24
Gdy
przyszli do Kafarnaum, przystąpili do Piotra poborcy didrachmy z
zapytaniem: Wasz Nauczyciel nie płaci didrachmy? 25
Odpowiedział:
Tak. Gdy wszedł do domu, Jezus uprzedził go, mówiąc: Szymonie,
jak ci się zdaje: Od kogo królowie ziemscy pobierają daniny lub
podatki? Od synów swoich czy od obcych? 26
Gdy
[Piotr] powiedział: Od obcych, Jezus mu rzekł: A zatem synowie są
wolni. 27
Żebyśmy
jednak nie dali im powodu do zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć
wędkę. Weź pierwszą złowioną rybę, a gdy otworzysz jej
pyszczek, znajdziesz statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie. (Mt 17,24-27)
24
Ἐλθόντων δὲ αὐτῶν εἰς
Καφαρναοὺμ προσῆλθον οἱ τὰ δίδραχμα
λαμβάνοντες τῷ Πέτρῳ καὶ εἶπαν· ὁ
διδάσκαλος ὑμῶν οὐ τελεῖ [τὰ] δίδραχμα;
25 λέγει·
ναί. καὶ ἐλθόντα εἰς τὴν οἰκίαν
προέφθασεν αὐτὸν ὁ Ἰησοῦς λέγων·
τί σοι δοκεῖ, Σίμων; οἱ βασιλεῖς τῆς
γῆς ἀπὸ τίνων λαμβάνουσιν τέλη ἢ
κῆνσον; ἀπὸ τῶν υἱῶν αὐτῶν ἢ ἀπὸ
τῶν ἀλλοτρίων; 26
εἰπόντος δέ· ἀπὸ τῶν ἀλλοτρίων,
ἔφη αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς· ἄρα γε ἐλεύθεροί
εἰσιν οἱ υἱοί. 27
ἵνα δὲ μὴ σκανδαλίσωμεν αὐτούς,
πορευθεὶς εἰς θάλασσαν βάλε ἄγκιστρον
καὶ τὸν ἀναβάντα πρῶτον ἰχθὺν ἆρον,
καὶ ἀνοίξας τὸ στόμα αὐτοῦ εὑρήσεις
στατῆρα· ἐκεῖνον λαβὼν δὸς αὐτοῖς
ἀντὶ ἐμοῦ καὶ σοῦ. (Mt
17,24-27)
Łódź
ociera się o brzeg i zatrzymuje się. Wysiadają. W tym czasie druga
łódź przybija do brzegu. Jezus z Judaszem, Tomaszem, Judą ą i
Jakubem oraz z Filipem i Bartłomiejem idą w stronę domu...
Piotr
przybija drugą [łodzią] wraz z Mateuszem, synami Zebedeusza,
Szymonem Zelotą i Andrzejem. Wszyscy odchodzą, Piotr zaś zostaje
na brzegu, rozmawiając z przewoźnikami, którzy ich prowadzili. Być
może ich zna. Potem pomaga im odpłynąć. Następnie wkłada swą
długą szatę i wchodzi na plażę, żeby się udać do domu.
Kiedy
idzie przez plażę, dwóch mężczyzn wychodzi mu naprzeciw.
Zatrzymują go, mówiąc: «Posłuchaj, Szymonie, synu Jony...»
«Słucham.
Czego chcecie?» [– zwraca się do nich Piotr.]
«Czy
Twój Nauczyciel zapłaci dwie drachmy, które jest winien Świątyni,
czy ich nie zapłaci dlatego, że jest Nauczycielem?»
«Oczywiście,
że zapłaci! Dlaczego nie miałby ich płacić?» [– pyta Piotr.]
«Ale...
On mówi o Sobie, że jest Synem Boga i...»
«...i
jest Nim» – odpowiada Piotr zdecydowanie, już cały czerwony z
oburzenia. Na koniec stwierdza: – «Ponieważ jest synem Prawa i to
najlepszym synem Prawa, płaci te drachmy jak każdy Izraelita...»
«Nie
wydaje się. Powiedziano nam, że tego nie czyni, a my radzimy Mu to
zrobić» [– odpowiadają.]
«Hmmm!»
– mruczy Piotr, którego cierpliwość zbliża się do kresu. –
«Hmmm!... Mój Nauczyciel nie potrzebuje waszych rad. Odejdźcie w
pokoju i powiedzcie tym, którzy was posyłają, że te drachmy
zostaną zapłacone przy najbliższej okazji».
«Zapłacone
przy najbliższej okazji!?... A dlaczegóż to nie od razu? Kto nas
upewni, że On to uczyni, skoro jest wciąż to tu, to tam, bez
celu?»
«Nie
od razu, ponieważ w tej chwili nie posiada nawet najdrobniejszej
monety. Możecie na Niego naciskać, a On i tak nie wyjmie żadnego
pieniążka. Wszyscy jesteśmy bez pieniędzy, ponieważ nie jesteśmy
faryzeuszami, nie jesteśmy uczonymi w Piśmie, nie jesteśmy
saduceuszami, nie jesteśmy bogaczami, nie jesteśmy szpiegami, nie
jesteśmy jadowitymi wężami. Mamy zwyczaj dawać ubogim to, co
posiadamy, w imię Jego nauki. Zrozumieliście? I w tej chwili
wszystko daliśmy i jeśli Najwyższy o nas nie pomyśli, możemy
umrzeć z głodu lub zacząć żebrać na rogu ulicy. Powiedzcie i to
tym, którzy mówią o Nim, że jest obżartusem i pijakiem.
Żegnajcie!» – i zostawia ich jak wrytych.
Odchodzi
burcząc, całkiem czerwony z gniewu. Wchodzi do domu i idzie do
pomieszczenia na górze, gdzie znajduje się Jezus. Słucha właśnie
jakiegoś człowieka, który Go prosi, żeby poszedł do domu na
górze za Magdalą do jakiegoś umierającego.
Jezus
żegna człowieka, obiecując udać się tam bez zwłoki. Po jego
odejściu zwraca się do Piotra, który siedzi zamyślony w kącie:
«Co
na to powiesz, Szymonie? Od kogo królowie ziemi powinni regularnie
pobierać daniny i podatki? Od swych własnych dzieci czy od obcych?»
Piotr
aż podskakuje i odzywa się:
«Panie,
skąd możesz wiedzieć, co mam Ci do powiedzenia?»
Jezus
uśmiecha się, jakby chciał powiedzieć: „Nie zajmuj się tym”,
i mówi: «Odpowiedz Mi na pytanie».
«Od
obcych, Panie» [– odpowiada Piotr.]
«Zatem
dzieci są z niego zwolnione. Istotnie, jest to słuszne. Dziecko
bowiem jest z krwi ojca, [należy] do jego domu i powinno płacić
swemu ojcu jedynie daninę miłości i posłuszeństwa. Zatem Ja, Syn
Ojca, nie musiałbym dawać daniny na Świątynię, która jest domem
Ojca. Dobrze im odpowiedziałeś. Ale jest różnica pomiędzy tobą
a nimi. Ta różnica polega na tym, że ty wierzysz, że Ja jestem
Synem Boga, a oni – jak i ci, którzy ich posłali – nie wierzą
w to. Aby więc ich nie gorszyć, zapłacę podatek – i to zaraz,
zanim są jeszcze na placu dla pobrania go».
«A
czymże to, skoro nie mamy nawet najmniejszej monety? – pyta
Judasz, podchodząc z innymi. – Widzisz, że trzeba jednak coś
posiadać?»
«Pożyczymy
od pana domu...» – odzywa się Filip.
Jezus
daje znak ręką, żeby zamilkli, i mówi:
«Szymonie,
synu Jony, idź na brzeg i zarzuć najdalej, jak potrafisz, wędkę
uzbrojoną w silny haczyk. Kiedy tylko ryba go pochwyci, ciągnij ją
do siebie wędką. To będzie wielka ryba. Na brzegu otwórz jej
pyszczek. Znajdziesz w nim statera. Weź go. Dogoń tych dwóch i
zapłać za siebie i za Mnie. Potem przynieś rybę. Upieczemy ją, a
Tomasz ofiaruje nam z miłością chleb. Zjemy i pójdziemy zaraz do
tego umierającego. Jakubie i Andrzeju, przygotujcie łodzie.
Popłyniemy nimi do Magdali. Wieczorem wrócimy pieszo, żeby nie
przeszkadzać w połowie Zebedeuszowi i szwagrowi Szymona».
Piotr
odchodzi. Widzę go nieco później nad brzegiem. Wchodzi do małej
łodzi, która jest na wodzie. Zarzuca wędkę delikatną, lecz
solidną, uzbrojoną w mały ołowiany kamyk przy końcu. A kończy
się – ściśle mówiąc – cienkim pasmem linki. Wody jeziora
rozwierają się. Widać dwa srebrzyste błyski, gdy ciężarek się
zanurza, a potem się uspokajają. Woda jest znowu nieruchoma, widać
tylko rozchodzące się koła...
Ale
po chwili wędka, która była luźna w rękach Piotra, napręża się
i porusza... Piotr ciągnie, ciągnie, ciągnie. Linka doznaje coraz
większych wstrząsów. Na koniec Piotr szarpie. Wędka wzbija się
wraz z łupem w powietrze. Zatacza łuk ponad głową rybaka, a potem
upada na żółtawy piasek. Tu skręca się z powodu męki ryby,
wywołanej haczykiem kaleczącym gardziel. Zaczyna się ostatni
skurcz.
To
wspaniała ryba, wielka jak nagład. Waży co najmniej 3 kilogramy.
Piotr wyjmuje haczyk z jej mięsistych warg i wkłada palce do jej
pyszczka. Wyjmuje stamtąd srebrną monetę. Podnosi ją. Trzyma
palcem wskazującym i kciukiem, żeby ją pokazać Nauczycielowi,
który siedzi na murku tarasu. Potem bierze i zwija wędkę, podnosi
rybę i biegnie na plac.
Apostołowie
są zaskoczeni... Jezus uśmiecha się i mówi:
«I
w ten sposób oddaliliśmy jedno zgorszenie...»
Piotr
wraca:
«Właśnie
się tu wybierali, z Eliaszem, faryzeuszem. Próbowałem być
grzeczny jak dziewczynka i zawołałem do nich: „Hej, wysłannicy
Urzędu pobierania podatków! Bierzcie! To ma wartość czterech
drachm, prawda? Dwie za Nauczyciela, a dwie – za mnie. I jesteśmy
kwita, prawda? Do zobaczenia – szczególnie z tobą, drogi
przyjacielu – w dolinie Jozafata”. Byli urażeni, bo
powiedziałem: „Urzędnicy podatkowi”. „My należymy do [sług]
Świątyni, a nie do urzędników podatkowych”.
„Pobieracie
podatki jak celnicy. Dla mnie każdy poborca należy do tego Urzędu”
– odpowiedziałem. A Eliasz mi odrzekł: „Bezczelny! Życzysz mi
śmierci?” „Nie, przyjacielu! Wcale nie. Życzę ci szczęśliwej
podróży do doliny Jozafata. Czyż się nie udajesz na Paschę do
Jerozolimy? Moglibyśmy się tam więc spotkać, przyjacielu?” „Nie
życzę sobie i nie chcę, żebyś pozwalał sobie na nazywanie mnie
swoim przyjacielem”. „Faktycznie, to zbyt wielki honor” –
odpowiedziałem. I odszedłem. A najpiękniejsze jest to, że dobra
połowa Kafarnaum widziała, że płacę za Ciebie i za siebie. Ten
stary wąż nie będzie mógł już nic powiedzieć».
Apostołowie
nie umieli powstrzymać się od śmiechu, słuchając opowiadania i
patrząc na mimikę Piotra. Jezus chciał pozostać poważny, ale i
po Jego obliczu przemyka się cień uśmiechu, kiedy mówi: «Jesteś
gorszy od gorczycy...»
Na
koniec poleca: «Upieczcie rybę i pospieszcie się. O zmierzchu chcę
tu powrócić». (IV [cz. 1-2],
39: 5 grudnia 1945. A, 7210-7217)
La
barca strofina sul greto, si ferma. Ne scendono mentre l’altra
barca si accosta per fermarsi. Gesù, con Giuda e Giacamo, Filippo e
Bartolomeo, si avvia alla casa…
Pietro
sbarca dalla seconda con Matteo, i figli di Zebedeo, Simone Zelote e
Andrea. Ma mentre tutti si avviano, Pietro resta sulla riva a parlare
coi barcaioli che li hanno condotti e che forse conosce, e poi li
aiuta a partire di nuovo. Indi si riveste della veste lunga e rimonta
la spiaggia per andare verso casa.
Mentre
attraversa la piazza del mercato, gli vengono incontro due e lo
fermano dicendo: «Ascolta, Simone di Giona».
«Ascolto.
Che volete?».
«Il
tuo Maestro, solo perché è tale, le paga o non le paga le due
dramme dovute al Tempio?».
«Certo
che le paga! Perché non lo dovrebbe fare?».
«Ma…
perché si dice il Figlio di Dio e…».
«E
lo è», ribatte reciso Pietro, già rosso di sdegno. E termina:
«Però, siccome è anche un figlio della Legge, e il migliore che la
Legge abbia, paga come ogni israelita le sue dramme…».
«Non
ci risulta. Ci hanno detto che non lo fa e lo consigliamo a farlo».
«Um-m-m»,
mugola Pietro che ha già la pazienza prossima ad esaurirsi.
«Um-m-m... Non ha bisogno dei vostri consigli il mio Maestro. Andate
in pace e dite a chi vi manda che le dramme saranno pagate alla prima
occasione».
«Pagate
alla prima occasione!… Perché non subito? Chi ci assicura che lo
farà, se Egli è sempre qua e là senza mèta?».
«Non
subito perché al momento non possiede un briciolo di quattrino.
Potreste capovolgerlo e non ne cascherebbe uno spicciolo. Siamo tutti
senza un denaro, perché noi, che non siamo farisei, che non siamo
scribi, che non siamo sadducei, che non siamo ricchi, che non siamo
spie, che non siamo aspidi, usiamo dare ciò che abbiamo ai poveri,
per sua dottrina. Capito? E ora abbiamo dato tutto e, finchè non ci
pensa l’Altissimo, possiamo morire di fame o metterci a questuare
sull’angolo della via. Dite anche questo a quelli che dicono che
Lui è un crapulone. Addio! »,e li pianta in asso, andandosene
borbottando e ardendo di irritazione.
Entra
in casa e sale nella stanza alta, dove è Gesù che ascolta uno che
lo prega di andare in una casa sul monte dietro Magdala, dove c’è
uno che muore.
Gesù
congeda l’uomo promettendo di andarvi subito e poi, partito questo,
si volge a Pietro, che si è seduto in un angolo pensieroso, e gli
dice: «Che ne dici, Simone? Secondo le regole, i re della Terra da
chi ricevono i tributi e il censo? Dai propri figli o dagli
estranei?».
Pietro
ha un sussulto e dice: «Come sai, Signore, ciò che ti dovevo
dire?».
Gesù
sorride facendo un atto come dire: «Lascia andare »; poi dice:
«Rispondi a ciò che ti chiedo».
«Dagli
estranei, Signore».
«Dunque
i figli ne sono esenti, come infatti è giusto. Perché un figlio è
del sangue e della casa del padre, e non deve pagare al padre che il
tributo di amore e di ubbidienza. Dunque Io, Figlio del Padre, non
dovrei pagare tributo al Tempio, che è la casa del Padre. Tu hai
risposto bene a coloro. Ma siccome c’è una differenza fra te e
loro, ed è questa: che tu credi che Io sono il Figlio di Dio, ed
essi e chi li ha mandati non lo credono, così, per non
scandalizzarli, pagherò il tributo, e subito, mentre essi sono
ancora sulla piazza a riscuotere».
«E
con che, se non abbiamo uno spicciolo?», chiede Giuda che si è
avvicinato con gli altri. «Vedi se è necessario avere qualche
cosa?».
«Ce
lo faremo prestare dal padrone di casa», dice Filippo.
Gesù
fa cenno con la mano di tacere e dice: « Simone di Giona, và sulla
riva del mare e getta, più lontano che puoi, una lenza munita di un
amo robusto. E non appena il pesce abbocca, tira a te la lenza. Sarà
un grosso pesce. Sulla riva aprigli la bocca, vi troverai dentro uno
statere. Prendilo, raggiungi quei due e paga per Me e per te. Poi
porta il pesce. Lo arrostiremo e Tommaso ci farà la carità di un
poco di pane. Mangeremo e andremo subito da chi sta per morire.
Giacomo e Andrea, preparate le barche, andremo con esse a Magdala,
tornando a sera a piedi per non ostacolare la pesca a Zebedeo e al
cognato di Simone».
Pietro
se ne va, e lo si vede dopo poco sulla riva montare su una barchetta
mezza nell’acqua e gettare una funicella sottile e forte, munita di
un piccolo sasso o piombo verso la fine e terminata nel filo sottile
della lenza vera e propria. Le acque del lago si aprono con spruzzi
d’argento quando il peso si sprofonda in esso, e poi tutto torna
quieto mentre le acque si placano dopo un lontanarsi di giri
concentrici…
Ma
dopo un po’ la funicella, che era molle nelle mani di Pietro, si
tende e vibra… Pietro tira, tira, tira, mentre la corda subisce
scosse sempre più energiche. Infine dà uno strattone e la lenza
emerge colla sua preda che volteggia per aria, ad arco sopra la testa
del pescatore, e poi si abbatte sulla rena giallastra, dove si
contorce nello spasimo dell’amo che gli fende il palato e
dell’asfissia che incomincia.
È
un magnifico pesce, grosso come rombo del peso di almeno tre chili.
Pietro gli strappa l’amo dalle labbra carnose, gli ficca in gola il
suo grosso dito e ne estrae una grossa moneta d’argento. La alza
tenendola fra il pollice e l’indice per mostrarla al Maestro, che è
al parapetto della terrazza. E poi raccoglie la funicella, la
arrotola, raccoglie il pesce e corre via, verso la piazza.
Gli
apostoli sono tutti di stucco… Gesù sorride e dice: «E così
avremo levato uno scandalo…».
Rientra
Pietro: «Stavano per venire qui. E con Eli, il fariseo. Ho cercato
di essere gentile come una fanciulla e li ho chiamati dicendo: “Ehi!
Messi del fisco! Prendete, queste sono quattro dramme, vero? Due per
il Maestro e due per me. E siamo apposto, vero? Arrivederci nella
valle di Giosafat, specie con te, caro amico”. Si sono risentiti
perché ho detto “Fisco”. “Siamo del Tempio, non del Fisco”.
“Riscuotete tasse come i gabellieri. Ogni riscuotitore per me è
‘fisco’” ho risposto. Ma Eli mi ha detto: “Insolente! Mi
auguri la morte?”. “No, amico! Mai più. Ti auguro felice viaggio
alla valle di Giosafat. Non vai per Pasqua a Gerusalemme? Dunque
allora potremo incontrarci per là, amico”. “Infatti è troppo
onore”, ho risposto. E sono venuto via. Il bello è che c’era
mezza Cafarnao, che ha visto che ho pagato per Te e per me. E quel
vecchio serpente non potrà più dire nulla».
Gli
apostoli hanno dovuto ridere tutti per il racconto e la mimica di
Pietro. Gesù vuole stare serio. Ma un lieve sorriso scappa tuttavia
dalle sue labbra mentre dice: «Sei peggio della senape», e termina:
«Cuocete il pesce e facciamo presto. Al tramonto voglio essere qui
di nuovo». (5, 351)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz