1
W
owym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa, pytając: «Kto
właściwie jest największy w królestwie niebieskim?»
2
On
przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: 3
«Zaprawdę,
powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci,
nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. 4
Kto
się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie
niebieskim. 5
A
kto by jedno takie dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje.
6 Lecz
kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy
wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u
szyi i utopić go w głębi morza. 7
Biada
światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia,
lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie. 8
Otóż
jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij
ją i odrzuć od siebie. Lepiej jest dla ciebie wejść do życia
ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być
wrzuconym w ogień wieczny. 9
I
jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć
od siebie. Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z
dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego. 10
Baczcie,
żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam
wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca
mojego, który jest w niebie. (Mt
18,1-10)
33 Tak
przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: «O
czym to rozprawialiście w drodze?»
34
Lecz
oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to,
kto z nich jest największy. 35
On
usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli
ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i
sługą wszystkich».
36
Potem
wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami,
rzekł do nich: 37
«Kto
jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto
Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał».
38
Wtedy
rzekł do Niego Jan: «Nauczycielu,
widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię
wyrzucał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z
nami».
39
Lecz
Jezus odrzekł: «Przestańcie
zabraniać mu, bo nikt, kto uczyni cud w imię moje, nie będzie mógł
zaraz źle mówić o Mnie. 40
Kto
bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. 41
Kto
wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa,
zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. 42
A
kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy
wierzą, temu lepiej byłoby kamień młyński uwiązać u szyi i
wrzucić go w morze. 43
Jeśli
zatem Twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją;
lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z
dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. 45
I
jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją;
lepiej jest dla ciebie chromym wejść do życia, niż z dwiema
nogami być wrzuconym do piekła. 47
Jeśli
twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla
ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu
być wrzuconym do piekła, 48
gdzie
robak ich nie ginie i ogień nie gaśnie». (Mk 9,33-48)
46
Pojawiła
się też u nich myśl, kto z nich jest największy. 47
Lecz
Jezus, znając tę myśl w ich sercach, wziął dziecko, postawił je
przy sobie 48
i
rzekł do nich: «Kto
by to dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto by Mnie
przyjął, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest
najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki».
49
Wtedy
przemówił Jan: «Mistrzu,
widzieliśmy, jak ktoś w imię Twoje wypędzał złe duchy, i
zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z nami».
50
Lecz
Jezus mu odpowiedział: «Przestańcie
zabraniać; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami».
(Łk
9,46-50)
1
Ἐν ἐκείνῃ τῇ ὥρᾳ προσῆλθον
οἱ μαθηταὶ τῷ Ἰησοῦ λέγοντες· τίς
ἄρα μείζων ἐστὶν ἐν τῇ βασιλείᾳ τῶν
οὐρανῶν; 2
καὶ προσκαλεσάμενος παιδίον
ἔστησεν αὐτὸ ἐν μέσῳ αὐτῶν 3
καὶ εἶπεν· ἀμὴν λέγω ὑμῖν,
ἐὰν μὴ στραφῆτε καὶ γένησθε ὡς τὰ
παιδία, οὐ μὴ εἰσέλθητε εἰς τὴν
βασιλείαν τῶν οὐρανῶν. 4
ὅστις οὖν ταπεινώσει ἑαυτὸν
ὡς τὸ παιδίον τοῦτο, οὗτός ἐστιν ὁ
μείζων ἐν τῇ βασιλείᾳ τῶν οὐρανῶν.
5 καὶ
ὃς ἐὰν δέξηται ἓν παιδίον τοιοῦτο
ἐπὶ τῷ ὀνόματί μου, ἐμὲ δέχεται.
6
Ὃς δ’ ἂν σκανδαλίσῃ ἕνα τῶν
μικρῶν τούτων τῶν πιστευόντων εἰς
ἐμέ, συμφέρει αὐτῷ ἵνα κρεμασθῇ
μύλος ὀνικὸς περὶ τὸν τράχηλον αὐτοῦ
καὶ καταποντισθῇ ἐν τῷ πελάγει τῆς
θαλάσσης. 7
Οὐαὶ τῷ κόσμῳ ἀπὸ τῶν
σκανδάλων· ἀνάγκη γὰρ ἐλθεῖν τὰ
σκάνδαλα, πλὴν οὐαὶ τῷ ἀνθρώπῳ δι’
οὗ τὸ σκάνδαλον ἔρχεται. 8
Εἰ δὲ ἡ χείρ σου ἢ ὁ πούς σου
σκανδαλίζει σε, ἔκκοψον αὐτὸν καὶ
βάλε ἀπὸ σοῦ· καλόν σοί ἐστιν
εἰσελθεῖν εἰς τὴν ζωὴν κυλλὸν ἢ
χωλὸν ἢ δύο χεῖρας ἢ δύο πόδας ἔχοντα
βληθῆναι εἰς τὸ πῦρ τὸ αἰώνιον. 9
καὶ εἰ ὁ ὀφθαλμός σου σκανδαλίζει
σε, ἔξελε αὐτὸν καὶ βάλε ἀπὸ σοῦ·
καλόν σοί ἐστιν μονόφθαλμον εἰς τὴν
ζωὴν εἰσελθεῖν ἢ δύο ὀφθαλμοὺς
ἔχοντα βληθῆναι εἰς τὴν γέενναν τοῦ
πυρός.
10
Ὁρᾶτε μὴ καταφρονήσητε ἑνὸς
τῶν μικρῶν τούτων· λέγω γὰρ ὑμῖν
ὅτι οἱ ἄγγελοι αὐτῶν ἐν οὐρανοῖς
διὰ παντὸς βλέπουσιν τὸ πρόσωπον τοῦ
πατρός μου τοῦ ἐν οὐρανοῖς. (Mt
18,1-10)
33
Καὶ ἦλθον εἰς Καφαρναούμ. Καὶ
ἐν τῇ οἰκίᾳ γενόμενος ἐπηρώτα
αὐτούς· τί ἐν τῇ ὁδῷ διελογίζεσθε;
34 οἱ
δὲ ἐσιώπων· πρὸς ἀλλήλους γὰρ
διελέχθησαν ἐν τῇ ὁδῷ τίς μείζων.
35 καὶ
καθίσας ἐφώνησεν τοὺς δώδεκα καὶ
λέγει αὐτοῖς· εἴ τις θέλει πρῶτος
εἶναι, ἔσται πάντων ἔσχατος καὶ πάντων
διάκονος. 36
καὶ λαβὼν παιδίον ἔστησεν
αὐτὸ ἐν μέσῳ αὐτῶν καὶ ἐναγκαλισάμενος
αὐτὸ εἶπεν αὐτοῖς· 37
ὃς ἂν ἓν τῶν τοιούτων παιδίων
δέξηται ἐπὶ τῷ ὀνόματί μου, ἐμὲ
δέχεται· καὶ ὃς ἂν ἐμὲ δέχηται, οὐκ
ἐμὲ δέχεται ἀλλὰ τὸν ἀποστείλαντά
με.
38
Ἔφη αὐτῷ ὁ Ἰωάννης· διδάσκαλε,
εἴδομέν τινα ἐν τῷ ὀνόματί σου
ἐκβάλλοντα δαιμόνια καὶ ἐκωλύομεν
αὐτόν, ὅτι οὐκ ἠκολούθει ἡμῖν. 39
ὁ δὲ Ἰησοῦς εἶπεν· μὴ κωλύετε
αὐτόν. οὐδεὶς γάρ ἐστιν ὃς ποιήσει
δύναμιν ἐπὶ τῷ ὀνόματί μου καὶ
δυνήσεται ταχὺ κακολογῆσαί με· 40
ὃς γὰρ οὐκ ἔστιν καθ’ ἡμῶν,
ὑπὲρ ἡμῶν ἐστιν.
41
Ὃς γὰρ ἂν ποτίσῃ ὑμᾶς ποτήριον
ὕδατος ἐν ὀνόματι ὅτι Χριστοῦ ἐστε,
ἀμὴν λέγω ὑμῖν ὅτι οὐ μὴ ἀπολέσῃ
τὸν μισθὸν αὐτοῦ. 42
Καὶ ὃς ἂν σκανδαλίσῃ ἕνα τῶν
μικρῶν τούτων τῶν πιστευόντων [εἰς
ἐμέ], καλόν ἐστιν αὐτῷ μᾶλλον εἰ
περίκειται μύλος ὀνικὸς περὶ τὸν
τράχηλον αὐτοῦ καὶ βέβληται εἰς τὴν
θάλασσαν. 43
Καὶ ἐὰν σκανδαλίζῃ σε ἡ χείρ
σου, ἀπόκοψον αὐτήν· καλόν ἐστίν σε
κυλλὸν εἰσελθεῖν εἰς τὴν ζωὴν ἢ τὰς
δύο χεῖρας ἔχοντα ἀπελθεῖν εἰς τὴν
γέενναν, εἰς τὸ πῦρ τὸ ἄσβεστον. 45
Καὶ ἐὰν ὁ πούς σου σκανδαλίζῃ
σε, ἀπόκοψον αὐτόν· καλόν ἐστίν σε
εἰσελθεῖν εἰς τὴν ζωὴν χωλὸν ἢ τοὺς
δύο πόδας ἔχοντα βληθῆναι εἰς τὴν
γέενναν. 47
Καὶ ἐὰν ὁ ὀφθαλμός σου
σκανδαλίζῃ σε, ἔκβαλε αὐτόν· καλόν
σέ ἐστιν μονόφθαλμον εἰσελθεῖν εἰς
τὴν βασιλείαν τοῦ θεοῦ ἢ δύο ὀφθαλμοὺς
ἔχοντα βληθῆναι εἰς τὴν γέενναν, 48
ὅπου ὁ σκώληξ αὐτῶν οὐ
τελευτᾷ καὶ τὸ πῦρ οὐ σβέννυται.
(Mk 9,33-48)
46
Εἰσῆλθεν δὲ διαλογισμὸς ἐν
αὐτοῖς, τὸ τίς ἂν εἴη μείζων αὐτῶν.
47 ὁ
δὲ Ἰησοῦς εἰδὼς τὸν διαλογισμὸν τῆς
καρδίας αὐτῶν, ἐπιλαβόμενος παιδίον
ἔστησεν αὐτὸ παρ’ ἑαυτῷ 48
καὶ εἶπεν αὐτοῖς· ὃς ἐὰν
δέξηται τοῦτο τὸ παιδίον ἐπὶ τῷ
ὀνόματί μου, ἐμὲ δέχεται· καὶ ὃς ἂν
ἐμὲ δέξηται, δέχεται τὸν ἀποστείλαντά
με· ὁ γὰρ μικρότερος ἐν πᾶσιν ὑμῖν
ὑπάρχων οὗτός ἐστιν μέγας.
49
Ἀποκριθεὶς δὲ Ἰωάννης εἶπεν·
ἐπιστάτα, εἴδομέν τινα ἐν τῷ ὀνόματί
σου ἐκβάλλοντα δαιμόνια καὶ ἐκωλύομεν
αὐτόν, ὅτι οὐκ ἀκολουθεῖ μεθ’ ἡμῶν.
50 εἶπεν
δὲ πρὸς αὐτὸν ὁ Ἰησοῦς· μὴ κωλύετε·
ὃς γὰρ οὐκ ἔστιν καθ’ ὑμῶν, ὑπὲρ
ὑμῶν ἐστιν. (Łk 9,46-50)
Wydaje się, że nadchodzi wieczór i Jezus udaje się do gościnnego domu. Idzie więc w stronę ukazującego się już miasta. Jezus o kilka kroków wyprzedza uczniów. Czyni to często. To dwa lub trzy [kroki]... Wystarcza to jednak, żeby móc się zagłębić we własnych myślach, jeśli się potrzebuje ciszy po dniu ewangelizacji. Idzie zamyślony. W dłoni trzyma zieloną gałązkę. Z pewnością zerwał ją z jakiegoś krzewu. Pogrążony we własnych myślach lekko dotyka nią trawy na skraju [drogi].
Za Nim idą uczniowie rozmawiający z ożywieniem. Przypominają o wydarzeniach dnia i nie mają zbyt lekkiej ręki, kiedy rozważają wady bliźnich i ich niegodziwości. Wszyscy bardziej lub mniej krytykują fakt, że ci, którzy zajmują się pobieraniem podatku na Świątynię, chcieli, żeby Jezus im zapłacił.
Piotr
– jak zwykle porywczy – utrzymuje, że to jest świętokradztwo,
gdyż Mesjasz nie musi składać daniny:
«To
tak jakby się chciało, żeby Bóg sam sobie zapłacił – mówi. –
To niesprawiedliwość. Jeśli zaś nie wierzą, że On jest
Mesjaszem, to jest to świętokradztwem».
Jezus
się odwraca na chwilę i mówi:
«Szymonie,
Szymonie, będzie tak wielu takich, którzy we Mnie zwątpią! Nawet
pośród tych, którzy sądzą, że ich wiara we Mnie jest pewna i
niezachwiana. Nie sądź swoich braci, Szymonie. Zacznij od osądzania
samego siebie».
Upokorzony
Piotr spuścił głowę. Judasz z ironicznym uśmieszkiem mówi do
niego: «To się odnosi do ciebie. Ponieważ jesteś najstarszy,
zawsze chcesz odgrywać rolę uczonego. Nie jest powiedziane, że
zasługi nabywa się z wiekiem. Pomiędzy nami są tacy, którzy
przewyższają cię wiedzą i pozycją społeczną».
Rozpala
się więc dyskusja o różnych zasługach. Ten szczyci się, że był
pośród pierwszych uczniów. Tamten kładzie nacisk na swą zasługę,
bo zrezygnował ze swojej pozycji, żeby iść za Jezusem. Inny mówi,
że nikt nie ma takich praw jak on, gdyż nikt nie nawrócił się
tak jak on, porzucając stanowisko celnika, aby się stać uczniem.
Trwa
zażarta dyskusja. Gdybym się nie obawiała obrazić apostołów,
powiedziałabym, że przybrała rozmiary prawdziwej sprzeczki.
Jezusa
to nie interesuje. Wydaje się, że nic nie słyszy. W międzyczasie
doszli do pierwszych domów miasta, o którym wiem już, że jest to
Kafarnaum. Jezus idzie na przedzie. Innych, w tyle za Nim, wciąż
rozpala dyskusja.
Jakieś
dziecko podbiega z tyłu do Jezusa. Ma może siedem, może osiem lat.
Dochodzi do Niego, mijając niezmiernie ożywioną grupę apostołów.
To piękne dziecko o ciemnokasztanowych włosach – kręconych,
krótkich. Na jego brunatnym obliczu błyszczy dwoje inteligentnych
oczu.
Woła
zażyle Nauczyciela, jakby Go dobrze znało: «Jezu! Jeśli
pozwolisz, pójdę z Tobą do Twojego domu. Chcesz?»
«Czy
twoja matka wie o tym?» – pyta Jezus, patrząc na dziecko z
łagodnym uśmiechem.
«Wie»
[– odpowiada chłopiec.]
«Naprawdę?»
– pyta Jezus uśmiechnięty i spoglądający na chłopca
przenikliwym spojrzeniem.
«Tak,
Jezu, naprawdę».
«Zatem
chodź» [– mówi Jezus.]
Dziecko
podskakuje z radości i wkłada swą rączkę w lewą dłoń Jezusa,
którą mu podał. Chciałabym też tak umieć! Dziecko wkłada
śniadą rączkę z miłosną ufnością w smukłą dłoń Jezusa.
«Opowiedz
mi piękną przypowieść, Jezu» – mówi dziecko, podskakując u
boku Nauczyciela i spoglądając na Niego z dołu, twarzyczką
jaśniejącą radością.
Jezus
też patrzy na chłopca z radosnym uśmiechem, który rozchyla Jego
usta. Otaczają je wąsy i jasnomiedziana broda, która błyszczy w
słońcu, jakby była złota. Kiedy spogląda na chłopca, Jego
ciemnoszafirowe oczy śmieją się z radości.
(…)
Jezus
zatrzymał się, aby spojrzeć na małą twarzyczkę, rozpaloną
miłością bardziej niż słońce. Radość Jezusa jest tak żywa,
że wydaje się, iż drugie słońce rozpaliło się w Jego duszy i
promieniuje przez powieki. Pochyla się i całuje dziecko w czoło.
Zatrzymali
się przed małym skromnym domem ze studnią. Jezus idzie usiąść i
to tam dochodzą do Niego uczniowie, którzy nadal mierzą
przysługujące każdemu [z nich] uprawnienia.
Jezus
patrzy na nich, a potem przywołuje ich:
«Podejdźcie
do Mnie i posłuchajcie ostatniego pouczenia w tym dniu – wy,
którzy już ochrypliście od wychwalania swych zasług i myślicie o
przydzieleniu sobie miejsca uzależnionego od nich. Widzicie to
dziecko? Ono bliższe jest prawdy niż wy. Jego niewinność daje mu
klucz do otwarcia bram Mojego Królestwa. Ono pojęło w swej
prostocie małego dziecka, że to w miłości znajduje się siła
stania się wielkim, a w posłuszeństwie z miłości – moc wejścia
do Mojego Królestwa. Jeśli chcecie dostać się tam, gdzie wejdą
ci niewinni, bądźcie prości, pokorni, kochający miłością
okazywaną nie tylko Mnie, ale i sobie nawzajem; bądźcie posłuszni
Moim słowom, wszystkim – nawet i tym. Uczcie się od dzieci.
Ojciec odkrył przed nimi prawdę tak, jak jej nie objawił mądrym».
Jezus
mówi mając Beniamina przed Sobą, przy kolanach. Położył ręce
na jego ramionach. W tej chwili twarz Jezusa pełna jest
dostojeństwa. Jest poważny: nie rozgniewany, lecz poważny. To
prawdziwy Nauczyciel. Ostatni promień słońca otacza blaskiem Jego
głowę.
(…)
Jezioro
jest czarne nocą. Oczekuje jeszcze księżyca, który wschodzi
późno. Nie widać jeziora, lecz słychać jego szmer i uderzenia
wody o nabrzeżne skały. Jedynie wspaniałe gwiazdy nocy Wschodu
migocą w jego spokojnych wodach. Siadają kołem wokół małej
przewróconej łodzi, na której usiadł Jezus. Małe światła –
przyniesione tu z łodzi, na środek koła – oświetlają jedynie
najbliższe twarze. Oblicze Jezusa jest całe oświetlone dzięki
latarence postawionej u Jego stóp. Dzięki temu wszyscy mogą Go
widzieć, kiedy mówi to do jednego, to do drugiego.
Na
początku jest to swobodna rozmowa, przyjacielska, lecz potem
przyjmuje ona ton pouczenia. Jezus nawet ogłasza to otwarcie:
«Przyjdźcie
tu i posłuchajcie. Wkrótce się rozstaniemy i chcę was jeszcze
pouczyć, żeby was lepiej uformować.
Dziś
słyszałem, jak dyskutowaliście, i nie zawsze [w waszych słowach]
była miłość. Pierwszych z was już pouczyłem. Lecz chcę to
uczynić także wobec was wszystkich. A pierwszym nie zaszkodzi,
jeśli usłyszą to ponownie.
Nie
ma już tu teraz Beniamina u Moich stóp, przy Mnie. Śpi na swoim
posłaniu i marzy w niewinnych snach. Lecz być może jego czysta
dusza jest tutaj z nami. Wyobraźcie sobie, że on lub jakieś inne
dziecko jest tutaj przed wami, aby wam służyć za przykład. Wy, w
waszych sercach, macie wszyscy jedną określoną myśl: być
pierwszymi w Królestwie Niebieskim. Ciekawi was, chcecie wiedzieć,
kto będzie pierwszym. I wreszcie [jest w was] niebezpieczeństwo,
czyli wciąż ludzkie pragnienie usłyszenia, jak mili towarzysze lub
Nauczyciel, zwłaszcza Nauczyciel – o którym wiecie, że zna
prawdę i przyszłość – odpowiada: „Ty jesteś pierwszym w
Królestwie Niebieskim”.
Czyż
tak nie jest? Te pytania drżą na waszych ustach i żyją w głębi
waszych serc. Nauczyciel jednak, dla waszego dobra, toleruje tę
ciekawość, choć ma odrazę do zaspokajania czysto ludzkiej
ciekawości. Wasz Nauczyciel nie jest szarlatanem, któremu –
pośród zgiełku targowiska – zadaje się pytania [o przyszłość],
[płacąc za to] dwoma pieniążkami. [Wasz Nauczyciel] nie jest
człowiekiem opętanym przez ducha Pytona, zapewniającym sobie
pieniądze przepowiadaniem [przyszłości] i udzielaniem odpowiedzi
na [pytania] ciasnych umysłów ludzkich. Ludzie ci chcą poznać
przyszłość, aby wiedzieć, „jak sobą pokierować”. Człowiek
jednak nie może sam sobą pokierować. To Bóg kieruje człowiekiem,
który w Niego wierzy! I na nic się nie zda poznanie przyszłości
lub przekonanie, że się ją zna, jeśli i tak nie mamy środka, by
zmienić przepowiedzianą przyszłość. Środek jest tylko jeden:
prosić Ojca i Pana, żeby nas wspomogło Jego miłosierdzie.
Zaprawdę powiadam wam, że ufna modlitwa może zamienić karę w
błogosławieństwo. Ten jednak, kto ucieka się do ludzi, aby móc –
jako człowiek i ludzkimi tylko środkami – zmienić przyszłość,
nie potrafi wcale się modlić lub czyni to bardzo źle.
Ponieważ
tym razem ta ciekawość może [być okazją] do dobrego pouczenia
was, odpowiadam, chociaż odczuwam odrazę do pytań [zadawanych z
samej] ciekawości i bez szacunku.
Pytacie:
„Kto pośród nas jest największy w Królestwie Niebieskim?”
Usuwam
zacieśnienie: „pośród nas”, i rozszerzam to pytanie na cały
świat, obecny i przyszły. Odpowiadam: największym w Królestwie
Niebieskim jest najmniejszy spośród ludzi, to znaczy ten, którego
ludzie uważają za „najmniejszego”; ten, który jest prosty,
ufny, przekonany o swej niewiedzy, a zatem – dziecko lub ten, kto
potrafi wytworzyć w sobie ponownie duszę dziecka. „Największym”
w błogosławionym Królestwie nie czyni was wiedza ani moc, ani
bogactwo, ani aktywność – nawet jeśli jest dobra – lecz to, że
jest się najmniejszym dzięki miłości, pokorze, prostocie, wierze.
Obserwujcie,
jak dzieci Mnie kochają, i naśladujcie je. [Patrzcie,] jak we Mnie
wierzą i naśladujcie je. [Spójrzcie,] jak wypełniają to, czego
nauczam, i naśladujcie je. Nie pysznią się tym, co robią.
Naśladujcie je. Nie są zazdrosne ani o Mnie, ani o swych
towarzyszy. Naśladujcie je.
Zaprawdę
powiadam wam, że jeśli nie zmienicie waszego sposobu myślenia,
działania, miłowania i jeśli nie odnowicie siebie – mając za
wzór najmniejszych – nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego.
Dzieci wiedzą to, co wy znacie; to, co jest zasadnicze w Moim
nauczaniu. Jakże jednak inaczej wprowadzają w czyn to, czego uczę!
Wy, kiedy uczynicie coś dobrego, mówicie: „Zrobiłem to”.
Dziecko mówi: „Jezu, pamiętałem o Tobie dzisiaj i przez wzgląd
na Ciebie byłem posłuszny, kochałem, pokonałem pragnienie, żeby
się bić... i cieszę się, bo Ty – pamiętam o tym – wiesz,
kiedy ja jestem dobry, i jesteś z tego zadowolony”.
Zaobserwujcie
też dzieci, kiedy popełnią coś złego. Z jaką pokorą wyznają
Mi: „Dziś byłem zły. Jest mi przykro, bo zadałem Ci ból”.
Nie szukają usprawiedliwień. One wiedzą, że Ja wiem. Wierzą i
cierpią z powodu Mojego bólu.
O!
Jakże są drogie Mojemu sercu dzieci. W nich nie ma ani pychy, ani
obłudy, ani rozwiązłości! Mówię wam: stańcie się podobni do
tych małych, jeśli chcecie wejść do Mojego Królestwa. Kochajcie
dzieci jako posiadany przez was anielski przykład. Macie się stać
jak aniołowie. Usprawiedliwiając się moglibyście jednak
powiedzieć: „Nie widzimy aniołów”. Bóg daje wam więc dzieci
za wzór i macie je wśród was.
A
jeśli widzicie dziecko zaniedbane materialnie lub zaniedbane
moralnie, które może zginąć, przyjmijcie je w Moje Imię. Bóg
bowiem bardzo je kocha. A ktokolwiek przyjmuje dziecko w Moje Imię,
Mnie przyjmuje, gdyż Ja jestem w duszy niewinnego dziecka. A kto
Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał – Najwyższego
Pana.
I
strzeżcie się przed gorszeniem tych małych, bo oko ich ogląda
Boga. Nigdy nie wolno nikogo gorszyć. Ale biada, po trzykroć biada
temu, kto pozbawia nieświadome dzieci ich niewinności! Pozostawcie
je aniołami jak najdłużej. Zbyt odpychający jest świat i ciało
dla duszy przychodzącej z Nieba! A dziecko, dzięki swej
niewinności, jest jeszcze samą duszą. Szanujcie duszę dziecka i
jego ciało, jak szanujecie miejsce święte. Święte jest także
dziecko, bo ma Boga w sobie. W każdym ciele znajduje się świątynia
Ducha, lecz świątynia dziecka jest najbardziej święta i
najbardziej głęboka. Jest ona za podwójną zasłoną. Niech wiatr
waszych namiętności nawet nie poruszy zasłon wzniosłej
[dziecięcej] niewiedzy o tym, czym jest pożądliwość. Chciałbym,
żeby dziecko było w każdej rodzinie, pośrodku wszelkich
zgromadzeń ludzi, aby służyło za wędzidło dla ludzkich
namiętności.
Dziecko
uświęca, daje pokrzepienie i ochłodę już przez jeden błysk
swych pozbawionych przebiegłości oczu. Jednak biada tym, którzy
odbierają dziecku świętość przez swe gorszące zachowanie! Biada
tym, którzy przez swe rozpustne zachowanie przekazują własną
rozwiązłość dzieciom! Biada tym, którzy słowami i ironią ranią
wiarę, jaką dzieci Mnie darzą! Lepiej by było dla nich
wszystkich, żeby im przyczepiono do szyi kamień młyński i żeby
ich wrzucono w morze, żeby się w nim utopili razem ze swymi
zgorszeniami! Chociaż zgorszenia nieuchronnie nadejdą, to jednak
biada człowiekowi, który z własnej winy je wywoła!
Nikt
nie ma prawa zadawać gwałtu ciału dziecka ani jego życiu, gdyż
życie i ciało pochodzą od Boga. On tylko ma prawo wziąć część
lub wszystko.
Powiadam
wam jednak: jeśli wasza ręka gorszy was, lepiej, żebyście ją
odcięli. Jeśli wasza stopa prowadzi was do wywoływania zgorszenia,
lepiej żebyście ją odcięli. Lepiej bowiem dla was, żebyście
weszli z jedną ręką lub jako chromi do Życia, niż żeby was
wrzucono w ogień wieczny z dwoma rękami i z dwoma stopami. A jeśli
nie wystarczy odcięcie jednej stopy lub jednej ręki, odetnijcie też
rękę drugą i stopę drugą, żeby już nie wywoływać zgorszenia
i żeby mieć czas na nawrócenie, zanim was wrzucą tam, gdzie ogień
nie gaśnie i gryzie jak robak, przez wieczność.
A
jeśli wasze oko jest dla was okazją do zgorszenia, wydłubcie je.
Lepiej bowiem być ślepym na jedno oko, niż znaleźć się w piekle
z dwojgiem oczu. Po przybyciu do Nieba z jednym okiem lub bez oczu
ujrzycie Światło. Z dwojgiem zaś oczu gorszących ujrzycie w
piekle ciemności i przerażenie. I nic innego.
Pamiętajcie
o tym wszystkim. Nie pogardzajcie dziećmi, nie gorszcie ich, nie
wyśmiewajcie ich. One są większe od was, gdyż aniołowie ich nie
przestają wpatrywać się w Boga, który im mówi prawdy, jakie mają
objawiać dzieciom i tym, którzy mają dziecięce serca.
A
wy miłujcie się wzajemnie jak dzieci, bez kłótni, bez pychy.
Niech będzie pokój między wami. Miejcie ducha pokoju wobec
wszystkich. Jesteście braćmi w Imię Pana, a nie –
nieprzyjaciółmi. Nie ma i nie powinno być nieprzyjaciół dla
uczniów Jezusa. Jedyny Wróg to szatan. Bądźcie jego zagorzałymi
nieprzyjaciółmi, podejmujcie walkę z nim oraz z grzechem, który
wprowadza szatana do serc. Bądźcie niestrudzeni w walce ze złem,
jakąkolwiek formę ono przyjmuje.
I
[bądźcie] cierpliwi. Nie ma granic dla pracy apostoła, gdyż praca
Złego nie zna granic. Demon nigdy nie mówi: „Dość. Jestem teraz
zmęczony i odpoczywam”. On jest niestrudzony. On – zwinny jak
myśl i bardziej jeszcze – przechodzi od jednego człowieka do
drugiego. Próbuje, atakuje, zwodzi, dręczy, nie zostawia w spokoju.
Napada zdradziecko i powala, jeśli nie jesteśmy bardziej niż
czujni. Czasem zajmuje on miejsce jako zdobywca z powodu słabości
napadniętego. Kiedy indziej wchodzi jako przyjaciel, gdyż sposób
życia poszukiwanej zdobyczy jest taki, że stanowi już przymierze z
Nieprzyjacielem. Innym razem, wypędzony przez kogoś, szuka i rzuca
się na łatwiejszy łup. Tak mści się za przegraną, jakiej doznał
za sprawą Boga lub sługi Bożego. Wy więc, wy powinniście mówić
to, co on: „Dla mnie nie ma odpoczynku”. On nie ustaje w
zaludnianiu piekła. Również wy nie powinniście odpoczywać w
zaludnianiu Raju. Nie dawajcie mu miejsca. Przepowiadam wam, że im
bardziej będziecie go zwalczać, tym większe wasze cierpienia
będzie wywoływał, lecz nie powinniście na to zważać. On może
przemierzać ziemie, lecz nie wchodzi do Nieba. Tam nie będzie wam
już przysparzał strapień. A tam będą wszyscy ci, którzy z nim
walczyli...»
Jezus przerywa nagle i pyta: «Dlaczego wciąż
nagabujecie o coś Jana? Czego oni od ciebie chcą?»
Jana
gwałtownie oblał rumieniec, a Bartłomiej, Tomasz i Iskariota
spuszczają głowy, widzą bowiem, że odkryto ich [starania].
«A
więc?» – pyta stanowczo Jezus.
«Nauczycielu,
moi towarzysze chcą, żebym Ci coś powiedział...» [– odzywa się
Jan.]
«Mów
więc» [– zwraca się do niego Jezus.]
«Kiedy
dzisiaj byłeś z tym chorym, my szliśmy przez osadę, jak
nakazałeś. Widzieliśmy pewnego mężczyznę. On nie jest Twoim
uczniem i nawet nigdy nie zauważyliśmy go pomiędzy słuchającymi
Twoich pouczeń. A jednak wypędzał złe duchy w Twoje Imię – w
grupie pielgrzymów, którzy zdążali do Jerozolimy. I udawało mu
się. Uzdrowił kogoś, kto miał drżenie, uniemożliwiające
jakąkolwiek pracę. Przywrócił mowę dziewczynce, napadniętej w
lesie przez demona, który przybrał postać psa i związał jej
język. Mówił: „Odejdź, przeklęty demonie, w Imię Pana Jezusa
Chrystusa, Króla z rodu Dawida, Króla Izraela. On jest Zbawicielem
i Zwycięzcą. Uciekaj przed Jego Imieniem!” I demon naprawdę
uciekał. Rozgniewaliśmy się i zakazywaliśmy mu tego. On zaś
odrzekł nam: „Cóż złego czynię? Czczę Chrystusa oczyszczając
Jego drogę z demonów, które nie są godne na Niego patrzeć”.
Powiedzieliśmy mu: „Nie jesteś ani egzorcystą w Izraelu, ani
uczniem Chrystusa. Nie wolno ci tego robić”. On odpowiedział:
„Zawsze wolno czynić dobro”. I przeciwstawił się naszemu
nakazowi mówiąc: „I tak będę nadal robił to, co robię.” Oni
chcieli, żebym właśnie to Ci powiedział – zwłaszcza teraz,
kiedy mówisz, że w Niebie będą wszyscy ci, którzy walczyli z
szatanem».
«Tak,
ten człowiek będzie jednym z nich. Jest nim. On miał rację, wy
zaś byliście w błędzie. Nieskończone są drogi Pana. Nie jest
powiedziane, że tylko idący bezpośrednią drogą dojdą do Nieba.
W każdym miejscu i w każdym czasie będą stworzenia, które na
tysiące sposobów przyjdą do Mnie. Być może [przyjdą] nawet taką
drogą, która na początku była zła. Bóg jednak ujrzy prawość
ich intencji i poprowadzi ich ku drodze dobrej. Ale będą też i
tacy, którzy – przez upojenie potrójną pożądliwością –
zejdą z dobrej drogi, a wejdą na tę, która ich oddali lub nawet
całkowicie odwiedzie [od celu]. Wy zatem nigdy nie powinniście
osądzać swoich bliźnich. Jedynie Bóg widzi. Czyńcie tak, żeby
nie zejść z dobrej drogi, na której wola Boża bardziej niż wasza
was postawiła. A kiedy widzicie kogoś, kto wierzy w Moje Imię i
działa przez Nie, nie nazywajcie go obcym, wrogiem, świętokradcą.
To jeden z Moich poddanych, przyjaciel i wierny, bo wierzy w Moje
Imię spontanicznie i lepiej niż wielu z was. Dlatego Moje Imię na
jego wargach dokonuje cudów podobnych do waszych, a być może i
większych. Bóg kocha go, ponieważ on Mnie kocha i w końcu
zaprowadzi go do Nieba. Nikt – jeśli czyni cuda w Moje Imię –
nie może być dla Mnie nieprzyjacielem i mówić źle o Mnie. Ale
przez swoje działanie przynosi Chrystusowi cześć i świadectwo
wiary. Zaprawdę powiadam wam, że wystarczy wierzyć w Moje Imię,
żeby ocalić swoją własną duszę. Bo Moje Imię jest zbawieniem.
Powiadam
wam też: jeśli spotkacie go raz jeszcze, nie wydawajcie mu zakazów.
Przeciwnie, nazwijcie go „bratem”, bo jest nim rzeczywiście,
nawet jeśli jest spoza ogrodzenia Mojej owczarni. Kto nie jest
przeciw Mnie, ten jest ze Mną. Kto nie jest przeciw wam, ten jest z
wami».
«Zgrzeszyliśmy,
Panie?» – pyta skruszony Jan.
«Nie.
Działaliście nieświadomie i bez złośliwości. Zatem nie ma winy.
Jednak w przyszłości byłoby to winą, gdyż teraz wiecie. Teraz
chodźmy do naszych domów. Pokój niech będzie z wami».
(IV, 40: 6 grudnia 1945 i 7 marca 1944; A, 7217-7221,
2221-2232 i 7221-7235)
Sembra
che, data la sera che si avvicina, Gesù si ritiri nella casa
ospitale e si diriga perciò al paese che si vede già apparire.
Gesù, come fa sovente, è qualche passo più avanti dei discepoli.
Due o tre, non di più, ma tanto da poter isolarsi nei suoi pensieri,
bisognoso di silenzio, dopo una giornata di evangelizzazione. Cammina
assorto, tenendo nella mano destra un rametto verde, certo colto a
qualche cespuglio, col quale frusta leggermente, soprappensiero, le
erbe della proda.
Dietro
di Lui i discepoli parlano invece animatamente. Rievocano gli episodi
della giornata e non hanno la mano troppo leggera per pesare i
difetti altrui e le altrui cattiverie. Tutti più o meno criticano il
fatto che quelli della riscossione del tributo al Tempio abbiano
voluto essere pagati da Gesù.
Pietro,
sempre veemente, definisce ciò un sacrilegio, perché il Messia non
è tenuto a pagare il tributo: «Questo è come volere che Dio paghi
a Se stesso», dice. «E ciò non è giusto. Se poi credo che Egli
non sia il Messia diventa un sacrilegio».
Gesù
si volta un momento di dice: «Simone, Simone, ce ne saranno tanti
che dubiteranno di Me! Anche fra chi crede di esser sicuro e
incrollabile nella fede in Me. Non giudicare i fratelli, Simone.
Giudica sempre per primo te stesso».
Giuda,
con un sorrisetto ironico, dice all’umiliato Pietro che ha curvato
il capo: «Questa è per te. Perché sei il più anziano vuoi sempre
fare il dottore. Non è detto che si vada giudicati nel merito per
età. Fra noi vi è chi ti supera per sapere e per potere sociale».
Si
accende una discussione sui rispettivi meriti. E chi vanta d’esser
fra i primi discepoli, e chi appoggia la sua tesi di preferenza al
posto influente lasciato per seguire Gesù, e chi dice che nessuno
come lui ha dei diritti perché nessuno come lui ha convertito tanto
se stesso passando da pubblicano a discepolo. La discussione va per
le lunghe e, se non temessi di offendere gli apostoli, direi che
assume il tono di una vera lite.
Gesù
se ne astrae. Pare non udire più nulla. Intanto si è giunti alle
prime case del paese, che so essere Cafarnao. Gesù prosegue, e gli
altri dietro, sempre discutendo.
Un
bimbetto di un sette, otto anni, corre saltellando dietro a Gesù. Lo
raggiunge sorpassando il gruppo vociferante degli apostoli. È un bel
bambino dai capelli castano scuro tutti ricciuti, corti. Ha due
occhietti neri, intelligenti nel visetto bruno. Chiama
confidenzialmente il Maestro come lo conoscesse bene. «Gesù»,
dice, «mi lasci venire con Te fino a casa tua?».
«La
mamma lo sa?», chiede Gesù guardandolo con un sorriso buono.
«Lo
sa».
«In
verità?». Gesù, pur sorridendo, guarda con sguardo penetrante.
«Si,
Gesù, in verità».
«Allora
vieni».
Il
bambino fa un salto di gioia e afferra la mano sinistra di Gesù che
gliela porge. Con che amorosa fiducia il bambino mette la sua manina
bruna nella lunga mano del mio Gesù! Vorrei fare altrettanto anche
io!
«Raccontami
una bella parabola, Gesù », dice il bambino saltellando al fianco
del Maestro e guardandolo da sotto in su con un visetto splendente di
gioia.
Anche
Gesù lo guarda con un allegro sorriso che gli schiude la bocca
ombreggiata di baffi e dalla barba biondo-rossa, che il sole accende
come fosse d’oro. Gli occhi di zaffiro scuro gli ridono di gioia
mentre guarda il bambino.
(…)
Gesù
si è fermato e guarda il visetto acceso dall’amore più che dal
sole. La gioia di Gesù è così viva che pare un altro sole si sia
acceso nella sua anima e irraggi dalle pupille. Si china e bacia
sulla fronte il bambino.
Si
è fermato davanti ad una casetta modesta con un pozzo sul davanti.
Gesù va poi a sedersi presso il pozzo e là lo raggiungono i
discepoli, che ancora stanno misurando le rispettive prerogative.
Gesù
li guarda. Poi li chiama: «Venite qui intorno e udite l’ultimo
insegnamento della giornata, voi che vi fate rochi nella celebrazione
dei vostri meriti e pensate di aggiudicarvi un posto in base a
quelli. Vedete questo fanciullo? Egli è nella verità più di voi.
La sua innocenza gli dà la chiave per aprire le porte del mio Regno.
Egli ha compreso, nella sua semplicità di pargolo, che nell’amore
è la forza per divenire grandi e nell’ubbidienza fatta per amore
quella per entrare nel mio Regno. Siate semplici, umili, amorosi di
un amore che non è solo dato a Me ma è scambievole tra voi,
ubbidienti alle mie parole, a tutte, anche a queste, se volete
aggiungere dove entreranno questi innocenti. Imparate dai piccoli. Il
Padre rivela loro la verità come non la rivela ai sapienti».
Gesù
parla tenendo ritto contro le sue ginocchia Beniamino, al quale tiene
le mani sulle spalle. Ora il volto di Gesù è pieno di Maestà. È
serio, non corrucciato, ma è serio. Proprio da Maestro. L’ultimo
raggio di sole gli fa un nimbo di raggi sul capo biondo.
(…)
Il
lago è nero nella notte, in attesa della luna che si alza tardi. E
più di vederlo lo si sente borbottare, sciacquettare fra i sassi del
greto. Solo le inverosimili stelle dei paesi d’oriente si
specchiano nelle acque tranquille. Si siedono in cerchio intorno ad
una barchetta capovolta, sulla quale si è seduto Gesù. E i piccoli
fanali delle barche, portati qui, al centro del circolo, illuminano
appena i volti più vicini. Quello di Gesù è tutto illuminato da
sotto in su per un fanaletto messo ai suoi piedi, e tutti perciò lo
possono vedere bene mentre parla a questo e a quello.
E
sul principio è una conversazione alla buona, familiare. Ma poi
assume il tono di una lezione. Anzi Gesù lo dice apertamente:
«Venite
e ascoltate. Fra poco ci separeremo e voglio ammaestrarvi ancora per
formarvi meglio.
Oggi
Io vi ho sentito discutere e non sempre con carità. Ai maggiori fra
voi ho già dato la lezione. Ma voglio darla a voi pure, né farà
male a questi, di voi maggiori, se se la sentono ripetere. Ora il
piccolo Beniamino non è qui contro i miei ginocchi. Dorme nel suo
letto e sogna i suoi sogni innocenti. E forse la sua anima candida è
qui fra mezzo a noi lo stesso. Ma fate conto che egli, o qualche
altro fanciullo, sia qui, a vostro esempio.
Voi,
in cuor vostro, avete tutti un chiodo fisso, una curiosità, un
pericolo. Questo: essere il primo del Regno dei Cieli. Questa: sapere
chi sarà questo primo. E infine il pericolo: il desiderio ancora
umano di sentirsi rispondere “tu sei il primo nel Regno dei Cieli”
dai compagni compiacenti o dal Maestro, soprattutto dal Maestro del
quale sapete la verità e la conoscenza del futuro. Non è forse
così? Le domande tremano sulle vostre labbra e vivono in fondo al
cuore.
Il
Maestro, per vostro bene, aderisce a questa curiosità per quanto
Egli aborra di cedere alle curiosità umane. Il vostro Maestro non è
un ciarlatano che si interroga per due spiccioli fra i frastuoni di
un mercato. E non è uno preso dallo spirito pitonico il quale gli
procura denaro col fargli fare l’indovino, per aderire alle
ristrette menti dell’uomo che vogliono sapere il futuro per
“regolarsi”. L’uomo non si può regolare da sé. Dio lo regola
se l’uomo ha fede in Lui! E non serve sapere, o credere di sapere
il futuro, se poi non si ha il mezzo per stornare il futuro
profetizzato. Il mezzo è uno solo: la preghiera al Padre e Signore
perché per sua misericordia ci aiuti. In verità vi dico che la
preghiera fidente può mutare un castigo in benedizione. Ma chi
ricorre agli uomini per potere, da uomo e con mezzi da uomo, deviare
il futuro, non sa pregare affatto o są pregare molto male. Io,
questa volta, perché questa curiosità può darvi buon insegnamento,
rispondo ad essa, Io che aborro le domande curiose e irrispettose.
Voi
vi chiedete: “Chi fra noi è il più grande nel Regno dei Cieli?”.
Io
annullo la limitazione del “fra noi” e allargo i confini a tutto
il mondo presente e futuro, e rispondo: “Il più grande nel Regno
dei Cieli è il minimo fra gli uomini”. Ossia quello che è
considerato “minimo” dagli uomini. Il semplice, l’umile, il
fiducioso, l’ignaro. Perciò il fanciullo, o chi sa rifarsi anima
di fanciullo. Non è la scienza, non il potere, non la ricchezza, non
l’attività, anche se buona, quelle che vi faranno “il più
grande” nel beato Regno. Ma è l’essere come i pargoli per
amorevolezza, umiltà, semplicità, fede.
Osservate
come mi amano i fanciulli, e imitateli. Come credono in Me, e
imitateli. Come ricordano ciò che dico, e imitateli. Come fanno ciò
che insegno, e imitateli. Come non insuperbiscono di ciò che fanno,
e imitateli. Come non si ingelosiscono di Me e dei compagni, e
imitateli. In verità vi dico che se non mutate il vostro modo di
pensare, di agire e di amare, e non ve lo rifate sul modello dei
pargoli, non entrerete nel Regno dei Cieli. Essi sanno ciò che voi
sapete, di essenziale, nella mia dottrina. Ma con quale differenza
praticano ciò che insegno! Voi dite che per ogni atto buono che
compite: “Io ho fatto”. Il fanciullo mi dice: “Gesù, mi sono
ricordato di Te oggi, e per Te ho ubbidito, ho amato, ho trattenuto
una voglia di rissa… e sono contento perchè Tu, io lo so, sai
quando sono buono e ne si contento". E ancora osservate i
fanciulli quando mancano. Con che umiltà mi confessano: "Oggi
sono stato cattivo. E mi spiace perchè ti ho dato dolore". Non
cercano scuse. Sanno che Io so. Credono. Si dolgono per il mio
dolore.
Oh!
cari al cuor mio, fanciulli in cui non è superbia, doppiezza,
lussuria! Io ve lo dico: divenite simili ai fanciulli se volete
entrare nel mio Regno. Amate i fanciulli come l'esempio angelico che
ancora potete avere. Che come angeli dovreste essere. A vostra scusa
potreste dire: "Noi non vediamo gli angeli". Ma Dio vi dà
i fanciulli per modelli, e quelli li avete fra voi. E se vedete un
fanciullo abbandonato materialmente, o abbandonato moralmente e che
può perire, accoglietelo in mio nome, perchè essi sono i molto
amati da Dio. E chiunque accoglie un fanciullo in mio Nome accoglie
Me stesso, perchè Io sono nell'anima dei fanciulli, che è
innocente. E chi accoglie me, accoglie Colui che mi ha mandato, il
Signore altissimo.
E
guardatevi dallo scandalizzare uno di questi piccoli il cui occhio
vede Iddio. Non si deve mai dare scandalo a nessuno. Ma guai, tre
volte guai, chi sfiora il candore ignaro dei fanciulli! Lasciateli
angeli più che potete. Troppo ripugnante è il mondo e la carne per
l'anima che viene dai Cieli! E il fanciullo, per la sua innocenza, è
ancora tutt'anima. Abbiate rispetto all'anima del fanciullo e al suo
stesso corpo, come avete rispetto al luogo sacro. Sacro è anche il
fanciullo perchè ha Dio in sè. In ogni corpo è il tempio dello
Spirito. Ma il tempio del fanciullo è il più sacro e profondo, è
oltre il doppio Velo. Non scuotete neppure le tende della sublime
ignoranza della concupiscenza col vento delle vostre passioni.
Io
vorrei un fanciullo in ogni famiglia, in mezzo ad ogni accolta di
persone, perchè fosse di freno alle passioni degli uomini. Il
fanciullo santifica, da ristoro e freschezza solo col raggio dei suoi
occhi senza malizia. Ma guai coloro che levano santità al fanciullo
col loro modo di agire scandaloso! Guai a coloro che con le loro
licenza dànno malizie ai fanciulli! Guai a coloro che con le loro
parole e ironie ledono la fede in Me dei fanciulli! Sarebbe meglio
che a tutti questi si legasse al collo una pietra da macina e si
gettassero in mare perchè affogassero col loro scandalo. Guai al
mondo per gli scandali che dà agli innocenti! Perchè se è
inevitabile che avvengano scandali, guai all'uomo che per sua causa
li provoca.
Nessuno
ha il diritto di fare violenza al suo corpo e alla sua vita. Perchè
vita e corpo ci vengono da Dio, e solo Lui ha il diritto di prenderne
delle parti o il tutto. Ma però Io vi dico che se la vostra mano vi
scandalizza è meglio che la mozziate, che se il vostro piede vi
porta a dare scandalo è bene che voi lo mozziate. Meglio per voi
entrare monchi o zoppi nella Vita che essere gettati nel fuoco eterno
con le due mani e i due piedi. E se non basta avere mozzo un piede o
una mano, fate che vi siano mozzati anche l'altra mano o l'altro
piede, per non fare più scandalo e per avere tempo di pentirvi prima
di essere lanciati dove il fuoco non si estingue, e rode come un
verme in eterno. E se è il vostro occhio che vi è cagione di
scandalo, cavatelo. E' meglio essere orbi di un occhio che essere
nell'inferno con tutti e due. Con un occhio solo, o anche senz'occhi,
giunti al Cielo vedreste la Luce, mentre coi due occhi scandalosi,
tenebre e orrore vedreste nell'inferno. E questo solo.
Ricordatevi
tutto questo. Non disprezzate i piccoli, non scandalizzateli, non
derideteli. Sono da più di voi, perchè i loro angeli vedono sempre
Iddio che dice loro le verità da rivelare ai fanciulli e a quelli
dal cuore di fanciullo.
E
voi come fanciulli amatevi fra di voi. Senza dispute, senza orgogli,
State in pace fra voi. Abbiate spirito di pace con tutti. Fratelli
siete, nel nome del Signore, e non nemici. Non ci sono, non ci devono
essere nemici per i discepoli di Gesù.L'unico nemico è satana. Di
quello siate nemici acerrimi, scendendo in battaglia contro di lui e
contro i peccati che portano satana nei cuori.
Siate
instancabili nel combattere il male quale che sia la forma che
assume. E pazienti. Non c'è limitazione all'operare dell'apostolo,
perchè non c'è limitazione all'operare del male. Il demonio non
dice mai: "Basta. Ora sono stanco e mi riposo". Egli è
instancabile. Passa agile come il pensiero, e più ancora, da questo
a quell'uomo, e tenta e prende, e seduce, e tormenta, e non dà pace.
Assale proditoriamente e abbatte se non si è più che vigilanti.
Delle volte si insedia da conquistatore per debolezza dell'assalito,
altre vi entra da amico, perchè il modo di vivere della preda
cercata è già tale da essere alleanza col nemico. Tal'altra,
scacciato da uno, gira e piomba sul migliore, per farsi vendetta
dello smacco avuto da Dio o da un servo di Dio. Ma voi dovete dire
ciò che dice lui: "Io non riposo". Lui non riposa per
popolare l'inferno. Voi non dovete riposare per popolare il Paradiso.
Non dategli quartiere. Io vi predìco che più lo combatterete più
vi farà soffrire. Ma non dovete tenere conto di ciò. Egli può
scorrere le Terra. Ma nel Cielo non penetra. Perciò là non vi darà
più noia. E là saranno tutti quelli che lo hanno combattuto...».
Gesù
si interrompe bruscamente e chiede: «Ma insomma, perchè date sempre
noia a Giovanni? Che vogliono da te?».
Giovanni
si fa rosso come una fiamma e Bartolomeo, Tommaso, l'Iscariota
chinano la testa vedendosi scoperti.
«Ebbene?»,
chiede con imperio Gesù.
«Maestro,
i miei compagni vogliono che io ti dica una cosa».
«Dilla,
dunque».
«Oggi,
mentre Tu eri da quel malato, e noi giravamo per il paese come Tu
avevi detto, abbiamo visto un uomo, che non è tuo discepolo e che
neppure mai abbiamo notato fra quelli che ascoltano la tua dottrina,
il quale cacciava dei demoni in tuo nome da un gruppo di pellegrini
che andavano a Gerusalemme. E ci riusciva. Ha guarito uno che aveva
un tremito che gli impediva ogni lavoro, e ha reso la favella a una
fanciulla che era stata assalita nel bosco da un demonio in forma di
cane che le aveva legato la lingua. Egli diceva: "Vattene,
demonio, in nome del Signore Gesù il Cristo, Re della stirpe di
Davide, Re d'Israele. Egli è il Salvatore e Vincitore. Fuggi davanti
al suo Nome!", e il demonio fuggiva realmente. Noi ci siamo
risentiti. E glielo abbiamo proibito. Ci ha detto: "Che faccio
di male? Onoro il Cristo liberandogli la via dai demoni che non sono
degni di vederlo". Gli abbiamo risposto: "Non sei esorcista
secondo Israele e non sei discepolo secondo Cristo. Non ti è lecito
farlo". Ha detto: "Fare il bene è sempre lecito", e
si è ribellato alla nostra ingiunzione dicendo: "E continuerò
a fare ciò che faccio". Ecco, volevano ti dicessi questo,
specie ora che Tu hai detto che in Cielo saranno tutti quelli che
hanno combattuto satana».
«Va
bene. Quell'uomo sarà di questi. Lo è. Egli aveva ragione e voi
torto. Infinite sono le vie del Signore e non è detto che solo
quelli che prendono la via diretta giungano al Cielo. In ogni luogo e
in ogni tempo, e con mille modi diversi, ci saranno creature che
verranno a Me, magari da una strada inizialmente cattiva. Ma Dio
vedrà la loro retta intenzione e li attirerà alla via buona.
Ugualmente vi saranno alcuni che per ebbrezza concupiscente e
triplice usciranno dalla via buona e prenderanno una via che li
allontana o addirittura li dirotta. Non dovete perciò mai giudicare
i vostri simili. Solo Dio vede. Fate di non uscire voi dalla via
buona, dove, più che la vostra volontà, quella di Dio vi ci ha
messi. E quando vedete uno che crede nel mio Nome e per esso opera,
non lo chiamate straniero, nemico, sacrilego. E' sempre un mio
suddito, amico e fedele, perchè crede nel Nome mio, spontaneamente e
meglio di molti fra voi. Per questo il mio Nome sulla sua bocca opera
prodigi pari ai vostri e forse più. Dio lo ama perchè mi ama, e
finirà di portarlo al Cielo. Nessuno che faccia prodigi inmio Nome
mi può essere nemico e dire male di Me. Ma col suo operare dà al
Cristo onore e testimonianza di fede. In verità vi dico che credere
al mio Nome è già sufficiente a salvare la propria anima. Perchè
il mio Nome è Salvezza. Perciò vi dico: se lo incontrerete ancora,
non glielo proibite più. Ma anzi chiamatelo "fratello"
perchè tale è, anche se è ancora fuori dal recinto del mio Ovile.
Chi non è contro di Me è con Me. Chi non è contro di voi è con
voi».
«Abbiamo
peccato, Signore?», chiede attrito Giovanni.
«No.
Avete agito per ignoranza, ma senza malizia. Perciò non c'è colpa.
Però in avvenire sarebbe colpa, perchè ora sapete. Ed ora andiamo
alle nostre case. La pace sia con voi».
(5, 352)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz