niedziela, 14 kwietnia 2019

(72) Żywoty Świętych: Tomasz z Akwinu

Żywot Ś. Tomasza z Akwinu,
pisany od rozmaitych ludzi uczonych,
zwłaszcza od Flaminiusza Forokorneliańskiego.
Żył około roku Pańskiego, 1230.1

   Urodzony w zacnym domu Hrabiów z Akwinu, z Landulfa ojca i matki Teodory, wielki i chwalebny kościelny Doktor, i słup a podpora nauki Katolickiej Tomasz ś. w żywocie matki, przez jednego pustelnika, na imię Bonusa, zwiastowany, 2jeszcze w dzieciństwie przyszłą swoję świątobliwość przez znaki łaski Bożej na sobie pokazował. Bo w kąpieli niewiedzieć skąd karty dostało dziecię, którą mocnie ile mogło ściskając, wydrzeć jej sobie nie dopuściło – a gdy wydarta jemu była, pozdrowienie Bogarodzice na niej się pokazało – której tak zasię płakaniem dostać chciał, iż się utulić nie dał, aż mu przywrócona była – i skoro jej dostał, w ustka ją włożywszy połknął. Dziecinne jego igranie, i pociecha w płaczu nie była insza okrom książek – co był znak wielkiej nauki jego, która się potym pokazała. 3W piąci lat do zakonników ś. Benedykta do klasztoru Kasynieńskiego dany był od rodziców – nie bez osobnego obmyślania Bożego nad nim – aby się jego młodość świeckim zmazanim i towarzystwem nie naruszyła. Uprzedzała mądrość lata z podziwieniem innych. Nauczyciela swego pytał często, coby to był Bóg – a co mu powiedziano, to mocnie w pamięci trzymał. Zachował się w młodych leciech w statku wielkim, w skromności, i w milczeniu, iż nic płochego po sobie nie pokazował.
   Oddany rodzicom w lat dziesiąci w Neapolim się uczył, prędki w ostrym rozumie pochop biorąc, nabożeństwa nie zaniechał – ale je raczej za fundament żywota swego biorąc, P. Bogu się oddawał. Bo mając lat trzynaście, opuściwszy bogate rodzice, i świecką rozkosz, i dobre mienie, i zacność rodzaju, poniżył się w naśladowaniu ubóstwa Pana naszego, na dostąpienie doskonałości Chrześciańskiej, wstępując do zakonu ś. Dominika. 4Matka jego z niewieściej ułomności barzo się tym obraziła – i chcąc syna widzieć, gdy jej go widzieć nie dopuszczono (bojąc się aby go mocą z zakonu nie wzięła) tym się jeszcze więcej rozgniewała – i starać się przez inne starsze syny swoje Landulfa i Arnolda poczęła, aby go dostali, a do niej przywiedli. Uchodząc tej trudności starszy zakonu ś. Dominika, Tomasza z Neapolim do Rzymu wysłali – ale na drodze ręki i mocy braterskiej ujść młodzieniec nie mógł – pojmali go, i do matki przywiedli.
   Radziła mu matka aby kapicę zrzucił, rozmaicie w tym serca jego macierzyńskiemi łagodnościami używając – ale twardym się w tym barzo matce stawił on młodzieniec święty – 5więcej sobie zakonny ubiór ważąc, a niżli królewski szarłat, tak iż o jego użyciu na to zwątpiwszy, na zamek go jeden osadzić, i pod strażą chować kazała, tym z niego myśli zakonne chcąc wystraszyć. Lecz to nic jego świętego przedsięwzięcia nie osłabiło. Słała do niego często bracią, aby mu myśli one rozerwali. Nakoniec siostry z wielkimi prośbami i słowy miękkimi przełomić serce jego chciały. Ale on w tej mierze szczęśliwszym był. 6Bo acz obiedwie ku służbie Bożej gorącej, swoją mądrą odpowiedzią i słowy Ducha Ś. wzruszył – ale jednę k temu przywiódł, iż światem wzgardziwszy mniszką została, i szczęśliwie w czystym stanie i bogomyślności żywota potym dokonała. Nakoniec jako Pismo mówi: z domowników naszych, nawiętszy nieprzyjaciele naszy – do srogiego się i piekielnego działa nań uciekli – naprawili nieuczciwą i urodziwą niewiastę, aby tajemnie do niego wszedszy, o czystość się jego pokusiła – za której utracenim, łacno się serce jego rozkoszą cielesną zjęte odmienić, i od świętej myśli odwrócić mogło. Gdy z jej ubioru, słów jadowitych, i dotykania pobudkę ku złemu brać ś. młodzieniec począł – w sercu na Chrystusowę pomoc zawoławszy, i usty imię Jego święte mianowawszy, skoczył do ognia w kominie gorającego – 7i porwawszy głownią, na onę nierządnicę z gniewem uderzył, iż przestraszona uciekać musiała.
   Za którą drzwi mocno zaparwszy, a oną głownią krzyż sobie na ścienie nakreśliwszy – padł na twarz swoję, z płaczem Pana Boga prosząc, aby go przy czystości zachować raczył, a takiego nań upadku nie dopuszczał – i długo na modlitwie będąc wzdrzymał się – 8i widział przez sen, a ono lędźwi jego dwaj Aniołowie pasem ściągają, mówiąc: pasem cię czystości ściągamy, który się nigdy nie przerwie. A on tak wielką boleść na ciele uczuł, iż ocknąwszy się głosem wielkim krzyknął, tak iż się straż do niego porwała. Ale on bacząc co się działo, nikomu tego (aż przed śmiercią swoją bratu Reginaldowi) nie oznajmił. Od tego czasu wielki miał dar świętej czystości, a przedsię białych się głów rozmowy barzo strzegł, chyba gdzie duchowna potrzeba to na nim wyciągała.
   Po dwu lat bacząc matka stateczność jego, bojaźnią się Bożą wzruszyła, aby mu więcej do rzeczy ś. nie przeszkadzała – i dopuściła straży, aby go Dominikanom tajemnie wydali. Spuszczony przez okno ś. Tomasz, do Neapolim się wrócił – potym na naukę do Paryżu był posłany. Gdzie starszy słysząc o sławnej a głębokiej nauce Wojciecha Wielkiego w Kolnie, tam go na ćwiczenie, czego też i sam pragnął, posłali. Uczył się pilno, a w milczeniu i cichości – tak iż go towarzysze jego, gardząc im, niemym wołem zwali – prze milczenie i skromność jego, tępy mu rozum przyczytając. Lecz się w krótce pokazało, gdy z posłuszeństwa na jedną trudną Kwestią odpowiadać musiał – iż za wzywaniem pomocy Bożej, tak mądrze się wyprawił, iż snadź mało i mistrza nie przechodził. Iż rzekł Wojciech Wielki: Tomaszu, nie tak na pytanie odpowiadasz, jako urzędu nauczyciela używasz. 9I obróciwszy się do uczniów, powiedział: Wy go niemym wołem zowiecie – ale ten wół tak ryknie, iż go świat wszytek słyszeć będzie. Tym się on nie podniósł, ale w pokorze podlejszym się nad inne być poczytał. Rychło potym wzięty do Paryżu, a zostawszy w Teologiej bakałarzem, księgi Sententiarum Lombardi, z wielkim wszytkich podziwieniem wykładał – tak iż każdy baczyć mógł, iż od Pana Boga nauki wielkiej dar wlany miał.
   10Potym mu Doktorem zostać kazali – z czego smucien barzo będąc, a niegodność sobie przyczytając, na modlitwie się frasował – i miał jednej nocy takie widzenie: 11Zdał się być na modlitwie płaczliwej – i przyszedł do niego jeden wielebny starzec, pytając go – o coby z tym płaczem Pana prosił? A on rzekł: oto mi Doktorem zostać każą, a na ten urząd godnym się nie czuję, a niewiem co za temę, abo fundament gadania mego wziąć mam. Rzekł mu on starzec: Bądź dobrej myśli – chce Pan Bóg, abyś w tym starszym swym powolny był – a za temę mieć będziesz one słowa z Psalmu: Pokrapia góry z wierzchowiska swego, a z pożytku dzieła Jego nasyca się ziemia – w tym się ocknął, i dziękował P. Bogu, iż jego modlitwę przyjąć raczył – i zostawszy Doktorem, wielki pożytek Kościołowi Bożemu uczynił, nauczaniem i pisaniem.
   12Nigdy bez modlitwy do ksiąg się i pisania nie rzucił – i powiadał tajemnie bratu Reginaldowi – iż to co umiał nie tak z pracy swej, jako z daru Bożego dostąpił. 13Pisanie jego wszytek Kościół Boży, do tego czasu oświeca – które acz jest wedle onych czasów w słowiech nie dworne, ale rzeczy wielkich i głębokich, i na zburzenie nieprawdy heretyckiej pełne – z trudnych się rzeczy barzo łacno w pisaniu wyprawuje, i czytelnika wielkim skarbem ubogaca. Był i w mowie ten święty i w kazaniu szczęśliwy. Żydów niemało swym gadaniem i modlitwą P. Bogu pozyskał. Ustawiczną pracą Kościół Boży i tę winnicę Jego rozmnażał. 14W nabożeństwie barzo gorący był – a osobliwą chęć miał ku Naprzechwalebniejszemu Sakramentu – co dzień ś. Mszą mając, a drugiej słuchając, przy której sam kapłanowi służył. Gdy co trudnego pisać i wykładać miał, nad pilność i modlitwę, postu też używał, od Ducha Ś. rozumienia i rozwiązania trudności prosząc. 15Częstokroć od rzeczy się trudnych odwodząc, w żywociech i powieściach świętych ochłodę swoję i czytanie miał – bojąc się aby serce nie stwardziało gdy się rozum ostrzy – bo więc bywa pospolicie, kto się samej tylo nauki rozmiłuje, a skruszenia serdecznego zapomina. Czasu jednego gdy się ochotnie w Neapolim przed Krucyfiksem modlił – 16głos taki usłyszał: Dobrześ o Mnie pisał Tomaszu – co chcesz ode mnie za zapłaty? A Tomasz ś. zawołał: niechcę nic innego, jedno samego Ciebie Panie mój. Czym pocieszony święty, i tym więcej więtszą pracą na pożytek Kościoła Bożego podejmował – na częste się rzeczy Boskich uważania i rozmyślania z modlitwą udając.
   W czym tak był gorący, iż częstokroć od siebie odchodząc, w ciele się być niejako nie czuł, i zmysłów cielesnych odstępował. Raz u stołu Króla Francuskiego Ludwika ś. gdy pisał nieco przeciw kacerstwu Manicheuszowemu, a ono, o czym doma myślił, w głowie jemu tkwiało, jedząc zawołał: przekonani są Manicheuszowie – pisz bracie to coć powiem – i trąci go w bok Przeor Paryski który podle siedział, mówiąc: Doktorze, u królewskiego stołu, a nie w komorze klasztornej siedzisz. A on się zawstydziwszy, Króla przepraszał. A Król wiedząc obyczaj jego, przyzwać wnet Pisarza kazał, aby ono co mu przyszło do głowy, nie ginęło. Świeckimi rzeczami mocnie bardzo, ubóstwa Chrystusowego naśladując, gardził – gdy jednego czasu wjeżdżając w Paryż, bracia piękność i wielkość miasta chwalili – on rzekł: ktoby mi dał obierać, mówiąc: co wolisz, Paryż ten, czyli kazania Chryzostomowe na ś. Mateusza, jabych się książki jął.
   Przetóż wezwany na dostojeństwa Kościelne, zezwolić nigdy na nie niechciał. 17Urbanus czwarty Arcybiskupstwo mu Neapolitańskie dawał – ale on z tego się pilnie wymówił. Nakoniec i w klasztorze żadnego urzędu i zwierzchności nigdy nie miał – ale zawżdy w wielkim posłuszeństwie starszych swoich pokory Chrystusowej używał. Raz brat jeden zakonny, nowo do Bononiej przybyły, Przeora o towarzysza na rynek ku sprawowaniu rzeczy pewnych prosił – dał mu tego któregoby w klasztorze potkał – trafił na ś. Tomasza sobie nieznajomego, i powiedział mu o woli starszego. 18A on wnetże z bratem onym szedł. A iż na nogi chory był – nie mógł w chodzeniu onemu młodszemu zrównać, który prędko biegać i rzeczy swoje sprawić chciał – oglądając się wołał nań on młodszy słowy śmiałymi, i niemoc jego lenistwem zwał, mówiąc aby rychło szedł. Obaczą to Bonończykowie ludzie, którym dobrze znajomy był – powiedzą onemu bratu, iż to jest Tomasz on tak światu wszytkiemu znajomy człowiek – 19a dziwując się pokorze ś. Tomasza, pytali go – czemu tak z onym bratem biegał? On im powiedział: zakonne nabożeństwo na posłuszeństwie się funduje – iż człowiek człowieku się dla Boga podaje,20 jako Bóg sam dla nas i dla zbawienia naszego, poddanym być u ludzi raczył.
   Kazanie jego było wedle ludzkiego pojęcia – trudnych rzeczy nie rad na kazanie wnosił – ale je raczej do szkół odsyłał, a zbudowaniu serc ludzkich służył, to sam pierwej pełniąc czego uczył. Przetóż wielki pożytek nauką czynił, a ludzie go jako Apostoła i posłańca Chrystusowego słuchali. 21W Rzymie poście każąc, niewiasta czerwoną niemoc mająca, gdy szedł z kazania, dotykaniem się jego sukniej podołka zleczyła – drugi raz towarzysza, noszeniem kości ś. Jagnieszki, które zawżdy przy sobie miał, od febry zleczył, i wielą innych cudów świątobliwość jego wsławić Pan Bóg raczył. Nakoniec po wielkich i ustawicznych pracach swoich w Kościele Bożym, gdy był od Papieża Grzegorza dziesiątego na Koncylium Lugduńskie posłany, na drodze mając lat pięćdziesiąt zachorzał, i skłonił się w chorobie do klasztoru Cystercjensów, Fossa nova nazwanego – gdzie wchodząc, o śmierci swojej oznajmił, mówiąc: Tu jest odpoczynienie moje. Gdzie gdy widział bracią onego zakonu barzo do posługi swej ochotne, wstydził się tego mówiąc: takli słudzy Boży mnie człowieku nędznemu służyć mają? 22A gdy go zakonnicy oni prosili, aby im jaką pamiątkę pisania swego zostawił – w chorobie onej wykładał pisaniem pienia Salomonowe. Prawie na on czas, gdy się sam do pienia onego górnego i niebieskiej muzyki gotował.
   Gdy już w niemocy nic jeść nie mógł, pytali go: czegoby wżdy skusić mógł? Powiedział: gdyby były śledzie świeże, jakie w Paryżu bywają, podobnobych je mógł jeść. A iż w onej stronie o takich śledziach ani słychać – 23gdy kupiono dla niego innych rybek, które Włoszy sardy zowią, cudem Bożym w śledzie się takie, jakich pragnął, obróciły – i dziwując się wszyscy, z wielką mu je radością nieśli. Lecz on dobroć Bożą sławiąc, 24jako Dawid onej krwią mężnych żołnierzów dobytej wody z cysterny Betleem pić, tak i on jeść ich niechciał – ale je P. Bogu ofiarował, a coś inego trochę zjadł – myśląc sobie iż mu innej potrawy już było potrzeba, onej która żywot daje wieczny – i prosił aby mu Przenaświętszy Sakrament podany był – który z wielką pokorą i wyznaniem Katolickim (jako niżej przeczytasz) przyjął, i pomazanie oleju świętego wziąwszy, ducha P. Bogu oddał, ten wielki a sławny mąż w żywocie i nauce – który słusznie Anielskim Doktorem nazwany jest – którego jako za żywota, tak i po śmierci Pan Bóg wielkimi cudami uczcił. Jegoż się świętej modlitwie grzeszni pokornie zalecając, prosim P. Boga w świętych swoich chwalebnego, abyśmy to, co ten ś. Doktor napisał, zrozumieć – a to co czynił, naśladowaniem wypełnić mogli – przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, któremu z Ojcem i z Duchem Świętym równa chwała na wieki. Amen.

   25Godziłoby się przywieść naukę tego wielkiego Doktora, jakośmy przy innych czynili na pokazanie tego, jako niniejsze kacerstwa potępia – ale mi krótkość tych ksiąg nie dopuści, abych i tych Doktorów, którzy przed trzemi sty lat świątobliwie żyli, na te sprośne czasów naszych kacerstwa przywodził. Tego tylo nie zamilczę, iż nie masz żadnego kacerstwa dzisiejszego, któregoby ten ś. Doktor nie obalił. Nie masz żadnej tak tajemnej ich chytrości, którejby ten ostry Anielski rozum nie zabieżał. Nie masz też żadnej lisiej jamy, tych przewrotników, fałszerzów, od którejby im nie zaskoczył – i kto pisma jego czyta a rozumie, barzo sróg heretykom być może. Przetóż tym Doktorem i innymi, które Scholasticos Theologos zowią, których głowa i jako książę jest Tomasz święty – barzo się heretykowie brzydzą. Bo wiedzą, iż żaden lepiej, krócej, ostrzej, prościej, rzetelniej, fałszu ich pokazać a odkryć chytrości nie może. Na te złe chytre czasy ten sposób przekonania heretyków, a łacne prawdy Katolickiej pokazanie, dał P. Bóg tych czasów ostatnich, nie bez wielkiej mądrości swej Boskiej, i obmyślania swego ku Kościołowi i ludzkiemu zbawieniu. In summa we wszytkim tak trzymał ten Święty, uczył, wierzył, jako Kościół święty Rzymski – nań się we wszytkim, tak święty i uczony człowiek, zdając, a swego rozumu odstępując. Przetóż umierając (jako pisze Flaminius) gdy Naświętszy Sakrament przyniesiono, a kapłan wedle zwyczaju pytał – jeśliby wierzył, iż tu jest pod osobą chleba prawdziwe ciało i krew Pana naszego, i prawy sam Chrystus? Tedy tak wyznał:26 Jeśli być w tym żywocie więtsza wiadomość może a niżli wiara, wierzę i za pewne trzymam, a wiem iż to jest prawy Bóg i człowiek, Syn Ojcowski, i Syn dziewice Mariej. A to wyznawając, z łóżka się znieść kazał, i na ziemi się porzuciwszy, ony swoje rytmy w prawym wyznaniu z płaczem mówił, które się na Polskie tak mają:
   Kłaniam się Tobie prawdo zatajona,
   A temi osobami zapuszczona.
   Tobie się serce me wiernie podaje,
   A na Cię tu patrząc w sobie ustaje.
   Oczy, smak, dotykanie mię omyla,
   Sam mię słuch, słowa Twojego posila.
   Wierzę co rzekł Chrystus, to jest me ciało,
   Nad to się nic pewniejszego nie zstało.
   Na krzyżu samo się zataiło Bóstwo,
   A tu się i Twe tai człowieczeństwo.
   Oboje tu być ja mocnie wyznawam,
   Tobie się z łotrem na krzyżu ukarzam.
   Niech ono wesołe słowo usłyszę:
   Dziś cię w mym raju z Świętymi popiszę.
   Blizen Twoich z Tomaszem tu nie widzę –
   Wszakże się znać Cię za Boga nie wstydzę.
   Jezu którego widzę tu skrytego,
   Niech Cię oglądam po śmierci jawnego.
Nakoniec rzekł one słowa: Biorę Cię kupno odkupienia dusze mojej – biorę Cię obroku pielgrzymowania mego, dla któregom uczył, czuł, i pracował. Ciebiem opowiadał, o Tobiem ludzie nauczał, nigdym się Tobie nie sprzeciwił. Jeślim co źle rzekł, abo pisał, z niewiadomościm to uczynił, wszakżem nigdy przy moim zdaniu upornie nie stał. Jeślim co rzekł źle o tym Sakramencie, i o innych artykułach wiary świętej, daję się wszytek na naukę Kościołowi świętemu Rzymskiemu, pod którego posłuszeństwem wesoło z tego świata schodzę. Widzisz jako ten sobie i swojemu Anielskiemu rozumowi nie dufał, ale na nauce matki swej Kościoła Rzymskiego polegał, i stamtąd pewność i niepochybność nauki swojej brał. A ci naszy co jedno czytać, i to ledwie umieją, tej nigdy w nieumiejętności swej pokory nie mają – rozumowi swemu tak nieświadomemu, abo jednemu ministrowi dufając.

1  VII. Martii. Marca. Mart. R. Ibidem.
Znaki świątobliwości jego z młodości.
Do zakonników dany na wychowanie.
Matka ś. Tomasza pojmać każe.
Ubiór zakonny jako sobie ważył.
W więzieniu siostry ku służbie Bożej namówił.
Niewiastę głownią z swej komory wybił.
Dar czystości od Pana Boga przez Anioły przyniesiony.
Proroctwo Wojciecha Wielkiego o Tomaszu ś.
10  Doktorem zostać niechciał.
11  Widzenie przez sen pocieszne.
12  Bez modlitwy do ksiąg nie szedł.
13  Pisanie Ś. Tomasza jakie.
14  Nabożeństwo przeciw Sakramentu.
15  Żywoty śś. czytał.
16  Pochwalenie pisma ś. Tomasza od Pana Boga.
17  Arcybiskupem być niechciał.
18  Posłuszeństwo Tomasza ś.
19  Zakonne nabożeństwo na posłuszeństwie się funduje.
20  Tak w obu wydaniach (1605 i 1598), tzn. „podaje” zamiast „poddaje”. Poniżej jednak już mowa o „poddanym” Jezusie. Przyp. JS.
21  Dotykaniem sukniej Tomasza ś. chora zleczona.
22  Pienie Salomonowe w niemocy wykładał.
23  Cudo w rybach.
24  2 Sm 23.
25  Obrok duchowny.
26  2, 2, q. 1, artic. 10. [Raczej wątpliwe, aby dotyczyło to rzeczywiście tego miejsca; możliwa pomyłka drukarska. Przyp. JS.]

Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz