1
Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony
przez diabła. 2 A gdy pościł już
czterdzieści dni i czterdzieści nocy, poczuł w końcu głód. 3
Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś
Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem». 4
Lecz On mu odparł: «Napisane jest: Nie samym chlebem żyje
człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych».
5
Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na
szczycie narożnika świątyni 6 i rzekł
Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, napisane jest
bowiem: Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, a na rękach nosić
cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień». 7
Odrzekł mu Jezus: «Ale napisane jest także: Nie będziesz
wystawiał na próbę Pana, Boga swego».
8
Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę,
pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych 9
i rzekł do Niego: «Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i
oddasz mi pokłon». 10 Na to odrzekł mu
Jezus: «Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu,
będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz». 11
Wtedy opuścił Go diabeł, a oto przystąpili aniołowie i
usługiwali Mu. (Mt 4,1-11)
12
Zaraz też Duch wyprowadził Go na
pustynię. 13 A
przebywał na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez szatana, i był
ze zwierzętami, aniołowie zaś Mu służyli. (Mk 1,12-13)
1
Pełen Ducha Świętego, powrócił
Jezus znad Jordanu, a wiedziony był przez Ducha na pustyni 2
czterdzieści dni, i był kuszony przez
diabła. Nic przez owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód.
3 Rzekł Mu
wtedy diabeł: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi,
żeby stał się chlebem». 4 Odpowiedział
mu Jezus: «Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek».
5
Wówczas powiódł Go [diabeł] w górę,
pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata 6
i rzekł do Niego diabeł: «Tobie dam
potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i
mogę je dać, komu zechcę. 7 Jeśli
więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje». 8
Lecz Jezus mu odrzekł: «Napisane jest:
Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć
będziesz».
9 Zawiódł
Go też do Jerozolimy, postawił na szczycie narożnika świątyni i
rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół.
10 Jest
bowiem napisane: Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, żeby cię
strzegli, 11 i
na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi
o kamień». 12 Lecz
Jezus mu odparł: «Powiedziano: Nie będziesz wystawiał na próbę
Pana, Boga swego».
13 Gdy
diabeł dopełnił całego kuszenia, odstąpił od Niego do czasu.
(Łk 4,1-13)
1 Τότε ὁ Ἰησοῦς ἀνήχθη εἰς τὴν ἔρημον ὑπὸ τοῦ πνεύματος πειρασθῆναι ὑπὸ τοῦ διαβόλου. 2 καὶ νηστεύσας ἡμέρας τεσσεράκοντα καὶ νύκτας τεσσεράκοντα, ὕστερον ἐπείνασεν. 3 καὶ προσελθὼν ὁ πειράζων εἶπεν αὐτῷ· εἰ υἱὸς εἶ τοῦ θεοῦ, εἰπὲ ἵνα οἱ λίθοι οὗτοι ἄρτοι γένωνται. 4 ὁ δὲ ἀποκριθεὶς εἶπεν· γέγραπται· οὐκ ἐπ’ ἄρτῳ μόνῳ ζήσεται ὁ ἄνθρωπος, ἀλλ’ ἐπὶ παντὶ ῥήματι ἐκπορευομένῳ διὰ στόματος θεοῦ.
1 Τότε ὁ Ἰησοῦς ἀνήχθη εἰς τὴν ἔρημον ὑπὸ τοῦ πνεύματος πειρασθῆναι ὑπὸ τοῦ διαβόλου. 2 καὶ νηστεύσας ἡμέρας τεσσεράκοντα καὶ νύκτας τεσσεράκοντα, ὕστερον ἐπείνασεν. 3 καὶ προσελθὼν ὁ πειράζων εἶπεν αὐτῷ· εἰ υἱὸς εἶ τοῦ θεοῦ, εἰπὲ ἵνα οἱ λίθοι οὗτοι ἄρτοι γένωνται. 4 ὁ δὲ ἀποκριθεὶς εἶπεν· γέγραπται· οὐκ ἐπ’ ἄρτῳ μόνῳ ζήσεται ὁ ἄνθρωπος, ἀλλ’ ἐπὶ παντὶ ῥήματι ἐκπορευομένῳ διὰ στόματος θεοῦ.
5
Τότε παραλαμβάνει αὐτὸν ὁ διάβολος
εἰς τὴν ἁγίαν πόλιν καὶ ἔστησεν
αὐτὸν ἐπὶ τὸ πτερύγιον τοῦ ἱεροῦ
6 καὶ λέγει αὐτῷ· εἰ υἱὸς εἶ τοῦ
θεοῦ, βάλε σεαυτὸν κάτω· γέγραπται
γὰρ ὅτι
τοῖς
ἀγγέλοις αὐτοῦ ἐντελεῖται περὶ σοῦ
καὶ
ἐπὶ χειρῶν ἀροῦσίν σε,
μήποτε
προσκόψῃς πρὸς λίθον τὸν πόδα σου.
7
ἔφη αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς· πάλιν γέγραπται·
οὐκ ἐκπειράσεις κύριον τὸν θεόν σου.
8
Πάλιν παραλαμβάνει αὐτὸν ὁ διάβολος
εἰς ὄρος ὑψηλὸν λίαν καὶ δείκνυσιν
αὐτῷ πάσας τὰς βασιλείας τοῦ κόσμου
καὶ τὴν δόξαν αὐτῶν 9 καὶ εἶπεν αὐτῷ·
ταῦτά σοι πάντα δώσω, ἐὰν πεσὼν
προσκυνήσῃς μοι. 10 τότε λέγει αὐτῷ
ὁ Ἰησοῦς· ὕπαγε, σατανᾶ· γέγραπται
γάρ· κύριον τὸν θεόν σου προσκυνήσεις
καὶ αὐτῷ μόνῳ λατρεύσεις.
11
Τότε ἀφίησιν αὐτὸν ὁ διάβολος, καὶ
ἰδοὺ ἄγγελοι προσῆλθον καὶ διηκόνουν
αὐτῷ. (Mt 4,1-11)
12
Καὶ εὐθὺς τὸ πνεῦμα αὐτὸν ἐκβάλλει
εἰς τὴν ἔρημον. 13 καὶ ἦν ἐν τῇ ἐρήμῳ
τεσσεράκοντα ἡμέρας πειραζόμενος
ὑπὸ τοῦ σατανᾶ, καὶ ἦν μετὰ τῶν
θηρίων, καὶ οἱ ἄγγελοι διηκόνουν
αὐτῷ. (Mk 1,12-13)
1
Ἰησοῦς δὲ πλήρης πνεύματος ἁγίου
ὑπέστρεψεν ἀπὸ τοῦ Ἰορδάνου καὶ
ἤγετο ἐν τῷ πνεύματι ἐν τῇ ἐρήμῳ 2
ἡμέρας τεσσεράκοντα πειραζόμενος
ὑπὸ τοῦ διαβόλου. Καὶ οὐκ ἔφαγεν
οὐδὲν ἐν ταῖς ἡμέραις ἐκείναις καὶ
συντελεσθεισῶν αὐτῶν ἐπείνασεν. 3
εἶπεν δὲ αὐτῷ ὁ διάβολος· εἰ υἱὸς
εἶ τοῦ θεοῦ, εἰπὲ τῷ λίθῳ τούτῳ ἵνα
γένηται ἄρτος. 4 καὶ ἀπεκρίθη πρὸς
αὐτὸν ὁ Ἰησοῦς· γέγραπται ὅτι οὐκ
ἐπ’ ἄρτῳ μόνῳ ζήσεται ὁ ἄνθρωπος.
5
Καὶ ἀναγαγὼν αὐτὸν ἔδειξεν αὐτῷ
πάσας τὰς βασιλείας τῆς οἰκουμένης
ἐν στιγμῇ χρόνου 6 καὶ εἶπεν αὐτῷ ὁ
διάβολος· σοὶ δώσω τὴν ἐξουσίαν
ταύτην ἅπασαν καὶ τὴν δόξαν αὐτῶν,
ὅτι ἐμοὶ παραδέδοται καὶ ᾧ ἐὰν θέλω
δίδωμι αὐτήν· 7 σὺ οὖν ἐὰν προσκυνήσῃς
ἐνώπιον ἐμοῦ, ἔσται σοῦ πᾶσα. 8 καὶ
ἀποκριθεὶς ὁ Ἰησοῦς εἶπεν αὐτῷ·
γέγραπται· κύριον τὸν θεόν σου
προσκυνήσεις καὶ αὐτῷ μόνῳ λατρεύσεις.
9
Ἤγαγεν δὲ αὐτὸν εἰς Ἰερουσαλὴμ καὶ
ἔστησεν ἐπὶ τὸ πτερύγιον τοῦ ἱεροῦ
καὶ εἶπεν αὐτῷ· εἰ υἱὸς εἶ τοῦ θεοῦ,
βάλε σεαυτὸν ἐντεῦθεν κάτω· 10 γέγραπται
γὰρ ὅτι
τοῖς
ἀγγέλοις αὐτοῦ ἐντελεῖται περὶ σοῦ
τοῦ
διαφυλάξαι σε
11
καὶ ὅτι
ἐπὶ
χειρῶν ἀροῦσίν σε,
μήποτε
προσκόψῃς πρὸς λίθον τὸν πόδα σου.
12
καὶ ἀποκριθεὶς εἶπεν αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς
ὅτι εἴρηται· οὐκ ἐκπειράσεις κύριον
τὸν θεόν σου.
13
Καὶ συντελέσας πάντα πειρασμὸν ὁ
διάβολος ἀπέστη ἀπ’ αὐτοῦ ἄχρι
καιροῦ. (Łk 4,1-13)
Dostrzegam
kamieniste pustkowie, które widziałam już po mojej lewej stronie w
wizji Chrztu Jezusa w Jordanie. Jednakże jestem chyba w głębi tego
pustkowia, bo nie widzę już pięknej rzeki o powolnych, lazurowych
wodach ani pasów zieleni, graniczących z jej obydwoma brzegami,
ożywianymi wodną arterią. Nie ma tu nic: tylko pustka, kamienie,
spalona ziemia, która stała się żółtawym pyłem. Cały czas
wiatr unosi ją małymi tumanami. Można by powiedzieć, że te
tumany są jak oddech [rozpalonych] gorączką ust, tak są suche i
gorące, męczące z powodu pyłu, jaki wprowadzają do nosa i
gardła. Tu i tam z rzadka widać cierniste krzaczki. Nie wiadomo,
jak mogą przetrwać na tej pustyni. Wyglądają jak kilka rzadkich
kępek włosów na czaszce łysego człowieka. Ponad pustynią –
niebo intensywnie niebieskie; w dole – ziemia wysuszona; wokół –
skały i cisza. To cała dostrzegana przeze mnie przyroda.
Olbrzymia
skała tworzy prymitywną grotę. Jezus siedzi na kamieniu
przyniesionym do środka, oparty o [skalną] ścianę. Odpoczywa od
palącego słońca. Osoba dająca mi wewnętrzne pouczenia wyjaśnia,
że ta skała, na której siedzi Jezus, służy Mu również za
klęcznik oraz za podgłówek, kiedy odpoczywa, owinięty w płaszcz,
w blasku gwiazd i w chłodzie nocy. Blisko Jezusa znajduje się
sakwa, którą – jak widziałam – zabierał odchodząc z
Nazaretu. Jest to cały Jego dobytek. Torba jest płaska, wnioskuję
więc, że jest pusta i nie ma w niej już tej odrobiny jedzenia,
którą włożyła Maryja.
Jezus
jest wychudzony i blady. Siedzi opierając łokcie o kolana, z
ramionami wyciągniętymi do przodu i złożonymi rękoma. Palce ma
splecione. Rozmyśla. Od czasu do czasu podnosi wzrok i rozgląda się
dookoła. Patrzy na słońce – prawie w zenicie na lazurze nieba.
Od czasu do czasu, szczególnie po spojrzeniu na okolicę, podnosi
oczy ku słońcu, zamyka je i wspiera się na skale służącej Mu za
oparcie, jakby miał zawroty głowy.
Widzę
pojawiającą się ohydną gębę szatana. Nie przybrał postaci, w
jakiej często go przedstawiamy: z rogami, ogonem... Można by rzec:
Beduin owinięty szatą i płaszczem przypominającym strój
maskaradowy. Na głowie ma turban, którego brzegi opadają mu aż na
ramiona rzucając cień na policzki. Widać więc jedynie wąski
trójkąt twarzy, bardzo brunatny, z wąskimi i wykrzywionymi
wargami, z oczyma czarnymi i głęboko osadzonymi, z których
wychodzą magnetyzujące błyski. Dwie źrenice, przenikające cię
aż do głębi serca, z których nie wyczyta się nic albo tylko
jedno słowo: tajemnica. Nie takie są oczy Jezusa, które także
fascynują blaskami przenikającymi aż do głębi serca. Jednak z
Jego oczu można wyczytać samą dobroć i miłość, którą ma do
ciebie. Spojrzenie Jezusa jest dla duszy pieszczotą, wzrok szatana –
podwójnym ostrzem, które przeszywa i pali.
Szatan
zbliża się do Jezusa: «Jesteś sam?»
Jezus
patrzy na niego i nie odpowiada.
«Gdybym
miał wodę w manierce, dałbym Ci, ale nic nie mam. Mój koń jest
wyczerpany i idę pieszo do rzeki. Tam się napiję i znajdę kogoś,
kto mi da chleba. Znam drogę. Chodź ze mną, a zaprowadzę Cię».
Jezus
nie podnosi już oczu.
«Nie
odpowiadasz? Czy wiesz, że jeśli tu zostaniesz, umrzesz? Wiatr już
się zrywa. Będzie huragan. Chodź».
Jezus
splata dłonie w niemej modlitwie.
«Ach!
Więc to Ty? Od dawna Cię szukam! A teraz od bardzo dawna Cię
obserwuję. Od chwili kiedy zostałeś ochrzczony. Wzywasz
Przedwiecznego? On jest bardzo daleko. Teraz jesteś na ziemi i
pośród ludzi. A dla ludzi ja jestem królem. Jednak budzisz we mnie
litość i chcę Ci pomóc, bo jesteś dobry i przyszedłeś się
poświęcić, po nic. Ludzie znienawidzą Cię z powodu Twej dobroci.
Oni rozumieją jedynie, czym jest złoto, żarcie i uciechy. Ofiara,
cierpienie, posłuszeństwo – to dla nich martwe słowa, bardziej
martwe niż ta ziemia tu w okolicy. Są jeszcze bardziej wyjałowieni
niż ten proch. Tu jedynie wąż może się ukryć, oczekując na
[sposobność] ukąszenia, oraz szakal, aby Cię rozszarpać.
Chodźmy. Chodź. Ludzie nie zasługują na to, by dla nich cierpieć.
Znam ich lepiej niż Ty».
Szatan
usiadł naprzeciw Jezusa. Przygląda Mu się dokładnie straszliwym
spojrzeniem i uśmiecha się wężowymi ustami. Jezus cały czas
milczy i modli się w duchu.
«Nie
ufasz mi. Jesteś w błędzie. Ja jestem mądrością ziemi. Mogę Ci
służyć za nauczyciela, aby Ci pomóc odnieść tryumf. Popatrz:
odnieść tryumf to takie ważne. Kiedy zdobyło się świat i kiedy
się go uwiodło, wtedy można go zaprowadzić, dokąd się chce.
Jednak najpierw trzeba być takim, jak im się podoba, zdobyć ich,
sprawić, że uwierzą w nasz podziw do nich, w to że podobnie
myślimy.
Jesteś
młody i piękny. Rozpocznij od [znalezienia] niewiasty. Zawsze
trzeba od niej rozpocząć. Pomyliłem się prowadząc kobietę do
nieposłuszeństwa. Powinienem był udzielić jej rad w inny sposób,
a wtedy uczyniłbym z niej lepsze narzędzie i zwyciężyłbym Boga.
Zbytnio się spieszyłem. Ale Ty! Pouczam Cię, bo był taki dzień,
kiedy patrzyłem na Ciebie z anielską radością i pozostała we
mnie resztka tej miłości. Posłuchaj mnie i skorzystaj z mego
doświadczenia. Znajdź sobie towarzyszkę. Tam gdzie nie dasz sobie
rady, jej się powiedzie. Jesteś nowym Adamem, powinieneś więc
mieć Swoją Ewę.
Jakże
będziesz mógł pojąć i leczyć choroby zmysłów, jeśli nie
dowiesz się, czym one są? Czyż nie wiesz, że kobieta jest
nasieniem, z którego rodzi się drzewo namiętności i pychy?
Dlaczego mężczyzna pragnie panować? Dlaczego chce bogactwa i
władzy? Po to, by posiąść kobietę. Ona jest jak skowronek.
Kobieta potrzebuje przyciągających ją świecidełek. Złoto i
panowanie – to dwie strony zwierciadła przyciągającego kobiety i
przyczyna nieszczęść świata. Popatrz! Pomiędzy tysiącem
różnorodnych występków jest co najmniej dziewięćset takich,
których korzeń stanowi głód posiadania kobiety lub też wola
kobiety palonej pragnieniem, którego mężczyzna jeszcze nie
zaspokoił lub już nie zaspokaja. Idź ku kobiecie, jeśli chcesz
wiedzieć, czym jest życie. Dopiero wtedy będziesz potrafił leczyć
i uzdrawiać choroby ludzkości.
Wiesz,
kobieta jest piękna! Na świecie nie ma nic piękniejszego.
Mężczyzna posiada zdolność myślenia i siłę. Jednak, kobieta!
Myśl o niej jest wonią, kontakt z nią jest pieszczotą kwiatów.
Jej wdzięk jest upajającym winem. Jej słabość jest w rękach
mężczyzny jak pasmo jedwabiu lub uczesane loki niemowlęcia.
Pieszczota jej jest siłą, która łączy się z naszą i rozpala.
Znika cierpienie, zmęczenie i troski, gdy spoczywamy obok niewiasty.
Ona jest w naszych ramionach jak bukiet kwiatów.
Ależ,
jakim jestem głupcem! Jesteś głodny, a ja mówię Ci o kobiecie.
Twoje siły są wyczerpane. Z tej przyczyny ten zapach ziemi, ten
kwiat stworzenia, ten owoc dający i wzbudzający miłość wydaje Ci
się bezwartościowy. Spójrz na te kamienie. Są okrągłe i
wypolerowane, ozłocone promieniami zachodzącego słońca. Czyż nie
przypominają chlebów? Tobie, Synowi Bożemu, wystarczy powiedzieć:
„Chcę”, aby stały się pachnącym chlebem, takim jak ten, który
o tej godzinie gospodynie wyciągają z pieca na rodzinny posiłek. A
te tak wysuszone akacje – jeśli tego zapragniesz – czyż nie
okryją się smacznymi owocami, daktylami słodkimi jak miód? Nasyć
się, Synu Boga. Jesteś przecież Panem ziemi, która pochyla się,
aby upaść do Twoich stóp i nasycić Twój głód.
Widzisz,
jak bledniesz i drżysz, gdy tylko słyszysz o chlebie. Biedny
Jezusie! Może jesteś za słaby i nie masz już siły nakazać, by
stał się cud? Czy chcesz, abym to uczynił dla Ciebie? Nie
dorównuję Ci mocą, lecz mogę coś zrobić. Przez jeden rok
wyrzeknę się mojej mocy i zgromadzę ją całą [teraz]. Chcę Ci
bowiem usłużyć, bo jesteś dobry. Zawsze pamiętam, że Ty jesteś
moim Bogiem, nawet jeśli teraz zawiniłem, nadając Ci to Imię.
Pomóż mi Swoją modlitwą, abym mógł...»
«Zamilknij!
‘Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które
pochodzi z ust Boga’».
Demona
porywa wściekłość. Zgrzyta zębami i zaściska pięści.
Opanowuje się i jego zęby rozluźniają się w lekkim uśmiechu.
«Rozumiem.
Jesteś ponad ziemskimi potrzebami i wzbudza w Tobie odrazę to, że
miałbym Ci służyć. Zasłużyłem na to. Chodź więc i popatrz,
co dzieje się w Domu Bożym. Zobacz: nawet kapłani nie odmawiają
sobie kompromisów co do ciała i ducha, są przecież tylko ludźmi,
a nie aniołami. Dokonaj więc cudu duchowego. Zaniosę Cię na
szczyt Świątyni i tam przemienisz się, [ukażesz się] cudownie
piękny. Potem wezwiesz zastępy aniołów i powiesz im, aby dla
Ciebie uczyniły ze swoich splecionych skrzydeł ścieżkę dla
Twoich stóp i aby Cię tak zniosły na główny dziedziniec. Niech
oni Cię ujrzą i niech sobie przypomną, że Bóg istnieje. Od czasu
do czasu konieczne są takie widowiska, bo człowiek ma bardzo krótką
pamięć, szczególnie w odniesieniu do rzeczy duchowych. Wiesz,
aniołowie będą szczęśliwi mogąc stać się podnóżkiem dla
Twoich stóp i drabiną, po której zejdziesz w dół!»
«Zostało
powiedziane: ‘Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga
twego’» [– odpowiada Jezus.]
«Rozumiesz,
że nawet Twoje ukazanie się nie zmieni tego wszystkiego i że
Świątynia nadal będzie targowiskiem i zgnilizną. Twoja Boska
mądrość wie, że serca sług Świątyni są siedliskiem żmij,
pożerających się wzajemnie dla zdobycia władzy. Dla ich
ujarzmienia potrzeba jedynie ludzkiej mocy.
Chodź
zatem i uwielbij mnie, a dam Ci ziemię. Aleksander, Cyrus, Cezar,
wszyscy wielcy zdobywcy z przeszłości lub ci jeszcze żyjący będą
wydawać się zwykłymi naczelnikami karawan przy Tobie. Będziesz
bowiem miał wszystkie królestwa ziemskie pod Twym berłem, a wraz z
nimi wszystkie bogactwa, wszystkie wspaniałości ziemi, kobiety i
konie, żołnierzy i świątynie. Wszędzie będziesz mógł wznieść
Twój znak, kiedy zostaniesz Królem królów i Panem świata. Wtedy
lud i kapłani będą Ci posłuszni i będą Cię słuchać.
Wszystkie stany oddadzą Ci pokłon i będą Ci usługiwać, będziesz
bowiem najpotężniejszym, jedynym Panem.
Przez
jedną chwilę mnie adoruj! Ugaś moje pragnienie bycia adorowanym!
To ono mnie zgubiło. Pozostało jednak we mnie i pali mnie.
Płomienie piekielne są orzeźwiającym powietrzem poranka w
porównaniu z żarem, który pali mnie wewnątrz. To jest moje
piekło: to pragnienie. Przez jedną chwilę, przez jeden moment, o
Chrystusie, Ty, który jesteś taki dobry! Jedna chwila radości dla
Wiecznie Udręczonego! Daj mi odczuć, co oznacza być Bogiem, a będę
Ci oddany, posłuszny jak niewolnik przez całe życie, we wszystkich
Twoich przedsięwzięciach. Przez jedną chwilę! Przez jeden mały
moment, a już więcej nie będę Cię zadręczać!»
Szatan
rzuca się błagalnie na ziemię. Jezus, przeciwnie – powstał.
Wychudzony po dniach postu wydaje się jeszcze wyższy. Twarz Jego
jest przerażająca z powodu surowości i mocy. Jego oczy są jak dwa
płonące szafiry. Głos brzmi jak grzmot, który odbija się w
zagłębieniach skały i roznosi się po kamieniach i wysuszonej
ziemi, gdy mówi:
«Idź
precz, szatanie! Napisane jest: ‘Panu, Bogu swemu, będziesz
oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz’».
Szatan
z rozdzierającym krzykiem potępieńca i niewyrażalnej nienawiści,
wstaje w podskoku. Ma straszny wygląd z powodu wściekłości i cała
jego postać dymi. Potem znika z nowym skowytem przekleństwa.
Jezus
siada. Zmęczony opiera głowę z tyłu o skałę. Wydaje się być u
kresu sił. Poci się. Jednak nadchodzą anielskie postacie i
skrzydłami odnawiają powietrze w zabijającym żarze [panującym] w
grocie, oczyszczając je i odświeżając. Jezus otwiera oczy i
uśmiecha się. Nie widzę, żeby jadł. Można by powiedzieć, że
karmi się zapachem Raju i dzięki niemu nabiera sił.
Słońce
znika po zachodzie. Jezus bierze pustą sakwę i wychodzi w
towarzystwie aniołów, unoszących się nad Nim i oświetlających
Mu [drogę] delikatnym światłem. Noc zapada bardzo szybko. Jezus
kieruje się ku wschodowi, a właściwie idzie w kierunku
północno-wschodnim. Odzyskał normalny sposób zachowania się,
Swój pewny krok. Jako pamiątka po długim poście pozostał Mu
jedynie wygląd bardziej ascetyczny, z powodu wychudzonej i bladej
twarzy oraz oczu zachwyconych radością, która nie pochodzi z tej
ziemi. (II, 5: 24
lutego 1944. A, 2044-2057)
«Oto
jesteśmy na miejscu, na które chciałem was przyprowadzić».
Odwracam
się. Widzę za mną Jana, Szymona i Judasza, blisko kamienistego
stoku góry, do którego prowadzi ścieżka... Trzeba by raczej
powiedzieć: tam, gdzie długa praca wód w deszczowych porach
spowodowała erozję wapiennych [skał], żłobiąc ledwo widoczny
wielki kanał, służący wodom spływającym z góry i będący
teraz drogą raczej dla dzikich kozłów niż dla ludzi. Jezus patrzy
wokół i powtarza:
«To
tu chciałem was przyprowadzić. Tu Chrystus przygotował się do
Swojej misji».
«Ależ
tu nic nie ma!» [– wykrzykuje Judasz]
«Nic
nie ma, jak powiedziałeś».
«Z
kim byłeś?»
«Z
Moim Duchem i z Ojcem».
«A!
To był postój na kilka godzin!» [– mówi Judasz]
«Nie,
Judaszu, nie na kilka godzin, lecz na wiele dni...»
«Kto
Ci usługiwał? Gdzie spałeś?»
«Moim
sługami były dzikie osły, które przychodziły spać nocą w swej
jamie... w tej samej, w której również Ja się schroniłem. Miałem
na Swych usługach orły, które mówiły Mi: „Nastał dzień”,
gdy z dzikimi odgłosami wyruszały na polowanie. Moimi przyjaciółmi
były małe zajączki, przychodzące skubać dziką trawę u Moich
stóp... Moim pożywieniem i napojem było to, co stanowi pokarm i
napój dzikich kwiatów: nocna rosa, a [w dzień] – światło
słońca. Nic więcej».
«Ale,
po co?» [– pyta Judasz]
«Po
to, aby się dobrze przygotować, jak powiedziałeś, do Mojej
misji. Rzeczy dobrze przygotowane wieńczy powodzenie. Tak
powiedziałeś. A Moja
sprawa nie należy do małych, niepotrzebnych spraw [polegających
na] postawieniu Siebie w świetle: Mnie, Pana panów. Polega ona na
tym, by dać ludziom pojąć, kim jest Pan, i dzięki temu
zrozumieniu sprawić, że pokochają Go w duchu prawdy. Nędzny to
sługa Pana, który myśli o swoim sukcesie, a nie o tryumfie Boga!
Kto szuka wyciągnięcia z tego korzyści, kto myśli o wzniesieniu
się na tron wykonany... o! wykonany z Bożych spraw – poniżonych
aż do walania się po ziemi tego, co jest sprawą Niebios... ten nie
jest już sługą, nawet jeśli na takiego wygląda. To kupiec,
handlarz, istota obłudna, która sama siebie zwodzi, oszukuje ludzi
i pragnie oszukać Boga... To nieszczęśnik, który uważa siebie za
księcia, a jest niewolnikiem... niewolnikiem demona – swego króla
i swego pana kłamstwa. Tu, w tej kryjówce, Chrystus przez wiele dni
żył w umartwieniu i na modlitwie, aby się przygotować do Swojej
misji».
(…)
«Tu
przyszedłem. Wziąłem Moją duszę Syna człowieczego i sam ją
obrabiałem przez ostatnie dotknięcia, kończąc pracę trzydziestu
lat uniżenia i przygotowania, aby doskonale rozpocząć Moją
posługę».
(…)
«Tak,
ten pobyt się skończył. Ten pobyt. Wtedy trwał czterdzieści
dni... I jeszcze raz wam powtarzam: wtedy na tych wzgórzach była
zima... i nie miałem jedzenia. Było trochę trudniej niż tym
razem, prawda? Wiem, że cierpieliście i teraz. Odrobina [żywności],
jaką mieliśmy i jaką wam dawałem, była niczym szczególnym dla
[zaspokojenia] młodzieńczych apetytów. To było w sam raz, by
zapobiec przewróceniu się ze słabości. Wody było jeszcze mniej z
powodu skwarnego upału dnia. Mówicie, że nie było go w zimie.
Tak, ale wtedy suchy wiatr, zstępujący ze szczytu, palił płuca.
[Kiedy] wznosił się z równiny, przynosił pustynny pył i wysuszał
jeszcze bardziej niż ten letni upał, który można złagodzić
ssaniem kwaskowatych owoców, prawie już dojrzałych. Wtedy góra
dawała jedynie wiatr i zniszczone mrozem trawy wokół szkieletów
akacji.
Nie
dałem wam wszystkiego [do jedzenia]. Zachowałem ostatnie chleby i
ostatni ser z ostatnią manierką na powrót... Wiem, czym był
powrót w stanie wyczerpania, w jakim się znalazłem po samotności
na pustyni... Zbierzmy nasze rzeczy i chodźmy. Noc jest jeszcze
jaśniejsza niż wtedy, gdy [tu] przybyliśmy. Nie ma księżyca,
lecz niebo iskrzy się światłem. Chodźmy. Zachowajcie wspomnienie
tego miejsca. Umiejcie przypomnieć sobie, w jaki sposób Chrystus
przygotował się i jak przygotowują się apostołowie. Tak się
przygotowują apostołowie, jak o tym pouczałem». (II, 44: 17
stycznia 1945. A, 4213-4229)
Vedo
la solitudine pietrosa già vista alla mia sinistra nella visione del
battesimo di Gesù al Giordano. Però devo essere molto addentrata in
essa, perché non vedo affatto il bel fiume lento e azzurro, né la
vena di verde che lo costeggia alle sue due rive, come alimentata da
quell'arteria d'acqua. Qui solo solitudine, pietroni, terra talmente
arsa da esser ridotta a polvere giallastra, che ogni tanto il vento
solleva con piccoli vortici, che paion fiato di bocca febbrile tanto
sono asciutti e caldi. E tormentosi per la polvere che penetra con
essi nelle narici e nelle fauci. Molto rari, qualche piccolo
cespuglio spinoso, non si sa come resistente in quella desolazione.
Sembrano ciuffetti di superstiti capelli sulla testa di un calvo.
Sopra, un cielo spietatamente azzurro; sotto, il suolo arido;
intorno, massi e silenzio. Ecco quanto vedo come natura.
Addossato
ad un enorme pietrone, che per la sua forma, fatta su per giù così
come mi sforzo a disegnarla, fa un embrione di grotta, e seduto su un
sasso trascinato nell'incavo, al punto +, sta Gesù. Si ripara così
dal sole cocente. E l'interno ammonitore mi avverte che quel sasso,
su cui ora siede, è anche il suo inginocchiatoio e il suo guanciale
quando prende le brevi ore di riposo avvolto nel suo mantello, al
lume delle stelle e all'aria fredda della notte. Infatti là presso è
la sacca che gli ho visto prendere prima di partire da Nazareth.
Tutto il suo avere. E, dal come si piega floscia, comprendo che è
vuota del poco cibo che vi aveva messo Maria.
Gesù
è molto magro e pallido. Sta seduto con i gomiti appoggiati ai
ginocchi e gli avambracci sporti in avanti, con le mani unite ed
intrecciate nelle dita. Medita. Ogni tanto solleva lo sguardo e lo
gira attorno e guarda il sole alto, quasi a perpendicolo, nel cielo
azzurro. Ogni tanto, e specie dopo aver girato lo sguardo attorno e
averlo alzato verso la luce solare, chiude gli occhi e si appoggia al
masso, che gli fa da riparo, come preso da vertigine.
Vedo
apparire il brutto ceffo di Satana. Non che si presenti nella forma
che noi ce lo raffiguriamo, con corna, coda, ecc. ecc. Pare un
beduino avvolto nel suo vestito e nel suo mantellone, che pare un
domino da maschera. Sul capo il turbante, le cui falde bianche
scendono a far riparo sulle spalle e lungo i lati del viso. Di modo
che di questo appare un breve triangolo molto bruno, dalle labbra
sottili e sinuose, dagli occhi nerissimi e incavati, pieni di
bagliori magnetici. Due pupille che ti leggono in fondo al cuore, ma
nelle quali non leggi nulla, o una sola parola: mistero. L'opposto
dell'occhio di Gesù, tanto magnetico e fascinatore anche esso, che
ti legge in cuore, ma nel quale leggi anche che nel suo cuore è
amore e bontà per te. L'occhio di Gesù è una carezza sull'anima.
Questo è come un doppio pugnale che ti perfora e brucia.
Si
avvicina a Gesù: «Sei solo?».
Gesù
lo guarda e non risponde.
«Come
sei capitato qui? Ti sei sperduto?».
Gesù
lo guarda da capo e tace.
«Se
avessi dell'acqua nella borraccia, te la darei. Ma ne sono senza
anche io. M'è morto il cavallo e mi dirigo a piedi al guado. Là
berrò e troverò chi mi dà un pane. So la via. Vieni con me. Ti
guiderò».
Gesù
non alza più neppure gli occhi.
«Non
rispondi? Sai che, se resti qui, muori? Già si leva il vento. Sarà
bufera. Vieni».
Gesù
stringe le mani in muta preghiera.
«Ah!
sei proprio Tu, dunque? È tanto che ti cerco! Ed ora è tanto che ti
osservo. Dal momento che sei stato battezzato. Chiami l'Eterno? È
lontano. Ora sei sulla terra ed in mezzo agli uomini. E negli uomini
regno io. Pure mi fai pietà e ti voglio soccorrere, perché sei
buono e sei venuto a sacrificarti per nulla. Gli uomini ti odieranno
per la tua bontà. Non capiscono che oro e cibo, e senso. Sacrificio,
dolore, ubbidienza, sono parole morte per loro più di questa terra
che ci è d'intorno. Essi sono aridi più ancora di questa polvere.
Solo il serpe può nascondersi qui, attendendo di mordere, e lo
sciacallo di sbranare. Vieni via. Non merita soffrire per loro. Li
conosco più di Te».
Satana
si è seduto di fronte a Gesù e lo fruga col suo sguardo tremendo, e
sorride con la sua bocca di serpe. Gesù tace sempre e prega
mentalmente.
«Tu
diffidi di me. Fai male. Io sono la sapienza della terra. Ti posso
esser maestro per insegnarti a trionfare. Vedi: l'importante è
trionfare. Poi, quando ci si è imposti e si è affascinato il mondo,
allora lo si conduce anche dove si vuole noi. Ma prima bisogna essere
come piace a loro. Come loro. Sedurli facendo loro credere che li
ammiriamo e li seguiamo nel loro pensiero.
Sei
giovane e bello. Comincia dalla donna. È sempre da essa che si deve
incominciare. Io ho sbagliato inducendo la donna alla disubbidienza.
Dovevo consigliarla per altro modo. Ne avrei fatto uno strumento
migliore e avrei vinto Dio. Ho avuto fretta. Ma Tu! Io t'insegno,
perché c'è stato un giorno che ho guardato a Te con giubilo
angelico, e un resto di quell'amore è rimasto (giubilo e amore sono
riferiti agli angeli, spiriti puri, la cui creazione e la cui
funzione (che esclude il privilegio, riservato all’uomo, di poter
cooperare alla redenzione, Vol 2 Cap 96) saranno illustrate nel Vol 4
Cap 266 e in nota nel Vol 6 Cap 428. Lucifero, in quanto angelo
ribelle, aveva avuto in origine le prerogative angeliche. Della sua
caduta o cacciata dal Cielo, che sembra adombrata in Isaia 14, 12,
l’opera valtortiana tratta almeno nel Cap 17-69 Vol 2 Cap 96-131
Vol 4 Cap 244-265 Vol 5 Cap 317 Vol 6 Cap 414 Vol 7 Cap
448-483-486-487 (colpa degli angeli ribelli senza speranza di
redenzione) Vol 8 Cap 507-515-537.In merito al presente passo delle
tentazioni di Gesù, il carattere serpentino di Lucifero si rivela
qui in pieno. Ogni parola è menzogna e vorrebbe essere seduzione.
Anche il dire che in lui è ancora un resto d’amore, mentre l’odio
e l’odio solo, verso Dio, il Cristo e l’uomo, lo spinge a questo
tentativo di rovinare e distruggere il frutto dell’incarnazione.
Odia tanto che la sua malizia diviene stoltezza: la stoltezza di
pensare di poter far peccare il Cristo. Come Michele è il nome del
principe degli angeli, nota al Vol 6 Cap 376, così Lucifero è
diventato, insieme con Satana e Belzebù, uno dei nomi del principe
dei demoni; e nel Vol 4 Cap 243 viene immedesimato con il serpente
tentatore. Altri nomi demoniaci sono Mammona, personificazione della
ricchezza materiale, e Leviathan, vedi nota nel Vol 4 Cap 254), ma Tu
ascoltami ed usa della mia esperienza. Fàtti una compagna. Dove non
riuscirai Tu, essa riuscirà. Sei il nuovo Adamo: devi avere la tua
Eva.
E
poi, come puoi comprendere e guarire le malattie del senso se non sai
che cosa sono? Non sai che è lì il nocciolo da cui nasce la pianta
della cupidità e della prepotenza? Perché l'uomo vuole regnare?
Perché vuole essere ricco, potente? Per possedere la donna. Questa è
come l'allodola. Ha bisogno del luccichìo per essere attirata. L'oro
e la potenza sono le due facce dello specchio che attirano le donne e
le cause del male nel mondo. Guarda: dietro a mille delitti dai volti
diversi ce ne sono novecento almeno che hanno radice nella fame del
possesso della donna o nella volontà di una donna, arsa da un
desiderio che l'uomo non soddisfa ancora o non soddisfa più. Vai
dalla donna se vuoi sapere cosa è la vita. E solo dopo saprai curare
e guarire i morbi della umanità.
È
bella, sai, la donna! Non c'è nulla di più bello nel mondo. L'uomo
ha il pensiero e la forza. Ma la donna! Il suo pensiero è un
profumo, il suo contatto è carezza di fiori, la sua grazia è come
vino che scende, la sua debolezza è come matassa di seta o ricciolo
di bambino nelle mani dell'uomo, la sua carezza è forza che si
rovescia sulla nostra e la accende. Si annulla il dolore, la fatica,
il cruccio quando si posa presso una donna, ed essa è fra le nostre
braccia come un fascio di fiori.
Ma
che stolto che sono! Tu hai fame e ti parlo della donna. La tua
vigoria è esausta. Per questo, questa fragranza della terra, questo
fiore del creato, questo frutto che dà e suscita amore, ti pare
senza valore. Ma guarda queste pietre. Come sono tonde e levigate,
dorate sotto al sole che scende. Non sembrano pani? Tu, Figlio di
Dio, non hai che dire: "Voglio", perché esse divengano
pane fragrante come quello che ora le massaie levano dal forno per la
cena dei loro familiari. E queste acacie così aride, se Tu vuoi, non
possono empirsi di dolci pomi, di datteri di miele? Satollati, o
Figlio di Dio! Tu sei il Padrone della terra. Essa si inchina per
mettere ai tuoi piedi se stessa e sfamare la tua fame.
Lo
vedi che impallidisci e vacilli solo a sentir nominare il pane?
Povero Gesù! Sei tanto debole da non potere più neppure comandare
al miracolo? Vuoi che lo faccia io per Te? Non ti sono a paro. Ma
qualcosa posso. Starò privo per un anno della mia forza, la radunerò
tutta, ma ti voglio servire, perché Tu sei buono ed io sempre mi
ricordo che sei il mio Dio, anche se ora ho demeritato di chiamarti
tale. Aiutami con la tua preghiera perché io possa... ».
«Taci.
"Non di solo pane vive l'uomo, ma di ogni parola che viene da
Dio"».
Il
demonio ha un sussulto di rabbia. Digrigna i denti e stringe i pugni.
Ma si contiene e volge il digrigno in sorriso.
«Comprendo.
Tu sei sopra le necessità della terra e hai ribrezzo a servirti di
me. L'ho meritato. Ma vieni, allora, e vedi cosa è nella Casa di
Dio. Vedi come anche i sacerdoti non ricusano di venire a transazioni
fra lo spirito e la carne. Perché infine sono uomini e non angeli.
Compi un miracolo spirituale. Io ti porto sul pinnacolo del Tempio e
Tu trasfigurati in bellezza lassù, e poi chiama le coorti di angeli
e di' che facciano delle loro ali intrecciate pedana al tuo piede e
ti calino così nel cortile principale. Che ti vedano e si ricordino
che Dio è. Ogni tanto è necessario manifestarsi, perché l'uomo ha
una memoria tanto labile, specie in ciò che è spirituale. Sai come
gli angeli saranno beati di far riparo al tuo piede e scala a Te che
scendi!».
«"Non
tentare il Signore Iddio tuo" è detto».
«Comprendi
che anche la tua apparizione non muterebbe le cose, e il Tempio
continuerebbe ad esser mercato e corruzione. La tua divina sapienza
lo sa che i cuori dei ministri del Tempio sono un nido di vipere, che
si sbranano e sbranano pur di predominare. Non sono domati che dalla
potenza umana.
E
allora, vieni. Adorami. Io ti darò la terra. Alessandro, Ciro,
Cesare, tutti i più grandi dominatori passati o viventi saranno
simili a capi di meschine carovane rispetto a Te, che avrai tutti i
regni della terra sotto il tuo scettro. E, coi regni, tutte le
ricchezze, tutte le bellezze della terra, e donne, e cavalli, e
armati e templi. Potrai alzare dovunque il tuo Segno, quando sarai Re
dei re e Signore del mondo. Allora sarai ubbidito e venerato dal
popolo e dal sacerdozio. Tutte le caste ti onoreranno e ti
serviranno, perché sarai il Potente, l'Unico, il Signore.
Adorami
un attimo solo! Levami questa sete che ho d'esser adorato! È quella
che mi ha perduto. Ma è rimasta in me e mi brucia. Le vampe
dell'inferno sono fresca aria del mattino rispetto a questo ardore
che mi brucia l'interno. È il mio inferno, questa sete. Un attimo,
un attimo solo, o Cristo, Tu che sei buono! Un attimo di gioia
all'eterno Tormentato! Fàmmi sentire cosa voglia dire essere dio e
mi avrai devoto, ubbidiente come servo per tutta la vita, per tutte
le tue imprese. Un attimo! Un solo attimo, e non ti tormenterò
più!».
E
Satana si butta in ginocchio, supplicando.
Gesù
si è alzato, invece. Divenuto più magro in questi giorni di
digiuno, sembra ancora più alto. Il suo volto è terribile di
severità e potenza. I suoi occhi sono due zaffiri che bruciano. La
sua voce è un tuono, che si ripercuote contro l'incavo del masso e
si sparge sulla sassaia e la piana desolata, quando dice: «Va' via,
Satana. È scritto: "Adorerai il Signore Iddio tuo e servirai
Lui solo"!».
Satana,
con un urlo di strazio dannato e di odio indescrivibile, scatta in
piedi, tremendo a vedersi nella sua furente, fumante persona. E poi
scompare con un nuovo urlo di maledizione.
Gesù
si siede stanco, appoggiando indietro il capo contro il masso. Pare
esausto. Suda. Ma esseri angelici vengono ad alitare con le loro ali
nell'afa dello speco, purificandola e rinfrescandola. Gesù apre gli
occhi e sorride. Io non lo vedo mangiare. Direi che Egli si nutre
dell'aroma del Paradiso e ne esce rinvigorito.
Il
sole scompare a ponente. Egli prende la vuota bisaccia e,
accompagnato dagli angeli, che fanno una mite luce sospesi sul suo
capo mentre la notte cala rapidissima, si avvia verso est, meglio
verso nord-est. Ha ripreso la sua espressione abituale, il passo
sicuro. Solo resta, a ricordo del lungo digiuno, un aspetto più
ascetico nel volto magro e pallido e negli occhi, rapiti in una gioia
non di questa Terra. (1, 46)
«Ed
eccoci giunti dove volevo».
Mi
volgo. Lo vedo alle mie spalle, fra Giovanni, Simone e Giuda, presso
la costa rocciosa del monte, là dove giunge un sentiero... sarebbe
meglio dire: là dove un lungo lavoro di acque, nei mesi di pioggia,
ha graffiato il calcare scavando nei secoli un canale appena
disegnato, che sarà scolo alle acque delle cime e che ora è via per
le capre selvatiche più che per gli uomini. Gesù si guarda intorno
e ripete: «Sì, qui vi volevo portare. Qui il Cristo si è preparato
alla sua missione».
«Ma
qui non c’è nulla!».
«Non
c'è nulla, l'hai detto».
«Con
chi eri?».
«Col
mio spirito e col Padre».
«Ah!
fu sosta di poche ore!».
«No,
Giuda. Non di poche ore. Di molti giorni...».
«Ma
chi ti serviva? Dove dormisti?».
«Avevo
a servi gli onagri che nella notte venivano a dormire nella loro
tana... in questa, dove Io pure m'ero intanato... Avevo a serve le
aquile che mi dicevano: "È giorno" col loro grido aspro,
partendo per la preda. Avevo ad amici le piccole lepri che venivano a
rodere le erbe selvagge quasi ai miei piedi... Mi era cibo e bevanda
ciò che è cibo e bevanda del fiore selvaggio: la rugiada notturna,
la luce del sole. Non altro».
«Ma
perché?».
«Per
prepararmi bene, come tu dici, alla mia missione. Le cose ben
preparate riescono bene. Tu lo hài detto. E la mia cosa non era la
piccola, inutile cosa di far brillare Me, Servo del Signore, ma di
far comprendere agli uomini ciò che è il Signore e, attraverso
questa comprensione, farlo amare in spirito di verità. Misero quel
servo del Signore che pensa al suo trionfo e non a quello di Dio! Che
cerca averne utile, che sogna mettersi in alto su un trono fatto...
oh! fatto degli interessi di Dio, avviliti sino a toccare il suolo,
essi che sono celesti interessi. Non è più servo, costui, anche se
ne ha l'aspetto esterno. È un mercante, un trafficante, un falso che
inganna sé, gli uomini e vorrebbe ingannare Dio... uno sciagurato
che si crede principe ed è schiavo... E’ del Demonio, il suo re di
menzogna. Qui, in questa tana, il Cristo per molti giorni visse di
macerazioni e preghiera per prepararsi alla sua missione».
(…)
«Qui
sono venuto. Ho preso la mia anima di Figlio dell'uomo e me la sono
lavorata con gli ultimi tocchi, finendo il lavoro di trent'anni di
annichilimento e di preparazione per andare perfetto al mio
ministero».
(…)
«Sì.
La sosta è finita. Questa sosta. L'altra volta durò quaranta
giorni... E vi dico ancora: era ancora inverno su questi pendii... e
non avevo cibo. Un poco più difficile di questa volta, non è vero?
So che avete sofferto anche ora. Il poco che avevamo e che vi davo
era nulla, specie per la fame dei giovani. Era sufficiente solo a non
farvi cadere languenti. L'acqua ancor meno.
Il
calore è torrido nel giorno. E voi direte che ciò non c'era
nell'inverno. Ma allora c'era un vento secco, che scendeva bruciando
i polmoni da quella cima e saliva da quella bassura carico di polvere
desertica e asciugava più ancora di questo calore estivo, a cui può
dare sollievo succhiare questi aciduli frutti che quasi son maturi.
Allora
il monte non dava che vento ed erbe bruciate dal gelo intorno alle
acacie scheletrite. Non vi ho dato tutto, perché ho serbato gli
ultimi pani e l'ultimo formaggio con l'ultima ghirba per il
ritorno...
Io
so cosa fu il ritorno, esausto come ero, nella solitudine del
deserto...
Raccogliamo
le nostre cose e andiamo. La notte è ancor più chiara di quella che
qui ci condusse. Non vi è luna. Ma il cielo piove luce. Andiamo.
Ricordatevi
questo posto. Sappiate ricordare come si preparò Cristo e come si
preparano gli apostoli. Come Io insegno si preparino gli apostoli».
(2, 80)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis
grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład
polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez
Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał
Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz.
1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6:
2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis
włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato
rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
W polskim przekładzie „Poematu Boga-Człowieka”, w miejscu opisującym kuszenie Jezusa przez szatana, jest pewien błąd – nierozsądne wyrażenie. Na początku, tam gdzie przetłumaczono: „Od dawna Cię szukam! A teraz od bardzo dawna Cię obserwuję. Od chwili kiedy zostałeś ochrzczony”, powinno być raczej: „Ileż na Ciebie czekam! A teraz, ileż ci się przyglądam. Od chwili, kiedy zostałeś ochrzczony”. (È tanto che ti cerco! Ed ora è tanto che ti osservo. Dal momento che sei stato battezzato.)
OdpowiedzUsuńOdnośnie czasu Adwentu, zobacz, że nawet szatan oczekiwał tutaj przyjścia Chrystusa. Ale nie tak, jak ten, który oczekuje Zbawiciela – nie tak, jak łania pragnąca wody ze strumieni – ale jak zawodnik mający stanąć do walki z mistrzem świata. Dla szatana, który stale siebie łudzi, jest to tylko kolejna gra, kolejna walka, ciekawa rozgrywka, wielkie wyzwanie. Nie wie jednak, że właśnie staje do walki z samym Bogiem. Wciąż siebie łudzi i nie uznaje Boga w człowieku.