Żywot
Ś. Abramiusa,
pisany
od ś. Efrema i Metafrasta. Żył około roku Pańskiego, 330. Surius
Tom. 2.1
Abramius
rodziców uczciwych i bogobojnych, z młodu oświecony łaską Boską,
im więtsze cnoty po sobie pokazował, tym więcej od rodziców był
miłowan – których gdy podrósł, miłość wrodzona pobudzała,
aby się z jego potomstwa cieszyli, a w małżeństwie go świętym
prędko widzieli. 2Ale
już on był sobie, abo raczej Duch Boży w nim, rzeczy świeckie
obrzydził – iż mu się być jedną baśnią a komedią i cieniem
wszytko tu na ziemi zdało – i nie miał wolej ani żoną, ani temi
obchody świeckimi zabawiać żywota swego. Lecz długo proszony i z
płaczem od rodziców – pomniąc iż czcić je Pan Bóg kazał –
obrazić ich nie śmiejąc, małżonkę wziąć przyzwolił. Gdy już
wesele kila dni trwało, dnia tego którego oblubienica do łożnice
jego wprowadzona być miała – u stołu z oblubienicą w wielkim
dostatku i hojności siedząc – widział na oko jakąś dziwną
światłość, tak rozkoszną, i ku Boskim a niebieskim rzeczom myśl
zapalającą – i inne mu wieczne wesele ukazującą – iż barzo z
wielką tesknością końca obiadu doczekać mógł. 3Skoro
się jedzenie skończyło, potajemnie się z domu wykradł – i
trafiwszy na jednę chałupkę abo cellę blisko miasta, która mu
pokój obiecowała, w niej się zataił – na swoje z światem i
jego zabawami rozstanie. A pochwili zstanie się w domu ojca jego
kłopot wielki – o młodzieńcu goście się wszyscy proszeni i
przyjaciele pytają, a jego nie najdują – tak długo, aż wspomnią
rodzicy na jego pierwsze przedsięwzięcie – a jako się nie z
chucią do małżeństwa, ale więcej z prośby ich i usiłowania
skłonił – i zrozumieją zaraz, iż zgoła gdzie na puste miejsca
abo do klasztoru uszedł.
Z
pilnością szukając, ledwie go dnia siedmnastego naleźli w onej
celli, samego jednego – w której aby pokojowi jego i upróżnieniu
się na obmyślanie rzeczy Boskich nie przeszkadzali, użył w tym i
rodziców i przyjaciół innych – 4a
zamknąwszy się, i drzwi zaprawiwszy, jedno tylo okienko, na branie
chleba i wody zostawując – przez dziesięć lat modlitwie, postom,
i myślom niebieskim służył. Dziesiątego roku rodzicy jego umarli
– i spadło nań niemałe dziedzictwo – które on jednemu
przyjacielowi zleciwszy – prosił go aby więtszą część ubogim
rozdał, a jego w tym ułacnił. Bo ni ocz się więcej nie starał,
jedno aby wolną, a temi świata tego sprawami nie obciążoną myśl
podnosić mógł na dobra one niebieskie przyszłe. Tak pięknie
rozsiawszy dobra świeckie – sam się nawięcej w tej majętności
kochał – nic nie mieć, jedno ubogą ciała żywność –
wszytkie jego bogactwa były, płaszcz, włosiennica, i rogoża do
sypiania, a kusz do wody brania. A im się więcej z majętności
świeckiej obnażał – tym sobie więcej bogactwa dusznego
przymnażał – nawięcej się na pokorę, i miłość, matkę cnót
wszytkich zdobywając. 5Bliźniego
zbawienie wielce miłował, a to co z ust jego wychodziło, słodziło
dusze, i do cnót świętych je przywodziło – umiał mądrze jako
ociec upominać, i w miłości karać – łaskawość wszytka i
wdzięczność w nim kwitnęła, która wnętrzne jego postanowienie
pokazowała. Przez pięćdziesiąt lat przed śmiercią, zacząwszy
ostry żywot, nigdy nic z miary onej nie spuścił – i owszem sam
się zawżdy wyścigał, pracej w pokucie sobie przyczyniając.
Nie
godziło się, ani tego P. Bóg dopuścił, aby taka pochodnia leżeć
pod ławą a taić się miała – oznajmił go ludziom, i przywiódł
do stanu kapłańskiego, i wojny męczeńskiej, takim obyczajem. W
Helesponcie u Lampsaku było miasteczko jedno Tenia, w którym ludzie
zaślepieni w pogaństwie, nie dali się do wiary Chrześciańskiej
przywieść – nic im nie pomogło kazanie, i namowy wiela świętych,
i uczonych kapłanów i mnichów – i pogróżki urzędowe sprawić
w nich nic nie mogły. Przyszło na myśl Biskupowi onemu, aby do
nich Abramiusa posłał, i ich go Apostołem uczynił – dufając
łasce Bożej przy nim, iż one ludzie twarde do Pana Boga nawróci.
6Przyszedł
sam Biskup z kapłany do jego chałupki – prosi aby kapłanem
został, a on urząd pasterski na się przyjął. On się barzo
biskupiego przyszcia do siebie wstydząc, prosił, mówiąc: com ja
za nędznik przewielebny Biskupie – daj mi się napłakać za
grzechy moje. A on mu mówił: używaj a nie zakopywaj darów Bożych
– dałci P. Bóg naukę, wymowę, więtszą sobie łaskę u Pana
Boga zjednasz, około dusz krwią Jego odkupionych robiąc. A on
przedsię wołał: daj mi się za grzechy moje napłakać, na tak
wielki urząd godzienem nie jest. 7Tedy
go srodze gromić począł Biskup mówiąc: wiele masz cnót synu
miły, i darów Boskich, opuściłeś świat, aleć jednej mym
zdaniem, nawiętszej cnoty nie dostaje – to jest, abyś swą wolą
i samego siebie opuścił, a posłuszeństwo, nawiętsze przykazanie
Boże, wypełnił. A on dopiero płacząc, myśl swoję skłaniać do
wolej Biskupiej i Bożej począł. A Biskup mu tym więcej
przywodził, mówiąc: wielka jest wysługa u Boga, o bliźniego się
też, nie tylo o swoje zbawienie starać – i to jest nawiętszy
znak miłości ku Bogu, którego po Pietrze ś. Chrystus doznać
chciał – 8bo
na pokazanie miłości ku sobie, paść mu owce swoje, i starać się
o zbawieniu bliźnich, rozkazał. Tedy go do miasta wziąwszy,
kapłanem poświęcił, i one dusze złecił, tam go plebanem nad
pogany czyniąc.
Szedł
tam z błogosławieństwem biskupim. A mając jeszcze nieco pieniędzy
z ojczyzny swej u onego przyjaciela, któremu był rozdawanie jej na
ubogie zlecił – 9naprzód
w miasteczku onym piękny kościół zmurował wielkim kosztem. I
dokonawszy go, prosił P. Boga, aby oświecił ludzie one, a
zgromadził do onej owczarniej błędne, wlewając im Ducha swego
świętego na wiarę. Ty wiesz, prawi, Panie mój, żemci dobrym
sercem tu przyszedł, nic swego nie szukając, jedno czci Twojej.
10Uczyniwszy
taką modlitwę, i żarliwością za Boga swego napełniwszy serce,
szedł i rozmiatał, posiekał, rozproszył bałwany pogańskie w
mieście onym. 11A
pogaństwo ono, wiedząc iż to jego była sprawa – uderzyli nań,
i wywlekli go z domu i kamieńmi utłukli, i za zabitego odeszli. A
święty w pułnocy k sobie przyszedł – i mając za Bożą pomocą
jeszcze z to siły, do kościoła zaszedł, i tam za one morderce
swoje P. Bogu się modlił, i ofiarę czynił, mówiąc: Nie pomni
Panie na grzechy ich – daj im uznanie imienia Twego.
Po
kila dni przyjdą oni pohańcy, oglądać on kościół pięknie
zbudowany – i nalazszy Abramiusa ś. w nim, drugi raz go wywlekli,
i ubili, i kijmi stłukli, i za umarłego także odeszli. A on wżdy
o pułnocy k sobie przyszedł, i wrócił się do kościoła, i
jeszcze tym więcej za nie gorącym sercem ręce one stłuczone
podnosił, mówiąc: nie pogardzaj dziełem rąk Twoich, Panie –
obraz Twój są ci, takżeś za nie krew swoję przelać i umrzeć
raczył – użycz im światłości twarzy Twojej – aby Cię
spólnie z nami poznawszy chwalili. Jeszcze i trzeci raz także
przybieżeli nań, i ukołatali go, włócząc po mieście z wielkim
gniewem i furią. A on one rany, kije, kamienie, wzgardy, przez trzy
lata cierpiał, za ich się dobro ustawicznie Bogu korzył – a dla
krzywdy swej, i zdrowia docześnego, zbawienia ich daleko droższego,
i dusz ich nie opuścił, ani czartu ustąpił. Nigdy żadnemu za to
źle nie myślił – ale na ich nienawiść kładł miłość – na
ich gniew, łaskawość – na ich złorzeczenia, błogosławieństwo
– na ich kamienie, modlitwy, jako plastr jaki, pod którym twarde
guzy miękczeją.
12Tak
długo ich pięknie upominał, jako ociec syny, iż za darem Bożym
czasu jednego, przypatrując się sprawom jego, i cierpliwości,
wszyscy się skupiwszy rozmawiali: takeśmy wiele złego temu
człowieku uczynili – a patrzcie jako to cierpi. Gdyby on jakiego
Boga wiecznego i dobrego nie miał, który mu to płacić ma, dary
bez pochyby wielkimi – nigdyby tego nie wytrwał ani cierpiał,
aniby się tak o Boga swego zastawiał. A bogowie naszy, patrzcie
jako się prędko obalić i zwojować dali, a żaden sobie sam nic
nie pomógł. I zawołali spólnie wszyscy: pódźmy upadniem do nóg
Abramiusa, a podajmy się nauce jego, i Bogu jego. Szli tedy hurmem
wołając: chwała Tobie Jezu Chryste, któryś nam dał pasterza
takiego, a oczyś nasze oświecił, od tych nas bałwanów niemych i
mocy szatańskiej wybawiając. A on się temu barzo zdziwił –
nigdy się tak hojnej łaski Bożej nie spodziewając. I przyjął
ich jako ociec syny, i nauczał – i ochrzcił ich zaraz o tysiąc
osób – i już jako na bujnej a tak nie rychło sprawionej ziemi,
hojne pożytki i dobre żniwo zbierał. I co dzień lepiej je w
wierze fundując, i w bogobojności, rok z nimi tak na onym
pasterstwie przemieszkał.
13Po
roku bojąc się aby miedzy ludźmi bogomyślności swej nie utracił,
a srogości zaczętej życia swego, prze krewkość człowieku
wrodzoną nie odmienił – widząc iż już oni ludzie
dobrze postanowieni są – cicho uciekł na pustynią.
Ludzie w Niedzielę
się zebrali, chcąc brać od swego pasterza błogosławieństwo –
alić go nie najdą, i
długo z smutkiem próżno go szukając, do biskupa bieżeli, żałość
mu swoję
i osierocenie oznajmując. A biskup także zafrasowany, szukać go
kazał – a gdy nie nalazł, kapłanów swoich nabrawszy, służbę
Bożą w mieście ich onym
postanowił, pasterze
im sadząc, i wszytko porządnie stanowiąc. O czym
gdy się Abramius dowiedział, dopiero myśl jego ucichła – i ono
troskliwe o duszach
ludzi
onych staranie z serca złożył. Lecz na pustyni onej srogie gabania
czartowskie odnosił. 14Raz
przyszedł do niego świetnie barzo i w wielkim majestacie, i rzecze
mu: błogosławionyś
starcze Abrami, nie masz nad cię
w drodze Bożej nikogoż doskonalszego. Ale się oszukać
pochlebstwem jego nie dał – zawołał nań srogo: stul
gębę nieprzyjacielu, Chrystusci milczeć każe – jam jest proch i
ziemia ze wszystkich nagrzeszniejszy. Potym
i postrachy rozmaite nań puszczał – ale nigdy nic nie wygrał.
Nakoniec zamilczeć się nie godzi jego Apostolskiego
serca i dusz pragnienia, z których się jeszcze nakoniec popisał.
Acz rzecz ma przodek smutny, ale wesołym
dokonaniem ochłodzi czytelnika – która się tak ma.
Brat
jego rodzony umierając, zostawił jedyną córeczkę, na imię
Marią,
której też już była matka zeszła – tę
przyjaciele przywiedli do ś. Abramiusa, jego ją opiece oddając –
a dzieweczka siedm lat dopiero miała. On jej młodością i
sieroctwem wzruszony, rozumiejąc iż ją miał P. Bogu na czysty i
zakonny żywot pozyskać – aby też niebezpieczeństwa grzechów w
stanie świeckim uszła, a zabawami świata tego młodości swej nie
mazała – postąpił
jej komórki nie daleko siebie. 15I
tam ją zamknąwszy, przez okienko jej potrzeby duszne i cielesne
opatrował. Nauczył ją Pisma Świętego,
nabożeństwa, służby Bożej, i ćwiczenia zakonnego – i tak
wychował, jako kokosz kurczę pod skrzydłem swym
– a
panienka brała we wszystkim dobrym
prędki pochop – i nad lata rozum duchowny mając, starość swego
stryja dobremi postępki uweselała. Gdy była w wielkim i u innych i
u ś. Efrema podziwieniu, a lat doszła dwudziestu – jeden człowiek
mnich po sukni, ale złośliwy wilk wewnątrz, nawiedzając
Abramiusa, ujźrzał
też tę synowicę jego, której urodą zraniony, do sprośnych
ją myśli pobudził, i zwiódł – tak iż z onej komórki wyszła,
i z onym przeklętym człowiekiem czystość swoję
straciła,
rozkoszą cielesną zwyciężona. Czego wnetże ciężko żałując,
sama na się
gorzko narzekała, mówiąc: Niestety mnie nędznej, mieszkanie i
kościół Boży pomazałam – zmowem
z Panem Bogiem rozsypała – i wszytkę
przeszłą moję
pracą
za maluczką rozkosz utraciłam – com zbudowała, tom wszytko
obaliła. Jako mam w niebo wejźrzeć?
Jako
usta na chwałę Bożą otworzyć? Jako
mam na miłego stryja patrzyć?
A
co mi i płacz mój pomoże? 16I
tak poczęła w rozpacz wpadać, a do pierwszego grzechu jeszcze
więtszy
przyczyniać. Bo
pobieżała do miasta Esa, i tam się na sprośny
i nierządny żywot, z urody i młodości swojej, niepoczciwego zysku
i rozkoszy szukając, udała. Stryj jej gdy się dowiedział, a jej w
onej komórce nie nalazł – wpadł w wielki smutek – a nie
wiedząc o innej radzie, Pana Boga ustawicznie za nię
prosił, aby do końca nie zginęła, a do prawej kiedy skruchy i
nawrócenia przyść mogła.
A
po dwu
leciech
dowiedział się o niej gdzie była – a jako na sprośnym
warstacie nieczystości przy jednym gościńcu i karczmie zasiadła.
17Tedy
nie pomniąc
na stare lata swoje, porzuciwszy komórkę, i pustelnicze zabawy, i
mniskie szaty, i posty, na wybawienie dusze
onej, wziął świeckie żołnierskie odzienie, dostał pieniędzy –
wsiadł na
konia – i jachał
do onego miasta, i do gospody onej. A nie mogąc inaczej ku jej
rozmowie przyść (bo się uczciwych
ludzi strzegła, a nieuczciwym miejsce dawała) wziął na się
obraz grzesznika, jakoby grzechu szukać miał. I cicho powiedział
gospodarzowi, iż u niego o takiej urodziwej białejgłowie
słyszał, a iż dla niej przyjachał,
pieniędzy nie żałując. Gospodarz patrząc na jego starość, na
sercu się z niego śmiał – wszakże łakomy na pieniądze,
wszytko mu obiecał – i uczyniwszy hojną wieczerzą,
onę
synowicę jego odzieniem zwodzicielskim przybraną, do niego
przywiódł. Gdy ją ujźrzał,
a ona go nie poznała – wielką na sercu zjęty boleścią, chcąc
łzy hamować, aby jej nie odstraszył, nie mógł żadną miarą, aż
na stronę się obracając, strumienie ony
z oczu ocierał. A chcąc się lepiej zataić, używał słów do
niej łagodnych, i żartów jej
obyczajom
służących. 18Siedząc
podle niego, a ręce swoje na jego szyję kładąc – poczuła z
czystych a niepokalanych onych członków, które się tak dawną
służbą Boską
poświęciły, moc i wonność niejaką duchowną – iż wspomnieć
na swój zły żywot i gryźć się w sumieniu, i narzekać musiała,
mówiąc na sercu: Niestety jako mnie teraz ziemia nie pożrze
– tak iż jej gospodarz rzekł: Maria,
jeszczem cię przez te dwie
lecie
smutniejszej nie widział. A ona rzecze: Boże bych była przed
dwiema
laty lepiej o sobie radziła. A ś. Abramius to słysząc, bał się
aby go nie poznała, a prze wstyd i bojaźń, on ptak który już u
sieci był, wspłoszony
nie był – począł jej świecką a dobrą myśl czynić,
bezpieczniejszych słów niż pierwej używając.
I
kazał przynosić potrawy – a on człowiek, który i pojźrzeć
na niewiastę nie śmiał – a nigdy mięsa nie jadł, i wina nie
pił – począł jeść i pić z nierządnicą dla pozyskania dusze
jej – pomniąc
iż i Paweł ś. dla tejże przyczyny i
obmywał się po Żydowsku,
i głowę golił, i Tymoteusza obrzezał.19
A po wieczerzy gdy z nią wszedł na pokój – zaparł ostrożnie
drzwi, a widząc iż mu już uciec nie mogła, jąwszy ją za rękę,
ukazał jej głowę swoję,
i rzekł: 20Maria
córko moja nie znasz mię?
Nie znasz stryja swego? Coć
się stało? A gdzie one Anielskie
mniskie szaty? Gdzie
twój żywot i ciało z Chrystusem ukrzyżowane? Gdzie czystość
twoja Bogu poświęcona? Gdzie on Anielski
żywot? Gdzie
ona chwała z ust twoich, i łzy skruszonego serca z oczu twoich? Z
tak wysokich cnót, do tak głębokiego piekła wpadłaś. Czemuś mi
o onym upadku swym pierwszym nie oznajmiła – a do prawej się
skruchy i pokuty nie uciekła? Czemuś śmiała rozpaczyć
w dobroci
Bożej?
Proszę wżdy się teraz sama nad sobą, a nad starością moją
zmiłuj – niechciej tak mojej starości pożegnać, abych tak na
ten sprośny
żywot twój i potępienie dusze
twej patrząc umarł – a
sama chciej póki czas masz, z wiecznego piekła wyzwolić duszę
twoję.
A ona na te słowa spuściwszy oczy, jako słup jaki zdrewniała –
stała bez mowy, ledwie się czując, iż żywa. A on jej rzecze:
czemu
nie mówisz namilsza synowico moja? U P. Boga tobie zgotowane
odpuszczenie jest – ja grzechy twoje na się
biorę – ja za cię
liczbę Chrystusowi uczynię – jedno zemną pódź na pustynią
do pierwszego mieszkania twego. 21A
ona dopiero rzecze: jeśliż
na twoję
twarz, namilszy ojcze, patrzyć
prze wstyd i hańbę nie mogę – a jako się przed P. Bogiem ukazać
mam, prze taką sprośność
moję?
A on rzecze drugi raz: już
grzechy twoje niechaj na mnie będą, jedno uczyń co radzę – ono
i święty
a mądry Efrem o to się frasuje – niechciej nas dalej zasmucać
takiemi postępki twojemi. Tedy zatym
upadła do nóg jego, jako ona Magdalena, i polewała je hojnymi
łzami, i w prawej się
skrusze do P. Boga nawróciła. Już świtało, a on jej kazał
tajemnie wyniść za sobą – i one szaty, złoto i pościeli
kosztowne
porzucić. Wsadził ją na konia, a sam pieszo konia pod nią wiódł.
I gdy przyszli do mieszkania pustelniczego – zamknął ją w
komorze wnętrznej, a sam w przedniej przemieszkiwając, patrzył
na dziwną i wielką pokutę jej – w której oczyściona,
i cuda potym
nad niemocnymi czyniła – tak
z weselem żywota
tego Abramius
barzo zstarzały dokonał, roku P. 337. – a ona też w pięć lat
po nim szczęśliwie duszę swoję
P. Bogu oddała – któremu przez Jezusa Chrystusa, Pana i Boga
naszego, wieczne panowanie i sława na wieki wiekom.
Amen.
22Pasterstwo
dusz ludzkich, jako wielkiej miłości ku Bogu znakiem jest, tak też
wielką z sobą zapłatę niesie – ale temu, kto na nie
porządnie powołany, z dobrym
prostym
sercem idzie – żeby Bożego zysku a nie swego szukał. Ale kto dla
prowentów i dobrego mienia, szafowanie dusz ludzkich bierze, a czego
Boże uchowaj, jeszcze się go sam domaga – nie tylo Bożej miłości
znaku w sobie nie ma, ale sprośnym
najmitem
i świętokradźcą
się zstaje.
Od czego odwodząc Piotr święty
mówi:23
Paście trzodę Bożą opatrując ją,
nie poniewolnie, ale dobrowolnie, nie dla sprośnego
zysku.
2.
Ten Święty na tę plebanią
jakie prowenty miał? Dochochodziły go częste kamienie i kije, a
jednak mu były miłe – zagasić jego miłości nie mogły –
nieprzyjaciołom swoim dobrze czynił, i z serca je
miłował. Taką cierpliwością i miłością zwyciężyli świat
Apostołowie i potomkowie ich – na którą patrząc pogaństwo,
jako tu widzisz, kruszyć się, a kamieniste rozpuszczać
się ich serca
musiały. By w nas takich cnót
jakie cząstki były, obalićby się i kacerstwa musiały, a staćby
długo nie mogły – a teraz w takim swym niestatku i matactwie,
naszym
tylo łakomstwem, i nie pilnym
a nie prostym
do straży dusz ludzkich sercem, stoją.
3.
Jeszcze się dziwuję, i barzo mi to pięknie zawoniało w tym
Świętym – iż się kamieni, kijów, ran, u tych ludzi nie bał –
a miłości się ich i życzliwości bał. Od bicia i prześladowania
nie uciekł – a od przyjaźni ich uciekał. Rychlej się bał
upadku, abo osłabienia dróg życia swego w pokoju, a niżli
w onej wojnie. Znali Święci, iż nas rychlej miłość ludzka
zepsuje – niżli
nam nieprzyjaźń zaszkodzi. Przeto trzeba być ostrożnym. Wielka
miłość ku bliźniemu tego Świętego, która go z pokoju wypędziła
– ale wielka też i około siebie ostrożność, która go, gdy
sprawił co miał sprawić, do komórki wpędziła. Piękny pałac,
wielką pracą i krwią swoją zbudowawszy, innym go ku mieszkaniu
oddał – winnicę wszczepiwszy, sam z niej jagód nie pożywał.24
Tak czynili Święci, na się
prace, rany, kłopoty brali, aby bliźnim swym rzeczy spokojne oddali
– a sami się u Pana Boga innej zapłaty upominać mogli.
4.
Kto swe posty, modlitwy, i inne nabożeństwa, nad zbawienną
potrzebę bliźniego przekłada, patrz z tego przykładu, jako
miłości Bożej i bliźniego mało w sobie ma.
1 XVIII. Martii. Marca.
2 Komedia i cień wszystko na
ziemi.
3 Uciekł od oblubienice
Abramius.
4 Dziesięć lat zamkniony
rzeczy zbawienne obmyśla.
5 Pomoc bliźniemu w rozmowie
dać umiał.
6 Na kapłaństwo z trudnością
przyzwolił.
7 Posłuszeństwo, nawiętsze
przykazanie Boże, w którym człowiek samego siebie, i swą wolą
wzgardza.
8 Obmyślanie o duszach
ludzkich, znak wielkiej miłości ku Bogu.
9 Kościół miedzy pogany
murował.
11 Męczeństwo Abramiusa.
12 Cierpliwością niewierne
nawrócił.
13 Uciekł na puszczą
nawróciwszy pogany.
14 Pochlebstwo czartowskie.
15 Synowicę na pustyni wychował.
16 Grzech za grzechem idzie.
17 Dla dusznego pozyskania patrzaj co czyni.
18 Członków świętych i czystych moc duchowna.
19 Dz 16; 21.
20 Oznajmił się synowicy swojej.
21 Jeśli się sprośny człowiek człowieka poczciwego tak barzo
wstydzi – a cóż Pana Boga i Aniołów Jego na dzień sądny.
22 Obrok duchowny.
23 1 P 5.
24 1 Kor 9.
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja
typu „B”: Jakub Szukalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz