Żywot
Ś. Benedykta Opata,
pisany
od Ś. Papieża Grzegorza Wielkiego, Libro
2. Dialogorum.
Żył około roku Pańskiego, 527.1
Benedykt
(to jest błogosławiony) imieniem i łaską, był wielebnego żywota
mąż, od samej młodości serce stare mający. Bo lata obyczajmi
przechodząc, do żadnej się rozkoszy nie udał – ale tu na ziemi
będąc, gdy jeszcze świata mógł używać, tak im jako uschłym
kwiatem wzgardził. Urodzony w powiecie Nursyjskim (ziemie włoskiej)
w uczciwym domie, dany był do Rzymu na świecką naukę – 2tam
gdy już był jedną nogą do nauk wstąpił, nazad się wrócił. I
wzgardziwszy nauki, dom, i rzeczy ojcowskie, samemu się Panu Bogu
chcąc podobać – na żywot się świątobliwy zdobywać chciał. I
wyszedł umiejętnym bez nauki, i mądrym w nieumiejętności. O jego
sprawach wszytkich ja wiadomości nie mam jedno tę trochę, com od
czterech jego uczniów słyszał, powiadam – to jest od Konstantyna
przewielebnego męża, który na jego miejsce w klasztornym urzędzie
wstąpił – od Walentyniana nad Lateraneńskim klasztorem
przełożonego – od Symplicjusa, który trzeci po nim Opat był –
i od Honorata, który dziś jeszcze w tej celli gdzie on mieszkał,
przebywa. Gdy tedy porzuciwszy nauki iść na pustynią umyślił –
na drodze onej pokazał P. Bóg cudem jednym, jako Mu przedsięwzięcie
jego miłe było. Bo gdy mamka jego, która go więcej nad inne
miłowała, i zostać go niechciała – 3w
miasteczku Eufryde, gdzie był od przyjaciół zatrzymany, naczynie
jedno pożyczane stłukła – a o to barzo płakała – on jej się
użaliwszy, modlić się P. Bogu począł – i skoro modlitwy
dokonał, naprawione jako pierwej i całe ono naczynie ujrzał. Co
się wnetże wsławiło u ludzi, tak iż tamże u kościelnych drzwi
Piotra ś. ono naczynie, na pamiątkę zawieszone było.
Ale
ś. Benedykt sławy się ludzkiej strzegąc – tajemnie mamki onej i
przyjaciół odbieżał – na pustynią się, którą Sublakus
zowią, ośm mil od Rzymu udał. Na drodze mnich jeden, na imię
Romanus, potkawszy go, wypytał się o jego święte myśli, i za
prośbą jego, zataiwszy rzecz onę, żywność świętemu
młodzieńcowi na puszczą nosił. 4Na
której w jednej jaskini trzy lata przemieszkał, a nikt o nim, okrom
onego Romana nie wiedział – który na wysoką opokę nie mogąc do
niego włazić – przez dzwonek o sobie pod górą dawał znać –
a Benedykt ś. powróz spuszczał, a chleb sobie wciągał. A gdy go
Pan Bóg ludziom oznajmić, a Romana z pracej wybawić miał – aby
świeca ona w domu Bożym świeciła innym – w dzień Wielkonocny,
jednemu kapłanowi, który był sobie dobry obiad nagotował, w
widzeniu rzekł Pan Bóg: 5Ty
sobie rozkoszne potrawy gotujesz – a sługa mój na tym a na tym
miejscu głodem zmorzony jest – i wnet się wziąwszy potrawy
porwał, i szukał Benedykta ś. po lesiech i przykrych górach, i
chróstach – aż go nie rychło nałazł w jaskini onej. Gdzie się
pierwej pozdrowiwszy, i modlitwę Panu Bogu uczyniwszy, rzecze
kapłan: wstańmy jeść, bo dziś jest wielkie święto Wielkonocne.
A Benedykt święty rzekł: Wielkanoc dziś u mnie, gdyś ty mnie
nawiedził. Bo nie wiedział jeśli tego dnia Wielkanoc była, tak
dawno z ludźmi nie obcując. A kapłan twierdził, jako rzecz
prawdziwą, iż dziś Wielkanoc, a nie godzi się pościć – i jam
dla tego, powiada, od Pana Boga do ciebie posłany jest, abyś głodne
ciało swoje, temi darami Bożymi posilił. I najadszy się pospołu,
kapłan się on do domu wrócił.
Tegoż
czasu i pasterze go naleźli – a pierwej mniemając aby był zwierz
jaki, poznawszy, po błogosławieństwo do niego (chleba mu
przynosząc) chodzili – i sami swe zwierzęce serca mienili. Stąd
on był oznajmiony ludziom, tak iż się do niego wiele ich
schodziło, którzy za żywność którą mu nosili, niebieskie
potrawy z ust jego na sercu brali. Jednego dnia nieprzyjaciel
ukazawszy mu się w osobie ptaka czarnego, a latając około twarzy
jego, gdy go krzyżem ś. odegnał, taką w ciele swym pobudkę do
nierządności uczuł, jakiej nigdy nie miał. I przywiódszy mu na
myśl niewiastę jednę, którą gdzieś widział – tak go jej
osobą rozpalił, i złą żądzą w serce jego wrzucił, iż mało z
onej pustyniej, pożądliwością rozkoszy zwyciężony, nie
pobieżał. 6Ale
Bóg łaską swoją nań wejrzał, iż k sobie przyszedł – a chcąc
się poratować, nago się po ostrym cierniu, i parzących pokrzywach
taczać począł – i zraniwszy i popaliwszy ciało swoje, przez
wytoczenie krwie swej z skóry, jadu onego zbył z serca – a
rozkosz onę w boleść sobie obracając, gdy na wierzchu gorzał,
ogień ugasił wewnątrz – i grzech zwyciężył, gdy zapalenie
odmienił. Od tego czasu, jako sam powiadał, tak tę w sobie pokusę
zwojował – iż się oń potym nigdy nie pokusiła.
7Potym
wiele się ludzi świat opuszczając do jego nauki udawało. A
słusznie, bo sam na sobie grzech zwyciężywszy, dopiero innych
mistrzem zostać miał. Przetoż u Mojżesza Lewitom od 25. roku
bawić się służbą, a od piącidziesiątego stróżmi im być
naczynia Bożego kazano. Bo w młodości, w cielesnej pokusie ciało
gorzeje – a od lat piącidziesiąt ziębnieje już ogień
pożądliwości – a gdy już z laty uspokojeni na umyśle, będą
od onej pokusy wolni – stróżami się naczynia Bożego, to jest
Doktormi dusz ludzkich zstają. Gdy ona pokusa odeszła, mąż Boży,
jako z roli z której się ciernie wykopa, pożytki cnót świętych
hojniejsze zbierał.
Był
tam nie daleko klasztor jeden, w którym gdy starszy umarł, bieżeli
wszyscy mniszy do ś. Benedykta – aby ich przełożonym został –
i długo się wzbraniając – prośbą ich zwyciężyć się dał.
Ale gdy ich w zakonnym zachowaniu i dobrej straży trzymał – tak
jako pierwej byli, swowolnemi być im nie dopuścił – żałować
głupi poczęli, iż takiego sobie obrali, którego cnota,
skrzywienie ich prostowała. A gdy widzieli iż złe zwyczaje
opuszczać, a stare składając, nowe myśli brać musieli –
8śmieli
o jego zgubie myślić (bo złym ciężki jest żywot dobrych) i w
winie mu jad przy stole przy zwyczajnych pokarmach podali. Lecz gdy
ś. Benedykt krzyżem ś. sklankę onę przeżegnał – tak jakoby w
nię kamieniem uderzył, zdruzgotaną została, a on się jad na
ziemię wylał. Zrozumiał święty mąż iż naczynie ono śmierć w
sobie miało – bo znaku żywota wytrwać nie mogło – i cicho
wstawszy a zwoławszy bracią, z twarzą wesołą powiedział im:
Boże bądź wam miłościw bracia mili – coście to nademną
czynić chcieli? Wszakem wam mówił – iż moje obyczaje z waszymi
się nie zgodzą? 9A
tak wedle swej barwy ojca sobie szukajcie – bo mnie już mieć nie
możecie. I wrócił się na pierwsze swoje miejsce na pustynią –
sam z sobą tylo pod oczyma Boskiemi mieszkając. 10Bo
tam tylo złe znosić i wycierpieć się godzi – gdzie też i
dobrzy miedzy nimi się najdują. Bo próżna jest około złych
praca, gdzie z których dobrych pożytku nie masz – a zwłaszcza iż
się inni lepszy najdują, którym się z pożytkiem służyć może.
Tam się nie miał czym bawić święty mąż Boży, gdzie już
wszyscy byli zepsowani. I tak czynili święci, gdy ich praca była
niepożyteczna u jednych, bieżeli do drugich. Przetoż i Paweł ś.
który śmierci dla Chrystusa, aby z Nim był, pragnął, z Damaszku
przez mur spuszczony po powrozie uciekł – nie iżby się śmierci
dla Chrystusa bał – ale iż innym pożyteczny być chciał, a do
lepszej się pracy zachować myślił. Tak i ś. Benedykt, jako
usłyszym niżej, więcej daleko dusz nabył, niżli tych było,
które prze ich niesposobność zostawił.
Gdy
tedy na tej puszczej w cnotach i cudach słynął, wiele się do
niego za pomocą Boską ludzi na służbę Bożą zebrało – 11tak
iż dwanaście klasztorów zbudował, a każdy dwanaścią braćmi
obsadził – okrom tych które przy sobie dla doskonalszego w
służbie Bożej ćwiczenia zatrzymał – 12i
zacni Rzymianie i nabożni bieżeli do niego, i synaczki mu swoje,
aby je P. Bogu wychował, dawali. W ten czas dobre ono plemię
Ewicjus dał swego Maura, a Tertullius Patrycjus dał swego Placyda.
Maurus młodziuchny mistrza swego pomocnikiem został – a Placydus
jeszcze dziecinne lata miał. 13W
jednym jego klasztorze był brat jeden, który na modlitwie wytrwać
nie mogąc, z kościoła wychodził – na co ś. Benedykt patrząc,
ujźrzał a ono go czart, jako czarne chłopię, za suknią z
kościoła wyciąga – i rzecze do Maura i do Pompejana Opata:
Widzicieli kto tego wywłóczy od modlitwy? Rzekli: nie widzim. I
kazał się im modlić na drugi dzień, aby widzieć mogli. I widział
toż Maurus, ale Pompejanus nie widział, iż go czart z kościoła
wywłóczył. 14Raz
tedy skończywszy modlitwy, gdy onego brata stojącego nalazł –
rózgami go usiekł – i od tego czasu od onego czarnego chłopca
wolen był – i rad na modlitwie przestawał – a już
nieprzyjaciel władnąć myślą jego nie śmiał, tak jakoby sam
właśnie usieczony był. 15Jednemu
klasztorowi na skale posadzonemu, wodę modlitwą swoją z skały
wywiódł – iż na dół schodzić po wodę nie było trzeba.
Motykę (jako Helizeusz siekierę) gdy bratu jednemu robiącemu w
wodę wpadła, modlitwą swoją, rzuciwszy w wodę toporzysko z
głębokiego dna wyniósł. Raz będąc w swej celli Placydus
maluczki, do rzeki po wodę bieżał – i czerpając za dzbanem
wpadł – i niosła go już rzeka daleko. Poczuł to w duchu ś.
Benedykt, i zawołał na Maura, aby szedł ratować Placyda. On
wziąwszy jego błogosławieństwo, widząc iż daleko tonie, po
rzece jako po ziemi pobieżał, i za włosy go na brzeg wyciągnął.
A obejźrzawszy się, dopiero obaczył iż po wodzie chodził.
Powiedział ten cud świętemu. 16A
on tę łaskę Bożą jego posłuszeństwu przyczytał. Ale on to
raczej na swego mistrza wkładał, mówiąc – żem ja o tym nie
wiedział, a mniemiałem abych po ziemi chodził. A Placydus mówił,
iż mu się zdało jakoby płaszcz ś. Benedykta na jego głowie był,
a onego z rzeki ciągnął.
Sława
jego wielka, która się co dzień szerzyła, sług Panu Bogu, którzy
świat opuszczali, przyczyniała. 17Jeden
kapłan, na imię Florencjus, zajźrząc świętemu, barzo się
dręczył – a nie mogąc ludzi od niego odwodzić, struć go
umyślił. I posłał mu chleb jadem zarażony, za upominek. Przyjął
on chleb z dzięką ś. Benedykt – ale widząc co w nim było,
krukowi który co dzień do niego po swój obrok z lasa przylatał,
zanieść go tam gdzieby go ludzie naleźć nie mogli, rozkazał.
Widząc Florencjus iż mu się jedno nie powiodło, do drugiego się
rzucił – naprawił białegłowy, aby tam gdzie je bracia widzieć
mogli, igrały, do złych myśli pobudkę im czyniąc – co bacząc
ś. Benedykt, a bojąc się aby którzy się młodszy nie wzgorszyli
– ustąpił z onego miejsca, i klasztor (zabrawszy z sobą niektórą
bracią) opuścił. 18Skoro
wyszedł, z onym Florencjusem, sala jedna na której stał, upadła,
i jego zabiła. Posłał wnet Maurus gonić ś. Benedykta,
powiadając, iż już twój nieprzyjaciel zginął – co gdy
usłyszał, barzo płakał – iż jego nieprzyjaciel tak zginął, a
iż się z tego uczeń jego niejako weselił – któremu za to
pokutę naznaczył, iż tak wskazując, radość nad zgubą
prześladownika pokazał. Dziwne to a wielkie rzeczy, które ten
święty czynił, jakobyśmy w nim na Mojzesza patrzyli, gdy wodę z
skały wywodził19
– i na Helizeusza, gdy żelazo z wody wynosił20
– i na Heliasza, gdy krukom rozkazował21
– i na Dawida, gdy nad nieprzyjacielem płakał.22
Szedł
potym na górę i do zamku Kassynum nazwanego, tam iż jeszcze był
bałwan Apollinów – on bałwan zbił i skruszył, i na onym
miejscu kościół ś. Jana postawił, i ludzie błędne P. Bogu
pozyskował. A czarci już nie przez sen, ale jawnie mu się
ukazowali, gniew swój okrutny pokazując, tak iż drudzy słowa ich
słyszeli gdy mówili: Benedicte,
Benedicte –
a gdy się im
odezwać niechciał, wołali: Maledicte
– to jest, Przeklęty co z nami masz za sprawę? Raz gdy budowali
bracia, ukazał się szatan ś. Benedyktowi, mówiąc: idę do
braciej pomagać im robić – i poznał ś. Benedykt iż miał co
zbroić – tedy posłał do braciej aby się ostrożnie mieli. Jeden
raz ali ściana jedna leci, którą czart obalił, i jednego małego
brata przytłukł – którego gdy przynieść ś. Benedykt
zdruzgotanego w płachcie kazał – 23mając
go w swej komorze, cudem prawie Apostolskim, tajemnie go swoją
modlitwą ożywił – i tegoż dnia do tejże roboty zdrowego
odesłał.
24Ducha
Prorockiego hojnego miał, i rzeczy które się daleko działy,
braciej oznajmiał – zwłaszcza gdy co nad jego wolą, abo
przystojność, uczynili. 25Czym
wzbudzony Totylas król Gotów, tyran on wielki, do ś. Benedykta
przyjachał – i opowiedziawszy się jemu gdy mu przyść kazał –
radnego pana swego na skuszenie jego na imię Rygga, w swe szaty
przybranego, posłał – dając mu za sługi pierwsze dworzany swe,
Wileryka, Ruderyka, i Blindyna, aby się tym lepiej zataić, a
świętego Benedykta oszukać mógł. Ale skoro na oczy przyszedł
świętemu mężowi – z daleka nań zawołał: żłóż to z siebie
synu, w coś się ubrał – bo to nie twoje. A on się przelększy,
i na ziemię padszy – nie dochodząc do ś. Benedykta, wrócił się
z swymi towarzyszmi do pana, cud mu on powiadając. Tedy król Totyla
z wielką uczciwością i bojaźnią przyszedszy – sam z daleka na
ziemię przed ś. Benedyktem upadł – aż kilakroć nań zawołał
aby wstał – on przedsię wstać nie śmiał – aż ręką jego od
ziemie podniesiony był. 26Tedy
go ś. Benedykt fukał, i jemu złe jego sprawy przypominał, i co
się z nim dziać miało, krótce opowiedział, mówiąc: Wiele złego
czynisz, i wieleś złego poczynił – przestań kiedy złości
twej. Rzym weźmiesz, za morze przejdziesz, a dziewięć lat
królując, dziesiątego umrzesz. Co słysząc barzo się bał, a
prosząc o modlitwę, poszedł. I od tego czasu nie był tak okrutnym
– i rychło potym Rzym wziął, i do Sycyliej przebył, a
dziesiątego roku żywot z królestwem stracił.
Kleryk
jeden kościoła Akucjeńskiego od czarta był opętany, a zleczyć
się u żadnego świętego grobu nie mógł – przywiedziony do ś.
Benedykta, modlitwą jego, czarta onego zbył. I rzekł mu święty:
idź a mięsa nigdy nie jedz, i na święcenie kościelne wyższe nie
wstępuj. Bo skoro to uczynisz, diabeł się do ciebie wróci. 27Długo
tak się zachował – nakoniec zajźrząc drugim, iż przed nim
święcenie brali, on też wyższej postąpił – ale go zaraz on
czart osiadszy umorzył. Nie baczył nieszczęsny, iż dlatego gabany
pierwej od czarta był – aby się brać święcenia kapłańskiego
nie ważył. Tak święci jednego Ducha z Panem Bogiem będąc, Jego
tajemnice wiedzą, te, które się im wiedzieć godzi. Raz go
Teoprobus uczeń jego w swej celli, barzo rzewnie płaczącego zastał
– a gdy nie przestawał, spytał go, czemuby tak płakał?
28Powiedział:
klasztor ten wszytek, i to com zbudował, i braciej nagotował, za
dopuszczenim i sądem Boskim, pogaństwo zburzy – ledwiem P. Boga
uprosił, aby mi dusze z niego darował. To Teoprobus słyszał, a my
na to patrzym – iż dziś jego klasztor od Longobardów zburzony
został. Na który gdy w nocy uderzyli, wszytko wybrawszy, jednego
człowieka pojmać w nim nie mogli. Brata jednego na kazanie
panienkom klasztornym posłał, 29on
służbę Bożą odprawiwszy, od panienek chustek darownych nabrał –
skoro przyszedł, zaraz mu to święty wymówił: czemu złość,
powiada, w zanadrzu masz? A on się zawstydziwszy, chustki wyrzucił,
a o pokutę prosił.
30Czasu
wielkiego głodu, gdy braciej chleba nie zstawało, a smęcić się
poczęli – on je z takiej małej wiary karał. A nazajutrz dwieście
korcy mąki przed drzwiami złożonej naleźli – kto ją przywiózł,
jeszcze do tego czasu nikt nie wie. 31Tak
prorockim duchem wiele zakrytych rzeczy, i drugdy myśli ludzkie z
objawienia Bożego wiedział. Aczkolwiek i Prorocy nie mieli
ustawicznego takiego proroctwa. Bo i Natan, gdy go król Dawid
spytał, jeśliby kościół Panu Bogu budować miał – pierwej na
to zezwolił, a potym mu tego zakazał.32
I Helizeusz patrząc na płaczącą niewiastę, przyczyny płaczu jej
niewiedział.33
Co Pan Bóg dla pokory i uniżenia ich czyni, gdy im nie zawżdy
objawia – aby wiedzieli co są z Boga, gdy prorockiego ducha mają
– a co sami z siebie, gdy go nie mają.
Jednego
czasu, jeden dobry Chrześcianin prosił go, aby w swym imieniu
klasztor jego u miasta Tartanozy założyć mógł, posłał tam
bracią, i starszego nad nimi, mówiąc: nie budujcie aż ja tam
przyjdę, i miejsce ukażę tego dnia. 34Gdy
dzień on przyszedł, ukazał się ś. Benedykt starszemu, i drugiemu
porucznikowi przez sen, ukazując im gdzie miał być kościół,
gdzie do jadania, gdzie do sypiania miejsce. Nazajutrz obaj sobie sen
powiedzieli – a jednak snom nie wierząc, ś. Benedykta czekali –
a nie doczekawszy się, nazad się do niego wrócili – on je nazad
odesłał, powiadając: żem ja już tam był gdzieście mię przez
sen widzieli – idźcież, a tak jakoście widzieli, budujcie. Co
jako być mogło, nic w tym wątpić nie trzeba – bo duch
subtelniejszy jest niżli ciało. A jeśli Abakuk w ciele z
Żydowskiej ziemi do Chaldejskiej w jednym okamgnieniu przeniesiony
był z obiadem onym do Daniela35
– dziwno nie jest, iż ś. Benedykt to sobie zjednał, iż duchem
do braciej iść, i rzeczy im potrzebne powiedzieć mógł.
36Jednego
mnicha przez niestatek i niekarność jego, wygnał z gniewem
Benedykt ś. – skoro z klasztoru wyszedł, ujźrzał smoka
wielkiego, a on go pożrzeć chce – i zawołał: Ratujcie,
ratujcie, owo mię smok pochłonąć chce. Wyskoczą bracia, nie nie
ujźrzą. A on się do wrót wróciwszy, do śmierci w zakonie
zostać, i polepszyć się obiecał – i uczynił dosyć obietnicy,
tak modlitwą i pomocą świętego naprawiony. Gdy raz czasu głodu,
kapłan jeden do niego o trochę oleju posłał – a szafarz
powiedział, iż go ledwie mało co w sklenicy dla braciej zostało –
on i tę trochę na jałmużnę dać kazał. 37Gdy
go piwniczny zaraz nie posłuchał – wyrzucić onę trochę z
sklenicą oknem na kamienie kazał, mówiąc: niech nic przeciw
posłuszeństwu w piwnicy nie zostaje. A Pan Bóg cudo uczynić
raczył – iż się sklenica na kamieniu nie stłukła, i tak cało
w niej został olej jako był. Tedy on i z sklenicą olej na jałmużnę
dać kazał – za którą jałmużnę, gdy się ś. Benedykt z
bracią modlił, Pan Bóg im olej cudownie dać raczył.
Drugiego
czasu, ociec jeden umarłego synaczka do klasztoru jego przyniósł,
wołając na ś. Benedykta z wielkim płaczem, aby mu syna wskrzesił.
Co słysząc ś. Benedykt, rzekł do braciej: uciekajmy bracia
uciekajmy, nie nasze, ale Apostolskie to dzieło. A on ociec tak
barzo wołał i ryczał, mówiąc – iż stąd nie odejdę, aż to
uczynisz. Tedy z politowania ku niemu, zezwawszy bracią na modlitwę,
mówił: 38Panie
mój, nie patrz na grzechy moje – ale na wiarę człowieka tego,
który o żywot syna swego i wrócenie dusze jego do ciała, prosi –
i dotknąwszy się ciała dziecięcia onego, moc się Boża zjawiła,
iż nie mieszkając ożyło.
Miał
siostrę ś. Scholastykę, od młodości swej na wieczną czystość
i służbę Bożą oddaną, która go raz w rok dla duchownej
rozmowy, nawiedzała – gdy miała ducha swego Panu Bogu oddać, już
ostatnie ś. Benedykta brata swego nawiedzając, a przed klasztorem
opodal, gdzie do niej ś. Benedykt wychodził, zostając – prosiła
go, gdy już wieczór się przybliżał, aby przez całą noc jego
się rozmową o rzeczach niebieskich cieszyć mogła – on na to
przyzwolić niechciał żadną miarą, powiadając iż nocować
nigdziej krom klasztoru nie mogę. 39A
ona zwiesiwszy na stół głowę, a ręce na nię włożywszy –
płakać rzewno
poczęła, prosząc Pana Boga, aby nalazł obyczaj, jakoby się
zatrzymać mógł ś. Benedykt. I wnet tak wielki deszcz i łyskawice
się wszczęły, iż chociaże chciał wychylić się z domu, nie
mógł. Porozumie
ś. Benedykt iż to jej modlitwa i łzy sprawiły – i rzecze: a
coś mi to uczyniła siostro miła? A ona powie: tyś
mię
wysłuchać
niechciał, Pan Bóg mój wysłuchał mię
– i
został na całą noc, o Boskich rzeczach i przyszłym
królestwie słodko z nią bez snu rozmawiając, aż się nazajutrz
rozeszli. 40A
dnia trzeciego ujźrzał
ś. Benedykt duszę siostry swej na powietrzu w niebo niesioną z
wielką chwałą. I dziękując Panu Bogu, braciej
o jej zeszciu
opowiedział, i w swym ją grobie dla siebie nagotowanym położyć
kazał – 41tymże
obyczajem, duszę Germana Kapuańskiego
Biskupa
niesioną od Aniołów
w niebo, w nocy będąc na modlitwie a z okienka wyglądając,
widział. A rzecz dziwna, iż w onej wielkiej światłości którą
była ogarniona jakoby w jednym promieniu słonecznym, wszytek świat
przed oczy jego przyniesiony był. Co nie jest niepodobno. Bo
duszy która Stworzyciela widzi, maluczkie jest wszytko stworzenie –
a kto namniej i trochę światłości Stworzyciela ogląda, już mu
wszytko stworzenie drobne się zda, i podnieść się w Bogu na
widzenie wszytkiego może. Innych wiele cudów jego nie wyliczam.
Do
żywota świątobliwego i naukę miał nie podlejszą przydaną. Bo
napisał mniskie ustawy, osobnym
baczenim i ozdobną wymową, z których ostatek żywota jego kto je
czyta, zrozumieć może. Bo mąż święty nie mógł inaczej uczyć,
jedno tak jako sam żył. Roku tego którego umrzeć miał, wielom
uczniom swoim dzień zeszcia
swego oznajmił – a
przed dniem szóstym, grób sobie otworzyć kazał, i zaraz w febrę
wpadszy,
i co
dalej gorzej się na zdrowiu mając – 42szóstego
dnia nieść się
do kościoła rozkazał – i tam ciało
Pańskie i krew
biorąc, w ręku uczniów swoich
stanąwszy, ducha
modląc
się wypuścił. Tegoż dnia dwiema
braciej,
jednemu w tymże klasztorze,
a drugiemu daleko będącemu, niesienie jego w
niebo
objawić Pan Bóg raczył. Bo widzieli jako drogę usłaną i świetną
od klasztoru jego, aż w niebo idącą, przy której mąż jeden
zacności wielkiej stał a mówił: ta
jest droga którą Bogu miły Benedykt w niebo wstąpił, roku
Pańskiego 542. Pogrzebiony jest w Kassynie,
w kościele Jana ś.
Chrzciciela,
tam gdzie ołtarz bałwochwalski zburzył. Jako za żywota tak i po
śmierci,
i w tej jaskiniej
gdzie pierwej mieszkał, cudami słynie, na wieczną chwałę
nieogarnionemu Bogu, który w swoich świętych
uwielbion
być chce
na wieki wiekom.
Amen.
43To
święty i wielkiej nauki Doktor Grzegorz Papież
pisze – strzeż
się abyś w czym
wątpić nie śmiał, wierny czytelniku – a nauki któremi sam ten
żywot, jako kwiaty
wonnemi i pięknemi przeplata, sam sobie ku zbawiennej pomocy
zbieraj.
1 XXI. Martii. Marca. Mart. R. ibidem.
2 W wielkie nauki świeckie
wdawać się niechciał.
3 Młodość jego Pan Bóg cudem
wsławił.
4 Trzy lata w jaskini mieszkał.
5 P. Bóg obiad posłał ś.
Benedyktowi jako Danielowi Prorokowi.
6 Pokusę cielesną jako
zwyciężył.
7 Nauka.
8 Otruć go chcieli źli
zakonnicy.
9 Wrócił się Benedykt ś. na
pustynią.
10 Nauka gdzie złe znosić i
cierpieć.
11 Dwanaście klasztorów
zbudował.
12 Syny swe Rzymianie zacni
dawali Benedyktowi świętemu.
13 Brata jednego na modlitwie
teskliwego czart z kościoła wywłóczył.
14 Rózgi pomocne skuszonym od
czarta.
15 Cuda Benedykta ś.
16 Moc posłuszeństwa.
17 Florencjus otruć chciał
Benedykta ś.
18 Florencjus od Pana Boga
skarany.
19 Wj 17. [U Skargi w obu wydaniach (1605 i 1598) mylnie Wj 13.]
20 2 Krl 6.
21 1 Krl 17.
22 2 Sm 1.
23 Umarłego wskrzesił.
24 Duch Prorocki w ś.
Benedykcie.
25 Totylas do ś. Benedykta
przyjachał.
26 Totylę ś. Benedykt fukał, i
przyszłe mu rzeczy opowiedział.
27 Kleryka jednego iż święcenie
wziął czart umorzył.
28 Proroctwo o zburzeniu
klasztora w Kassynie.
29 Darowne chustki.
30 W głodzie jako Pan Bóg
opatrował jego bracią.
31 Myśli ludzkie wiedział.
32 2 Sm 7.
33 2 Krl 4.
34 Przez sen się ukazał tam
gdzie sam być miał.
35 Dn 14.
36 Złego mnicha jako naprawił.
37 Olej z sklenicą wyrzucony.
38 Umarłego drugiego wskrzesił.
39 Modlitwa ś. Scholastyki.
40 Duszę siostry swej Scholastyki do nieba idącą widział.
41 Germana Biskupa także.
42 Śmierć ś. Benedykta.
43 Obrok duchowny.
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja
typu „B”: Jakub Szukalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz