12
A
Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i
kupujących w świątyni; powywracał stoły tych, którzy zmieniali
pieniądze, oraz ławki sprzedawców gołębi. 13
I
rzekł do nich: Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy
czynicie go jaskinią zbójców. (Mt 21,12-13)
15
I
przyszli do Jerozolimy. Wszedłszy do świątyni, zaczął wyrzucać
tych, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni, powywracał stoły
tych, co zmieniali pieniądze, i ławki sprzedawców gołębi; 16
nie
pozwolił też, żeby ktoś przeniósł sprzęt jakiś przez
świątynię. 17
Potem
nauczał ich, mówiąc: Czyż nie jest napisane: Mój dom ma być
domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście go
jaskinią zbójców. 18
Kiedy
doszło to do arcykapłanów i uczonych w Piśmie, szukali sposobu,
jak by Go zgładzić. Czuli bowiem lęk przed Nim, gdyż cały tłum
był zachwycony Jego nauką. (Mk 11,15-18)
45
Potem
wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. 46
Mówił
do nich: Napisane jest: Mój dom będzie domem modlitwy, a wy
uczyniliście go jaskinią zbójców. 47
I
nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie
oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. 48
Tylko
nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z
zapartym tchem. (Łk 19,45-48)
13
Zbliżała
się pora Paschy żydowskiej, i Jezus przybył do Jerozolimy. 14
W
świątyni zastał siedzących za stołami bankierów oraz tych,
którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. 15
Wówczas,
sporządziwszy sobie bicz ze sznurów, powypędzał wszystkich ze
świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a
stoły powywracał. 16
Do
tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: Zabierzcie to stąd
i z domu mego Ojca nie róbcie targowiska! 17
Uczniowie
Jego przypomnieli sobie, że napisano: Gorliwość o dom Twój
pochłonie Mnie. 18
W
odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: Jakim znakiem wykażesz
się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz? 19
Jezus
dał im taką odpowiedź: Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzy dni
wzniosę ją na nowo. 20
Powiedzieli
do Niego Żydzi: Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię,
a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni? 21
On
zaś mówił o świątyni swego ciała. 22
Gdy
zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to
powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus. (J
2,13-22)
12
Καὶ εἰσῆλθεν Ἰησοῦς εἰς τὸ ἱερὸν
καὶ ἐξέβαλεν πάντας τοὺς πωλοῦντας
καὶ ἀγοράζοντας ἐν τῷ ἱερῷ, καὶ τὰς
τραπέζας τῶν κολλυβιστῶν κατέστρεψεν
καὶ τὰς καθέδρας τῶν πωλούντων τὰς
περιστεράς, 13 καὶ λέγει αὐτοῖς·
γέγραπται·
ὁ
οἶκός μου οἶκος προσευχῆς κληθήσεται,
ὑμεῖς
δὲ αὐτὸν ποιεῖτε σπήλαιον λῃστῶν.
(Mt 21,12-13)
15
Καὶ ἔρχονται εἰς Ἱεροσόλυμα. Καὶ
εἰσελθὼν εἰς τὸ ἱερὸν ἤρξατο ἐκβάλλειν
τοὺς πωλοῦντας καὶ τοὺς ἀγοράζοντας
ἐν τῷ ἱερῷ, καὶ τὰς τραπέζας τῶν
κολλυβιστῶν καὶ τὰς καθέδρας τῶν
πωλούντων τὰς περιστερὰς κατέστρεψεν,
16 καὶ οὐκ ἤφιεν ἵνα τις διενέγκῃ
σκεῦος διὰ τοῦ ἱεροῦ. 17 καὶ ἐδίδασκεν
καὶ ἔλεγεν αὐτοῖς· οὐ γέγραπται ὅτι
ὁ
οἶκός μου οἶκος προσευχῆς κληθήσεται
πᾶσιν
τοῖς ἔθνεσιν;
ὑμεῖς
δὲ πεποιήκατε αὐτὸν σπήλαιον λῃστῶν.
18
Καὶ ἤκουσαν οἱ ἀρχιερεῖς καὶ οἱ
γραμματεῖς καὶ ἐζήτουν πῶς αὐτὸν
ἀπολέσωσιν· ἐφοβοῦντο γὰρ αὐτόν,
πᾶς γὰρ ὁ ὄχλος ἐξεπλήσσετο ἐπὶ τῇ
διδαχῇ αὐτοῦ. (Mk 11,15-18)
45
Καὶ εἰσελθὼν εἰς τὸ ἱερὸν ἤρξατο
ἐκβάλλειν τοὺς πωλοῦντας 46 λέγων
αὐτοῖς· γέγραπται·
καὶ
ἔσται ὁ οἶκός μου οἶκος προσευχῆς,
ὑμεῖς
δὲ αὐτὸν ἐποιήσατε σπήλαιον λῃστῶν.
47
Καὶ ἦν διδάσκων τὸ καθ’ ἡμέραν ἐν
τῷ ἱερῷ. οἱ δὲ ἀρχιερεῖς καὶ οἱ
γραμματεῖς ἐζήτουν αὐτὸν ἀπολέσαι
καὶ οἱ πρῶτοι τοῦ λαοῦ, 48 καὶ οὐχ
εὕρισκον τὸ τί ποιήσωσιν, ὁ λαὸς γὰρ
ἅπας ἐξεκρέματο αὐτοῦ ἀκούων.
(Łk 19,45-48)
13
Καὶ ἐγγὺς ἦν τὸ πάσχα τῶν Ἰουδαίων,
καὶ ἀνέβη εἰς Ἱεροσόλυμα ὁ Ἰησοῦς.
14
Καὶ εὗρεν ἐν τῷ ἱερῷ τοὺς πωλοῦντας
βόας καὶ πρόβατα καὶ περιστερὰς καὶ
τοὺς κερματιστὰς καθημένους, 15 καὶ
ποιήσας φραγέλλιον ἐκ σχοινίων πάντας
ἐξέβαλεν ἐκ τοῦ ἱεροῦ τά τε πρόβατα
καὶ τοὺς βόας, καὶ τῶν κολλυβιστῶν
ἐξέχεεν τὸ κέρμα καὶ τὰς τραπέζας
ἀνέτρεψεν, 16 καὶ τοῖς τὰς περιστερὰς
πωλοῦσιν εἶπεν· ἄρατε ταῦτα ἐντεῦθεν,
μὴ ποιεῖτε τὸν οἶκον τοῦ πατρός μου
οἶκον ἐμπορίου. 17 ἐμνήσθησαν οἱ
μαθηταὶ αὐτοῦ ὅτι γεγραμμένον ἐστίν·
ὁ ζῆλος τοῦ οἴκου σου καταφάγεταί
με.
18
Ἀπεκρίθησαν οὖν οἱ Ἰουδαῖοι καὶ
εἶπαν αὐτῷ· τί σημεῖον δεικνύεις
ἡμῖν ὅτι ταῦτα ποιεῖς; 19 ἀπεκρίθη
Ἰησοῦς καὶ εἶπεν αὐτοῖς· λύσατε τὸν
ναὸν τοῦτον καὶ ἐν τρισὶν ἡμέραις
ἐγερῶ αὐτόν. 20 εἶπαν οὖν οἱ Ἰουδαῖοι·
τεσσεράκοντα καὶ ἓξ ἔτεσιν οἰκοδομήθη
ὁ ναὸς οὗτος, καὶ σὺ ἐν τρισὶν ἡμέραις
ἐγερεῖς αὐτόν; 21 ἐκεῖνος δὲ ἔλεγεν
περὶ τοῦ ναοῦ τοῦ σώματος αὐτοῦ. 22
ὅτε οὖν ἠγέρθη ἐκ νεκρῶν, ἐμνήσθησαν
οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ ὅτι τοῦτο ἔλεγεν,
καὶ ἐπίστευσαν τῇ γραφῇ καὶ τῷ λόγῳ
ὃν εἶπεν ὁ Ἰησοῦς. (J 2,13-22)
Widzę
Jezusa, który przybywa w obręb Świątyni z Piotrem, Andrzejem,
Janem i Jakubem, z Filipem i Bartłomiejem. Znajduje się tu bardzo
wielki tłum, który wchodzi i wychodzi. Pielgrzymi przybywają
grupami ze wszystkich części miasta.
Z
wysokości wzgórza, na którym jest wzniesiona Świątynia, widać
ulice miasta, wąskie i kręte. Roją się od przechodniów. Wydaje
się, że pomiędzy białą płaszczyzną domów rozciąga się
ruchliwa wstążka w tysiącu kolorach. Tak, miasto ma wygląd
śmiesznej zabawki z różnokolorowymi wstążkami pomiędzy dwoma
pasemkami białych domów, zbiegającymi się wspólnie w punkcie, w
którym lśnią kopuły Domu Pańskiego.
Wewnątrz
jest prawdziwy targ. Nie ma żadnego skupienia w tym świętym
miejscu. Ludzie biegają, wołają, kupują baranki, krzyczą,
przeklinają z powodu zawyżonych cen, wpychają beczące zwierzęta
do ogrodzeń. Są to zwykłe zagrody, ograniczone linami i palikami.
Przy wejściach do nich znajduje się handlarz lub właściciel
czekający na kupujących. Uderzenia kijów, beczenie, przekleństwa,
protesty, zniewagi wobec sług nie dość spieszących się z
gromadzeniem zwierząt i zamykaniem ich... Znieważanie kupujących,
którzy się targują lub oddalają... Jeszcze większe zniewagi
[padają pod adresem] ludzi przezornych, którzy przyprowadzili
baranka ze sobą.
Wokół
stołów do wymiany pieniędzy – inny wrzask. Nie wiem, czy tak
jest zawsze, czy też [tylko] z okazji Paschy. Zdaję sobie w tym
momencie sprawę, że Świątynia służyła jako giełda lub czarny
rynek. Wartość monet nie była określona. Był kurs legalny, z
pewnością określony. Dokonujący wymiany pieniędzy narzucali
jednak kurs inny, określając samowolnie procent za wymianę.
Zapewniam, że znali się na oszukiwaniu klientów!... Im bardziej
biedny był klient i z im dalszych okolic przybywał, tym bardziej
był oszukiwany: starzy bardziej niż młodzi, a ci, którzy
przybywali spoza Palestyny, jeszcze bardziej niż starzy. Biedni
staruszkowie patrzą i patrzą na swe oszczędności, odkładane
przez cały rok, z tak wielkim trudem, dzięki odejmowaniu sobie od
ust. Chowają je sto razy z powrotem, robią koło wokół
wymieniających pieniądze. Wreszcie wracają do pierwszego. Ten zaś
mści się za ich odejście, podnosząc – choćby na chwilę –
kurs wymiany... Wielkie monety opuszczają, pośród westchnień,
ręce właściciela, aby przejść w szpony lichwiarza wymieniającego
je na monety mniejsze. Potem następna tragedia rozliczeń i
westchnień: przy handlarzach baranków, wciskających –
niedowidzącym staruszkom – baranki najsłabsze. Widzę, jak dwoje
starych ludzi powraca, popychając biednego baranka, u którego
składający ofiarę znaleźli pewnie jakąś wadę. Skargi,
błagania, niegrzeczne i grubiańskie słowa mieszają się, nie
wywołując wzruszenia sprzedawcy.
«On
i tak jest zbyt piękny jak na to, co zapłaciliście, Galilejczycy.
Wynoście się! Albo dodacie pięć denarów, aby otrzymać
ładniejszego!»
«Na
Boga! Jesteśmy biedni i starzy! Czy chcesz, abyśmy nie odbyli może
ostatniej już Paschy? Czy to, co od nas wziąłeś, nie wystarczy na
małe zwierzątko?»
«Zróbcie
miejsce, brudasy. Oto idzie do mnie Józef Starszy. Czyni mi zaszczyt
wybierając mnie. Bóg niech będzie z tobą! Chodź! Wybieraj!» [–
woła handlarz]
Ten,
którego nazwano Józefem Starszym lub Józefem z Arymatei, wchodzi
do zagrody i wybiera pięknego baranka. Kroczy w bogatej szacie,
dumny, nie patrząc na biedaków jęczących u wejścia do zagrody.
Potrąca ich, wychodząc z tłustym, beczącym barankiem.
Jezus
jest teraz bardzo blisko. On także dokonał zakupu i Piotr, który
prawdopodobnie zapłacił za Niego, ciągnie za sobą odpowiedniego
baranka. Piotr chciałby iść od razu do miejsca, w którym składa
się ofiarę. Jednak Jezus zwraca się na prawo, w kierunku dwojga
staruszków, przestraszonych, zalanych łzami i niezdecydowanych.
Tłum ich potrąca, sprzedający – znieważa.
Jezus
– tak wysoki, że głowy dwojga staruszków sięgają Jego piersi –
kładzie rękę na ramieniu niewiasty i pyta:
«Niewiasto,
dlaczego płaczesz?»
Staruszka
odwraca się. Widzi wysokiego młodego mężczyznę, dostojnego w
pięknej białej szacie i w śnieżnobiałym płaszczu, zupełnie
białym i nowym. Bierze Go chyba za uczonego [w Prawie] z powodu
ubioru i wyglądu. Zaskoczona wyjaśnia przyczyny strapienia. Jest
zdumiona, bo ani uczeni, ani kapłani nie liczą się z ludźmi i nie
biorą ich w obronę przed chciwością handlarzy.
Jezus
odwraca się do człowieka, sprzedającego baranki:
«Wymień
tego baranka tym wiernym. Nie jest godny ołtarza, jak nie jest
uczciwe to, że wykorzystujesz tych dwoje biednych starych [ludzi],
ponieważ są słabi i nie mają obrony».
«A
Ty, kim jesteś?» [– pyta handlarz]
«Sprawiedliwym»
[– odpowiada mu Jezus.]
«Twoja
mowa i mowa Twych towarzyszy zdradza, że jesteś Galilejczykiem.
Czyż może być ktoś sprawiedliwy w Galilei?»
«Czyń,
co ci mówię, i bądź również ty sprawiedliwy».
«Posłuchajcie!
Posłuchajcie Galilejczyka, obrońcy równych Sobie! On pragnie nam
dawać lekcję, nam, ludziom Świątyni!»
Mężczyzna
śmieje się i kpi sobie, naśladując galilejski akcent, który jest
bardziej śpiewny i łagodniejszy niż judejski, przynajmniej tak mi
się wydaje.
Ludzie
stają wokół nich. Sprzedawcy i wymieniający pieniądze biorą w
obronę wspólnika, przeciw Jezusowi. Pomiędzy gapiami znajduje się
dwóch lub trzech rabinów, [patrzących] z ironią. Pada pytanie
zadane takim tonem, że Hiob straciłby cierpliwość:
«Czy
jesteś uczonym [w Prawie]?»
«Jak
rzekłeś» [– odpowiada Jezus.]
«Czego
nauczasz?»
«Tego
nauczam: uczynić Dom Boży na nowo domem modlitwy, a nie miejscem
lichwy i targu. Oto Moje nauczanie».
Jezus
jest straszny. Wydaje się cherubem, postawionym na progu utraconego
Raju. Nie ma w rękach płonącego miecza, lecz Jego oczy błyszczą
światłością i gromią wyśmiewających się i znieważających
Boga. Jezus nie ma niczego w rękach. Jedynie Swój święty gniew. Z
tym właśnie gniewem – idąc szybkim i pewnym krokiem pośród
straganów – rozrzuca monety skrupulatnie uporządkowane według
ich wartości. Przewraca małe i wielkie stoły. Wszystko spada z
hałasem na ziemię. [Słychać] wielki zgiełk z powodu wywracanego
metalu i trącanego drewna, okrzyki gniewu, strachu i aprobaty. Potem
Jezus wyrywa z rąk pilnujących zwierząt powrozy, którymi
przytrzymywali woły, baranki i owce. Robi z nich bardzo ciężki
bicz, którego opadające supły są spięte rzemieniami. Wstaje,
kręci nim i obniża bez litości. Tak, zapewniam was – bez
litości.
Nieprzewidziany
grad spada na głowy i krzyże. Wierni wymykają się, podziwiając
scenę. Winni – ścigani aż na zewnątrz murów – ratują się
co sił w nogach, pozostawiając na podłodze pieniądze, a za sobą
zwierzęta wszelkich rozmiarów: wielki splot kopyt, rogów i
skrzydeł. Jedne biegają, inne – odfruwają. Ryk, beczenie,
gruchanie gołębi i synogarlic oraz śmiechy i krzyki wiernych,
dosięgające uciekających lichwiarzy, zagłuszają żałosny chór
zwierząt, zabijanych z pewnością na innym dziedzińcu.
Przybiegają
kapłani, rabini i faryzeusze. Jezus, który powrócił ze Swej
pogoni, znajduje się pośrodku placu. W ręku trzyma jeszcze
dyscyplinę.
«Kim
jesteś? Jak śmiesz czynić coś podobnego, zakłócając [spokój]
przepisanych uroczystości? Z jakiej szkoły pochodzisz? Nie znamy
Cię. Nie wiemy, kim Ty jesteś».
«Jestem
Tym, któremu wolno. Wszystko mogę. Zburzcie tylko tę Prawdziwą
Świątynię, a Ja ją wskrzeszę, by oddać chwałę Bogu. To nie Ja
naruszam świętość Domu Bożego i ceremonie, lecz wy ją
naruszacie. Zezwalacie, by Boża siedziba była miejscem dla
lichwiarzy i kupczących. Moją szkołą jest szkoła Boża, taka
sama dla całego Izraela, w której usta Przedwiecznego mówiły do
Mojżesza. Nie znacie Mnie? Poznacie Mnie. Nie wiecie, skąd
przychodzę? Dowiecie się».
Jezus
odwraca się w stronę ludu, nie zajmując się więcej kapłanami.
Wzrostem góruje nad otoczeniem. Jest ubrany na biało. Rozchylony
płaszcz powiewa z tyłu na plecach. Ramiona ma rozwarte jak mówca w
najbardziej podniosłej chwili przemówienia. Mówi:
«Posłuchaj,
ludu Izraela! W Księdze Powtórzonego Prawa jest napisane:
„Ustanowisz sobie rządców i urzędników we wszystkich miastach,
które ci daje Pan, Bóg twój, dla wszystkich pokoleń. Oni sądzić
będą lud sądem sprawiedliwym.
Nie
będziesz naginał prawa, nie będziesz stronniczy i podarku nie
przyjmiesz, gdyż podarek zaślepia oczy mędrców i w złą stronę
kieruje słowa sprawiedliwych. Dąż wyłącznie do sprawiedliwości,
byś żył i posiadł ziemię, którą ci daje Pan, Bóg twój”.22
Posłuchaj,
ludu Izraela! W Księdze Powtórzonego Prawa napisane jest:
„Kapłani-lewici, całe pokolenie Lewiego, nie będzie miało
działu ani dziedzictwa w Izraelu. Żywić się będą z ofiar
spalanych ku czci Pana i Jego dziedzictwa. Nie będzie miało ono
dziedzictwa wśród swoich braci: Pan jest jego dziedzictwem”.23
Posłuchaj,
ludu Izraela! W Księdze Powtórzonego Prawa napisane jest: „Nie
będziesz żądał od brata swego odsetek z pieniędzy, z żywności
ani odsetek z czegokolwiek, co się pożycza na procent. Od obcego
możesz się domagać, ale od brata nie będziesz żądał odsetek”.24
To mówi Pan.
Widzicie
jednak, że bez sprawiedliwości wobec biedaka urzędują sędziowie
w Izraelu. Skłaniają się nie ku sprawiedliwemu, lecz ku mocnemu.
Być biedakiem, być z ludu, oznacza – podlegać prześladowaniom.
Jakże lud może powiedzieć: „Ten, kto nas osądza, jest
sprawiedliwy”, skoro widzi, że jedynie mocni są szanowani i
słuchani, a biedny nie znajduje nikogo, kto by zechciał go
wysłuchać? Jakże lud może otaczać szacunkiem Pana, skoro widzi,
że nie jest On szanowany przez tych, którzy są do tego zobowiązani
bardziej niż inni? Czy wyraża szacunek wobec Pana łamanie Jego
przykazania? Dlaczego w Izraelu mają oni posiadłości i otrzymują
podarki od celników i grzeszników? [Celnicy i grzesznicy] czynią
tak dla zaskarbienia sobie życzliwości kapłanów, ci zaś
przyjmują je, aby mieć dobrze wyposażony kuferek.
To
Bóg jest dziedzictwem Swoich kapłanów. Dla nich On – Ojciec
Izraela – jest Ojcem bardziej niż był nim dla nich kiedyś
ktokolwiek inny. On troszczy się o pożywienie dla nich na tyle, na
ile jest to słuszne. Jednak nie o więcej niż to jest słuszne. On
nie obiecywał sługom Swej Świątyni ani bogactw, ani własności.
Przez wieczność będą mieli Niebo dla wynagrodzenia swej
sprawiedliwości, jak [otrzymali je jako nagrodę] Mojżesz i Eliasz,
Jakub i Abraham. Jednak na tej ziemi powinni mieć jedynie odzienie
lniane i diadem z nie niszczejącego złota: z czystości i
miłości. Ciało powinno być sługą ducha dla [człowieka]
mającego być sługą Boga Prawdziwego. To nie ciało ma panować
nad duchem i sprzeciwiać się Bogu.
Zostałem
zapytany, jaką władzą to czynię. A oni? Jaką władzą profanują
przykazanie Boże i – w cieniu świętych murów – zezwalają na
lichwę krzywdzącą braci z Izraela, przybyłych, by spełnić
przykazanie Boże? Zapytano Mnie, z jakiej szkoły pochodzę.
Odrzekłem: „Ze szkoły Boga”. Tak, Izraelu, przychodzę
zaprowadzić cię do tej szkoły, świętej i niezmiennej.
Kto
chce poznać Światło, Prawdę i Życie, niech przyjdzie słuchać
głosu Boga mówiącego do Swego ludu. Niech przyjdzie do Mnie.
Szedłeś za Mojżeszem przez pustynię, o ludu izraelski! Podążaj
również za Mną, abym cię przeprowadził przez o wiele smutniejszą
pustynię, ku prawdziwej błogosławionej Ziemi, poprzez morze
rozstępujące się na Boży rozkaz. Ku niej was wiodę. Podnosząc
Mój Znak, leczę was z wszelkich chorób.
Nadeszła
godzina Łaski. Oczekiwali jej Patriarchowie i w oczekiwaniu na nią
umarli. Przepowiadali ją Prorocy i umarli w nadziei [jej nadejścia].
Śnili o niej sprawiedliwi i umocnieni tym snem umarli. Teraz
nadeszła.
Pójdźcie!
„Pan osądzi swój lud i miłosierny będzie wobec tych, którzy Mu
służą” – jak obiecał przez usta Mojżesza».
Ludzie
otaczający Jezusa słuchają Go z otwartymi ustami. Potem rozmawiają
o słowach nowego Rabbiego i zadają pytania Jego towarzyszom. Jezus
kieruje się w stronę innego dziedzińca, oddzielonego portykiem.
Przyjaciele idą za Nim. (II, 16: 24 października 1944. A,
3847-3857)
22 Zob.
Pwt 16,18-20. (Przyp. wyd.)
23 Zob.
Pwt 18,1-2. (Przyp. wyd.)
24 Zob.
Pwt 23,20-21. (Przyp. wyd.)
Vedo
Gesù che entra con Pietro, Andrea, Giovanni e Giacomo, Filippo e
Bartolomeo, nel recinto del Tempio.
Vi
è grandissima folla entro e fuori di esso. Pellegrini che giungono a
frotte da ogni parte della città. Dall'alto del colle, su cui il
Tempio è costruito, si vedono le vie cittadine, strette e contorte,
formicolare di gente. Pare che fra il bianco crudo delle case si sia
steso un nastro semovente dai mille colori. Si, la città ha
l'aspetto di un bizzarro giocattolo, fatto di nastri variopinti fra
due fili bianchi e tutti convergenti al punto dove splendono le
cupole della Casa del Signore.
Nell'interno
poi è... una vera fiera. Ogni raccoglimento di luogo sacro è
annullato. Chi corre e chi chiama, chi contratta gli agnelli e urla e
maledice per il prezzo esoso, chi spinge le povere bestie belanti nei
recinti (sono rudimentali divisioni di corde o di pioli, al cui
ingresso sta il mercante, o proprietario che sia, in attesa dei
compratori). Legnate, belati, bestemmie, richiami, insulti ai garzoni
non solleciti nelle operazioni di adunata e di cernita delle bestie e
ai compratori che lesinano sul prezzo o che se ne vanno, maggiori
insulti a quelli che, previdenti, hanno portato, di loro, l'agnello.
Intorno
ai banchi dei cambiavalute, altro vocio. Si capisce che, non so se in
ogni momento o in questo pasquale, si capisce che il Tempio
funzionava da... Borsa, e borsa nera. Il valore delle monete non era
fisso. Vi era quello legale, di certo vi sarà stato, ma i
cambiavalute ne imponevano un altro, appropriandosi di un tanto,
messo a capriccio, per il cambio delle monete. E le assicuro che non
scherzavano nelle operazioni di strozzinaggio!... Più uno era povero
e veniva da lontano, e più era pelato. I vecchi più dei giovani,
quelli provenienti da oltre Palestina più dei vecchi.
Dei
poveri vecchierelli guardavano e riguardavano il loro peculio, messo
da parte con chissà che fatica in tutta l'annata, se lo levavano e
se lo rimettevano in seno cento volte, girando dall'uno all'altro
cambiavalute, e finivano magari per tornare dal primo, che si
vendicava della loro iniziale diserzione aumentando l'aggio del
cambio... e le grosse monete lasciavano, tra dei sospiri, le mani del
proprietario e passavano fra le grinfie dell'usuraio e venivano
mutate in monete più spicciole. Poi altra tragedia di scelte, di
conti e di sospiri davanti ai venditori di agnelli, i quali, ai
vecchietti mezzi ciechi, appioppavano gli agnelli più grami.
Vedo
tornare due vecchietti, lui e lei, spingendo un povero agnelletto che
deve esser stato trovato difettoso dai sacrificatori. Pianti,
suppliche, mali garbi, parolacce si incrociano senza che il venditore
si commuova.
«Per
quello che volete spendere, galilei, è fin troppo bello quanto vi ho
dato. Andatevene! O aggiungete altri cinque denari per averne uno più
bello».
«In
nome di Dio! Siamo poveri e vecchi! Vuoi impedirci di fare la Pasqua,
che è l'ultima forse? Non ti basta quello che hai voluto per una
piccola bestia?».
«Fate
largo, lerciosi». Viene a me Giuseppe l'Anziano. Mi onora della sua
preferenza. «Dio sia con te! Vieni, scegli!»
Entra
nel recinto, e prende un magnifico agnello, quello che è chiamato
Giuseppe l'Anziano, ossia il d'Arimatea. Passa pomposo nelle vesti e
superbo, senza guardare i poverelli gementi alla porta, anzi
all'apertura del recinto. Li urta quasi, specie quando esce
coll'agnello grasso e belante.
Ma
anche Gesù è ormai vicino. Anche Lui ha fatto il suo acquisto, e
Pietro, che probabilmente ha contrattato per Lui, si tira dietro un
agnello discreto.
Pietro
vorrebbe andare subito verso il luogo dove si sacrifica. Ma Gesù
piega a destra, verso i due vecchietti sgomenti, piangenti, indecisi,
che la folla urta e il venditore insulta.
Gesù,
tanto alto da avere il capo dei due nonnetti all'altezza del cuore,
pone una mano sulla spalla della donna e chiede: «Perché piangi,
donna?».
La
vecchietta si volge e vede questo giovane alto, solenne nel suo
bell'abito bianco e nel mantello pure di neve, tutto nuovo e mondo.
Lo deve scambiare per un dottore sia per la veste che per l'aspetto
e, stupita perché dottori e sacerdoti non fanno caso alla gente né
tutelano i poveri contro l'esosità dei mercanti, dice le ragioni del
loro pianto.
Gesù
si rivolge all'uomo degli agnelli: «Cambia questo anello a questi
fedeli. Non è degno dell'altare, come non è degno che tu ti
approfitti di due vecchierelli perché deboli e indifesi».
«E
Tu chi sei?».
«Un
giusto».
«La
tua parlata e quella dei compagni ti dicono galileo. Può esser mai
in Galilea un giusto?».
«Fa'
quello che ti dico e sii giusto tu».
«Udite!
Udite il galileo difensore dei suoi pari! Egli vuole insegnare a noi
del Tempio!». L'uomo ride e beffeggia, contraffacendo la cadenza
galilea, che è più cantante e più ricca di dolcezza della
giudiaca, almeno così mi pare.
Della
gente si fa intorno, e altri mercanti e cambiavalute prendono le
difese del consocio contro Gesù.
Fra
i presenti vi sono due o tre rabbini ironici. Uno di questi chiede:
«Sei Tu dottore?» in un modo tale da far perdere la pazienza a
Giobbe.
«Lo
hai detto».
«Che
insegni?».
«Questo
insegno: a rendere la Casa di Dio casa di orazione e non un posto
d'usura e di mercato. Questo insegno».
Gesù
è terribile. Pare l'arcangelo posto sulla soglia del Paradiso
perduto. Non ha spada fiammeggiante fra le mani, ma ha i raggi negli
occhi, e fulmina derisori e sacrileghi. In mano non ha nulla. Solo la
sua santa ira. E con questa, camminando veloce e imponente fra banco
e banco, sparpaglia le monete così meticolosamente allineate per
qualità, ribalta tavoli e tavolini, e tutto cade con fracasso al
suolo fra un gran rumore di metalli rimbalzanti e di legni percossi e
grida di ira, di sgomento e di approvazione. Poi, strappate di mano,
a dei garzoni dei bestiai, delle funi con cui essi tenevano a posto
bovi, pecore e agnelli, ne fa una sferza ben dura, in cui i nodi per
formare i lacci scorsoi divengono flagelli, e l'alza e la rotea e
l'abbassa, senza pietà. Sì, le assicuro: senza pietà.
La
impensata grandine percuote teste e schiene. I fedeli si scansano
ammirando la scena; i colpevoli, inseguiti fino alla cinta esterna,
se la dànno a gambe lasciando per terra denaro e indietro bestie e
bestiole in un grande arruffio di gambe, di corna, di ali; chi corre,
chi vola via; e muggiti, belati, scruccolii di colombe e tortore,
insieme a risate e urla di fedeli dietro agli strozzini in fuga,
soverchiano persino il lamentoso coro degli agnelli, sgozzati in un
altro cortile di certo.
Accorrono
sacerdoti insieme a rabbini e farisei. Gesù è ancora in mezzo al
cortile, di ritorno dal suo inseguimento. La sferza è ancora nella
sua mano.
«Chi
sei? Come ti permetti fare questo, turbando le cerimonie prescritte?
Da quale scuola provieni? Noi non ti conosciamo, né sappiamo chi
sei».
«Io
sono Colui che posso. Tutto Io posso. Disfate pure questo Tempio vero
ed Io lo risorgerò per dar lode a Dio. Non Io turbo la santità
della Casa di Dio e delle cerimonie, ma voi la turbate permettendo
che la sua dimora divenga sede agli usurai e ai mercanti. La mia
scuola è la scuola di Dio. La stessa che ebbe tutto Israele per
bocca dell'Eterno parlante a Mosè. Non mi conoscete? Mi conoscerete.
Non sapete da dove Io vengo? Lo saprete».
E,
volgendosi al popolo senza più curarsi dei sacerdoti, alto
nell'abito bianco, col mantello aperto e fluente dietro le spalle, a
braccia aperte come un oratore nel più vivo della sua orazione,
dice:
«Udite,
voi di Israele! Nel Deuteronomio è detto: (Deuteronomio 16, 18-20;
18, 1-2; 23, 20-21) "Tu costituirai dei giudici e dei magistrati
a tutte le porte... ed essi giudicheranno il popolo con giustizia,
senza propendere da nessuna parte. Tu non avrai riguardi personali,
non accetterai donativi, perché i donativi accecano gli occhi dei
savi ed alterano le parole dei giusti. Con giustizia seguirai ciò
che è giusto per vivere e possedere la terra che il Signore Iddio
tuo ti avrà data".
Udite,
o voi di Israele! Nel Deuteronomio è detto: "I sacerdoti e i
leviti e tutti quelli della tribù di Levi non avranno parte né
eredità col resto di Israele, perché devono vivere coi sacrifizi
del Signore e colle offerte che a Lui sono fatte; nulla avranno tra i
possessi dei loro fratelli, perché il Signore è la loro eredità".
Udite,
o voi di Israele! Nel Deuteronomio è detto: "Non presterai ad
interesse al tuo fratello né denaro, né grano, né qualsiasi altra
cosa. Potrai prestare ad interesse allo straniero; al tuo fratello,
invece, presterai senza interesse quello che gli bisogna".
Questo
ha detto il Signore.
Ora
voi vedete che senza giustizia verso il povero si siede in Israele.
Non nel giusto, ma nel forte si propende, ed esser povero, esser
popolo, vuol dire esser oppresso. Come può il popolo dire: "Chi
ci giudica è giusto" se vede che solo i potenti sono rispettati
e ascoltati, mentre il povero non ha chi lo ascolti? Come può il
popolo rispettare il Signore, se vede che non lo rispettano coloro
che più dovrebbero farlo? È rispetto al Signore la violazione del
suo comando? E perché allora i sacerdoti in Israele hanno possessi e
accettano donativi da pubblicani e peccatori, i quali così fanno per
aver benigni i sacerdoti, così come questi fanno per aver ricco
scrigno?
Dio
è l'eredità dei suoi sacerdoti. Per essi, Egli, il Padre di
Israele, è più che mai Padre e provvede al cibo come è giusto. Ma
non più di quanto sia giusto. Non ha promesso ai suoi servi del
Santuario borsa e possessi. Nell'eternità avranno il Cielo per la
loro giustizia, come lo avranno Mosè e Elia e Giacobbe e Abramo, ma
su questa terra non devono avere che veste di lino e diadema di
incorruttibile oro: purezza e carità; e che il corpo sia servo allo
spirito che è servo del Dio vero, e non sia il corpo colui che è
signore sullo spirito e contro Dio.
M'è
stato chiesto con quale autorità Io faccio questo. Ed essi con quale
autorità profanano il comando di Dio e all'ombra delle sacre mura
permettono usura contro i fratelli di Israele, venuti per ubbidire al
comando divino? M'è stato chiesto da quale scuola Io provengo, ed ho
risposto: "Dalla scuola di Dio". Si, Israele. Io vengo e ti
riporto a questa scuola santa e immutabile.
Chi
vuol conoscere la Luce, la Verità, la Vita, chi vuole risentire la
Voce di Dio parlante al suo popolo, a Me venga. Avete seguito Mosè
attraverso i deserti, o voi di Israele. Seguitemi, ché Io vi porto,
attraverso a ben più tristo deserto, incontro alla vera Terra beata.
Per mare aperto al comando di Dio, ad essa vi traggo. Alzando il mio
Segno, da ogni male vi guarisco.
L'ora
della Grazia è venuta. L'hanno attesa i Patriarchi e sono morti
nell'attenderla. L'hanno predetta i Profeti e sono morti con questa
speranza. L'hanno sognata i giusti e sono morti confortati da questo
sogno. Ora è sorta.
Venite.
"Il Signore sta per giudicare il suo popolo e per fare
misericordia ai suoi servi", come ha promesso per bocca di
Mosè».
La
gente, assiepata intorno a Gesù, è rimasta a bocca aperta ad
ascoltarlo. Poi commenta le parole del nuovo Rabbi e interroga i suoi
compagni.
Gesù
si avvia verso un altro cortile, separato da questo da un porticato.
Gli amici lo seguono e la visione ha fine. (1, 53)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań
2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan
Drozd SDS)
Zapis
grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład
polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez
Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał
Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz.
1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6:
2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis
włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato
rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz