1
Potem
było święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. 2
W
Jerozolimie zaś jest przy Owczej [Bramie] sadzawka, nazwana po
hebrajsku Betesda, mająca pięć krużganków. 3
Leżało
w nich mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych [którzy
czekali na poruszenie się wody.
4 Anioł
bowiem zstępował w stosownym czasie i poruszał wodę. A kto
pierwszy wszedł po poruszeniu się wody, doznawał uzdrowienia
niezależnie od tego, na jaką cierpiał chorobę.] 5
Znajdował
się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu
cierpiał na swoją chorobę. 6
Gdy
Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już dłuższy czas,
rzekł do niego: «Czy chcesz wyzdrowieć?» 7
Odpowiedział
Mu chory: «Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do
sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. W czasie kiedy ja dochodzę,
inny wstępuje przede mną». 8
Rzekł
do niego Jezus: «Wstań, weź swoje nosze i chodź!» 9
Natychmiast
wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje nosze i chodził.
Jednakże
dnia tego był szabat. 10
Rzekli
więc Żydzi do uzdrowionego: «Dziś jest szabat, nie wolno ci dźwigać
twoich noszy». 11
On
im odpowiedział: «Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź
swoje nosze i chodź». 12
Pytali
go więc: «Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź?» 13
Lecz
uzdrowiony nie wiedział, kim On jest; albowiem Jezus odsunął się
od tłumu, który był w tym miejscu.
14
Potem
Jezus znalazł go w świątyni i rzekł do niego: «Oto wyzdrowiałeś.
Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło».
15
Człowiek
ów odszedł i oznajmił Żydom, że to Jezus go uzdrowił. 16
I
dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że czynił takie rzeczy w
szabat. 17
Lecz
Jezus im odpowiedział: «Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja
działam». 18
Dlatego
więc Żydzi tym bardziej usiłowali Go zabić, bo nie tylko nie
zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc
się równym Bogu.
19
W
odpowiedzi na to Jezus im mówił: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam
wam: Syn nie może niczego czynić sam z siebie, jeśli nie widzi
Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn
czyni. 20
Ojciec
bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co sam czyni, i jeszcze
większe dzieła ukaże Mu, abyście się dziwili. 21
Albowiem
jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia
tych, których chce. 22
Ojciec
bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, 23
aby
wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto
nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał. 24
Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego,
który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie pod sąd, lecz ze
śmierci przeszedł do życia. 25
Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest,
kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą,
żyć będą. 26
Jak
Ojciec ma życie w sobie samym, tak również dał to Synowi: mieć
życie w sobie. 27
Dał
Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym. 28
Nie
dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, kiedy wszyscy, co są w
grobach, usłyszą głos Jego: 29
i
ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie do
życia; ci, którzy pełnili złe czyny na zmartwychwstanie do
potępienia. 30
Ja
sam z siebie nic czynić nie mogę. Sądzę tak, jak słyszę, a sąd
mój jest sprawiedliwy; szukam bowiem nie własnej woli, lecz woli
Tego, który Mnie posłał.
31
Gdybym
Ja wydawał świadectwo o sobie samym, świadectwo moje nie byłoby
prawdziwe. 32
Jest
ktoś inny, kto wydaje świadectwo o Mnie; a wiem, że świadectwo,
które o Mnie wydaje, jest prawdziwe. 33
Wysłaliście
poselstwo do Jana, i on dał świadectwo prawdzie. 34
Ja
nie zważam na świadectwo człowieka, ale mówię to, abyście byli
zbawieni. 35
On
był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście radować się
krótki czas jego światłem.
36
Ja
mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które Ojciec
dał Mi do wypełnienia; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie,
że Ojciec Mnie posłał. 37
Ojciec,
który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo. Nigdy nie
słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza;
38
nie
macie także Jego słowa, trwającego w was, bo wyście nie uwierzyli
Temu, którego On posłał. 39
Badacie
Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne:
to one właśnie dają o Mnie świadectwo. 40
A
przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie. 41
Nie
odbieram chwały od ludzi, 42
ale
poznałem was, że nie macie w sobie miłości Boga. 43
Przyszedłem
w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Gdyby jednak przybył
ktoś inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli. 44
Jak
możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a
nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga? 45
Nie
sądźcie jednak, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym
oskarżycielem jest Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję. 46
Gdybyście
jednak wierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie wierzyli. O Mnie
bowiem on pisał. 47
Jeżeli
jednak jego pismom nie wierzycie, jakżeż moim słowom będziecie
wierzyli?»
(J 5)
1
Μετὰ
ταῦτα ἦν ἑορτὴ τῶν Ἰουδαίων καὶ
ἀνέβη Ἰησοῦς εἰς Ἱεροσόλυμα.
2
Ἔστιν
δὲ ἐν τοῖς Ἱεροσολύμοις ἐπὶ τῇ
προβατικῇ κολυμβήθρα ἡ ἐπιλεγομένη
Ἑβραϊστὶ Βηθζαθὰ πέντε στοὰς ἔχουσα.
3
ἐν
ταύταις κατέκειτο πλῆθος τῶν
ἀσθενούντων, τυφλῶν, χωλῶν, ξηρῶν. [4
αγγελος
γαρ κατα καιρον κατεβαινεν εν τη
κολυμβηθρα και εταρασσε το υδωρ· ο ουν
πρωτος εμβας μετα την ταραχην του υδατος
υγιης εγινετο ω δηποτε κατειχετο
νοσηματι]
5
ἦν δέ
τις ἄνθρωπος ἐκεῖ τριάκοντα [καὶ]
ὀκτὼ ἔτη ἔχων ἐν τῇ ἀσθενείᾳ αὐτοῦ·
6
τοῦτον
ἰδὼν ὁ Ἰησοῦς κατακείμενον καὶ γνοὺς
ὅτι πολὺν ἤδη χρόνον ἔχει, λέγει
αὐτῷ· θέλεις ὑγιὴς γενέσθαι; 7
ἀπεκρίθη
αὐτῷ ὁ ἀσθενῶν· κύριε, ἄνθρωπον οὐκ
ἔχω ἵνα ὅταν ταραχθῇ τὸ ὕδωρ βάλῃ
με εἰς τὴν κολυμβήθραν· ἐν ᾧ δὲ
ἔρχομαι ἐγώ, ἄλλος πρὸ ἐμοῦ καταβαίνει.
8
λέγει
αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς· ἔγειρε ἆρον τὸν
κράβαττόν σου καὶ περιπάτει. 9
καὶ
εὐθέως ἐγένετο ὑγιὴς ὁ ἄνθρωπος
καὶ ἦρεν τὸν κράβαττον αὐτοῦ καὶ
περιεπάτει.
Ἦν
δὲ σάββατον ἐν ἐκείνῃ τῇ ἡμέρᾳ.
10
ἔλεγον
οὖν οἱ Ἰουδαῖοι τῷ τεθεραπευμένῳ·
σάββατόν ἐστιν, καὶ οὐκ ἔξεστίν σοι
ἆραι τὸν κράβαττόν σου. 11
ὁ δὲ
ἀπεκρίθη αὐτοῖς· ὁ ποιήσας με ὑγιῆ
ἐκεῖνός μοι εἶπεν· ἆρον τὸν κράβαττόν
σου καὶ περιπάτει. 12
ἠρώτησαν
αὐτόν· τίς ἐστιν ὁ ἄνθρωπος ὁ εἰπών
σοι· ἆρον καὶ περιπάτει; 13
ὁ δὲ
ἰαθεὶς οὐκ ᾔδει τίς ἐστιν, ὁ γὰρ
Ἰησοῦς ἐξένευσεν ὄχλου ὄντος ἐν τῷ
τόπῳ. 14
μετὰ
ταῦτα εὑρίσκει αὐτὸν ὁ Ἰησοῦς ἐν
τῷ ἱερῷ καὶ εἶπεν αὐτῷ· ἴδε ὑγιὴς
γέγονας, μηκέτι ἁμάρτανε, ἵνα μὴ
χεῖρόν σοί τι γένηται. 15
ἀπῆλθεν
ὁ ἄνθρωπος καὶ ἀνήγγειλεν τοῖς
Ἰουδαίοις ὅτι Ἰησοῦς ἐστιν ὁ ποιήσας
αὐτὸν ὑγιῆ. 16
καὶ διὰ
τοῦτο ἐδίωκον οἱ Ἰουδαῖοι τὸν Ἰησοῦν,
ὅτι ταῦτα ἐποίει ἐν σαββάτῳ.
17
Ὁ δὲ
[Ἰησοῦς] ἀπεκρίνατο αὐτοῖς· ὁ πατήρ
μου ἕως ἄρτι ἐργάζεται κἀγὼ ἐργάζομαι·
18
διὰ
τοῦτο οὖν μᾶλλον ἐζήτουν αὐτὸν οἱ
Ἰουδαῖοι ἀποκτεῖναι, ὅτι οὐ μόνον
ἔλυεν τὸ σάββατον, ἀλλὰ καὶ πατέρα
ἴδιον ἔλεγεν τὸν θεὸν ἴσον ἑαυτὸν
ποιῶν τῷ θεῷ.
19
Ἀπεκρίνατο
οὖν ὁ Ἰησοῦς καὶ ἔλεγεν αὐτοῖς·
ἀμὴν ἀμὴν λέγω ὑμῖν, οὐ δύναται ὁ
υἱὸς ποιεῖν ἀφ’ ἑαυτοῦ οὐδὲν ἐὰν
μή τι βλέπῃ τὸν πατέρα ποιοῦντα· ἃ
γὰρ ἂν ἐκεῖνος ποιῇ, ταῦτα καὶ ὁ
υἱὸς ὁμοίως ποιεῖ. 20
ὁ γὰρ
πατὴρ φιλεῖ τὸν υἱὸν καὶ πάντα
δείκνυσιν αὐτῷ ἃ αὐτὸς ποιεῖ, καὶ
μείζονα τούτων δείξει αὐτῷ ἔργα, ἵνα
ὑμεῖς θαυμάζητε. 21
ὥσπερ
γὰρ ὁ πατὴρ ἐγείρει τοὺς νεκροὺς
καὶ ζῳοποιεῖ, οὕτως καὶ ὁ υἱὸς οὓς
θέλει ζῳοποιεῖ. 22
οὐδὲ
γὰρ ὁ πατὴρ κρίνει οὐδένα, ἀλλὰ τὴν
κρίσιν πᾶσαν δέδωκεν τῷ υἱῷ, 23
ἵνα
πάντες τιμῶσιν τὸν υἱὸν καθὼς τιμῶσιν
τὸν πατέρα. ὁ μὴ τιμῶν τὸν υἱὸν οὐ
τιμᾷ τὸν πατέρα τὸν πέμψαντα αὐτόν.
24
Ἀμὴν
ἀμὴν λέγω ὑμῖν ὅτι ὁ τὸν λόγον μου
ἀκούων καὶ πιστεύων τῷ πέμψαντί με
ἔχει ζωὴν αἰώνιον καὶ εἰς κρίσιν
οὐκ ἔρχεται, ἀλλὰ μεταβέβηκεν ἐκ τοῦ
θανάτου εἰς τὴν ζωήν. 25
ἀμὴν
ἀμὴν λέγω ὑμῖν ὅτι ἔρχεται ὥρα καὶ
νῦν ἐστιν ὅτε οἱ νεκροὶ ἀκούσουσιν
τῆς φωνῆς τοῦ υἱοῦ τοῦ θεοῦ καὶ οἱ
ἀκούσαντες ζήσουσιν. 26
ὥσπερ
γὰρ ὁ πατὴρ ἔχει ζωὴν ἐν ἑαυτῷ, οὕτως
καὶ τῷ υἱῷ ἔδωκεν ζωὴν ἔχειν ἐν
ἑαυτῷ. 27
καὶ
ἐξουσίαν ἔδωκεν αὐτῷ κρίσιν ποιεῖν,
ὅτι υἱὸς ἀνθρώπου ἐστίν. 28
μὴ
θαυμάζετε τοῦτο, ὅτι ἔρχεται ὥρα ἐν
ᾗ πάντες οἱ ἐν τοῖς μνημείοις
ἀκούσουσιν τῆς φωνῆς αὐτοῦ 29
καὶ
ἐκπορεύσονται οἱ τὰ ἀγαθὰ ποιήσαντες
εἰς ἀνάστασιν ζωῆς, οἱ δὲ τὰ φαῦλα
πράξαντες εἰς ἀνάστασιν κρίσεως.
30
Οὐ
δύναμαι ἐγὼ ποιεῖν ἀπ’ ἐμαυτοῦ
οὐδέν· καθὼς ἀκούω κρίνω, καὶ ἡ
κρίσις ἡ ἐμὴ δικαία ἐστίν, ὅτι οὐ
ζητῶ τὸ θέλημα τὸ ἐμὸν ἀλλὰ τὸ
θέλημα τοῦ πέμψαντός με.
31
Ἐὰν ἐγὼ
μαρτυρῶ περὶ ἐμαυτοῦ, ἡ μαρτυρία μου
οὐκ ἔστιν ἀληθής· 32
ἄλλος
ἐστὶν ὁ μαρτυρῶν περὶ ἐμοῦ, καὶ οἶδα
ὅτι ἀληθής ἐστιν ἡ μαρτυρία ἣν
μαρτυρεῖ περὶ ἐμοῦ. 33
ὑμεῖς
ἀπεστάλκατε πρὸς Ἰωάννην, καὶ
μεμαρτύρηκεν τῇ ἀληθείᾳ· 34
ἐγὼ δὲ
οὐ παρὰ ἀνθρώπου τὴν μαρτυρίαν
λαμβάνω, ἀλλὰ ταῦτα λέγω ἵνα ὑμεῖς
σωθῆτε. 35
ἐκεῖνος
ἦν ὁ λύχνος ὁ καιόμενος καὶ φαίνων,
ὑμεῖς δὲ ἠθελήσατε ἀγαλλιαθῆναι
πρὸς ὥραν ἐν τῷ φωτὶ αὐτοῦ.
36
Ἐγὼ δὲ
ἔχω τὴν μαρτυρίαν μείζω τοῦ Ἰωάννου·
τὰ γὰρ ἔργα ἃ δέδωκέν μοι ὁ πατὴρ
ἵνα τελειώσω αὐτά, αὐτὰ τὰ ἔργα ἃ
ποιῶ μαρτυρεῖ περὶ ἐμοῦ ὅτι ὁ πατήρ
με ἀπέσταλκεν. 37
καὶ ὁ
πέμψας με πατὴρ ἐκεῖνος μεμαρτύρηκεν
περὶ ἐμοῦ. οὔτε φωνὴν αὐτοῦ πώποτε
ἀκηκόατε οὔτε εἶδος αὐτοῦ ἑωράκατε,
38
καὶ τὸν
λόγον αὐτοῦ οὐκ ἔχετε ἐν ὑμῖν
μένοντα, ὅτι ὃν ἀπέστειλεν ἐκεῖνος,
τούτῳ ὑμεῖς οὐ πιστεύετε. 39
ἐραυνᾶτε
τὰς γραφάς, ὅτι ὑμεῖς δοκεῖτε ἐν
αὐταῖς ζωὴν αἰώνιον ἔχειν· καὶ
ἐκεῖναί εἰσιν αἱ μαρτυροῦσαι περὶ
ἐμοῦ· 40
καὶ οὐ
θέλετε ἐλθεῖν πρός με ἵνα ζωὴν ἔχητε.
41
Δόξαν
παρὰ ἀνθρώπων οὐ λαμβάνω, 42
ἀλλ’
ἔγνωκα ὑμᾶς ὅτι τὴν ἀγάπην τοῦ θεοῦ
οὐκ ἔχετε ἐν ἑαυτοῖς. 43
ἐγὼ
ἐλήλυθα ἐν τῷ ὀνόματι τοῦ πατρός
μου, καὶ οὐ λαμβάνετέ με· ἐὰν ἄλλος
ἔλθῃ ἐν τῷ ὀνόματι τῷ ἰδίῳ, ἐκεῖνον
λήμψεσθε. 44
πῶς
δύνασθε ὑμεῖς πιστεῦσαι δόξαν παρὰ
ἀλλήλων λαμβάνοντες, καὶ τὴν δόξαν
τὴν παρὰ τοῦ μόνου θεοῦ οὐ ζητεῖτε;
45
Μὴ
δοκεῖτε ὅτι ἐγὼ κατηγορήσω ὑμῶν
πρὸς τὸν πατέρα· ἔστιν ὁ κατηγορῶν
ὑμῶν Μωϋσῆς, εἰς ὃν ὑμεῖς ἠλπίκατε.
46
εἰ γὰρ
ἐπιστεύετε Μωϋσεῖ, ἐπιστεύετε ἂν
ἐμοί· περὶ γὰρ ἐμοῦ ἐκεῖνος ἔγραψεν.
47
εἰ δὲ
τοῖς ἐκείνου γράμμασιν οὐ πιστεύετε,
πῶς τοῖς ἐμοῖς ῥήμασιν πιστεύσετε;
(J 5)
Jezus
jest w Jerozolimie, a dokładnie w okolicach [twierdzy] Antonia. Są
z Nim wszyscy apostołowie z wyjątkiem Iskarioty. Wielki tłum
śpieszy do Świątyni. Wszyscy są w szatach odświętnych – tak
apostołowie jak i inni pielgrzymi – i dlatego myślę, że są to
dni Pięćdziesiątnicy. Wielu żebraków miesza się z tłumem.
Lamentują nad swoimi utrapieniami pobożnymi narzekaniami i kierują
się ku lepszym miejscom, blisko bram Świątyni lub na skrzyżowania,
przez które tłum idzie w jej kierunku. Jezus przechodzi obdarowując
biedaków, którzy nie tylko opowiadają o swoich utrapieniach, lecz
usiłują je ukazać. Mam wrażenie, że Jezus już był w Świątyni.
Słyszę bowiem, jak apostołowie mówią o Gamalielu, który udaje,
że ich nie widzi, chociaż Szczepan – jeden ze słuchających go –
pokazał mu przechodzącego Jezusa. Słyszę też, że Bartłomiej
pyta towarzyszy:
«Co
chciał wyrazić ten uczony w Piśmie mówiąc: „Grupa baranów na
nikczemną rzeź”?»
«Chyba
mówił o jakichś swoich sprawach» – odpowiada Tomasz.
«Nie,
on nas pokazywał palcem. Dobrze widziałem. Potem zaś drugie zdanie
potwierdziło pierwsze: „Wkrótce Barankiem stanie się i On,
ostrzyżony i zaprowadzony do rzeźni”».
«Tak,
ja też to słyszałem» – potwierdza Andrzej.
«Dobrze!
Mnie zaś pali pragnienie, żeby się wrócić i zapytać
towarzyszącego uczonemu w Piśmie, co wie o Judaszu, synu
Szymona...» – mówi Piotr.
«Ależ
on nic nie wie! Tym razem nie ma Judasza, bo jest rzeczywiście
chory. Wiemy o tym. Może zbytnio cierpiał z powodu podróży, jaką
odbyliśmy? My jesteśmy bardziej odporni, on zaś żył tutaj, w
wygodach. Łatwo się męczy» – odpowiada Jakub, syn Alfeusza.
«Tak,
o tym wiemy. Lecz ten uczony w Piśmie rzekł: „W grupie brak
kameleona”. Czy kameleon nie jest zwierzęciem dowolnie
zmieniającym swój kolor?» – dopytuje się Piotr.
«Tak,
Szymonie. Ale z pewnością mówił o jego wciąż nowych szatach. On
przywiązuje do tego taką wagę. Jest młody. Trzeba mu wybaczyć...»
– odzywa się pojednawczym tonem Zelota.
«To
też prawda. A jednak!... Dziwne słowa!» – kończy Piotr.
«Zawsze
się wydaje, że oni nam grożą» – mówi Jakub, syn Zebedeusza.
«To
dlatego, że czujemy się zagrożeni i widzimy groźby nawet tam,
gdzie ich nie ma...» – zauważa Juda Tadeusz.
«I
widzimy grzechy nawet tam, gdzie ich nie ma» – kończy Tomasz.
«To
prawda! Podejrzenie to straszna rzecz... Kto wie, jak się dziś
miewa Judasz? Cieszy się rajem i obecnością tamtych aniołów...
Byłoby mi miło też się rozchorować, aby posiadać wszystkie te
radości!» – mówi Piotr, a Bartłomiej na to:
«Miejmy
nadzieję, że szybko wyzdrowieje. Trzeba skończyć wędrówkę, bo
przynagla nas ciepła pora roku».
«O!
Nie brak mu starania, a poza tym... Gdyby coś się stało,
Nauczyciel o to zadba...» – zapewnia Andrzej.
«Miał
wysoką gorączkę, kiedy go pozostawiliśmy. Nie wiem, jak się jej
nabawił, tak...» – odzywa się Jakub, syn Zebedeusza.
Mateusz
mu odpowiada:
«Jak
przychodzi gorączka! Przychodzi, bo przyjść musi. Ale to nic.
Nauczyciel wcale się tym nie przejmuje. Gdyby coś mu groziło, nie
opuściłby pałacu Joanny».
Rzeczywiście,
Jezus wcale się nie niepokoi. Rozmawia z Margcjamem oraz Janem i
idzie naprzód, rozdając jałmużnę. Z pewnością wyjaśnia wiele
rzeczy dziecku, bo widzę, jak pokazuje mu ten czy tamten szczegół.
Podchodzi
do samych murów Świątyni w północno-wschodnim narożniku.
Znajduje się tam wielki tłum, udający się do miejsca, w którym
są krużganki – przed Bramą, o której słyszę, że nazywają ją
„Owczą”.
«To
miejsce obmywania zwierząt składanych w ofierze – sadzawka
Betesda. Popatrz teraz dobrze na wodę. Widzisz, że teraz jest
nieruchoma? Za chwilę zobaczysz ją, jakby się poruszała, i
podniesie się, dotykając tego wilgotnego znaku. Widzisz go? Wtedy
zstępuje Anioł Pański, woda to odczuwa i czci go, jak potrafi. On
przynosi wodzie rozkaz uleczenia człowieka gotowego zanurzyć się w
niej. Widzisz tych ludzi? Ale wielu jest nieuważnych i nie widzą
pierwszego poruszenia wody; albo też mocniejsi – bez miłości –
odpychają słabszych. Nie trzeba nigdy rozpraszać się w obliczu
znaków Bożych. Trzeba mieć duszę zawsze czuwającą, bo nigdy nie
wiadomo, kiedy Bóg się ukaże lub wyśle Swojego Anioła. Nie można
też być egoistą, nawet jeśli chodzi o zdrowie. Wielokrotnie – z
powodu sprzeczania się o to, kto ma dotknąć pierwszy lub kto tego
najbardziej potrzebuje – ci nieszczęśnicy tracą dobrodziejstwo
[płynące z] przyjścia anielskiego».
Jezus
cierpliwie wyjaśnia Margcjamowi, który patrzy na Niego oczyma
uważnymi, otwartymi szeroko. Równocześnie spogląda na wodę.
«Gdybym
tak mógł zobaczyć Anioła, byłbym zadowolony».
«Lewi,
pasterz w twoim wieku, widział go. Patrz dobrze i ty i bądź gotów
go wychwalać».
Dziecko
już niczym innym się nie zajmuje. Kieruje oczy to na wodę, to
ponad wodę i już nic więcej nie słyszy ani nie widzi. Jezus
tymczasem patrzy na ten mały tłum czekających chorych,
niewidomych, kalekich, sparaliżowanych. Także apostołowie
obserwują uważnie. Słońce wywołuje błyski światła na wodzie i
wdziera się po królewsku w pięć ciągów krużganków
otaczających sadzawki.
«O!
O! – woła Margcjam – woda się podnosi, porusza, błyszczy!
Jakie światło! Anioł!...»
Dziecko
upada na kolana. Istotnie, w czasie ruchu woda w sadzawce wydaje się
zwiększać swą objętość przez gwałtowną i potężną falę,
która podnosi się i uderza o brzeg. Woda błyszczy jak zwierciadło
w słońcu. Przez chwilę trwa ten olśniewający błysk. Jeden
chromy rzuca się pośpiesznie do wody i w chwilę potem wychodzi z
nogą, na której widać wielką, doskonale zagojoną bliznę. Inni
uskarżają się i kłócą z uzdrowionym mężczyzną. Mówią mu,
że wreszcie będzie mógł pracować, a oni – nie. I kłótnia
trwa dalej. Jezus rozgląda się wokół Siebie i widzi na noszach
jakiegoś paralityka, który cicho płacze. Podchodzi do niego,
pochyla się, głaska go mówiąc: «Płaczesz?»
«Tak.
Nikt nigdy nie pomyśli o mnie. Jestem tutaj... jestem tu i wszyscy
zdrowieją, a ja – nigdy. Leżę tak już trzydzieści osiem lat.
Wydałem wszystkie [pieniądze]. Moja rodzina umarła. Teraz zajmuje
się mną daleki krewny. Przynosi mnie tu rano i zabiera wieczorem...
Ale jakie to dla niego uciążliwe! O! Chciałbym umrzeć!»
«Nie
rozpaczaj. Miałeś tak wiele cierpliwości i wiary! Bóg cię
wysłucha».
«Mam
nadzieję... ale przychodzą na mnie chwile zwątpienia. Ty jesteś
dobry, ale inni... Ten uzdrowiony mógłby przez wdzięczność dla
Boga pozostać tutaj, aby dopomóc biednym braciom...»
«Rzeczywiście
mógłby to uczynić. Ale nie żyw urazy. Oni o tym nie myślą, ale
nie ze złej woli. Radość z powodu uzdrowienia czyni ich
samolubnymi. Wybacz im...»
«Ty
jesteś dobry. Nie zachowujesz się tak. Usiłuję przy pomocy rąk
przesunąć się aż do tamtego miejsca, kiedy woda w sadzawce się
porusza. Jednak zawsze ktoś mnie ubiega, a nie mogę pozostać na
brzegu, gdyż by mnie zadeptali. A nawet gdybym tam pozostał, któż
by mi pomógł zejść na dół? Gdybym Cię wcześniej ujrzał,
poprosiłbym Cię o to...»
«Rzeczywiście
chcesz być zdrowy? Zatem wstań, weź swoje łoże i chodź!» –
Jezus prostuje się, aby wypowiedzieć to polecenie. Wydaje się, że
kiedy wstaje, podnosi też paralityka, który prostuje się, a
następnie wykonuje jeden, dwa, trzy kroki – jakby nie wierzył –
za Jezusem, który odchodzi. Ponieważ rzeczywiście chodzi, wydaje
okrzyk, który sprawia, że wszyscy się odwracają.
«Ale
kimże Ty jesteś? W Imię Boga, powiedz mi! Być może jesteś
Aniołem Pana?»
«Jestem
więcej niż aniołem. Moje Imię jest Litość. Idź w pokoju».
Wszyscy
się gromadzą. Wszyscy chcą widzieć. Wszyscy chcą mówić. Chcą
doznać uzdrowienia. Przybiegają jednak strażnicy świątynni.
Sądzę, że strzegą też sadzawki i rozpraszają groźbami to
hałaśliwe zgromadzenie.
Paralityk
bierze nosze, czyli dwa drążki przyczepione do dwóch par kół i
zniszczone płótno, przymocowane do drążków. Odchodzi szczęśliwy,
wołając do Jezusa:
«Znajdę
Cię. Nie zapomnę Twego imienia ani Twojej twarzy».
Jezus
wmieszał się w tłum i idzie w drugą stronę, ku murom. Jednak
jeszcze nie minął ostatnich krużganków, a już przybywają w
grupie, gnani jakby wściekłym wiatrem, żydzi z najbardziej wrogich
ugrupowań. Pali ich pragnienie znieważenia Jezusa. Szukają,
patrzą, obserwują. Nie udaje się im jednak pojąć, o co chodzi, i
Jezus oddala się, podczas gdy oni, zawiedzeni, po zasięgnięciu
informacji u strażników atakują biednego uzdrowionego i
szczęśliwego paralityka. Wyrzucają mu: «Dlaczego niesiesz to
posłanie? To szabat. Nie wolno ci tego robić!»
Mężczyzna
patrzy na nich i mówi:
«Ja
nic nie wiem. Wiem tylko, że ten, który mnie uzdrowił, powiedział
do mnie: „Weź swoje łoże i chodź”. Tyle tylko wiem».
«Z
pewnością był to demon, skoro nakazał ci łamanie szabatu. Jak
wyglądał? Kto to był? Żyd? Galilejczyk? Prozelita?»
«Nie
wiem. Był tutaj. Zobaczył, że płaczę, i podszedł do mnie.
Rozmawiał ze mną. Uzdrowił mnie. Odszedł, trzymając za rękę
dziecko. Sądzę, że to był Jego syn, bo mógłby mieć syna w tym
wieku».
«Dziecko?
A więc to nie był On!... Jak się nazywa, co ci powiedział? Nie
zapytałeś Go o to? Nie kłam!»
«Powiedział
mi, że nazywa się: Litość».
«Jesteś
głupcem! To nie jest imię!»
Mężczyzna
wzrusza ramionami i odchodzi.
«To
z pewnością był On. Uczeni w Piśmie Aniasz i Zacheusz widzieli Go
w Świątyni».
«Ale
On nie ma dzieci!»
«A
jednak to On. Był ze Swymi uczniami».
«Jednak
Judasza tam nie było. Jego znamy dobrze. Inni... to mogą być jacyś
tam ludzie».
«Nie,
to byli oni».
I
dyskusja toczy się nadal, podczas gdy chorzy wypełniają
krużganki...
Jezus
wchodzi do Świątyni inną stroną, zachodnią. Naprzeciw niej jest
miasto. Apostołowie idą za Nim. Jezus rozgląda się wokół
Siebie. W końcu dostrzega tego, którego szuka: Jonatana, który też
rozgląda się za Nauczycielem.
«Już
z nim lepiej, Nauczycielu. Gorączka go opuszcza. Twoja Matka mówi,
że ma nadzieję przybyć na przyszły szabat».
«Dziękuję,
Jonatanie. Byłeś punktualny».
«Nie
bardzo. Zatrzymał mnie Maksymin Łazarza. Szuka Cię. Poszedł do
portyku Salomona».
«Znajdę
go. Pokój z tobą i zanieś Mój pokój Matce i uczennicom, a także
– Judaszowi».
Jezus
odchodzi szybkim krokiem w kierunku portyku Salomona, gdzie istotnie
znajduje się Maksymin.
«Łazarz
wiedział, że tu jesteś. Chce się z Tobą widzieć, żeby
powiedzieć Ci coś ważnego. Przyjdziesz?»
«Bez
wątpienia i bez zwlekania. Możesz mu przekazać, żeby czekał na
Mnie w tym tygodniu».
Po
kilku słowach Maksymin odchodzi.
«Chodźmy
się jeszcze pomodlić, skoro tu wróciliśmy» – mówi Jezus i
odchodzi na dziedziniec Hebrajczyków.
Jednak
blisko niego spotyka uzdrowionego paralityka, który wrócił
podziękować Panu. Uzdrowiony widzi Jezusa pośrodku tłumu,
pozdrawia Go radośnie i opowiada Mu, co się wydarzyło przy
sadzawce po Jego odejściu. Kończy słowami:
«Ktoś
zdziwiony, widząc mnie tutaj w dobrym zdrowiu, powiedział mi, kim
jesteś. Jesteś Mesjaszem. Czy to prawda?»
«Jestem
nim. Ale nawet gdyby cię uzdrowiła woda lub inna moc, zawsze
miałbyś to samo zobowiązanie wobec Boga: obowiązek posługiwania
się twoim zdrowiem dla czynienia dobra. Jesteś uzdrowiony. Idź
więc z dobrymi zamiarami. Podejmij na nowo życiową aktywność i
już nigdy więcej nie grzesz. Oby Bóg nie musiał cię jeszcze
bardziej ukarać. Żegnaj. Idź w pokoju».
«Jestem
stary... nic nie wiem... Chciałbym iść za Tobą, aby Ci służyć
i aby posiąść wiedzę. Chcesz mnie?»
«Nikogo
nie odrzucam. Zastanów się jednak, nim przyjdziesz. Jeśli się
zdecydujesz, przyjdź».
«Dokąd?
Nie wiem, gdzie idziesz...»
«Poprzez
świat. Wszędzie znajdziesz uczniów, którzy cię zaprowadzą do
Mnie. Niech Pan oświeci cię w tym, co najlepsze».
Jezus
idzie na miejsce i modli się... Nie wiem, czy uzdrowiony poszedł
specjalnie odnaleźć żydów lub też oni, stojąc na czatach,
zatrzymali go i zapytali, czy ten, z którym rozmawiał to ten, który
go uzdrowił. Widzę tylko, że mężczyzna rozmawia z żydami, a
potem odchodzi. Oni zaś idą ku schodom, którymi Jezus musi zejść,
aby udać się na inne dziedzińce i wyjść ze Świątyni. Kiedy
nadchodzi, mówią bez powitania Go:
«Będziesz
więc nadal gwałcił szabat, pomimo wszystkich zarzutów, jakie
zostały Ci postawione? I Ty chcesz, aby Cię szanowano jako
wysłannika Boga?»
«Wysłannika?
Więcej jeszcze: Syna. Bóg bowiem jest Moim Ojcem. Jeśli nie
chcecie Mnie szanować, powstrzymajcie się od tego, Ja jednak nie
zaprzestanę z tego powodu wypełniać Mojej misji. Nie ma ani
chwili, w której Bóg przestawałby działać. Także obecnie Ojciec
Mój działa i Ja też działam, bo dobry syn, czyni to, co robi jego
ojciec, i ponieważ przyszedłem, by działać na ziemi».
Ludzie
zbliżają się, aby słuchać dyskusji. Wśród nich są osoby,
które znają Jezusa – takie, które zostały przez Niego
uzdrowione oraz inne, które widzą Go po raz pierwszy. Jedni Go
kochają, inni – nienawidzą. Wielu jest niezdecydowanych.
Apostołowie tworzą jedną grupę z Nauczycielem. Margcjam niemal
się boi, a jego buzia jest bliska płaczu. Żydzi, mieszanina
uczonych w Piśmie, faryzeuszy, saduceuszów, krzyczą głośno,
zgorszeni:
«Ty
masz śmiałość! O! Nazywasz się Synem Bożym! Świętokradztwo!
Bóg jest Tym, Który Jest, i nie ma synów! Zawołajcie Gamaliela!
Zawołajcie Sadoka! Zgromadźcie rabinów, niech posłuchają i niech
to obalą».
«Nie
unoście się. Zawołajcie ich, a powiedzą wam – jeśli jest
prawdą, iż wiedzą – że Bóg jest Jeden w Trójcy: Ojciec, Syn i
Duch Święty, i że Słowo, to znaczy Syn Myśli, przyszedł zgodnie
z tym, co zostało przepowiedziane, ażeby wybawić Izraela i świat
z grzechu. Ja jestem Słowem. Jestem przepowiedzianym Mesjaszem. Nie
ma zatem żadnego świętokradztwa, jeśli nadaję Ojcu imię Ojca
Mojego.
Niepokoicie
się, bo czynię cuda i przez to przyciągam do Mnie tłumy i je
przekonuję. Oskarżacie Mnie, że jestem demonem, gdyż dokonuję
cudów. Ale Belzebub jest na świecie od wieków i, zaprawdę, nie
brakuje mu oddanych wielbicieli... Dlaczego zatem oni nie czynią
tego, co Ja czynię?»
Tłum
szemrze:
«To
prawda! To prawda! Nikt nie robi tego, co On».
Jezus
mówi dalej: «Powiadam wam: to dlatego, że Ja wiem to, czego on nie
wie, i mogę to, czego on nie może. Jeśli Ja spełniam dzieła
Boga, to dlatego że jestem Jego Synem. Od siebie nikt nie może nic
uczynić, tylko to, co widział, jak się czyni. Ja, Syn, mogę
czynić tylko to, co widziałem u działającego Ojca, będąc z Nim
Jedno od wieków, nie różniąc się pod względem natury ani mocy.
Wszystko, co czyni Ojciec, i Ja to czynię, bo jestem Jego Synem. Ani
Belzebub, ani inni nie umieją uczynić tego, co Ja czynię, gdyż
Belzebub i inni nie potrafią tego, co Ja potrafię.
Ojciec
kocha Mnie, Swego Syna, a miłuje Mnie bezmiernie, tak jak i Ja Go
kocham. Dlatego ukazał Mi i pokazuje wszystko, co czyni, abym i Ja
czynił to, co On czyni: Ja na ziemi, w tym czasie Łaski, On – w
Niebie, zanim jeszcze zaistniał Czas dla ziemi. I będzie Mi
ukazywał dzieła coraz większe, abym i Ja je wykonywał i abyście
wy się nimi zdumieli. Myśl Jego jest niewyczerpana w myśleniu. Ja
Go naśladuję, będąc niewyczerpanym w spełnianiu tego, co Ojciec
myśli i wraz z myślą – chce. Wy jeszcze nie wiecie, co Miłość
stwarza, nie wyczerpując się. My jesteśmy Miłością. Dla Nas nie
ma ograniczeń ani nie ma niczego, czego nie moglibyśmy uczynić dla
trzech sfer człowieka: niższej, wyższej i duchowej.
Istotnie,
tak jak Ojciec wskrzesza umarłych i przywraca im życie, tak również
Ja, Syn, mogę dawać życie tym, którym chcę, a nawet, ze względu
na nieskończoną miłość, którą Ojciec ma do Syna, jest Mi
udzielone nie tylko przywracać życie części niższej, ale także
[przywracać] życie [części] wyższej, wyzwalając umysł
człowieka i jego serce z błędów rozumowych i ze złych
pożądliwości. W sferze duchowej zaś mogę przywracać duchowi
wolność od grzechu.
Ojciec
nie sądzi nikogo, lecz wszelki sąd przekazał Synowi. Jest to
bowiem Ten Syn, który Swoją własną ofiarą wykupił Ludzkość,
aby ją wyzwolić. A czyni to Ojciec ze sprawiedliwości, bo słuszne
jest, ażeby dać Temu, który płaci swą monetą; i ażeby Syn był
czczony tak, jak już czczony jest Ojciec. Wiedzcie, że jeśli
oddzielacie Ojca od Syna lub Syna od Ojca i nie pamiętacie o
Miłości, nie kochacie Boga tak, jak powinien być kochany:
prawdziwie i z mądrością. Popełniacie błąd, bo oddajecie kult
jednemu tylko, podczas gdy On jest cudowną Trójcą. Kto bowiem nie
oddaje czci Synowi, to tak jakby nie czcił Ojca. Ojciec bowiem, Bóg,
nie akceptuje, żeby jedna tylko Osoba była otaczana kultem, lecz
chce, aby była czczona Całość. Kto nie oddaje czci Synowi, nie
czci też Ojca, który Go posłał dzięki doskonałej myśli
miłości. Nie uznaje zatem, że Bóg potrafi wykonywać dzieła
słuszne.
Zaprawdę
powiadam wam: kto słucha Mojego słowa i wierzy w Tego, który Mnie
posłał, ma życie wieczne i nie jest winien potępienia, lecz
przechodzi ze śmierci do życia. Wierzyć bowiem w Boga i przyjmować
Moje słowo znaczy wzbudzić w sobie Życie, które nie umiera.
Nadchodzi
godzina – a nawet dla wielu już nadeszła – kiedy umarli usłyszą
głos Syna Bożego i ten, który go usłyszy, rozbrzmiewający i
ożywiający we wnętrzu serca, będzie żył.
I
cóż na to powiesz, uczony w Piśmie?» – [pyta Jezus, przerywając
Swoją wypowiedź.]
«Mówię,
że umarli nic już nie słyszą i że Ty jesteś szalony».
«Niebo
cię przekona, że tak nie jest i że twoja wiedza jest niczym w
porównaniu z wiedzą Bożą. Do tego stopnia uczyniliście czymś
naturalnym to, co nadprzyrodzone, że nadajecie słowom tylko
znaczenie ziemskie i bezpośrednie. Nauczaliście Haggady165
przy pomocy niewzruszonych formuł – waszych, nie wysilając się,
żeby zrozumieć prawdę alegorii. Teraz więc w waszych duszach,
zmęczonych z powodu nacisku tym, co ludzkie, a co tryumfuje nad
duchem, nie wierzycie już nawet w to, czego nauczacie. I to jest
powód, dla którego nie potraficie już walczyć z tajemnymi mocami.
Śmierć,
o której mówię, nie jest śmiercią ciała, lecz ducha. Przyjdą
tacy, którzy usłyszą uszami Moje słowo i przyjmą je do serca, i
wprowadzą w czyn. Nawet jeśli są martwi duchowo, będą ponownie
mieć życie, bo Moje Słowo jest Życiem, które jest wlewane. A Ja
mogę je dać komu zechcę, gdyż we Mnie jest doskonałość Życia.
Albowiem
jak Ojciec ma w Sobie Życie doskonałe, tak również Syn ma od Ojca
Życie, w Sobie samym: [życie] doskonałe, pełne, wieczne,
niewyczerpane i możliwe do przekazania.
A
wraz z Życiem Ojciec dał Mi władzę sądzenia, gdyż Syn Ojca jest
Synem Człowieczym i może, i powinien sądzić człowieka.
I
nie dziwcie się z powodu tego pierwszego zmartwychwstania duchowego,
którego dokonuję Moim słowem. Zobaczycie je jeszcze, bardziej
wymowne dla waszych ociężałych zmysłów. Zaprawdę bowiem
powiadam wam, że nie ma nic większego od niewidzialnego, ale
realnego zmartwychwstania ducha. Wkrótce nadejdzie godzina, kiedy
groby przeniknie głos Syna Bożego i wszyscy, którzy w nich się
znajdują, usłyszą go. Ci, którzy czynili dobro, wyjdą z nich,
ażeby pójść na zmartwychwstanie Życia wiecznego; a ci, którzy
popełniali zło, na zmartwychwstanie wiecznego potępienia.
Nie
mówię, że uczynię to od Siebie samego, z Mojej tylko woli, lecz z
woli Ojca zjednoczonego ze Mną. Ja mówię i sądzę według tego,
co usłyszałem, i Mój sąd jest sprawiedliwy, bo nie szukam Mojej
woli, lecz woli Tego, który Mnie posłał. Nie jestem odłączony od
Ojca. Ja jestem w Nim, a On jest we Mnie. Ja znam Jego Myśl i ją
przekładam na słowo i czyn.
Tego,
co mówię, aby dać świadectwo Sobie samemu, nie może przyjąć
wasz nie wierzący duch, który chce we Mnie widzieć jedynie
człowieka podobnego do was wszystkich.
Jest
także ktoś inny, kto daje świadectwo o Mnie. Mówicie, że czcicie
go jako wielkiego proroka. Wiem, że jego świadectwo jest prawdziwe.
Ale wy – wy którzy mówicie, że go czcicie – nie przyjmujecie
jego świadectwa, bo różni się ono od waszej myśli, która jest
Mi wroga. Wy nie przyjmujecie świadectwa człowieka sprawiedliwego,
ostatniego Proroka Izraela, bo w tym, co się wam podoba mówicie, że
on jest tylko człowiekiem i może pobłądzić.
Posłaliście
[ludzi], aby wypytywali Jana. Mieliście bowiem nadzieję, że powie
o Mnie to, co chcielibyście usłyszeć; to, co wy o Mnie myślicie;
to, co wy o Mnie chcecie myśleć. Ale Jan dał świadectwo o
prawdzie i wy nie mogliście jej przyjąć. Ponieważ jednak Prorok
mówi, że Jezus z Nazaretu jest Synem Bożym, wy – w skrytości
serca, gdyż boicie się tłumów – mówicie, że Prorok jest
szalony, podobnie jak Chrystus.
Ja
jednak nie otrzymuję świadectwa człowieka, choćby to był
najświętszy z Izraela.
Powiadam
wam: on był lampą płonącą i jaśniejącą, ale wy mało
chcieliście się radować jej światłem. Kiedy to światło Mnie
oświetliło, aby dać wam poznać Chrystusa, Kim jest, wy
pozwoliliście, aby lampę postawiono pod korcem, a wcześniej,
jeszcze wcześniej, wznieśliście między nią a wami mur, ażeby
nie widzieć w jej świetle Chrystusa Pańskiego. Wdzięczny jestem
Janowi za jego świadectwo i wdzięczny mu jest za nie Ojciec. Jan
otrzyma wielką nagrodę za to świadectwo. [Będzie] pierwszym
słońcem, które wam zajaśnieje pośród wszystkich ludzi tam w
górze, płonąc tak, jak płoną wszyscy ci, którzy byli wierni
Prawdzie i spragnieni Sprawiedliwości.
Ja
mam jednak świadectwo większe od Janowego. Tym świadectwem są
Moje czyny. Albowiem dzieła, które Ojciec Mi dał do spełnienia,
te dzieła Ja wykonuję i one świadczą, że Ojciec Mnie posłał,
dając Mi wszelką władzę.
I
tak daje świadectwo na Moją korzyść Ten, który Mnie posłał:
sam Ojciec. Wy nigdy nie słyszeliście Jego Głosu ani nie
widzieliście Jego Oblicza. Ale Ja widziałem je i widzę; Ja Go
słyszałem i słyszę. Wy nie macie – trwając w sobie – Jego
Słowa, bo nie wierzycie w tego, którego On posłał.
Badacie
Pisma, bo sądzicie, że otrzymacie – dzięki poznaniu ich –
Życie wieczne. I nie zauważacie, że to właśnie Pisma mówią o
Mnie?
Dlaczegóż
więc wciąż nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć Życie? Mówię
wam: to dlatego że odrzucacie to, co jest sprzeczne z waszymi
zakorzenionymi poglądami. Brak wam pokory. Nie potraficie
powiedzieć: „Pomyliłem się. Ten [człowiek] lub ta księga mówi
dobrze i ja jestem w błędzie”. Tak postąpiliście z Janem, tak z
Pismem Świętym, tak ze Słowem, które do was mówi. Nie potraficie
już widzieć ani rozumieć, bo opasuje was pycha i ogłuszają wasze
głosy.
Uważacie,
że mówię tak, bo oczekuję waszego uwielbienia? Nie, wiedzcie to:
Ja nie szukam i nie przyjmuję chwały od ludzi. Szukam i pragnę
tylko waszego wiecznego zbawienia. Takiej chwały szukam. To Moja
chwała Zbawiciela. Nie mogłoby jej być, gdybym nie miał
zbawionych, a powiększa się ona, im więcej mam zbawionych. Powinna
Mi być ona oddawana przez duchy zbawione i przez Ojca, Ducha
Najczystszego. Ale wy nie będziecie zbawieni. Poznałem was, jacy
naprawdę jesteście.
Wy
nie macie w sobie miłości Bożej. Jesteście bez miłości. I
dlatego nie przychodzicie do Miłości, która do was mówi, i nie
wejdziecie do Królestwa Miłości. Tam was nie znają. Nie zna was
Ojciec, bo wy nie znacie Mnie, który jestem w Ojcu. Nie chcecie Mnie
znać.
Przyszedłem
w imię Ojca Mojego, a wy Mnie nie przyjmujecie. Jesteście za to
gotowi przyjąć każdego, kto przychodzi we własnym imieniu, byle
tylko mówił to, co wam się podoba. Mówicie, że jesteście
duchami wiary. Nie. Nie jesteście nimi.
Jakże
możecie wierzyć, wy którzy żebrzecie o chwałę jedni u drugich,
a nie szukacie chwały Niebios, która od Boga jedynie pochodzi? [Nie
szukacie tej] chwały, która jest Prawdą, a nie grą interesów
ograniczających się jedynie do ziemi i pieszczących tylko występną
naturę ludzką upadłych synów Adama.
Ja
was nie będę oskarżał przed Ojcem. Nie myślcie tak. Jest ktoś,
kto was oskarża. To Mojżesz, w którym pokładacie nadzieję. On
was zgani za to, że nie mu wierzycie, bo nie wierzycie we Mnie, a
przecież on o Mnie napisał, wy jednak Mnie nie rozpoznajecie według
tego, co on o Mnie napisał.166
Nie wierzycie w słowa Mojżesza, który był kimś wielkim, na
którego przysięgacie.
Jakże
więc możecie wierzyć w Moje słowa, słowa Syna Człowieczego, w
którego nie wierzycie? Po ludzku mówiąc to logiczne. Tu jednak
jesteśmy na płaszczyźnie ducha i wasze dusze są badane. Bóg je
obserwuje w świetle Moich działań i porównuje czyny – których
dokonujecie – z tym, czego Ja przyszedłem nauczyć. I Bóg was
osądza.
Odchodzę.
Przez dłuższy czas Mnie nie znajdziecie. Wierzcie jednak, że to
nie jest tryumf, ale – kara. Chodźmy».
Jezus
przechodzi przez tłum, którego część osłupiała, a część
wyszeptuje swe poparcie, które strach przed faryzeuszami utrzymuje
na poziomie szeptu. Odchodzi. (III (cz. 3-4), 87: 21
lipca 1945. A, 5722-5749)
165 Haggada:
wszystkie rodzaje objaśnień Pisma Świętego. Początkowo
przekazywane ustnie, w postaci pouczeń w synagogach, potem spisane
(midrasze). Miały nauczyć właściwego rozumienia Boga, świata i
człowieka oraz doprowadzić do właściwego postępowania w każdej
sytuacji życiowej.
Gesù
è in Gerusalemme e precisamente nei pressi dell'Antonia. Con Lui
sono tutti gli apostoli meno l'Iscariota. Molta folla si affretta al
Tempio. Sono in veste di festa tutti, tanto gli apostoli come gli
altri pellegrini, e penso perciò siano i giorni di Pentecoste. Molti
mendicanti si mescolano alla gente, lamentando le loro miserie con
delle nenie pietose e dirigendosi ai posti migliori, presso le porte
del Tempio o ai crocevia da cui la folla viene verso di esso. Gesù
passa beneficando questi miserabili, dei quali è cura fare
l'esposizione integrale delle loro miserie oltre che la narrazione
delle stesse. Ho l'impressione che Gesù sia già stato al Tempio,
perché sento che gli apostoli parlano di Gamaliele che ha fatto
mostra di non vederli, nonostante che Stefano, uno dei suoi uditori,
gli segnalasse il passaggio di Gesù.
Sento
anche che Bartolomeo chiede ai compagni: «Che avrà voluto dire
quello scriba con la frase: "Un gruppo di montoni da basso
macello"?».
«Avrà
parlato di qualche suo affare » risponde Tommaso.
«No.
Indicava noi. L'ho visto bene. E poi! La seconda frase era conferma
della prima. Ha detto sarcastico: "Fra poco l'agnello sarà lui
pure da tosa e poi da macello" Sì, ho sentito io pure »
conferma Andrea.
«Già!
Ma a me brucia la voglia di tornare indietro e chiedere al compagno
dello scriba che cosa sa di Giuda di Simone» dice Pietro.
«Ma
nulla sa! Questa volta Giuda non c'è perché veramente ammalato. Noi
lo sappiamo. Forse ha realmente troppo sofferto del viaggio fatto.
Noi siamo più robusti. Lui è vissuto qui, comodo. Si stanca»
risponde Giacomo di Alfeo.
«Sì,
noi lo sappiamo. Ma quello scriba ha detto: "Manca il camaleonte
al gruppo". Il camaleonte non è quello che cambia colore tutte
le volte che vuole?» chiede Pietro.
«Sì,
Simone. Ma certo hanno voluto dire per i suoi abiti sempre nuovi. Ci
tiene. E’ giovane. Va compatito...» concilia lo Zelote.
«E’
vero anche questo. Però!... Che frasi curiose!» conclude Pietro.
«Sembra
sempre che minaccino» dice Giacomo di Zebedeo.
«E
che noi sappiamo di essere minacciati e sentiamo minacce anche dove
non ce ne sono...» osserva Giuda Taddeo.
«E
vediamo colpe anche dove non esistono» termina Tommaso.
«Eh!
già! Il sospetto è brutto... Chissà come sta oggi Giuda? Intanto
si gode quel paradiso, con quegli angeli... Ci starei anche io ad
ammalarmi per avere tutte quelle delizie!» dice Pietro, e Bartolomeo
gli risponde: «Speriamo che guarisca presto. E’ necessario
terminare il viaggio perché il caldo incalza».
«Oh!
le cure non gli mancano, e poi... ci pensa il Maestro se mai»
assicura Andrea.
«Aveva
molta febbre quando lo abbiamo lasciato. Non so come gli sia venuta,
così...» dice Giacomo di Zebedeo, e Matteo gli risponde: «Come
viene la febbre! Perché deve venire. Ma non sarà nulla. Il Maestro
non è per nulla impensierito. Se avesse visto del brutto non avrebbe
lasciato il castello di Giovanna».
Infatti
Gesù non è per nulla impensierito. Parla con Marziam e con
Giovanni, andando avanti e dando elemosine. Certo spiega al bambino
molte cose, perché vedo che gli indica questo e quello. È diretto
verso la fine delle mura del Tempio all'angolo nord-est. Là vi è
molta folla che si dirige verso un luogo molto porticato, che precede
una porta che sento chiamare "del Gregge". «Questa è la
Probatica, la piscina di Betseida. Ora guarda bene l'acqua. Vedi come
è ferma ora? Fra poco vedrai che ha come un movimento e si alza,
toccando quel segno umido. Lo vedi? Allora scende l'angelo del
Signore, l'acqua lo sente e lo venera come può. Egli porta l'ordine
all'acqua di guarire l'uomo pronto a tuffarsi in essa. Vedi quanta
gente? Ma troppi si distraggono e non vedono il primo movimento
dell'acqua; oppure i più forti, senza carità, respingono i più
deboli. Non ci si deve mai distrarre davanti ai segni di Dio. Occorre
tenere l'anima sempre vigilante, perché non si sa mai quando Dio si
mostri o mandi il suo angelo. E non si deve mai essere egoisti,
neanche per salute. Molte volte, per stare a litigare su chi tocca
prima o chi ne ha maggiore bisogno, questi infelici perdono il
beneficio della venuta angelica». Gesù spiega paziente a Marziam,
che lo guarda coi suoi occhi ben spalancati, attenti, e intanto tiene
d'occhio anche l'acqua.
«Si
può vedere l'angelo? Mi piacerebbe».
«Levi,
pastore della tua età, lo vide. Guarda bene anche tu e sii pronto a
lodarlo». Il bambino non si distrae più. I suoi occhi sono
sull'acqua e sopra l'acqua, alternativamente, e non sente più nulla,
non vede più altro. Gesù intanto guarda quel piccolo popolo di
infermi, ciechi, storpi, paralitici, che aspettano. Anche gli
apostoli osservano attentamente. Il sole fa giuochi di luce
sull'acqua e invade da re i cinque ordini di portici che circondano
le piscine.
«Ecco,
ecco!» trilla Marziam. «L'acqua cresce, si muove, splende! Che
luce! L'angelo!»... e il bambino si inginocchia. Infatti nel moto
del liquido nella vasca, che pare accrescersi per un flutto
subitamente immesso che lo gonfi, elevandolo verso il bordo, l'acqua
splende come uno specchio messo al sole. Un bagliore abbacinante per
un attimo. Uno zoppo è pronto a tuffarsi nell'acqua per uscirne dopo
poco con la gamba, già rattratta da una grande cicatrice,
perfettamente guarita. Gli altri si lamentano e litigano col
risanato, dicendo che infine lui non era impossibilitato al lavoro
mentre loro sì. E la zuffa continua.
Gesù
si volge intorno e vede un paralitico sul suo lettuccio che piange
piano. Gli va vicino, si curva e lo carezza domandandogli: «Piangi?».
«Sì.
Nessuno pensa mai a me. Sto qui, sto qui, tutti guariscono, io mai.
Sono trentotto anni che giaccio sul dorso, ho consumato tutto, mi
sono morti i miei, ora sono di peso ad un parente lontano che mi
porta qui al mattino, mi riprende alla sera... Ma come gli pesa
farlo! Oh! vorrei morire!».
«Non
ti desolare. Tanta pazienza e fede hai avuto! Dio ti esaudirà».
«Lo
spero... ma vengono momenti di sconforto. Tu sei buono. Ma gli
altri... Chi è guarito potrebbe, in ringraziamento a Dio, stare qui
a soccorrere i poveri fratelli...»
«Dovrebbe
farlo, infatti. Ma non avere rancore. Essi non ci pensano. Non è
malanimo il loro. E’ la gioia di essere guariti che li rende
egoisti. Perdonali...»
«Tu
sei buono. Tu non faresti così. Io mi sforzo a trascinarmi con le
mani fino là, quando la vasca è mossa. Ma sono sempre preceduto da
un altro, e presso l'orlo non ci posso stare; sarei calpestato. E
anche stessi là, chi mi calerebbe? Se ti avevo visto prima lo
chiedevo a Te...»
«Vuoi
proprio guarire? Allora alzati! Prendi il tuo letto e cammina!».
Gesù si è rialzato per dare il comando e pare che, alzandosi, alzi
anche il paralitico, perché questo sorge in piedi e poi fa uno, due,
tre passi, quasi incredulo, dietro a Gesù che se ne va, e visto che
cammina proprio ha un grido che fa volgere tutti.
«Ma
chi sei? In nome di Dio, dimmelo! L'angelo del Signore, forse?».
«Io
sono da più di un angelo. Il mio nome è Pietà. Va' in pace».
Tutti
si affollano. Vogliono vedere. Vogliono parlare. Vogliono guarire. Ma
accorrono le guardie del Tempio, che credo sorvegliassero anche la
piscina, e respingono quel vociante assembramento minacciando
castighi. Il paralitico prende la sua barellina – due stanghe su
due paia di piccole ruote e un telo sdruscito inchiodato sulle
stanghe – e se ne va felice, urlando a Gesù: «Ti ritroverò. Non
dimenticherò il tuo nome e il tuo volto». Gesù, mescolandosi alla
folla, se ne va in un altro senso, verso le mura. Ma non ha ancora
superato l'ultimo portico che giungono, come spinti da una furia di
vento, un gruppo di giudei delle caste peggiori, tutti accumunati nel
desiderio di dire insolenze a Gesù. Cercano, guardano, scrutano. Ma
non riescono a capire bene di che si tratta, e Gesù se ne va mentre
questi, delusi, dietro indicazioni delle guardie, assalgono il povero
e felice risanato e lo rimproverano:
«Perché
porti via questo letto? È sabato. Non ti è lecito».
L'uomo
li guarda e dice: «Io non so niente. So che quello che mi ha guarito
mi ha detto: "Prendi il tuo letto e cammina". Questo so».
«Sarà
certo un demonio, perché ti ha ordinato di violare il sabato. Come
era? Chi era? Giudeo? Galileo? Proselite?».
«Non
lo so. Era qui. Mi ha visto piangere e mi è venuto vicino. Mi ha
parlato. Mi ha guarito. Se ne è andato con un bambino per mano.
Credo suo figlio, perché è in età di avere un figlio di quel
tempo».
«Un
bambino? Allora non è Lui!... Come ha detto di chiamarsi? Non glielo
hai chiesto? Non mentire!».
«Mi
ha detto che si chiama Pietà».
«Sei
uno stolto! Quello non è un nome! ». L'uomo si stringe nelle spalle
e se ne va. Gli altri dicono: «Era certo Lui. Lo hanno visto nel
Tempio gli scribi Ania e Zaccheo».
«Ma
Lui non ha figli!».
«Eppure
è Lui. Era coi discepoli».
«Ma
Giuda non c'era. E’ quello che conosciamo bene. Gli altri...
possono essere gente qualunque».
«No.
Erano loro». E la discussione continua mentre i portici si
riaffollano di malati... Gesù rientra nel Tempio da un altro lato,
quello del lato ovest che è quello che fronteggia il più della
città. Gli apostoli lo seguono. Gesù si guarda intorno e vede
finalmente ciò che cerca, Gionata, che a sua volta lo cerca. «Sta
meglio, Maestro. La febbre cala. Tua Madre dice che spera potere
venire entro il prossimo sabato».
«Grazie,
Gionata. Sei stato puntuale».
«Non
molto. Mi ha trattenuto Massimino di Lazzaro. Ti sta cercando. E
andato al portico di Salomone».
«Vado
a raggiungerlo. La pace sia con te, e porta la mia pace alla Madre e
alle discepole, oltre che a Giuda».
E
Gesù va svelto verso il portico di Salomone, dove infatti trova
Massimino.
«Lazzaro
ha saputo che sei qui. Ti vuol vedere per dirti una grande cosa.
Verrai?».
«Senza
dubbio. E presto. Puoi dire che mi attenda in settimana».
Anche
Massimino arriva dopo poche altre parole. «Andiamo a pregare ancora,
poiché siamo tornati fin qui» dice Gesù e va verso l'atrio degli
Ebrei. Ma presso il medesimo incontra il paralitico guarito, che è
andato a ringraziare il Signore. Il miracolato lo scorge fra la folla
e lo saluta con gioia, e gli racconta quanto è accaduto alla piscina
dopo la sua partenza.
E
termina: «Mi ha poi detto uno, che si è stupito di vedermi qui
sano, chi Tu sei. Tu sei il Messia. E vero?».
«Lo
sono. Ma anche tu fossi stato guarito dall'acqua, o da un altro
potere, avresti sempre lo stesso dovere verso Dio. Quello di usare la
salute per buone opere. Tu sei guarito. Va' dunque con buone
intenzioni a riprendere le attività della vita. E non peccare mai
più. Che Dio non ti abbia a punire più ancora. Addio. Va' in pace».
«Io
sono vecchio... non so nulla... Ma vorrei seguirti per servirti, e
per sapere. Mi vuoi?».
«Non
respingo nessuno. Pensaci però prima di venire. E se sei deciso
vieni».
«Dove?
Non so dove vai...».
«Per
il mondo. Dovunque troverai dei discepoli che ti guideranno a Me. Il
Signore ti illumini per il meglio».
Gesù
ora va al suo posto e prega... Non so se il guarito vada
spontaneamente dai giudei o se questi, essendo alla posta, lo fermino
per chiedergli se quello che gli ha ora parlato è colui che lo ha
miracolato. So che l'uomo parla coi giudei e poi se ne va, mentre
questi vengono presso la scala da dove deve scendere Gesù per
passare negli altri cortili e uscire dal Tempio.
Senza
salutarlo, quando Gesù giunge gli dicono: «Dunque Tu continui a
violare il sabato, nonostante tutti i rimproveri che ti vengono
fatti? E vuoi che ti si rispetti come inviato di Dio?».
«Inviato?
Più ancora, come Figlio. Perché Dio mi è Padre. Se non mi volete
rispettare, astenetevene. Ma Io non cesserò di compiere la mia
missione per questo. Non c'è un attimo in cui Dio cessi di operare.
Anche ora il Padre mio opera, ed Io pure opero, perché un buon
figlio fa ciò che fa il padre suo, e perché per operare sulla terra
Io sono venuto». Della gente si avvicina per udire la disputa. Fra
essa vi sono persone che conoscono Gesù, altre che ne sono state
beneficate, altre che lo vedono per la prima volta; alcuni lo amano,
altri lo odiano, molti sono incerti. Gli apostoli fanno nucleo col
Maestro. Marziam ha quasi paura e fa un visetto prossimo al pianto. I
giudei, una mescolanza di scribi, farisei e sadducei, gridano alto il
loro scandalo: «Tu osi! Oh! Si dice Figlio di Dio! Sacrilegio! Dio è
Colui che è, e non ha figli! Ma chiamate Gamaliele! Ma chiamate
Sadoc! Adunate i rabbi, che odano e confutino».
«Non
vi agitate. Chiamateli e vi diranno, se è vero che sanno, che Dio è
uno e trino: Padre, Figlio e Spirito Santo, e che il Verbo, ossia il
Figlio del Pensiero, è venuto, secondo che era profetizzato, per
salvare Israele e il mondo dal Peccato. Il Verbo sono Io. Sono il
Messia predetto. Nessun sacrilegio perciò se do al Padre il nome di
Padre mio. Voi vi inquietate perché Io faccio miracoli, perché con
ciò attiro a Me le folle e le convinco. Voi mi accusate di essere un
demonio perché opero prodigi. Ma Belzebù è per il mondo da secoli
e, in verità, non gli mancano gli adoratori devoti... Perché allora
egli non fa ciò che Io faccio?».
La
gente bisbiglia: «È vero! È vero! Nessuno fa ciò che Egli fa».
Gesù
continua: «Io ve lo dico: è perché Io so ciò che egli non sa e
posso ciò che egli non può. Se Io faccio opere di Dio è perché Io
sono suo Figlio. Da sé uno non può arrivare a fare se non ciò che
ha veduto fare. Io, Figlio, non posso fare se non ciò che ho veduto
fare dal Padre essendo Uno con Lui nei secoli dei secoli, non
dissimile nella natura né nel potere. Tutte le cose che fa il Padre
le faccio Io pure che sono suo Figlio. Né Belzebù né altri possono
fare ciò che Io faccio, perché Belzebù e gli altri non sanno ciò
che Io so. Il Padre ama Me, suo Figlio, e mi ama senza misura così
come Io lo amo. Perciò mi ha mostrato e mi mostra tutto quanto Egli
fa, acciò Io faccia ciò che Egli fa, Io sulla terra, in questo
tempo di Grazia, Egli in Cielo, da prima che il Tempo fosse per la
terra. E mi mostrerà opere sempre maggiori acciò Io le faccia e voi
ne restiate meravigliati. Il suo Pensiero è inesauribile nel
pensare. Io lo imito essendo inesauribile nel compiere ciò che il
Padre pensa e col pensiero vuole. Voi ancora non sapete quanto
l'Amore crei inesauribilmente. Noi siamo l'Amore. E non vi è
limitazione per Noi, né vi è cosa che non possa essere applicata
sui tre gradi dell'uomo: l'inferiore, il superiore, lo spirituale.
Infatti, così come il Padre risuscita i morti e rende loro la vita,
ugualmente Io, Figlio, posso dare la vita a quelli che voglio, e
anzi, per l'amore infinito che il Padre ha per il Figlio, mi è
concesso non solo di rendere vita alla parte inferiore, ma bensì
anche vita alla superiore liberando il pensiero dell'uomo e il suo
cuore dagli errori mentali e dalle male passioni, e alla parte
spirituale rendendo allo spirito la sua libertà dal peccato, perché
il Padre non giudica nessuno, ma ha rimesso ogni giudizio al Figlio,
essendo il Figlio Colui che col proprio sacrificio ha comperato
l'Umanità per redimerla; e ciò il Padre fa per giustizia, perché a
Colui che paga con sua moneta è giusto sia dato, e perché tutti
onorino il Figlio come già onorano il Padre. Sappiate che, se
separate il Padre dal Figlio o il Figlio dal Padre e non vi ricordate
dell'Amore, voi non amate Dio come va amato, con verità e sapienza,
ma commettete un'eresia perché date culto a uno solo mentre Essi
sono una mirabile Trinità. Perciò chi non onora il Figlio è come
non onorasse il Padre, perché il Padre, Dio, non accetta che una
sola parte di Sé sia adorata, ma vuole sia adorato il suo Tutto. Chi
non onora il Figlio non onora il Padre che lo ha mandato per pensiero
perfetto di amore. Nega dunque che Dio sappia fare opere giuste. In
verità vi dico che chi ascolta la mia parola e crede in Colui che mi
ha mandato ha la vita eterna e non è colpito da condanna, ma passa
da morte a vita, perché credere in Dio e accettare la mia parola
vuol dire infondere in sé la Vita che non muore. Sta venendo l'ora,
anzi per molti è già venuta, in cui i morti udranno la voce del
Figlio di Dio, e chi l'avrà sentita risuonare vivificatrice in fondo
al cuore vivrà. Che dici, tu, scriba?».
«Dico
che i morti non odono più nulla, e che Tu sei folle».
«Il
Cielo ti persuaderà che così non è, e che il tuo sapere è nullo
rispetto a quello di Dio. Voi avete talmente umanizzato le cose
soprannaturali che non date più alle parole altro che un significato
immediato e terreno. Avete insegnato l'Haggadda su formule fisse,
vostre, senza sforzarvi a comprendere le allegorie nella loro verità,
e ora, nel vostro animo stanco di essere pressato da una umanità
trionfante sullo spirito, non credete più neppure a ciò che
insegnate. E questa è la ragione per cui non potete più lottare
contro le forze occulte. La morte di cui Io parlo non è quella della
carne, ma dello spirito. Verranno coloro che odono con le orecchie la
mia parola e l'accolgono nel loro cuore e la mettono in pratica.
Costoro, anche se morti nello spirito, riavranno vita, perché la mia
Parola è Vita che si infonde. Ed Io la posso dare a chi voglio,
perché in Me è perfezione di Vita, perché come il Padre ha in Sé
la Vita perfetta così pure il Figlio ebbe dal Padre la Vita, in Se
stesso, perfetta, completa, eterna, inesauribile e trasfondibile. E
con la Vita il Padre mi ha dato il potere di giudicare, perché il
Figlio del Padre è il Figlio dell'uomo, e può e deve giudicare
l'uomo. E non vi meravigliate di questa prima risurrezione, quella
spirituale, che Io opero con la mia Parola. Ne vedrete di più forti
ancora, più forti per i vostri sensi pesanti, perché in verità vi
dico che non vi è cosa più grande della invisibile ma reale
risurrezione di uno spirito. Presto viene l'ora in cui i sepolcri
saranno penetrati dalla voce del Figlio di Dio e tutti quelli che
sono in essi la udranno. E coloro che fecero il bene ne usciranno per
andare alla risurrezione della Vita eterna, e quanti fecero il male
alla risurrezione della condanna eterna. Questo Io non dico di fare e
non farò da Me stesso, per mio solo volere, ma per volere del Padre
unito al mio. Io parlo e giudico secondo che ascolto, e il mio
giudizio è retto perché non cerco il mio volere, ma il volere di
Colui che mi ha mandato. Io non sono separato dal Padre. Io sono in
Lui ed Egli è in Me, ed Io conosco il suo pensiero e lo traduco in
parola ed in azione. Quanto Io dico per rendere testimonianza a Me
stesso non può essere accettabile al vostro spirito incredulo, che
non vuole vedere in Me altro che l'uomo simile a voi tutti. Anche un
altro ve ne è che testifica per Me, e che voi dite di venerare come
grande profeta. Io so che la sua testimonianza è vera. Ma voi, voi
che dite di venerarlo, non accettate la sua testimonianza perché è
disforme al vostro pensiero che mi è nemico. Voi non accettate la
testimonianza dell'uomo giusto, del Profeta ultimo di Israele perché,
in ciò che vi piace, dite che egli non è che un uomo e può
sbagliare. Voi avete mandato ad interrogare Giovanni, sperando che
dicesse di Me ciò che voi desideravate, ciò che di Me voi pensate,
ciò che voi di Me volete pensare. Ma Giovanni ha reso testimonianza
di verità e voi non l'avete potuta accettare. Poiché il Profeta
dice che Gesù di Nazaret è il Figlio di Dio, voi, nel segreto dei
cuori, perché temete le folle, dite che il Profeta è un folle come
lo è il Cristo. Io pure, però, non ricevo testimonianza dall'uomo,
sia pure il più santo di Israele. Io vi dico: egli era la lampada
ardente e luminosa, ma voi avete per poco voluto godere della sua
luce. Quando questa luce si è proiettata su Me, per farvi conoscere
il Cristo per ciò che Egli è, voi avete lasciato che la lampada
fosse messa sotto al moggio, e prima ancora avevate drizzato fra essa
e voi un muro, per non vedere nella sua luce il Cristo del Signore.
Io sono grato a Giovanni della sua testimonianza, e grato gliene è
il Padre. E Giovanni avrà gran premio per questa sua testimonianza,
ardendo anche per questo in Cielo, il primo sole che vi splenderà di
tutti gli uomini lassù, ardendo come arderanno tutti quelli che sono
stati fedeli alla Verità e affamati di Giustizia. Ma Io però ho una
testimonianza maggiore a quella di Giovanni. E questa testimonianza
sono le mie opere. Perché le opere che il Padre mi ha dato da
compiere, quelle opere Io faccio, ed esse testificano che il Padre mi
ha mandato dandomi ogni potere. E così è il Padre stesso che mi ha
mandato, Colui che rende testimonianza in mio favore. Voi non ne
avete mai sentito la Voce, né visto il Volto. Ma Io l'ho visto e lo
vedo, l'ho udita e la odo. Voi non avete dimorante in voi la sua
Parola, perché non credete a Colui che Egli ha mandato. Voi
investigate la Scrittura perché credete di ottenere, per la sua
conoscenza, la Vita eterna. E non vi accorgete allora che sono
proprio le Scritture che parlano di Me? E come mai allora continuate
a non volere venire a Me per avere la Vita? Io ve lo dico: è perché
quando qualche cosa è contraria alle vostre inveterate idee voi la
respingete. Vi manca l'umiltà. Non potete giungere a dire: "Ho
sbagliato. Costui, o questo libro, dice giusto e io sono in errore".
Così avete fatto con Giovanni, così con le Scritture, così con il
Verbo che vi parla. Non potete più vedere e capire perché siete
fasciati di superbia e rintronati dalle vostre voci. Credete voi che
Io parli così perché Io voglia essere da voi glorificato? No,
sappiatelo, Io non cerco e non accetto gloria dagli uomini. Quello
che Io cerco e voglio è la vostra salvezza eterna. Questa è la
gloria che cerco. La mia gloria di Salvatore, che non può esserci se
Io non ho dei salvati, che aumenta più salvati Io ho, che mi deve
essere data dagli spiriti salvati e dal Padre, Spirito purissimo. Ma
voi non sarete salvati. Vi ho conosciuto per quello che siete. Voi
non avete in voi amore di Dio. Siete senza amore. E perciò non
venite all'Amore che vi parla e non entrerete nel Regno dell'Amore.
Là voi siete degli sconosciuti. Non vi conosce il Padre, perché voi
non conoscete Me che sono nel Padre. Non mi volete conoscere. Io sono
venuto in nome del Padre mio e voi non mi ricevete, mentre siete
pronti a ricevere chiunque viene in nome proprio, purché dica ciò
che a voi piace. Dite di essere spiriti di fede? No. Non lo siete.
Come potete credere, voi che mendicate la gloria gli uni dagli altri
e non cercate la gloria dei Cieli che da Dio solo procede? La gloria
che è Verità, non giuoco di interessi che si fermano sulla terra e
carezzano solo l'umanità viziosa dei degradati figli di Adamo. Io
non vi accuserò al Padre. Non ve lo pensate. Vi è già chi vi
accusa. Quel Mosè in cui voi sperate. Egli vi rimprovererà di non
credere in lui poiché non credete in Me, perché egli di Me ha
scritto e voi non mi riconoscete secondo quanto egli di Me ha
lasciato scritto. Voi non credete alle parole di Mosè che è il
grande su cui giurate. Come potete allora credere alle mie, a quelle
del Figlio dell'uomo, nel quale non avete fede? Umanamente parlando
ciò è logico. Ma qui siamo nel campo dello spirito, e sono in
confronto le vostre anime. Dio le osserva alla luce delle mie opere e
confronta le azioni che fate con ciò chè Io sono venuto a
insegnare. E Dio vi giudica. Io me ne vado. Per molto non mi
troverete. E credete pure che questo non è un trionfo. Ma è un
castigo. Andiamo».
E
Gesù fende la folla, in parte muta, in parte bisbigliante
approvazioni che la paura dei farisei trattiene a bisbiglio, e se ne
va. (3, 225)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz