złoto ma swą cenę
dobroć jest bezcenna
niedziela, 1 czerwca 2025
sobota, 17 maja 2025
sobota, 10 maja 2025
Napaści w mroku
Człowieka napadają nieraz myśli, słowa, i zostawiają na wpół umarłego. Ci rozbójnicy potrafią nie tylko zranić czy okaleczyć, ale też zniszczyć ubiór, okraść pieniądze, zabrać dowód tożsamości i klucze do mieszkania. Pomyśl, przechodziłeś ciemną doliną i wystawiłeś się na napaść zbójców. Te mroczne myśli czy słowa, mogły nie tylko cię urazić, obezwładnić, unieruchomić, ale i zniekształcić twój sposób bycia, okraść ciebie z cnót, odebrać ci pamięć o twej tożsamości Bożego dziecka i pozbawić środków na wstępowanie do mieszkania w niebie.
Przyjmij słowo Boże z jego namaszczeniem, abyś się wyleczył z tych napaści, nabrał sił i szedł dalej drogą.
Na podstawie rozważania o Łk 10,30.34.
niedziela, 4 maja 2025
Z Sarnolasu
Mam niewielki skrawek lasu
niebardzo oddalony od ścieżek
uczęszczanych przez ludzi
przenosi mnie ponad czasy
do mieszkania w niebie
sarna drogę mi wskazała
przez Stwórcę posłana
kiedy syn człowieczy
nie miał już gdzie skłonić głowy
rozkopano mu miejsca na ziemi
szukał nowego i znalazł
Znalezione w Księdze 5
Szukającym Pana żadnego dobra nie zabraknie (Ps 34,11).
Pan moim pasterzem, nie brak mi niczego (Ps 23,1).
Twój kij i Twoja laska dodają mi otuchy (Ps 23,4).
Albowiem tak mówi Pan Bóg:
Oto Ja sam będę szukał moich owiec
i będę sprawował nad nimi pieczę.
Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody,
gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec,
tak Ja dokonam przeglądu moich owiec
i uwolnię je ze wszystkich miejsc,
dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne. (Ez 34,11-12)
Zagubioną odszukam,
zabłąkaną sprowadzę z powrotem,
skaleczoną opatrzę,
chorą umocnię,
a tłustą i mocną będę ochraniał. (Ez 34,16)
niedziela, 27 kwietnia 2025
sobota, 26 kwietnia 2025
(13) List do Kościoła w Koryncie: Apostołowie i ich następcy
42. (1) Apostołowie głosili nam Ewangelię, którą otrzymali od Jezusa Chrystusa, a Jezus Chrystus został posłany przez Ojca.133 [s. 44:] (2) Chrystus przychodzi zatem od Boga, Apostołowie zaś od Chrystusa. Jedno i drugie, w tym właśnie porządku, stało się zatem z woli Bożej. (3) Pouczeni przez Jezusa Chrystusa, w pełni przekonani przez Jego zmartwychwstanie, umocnieni w wierze w słowo Boże, wyruszyli Apostołowie w świat i z tą pewnością, jaką daje Duch Święty, głosili dobrą nowinę o nadchodzącym Królestwie Bożym. (4) Nauczając po różnych krajach i miastach spośród pierwocin [swojej pracy] wybierali ludzi wypróbowanych duchem i ustanawiali ich biskupami i diakonami dla przyszłych wierzących. (5) A nie jest to nic nowego. Przed dawnymi wiekami pisano już o biskupach i diakonach. Tak bowiem mówi gdzieś Pismo Święte: „Ustanowię biskupów ich w sprawiedliwości, a diakonów ich w wierze”.134
43. (1) Cóż w tym dziwnego, że Apostołowie, którym w Chrystusie Bóg zlecił tak wielkie dzieło, ustanowili również biskupów i diakonów. Błogosławiony Mojżesz, „wierny sługa w całym domu Bożym”,135 zapisał w księgach świętych wszystkie polecenia, jakie otrzymał. Poszli też za nim pozostali prorocy dając wraz z nim świadectwo ogłoszonym przez niego prawom. (2) Kiedy godność kapłańska stała się przedmiotem zazdrości i pokolenia [Izraela] zaczęły się kłócić, któremu z nich ten zaszczyt się należy, Mojżesz rozkazał dwunastu wodzom pokoleń, żeby przynieśli mu laski z wypisanymi na nich imionami każdego pokolenia. A wziąwszy je związał i opieczętował pierścieniami wodzów, po czym złożył w namiocie świadectwa na ołtarzu Boga. (3) Zamknąwszy zaś namiot, opieczętował zamknięcie w taki sam sposób jak laski. (4) Wówczas im powiedział: „Bracia, ta laska, co zakwitnie, wskaże nam pokolenie, które wybrał Bóg na swoich kapłanów i swoje sługi”.
(5) Nazajutrz zwołał cały Izrael, sześćset tysięcy mężów, pokazał pieczęcie wodzom pokoleń, a następnie otworzył namiot świadectwa i wyjął laski. I okazało się, że laska Aarona nie tylko zakwitła, lecz nawet wydała owoce.136 (6) Co myślicie, umiłowani? Czy Mojżesz nie wiedział z góry, że tak właśnie się stanie? Wiedział doskonale, lecz postąpił w ten sposób, żeby uniknąć zamętu w Izraelu, a zarazem żeby oddać cześć imieniu prawdziwego i jedynego Boga, któremu chwała na wieki wieków. Amen.
[s. 45:] 44. (1) Także i nasi Apostołowie wiedzieli przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, że będą spory o godność biskupią. (2) Z tego też powodu, w pełni świadomi, co przyniesie przyszłość, wyznaczyli biskupów i diakonów, a później dodali jeszcze zasadę, że kiedy oni umrą, inni wypróbowani mężowie mają przejąć ich posługę.137
(3) Uważamy zatem, że nie jest rzeczą słuszną odsuwać od tej posługi ludzi, którzy wyznaczeni przez Apostołów lub też później przez innych wybitnych mężów138 za zgodą całego Kościoła służyli trzódce Chrystusowej w sposób nienaganny, z pokorą i spokojem, bez małostkowości i którym od dawna wszyscy dają dobre świadectwo. (4) I nie mały byłby to błąd pozbawiać godności biskupiej tych, co składają Bogu ofiary w nieskazitelnej pobożności.
(5) Szczęśliwi ci prezbiterzy,139 którzy zakończyli już swoją drogę! Dla nich przynajmniej dobiega ona właściwego kresu przynosząc oczekiwane owoce. Nie potrzebują się lękać, że ktoś może ich usunąć z wyznaczonego im stanowiska. (6) Widzimy bowiem, że niejednego odsunęliście od służby Bożej, choć żyjąc szlachetnie sprawował ją w sposób nienaganny i zasługujący na powszechny szacunek.
43. 1. Καὶ τί θαυμαστόν, εἰ οἱ ἐν Χριστῷ πιστευθέντες παρὰ θεοῦ ἔργον τοιοῦτο κατέστησαν τοὺς προειρημένους; ὅπου καὶ ὁ μακάριος «πιστὸς θεράπων ἐν ὅλῳ τῷ οἴκῳ» Μωϋσῆς τὰ διατεταγμένα αὐτῷ πάντα ἐσημειώσατο ἐν ταῖς ἱεραῖς βίβλοις, ᾧ καὶ ἐπηκολούθησαν οἱ λοιποὶ προφῆται συνεπιμαρτυροῦντες τοῖς ὑπ’ αὐτοῦ νενομοθετημένοις. 2. Ἐκεῖνος γὰρ ζήλου ἐμπεσόντος περὶ τῆς ἱερωσύνης καὶ στασιαζουσῶν τῶν φυλῶν, ὁποία αὐτῶν εἴη τῷ ἐνδόξῳ ὀνόματι κεκοσμημένη, ἐκέλευσεν τοὺς δώδεκα φυλάρχους προσενεγκεῖν αὐτῷ ῥάβδους ἐπιγεγραμμένας ἑκάστης φυλῆς κατ’ ὄνομα· καὶ λαβὼν αὐτὰς ἔδησεν καὶ ἐσφράγισεν τοῖς δακτυλίοις τῶν φυλάρχων καὶ ἀπέθετο αὐτὰς εἰς τὴν σκηνὴν τοῦ μαρτυρίου ἐπὶ τὴν τράπεζαν τοῦ θεοῦ· 3. καὶ κλείσας τὴν σκηνὴν ἐσφράγισεν τὰς κλεῖδας ὡσαύτως καὶ τὰς ῥάβδους, 4. καὶ εἶπεν αὐτοῖς· ‘Ἄνδρες ἀδελφοί, ἧς ἂν φυλῆς ἡ ῥάβδος βλαστήσῃ, ταύτην ἐκλέλεκται ὁ θεὸς εἰς τὸ ἱερατεύειν καὶ λειτουργεῖν αὐτῷ.’ 5. Πρωΐας δὲ γενομένης συνεκάλεσεν πάντα τὸν Ἰσραήλ, τὰς ἑξακοσίας χιλιάδας τῶν ἀνδρῶν, καὶ ἐπεδείξατο τοῖς φυλάρχοις τὰς σφραγῖδας καὶ ἤνοιξεν τὴν σκηνὴν τοῦ μαρτυρίου καὶ προεῖλεν τὰς ῥάβδους· καὶ εὑρέθη ἡ ῥάβδος Ἀαρὼν οὐ μόνον βεβλαστηκυῖα, ἀλλὰ καὶ καρπὸν ἔχουσα. 6. Τί δοκεῖτε, ἀγαπητοί; οὐ προῄδει Μωϋσῆς τοῦτο μέλλειν ἔσεσθαι; μάλιστα ᾔδει· ἀλλ’ ἵνα μὴ ἀκαταστασία γένηται ἐν τῷ Ἰσραήλ, οὕτως ἐποίησεν, εἰς τὸ δοξασθῆναι τὸ ὄνομα τοῦ ἀληθινοῦ καὶ μόνου· ᾧ ἡ δόξα εἰς τοὺς αἰῶνας τῶν αἰώνων. Ἀμήν.
44. 1. Καὶ οἱ ἀπόστολοι ἡμῶν ἔγνωσαν διὰ τοῦ κυρίου ἡμῶν Ἰησοῦ Χριστοῦ, ὅτι ἔρις ἔσται περὶ τοῦ ὀνόματος τῆς ἐπισκοπῆς. 2. Διὰ ταύτην οὖν τὴν αἰτίαν πρόγνωσιν εἰληφότες τελείαν κατέστησαν τοὺς προειρημένους καὶ μεταξὺ ἐπινομὴν ἔδωκαν, ὅπως, ἐὰν κοιμηθῶσιν, διαδέξωνται ἕτεροι δεδοκιμασμένοι ἄνδρες τὴν λειτουργίαν αὐτῶν. 3. Τοὺς οὖν κατασταθέντας ὑπ’ ἐκείνων ἢ μεταξὺ ὑφ’ ἑτέρων ἐλλογίμων ἀνδρῶν συνευδοκησάσης τῆς ἐκκλησίας πάσης καὶ λειτουργήσαντας ἀμέμπτως τῷ ποιμνίῳ τοῦ Χριστοῦ μετὰ ταπεινοφροσύνης, ἡσύχως καὶ ἀβαναύσως, μεμαρτυρημένους τε πολλοῖς χρόνοις ὑπὸ πάντων, τούτους οὐ δικαίως νομίζομεν ἀποβάλλεσθαι τῆς λειτουργίας. 4. Ἁμαρτία γὰρ οὐ μικρὰ ἡμῖν ἔσται, ἐὰν τοὺς ἀμέμπτως καὶ ὁσίως προσενεγκόντας τὰ δῶρα τῆς ἐπισκοπῆς ἀποβάλωμεν. 5. Μακάριοι οἱ προοδοιπορήσαντες πρεσβύτεροι, οἵτινες ἔγκαρπον καὶ τελείαν ἔσχον τὴν ἀνάλυσιν· οὐ γὰρ εὐλαβοῦνται, μή τις αὐτοὺς μεταστήσῃ ἀπὸ τοῦ ἱδρυμένου αὐτοῖς τόπου. 6. Ὁρῶμεν γάρ, ὅτι ἐνίους ὑμεῖς μετηγάγετε καλῶς πολιτευομένους ἐκ τῆς ἀμέμπτως αὐτοῖς τετιμημένης λειτουργίας.
133 Ważny tekst teologiczny opierający się na słowach Chrystusa: „Jak posłał Ojciec Mnie, tak i Ja was posyłam” (J 20,21). Apostołowie głosili dobrą nowinę, tworzyli gminy i ustanawiali im przywódców.
134 Iz 60,17. Tekst hebrajski Izajasza mówi tu o „zwierzchnikach” i „władzy”, tłumaczenie greckie Septuaginty o „rządzących” (gr. archontes) i o „nadzorcach” (lub strażnikach, gr. episkopoi), a jest to to samo słowo, które w języku chrześcijan znaczyło później „biskupi”. Św. Klemens dostosowuje tekst Izajasza do swoich potrzeb, wprowadzając nie tylko biskupów, lecz także „diakonów” (na miejsce archontes).
135 Lb 12,7; Hbr 3,2.5.
136 Swobodna parafraza Lb 16–26.
137 Hierarchia należy do struktury Kościoła. Posługa, gr. leiturgia.
138 Owi później żyjący „wybitni mężowie” mają tę samą władzę, co Apostołowie.
139 Wydaje się, że to słowo „presbýter” znaczy tu to samo co „biskup”, jak to wynika z poprzedniego wersetu.
Źródło:
Przekład polski:
Święty Klemens [Klemens Rzymski], List do Kościoła w Koryncie, w: Ojcowie apostolscy, tłum. Anna Świderkówna, seria Pisma starochrześcijańskich pisarzy, t. 45, Warszawa 1990.
Wydanie greckie:
Clément de Rome, Épìtre aux Corinthiens, w: Sources chrétiennes 167, Paris 1971.
Przepisanie:
Jakub Szukalski (zapis polski), A. Jaubert (zapis grecki)
poniedziałek, 21 kwietnia 2025
(6) Przysmaki duchowne: Ziarno gorczycne (Kazanie 3)
ma bydź wszystkiem przyjemne.1
Zacny Apostoł Paweł święty, Niebieskich roskoszy w zachwyceniu swoim skosztowawszy, z wielkiem żalem serdecznym, i rzewliwem płaczem, patrzył na wszystkie roskośniki tego świata, którzy sobie Brzuch za Boga wzięli, aby mu we wszystkiem dogadzali, których odwodząc od tego sprośnego i smrodliwego bałwochwalstwa, woła na nich, mówiąc: Pokarm brzuchowi, a brzuch pokarmom, ale i brzuch i pokarmy zepsuje Pan Bóg.
Jakieby zaś były pociechy i roskoszy Niebieskie, i sami Prorocy Pańscy, nie mogąc tego wysłowić, tak powiedzieli:3 Oko nie widziało, ucho nie słyszało, serce ogarnąć nie może, co Bóg nagotował, tym którzy się go boją. A tamtych najroskoszniejszych potraw, ożywa sie bydź najdoskonalszym kuchmistrzem sam Zbawiciel nasz Jezus Chrystus, tak mówiąc do Zwolenników swoich: JA WAM gotuję, jako mi nagotował ociec4 mój Królestwo, abyście jedli i pili za stołem moim w Królestwie moim.5 Cóż mniemacie Chrze. M. jak wielką obfitość słodkości niebieskiej, którą Bóg zakrył, tym którzy się go boją? Co jeśliby cię teskno było z tej miary, że to rzeczy dalekie, a ty byś rad tego skosztował na tej głodnej pusczy pielgrzymowania doczesnego. Otóż niechaj od ciebie odejdzie ta tesknica. Ponieważ sam Król Niebieski toż królestwo niebieskie, podaje do ust twoich w takich podobieństwach, których barzo łacno dostać możesz, w których go ciasne garło twoje przełknąć może, to jest w małuchnym Ziarku gorczycznym, w trosze kwasu, na które nie godzi sie marsczyć, gdyż sam Pan Chrystus który jest słodkością niebieską, tę gorczycę i ten kwas, osłodził i ocukrował nam samym Królestwem niebieskim mówiąc: PODOBNE jest Królestwo niebieskie Ziarnu gorczycznemu. Podobne jest Królestwo niebieskie kwasowi.6 Nad które potrawy po wszystkim świecie nie mogą być znalezione, żadne potrawy smaczniejsze. Abowiem w czymkolwiek jest namniejsza kropla słodkości niebieskiej, już ta rzecz musi bydź tak słodka, tak smaczna, tak roskoszna, iż komu by kolwiek dostało sie jej skosztować według przemożenia jego, zaraz by musiał odbieżeć napocieśniejszych pociech tego obłudnego świata. 7Barzo mało skosztowali byli tych potraw niebieskich, troje dziatek w Babilonie,8 i zaraz tak potężnie zbrzydzili sobie wszystkie nasmaczniejsze półmiski stołu Królewskiego, że ich nie chcieli, nie tylko jeść, ale ani kosztować, a przedsię byli gładszemi i tłustszemi przestając na swoich jarzynkach, i na wodzie, aniżeli insze Królewskie pacholęta, które były tuczone potrawami stołu Królewskiego, i winem z własnej piwnice jego.
9Dosyć znacznie zalecają nam smak tych potraw Niebieskich, oni wstrzemieźliwi Rehabitowie, których Hieremiasz Prorok z roskazania Bożego,10 wwiódszy do domu Pańskiego, namawiał aby pili wino – a przedsię go pić nie chcieli, strzegąc przykazania ojca swego, który im był zalecił i przykazał tę wstrzemieźliwość od wina. Co sie tak barzo podobało Panu Bogu, iż przez tegoż Proroka upewnił one Męże, iż nie miał z pośrzodku ich nigdy ustać mąż stojący przed oblicznością Bożą. 11Takać też była ona zacna Męczenniczka Chrystusowa Cecylia święta, która skoro jedno skosztowała trochę tej słodkości niebieskiej, zaraz wszystkie przysmaki na wesele nagotowane odepchnęła od gęby swojej, kontentując sie samą słodkością potraw niebieskich, których słowo też podała oblubieńcowi swojemu Walerianowi, według świata zacnemu i bogatemu Paganinowi, zaraz oboje wszystkich lubości cielesnych odbieżeli, i zaraz nie tylko wszystkiemi pociechami pogardzili, ale i samym zdrowiem docześnym, aby jedno w tym Ziarnku gorczycnym, i w tym docześnym kwasie, mogli sie dogryść Królestwa niebieskiego. Którego wielki zadatek wzięli, jeszcze w tym skazitelnym ciele, w onych ślicznych Różanych i Liliowych wieńcach, które im Anioł Pański włożył na głowy ich, których niewysłowiona wonność gdy zaleciała Tyburcjusa brata Walerianowego, zaraz i ten wszystkie roskoszy świata porzuciwszy, tak sie ochotnie chwycił tego Ziarnka gorczycnego i tego kwasu, że chociaż go rozzuć okrutnik, i drogę do nieba kazał mu zasypać zarzystem wąglem, przesię on i po węglu szedł, bosymi nogami tak ochotnie, jako po Różanych Kwiatach. 12Trzy tylko jabłka i trzy Róże Rajskie posłał Święta Dorota zacnemu Pisarzowi Fabrycjusowemu, Teofilowi i z ogrodu oblubieńca swojego, ali on zaraz i żony i dziatek, i majętności, i godności, i urzędów zapomniawszy, przez ostre żelaza, i okrutne męki pnie sie do Królestwa Niebieskiego. 13A o zacnej Panience Agnieszce świętej, co rozumieć je Chrześc. M? Zaprawdę dziwna to Panna, i wielkiego podziwienia godna, która w trzynastu leciech, tak sie darła do tego Ziarnka gorczycnego, i kwasu, iż jej nie mógł zbidź z drogi, ani starościć Rzymski, który sie jej w małżeństwo napierał, ani sam starosta Ociec jego łagodnemi namowami, i okrutnemi mękami. 14Ozwał sie bezbożny okrutnik Decjan, mówiąc do Świętego Wincentego, że miał wszystkę noc strawić na utrapieniu i mękach jego – ale on zaraz te słowa jego usłyszawszy, rzekł do niego: O niesczesny, aza ty nie wiesz, iżem ja tych potraw wszelką chęcią pożądał i czekał. Wiedzieli abowiem ci wszyscy i im podobni, iż podobne jest Królestwo Niebieskie Ziarnu gorczycznemu i kwasowi. Wiedzieli to od Apostoła Świętego, do Nieba zachwyconego, i słodkością Niebieską napełnionego – iż te maluchne i w oczemgnieniu przemijające utrapienia docześne, sprawują człowiekowi nieoszacowaną wagę Królestwa niebieskiego. I dlategoż ten zacny Apostoł i z drugiemi naśladowcami swojemi, tak sie cisnęli do tego Ziarnka gorczycznego, i do tego kwasu, iż kasawszy ręce swoje jednostajnym głosem wołali. 15A któż nas odłączy od miłości Bożej? utrapienie? czyli ucisk? czy głód? czy nagość? Oto w tych wszystkich rzeczach przewyciężamy, dla onego który nas umiłował, i jestem tego pewien, że ani śmierć, ani żywot, ani Aniołowie, ani przełożeństwa, ani siły, ani moczarstwa, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani potężność, ani wysokość, ani głębokość, ani żadne insze stworzenie, będzie nas mogło odłączyć od miłości Bożej, która jest w Jezusie Chrystusie Panie naszym. A cóż proszę wy na to mówicie, którzy sie na tę maluchną gorzkość Ziarneczka gorczycznego tak barzo marszczycie, którzy od tego kwasu tak barzo stronicie, którzy przykrego słowa nie chcecie znieść od Kaznodziejów i spowiedników waszych, gdy was strofują z grzechów i złości waszych? Maluchne to zaprawdę Ziarneczko gorczycne, by nawiętsze strofowanie Kaznodziejskie, względem onego strasznego strofowania, które Sędzia nasprawiedliwszy, pospołu ze wszystkim stworzeniem, na pomstę nieprzyjaciół swych uzbrojonym, będzie czynił przy ostatnim Sądzie swoim. Maluchna to troszeczka kwasu, którą podają Spowiednicy w zadawaniu pokuty, względem onego strasznego kwasu, którego zażywają, i na wieki zażywać będą wszyscy ludzie potępieni, a przedsię nigdy sie w nim nie dogryżą Królestwa niebieskiego, jako to sam Pogański Poeta przyznawa mówiąc o nich. Quam velent aetere in alto, Nunc & pauperiem & duros perferre labores.16 O jakoby radzi teraz na świat wyleźli, i radziby na nim znosili i ubóstwo i wszelakie prace. Zaprawdę aż nazbyt pieszczonemi jesteśmy, którzy dla niewysłowionej słodkości Królestwa niebieskiego, nie chcemy zgryść i przełknąć tak małych gorzkości i przykrości. Ale co mówię pieszczonemi, czemu nie raczej mam mówić bezrozumnemi i zapamiętałymi? 17którzy więtsze przykrości znosimy, zarabiając sobie na gniew Boży i na wieczne potępienie, a niżli na łaskę jego i Błogosławieństwo nieskończone. Powiedziano komuś że cię przeciwnik twój wspominał niedobrze, przed wielką kupą uczciwych ludzi. Ali on zaraz jako warem oblany i pryskiem posypany, albo raczej jako opętany porwał sie do Kartelusów, do odpowiedzi do wyzywania na pojedynek, do zbierania Żołnierzów i najmowania hajduków, aby sie mógł zemścić jednego słowa tak wielkim kosztem, i tak wielką utratą majętności swojej. A na cóż? Na to aby zastąpił, najechał, na to aby zelżył, na to aby zabił, na to aby zniszczył bliźniego swego, na co ma oczewiste Piekło dawno zapisane, jawnym Dekretem Sędziego nasprawiedliwszego, tak do wszystkich mówiącego. POWIEDZIANO STARYM nie będziesz zabijał. A kto by zabił będzie winien Sądu, ale ja wam powiadam że kto sie gniewa na brata będzie winien Sądu, a kto mu rzecze uszczypliwe słowo, będzie winien Kryminału Sejmowego, a kto mu rzecze głupcze, będzie winien ognia Piekielnego. A czegoż sie ty spodziewasz który zastąpisz, który najedziesz? który ranisz? który zabijesz? nie możesz sie spodziewać czego inszego, jedno onej nanieszczęśliwszej cząstki, z przeklętym desperatem Kaimem,18 który nie dbając na upominanie Boże, wywiódł w pole brata, i powstawszy przeciwko niemu zabił go okrutnie. Abowiem i ty nie kogo inszego zabijasz jedno własnego brata swego, który pospołu z tobą mówił: Ojcze nasz któryś jest w niebie, zabiłeś tego brata, którego sam przedwieczny Syn Boży nazwał bratem swoim mówiąc: KTO CZYNI wolą Ojca mojego który w niebie jest, ten jest bratem i siostrą i matką moją. A więc na tak straszne potępienie zarabiasz, tak wielkim kosztem, i tak wielką przewagą zdrowia swego? A na dostąpienie Królestwa niebieskiego – coś kiedy ważył temu podobnego? Iżaliś podał sztukę chleba głodnemu? albo kubek wody pragnącemu? Iżaliś dał koszulę albo siermięgę nagiemu, alboś sie przyłożył na wykupno pojmanemu? A te wszystkie rzeczy względem tamtych kosztów i utrat twoich, zaledwie mogą bydź przyrównane Ziarnu gorczycznemu. A przedsię ochotniejszym jesteś, gryść i żwać młyński kamień uporu swego,19 w wiezioro Piekielne siarką i smołą pałające pogrążającego, woliż gryść i żwać Cętnar ołowu, na którym siedzi nieprawość do Piekła wpychająca, a niżli gryść i żwać to maluchne Ziarneczko, w którym tak pewne jest Królestwo niebieskie, jakobyś go własnemi oczyma swojemi widział, bo sama istotna prawda każdego z nas w tym upewniła, mówiąc:20 ŁAKNĄŁEM nakarmiliście mię, pragnąłem napoiliście mię, byłem nagim przyodzialiście mię. Pódżciesz Błogosławieni Ojca mego, otrzymacie Królestwo które wam jest zgotowane od początku świata. A zaprawdę powiadam wam, że coście dla namniejszego z tych uczynili, dla mnieście uczynili.
Więc jeszcze powiedziano komuś, że jadą goście do W. M. Ali on zaraz: A cóż za goście? Oni dobrzy Kompanowie, z któremi W. M. zwykł zażywać dobrej myśli i uciesznej krotofile? Dziękujęści za tę miłą nowinę, i proszę cię abyś zwoławszy wszystkiej czeladzi, zakrzątnęliście sie około tego, jakoby dla nich nagotować złożenie, i wszelki dostatek jedzenia, i picia, tak dla nich samych jako i dla czeladzi i koni ich, i proszę abyście ich tak przypilnowali ażby miał każdy za swe. Ali skoro sie ich Mość ukażą, bieży przeciwko nim Pan gospodarz ze wszystkim Dworem swoim, wita z niskim ukłonem, dziękuje za tak wielką łaskę że go nie minęli, prosi aby sie jako narychlej rozgościli i do gotowych pokojów złożyli. A tymczasem sam biega po kuchniach, aby warzono, pieczono, nalewano, przynukano, Muzykę dobrej myśli przydawano, i wszystkich od namniejszego aż do nawiętszego ukontentowano. Co iżali może bydź bez wielkiego kosztu i nakładu? Żadnym sposobem, bo niemało pieniędzy trzeba na piwo, miody, wina, Małmazje, siła pieniędzy trzeba na wódki rozmaite i konfekty kosztowne, siła trzeba pieniędzy na Pieprze, Szafrany, Cynamony, Gwożdziki, i rozmaite przysmaki. A mięso Kury, Gęsi, Zwierzyny, i rozmaite jarzyny, iżali mogą przyść bez kosztu?21 A w tych tak wielkich biesiadach, i tych tak barzo nakładnych bankieciech, czegoż sie dojadają i dopijają roskośnicy tego świata? Nie czego inszego jedno onego wiecznego głodu i nieskończonego Pragnienia, które cierpi on nieszczęsny bogacz hojnie używający, i strojnie chodzący, który przez kilkanaście set lat, prosi o kropkę wody, na ochłodzenie spalonego języka swego, a nie może jej uprosić i nie uprosi na wieki nieskończone, ale zawsze brzmi nad nim głos Abrahama Patriarchy mówiącego: Pamiętaj synu żeś nabrał wiele dóbr za żywota twego, jużesz też teraz przez nich wytrwaj. Ale i on naświętszy potomek Abrahamów Jezus Chrystus w którym są błogosławione wszystkie narody wszystkiego świata. Upewnia wszytkich bankietników, iż te ich wielkie utraty nie wezmą od Boga zapłaty, gdy mówi:22 GDY SPRAWUJESZ obiad albo wieczerzą, nie wzywajże przyjaciół twoich, ani braci twojej, ani powinowatych, ani sąsiad, ani bogatych, bo mogą cię zaś do siebie zaprosić, i odczęstować, i stanieć to za oddanie. Ale gdy sprawujesz gody, wzówże ubogich, ułomnych, chromych i ślepych, a błogosławiony będziesz, abowiem nie mają czym oddać tobie – ale będzieć to odpłacono czasu Zmartwychwstania sprawiedliwych. A tu już teraz kożdy z was porachuj przeszłe rozchody twoje, a znajdziesz to nieomylnie, iżeś więcej wydał na pozyskanie piekła zbytkami, którycheś i sam używał, i drugich do pijaństwa i obżarstwa przymuszał, a na zarobek Zbawienia wiecznego, i dostąpienia Królestwa Niebieskiego, nie ważyłeś i jednego Ziarna gorczycnego, i trochy kwasu biednego. Więc to nie głupstwo? Więc to nie ślepota? Więc za to nie godzieneś tego, abyć gorczyce w nos natarto, i gębę kwasem nalano; nigdy tego nie znajdziesz we wszystkiem Piśmie Świętym, aby Królestwo Niebieskie miało bydź do łakotek tego obłudnego świata przyrównane. Przetoż nie czekajcie miodu, ani cukru, ani cynamonu. Bo aczkolwiek tego jest dosyć w śpiżarni Pana i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa, ale te rospustne i zbytkami napełnione czasy, samej gorczyce, i samego kwasu potrzebują.
Już już minęły one sczęśliwe czasy, których widział Jan Święty,23 Anioły zastępów Pańskich, na wdzięcznych lutniach grające. Już minęły one sczęśliwe czasy, kiedy Doktorowie Kościoła Bożego i Kaznodzieje jego, wdzięcznie przygrawali pobożnym ludziom, wykładając im tajemnice Pisma Świętego, i ciesząc ich na ostrej drodze Zbawiennej, pociechami Królestwa Niebieskiego. 24Już teraz nastąpiły one straszliwe czasy, których ciż Aniołowie zastępów Pańskich, muszą ręce swoje skłonić, do onych kubków i czasz napełnionych gniewu i zapalczywości Bożej, ukazując iż już są nachylone, i już sie z nich poczęły znacznie wylewać plagi Boże. Wołał niekiedy Izajasz Prorok na Kaznodzieje, aby skowali miecze swoje na lemiesze, a włócznie swoje na sierpy. Abowiem widział w Duchu Prorockim, iż pierwszy naśladowcy Chrystusowi, mieli sie zstać ziemią dobrą, i do niezliczonych pożytków Cnót Świętych, bez wielkiej pracej sposobną; ale teraźniejszym czasom opłakanym, więcej służą one słowa drugiego Proroka na Kaznodzieje i Kapłany wołającego: Ogłasajcie miedzy narody, poświęcajcie wojnę, wzbudzcie Moczarze niechaj wystąpią, i przystąpią mężowie wojenni, skujcie pługi wasze na miecze, a motyki wasze na włócznie. A czemusz to? Abowiem już teraz ludzie wzięli przymierze z onym wynależcą grzechu, który podniósł rękę swoję przeciwko Bogu, i twardym karkiem swoim tak sie uzbroił przeciwko niemu, że wszystko ciało jego zstało sie jako tarcze lite,25 tak barzo łuską obtoczone, iż dech namniejszy przez nie dobydź sie nie może. Te są niesczęśliwe czasy, których ludzie nabarziej przystali do tego, który za źdźbło poczyta sobie młot, i który pośmiewa sie z tego, który nań ciska drzewem, przy tym sie teraz ludzie grześni opowiedzieli, który żelazo waży sobie jako plewy, a miedź jako zpróchniałe drzewo. 26Więc podobno wodzowie ludu Bożego, mają miecze swoje skować na lemiesze, a włócznie swoje, na motyki. I owszem iść muszą do onej napotężniejszej wieże Dawidowej,27 która zbudowana jest z basztami swojemi, a tysiąc tarcz wisi na niej, i wszelki dostatek rynsztunku wojennego, aby tam mogli sobie dostać i miecza i włócznie, którymi by w pomocy i sile Bożej wojowali jako namocniej, przeciwko tak upornym i zatwardziałym ludziom, którzy sie nie dadzą zwyciężyć, ani wdzięcznemu natchnieniu Ducha świętego, ani łagodnym prośbom Spowiedników, ani łaskawemu upominaniu Kaznodziejów, ani obfitym Dobrodziejstwom Bożym.28 Za czym i sam Pan Bóg musi sie podobno rzucić do onego nasrozszego miecza, którym niekiedy groził mówiąc:29 JEŚLI WYOSTRZE JAKO ŁYSKAWICĘ MIECZ MÓJ, i jeśli porwie Sąd ręka moja, oddam pomstę nieprzyjaciołom moim, i tym którzy mnie mają w nienawiści nagrodzę. Napoję strzały moje krwią, i miecz mój pozrze mięsa wiele. Musi już teraz podobno Pan Zastępów porwać sie do onego strasznego oręża, którym grożąc wszystkiem grzesznikom, on grzesznik pokutujący, woła:30 Jeśli sie nie nawrócicie dobędzie Pan miecza swojego, i oto już łuk swój napiął, i nagotował, i nałożył strzały pałające, i wszystkie naczynia śmierci. A iż sie już to dzieje sami na oko widzicie. Abowiem oto Ociec miłosierdzia zstał sie Bogiem pomsty, i Bóg wszelakich pociech namnożył na krainę naszę wielkich nieprześpieczności. Bo już złości nasze, przeszły głowy wasze, już sie wzbiły wzgórę, już przeniknęły obłoki, i już doszły uszu Pańskich, i dlategoż woła na nas mówiąc:31 OTO JA IDĘ DO CIEBIE, A WYRWĘ MIECZ MÓJ Z POSZEW JEGO, i zabiję w tobie sprawiedliwego i niepobożnego, i wynidzie miecz mój z poszew swoich na wszelkie ciało, od południa, aż do północy, aby wiedziało wszelkie ciało, że ja Pan wyrwałem miecz swój, z poszew swoich, miecz wyostrzony i wymieczowany, który niechaj idzie, chociaj na prawą chociaj na lewą stronę, gdziekolwiek jest chęć oblicza jego. A ja będę klęskał rękami, aż sie wypełni zagniewanie moje – mówi Pan: Aza sie nie to już poczęło przez tak częste najazdy Tatarskie, którzy tak wiele ludzi pozabijali, i tak wiele w niewolą swoję Pogańską pobrali, którzy jeszcze nie otarszy szabel swoich ze krwie Chrześciańskiej, znowu sie zbierają, znowu się zmaczniają, znowu sie do granic przymykają, i rozmaite pogróżki czynią. A więc wam mają Kaznodzieje pochlebować? Więc was mają uprześpieczać. Niechaj ci pochlebiają i uprześpieczają, którzy zapomnieli srogiej groźby Bożej, że dusza przeglądacza będzie za duszę zginionego, jeśli nie przestrzeże wczas nieostrożnego.32 Niechaj pochlebują i uprzespieczają, ci którzy z daleka i przez spary patrzą na ten srogi miecz Pański, ale my którzy tu mieszkamy, którzy blask jego widzimy, którzy sztych jego w sercach naszych przez rozmaite trwogi czujemy, nie możemy w trąbę Pańską inaczej trąbić, jedno na trwogę i na wielkie a prawie oczewiste nieprzespieczeństwo, którym jesteśmy obróczeni, którego jeśli sie nie boicie, to znać że jesteście zapamiętałymi i strętwiałymi. Wiedzciesz o tym, że nie w miedzie ani w cukrze, ani w rozmaitych przysmakach zamknione jest Królestwo Niebieskie, ale w Ziarnku gorczycznym które ma w sobie przykrość i ostrość. A z tąd sie domyślajcie, albo raczej pewnie to wiedzcie, iż przez wielkie utrapienia trzeba nam wniść do Królestwa niebieskiego.33 Z czym sie i sam przeklęty Diabeł ozwał,34 który jest wypchniony z Królestwa niebieskiego. Abowiem gdy go czasu jednego w opętanym człowieku będącego, spytał Kapłan jeśliby też pragnął bydź znowu w Królestwie niebieskim, tak odpowiedział. Bym miał ciało tak bolesne jakie są ciała wasze, i gdyby mi wystawiono słup od ziemie do Nieba nabity brzytwami, i naostrzszymi kosami, i mieczami, tedybym sie podjął tego chodzić po nim od wierzchu na dół, a z dołu na górę, aż do sądnego dnia, gdybym tylko mógł znowu przyść, do onych pierwszych roskoszy. O słowa straszne, o słowa okropne, i wszystkie wnętrzności przenikające. Więc my na miejsce Aniołów chcemy wniść po miękkiej łące, i przechodzić sie miedzy wonnemi kwiatkami – a zły Anioł podejmuje sie drzeć do Nieba po słupie nabitym kosami i mieczami? Więc Anioła tak ślicznego za jeden grzech z Nieba zepchniono, i jako piorun do wiecznego potępienia wtrącono. A ciebie robaka ziemskiego, tysiąc grzechów na sobie mającego, i Pokuty żadnej nie czyniącego, puscza na miejsce jego? Tam ten sie podjąć chce tak wielkiego i długiego utrapienia, a nie chcą go puścić. A tobie ciężko kilka Paciorków zmówić, i kilka dni pościć i uderzyć sie w piersi kilka razy, a przedsię tuszysz sobie bydź w niebie. Nie tak by trzeba chodzić około Nieba, i nie tak by sie starać o Królestwo Boże, o którym Syn Boży powiedział35 – KRÓLESTWO NIEBIESKIE GWAŁT CIERPI, A GWAŁTOWNICY DOSTAWAJĄ GO. Co jeśli słodkość dobrego mienia doczesnego, słodzi nam wszystkie prace, trudności, nieprzespieczności, i dla biednej kopy puszczacie sie na rzeki i Morze, drzecie sie przez góry i lasy. Jeśli słodkość zwycięstwa i łupów nieprzyjacielskich, słodzi Żołnierzom srogie rany i okrutne śmierci, i nieznośne ciężary Wojenne. Jeśli miłość dziatek słodzi niewiastom nacięższe boleści rodzenia, czemusz nam nie ma słodzić tak małego Ziarneczka gorczycznego, i tej trochy kwasu, obeczność tak zacnego i wielkiego Królestwa Niebieskiego? Słabo zaprawdę rozumiemy o Królestwie niebieskim, i o pociechach jego podobno lekce go sobie ważąc z wierzchownego pozoru jego, iż go widziemy zamknionego w tym maluchnem Ziarneczku gorczycznym, i w tym wzgardzonym kwasie. Ale to niesłuśnie czynimy, gdyż wiele jest rzeczy małych które są u ludzi w wielkiej cenie i w wielkim poszanowaniu. 36Dosyć niewielki Diamencik, a przedsię za tak mały jako grochowe ziarnko, musi zań dać więcej niżeli za cały wóz sklenic prostych, chociaż się też zda Diament jakoby śkła trochę. 37Kleopatra za jednę Perłę dała dwieście pięćdziesiąt tysięcy czerwonych złotych. A cóż to za Perła tak droga, tak śliczna, tak kosztowna, na którą tak wielką sumę ważono? Dosyć by to wielka gdyby sie równała Włoskiemu orzechowi. A chociajby więtsza, a cóż to za wielkość do tak wielkiej sumy? 38Ale i krzemyczek by namniejszy wziąwszy w ręce dojdziesz tego samym dotknieniem że jest zimny, a przedsię będąc i maluchnym i zimnym, ma w sobie tak wiele ognia, iż mógłby nim spalić nawiętsze miasto, i wypalić nagęstsze lasy. A jeszcze tak skrycie ten ogień w sobie chowa, że chociajby we śrzodku Morza chciał go trzymać, jako nadłużej gasąc w nim ogień, nigdy tego nie dokażesz, i z skrytych żył jego ognia żadną wodą nie wygasisz. Nie bądźże takim prostakiem, abyś sie miał odrywać od Diamentu i Pereł że są małe, ażebyś sie miał łakomić na śkło wielkie. Wżdyć lepszy funt złota, niż Cetnar ołowu. Wżdyć lepsza jedna banieczka Balsamu, niż nawiętsza beczka mazi albo dziekciu, droższy jest worek Pieprzu niźli wantuch chmielu. Lepsze jedno ziarnko Bezuaru; a niźli sztuka opoki. Także też lepsze jest ziarnko gorczne maluchne i trochę kwasu, które w sobie mają niebo, aniżeli wszytkie cukry, i konfekty i przysmaki i roskoszy, które w sobie mają ponętę piekielną. Co barzo łacno mogę wywieść na obiedwie stronie niezliczonemi przykładami, które są potężniejsze, niźli słowa nawyśmienitsze. Abowiem on zacny Król i Prorok Dawid, nie w Cukrach any w Cynamonach, ani w Rozynkach dogryzał sie Nieba,39 ale w gorzkości wielkiej, i w kwaśnym kwasie, o czym tak sam o sobie mówi:40 Popiół jadłem jako chleb, a trunki moje mieszałem ze łzami. 41W gorzkości gorczycnej, i w kwaśnym kwasie dogrysł sie Nieba zacny Prorok Daniel, który nie jedząc chleba smakowitego, i nie dopusczając do ust swoich mięsa i wina, usłyszał to od Anioła: Jakoś postanowił w sercu swoim, abyś trapił samego siebie przed oblicznością Bożą, wysłuchane są słowa twoje. 42Ale i Judyt święta w czym sie dogryzła słodkości tak wielkiej łaski Bożej, nie w łakotkach i marnościach świata tego, ale iż młodość swoję uskramiała włosiennicą, i urodę swoję trapiła postami, krewkość swoję hamowała osobnością od ludzi, i modlitwami, i w tej gorczycy, i w tym kwasie, doczekała sie wyzwolenia od nieprzyjaciół Dusznych i cielesnych. 43W tym Ziarnku gorczycnym i w tym niesmacznym kwasie, dogryźli sie Niniwitowie nasłodszego Miłosierdzia Bożego, który był już na ich zbytki i roskoszy, i zuchwałstwa nagotował, i publikował srogą sententią Sprawiedliwości swojej. W tej gorzkiej gorczycy, i w tym kwaśnym kwasie dojedli sie Królestwa Niebieskiego. Apostołowie, Męczennicy, Pustelnicy, i wszyscy wybrani Boży, którzy przez wielkie utrapienia dostąpili wiecznego odpoczynienia. Ale i sam własny dziedzicz Królestwa niebieskiego, Jezus Chrystus, dogryzał sie smaku tak dalece w tym Ziarnku gorczycnym, i w tym kwasie, że uniżył samego siebie aż do śmierci, a śmierci krzyżowej. O czym dając znać swoim naśladowcom mówi, ukazując blizny ran swoich44 – TAK POTRZEBA BYŁO CHRYSTUsowi ucierpieć, i wniść do chwały swojej. A wy niezbędne roskoszy świeckie i cielesne co macie w sobie? Ukażcie nam teraz onę przeklętą dolą swoję, którą sam Pan Chrystus przeklina mówiąc:45 BIADA WAM KTÓRZY macie pociechy swoje na świecie. Biada wam którzy sie śmiejecie. Abowiem będziecie płakać. Biada wam którzy sie najadacie, abowiem będziecie łaknąć. Które słowa gdy słyszysz rozumiejże roskośniku, iż roskosz twoja jest podobna do jadowitej pszczoły, która na noszkach swoich ma trochę miodu, ale na końcu jadowite żądło. Podobna jest roskosz twoja obłudnemu niedżwiadkowi, który ma na sobie śierć miękuchną jakoby jedwabną, języczek ma jakoby z nagładszego atłaszu, głaszcze i liże łagodnością swoją zabawiając człowieka, szuka i maca nasposobniejszego miecza, którym by naszkodliwiej mógł wpuścić nieuleczoną truciżnę swoję. O jako pięknie tego zdradliwego Niedźwiadka wymalował Job Święty, który mówi:46 Czemu niepobożni żyją, podniesieni są i zmocnieni bogactwy. Nasienie ich trwa przed nimi, krewnych zastęp i wnuków przed oblicznością ich. Domy ich prześpieczne i spokojne, a rózga Boża nie postoi na nich, trzymają w ręku bęben i cytrę, i radują sie gdy usłyszą Regał, wyzywają dobrych dni. A cóż nad to łagodniejszego? ale patrz na truciżnę śmiertelną. A we mgnieniu do Piekła wstępują.47 Pojrzycie na nieszczęśliwą Sodomę, a niechaj zadrży serce wasze, iż sie nie postrzegli w onym łagodnym lizaniu Niedźwiadka przeklętego, i dali sie unieść roskoszom świata tego, i nie obaczyli sie jako jadem srogim wiecznego potępienia są zarażeni. Wspomnicie na niesczęsnego Bogacza w Piekle pogrzebionego, i pytajcie co za złości jego były, a inszych nie najdziecie, tylko że ustawicznie używał hojnie, i chodził strojnie,a nie dbał o chudzinę Łazarza. Nie czytasz żeby co komu wydarł, żeby co wylichwił, żeby wykrętami prawnemi odjął, a przedsię jest w płomieniu nieugaszonym w Piekle pogrzebiony, w którym jednej kropki ochłody uprosić nie mogąc, tak jest odprawiony. Wspomni Synu żeś wziął wiele dobrego za żywota twojego. Nie marszczysz sie tedy na tę gorczycę i na ten kwas, i niechaj was nie zdijmuje tesknica do garnców mięsa Egiptskiego, i do czosnku i cebule, ponieważ wiecie iż tamci nie weszli do ziemie obiecanej – ukazując to na sobie wszystkim roskośnikom że i oni nie wnidą do ziemie żywiących, do której sie napierając Król i Prorok woła, Panie cząstka moja niech będzie w ziemi żywiących. Podobno chcieliście sie porwać od tego kwasu i rzucić sie do słodkiego Wina. Cóż albo nie pamiętacie onych słów Prorockich.48 Biada wam którzy wstajecie rano na opilstwo, abyście pili do wieczora i abyście w nim gorzeli. Lutnia, i gęśle, i bęben, i pisczałka, i Wino na biesiadach waszych, a na sprawę Pańską nie pamiętacie, i nie oglądacie sie na uczynki rąk jego. Nie słuchajciesz tedy onego zdradliwego głosu roskoszników tego świata mówiących:49 Krótki i teskliwy jest czas żywota naszego, a nie masz ochłody na końcu człowieczym. Przetoż kochajmy sie w dobrach które mamy, a używajmy stworzenia póki jest w młodości, winem drogim i wonnymi maściami napełniajmy sie, a niechaj nam nie uchodzi kwiat czasu – wszędy zostawmy jakiekolwiek znaki wesela, boć to jest cząstka nasza. Abowiem o nich tenże Mędrzec mówi: Toć myślili ale sie barzo pomylili, i zaślepieni są w złościach swoich, a nie widzieli tajemnic Bożych. Cóż za pożytek odnieśli z roskoszy swoich? To co wiecznie dręczy – o czym sami dają znać wszystkim roskośnikom tak narzekając w ogniu wiekuistym.50 A cóż nam pomogła pycha, albo żeśmy sie chełpili z bogactw, cóż nam to wszystko pożytku przynioszło, przeszły te wszystkie rzeczy jako cień, i jako poseł który wprzód biega, i jako Okręt, który płynie po prędkiej wodzie, którego nie może znaleźć śladu, ani ścieszki dna jego, miedzy wałami, albo jako ptak, który leci po powietrzu, gdzie żaden znak nie znajduje sie drogi jego, jedno tylko szum skrzydeł, któremi rozpędza lekki wiatr, a potym żaden znak nie bywa znaleziony lecenia jego. Albo jako strzała wypusczona ku celowi naznaczonemu, kędy rozdzielone powietrze, tudziesz sie za nią zbiegło, że żaden nie wie ścia onej strzały. Tak i my urodziwszy sie, tudziesz przestaliśmy być, i nie mogliśmy żadnego znaku cnoty ukazać, ale we złościach naszych dokonani jesteśmy. Takowe rzeczy mówili w Piekle, ci którzy grzeszyli. Abowiem nadzieja człowieka niepobożnego jest jako mech, gdy go wiatr zachwyci. I jako pianka cieniuchna, która od nawałności bywa rozbita. I jako dym, który wiatr roznosi. I jako pamiotka gościa, który za jeden dzień odjedzie. A widzicie roskośnicy iż wasze roskoszy i pociechy w oczemgnieniu przemijają, a utrapienia następujące, aż na wieki trwają.
Obrzydzciesz tedy sobie te marne roskoszy cielesne, obrzydciesz sobie te marności tego obłudnego, i na wszystkich złościach położonego świata, a porwicie co rychlej ze wszelaką ochotą, to maluchne Ziarneczko gorczycne – w którym jest zamknione dziwną sprawą Bożą, tak wielkie Królestwo Niebieskie. Porwiciesz sie i do tego Kwasu, w którym tak wielkie słodkości Królestwa Niebieskiego są zmieszane, że ich oko nie widziało, ucho nie słyszało, i serce ogarnąć nie może, to co Bóg nagotował tym, którzy sie go boją, i którzy nosząc umartwienie Chrystusowe, przysposobiają sie do wiecznego odpoczynienia. Do którego mnie i was racz domieścić, Panie Boże Wszechmogący, rzeczmy wszyscy nabożnym sercem, AMEN.
1 KAZANIE TRZECIE.
2 Ps 73(72). [W książce mylnie „Pſalm: 22.” Przyp. JS.]
3 1 Kor 2. [W książce mylnie „Cor: 6.” Przyp. JS.]
4 W książce mylnie na tym miejscu przecinek, a właściwie ukośnik (/), służący wówczas jako przecinek. Przyp. JS.
5 Łk 22.
6 Mt 13.
7 Troje dziatek w Babilonie.
8 Dn 1.
9 Rehabitowie od nich wstrzemięźliwi.
10 Jr 35.
11 Ś. Cecylia gardziła roskoszami docześnemi.
12 Ś. Dorota na roskoszy niebieskie Różą i jabłkiem zawabiła Teofila.
13 Ś. Agnieszki przykład.
14 Przykład ś. Wincentego.
15 Rz 8.
16 Zdanie z Eneidy Wergiliusza: „Jak chcieli się wietrzyć na wysokości, tak teraz i biedę, i twarde znosić prace”. Przypis i tłumaczenie zdania z łaciny: JS.
17 Więcej niektórzy ludzie ważą na piekło niż na niebo.
18 Rdz 4.
19 Ap. [O kamieniu młyńskim – Ap 18,21, o jeziorze ognia i siarki – Ap 20,10. Przyp. JS.]
20 Mt 25.
21 W książce pomyłka: „koſzku”. Przyp. JS.
22 Łk 14.
23 Ap.
24 Kaznodzieja podobien Aniołom Pańskim.
25 Hi 41. [W ksiażce pomyłka: „Iob. 40.”; przytoczone słowa nawiązują do Hi 41,7-8. Przyp. JS.]
26 Kaznodzieje są wodzowie ludu Bożego.
27 Pnp.
28 W książce pomyłka, zamiast „Dobrodziejstwom” – „Dobrodźieyſtwow”. Przyp. JS.
29 Pwt 32.
30 Ps 7.
31 Ez 21.
32 Ez.
33 Dz 14.
34 Diabeł rad by znowu dostał roskoszy niebieskich.
35 Mt 11. [W książce pomyłka: „Matt: 12.” Przyp. JS.]
36 Diament.
37 Perła.
38 Krzemień.
39 W książce pomyłka: „dogryzał ſze Niebá”. Przyp. JS.
40 Ps 102(101).
41 Dn.
42 Jdt.
43 Niniwitowie.
44 Łk 24.
45 Łk 6.
46 Hi 21.
47 Ibidem.
48 Iz 5.
49 Mdr 1.
50 Mdr 5.
Źródło:
Gabriel Leopolita, Przysmaki dvchowne, gorczyca y kwas, Przedmieście Jaworskie 1619.
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski
sobota, 1 marca 2025
Śmierć z nieba i ziemi
Zobacz, jak inne jest spojrzenie na śmierć w duchowości od tego, jak jest ona postrzegana w naukach fizycznych.
Pan Jezus mówi o dziewczynce, które umarła, że nie umarła, ale śpi. Śmierć jest postrzegana przez ludzi wiary jako przejście, początek nowego życia, przeniesienie, przedsionek raju, ale też zapomnienie, oddalenie, opuszczenie, drętwota itp. Nauki biologiczne ujmują śmierć jako ustanie oddechu albo pracy mózgu. Jest to inna perspektywa. I jak można to porównywać? Te różne perspektywy działają tylko na zasadzie podobieństw. Przez podobieństwa obrazów z życia fizycznego możemy dojść do duchowej istoty zachodzących wydarzeń, a przez zrozumienie istotnego znaczenia duchowego wydarzeń fizycznych rzucamy na nie światło i czynimy sobie ziemię poddaną – doprowadzamy do przebóstwienia siebie i swojego środowiska – uszlachetniamy ziemię, czynimy ją żyzną.
niedziela, 9 lutego 2025
niedziela, 2 lutego 2025
(138) Żywoty Świętych: Andrzej Świerad
Żywot Ś. Jędrzeja Polaka pustelnika,
Zorardka abo Zorawka nazwanego –
pisany od błogosławionego Maura Biskupa Pięćkościelskiego. Żył jako mniemam, około roku Pańskiego 980. Surius Tom. 3.1
Gdy król Stefan w Pannoniej abo ziemi Węgierskiej wiarę Chrystusowę rozmnażał – na początku póki się jeszcze służba jednego Boga dobrze nie rozkwitnęła, wiele z rozmaitych stron księżej i zakonników do Węgier bieżało do Króla onego, jako do ojca – nie z potrzeby swej której – ale żeby mu wesela onego, z nowego ludu do Chrystusowej światłości nawróconego, pomagali, i królowi więtszą myśl czynili. Miedzy inemi, przyszedł też z Polski Zorawek abo Zorardus niejaki – stanu podłego wiejskiego – ale darów Bożych wysokich i wielkich pełen. Ten się prosił do klasztoru Sobór abo Zbór nazwanego, w powiecie Nitreńskim, u Opata Filipa. Przyjął go i dał mu imię Jędrzej. Oblókszy się, i nieco tam miedzy bracią pomieszkawszy – umyślił pustelniczy żywot wieść – i obrawszy sobie jedno miejsce puste, i od ludzkiego towarzystwa dalekie – wielkim nabożeństwem i udręczeniem ciała swego, łaski Bożej szukał, tak jako mi uczeń jego Benedykt powiadał. Ja Maurus, teraz za miłosierdziem Bożym Biskup, na ten czas byłem małym żakiem, i widziałem tego dobrego człowieka – ale jaki był żywot jego, nieświadomem był sam, jedno to co piszę, od tego mam Benedykta, który często tu do naszego klasztoru świętego Marcina przychodził. 2Powiadał iż ten Jędrzej na ustawicznej modlitwie we dnie i w nocy, i na robocie ręcznej bawiąc się, czwartego tylko dnia jadł. 3A gdy post wielki przyszedł, brał od Filippa Opata czterdzieści orzechów, i na nich przestając, dnia zmartwychwstania Pana naszego z weselem czekał. A przedsię jako w inne dni robił, chociaż on orzech nie tylko ciała nie posilał, ale i ducha ku zemdleniu przywodził – wszakże ile mu czasu od modlitwy zbywało, wszytek na robocie strawił. Raz wziąwszy siekierę, na puszczą daleko zaszedł, drzewa ku robocie słusznego szukając. Tam prze wielkie i ciasne poszczenie i trudzenie, omdlał, i jako umarły leżał. 4I przyszedł do niego młodzieniec piękny, znać dobrze było z pojźrzenia, gdy nań jako przez sen patrzył, iż był Anioł Boży – który go na jakiś wóz włożył, i do chałupki jego zawiósł.
Gdy go ona mdłość minęła, a k sobie przyszedł, poznał co za miłosierdzie nad nim uczynił Pan Bóg – powiedział to swemu Benedyktowi, obwięzując go pod przysięgą, aby nikomu póki on żyw, nie powiedział. 5Po pracej jego dziennej, takie było odpoczynienie nocne, które nie mogło się zwać odpoczynieniem, ale raczej strudzeniem. Miał pień jeden trzciną ostrą wkoło ostrożony, i na nim siedząc, odpoczywał w nocy – a jeśli się we śnie na którą stronę pochylił, na ostrą trzcinę padszy, i na niej się zraniwszy, obudzić się musiał. A k temu wieniec sobie z drewna uczynił, na którym cztery kamienie przywiązał, ze czterech stron, i tak w nim siedząc spał. Skoro się na którąkolwiek stronę głowa pochyliła, kamień w nię uderzył a sen z ciała wypłoszył. Tak był ku służbie Bożej ustawicznej gorący, iż czasu na spaniu tracić nie chciał, i swoje ludzkie przyrodzenie Anielskiemu, ile być mogło, przyrównając, nieustawającym pieniem chwalić chciał stworzyciela swego. O błogosławionysz to wieniec, za który sobie wieczną onę koronę, takiego męczeństwa dla Chrystusa, z wielkiej miłości ku niemu wysługował. Niesłychane wyznanie, które tak sobie drogo wieczne królestwo szacowało – ani pokarm, ani odpoczynienie, od słodkości niebieskiej oderwać go nie mogło, i nieprzyjaciel narodu ludzkiego, sidła łowu swego zawadzić oń nie mógł.
6To mam z tego Benedykta ucznia jego, który po nim przez trzy lata ciasny żywot, na wzór mistrza swego, wiodąc – od rozbójników, którzy mniemali aby wiele pieniędzy u niego naleść mogli, nad rzekę Wagę zaprowadzony, zamordowany jest. Ciała jego długo szukano – naleść się nie mogło – aż gdy obaczono, iż orzeł u onego brzegu nad Wagą, jakoby czego strzegąc, przez rok cały siedział – puścili na dno jednego człowieka, który całe, tak jakoby świeżo umarłe ciało, nalazł. Ostatek o tym Jędrzeju świętym, Filip mi opat, ten który go oblókł w zakonne szaty, powiadał. 7Gdy miał umrzeć, prosił tych którzy przy nim byli, aby go po śmierci nie zwłóczyli, pókiby Opat Filip, po którego już był posłał, nie przyszedł – który nim przyszedł, umarł – i obmywając święte ciało jego, nalazł na nim mosiądzowy łańcuch – który tak daleko się już był w ciało wpił, iż skórą porósł, a obaczyć go był nie mógł – jedno iż na brzuchu, węzeł widać było. 8Dziwna rzecz iż na wierzchu zarósł, a wewnątrz aż do kości przechodząc, wnętrzności psował, i gdy go wyciągał, gruchotały kości w ciele onym. Miałem połowicę łańcucha tego – ale gdy książę bogobojne Gejsa, ode mnie go pilnie prosił – broniciem mu go nie mógł.
Czasu jednego na onej pustyniej gdzie mieszkał ten święty, rozbójnicy się powadzili, i jeden drugiego barzo ranił – a uspokoiwszy się, nieśli rannego do chałupki, w której święty Jędrzej mieszkał – ale nim do niej doszli, on ranny w ręku ich umarł – jednak go w niej położyli, chcąc go nazajutrz pogrześć. 9Przyjdą nad nadzieję, najdą go żywego, i zlększy się, poczęli uciekać, a on na nie zawołał: nie uciekajcie bracia, ś. Jędrzej mię mocą Bozką wskrzesił. Oni się wracając płakali nad nim, i mówiąc mu aby z nimi szedł, powiedział – iż z onej chałupki do śmierci swej wychodzić nie chciał, aby za swe grzechy pokutę czynić mógł – i onych także upominał, aby złego onego rzemięsła przestali.
Drugi także cud jego po śmierci, tenże mi Filip oznajmił. W mieście Hitriej mieście, jeden był zdany na szubienicę, i obieszony – a po chwili, gdy ludzie odeszli jako umarłego, przyszedł zdrów do Opata Filippa – 10i powiadał mu jako za zasługą świętego Jędrzeja Zorawka, w miłosierdziu Bożym wybawion był. Miałem go, powiada, w sercu i w uściech, i prosiłem o jego przyczynę do Pana Boga – i skoro mię z drabiny zepchniono, on mię podźwignął i trzymał – i skoro ludzie odeszli, odwiązał mię ręką swoją, i puścił. O jako to wielki u Pana Boga człowiek, który niewidomie miedzy Anioły królując, widome dobrodziejstwa ludziom czyni, mocą i wolą Boga w Trójcy jedynego – którego zwycięstwo i państwo na wieki wiekom. Amen.
11Mniemałem, aby o tym świętym, swojej krwie, Polacy nie wiedzieli – ale gdym tenże żywot jego nalazł w Legendach Krakowskich – poznałem pilność i nabożeństwo przodków naszych ku świętym Bożym, z którego też naśladowanie ich tak wielkich cnót pochodziło. Boże daj też nam ich śladem chodzić. Żywota tak ciasnego i srogiego w tych stronach, nigdy słychać nie było – aby na czterdzieści orzechach dni czterdzieści wypościć kto mógł – abo taki wrosły w ciało łańcuch, nosić aż do śmierci – co acz rzecz jest nad siłę przyrodzoną – wszakże u onych ojców w Tebaidzie, i w Egipcie, i w Scetys, tacyż się najdowali, i już się tu o niektórych wypisało. Mówią drudzy, iż takie posty i cielesne utrudzenia, łacniejsze były w onych stronach ciepłych, i powietrzu zdrowym, i kompleksjach, onej strony na to sposobniejszych – ale gdy oto widzim, iż i Polska kompleksja w powietrzu nam bliskim, to jest w Węgrzech, to wytrwała – nie tak sama z siebie, jako z daru Bożego – próżno się podobno tym wymawiać. W takich utrudzeniach, nad wytrwanie pospolitego biegu przyrodzenia ludzkiego, dwie rzeczy mieli Święci Boży: 12dobre serce, i wielką chuć do ucierpienia dla imienia Chrystusowego, a osobną do tego pomoc i łaskę Bożą. Nie iżby w niejedzeniu (co i czarci mogą) abo w morzeniu samych siebie, i traceniu zdrowia (co desperaci i ludzie rospaczający, i zuchwalcy czynią) nabożeństwo swe pokładali – ale iż cierpieć co dla Chrystusa, a na tym miłość swoję ku niemu pokazać, z gorącej chuci ku niemu chcieli. Do tej chuci ich i tak dobrego a prostego serca, przystępowała łaska Boża mniejsza abo więtsza, jaką sam Pan Bóg zamierzył – udzielając każdemu jako on sam chce13 – jednemu na trzy dni, drugiemu na cztery, na pięć i dziesięć dni, i dalej, nad przyrodzone przemożenie, daru na post i trudzenie cielesne użycza. Niechże jedno na chuci naszej nie schodzi, i miłości ku Panu, która wielkie rzeczy czynić i cierpieć dla niego chce – ostatek damy na łaskę jego – chciejmy wiele dla niego cierpieć, głodu i trudzenia, a na tym przestaniem, ile siły i łaski do tego dać będzie raczył – na dzieńli, na dwali, na tyle a tyle, &ć. Wedle talentu abo pięciorakiego, abo dwojakiego, abo pojedynkowego.
1 Tegoż dnia szóstego Maja.
2 Czwartego dnia jadał.
3 Orzech jeden na dzień w wielki post tylo jadał.
4 Anioł go omdlałego do chałupki doniósł.
5 Sen patrz jako pracą zwyciężał.
6 Benedykta jego towarzysza śmierć okrutna.
7 Śmierć Zorawkowa.
8 O dziwne strudzenie i męczeństwo.
9 W komórce jego umarły rozbójnik, ożywiony.
10 Przyczyna ś. Zorawka drugi złodziej od szubienice wolny został.
11 Obrok duchowny.
12 Czemu święci tak wielkie utrudzenia ciała swego czynią.
13 1 Kor 12.
Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski
Por. Spis świętych.
niedziela, 26 stycznia 2025
Prawdy
Prawdy duchowe nie przeczą prawdom fizycznym, ale je przekraczają. Jednak prawdy fizyczne znajdują swoje potwierdzenie w prawdach duchowych. Dlatego teologia może przyjąć wszystkie nauki fizyczne świata jako w pewnej mierze prawdziwe. Te nauki fizyczne są dla ludzi czysto użyteczne. Ludzie coś mierzą, nazywają i mogą z tego robić użytek – zdobywać pożywienie, środki do życia, do rozwijania wiedzy itd. Teologia niczemu temu nie będzie przeczyła, bo sam Bóg cieszy się wzrostem swoich dzieci we wszelkiej mierze. Dał przecież ludziom ziemię, aby czynili ją sobie poddaną, dał im rozum, którego mają używać. Czynienie ziemi poddaną to także zdobywanie wiedzy o niej. Różne wnioski wypływające z odkryć ludzkich zmysłów i umysłów nie będą więc sprzeczne z Bożą nauką, bo sam Bóg pobudza ludzi do poznawania. Sprzeczne będzie, gdy te ludzkie odkrycia uznane zostaną za prawdy ostateczne, jakby duchowe, albo gdy te wnioski będą prowadziły do jakiegoś zła. To byłoby bałwochwalstwo albo odstępstwo.
niedziela, 19 stycznia 2025
(167) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Spotkanie z Zacheuszem
1 Καὶ εἰσελθὼν διήρχετο τὴν Ἰεριχώ. 2 Καὶ ἰδοὺ ἀνὴρ ὀνόματι καλούμενος Ζακχαῖος, καὶ αὐτὸς ἦν ἀρχιτελώνης καὶ αὐτὸς πλούσιος· 3 καὶ ἐζήτει ἰδεῖν τὸν Ἰησοῦν τίς ἐστιν καὶ οὐκ ἠδύνατο ἀπὸ τοῦ ὄχλου, ὅτι τῇ ἡλικίᾳ μικρὸς ἦν. 4 καὶ προδραμὼν εἰς τὸ ἔμπροσθεν ἀνέβη ἐπὶ συκομορέαν ἵνα ἴδῃ αὐτὸν ὅτι ἐκείνης ἤμελλεν διέρχεσθαι. 5 καὶ ὡς ἦλθεν ἐπὶ τὸν τόπον, ἀναβλέψας ὁ Ἰησοῦς εἶπεν πρὸς αὐτόν· Ζακχαῖε, σπεύσας κατάβηθι, σήμερον γὰρ ἐν τῷ οἴκῳ σου δεῖ με μεῖναι. 6 καὶ σπεύσας κατέβη καὶ ὑπεδέξατο αὐτὸν χαίρων. 7 καὶ ἰδόντες πάντες διεγόγγυζον λέγοντες ὅτι παρὰ ἁμαρτωλῷ ἀνδρὶ εἰσῆλθεν καταλῦσαι. 8 σταθεὶς δὲ Ζακχαῖος εἶπεν πρὸς τὸν κύριον· ἰδοὺ τὰ ἡμίσιά μου τῶν ὑπαρχόντων, κύριε, τοῖς πτωχοῖς δίδωμι, καὶ εἴ τινός τι ἐσυκοφάντησα ἀποδίδωμι τετραπλοῦν. 9 εἶπεν δὲ πρὸς αὐτὸν ὁ Ἰησοῦς ὅτι σήμερον σωτηρία τῷ οἴκῳ τούτῳ ἐγένετο, καθότι καὶ αὐτὸς υἱὸς Ἀβραάμ ἐστιν· 10 ἦλθεν γὰρ ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου ζητῆσαι καὶ σῶσαι τὸ ἀπολωλός. (Łk 19,1-10)
Widzę wielki plac, który wygląda na targowisko, zacieniony palmami i innymi drzewami, niższymi i liściastymi. Palmy wyrosły tu i tam, bezładnie, i kołyszą liściastymi czuprynami, uginając się pod wpływem ciepłego i silnego wiatru. Wzbija on czerwonawe tumany pyłu, jakby przychodził z pustyni lub co najmniej z ziem nieuprawnych, czerwonawych. Inne zaś drzewa formują rodzaj długiego zacienionego portyku wzdłuż obrzeży placu. Pod nim schronili się sprzedawcy i kupujący. Wrzawa, wielki ruch i krzyk...
W jednym kącie placu, dokładnie tam, gdzie kończy się droga, znajduje się główny punkt pobierania podatków. Są wagi i miary, ławka. Siedzi na niej niewysoki mężczyzna. Pilnuje, obserwuje, kasuje. Wszyscy rozmawiają z nim, jakby był bardzo znany. Dowiaduję się, że to Zacheusz, poborca. Wielu go woła. Jedni, aby mu postawić pytania o wydarzenia w mieście, a są to cudzoziemcy, inni – aby mu zapłacić podatek. Wielu dziwi się, widząc go zmartwionego. Rzeczywiście, wygląda na roztargnionego i pochłoniętego jakąś myślą. Odpowiada pojedynczymi sylabami, a czasem – znakami. To dziwi wiele osób i można wywnioskować, że Zacheusz jest zwykle rozmowny. Ktoś pyta, czy się źle czuje, czy ma chorych krewnych. On jednak zaprzecza. Dwa razy okazuje żywe zainteresowanie. Po raz pierwszy wtedy, gdy stawia pytania dwóm mężczyznom, przychodzącym z Jerozolimy. Mówią o Nazarejczyku, opowiadają o Jego cudach i nauczaniu. Wtedy Zacheusz stawia liczne pytania:
«Czy naprawdę jest taki dobry, jak się opowiada? Czy Jego słowa pokrywają się z tym, co robi? Czy miłosierdzie, jakie głosi, okazuje potem naprawdę? Wobec wszystkich? Nawet wobec celników? Czy to prawda, że nikogo nie odrzuca?...»
Słucha i rozmyśla.
Za drugim razem [okazuje zainteresowanie wtedy, kiedy] ktoś wskazuje na brodatego mężczyznę, który mija ich na swym ośle, obładowany sprzętami.
«Widzisz, Zacheuszu? To Zachariasz. Trędowaty. Dziesięć lat żył w grobie. Teraz jest zdrowy. Kupuje sprzęty do swego domu opustoszałego z nakazu Prawa, kiedy jego i rodzinę ogłoszono trędowatymi».
«Zawołajcie go» [– prosi Zacheusz.]
Zachariasz wraca.
«Byłeś trędowaty?» [– pyta Zacheusz.]
«Tak, a ze mną moja małżonka i dwoje naszych dzieci. Najpierw rozchorowała się moja żona. Nie od razu to zauważyliśmy. Dzieci zaraziły się śpiąc przy matce, a ja – zbliżając się do mojej żony. Wszyscy byliśmy trędowaci! Kiedy ludzie to spostrzegli, wyrzucili nas z wioski... Mogli nas zostawić w naszym domu. Był ostatni... przy końcu drogi. Nie sprawialibyśmy im kłopotu... Już zapuściliśmy żywopłot wysoko, bardzo wysoko, aby nas nawet nie widziano. To już był grób... ale dom... Przepędzono nas. Precz! Precz! Żadna inna wioska nas nie chciała. To było słuszne! Skoro nie przyjęła nas nawet nasza. Zamieszkaliśmy blisko Jerozolimy, w pustym grobie. Tam wielu jest nieszczęśliwych. Dzieci umarły w chłodzie groty. Choroba, zimno i głód szybko je zabiły... Dwaj chłopcy... Byli piękni przed chorobą, silni i piękni, brunatni jak dwa sierpniowe owoce morwy, kędzierzawi, żywi. Stali się jak dwa szkielety pokryte ranami... Bez włosów, z oczyma zamkniętymi strupami. Z ich małych stóp i dłoni opadały białe łuski. Moje dzieci na moich oczach zamieniały się w proch!... Tamtego ranka, gdy umarły w niewielkim odstępie czasu, już nie przypominały ludzi... Pogrzebałem je pośród krzyków matki, pod warstwą ziemi i licznych kamieni, jak martwe zwierzęta... Po kilku miesiącach zmarła matka... I zostałem sam...
Czekałem na śmierć. Ja nie miałbym nawet dołu wykopanego rękami ludzi... Byłem niemal niewidomy, gdy pewnego dnia przechodził Nazarejczyk. Z mojego grobu zawołałem: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Jakiś żebrak, który nie bał się przynosić mi swego chleba, powiedział, że On go uzdrowił ze ślepoty, kiedy wezwał Nazarejczyka takim okrzykiem. I mówił: „On mi nie tylko przywrócił oczy, lecz także wzrok duszy. Ujrzałem, że On jest Synem Bożym, i wszystko widzę dzięki Niemu. To dlatego nie uciekam przed tobą, bracie, lecz przynoszę ci chleb i wiarę. Idź do Chrystusa. Niechaj Go jeszcze jeden błogosławi”.
Nie mogłem chodzić. Moje stopy, owrzodzone aż do kości, nie pozwalały mi chodzić... A poza tym... zostałbym ukamienowany, gdyby mnie ujrzano. Pozostałem, nasłuchując Jego nadejścia. On często przechodził, udając się do Jerozolimy. Pewnego dnia dostrzegłem – na tyle, na ile mogłem ujrzeć – tuman kurzu na drodze i tłum. I usłyszałem okrzyki. Dowlokłem się na szczyt wzgórza, gdzie były groty grobowe. Kiedy mi się zdawało, że jasnowłosa, odkryta głowa zabłysła pośród innych, przykrytych, zawołałem głośno ze wszystkich sił. Zawołałem trzy razy, aż usłyszał mój krzyk.
Odwrócił się, zatrzymał. Podszedł sam. Doszedł w pobliże miejsca, w którym się znajdowałem, i spojrzał na mnie. Piękny, dobry, jaki głos, uśmiech!... Powiedział:
„Co chcesz, abym ci uczynił?”
„Chcę zostać uzdrowiony”.
„Wierzysz, że to mogę?” Dlaczego?” – zapytał mnie.
„Bo Ty jesteś Synem Bożym”.
„Wierzysz w to?”
„Wierzę – odpowiedziałem – Widzę Najwyższego jaśniejącego w całej Swej chwale nad Twoją głową. Synu Boga, ulituj się nade mną!”
Wyciągnął rękę. A Jego twarz była samym ogniem. Jego oczy przypominały dwa lazurowe słońca. Powiedział: „Chcę. Bądź oczyszczony” – i pobłogosławił mnie z uśmiechem!... Ach! Z jakim uśmiechem! Odczułem siłę, która wchodziła we mnie jak miecz ognisty wnikający i szukający mojego serca, zagłębiający się w moje żyły. Serce, które było tak chore, odnalazło swą [siłę], jaką miałem w dwudziestym roku życia. Krew, która już zlodowaciała w moich żyłach, stała się ciepła i żywa. Już nie [czułem] bólu ani słabości, ale radość, radość!... On na mnie patrzył i uszczęśliwiał Swym uśmiechem. Potem powiedział: „Idź i pokaż się kapłanom. Ocaliła cię twoja wiara.” Wtedy zrozumiałem, że jestem uzdrowiony. Spojrzałem na moje ręce, nogi. Nie było już ran. Tam, gdzie miałem [wcześniej] odkryte kości, skóra była różowa i świeża. Pobiegłem do strumienia i przejrzałem się w nim. Moja twarz też była czysta. Byłem czysty! Byłem oczyszczony po dziesięciu latach koszmaru!... O! Dlaczego nie przechodził wcześniej, w tych latach, kiedy moja żona i moje dzieci żyły? Uzdrowiłby nas. Teraz, widzisz? Robię zakupy do mojego domu... Ale jestem sam!»
«Więcej Go nie widziałeś?» [– pyta poborca.]
«Nie. Ale wiem, że On jest w tych stronach, i specjalnie tu przybyłem. Chciałbym Go jeszcze raz pobłogosławić i żeby On mnie pobłogosławił, abym miał siłę w mojej samotności».
Zacheusz spuszcza głowę i milczy. Rozstają się.
Mija czas. Panuje coraz większy upał. Targowisko pustoszeje. Poborca podatkowy rozmyśla, podpierając głowę dłonią i siedząc na swej ławce.
«Oto Nazarejczyk! To On!» – wołają dzieci, wskazując główną ulicę.
Niewiasty, mężczyźni, chorzy, żebracy wybiegają Mu z pośpiechem na spotkanie. Plac pozostaje pusty. Jedynie muły i wielbłądy przywiązane do palm pozostają na swoich miejscach, a Zacheusz – na swej ławce.
Ale potem wstaje i wchodzi na ławkę. Jeszcze nic nie widzi, bo wiele osób zerwało gałęzie i wymachują nimi na powitanie Jezusa, pochylającego się nad chorymi. Wtedy Zacheusz zdejmuje płaszcz i zostaje w samej tylko krótkiej tunice. Wspina się na jedno z drzew. Nie bez trudu wchodzi na gruby i śliski pień, obejmując go z wysiłkiem krótkimi nogami i ramionami. Ale udaje mu się. Siada okrakiem na dwóch gałęziach jak na balkonie. Nogi zwisają mu z tej balustrady, on zaś pochyla się zginając w pasie jak ktoś, kto jest w oknie i wygląda.
Tłum wchodzi na plac. Jezus podnosi głowę i uśmiecha się do samotnego widza siedzącego na gałęzi. Nakazuje:
«Zacheuszu, zejdź zaraz. Dziś zostaję w twoim domu».
Zacheusz po chwili osłupienia, z twarzą zaczerwienioną od emocji, spada na ziemię jak worek. Jest wzruszony. Nie umie skończyć ubierania się. Zamyka rejestry i kasę gestami, które chciałby przyśpieszyć, lecz te się spowalniają. Ale Jezus jest cierpliwy. Czekając na niego, głaska dzieci.
W końcu Zacheusz jest gotowy. Podchodzi do Nauczyciela i prowadzi Go do pięknego domu, otoczonego rozległym ogrodem, znajdującego się pośrodku miejscowości. To piękna miejscowość, właściwie – miasto. Jerozolima jest od niego nieco większa, może nie tyle z powodu rozległości, ile przez [wielkość] zabudowań.
Jezus wchodzi. W czasie oczekiwania na przygotowanie posiłku zajmuje się chorymi i zdrowymi. Z cierpliwością... do jakiej tylko On sam jest zdolny.
Zacheusz chodzi tam i z powrotem, zadając sobie wiele trudu. Nie posiada się z radości. Chciałby porozmawiać z Jezusem, lecz wciąż otacza Go tłum ludzi. W końcu Jezus żegna wszystkich mówiąc: «Teraz idźcie do swoich domów. Powróćcie o zachodzie słońca. Pokój niech będzie z wami».
Ogród pustoszeje. Posiłek jest podawany w pięknej i chłodnej sali wychodzącej na ogród. Zacheusz wszystko pięknie przygotował. Nie widzę członków jego rodziny, więc myślę, że Zacheusz był sam, otoczony jedynie wielką liczbą sług.
Przy końcu posiłku uczniowie rozpraszają się w cieniu krzewów, aby odpocząć. Zacheusz pozostaje z Jezusem w chłodnej sali. A nawet na jakiś czas Jezus zostaje sam, gdyż Zacheusz oddala się, jakby chciał dać wytchnienie Jezusowi. Jednak potem powraca i spogląda, odchylając nieco zasłonę. Widzi, że Jezus nie śpi, lecz rozmyśla. Podchodzi więc. Ma w ramionach ciężką skrzynię. Kładzie ją na stole, przed Jezusem, i mówi:
«Nauczycielu... Mówiono mi o Tobie jakiś czas temu. Pewnego dnia, na górze, mówiłeś o wielu prawdach, o których nasi doktorzy nie potrafią już mówić. To zostało mi w sercu... i odtąd myślę o Tobie... Potem mi powiedziano, że jesteś dobry i że nie odrzucasz grzeszników. Ja jestem grzesznikiem, Nauczycielu. Powiedziano mi, że uzdrawiasz chorych. Ja mam chore serce, bo okradałem, bo pożyczałem na procent, bo byłem [człowiekiem] występnym, złodziejem, twardym wobec biednych. Ale oto teraz jestem uzdrowiony, bo przemówiłeś do mnie. Podszedłeś do mnie i demon zmysłowości i bogactwa uciekł. Od dziś należę do Ciebie, jeśli mnie nie odrzucisz. Żeby Ci pokazać, że się rodzę na nowo w Tobie, oto wyzbywam się bogactw nieuczciwie nabytych. Daję Ci połowę mego majątku, dla ubogich. Drugą połową posłużę się, aby zwrócić poczwórnie to, co wziąłem podstępnie. Wiem, że oszukiwałem. A potem, po oddaniu każdemu tego, co do niego należy, pójdę za Tobą, Nauczycielu, jeśli mi na to pozwolisz...»
«Chcę tego. Chodź. Przyszedłem ocalać i przyzywać do Światła. Dziś Światłość i Zbawienie przybyły do domu twego serca. Tam, pod portykiem, są [ludzie], którzy szemrzą, że cię ocaliłem, zasiadając z tobą do uczty. Zapominają, że ty, tak samo jak oni, też jesteś synem Abrahama i że Ja przyszedłem zbawić to, co było zgubione, i dać Życie tym, których duch był umarły. Chodź, Zacheuszu. Pojąłeś Moje słowo lepiej niż wielu tych, którzy idą za Mną jedynie po to, aby móc Mnie oskarżać. Zatem odtąd będziesz ze Mną». (IV, cz. 3, 106: 17 lipca 1944. A, 3091-3100)
Vedo una vasta piazza, pare un mercato, ombrosa di palme e di altre piante più basse e fronzute. Le palme crescono qua e là senza disciplina e ondeggiano il ciuffo delle foglie che crepitano ad un vento caldo e alto, che solleva un polverume rossastro come venisse da un deserto, o per lo meno da luoghi incolti, di terra rossastra. Gli altri alberi, invece, fanno come un porticato lungo i lati della piazza, un porticato d’ombra, e sotto si sono rifugiati venditori e compratori in una gazzarra irrequieta e urlante.
In un angolo della piazza, proprio là dove la via principale sfocia, vi è un primordiale ufficio di gabella. Vi sono bilance e misure, un banco a cui è seduto un ometto che sorveglia, osserva e riscuote, e col quale tutti parlano come fosse conosciutissimo. So essere Zaccheo il gabelliere, perché molti lo chiamano, chi per interrogarlo sugli avvenimenti della città, e sono i forestieri, e chi per versargli le loro tasse. Molti si stupiscono della sua preoccupazione. Infatti pare distratto e assorto in un pensiero. Risponde a monosillabi e delle volte a cenni. Cosa che stupisce molti, perché si capisce che solitamente Zaccheo è loquace. Qualcuno gli chiede se si sente male, oppure se ha parenti malati. Ma egli nega.
Solo due volte si interessa vivamente. La prima, quando interroga due che vengono da Gerusalemme e che parlano del Nazareno, raccontando miracoli e predicazione. Allora Zaccheo fa molte domande: «È proprio buono come lo dicono? E le sue parole corrispondono ai fatti? La misericordia che Egli predica la usa poi realmente? Per tutti? Anche per i pubblicani? È vero che non respinge nessuno?». E ascolta e pensa e sospira. Un’altra volta è quando uno gli accenna ad un uomo barbuto che passa sul suo asinello carico di masserizie. «Vedi, Zaccheo? Quello è Zaccaria il lebbroso. Da dieci anni viveva in un sepolcro. Ora, guarito, ricompra gli arredi per la sua casa vuotata dalla Legge quando lui e i suoi furono dichiarati lebbrosi».
«Chiamatelo».
Zaccaria viene.
«Tu eri lebbroso?».
«Lo ero, e con mia moglie e i miei due bambini. La malattia prese la donna per prima e non ce ne accorgemmo subito. I bambini la presero dormendo sulla madre e io nell’accostarmi alla mia donna. Tutti lebbrosi eravamo! Quando se ne accorsero ci mandarono via dal paese… Avrebbero potuto lasciarci nella nostra casa. Era l’ultima… in fondo alla via. Non avremmo dato noia… Avevo già fatto crescere la siepe alta alta, perché neppure fossimo visti. Era già un sepolcro… ma era la nostra casa… Ci hanno mandati via. Via! Via! Nessun paese ci voleva. È giusto! Neanche il nostro ci aveva voluti. Ci mettemmo presso Gerusalemme, in un sepolcro vuoto. Là stanno molti infelici. Ma i bambini, nel freddo della caverna, sono morti. Malattia, freddo e fame li hanno presto uccisi… Erano due maschi… erano belli prima del male. Robusti e belli. Bruni come due more d’agosto, ricciuti, svegli. Erano diventati due scheletri coperti di piaghe… Non più capelli, gli occhi chiusi dalle croste, i piedini e le mani che cadevano in scaglie bianche. Si sono sfarinato sotto i miei occhi, i miei bambini!… Non avevano più figura umana quella mattina che sono morti, a poche ore di distanza… Li ho seppelliti fra gli urli della madre sotto poca terra e molti sassi, come due carogne di animali… Dopo qualche mese è morta la madre… e sono rimasto solo… Aspettavo di morire e non avrei avuto neppure la fossa scavata con le mani degli altri…
Ero quasi cieco ormai, quando un giorno è passato il Nazareno. Dal mio sepolcro ho gridato: “Gesù! Figlio di Davide, abbi pietà di me!”. Mi aveva raccontato un mendico, che non aveva avuto paura di portarmi il suo pane, che egli era stato guarito dalla sua cecità invocando il Nazareno con quel grido. E diceva: “Non mi ha dato solo la vista degli occhi, ma quella dell’anima. Ho visto che Egli è il Figlio di Dio e vedo tutti attraverso Lui. È per quello che non ti sfuggo, fratello, ma ti porto pane e fede. Vai dal Cristo. Che ci sia uno di più che lo benedica”. Andare non potevo. I piedi, piagati sino all’osso, non mi facevano camminare… e poi… sarei stato preso a sassate, se fossi stato visto. Sono stato attento al suo passaggio. Egli passava spesso per venire a Gerusalemme. Un giorno ho visto, come potevo vedere, un polverume sulla via, e folla, e ho sentito grida. Mi sono trascinato sul ciglio del colle dove erano le grotte sepolcrali e, quando m’è parso di vedere una testa bionda splendere nuda fra le altre ammantate, ho gridato. Forte. Con quanta voce avevo. Tre volte ho gridato. Finché il mio grido gli è giunto.
Si è voltato. Si è fermato. Poi è venuto avanti: solo. Si è fatto proprio sotto al posto dove ero e mi ha guardato. Bello, buono, con due occhi, una voce, un sorriso!… Ha detto: “Che vuoi che ti faccia?”.
“Voglio esser mondato”.
“Credi tu che io lo possa? Perché?”, mi ha chiesto.
“Perché sei il figlio di Dio”.
“Credi tu questo?”.
“Lo credo”, ho risposto. “Vedo l’Altissimo balenare con la sua gloria sul tuo capo. Figlio di Dio, pietà di me!”.
Ed Egli allora ha steso una mano con un viso che era tutto un fuoco. Gli occhi parevano due soli azzurri, e ha detto: “Lo voglio. Sii mondato”, e mi ha benedetto con un sorriso!… Ah! Che sorriso! Ho sentito una forza entrare in me. Come una spada di fuoco che correva a cercarmi il cuore, che correva per le vene. Il cuore, che era tanto malato, m’è tornato come a venti anni, il sangue ghiacciato nelle vene è tornato caldo e veloce. Non più dolore, non più debolezza, e una gioia, una gioia!… Egli mi guardava, col suo sorriso mi faceva beato. Poi ha detto: “Và, mostrati ai sacerdoti. La tua fede ti ha salvato”.
Allora ho capito che ero guarito e ha guardato le mie mani, le mie gambe. Le piaghe non c’èrano più. Dove prima era scoperto l’osso, ora era già carne rosea e fresca. Sono corso a un rio e mi sono guardato. Anche il viso era mondo. Ero mondo! Mondo ero dopo dieci anni di schifezza!… Ah! Perché non era passato avanti? Negli anni in cui era viva la mia donna e i miei bambini? Egli ci avrebbe guariti. Ora, vedi? Compro per la mia casa… Ma sono solo!…».
«Non lo hai più visto?».
«No. Ma so che è da queste parti e sono venuto qui apposta. Vorrei benedirlo ancora ed esser benedetto per avere forza nella mia solitudine».
Zaccheo curva il capo e tace. Il gruppo si scioglie.
Passa del tempo. L’ora si fa calda. Il mercato si sfolla. Il gabelliere, col capo appoggiato ad una mano, pensa seduto al suo banco.
«Ecco, ecco il Nazareno! », gridano dei fanciulli accennando la via maestra.
Donne, uomini, malati, mendichi si affrettano a corrergli incontro. La piazza resta vuota. Solo dei ciuchi e dei cammelli, legati alle palme, restano al loro posto, e resta Zaccheo al suo banco.
Ma poi si alza in piedi e monta sul banco. Non vede ancora nulla perché molti hanno staccato frasche e le ondeggiano come per giubilo e Gesù appare chino su dei malati. Allora Zaccheo si leva l’abito e, rimanendo con la sola tunica corta, si arrampica su uno degli alberi. Va a fatica contro il tronco grosso e liscio, che le sue corte gambe e le sue corte braccia afferrano male. Ma ci riesce e si mette a cavalcioni di due rami come un ballatoio. Le gambe pendono oltre questa ringhiera, ed egli dalla cintura in su si penzola come uno ad una finestra, e guarda.
La turba arriva sulla piazza. Gesù alza gli occhi e sorride al solitario spettatore appollaiato fra i rami. «Zaccheo, scendi subito. Oggi mi fermo in casa tua», ordina.
E Zaccheo, dopo un momento di stupore, col viso paonazzo per l’emozione, si lascia scivolare come un sacco a terra. È agitato e stenta a rimettersi la veste. Chiude i suoi registri e la sua cassa con mosse che, per volere essere troppo svelte, sono ancor più lente. Ma Gesù è paziente. Accarezza dei bambini mentre aspetta. Infine Zaccheo è pronto. Si accosta al Maestro e lo guida ad una bella casa con un ampio giardino tutto intorno, che è al centro del paese. Un bel paese. Anzi una città di poco inferiore a Gerusalemme per la edilizia, se non per la vastità.
Gesù entra e, mentre attende che il pasto sia preparato, si occupa di malati e di sani. Con una pazienza… che solo può essere sua.
Zaccheo va e viene dandosi un gran daffare. Non stà in sé dalla gioia. Vorrebbe parlare con Gesù. Ma Gesù è sempre circondato da una turba di popolo.
Infine Gesù congeda tutti dicendo: «Al calar del sole tornate. Ora andate alle vostre case. La pace a voi».
Il giardino si sfolla e viene servito il pasto in una bella e fresca sala che dà sul giardino. Zaccheo ha fatto le cose con ricchezza. Non vedo altri famigliari, per cui penso che Zaccheo fosse celibe e solo, con molti servi.
Alla fine del pasto, quando i discepoli si spargono all’ombra dei cespugli per riposare, Zaccheo resta con Gesù nella fresca sala. Anzi per un poco resta solo Gesù, perché Zaccheo si ritira come per lasciar riposare Gesù. Ma poi torna e guarda da una fessura di tenda. Vede che Gesù non dorme, ma pensa. Allora si avvicina. Ha fra le braccia un cofano pesante. Lo pone sulla tavola presso a Gesù e dice: «Maestro… mi è stato parlato di Te. Da tempo. Un giorno Tu hai detto su un monte tante verità che i nostri dottori non sanno più dire. Mi sono rimaste in cuore… e da allora penso a Te… Poi mi è stato detto che sei buono e non respingi i peccatori. Io sono peccatore, Maestro. Mi è stato detto che Tu guarisci i malati. Io sono malato nel cuore perché ho frodato, perché ho fatto usura, perché sono stato vizioso, ladro, duro verso i poveri. Ma ora, ecco, io sono guarito perché Tu mi hai parlato. Ti sei avvicinato a me e il demonio del senso e della ricchezza è fuggito. Ed io da oggi sono tuo, se Tu non mi rifiuti, e per mostrarti che io nasco di nuovo in Te, ecco che mi spoglio delle ricchezze male acquistate e ti do metà del mio avere per i poveri e l’altra metà la userò a restituire, quadruplicato, quanto ho preso con frode. So chi ho frodato. E poi, dopo aver reso ad ognuno il suo, ti seguirò, Maestro, se Tu lo permetti…».
«Io lo voglio. Vieni. Sono venuto per salvare e chiamare alla Luce. Oggi Luce e Salvezza è venuta alla casa del tuo cuore. Coloro che là, oltre il cancello, mormorano poiché Io ti ho redento sedendomi al tuo convito, dimenticano che tu sei figlio di Abramo come essi e che Io sono venuto per salvare chi era perduto e dare Vita ai morti dello spirito. Vieni, Zaccheo. Hai compreso la mia parola meglio di tanti che mi seguono solo per potermi accusare. Perciò d’ora in avanti sarai meco».
La visione cessa qui. (6, 417)
Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego
przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał
Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz.
1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6:
2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
⋘ ⋙