piątek, 13 maja 2016

(4) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Maryja w odwiedzinach u Elżbiety

   39 W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [ziemi] Judy. 40 Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. 41 Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. 42 Wydała ona głośny okrzyk i powiedziała: Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. 43 A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? 44 Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. 45 Błogosławiona [jest], która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana.
   46 Wtedy rzekła Maryja:
   «Wielbi dusza moja Pana
47 i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
48 Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. 
   Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia,
49 gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny;
   a święte jest Jego imię –
50 i miłosierdzie Jego z pokoleń na pokolenia dla tych, co się Go boją.
51 On przejawia moc ramienia swego,
   rozprasza pyszniących się zamysłami serc swoich.
52 Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.
53 Głodnych syci dobrami, a bogaczy odprawia z niczym.
54 Ujął się za sługą swoim, Izraelem,
   pomny na miłosierdzie swoje,
55 jak przyobiecał naszym ojcom
   Abrahamowi i jego potomstwu na wieki».
56 Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu. (Łk 1,39-56)

   39 Ἀναστᾶσα δὲ Μαριὰμ ἐν ταῖς ἡμέραις ταύταις ἐπορεύθη εἰς τὴν ὀρεινὴν μετὰ σπουδῆς εἰς πόλιν Ἰούδα, 40 καὶ εἰσῆλθεν εἰς τὸν οἶκον Ζαχαρίου καὶ ἠσπάσατο τὴν Ἐλισάβετ. 41 καὶ ἐγένετο ὡς ἤκουσεν τὸν ἀσπασμὸν τῆς Μαρίας ἡ Ἐλισάβετ, ἐσκίρτησεν τὸ βρέφος ἐν τῇ κοιλίᾳ αὐτῆς, καὶ ἐπλήσθη πνεύματος ἁγίου ἡ Ἐλισάβετ, 42 καὶ ἀνεφώνησεν κραυγῇ μεγάλῃ καὶ εἶπεν·
   εὐλογημένη σὺ ἐν γυναιξὶν
   καὶ εὐλογημένος ὁ καρπὸς τῆς κοιλίας σου.
43 καὶ πόθεν μοι τοῦτο ἵνα ἔλθῃ ἡ μήτηρ τοῦ κυρίου μου πρὸς ἐμέ; 44 ἰδοὺ γὰρ ὡς ἐγένετο ἡ φωνὴ τοῦ ἀσπασμοῦ σου εἰς τὰ ὦτά μου, ἐσκίρτησεν ἐν ἀγαλλιάσει τὸ βρέφος ἐν τῇ κοιλίᾳ μου. 45 καὶ μακαρία ἡ πιστεύσασα ὅτι ἔσται τελείωσις τοῖς λελαλημένοις αὐτῇ παρὰ κυρίου.
   46 Καὶ εἶπεν Μαριάμ·
   Μεγαλύνει ἡ ψυχή μου τὸν κύριον,
   47 καὶ ἠγαλλίασεν τὸ πνεῦμά μου ἐπὶ τῷ θεῷ τῷ σωτῆρί μου,
   48 ὅτι ἐπέβλεψεν ἐπὶ τὴν ταπείνωσιν τῆς δούλης αὐτοῦ.
   ἰδοὺ γὰρ ἀπὸ τοῦ νῦν μακαριοῦσίν με πᾶσαι αἱ γενεαί,
   49 ὅτι ἐποίησέν μοι μεγάλα ὁ δυνατός.
   καὶ ἅγιον τὸ ὄνομα αὐτοῦ,
   50 καὶ τὸ ἔλεος αὐτοῦ εἰς γενεὰς καὶ γενεὰς
   τοῖς φοβουμένοις αὐτόν.
   51 Ἐποίησεν κράτος ἐν βραχίονι αὐτοῦ,
   διεσκόρπισεν ὑπερηφάνους διανοίᾳ καρδίας αὐτῶν·
   52 καθεῖλεν δυνάστας ἀπὸ θρόνων
   καὶ ὕψωσεν ταπεινούς,
   53 πεινῶντας ἐνέπλησεν ἀγαθῶν
   καὶ πλουτοῦντας ἐξαπέστειλεν κενούς.
   54 ἀντελάβετο Ἰσραὴλ παιδὸς αὐτοῦ,
   μνησθῆναι ἐλέους,
   55 καθὼς ἐλάλησεν πρὸς τοὺς πατέρας ἡμῶν,
   τῷ Ἀβραὰμ καὶ τῷ σπέρματι αὐτοῦ εἰς τὸν αἰῶνα.
56 Ἔμεινεν δὲ Μαριὰμ σὺν αὐτῇ ὡς μῆνας τρεῖς, καὶ ὑπέστρεψεν εἰς τὸν οἶκον αὐτῆς. (Łk 1,39-56)

   «...Kiedy chciałabyś wyruszyć?»
   «Jak najprędzej. Jednak wyruszę na kilka miesięcy». (I, 27: 25 marca 1944. A, 2601-2609)

   Maryja siedzi na osiołku, który pnie się po dosyć dobrej drodze. Wydaje się, że to główna droga. Osiołek wspina się, gdyż dość regularnie z wyglądu zabudowana osada znajduje się wyżej. Mój wewnętrzny informator mówi mi: „To miejsce to Hebron”. Mówił mi ojciec90 o górze, ale nie znam się na tym. Nie wiem, czy „Hebron” określa cały obszar górski albo też osada nazywa się „Hebron”. Mówię tak, jak słyszę.91
   Oto Maryja wjeżdża do osady. Jest akurat wieczór. Niewiasty stojące na progach domów patrzą na nieznajomą i rozmawiają. Śledzą wzrokiem Maryję. Pozostawiają Ją jednak w spokoju, widząc, że zatrzymuje się przed jednym z najładniejszych domów, który znajduje się w środku osady. Przed domem jest ogród. Za nim ciągnie się dobrze utrzymany sad. Przechodzi on w rozległą łąkę, która – zgodnie z ukształtowaniem terenu – to się wznosi, to znów opada. Za łąką jest wysoki las. Co znajduje się dalej, tego nie wiem. Wszystko otacza żywopłot z dzikich jeżyn lub z dzikiej róży. Nie umiem tego dobrze określić, bo zarówno liście, jak i kwiaty tych krzewów są do siebie bardzo podobne. Gdy więc owoce nie są jeszcze uformowane, można je łatwo pomylić. Z przodu, od strony wychodzącej na osadę, dom otacza niski biały murek. Wspinają się na niego róże, całe w pąkach, lecz na razie bez kwiatów. Pośrodku znajduje się zamknięta żelazna brama. Można się domyślać, że dom należy do miejscowej osobistości albo do jakiegoś zamożniejszego mieszkańca. Wszystko tu wskazuje jeśli nie na bogactwo, to przynajmniej na dostatek. Panuje tu wielki porządek.
   Maryja zsiada z osła i zbliża się do bramy. Zagląda przez kraty. Nie widzi nikogo. Usiłuje więc dać znać o Sobie. Jakaś babina, która – widocznie ciekawsza niż inne – szła za Nią, pokazuje Jej dziwaczne urządzenie służące za kołatkę. Są to dwa kawałki metalu umieszczone na czymś w rodzaju dźwigni. Kiedy porusza się tą dźwignią, uderzają o siebie i wydają dźwięk podobny do dzwonu lub gongu.
   Maryja pociąga, lecz czyni to tak delikatnie, że urządzenie ledwie dźwięczy i nikt tego nie słyszy. Wtedy niewiasta – staruszka będąca samym nosem i brodą, z językiem pośrodku, który starczy za dziesięć – uczepiwszy się sznura, ciągnie, ciągnie, ciągnie... Dźwięk, który zbudziłby umarłego.
   «To tak się robi, Pani. Inaczej nie usłyszą. Elżbieta jest stara, wiesz... i Zachariasz stary... a teraz – prócz tego, że głuchy – jest i niemy. Oboje służący też są starzy, wiesz? Czyś tu nigdy nie była? Znasz Zachariasza? Czy...»
   Nadchodzi starszy, utykający człowiek. Uwalnia on Maryję od potoku pytań i wyjaśnień. To zapewne ogrodnik lub ktoś pracujący na roli, bo trzyma motykę w ręku, a za pasem ma nóż ogrodniczy. Otwiera bramę i Maryja wślizguje się, dziękując kobiecinie, lecz... ach, zostawia ją bez odpowiedzi. Co za rozczarowanie dla ciekawskiej! Zaraz po wejściu Maryja mówi:
   «Jestem Maryja, córka Joachima i Anny z Nazaretu, kuzynka waszej pani».
   Stary sługa wita Maryję z ukłonem i woła: «Sara! Sara!»
   Potem znów otwiera wrota, żeby wprowadzić pozostawionego tam osła, bo Maryja, chcąc się uwolnić od natrętnej kobiety, prześliznęła się szybko przez uchyloną bramę, którą ogrodnik zręcznie zamknął tuż przed nosem gaduły. Wprowadziwszy osła, mówi:
   «Och! Wielkie szczęście i wielkie nieszczęście w tym domu! Niebiosa dały syna bezpłodnej, niech będzie błogosławiony Najwyższy! Lecz siedem miesięcy temu Zachariasz powrócił z Jerozolimy do domu niemy. Porozumiewa się na migi lub pisze. Wiedziałaś może o tym? Moja pani bardzo pragnęła Cię ujrzeć, pośród tych radości i zgryzot! Kiedy rozmawiała z Sarą, zawsze mówiła o Tobie: „Żebym chociaż miała przy sobie moją małą Maryję! Gdyby jeszcze była w Świątyni, posłałabym Zachariasza, żeby Ją tu sprowadził! Lecz Pan chciał, żeby teraz była małżonką Józefa z Nazaretu. Ona jedna mogłaby mnie pocieszyć w tym bólu i pomóc mi modlić się do Boga, bo Ona jest taka dobra. W Świątyni wszyscy Ją opłakują. Gdy pojechałam z Zachariaszem na ostatnie Święto do Jerozolimy – aby podziękować Bogu, że dał mi syna – słyszałam, jak Jej nauczycielki mówiły: „Zdaje się, że w Świątyni nie ma już cherubinów Chwały, odkąd głos Maryi nie rozbrzmiewa już w jej murach.” Sara! Sara! Moja żona jest trochę głucha. Ale chodź, chodź, sam Cię zaprowadzę».
   Zamiast Sary, pojawia się na szczycie schodów – które znajdują się na bocznej ścianie domu – mocno podstarzała niewiasta, z pomarszczoną twarzą i bardzo szpakowatymi włosami. Musiały być niegdyś czarne, co widać po bardzo ciemnych brwiach i rzęsach oraz po ciemnej karnacji. Dziwnie kontrastuje z jej oczywistą starością wydatnie ujawniająca się ciąża, zauważalna mimo luźnych i szerokich szat. Elżbieta poznaje Maryję. Wznosi obie ręce ku niebu [i woła]: «Och!»
   Zaskoczona i radosna śpieszy, na ile może, na spotkanie Maryi. Także Maryja – zwykle powściągliwa w ruchach – biegnie teraz zwinnie jak jelonek. Dobiega do podnóża schodów w tym samym czasie co Elżbieta i z wielką serdecznością obejmuje kuzynkę, która płacze z radości z powodu przybycia Maryi.
   Przez chwilę pozostają tak objęte, potem Elżbieta odsuwa się:
   «Ach!» – [w jej okrzyku] miesza się radość z cierpieniem. Kładzie rękę na wydatnym brzuchu. Opuszcza głowę, mieniąc się na twarzy. Maryja i służący wyciągają ręce, żeby ją podtrzymać, bo chwieje się, jakby źle się poczuła. Elżbieta pozostaje przez chwilę jakby w oderwaniu od świata. Potem zaś unosi głowę, ukazując rozpromienione i jakby odmłodzone oblicze. Patrzy na Maryję z uśmiechem i czcią, jakby ujrzała anioła. Potem schyla się w głębokim ukłonie, mówiąc:
   «Błogosławiona jesteś między wszystkimi niewiastami! Błogosławiony Owoc Twojego łona! (Wymawia te dwa zdania, wyraźnie oddzielając je od siebie). Czym zasłużyłam sobie, żeby przyszła do mnie, Twej służebnicy, Matka Pana mego? Oto na dźwięk Twego głosu podskoczyło, jakby z radości, dziecko w moim łonie, a gdy Cię objęłam, Duch Pański oznajmił mi w sercu najwyższe prawdy. Błogosławiona jesteś, bo uwierzyłaś, że dla Boga jest możliwe nawet to, co ludzkiemu umysłowi wydaje się niemożliwe! Błogosławiona jesteś, bo dzięki Twej wierze wypełnisz rzeczy przepowiedziane Ci przez Pana i ujawnione Prorokom na ten czas! Błogosławiona jesteś z powodu Zbawienia, które rodzisz dla potomstwa Jakuba! Błogosławiona jesteś, bo przyniosłaś Świętość mojemu synowi. On to czuje i podskakuje jak wesołe koźlątko, radując się w moim łonie. Odczuwa, że jest uwolniony od ciężaru grzechu i powołany do tego, aby być Poprzednikiem, uświęconym przed Odkupieniem [dokonanym] przez Świętego, który wzrasta w Tobie!»
   Dwie łzy spływają z rozradowanych oczu Maryi i toczą się jak perły ku uśmiechniętym ustom. Wznosi twarz i ramiona ku niebu – gestem tak często widocznym później u Jezusa – i woła: „Wielbi dusza Moja Pana...” (por. Łk 1,46-56). Kontynuuje kantyk w formie, w jakiej został nam przekazany. Na końcu, przy słowach: „Wspomógł Izraela, Swego sługę...” krzyżuje ręce na piersi, klęka i – pochylając się mocno do ziemi – wielbi Boga.
   Sługa odszedł dyskretnie, gdy tylko zauważył, że Elżbieta czuje się dobrze i ponadto zwierza się Maryi. Teraz wraca, prowadząc z sadu postawnego, siwego starca z białymi włosami i brodą, który już z dala wita Maryję: gestykulując i wydając gardłowe dźwięki.
   «Zachariasz nadchodzi – mówi Elżbieta, dotykając ramienia zatopionej w modlitwie Dziewicy. – Mój Zachariasz jest niemy. Bóg ukarał go, bo nie uwierzył. Później Ci opowiem. Teraz ufam w Boże przebaczenie, kiedy Ty przybyłaś... Ty, pełna Łaski.»
   Maryja wstaje i idzie na spotkanie Zachariasza, kłaniając mu się do samej ziemi. Całuje kraj białej szaty, okrywającej go do stóp, bardzo obszernej i przewiązanej szerokim haftowanym pasem. Zachariasz wita Maryję gestem i wyraża radość. Razem wracają do Elżbiety i wchodzą do wielkiego, bardzo ładnie urządzonego pokoju. Sadzają Maryję i częstują kubkiem świeżo udojonego, spienionego jeszcze mleka. Podają też małe podpłomyki. (I, 32: 1 kwietnia 1944. A, 2627-2640)

90  Kierownik duchowy.
91  Wątpliwości M. Valtorty wynikały prawdopodobnie z tego, iż tradycja podaje, że miejscem zamieszkania Elżbiety było Ain Karim. Tymczasem Ewangelia mówi jedynie, że „Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy.” (Łk 1,39)

   «...Quando vorresti partire?».
   «Al più presto. Ma starò via dei mesi». (1, 18)

   Maria sale, sul suo ciuchino, per una strada abbastanza in buono stato, che deve essere la via maestra. Sale, perché il paese, dall'aspetto abbastanza ordinato, è più in alto. Il mio interno ammonitore mi dice: «Questo luogo è Ebron». Lei mi parlava di Montana. Ma io non so cosa farci. A me viene indicato con questo nome.
   Non so se sia «Ebron» tutta la zona o «Ebron» il paese. Io sento così e dico così.
   Ecco che Maria entra nel paese. Delle donne sulle porte – è verso sera – osservano l'arrivo della forestiera e spettegolano fra di loro. La seguono con l'occhio e non hanno pace sin ché non la vedono fermarsi davanti ad una delle più belle case, sita in mezzo del paese, con davanti un orto-giardino e dietro e intorno un ben tenuto frutteto, che poi prosegue in un vasto prato, che sale e scende per le sinuosità del monte e finisce in un bosco di alte piante, oltre il quale non so che ci sia. Tutto è recinto da una siepe di more selvatiche o di rose selvatiche. Non distinguo bene, perché, se lei ha presente, il fiore e la fronda di questi spinosi cespugli sono molto simili e, finché non c'è il frutto sui rami, è facile sbagliarsi. Sul davanti della casa, sul lato perciò che costeggia il paese, il luogo è cinto da un muretto bianco, su cui corrono dei rami di veri rosai, per ora senza fiori ma già pieni di bocci. Al centro, un cancello di ferro, chiuso. Si capisce che è la casa di un notabile del paese e di persone benestanti, perché tutto in essa mostra, se non ricchezza e sfarzo, agiatezza certo. E molto ordine.
   Maria scende dal ciuchino e si accosta al cancello. Guarda fra le sbarre. Non vede nessuno. Allora cerca di farsi sentire. Una donnetta, che più curiosa di tutte l'ha seguita, le indica un bizzarro utensile che fa da campanello. Sono due pezzi di metallo messi a bilico di una specie di giogo, i quali, scuotendo il giogo con una fune, battono fra di loro col suono di una campana o di un gong.
   Maria tira, ma così gentilmente che il suono è un lieve tintinnio, e nessuno lo sente. Allora la donnetta, una vecchietta tutta naso e bazza e con una lingua che ne vale dieci messe insieme, si afferra alla fune e tira, tira, tira. Una suonata da far destare un morto. «Si fa così, donna. Altrimenti come fate a farvi sentire? Sapete, Elisabetta è vecchia e vecchio Zaccaria. Ora poi è anche muto, oltre che sordo. Vecchi sono anche i due servi, sapete? Siete mai venuta? Conoscete Zaccaria? Siete...».
   A salvare Maria dal diluvio di notizie e di domande, spunta un vecchietto arrancante, che deve essere un giardiniere o un agricoltore, perché ha in mano un sarchiello e legata alla vita una roncola. Apre, e Maria entra ringraziando la donnetta, ma... ahi! lasciandola senza risposta. Che delusione per la curiosa!
   Appena dentro, Maria dice: «Sono Maria di Giovacchino e Anna, di Nazareth. Cugina dei padroni vostri».
   Il vecchietto si inchina e saluta, e poi dà una voce chiamando: «Sara! Sara!». E riapre il cancello per prendere il ciuchino rimasto fuori, perché Maria, per liberarsi dalla appiccicosa donnetta, è sgusciata dentro svelta svelta, e il giardiniere, svelto quanto Lei, ha chiuso il cancello sul naso della comare. E, intanto che fa passare il ciuco, dice: «Ah! gran felicità e gran disgrazia a questa casa! Il Cielo ha concesso un figlio alla sterile, l'Altissimo ne sia benedetto! Ma Zaccaria è tornato, sette mesi or sono, da Gerusalemme, muto. Si fa intendere a cenni o scrivendo. L'avete forse saputo? La padrona mia vi ha tanto desiderata in questa gioia e in questo dolore! Sempre parlava con Sara di voi e diceva: "Avessi la mia piccola Maria con me! Fosse ancora stata nel Tempio! Avrei mandato Zaccaria a prenderla. Ma ora il Signore l'ha voluta sposa a Giuseppe di Nazareth. Solo Lei poteva darmi conforto in questo dolore e aiuto a pregare Dio, perché Ella è tutta buona. E nel Tempio tutti la rimpiangono. La passata festa, quando andai con Zaccaria per l'ultima volta a Gerusalemme a ringraziare Iddio d'avermi dato un figlio, ho sentito le sue maestre dirmi: "Il Tempio pare senza i cherubini della gloria da quando la voce di Maria non suona più fra queste mura". Sara! Sara! È un poco sorda la donna mia. Ma vieni, vieni, ché ti conduco io».
   Invece di Sara, spunta sul sommo di una scala, che fiancheggia un lato della casa, una donna molto vecchiotta, già tutta rugosa e brizzolata intensamente nei capelli, che prima dovevano essere nerissimi perché ha nerissime anche le ciglia e le sopracciglia, e che fosse bruna lo denuncia il colore del volto. Contrasto strano con la sua palese vecchiezza è il suo stato già molto palese, nonostante le vesti ampie e sciolte. Guarda facendosi solecchio con la mano. Riconosce Maria. Alza le braccia al cielo in un: «Oh!» stupito e gioioso, e si precipita, per quanto può, incontro a Maria. Anche Maria, che è sempre pacata nel muoversi, corre, ora, svelta come un cerbiatto, e giunge ai piedi della scala quando vi giunge anche Elisabetta, e Maria riceve sul cuore con viva espansione la sua cugina, che piange di gioia vedendola.
   Stanno abbracciate un attimo e poi Elisabetta si stacca con un: «Ah!» misto di dolore e di gioia, e si porta le mani sul ventre ingrossato. China il viso impallidendo e arrossendo alternativamente. Maria e il servo stendono le mani per sostenerla, perché ella vacilla come si sentisse male.
   Ma Elisabetta, dopo esser stata un minuto come raccolta in sé, alza un volto talmente radioso che pare ringiovanito, guarda Maria sorridendo con venerazione come vedesse un angelo, e poi si inchina in un profondo saluto dicendo: «Benedetta tu fra tutte le donne! Benedetto il Frutto del tuo seno! (dice così: due frasi ben staccate). Come ho meritato che venga a me, tua serva, la Madre del mio Signore? Ecco, al suono della tua voce il bambino m'è balzato in seno come per giubilo e quando t'ho abbracciata lo Spirito del Signore mi ha detto altissima verità al cuore. Te beata, perché hai creduto che a Dio fosse possibile anche ciò che non appare possibile ad umana mente! Te benedetta, che per la tua fede farai compiere le cose a te predette dal Signore e predette ai Profeti per questo tempo! Te benedetta, per la Salute che generi alla stirpe di Giacobbe! Te benedetta, per aver portato la Santità al figlio mio che, lo sento, balza, come capretto festante, di giubilo nel mio seno, perché si sente liberato dal peso della colpa, chiamato ad esser colui che precede, santificato prima della Redenzione dal Santo che cresce in te!».
   Maria, con due lacrime che scendono come perle dagli occhi che ridono alla bocca che sorride, col volto levato al cielo e le braccia pure levate, nella posa che poi tante volte avrà il suo Gesù, esclama: «L'anima mia magnifica il suo Signore» e continua il cantico così come ci è tramandato. (Luca 1, 46-55) Alla fine, al versetto: «Ha soccorso Israele suo servo, ecc.» raccoglie le mani sul petto e si inginocchia molto curva a terra, adorando Dio.
   Il servo, che si era prudentemente eclissato quando aveva visto che Elisabetta non si sentiva male, ma che anzi confidava il suo pensiero a Maria, torna dal frutteto con un imponente vecchio tutto bianco nella barba e nei capelli, il quale con grandi gesti e suoni gutturali saluta di lontano Maria.
   «Zaccaria giunge» dice Elisabetta, toccando sulla spalla la Vergine assorta in preghiera. «Il mio Zaccaria è muto. Dio lo ha colpito per non aver creduto. Ti dirò poi. Ma ora spero nel perdono di Dio, poiché tu sei venuta. Tu, piena di Grazia».
   Maria si leva e va incontro a Zaccaria e si curva davanti a lui fino a terra, baciandogli il lembo della veste bianca che lo copre sino al suolo. È molto ampia, questa veste, e tenuta a posto alla vita da un alto gallone ricamato.
   Zaccaria, a gesti, dà il benvenuto, e insieme raggiungono Elisabetta ed entrano tutti in una vasta stanza terrena molto ben messa, nella quale fanno sedere Maria e le fanno servire una tazza di latte appena munto – ha ancora la spuma – e delle piccole focacce. (1, 21)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz