Ten
[Andrzej] spotkał najpierw swego brata [Szymona Piotra] i rzekł do
niego: Znaleźliśmy Mesjasza – to znaczy: Chrystusa. (J 1,41)
Εὑρίσκει
οὗτος [Ἀνδρέας] πρῶτον τὸν ἀδελφὸν τὸν ἴδιον
Σίμωνα καὶ λέγει αὐτῷ· εὑρήκαμεν
τὸν Μεσσίαν, ὅ ἐστιν μεθερμηνευόμενον
χριστός. (J
1,41)
Jutrzenka
doskonałego spokoju [pojawia się] nad Morzem Galilejskim. Na niebie
i w wodzie widać różowe blaski, nieco różniące się od tych,
których słodycz oświetla mury ogródków małej wioski [leżącej]
nad jeziorem. Ponad [ogrodzenia] wznoszą się i odrywają od niego,
pochylając się nad uliczkami, potargane i zwiewne fryzury drzew
owocowych.
Miasteczko
dopiero się budzi. Jakaś kobieta idzie do źródła lub do
zbiornika wody. Rybacy, obciążeni koszami ryb, dyskutują głośno
z kupcami przybyłymi z daleka. Inni niosą kosze do domów.
Powiedziałam ‘miasteczko’, ale nie jest ono takie małe. Jest
raczej skromne, przynajmniej z tej strony, którą widzę, ale
rozległe, rozciągające się w dużej części wzdłuż jeziora.
Jan
wychodzi z uliczki i spiesznie [podąża] w kierunku jeziora. Jakub
idzie za nim krokiem o wiele spokojniejszym. Jan patrzy na barki już
przycumowane, lecz nie znajduje tej, której szuka. Dostrzega ją w
odległości kilkuset metrów od brzegu, zajętą manewrami
[przygotowującymi do] cumowania. Woła bardzo głośno i długo, z
rękoma zwiniętymi w trąbkę, jakby było to jego zwyczajowe
wołanie: «O, hej!»
Następnie,
widząc, że go usłyszano, wykonuje wielkie gesty ramionami.
Oznaczają one: „Chodźcie, chodźcie!”
Mężczyźni
z barki, wyobrażając sobie nie wiadomo co, śpieszą się wiosłując
z całych sił i barka zbliża się szybciej niż przy użyciu żagla.
Ściągają go, być może po to, by płynąć szybciej. Kiedy są w
odległości dziesięciu metrów od brzegu, Jan już nie czeka.
Zdejmuje płaszcz i długą suknię, rzuca je na piaszczysty brzeg.
Zrzuca sandały, podnosi resztę ubrania przytrzymując je jedną
ręką poniżej bioder i wchodzi do wody na spotkanie dopływających.
«Dlaczego
obaj nie przyszliście?» – pyta Andrzej.
Piotr
nadąsany nie odzywa się.
«A
ty, dlaczego nie poszedłeś ze mną i z Jakubem?» – pyta Jan
Andrzeja.
«Poszedłem
łowić. Nie mam czasu do tracenia. Zniknąłeś z tym
człowiekiem...»
«Dawałem
ci znak, abyś poszedł. To On. Gdybyś słyszał te słowa!...
Pozostaliśmy z nim cały dzień i aż do późna w nocy. Teraz
przyszliśmy wam powiedzieć: ‘Chodźcie!’»
«To
On? Jesteś tego pewien? Ledwie Go widzieliśmy, kiedy Chrzciciel Go
pokazał».
«To
On. Nie zaprzeczył temu» [– odpowiada Jan.]
«Każdy
może to powiedzieć, aby sobie podporządkować łatwowiernych
ludzi. To nie pierwszy raz...» – zrzędzi niezadowolony Piotr.
«O,
Szymonie! Nie mów tak! To Mesjasz! On wszystko wie! Słyszy cię!»
– Jan jest strapiony i zakłopotany słowami Szymona Piotra.
«Patrzcie!
Mesjasz! I to akurat tobie się ukazał, Jakubowi i Andrzejowi! Trzem
biednym nieukom! Mesjasz przyjdzie inaczej! Słyszy mnie! No, chodź,
biedny chłopcze! Pierwsze promienie wiosennego słońca zaszkodziły
twej głowie. Chodź, do roboty. To lepsze. Porzuć wszystkie te
brednie».
«To
Mesjasz, mówię ci. Jan mówił święte rzeczy, lecz On mówi o
Bogu. Kto nie jest Chrystusem, nie może mówić podobnych rzeczy»
[– mówi Jan.]
«Szymonie,
nie jestem dzieckiem – mówi Jakub spokojnie, bez uniesienia. –
Mam swoje lata, jestem spokojny i rozsądny. Wiesz o tym. Mało
mówiłem, lecz wiele słuchałem w czasie tych godzin, gdy
pozostaliśmy z Barankiem Bożym. I mówię ci prawdę: On może być
tylko Mesjaszem. Dlaczego [mielibyśmy] w to nie wierzyć? Ty możesz
[nie wierzyć], bo Go nie słyszałeś, lecz ja wierzę. Jesteśmy
ubodzy i nieuczeni? On mówi, że przyszedł głosić Dobrą Nowinę
o Królestwie Bożym, o Królestwie pokoju właśnie ubogim,
pokornym, małym, przed wielkimi. Powiedział: „Wielcy już mają
swe radości. Nie warto ich zazdrościć. [Są niczym] w porównaniu
z tymi, które Ja przynoszę. Wielcy mogą dojść do zrozumienia
dzięki wykształceniu. Ja przychodzę do ‘małych’ w Izraelu i
na świecie, do tych, którzy płaczą i ufają, do szukających
Światła i łaknących prawdziwej manny. Od uczonych nie otrzymują
ani światła, ani pokarmu, jedynie jarzmo, ciemność, kajdany i
pogardę. Powołuję ‘małych’. Przyszedłem przemienić świat:
poniżę to, co teraz jest wyniosłe, a podniosę to, co jest
wzgardzone. Niech ten, kto pragnie prawdy i pokoju, kto pragnie życia
wiecznego, przyjdzie do Mnie. Niech przyjdzie ten, kto kocha
Światłość. Ja jestem Światłością świata”. Tak mówił.
Prawda, Janie?» – [pyta Jakub.]
«Tak.
Powiedział też: „Świat nie będzie Mnie kochał: wielki świat,
bo jest zepsuty przez występki i bałwochwalcze związki. Świat nie
będzie Mnie chciał, synowie bowiem Ciemności nie kochają Światła.
Jednak ziemia nie składa się jedynie z wielkich tego świata. Są
na niej tacy, którzy – choć zmieszani ze światem – nie są z
tego świata. Żyją na niej i tacy, którzy są ze świata, bo stali
się uwięzieni jak ryby w sieci”. Dokładnie tak mówił, bo mówił
nad brzegiem jeziora i pokazywał sieci przyciągane na brzeg przez
rybaków. Powiedział też: „Żadna z tych ryb nie chciała wpaść
w sieć. Ludzie również nie chcieli dobrowolnie stać się zdobyczą
Mamony. Nawet ci najgorsi, którzy z powodu oślepiającej ich pychy
nie wierzą, że nie mają prawa czynić tego, co czynią. Ich
głównym grzechem jest pycha. Z niej rodzą się wszystkie inne
[grzechy].
Ci,
którzy nie są całkiem źli, jeszcze mniej chcieliby należeć do
Mamony. Wpadają jednak [w jej ręce] z powodu lekkomyślności, z
powodu ciężaru, który ich ciągnie w dół. Jest nim wina Adama.
Przyszedłem zmazać tę winę i – w oczekiwaniu godziny Odkupienia
– dać temu, kto we Mnie wierzy, siłę zdolną wyzwolić go z
sideł, które go zatrzymują, i przywrócić mu wolność podążania
za Mną – Światłością świata”».
«Skoro
dokładnie tak mówił, trzeba iść do Niego natychmiast» [–
stwierdza Piotr.]
Piotr
ze swymi szczerymi impulsami, które tak mi się podobają, podjął
nagłą decyzję. Już ją realizuje, śpiesząc się z zakończeniem
cumowania. Barka dopłynęła w międzyczasie do brzegu i chłopcy
kończą osadzanie jej na mieliźnie. Wyjmują sieci, liny i żagle.
«A
ty, niemądry Andrzeju, dlaczegoś nie poszedł z nimi?»
«Ależ...
Szymonie! Zarzucałeś mi, że ich nie przekonałem, aby [pozostali]
ze mną... Całą noc zrzędziłeś, a teraz wyrzucasz mi, że nie
poszedłem z nimi?!...»
«Masz
rację... Ale ja Go nie widziałem... jednak ty, tak... Powinieneś
był widzieć, że nie jest jak my... Będzie miał [w sobie] coś
najpiękniejszego!...» [– tłumaczy się Piotr]
«O,
tak! – mówi Jan – On ma [piękną] twarz! I oczy! Prawda,
Jakubie, jakie spojrzenie? A głos!... Ach, jaki głos! Kiedy mówi,
wydaje się, że to sen w Raju».
«Szybko,
szybko, chodźmy Go odnaleźć. Wy (mówi Piotr do manewrujących)
zanieście wszystko do Zebedeusza i powiedzcie, żeby się tym zajął.
Wrócimy wieczorem na połów».
Wszyscy
się ubierają i odchodzą. Jednak Piotr po kilku metrach zatrzymuje
się, chwyta Jana za ramię i mówi: «Powiedziałeś, że On
wszystko wie i że ma świadomość wszystkiego...»
«Tak.
Wyobraź sobie, że kiedy zobaczyliśmy księżyc wysoko na
horyzoncie, powiedzieliśmy: „Ciekawe, co porabia Szymon?” A On
powiedział: „Właśnie zarzuca sieci i niecierpliwi się, że musi
to robić sam, bo nie wypłynęliście drugą, bliźniaczą łodzią
wieczorem, kiedy połów jest tak dobry... Nie wie, że już wkrótce
będzie łowił, używając całkiem innych sieci i łapiąc całkiem
inną zdobycz”».
«Miłosierdzia
Bożego! Dokładnie tak było. Zatem On będzie również wiedział...
również o tym, że potraktowałem Go prawie jak kłamcę... Nie
mogę iść do Niego».
«Och!
On jest tak dobry. Z pewnością wiedział, że tak myślałeś.
Wiedział o tym. Istotnie, kiedy odchodziliśmy od Niego mówiąc, że
chcemy cię odnaleźć, powiedział: „Jednak nie dajcie się
zwyciężyć pierwszym słowom pogardy. Kto chce kroczyć ze Mną,
musi umieć stawiać czoła kpinom świata i obrazie ze strony
krewnych. Jestem bowiem ponad [więzami] rodzinnymi i społecznymi.
Zatryumfuję, a ten kto jest ze Mną, również odniesie zwycięstwo
na wieczność”.
Powiedział
także: „Umiejcie mówić bez lęku. [Piotr] słuchając was,
przyjdzie, bo jest człowiekiem dobrej woli”».
«Tak
powiedział? Idę więc. Mów, mów jeszcze o Nim w drodze. Gdzie On
jest?»
«W
ubogim domu. To muszą być Jego przyjaciele».
«Jest
więc biedny?» [– pyta Piotr]
«Rzemieślnik
z Nazaretu. Tak nam powiedział».
«Z
czego teraz żyje, skoro już nie pracuje?»
«Nie
pytaliśmy Go o to. Być może pomagają Mu krewni».
«Trzeba
było raczej wziąć ryb, chleba i owoców... cokolwiek. Idziemy
rozmawiać z rabbim – bo On jest całkiem jak rabbi, a nawet więcej
– a przychodzimy z pustymi rękoma!... Nie na to czekają nasi
rabini».
«On
nie jest jak oni. Mieliśmy razem z Jakubem tylko dwadzieścia
denarów. Daliśmy Mu je, jak to jest w zwyczaju u rabbich. Jednak On
ich nie chciał. Kiedy nalegaliśmy, powiedział: „Bóg zapłaci
wam za to błogosławieństwem ubogich. Chodźcie ze Mną.” Zaraz
też rozdał pieniądze ubogim, wiedział bowiem, gdzie mieszkają.
Zapytaliśmy: „A dla siebie, Nauczycielu, nic nie zostawiasz?”
Odrzekł: „...Radość czynienia woli Bożej i bycia użytecznym
dla Jego chwały.” Dodaliśmy: „Wzywasz nas, Nauczycielu, ale
jesteśmy całkiem biedni. Co możemy przynieść?” On odpowiedział
nam z uśmiechem, który pozwolił nam naprawdę zakosztować Raju:
„Proszę was o wielki skarb.” My na to: „A jeśli nic nie
posiadamy?” On: „Skarb mający siedem imion i taki, który nawet
najuboższy może posiadać, a którego może nie mieć najbogatszy
król. Wy macie ten skarb, a Ja go pragnę. Posłuchajcie jego nazw:
miłość, wiara, dobra wola, prawość intencji, wstrzemięźliwość,
szczerość, duch ofiary. Tego chcę od każdego, kto idzie za Mną.
Tylko tego i wy to macie. Ten skarb śpi jak ziarno zimą w glebie,
lecz słońce Mojej wiosny sprawi, że zrodzi się z niego siedem
kłosów.” Tak mówił».
«Ach!
To mnie upewnia, że to prawdziwy Rabbi, obiecany Mesjasz. Nie jest
twardy dla ubogich, nie żąda pieniędzy... To wystarczy, aby
stwierdzić, że jest Zbawieniem Bożym. Chodźmy z całkowitą
pewnością». (II, 9: 12 października 1944. A, 3771-3779)
[Wyjaśnienie
Jezusa dane Marii Valtorcie:]
Chcę,
abyście zauważyli – ty sama oraz wy wszyscy – postawę Jana w
jednej z jego cech, która zawsze umyka. Podziwiacie go za jego
czystość, miłość i wierność, lecz nie zauważacie, jak wielki
był w pokorze.
On,
któremu Piotr zawdzięczał przyjście do Mnie, skromnie milczy o
tej szczególnej sprawie. Apostołem dla Piotra i w konsekwencji
pierwszym z Moich apostołów był Jan. On pierwszy Mnie rozpoznał.
Pierwszy do Mnie przemówił. Pierwszy poszedł za Mną, pierwszy
Mnie głosił. Zobaczcie jednak, co mówi [w Ewangelii]: „Jednym z
dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej,
brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do
niego: Znaleźliśmy Mesjasza – to znaczy: Chrystusa. I
przyprowadził go do Jezusa.”13
W
swej sprawiedliwości oraz dobroci wie, że Andrzej jest zakłopotany
swym zamkniętym charakterem i nieśmiałością. [Andrzej] tak
bardzo chciałby działać, lecz mu się to nie udaje, dlatego [Jan]
chce, aby potomności zostało przekazane wspomnienie jego dobrej
woli. Pragnie, aby to Andrzej wydawał się pierwszym Apostołem
Chrystusa wobec swego brata Szymona, choć nieśmiałość i uniżenie
[Andrzeja] przyniosłyby klęskę jego apostolstwu wobec brata. (II,
11: 14 października 1944. A, 3794-3797)