Żywot
Jana świętego Rzymianina Kalibity,
pisany
od Symeona Metafrasta.
Nicef.
lib. 15. cap. 23. czyni
jego wzmiankę.1
Był
w Rzymie jeden człowiek barzo zacny i bogaty, z tych którzy wojska
wodzą, na imię Eutropius, a żona jego Teodora, mając trzech synów
– dwu starszych na urzędy Rzeczypospolitej obrócił – a
młodszego Jana, dał pilnie w ćwiczenie nauk. W którym on prędkie
pomnożenie wziął – bo był ostrego rozumu z przyrodzenia.
Jednego czasu gdy już miał lat dwanaście, do tego domu, gdzie się
on uczył, trafił się gość jeden z daleka duchownego stanu, tych
zakonników, którzy nigdy leżąc nie śpią, który miał
poślubioną drogę do Jeruzalem. Gdy go to pacholę obaczyło –
chwyciło mu się go serce, i pytać go wzbudzony Duchem Św. począł
– skądby szedł, i gdzie, co za sprawy jego i żywot? Gdy mu
wszytko powiedział, prosił go dla Boga, aby wracając się na zad
do swego klasztoru, jego z sobą tam zaprowadził, 2i
nauczył jakoby się Bogu podobać, a świeckiego około zbawienia
niebezpieczeństwa, i marnej miłości świata tego, uchronić mógł
– powiadając iż mię rodzicy barzo miłują, i będą mię
chcieli świeckimi stany i dostojeństwy bawić i żenić. A ja z
tego co w kościele słyszę, i co czytam, widzę, iż wszytka zabawa
świata tego próżna jest – a żadnej rzeczy lepszej nie masz,
jedno służyć Panu Chrystusowi w zakonie waszym.
Słysząc
mądre a Ducha Św. słowa w młodzieńczyku onym zakonnik on –
musiał mu obiecać, wrócić się na zad, i wziąć go z sobą. Z
radością się rozstawszy z onym starcem, 3naprzód
starał się o to, aby miał książki ś. Ewangeliej – i uprosił
sobie u matki i ojca, iż mu dali pięknie napisać, i kosztownie
oprawić Ewangelią ś. z tego się kochając, iż do nauki i
nabożeństwa tak był ochotny syn ich – i nauczył się prawie
wszytkiej Ewangeliej. Tymczasem wrócił się on zakonnik, i ukazał
się Janowi. Z czego młodzieniec rad barzo będąc, i nogi jego
obłapiając, powiedział: Ojcze wielebny, rodzicy moi wielce mię
miłują – na tę drogę z tobą wiem pewnie iż się nie uproszę
– musiem tajemnie uść, a im nic nie powiadać. Opatrzmy sobie
okręt na brzegu, i zmówmy przewóz, a ja się postaram o pieniądze.
Gdy
naleźli okręt, w którym się na morze puścić mieli – pan
okrętu drożył się z najmem. I na dostanie pieniędzy, pacholę
ono taką drogę nalazło – prosił matki słowy łagodnemi,
mówiąc: Wiele mam dobrodziejstwa od was rodziców moich, ale mię
wstyd, iż moi towarzysze studenci, kilakroć mię u siebie za waszą
wiadomością czcili, a jam im jeszcze nigdy tej ludzkości nie
pokazał – już mię ich barzo wstyd, i do szkoły chodzić mi
przykro – proszę uczyńcie mi tę łaskę. Matka wnetże użyje
męża, iż mu dadzą na onę utratę sto złotych – przystawiwszy
do niego statecznego sługę, aby tego na czym inszym marnie nie
utracił. 4Lecz
on sługę oszukał, a pieniądze do siebie wziąwszy, i imi przewóz
zapłaciwszy, z onym zakonnikiem tajemnie morzem pojachał. I
przypłynęli szczęśliwie na ono miejsce do klasztoru. Gdy
starszemu on zakonnik wszystko powiedział, rzekł starszy do niego:
barzoś młody synu miły, a u nas taki obyczaj: Pierwej musi dni
czterdzieści naszemu się zakonowi przypatrować ten, który do nas
wstąpić chce, toż dopiero golenie nasze bierze. A Jan dla Boga
prosił, aby dziś był ogolon i przyjęt. Widząc on starszy Ducha
Bożego w młodzieńcu, i taką żądzą jego gorącą, przyjął go,
i z bracią policzył – błogosławiąc młodości jego.
Prędko
w duchownych postępkach ćwiczenie wziął, i zakonnemu żywotu
przywykł – modlitwę we dnie i w nocy więtszą niżli inni
czynił. Posty wielkie brał na się drugdy nic nie jedząc, jedno
przenaświętsze ciało i krew Pana naszego – 5tak
iż go starszy hamował, mówiąc: Młodeś, a wielką sobie pracą
zadajesz – zemdlisz barzo siły swoje, i zdrowie stracisz, a potym
mniej służbie i sławie Bożej pożytecznym zostaniesz.
Przemieszkał tedy w tym klasztorze i onym żywocie sześć lat.
6Po
sześci leciech, nieprzyjaciel chcąc osłabić jego postępki, i
przeszkodzić bieg świętych w Bogu cnót jago – skusił go i
poduszczył mu barzo ciężkie pragnienie i teskność do rodziców –
kładąc mu przed oczy ich smutek, który mają z onej niewiadomości
o nim - ktemu domy one, czeladź, dostatek, i stan wysoki ojca jego,
tak mu rozwodził – iż niezmierną mękę miał, o tym ustawicznie
myśląc, a onej się pokusie obronić nie umiejąc – tak gdy do
onych jego postów i niewyspania, ten frasunek przypadł – prawie
na poły był żyw, a już jako cień jaki chodził. I rzecze do
niego starszy, widząc go tak nędznym, i spodziewając się iż miał
już prędko umrzeć: wszakem cię przestrzegał synu, iż P. Bóg
niechce, jedno żebyśmy Jemu wedle siły i możności służyli, a
ty nad przemożenie twoje, takeś się strapił i znędził. Rzecze
Jan ś. – wiedz miły ojcze, iż nie posty mi tak wadzą, jako
grzechy moje. Jużem od niemałego czasu ciężko strwożony i na
myśli stargany jest. Nieprzyjaciel skusił mię ciężko tesknością
do rodziców i do domu mego. Ale sobie powróz gotuje. Bo jeśli
pójdę i wrócę się w dom ojca mego, da P. Bóg, tam zetrę szyję
i głowę jego. Rzecze starszy: wszakem ci mówił, iż to zakon nasz
ciężki jest. Płakał tedy starszy on nad młodzieńcem, i dał mu
na drogę błogosławieństwo. Nazajutrz zalecając się w modlitwę
wszystkiej braciej, i przepraszając ich z wielkiemi łzami mówił:
Wiem iż mię z tego miejsca, nieprzyjaciel chcąc wywlec oglądaniem
rodziców skusił – ale mam w Bogu nadzieję, iż i rodzice
oglądam, i tam głowę jego w domu ojca mego podepcę i skruszę. I
skupiwszy się około niego, modłę nad nim płacząc uczynili, a
starszy mu błogosławi, mówiąc: Idź synu w imię Ojca, i Syna, i
Ducha Ś. – miej z sobą Pana Jezusa, który cię poprowadzi jako
On chce – i przyklękając każdemu do nóg, prosił aby kładąc
nań ręce, jemu błogosławili. A mówił: takem dobrze w domu tym
uczczon, nigdym tego mieszkania i towarzystwa waszego godzien nie
jest. 7Gdy
co mało odszedł od klasztoru, obróciwszy twarz swoję, a padszy na
kolana płakał Bogu się polecając.
A
będąc w pół drogi, miał towarzysza jakiegoś żebraka, z którym
szedł aż blisko do miejsca – a gdy już był nie daleko, rzekł
onemu towarzyszowi: Bracie, widzę iż masz złą suknią – weźmi
tę lepszą ode mnie, a tę mi swoję daj – i tak uczynił; i
rozstali się każdy w swą drogę. Gdy przyszedł Jan na takie
miejsce, z którego widzieć mógł dom ojca swego, upadł na ziemię
i rzekł: Panie Jezu Chryste nie opuszczaj mię – 8a
czekając nocy, przystąpił do drzwi ojca swego, i położywszy się
na ziemi płakał, mówiąc: Panie Jezu Chryste nie opuszczaj mię,
oto już dom ojca mego któryś mi ukazał – ale żebych tym łaski
Twej sobie nie utracił, proszę daj mi górę nad nieprzyjacielem
moim, abych tu na tym miejscu dobrze umarł, a tej już pokusy nigdy
nie miał – i był tam u drzwi przez całą noc. Rano drzwi
otworzą, wynidzie starszy nad czeladzią, ujźrzy odartego ubogiego,
rzecze: ktoś ty jest, co tu czynisz? Idź na stronę, oto panowie
moi tędy wnetże pójdą. On rzecze: Proszę zmiłuj się nademną,
jestemci człowiek ubogi, niechaj tu w tym kącie zostanę – wszak
złego nic nie uczynię, a tę łaskę Bóg tobie zapłaci, gdy mnie
ubogiemu tu u drzwi leżeć dopuścisz – i dał mu pokój starszy.
Wyszli potym rodzicy jego przed sień – które gdy Jan ś. ujźrzał,
łzami się barzo zalał, i pomału w sobie rzekł: Otóż czarcie
już na rodzice moje patrzę, a przedsię za pomocą Bożą zetrę
głowę twoję – a strzały pokus twoich w służbie mię Bożej
nie osłabią. Panie Jezu Chryste nie opuszczaj mię – i leżał w
onym kącie. I pocznie mu jego ociec z stołu swego potraw posyłać,
mówiąc: cierpliwy to jakiś ubogi, tak na zimnie i deszczu wytrwa –
może P. Bóg dla niego nad nami się zmiłować, i dla tego posłał
go tu, abyśmy przezeń zbawieniu swemu pomagali – a co wiedzieć
jeśli na takie ubóstwo syn też nasz miły Jan, o którym niewiemy
gdzie jest, nie przyszedł. Czyńmy to nad tym, cobyśmy radzi aby
też nad onym ludzie czynili.
9A
matka dnia niektórego wyszedszy, gdy go ujźrzała – zbrzydziła
się im, i z gniewu rzekła: Nie mogę na tak nędznego człowieka
patrzyć, odwiedźcie go na stronę, boć tędy chodzić nie będę
mogła – i mocą go słudzy na stronę odwlekli. A on przedsię z
daleka na drzwi ojca swego patrzył – aż mu się trafił on
starszy sługa, i zawołał nań: Panie, tyś mi naprzód
miłosierdzie pokazał, proszę każ mi tu jaką chałupeczkę i
przykrycie postawić, aby mię pani nie widziała, kiedy tędy
pójdzie – a żebych wżdy od zimna jakokolwiek obronić się mógł.
A on wnetże to uczynił – i mieszkał w onej kuczce modląc się
ustawicznie. A ociec mu co dzień obrok słał, który on ubogim
rozdawał, tak iż do jego kuczki ubodzy się zbiegali – a on je
żywił. A sam się przedsię postem dręczył, tak iż kości na nim
przeliczyć mógł.
10Po
trzech leciech, w nocy ukazał mu się Pan Jezus we śnie, i objawił
mu dzień śmierci jego – widząc go już doskonałym, i w młodych
leciech starym i dostałym. Ocucił się, i płacząc modlił się
mówiąc: Dziękuję Panie, iżeś mię miedzy swe sługi poczytać
raczył – proszę pomni na rodzice moje, a grzechów ich nie racz
im poczytać – boś Ty jest sam wielce cierpliwy i miłosierny –
i kazał sobie wołać onego starszego, i rzecze: czyniłeś nademną
miłosierdzie, proszę czyń do końca – powiedz paniej swej te
słowa: on ubogi któregoś od wrót odegnać kazała, prosi
niechciej hardzie gardzić ubogim i niedostatecznym, pomniąc na Pana
Jezusa Chrystusa, chciej go nawiedzić – mać nieco pilnego
powiedzieć. Gdy to poselstwo sprawił, rzekła: a ja nań i patrzyć
nie mogę, a żebych do niego iść miała? I powie to mężowi.
Rzecze mąż: Idź miła żono, a nie gardzi ubogim – bo ubogie
sobie Bóg obrał. A ona jeszcze odwłóczyła. Aż Jan ś. drugi raz
do niej wskaże mówiąc: po trzech dni ja już umrę – jeśli do
mnie nie przijdziesz, nigdy tego nie odżałujesz. Ona gdy o jego
śmierci usłyszała, wyszła, i sługom go przynieść do siebie
kazała. 11Zakryty
nie mógł być poznany. I rzecze jej: Wykonała się posługa, i
zapłaci się już jałmużna twoja gospodze, jako Pan rzekł w
Ewangeliej: Coście czynili jednemu z tych braciej mojej namniejszej,
mnieście czynili. A ja też, jako ubogi nic nie mając, chcęć
jeden upominek zostawić – jedno mi pod przysięgą obiecuj to,
abyś mię nie kazała w innej szacie pogrześć, jedno w tej która
na mnie jest, ani na innym miejscu chować, jedno na tym gdzie moja
chałupka stoi – bom lepszego odzienia i uczciwszego miejsca
godzien nie jest – 12co
gdy mu obiecała rada – dał jej onę pisaną Ewangelią, mówiąc:
to twoja na tym świecie obrona, i na onym wiecznym tobie i panu
mojemu, mężowi twemu pociecha.
Ona
wziąwszy książki, oglądając je rzekła: barzo podobne są onym
które pan mój dał był synowi naszemu – i pobieży do męża,
ukaże mu one książki Ewangeliej. On zaraz poznał, iż te są a
nie inne, rzecze: spytajmy skąd je ma, a jeśli co wie o synie
naszym Janie? Tedy przijdą oboje do niego, i rzeką: obwięzujem cię
na Boga w Trójcy jedynego, abyś nam powiedział, skąd te książki
masz, a jeśli wiesz o synu naszym Janie? 13A
on już boleści serdecznej znieść nie mogąc, rzecze: Jam jest syn
wasz Jan, i ta jest Ewangelia którąście mi dali. Jam wam przyczyną
był takiego smutku – ale ta mię Ewangelia nauczyła nosić w
cierpliwości słodkie jarzmo Chrystusowe. Gdy to usłyszeli –
padli u głowy jego, i przez trzy godziny tak płakali, iż się
wszytek Rzym o tym dowiedział, iż się im syn wrócił. Ale wola
Boża była, aby żywot Janów światem pomazany nie był, a już
swojej cierpliwości zapłatę wziął – przeto tegoż dnia ducha
Panu Bogu oddał. Matka zapomniawszy obietnice, w złote szaty ciało
jego ubrać kazała – a one zdarte wyrzucić – i wnet powietrzem
przeto zarażona była. A ociec wspomniawszy na on obwiązek, kazał
to czynić, co jego syna wola była. I gdy to uczyniono, matka ku
zdrowiu pierwszemu przyszła. Pogrzebli go na tymże miejscu, i
kościół tam zbudowali. A rozdawszy wiele skarbów swych na
pielgrzymy, sami też w pokoju dokonali. Takić był żywot i
postępek Jana tego – który zwyciężywszy czarta, godnym się
zstał zapłaty wiecznej, przez łaskę Pana naszego Jezusa, któremu
sława i cześć z Ojcem i z Duchem Ś. na wieki. Amen.
14Rzadka
rzecz (mówi Ambroży ś.)15
pokora w młodym – i gdy się najduje, podziwienia godna jest. Bo w
młodym lata kwitną, siły codzień przybywa, krew się w nim wrząca
burzy, niewie co frasunek, choroby nie zna, dobra mu myśl roście,
wszytek do hardości gorący, do poniżenia i pokory trudny. Wszakże
żaden czas tak pogodny do cnót Chrześciańskich, i ku otrzymaniu
darów Ducha Ś. nie jest, jako młode a nowe naczynie – przez samę
niewinność, którą ze Chrztu ś. odnoszą – i prze użyte i
miękkie serce do wszytkiego – które jest, jako teraz wykopana
nowina, na której się każde ziarno wsiane rodzi. By tylo na
wychowaniu im, i dobrym towarzystwie nie schodziło – wieleby (jako
mówi Bernat ś.)16
młodych, obyczajmi z staremi zrównało – a co na leciech schodzi,
cnotamiby dołożyli, mieliby starość uczciwą, nie liczbą lat,
ale cnotami okraszoną. I Apostoł młodością gardzić nie każe.
Lecz niestetyż, co się dobrego od Boga samego z dobrą naturą
wsieje, rodzice swoim
niedbalstwem, pieszczotą, i nieprzystojną miłością, wykopywają
i gubią. Młode
ludzie
wnet z posłuszeństwa wyjmują, miecz im w ręce, to jest, dostatki
świetckie
dają –
miedzy
złe towarzystwo, jako owce miedzy
wilki,
puszczają. I ten, by był od rodziców nie uciekł, nigdyby był do
takiej świątobliwości nie przyszedł –
święty
jego rozum, którym rodzice oszukał. Ale barziej się dziwuję, jaką
diabłu sztukę wyrządził. On go z klasztoru wykoczował, a on
sobie daleko sroższy, za jego przyczyną klasztor zgotował. 17Tak
się Świętym i pokusy w dobre obracają, i biedząc się z tym
czartem, chocia się trochę poślizną, wnet, gdy im Chrystus ich
nogi ukrzepczy, i rękę, aby nie upadli do końca, podkłada, po
czarcie depcą, a głowę jego kruszą – zwłaszcza gdy nie z
złości, ale z jakiej ułomności w pokusę wpadają. Dziwuję się
tobie święta niepokalana duszo młoda, Aniele w ciele ludzkim,
jakoś mógł tak swój język uhamować, a miłość ojcowską, i
twej miłej matki, na którąś, wielką nędzę cierpiąc, patrzał
w sobie umorzyć, i język tak umartwiony mieć? O poważna w młodym
ciele szedziwości, jakoś na sobie takie rzeczy przewieść mogła,
w domu swym bogatym, nędze jako pielgrzym i żebrak cierpieć? To
prawie jest dobrowolne ubóstwo, i wielkie męczeństwo. Boże daj
nam jakokolwiek naśladować.
1 X. Febru. Lutego. Mart.
R. 15. Ianua.
2 W młodości jaki rozum
duchowny.
3 Książki Ewangeliej ś. drogo
oprawione.
4 Jachał tajemnie do zakonu,
rodzicom nie powiadając.
5 Zbytnie trudzenia krócą
służbę Bożą.
6 Pokusa po sześci lat.
7 Wyszedł ś. Jan z klasztora
wracając się do domu rodziców swoich.
8 Położył się żebrakiem u
drzwi ojca swego.
9 Wielka cierpliwość.
10 Objawił mu Chrystus czas
śmierci.
11 Rozmowa Jana ś. z matką.
12 Ewangeliej książki jaki
upominek.
13 Oznajmił się rodzicom Jan
święty.
14 Obrok duchowny.
15 In Psalm. Beati immaculati.
16 Epist. ad Teobal. ???
17 Świętym pokusy w zwycięstwo,
a upadki w więtsze się cnoty obracają.
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja
typu „B”: Jakub Szukalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz