Potem
Jezus i uczniowie Jego udali się do ziemi judzkiej. Tam z nimi
przebywał i udzielał chrztu. (J 3,22)
Μετὰ
ταῦτα ἦλθεν ὁ Ἰησοῦς καὶ οἱ μαθηταὶ
αὐτοῦ εἰς τὴν Ἰουδαίαν γῆν καὶ ἐκεῖ
διέτριβεν μετ’ αὐτῶν καὶ ἐβάπτιζεν.
(J 3,22)
[Mówi Łazarz, brat Marty:] Marto,
Jezus schroni się na równinie Pięknej Rzeki.100
Z piękna ma tylko żyzność ziemi. Dom to owczarnia, ale On chce
skromnego domu. Trzeba tam zanieść wszystko, co konieczne. Wydaj
polecenia – ty, tak dzielna! (II, 84: 25 lutego 1945. A,
4589-4595)
Gdyby
porównać ten mały, niski wiejski dom z domem w Betanii, to
rzeczywiście jest on owczarnią, jak powiedział Łazarz. Jednak
jeśli porówna się go z domami wieśniaków Dorasa, to jest to dość
ładna siedziba. Bardzo niski i bardzo obszerny, solidnie zbudowany.
Jest
w nim kuchnia, to znaczy kominek w izbie całkowicie zadymionej,
gdzie znajduje się stół, stołki, amfory i wiejska półka na
talerze i kubki. Szerokie drzwi z surowego drewna służą za wejście
i pozwalają przedostać się światłu. Dalej – na tej samej
ścianie, na której się one znajdują – jest troje innych drzwi.
Przez nie wchodzi się do trzech wielkich izb, długich i wąskich, o
ścianach pobielonych wapnem. Tak jak w kuchni podłoga jest tu z
ubitej ziemi. W dwóch pokojach są teraz niskie posłania. Można by
powiedzieć: małe sypialnie. Liczne haki umieszczone w murach
wskazują, że zaczepiano na nich narzędzia i być może worki z
produktami rolnymi. Teraz służą za wieszaki i zaczepia się na
nich torby. Trzecia izba (to raczej korytarz niż pokój, bo długość
jest nieproporcjonalna do szerokości) jest pusta. Musiała też
służyć za schronienie dla zwierząt, gdyż jest tam żłób i
pierścienie w murze. Widać tam również charakterystyczne dziury w
ziemi uderzanej przez okute kopyta. Obecnie nie ma tam nic.
Na
zewnątrz, blisko tego ostatniego pomieszczenia, jest długi wiejski
portyk. Okrywa go dach z faszyny i łupków, wsparty na pniach drzew
lekko ociosanych. Właściwie nie jest to portyk. To tylko
jednospadowy dach, otwarty z trzech stron. Dwie mają po dziesięć
metrów, trzecia – nie więcej niż pięć. W lecie winorośl
rozpościera pewnie gałęzie z jednego pnia na drugi od strony
południowej. Teraz liście opadły i widać konary podobne do
szkieletów. Jest też – również pozbawiony liści – ogromny
figowiec, który w lecie ocienia zbiornik [wody znajdujący się]
pośrodku placu. Zrobiono go, by poić zwierzęta. Na boku –
prymitywna studnia lub raczej dziura w ziemi, słabo zaznaczona przez
koło z płaskich i białych kamieni.
Oto
dom przyjmujący Jezusa i Jego uczniów w miejscu nazywanym [doliną]
„Pięknej Rzeki”. Są też pola. Łąki i winnice otaczają dom.
W odległości około trzydziestu metrów (nie należy jednak brać
moich określeń [odległości] jako prawd wiary) widać inny dom
pośród pól – piękniejszy bo z tarasem, którego ten nie ma.
Dalej za domem jest zagajnik z drzew oliwnych i innych, po części
ogołoconych. Niektóre drzewa posiadają liście, zasłaniające
widok. (II, 85: 26 lutego 1945. A, 4595-4606)
[Mówi Jezus:] «Pismo
mówi, że Pan objawił się na Synaju w całej Swej straszliwej
potędze, aby poprzez to powiedzieć: „Ja jestem Bogiem. Oto Moja
wola. Oto błyskawice gotowe dla tych, którzy się buntują
przeciwko woli Bożej.” Zostało zakazane, by ktokolwiek z ludu
wstępował kontemplować Tego, Który Jest. Kapłani mieli się
oczyścić, zanim zbliżą się do granicy ustalonej przez Boga, aby
nie zostali porażeni. Był to bowiem czas sprawiedliwości i próby.
Niebiosa były zamknięte jakby przez kamień położony na misterium
Nieba i na gniewie Bożym. Winnych synów uderzały z Niebios jedynie
strzały sprawiedliwości. Ale teraz – nie. Teraz Sprawiedliwy
przyszedł wypełnić całą sprawiedliwość. Nadszedł czas, w
którym, bez gromów i bez granic, Słowo Boże mówi do człowieka,
aby dać mu Łaskę i Życie.
Pierwsze
słowo Ojca i Pana jest następujące:
„Ja
jestem Panem, twoim Bogiem”.
Nie
ma chwili dnia, kiedy by to słowo nie brzmiało i nie było
ujawniane przez głos i palec Boży. Gdzie? Wszędzie... Wszystko je
wciąż powtarza. Od trawy aż po gwiazdę, od wody po ogień, od
wełny po pokarm, od światła po ciemności, od zdrowia po chorobę,
od bogactwa po biedę. Wszystko mówi: „Jam jest Pan”. To dzięki
Mnie to masz. Jedna z Moich myśli daje ci to, inna to odbiera. Nie
ma potężnej armii ani obrony, która pozwoliłaby ci umknąć przed
Moją wolą”. Ona woła w głosie wiatru, śpiewa w szumie
wody, rozszerza się w zapachu kwiatów. Ona uderza szczyty gór.
Szemrze, mówi, wzywa, krzyczy w sumieniach: „Ja jestem Panem,
twoim Bogiem”.
Nigdy
o tym nie zapominajcie! Nie zamykajcie waszych oczu, uszu, nie
tłumcie waszego sumienia, by nie słyszeć tego słowa. Ono przecież
istnieje. Nadchodzi czas, kiedy to słowo przychodzi, wypisane
ognistym palcem Boga na murze sali biesiadnej lub na rozwścieczonych
falach morskich, na roześmianych wargach dziecka lub na bladym
[obliczu] starca, który wkrótce umrze, na pachnącej róży lub w
odorze grobu. Nadchodzi czas, kiedy – w upojeniu winem i
radościami, w wirze spraw, w spoczynku nocy, w samotnym spacerze –
podnosi się głos i słowo mówiące: „Jam jest Pan, twój Bóg”.
Nic go nie doprowadzi do zamilknięcia: ani to ciało, które
pożądliwie całujesz, ani ten pokarm, który żarłocznie połykasz,
ani złoto, które gromadzi twa chciwość, ani posłanie, na którym
pozostajesz leniwie, ani cisza, ani samotność, ani sen.
„Ja
jestem Panem, twoim Bogiem”, Towarzyszem, który cię nie porzuca,
Gościem, którego nie umiesz przepędzić. Jesteś dobry? Oto wtedy
Gość i Towarzysz jest dobrym Przyjacielem. Jesteś zepsuty i winny?
Oto Gość i Towarzysz staje się Królem rozgniewanym i nie dającym
spokoju. Ale nie porzuca, nie porzuca, nie porzuca. Jedynie potępieni
mogą oddzielić się od Boga, a oddalenie to jest udręką nie do
ugaszenia i wieczną.
„Ja
jestem Panem, twoim Bogiem” – i dodaje – „który cię wywiódł
z ziemi egipskiej, z domu niewoli”. O, zaprawdę, jakże obecnie
słuszne są te słowa! Z jakiego Egiptu, z jakiego Egiptu
wyprowadza, aby doprowadzić cię do ziemi obiecanej, która nie jest
tym tu miejscem, ale Niebem? To wiekuiste Królestwo Pana, gdzie nie
będzie więcej głodu ani pragnienia, zimna ani śmierci. Tam
wszystko będzie tryskać radością i pokojem, i każdy duch
zostanie nasycony pokojem i radością.
On
wyrywa was teraz z prawdziwej niewoli. Oto Wybawca: Ja nim jestem.
Przychodzę rozerwać wasze kajdany. Każdy ludzki władca może
umrzeć, a przez jego śmierć zniewolone narody odzyskują wolność.
Jednak szatan nie umiera. On jest wieczny. To jest władca, który
zakuł was w kajdany, aby was ciągnąć, dokądkolwiek pragnie.
Grzech jest w was i jest on tym łańcuchem, za pomocą którego
szatan was więzi. Przychodzę rozerwać kajdany. W imię Ojca
przychodzę. Moim pragnieniem jest również to, aby się wypełniła
obietnica, która nie została zrozumiana: „Ja cię
wyprowadziłem z Egiptu i z niewoli”.
Właśnie
teraz ma ona swe duchowe wypełnienie. Pan, wasz Bóg, wyprowadza was
z ziemi bożka, który zwiódł Pierwszych Rodziców. Wyrywa was z
niewolnictwa grzechu. Przyobleka was Łaską i przyjmuje do Swego
Królestwa. Zaprawdę powiadam wam, że ci, którzy przyjdą do Mnie,
będą mogli usłyszeć Najwyższego mówiącego słodkim, ojcowskim
głosem w ich szczęśliwych sercach: „Ja jestem Panem, twoim
Bogiem, który cię przyciąga do Siebie, wolnego i szczęśliwego”.
Przyjdźcie.
Zwróćcie do Pana wasze serca i oblicza, wasze modlitwy i
pragnienie. Godzina Łaski nadeszła».
Jezus
zakończył. Przechodzi błogosławiąc. Głaska niską staruszkę i
jakieś ciemnowłose i roześmiane dziecko.
«Uzdrów
mnie, Nauczycielu. Bardzo cierpię!» – mówi chory na gangrenę.
«Najpierw
duszę, najpierw duszę. Czyń pokutę...»
«Udziel
mi więc chrztu jak Jan. Nie potrafię iść do niego. Jestem
chory...»
«Chodź»
[– mówi Jezus.]
Jezus
schodzi na dół w kierunku rzeki, która płynie za dwoma bardzo
rozległymi łąkami. Otacza ją las. Zdejmuje sandały. Mężczyzna,
który dowlókł się tam o kulach, robi to samo. Wchodzą do rzeki.
Jezus robi naczynie ze złączonych dłoni. Wylewa wodę na głowę
mężczyzny, stojącego po kolana w wodzie.
«Teraz
zdejmij bandaże» – nakazuje Jezus.
Jezus
idzie w górę ścieżką. Mężczyzna jest posłuszny. Noga jest
zdrowa. Oszołomiony tłum krzyczy.
«Mnie
również!»
«Mnie
również!»
«Mnie
też udziel chrztu Twoją ręką!» – krzyczy wielu.
Jezus,
który jest już w połowie drogi, odwraca się:
«Jutro.
Teraz odejdźcie i bądźcie dobrzy. Pokój niech będzie z wami».
Wszystko
kończy się i Jezus powraca do domu, do kuchni – już ciemnej,
choć są to dopiero pierwsze godziny popołudnia.
Uczniowie
tłoczą się wokół Niego, a Piotr pyta:
«Co
dolegało temu człowiekowi, z którym poszedłeś za dom?»
«Potrzebował
oczyszczenia» [ – odpowiada Jezus.]
«On
jednak nie wrócił i nie poprosił o chrzest».
«Poszedł
tam, dokąd go posłałem».
«Dokąd?»
[– dopytuje się dalej Piotr]
«Wynagradzać,
Piotrze».
«W
więzieniu?»
«Nie.
Pokutować przez resztę życia» [– odpowiada Jezus.]
«A
więc to nie przy pomocy wody się oczyszcza?»
«Łzy
również są wodą...» [– mówi Jezus.]
«To
prawda. Teraz, kiedy uczyniłeś cud, nie wiadomo ilu przyjdzie!...
Dziś było ich dwa razy więcej...»
«Tak.
Gdybym sam musiał wszystko robić, nie dałbym rady. Wy będziecie
chrzcić: najpierw jeden, potem dwóch, trzech, wielu. A Ja będę
głosił słowo, uzdrawiał chorych i grzesznych».
«My
mamy chrzcić? O! Nie jestem tego godzien! Odbierz mi, Panie, tę
misję! To ja potrzebuję przyjęcia chrztu!» – Piotr klęczy i
błaga.
Jezus
pochyla się i mówi:
«To
właśnie ty będziesz chrzcił jako pierwszy. Od jutra».
«Nie,
Panie. Jakże to zrobię, przecież jestem bardziej czarny niż ten
komin?»
Jezus
śmieje się z pokornej szczerości apostoła, który dalej klęczy
przy Jego kolanach. Opiera o nie dwie wielkie rybackie dłonie. Jezus
całuje go w czoło przy samych siwych włosach, które jeżą się
raczej niż układają.
«Oto
chrzczę cię pocałunkiem. Jesteś zadowolony?»
«Popełnię
natychmiast nowy grzech, aby otrzymać drugi pocałunek!»
«Nie.
Nie wolno drwić z Boga nadużywając Jego darów».
«A
Mnie nie dasz pocałunku? Ja też mam jakiś grzech» – mówi
Iskariota.
Jezus
patrzy na niego uważnie. Jego spojrzenie zmienia się. Przechodzi od
radosnego blasku – który je rozjaśniał, gdy rozmawiał z Piotrem
– do poważnego smutku, powiedziałabym: zmęczenia, i mówi:
«Tak...
tobie też. Podejdź. Nie jestem niesprawiedliwy wobec nikogo. Bądź
dobry, Judaszu. Gdybyś chciał!... Jesteś młody. Całe życie
przed tobą, aby ciągle się wznosić aż ku doskonałej
świętości...» Całuje go.
«Teraz
na ciebie kolej, Szymonie, Mój przyjacielu. I ty, Mateuszu, Moje
zwycięstwo. I ty, mądry Bartłomieju. I ty, wierny Filipie. I ty,
Tomaszu o radosnej woli. Podejdź, Andrzeju cichej aktywności. I ty,
Jakubie pierwszego spotkania. A teraz ty, Janie, radości twego
Nauczyciela. I ty, Judo, towarzyszu dzieciństwa i młodości. I ty,
Jakubie, który wyglądem i sercem przypominasz mi Sprawiedliwego.109
Tak, wszyscy, wszyscy... Jednak pamiętajcie, że Moja wielka miłość
wymaga waszej dobrej woli. Począwszy od jutra postąpicie o jeden
krok naprzód w waszym życiu Moich uczniów. Pomyślcie jednak, że
każdy krok do przodu jest wyróżnieniem i zobowiązaniem». (II, 86:
27 lutego
1945. A, 4606-4618)
100 Chodzi najprawdopodobniej o koryto rzeki Wadi Qelt, która wpada do
Jordanu nieco na północ od Morza Martwego. (Przyp. wyd.)
109 Czyli Józefa, który był wujkiem Jakuba i Judy, synów Alfeusza.
(Przyp. wyd.)
[Dice Lazzaro, fratello di Marta:] Marta,
Gesù si ritira nella piana dell’Acqua Speciosa. Di specioso non
c’è che il fertile suolo; la casa è un ovile. Ma Egli vuole una
casa da poveri. Bisogna fornirla del minimo. Dài ordini, tu, tanto
brava!” (2, 117)
Se
si paragona questa bassa e rustica casetta alla casa di Betania,
certo è un ovile, come dice Lazzaro. Ma se la si paragona alle case
dei contadini di Doras, è una abitazione ancora bella.
Molto
bassa e molto larga, costruita solidamente, ha una cucina, ossia un
caminone in una stanza tutta affumicata in cui è un tavolo, dei
sedili, delle anfore e una rustica rastrelliera dove sono dei piatti
e delle coppe. Una larga porta di legno grezzo le dà luce oltre che
accesso. Poi, sulla stessa parete dove si apre questa, sono altre tre
porte che dànno accesso a tre cameroni lunghi e stretti, dalle
pareti scialbate a calce e il suolo di terreno battuto come la
cucina. In due di questi sono ora dei lettucci. Paiono dei piccoli
dormitori. I molti arpiono infissi alle pareti testimoniano che lì
venivano appesi attrezzi e forse anche prodotti agricoli. Ora servono
da attaccapanni, sorreggendo mantelli e bisacce. Il terzo camerone,
(più largo corridoio che camerone, perché è sproporzionata la
larghezza alla lunghezza) è vuoto. Doveva servire anche a ricovero
di animali, perché ha una greppia e anelli al muro e presenta quelle
buche nel suolo proprie di terreni percossi da zoccoli ferrati. Ora
non c’è nulla.
Fuori,
presso questo ultimo locale, un largo portico rustico, fatto di un
tetto coperto di fascine e lavagne appoggiato su tronchi d’albero
appena scorticati. Non è neppure portico, è tettoia perché è
aperto da tre lati: due lunghi almeno dieci metri, l’altro stretto
di un cinque metri, non più. In estate una vite deve stendere i suoi
rami da trono a tronco nel lato di meridione. Ora è spoglia e mostra
i suoi scheletrici rami, come spoglio è un fico gigantesco che
d’estate ombreggia la vasca al centro dell’aia, certo messa per
abbeverare le bestie. E’ a fianco di un pozzo rudimentale, ossia un
buco a livello di suolo, appena un giro di pietre piatte e bianche lo
segnala.
Questa
è la casa che ospita Gesù e i suoi nel luogo detto ‘Acqua
Speciosa’. Campi, anzi, prati e vigne la circondano, e a distanza
di circa un trecento metri (non prenda per articolo di fede le mie
misurazioni) si vede un’altra casa, in mezzo ai campi, più bella
perché munita di terrazzo sul tetto, che questa invece non ha.
Oltre
questa altra casa, boschi di ulivi e di altre piante, parte spoglie
parte fronzute, celano la vista. (2, 118)
[Dice Gesù:] E’
detto nel Libro che il Signore si manifestò sul Sinai in tutta la
sua terribile potenza, per dire anche con essa: ‘Io sono Dio.
Questo è il mio volere. E questi sono i fulmini che ho pronti per
coloro che saranno ribelli al volere di Dio’. E prima di parlare
impose che nessuno del popolo salisse per contemplare Colui che è, e
che anche i sacerdoti si purificassero prima di accostarsi al limite
di Dio, per non essere percossi. Questo perché era tempo di
giustizia e di prova. I Cieli erano chiusi come da pietra sul mistero
del Cielo e sul corruccio di Dio, e solo le lame della Giustizia
saettavano dai Cieli sui figli colpevoli. Ma ora no. Ora il Giusto è
venuto a consumare ogni ingiustizia ed è venuto il tempo in cui,
senza folgori e senza termini, la Parola divina parla all’uomo per
dare all’uomo Grazia e Vita.
La
prima parola del Padre e Signore è questa: ‘Io sono il Signore Dio
tuo’.
Non
vi è attimo del giorno che questa parola non suoni e non sia scritta
dalla voce e dal dito di Dio. Dove? Dovunque. Tutto lo dice
continuamente. Dall’erba alla stella, dall’acqua al fuoco, dalla
lana al cibo, dalla luce alle tenebre, dalla sanità alla malattia,
dalla ricchezza alla povertà. Tutto dice: ‘Io sono il Signore. Per
Me hai questo. Un mio pensiero te lo dona, un altro te lo leva, né
vi è forza di eserciti né di difese che ti può preservare dalla
mia volontà.’ Urla nella voce del vento, canta nel riso
dell’acqua, profuma nell’olezzo del fiore, s’incide sui dossi
montani, e sussurra, parla, chiama, grida nelle coscienze: ‘Io sono
il Signore Iddio tuo’.
Non
ve ne dimenticate mai! Non chiudetevi gli occhi, le orecchie, non
strozzate la coscienza per non udirla, questa parola. Tanto essa è,
e viene il momento che sulla parete del convito o sull’onda
sconvolta del mare, sul labbro ridente del fanciullo o sul pallore
del vecchio che muore, sulla fragrante rosa o sul fetido sepolcro,
viene scritta dal dito di fuoco di Dio. Tanto viene il momento che
fra le ebbrezze del vino e del piacere, fra il turbine degli affari,
nel riposo della notte, in una solitaria passeggiata, essa alza la
sua voce e dice: ‘Io sono il Signore Iddio tuo’ e non questa
carne che baci avido, e non questo cibo che ingordo ingolli, e non
quest’oro che avaro accumuli, e non questo letto su cui poltrisci;
e non serve il silenzio, l’esser soli, dormenti a farla tacere.
‘Io
sono il Signore Iddio tuo’, il Compagno che non ti abbandona,
l’Ospite che non puoi cacciare. Sei buono? Ecco che l’ospite e
compagno è l’Amico buono. Sei perverso e colpevole? Ecco che
l’ospite e compagno diviene il Re irato e non dà pace. Ma non
lascia, non lascia, non lascia. Solo ai dannati è concesso separarsi
da Dio. Ma la separazione è il tormento insaziabile ed eterno.
‘Io
sono il Signore Iddio tuo’ e aggiunge: ‘che ti trassi dalla terra
d’Egitto, dalla casa della schiavitù’. Oh! che invero, ora,
proprio lo dice! Da che Egitto, da che Egitto ti trae, verso la terra
promessa che non è questo luogo, ma il Cielo! L’Eterno Regno del
Signore in cui non sarà più fame e sete, e freddo e morte, ma tutto
stillerà gioia e pace, e di pace e di gioia sarà sazio ogni
spirito.
Dalla
schiavitù vera ora vi tare. Ecco il Liberatore. Io sono. Vengo a
spezzare le vostre catene. Ogni dominatore umano può conoscere la
morte, e per la sua morte essere liberi i popoli schiavi. Ma Satana
non muore. E’ eterno. Ed è il dominatore che vi ha messo in ceppi
per trascinarvi dove vuole. Il Peccato è in voi. E il Peccato è la
catena con cui Satana vi tiene. Io vengo a spezzare la catena. In
nome del Padre vengo. E per desiderio mio. Ecco perciò che si compie
la non compresa promessa: ‘ti trassi dall’Egitto e dalla
schiavitù’.
Ora
questo ha spiritualmente complimento. Il Signore Iddio vostro vi trae
dalla terra dell’idolo che sedusse i Progenitori, vi strappa dalla
schiavitù della Colpa, vi riveste di Grazia, vi ammette al suo
Regno. In verità vi dico che coloro che verranno a Me potranno, con
dolcezza di paterna voce, sentire l’Altissimo dire nel cuore beato:
‘Io sono il Signore Iddio tuo e che ti traggo a Me, libero e
felice’.
Venite.
Volgete al Signore cuore e volto, preghiera e volontà. L’ora della
Grazia è venuta”.
Gesù
ha terminato. Passa benedicendo e carezzando una vecchietta e una
bambinella morettina e tutta ridente.
“Guariscimi,
Maestro. Ho tanto male!” dice il malato di cancrena.
“Prima
l’anima, prima l’anima. Fai penitenza...”
“Dammi
il battesimo come Giovanni. Non posso andare a lui. Sono malato”.
“Vieni”.
Gesù scende verso il fiume che è oltre due grandissimi prati e il
bosco che lo nasconde. Si scalza e così l’uomo, che si è
trascinato lì con le stampelle. Scendono alla riva e Gesù, facendo
coppa con le due mani unite, sparge l’acqua sul capo dell’uomo,
che è nell’acqua fino a mezza stinco.
“Ora
levati le bende” ordina Gesù mentre risale sul sentiero.
L’uomo
ubbidisce. La gamba è risanata. La folla grida il suo stupore.
“Anche
io!”; “Anche io!”; “Io pure il battesimo da Te!” gridano in
molti.
Gesù,
che è già a mezza strada, si volge: “Domani. Ora andate e siate
buoni. La pace sia con voi”.
Tutto
ha fine e Gesù torna in casa, nella cucina oscura nonostante siano
ancora le prime ore del pomeriggio. I discepoli gli si affollano
intorno. E Pietro chiede: “Quell’uomo che hai condotto dietro
casa, che aveva?”
“Bisogno
di purificazione”.
“Non
è però tornato, né c’era a chiedere battesimo”.
“E’
andato dove l’ho mandato”.
“Dove?”
“All’espiazione,
Pietro”.
“In
carcere?”
“No.
Alla penitenza per tutta la vita che gli resta”.
“Non
si purifica allora, con l’acqua?”
“E’
acqua anche il pianto”.
“Questo
è vero. Ora che hai fatto il miracolo chissà quanti verranno!...
Erano già il doppi, oggi...”
“Sì.
Se Io dovessi fare tutto, non potrei. Voi battezzerete. Prima uno per
volta, poi sarete in due, tre, in molti. E Io predicherò e guarirò
i malati e i colpevoli”.
“Noi
battezzare? Oh! io non ne sono degno! Levami, Signore, questa
missione! Ho bisogno io d’essere battezzato!” Pietro è in
ginocchio e supplica.
Ma
Gesù si china e dice: “Proprio tu battezzerai per il primo. Da
domani”.
“No,
Signore! Come faccio se sono più nero di quel camino?”
Gesù
sorride della sincerità umile dell’apostolo in ginocchio contro le
sue ginocchia, sulle quali tiene congiunte le sue grosse mani di
pescatore. E poi lo bacia sulla fronte, al limite dei capelli
brizzolati e ruvidi nel loro arricciolarsi: “Ecco. Ti battezzo con
un bacio. Sei contento?”
“Farei
subito un altro peccato per averne un altro!”
“Questo
no. Non si irride Dio abusando dei suoi doni.”
“E
a me non dai un bacio? Qualche peccato l’ho anche io” dice
l’Iscariota.
Gesù
lo guarda fissamente. Il suo occhio tanto mutevole passa dalla luce
di letizia, che lo faceva chiaro mentre parlava con Pietro, ad una
cupezza severa e direi stanca, e dice: “Sì... anche a te. Vieni.
Io non ho ingiustizia con nessuno. Sii buono, Giuda. Se tu
volessi!... Sei giovane. Tutta una vita per salire sempre, fino alla
perfezione della santità...”. E lo bacia.
“Ora
tu, Simone, amico mio. E tu, Matteo, mia vittoria. E tu, saggio
Bartolomai. E tu, Filippo fedele. E tu, Tommaso dall’ilare volontà.
Vieni, Andrea dal silenzio attivo. E tu, Giacomo del primo incontro.
Ed ora tu, gioia del Maestro tuo. E tu, Giuda, compagno di
fanciullezza e di gioventù. E tu, Giacomo, che mi richiami il Giusto
nell’aspetto e nel cuore. Ecco, tutti, tutti... Ma ricordate che il
mio amore è molto, ma ci vuole anche la vostra buona volontà. Un
passo più avanti nella vostra vita di miei discepoli lo farete da
domani. Ma pensate che ogni passo in avanti è un onore e un
obbligo”. (2, 119)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz