8. Modlitwa.
O
Wieczny i najłaskawszy Boże,
który mimo że zastrzegłeś swój skarb doskonałej radości, i
doskonałej chwały, aby był dawany przez twoje własne ręce wtedy,
kiedy widząc ciebie, takim jakim jesteś w sobie, i znając ciebie,
tak jak my jesteśmy poznani, będziemy ciebie natychmiast
posiadali,
i posiadali na zawsze, wszystko co może w jakiś sposób doprowadzić
do naszego szczęścia, to
jednak także tutaj na tym świecie, dajesz
nam takie zadatki
tej
pełnej zapłaty, tak abyśmy przez wartość zadatku,
mogli dać jakąś wycenę skarbu, pokornie, i wdzięcznie uznaję,
że poucza mnie twój błogosławiony duch,
aby zrobić różnicę między twymi błogosławieństwami na tym
świecie, przez tę różnicę między Narzędziami,
przez które podobało się tobie zaczerpnąć je dla mnie. Tak jak
widzimy ciebie
tutaj
w szklance, tak otrzymujemy tutaj od ciebie przez odbicie,
i przez narzędzia.
Nawet przygodne
rzeczy
pochodzą od ciebie;
i to co nazywamy tutaj Szczęściem,
posiada inną nazwę
u
góry. Przyroda
wyciąga
swą rękę, i daje nam zboże, i wino, i olej, i mleko, ty jednak
wcześniej napełniasz jej rękę, i ty jej rękę otwierasz, aby
mogła zlać na nas swoje wylania. Przemysł
wyciąga
do nas swą rękę, i daje nam owoce naszego trudu, dla nas, i naszej
potomności; twoja jednak ręką prowadzi tę rękę, kiedy ona
sieje,
i kiedy podlewa,
i wzrost
jest
od ciebie. Przyjaciele
wyciągają
swoje
ręce, i wolą nas, twoja jednak ręka wspiera tę rękę, która nas
wspiera. Od
tych wszystkich twoich narzędzi
otrzymałem
twoje błogosławieństwo, o
Boże,
ale najbardziej błogosławię twoje imię za największe; że jako
członek względów społecznych, ale i jako uczestnik osobistych,
przez twoją prawicę, twoją mocną rękę wystawioną nad nami,
miałem swój udział, nie tylko w słyszeniu, ale i w głoszeniu
twojej Ewangelii.
Błagając
cię pokornie, abyś kiedy ponawiasz swoją zwykłą dobroć nad
całym światem, przez zwykłe środki, i narzędzia, to samo Słońce,
i Księżyc,
tę samą Przyrodę,
i Przemysł,
ponawiał także
te same błogosławieństwa nad tym Państwem,
i tym Kościołem
przez
tę samą rękę, dopóty, dopóki twój Syn
kiedy przyjdzie w obłokach, będzie
mógł
go
znaleźć,
albo jego syna,
albo synów
jego synów
gotowych zdać rachunek, i potrafiących stanąć na tym sądzie,
za swoje wierne Zarządzanie,
i rozdawanie
twoich
talentów
tak
obficie im powierzonych; i bądź
dla niego, o
Boże,
we wszystkich rozstrojach jego ciała,
we wszystkich niepokojach
ducha,
w całym świętym smutku
duszy,
takim Lekarzem
w
twojej proporcji, który jesteś największy w niebie,
tak jak był dla mnie w duszy,
i ciele,
w swojej proporcji ten, który jest największy na ziemi.
Przekład
z angielskiego: Jakub Szukalski
Źródła:
John Donne, Devotions Vpon Emergent Occaſions, and ſeuerall ſteps in my Sicknes, London 1624
Źródła:
John Donne, Devotions Vpon Emergent Occaſions, and ſeuerall ſteps in my Sicknes, London 1624
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz