1
Pewnego
razu Jezus przechodził w szabat pośród zbóż. Uczniowie Jego,
odczuwając głód, zaczęli zrywać kłosy i jeść [ziarna]. 2
Gdy
to ujrzeli faryzeusze, rzekli Mu: Oto twoi uczniowie czynią to,
czego nie wolno czynić w szabat. 3
A
On im odpowiedział: Czy nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy
poczuł głód, on i jego towarzysze? 4
Jak
wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie było
wolno jeść ani jemu, ani jego towarzyszom, lecz tylko kapłanom? 5
Albo
nie czytaliście w Prawie, że w dzień szabatu kapłani naruszają w
świątyni spoczynek szabatu, a są bez winy? 6
Oto
powiadam wam: Tu jest coś większego niż świątynia. 7
Gdybyście
zrozumieli, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie
potępialibyście niewinnych. 8
Albowiem
Syn Człowieczy jest Panem szabatu. (Mt
12,1-8)
23
Pewnego
razu, gdy Jezus przechodził w szabat pośród zbóż, uczniowie Jego
zaczęli po drodze zrywać kłosy. 24
Na
to faryzeusze mówili do Niego: Patrz, czemu oni czynią w szabat to,
czego nie wolno? 25
On
im odpowiedział: Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid,
kiedy znalazł się w potrzebie, i poczuł głód, on i jego
towarzysze? 26
Jak
wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł
chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również
swoim towarzyszom. 27
I
dodał: To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek
dla szabatu. 28
Zatem
Syn Człowieczy jest Panem także szabatu. (Mk
2,23-28)
1
W
szabat przechodził wśród zbóż, a uczniowie zrywali kłosy i
jedli, wykruszając [ziarna] rękami. 2
Niektórzy
zaś z faryzeuszów mówili: Czemu czynicie to, czego nie wolno w
szabat? 3
Wtedy
Jezus, odpowiadając im, rzekł: Nawet tego nie czytaliście, co
uczynił Dawid, gdy poczuł głód, on i jego ludzie? 4
Jak
wszedł do domu Bożego i wziąwszy chleby pokładne, sam jadł i dał
swoim ludziom? Chociaż samym tylko kapłanom wolno je spożywać. 5
I
dodał: Syn Człowieczy jest Panem także szabatu. (Łk
6,1-5)
1
Ἐν
ἐκείνῳ τῷ καιρῷ ἐπορεύθη ὁ Ἰησοῦς
τοῖς σάββασιν διὰ τῶν σπορίμων· οἱ
δὲ μαθηταὶ αὐτοῦ ἐπείνασαν καὶ
ἤρξαντο τίλλειν στάχυας καὶ ἐσθίειν.
2
οἱ
δὲ Φαρισαῖοι ἰδόντες εἶπαν αὐτῷ·
ἰδοὺ οἱ μαθηταί σου ποιοῦσιν ὃ οὐκ
ἔξεστιν ποιεῖν ἐν σαββάτῳ. 3
ὁ
δὲ εἶπεν αὐτοῖς· οὐκ ἀνέγνωτε τί
ἐποίησεν Δαυὶδ ὅτε ἐπείνασεν καὶ
οἱ μετ’ αὐτοῦ, 4
πῶς
εἰσῆλθεν εἰς τὸν οἶκον τοῦ θεοῦ καὶ
τοὺς ἄρτους τῆς προθέσεως ἔφαγον, ὃ
οὐκ ἐξὸν ἦν αὐτῷ φαγεῖν οὐδὲ τοῖς
μετ’ αὐτοῦ εἰ μὴ τοῖς ἱερεῦσιν
μόνοις; 5
ἢ
οὐκ ἀνέγνωτε ἐν τῷ νόμῳ ὅτι τοῖς
σάββασιν οἱ ἱερεῖς ἐν τῷ ἱερῷ τὸ
σάββατον βεβηλοῦσιν καὶ ἀναίτιοί
εἰσιν; 6
λέγω
δὲ ὑμῖν ὅτι τοῦ ἱεροῦ μεῖζόν ἐστιν
ὧδε. 7
εἰ
δὲ ἐγνώκειτε τί ἐστιν· ἔλεος
θέλω καὶ οὐ θυσίαν,
οὐκ ἂν κατεδικάσατε τοὺς ἀναιτίους.
8
κύριος
γάρ ἐστιν τοῦ σαββάτου ὁ υἱὸς τοῦ
ἀνθρώπου. (Mt
12,1-8)
23
Καὶ
ἐγένετο αὐτὸν ἐν τοῖς σάββασιν
παραπορεύεσθαι διὰ τῶν σπορίμων, καὶ
οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ ἤρξαντο ὁδὸν ποιεῖν
τίλλοντες τοὺς στάχυας. 24
καὶ
οἱ Φαρισαῖοι ἔλεγον αὐτῷ· ἴδε τί
ποιοῦσιν τοῖς σάββασιν ὃ οὐκ ἔξεστιν;
25
καὶ
λέγει αὐτοῖς· οὐδέποτε ἀνέγνωτε τί
ἐποίησεν Δαυὶδ ὅτε χρείαν ἔσχεν καὶ
ἐπείνασεν αὐτὸς καὶ οἱ μετ’ αὐτοῦ,
26
πῶς
εἰσῆλθεν εἰς τὸν οἶκον τοῦ θεοῦ ἐπὶ
Ἀβιαθὰρ ἀρχιερέως καὶ τοὺς ἄρτους
τῆς προθέσεως ἔφαγεν, οὓς οὐκ ἔξεστιν
φαγεῖν εἰ μὴ τοὺς ἱερεῖς, καὶ ἔδωκεν
καὶ τοῖς σὺν αὐτῷ οὖσιν; 27
Καὶ
ἔλεγεν αὐτοῖς· τὸ σάββατον διὰ τὸν
ἄνθρωπον ἐγένετο καὶ οὐχ ὁ ἄνθρωπος
διὰ τὸ σάββατον· 28
ὥστε
κύριός ἐστιν ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου
καὶ τοῦ σαββάτου. (Mk
2,23-28)
1
Ἐγένετο
δὲ ἐν σαββάτῳ διαπορεύεσθαι αὐτὸν
διὰ σπορίμων, καὶ ἔτιλλον οἱ μαθηταὶ
αὐτοῦ καὶ ἤσθιον τοὺς στάχυας ψώχοντες
ταῖς χερσίν. 2
τινὲς
δὲ τῶν Φαρισαίων εἶπαν· τί ποιεῖτε
ὃ οὐκ ἔξεστιν τοῖς σάββασιν; 3
καὶ
ἀποκριθεὶς πρὸς αὐτοὺς εἶπεν ὁ
Ἰησοῦς· οὐδὲ τοῦτο ἀνέγνωτε ὃ
ἐποίησεν Δαυὶδ ὅτε ἐπείνασεν αὐτὸς
καὶ οἱ μετ’ αὐτοῦ [ὄντες], 4
[ὡς]
εἰσῆλθεν εἰς τὸν οἶκον τοῦ θεοῦ καὶ
τοὺς ἄρτους τῆς προθέσεως λαβὼν
ἔφαγεν καὶ ἔδωκεν τοῖς μετ’ αὐτοῦ,
οὓς οὐκ ἔξεστιν φαγεῖν εἰ μὴ μόνους
τοὺς ἱερεῖς; 5
καὶ
ἔλεγεν αὐτοῖς· κύριός ἐστιν τοῦ
σαββάτου ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου. (Łk
6,1-5)
Wciąż
to samo miejsce, ale słońce nie jest już tak nieubłagane, bo
kieruje się ku zachodowi.
«Musimy
dojść do tamtego domu» – mówi Jezus.
Idą.
Dochodzą. Proszą o chleb i wypoczynek. Zarządca jednak odsyła ich
szorstko.
«Rasa
filistyńska! Żmije! Zawsze tacy sami! Urodzili się z tego samego
pnia i wydają zatruty owoc»158
– narzekają
uczniowie wygłodzeni i zmęczeni.
«Niech
się wam zwróci to, co dajecie!»
«Czemu
uchybiacie miłości? To nie jest czas odwetu. Idźcie dalej. Jeszcze
nie zapadła noc i nie umieracie z głodu. Trochę ofiary, ażeby te
dusze zapragnęły Mnie...» – zachęca Jezus.
Uczniowie
jednak – sądzę, że bardziej ze złości niż z powodu
nieznośnego głodu – wchodzą w sam środek pola i zabierają się
do zrywania kłosów. Wyłuskują z nich ziarno na dłonie i jedzą.
«Są
dobre, Nauczycielu» – krzyczy Piotr.
«Nie
zjesz ich? A ponadto mają podwójny smak... Chciałbym zjeść
wszystkie z całego pola».
«Masz
rację! Przez to odczuliby, że nie dali nam chleba» – mówią i
idą dalej pośród kłosów, jedząc ze smakiem. Jezus idzie sam po
zakurzonej drodze. Jakieś pięć lub sześć metrów z tyłu kroczy
Zelota z Bartłomiejem. Rozmawiają.
Inne
skrzyżowanie, z podrzędną drogą, która przecina drogę główną.
Stoi w tym miejscu grupa nieprzystępnych faryzeuszy. Z pewnością
powracają z obrzędów szabatowych, w których uczestniczyli w małej
wiosce, widocznej na krańcu drogi podrzędnej, szerokiej, płaskiej,
jakby była zwierzęciem leżącym na swojej norze. Jezus widzi ich,
patrzy łagodnie i z uśmiechem pozdrawia:
«Pokój
niech będzie z wami».
Zamiast
odpowiedzieć na pozdrowienie jeden z faryzeuszy pyta butnie: «Kim
jesteś?»
«Jezusem
z Nazaretu».
«Widzicie,
że to On?» – mówią do siebie.
W
tym czasie Natanael i Szymon zbliżają się do Nauczyciela, podczas
gdy pozostali – idąc pomiędzy bruzdami – kierują się w stronę
drogi. Jedzą jeszcze i mają w dłoniach ziarna pszenicy. Faryzeusz,
który mówił jako pierwszy, być może najbardziej znaczący,
ponownie odzywa się do Jezusa, który zatrzymał się, czekając na
wysłuchanie reszty:
«A!
Zatem jesteś słynnym Jezusem z Nazaretu? Czemu to aż tutaj?»
«Bo
także tutaj są dusze, które trzeba ocalić».
«My
wystarczymy do tego. Potrafimy zbawić nasze dusze i także dusze
naszych podwładnych».
«Jeśli
to prawda, robicie dobrze. Ja jednak zostałem posłany, aby głosić,
nauczać i zbawiać».
«Posłany!
Posłany! A kto nam to udowodni? Z pewnością nie Twoje czyny!»
«Dlaczego
tak mówisz? Nie zależy ci na Życiu?»
«A,
tak! Jesteś tym, który zadaje śmierć ludziom, którzy Cię nie
adorują. Chcesz zatem zabić całą klasę kapłanów, faryzeuszy,
uczonych w Piśmie i wielu innych, bo Cię nie adorują i nie będą
Cię adorować nigdy. Nigdy, rozumiesz? Nigdy my, wybrańcy Izraela,
nie będziemy Cię adorować. Ani też nie będziemy Cię lubić».
«Nie
zmuszam was do miłowania Mnie, lecz mówię: „Adorujcie Boga”,
bo...»
«To
znaczy Ciebie, gdyż Ty jesteś Bogiem, prawda? Ale my nie jesteśmy
zawszonymi galilejskimi wieśniakami ani głupcami z Judy, którzy
idą za Tobą, zapominając naszych rabinów...»
«Nie
martw się, mężu. Nie domagam się niczego. Wypełniam Moje
posłannictwo: uczę kochać Boga i ustawicznie powtarzam Dekalog, bo
jest zbytnio zapomniany i – więcej jeszcze – źle stosowany.
Chcę dać Życie: Życie wieczne. Nie życzę śmierci cielesnej ani
tym bardziej – śmierci duchowej. Życie – w związku z którym
zapytałem cię, czy nie chcesz go utracić – to życie twojej
duszy. Kocham bowiem twoją duszę, nawet jeśli ona Mnie nie miłuje.
I smucę się widząc, że ją zabijasz, obrażając Pana i gardząc
Jego Mesjaszem».
Wydaje
się, że faryzeusz dostał konwulsji, tak się miota. Mnie szaty,
wyrywa frędzle, zdejmuje nakrycie głowy, czochra włosy i krzyczy:
«Słuchajcie!
Słuchajcie! Mnie, Jonatanowi, synowi Uzzjela, w prostej linii
potomkowi Szymona Sprawiedliwego, mnie, mówi się coś takiego! Ja
miałbym obrażać Pana! Nie wiem, kto mnie powstrzymuje przed
wyklęciem Cię, ale...»
«To
strach cię powstrzymuje. Ale zrób to. Nie zamienisz się w popiół.
W swoim czasie to się stanie i wtedy będziesz Mnie wzywał. Jednak
między Mną i tobą będzie wtedy czerwony strumień: Moja Krew».
«Dobrze,
dobrze. A teraz, Ty, który uważasz się za świętego, dlaczego
pozwalasz na coś takiego? Ty, który uważasz się za Nauczyciela,
dlaczego nie pouczasz najpierw Swoich apostołów? Popatrz na nich,
za Tobą... Oto jeszcze mają narzędzie grzechu w rękach! Widzisz
ich? Zbierali kłosy, a jest szabat. Zerwali cudze kłosy. Złamali
szabat i kradli».
«Byli
głodni. Prosiliśmy w okolicy, do której wczoraj wieczorem
przybyliśmy, o schronienie i pożywienie. Wypędzono nas. Tylko
jakaś staruszka dała nam swój chleb i garść oliwek. Bóg jej za
to odpłaci stokrotnie, bo dała wszystko, co posiadała, prosząc
tylko o błogosławieństwo. Uszliśmy milę, a potem zatrzymaliśmy
się, jak nakazuje prawo, pijąc wodę ze strumyka. Potem, po
zachodzie słońca, poszliśmy do tego domu... Odrzucono nas.
Widzisz, że było w nas pragnienie posłuszeństwa Prawu».
«Ale
nie byliście posłuszni. Nie wolno wykonywać w szabat prac ręcznych
i nigdy nie dopuszcza się zabierania tego, co należy do innych. Ja
i moi przyjaciele zgorszyliśmy się tym».
«A
Ja nie. Czy nigdy nie czytaliście, jak Dawid i Nob wzięli święte
chleby pokładne, aby nakarmić siebie i swoich towarzyszy?159
Chleby święte
należały do Boga, były w Jego domu, przeznaczone przez odwieczne
prawo dla kapłanów. Jest powiedziane: „Będą należeć do Aarona
i do jego synów, którzy je spożyją w miejscu świętym, bo są
rzeczą najświętszą.” A jednak Dawid wziął je dla siebie i dla
swoich towarzyszy, gdyż był głodny. Skoro zatem święty król
wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne w szabat – ten,
któremu nie wolno było ich spożywać – i skoro nie zostało mu
to poczytane za grzech – bo i po tym czynie Bóg ciągle go miłował
– jakże możesz mówić, że jesteśmy grzesznikami, bo zbieramy
na glebie Bożej kłosy, które wyrosły i dojrzały z Jego woli –
kłosy należące też do ptaków – i zakazujesz je jeść ludziom,
dzieciom Ojca?»
«[Dawid
i Nob] poprosili o te chleby, a nie zabrali ich bez proszenia. A to
zmienia sprawę. A poza tym nie jest prawdą, że Bóg nie poczytał
tego Dawidowi za grzech. Uderzył go przecież Bóg mocno!»
«Ale
nie za to. Za rozwiązłość, za spisanie ludności, a nie za...»160
«O,
dość! Tego nie wolno i nie jest to dozwolone. Nie macie prawa tego
czynić, a jednak to robicie. Odejdźcie stąd. Nie chcemy was na
naszych ziemiach. Nie potrzebujemy was. Nie wiemy, co z wami zrobić».
«Odejdziemy».
«I
na zawsze, zapamiętaj to Sobie. Oby nigdy więcej Jonatan, syn
Uzzjela, nie spotkał Cię przez swoim obliczem. Odejdź!»
«Tak,
odchodzimy. A jednak jeszcze się spotkamy. I wtedy to Jonatan będzie
chciał Mnie zobaczyć, ażeby powtórzyć skazanie i na zawsze
uwolnić świat ode Mnie. Ale wtedy Niebo ci powie: „Nie wolno ci
tego czynić”. To: „nie jest ci dozwolone”, będzie ci brzmieć
w sercu jak odgłos rogu, przez całe życie i poza tym życiem. Jak
w dni szabatu kapłani w Świątyni przekraczają spoczynek
szabatowy, a nie popełniają grzechu, tak i my, słudzy Pana, możemy
– tym bardziej, że człowiek nam odmawia miłości – skorzystać
z miłości i pomocy Ojca Najświętszego, nie popełniając przez to
grzechu. Tu jest Ktoś, kto jest o wiele większy od Świątyni, i
może brać, co chce, z tego, co zostało stworzone, gdyż Bóg
położył wszystko, ażeby stało się podnóżkiem dla Słowa. Tak
jest zarówno z kłosami Ojca – ułożonymi na ogromnym stole,
którym jest Ziemia – jak i ze Słowem. Biorę i daję. I dobrym, i
złym. Bo jestem Miłosierdziem. Gdybyście wiedzieli, co znaczy, że
jestem Miłosierdziem, zrozumielibyście także, że Ja tylko tego
pragnę. Gdybyście wiedzieli, czym jest Miłosierdzie, nie
potępialibyście niewinnych. Ale wy tego nie wiecie. Nie wiecie
nawet, że Ja was nie potępiam. Nie wiecie, że Ja wam przebaczę,
że będę nawet prosił Ojca o przebaczenie dla was. Chcę bowiem
miłosierdzia, a nie kary. Wy jednak nie wiecie. Nie chcecie
wiedzieć. A to jest większym grzechem od tego, który Mi
przypisujecie; od tego, który – według was – popełnili ci
niewinni. Wiedzcie też, że szabat jest ustanowiony dla człowieka,
a nie człowiek dla szabatu, i że Syn Człowieczy jest również
Panem szabatu. Żegnajcie...»
Jezus
odwraca się do uczniów:
«Chodźcie.
Pójdziemy szukać posłania pośród piasków, które nie są już
daleko. Będziemy mieć gwiazdy za towarzyszki, a rosa przyniesie nam
wytchnienie. Bóg – Ten, który posłał mannę Izraelowi –
zatroszczy się o nakarmienie również nas, biednych i wiernych Mu».
Jezus
zostawia zawziętą grupę i odchodzi ze Swoimi [apostołami]. Zapada
wieczór z pierwszymi fioletowawymi mrokami...
Znajdują
wreszcie żywopłot z figowców. Na ich wierzchołkach, najeżonych
kolcami, znajdują się owoce zaczynające dopiero dojrzewać. Ale
wszystko jest dobre dla głodnego. Dlatego, kłując się, zbierają
najbardziej dojrzałe. Dochodzą do miejsca, gdzie kończą się
pola, zamieniając się w piaszczyste wydmy. Z daleka dochodzi szum
morza.
«Zatrzymajmy
się tu. Piasek jest miękki i ciepły. Jutro wejdziemy do Askalonu»
– mówi Jezus.
Wszyscy
upadają zmęczeni u stóp wysokiej wydmy. (III
(cz. 1-2), 79: 13
lipca 1945. A, 5640-5646)
158
Filistyni (obcy,
wędrowcy)
około 1200 r. przed Chrystusem zdobyli wybrzeże Syrii i Palestyny.
Osiedlili się tu przejmując kulturę i język. Podbijali czasem
Izraelitów, lecz Dawid wyparł ich ostatecznie. (Przyp. wyd.)
159 Por.
1 Sm 21. (Przyp. wyd.)
160 Por.
2 Sm 24,10. (Przyp. wyd.)
Ancora
lo stesso luogo, ma il sole è meno implacabile perché si avvia al
tramonto.
«Occorre
andare per raggiungere quella casa» dice Gesù.
E
vanno. La raggiungono. Chiedono pane e ristoro. Ma il fattore li
respinge duramente. «Razza di filistei! Vipere! Sempre quelli! Sono
nati da quel ceppo e dànno i frutti di veleno» brontolano i
discepoli affamati e stanchi. «Vi sia reso ciò che date».
«Ma
perché mancate di carità? Non è più il tempo del tagione. Venite
avanti. Ancora non è notte, e morenti di fame non siete. Un poco di
sacrificio perché queste anime giungano ad avere fame di Me» esorta
Gesù. Ma i discepoli, e credo più per dispetto che per
insopportabile fame, entrano nel bel mezzo di un campo e si dànno a
cogliere spighe, le sgranano sulle palme e si mettono a mangiarle.
«Sono
buone, Maestro» urla Pietro. «Non ne prendi? E poi hanno un doppio
sapore... Ne vorrei mangiare tutto il campo».
«Hai
ragione! Così si pentirebbero di non averci dato un pane» dicono
gli altri, e vanno camminando fra le spighe e mangiando di gusto.
Gesù cammina solo sulla strada polverosa. A un cinque o sei metri
indietro sono lo Zelote con Bartolomeo, ma parlano fra di loro. Un
altro quadrivio, per una via secondaria che traversa la via maestra,
e fermi a quel punto un gruppo di arcigni farisei, certo di ritorno
dalle funzioni del sabato, alle quali hanno assistito nel paesotto
che si vede in fondo a questa via secondaria, largo, piatto, come
fosse un bestione acquattato nella sua tana.
Gesù
li vede, li guarda mite e sorridente, e saluta: «La pace sia con
voi».
In
luogo della risposta al saluto, uno dei farisei chiede
arrogantemente: «Chi sei?».
«Gesù
di Nazaret».
«Vedete
che è Lui? » dice uno agli altri. Intanto Natanaele e Simone si
accostano al Maestro mentre gli altri, camminando fra i solchi,
vengono verso la via. Masticano ancora e hanno nel cavo delle mani
chicchi di grano.
Il
fariseo che ha parlato per primo, forse il più potente, torna a
parlare con Gesù che si è fermato in attesa di sentire il resto:
«Ah! Tu dunque sei il famoso Gesù di Nazaret? Come mai fin qui?».
«Perché
anche qui vi sono anime da salvare».
«Bastiamo
noi a questo. Noi sappiamo salvare le nostre e sappiamo salvare
quelle dei nostri dipendenti».
«Se
così è, bene fate. Ma Io sono stato mandato per evangelizzare e
salvare».
«Mandato!
Mandato! E chi ce lo prova? Non le tue opere certo!».
«Perché
dici così? Non ti preme la tua vita?».
«Ah!
già! Tu sei quello che amministri la morte a quelli che non ti
adorano. Vuoi allora uccidere tutta la classe sacerdotale, farisaica,
quella degli scribi e molte altre, perché esse non ti adorano e non
ti adoreranno mai. Mai, capisci? Mai, noi, gli eletti di Israele, ti
adoreremo. E neppure ti ameremo».
«Non
vi forzo ad amarmi e vi dico: "Adorate Dio" perché...»
«Ossia
Te, perché Tu sei Dio, vero? Ma noi non siamo i pidocchiosi popolani
galilei, né gli stolti di Giuda che vengono dietro a Te dimenticando
i nostri rabbi...»
«Non
ti inquietare, uomo. Io non chiedo nulla. Compio la mia missione,
insegno ad amare Dio e torno a ripetere il Decalogo perché è troppo
dimenticato e, ancor di più, è male applicato. Io voglio dare la
Vita. Quella eterna. Io non auguro morte corporale, né, meno ancora,
morte spirituale. La vita che ti domandavo se non ti premeva di
perdere, era quella dell'anima tua, perché Io la tua anima l'amo,
anche se essa non mi ama. E mi addoloro vedendo che tu la uccidi
coll'offendere il Signore spregiando il suo Messia».
Il
fariseo sembra preso da una convulsione tanto si agita; si scompone
le vesti, si spennacchia le frange, si leva il copricapo e si arruffa
i capelli, e grida: «Udite! Udite! A me, a Gionata di Uziel,
discendente diretto di Simone il Giusto, a me, questo si dice. Io
offendere il Signore! Non so chi mi tenga da maledirti, ma...».
«La
paura ti tiene. Ma fàllo pure. Non ne sarai incenerito lo stesso. A
suo tempo lo sarai e mi invocherai allora. Ma fra Me e te vi sarà,
allora, un ruscello rosso: il mio Sangue».
«Va
bene. Ma intanto, Tu, che ti dici santo, perché permetti certe cose?
Tu, che ti dici Maestro, perché non istruisci i tuoi apostoli prima
degli altri? Guardali lì, dietro a Te!... Eccoli con ancora lo
strumento del peccato fra le mani! Li vedi? Hanno colto delle spighe,
ed è sabato. Hanno colto delle spighe non loro. Hanno violato il
sabato e hanno rubato».
«Avevamo
fame. Abbiamo chiesto al paese, dove siamo giunti ieri sera, alloggio
e cibo. Ci hanno cacciati. Solo una vecchierella ci ha dato del suo
pane e un pugno d'ulive. Dio glielo renda centuplicato perché ha
dato tutto ciò che aveva, chiedendo soltanto una benedizione.
Abbiamo camminato per un miglio e poi abbiamo sostato, come di legge,
bevendo l'acqua di un rio. Poi, venuto il tramonto, siamo andati a
quella casa... Ci hanno respinto. Tu vedi che in noi c'era volontà
di ubbidire alla Legge» risponde Pietro.
«Ma
non lo avete fatto. Non è lecito in sabato fare opera manuale e non
è mai lecito prendere ciò che è di altri. Io e i miei amici ne
siamo scandalizzati».
«Io,
invece, no. Non avete mai letto come Davide a Nobe prese i pani sacri
della Proposizione per cibarsi lui ed i suoi compagni? I pani sacri
erano di Dio, nella sua casa, riserbati per ordine eterno ai
sacerdoti. È detto: "Apparterranno ad Aronne e ai suoi figli
che li mangeranno in luogo santo perché sono cosa santissima".
Eppure Davide li prese per sé e per i suoi compagni, perché ebbe
fame. Or dunque, se il santo re entrò nella casa di Dio e mangiò i
pani della Proposizione in sabato, lui a cui non era lecito
cibarsene, eppure non gli fu ascritto a peccato, perché Dio continuò
anche dopo questo ad averlo caro, come puoi tu dire che noi siamo
peccatori se cogliamo sul suolo di Dio le spighe cresciute e maturate
per suo volere, le spighe che sono anche degli uccelli, e che tu
neghi che se ne cibino gli uomini, figli del Padre?» chiede Gesù.
«Li
avevano chiesti quei pani, non li avevano presi senza chiedere. E ciò
cambia aspetto.
E
poi non è vero che Dio non ascrisse questo a peccato a Davide. Lo
colpì ben duramente Dio!».
«Ma
non per questo. Per la lussuria, per il censimento, non per...»
ribatte il Taddeo.
«Oh!
basta! Non è lecito, e non è lecito. Non avete diritto di farlo, e
non lo farete. Andatevene. Non vi vogliamo nelle nostre terre. Non
abbiamo bisogno di voi. Non sappiamo che fare di voi».
«Ce
ne andremo » dice Gesù, impedendo ai suoi di ribattere oltre.
«E
per sempre, ricordalo. Che mai più Gionata di Uziel ti trovi al suo
cospetto. Via!».
«Sì.
Via. Eppure ci troveremo ancora. E allora sarà Gionata quello che mi
vorrà vedere per ripetere la condanna e per liberare per sempre il
mondo di Me. Ma allora sarà il Cielo che ti dirà: "Non ti è
lecito di farlo", e quel "non ti è lecito" ti suonerà
nel cuore come urlo di buccina per tutta la vita, e oltre la vita.
Come nei giorni di sabato i sacerdoti nel Tempio violano il riposo
sabatico e non fanno peccato, così noi, servi del Signore, possiamo,
posto che l'uomo ci nega l'amore, attingere amore e soccorso dal
Padre santissimo, senza per questo commettere colpe. Qui c'è Uno che
è ben più grande del Tempio e può prendere ciò che vuole di
quanto è nel creato, perché Dio ha messo tutto a far da sgabello
alla Parola. Ed Io prendo e dono. Così le spighe del Padre, posate
sulla immensa tavola che è la terra, come la Parola. Prendo e dono.
Ai buoni come ai malvagi. Perché Misericordia sono. Ma voi non
sapete cosa è la Misericordia. Se sapeste cosa vuol dire il mio
essere Misericordia, capireste anche che Io non voglio che quella. Se
voi sapeste cosa è la Misericordia non avreste condannato degli
innocenti. Ma voi non lo sapete. Voi non sapete neppure che Io non vi
condanno, voi non sapete che Io vi perdonerò, che chiederò, anzi,
perdono al Padre per voi. Perché Io voglio misericordia e non
castigo. Ma voi non sapete. Non volete sapere. E questo è un peccato
più grande di quello che mi ascrivete, di quello che dite abbiano
fatto questi innocenti. Del resto sappiate che il sabato è stato
fatto per l'uomo e non l'uomo per il sabato, e che il Figlio
dell'uomo è padrone anche del sabato. Addio...».
Si
volge ai discepoli: «Venite. Andiamo a cercare un letto fra le
sabbie che sono ormai vicine. Avremo sempre a compagne le stelle e ci
daranno ristoro le rugiade. Dio provvederà, Lui che mandò la manna
ad Israele, a nutrire noi pure, poveri e fedeli a Lui». E Gesù
lascia in asso il gruppo astioso e se ne va coi suoi, mentre la sera
scende con le prime ombre violette... Trovano finalmente una siepe di
fichi d'India sulla cui cima, irta di palette pungenti, sono dei
fichi che iniziano a maturare. Ma tutto è buono per chi ha fame. E,
pungendosi, colgono i più maturi e vanno, finché i campi cessano in
dune sabbiose. Viene da lontano un rumore di mare. «Sostiamo qui. La
sabbia è soffice e calda. Domani entreremo in Ascalona» dice Gesù,
e tutti cadono stanchi ai piedi di un'alta duna. (3, 217)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz