Żywot
Ś. Tomasza z Akwinu,
pisany
od rozmaitych ludzi uczonych,
zwłaszcza od Flaminiusza
Forokorneliańskiego.
Żył około roku Pańskiego, 1230.1
Urodzony
w zacnym domu Hrabiów z Akwinu, z Landulfa ojca i matki Teodory,
wielki i chwalebny kościelny Doktor, i słup a podpora nauki
Katolickiej Tomasz ś. w żywocie matki, przez jednego pustelnika, na
imię Bonusa, zwiastowany, 2jeszcze
w dzieciństwie przyszłą swoję świątobliwość przez znaki łaski
Bożej na sobie pokazował. Bo w kąpieli niewiedzieć skąd karty
dostało dziecię, którą mocnie ile mogło ściskając, wydrzeć
jej sobie nie dopuściło – a gdy wydarta jemu była, pozdrowienie
Bogarodzice na niej się pokazało – której tak zasię płakaniem
dostać chciał, iż się utulić nie dał, aż mu przywrócona była
– i skoro jej dostał, w ustka ją włożywszy połknął.
Dziecinne jego igranie, i pociecha w płaczu nie była insza okrom
książek – co był znak wielkiej nauki jego, która się potym
pokazała. 3W
piąci lat do zakonników ś. Benedykta do klasztoru Kasynieńskiego
dany był od rodziców – nie bez osobnego obmyślania Bożego nad
nim – aby się jego młodość świeckim zmazanim i towarzystwem
nie naruszyła. Uprzedzała mądrość lata z podziwieniem innych.
Nauczyciela swego pytał często, coby to był Bóg – a co mu
powiedziano, to mocnie w pamięci trzymał. Zachował się w młodych
leciech w statku wielkim, w skromności, i w milczeniu, iż nic
płochego po sobie nie pokazował.
Oddany
rodzicom w lat dziesiąci w Neapolim się uczył, prędki w ostrym
rozumie pochop biorąc, nabożeństwa nie zaniechał – ale je
raczej za fundament żywota swego biorąc, P. Bogu się oddawał. Bo
mając lat trzynaście, opuściwszy bogate rodzice, i świecką
rozkosz, i dobre mienie, i zacność rodzaju, poniżył się w
naśladowaniu ubóstwa Pana naszego, na dostąpienie doskonałości
Chrześciańskiej, wstępując do zakonu ś. Dominika. 4Matka
jego z niewieściej ułomności barzo się tym obraziła – i chcąc
syna widzieć, gdy jej go widzieć nie dopuszczono (bojąc się aby
go mocą z zakonu nie wzięła) tym się jeszcze więcej rozgniewała
– i starać się przez inne starsze syny swoje Landulfa i Arnolda
poczęła, aby go dostali, a do niej przywiedli. Uchodząc tej
trudności starszy zakonu ś. Dominika, Tomasza z Neapolim do Rzymu
wysłali – ale na drodze ręki i mocy braterskiej ujść
młodzieniec nie mógł – pojmali go, i do matki przywiedli.
Radziła
mu matka aby kapicę zrzucił, rozmaicie w tym serca jego
macierzyńskiemi łagodnościami używając – ale twardym się w
tym barzo matce stawił on młodzieniec święty – 5więcej
sobie zakonny ubiór ważąc, a niżli królewski szarłat, tak iż o
jego użyciu na to zwątpiwszy, na zamek go jeden osadzić, i pod
strażą chować kazała, tym z niego myśli zakonne chcąc
wystraszyć. Lecz to nic jego świętego przedsięwzięcia nie
osłabiło. Słała do niego często bracią, aby mu myśli one
rozerwali. Nakoniec siostry z wielkimi prośbami i słowy miękkimi
przełomić serce jego chciały. Ale on w tej mierze szczęśliwszym
był. 6Bo
acz obiedwie ku służbie Bożej gorącej, swoją mądrą odpowiedzią
i słowy Ducha Ś. wzruszył – ale jednę k temu przywiódł, iż
światem wzgardziwszy mniszką została, i szczęśliwie w czystym
stanie i bogomyślności żywota potym dokonała. Nakoniec jako Pismo
mówi: z domowników naszych, nawiętszy nieprzyjaciele naszy – do
srogiego się i piekielnego działa nań uciekli – naprawili
nieuczciwą i urodziwą niewiastę, aby tajemnie do niego wszedszy, o
czystość się jego pokusiła – za której utracenim, łacno się
serce jego rozkoszą cielesną zjęte odmienić, i od świętej myśli
odwrócić mogło. Gdy z jej ubioru, słów jadowitych, i dotykania
pobudkę ku złemu brać ś. młodzieniec począł – w sercu na
Chrystusowę pomoc zawoławszy, i usty imię Jego święte
mianowawszy, skoczył do ognia w kominie gorającego – 7i
porwawszy głownią, na onę nierządnicę z gniewem uderzył, iż
przestraszona uciekać musiała.
Za
którą drzwi mocno zaparwszy, a oną głownią krzyż sobie na
ścienie nakreśliwszy – padł na twarz swoję, z płaczem Pana
Boga prosząc, aby go przy czystości zachować raczył, a takiego
nań upadku nie dopuszczał – i długo na modlitwie będąc
wzdrzymał się – 8i
widział przez sen, a ono lędźwi jego dwaj Aniołowie pasem
ściągają, mówiąc: pasem cię czystości ściągamy, który się
nigdy nie przerwie. A on tak wielką boleść na ciele uczuł, iż
ocknąwszy się głosem wielkim krzyknął, tak iż się straż do
niego porwała. Ale on bacząc co się działo, nikomu tego (aż
przed śmiercią swoją bratu Reginaldowi) nie oznajmił. Od tego
czasu wielki miał dar świętej czystości, a przedsię białych się
głów rozmowy barzo strzegł, chyba gdzie duchowna potrzeba to na
nim wyciągała.
Po
dwu lat bacząc matka stateczność jego, bojaźnią się Bożą
wzruszyła, aby mu więcej do rzeczy ś. nie przeszkadzała – i
dopuściła straży, aby go Dominikanom tajemnie wydali. Spuszczony
przez okno ś. Tomasz, do Neapolim się wrócił – potym na naukę
do Paryżu był posłany. Gdzie starszy słysząc o sławnej a
głębokiej nauce Wojciecha Wielkiego w Kolnie, tam go na ćwiczenie,
czego też i sam pragnął, posłali. Uczył się pilno, a w
milczeniu i cichości – tak iż go towarzysze jego, gardząc im,
niemym wołem zwali – prze milczenie i skromność jego, tępy mu
rozum przyczytając. Lecz się w krótce pokazało, gdy z
posłuszeństwa na jedną trudną Kwestią odpowiadać musiał – iż
za wzywaniem pomocy Bożej, tak mądrze się wyprawił, iż snadź
mało i mistrza nie przechodził. Iż rzekł Wojciech Wielki:
Tomaszu, nie tak na pytanie odpowiadasz, jako urzędu nauczyciela
używasz. 9I
obróciwszy się do uczniów, powiedział: Wy go niemym wołem
zowiecie – ale ten wół tak ryknie, iż go świat wszytek słyszeć
będzie. Tym się on nie podniósł, ale w pokorze podlejszym się
nad inne być poczytał. Rychło potym wzięty do Paryżu, a
zostawszy w Teologiej bakałarzem, księgi Sententiarum
Lombardi,
z
wielkim wszytkich podziwieniem wykładał – tak iż każdy baczyć
mógł, iż od Pana Boga nauki wielkiej dar wlany miał.
10Potym
mu Doktorem zostać kazali – z czego smucien barzo będąc, a
niegodność sobie przyczytając, na modlitwie się frasował – i
miał jednej nocy takie widzenie: 11Zdał
się być na modlitwie płaczliwej – i przyszedł do niego jeden
wielebny starzec, pytając go – o coby z tym płaczem Pana prosił?
A on rzekł: oto mi Doktorem zostać każą, a na ten urząd godnym
się nie czuję, a niewiem co za temę, abo fundament gadania mego
wziąć mam. Rzekł mu on starzec: Bądź dobrej myśli – chce Pan
Bóg, abyś w tym starszym swym powolny był – a za temę mieć
będziesz one słowa z Psalmu: Pokrapia góry z wierzchowiska swego,
a z pożytku dzieła Jego nasyca się ziemia – w tym się ocknął,
i dziękował P. Bogu, iż jego modlitwę przyjąć raczył – i
zostawszy Doktorem, wielki pożytek Kościołowi Bożemu uczynił,
nauczaniem i pisaniem.
12Nigdy
bez modlitwy do ksiąg się i pisania nie rzucił – i powiadał
tajemnie bratu Reginaldowi – iż to co umiał nie tak z pracy swej,
jako z daru Bożego dostąpił. 13Pisanie
jego wszytek Kościół Boży, do tego czasu oświeca – które acz
jest wedle onych czasów w słowiech nie dworne, ale rzeczy wielkich
i głębokich, i na zburzenie nieprawdy heretyckiej pełne – z
trudnych się rzeczy barzo łacno w pisaniu wyprawuje, i czytelnika
wielkim skarbem ubogaca. Był i w mowie ten święty i w kazaniu
szczęśliwy. Żydów niemało swym gadaniem i modlitwą P. Bogu
pozyskał. Ustawiczną pracą Kościół Boży i tę winnicę Jego
rozmnażał. 14W
nabożeństwie barzo gorący był – a osobliwą chęć miał ku
Naprzechwalebniejszemu Sakramentu – co dzień ś. Mszą mając, a
drugiej słuchając, przy której sam kapłanowi służył. Gdy co
trudnego pisać i wykładać miał, nad pilność i modlitwę, postu
też używał, od Ducha Ś. rozumienia i rozwiązania trudności
prosząc. 15Częstokroć
od rzeczy się trudnych odwodząc, w żywociech i powieściach
świętych ochłodę swoję i czytanie miał – bojąc się aby
serce nie stwardziało gdy się rozum ostrzy – bo więc bywa
pospolicie, kto się samej tylo nauki rozmiłuje, a skruszenia
serdecznego zapomina. Czasu jednego gdy się ochotnie w Neapolim
przed Krucyfiksem modlił – 16głos
taki usłyszał: Dobrześ o Mnie pisał Tomaszu – co chcesz ode
mnie za zapłaty? A Tomasz ś. zawołał: niechcę nic innego, jedno
samego Ciebie Panie mój. Czym pocieszony święty, i tym więcej
więtszą pracą na pożytek Kościoła Bożego podejmował – na
częste się rzeczy Boskich uważania i rozmyślania z modlitwą
udając.
W
czym tak był gorący, iż częstokroć od siebie odchodząc, w ciele
się być niejako nie czuł, i zmysłów cielesnych odstępował. Raz
u stołu Króla Francuskiego Ludwika ś. gdy pisał nieco przeciw
kacerstwu Manicheuszowemu, a ono, o czym doma myślił, w głowie
jemu tkwiało, jedząc zawołał: przekonani są Manicheuszowie –
pisz bracie to coć powiem – i trąci go w bok Przeor Paryski który
podle siedział, mówiąc: Doktorze, u królewskiego stołu, a nie w
komorze klasztornej siedzisz. A on się zawstydziwszy, Króla
przepraszał. A Król wiedząc obyczaj jego, przyzwać wnet Pisarza
kazał, aby ono co mu przyszło do głowy, nie ginęło. Świeckimi
rzeczami mocnie bardzo, ubóstwa Chrystusowego naśladując, gardził
– gdy jednego czasu wjeżdżając w Paryż, bracia piękność i
wielkość miasta chwalili – on rzekł: ktoby mi dał obierać,
mówiąc: co wolisz, Paryż ten, czyli kazania Chryzostomowe na ś.
Mateusza, jabych się książki jął.
Przetóż
wezwany na dostojeństwa Kościelne, zezwolić nigdy na nie
niechciał. 17Urbanus
czwarty Arcybiskupstwo mu Neapolitańskie dawał – ale on z tego
się pilnie wymówił. Nakoniec i w klasztorze żadnego urzędu i
zwierzchności nigdy nie miał – ale zawżdy w wielkim
posłuszeństwie starszych swoich pokory Chrystusowej używał. Raz
brat jeden zakonny, nowo do Bononiej przybyły, Przeora o towarzysza
na rynek ku sprawowaniu rzeczy pewnych prosił – dał mu tego
któregoby w klasztorze potkał – trafił na ś. Tomasza sobie
nieznajomego, i powiedział mu o woli starszego. 18A
on wnetże z bratem onym szedł. A iż na nogi chory był – nie
mógł w chodzeniu onemu młodszemu zrównać, który prędko biegać
i rzeczy swoje sprawić chciał – oglądając się wołał nań on
młodszy słowy śmiałymi, i niemoc jego lenistwem zwał, mówiąc
aby rychło szedł. Obaczą to Bonończykowie ludzie, którym dobrze
znajomy był – powiedzą onemu bratu, iż to jest Tomasz on tak
światu wszytkiemu znajomy człowiek – 19a
dziwując się pokorze ś. Tomasza, pytali go – czemu tak z onym
bratem biegał? On im powiedział: zakonne nabożeństwo na
posłuszeństwie się funduje – iż człowiek człowieku się dla
Boga podaje,20
jako Bóg sam dla nas i dla zbawienia naszego, poddanym być u ludzi
raczył.
Kazanie
jego było wedle ludzkiego pojęcia – trudnych rzeczy nie rad na
kazanie wnosił – ale je raczej do szkół odsyłał, a zbudowaniu
serc ludzkich służył, to sam pierwej pełniąc czego uczył.
Przetóż wielki pożytek nauką czynił, a ludzie go jako Apostoła
i posłańca Chrystusowego słuchali. 21W
Rzymie poście każąc, niewiasta czerwoną niemoc mająca, gdy szedł
z kazania, dotykaniem się jego sukniej podołka zleczyła – drugi
raz towarzysza, noszeniem kości ś. Jagnieszki, które zawżdy przy
sobie miał, od febry zleczył, i wielą innych cudów świątobliwość
jego wsławić Pan Bóg raczył. Nakoniec po wielkich i ustawicznych
pracach swoich w Kościele Bożym, gdy był od Papieża Grzegorza
dziesiątego na Koncylium Lugduńskie posłany, na drodze mając lat
pięćdziesiąt zachorzał, i skłonił się w chorobie do klasztoru
Cystercjensów, Fossa
nova nazwanego
– gdzie wchodząc, o śmierci swojej oznajmił, mówiąc: Tu jest
odpoczynienie moje. Gdzie gdy widział bracią onego zakonu barzo do
posługi swej ochotne, wstydził się tego mówiąc: takli słudzy
Boży mnie człowieku nędznemu służyć mają? 22A
gdy go zakonnicy oni prosili, aby im jaką pamiątkę pisania swego
zostawił – w chorobie onej wykładał pisaniem pienia Salomonowe.
Prawie na on czas, gdy się sam do pienia onego górnego i
niebieskiej muzyki gotował.
Gdy
już w niemocy nic jeść nie mógł, pytali go: czegoby wżdy skusić
mógł? Powiedział: gdyby były śledzie świeże, jakie w Paryżu
bywają, podobnobych je mógł jeść. A iż w onej stronie o takich
śledziach ani słychać – 23gdy
kupiono dla niego innych rybek, które Włoszy sardy zowią, cudem
Bożym w śledzie się takie, jakich pragnął, obróciły – i
dziwując się wszyscy, z wielką mu je radością nieśli. Lecz on
dobroć Bożą sławiąc, 24jako
Dawid onej krwią mężnych żołnierzów dobytej wody z cysterny
Betleem pić, tak i on jeść ich niechciał – ale je P. Bogu
ofiarował, a coś inego trochę zjadł – myśląc sobie iż mu
innej potrawy już było potrzeba, onej która żywot daje wieczny –
i prosił aby mu Przenaświętszy Sakrament podany był – który z
wielką pokorą i wyznaniem Katolickim (jako niżej przeczytasz)
przyjął, i pomazanie oleju świętego wziąwszy, ducha P. Bogu
oddał, ten wielki a sławny mąż w żywocie i nauce – który
słusznie Anielskim Doktorem nazwany jest – którego jako za
żywota, tak i po śmierci Pan Bóg wielkimi cudami uczcił. Jegoż
się świętej modlitwie grzeszni pokornie zalecając, prosim P. Boga
w świętych swoich chwalebnego, abyśmy to, co ten ś. Doktor
napisał, zrozumieć – a to co czynił, naśladowaniem wypełnić
mogli – przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, któremu z Ojcem i z
Duchem Świętym równa chwała na wieki. Amen.
25Godziłoby
się przywieść naukę tego wielkiego Doktora, jakośmy przy innych
czynili na pokazanie tego, jako niniejsze kacerstwa potępia – ale
mi krótkość tych ksiąg nie dopuści, abych i tych Doktorów,
którzy przed trzemi sty lat świątobliwie żyli, na te sprośne
czasów naszych kacerstwa przywodził. Tego tylo nie zamilczę, iż
nie masz żadnego kacerstwa dzisiejszego, któregoby ten ś. Doktor
nie obalił. Nie masz żadnej tak tajemnej ich chytrości, którejby
ten ostry Anielski rozum nie zabieżał. Nie masz też żadnej lisiej
jamy, tych przewrotników, fałszerzów, od którejby im nie
zaskoczył – i kto pisma jego czyta a rozumie, barzo sróg
heretykom być może. Przetóż tym Doktorem i innymi, które
Scholasticos
Theologos zowią,
których głowa i jako książę jest Tomasz święty – barzo się
heretykowie brzydzą. Bo wiedzą, iż żaden lepiej, krócej,
ostrzej, prościej, rzetelniej, fałszu ich pokazać a odkryć
chytrości nie może. Na te złe chytre czasy ten sposób przekonania
heretyków, a łacne prawdy Katolickiej pokazanie, dał P. Bóg tych
czasów ostatnich, nie bez wielkiej mądrości swej Boskiej, i
obmyślania swego ku Kościołowi i ludzkiemu zbawieniu. In
summa
we wszytkim tak trzymał ten Święty, uczył, wierzył, jako Kościół
święty Rzymski – nań się we wszytkim, tak święty i uczony
człowiek, zdając, a swego rozumu odstępując. Przetóż umierając
(jako pisze Flaminius) gdy Naświętszy Sakrament przyniesiono, a
kapłan wedle zwyczaju pytał – jeśliby wierzył, iż tu jest pod
osobą chleba prawdziwe ciało i krew Pana naszego, i prawy sam
Chrystus? Tedy tak wyznał:26
Jeśli być w tym żywocie więtsza wiadomość może a niżli wiara,
wierzę i za pewne trzymam, a wiem iż to jest prawy Bóg i człowiek,
Syn Ojcowski, i Syn dziewice Mariej. A to wyznawając, z łóżka się
znieść kazał, i na ziemi się porzuciwszy, ony swoje rytmy w
prawym wyznaniu z płaczem mówił, które się na Polskie tak mają:
Kłaniam
się Tobie prawdo zatajona,
A
temi osobami zapuszczona.
Tobie
się serce me wiernie podaje,
A
na Cię tu patrząc w sobie ustaje.
Oczy,
smak, dotykanie mię omyla,
Sam
mię słuch, słowa Twojego posila.
Wierzę
co rzekł Chrystus, to jest me ciało,
Nad
to się nic pewniejszego nie zstało.
Na
krzyżu samo się zataiło Bóstwo,
A
tu się i Twe tai człowieczeństwo.
Oboje
tu być ja mocnie wyznawam,
Tobie
się z łotrem na krzyżu ukarzam.
Niech
ono wesołe słowo usłyszę:
Dziś
cię w mym raju z Świętymi popiszę.
Blizen
Twoich z Tomaszem tu nie widzę –
Wszakże
się znać Cię za Boga nie wstydzę.
Jezu
którego widzę tu skrytego,
Niech
Cię oglądam po śmierci jawnego.
Nakoniec
rzekł one słowa: Biorę Cię kupno odkupienia dusze mojej – biorę
Cię obroku pielgrzymowania mego, dla któregom uczył, czuł, i
pracował. Ciebiem opowiadał, o Tobiem ludzie nauczał, nigdym się
Tobie nie sprzeciwił. Jeślim co źle rzekł, abo pisał, z
niewiadomościm to uczynił, wszakżem nigdy przy moim zdaniu upornie
nie stał. Jeślim co rzekł źle o tym Sakramencie, i o innych
artykułach wiary świętej, daję się wszytek na naukę Kościołowi
świętemu Rzymskiemu, pod którego posłuszeństwem wesoło z tego
świata schodzę. Widzisz jako ten sobie i swojemu Anielskiemu
rozumowi nie dufał, ale na nauce matki swej Kościoła Rzymskiego
polegał, i stamtąd pewność i niepochybność nauki swojej brał.
A ci naszy co jedno czytać, i to ledwie umieją, tej nigdy w
nieumiejętności swej pokory nie mają – rozumowi swemu tak
nieświadomemu, abo jednemu ministrowi dufając.
1 VII. Martii. Marca. Mart.
R. Ibidem.
2 Znaki świątobliwości jego z
młodości.
3 Do zakonników dany na
wychowanie.
4 Matka ś. Tomasza pojmać
każe.
5 Ubiór zakonny jako sobie
ważył.
6 W więzieniu siostry ku
służbie Bożej namówił.
7 Niewiastę głownią z swej
komory wybił.
8 Dar czystości od Pana Boga
przez Anioły przyniesiony.
9 Proroctwo Wojciecha Wielkiego
o Tomaszu ś.
10 Doktorem zostać niechciał.
11 Widzenie przez sen pocieszne.
12 Bez modlitwy do ksiąg nie
szedł.
13 Pisanie Ś. Tomasza jakie.
14 Nabożeństwo przeciw
Sakramentu.
15 Żywoty śś. czytał.
16 Pochwalenie pisma ś. Tomasza
od Pana Boga.
17 Arcybiskupem być niechciał.
18 Posłuszeństwo Tomasza ś.
19 Zakonne nabożeństwo na
posłuszeństwie się funduje.
20 Tak w obu wydaniach (1605 i
1598), tzn. „podaje” zamiast „poddaje”. Poniżej jednak już
mowa o „poddanym” Jezusie. Przyp. JS.
21 Dotykaniem sukniej Tomasza ś.
chora zleczona.
22 Pienie Salomonowe w niemocy
wykładał.
23 Cudo w rybach.
24 2 Sm 23.
25 Obrok duchowny.
26 2, 2, q. 1, artic. 10. [Raczej wątpliwe, aby dotyczyło to
rzeczywiście tego miejsca; możliwa pomyłka drukarska. Przyp. JS.]
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja
typu „B”: Jakub Szukalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz