37
Kto
kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I
kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.
38
Kto
nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. (Mt
10,37-38)
25
A
szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich: 26
«Jeśli
ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki,
żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być
moim uczniem. 27
Kto
nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim
uczniem.
28
Bo
któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie
oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? 29
Inaczej,
gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy,
patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: 30
„Ten
człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”.
31
Albo
jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem,
nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi
może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga
przeciw niemu? 32
Jeśli
nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o
warunki pokoju.
33
Tak
więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada,
nie może być moim uczniem».
(Łk
14,25-33)
37
Ὁ φιλῶν πατέρα ἢ μητέρα ὑπὲρ
ἐμὲ οὐκ ἔστιν μου ἄξιος, καὶ ὁ φιλῶν
υἱὸν ἢ θυγατέρα ὑπὲρ ἐμὲ οὐκ ἔστιν
μου ἄξιος· 38
καὶ ὃς οὐ λαμβάνει τὸν σταυρὸν
αὐτοῦ καὶ ἀκολουθεῖ ὀπίσω μου, οὐκ
ἔστιν μου ἄξιος. (Mt
10,37-38)
25
Συνεπορεύοντο δὲ αὐτῷ ὄχλοι
πολλοί, καὶ στραφεὶς εἶπεν πρὸς
αὐτούς· 26
εἴ τις ἔρχεται πρός με καὶ οὐ
μισεῖ τὸν πατέρα ἑαυτοῦ καὶ τὴν
μητέρα καὶ τὴν γυναῖκα καὶ τὰ τέκνα
καὶ τοὺς ἀδελφοὺς καὶ τὰς ἀδελφὰς
ἔτι τε καὶ τὴν ψυχὴν ἑαυτοῦ, οὐ
δύναται εἶναί μου μαθητής. 27
ὅστις οὐ βαστάζει τὸν σταυρὸν
ἑαυτοῦ καὶ ἔρχεται ὀπίσω μου, οὐ
δύναται εἶναί μου μαθητής.
28
Τίς γὰρ ἐξ ὑμῶν θέλων πύργον
οἰκοδομῆσαι οὐχὶ πρῶτον καθίσας
ψηφίζει τὴν δαπάνην, εἰ ἔχει εἰς
ἀπαρτισμόν; 29
ἵνα μήποτε θέντος αὐτοῦ
θεμέλιον καὶ μὴ ἰσχύοντος ἐκτελέσαι
πάντες οἱ θεωροῦντες ἄρξωνται αὐτῷ
ἐμπαίζειν 30
λέγοντες ὅτι οὗτος ὁ ἄνθρωπος
ἤρξατο οἰκοδομεῖν καὶ οὐκ ἴσχυσεν
ἐκτελέσαι. 31
Ἢ τίς βασιλεὺς πορευόμενος
ἑτέρῳ βασιλεῖ συμβαλεῖν εἰς πόλεμον
οὐχὶ καθίσας πρῶτον βουλεύσεται εἰ
δυνατός ἐστιν ἐν δέκα χιλιάσιν
ὑπαντῆσαι τῷ μετὰ εἴκοσι χιλιάδων
ἐρχομένῳ ἐπ’ αὐτόν; 32
εἰ δὲ μή γε, ἔτι αὐτοῦ πόρρω
ὄντος πρεσβείαν ἀποστείλας ἐρωτᾷ
τὰ πρὸς εἰρήνην. 33
οὕτως οὖν πᾶς ἐξ ὑμῶν ὃς οὐκ
ἀποτάσσεται πᾶσιν τοῖς ἑαυτοῦ
ὑπάρχουσιν οὐ δύναται εἶναί μου
μαθητής. (Łk 14,25-33)
Tłum
wypełnia krużganki bardzo przestronne i bardzo wysokie. Słuchają
pouczeń rabinów. Jezus idzie w kierunku miejsca, gdzie widzi dwóch
apostołów i dwóch uczniów, których wysłał przed Sobą. Zaraz
wiele osób, które były tu i tam na marmurowym dziedzińcu
wypełnionym ludźmi, otacza Jego, apostołów i uczniów. Ciekawość
jest tak wielka, że niektórzy uczniowie rabinów – nie wiem, czy
spontanicznie, czy też wysłani przez swych mistrzów – podchodzą
do kręgu otaczających ściśle Jezusa, który pyta niespodzianie:
«Dlaczego
tłoczycie się wokół Mnie? Powiedzcie. Macie rabbich znanych i
mądrych, dobrze widzianych przez wszystkich. Ja jestem Nieznanym i
Źle widzianym. Dlaczegóż więc przychodzicie do Mnie?»
«Bo
Cię kochamy...» – mówią niektórzy.
A
inni: «Bo Ty masz słowa inne niż wszyscy.»
Jeszcze
inni: «Aby ujrzeć Twoje cuda.»
«Bo
Ty jeden masz słowa życia wiecznego i [czynisz] dzieła, które
odpowiadają słowom...»
I
wreszcie: «Bo chcemy przyłączyć się do Twoich uczniów.»
Jezus
patrzy na ludzi, którzy się odzywają, jakby chciał przeszyć ich
wzrokiem, żeby wyczytać ich najskrytsze uczucia. Niektórzy z nich,
nie wytrzymując tego spojrzenia, odchodzą lub ukrywają się dobrze
za jakąś kolumną lub za wyższymi od siebie.
Jezus
znowu zabiera głos:
«Czy
wy jednak wiecie, co oznacza i czego wymaga pójście za Mną?
Odpowiem tylko na te słowa, gdyż [sama] ciekawość nie zasługuje
na odpowiedź. Ten, kto odczuwa głód Moich słów, daje Mi w
rezultacie swą miłość i pragnie przyłączyć się do Mnie.
Pośród tych, którzy mówili, są dwie grupy: ciekawscy, którymi
się nie zajmuję, oraz chętni, których bez oszukiwania pouczam o
surowości tego powołania.
Pójść
za Mną jako uczeń znaczy wyrzec się wszelkich miłości dla jednej
miłości: Mojej. [Trzeba wyzbyć się] miłości egoistycznej wobec
siebie, miłości grzesznej do bogactw, zmysłowości lub władzy;
miłości szlachetnej wobec małżonki, miłości świętej wobec
matki, ojca, miłości czułej do dzieci i rodzeństwa oraz miłości
ze strony dzieci i rodzeństwa. Wszystko musi ustąpić przed Moją
miłością, jeśli chce się należeć do Mnie. Zaprawdę powiadam
wam, że Moi uczniowie muszą być bardziej wolni niż ptaki, które
fruwają po niebie; bardziej wolni niż wiatry przemierzające
przestrzenie, a nikt ich nie zatrzyma: nikt ani nic. [Powinni być]
wolni, bez ciężkich łańcuchów, bez więzów miłości cielesnej,
nawet bez pajęczych nitek najbardziej delikatnych przeszkód. Duch
jest jak delikatny motyl zamknięty w ciężkim kokonie ciała. Jego
lot może być obciążony, a nawet całkiem zatrzymany, przez
działanie mieniącej się barwami tęczy i nieuchwytnej sieci
pajęczej, sieci zmysłowości, braku wspaniałomyślności w
ofierze. Ja chcę wszystkiego, bez zastrzeżeń. Duch potrzebuje tej
wolności dawania, tej wspaniałomyślności dawania, żeby móc być
pewnym, że go nie pochwyci pajęcza sieć uczuć, przyzwyczajeń,
rozmyślań, obaw, rozciągniętych jak nitki tej straszliwej sieci,
jaką jest szatan, złodziej dusz.
Jeśli
kto chce przyjść do Mnie, a nie ma w świętej nienawiści swego
ojca, swojej matki, swojej żony, swoich dzieci, swoich braci i
sióstr i nawet swego życia, nie może być Moim uczniem.
Powiedziałem: „w świętej nienawiści”. Wy w waszych sercach
mówicie sobie: „On uczy nienawiści, a przecież ona nigdy nie
jest święta. Zatem On Sobie zaprzecza”. Nie. Ja Sobie nie
zaprzeczam. Powiedziałem, żeby znienawidzić ociężałość
miłości, cielesną gwałtowność miłości do ojca i matki, do
żony i dzieci, do braci i sióstr, i do samego życia. Z drugiej zaś
strony nakazuję kochać krewnych i życie z lekkością wolności,
właściwej duchom. Kochajcie ich w Bogu i ze względu Boga, nigdy
nie stawiając Boga po nich, zajmując się i troszcząc o
doprowadzenie ich tam, gdzie doszedł uczeń, czyli do Boga
Prawdziwego. I tak będziecie kochać w sposób święty krewnych i
Boga, godząc dwie miłości. Uczynicie z więzów krwi nie
obciążenie, lecz skrzydła, nie winę, lecz sprawiedliwość.
Macie
być gotowi znienawidzić nawet wasze życie, żeby pójść za Mną.
Ma w nienawiści swe życie ten, kto bez lęku, że je utraci lub że
stanie się ono po ludzku smutne, poświęca je na Moją służbę.
To jednak tylko pozorna nienawiść. To uczucie, które myśl
człowieka – nie potrafiącego się wznieść, człowieka
ziemskiego tylko, niewiele wyższego od zwierzęcia – niewłaściwie
nazywa „nienawiścią”. W rzeczywistości ta pozorna nienawiść
– która jest odrzuceniem zmysłowych zaspokojeń w życiu, aby
dawać coraz większe życie duchowi – jest miłością.
To
miłość, najwznioślejsza z istniejących, najbardziej
błogosławiona. To odrzucenie niskich zaspokojeń, to zakazanie
[sobie] zmysłowości uczuć, to narażenie się na wymówki i
komentarze niesprawiedliwe, kary, oddalenia, przekleństwa i być
może prześladowania, to łańcuch cierpień. Trzeba je jednak objąć
i nałożyć jak krzyż, jak szubienicę, na której wynagradza się
za wszystkie przeszłe winy, żeby iść do Boga usprawiedliwionym.
Dzięki temu uzyskuje się od Boga wszelką łaskę – prawdziwą,
mocną, świętą – dla tych, których kochamy. Kto nie niesie
swego krzyża i nie idzie za Mną, kto nie potrafi tego czynić, nie
może być Moim uczniem.
Myślcie
o tym wiele, wiele, wy, którzy mówicie: „Przyszliśmy, bo chcemy
się przyłączyć do Twoich uczniów.” To nie wstyd, lecz mądrość
osądzić siebie, ocenić i wyznać sobie oraz innym: „Nie ma we
mnie materiału na ucznia”. I cóż? [Nawet] poganie, dzięki
jednemu z ich pouczeń, widzą konieczność „poznania samego
siebie”, a wy, Izraelici, aby zdobyć Niebo, nie umielibyście tego
uczynić?
Pamiętajcie
zawsze o tym, że błogosławieni są ci, którzy przyjdą do Mnie.
Jednak zamiast przyjść, żeby zdradzić Mnie i Tego, który Mnie
posłał, lepiej nie przychodzić wcale i pozostać synem Prawa,
jakim był dotąd każdy z was.
Biada
tym, którzy powiedziawszy: „Idę”, szkodzą Chrystusowi,
zdradzają ideę chrześcijańską, gorszą małych, ludzi
szlachetnych! Biada im! A jednak będą tacy, zawsze będą!
Naśladujcie
człowieka pragnącego wybudować wieżę. Rozpoczyna on od uważnego
obliczania koniecznych wydatków, od przeliczania swoich pieniędzy
dla stwierdzenia, czy ma za co ukończyć [budowę], żeby po
postawieniu fundamentów nie musiał zawiesić prac z powodu braku
pieniędzy. W tym bowiem wypadku straciłby nawet to, co posiadał
wcześniej, pozostając bez wieży i bez talentów. W zamian zaś
ściągnąłby na siebie szyderstwa ludzi, którzy by mówili:
„Rozpoczął budować, a nie umie skończyć. Teraz może sobie
napełnić żołądek ruinami swej niedokończonej budowli”.
Naśladujcie
też królów ziemi. Niech biedne wydarzenia tego świata posłużą
do nadprzyrodzonego pouczenia. Kiedy chcą wypowiedzieć wojnę
innemu królowi, rozważają wszystko spokojnie i uważnie. [Badają]
za i przeciw, zastanawiają się, żeby wiedzieć, czy korzyść ze
zdobyczy jest warta ofiary życia ich poddanych. Zastanawiają się,
czy możliwe jest zdobycie tego miejsca, czy ich oddziały, o połowę
mniejsze od wojsk ich rywala – nawet jeśli są o wiele
waleczniejsze – zdołają zwyciężyć. Myśląc zaś słusznie –
że nie jest prawdopodobne, żeby dziesięć tysięcy pokonało
dwadzieścia tysięcy – zanim dochodzi do potyczki, wysyłają do
przeciwnika poselstwo z bogatymi darami i uspokajają rywala już
zaniepokojonego ruchami oddziałów [wrogich wojsk]. Rozbrajają go
przez zaświadczenie o przyjaźni i sprawiają, że znikają
podejrzenia. Zawierają z nim układ pokojowy, zaprawdę zawsze
korzystniejszy niż wojna, tak dla [życia czysto] ludzkiego jak i
duchowego.
W
taki sposób powinniście działać, zanim rozpoczniecie nowe życie
i i stawicie czoła światu. Bycie Moim uczniem tego wymaga: iść na
przekór burzliwemu i gwałtownemu prądowi świata, ciała, szatana.
Jeśli nie czujecie odwagi, żeby wszystko odrzucić z miłości do
Mnie, nie przychodźcie do Mnie, gdyż nie możecie być Moimi
uczniami».
(III [cz. 3-4], 145: 20
września 1945. A, 6478-6505)
I
porticati, vastissimi e altissimi, sono pieni di popolo che ascolta
le lezioni dei rabbi. Gesù si dirige al punto dove vede fermi i due
apostoli e i due discepoli mandati avanti. Subito si fa cerchio
intorno a Lui, e agli apostoli e discepoli si uniscono anche altre
numerose persone che erano sparse nell'affollato cortile marmoreo. La
curiosità è tale che anche alcuni allievi di rabbi, non so se
spontaneamente o se perché mandati dai maestri, si accostano al
cerchio stretto intorno a Gesu.
Gesù
chiede a bruciapelo: «Perché intorno a Me vi pigiate? Ditelo. Avete
rabbi noti e sapienti, benvisti da tutti. Io sono l'Ignoto e il
Malvisto. Perché allora venite a Me?».
«Perché
ti amiamo», dicono alcuni, ed altri: «Perché hai parole diverse
dagli altri», ed altri ancora: «Per vedere i tuoi miracoli», e:
«Perché di Te abbiamo sentito parlare», e: «Perché Tu solo hai
parole di vita eterna e opere corrispondenti alle parole», e infine:
«Perché vogliamo unirci ai tuoi discepoli».
Gesù
guarda la gente man mano che parla, quasi volesse trafiggerla con lo
sguardo per leggerne le più occulte sensazioni; e qualcuno, non
resistendo a quello sguardo, si allontana o, quanto meno, si nasconde
dietro a una colonna o a gente più alta di lui.
Gesù
riprende: «Ma sapete voi cosa vuol dire e vuole essere venire dietro
a Me? Io rispondo a queste sole parole, perché non merita risposta
la curiosità e perché chi ha fame delle mie parole è, di
conseguenza, di Me amante e desideroso di unirsi a Me. Perciò, fra
chi ha parlato, vi sono due gruppi: i curiosi che trascuro, i
volonterosi che ammaestro senza inganno sulla severità di questa
vocazione. Venire a Me come discepolo vuol dire rinuncia di tutti gli
amori a un solo amore: il mio. Amore egoista verso se stessi, amore
colpevole verso le ricchezze o il senso o la potenza, amore onesto
verso la sposa, santo verso la madre, il padre, amore amabile dei e
ai figli e fratelli, tutto deve cedere al mio amore se si vuole
essere miei. In verità vi dico che più liberi di uccelli spazianti
nei cieli devono essere i miei discepoli, più liberi dei venti che
scorrono i firmamenti senza che nessuno li trattenga, nessuno e
nessuna cosa. Liberi, senza catene pesanti, senza lacci d'amore
materiale, senza neppure le ragnatele sottili delle più lievi
barriere. Lo spirito è come una delicata farfalla serrata dentro al
bozzolo pesante della carne, e può appesantirne il volo, o
arrestarlo del tutto, anche l'iridescente e impalpabile tela di un
ragno: il ragno della sensibilità, della ingenerosità nel
sacrificio. Io voglio tutto, senza riserve. Lo spirito abbisogna di
questa libertà di dare, di questa generosità di dare, per poter
esser certo di non essere impigliato nella ragnatela delle affezioni,
consuetudini, riflessioni, paure, tese come tanti fili da quel ragno
mostruoso che è Satana, rapinatore di anime. Se uno vuol venire a Me
e non odia santamente suo padre, sua madre, sua moglie, i suoi figli,
i suoi fratelli e le sue sorelle, e persino la sua vita, non può
esser mio discepolo. Ho detto "odia santamente". Voi in
cuor vostro dite: "L'odio, Egli lo insegna, non è mai santo.
Perciò Egli si contraddice". No. Non mi contraddico. Io dico di
odiare la pesantezza dell'amore, la passionalità carnale dell'amore
al padre e madre, e sposa e figli, e fratelli e sorelle, e alla
stessa vita, ma anzi ordino di amare, con la libertà leggera che è
propria degli spiriti, i parenti e la vita. Amateli in Dio e per Dio,
non posponendo mai Dio a loro, occupandovi e preoccupandovi di
portarli dove il discepolo è giunto, ossia a Dio Verità. Così
amerete santamente i parenti e Dio, conciliando i due amori e facendo
dei legami di sangue non peso ma ala, non colpa ma giustizia.
Anche
la vostra vita dovete esser pronti a odiare per seguire Me. Odia la
sua vita colui che, senza paura di perderla o di renderla umanamente
triste, la fa servire a Me. Ma non è che una apparenza di odio. Un
sentimento erroneamente detto "odio" dal pensiero dell'uomo
che non sa elevarsi, dell'uomo tutto terrestre, di poco superiore al
bruto. In realtà questo apparente odio, che è il negare le
soddisfazioni sensuali alla esistenza per dare una sempre più vasta
vita allo spirito, è amore. Amore è, e del più alto che esista,
del più benedetto. Questo negarsi le basse soddisfazioni, questo
interdirsi la sensualità degli affetti, questo procurarsi rimproveri
e commenti ingiusti, questo rischiare punizioni, ripudi, maledizioni
e forse anche persecuzioni, è una sequela di pene. Ma occorre
abbracciarle e imporsele come una croce, un patibolo sul quale si
espia ogni passata colpa per andare giustificati a Dio, e dal quale
si ottiene ogni grazia, vera, potente, santa grazia di Dio per coloro
che noi amiamo.
Chi
non porta la sua croce e non viene dietro a Me, chi non sa fare
questo, non può essere mio discepolo. Pensateci dunque molto, molto,
voi che dite: "Siamo venuti perché vogliamo unirci ai tuoi
discepoli". Non è vergogna ma sapienza pesarsi, giudicarsi e
confessare, a se stessi e agli altri: "Io non ho stoffa di
discepolo". E che? I pagani hanno a base di un loro insegnamento
la necessità di "conoscere se stessi"; e voi israeliti,
per conquistare il Cielo, non lo sapreste fare? Perché,
ricordatevelo sempre, beati quelli che verranno a Me. Ma piuttosto
che venire per poi tradire Me e Colui che mi ha mandato, meglio è
non venire affatto e rimanere i figli della Legge come fin qui foste.
Guai a coloro che, avendo detto: "Vengo", portano poi danno
al Cristo essendo i traditori dell'idea cristiana, gli
scandalizzatori dei piccoli, dei buoni! Guai a loro! Eppure vi
saranno,
e sempre vi saranno! Imitate
perciò
colui che vuole edificare una torre. Prima calcola attentamente la
spesa necessaria e fa i conti del suo denaro per vedere se ha di che
portarla a termine, perché, terminate le fondamenta, non debba
sospendere i lavori non avendo più denaro. In questo caso perderebbe
anche quanto aveva prima, rimanendo senza torre e senza talenti, e in
cambio si attirerebbe le beffe del popolo che direbbe: "Costui
ha cominciato a fabbricare senza poter finire. Ora può empirsi lo
stomaco delle rovine della sua incompiuta fabbrica. Imitate ancora i
re della Terra, facendo servire i poveri avvenimenti del mondo a
insegnamento soprannaturale. Costoro, quando vogliono muovere guerra
ad un altro re, esaminano con calma e attenzione ogni cosa, il pro e
il contro, meditano se l'utile della conquista valga il sacrificio
delle vite dei sudditi, studiano se è possibile conquistare quel
luogo, se le loro milizie, inferiori della metà a quelle del rivale,
anche se più combattive, possono vincere; e giustamente pensando che
è improbabile che diecimila vincano ventimila, prima che avvenga lo
scontro mandano incontro al rivale una ambasceria con ricchi doni e,
ammansendo il rivale, già insospettito dalle mosse militari
dell'altro, lo disarmano con prove di amicizia, ne annullano i
sospetti e fanno con esso trattato di pace, in verità sempre più
vantaggioso, tanto umanamente che spiritualmente, di una guerra.
Così
dovete fare voi prima di iniziare la nuova vita e di schierarvi
contro il mondo. Perché questo è essere miei discepoli: andare
contro la turbinosa e violenta corrente del mondo, della carne, di
Satana. E, se non sentite in voi il coraggio di rinunciare a tutto
per amor mio, non venite a Me perché non potete essere miei
discepoli». (4,
281)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz