim: gdzie królują Anieli, tam radość, tam miłość, tam widzenie twórca Anielskie bez końca – tam nam ona prawa wolność, gdy diabła i moc jego potępim.
   6.
38Jest i summa wszytkiego, czego od Pana Boga prosić mamy w onych słowiech pięknych a krótkich: Daj nam Panie tu na świecie zbożny pobyt, a po żywocie rajski przebyt – to jest abyśmy tu pobożnie wedle wolej twej żyli, a po śmierci wiecznie z tobą przebywali.
   7.
39Jest tu i pokorne Świętych do przyczyny wzywanie – bez którego kościół Boży nie idzie przed majestat Boski, jedno z tymi przyjaciółmi Bożymi, i z Litaniami. A to wszytko przez Chrysta Pana, w czym mu jest więtsza cześć, gdy na pokłon jego, wszytkie Święte i Anioły budzim, aby nam czci jego w prośbie z nami pomogli. A obacz iż na Świętych nie przestaniem w tej pieśni – ani im czci Boskiej przypisujem, ani je Bogami zowiemy – ale za towarzysze je mamy, lepsze i zasłużeńsze a niżli my jesteśmy. Z nimi do Chrystusa idziem i mówim: Chryste zmiłuj się, Panie zmiłuj się. A chociaż mówim Pannie czystej: ziści nam, spuści nam, ale kogoż? twego Syna który nas sam odkupił, nadał, i zbawił – a ciebie nam dał za matkę, i przez ręce twe, dał nam sam siebie i z sobą zbożny czas – to jest, czas łaski i odpuszczenia grzechów. Jegoż prosimy przez twoję przyczynę, daj nam na świecie &ć. Widzisz iż do Chrystusa i przez Chrystusa z przyczyną Świętych Bożych a z pokorną modlitwą idzie.
   Mądre tedy to jest w tej pieśni wszytkiej wiary wkrótce wyznanie, utwierdzenie nadziejej, i nauka pokuty, trzeźwa i roztropna modlitwa, nabożne a proste do Boga serce. Z tym sercem szli przodkowie naszy, to śpiewając a wyznawając na ostre pogańskie żelaza i włócznie, tak ochotnie jako Święci Boży na męczeństwo. Z tą pieśnią, abo raczej wiarą i sumnieniem dobrym, w wojszcze swej kapłany mając, i od nich błogosławieństwo i rozgrzeszenie biorąc – huffy nieprzyjacielskie daleko liczbą i mocą nierówne, starli, i siłę ich rozsypali – państwo z koroną rozmnożyli. Z tego co wygrali, kościół Boży i chwałę jego szczepili – cnotę i pobożność rozmnażali – sławę królestwa tego wynieśli – państwo rozszerzyli – wieczną pamięć, a potomkom przykład zostawili – którego jako naśladują, niech się sami sądzą – a jeśli nabożeństwa, wiary i cnoty przodków ich pochybili w nich – zguby docześnej i wiecznej (której uchowaj Boże) czekać mają.


1  XXIII. April. Kwietnia. Mart. R. ibidem.
Zachwianie jego do świata.
Obrany na biskupstwo Pragskie.
Cnoty ś. Wojciecha.
Niekarność jego owiec.
Poszedł z Biskupstwa.
Mnichem został Wojciech ś. i Nilusowi się Greczynowi poruczył.
Zachowanie jego w zakonie.
Posłuszeństwo pierwsza cnota.
10  Zazdrości jako zabieżeć umiał.
11  Wrócić się mu Papież na Biskupstwo Praskie kazał.
12  Drugi raz poszedł od Prażan do Węgier.
13  Cudy wsławiony.
14  Obacz złote słowa i przykład jałmużny.
15  Świętych groby wracając się na Biskupstwo nawiedzał.
16  Udał się do Polski do Króla Bolesława.
17  Prażanie im wzgardzili.
18  Na Arcybiskupstwo Gnieźnieńskie dany.
19  Bogarodzice pieśni Polaków nauczył.
20  Do Prus się puścił.
21  Zabity ś. Wojciech od Prusów.
22  Kazanie ś. Wojciecha.
23  Wygnani z miasta po polu się tułali.
24  Chciał do Litwy.
25  Męczeństwo Wojciecha ś.
26  Obrok duchowny.
27  Królowie i państwa ich czym stoją.
28  Granice Polskie jako rozszerzył Chabry.
29  Ślub Cesarza Ottona i pielgrzymowanie i piesze szcie do grobu Wojciecha ś.
30  Korona Polszcze dana.
31  Wyznanie wiary.
32  W wiecu, to jest w radzie – i stąd zowiem wieca. In concilio iustorum. Ps 111(110).
33  1. Wyznanie Katolickiej wiary.
34  2. Przyczyna przyszcia Chrystusowego.
35  3. Wiara i nadzieja w Chrystusowej męce.
36  4. Śrzodek do pożytku męki Pańskiej.
37  5. Nadzieja.
38  6. O co prosić Pana Boga.
39  7. Przyczyna świętych.


Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski


+

poniedziałek, 9 stycznia 2023

(157) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Prawdziwy Chleb

   22 Nazajutrz tłum stojący po drugiej stronie jeziora spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. 23 Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. 24 A kiedy [ludzie z] tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. 25 Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: «Rabbi, kiedy tu przybyłeś?»
   26 W odpowiedzi rzekł im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. 27 Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec». 28 Oni zaś rzekli do Niego: «Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?» 29 Jezus, odpowiadając, rzekł do nich: «Na tym polega dzieło Boga, abyście wierzyli w Tego, którego On posłał». 30 Rzekli do Niego: «Jaki więc Ty uczynisz znak, abyśmy go zobaczyli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz? 31 Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: Dał im do jedzenia chleb z nieba». 32 Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba. 33 Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu». 34 Rzekli więc do Niego: «Panie, dawaj nam zawsze ten chleb!» 35 Odpowiedział im Jezus: «Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. 36 Powiedziałem wam jednak: Widzieliście Mnie, a przecież nie wierzycie. 37 Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę, 38 ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał. 39 Jest wolą Tego, który Mnie posłał, abym nic nie stracił z tego wszystkiego, co Mi dał, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym. 40 To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym».
   41
Ale Żydzi szemrali przeciwko Niemu, dlatego że powiedział: «Ja jestem chlebem, który z nieba zstąpił». 42 I mówili: «Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może on teraz mówić: „Z nieba zstąpiłem”». 43 Jezus rzekł im w odpowiedzi: «Nie szemrajcie między sobą! 44 Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. 45 Napisane jest u Proroków: Oni wszyscy będą uczniami Boga. Każdy, kto od Ojca usłyszał i przyjął naukę, przyjdzie do Mnie. 46 Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca. 47 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie⟩ wierzy, ma życie wieczne.
   48
Ja jestem chlebem życia. 49 Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. 50 To jest chleb, który z nieba zstępuje: Kto go je, nie umrze. 51 Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało, [wydane] za życie świata». 52 Sprzeczali się więc między sobą Żydzi, mówiąc: «Jak on może nam dać swoje ciało do jedzenia?»
   53
Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. 54 Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. 55 Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. 56 Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. 57 Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. 58 To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki». 59 To powiedział, nauczając w synagodze w Kafarnaum.

   60
A wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?» 61 Jezus jednak, świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: «To was gorszy? 62 A gdy ujrzycie Syna Człowieczego wstępującego tam, gdzie był przedtem? 63 To Duch daje życie; ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. 64 Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą». Jezus bowiem od początku wiedział, którzy nie wierzą, i kto ma Go wydać. 65 Rzekł więc: «Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli nie zostało mu to dane przez Ojca». 66 Od tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. 67 Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?» 68 Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. 69 A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Bożym». 70 Na to rzekł do nich Jezus: «Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem». 71 Mówił zaś o Judaszu, synu Szymona Iskarioty. Ten bowiem – jeden z Dwunastu – miał Go wydać. (J 6,22-71)


   22
Τῇ ἐπαύριον ὁ ὄχλος ὁ ἑστηκὼς πέραν τῆς θαλάσσης εἶδον ὅτι πλοιάριον ἄλλο οὐκ ἦν ἐκεῖ εἰ μὴ ἓν καὶ ὅτι οὐ συνεισῆλθεν τοῖς μαθηταῖς αὐτοῦ ὁ Ἰησοῦς εἰς τὸ πλοῖον ἀλλὰ μόνοι οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ ἀπῆλθον· 23 ἄλλα ἦλθεν πλοιά [ρια] ἐκ Τιβεριάδος ἐγγὺς τοῦ τόπου ὅπου ἔφαγον τὸν ἄρτον εὐχαριστήσαντος τοῦ κυρίου. 24 ὅτε οὖν εἶδεν ὁ ὄχλος ὅτι Ἰησοῦς οὐκ ἔστιν ἐκεῖ οὐδὲ οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ, ἐνέβησαν αὐτοὶ εἰς τὰ πλοιάρια καὶ ἦλθον εἰς Καφαρναοὺμ ζητοῦντες τὸν Ἰησοῦν. 25 καὶ εὑρόντες αὐτὸν πέραν τῆς θαλάσσης εἶπον αὐτῷ· ῥαββί, πότε ὧδε γέγονας;
  
26 Ἀπεκρίθη αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς καὶ εἶπεν· ἀμὴν ἀμὴν λέγω ὑμῖν, ζητεῖτέ με οὐχ ὅτι εἴδετε σημεῖα, ἀλλ’ ὅτι ἐφάγετε ἐκ τῶν ἄρτων καὶ ἐχορτάσθητε. 27 ἐργάζεσθε μὴ τὴν βρῶσιν τὴν ἀπολλυμένην ἀλλὰ τὴν βρῶσιν τὴν μένουσαν εἰς ζωὴν αἰώνιον, ἣν ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου ὑμῖν δώσει· τοῦτον γὰρ ὁ πατὴρ ἐσφράγισεν ὁ θεός. 28 εἶπον οὖν πρὸς αὐτόν· τί ποιῶμεν ἵνα ἐργαζώμεθα τὰ ἔργα τοῦ θεοῦ; 29 ἀπεκρίθη [ὁ] Ἰησοῦς καὶ εἶπεν αὐτοῖς· τοῦτό ἐστιν τὸ ἔργον τοῦ θεοῦ, ἵνα πιστεύητε εἰς ὃν ἀπέστειλεν ἐκεῖνος.
   30 Εἶπον οὖν αὐτῷ· τί οὖν ποιεῖς σὺ σημεῖον, ἵνα ἴδωμεν καὶ πιστεύσωμέν σοι; τί ἐργάζῃ; 31 οἱ πατέρες ἡμῶν τὸ μάννα ἔφαγον ἐν τῇ ἐρήμῳ, καθώς ἐστιν γεγραμμένον· ἄρτον ἐκ τοῦ οὐρανοῦ ἔδωκεν αὐτοῖς φαγεῖν. 32 εἶπεν οὖν αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς· ἀμὴν ἀμὴν λέγω ὑμῖν, οὐ Μωϋσῆς δέδωκεν ὑμῖν τὸν ἄρτον ἐκ τοῦ οὐρανοῦ, ἀλλ’ ὁ πατήρ μου δίδωσιν ὑμῖν τὸν ἄρτον ἐκ τοῦ οὐρανοῦ τὸν ἀληθινόν· 33 ὁ γὰρ ἄρτος τοῦ θεοῦ ἐστιν ὁ καταβαίνων ἐκ τοῦ οὐρανοῦ καὶ ζωὴν διδοὺς τῷ κόσμῳ. 34 εἶπον οὖν πρὸς αὐτόν· κύριε, πάντοτε δὸς ἡμῖν τὸν ἄρτον τοῦτον. 35 εἶπεν αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς· ἐγώ εἰμι ὁ ἄρτος τῆς ζωῆς· ὁ ἐρχόμενος πρὸς ἐμὲ οὐ μὴ πεινάσῃ, καὶ ὁ πιστεύων εἰς ἐμὲ οὐ μὴ διψήσει πώποτε.
   36 Ἀλλ’ εἶπον ὑμῖν ὅτι καὶ ἑωράκατέ [με] καὶ οὐ πιστεύετε. 37 πᾶν ὃ δίδωσίν μοι ὁ πατὴρ πρὸς ἐμὲ ἥξει, καὶ τὸν ἐρχόμενον πρὸς ἐμὲ οὐ μὴ ἐκβάλω ἔξω, 38 ὅτι καταβέβηκα ἀπὸ τοῦ οὐρανοῦ οὐχ ἵνα ποιῶ τὸ θέλημα τὸ ἐμὸν ἀλλὰ τὸ θέλημα τοῦ πέμψαντός με. 39 τοῦτο δέ ἐστιν τὸ θέλημα τοῦ πέμψαντός με, ἵνα πᾶν ὃ δέδωκέν μοι μὴ ἀπολέσω ἐξ αὐτοῦ, ἀλλ’ ἀναστήσω αὐτὸ [ἐν] τῇ ἐσχάτῃ ἡμέρᾳ. 40 τοῦτο γάρ ἐστιν τὸ θέλημα τοῦ πατρός μου, ἵνα πᾶς ὁ θεωρῶν τὸν υἱὸν καὶ πιστεύων εἰς αὐτὸν ἔχῃ ζωὴν αἰώνιον, καὶ ἀναστήσω αὐτὸν ἐγὼ [ἐν] τῇ ἐσχάτῃ ἡμέρᾳ.
   41 Ἐγόγγυζον οὖν οἱ Ἰουδαῖοι περὶ αὐτοῦ ὅτι εἶπεν· ἐγώ εἰμι ὁ ἄρτος ὁ καταβὰς ἐκ τοῦ οὐρανοῦ, 42 καὶ ἔλεγον· οὐχ οὗτός ἐστιν Ἰησοῦς ὁ υἱὸς Ἰωσήφ, οὗ ἡμεῖς οἴδαμεν τὸν πατέρα καὶ τὴν μητέρα; πῶς νῦν λέγει ὅτι ἐκ τοῦ οὐρανοῦ καταβέβηκα; 43 ἀπεκρίθη Ἰησοῦς καὶ εἶπεν αὐτοῖς· μὴ γογγύζετε μετ’ ἀλλήλων. 44 οὐδεὶς δύναται ἐλθεῖν πρός με ἐὰν μὴ ὁ πατὴρ ὁ πέμψας με ἑλκύσῃ αὐτόν, κἀγὼ ἀναστήσω αὐτὸν ἐν τῇ ἐσχάτῃ ἡμέρᾳ. 45 ἔστιν γεγραμμένον ἐν τοῖς προφήταις· καὶ ἔσονται πάντες διδακτοὶ θεοῦ· πᾶς ὁ ἀκούσας παρὰ τοῦ πατρὸς καὶ μαθὼν ἔρχεται πρὸς ἐμέ. 46 οὐχ ὅτι τὸν πατέρα ἑώρακέν τις εἰ μὴ ὁ ὢν παρὰ τοῦ θεοῦ, οὗτος ἑώρακεν τὸν πατέρα. 47 Ἀμὴν ἀμὴν λέγω ὑμῖν, ὁ πιστεύων ἔχει ζωὴν αἰώνιον. 48 Ἐγώ εἰμι ὁ ἄρτος τῆς ζωῆς. 49 οἱ πατέρες ὑμῶν ἔφαγον ἐν τῇ ἐρήμῳ τὸ μάννα καὶ ἀπέθανον· 50 οὗτός ἐστιν ὁ ἄρτος ὁ ἐκ τοῦ οὐρανοῦ καταβαίνων, ἵνα τις ἐξ αὐτοῦ φάγῃ καὶ μὴ ἀποθάνῃ. 51 ἐγώ εἰμι ὁ ἄρτος ὁ ζῶν ὁ ἐκ τοῦ οὐρανοῦ καταβάς· ἐάν τις φάγῃ ἐκ τούτου τοῦ ἄρτου ζήσει εἰς τὸν αἰῶνα, καὶ ὁ ἄρτος δὲ ὃν ἐγὼ δώσω ἡ σάρξ μού ἐστιν ὑπὲρ τῆς τοῦ κόσμου ζωῆς.
   52 Ἐμάχοντο οὖν πρὸς ἀλλήλους οἱ Ἰουδαῖοι λέγοντες· πῶς δύναται οὗτος ἡμῖν δοῦναι τὴν σάρκα [αὐτοῦ] φαγεῖν; 53 εἶπεν οὖν αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς· ἀμὴν ἀμὴν λέγω ὑμῖν, ἐὰν μὴ φάγητε τὴν σάρκα τοῦ υἱοῦ τοῦ ἀνθρώπου καὶ πίητε αὐτοῦ τὸ αἷμα, οὐκ ἔχετε ζωὴν ἐν ἑαυτοῖς. 54 ὁ τρώγων μου τὴν σάρκα καὶ πίνων μου τὸ αἷμα ἔχει ζωὴν αἰώνιον, κἀγὼ ἀναστήσω αὐτὸν τῇ ἐσχάτῃ ἡμέρᾳ. 55 ἡ γὰρ σάρξ μου ἀληθής ἐστιν βρῶσις, καὶ τὸ αἷμά μου ἀληθής ἐστιν πόσις. 56 ὁ τρώγων μου τὴν σάρκα καὶ πίνων μου τὸ αἷμα ἐν ἐμοὶ μένει κἀγὼ ἐν αὐτῷ. 57 καθὼς ἀπέστειλέν με ὁ ζῶν πατὴρ κἀγὼ ζῶ διὰ τὸν πατέρα, καὶ ὁ τρώγων με κἀκεῖνος ζήσει δι’ ἐμέ. 58 οὗτός ἐστιν ὁ ἄρτος ὁ ἐξ οὐρανοῦ καταβάς, οὐ καθὼς ἔφαγον οἱ πατέρες καὶ ἀπέθανον· ὁ τρώγων τοῦτον τὸν ἄρτον ζήσει εἰς τὸν αἰῶνα.
   59 Ταῦτα εἶπεν ἐν συναγωγῇ διδάσκων ἐν Καφαρναούμ.
   60 Πολλοὶ οὖν ἀκούσαντες ἐκ τῶν μαθητῶν αὐτοῦ εἶπαν· σκληρός ἐστιν ὁ λόγος οὗτος· τίς δύναται αὐτοῦ ἀκούειν; 61 εἰδὼς δὲ ὁ Ἰησοῦς ἐν ἑαυτῷ ὅτι γογγύζουσιν περὶ τούτου οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ εἶπεν αὐτοῖς· τοῦτο ὑμᾶς σκανδαλίζει; 62 ἐὰν οὖν θεωρῆτε τὸν υἱὸν τοῦ ἀνθρώπου ἀναβαίνοντα ὅπου ἦν τὸ πρότερον; 63 τὸ πνεῦμά ἐστιν τὸ ζῳοποιοῦν, ἡ σὰρξ οὐκ ὠφελεῖ οὐδέν· τὰ ῥήματα ἃ ἐγὼ λελάληκα ὑμῖν πνεῦμά ἐστιν καὶ ζωή ἐστιν. 64 ἀλλ’ εἰσὶν ἐξ ὑμῶν τινες οἳ οὐ πιστεύουσιν. ᾔδει γὰρ ἐξ ἀρχῆς ὁ Ἰησοῦς τίνες εἰσὶν οἱ μὴ πιστεύοντες καὶ τίς ἐστιν ὁ παραδώσων αὐτόν. 65 καὶ ἔλεγεν· διὰ τοῦτο εἴρηκα ὑμῖν ὅτι οὐδεὶς δύναται ἐλθεῖν πρός με ἐὰν μὴ ᾖ δεδομένον αὐτῷ ἐκ τοῦ πατρός.
  
66 Ἐκ τούτου πολλοὶ [ἐκ] τῶν μαθητῶν αὐτοῦ ἀπῆλθον εἰς τὰ ὀπίσω καὶ οὐκέτι μετ’ αὐτοῦ περιεπάτουν. 67 εἶπεν οὖν ὁ Ἰησοῦς τοῖς δώδεκα· μὴ καὶ ὑμεῖς θέλετε ὑπάγειν; 68 ἀπεκρίθη αὐτῷ Σίμων Πέτρος· κύριε, πρὸς τίνα ἀπελευσόμεθα; ῥήματα ζωῆς αἰωνίου ἔχεις, 69 καὶ ἡμεῖς πεπιστεύκαμεν καὶ ἐγνώκαμεν ὅτι σὺ εἶ ὁ ἅγιος τοῦ θεοῦ. 70 ἀπεκρίθη αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς· οὐκ ἐγὼ ὑμᾶς τοὺς δώδεκα ἐξελεξάμην; καὶ ἐξ ὑμῶν εἷς διάβολός ἐστιν. 71 ἔλεγεν δὲ τὸν Ἰούδαν Σίμωνος Ἰσκαριώτου· οὗτος γὰρ ἔμελλεν παραδιδόναι αὐτόν, εἷς ἐκ τῶν δώδεκα. (J 6,22-71)

   Plaża w Kafarnaum roi się od ludzi. Wychodzą z istnej flotylli łodzi wszelkich rozmiarów. Pierwsi, którzy wysiedli, rozchodzą się pośród ludzi, szukając Nauczyciela, apostoła lub przynajmniej ucznia. Odchodzą w poszukiwaniu ich...
   Wreszcie jeden człowiek odpowiada:
   «Nauczyciel? Apostołowie? Nie. Odeszli nazajutrz po szabacie i już nie wrócili. Powrócą jednak, bo są tu uczniowie. Przed chwilą rozmawiałem z jednym z nich. To musi być wielki uczeń. Przemawia jak Jair! Szedł w kierunku tamtego domu, pośrodku pól, wzdłuż morza...»
   Mężczyzna, który postawił pytanie, przekazuje wieść dalej. Wszyscy pośpiesznie udają się we wskazanym kierunku. Po przejściu około dwustu metrów wzdłuż brzegu spotykają całą grupę uczniów podążających w kierunku Kafarnaum. Żywo gestykulują.
   Witają się z nimi i pytają: «Gdzież jest Nauczyciel?»
   Uczniowie odpowiadają:
   «W noc po cudzie odszedł ze Swoimi [apostołami]. [Popłynęli] łodziami za morze. Widzieliśmy żagle, przy świetle księżyca... jak płynęli w stronę Dalmanuty».1
   «Tak?! Szukaliśmy Go w Magdali, w domu Marii, ale nie było Go tam! Jednakże... mogli nam o tym powiedzieć rybacy z Magdali!»
   «Nie wiedzieli, [gdzie On jest]. Być może udał się w góry Arbeli, żeby się modlić. Był tam już kiedy indziej, przed rokiem, przed Paschą. Wtedy Go tam spotkałem, dzięki bardzo wielkiej łasce Pana dla Jego biednego sługi» – mówi Szczepan.
   «I nie wróci tutaj?» [– pytają dalej.]
   «Z pewnością wróci. Ma się pożegnać i wydać polecenia. Czego jednak chcecie?»
   «Jeszcze Go posłuchać, iść za Nim, należeć do Jego [uczniów» – odpowiadają.]
(…)
   Znowu są na plaży, która stała się miejscem zgromadzeń. Przechodzą przez nią, udając się do domu. Na progu stoi Jezus. Głaska dzieci. Uczniowie i ciekawscy tłoczą się pytając:
   «Nauczycielu, kiedy przybyłeś?»
   «Przed chwilą...» [– odpowiada Jezus.]
   Na Jego twarzy znać jeszcze uroczystą powagę, nieco ekstatyczną, jak wtedy gdy długo się modli.
   «Modliłeś się, Nauczycielu?» – pyta Szczepan głosem przyciszonym z szacunku. Pochyla się z tego samego powodu.
   «Tak. Po czym to poznajesz, Mój synu?» – pyta Jezus, kładąc mu w słodkiej pieszczocie ręce na ciemnej czuprynie.
   «Z Twojego anielskiego oblicza. Jestem biednym człowiekiem, lecz Twój wygląd jest tak przejrzysty, że wyczytuję z niego poruszenia i działania Twego ducha».
   «Twój także jest przejrzysty. Jesteś jednym z tych, którzy pozostają dziećmi...» [– mówi Jezus do Szczepana.]
   «A co jest na mojej twarzy, Panie?» [– pyta Szczepan.]
   «Chodź na bok, a powiem ci...»
   [Jezus] ujmuje go za nadgarstek i prowadzi w mrok korytarza.
   «Miłość miłosierna, wiara, czystość, wspaniałomyślność, mądrość. A wszystko to dał ci Bóg, ty zaś troszczyłeś się o to i będziesz to czynił dalej. Wreszcie, jak głosi twoje imię,2 posiadasz koronę z czystego złota, a wielki klejnot błyszczy na twoim czole. Na złocie i na kamieniach są wyryte dwa słowa: „przeznaczenie” i „pierwociny”. Bądź godny twego losu, Szczepanie. Odejdź w pokoju z Moim błogosławieństwem...»
   [Jezus] kładzie mu ponownie rękę na głowie, a Szczepan klęka. Następnie pochyla się do samej ziemi i całuje stopy Jezusa. Wracają do pozostałych uczniów.
   «Ci ludzie przyszli, żeby Cię posłuchać...» – odzywa się Filip.
   «Tutaj nie można mówić. Chodźmy do synagogi. Jair będzie zadowolony» [– odpowiada Jezus.]
   Idą do pięknej synagogi w Kafarnaum: Jezus – na czele, za Nim – pozostali... Jezus wchodzi, witany przez Jaira. Poleca pozostawić wszystkie drzwi otwarte. Czyni to przez wzgląd na tych, którzy nie mogą już wejść, aby mogli słyszeć z ulicy i z placu przylegającego do synagogi.
   Jezus udaje się na Swoje miejsce w tej przyjaźnie nastawionej synagodze. Dziś na szczęście nie ma faryzeuszy. Być może odeszli już do Jerozolimy. Zaczyna przemawiać:
   «Zaprawdę powiadam wam: szukacie Mnie nie po to, żeby Mnie usłyszeć, ani nie dlatego że widzieliście cuda. [Szukacie Mnie] z powodu danego wam przeze Mnie chleba, który mogliście jeść do sytości i darmo. Trzy czwarte szuka Mnie z tego powodu i z ciekawości, a przybyli ze wszystkich stron naszej Ojczyzny. Brak więc w [waszym] poszukiwaniu ducha nadprzyrodzonego. Pozostaje tylko duch ludzki ze swą niezdrową ciekawością albo przynajmniej – z dziecinną niedoskonałością. Nie jest ona tak prosta, jak u małych dzieci, lecz – ograniczona jak inteligencja przytępionego umysłu. Do ciekawości dołącza się zmysłowość i skażone uczucie. To zmysłowość przebiegła jak demon, który ją wzbudził. Ukrywa się za pozorami i czynami, które wydają się dobre. Skażone zaś uczucie jest po prostu chorobliwym odchyleniem uczucia. Jak wszystko, co jest „chorobą”, potrzebuje i pragnie pobudzających przypraw, które nie są zwykłym pokarmem, smacznym chlebem, dobrą wodą, czystą oliwą, pierwszym mlekiem, wystarczającym do tego, żeby żyć – dobrze żyć. Zdeprawowane uczucie pragnie rzeczy niezwykłych. Wtedy bowiem powstają poruszenia i odczuwa się miły dreszcz. To jednak chory dreszcz paralityków. Potrzebują środków odurzających, aby doświadczyć złudnego uczucia sprawności i pełni sił. Zmysłowość, w tym wypadku, to pragnienie zaspokojenia, bez wysiłku, łakomstwa – [zaspokojenia go] chlebem, który nie jest okupiony potem, gdyż Bóg dał go ze Swej dobroci.
   Dary Boże nie są czymś zwykłym, lecz – niezwykłym. Nie można ich wymagać ani oddawać się lenistwu mówiąc: „Bóg mi ich udzieli”. Powiedziano: „Będziesz spożywał chleb zroszony potem twego czoła”,3 to znaczy – chleb zarobiony pracą. Ten, który jest Miłosierdziem powiedział: „Mam litość na tymi tłumami. Podążają za Mną od trzech dni i nie mają już nic do jedzenia. Mogliby osłabnąć w drodze, zanim dojdą do Hippos nad jeziorem lub do Gamali, lub do innych miast”. I zatroszczył się o ich potrzeby. Nie oznacza to jednak, że powinno się iść za Nim z tego powodu.
   Powinno się iść za Mną z powodu o wiele ważniejszego niż odrobina chleba, która, zgodnie ze swoim przeznaczeniem, po strawieniu staje się brudem. To nie dla pokarmu, który napełnia brzuch, lecz z powodu Tego, który karmi duszę, [powinniście podążać za Mną]. Przecież nie jesteście zwierzętami, które muszą tylko paść się i przeżuwać, ryć i tuczyć się. Przecież jesteście duszami! To tym jesteście! Ciało jest szatą, bytem [zaś, który przyobleka,] jest dusza. To ona jest nieśmiertelna. Ciało, jak każda szata, zużywa się i kończy. [Ciało] nie zasługuje na taką troskę o nie, jakby było doskonałością wymagającą otaczania jej wszelkim staraniem.
   Szukajcie więc tego, czego zdobycie jest słuszne, a nie tego, co – niewłaściwe. Usiłujcie zdobyć nie taki pokarm, który ginie, lecz taki, który trwa na życie wieczne. Syn Człowieczy będzie wam zawsze udzielał tego [pokarmu], jeśli go zapragniecie. Syn Człowieczy bowiem ma do dyspozycji wszystko, co pochodzi od Boga, i może wam to dać. On jest Panem, On jest wspaniałomyślnym Gospodarzem skarbów Boga Ojca, który odcisnął na Nim Swą pieczęć, aby oczy ludzi szlachetnych nie zostały zmylone. Jeśli będziecie mieć w sobie pokarm, który nie umiera, będziecie mogli dokonywać dzieł Bożych. Będziecie bowiem karmieni pokarmem Boga».
   «Co powinniśmy czynić, aby dokonywać dzieł Bożych? My stosujemy się do Prawa i do Proroków...» [– pytają.]
   [Jezus odpowiada im:]
   «To prawda. Zachowujecie Prawo czy raczej „znacie” Prawo. Jednak znać nie oznacza wypełniać. Znamy na przykład prawo Rzymu, a jednak wierny Izraelita nie zachowuje go inaczej, jak tylko [przestrzegając] zasad wymaganych w jego konkretnej sytuacji poddanego. Co do reszty to my – mówię o wiernych Izraelitach – nie wypełniamy pogańskich zwyczajów Rzymian, chociaż je znamy. Istotnie, Prawo, które wszyscy znacie, oraz Prorocy powinni karmić was Bogiem, a przez to dawać wam zdolność wykonywania dzieł Bożych. Aby jednak żyć według Prawa i Proroków, trzeba stanowić jedno z nimi, jak z powietrzem, którym oddychacie, i jak z pokarmem, który przyjmujecie. Jedno i drugie zamienia się w życie i w krew.
   [Prawo i Prorocy] tymczasem – chociaż należą do waszego domu – są [dla was] czymś obcym. Są jak jakiś przedmiot, który znacie i który jest pożyteczny, ale – gdyby go nie było – nie stracilibyście życia. Tymczasem.... o!... spróbujcie przez kilka chwil nie oddychać, spróbujcie trwać bez pożywienia przez wiele dni... okaże się, że nie będziecie żyli.
   Tak powinno się czuć wasze ja, niedożywione i duszące się, [kiedy się nie karmicie i nie oddychacie] Prawem i Prorokami. Znacie ich [i Prawo], lecz ich nie przyswajacie i nie stanowicie z nimi jednego. Tego przyszedłem was nauczyć i dać wam sok oraz powietrze Prawa i Proroków, aby przywrócić krew i oddech waszym duszom, umierającym z głodu i braku powietrza. Przypominacie dzieci, które choroba czyni niezdolnymi do uświadomienia sobie, co może je nakarmić. [W Prawie i Prorokach] posiadacie zapasy żywności, lecz nie wiecie, że powinny zostać spożyte, aby się zamienić w żywotne siły. Nie wiecie, że powinny być rzeczywiście ‘nasze’ poprzez wierność prawdziwą i czystą Prawu Pana, który przemawiał do Mojżesza i do Proroków dla was wszystkich. Zatem przyjście do Mnie – aby posiadać powietrze i sok Życia wiecznego – jest [waszą] potrzebą. Jednak potrzeba ta zakłada w was wiarę. Jeśli bowiem ktoś nie ma wiary, nie może wierzyć Moim słowom. A jeśli nie wierzy, nie przychodzi powiedzieć Mi: „Daj Mi prawdziwego chleba”. A jeśli nie ma prawdziwego chleba, nie może dokonywać dzieł Bożych, brak mu bowiem zdolności do ich wykonywania. Tak więc, aby [pozwolić] Bogu was nakarmić i czynić dzieła Boże, musicie dokonać tego, co podstawowe: uwierzyć w Tego, którego Bóg posłał».
   «Jakich to cudów dokonasz, abyśmy mogli uwierzyć w Ciebie jako wysłańca Bożego i aby można było ujrzeć na Tobie pieczęć Boga? Czy dokonujesz czegoś takiego, czego już [wcześniej], w formie skromniejszej, nie czynili Prorocy? Mojżesz nawet Cię przewyższył, gdyż nie jeden raz, lecz przez czterdzieści lat karmił naszych ojców wspaniałym pokarmem. Napisane jest, że nasi ojcowie jedli mannę na pustyni. Mówi się, że Mojżesz dał im jeść chleb z Nieba. On potrafił to [uczynić]».
   [Jezus odpowiada:] «Jesteście w błędzie. To nie Mojżesz, lecz Pan potrafił to uczynić. I Księga Wyjścia4 mówi: „Oto Ja sprawię, że zstąpi chleb z Nieba. Niech lud wyjdzie i niech zbiera tyle, ile starczy na każdy dzień, i tak przekonam się, że lud postępuje zgodnie z Moim Prawem. A szóstego dnia niech pozbiera podwójnie, przez wzgląd na siódmy dzień, szabat. I Hebrajczycy ujrzeli, jak pustynia każdego ranka okrywa się czymś drobnym, przypominającym coś posiekanego w moździerzu, podobnym do szronu na ziemi, na kształt ziarna kolendry. Miało to dobry smak najlepszej mąki pomieszanej z miodem”. Tak więc to nie Mojżesz, lecz Pan zapewnił mannę: Bóg, który wszystko może. Wszystko. Karać i błogosławić, odbierać i udzielać. A Ja wam powiadam, że z tych dwóch rzeczy On woli raczej błogosławić i udzielać, niż karać i zabierać.
   Mojżesz, jak jest powiedziane u Eklezjastesa,5 był „umiłowany przez Boga i ludzi, a pamięć o nim była błogosławiona. Bóg uczynił go bowiem podobnym do świętych przez chwałę; wielkim, straszliwym dla wrogów; zdolnym do czynienia nadzwyczajnych znaków i wstrzymywania ich; pełnym chwały wobec królów; Jego sługą wobec ludu. On widział chwałę Bożą i słyszał głos Najwyższego. On był stróżem zasad Prawa życia i wiedzy”. Bóg więc, jak mówi Mądrość,6 z miłości do Mojżesza karmił Swój lud chlebem anielskim i zsyłał z Nieba chleb już gotowy, na który nie trzeba było pracować: chleb przedniej jakości i słodki w smaku... i – wspomnijcie na to, co mówi Mądrość – ponieważ pochodził on z Nieba, od Boga, ponieważ ujawniał Jego dzieciom Boską słodycz, dlatego miał dla każdego smak, jakiego każdy pragnął, i przynosił upragnione skutki. Był pożyteczny zarówno dla małego dziecka, dla jego jeszcze niedoskonałego żołądka, jak i dla dorosłego o łaknieniu i trawieniu silnym. [Był pożyteczny] zarówno dla delikatnej dziewczynki, jak i dla sędziwego starca. A ponadto – dla ukazania, że nie był dziełem człowieka – zmienił prawa żywiołów. Ten tajemniczy chleb był odporny na ogień, a topniał na słońcu jak szron. Czy raczej ogień – to powiada Mądrość7 – zapominał o swej naturze, z szacunku dla dzieła Boga, swego Stwórcy. [Zapominał o tym] również przez wzgląd na potrzeby sprawiedliwych Boga. I tak – chociaż zazwyczaj rozpala się, by dręczyć – stał się łagodny, by wyświadczać dobro ufającym Panu. Dlatego więc, przekształcając się na różne sposoby, służył łasce Pana – karmicielce wszystkich, według woli tego, który prosił Odwiecznego Ojca, aby umiłowani synowie zrozumieli, że to nie pomnażanie owoców karmi ludzi, lecz słowo Pana. Ono to zachowuje [przy życiu] tego, który wierzy w Boga. Ogień, nawet gdy płomień był duży i silny, nie pochłaniał słodkiej manny, jak mógłby to uczynić. A przecież do jej roztopienia wystarczyło łagodne poranne słońce. [Było tak,] aby ludzie pamiętali i uczyli się, że darów Bożych trzeba poszukiwać od świtu dnia i życia. [Mieli też zrozumieć,] że aby je posiadać, trzeba wychodzić na spotkanie Światła i wstawać o pierwszym brzasku dnia dla chwalenia Wiecznego. Tego właśnie manna nauczyła Hebrajczyków. Ja zaś przypominam wam o tym.
   Oto jest obowiązek, który trwa i będzie trwał aż do końca wieków. Szukajcie Pana i Jego niebiańskich darów bez ociągania się aż do późnych godzin dnia i życia. Wstawajcie, aby Go wychwalać, już przed wschodem słońca. Syćcie się Jego słowem. Ono uświęca, chroni i prowadzi do prawdziwego Życia. To nie Mojżesz dał wam chleb z Nieba, lecz Tym, który go dał naprawdę, jest Ojciec. On daje wam prawdziwy Chleb: nowy Chleb, Chleb wieczny, który zstępuje z Nieba. To Chleb miłosierdzia, Chleb Życia, Chleb, który daje światu Życie. To Chleb sycący każdy głód i odejmujący wszelkie łaknienie. To Chleb dający Życie wieczne i wieczną radość temu, kto go przyjmuje».
   «Daj nam, o Panie, tego chleba, a już nie umrzemy» [– słychać głosy.]
   «Umrzecie, jak umiera każdy człowiek [– mówi dalej Jezus –] lecz zmartwychwstaniecie do Życia wiecznego, jeśli będziecie się święcie odżywiać tym Chlebem. On bowiem czyni niezniszczalnym tego, kto go spożywa. Jeśli chodzi o was, to zostanie dany tym, którzy proszą o niego Mojego Ojca z sercem czystym, z prawą intencją i świętą miłością. To dlatego nauczyłem was mówić: „Daj nam chleba powszedniego”. Jednak dla tych, którzy będą się nim żywić niegodnie, stanie się rojem piekielnych robaków, jak koszyki manny zachowane pomimo zakazu. I ten Chleb zdrowia i życia stanie się dla nich śmiercią i potępieniem. Największe bowiem świętokradztwo popełnią ci, którzy położą ten Chleb na duchowym stole, zepsutym i cuchnącym, i skalają go przez zmieszanie ze ściekiem swych nieuleczalnych pożądliwości. Lepiej byłoby dla nich nigdy go nie spożywać!» [– wyjaśnia Jezus.]
   «Gdzież jednak jest ten Chleb? Jak się go znajduje? Jak się nazywa?» [– pytają słuchacze.]
   «Ja jestem Chlebem Życia [– odpowiada Jezus]. To we Mnie się go znajduje. Jego imię jest Jezus. Kto przychodzi do Mnie, już nie będzie łaknął; a ten, kto we Mnie wierzy, nigdy więcej nie będzie pragnął. Niebiańskie rzeki wyleją się na niego, gasząc wszelki żar fizyczny. Już wam o tym mówiłem. Już o tym wiedzieliście, a nie wierzycie w to. Nie potraficie uwierzyć, że to wszystko jest we Mnie. A jednak tak jest. We Mnie są wszelkie skarby Boże. I Mnie zostało dane wszystko, co należy do ziemi. We Mnie więc są połączone chwalebne Niebiosa i walcząca ziemia. Nawet przeżywająca męki i oczekująca [na zbawienie] ogromna liczba tych, którzy umarli w łasce Bożej, jest we Mnie. We Mnie bowiem jest i do Mnie należy wszelka władza.
   I mówię wam: wszystko, co Ojciec Mi dał, przyjdzie do Mnie. Ja zaś nie odepchnę tego, kto przychodzi do Mnie, gdyż zstąpiłem z Nieba nie po to, by czynić Moją wolę, lecz wolę Tego, który Mnie posłał. A wola Mojego Ojca – Ojca, który Mnie posłał – jest taka: żebym nie utracił żadnego z tych, których On Mi dał, lecz żebym ich wskrzesił w dniu ostatnim. Teraz zaś wolą Ojca, który Mnie posłał, jest to, żeby ten, kto zna Syna i wierzy w Niego, miał Życie wieczne i żeby zmartwychwstał w Dniu Ostatecznym, gdyż żywił się Wiarą we Mnie i naznaczony był Moją pieczęcią».
   Po tych nowych i śmiałych słowach Nauczyciela słychać niemały szmer głosów w synagodze i poza nią. Jezus zaś, po chwili wytchnienia, zwraca Swe błyszczące oczy w stronę, gdzie szemrze się najgłośniej. Są tam grupy żydów.8 I mówi dalej:
   «Dlaczego szepczecie między sobą? Tak, jestem Synem m Maryi z Nazaretu, córki Joachima z rodu Dawida, Dziewicy poświęconej dla Świątyni, a potem małżonki Józefa, syna Jakuba, z rodu Dawida. Znaliście... wielu z was [znało] tych sprawiedliwych, którzy byli rodzicami Józefa, stolarza z królewskiego rodu, oraz Maryi, dziewicy – dziedziczki z rodu Dawida. To sprawia, że mówicie: „Jakże On może mówić, że zstąpił z Nieba?” I rodzi się w was zwątpienie.
   Przypominam wam Proroctwa o Wcieleniu Słowa. I przypominam wam, jak nam, Izraelitom, bardziej niż wszystkim innym ludom potrzeba wiary, że Ten, którego nie ośmielamy się nazywać, nie może przyjąć Ciała zgodnie z prawami ludzkimi, w dodatku – według praw upadłej ludzkości. Jeśli więc Najczystszy, Niestworzony, uniżył się do tego stopnia, że stał się Człowiekiem z miłości do człowieka, mógł wybrać jedynie łono Dziewicy bardziej czystej od lilii, aby Swoją Boskość oblec w Ciało. Chleb, który zstąpił z Nieba za czasów Mojżesza, został umieszczony w złotej arce, okrytej Propitatorium. Nad nią czuwały cherubiny, za zasłonami Tabernakulum. A wraz z tym Chlebem było Słowo Boże. I to było słuszne, gdyż największy szacunek należy się darom Bożym i stołom Jego Najświętszego Słowa. Cóż w takim razie zostało przygotowane przez Boga dla Jego własnego Słowa i dla prawdziwego Chleba, który zstąpił z Nieba? Arka bardziej nienaruszona i kosztowniejsza od złotej arki. Okrywało ją drogocenne Propitatorium Jej czystego pragnienia ofiarowania Siebie. N nim czuwali cherubini Boży. Osłaniała ją dziewicza czystość, doskonała pokora, najwyższa miłość i wszystkie najświętsze cnoty.
   A zatem? Jeszcze nie pojmujecie, że Mój Ojciec jest w Niebie i że Ja właśnie stamtąd przychodzę? Tak, zstąpiłem z Nieba, aby wypełnić postanowienie Mojego Ojca, dekret zbawienia ludzi, zgodnie z tym, co zostało obiecane w chwili [wydania] wyroku i powtórzone Patriarchom i Prorokom.
   Ale do tego potrzeba wiary. A wiary udziela Bóg tym, którzy mają w duszy dobrą wolę. Nikt zatem nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie przyprowadzi do Mnie Mój Ojciec, który widzi człowieka w ciemnościach, ale naprawdę spragnionego światła. Jest napisane u Proroków: „Wszystkich pouczy Bóg”.9 Oto co jest powiedziane. Sam Bóg ich uczy, gdzie powinni iść, aby znaleźć Boże pouczenie. Zatem każdy człowiek, który w głębi swego prawego ducha usłyszał Boga, dowiedział się od Mojego Ojca, że ma przyjść do Mnie».
   «Czegóż Ty chcesz? Żeby ktoś usłyszał Boga albo widział Jego Oblicze?» – pyta wielu.
   Ujawniają oznaki rozdrażnienia i zgorszenia. I w końcu mówią:
   «Majaczysz lub ulegasz złudzeniom».
   [Jezus mówi na to:]
   «Nikt nie widział Boga z wyjątkiem Tego, który jest od Boga. Ten widział Ojca, a jestem Nim Ja. A teraz posłuchajcie wyznania wiary przyszłego Życia. Bez niej nie można się zbawić. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że kto we Mnie wierzy, ma Życie wieczne.
   Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że Ja jestem Chlebem Życia Wiecznego. Wasi ojcowie jedli na pustyni mannę i umarli. Manna bowiem była pokarmem świętym, lecz czasowym. Dawała tyle życia, ile trzeba było na dojście do Ziemi, którą Bóg obiecał Swemu ludowi. Jednak Manna, którą Ja jestem, nie ma ograniczeń ani co do czasu, ani co do mocy. Ona jest nie tylko niebiańska, lecz i Boska. Temu, którego Bóg stworzył na własny obraz i podobieństwo, daje to, co jest Boskie: niezniszczalność, nieśmiertelność. [Ta Manna] nie będzie trwać czterdzieści dni, czterdzieści miesięcy, czterdzieści lat albo czterdzieści stuleci. Będzie trwać tak długo, jak długo przetrwa Świątynia, i zostanie udzielona tym wszystkim, którzy są jej [złaknieni] głodem świętym i miłym Panu. On zaś rozraduje się, udzielając jej bez miary ludziom, dla których się wcielił, aby mieli Życie, które nie umiera.
   Ja mogę dać Siebie, z miłości do ludzi mogę przeistoczyć Siebie w taki sposób, że chleb stanie się Ciałem i że Ciało stanie się Chlebem, dla [zaspokojenia] głodu duchowego ludzi. Bez tego Pokarmu pomarliby z głodu i z powodu duchowych chorób. Kto jednak spożywa ten chleb będąc sprawiedliwym, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, będzie Moje Ciało ofiarowane za Życie świata. To będzie Moja Miłość rozlana w domach Bożych, aby do stołu Pańskiego przyszli ci, którzy kochają lub są nieszczęśliwi, i żeby znaleźli pociechę w swej potrzebie zatopienia się w Bogu oraz ulgę w swych udrękach».
   «Jakże jednak możesz nam dać Twoje Ciało do jedzenia? Za kogo nas uważasz? Za krwiożercze bestie? Za dzikusów? Za ludożerców? Brzydzimy się krwią i zbrodnią» [– wołają.]
   «Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że w wielu wypadkach człowiek jest gorszy od dzikich zwierząt. Grzech czyni go czymś gorszym od dzikusów. Pycha daje pragnienie zbrodni. [Powiadam wam,] że nie wszyscy tutaj obecni będą się brzydzić krwią i zbrodnią. I również w przyszłości człowiek będzie taki, bo szatan, zmysłowość i pycha uczynią go okrutną bestią. Dlatego bardziej niż kiedykolwiek powinniście wy i powinien [każdy] człowiek uleczyć samego siebie ze straszliwych zarazków, wylaniem Świętego.
   Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że jeśli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i jeśli nie będziecie pić Jego Krwi, nie będziecie mieć Życia w sobie. Kto spożywa godnie Moje Ciało i kto pije Moją Krew, ma Życie Wieczne i Ja go wskrzeszę w Dniu Ostatnim. Moje Ciało bowiem naprawdę jest Pokarmem, a Krew Moja naprawdę – Napojem. Kto spożywa Moje Ciało i pije Moją Krew, trwa we Mnie, a Ja trwam w nim. Jak Ojciec Żyjący posłał Mnie, a Ja żyję przez Ojca, tak ten, kto Mnie spożywa także będzie żył przeze Mnie. Pójdzie tam, dokąd Ja go poślę, i uczyni to, co Ja chcę. I będzie żył surowo jako człowiek, i będzie pałał jak serafin. Będzie świętym, gdyż – aby móc się karmić Moim Ciałem i Moją Krwią – powstrzyma się od grzechów. Będzie żył i wznosił się, aż w końcu jego wstępowanie zakończy się u stóp Wiecznego».
   «Ależ On jest szalony! Któż może w taki sposób mówić? W naszej religii jedynie kapłan ma się oczyszczać, aby złożyć ofiarę. On zaś chce nas uczynić ofiarami Swego szaleństwa. Zbyt ciężka jest ta nauka. Ten język jest zbyt trudny! Któż może tego słuchać i wypełniać to?» – szemrzą obecni. Wielu z nich to uczniowie. Za takich się ich przynajmniej uważa. Ludzie rozchodzą się, komentując. Szeregi uczniów bardzo się przerzedzają.
   W synagodze pozostaje Nauczyciel i najwierniejsi. Nie liczę ich, lecz wydaje mi się, że nie ma nawet setki. Musiało więc dojść do silnej zdrady nawet w szeregach najstarszych uczniów, od dawna służących Bogu. Wśród pozostałych są apostołowie, kapłan Jan i uczony w Piśmie Jan, Szczepan, Hermas, Tymon, Hermastes, Agapeusz, Józef, Salomon, Abel z Betlejem Galilejskiego i trędowaty Abel z Korozain ze swym przyjacielem Samuelem, Eliasz, (który poszedł za Jezusem, zamiast iść pochować ojca), Filip z Arbeli, Aser i Izmael z Nazaretu. Są jeszcze inni, których imion nie znam. Wszyscy rozprawiają cicho. Rozmawiają o odstępstwie innych i o słowach Jezusa, który jest bardzo zamyślony. Ma skrzyżowane ramiona, opiera się o wysoki pulpit.
   «I wy gorszycie się tym, co powiedziałem? A jeśli wam powiem, że ujrzycie kiedyś, jak Syn Człowieczy wstępuje do Nieba, gdzie był wcześniej, i jak zasiada po prawicy Ojca? Co zrozumieliście dotąd, co przyjęliście, w co uwierzyliście? W jaki sposób słuchaliście i przyswajaliście? Jedynie po ludzku? To duch ożywia i ma wartość. Ciało niczemu nie służy. Moje słowa są duchem i życiem. To duchem trzeba ich słuchać i zrozumieć, aby mieć dzięki nim życie.
   Ale w wielu z was duch jest martwy, gdyż nie ma w nim wiary. Wielu z was nie wierzy prawdziwie. Bezużytecznie trwają przy Mnie. Ci nie będą mieć Życia, lecz Śmierć. Pozostają bowiem, jak to już powiedziałem na początku, albo przez ciekawość, albo dla ludzkiego zadowolenia, albo – gorzej jeszcze – w celach bardziej nikczemnych. Nie przyprowadził ich tu Ojciec w nagrodę za ich dobrą wolę, lecz szatan. Zaprawdę nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli nie jest mu to udzielone przez Ojca. Odejdźcie więc i wy, którzy z trudem tylko pozostajecie, gdyż po ludzku wstydzicie się Mnie opuścić, a jeszcze bardziej wstyd wam pozostawać na służbie u Kogoś, kto wydaje się wam „szalony i twardy”. Odejdźcie. Lepiej, żebyście byli daleko, niż żebyście tu szkodzili...»
   I wielu uczniów odchodzi. Pomiędzy nimi jest uczony w Piśmie Jan oraz Marek – opętany Gerazeńczyk, którego [Jezus] uwolnił, posyłając demony w świnie.10 Dobrzy uczniowie naradzają się i biegną za tymi, którzy porzucili [Nauczyciela]. Usiłują ich zatrzymać. Teraz w synagodze jest Jezus, przewodniczący synagogi i apostołowie...
   Jezus zwraca się do nich – udręczonych, stojących z boku – i pyta ich: «Czy i wy chcecie odejść?»
   Mówi to bez goryczy i bez smutku. Jest jednak bardzo poważny. Piotr w bolesnym porywie odpowiada Mu:
   «Panie, dokąd chcesz, żebyśmy poszli? Do kogo? Ty jesteś naszym życiem i naszą miłością. Ty jeden masz słowa Życia wiecznego. Wiemy, żeś jest Chrystusem, Synem Boga. Jeśli chcesz, przepędź nas. Ale my sami nie opuścimy Cię, nawet... nawet, gdybyś już nas nie kochał...».
   Po twarzy Piotra spływają spokojnie wielkie łzy. Płacze bez ukrywania się również Andrzej, Jan, dwóch synów Alfeusza. Inni – pobledli lub oblani rumieńcem wskutek emocji – nie płaczą, ale w sposób widoczny cierpią.
   «Dlaczego miałbym was wypędzać? Czyż to nie Ja wybrałem was, dwunastu...»
   Jair roztropnie oddalił się, aby pozostawić Jezusowi swobodę pocieszania lub napominania apostołów. Jezus zauważa jego ciche odejście. Siada więc, przygnębiony, jakby słowa, które ma wypowiedzieć, wymagały od Niego wysiłku ponad siły. Jest wyczerpany, odczuwający odrazę, zbolały. Mówi:
   «A jednak jeden z was jest demonem».
   Padają słowa powolne, przerażające... w synagodze, w której radosne pozostaje tylko światło licznych lamp... i nikt nie ośmiela się odezwać. Patrzą tylko na siebie wzajemnie, przygnębieni, z drżeniem lęku, pytająco. Każdy bada siebie w swoim wnętrzu, zadając sobie pełne niepokoju pytanie...
   Nikt przez chwilę nie porusza się. Jezus pozostaje sam na Swym stołku, z dłońmi splecionymi na kolanach, z głową pochyloną. Wreszcie podnosi ją i mówi: «Podejdźcie tu. Przecież nie jestem trędowatym! Czy za takiego Mnie uważacie?...»
   Wtedy Jan podchodzi pośpiesznie i obejmuje Go za szyję, mówiąc: «Z Tobą więc w trądzie, Moja jedyna miłości. Z Tobą w skazaniu. Z Tobą w śmierci, jeśli uważasz, że to Cię spotka...»
   A Piotr, rzucając się do Jego stóp, kładzie je sobie na ramionach. Szlochając mówi: «Zgnieć mnie, rozdepcz mnie nogami! Ale nie każ mi myśleć, że nie dowierzasz Swemu Szymonowi».
   Inni – widząc, że Jezus głaska dwóch pierwszych – podchodzą i całują Jego szaty, Jego ręce, Jego włosy... Jedynie Iskariota ośmiela się pocałować Go w twarz.
   [Wtedy] Jezus nagle wstaje i wydaje się gwałtownie go odpychać, tak Jego ruch jest nieprzewidziany. Mówi:
   «Chodźmy do domu. Jutro wieczorem, w nocy, odpłyniemy łodziami do Hipposu». (IV, cz. 2, 44: 7 grudnia 1945. A, 7236-7259)

1  Prawdopodobnie: Magdala, nazywana także m. in. Taricheą. (Przyp. wyd.)
2  Szczepan oznacza wieniec, korona.
3  Zob. Rdz 3,19. (Przyp. wyd.)
4  Por. Wj 16,4nn. (Przyp. wyd.)
5  Por. Syr 45,1nn. (Przyp. wyd.)
6  Por. Mdr 16,20nn. (Przyp. wyd.)
7  Por. Mdr 19,20nn. (Przyp. wyd.)
8  W tym wypadku chodzi prawdopodobnie o grupy ściśle wypełniające Prawo Mojżeszowe. Pisownia Żyd wskazuje najczęściej na mieszkańca Judei. (Przyp. tłum.)
Zob. Iz 54,13. (Przyp. wyd.)
10  Zob. wizje nr 47 w Księdze III „Poematu...” (wyd. Vox Domini).

   La spiaggia di Cafarnao formicola di gente che sbarca da una vera flottiglia di barche di tutte le dimensioni. E i primi che sbarcano vanno cercando fra la gente se vedono il Maestro, un apostolo o almeno un discepolo. E vanno chiedendo…
   Un uomo, finalmente, risponde: «Maestro? Apostoli? No. Sono andati via subito dopo il sabato e non sono tornati. Ma torneranno perché ci sono dei discepoli. Ho parlato adesso con uno di loro. Deve essere un grande discepolo. Parla come Giairo! È andato verso quella casa fra i campi, seguendo il mare».
   L’uomo che ha interrogato fa correre la voce e tutti si precipitano verso il luogo indicato. Ma, fatto un duecento metri sulla riva, incontrano tutto il gruppo di discepoli che vengono verso Cafarnao gestendo animatamente. Li salutano e chiedono: «Il Maestro dove è?».
   I discepoli rispondono: «Nella notte, dopo il miracolo, se ne è andato coi suoi, colle barche, al di là del mare. Vedemmo le vele, al candore della luna, andare verso Dalmanuta».
   «Ah! Ecco! Noi lo cercavamo a Magdala presso la casa di Maria e non c’era! Però… potevano dircelo i pescatori di Magdala!».
   «Non lo avranno saputo. Sarà forse andato sui monti d’Arbela in preghiera. Ci fu già un’altra volta, lo scorso anno avanti la Pasqua. Io l’ho incontrato allora, per somma grazia del Signore al suo povero servo », dice Stefano.
   «Ma non torna qui?».
   «Certamente tornerà. Ci deve dare il commiato e gli ordini. Ma che volete?».
   «Sentirlo ancora. Seguirlo. Farci suoi».
(…)
   Sono da capo sulla spiaggia che si muta in piazza e la traversano per andare a casa. Solla soglia è Gesù che carezza dei bambini.
   Discepoli e curiosi si affollano chiedendo: «Maestro, quando sei venuto?».
   «Da pochi momenti ». il viso di Gesù ha ancora la maestà solenne, un poco estatica, di quando ha molto pregato.
   «Sei stato in orazione, Maestro?», chiede Stefano a voce bassa per riverenza, così come ha curva la persona per lo stesso motivo.
   «Si. Da che lo comprendi, figlio mio?», dice Gesù posandogli la mano sui capelli scuri con una dolce carezza.
   «Dal tuo volto d’angelo. Sono un povero uomo, ma è tanto limpido il tuo aspetto che su esso si leggono i palpiti e le azioni del tuo spirito».
   «Anche il tuo è limpido. Tu sei uno di quelli che fanciulli restano…».
   «E che c’è sul mio viso, Signore?».
   «Vieni in disparte e te lo dirò», e lo prende per il polso portandolo in un corridoio oscuro. «Carità, fede, purezza, generosità, sapienza; e queste Dio te le ha date, e tu le hai coltivate e più lo farai. Infine, secondo il tuo nome, hai la corona: d’oro puro, e con una grande gemma che splende sulla fronte. Sull’oro e sulla gemma sono incise due parole: “Predestinazione” e “Primizia”. Sii degno della tua sorte, Stefano. Và in pace con la mia benedizione». E gli posa nuovamente la mano sui capelli, mentre Stefano si inginocchia per poi curvarsi e baciargli i piedi.
   Tornano dagli altri.
   «Questa gente è venuta per sentirti…», dice Filippo.
   «Qui non si può parlare. Andiamo alla sinagoga. Giairo ne sarà contento».
   Gesù davanti, dietro il corteo degli altri, vanno alla bella sinagoga di Cafarnao; e Gesù, salutato da Giairo, vi entra, ordinando che tutte le porte restino aperte perché chi non riesce ad entrare possa sentirlo dalla via e dalla piazza che sono a fianco della Sinagoga.
   Gesù va al suo posto, in quella sinagoga amica, dalla quale oggi, per buona sorte, sono assenti i farisei, forse già partiti Pomposamente per Gerusalemme. E inizia a parlare.
   «In verità vi dico: voi cercate di Me non per sentirmi e per i miracoli che avete veduto, ma per quel pane che vi ho dato da mangiare a sazietà e senza spesa. I tre quarti di voi per questo mi cercava e per curiosità, venendo da ogni parte della Patria nostra. Manca perciò nella ricerca lo spirito soprannaturale, e resta dominante lo spirito umano con le sue curiosità malsane, o per lo meno di una imperfezione infantile, non perché semplice come quella dei pargoli, ma perché menomata come l’intelligenza di un ottuso di mente. E con la curiosità resta la sensualità e il sentimento viziato. La sensualità che si nasconde, sottile come il demonio di cui è figlia, dietro apparenze e in atti apparentemente buoni, e il sentimento viziato che è semplicemente una deviazione morbosa del sentimento e che, come tutto ciò che è “malattia”, abbisogna e appetisce a droghe che non sono il cibo semplice, il buon pane, la buona acqua, lo schietto olio, il puro latte, sufficienti a vivere e a vivere bene. Il sentimento viziato vuole le cose straordinarie per essere scosso e per provare il brivido che piace, il brivido malato dei paralizzati, che hanno bisogno di droghe per provare sensazioni che li illudano di essere ancora integri e virili. La sensualità che vuole soddisfare senza fatica la gola, in questo caso, col pane non sudato, avuto per bontà di Dio.
   I doni di Dio non sono consuetudine, sono lo straordinario. Non si possono pretenderli, né impigrirsi dicendo: “Dio me li darà”. È detto: “Mangerai il pane bagnato col sudore della tua fronte”, ossia il pane guadagnato col lavoro. Che se Colui che è Misericordia ha detto: “Ho compassione di queste turbe, che mi seguono da tre giorni e non hanno più da mangiare e potrebbero venire meno per via prima di avere raggiunto Ippo sul lago, o Gamala, o altre città”, e ha provveduto, non è però detto che Egli debba essere seguito per questo. Per molto di più di un pò di pane, destinato a divenire sterco dopo la digestione, Io vado seguito. Non per cibo che empie il ventre, ma per quello che nutre l’anima. Perché non siete soltanto animali che devono brucare e ruminare, o grufolare e ingrassare. Ma anime siete! Questo siete! La carne è la veste, l’essere è l’anima. È lei che è duratura. La carne, come ogni veste, si logora e finisce, e non merita curarla come fosse una perfezione alla quale va data ogni cura.
   Cercate dunque ciò che è giusto procurarsi, non ciò che è ingiusto. Cercate di procurarvi non il cibo che perisce, ma quello che dura per la vita eterna. Questo, il Figlio dell’uomo ve lo darà sempre, quando voi lo vogliate. Perché il Figlio dell’uomo ha a sua disposizione tutto quanto viene da Dio, e può darlo, Egli padrone, e magnanimo padrone, dei tesori del Padre Dio, che ha impresso su di Lui il suo sigillo perché gli occhi onesti non siano confusi. E voi avete in voi il cibo che non perisce, potrete fare opere di Dio essendo nutriti del cibo di Dio».
   «Che dobbiamo fare per fare le opere di Dio? Noi osserviamo le legge e i profeti. Perciò già siamo nutriti di Dio e facciamo opere di Dio».
   «E’ vero. Voi osservate la Legge. Meglio ancora: voi “conoscete” la Legge. Ma conoscere non è praticare. Noi conosciamo, ad esempio, le leggi di Roma, eppure un fedele israelita non le pratica altro che in quelle formule che sono imposte dalla sua condizione di suddito. Per il resto noi, parlo dei fedeli israeliti, non pratichiamo le usanze pagane dei romani pur conoscendole. La legge che voi conoscete ed i Profeti dovrebbero, infatti, nutrirvi di Dio e darvi perciò capacità di fare opere di Dio. Ma per fare questo dovrebbero essere divenute un tutt’uno con voi, così come è l’aria che respirate e il cibo che assimilate, che si mutano entrambi in vita e sangue. Mentre essi rimangono estranei, pure essendo di casa vostra, così come può esserlo un oggetto della casa, che vi è noto e utile, ma che, se venisse a mancare, non vi leva l’esistenza. Mentre… oh! provate un poco a non respirare per qualche minuto, provate a stare senza cibo per giorni e giorni… e vedrete che non potete vivere. Così dovrebbe sentirsi il vostro io nella denutrizione e nell’asfissia della Legge e dei Profeti, conosciuti ma non assimilati e fatti tutt’uno con voi. Questo Io sono venuto ad insegnare e a dare: il succo, l’aria della Legge e dei Profeti, per ridare sangue e respiro alle vostre anime morenti di inedia e di asfissia. Voi siete simili a bambini che una malattia rende incapaci di conoscere ciò che è atto a nutrirli. Avete davanti dovizie di cibi, ma non sapete che vanno mangiati per mutarsi in cosa vitale, ossia che vanno veramente fatti vostri, con una fedeltà pura e generosa alla Legge del Signore che ha parlato a Mosè e ai Profeti per voi tutti. Venite dunque a Me per avere aria e succo di Vita eterna, è dovere. Ma questo dovere presuppone una fede in voi. Perché se uno non ha fede, non può credere alle parole mie, e se non crede non viene a dirmi: “Dammi il vero pane”. E se non ha il vero pane non può fare opere di Dio, non avendo capacità di farle. Perciò per essere nutriti di Dio e fare opere di Dio è necessario che voi facciate l’opera-base, che è questa: credere in Colui che Dio ha mandato».
   «Ma che miracoli fai Tu dunque perché noi si possa credere in Te il sigillo di Dio? Che fai tu che già, sebbene in forma minore, non abbiano fatto i Profeti? Mosè ti ha superato, anzi, perché, non per una volta tanto, ma per quarant’anni, nutrì di meraviglioso cibo i nostri padri. Così è scritto: che i nostri padri per quarant’anni mangiarono la manna del deserto (vedi Esodo 16; Sapienza 16,19-29; Siracide 45,1-6), ed è detto che perciò Mosè diede loro da mangiare pane venuto dal cielo, egli che poteva».
   «Siete in errore. Non Mosè ma il Signore potè fare questo. E nell’esodo si legge: ”Ecco Io farò piovere del pane dal cielo. Esca il popolo e ne raccolga quanto basta giorno per giorno, e così Io provi se il popolo cammina secondo la mia legge. E il sesto giorno ne raccolga il doppio per rispetto al settimo dì che è il sabato”. E gli ebrei videro il deserto ricoprirsi, mattina per mattina, di quella “cosa minuta come ciò che è pestato nel mortaio e simile alla brina della terra, simile al seme di coriandolo, e dal buon sapore di fior di farina incorporata col miele”. Dunque non Mosè, ma Dio provvide alla manna. Dio che tutto può. Tutto. Punire e benedire. Privare e concedere. Ed Io ve lo dico, delle due cose preferisce sempre benedire e concedere a punire e privare.
   Dio, come dice la Sapienza, per amore di Mosè – detto dall’Ecclesiastico “caro a Dio e agli uomini, di benedetta memoria, fatto da Dio simile ai santi nella gloria, grande e terribile per i nemici, capace di suscitare e por fine ai prodigi, glorificato nel cospetto dei re, suo ministro al cospetto del popolo, conoscitore della gloria di Dio e della voce dell’Altissimo, custode dei precetti e della Legge di vita e di scienza” – Dio, dicevo, per amore di questo Mosè, nutrì il suo popolo col pane degli angeli, e dal cielo gli donò un pane bell’e fatto, senza fatica, contenente in se ogni delizia ed ogni soavità di sapore. E – ricordate bene ciò che dice la Sapienza – e poiché veniva dal Cielo, da Dio, e mostrava la sua dolcezza verso i figli, aveva per ognuno il sapore che ognuno voleva, e dava ad ognuno gli effetti desiderati, essendo utile tanto al pargolo, dallo stomaco ancora imperfetto, come all’adulto, dall’appetito e digestione gagliardi, alla fanciulla delicata come al vecchio cadente. E anche, per testimoniare che non era opera d’uomo, capovolse le leggi degli elementi, onde resisté al fuoco, esso, il misterioso pane che al sorgere del sole si squagliava come brina. O meglio: il fuoco – è sempre la Sapienza che parla – dimenticò la propria natura per rispetto all’opera di Dio suo Creatore e dei bisogni dei giusti di Dio, di modo che, mentre è solito ad infiammarsi per tormentare, qui si fece dolce per fare del bene a quelli che confidavano nel Signore.
   Per questo allora, trasformandosi in ogni maniera, servì alla grazia del Signore, nutrice di tutti, secondo la volontà di chi pregava l’eterno Padre, affinché i figli diletti imparassero che non è il riprodursi dei frutti che nutrisce gli uomini, ma è la parola del Signore quella che conserva chi crede in Dio. Infatti non consumò, come poteva, la dolce manna, neppure se la fiamma era alta e potente, mentre bastava a scioglierla il dolce sole del mattino, affinché gli uomini ricordassero e imparassero che i doni di Dio vanno ricercati all’inizio del giorno e della vita, e che per averli occorre anticipare la luce e sorgere, per lodare l’Eterno, dalla prima ora del mattino.
   Questo insegnò la manna agli ebrei. Ed Io ve lo ricordo perché è dovere che dura e durerà sino alla fine dei secoli. Cercate il Signore ed i suoi doni celesti senza poltrire fino alle tarde ore del giorno o della vita. Sorgete a lodarlo prima ancora che lo lodi il sorgente sole, e pascetevi della sua parola che conserva e preserva e conduce alla Vita vera.
   Non Mosè vi diede il pane del Cielo, ma in verità lo diede il Padre Iddio, e ora, in verità delle verità, è il Padre mio quello che vi dà il vero Pane, il Pane novello, il Pane eterno che dal Cielo discende, il Pane di misericordia, il Pane di Vita, il Pane che dà al mondo la Vita, il Pane che sazia ogni fame e leva ogni languore, il Pane che dà, a chi lo prende, la Vita eterna e l’eterna gioia».
   «Dacci, o Signore, di codesto pane, e noi non morremmo più».
   «Voi morrete come ogni uomo muore, ma risorgerete a vita eterna se vi nutrirete santamente di questo Pane, perché esso fa incorruttibile chi lo mangia. Riguardo a darvelo sarà dato a coloro che lo chiedono al Padre mio con puro cuore, retta intenzione e santa carità. Per questo ho insegnato a dire: “Dàcci il pane quotidiano”. Ma coloro che se ne nutriranno indegnamente diverranno brulichio di vermi infernali, come i gomor di manna conservati contro l’ordina avuto. E quel Pane di salute e vita diverrà per loro morte e condanna. Perché il sacrilegio più grande sarà commesso da coloro che metteranno quel Pane su una mensa spirituale corrotta e fetida, o lo profaneranno mescolandolo alla sentina delle loro inguaribili passioni. Meglio per loro sarebbe non averlo mai preso!».
   «Ma dove è questo Pane? Come lo si trova? Che nome ha?».
   «Io sono il Pane di vita. In Me lo si trova. Il suo nome è Gesù. Chi viene a Me non avrà più fame, e chi crede in Me non avrà mai più sete, perché i fiumi celesti si riverseranno in lui estinguendo ogni materiale ardore. Io ve l’ho detto, ormai. Voi mi avete conosciuto, ormai. Eppure non credete. Non potete credere che tutto quanto è in Me. Eppure così è. In Me sono tutti i tesori di Dio. E a Me tutto dalla Terra è dato, onde in Me sono riuniti i gloriosi Cieli e la militante Terra, e fino la penante e attendente massa dei trapassati in grazia di Dio sono in Me, perché in Me e a Me è ogni potere. Ed Io ve lo dico: tutto quanto il Padre mi dà verrà a Me. Né Io scaccerò chi a Me viene, perché sono disceso dal Cielo non per fare la mia volontà ma quella di Colui che mi ha mandato. E la volontà del Padre mio, del Padre che mi ha mandato, è questa: che Io non perda nemmeno uno di quelli che mi ha dato, ma che Io li risusciti all’ultimo giorno. Ora la volontà del Padre che mi ha mandato è che chiunque conosce il Figlio e crede in Lui abbia la Vita eterna e Io lo possa risuscitare nell’ultimo Giorno, vedendolo nutrito della fede in Me e segnato del mio sigillo».
   Vi è un poco brusìo nella sinagoga e fuori della stessa per le nuove e ardite parole del Maestro. E questo, dopo avere per un momento preso fiato, volge gli occhi sfavillanti di rapimento là dove più si mormora, e sono precisamente i gruppi in cui sono dei Giudei. Riprende a parlare.
   «Perché mormorate fra voi? Si, Io sono il figlio di Maria di Nazaret figlia di Gioacchino della stirpe di Davide, vergine consacrata al Tempio e poi sposata a Giuseppe di Giacobbe, della stirpe di Davide. Voi avete conosciuto, in molti, i giusti che dettero vita a Giuseppe, legnaiolo regale, e a Maria, vergine erede della stirpe regale. Ciò vi fa dire: “Come può costui dirsi disceso dal Cielo?”, e il dubbio sorge in voi.
   Vi ricordo i Profeti nelle loro profezie sull’Incarnazione del Verbo. E vi ricordo come, più per noi israeliti che per qualsiasi altro popolo, è dogmatico che Colui che non osiamo chiamare non potesse darsi una Carne secondo le leggi della umanità, e umanità decaduta per giunta. Il Purissimo, l’Increato, se si è mortificato a farse Uomo per amore dell’uomo, non poteva che eleggere un seno di Vergine più pura dei gigli per rivestire di Carne la sua Divinità.
   Il pane disceso dal Cielo al tempo di Mosè è stato riposto nell’arca d’oro, coperta dal propiziatorio, vegliata dai cherubini, dietro i veli del Tabernacolo. (L’arca d’oro era l’arcadell’Alleanza o arca della Testimonianza, custodita nel luogo più sacro del Tempio. Origine, descrizione, vicende e contenuto dell’arca sono esposti in: Esodo 25, 10-22; 26, 33-34; 37, 1-9; 40, 20-21; Numeri 10, 33-36; 17, 25; Deuteronomio 10, 1-5; 31, 25-26; Giosuè 3-4; 6, 1-16; 1 Samuele 3, 3; 4, 3-22; 5-6; 7, 1-2; 2 Samuele 6, 1-17; 7, 2; 11, 11; 1 Re 3, 15; 6, 19-28; 8, 1-9; 2 Maccabei 2, 4-5. Che l’arca contenesse anche la manna risulta da: Ebrei 9, 4. Nell’opera Valtortiana l’arca prefigura Maria Ss. , a cominciare dal Vol 1 Cap 25 per finire al Vol 10 Cap 642 e 649, ma è anche figura di Gesù al Vol 3 Cap 221 e Vol 6 Cap 387). E col pane era la parola di Dio. E giusto era che ciò fosse, perché sommo rispetto va dato ai doni di Dio e alle tavole della sua Ss. Parola. Ma che allora sarà stato preparato da Dio per la sua stessa Parola e per il Pane vero che è venuto dal Cielo? Un’arca più inviolata e preziosa dell’arca d’oro coperta dal prezioso propiziatorio della sua pura volontà di immolazione, vegliata dai cherubini di Dio, velata dal velo di un candore verginale, di una umiltà perfetta, di una carità sublime e di tutte le virtù più sante.
   E allora? Non capite ancora che la mia paternità è in Cielo e che perciò Io di la vengo? Si, Io sono disceso dal Cielo per compiere il decreto del Padre mio, il decreto di salvazione degli uomini secondo quanto promise al momento stesso della condanna e ripeté ai Patriarchi e ai Profeti.
   Ma questo è fede. E la fede viene data da Dio a chi ha l’animo di buona volontà. Perciò nessuno può venire a Me se non lo conduce a Me il Padre mio vedendolo nelle tenebre ma rettamente desideroso di luce. È scritto nei Profeti: (Isaia 54, 13; Geremia 31, 34) “Saranno tutti ammaestrati da Dio”. Ecco. È detto. È Dio che li istruisce dove andare per essere istruiti di Dio. Chiunque, dunque, ha udito in fondo al suo spirito retto parlare Iddio, ha imparato dal Padre a venire a Me».
   «E chi vuoi che abbia sentito Iddio o visto il suo volto? », chiedono in diversi che cominciano a mostrare segni di irritazione e di scandalo. E terminano: «Tu deliri, oppure sei un illuso».
   «Nessuno ha veduto Iddio eccetto Colui che è da Dio; questo ha veduto il Padre. E questo Io sono.
   Ed ora udite il “credo” della vita futura, senza il quale non ci si può salvare.
   In verità, in verità vi dico che chi crede in Me ha la Vita eterna. In verità, in verità vi dico che Io sono il Pane della Vita eterna.
   I vostri padri mangiarono nel deserto la manna e morirono. Perché la manna era un cibo santo ma temporaneo, e dava vita per quanto necessitava a giungere alla terra promessa da Dio al suo popolo. Ma la manna che Io sono non avrà limitazione di tempo e di potere. È non solo celeste, ma divina, e produce ciò che è divino: l’incorruttibilità, l’immortalità di quanto Dio ha creato a sua immagine e somiglianza. Essa non durerà quaranta giorni, quaranta mesi, quaranta anni, quaranta secoli. Ma durerà finché durerà il tempo, e sarà data a tutti coloro che di essa hanno fame santa e gradita al Signore, che giubilerà di darsi senza misura agli uomini per cui si è incarnato, onde abbiano la Vita che non muore.
   Io posso darmi, Io posso transustanziarmi per amore degli uomini, onde il Pane divenga Carne e la Carne divenga Pane per la fame spirituale degli uomini, che senza questo Cibo morirebbero di fame e di malattie spirituali. Ma se uno mangia di questo Pane con giustizia, egli vivrà in eterno. Il pane che Io darò sarà la mia Carne immolata per la vita del mondo, sarà il mio Amore sparso nelle case di Dio, perché alla mensa del Signore vengano tutti coloro che sono amorosi o infelici e trovino ristoro al loro bisogno di fondersi a Dio e di trovare sollievo al loro penare».
   «Ma come puoi darci da mangiare la tua carne? Per chi ci hai presi? Per belve sanguinarie? Per selvaggi? Per omicidi? A noi ripugna il sangue e il delitto».
   «In verità, in verità vi dico che molte volte l’uomo è più di una belva, e che il peccato fa più che selvaggi, che l’orgoglio dà sete omicida, e che non a tutti dei presenti ripugnerà il sangue e il delitto. E anche in futuro l’uomo sarà, perché satana, il senso e l’orgoglio lo fanno belluino. E perciò con maggior bisogno che mai dovrete e dovrà l’uomo sanare se stesso dai germi terribili con l’infusione del Santo. In verità, in verità vi dico che se non mangerete la Carne del Figlio dell’uomo e non berrete il suo Sangue, non avrete in voi la Vita. Chi mangia degnamente la mia Carne e beve il mio Sangue ha la Vita eterna ed Io lo risusciterò l’Ultimo Giorno. Perché la mia Carne è veramente Cibo e il mio Sangue è veramente Bevanda. Chi mangia la mia Carne e beve il mio Sangue rimane in Me ed Io in lui. Come il Padre vivente mi inviò, ed Io vivo per il Padre, così chi mangia vivrà anch’egli per Me e andrà dove lo mando, e farà ciò che Io voglio, e vivrà austero come uomo e ardente come serafino, e sarà santo, perché per potersi cibare della mia Carne e del mio Sangue si interdirà le colpe e vivrà ascendendo per finire la sua ascesa ai piedi dell’Eterno».
   «Ma costui è folle! Chi può vivere in tal modo? Nella nostra religione è solo il sacerdote che deve essere purificato per offrire la vittima. Qui Egli ci vuole fare, di noi, tante vittime della sua follia. Questa dottrina è troppo penosa e questo linguaggio è troppo duro! Chi li può ascoltare e praticare?», sussurrano i presenti, e molti sono discepoli già riputati tali.
   La gente sfolla commentando. E molto assottigliate appaiono le file dei discepoli quando restano solo nella sinagoga il Maestro e i più fedeli. Io non li conto, ma dico che, ad occhio e croce, si e no se si arriva a cento. Perciò ci deve essere stata una bella defezione anche nelle schiere dei vecchi discepoli ormai al servizio di Dio.
   Fra i rimasti sono gli apostoli, il sacerdote Giovanni e lo scriba Giovanni, Stefano, Erma, Timoneo, Ermasteo, Agapo, Giuseppe, Salomon, Abele di Betlemme di Galilea e Abele il già lebbroso di Corozim col suo amico Samuele, Elia (quello che lasciò di seppellire il padre per seguire Gesù), Filippo di Arsela, Aser e Ismaele di Nazaret, più altri che non conosco di nome. Questi tutti parlano piano fra loro commentando la defezione degli altri e le parole di Gesù, che pensieroso sta con le braccia conserte appoggiato ad un alto leggio.
   «E vi scandalizzate di ciò che ho detto? E se vi dicessi che vedrete un giorno il Figlio dell’uomo ascendere al Cielo dove era prima e sedersi al fianco del Padre? E che avete capito, assorbito, creduto fino ad ora? E con che avete udito e assimilato? Solo con l’umanità? È lo spirito quello che vivifica e ha valore. La carne non giova a niente. Le mie parole sono spirito e vita, e vanno udite e capite con lo spirito per averne vita. Ma ci sono molti fra voi che hanno morto lo spirito perché è senza fede. Molti di voi non credono con verità. E inutilmente stanno presso a Me. Non ne avranno Vita, ma Morte. Perché vi stanno, come ho detto in principio, o per curiosità o per umano diletto o, peggio, per fini ancora più indegni. Non sono porati qui dal Padre per premio alla loro buona volontà, ma da satana. Nessuno può venire a Me, in verità, se non gli è concesso dal Padre mio. Andate pure, voi che vi trattenete a fatica perché vi vergognate, umanamente, di abbandonarmi, ma avete ancora maggior vergogna di rimanere al servizio di Uno che vi pare “pazzo e duro”. Andate. Meglio lontani che qui per nuocere.
   E molti altri si ritraggono fra i discepoli, fra i quali lo scriba Giovanni e Marco, il geraseno indemoniato, guarito mandando i demoni nei porci. I discepoli buoni si consultano e corrono dietro a questi fedifraghi tentando di fermarli.
   Nella sinagoga sono ora Gesù, il sinagogo e gli apostoli…
   Gesù si volge ai dodici che, mortificati, stanno in un angolo e dice: «Volete andarvene anche voi?». Lo dice senza acredine e senza mestizia. Ma con molta serietà.
   Pietro, con impeto doloroso, gli dice: « Signore, e dove vuoi che si vada? Da chi? Tu sei la nostra vita e il nostro amore. Tu solo hai parole di Vita eterna. Noi abbiamo conosciuto che Tu sei il Cristo, Figlio di Dio. Se vuoi, cacciaci. Ma noi, di nostro, non ti lasceremo neppure… neppure se Tu non ci amassi più…», e Pietro piange senza rumore, con grandi lacrimoni…
   Anche Andrea, Giovanni, i due figli di Alfeo, piangono apertamente, e gli altri, pallidi o rossi per l’emozione, non piangono, ma soffrono palesemente.
   «Perché vi dovrei cacciare? Non sono stato Io che ho eletto voi dodici?…».
   Giairo, prudentemente, si è ritirato per lasciare Gesù libero di confortare o redarguire i suoi apostoli. Gesù, che ne nota la silenziosa ritirata, dice, sedendosi accasciato come se la rivelazione che fa gli costasse uno sforzo superiore a quello che Egli può fare, stanco come è, disgustato, addolorato: «Eppure uno di voi è un demonio».
   La parola cade lenta, paurosa, nella sinagoga, nella quale è solo allegra la luce delle molte lampade… e nessuno osa dire nulla. Ma si guardano l’un l’altro con pauroso ribrezzo e angosciosa indagine e, con una ancor più angosciosa e intima domanda, ognuno esamina se stesso…
   Nessuno si muove per qualche tempo. E Gesù resta solo, sul suo sedile, le mani incrociate sui ginocchi, il viso basso. Lo alza infine e dice: «Venite. Non sono già un lebbroso! O mi credete tale?…».
   Allora Giovanni corre avanti e gli si avviticchia al collo dicendo: «Con Te, allora, nella lebbra, mio solo amore. Con Te nella condanna, con Te nella morte, se credi che ciò ti attenda…»; e Pietro striscia ai suoi piedi e li prende e se li mette sugli omeri e singhiozza: «Qui, premi, calpesta! Ma non mi fare pensare che Tu diffidi del tuo Simone».
   Gli altri, vedendo che Gesù accarezza i due primi, si fanno avanti e baciano Gesù sulle vesti, sulle mani, sui capelli… Solo l’Iscariota osa baciarlo sul viso.
   Gesù si alza di scatto, e quasi lo respinge bruscamente tanto lo scatto è improvviso, e dice: «Andiamo a casa. Domani sera, di notte, partiremo con le barche per Ippo». (5, 354)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001