22
Nazajutrz
tłum stojący po drugiej stronie jeziora spostrzegł, że poza jedną
łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do
łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli
sami. 23
Tymczasem
w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie
dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. 24
A
kiedy [ludzie z] tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa ani Jego
uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali
Jezusa. 25
Gdy
zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: «Rabbi,
kiedy tu przybyłeś?»
26
W
odpowiedzi rzekł im Jezus: «Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście
znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. 27
Zabiegajcie
nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie
wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią
swą naznaczył Bóg Ojciec».
28
Oni
zaś rzekli do Niego: «Cóż
mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?»
29
Jezus,
odpowiadając, rzekł do nich: «Na
tym polega dzieło Boga, abyście wierzyli w Tego, którego On
posłał».
30
Rzekli
do Niego: «Jaki
więc Ty uczynisz znak, abyśmy go zobaczyli i Tobie uwierzyli? Cóż
zdziałasz? 31
Ojcowie
nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: Dał
im do jedzenia chleb z nieba».
32
Rzekł
do nich Jezus: «Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale
dopiero Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba. 33
Albowiem
chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje
światu».
34
Rzekli
więc do Niego: «Panie,
dawaj nam zawsze ten chleb!»
35
Odpowiedział
im Jezus: «Ja
jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął;
a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. 36
Powiedziałem
wam jednak: Widzieliście ⟨Mnie⟩,
a przecież nie wierzycie. 37
Wszystko,
co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie
przychodzi, precz nie odrzucę, 38
ponieważ
z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę
Tego, który Mnie posłał. 39
Jest
wolą Tego, który Mnie posłał, abym nic nie stracił z tego
wszystkiego, co Mi dał, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym.
40
To
bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w
Niego, miał życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym».
41
Ale
Żydzi szemrali przeciwko Niemu, dlatego że powiedział: «Ja
jestem chlebem, który z nieba zstąpił».
42
I
mówili: «Czyż
to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy?
Jakżeż może on teraz mówić: „Z nieba zstąpiłem”».
43
Jezus
rzekł im w odpowiedzi: «Nie
szemrajcie między sobą! 44
Nikt
nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który
Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. 45
Napisane
jest u Proroków: Oni
wszyscy będą uczniami Boga.
Każdy, kto od Ojca usłyszał i przyjął naukę, przyjdzie do Mnie.
46
Nie
znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od
Boga, widział Ojca. 47
Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: Kto ⟨we
Mnie⟩ wierzy, ma życie wieczne.
48
Ja
jestem chlebem życia. 49
Ojcowie
wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. 50
To
jest chleb, który z nieba zstępuje: Kto go je, nie umrze. 51
Ja
jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa
ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje
ciało, [wydane] za życie świata».
52
Sprzeczali
się więc między sobą Żydzi, mówiąc: «Jak
on może nam dać ⟨swoje⟩
ciało do jedzenia?»
53
Rzekł
do nich Jezus: «Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna
Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w
sobie. 54
Kto
spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go
wskrzeszę w dniu ostatecznym. 55
Ciało
moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem.
56
Kto
spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. 57
Jak
Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto
Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. 58
To
jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten,
który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb,
będzie żył na wieki».
59
To
powiedział, nauczając w synagodze w Kafarnaum.
60
A
wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło:
«Trudna
jest ta mowa. Któż jej może słuchać?»
61
Jezus
jednak, świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do
nich: «To
was gorszy? 62
A
gdy ujrzycie Syna Człowieczego wstępującego tam, gdzie był
przedtem? 63
To
Duch daje życie; ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam
powiedziałem, są duchem i są życiem. 64
Lecz
pośród was są tacy, którzy nie wierzą».
Jezus bowiem od początku wiedział, którzy nie wierzą, i kto ma Go
wydać. 65
Rzekł
więc: «Oto
dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli
nie zostało mu to dane przez Ojca».
66
Od
tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło.
67
Rzekł
więc Jezus do Dwunastu: «Czyż
i wy chcecie odejść?»
68
Odpowiedział
Mu Szymon Piotr: «Panie,
do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. 69
A
myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Bożym».
70
Na
to rzekł do nich Jezus: «Czyż
nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem».
71
Mówił
zaś o Judaszu, synu Szymona Iskarioty. Ten bowiem – jeden z
Dwunastu – miał Go wydać. (J 6,22-71)
22
Τῇ ἐπαύριον
ὁ ὄχλος ὁ ἑστηκὼς πέραν τῆς θαλάσσης
εἶδον ὅτι πλοιάριον ἄλλο οὐκ ἦν ἐκεῖ
εἰ μὴ ἓν καὶ ὅτι οὐ συνεισῆλθεν τοῖς
μαθηταῖς αὐτοῦ ὁ Ἰησοῦς εἰς τὸ
πλοῖον ἀλλὰ μόνοι οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ
ἀπῆλθον· 23
ἄλλα ἦλθεν
πλοιά [ρια] ἐκ Τιβεριάδος ἐγγὺς τοῦ
τόπου ὅπου ἔφαγον τὸν ἄρτον
εὐχαριστήσαντος τοῦ κυρίου. 24
ὅτε οὖν
εἶδεν ὁ ὄχλος ὅτι Ἰησοῦς οὐκ ἔστιν
ἐκεῖ οὐδὲ οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ, ἐνέβησαν
αὐτοὶ εἰς τὰ πλοιάρια καὶ ἦλθον εἰς
Καφαρναοὺμ ζητοῦντες τὸν Ἰησοῦν. 25
καὶ εὑρόντες
αὐτὸν πέραν τῆς θαλάσσης εἶπον αὐτῷ·
ῥαββί, πότε ὧδε γέγονας;
26
Ἀπεκρίθη
αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς καὶ εἶπεν· ἀμὴν
ἀμὴν λέγω ὑμῖν, ζητεῖτέ με οὐχ ὅτι
εἴδετε σημεῖα, ἀλλ’ ὅτι ἐφάγετε ἐκ
τῶν ἄρτων καὶ ἐχορτάσθητε. 27
ἐργάζεσθε
μὴ τὴν βρῶσιν τὴν ἀπολλυμένην ἀλλὰ
τὴν βρῶσιν τὴν μένουσαν εἰς ζωὴν
αἰώνιον, ἣν ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου
ὑμῖν δώσει· τοῦτον γὰρ ὁ πατὴρ
ἐσφράγισεν ὁ θεός. 28
εἶπον οὖν
πρὸς αὐτόν· τί ποιῶμεν ἵνα ἐργαζώμεθα
τὰ ἔργα τοῦ θεοῦ; 29
ἀπεκρίθη
[ὁ] Ἰησοῦς καὶ εἶπεν αὐτοῖς· τοῦτό
ἐστιν τὸ ἔργον τοῦ θεοῦ, ἵνα πιστεύητε
εἰς ὃν ἀπέστειλεν ἐκεῖνος.
30
Εἶπον οὖν
αὐτῷ· τί οὖν ποιεῖς σὺ σημεῖον, ἵνα
ἴδωμεν καὶ πιστεύσωμέν σοι; τί ἐργάζῃ;
31
οἱ πατέρες
ἡμῶν τὸ μάννα ἔφαγον ἐν τῇ ἐρήμῳ,
καθώς ἐστιν γεγραμμένον· ἄρτον ἐκ
τοῦ οὐρανοῦ ἔδωκεν αὐτοῖς φαγεῖν.
32
εἶπεν οὖν
αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς· ἀμὴν ἀμὴν λέγω
ὑμῖν, οὐ Μωϋσῆς δέδωκεν ὑμῖν τὸν
ἄρτον ἐκ τοῦ οὐρανοῦ, ἀλλ’ ὁ πατήρ
μου δίδωσιν ὑμῖν τὸν ἄρτον ἐκ τοῦ
οὐρανοῦ τὸν ἀληθινόν· 33
ὁ γὰρ
ἄρτος τοῦ θεοῦ ἐστιν ὁ καταβαίνων
ἐκ τοῦ οὐρανοῦ καὶ ζωὴν διδοὺς τῷ
κόσμῳ. 34
εἶπον οὖν
πρὸς αὐτόν· κύριε, πάντοτε δὸς ἡμῖν
τὸν ἄρτον τοῦτον. 35
εἶπεν
αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς· ἐγώ εἰμι ὁ ἄρτος
τῆς ζωῆς· ὁ ἐρχόμενος πρὸς ἐμὲ οὐ
μὴ πεινάσῃ, καὶ ὁ πιστεύων εἰς ἐμὲ
οὐ μὴ διψήσει πώποτε.
36
Ἀλλ’ εἶπον
ὑμῖν ὅτι καὶ ἑωράκατέ [με] καὶ οὐ
πιστεύετε. 37
πᾶν ὃ
δίδωσίν μοι ὁ πατὴρ πρὸς ἐμὲ ἥξει,
καὶ τὸν ἐρχόμενον πρὸς ἐμὲ οὐ μὴ
ἐκβάλω ἔξω, 38
ὅτι
καταβέβηκα ἀπὸ τοῦ οὐρανοῦ οὐχ ἵνα
ποιῶ τὸ θέλημα τὸ ἐμὸν ἀλλὰ τὸ
θέλημα τοῦ πέμψαντός με. 39
τοῦτο δέ
ἐστιν τὸ θέλημα τοῦ πέμψαντός με,
ἵνα πᾶν ὃ δέδωκέν μοι μὴ ἀπολέσω ἐξ
αὐτοῦ, ἀλλ’ ἀναστήσω αὐτὸ [ἐν] τῇ
ἐσχάτῃ ἡμέρᾳ. 40
τοῦτο γάρ
ἐστιν τὸ θέλημα τοῦ πατρός μου, ἵνα
πᾶς ὁ θεωρῶν τὸν υἱὸν καὶ πιστεύων
εἰς αὐτὸν ἔχῃ ζωὴν αἰώνιον, καὶ
ἀναστήσω αὐτὸν ἐγὼ [ἐν] τῇ ἐσχάτῃ
ἡμέρᾳ.
41
Ἐγόγγυζον
οὖν οἱ Ἰουδαῖοι περὶ αὐτοῦ ὅτι
εἶπεν· ἐγώ εἰμι ὁ ἄρτος ὁ καταβὰς
ἐκ τοῦ οὐρανοῦ, 42
καὶ ἔλεγον·
οὐχ οὗτός ἐστιν Ἰησοῦς ὁ υἱὸς Ἰωσήφ,
οὗ ἡμεῖς οἴδαμεν τὸν πατέρα καὶ τὴν
μητέρα; πῶς νῦν λέγει ὅτι ἐκ τοῦ
οὐρανοῦ καταβέβηκα; 43
ἀπεκρίθη
Ἰησοῦς καὶ εἶπεν αὐτοῖς· μὴ γογγύζετε
μετ’ ἀλλήλων. 44
οὐδεὶς
δύναται ἐλθεῖν πρός με ἐὰν μὴ ὁ
πατὴρ ὁ πέμψας με ἑλκύσῃ αὐτόν, κἀγὼ
ἀναστήσω αὐτὸν ἐν τῇ ἐσχάτῃ ἡμέρᾳ.
45
ἔστιν
γεγραμμένον ἐν τοῖς προφήταις· καὶ
ἔσονται πάντες διδακτοὶ θεοῦ· πᾶς ὁ
ἀκούσας παρὰ τοῦ πατρὸς καὶ μαθὼν
ἔρχεται πρὸς ἐμέ. 46
οὐχ ὅτι
τὸν πατέρα ἑώρακέν τις εἰ μὴ ὁ ὢν
παρὰ τοῦ θεοῦ, οὗτος ἑώρακεν τὸν
πατέρα. 47
Ἀμὴν ἀμὴν
λέγω ὑμῖν, ὁ πιστεύων ἔχει ζωὴν
αἰώνιον. 48
Ἐγώ εἰμι
ὁ ἄρτος τῆς ζωῆς. 49
οἱ πατέρες
ὑμῶν ἔφαγον ἐν τῇ ἐρήμῳ τὸ μάννα
καὶ ἀπέθανον· 50
οὗτός
ἐστιν ὁ ἄρτος ὁ ἐκ τοῦ οὐρανοῦ
καταβαίνων, ἵνα τις ἐξ αὐτοῦ φάγῃ
καὶ μὴ ἀποθάνῃ. 51
ἐγώ εἰμι
ὁ ἄρτος ὁ ζῶν ὁ ἐκ τοῦ οὐρανοῦ
καταβάς· ἐάν τις φάγῃ ἐκ τούτου τοῦ
ἄρτου ζήσει εἰς τὸν αἰῶνα, καὶ ὁ
ἄρτος δὲ ὃν ἐγὼ δώσω ἡ σάρξ μού
ἐστιν ὑπὲρ τῆς τοῦ κόσμου ζωῆς.
52
Ἐμάχοντο
οὖν πρὸς ἀλλήλους οἱ Ἰουδαῖοι
λέγοντες· πῶς δύναται οὗτος ἡμῖν
δοῦναι τὴν σάρκα [αὐτοῦ] φαγεῖν; 53
εἶπεν οὖν
αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς· ἀμὴν ἀμὴν λέγω
ὑμῖν, ἐὰν μὴ φάγητε τὴν σάρκα τοῦ
υἱοῦ τοῦ ἀνθρώπου καὶ πίητε αὐτοῦ
τὸ αἷμα, οὐκ ἔχετε ζωὴν ἐν ἑαυτοῖς.
54
ὁ τρώγων
μου τὴν σάρκα καὶ πίνων μου τὸ αἷμα
ἔχει ζωὴν αἰώνιον, κἀγὼ ἀναστήσω
αὐτὸν τῇ ἐσχάτῃ ἡμέρᾳ. 55
ἡ γὰρ σάρξ
μου ἀληθής ἐστιν βρῶσις, καὶ τὸ αἷμά
μου ἀληθής ἐστιν πόσις. 56
ὁ τρώγων
μου τὴν σάρκα καὶ πίνων μου τὸ αἷμα
ἐν ἐμοὶ μένει κἀγὼ ἐν αὐτῷ. 57
καθὼς
ἀπέστειλέν με ὁ ζῶν πατὴρ κἀγὼ ζῶ
διὰ τὸν πατέρα, καὶ ὁ τρώγων με
κἀκεῖνος ζήσει δι’ ἐμέ. 58
οὗτός
ἐστιν ὁ ἄρτος ὁ ἐξ οὐρανοῦ καταβάς,
οὐ καθὼς ἔφαγον οἱ πατέρες καὶ
ἀπέθανον· ὁ τρώγων τοῦτον τὸν ἄρτον
ζήσει εἰς τὸν αἰῶνα.
59
Ταῦτα
εἶπεν ἐν συναγωγῇ διδάσκων ἐν
Καφαρναούμ.
60
Πολλοὶ
οὖν ἀκούσαντες ἐκ τῶν μαθητῶν αὐτοῦ
εἶπαν· σκληρός ἐστιν ὁ λόγος οὗτος·
τίς δύναται αὐτοῦ ἀκούειν; 61
εἰδὼς δὲ
ὁ Ἰησοῦς ἐν ἑαυτῷ ὅτι γογγύζουσιν
περὶ τούτου οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ εἶπεν
αὐτοῖς· τοῦτο ὑμᾶς σκανδαλίζει; 62
ἐὰν οὖν
θεωρῆτε τὸν υἱὸν τοῦ ἀνθρώπου
ἀναβαίνοντα ὅπου ἦν τὸ πρότερον; 63
τὸ πνεῦμά
ἐστιν τὸ ζῳοποιοῦν, ἡ σὰρξ οὐκ ὠφελεῖ
οὐδέν· τὰ ῥήματα ἃ ἐγὼ λελάληκα
ὑμῖν πνεῦμά ἐστιν καὶ ζωή ἐστιν. 64
ἀλλ’ εἰσὶν
ἐξ ὑμῶν τινες οἳ οὐ πιστεύουσιν. ᾔδει
γὰρ ἐξ ἀρχῆς ὁ Ἰησοῦς τίνες εἰσὶν
οἱ μὴ πιστεύοντες καὶ τίς ἐστιν ὁ
παραδώσων αὐτόν. 65
καὶ ἔλεγεν·
διὰ τοῦτο εἴρηκα ὑμῖν ὅτι οὐδεὶς
δύναται ἐλθεῖν πρός με ἐὰν μὴ ᾖ
δεδομένον αὐτῷ ἐκ τοῦ πατρός.
66
Ἐκ τούτου
πολλοὶ [ἐκ] τῶν μαθητῶν αὐτοῦ ἀπῆλθον
εἰς τὰ ὀπίσω καὶ οὐκέτι μετ’ αὐτοῦ
περιεπάτουν. 67
εἶπεν οὖν
ὁ Ἰησοῦς τοῖς δώδεκα· μὴ καὶ ὑμεῖς
θέλετε ὑπάγειν; 68
ἀπεκρίθη
αὐτῷ Σίμων Πέτρος· κύριε, πρὸς τίνα
ἀπελευσόμεθα; ῥήματα ζωῆς αἰωνίου
ἔχεις, 69
καὶ ἡμεῖς
πεπιστεύκαμεν καὶ ἐγνώκαμεν ὅτι σὺ
εἶ ὁ ἅγιος τοῦ θεοῦ. 70
ἀπεκρίθη
αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς· οὐκ ἐγὼ ὑμᾶς τοὺς
δώδεκα ἐξελεξάμην; καὶ ἐξ ὑμῶν εἷς
διάβολός ἐστιν. 71
ἔλεγεν δὲ
τὸν Ἰούδαν Σίμωνος Ἰσκαριώτου· οὗτος
γὰρ ἔμελλεν παραδιδόναι αὐτόν, εἷς
ἐκ τῶν δώδεκα. (J
6,22-71)
Plaża
w Kafarnaum roi się od ludzi. Wychodzą z istnej flotylli łodzi
wszelkich rozmiarów. Pierwsi, którzy wysiedli, rozchodzą się
pośród ludzi, szukając Nauczyciela, apostoła lub przynajmniej
ucznia. Odchodzą w poszukiwaniu ich...
Wreszcie
jeden człowiek odpowiada:
«Nauczyciel?
Apostołowie? Nie. Odeszli nazajutrz po szabacie i już nie wrócili.
Powrócą jednak, bo są tu uczniowie. Przed chwilą rozmawiałem z
jednym z nich. To musi być wielki uczeń. Przemawia jak Jair! Szedł
w kierunku tamtego domu, pośrodku pól, wzdłuż morza...»
Mężczyzna,
który postawił pytanie, przekazuje wieść dalej. Wszyscy
pośpiesznie udają się we wskazanym kierunku. Po przejściu około
dwustu metrów wzdłuż brzegu spotykają całą grupę uczniów
podążających w kierunku Kafarnaum. Żywo gestykulują.
Witają
się z nimi i pytają: «Gdzież jest Nauczyciel?»
Uczniowie
odpowiadają:
«W
noc po cudzie odszedł ze Swoimi [apostołami]. [Popłynęli]
łodziami za morze. Widzieliśmy żagle, przy świetle księżyca...
jak płynęli w stronę Dalmanuty».1
«Tak?!
Szukaliśmy Go w Magdali, w domu Marii, ale nie było Go tam!
Jednakże... mogli nam o tym powiedzieć rybacy z Magdali!»
«Nie
wiedzieli, [gdzie On jest]. Być może udał się w góry Arbeli,
żeby się modlić. Był tam już kiedy indziej, przed rokiem, przed
Paschą. Wtedy Go tam spotkałem, dzięki bardzo wielkiej łasce Pana
dla Jego biednego sługi» – mówi Szczepan.
«I
nie wróci tutaj?» [– pytają dalej.]
«Z
pewnością wróci. Ma się pożegnać i wydać polecenia. Czego
jednak chcecie?»
«Jeszcze
Go posłuchać, iść za Nim, należeć do Jego [uczniów» –
odpowiadają.]
(…)
Znowu
są na plaży, która stała się miejscem zgromadzeń. Przechodzą
przez nią, udając się do domu. Na progu stoi Jezus. Głaska
dzieci. Uczniowie i ciekawscy tłoczą się pytając:
«Nauczycielu,
kiedy przybyłeś?»
«Przed
chwilą...» [– odpowiada Jezus.]
Na
Jego twarzy znać jeszcze uroczystą powagę, nieco ekstatyczną, jak
wtedy gdy długo się modli.
«Modliłeś
się, Nauczycielu?» – pyta Szczepan głosem przyciszonym z
szacunku. Pochyla się z tego samego powodu.
«Tak.
Po czym to poznajesz, Mój synu?» – pyta Jezus, kładąc mu w
słodkiej pieszczocie ręce na ciemnej czuprynie.
«Z
Twojego anielskiego oblicza. Jestem biednym człowiekiem, lecz Twój
wygląd jest tak przejrzysty, że wyczytuję z niego poruszenia i
działania Twego ducha».
«Twój
także jest przejrzysty. Jesteś jednym z tych, którzy pozostają
dziećmi...» [– mówi Jezus do Szczepana.]
«A
co jest na mojej twarzy, Panie?» [– pyta Szczepan.]
«Chodź
na bok, a powiem ci...»
[Jezus]
ujmuje go za nadgarstek i prowadzi w mrok korytarza.
«Miłość
miłosierna, wiara, czystość, wspaniałomyślność, mądrość. A
wszystko to dał ci Bóg, ty zaś troszczyłeś się o to i będziesz
to czynił dalej. Wreszcie, jak głosi twoje imię,2
posiadasz koronę z czystego złota, a wielki klejnot błyszczy na
twoim czole. Na złocie i na kamieniach są wyryte dwa słowa:
„przeznaczenie” i „pierwociny”. Bądź godny twego losu,
Szczepanie. Odejdź w pokoju z Moim błogosławieństwem...»
[Jezus]
kładzie mu ponownie rękę na głowie, a Szczepan klęka. Następnie
pochyla się do samej ziemi i całuje stopy Jezusa. Wracają do
pozostałych uczniów.
«Ci
ludzie przyszli, żeby Cię posłuchać...» – odzywa się Filip.
«Tutaj
nie można mówić. Chodźmy do synagogi. Jair będzie zadowolony»
[– odpowiada Jezus.]
Idą
do pięknej synagogi w Kafarnaum: Jezus – na czele, za Nim –
pozostali... Jezus wchodzi, witany przez Jaira. Poleca pozostawić
wszystkie drzwi otwarte. Czyni to przez wzgląd na tych, którzy nie
mogą już wejść, aby mogli słyszeć z ulicy i z placu
przylegającego do synagogi.
Jezus
udaje się na Swoje miejsce w tej przyjaźnie nastawionej synagodze.
Dziś na szczęście nie ma faryzeuszy. Być może odeszli już do
Jerozolimy. Zaczyna przemawiać:
«Zaprawdę
powiadam wam: szukacie Mnie nie po to, żeby Mnie usłyszeć, ani nie
dlatego że widzieliście cuda. [Szukacie Mnie] z powodu danego wam
przeze Mnie chleba, który mogliście jeść do sytości i darmo.
Trzy czwarte szuka Mnie z tego powodu i z ciekawości, a przybyli ze
wszystkich stron naszej Ojczyzny. Brak więc w [waszym] poszukiwaniu
ducha nadprzyrodzonego. Pozostaje tylko duch ludzki ze swą niezdrową
ciekawością albo przynajmniej – z dziecinną niedoskonałością.
Nie jest ona tak prosta, jak u małych dzieci, lecz – ograniczona
jak inteligencja przytępionego umysłu. Do ciekawości dołącza się
zmysłowość i skażone uczucie. To zmysłowość przebiegła jak
demon, który ją wzbudził. Ukrywa się za pozorami i czynami, które
wydają się dobre. Skażone zaś uczucie jest po prostu chorobliwym
odchyleniem uczucia. Jak wszystko, co jest „chorobą”, potrzebuje
i pragnie pobudzających przypraw, które nie są zwykłym pokarmem,
smacznym chlebem, dobrą wodą, czystą oliwą, pierwszym mlekiem,
wystarczającym do tego, żeby żyć – dobrze żyć. Zdeprawowane
uczucie pragnie rzeczy niezwykłych. Wtedy bowiem powstają
poruszenia i odczuwa się miły dreszcz. To jednak chory dreszcz
paralityków. Potrzebują środków odurzających, aby doświadczyć
złudnego uczucia sprawności i pełni sił. Zmysłowość, w tym
wypadku, to pragnienie zaspokojenia, bez wysiłku, łakomstwa –
[zaspokojenia go] chlebem, który nie jest okupiony potem, gdyż Bóg
dał go ze Swej dobroci.
Dary
Boże nie są czymś zwykłym, lecz – niezwykłym. Nie można ich
wymagać ani oddawać się lenistwu mówiąc: „Bóg mi ich
udzieli”. Powiedziano: „Będziesz spożywał chleb zroszony potem
twego czoła”,3
to znaczy – chleb zarobiony pracą. Ten, który jest Miłosierdziem
powiedział: „Mam litość na tymi tłumami. Podążają za Mną od
trzech dni i nie mają już nic do jedzenia. Mogliby osłabnąć w
drodze, zanim dojdą do Hippos nad jeziorem lub do Gamali, lub do
innych miast”. I zatroszczył się o ich potrzeby. Nie oznacza to
jednak, że powinno się iść za Nim z tego powodu.
Powinno
się iść za Mną z powodu o wiele ważniejszego niż odrobina
chleba, która, zgodnie ze swoim przeznaczeniem, po strawieniu staje
się brudem. To nie dla pokarmu, który napełnia brzuch, lecz z
powodu Tego, który karmi duszę, [powinniście podążać za Mną].
Przecież nie jesteście zwierzętami, które muszą tylko paść się
i przeżuwać, ryć i tuczyć się. Przecież jesteście duszami! To
tym jesteście! Ciało jest szatą, bytem [zaś, który przyobleka,]
jest dusza. To ona jest nieśmiertelna. Ciało, jak każda szata,
zużywa się i kończy. [Ciało] nie zasługuje na taką troskę o
nie, jakby było doskonałością wymagającą otaczania jej wszelkim
staraniem.
Szukajcie
więc tego, czego zdobycie jest słuszne, a nie tego, co –
niewłaściwe. Usiłujcie zdobyć nie taki pokarm, który ginie, lecz
taki, który trwa na życie wieczne. Syn Człowieczy będzie wam
zawsze udzielał tego [pokarmu], jeśli go zapragniecie. Syn
Człowieczy bowiem ma do dyspozycji wszystko, co pochodzi od Boga, i
może wam to dać. On jest Panem, On jest wspaniałomyślnym
Gospodarzem skarbów Boga Ojca, który odcisnął na Nim Swą
pieczęć, aby oczy ludzi szlachetnych nie zostały zmylone. Jeśli
będziecie mieć w sobie pokarm, który nie umiera, będziecie mogli
dokonywać dzieł Bożych. Będziecie bowiem karmieni pokarmem Boga».
«Co
powinniśmy czynić, aby dokonywać dzieł Bożych? My stosujemy się
do Prawa i do Proroków...» [– pytają.]
[Jezus
odpowiada im:]
«To
prawda. Zachowujecie Prawo czy raczej „znacie” Prawo. Jednak znać
nie oznacza wypełniać. Znamy na przykład prawo Rzymu, a jednak
wierny Izraelita nie zachowuje go inaczej, jak tylko [przestrzegając]
zasad wymaganych w jego konkretnej sytuacji poddanego. Co do reszty
to my – mówię o wiernych Izraelitach – nie wypełniamy
pogańskich zwyczajów Rzymian, chociaż je znamy. Istotnie, Prawo,
które wszyscy znacie, oraz Prorocy powinni karmić was Bogiem, a
przez to dawać wam zdolność wykonywania dzieł Bożych. Aby jednak
żyć według Prawa i Proroków, trzeba stanowić jedno z nimi, jak z
powietrzem, którym oddychacie, i jak z pokarmem, który
przyjmujecie. Jedno i drugie zamienia się w życie i w krew.
[Prawo
i Prorocy] tymczasem – chociaż należą do waszego domu – są
[dla was] czymś obcym. Są jak jakiś przedmiot, który znacie i
który jest pożyteczny, ale – gdyby go nie było – nie
stracilibyście życia. Tymczasem.... o!... spróbujcie przez kilka
chwil nie oddychać, spróbujcie trwać bez pożywienia przez wiele
dni... okaże się, że nie będziecie żyli.
Tak
powinno się czuć wasze ja, niedożywione i duszące się, [kiedy
się nie karmicie i nie oddychacie] Prawem i Prorokami. Znacie ich [i
Prawo], lecz ich nie przyswajacie i nie stanowicie z nimi jednego.
Tego przyszedłem was nauczyć i dać wam sok oraz powietrze Prawa i
Proroków, aby przywrócić krew i oddech waszym duszom, umierającym
z głodu i braku powietrza. Przypominacie dzieci, które choroba
czyni niezdolnymi do uświadomienia sobie, co może je nakarmić. [W
Prawie i Prorokach] posiadacie zapasy żywności, lecz nie wiecie, że
powinny zostać spożyte, aby się zamienić w żywotne siły. Nie
wiecie, że powinny być rzeczywiście ‘nasze’ poprzez wierność
prawdziwą i czystą Prawu Pana, który przemawiał do Mojżesza i do
Proroków dla was wszystkich. Zatem przyjście do Mnie – aby
posiadać powietrze i sok Życia wiecznego – jest [waszą]
potrzebą. Jednak potrzeba ta zakłada w was wiarę. Jeśli bowiem
ktoś nie ma wiary, nie może wierzyć Moim słowom. A jeśli nie
wierzy, nie przychodzi powiedzieć Mi: „Daj Mi prawdziwego chleba”.
A jeśli nie ma prawdziwego chleba, nie może dokonywać dzieł
Bożych, brak mu bowiem zdolności do ich wykonywania. Tak więc, aby
[pozwolić] Bogu was nakarmić i czynić dzieła Boże, musicie
dokonać tego, co podstawowe: uwierzyć w Tego, którego Bóg
posłał».
«Jakich
to cudów dokonasz, abyśmy mogli uwierzyć w Ciebie jako wysłańca
Bożego i aby można było ujrzeć na Tobie pieczęć Boga? Czy
dokonujesz czegoś takiego, czego już [wcześniej], w formie
skromniejszej, nie czynili Prorocy? Mojżesz nawet Cię przewyższył,
gdyż nie jeden raz, lecz przez czterdzieści lat karmił naszych
ojców wspaniałym pokarmem. Napisane jest, że nasi ojcowie jedli
mannę na pustyni. Mówi się, że Mojżesz dał im jeść chleb z
Nieba. On potrafił to [uczynić]».
[Jezus
odpowiada:] «Jesteście w błędzie. To nie Mojżesz, lecz Pan
potrafił to uczynić. I Księga Wyjścia4
mówi: „Oto Ja sprawię, że zstąpi chleb z Nieba. Niech lud
wyjdzie i niech zbiera tyle, ile starczy na każdy dzień, i tak
przekonam się, że lud postępuje zgodnie z Moim Prawem. A szóstego
dnia niech pozbiera podwójnie, przez wzgląd na siódmy dzień,
szabat. I Hebrajczycy ujrzeli, jak pustynia każdego ranka okrywa się
czymś drobnym, przypominającym coś posiekanego w moździerzu,
podobnym do szronu na ziemi, na kształt ziarna kolendry. Miało to
dobry smak najlepszej mąki pomieszanej z miodem”. Tak więc to nie
Mojżesz, lecz Pan zapewnił mannę: Bóg, który wszystko może.
Wszystko. Karać i błogosławić, odbierać i udzielać. A Ja wam
powiadam, że z tych dwóch rzeczy On woli raczej błogosławić i
udzielać, niż karać i zabierać.
Mojżesz,
jak jest powiedziane u Eklezjastesa,5
był „umiłowany przez Boga i ludzi, a pamięć o nim była
błogosławiona. Bóg uczynił go bowiem podobnym do świętych przez
chwałę; wielkim, straszliwym dla wrogów; zdolnym do czynienia
nadzwyczajnych znaków i wstrzymywania ich; pełnym chwały wobec
królów; Jego sługą wobec ludu. On widział chwałę Bożą i
słyszał głos Najwyższego. On był stróżem zasad Prawa życia i
wiedzy”. Bóg więc, jak mówi Mądrość,6
z miłości do Mojżesza karmił Swój lud chlebem anielskim i zsyłał
z Nieba chleb już gotowy, na który nie trzeba było pracować:
chleb przedniej jakości i słodki w smaku... i – wspomnijcie na
to, co mówi Mądrość – ponieważ pochodził on z Nieba, od Boga,
ponieważ ujawniał Jego dzieciom Boską słodycz, dlatego miał dla
każdego smak, jakiego każdy pragnął, i przynosił upragnione
skutki. Był pożyteczny zarówno dla małego dziecka, dla jego
jeszcze niedoskonałego żołądka, jak i dla dorosłego o łaknieniu
i trawieniu silnym. [Był pożyteczny] zarówno dla delikatnej
dziewczynki, jak i dla sędziwego starca. A ponadto – dla ukazania,
że nie był dziełem człowieka – zmienił prawa żywiołów. Ten
tajemniczy chleb był odporny na ogień, a topniał na słońcu jak
szron. Czy raczej ogień – to powiada Mądrość7
– zapominał o swej naturze, z szacunku dla dzieła Boga, swego
Stwórcy. [Zapominał o tym] również przez wzgląd na potrzeby
sprawiedliwych Boga. I tak – chociaż zazwyczaj rozpala się, by
dręczyć – stał się łagodny, by wyświadczać dobro ufającym
Panu. Dlatego więc, przekształcając się na różne sposoby,
służył łasce Pana – karmicielce wszystkich, według woli tego,
który prosił Odwiecznego Ojca, aby umiłowani synowie zrozumieli,
że to nie pomnażanie owoców karmi ludzi, lecz słowo Pana. Ono to
zachowuje [przy życiu] tego, który wierzy w Boga. Ogień, nawet gdy
płomień był duży i silny, nie pochłaniał słodkiej manny, jak
mógłby to uczynić. A przecież do jej roztopienia wystarczyło
łagodne poranne słońce. [Było tak,] aby ludzie pamiętali i
uczyli się, że darów Bożych trzeba poszukiwać od świtu dnia i
życia. [Mieli też zrozumieć,] że aby je posiadać, trzeba
wychodzić na spotkanie Światła i wstawać o pierwszym brzasku dnia
dla chwalenia Wiecznego. Tego właśnie manna nauczyła Hebrajczyków.
Ja zaś przypominam wam o tym.
Oto
jest obowiązek, który trwa i będzie trwał aż do końca wieków.
Szukajcie Pana i Jego niebiańskich darów bez ociągania się aż do
późnych godzin dnia i życia. Wstawajcie, aby Go wychwalać, już
przed wschodem słońca. Syćcie się Jego słowem. Ono uświęca,
chroni i prowadzi do prawdziwego Życia. To nie Mojżesz dał wam
chleb z Nieba, lecz Tym, który go dał naprawdę, jest Ojciec. On
daje wam prawdziwy Chleb: nowy Chleb, Chleb wieczny, który zstępuje
z Nieba. To Chleb miłosierdzia, Chleb Życia, Chleb, który daje
światu Życie. To Chleb sycący każdy głód i odejmujący wszelkie
łaknienie. To Chleb dający Życie wieczne i wieczną radość temu,
kto go przyjmuje».
«Daj
nam, o Panie, tego chleba, a już nie umrzemy» [– słychać
głosy.]
«Umrzecie,
jak umiera każdy człowiek [– mówi dalej Jezus –] lecz
zmartwychwstaniecie do Życia wiecznego, jeśli będziecie się
święcie odżywiać tym Chlebem. On bowiem czyni niezniszczalnym
tego, kto go spożywa. Jeśli chodzi o was, to zostanie dany tym,
którzy proszą o niego Mojego Ojca z sercem czystym, z prawą
intencją i świętą miłością. To dlatego nauczyłem was mówić:
„Daj nam chleba powszedniego”. Jednak dla tych, którzy będą
się nim żywić niegodnie, stanie się rojem piekielnych robaków,
jak koszyki manny zachowane pomimo zakazu. I ten Chleb zdrowia i
życia stanie się dla nich śmiercią i potępieniem. Największe
bowiem świętokradztwo popełnią ci, którzy położą ten Chleb na
duchowym stole, zepsutym i cuchnącym, i skalają go przez zmieszanie
ze ściekiem swych nieuleczalnych pożądliwości. Lepiej byłoby dla
nich nigdy go nie spożywać!» [– wyjaśnia Jezus.]
«Gdzież
jednak jest ten Chleb? Jak się go znajduje? Jak się nazywa?» [–
pytają słuchacze.]
«Ja
jestem Chlebem Życia [– odpowiada Jezus]. To we Mnie się go
znajduje. Jego imię jest Jezus. Kto przychodzi do Mnie, już nie
będzie łaknął; a ten, kto we Mnie wierzy, nigdy więcej nie
będzie pragnął. Niebiańskie rzeki wyleją się na niego, gasząc
wszelki żar fizyczny. Już wam o tym mówiłem. Już o tym
wiedzieliście, a nie wierzycie w to. Nie potraficie uwierzyć, że
to wszystko jest we Mnie. A jednak tak jest. We Mnie są wszelkie
skarby Boże. I Mnie zostało dane wszystko, co należy do ziemi. We
Mnie więc są połączone chwalebne Niebiosa i walcząca ziemia.
Nawet przeżywająca męki i oczekująca [na zbawienie] ogromna
liczba tych, którzy umarli w łasce Bożej, jest we Mnie. We Mnie
bowiem jest i do Mnie należy wszelka władza.
I
mówię wam: wszystko, co Ojciec Mi dał, przyjdzie do Mnie. Ja zaś
nie odepchnę tego, kto przychodzi do Mnie, gdyż zstąpiłem z Nieba
nie po to, by czynić Moją wolę, lecz wolę Tego, który Mnie
posłał. A wola Mojego Ojca – Ojca, który Mnie posłał – jest
taka: żebym nie utracił żadnego z tych, których On Mi dał, lecz
żebym ich wskrzesił w dniu ostatnim. Teraz zaś wolą Ojca, który
Mnie posłał, jest to, żeby ten, kto zna Syna i wierzy w Niego,
miał Życie wieczne i żeby zmartwychwstał w Dniu Ostatecznym, gdyż
żywił się Wiarą we Mnie i naznaczony był Moją pieczęcią».
Po
tych nowych i śmiałych słowach Nauczyciela słychać niemały
szmer głosów w synagodze i poza nią. Jezus zaś, po chwili
wytchnienia, zwraca Swe błyszczące oczy w stronę, gdzie szemrze
się najgłośniej. Są tam grupy żydów.8
I mówi dalej:
«Dlaczego
szepczecie między sobą? Tak, jestem Synem m Maryi z Nazaretu, córki
Joachima z rodu Dawida, Dziewicy poświęconej dla Świątyni, a
potem małżonki Józefa, syna Jakuba, z rodu Dawida. Znaliście...
wielu z was [znało] tych sprawiedliwych, którzy byli rodzicami
Józefa, stolarza z królewskiego rodu, oraz Maryi, dziewicy –
dziedziczki z rodu Dawida. To sprawia, że mówicie: „Jakże On
może mówić, że zstąpił z Nieba?” I rodzi się w was
zwątpienie.
Przypominam
wam Proroctwa o Wcieleniu Słowa. I przypominam wam, jak nam,
Izraelitom, bardziej niż wszystkim innym ludom potrzeba wiary, że
Ten, którego nie ośmielamy się nazywać, nie może przyjąć Ciała
zgodnie z prawami ludzkimi, w dodatku – według praw upadłej
ludzkości. Jeśli więc Najczystszy, Niestworzony, uniżył się do
tego stopnia, że stał się Człowiekiem z miłości do człowieka,
mógł wybrać jedynie łono Dziewicy bardziej czystej od lilii, aby
Swoją Boskość oblec w Ciało. Chleb, który zstąpił z Nieba za
czasów Mojżesza, został umieszczony w złotej arce, okrytej
Propitatorium. Nad nią czuwały cherubiny, za zasłonami
Tabernakulum. A wraz z tym Chlebem było Słowo Boże. I to było
słuszne, gdyż największy szacunek należy się darom Bożym i
stołom Jego Najświętszego Słowa. Cóż w takim razie zostało
przygotowane przez Boga dla Jego własnego Słowa i dla prawdziwego
Chleba, który zstąpił z Nieba? Arka bardziej nienaruszona i
kosztowniejsza od złotej arki. Okrywało ją drogocenne
Propitatorium Jej czystego pragnienia ofiarowania Siebie. N nim
czuwali cherubini Boży. Osłaniała ją dziewicza czystość,
doskonała pokora, najwyższa miłość i wszystkie najświętsze
cnoty.
A
zatem? Jeszcze nie pojmujecie, że Mój Ojciec jest w Niebie i że Ja
właśnie stamtąd przychodzę? Tak, zstąpiłem z Nieba, aby
wypełnić postanowienie Mojego Ojca, dekret zbawienia ludzi, zgodnie
z tym, co zostało obiecane w chwili [wydania] wyroku i powtórzone
Patriarchom i Prorokom.
Ale
do tego potrzeba wiary. A wiary udziela Bóg tym, którzy mają w
duszy dobrą wolę. Nikt zatem nie może przyjść do Mnie, jeśli go
nie przyprowadzi do Mnie Mój Ojciec, który widzi człowieka w
ciemnościach, ale naprawdę spragnionego światła. Jest napisane u
Proroków: „Wszystkich pouczy Bóg”.9
Oto co jest powiedziane. Sam Bóg ich uczy, gdzie powinni iść, aby
znaleźć Boże pouczenie. Zatem każdy człowiek, który w głębi
swego prawego ducha usłyszał Boga, dowiedział się od Mojego Ojca,
że ma przyjść do Mnie».
«Czegóż
Ty chcesz? Żeby ktoś usłyszał Boga albo widział Jego Oblicze?»
– pyta wielu.
Ujawniają
oznaki rozdrażnienia i zgorszenia. I w końcu mówią:
«Majaczysz
lub ulegasz złudzeniom».
[Jezus
mówi na to:]
«Nikt
nie widział Boga z wyjątkiem Tego, który jest od Boga. Ten widział
Ojca, a jestem Nim Ja. A teraz posłuchajcie wyznania wiary
przyszłego Życia. Bez niej nie można się zbawić. Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam, że kto we Mnie wierzy, ma Życie wieczne.
Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam, że Ja jestem Chlebem Życia Wiecznego. Wasi
ojcowie jedli na pustyni mannę i umarli. Manna bowiem była pokarmem
świętym, lecz czasowym. Dawała tyle życia, ile trzeba było na
dojście do Ziemi, którą Bóg obiecał Swemu ludowi. Jednak Manna,
którą Ja jestem, nie ma ograniczeń ani co do czasu, ani co do
mocy. Ona jest nie tylko niebiańska, lecz i Boska. Temu, którego
Bóg stworzył na własny obraz i podobieństwo, daje to, co jest
Boskie: niezniszczalność, nieśmiertelność. [Ta Manna] nie będzie
trwać czterdzieści dni, czterdzieści miesięcy, czterdzieści lat
albo czterdzieści stuleci. Będzie trwać tak długo, jak długo
przetrwa Świątynia, i zostanie udzielona tym wszystkim, którzy są
jej [złaknieni] głodem świętym i miłym Panu. On zaś rozraduje
się, udzielając jej bez miary ludziom, dla których się wcielił,
aby mieli Życie, które nie umiera.
Ja
mogę dać Siebie, z miłości do ludzi mogę przeistoczyć Siebie w
taki sposób, że chleb stanie się Ciałem i że Ciało stanie się
Chlebem, dla [zaspokojenia] głodu duchowego ludzi. Bez tego Pokarmu
pomarliby z głodu i z powodu duchowych chorób. Kto jednak spożywa
ten chleb będąc sprawiedliwym, będzie żył na wieki. Chlebem,
który Ja dam, będzie Moje Ciało ofiarowane za Życie świata. To
będzie Moja Miłość rozlana w domach Bożych, aby do stołu
Pańskiego przyszli ci, którzy kochają lub są nieszczęśliwi, i
żeby znaleźli pociechę w swej potrzebie zatopienia się w Bogu
oraz ulgę w swych udrękach».
«Jakże
jednak możesz nam dać Twoje Ciało do jedzenia? Za kogo nas
uważasz? Za krwiożercze bestie? Za dzikusów? Za ludożerców?
Brzydzimy się krwią i zbrodnią» [– wołają.]
«Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam, że w wielu wypadkach człowiek jest gorszy
od dzikich zwierząt. Grzech czyni go czymś gorszym od dzikusów.
Pycha daje pragnienie zbrodni. [Powiadam wam,] że nie wszyscy tutaj
obecni będą się brzydzić krwią i zbrodnią. I również w
przyszłości człowiek będzie taki, bo szatan, zmysłowość i
pycha uczynią go okrutną bestią. Dlatego bardziej niż
kiedykolwiek powinniście wy i powinien [każdy] człowiek uleczyć
samego siebie ze straszliwych zarazków, wylaniem Świętego.
Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam, że jeśli nie będziecie spożywać Ciała
Syna Człowieczego i jeśli nie będziecie pić Jego Krwi, nie
będziecie mieć Życia w sobie. Kto spożywa godnie Moje Ciało i
kto pije Moją Krew, ma Życie Wieczne i Ja go wskrzeszę w Dniu
Ostatnim. Moje Ciało bowiem naprawdę jest Pokarmem, a Krew Moja
naprawdę – Napojem. Kto spożywa Moje Ciało i pije Moją Krew,
trwa we Mnie, a Ja trwam w nim. Jak Ojciec Żyjący posłał Mnie, a
Ja żyję przez Ojca, tak ten, kto Mnie spożywa także będzie żył
przeze Mnie. Pójdzie tam, dokąd Ja go poślę, i uczyni to, co Ja
chcę. I będzie żył surowo jako człowiek, i będzie pałał jak
serafin. Będzie świętym, gdyż – aby móc się karmić Moim
Ciałem i Moją Krwią – powstrzyma się od grzechów. Będzie żył
i wznosił się, aż w końcu jego wstępowanie zakończy się u stóp
Wiecznego».
«Ależ
On jest szalony! Któż może w taki sposób mówić? W naszej
religii jedynie kapłan ma się oczyszczać, aby złożyć ofiarę.
On zaś chce nas uczynić ofiarami Swego szaleństwa. Zbyt ciężka
jest ta nauka. Ten język jest zbyt trudny! Któż może tego słuchać
i wypełniać to?» – szemrzą obecni. Wielu z nich to uczniowie.
Za takich się ich przynajmniej uważa. Ludzie rozchodzą się,
komentując. Szeregi uczniów bardzo się przerzedzają.
W
synagodze pozostaje Nauczyciel i najwierniejsi. Nie liczę ich, lecz
wydaje mi się, że nie ma nawet setki. Musiało więc dojść do
silnej zdrady nawet w szeregach najstarszych uczniów, od dawna
służących Bogu. Wśród pozostałych są apostołowie, kapłan Jan
i uczony w Piśmie Jan, Szczepan, Hermas, Tymon, Hermastes, Agapeusz,
Józef, Salomon, Abel z Betlejem Galilejskiego i trędowaty Abel z
Korozain ze swym przyjacielem Samuelem, Eliasz, (który poszedł za
Jezusem, zamiast iść pochować ojca), Filip z Arbeli, Aser i Izmael
z Nazaretu. Są jeszcze inni, których imion nie znam. Wszyscy
rozprawiają cicho. Rozmawiają o odstępstwie innych i o słowach
Jezusa, który jest bardzo zamyślony. Ma skrzyżowane ramiona,
opiera się o wysoki pulpit.
«I
wy gorszycie się tym, co powiedziałem? A jeśli wam powiem, że
ujrzycie kiedyś, jak Syn Człowieczy wstępuje do Nieba, gdzie był
wcześniej, i jak zasiada po prawicy Ojca? Co zrozumieliście dotąd,
co przyjęliście, w co uwierzyliście? W jaki sposób słuchaliście
i przyswajaliście? Jedynie po ludzku? To duch ożywia i ma wartość.
Ciało niczemu nie służy. Moje słowa są duchem i życiem. To
duchem trzeba ich słuchać i zrozumieć, aby mieć dzięki nim
życie.
Ale
w wielu z was duch jest martwy, gdyż nie ma w nim wiary. Wielu z was
nie wierzy prawdziwie. Bezużytecznie trwają przy Mnie. Ci nie będą
mieć Życia, lecz Śmierć. Pozostają bowiem, jak to już
powiedziałem na początku, albo przez ciekawość, albo dla
ludzkiego zadowolenia, albo – gorzej jeszcze – w celach bardziej
nikczemnych. Nie przyprowadził ich tu Ojciec w nagrodę za ich dobrą
wolę, lecz szatan. Zaprawdę nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli
nie jest mu to udzielone przez Ojca. Odejdźcie więc i wy, którzy z
trudem tylko pozostajecie, gdyż po ludzku wstydzicie się Mnie
opuścić, a jeszcze bardziej wstyd wam pozostawać na służbie u
Kogoś, kto wydaje się wam „szalony i twardy”. Odejdźcie.
Lepiej, żebyście byli daleko, niż żebyście tu szkodzili...»
I
wielu uczniów odchodzi. Pomiędzy nimi jest uczony w Piśmie Jan
oraz Marek – opętany Gerazeńczyk, którego [Jezus] uwolnił,
posyłając demony w świnie.10
Dobrzy uczniowie naradzają się i biegną za tymi, którzy porzucili
[Nauczyciela]. Usiłują ich zatrzymać. Teraz w synagodze jest
Jezus, przewodniczący synagogi i apostołowie...
Jezus
zwraca się do nich – udręczonych, stojących z boku – i pyta
ich: «Czy i wy chcecie odejść?»
Mówi
to bez goryczy i bez smutku. Jest jednak bardzo poważny. Piotr w
bolesnym porywie odpowiada Mu:
«Panie,
dokąd chcesz, żebyśmy poszli? Do kogo? Ty jesteś naszym życiem i
naszą miłością. Ty jeden masz słowa Życia wiecznego. Wiemy, żeś
jest Chrystusem, Synem Boga. Jeśli chcesz, przepędź nas. Ale my
sami nie opuścimy Cię, nawet... nawet, gdybyś już nas nie
kochał...».
Po
twarzy Piotra spływają spokojnie wielkie łzy. Płacze bez
ukrywania się również Andrzej, Jan, dwóch synów Alfeusza. Inni –
pobledli lub oblani rumieńcem wskutek emocji – nie płaczą, ale w
sposób widoczny cierpią.
«Dlaczego
miałbym was wypędzać? Czyż to nie Ja wybrałem was, dwunastu...»
Jair
roztropnie oddalił się, aby pozostawić Jezusowi swobodę
pocieszania lub napominania apostołów. Jezus zauważa jego ciche
odejście. Siada więc, przygnębiony, jakby słowa, które ma
wypowiedzieć, wymagały od Niego wysiłku ponad siły. Jest
wyczerpany, odczuwający odrazę, zbolały. Mówi:
«A
jednak jeden z was jest demonem».
Padają
słowa powolne, przerażające... w synagodze, w której radosne
pozostaje tylko światło licznych lamp... i nikt nie ośmiela się
odezwać. Patrzą tylko na siebie wzajemnie, przygnębieni, z
drżeniem lęku, pytająco. Każdy bada siebie w swoim wnętrzu,
zadając sobie pełne niepokoju pytanie...
Nikt
przez chwilę nie porusza się. Jezus pozostaje sam na Swym stołku,
z dłońmi splecionymi na kolanach, z głową pochyloną. Wreszcie
podnosi ją i mówi: «Podejdźcie tu. Przecież nie jestem
trędowatym! Czy za takiego Mnie uważacie?...»
Wtedy
Jan podchodzi pośpiesznie i obejmuje Go za szyję, mówiąc: «Z
Tobą więc w trądzie, Moja jedyna miłości. Z Tobą w skazaniu. Z
Tobą w śmierci, jeśli uważasz, że to Cię spotka...»
A
Piotr, rzucając się do Jego stóp, kładzie je sobie na ramionach.
Szlochając mówi: «Zgnieć mnie, rozdepcz mnie nogami! Ale nie każ
mi myśleć, że nie dowierzasz Swemu Szymonowi».
Inni
– widząc, że Jezus głaska dwóch pierwszych – podchodzą i
całują Jego szaty, Jego ręce, Jego włosy... Jedynie Iskariota
ośmiela się pocałować Go w twarz.
[Wtedy]
Jezus nagle wstaje i wydaje się gwałtownie go odpychać, tak Jego
ruch jest nieprzewidziany. Mówi:
«Chodźmy
do domu. Jutro wieczorem, w nocy, odpłyniemy łodziami do Hipposu».
(IV, cz. 2, 44: 7 grudnia 1945. A, 7236-7259)
1 Prawdopodobnie:
Magdala, nazywana także m.
in. Taricheą. (Przyp.
wyd.)
2 Szczepan
oznacza wieniec, korona.
3 Zob.
Rdz 3,19. (Przyp. wyd.)
4 Por.
Wj 16,4nn. (Przyp. wyd.)
5 Por.
Syr 45,1nn. (Przyp. wyd.)
6 Por.
Mdr 16,20nn. (Przyp. wyd.)
7 Por.
Mdr 19,20nn. (Przyp. wyd.)
8 W
tym wypadku chodzi prawdopodobnie o grupy ściśle wypełniające
Prawo Mojżeszowe. Pisownia Żyd wskazuje
najczęściej na mieszkańca Judei. (Przyp. tłum.)
9 Zob.
Iz 54,13. (Przyp. wyd.)
10 Zob.
wizje nr 47 w Księdze III „Poematu...” (wyd. Vox Domini).
La
spiaggia di Cafarnao formicola di gente che sbarca da una vera
flottiglia di barche di tutte le dimensioni. E i primi che sbarcano
vanno cercando fra la gente se vedono il Maestro, un apostolo o
almeno un discepolo. E vanno chiedendo…
Un
uomo, finalmente, risponde: «Maestro? Apostoli? No. Sono andati via
subito dopo il sabato e non sono tornati. Ma torneranno perché ci
sono dei discepoli. Ho parlato adesso con uno di loro. Deve essere un
grande discepolo. Parla come Giairo! È andato verso quella casa fra
i campi, seguendo il mare».
L’uomo
che ha interrogato fa correre la voce e tutti si precipitano verso il
luogo indicato. Ma, fatto un duecento metri sulla riva, incontrano
tutto il gruppo di discepoli che vengono verso Cafarnao gestendo
animatamente. Li salutano e chiedono: «Il Maestro dove è?».
I
discepoli rispondono: «Nella notte, dopo il miracolo, se ne è
andato coi suoi, colle barche, al di là del mare. Vedemmo le vele,
al candore della luna, andare verso Dalmanuta».
«Ah!
Ecco! Noi lo cercavamo a Magdala presso la casa di Maria e non c’era!
Però… potevano dircelo i pescatori di Magdala!».
«Non
lo avranno saputo. Sarà forse andato sui monti d’Arbela in
preghiera. Ci fu già un’altra volta, lo scorso anno avanti la
Pasqua. Io l’ho incontrato allora, per somma grazia del Signore al
suo povero servo », dice Stefano.
«Ma
non torna qui?».
«Certamente
tornerà. Ci deve dare il commiato e gli ordini. Ma che volete?».
«Sentirlo
ancora. Seguirlo. Farci suoi».
(…)
Sono
da capo sulla spiaggia che si muta in piazza e la traversano per
andare a casa. Solla soglia è Gesù che carezza dei bambini.
Discepoli
e curiosi si affollano chiedendo: «Maestro, quando sei venuto?».
«Da
pochi momenti ». il viso di Gesù ha ancora la maestà solenne, un
poco estatica, di quando ha molto pregato.
«Sei
stato in orazione, Maestro?», chiede Stefano a voce bassa per
riverenza, così come ha curva la persona per lo stesso motivo.
«Si.
Da che lo comprendi, figlio mio?», dice Gesù posandogli la mano sui
capelli scuri con una dolce carezza.
«Dal
tuo volto d’angelo. Sono un povero uomo, ma è tanto limpido il tuo
aspetto che su esso si leggono i palpiti e le azioni del tuo
spirito».
«Anche
il tuo è limpido. Tu sei uno di quelli che fanciulli restano…».
«E
che c’è sul mio viso, Signore?».
«Vieni
in disparte e te lo dirò», e lo prende per il polso portandolo in
un corridoio oscuro. «Carità, fede, purezza, generosità, sapienza;
e queste Dio te le ha date, e tu le hai coltivate e più lo farai.
Infine, secondo il tuo nome, hai la corona: d’oro puro, e con una
grande gemma che splende sulla fronte. Sull’oro e sulla gemma sono
incise due parole: “Predestinazione” e “Primizia”. Sii degno
della tua sorte, Stefano. Và in pace con la mia benedizione». E gli
posa nuovamente la mano sui capelli, mentre Stefano si inginocchia
per poi curvarsi e baciargli i piedi.
Tornano
dagli altri.
«Questa
gente è venuta per sentirti…», dice Filippo.
«Qui
non si può parlare. Andiamo alla sinagoga. Giairo ne sarà
contento».
Gesù
davanti, dietro il corteo degli altri, vanno alla bella sinagoga di
Cafarnao; e Gesù, salutato da Giairo, vi entra, ordinando che tutte
le porte restino aperte perché chi non riesce ad entrare possa
sentirlo dalla via e dalla piazza che sono a fianco della Sinagoga.
Gesù
va al suo posto, in quella sinagoga amica, dalla quale oggi, per
buona sorte, sono assenti i farisei, forse già partiti Pomposamente
per Gerusalemme. E inizia a parlare.
«In
verità vi dico: voi cercate di Me non per sentirmi e per i miracoli
che avete veduto, ma per quel pane che vi ho dato da mangiare a
sazietà e senza spesa. I tre quarti di voi per questo mi cercava e
per curiosità, venendo da ogni parte della Patria nostra. Manca
perciò nella ricerca lo spirito soprannaturale, e resta dominante lo
spirito umano con le sue curiosità malsane, o per lo meno di una
imperfezione infantile, non perché semplice come quella dei pargoli,
ma perché menomata come l’intelligenza di un ottuso di mente. E
con la curiosità resta la sensualità e il sentimento viziato. La
sensualità che si nasconde, sottile come il demonio di cui è
figlia, dietro apparenze e in atti apparentemente buoni, e il
sentimento viziato che è semplicemente una deviazione morbosa del
sentimento e che, come tutto ciò che è “malattia”, abbisogna e
appetisce a droghe che non sono il cibo semplice, il buon pane, la
buona acqua, lo schietto olio, il puro latte, sufficienti a vivere e
a vivere bene. Il sentimento viziato vuole le cose straordinarie per
essere scosso e per provare il brivido che piace, il brivido malato
dei paralizzati, che hanno bisogno di droghe per provare sensazioni
che li illudano di essere ancora integri e virili. La sensualità che
vuole soddisfare senza fatica la gola, in questo caso, col pane non
sudato, avuto per bontà di Dio.
I
doni di Dio non sono consuetudine, sono lo straordinario. Non si
possono pretenderli, né impigrirsi dicendo: “Dio me li darà”. È
detto: “Mangerai il pane bagnato col sudore della tua fronte”,
ossia il pane guadagnato col lavoro. Che se Colui che è Misericordia
ha detto: “Ho compassione di queste turbe, che mi seguono da tre
giorni e non hanno più da mangiare e potrebbero venire meno per via
prima di avere raggiunto Ippo sul lago, o Gamala, o altre città”,
e ha provveduto, non è però detto che Egli debba essere seguito per
questo. Per molto di più di un pò di pane, destinato a divenire
sterco dopo la digestione, Io vado seguito. Non per cibo che empie il
ventre, ma per quello che nutre l’anima. Perché non siete soltanto
animali che devono brucare e ruminare, o grufolare e ingrassare. Ma
anime siete! Questo siete! La carne è la veste, l’essere è
l’anima. È lei che è duratura. La carne, come ogni veste, si
logora e finisce, e non merita curarla come fosse una perfezione alla
quale va data ogni cura.
Cercate
dunque ciò che è giusto procurarsi, non ciò che è ingiusto.
Cercate di procurarvi non il cibo che perisce, ma quello che dura per
la vita eterna. Questo, il Figlio dell’uomo ve lo darà sempre,
quando voi lo vogliate. Perché il Figlio dell’uomo ha a sua
disposizione tutto quanto viene da Dio, e può darlo, Egli padrone, e
magnanimo padrone, dei tesori del Padre Dio, che ha impresso su di
Lui il suo sigillo perché gli occhi onesti non siano confusi. E voi
avete in voi il cibo che non perisce, potrete fare opere di Dio
essendo nutriti del cibo di Dio».
«Che
dobbiamo fare per fare le opere di Dio? Noi osserviamo le legge e i
profeti. Perciò già siamo nutriti di Dio e facciamo opere di Dio».
«E’
vero. Voi osservate la Legge. Meglio ancora: voi “conoscete” la
Legge. Ma conoscere non è praticare. Noi conosciamo, ad esempio, le
leggi di Roma, eppure un fedele israelita non le pratica altro che in
quelle formule che sono imposte dalla sua condizione di suddito. Per
il resto noi, parlo dei fedeli israeliti, non pratichiamo le usanze
pagane dei romani pur conoscendole. La legge che voi conoscete ed i
Profeti dovrebbero, infatti, nutrirvi di Dio e darvi perciò capacità
di fare opere di Dio. Ma per fare questo dovrebbero essere divenute
un tutt’uno con voi, così come è l’aria che respirate e il cibo
che assimilate, che si mutano entrambi in vita e sangue. Mentre essi
rimangono estranei, pure essendo di casa vostra, così come può
esserlo un oggetto della casa, che vi è noto e utile, ma che, se
venisse a mancare, non vi leva l’esistenza. Mentre… oh! provate
un poco a non respirare per qualche minuto, provate a stare senza
cibo per giorni e giorni… e vedrete che non potete vivere. Così
dovrebbe sentirsi il vostro io nella denutrizione e nell’asfissia
della Legge e dei Profeti, conosciuti ma non assimilati e fatti
tutt’uno con voi. Questo Io sono venuto ad insegnare e a dare: il
succo, l’aria della Legge e dei Profeti, per ridare sangue e
respiro alle vostre anime morenti di inedia e di asfissia. Voi siete
simili a bambini che una malattia rende incapaci di conoscere ciò
che è atto a nutrirli. Avete davanti dovizie di cibi, ma non sapete
che vanno mangiati per mutarsi in cosa vitale, ossia che vanno
veramente fatti vostri, con una fedeltà pura e generosa alla Legge
del Signore che ha parlato a Mosè e ai Profeti per voi tutti. Venite
dunque a Me per avere aria e succo di Vita eterna, è dovere. Ma
questo dovere presuppone una fede in voi. Perché se uno non ha fede,
non può credere alle parole mie, e se non crede non viene a dirmi:
“Dammi il vero pane”. E se non ha il vero pane non può fare
opere di Dio, non avendo capacità di farle. Perciò per essere
nutriti di Dio e fare opere di Dio è necessario che voi facciate
l’opera-base, che è questa: credere in Colui che Dio ha mandato».
«Ma
che miracoli fai Tu dunque perché noi si possa credere in Te il
sigillo di Dio? Che fai tu che già, sebbene in forma minore, non
abbiano fatto i Profeti? Mosè ti ha superato, anzi, perché, non per
una volta tanto, ma per quarant’anni, nutrì di meraviglioso cibo i
nostri padri. Così è scritto: che i nostri padri per quarant’anni
mangiarono la manna del deserto (vedi Esodo 16; Sapienza 16,19-29;
Siracide 45,1-6), ed è detto che perciò Mosè diede loro da
mangiare pane venuto dal cielo, egli che poteva».
«Siete
in errore. Non Mosè ma il Signore potè fare questo. E nell’esodo
si legge: ”Ecco Io farò piovere del pane dal cielo. Esca il popolo
e ne raccolga quanto basta giorno per giorno, e così Io provi se il
popolo cammina secondo la mia legge. E il sesto giorno ne raccolga il
doppio per rispetto al settimo dì che è il sabato”. E gli ebrei
videro il deserto ricoprirsi, mattina per mattina, di quella “cosa
minuta come ciò che è pestato nel mortaio e simile alla brina della
terra, simile al seme di coriandolo, e dal buon sapore di fior di
farina incorporata col miele”. Dunque non Mosè, ma Dio provvide
alla manna. Dio che tutto può. Tutto. Punire e benedire. Privare e
concedere. Ed Io ve lo dico, delle due cose preferisce sempre
benedire e concedere a punire e privare.
Dio,
come dice la Sapienza, per amore di Mosè – detto
dall’Ecclesiastico “caro a Dio e agli uomini, di benedetta
memoria, fatto da Dio simile ai santi nella gloria, grande e
terribile per i nemici, capace di suscitare e por fine ai prodigi,
glorificato nel cospetto dei re, suo ministro al cospetto del popolo,
conoscitore della gloria di Dio e della voce dell’Altissimo,
custode dei precetti e della Legge di vita e di scienza” – Dio,
dicevo, per amore di questo Mosè, nutrì il suo popolo col pane
degli angeli, e dal cielo gli donò un pane bell’e fatto, senza
fatica, contenente in se ogni delizia ed ogni soavità di sapore. E –
ricordate bene ciò che dice la Sapienza – e poiché veniva dal
Cielo, da Dio, e mostrava la sua dolcezza verso i figli, aveva per
ognuno il sapore che ognuno voleva, e dava ad ognuno gli effetti
desiderati, essendo utile tanto al pargolo, dallo stomaco ancora
imperfetto, come all’adulto, dall’appetito e digestione
gagliardi, alla fanciulla delicata come al vecchio cadente. E anche,
per testimoniare che non era opera d’uomo, capovolse le leggi degli
elementi, onde resisté al fuoco, esso, il misterioso pane che al
sorgere del sole si squagliava come brina. O meglio: il fuoco – è
sempre la Sapienza che parla – dimenticò la propria natura per
rispetto all’opera di Dio suo Creatore e dei bisogni dei giusti di
Dio, di modo che, mentre è solito ad infiammarsi per tormentare, qui
si fece dolce per fare del bene a quelli che confidavano nel Signore.
Per
questo allora, trasformandosi in ogni maniera, servì alla grazia del
Signore, nutrice di tutti, secondo la volontà di chi pregava
l’eterno Padre, affinché i figli diletti imparassero che non è il
riprodursi dei frutti che nutrisce gli uomini, ma è la parola del
Signore quella che conserva chi crede in Dio. Infatti non consumò,
come poteva, la dolce manna, neppure se la fiamma era alta e potente,
mentre bastava a scioglierla il dolce sole del mattino, affinché gli
uomini ricordassero e imparassero che i doni di Dio vanno ricercati
all’inizio del giorno e della vita, e che per averli occorre
anticipare la luce e sorgere, per lodare l’Eterno, dalla prima ora
del mattino.
Questo
insegnò la manna agli ebrei. Ed Io ve lo ricordo perché è dovere
che dura e durerà sino alla fine dei secoli. Cercate il Signore ed i
suoi doni celesti senza poltrire fino alle tarde ore del giorno o
della vita. Sorgete a lodarlo prima ancora che lo lodi il sorgente
sole, e pascetevi della sua parola che conserva e preserva e conduce
alla Vita vera.
Non
Mosè vi diede il pane del Cielo, ma in verità lo diede il Padre
Iddio, e ora, in verità delle verità, è il Padre mio quello che vi
dà il vero Pane, il Pane novello, il Pane eterno che dal Cielo
discende, il Pane di misericordia, il Pane di Vita, il Pane che dà
al mondo la Vita, il Pane che sazia ogni fame e leva ogni languore,
il Pane che dà, a chi lo prende, la Vita eterna e l’eterna gioia».
«Dacci,
o Signore, di codesto pane, e noi non morremmo più».
«Voi
morrete come ogni uomo muore, ma risorgerete a vita eterna se vi
nutrirete santamente di questo Pane, perché esso fa incorruttibile
chi lo mangia. Riguardo a darvelo sarà dato a coloro che lo chiedono
al Padre mio con puro cuore, retta intenzione e santa carità. Per
questo ho insegnato a dire: “Dàcci il pane quotidiano”. Ma
coloro che se ne nutriranno indegnamente diverranno brulichio di
vermi infernali, come i gomor di manna conservati contro l’ordina
avuto. E quel Pane di salute e vita diverrà per loro morte e
condanna. Perché il sacrilegio più grande sarà commesso da coloro
che metteranno quel Pane su una mensa spirituale corrotta e fetida, o
lo profaneranno mescolandolo alla sentina delle loro inguaribili
passioni. Meglio per loro sarebbe non averlo mai preso!».
«Ma
dove è questo Pane? Come lo si trova? Che nome ha?».
«Io
sono il Pane di vita. In Me lo si trova. Il suo nome è Gesù. Chi
viene a Me non avrà più fame, e chi crede in Me non avrà mai più
sete, perché i fiumi celesti si riverseranno in lui estinguendo ogni
materiale ardore. Io ve l’ho detto, ormai. Voi mi avete conosciuto,
ormai. Eppure non credete. Non potete credere che tutto quanto è in
Me. Eppure così è. In Me sono tutti i tesori di Dio. E a Me tutto
dalla Terra è dato, onde in Me sono riuniti i gloriosi Cieli e la
militante Terra, e fino la penante e attendente massa dei trapassati
in grazia di Dio sono in Me, perché in Me e a Me è ogni potere. Ed
Io ve lo dico: tutto quanto il Padre mi dà verrà a Me. Né Io
scaccerò chi a Me viene, perché sono disceso dal Cielo non per fare
la mia volontà ma quella di Colui che mi ha mandato. E la volontà
del Padre mio, del Padre che mi ha mandato, è questa: che Io non
perda nemmeno uno di quelli che mi ha dato, ma che Io li risusciti
all’ultimo giorno. Ora la volontà del Padre che mi ha mandato è
che chiunque conosce il Figlio e crede in Lui abbia la Vita eterna e
Io lo possa risuscitare nell’ultimo Giorno, vedendolo nutrito della
fede in Me e segnato del mio sigillo».
Vi
è un poco brusìo nella sinagoga e fuori della stessa per le nuove e
ardite parole del Maestro. E questo, dopo avere per un momento preso
fiato, volge gli occhi sfavillanti di rapimento là dove più si
mormora, e sono precisamente i gruppi in cui sono dei Giudei.
Riprende a parlare.
«Perché
mormorate fra voi? Si, Io sono il figlio di Maria di Nazaret figlia
di Gioacchino della stirpe di Davide, vergine consacrata al Tempio e
poi sposata a Giuseppe di Giacobbe, della stirpe di Davide. Voi avete
conosciuto, in molti, i giusti che dettero vita a Giuseppe, legnaiolo
regale, e a Maria, vergine erede della stirpe regale. Ciò vi fa
dire: “Come può costui dirsi disceso dal Cielo?”, e il dubbio
sorge in voi.
Vi
ricordo i Profeti nelle loro profezie sull’Incarnazione del Verbo.
E vi ricordo come, più per noi israeliti che per qualsiasi altro
popolo, è dogmatico che Colui che non osiamo chiamare non potesse
darsi una Carne secondo le leggi della umanità, e umanità decaduta
per giunta. Il Purissimo, l’Increato, se si è mortificato a farse
Uomo per amore dell’uomo, non poteva che eleggere un seno di
Vergine più pura dei gigli per rivestire di Carne la sua Divinità.
Il
pane disceso dal Cielo al tempo di Mosè è stato riposto nell’arca
d’oro, coperta dal propiziatorio, vegliata dai cherubini, dietro i
veli del Tabernacolo. (L’arca d’oro era l’arcadell’Alleanza o
arca della Testimonianza, custodita nel luogo più sacro del Tempio.
Origine, descrizione, vicende e contenuto dell’arca sono esposti
in: Esodo 25, 10-22; 26, 33-34; 37, 1-9; 40, 20-21; Numeri 10, 33-36;
17, 25; Deuteronomio 10, 1-5; 31, 25-26; Giosuè 3-4; 6, 1-16; 1
Samuele 3, 3; 4, 3-22; 5-6; 7, 1-2; 2 Samuele 6, 1-17; 7, 2; 11, 11;
1 Re 3, 15; 6, 19-28; 8, 1-9; 2 Maccabei 2, 4-5. Che l’arca
contenesse anche la manna risulta da: Ebrei 9, 4. Nell’opera
Valtortiana l’arca prefigura Maria Ss. , a cominciare dal Vol 1 Cap
25 per finire al Vol 10 Cap 642 e 649, ma è anche figura di Gesù al
Vol 3 Cap 221 e Vol 6 Cap 387). E col pane era la parola di Dio. E
giusto era che ciò fosse, perché sommo rispetto va dato ai doni di
Dio e alle tavole della sua Ss. Parola. Ma che allora sarà stato
preparato da Dio per la sua stessa Parola e per il Pane vero che è
venuto dal Cielo? Un’arca più inviolata e preziosa dell’arca
d’oro coperta dal prezioso propiziatorio della sua pura volontà di
immolazione, vegliata dai cherubini di Dio, velata dal velo di un
candore verginale, di una umiltà perfetta, di una carità sublime e
di tutte le virtù più sante.
E
allora? Non capite ancora che la mia paternità è in Cielo e che
perciò Io di la vengo? Si, Io sono disceso dal Cielo per compiere il
decreto del Padre mio, il decreto di salvazione degli uomini secondo
quanto promise al momento stesso della condanna e ripeté ai
Patriarchi e ai Profeti.
Ma
questo è fede. E la fede viene data da Dio a chi ha l’animo di
buona volontà. Perciò nessuno può venire a Me se non lo conduce a
Me il Padre mio vedendolo nelle tenebre ma rettamente desideroso di
luce. È scritto nei Profeti: (Isaia 54, 13; Geremia 31, 34) “Saranno
tutti ammaestrati da Dio”. Ecco. È detto. È Dio che li istruisce
dove andare per essere istruiti di Dio. Chiunque, dunque, ha udito in
fondo al suo spirito retto parlare Iddio, ha imparato dal Padre a
venire a Me».
«E
chi vuoi che abbia sentito Iddio o visto il suo volto? », chiedono
in diversi che cominciano a mostrare segni di irritazione e di
scandalo. E terminano: «Tu deliri, oppure sei un illuso».
«Nessuno
ha veduto Iddio eccetto Colui che è da Dio; questo ha veduto il
Padre. E questo Io sono.
Ed
ora udite il “credo” della vita futura, senza il quale non ci si
può salvare.
In
verità, in verità vi dico che chi crede in Me ha la Vita eterna. In
verità, in verità vi dico che Io sono il Pane della Vita eterna.
I
vostri padri mangiarono nel deserto la manna e morirono. Perché la
manna era un cibo santo ma temporaneo, e dava vita per quanto
necessitava a giungere alla terra promessa da Dio al suo popolo. Ma
la manna che Io sono non avrà limitazione di tempo e di potere. È
non solo celeste, ma divina, e produce ciò che è divino:
l’incorruttibilità, l’immortalità di quanto Dio ha creato a sua
immagine e somiglianza. Essa non durerà quaranta giorni, quaranta
mesi, quaranta anni, quaranta secoli. Ma durerà finché durerà il
tempo, e sarà data a tutti coloro che di essa hanno fame santa e
gradita al Signore, che giubilerà di darsi senza misura agli uomini
per cui si è incarnato, onde abbiano la Vita che non muore.
Io
posso darmi, Io posso transustanziarmi per amore degli uomini, onde
il Pane divenga Carne e la Carne divenga Pane per la fame spirituale
degli uomini, che senza questo Cibo morirebbero di fame e di malattie
spirituali. Ma se uno mangia di questo Pane con giustizia, egli vivrà
in eterno. Il pane che Io darò sarà la mia Carne immolata per la
vita del mondo, sarà il mio Amore sparso nelle case di Dio, perché
alla mensa del Signore vengano tutti coloro che sono amorosi o
infelici e trovino ristoro al loro bisogno di fondersi a Dio e di
trovare sollievo al loro penare».
«Ma
come puoi darci da mangiare la tua carne? Per chi ci hai presi? Per
belve sanguinarie? Per selvaggi? Per omicidi? A noi ripugna il sangue
e il delitto».
«In
verità, in verità vi dico che molte volte l’uomo è più di una
belva, e che il peccato fa più che selvaggi, che l’orgoglio dà
sete omicida, e che non a tutti dei presenti ripugnerà il sangue e
il delitto. E anche in futuro l’uomo sarà, perché satana, il
senso e l’orgoglio lo fanno belluino. E perciò con maggior bisogno
che mai dovrete e dovrà l’uomo sanare se stesso dai germi
terribili con l’infusione del Santo. In verità, in verità vi dico
che se non mangerete la Carne del Figlio dell’uomo e non berrete il
suo Sangue, non avrete in voi la Vita. Chi mangia degnamente la mia
Carne e beve il mio Sangue ha la Vita eterna ed Io lo risusciterò
l’Ultimo Giorno. Perché la mia Carne è veramente Cibo e il mio
Sangue è veramente Bevanda. Chi mangia la mia Carne e beve il mio
Sangue rimane in Me ed Io in lui. Come il Padre vivente mi inviò, ed
Io vivo per il Padre, così chi mangia vivrà anch’egli per Me e
andrà dove lo mando, e farà ciò che Io voglio, e vivrà austero
come uomo e ardente come serafino, e sarà santo, perché per potersi
cibare della mia Carne e del mio Sangue si interdirà le colpe e
vivrà ascendendo per finire la sua ascesa ai piedi dell’Eterno».
«Ma
costui è folle! Chi può vivere in tal modo? Nella nostra religione
è solo il sacerdote che deve essere purificato per offrire la
vittima. Qui Egli ci vuole fare, di noi, tante vittime della sua
follia. Questa dottrina è troppo penosa e questo linguaggio è
troppo duro! Chi li può ascoltare e praticare?», sussurrano i
presenti, e molti sono discepoli già riputati tali.
La
gente sfolla commentando. E molto assottigliate appaiono le file dei
discepoli quando restano solo nella sinagoga il Maestro e i più
fedeli. Io non li conto, ma dico che, ad occhio e croce, si e no se
si arriva a cento. Perciò ci deve essere stata una bella defezione
anche nelle schiere dei vecchi discepoli ormai al servizio di Dio.
Fra
i rimasti sono gli apostoli, il sacerdote Giovanni e lo scriba
Giovanni, Stefano, Erma, Timoneo, Ermasteo, Agapo, Giuseppe, Salomon,
Abele di Betlemme di Galilea e Abele il già lebbroso di Corozim col
suo amico Samuele, Elia (quello che lasciò di seppellire il padre
per seguire Gesù), Filippo di Arsela, Aser e Ismaele di Nazaret, più
altri che non conosco di nome. Questi tutti parlano piano fra loro
commentando la defezione degli altri e le parole di Gesù, che
pensieroso sta con le braccia conserte appoggiato ad un alto leggio.
«E
vi scandalizzate di ciò che ho detto? E se vi dicessi che vedrete un
giorno il Figlio dell’uomo ascendere al Cielo dove era prima e
sedersi al fianco del Padre? E che avete capito, assorbito, creduto
fino ad ora? E con che avete udito e assimilato? Solo con l’umanità?
È lo spirito quello che vivifica e ha valore. La carne non giova a
niente. Le mie parole sono spirito e vita, e vanno udite e capite con
lo spirito per averne vita. Ma ci sono molti fra voi che hanno morto
lo spirito perché è senza fede. Molti di voi non credono con
verità. E inutilmente stanno presso a Me. Non ne avranno Vita, ma
Morte. Perché vi stanno, come ho detto in principio, o per curiosità
o per umano diletto o, peggio, per fini ancora più indegni. Non sono
porati qui dal Padre per premio alla loro buona volontà, ma da
satana. Nessuno può venire a Me, in verità, se non gli è concesso
dal Padre mio. Andate pure, voi che vi trattenete a fatica perché vi
vergognate, umanamente, di abbandonarmi, ma avete ancora maggior
vergogna di rimanere al servizio di Uno che vi pare “pazzo e duro”.
Andate. Meglio lontani che qui per nuocere.
E
molti altri si ritraggono fra i discepoli, fra i quali lo scriba
Giovanni e Marco, il geraseno indemoniato, guarito mandando i demoni
nei porci. I discepoli buoni si consultano e corrono dietro a questi
fedifraghi tentando di fermarli.
Nella
sinagoga sono ora Gesù, il sinagogo e gli apostoli…
Gesù
si volge ai dodici che, mortificati, stanno in un angolo e dice:
«Volete andarvene anche voi?». Lo dice senza acredine e senza
mestizia. Ma con molta serietà.
Pietro,
con impeto doloroso, gli dice: « Signore, e dove vuoi che si vada?
Da chi? Tu sei la nostra vita e il nostro amore. Tu solo hai parole
di Vita eterna. Noi abbiamo conosciuto che Tu sei il Cristo, Figlio
di Dio. Se vuoi, cacciaci. Ma noi, di nostro, non ti lasceremo
neppure… neppure se Tu non ci amassi più…», e Pietro piange
senza rumore, con grandi lacrimoni…
Anche
Andrea, Giovanni, i due figli di Alfeo, piangono apertamente, e gli
altri, pallidi o rossi per l’emozione, non piangono, ma soffrono
palesemente.
«Perché
vi dovrei cacciare? Non sono stato Io che ho eletto voi dodici?…».
Giairo,
prudentemente, si è ritirato per lasciare Gesù libero di confortare
o redarguire i suoi apostoli. Gesù, che ne nota la silenziosa
ritirata, dice, sedendosi accasciato come se la rivelazione che fa
gli costasse uno sforzo superiore a quello che Egli può fare, stanco
come è, disgustato, addolorato: «Eppure uno di voi è un demonio».
La
parola cade lenta, paurosa, nella sinagoga, nella quale è solo
allegra la luce delle molte lampade… e nessuno osa dire nulla. Ma
si guardano l’un l’altro con pauroso ribrezzo e angosciosa
indagine e, con una ancor più angosciosa e intima domanda, ognuno
esamina se stesso…
Nessuno
si muove per qualche tempo. E Gesù resta solo, sul suo sedile, le
mani incrociate sui ginocchi, il viso basso. Lo alza infine e dice:
«Venite. Non sono già un lebbroso! O mi credete tale?…».
Allora
Giovanni corre avanti e gli si avviticchia al collo dicendo: «Con
Te, allora, nella lebbra, mio solo amore. Con Te nella condanna, con
Te nella morte, se credi che ciò ti attenda…»; e Pietro striscia
ai suoi piedi e li prende e se li mette sugli omeri e singhiozza:
«Qui, premi, calpesta! Ma non mi fare pensare che Tu diffidi del tuo
Simone».
Gli
altri, vedendo che Gesù accarezza i due primi, si fanno avanti e
baciano Gesù sulle vesti, sulle mani, sui capelli… Solo
l’Iscariota osa baciarlo sul viso.
Gesù
si alza di scatto, e quasi lo respinge bruscamente tanto lo scatto è
improvviso, e dice: «Andiamo a casa. Domani sera, di notte,
partiremo con le barche per Ippo». (5, 354)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz