13
Gdy
Jezus to usłyszał, oddalił się stamtąd łodzią na pustkowie,
osobno. Lecz tłumy zwiedziały się o tym i z miast poszły za Nim
pieszo. 14
Gdy
wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił
ich chorych. 15
A
gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli:
«Miejsce
to jest pustkowiem i pora już późna. Każ więc rozejść się
tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności».
16
Lecz
Jezus im odpowiedział: «Nie
potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść!»
17
Odpowiedzieli
Mu: «Nie
mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb».
18
On
rzekł: «Przynieście
Mi je tutaj».
19
Kazał
tłumom usiąść na trawie, następnie wziąwszy pięć chlebów i
dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i
połamawszy chleby, dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. 20
Jedli
wszyscy do syta, a z tego, co pozostało, zebrano dwanaście pełnych
koszy ułomków. 21
Tych
zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn, nie
licząc kobiet i dzieci.
22
Zaraz
też przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go
na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. 23
Gdy
to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór
zapadł, a On sam tam przebywał. (Mt 14,13-23)
32
Odpłynęli
więc łodzią na pustkowie, osobno. 33
Lecz
widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam
pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich wyprzedzili.
34
Gdy
Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli
bowiem jak
owce nie mające pasterza.
I zaczął ich nauczać o wielu [sprawach]. 35
A
gdy pora była już późna, przystąpili do Niego uczniowie i
rzekli: «Miejsce
to jest pustkowiem, a pora już późna. 36
Odpraw
ich. Niech idą do okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do
jedzenia».
37
Lecz
On im odpowiedział: «Wy
dajcie im jeść!»
Rzekli Mu: «Mamy
pójść i za dwieście denarów kupić chleba, żeby dać im jeść?»
38
On
ich spytał: «Ile
macie chlebów? Idźcie, zobaczcie!»
Gdy się upewnili, rzekli: «Pięć
i dwie ryby».
39
Wtedy
polecił im wszystkim usiąść gromadami na zielonej trawie. 40
I
rozłożyli się, gromada przy gromadzie, po stu i pięćdziesięciu.
41
A
wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił
błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by podawali
im; także dwie ryby rozdzielił między wszystkich. 42
Jedli
wszyscy do syta 43
i
zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszów ułomków i resztek z
ryb. 44
A
tych, którzy jedli chleby, było pięć tysięcy mężczyzn.
45
Zaraz
też przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i
wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim sam odprawi tłum.
46
Rozstawszy
się więc z nimi, odszedł na górę, aby się modlić. (Mk 6,32-46)
10
Gdy
Apostołowie wrócili, opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali. Wtedy
wziął ich ze sobą i udał się [z nimi] osobno w okolice miasta
zwanego Betsaidą. 11
Lecz
tłumy zwiedziały się o tym i podążyły za Nim. On je przyjął i
mówił im o królestwie Bożym, a tych, którzy leczenia
potrzebowali, uzdrawiał.
12
Dzień
począł się chylić ku wieczorowi. Wtedy przystąpiło do Niego
Dwunastu, mówiąc: «Odpraw
tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie mogliby się
zatrzymać i znaleźć żywność, bo jesteśmy tu na pustkowiu».
13
Lecz
On rzekł do nich: «Wy
dajcie im jeść!»
Oni zaś powiedzieli: «Mamy
tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i zakupimy
żywności dla wszystkich tych ludzi».
14
Było
bowiem mężczyzn około pięciu tysięcy. Wtedy rzekł do swych
uczniów: «Każcie
im rozsiąść się gromadami, mniej więcej po pięćdziesięciu».
15
Uczynili
tak i porozsadzali wszystkich. 16
A
On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i
odmówiwszy nad nimi błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom,
by podawali tłumowi. 17
Jedli
i nasycili się wszyscy, a zebrano jeszcze z tego, co im zostało,
dwanaście koszów ułomków.
(Łk 9,10-17)
1
Potem
Jezus udał się na drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, czyli
Tyberiadzkiego. 2
Szedł
za Nim wielki tłum, bo oglądano znaki, jakie czynił dla tych,
którzy chorowali. 3
Jezus
wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. 4
A
zbliżało się święto żydowskie, Pascha. 5
Kiedy
więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą się
do Niego, rzekł do Filipa: «Gdzie
kupimy chleba, aby oni się najedli?»
6
A
mówił to, wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co ma
czynić. 7
Odpowiedział
Mu Filip: «Za
dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł
choć trochę otrzymać».
8
Jeden
z Jego uczniów, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: 9
«Jest
tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie
ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?»
10
Jezus
⟨zaś⟩
rzekł: «Każcie
ludziom usiąść».
A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a
liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. 11
Jezus
więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał
siedzącym; podobnie uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto
chciał. 12
A
gdy się nasycili, rzekł do uczniów: «Zbierzcie
pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło».
13
Zebrali
więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, pozostałymi po
spożywających, napełnili dwanaście koszów.
14
A
kiedy ludzie spostrzegli, jaki znak uczynił Jezus, mówili: «Ten
prawdziwie jest prorokiem, który ma przyjść na świat».
15
Gdy
więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać
królem, sam usunął się znów na górę. (J 6,1-15)
13
Ἀκούσας
δὲ ὁ Ἰησοῦς ἀνεχώρησεν ἐκεῖθεν ἐν
πλοίῳ εἰς ἔρημον τόπον κατ’ ἰδίαν·
καὶ ἀκούσαντες οἱ ὄχλοι ἠκολούθησαν
αὐτῷ πεζῇ ἀπὸ τῶν πόλεων. 14
Καὶ
ἐξελθὼν εἶδεν πολὺν ὄχλον καὶ
ἐσπλαγχνίσθη ἐπ’ αὐτοῖς καὶ
ἐθεράπευσεν τοὺς ἀρρώστους αὐτῶν.
15
Ὀψίας
δὲ γενομένης προσῆλθον αὐτῷ οἱ
μαθηταὶ λέγοντες· ἔρημός ἐστιν ὁ
τόπος καὶ ἡ ὥρα ἤδη παρῆλθεν· ἀπόλυσον
τοὺς ὄχλους, ἵνα ἀπελθόντες εἰς τὰς
κώμας ἀγοράσωσιν ἑαυτοῖς βρώματα.
16
ὁ
δὲ [Ἰησοῦς] εἶπεν αὐτοῖς· οὐ χρείαν
ἔχουσιν ἀπελθεῖν, δότε αὐτοῖς ὑμεῖς
φαγεῖν. 17
οἱ
δὲ λέγουσιν αὐτῷ· οὐκ ἔχομεν ὧδε εἰ
μὴ πέντε ἄρτους καὶ δύο ἰχθύας. 18
ὁ
δὲ εἶπεν· φέρετέ μοι ὧδε αὐτούς. 19
καὶ
κελεύσας τοὺς ὄχλους ἀνακλιθῆναι
ἐπὶ τοῦ χόρτου, λαβὼν τοὺς πέντε
ἄρτους καὶ τοὺς δύο ἰχθύας, ἀναβλέψας
εἰς τὸν οὐρανὸν εὐλόγησεν καὶ κλάσας
ἔδωκεν τοῖς μαθηταῖς τοὺς ἄρτους, οἱ
δὲ μαθηταὶ τοῖς ὄχλοις. 20
καὶ
ἔφαγον πάντες καὶ ἐχορτάσθησαν, καὶ
ἦραν τὸ περισσεῦον τῶν κλασμάτων
δώδεκα κοφίνους πλήρεις. 21
οἱ
δὲ ἐσθίοντες ἦσαν ἄνδρες ὡσεὶ
πεντακισχίλιοι χωρὶς γυναικῶν καὶ
παιδίων.
22
Καὶ
εὐθέως ἠνάγκασεν τοὺς μαθητὰς ἐμβῆναι
εἰς τὸ πλοῖον καὶ προάγειν αὐτὸν
εἰς τὸ πέραν, ἕως οὗ ἀπολύσῃ τοὺς
ὄχλους. 23
καὶ
ἀπολύσας τοὺς ὄχλους ἀνέβη εἰς τὸ
ὄρος κατ’ ἰδίαν προσεύξασθαι. ὀψίας
δὲ γενομένης μόνος ἦν ἐκεῖ. (Mt
14,13-23)
32
Καὶ
ἀπῆλθον ἐν τῷ πλοίῳ εἰς ἔρημον τόπον
κατ’ ἰδίαν. 33
καὶ
εἶδον αὐτοὺς ὑπάγοντας καὶ ἐπέγνωσαν
πολλοὶ καὶ πεζῇ ἀπὸ πασῶν τῶν πόλεων
συνέδραμον ἐκεῖ καὶ προῆλθον αὐτούς.
34
Καὶ
ἐξελθὼν εἶδεν πολὺν ὄχλον καὶ
ἐσπλαγχνίσθη ἐπ’ αὐτούς, ὅτι ἦσαν
ὡς
πρόβατα μὴ ἔχοντα ποιμένα,
καὶ ἤρξατο διδάσκειν αὐτοὺς πολλά.
35
Καὶ
ἤδη ὥρας πολλῆς γενομένης προσελθόντες
αὐτῷ οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ ἔλεγον ὅτι
ἔρημός ἐστιν ὁ τόπος καὶ ἤδη ὥρα
πολλή· 36
ἀπόλυσον
αὐτούς, ἵνα ἀπελθόντες εἰς τοὺς
κύκλῳ ἀγροὺς καὶ κώμας ἀγοράσωσιν
ἑαυτοῖς τί φάγωσιν. 37
ὁ
δὲ ἀποκριθεὶς εἶπεν αὐτοῖς· δότε
αὐτοῖς ὑμεῖς φαγεῖν. καὶ λέγουσιν
αὐτῷ· ἀπελθόντες ἀγοράσωμεν δηναρίων
διακοσίων ἄρτους καὶ δώσομεν αὐτοῖς
φαγεῖν; 38
ὁ
δὲ λέγει αὐτοῖς· πόσους ἄρτους ἔχετε;
ὑπάγετε ἴδετε. καὶ γνόντες λέγουσιν·
πέντε, καὶ δύο ἰχθύας. 39
καὶ
ἐπέταξεν αὐτοῖς ἀνακλῖναι πάντας
συμπόσια συμπόσια ἐπὶ τῷ χλωρῷ χόρτῳ.
40
καὶ
ἀνέπεσαν πρασιαὶ πρασιαὶ κατὰ ἑκατὸν
καὶ κατὰ πεντήκοντα. 41
καὶ
λαβὼν τοὺς πέντε ἄρτους καὶ τοὺς δύο
ἰχθύας ἀναβλέψας εἰς τὸν οὐρανὸν
εὐλόγησεν καὶ κατέκλασεν τοὺς ἄρτους
καὶ ἐδίδου τοῖς μαθηταῖς [αὐτοῦ] ἵνα
παρατιθῶσιν αὐτοῖς, καὶ τοὺς δύο
ἰχθύας ἐμέρισεν πᾶσιν. 42
καὶ
ἔφαγον πάντες καὶ ἐχορτάσθησαν, 43
καὶ
ἦραν κλάσματα δώδεκα κοφίνων πληρώματα
καὶ ἀπὸ τῶν ἰχθύων. 44
καὶ
ἦσαν οἱ φαγόντες [τοὺς ἄρτους]
πεντακισχίλιοι ἄνδρες.
45
Καὶ
εὐθὺς ἠνάγκασεν τοὺς μαθητὰς αὐτοῦ
ἐμβῆναι εἰς τὸ πλοῖον καὶ προάγειν
εἰς τὸ πέραν πρὸς Βηθσαϊδάν, ἕως
αὐτὸς ἀπολύει τὸν ὄχλον. 46
καὶ
ἀποταξάμενος αὐτοῖς ἀπῆλθεν εἰς τὸ
ὄρος προσεύξασθαι. (Mk
6,32-46)
10
Καὶ
ὑποστρέψαντες οἱ ἀπόστολοι διηγήσαντο
αὐτῷ ὅσα ἐποίησαν. Καὶ παραλαβὼν
αὐτοὺς ὑπεχώρησεν κατ’ ἰδίαν εἰς
πόλιν καλουμένην Βηθσαϊδά. 11
οἱ
δὲ ὄχλοι γνόντες ἠκολούθησαν αὐτῷ·
καὶ ἀποδεξάμενος αὐτοὺς ἐλάλει
αὐτοῖς περὶ τῆς βασιλείας τοῦ θεοῦ,
καὶ τοὺς χρείαν ἔχοντας θεραπείας
ἰᾶτο.
12
Ἡ
δὲ ἡμέρα ἤρξατο κλίνειν· προσελθόντες
δὲ οἱ δώδεκα εἶπαν αὐτῷ· ἀπόλυσον
τὸν ὄχλον, ἵνα πορευθέντες εἰς τὰς
κύκλῳ κώμας καὶ ἀγροὺς καταλύσωσιν
καὶ εὕρωσιν ἐπισιτισμόν, ὅτι ὧδε ἐν
ἐρήμῳ τόπῳ ἐσμέν. 13
εἶπεν
δὲ πρὸς αὐτούς· δότε αὐτοῖς ὑμεῖς
φαγεῖν. οἱ δὲ εἶπαν· οὐκ εἰσὶν ἡμῖν
πλεῖον ἢ ἄρτοι πέντε καὶ ἰχθύες δύο,
εἰ μήτι πορευθέντες ἡμεῖς ἀγοράσωμεν
εἰς πάντα τὸν λαὸν τοῦτον βρώματα.
14
ἦσαν
γὰρ ὡσεὶ ἄνδρες πεντακισχίλιοι. εἶπεν
δὲ πρὸς τοὺς μαθητὰς αὐτοῦ· κατακλίνατε
αὐτοὺς κλισίας [ὡσεὶ] ἀνὰ πεντήκοντα.
15
καὶ
ἐποίησαν οὕτως καὶ κατέκλιναν ἅπαντας.
16
λαβὼν
δὲ τοὺς πέντε ἄρτους καὶ τοὺς δύο
ἰχθύας ἀναβλέψας εἰς τὸν οὐρανὸν
εὐλόγησεν αὐτοὺς καὶ κατέκλασεν καὶ
ἐδίδου τοῖς μαθηταῖς παραθεῖναι τῷ
ὄχλῳ. 17
καὶ
ἔφαγον καὶ ἐχορτάσθησαν πάντες, καὶ
ἤρθη τὸ περισσεῦσαν αὐτοῖς κλασμάτων
κόφινοι δώδεκα. (Łk
9,10-17)
1
Μετὰ ταῦτα ἀπῆλθεν ὁ Ἰησοῦς
πέραν τῆς θαλάσσης τῆς Γαλιλαίας τῆς
Τιβεριάδος. 2
ἠκολούθει δὲ αὐτῷ ὄχλος
πολύς, ὅτι ἐθεώρουν τὰ σημεῖα ἃ
ἐποίει ἐπὶ τῶν ἀσθενούντων. 3
ἀνῆλθεν δὲ εἰς τὸ ὄρος Ἰησοῦς
καὶ ἐκεῖ ἐκάθητο μετὰ τῶν μαθητῶν
αὐτοῦ. 4
ἦν δὲ ἐγγὺς τὸ πάσχα, ἡ ἑορτὴ
τῶν Ἰουδαίων.
5
Ἐπάρας οὖν τοὺς ὀφθαλμοὺς ὁ
Ἰησοῦς καὶ θεασάμενος ὅτι πολὺς
ὄχλος ἔρχεται πρὸς αὐτὸν λέγει πρὸς
Φίλιππον· πόθεν ἀγοράσωμεν ἄρτους
ἵνα φάγωσιν οὗτοι; 6
τοῦτο δὲ ἔλεγεν πειράζων
αὐτόν· αὐτὸς γὰρ ᾔδει τί ἔμελλεν
ποιεῖν. 7
ἀπεκρίθη αὐτῷ [ὁ] Φίλιππος·
διακοσίων δηναρίων ἄρτοι οὐκ ἀρκοῦσιν
αὐτοῖς ἵνα ἕκαστος βραχύ [τι] λάβῃ.
8 λέγει
αὐτῷ εἷς ἐκ τῶν μαθητῶν αὐτοῦ,
Ἀνδρέας ὁ ἀδελφὸς Σίμωνος Πέτρου·
9 ἔστιν
παιδάριον ὧδε ὃς ἔχει πέντε ἄρτους
κριθίνους καὶ δύο ὀψάρια· ἀλλὰ ταῦτα
τί ἐστιν εἰς τοσούτους; 10
εἶπεν ὁ Ἰησοῦς· ποιήσατε τοὺς
ἀνθρώπους ἀναπεσεῖν. ἦν δὲ χόρτος
πολὺς ἐν τῷ τόπῳ. ἀνέπεσαν οὖν οἱ
ἄνδρες τὸν ἀριθμὸν ὡς πεντακισχίλιοι.
11 ἔλαβεν
οὖν τοὺς ἄρτους ὁ Ἰησοῦς καὶ
εὐχαριστήσας διέδωκεν τοῖς ἀνακειμένοις
ὁμοίως καὶ ἐκ τῶν ὀψαρίων ὅσον
ἤθελον. 12
ὡς δὲ ἐνεπλήσθησαν, λέγει
τοῖς μαθηταῖς αὐτοῦ· συναγάγετε τὰ
περισσεύσαντα κλάσματα, ἵνα μή τι
ἀπόληται. 13
συνήγαγον οὖν καὶ ἐγέμισαν
δώδεκα κοφίνους κλασμάτων ἐκ τῶν
πέντε ἄρτων τῶν κριθίνων ἃ ἐπερίσσευσαν
τοῖς βεβρωκόσιν. 14
Οἱ οὖν ἄνθρωποι ἰδόντες ὃ
ἐποίησεν σημεῖον ἔλεγον ὅτι οὗτός
ἐστιν ἀληθῶς ὁ προφήτης ὁ ἐρχόμενος
εἰς τὸν κόσμον. 15
Ἰησοῦς οὖν γνοὺς ὅτι μέλλουσιν
ἔρχεσθαι καὶ ἁρπάζειν αὐτὸν ἵνα
ποιήσωσιν βασιλέα, ἀνεχώρησεν πάλιν
εἰς τὸ ὄρος αὐτὸς μόνος. (J
6,1-15)
To
wciąż to samo miejsce. Jedynie słońce nie świeci już od strony
wschodniej. [Jego promienie wcześniej] przechodziły przez zarośla,
ciągnące się wzdłuż Jordanu w tej okolicy dzikiej, niedaleko
miejsca, gdzie wody jeziora wpływają do koryta rzeki. [Teraz
światło] też dochodzi, ukośnie, od zachodu, gdyż słońce
zachodzi w czerwonej chwale, znacząc niebo ostatnimi promieniami.
Gęste listowie bardzo łagodzi światło i [wszystko przybiera]
spokojne, wieczorne barwy. Ptaki, upojone słońcem, którym syciły
się przez cały dzień, oraz obfitym pożywieniem, znalezionym w
sąsiednich wioskach, oddają się swawolom, świergotom i śpiewom
na szczytach drzew. Zapada zmierzch. To ostatnie blaski dnia.
Apostołowie mówią o tym Jezusowi, który wciąż poucza, opierając
się na podsuwanych Mu przykładach.
«Nauczycielu,
wieczór się zbliża, a miejsce jest opustoszałe, oddalone od domów
i osad, cieniste i wilgotne. Niebawem nie będzie już można ani nic
ujrzeć, ani chodzić. Księżyc późno wstaje. Odeślij lud, żeby
poszedł do Tarichei oraz do miast nad Jordanem kupić żywność i
poszukać schronienia».
«Nie
muszą odchodzić. Dajcie im jeść. Mogą tutaj spać, tak jak spali
czekając na Mnie».
«Zostało
nam tylko pięć chlebów i dwie ryby, Nauczycielu, wiesz o tym».
«Przynieście
Mi je» [– poleca im Jezus.]
«Andrzeju,
poszukaj chłopca. To on trzyma torbę. Przed chwilą był z synem
uczonego w Piśmie i z dwoma innymi. Zajmowali się splataniem koron
z kwiatów, bawiąc się w królów».
Andrzej
odchodzi szybko, także Jan i Filip idą szukać Margcjama w tłumie,
który stale się przemieszcza. Znajdują go niemal w tym samym
czasie. Ma torbę z żywnością, przewieszoną przez ramię. Długi
pęd powojnika otacza jego głowę, a drugi – tworzy pas. Zwisa z
niego róża zastępująca miecz: gardą jest kwiat, a ostrzem –
jej łodyga. [Margcjam] jest w towarzystwie siedmiu podobnie
dziwacznie przystrojonych [dzieci]. Tworzą orszak dla syna uczonego.
To dziecko bardzo wątłe. Ma poważny wzrok kogoś, kto wiele
wycierpiał. Odgrywa rolę króla, bardziej ozdobiony kwiatami niż
inni.
«Chodź,
Margcjamie, Nauczyciel o ciebie pyta!»
Margcjam
porzuca przyjaciół i odchodzi pośpiesznie, nie zdejmując nawet
swych... kwiecistych ozdób. Inne [dzieci] podążają za nim i
Jezusa szybko otacza wieniec dzieci w kwiatach. Głaska je. Filip w
tym czasie wyjmuje z torby pakunek z chlebem. W środku są też dwie
owinięte wielkie ryby, ważące około dwóch kilogramów. Ta
[ilość] nie wystarcza nawet dla siedemnastu osób z grupy Jezusa,
czy raczej osiemnastu z Manaenem. Przynoszą to jedzenie
Nauczycielowi.
«Dobrze.
Teraz przynieście Mi kosze. Siedemnaście... dla każdego. Margcjam
da jedzenie dzieciom...»
Jezus
patrzy uważnie na uczonego w Piśmie, który pozostawał cały czas
przy Nim, i pyta go:
«Chcesz
i ty dać jedzenie głodnym?»
«Chciałbym,
ale ja też nic nie mam».
«Rozdaj
Moje. Pozwalam ci na to».
«Ale...
masz zamiar nakarmić prawie pięć tysięcy mężczyzn, prócz
kobiet i dzieci, tymi dwoma rybami i tymi pięcioma chlebami?»
«Oczywiście.
Nie bądź niedowiarkiem. Kto wierzy, ujrzy dokonujący się cud».
«O!
Zatem ja też chcę rozdzielać żywność!»
«Każ
więc podać sobie także jeden kosz».
Apostołowie
powracają z koszami i koszykami, szerokimi i płytkimi lub głębokimi
i wąskimi. Uczony wraca z koszykiem raczej małym, chociaż –
wziąwszy pod uwagę jego brak wiary – to i tak wybrał duży.
«Dobrze.
Połóżcie to wszystko tutaj i każcie tłumowi usiąść,
zachowując porządek, w regularnych rzędach, jak to tylko możliwe».
Kiedy
to robią, Jezus podnosi chleby i ryby, ofiarowuje je, modli się,
błogosławi. Uczony w Piśmie nie spuszcza Jezusa z oczu. Potem
Jezus łamie pięć chlebów na osiemnaście części i także obie
ryby – na osiemnaście części. Wkłada kawałek ryby, bardzo mały
kawałek, do każdego koszyka i dzieli na osiemnaście kęsów chleb.
A każdy kawałek chleba dzieli na [jeszcze] mniejsze. Jest ich dość
dużo, [może] dwadzieścia, ale nie więcej. Każdy kawałek
umieszcza w koszu, po podzieleniu go, razem z rybą.
«A
teraz weźcie i rozdajcie, do nasycenia głodu. Idźcie. Idź,
Margcjamie, daj jeść twoim towarzyszom».
«O!
Jakie to ciężkie!» – mówi Margcjam podnosząc swój kosz i
idzie zaraz ku swoim małym przyjaciołom. Kroczy [z takim trudem],
jakby niósł ciężkie brzemię.
Apostołowie,
uczniowie, Manaen, uczony patrzą, jak dziecko odchodzi. Nie wiedzą,
co o tym myśleć... Potem biorą kosze, potrząsają głowami i
mówią do siebie:
«Chłopiec
żartuje! To nie jest cięższe niż było wcześniej».
Uczony
zagląda też do środka [kosza] i wkłada rękę, żeby dotknąć
jego dna, gdyż nie ma wiele światła tam w [cieniu drzew], gdzie
znajduje się Jezus. Dalej zaś, na polanie, jest jeszcze dość
jasno. Jednak pomimo tego stwierdzenia, idą ku ludziom i zaczynają
rozdzielać. Dają, dają, dają. I od czasu do czasu, z coraz
większej odległości, odwracają się zdumieni ku Jezusowi. On zaś
– ze skrzyżowanymi ramionami, oparty o drzewo – uśmiecha się
lekko widząc ich zaskoczenie.
Rozdzielanie
[jedzenia] jest długie i hojne... Jedynym, który nie okazuje
zdziwienia, jest Margcjam. Śmieje się, szczęśliwy, że może
napełnić ręce tak wielu biednych dzieci chlebem i rybą. On też
pierwszy powraca do Jezusa, mówiąc: «Tak dużo dałem, tak dużo,
tak dużo!... Bo ja wiem, co to jest głód...»
I
podnosi twarz, która nie jest tak wychudła, jak w jego minionym już
wspomnieniu. Blednie i otwiera szeroko oczy... Jezus głaska go, więc
na jego dziecięcą twarz powraca promienny uśmiech. Ufnie tuli się
do Jezusa, swego Nauczyciela i Obrońcy.
Powoli
wracają apostołowie i uczniowie, oniemiali ze zdziwienia. Ostatni
[powraca] uczony w Piśmie, nic nie mówiąc. Jednak wykonuje gest,
który jest czymś więcej niż przemową: klęka i całuje frędzel
szaty Jezusa.
«Weźcie
waszą część i dajcie Mnie nieco. Jedzmy Boży pokarm».
Jedzą
chleb i rybę, każdy do syta... W tym czasie ludzie, nasyceni,
dzielą się swoimi uwagami. Ci, którzy są wokół Jezusa,
ośmielają się przemówić, spoglądając na Margcjama, który po
zjedzeniu ryby bawi się z innymi dziećmi.
«Nauczycielu
– pyta uczony w Piśmie – dlaczego chłopiec od razu poczuł
ciężar [kosza], a my – nie? Ja nawet sprawdzałem w środku. Było
tam wciąż tych kilka kęsów chleba i jeden kawałek ryby. Zacząłem
odczuwać ciężar dopiero wtedy, gdy szedłem w kierunku tłumu.
Gdyby jednak to miało wagę tego, co rozdałem, trzeba by pary
mułów, żeby to przetransportować... nie kosza, lecz całego wozu
napełnionego żywnością. Na początku rozdawałem powoli... potem
zacząłem rozdzielać, rozdzielać i żeby nie być
niesprawiedliwym, powróciłem do pierwszych, rozdzielając raz
jeszcze, gdyż pierwszym dałem niewiele. A jednak było tego dosyć».
«Ja
też odczułem, że kosz stawał się coraz cięższy, gdy szedłem
naprzód, i zaraz zacząłem rozdzielać wiele, bo zrozumiałem, że
dokonałeś cudu» – odzywa się Jan.
«Ja
zaś – mówi Manaen – zatrzymałem się i usiadłem. Wysypałem
na płaszcz zawartość [kosza] i ujrzałem wiele chlebów... Wtedy
poszedłem do nich...»
Bartłomiej
mówi:
«Ja
nawet je przeliczyłem, żeby głupio nie wyglądać. Było
pięćdziesiąt małych chlebów. Powiedziałem do siebie: „Dam je
pięćdziesięciu osobom, a potem powrócę”. I liczyłem. Po
dojściu do pięćdziesiątej [osoby], ciężar [kosza] był wciąż
taki sam. Spojrzałem do środka. Było tego wciąż wiele. Poszedłem
naprzód i dawałem setkom [osób]. A zawartość wcale się nie
zmniejszała...»
Tomasz
wyznaje:
«Ja,
przyznaję się, nie wierzyłem w to. Wziąłem do rąk kawałki
chleba i ten mały kawałek ryby, spojrzałem i powiedziałem sobie:
„Na co to się przyda? Jezus chciał Sobie zażartować!...” I
patrzyłem na to, patrzyłem... Ukryłem się za drzewem i miałem
nadzieję, że ujrzę, jak się zwiększają. Jednak było tego wciąż
tyle samo. Już miałem powrócić, kiedy przechodzący obok Mateusz
powiedział do mnie: „Widziałeś, jakie są piękne?” „Co?”
– zapytałem. „Ależ chleby i ryby!...” „Szalony jesteś? Ja
widzę ciągle te kawałki chleba.” „Idź je rozdzielić z wiarą,
a zobaczysz”. Wrzuciłem z powrotem do kosza tych kilka kawałków
i poszedłem z niechęcią... A potem... Przebacz mi, Jezu, jestem
grzesznikiem!»
[Jezus
odpowiada Tomaszowi:] «Nie, ty jesteś duchem świata. Ty
rozumujesz, jak ludzie tego świata».
«A
zatem ja też, Panie – mówi Iskariota. – Do tego stopnia, że
zamierzałem z kawałkiem chleba dać monetę, myśląc: „Zjedzą
gdzie indziej”. Miałem nadzieję pomóc Ci w zachowaniu twarzy.
Kim więc ja jestem? Takim jak Tomasz czy kimś więcej?»
«Więcej
niż Tomasz: ty jesteś „światem”».
«A
jednak zamierzałem dać jałmużnę, żeby być Niebem! To były
moje własne denary...»
«Jałmużna
dla siebie i dla własnej pychy, ale nie dla Boga... On tego nie
potrzebuje, a jałmużna dla twej pychy to grzech, a nie zasługa».
Judasz
spuszcza głowę i milknie.
«Ja
zaś – odzywa się Szymon Zelota – sądziłem, że ten kawałek
ryby i kawałki chleba powinienem był podzielić na mniejsze, żeby
wystarczyły. Jednak nie wątpiłem, że ich ilość i wartość
odżywcza będzie wystarczająca. Kropla wody dana przez Ciebie może
być bardziej pożywna niż uczta».
«A
wy, co wy myślicie?» – pyta Piotr kuzynów Jezusa.
«My
przypomnieliśmy sobie Kanę... i nie wątpiliśmy» – mówi
poważnie Juda.
«A
ty, Jakubie, Mój bracie, ty nie myślałeś tylko o tym?» [–
dopytuje się Jezus.]
«Nie.
Ja myślałem, że to był sakrament. Jak mi o tym mówiłeś... Czy
to tak, czy się mylę?»
Jezus
uśmiecha się: «I tak, i nie. Do prawdy o mocy odżywczej kropli
wody – o czym powiedział Szymon – trzeba dodać twoją myśl o
odległym symbolu. Ale to jeszcze nie jest sakrament».
Uczony
zachowuje skórkę w rękach.
«Co
z tym zrobisz?»
«[Zachowam]...
na pamiątkę».
«Ja
też to zatrzymam. Włożę do woreczka, który Margcjam nosi na
szyi» – mówi Piotr.
«Ja
zaniosę kawałek naszej matce» – stwierdza Jan.
«A
my? Wszystko zjedliśmy...» – mówią inni, strapieni.
«Wstańcie
[– odzywa się Jezus. –] Idźcie ponownie z koszami i zbierzcie
odpadki. Oddzielcie ludzi najbiedniejszych od innych i przyprowadźcie
ich do Mnie tutaj, z koszami. A potem wy, Moi uczniowie, idźcie
wszyscy do łodzi i wypłyńcie na głębię, żeby się udać na
równinę Genezaret. Odprawię ludzi po zaopatrzeniu najbiedniejszych
i potem do was dołączę».
Uczniowie
są posłuszni... i powracają z dwunastoma koszami wypełnionymi
resztkami. Za nimi idzie około trzydziestu żebraków lub bardzo
wynędzniałych osób.
«Dobrze.
Idźcie» [– poleca im Jezus.]
Apostołowie
i [uczniowie] Jana żegnają Manaena i odchodzą. Opuszczają Jezusa
z żalem, ale są posłuszni. Manaen czeka z pożegnaniem Jezusa, aż
tłum, przy ostatnich blaskach dnia, odejdzie w stronę pól poszukać
miejsca do spania, pomiędzy wysokim i wysuszonym sitowiem. Potem
żegnają się. Przed nim odszedł uczony w Piśmie, nawet jako jeden
z pierwszych, gdyż wraz ze swoim synkiem szedł za apostołami.
Kiedy
już wszyscy odeszli lub posnęli Jezus wstaje, błogosławi śpiących
i powolnym krokiem idzie w kierunku jeziora, ku półwyspowi
Tarichei, wzniesionemu o kilka metrów, jakby to był wycinek wzgórza
zanurzony w jeziorze. Nie wchodząc do miasta, lecz przechodząc obok
niego, wszedł na wzgórze. Zatrzymuje się na skale, żeby się
modlić. Ma naprzeciw Siebie lazur [jeziora] i biel księżycowej
poświaty w spokojną noc. (III (cz. 3–4), 136: 7
września 1945. A, 6391-6399)
Il
luogo è sempre quello. Soltanto il sole non viene più da oriente,
filtrando fra la boscaglia che costeggia il Giordano in questo luogo
selvaggio presso lo sbocco delle acque del lago nel letto del fiume,
ma viene, ugualmente obliquo, da ponente, mentre cala in una gloria
di rosso, sciabolando il cielo coi suoi ultimi raggi. E sotto questo
fogliame denso già la luce è molto temperata, tendente alle tinte
pacate della sera. Gli uccelli, inebbriati dal sole avuto per tutto
il giorno, dal cibo abbondante carpito alle limitrofe campagne, si
danno ad un baccanale di trilli e canti, sulle vette delle piante. La
sera cala con le pompe finali del giorno. Gli apostoli lo fanno
notare a Gesù, che sempre ammaestra a seconda degli argomenti a Lui
esposti.
«Maestro,
la sera si avvicina. Il luogo è deserto, lontano da case e paesi,
ombroso e umido. Fra poco qui non sarà più possibile vederci, né
camminare. La luna alza tardi. Licenzia il popolo affinché vada a
Tarichea o ai villaggi del Giordano a comprarsi cibo e cercare
alloggio».
«Non
occorre che se ne vadano. Date loro da mangiare. Possono dormire qui
come dormirono attendendomi».
«Non
ci sono rimasti che cinque pani e due pesci, Maestro, lo sai».
«Portatemeli».
«Andrea,
va' a cercare il bambino. É lui di guardia alla borsa. Poco fa era
col figlio dello scriba e due altri, intento a farsi coroncine di
fiori giocando ai re».
Andrea
va sollecito. E anche Giovanni e Filippo si danno a cercare Marziam
fra la folla che sempre si sposta. Lo trovano quasi
contemporaneamente, con la sua borsa dei viveri a tracolla, un grande
tralcio di vitalba girato intorno alla testa e una cintura di vitalba
dalla quale pende a far da spada un nocchio: l'elsa è il nocchio
vero e proprio, la lama il gambo a canna dello stesso. Con lui sono
altri sette, ugualmente bardati, e fanno corteggio al figlio dello
scriba, un esilissimo fanciullo dall'occhio molto serio di chi ha
tanto sofferto, che più infiorato degli altri fa da re.
«Vieni,
Marziam. Il Maestro ti vuole!». Marziam lascia in asso gli amici e
va lesto senza neppure levarsi le sue... insegne floreali. Ma lo
seguono anche gli altri e presto Gesù è circondato da una coroncina
di fanciulli inghirlandati di fiori. Egli li carezza, mentre Filippo
leva dalla borsa un fagotto con del pane, nel centro del quale sono
avvolti due grossi pesci: due chili di pesce, poco più.
Insufficienti anche ai diciassette, anzi diciotto con Mannaen, della
comitiva di Gesù. Portano questi cibi al Maestro.
«Va
bene. Ora portatemi dei cesti. Diciassette, quanti voi siete. Marziam
darà il cibo ai bambini...».
Gesù
guarda fisso lo scriba, che gli è sempre stato vicino, e chiede:
«Vuoi dare anche te il cibo agli affamati?».
«Mi
piacerebbe. Ma ne sono privo io pure».
«Dài
del mio. Te lo concedo».
«Ma...
intendi sfamare un cinquemila uomini, oltre le donne e i bambini, con
quei due pesci e quei cinque pani?».
«Senza
dubbio. Non essere incredulo. Chi crede vedrà compiersi il
miracolo».
«Oh!
allora voglio proprio distribuire il cibo anche io!».
«Fàtti
dare allora una cesta tu pure». Tornano gli apostoli con ceste e
cestelli larghi e bassi, oppure fondi e stretti. E torna lo scriba
con un paniere piuttosto piccolo. Si capisce che la sua fede o la sua
incredulità gli hanno fatto scegliere quello come il massimo.
«Va
bene. Mettete tutto qui davanti. E fate sedere le turbe con ordine, a
linee regolari per quanto si può».
E,
mentre ciò avviene, Gesù alza il pane con sopra i pesci, li offre,
prega e benedice. Lo scriba non lo abbandona un istante con l'occhio.
Poi Gesù spezza i cinque pani in diciotto parti e spezza i due pesci
in diciotto parti, e mette il pezzo di pesce – un pezzettino ben
meschino – in ogni cesta, e fa a bocconi i diciotto pezzi di pane:
ogni pezzo in molti bocconi. Molti relativamente: una ventina, non di
più. Ogni pezzo spezzettato, in un cesto, col pesce.
«E
ora prendete e date a sazietà. Andate. Vai, Marziam, a darlo ai tuoi
compagni».
«Uh!
come è peso!», dice Marziam alzando il suo cesto e andando subito
dai suoi piccoli amici, camminando come chi porta un peso. Gli
apostoli, i discepoli, Mannaen, lo scriba, lo guardano andare,
incerti... Poi prendono i cesti e, scuotendo il capo, dicono l'un
coll'altro: «Il bambino scherza! Non pesano più di prima».
E
lo scriba guarda anche dentro e vi mette la mano a frugare nel fondo,
perché ormai non c’è più molta luce, lì nel folto dove Gesù è,
mentre più là, nella radura, vi è ancora una buona luce. Ma però,
nonostante la constatazione, vanno verso la gente e iniziano a
distribuire. E dànno, dànno, dànno. E ogni tanto si volgono
stupiti, sempre più lontani, verso Gesù che a braccia conserte,
addossato ad un albero, sorride finemente del loro stupore. La
distribuzione è lunga e abbondante... e l'unico che non mostra
stupore è Marziam, che ride felice di empire di pane e pesce il
grembo di tanti bambini poverelli.
É
anche il primo a tornare da Gesù dicendo: «Ho dato tanto, tanto,
tanto!... perché io so cosa è la fame...», e alza il visetto non
più macilento, che nel ricordo però impallidisce sbarrando gli
occhi... Ma Gesù lo carezza e il sorriso torna luminoso su quel
volto fanciullo che, fidente, si appoggia contro Gesù, suo Maestro e
Protettore. Pian piano tornano gli apostoli e i discepoli, ammutoliti
dallo stupore. Ultimo lo scriba che non dice nulla. Ma fa un atto che
è più di un discorso. Si inginocchia e bacia l'orlo della veste di
Gesù.
«Prendete
la vostra parte e datemene un poco. Mangiamo il cibo di Dio».
Mangiano
infatti pane e pesce, ognuno secondo il bisogno... Intanto la gente
satolla si scambia le sue impressioni. Anche chi è intorno a Gesù
osa parlare osservando Marziam che, finendo il suo pesce, scherza con
altri fanciulli.
«Maestro»,
chiede lo scriba, «perché il bambino ha sentito subito il peso e
noi no? Io ho anche frugato dentro. Erano sempre quei pochi bocconi
di pane e quell'unico di pesce. Ho cominciato a sentire il peso
andando verso la folla. Ma, se avesse pesato per quanto ne ho dato,
ci sarebbe voluto una coppia di muli a portarlo, non già il cesto ma
un carro, pieno, stivato di cibo. In principio andavo parco... poi mi
sono messo a dare, dare, e per non essere ingiusto sono ripassato dai
primi dando di nuovo, perché ai primi avevo dato poco. Eppure è
bastato».
«Io
pure ho sentito farsi pesante il cesto mentre mi avviavo, ed ho dato
subito molto perché ho capito che avevi fatto miracolo», dice
Giovanni.
«Io
invece mi sono fermato e mi sono seduto per rovesciare in grembo il
peso e vedere... E ho visto pani e pani. Allora sono andato», dice
Mannaen.
«Io
li ho anche contati, perché non volevo fare brutte figure. Erano
cinquanta piccoli pani. Ho detto: "Li darò a cinquanta persone
e poi tornerò indietro". E ho contato. Ma arrivato a cinquanta
il peso era uguale ancora. Ho guardato dentro. Erano ancora tanti.
Sono andato avanti e ne ho dati a centinaia. Ma non diminuivano mai»,
dice Bartolomeo.
«Io,
lo confesso, non credevo e ho preso in mano i bocconi di pane e quel
briciolo di pesce, e li guardavo dicendo: "E a chi servono? Gesù
ha voluto scherzare!..." e li guardavo, li guardavo stando
nascosto diétro un albero, sperando e disperando di vederli
crescere. Ma rimanevano sempre gli stessi. Stavo per tornare indietro
quando è passato Matteo dicendo: "Hai visto come sono belli?".
"Cosa?" ho detto. "Ma i pani e i pesci!...". "Sei
matto? Io vedo sempre pezzi di pane". "Va' a distribuirli
con fede e vedrai". Ho gettato dentro nel cestone quei pochi
bocconi e sono andato a riluttanza... E poi... Perdonami, Gesù,
perché sono un peccatore!», dice Tommaso.
«No.
Sei uno spirito del mondo. Ragioni da mondo».
«Anche
io, Signore, allora. Tanto che pensavo dare una moneta insieme al
pane pensando: "Mangeranno altrove"», dice l'Iscariota.
«Speravo aiutarti a fare una figura migliore. Che sono io, dunque?
Come Tommaso o più ancora?».
«Molto
più di Tommaso tu sei "mondo"».
«Ma
pure ho pensato di fare elemosina per essere Cielo! Erano denari miei
privati...».
«Elemosina
a te stesso, al tuo orgoglio. Ed elemosina a Dio. Quest'ultimo non ne
ha bisogno, e l'elemosina al tuo orgoglio è colpa, non merito».
Giuda china il capo e tace.
«Io
invece pensavo che quel boccone di pesce, che quei bocconi di pane li
avrei dovuti sbriciolare per farli bastare. Ma non dubitavo che
sarebbero stati sufficienti, né per numero né per nutrimento. Una
goccia d'acqua data da Te può esser più nutriente di un banchetto»,
dice Simone Zelote.
«E
voi che pensavate?», chiede Pietro ai cugini di Gesu.
«Noi
ricordavamo Cana... e non dubitavamo», dice serio Giuda.
«E
tu, Giacomo, fratello mio, questo solo pensavi?».
«No.
Pensavo fosse un sacramento, come Tu hai detto a me... É così o
sbaglio?».
Gesù
sorride: «É e non è. Alla verità della potenza del nutrimento in
una goccia d'acqua, detta da Simone, va unito il tuo pensiero per una
figura lontana. Ma ancora non è un sacramento».
Lo
scriba conserva una crosta fra le dita.
«Che
ne fai?».
«Un...
ricordo».
«La
tengo anche io. La metterò al collo di Marziam in una piccola
borsa», dice Pietro.
«Io
la porterò alla madre nostra», dice Giovanni.
«E
noi? Abbiamo mangiato tutto...», dicono mortificati gli altri.
«Alzatevi.
Girate di nuovo coi cesti, raccogliete gli avanzi, separate fra la
gente i più poveri e portatemeli qui insieme ai cesti, e poi andate
tutti, voi discepoli miei, alle barche, e prendete il largo andando
alla pianura di Genezaret. Io congederò la gente dopo aver
beneficato i più poveri e poi vi raggiungerò».
Gli
apostoli ubbidiscono... e tornano con dodici panieri colmi di avanzi
e seguiti da una trentina di mendicanti o persone molto misere.
«Va
bene. Andate pure».
Gli
apostoli e quelli di Giovanni salutano Mannaen e se ne vanno con un
poco di riluttanza a lasciare Gesù. Ma ubbidiscono. Mannaen attende
a lasciare Gesù quando la folla, alle ultime luci del giorno, o si
avvia ai villaggi o si cerca un posto per dormire fra gli alti e
asciutti falaschi. Poi si accomiata. Prima di lui se ne è andato lo
scriba, uno dei primi, anzi, perché, insieme al figlioletto, si è
avviato in coda agli apostoli. Partiti tutti, oppure caduti nel
sonno, Gesù si alza, benedice i dormenti e a passo lento si porta
verso il lago, verso la penisoletta di Tarichea, sopraelevata di
qualche metro sul lago come fosse un frastaglio di colle spinto nel
lago. E, raggiunto che ne ha le basi, senza entrare in città, ma
costeggiandola, sale il monticello e si mette su uno scrimolo, in
preghiera davanti all'azzurro e al candore della notte serena e
lunare. (4, 273)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis
grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład
polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez
Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał
Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz.
1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6:
2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis
włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato
rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001