Żywot
ś. Furseusza z Hiberniej,
o
którym wielebny Beda szeroko
w historiej kościelnej wspomina, lib.
3. cap. 19.
i z tego żywota słowo od słowa niektóre rzeczy kładzie.
Żył
około roku 702.1
Furseus
rodzaju zacnego z Hiberniej, abo jako W. Beda mówi, z Szkocjej, z
młodości w klasztorze miedzy ludźmi, żywota świątobliwością
sławnemi, wychowany będąc; jako począł tak kończył święty i
bez przygany żywot swój. Był urody krasnej, ciała czystego, serca
nabożnego, mądry, wierny, i we wszytkim stateczny, pokory i
cichości wielkiej, pełny uczynków dobrych. Rodzice i ojczyznę
opuściwszy, Pisma się Świętego kila lat uczył. Nauką posilony,
na jednym miejscu klasztor zbudował, do którego się wiele
nabożnych mężów zbieżało, i niektórzy z jego powinowatych –
których aby był więcej mógł pociągnąć – szedł do ojczyzny
swej słowa Bożego tam sieci na połów dusz ludzkich chcąc
rozmiatać. Tam będąc zachorzał – a gdy go w dom ojca jego
chorego wprowadzili – źle się mając, leżeć w domu ojcowskim
niechciał, ale chory indziej być chciał.
2Na
tej drodze z prędka tak omdlał, iż go do jednego domku za umarłego
poniesiono. Baczył się na duszy i widział, a ono go dwa Aniołowie
miedzy się wziąwszy, niosą – a trzeci zbrojny i straszliwy przed
nimi idzie. Ci Aniołowie barzo byli jaśni, tak iż twarzy ich
baczyć nie mógł, i prawie nic cielesnego, okrom jasności, nie
widział. Oni trzej jednakiej jasności, dziwną pociechą serce jego
ucieszyli – zwłaszcza gdy ich śpiewanie dziwne słyszał – 3gdy
on wiersz z Psalmu śpiewali, a jeden zaczynał: Pójdą Święci z
cnoty w cnotę – Bóg bogów w Syjonie oglądan będzie – słyszał
też i drugą dziwną muzykę wiela tysięcy Aniołów, jedno
śpiewania nie rozumiał, okrom tego słowa: i wyszli przeciw
Chrystusowi. Jeden tedy z onych górnych Aniołów przyszedszy, rzekł
onemu zbrojnemu, który przed onemi dwiema szedł – aby tego męża
nazad prowadzili, żeby jeszcze w ciele pracował. Tedy oni trzej
Aniołowie wracali się na zad. Na ten czas dopiero Furseus ś.
poznał, iż z ciała był wyszedł i umarł. Tedy spytał onych
swych wodzów, kędyby go prowadzić mieli. A święty na prawej
stronie rzekł: musisz jeszcze swe własne ciało wziąć, aż
słusznej pracej twej zapłaty się doczekasz. Rzecze mu Furseus:
Jużbych nie rad się od was oddzielił – wrócim się do ciebie,
rzekł Anioł, czasu swego – i śpiewali: Bóg bogów w Syjonie
widzian będzie. 4Tedy
w tej słodkości śpiewania, jako się dusza jego w ciało wróciła,
baczyć nie mógł – jedno około kurów piania po północy, gdy
śpiewanie Anielskie przestało, usłyszy około siebie płacz, i
mówienie przyjaciół swoich, i jako ze snu ocknie się, i rzecze:
Czemu tak wołacie? A oni mu powiedzieli, jako już był umarł.
Siadszy Furseus, rozmyśla sobie ono dziwne a słodkie widzenie. 5I
wspomniawszy sobie, iż poń przyść obiecali – frasować się
pocznie, iż nie miał przy sobie nikogoż tak mądrego, któremuby
się onego widzenia zwierzył – żeby go niegotowym powtóre
Aniołowie nie naleźli. I posiliwszy się ciałem i krwią Pana
naszego, był chorym przez dwa dni.
6A
trzeciego dnia o północy, gdy baczył, iż mu nogi zimnem prawie
zdrewniały – ściągnąwszy na modlitwie ręce, z weselem śmierci
czekał – bo pomniał na ono przesłodkie widzenie, które od
takichże znaków poczynało – i padszy na łóżku jakoby miał
zasnąć, usłyszy barzo straszliwe wielkiego wojska wołanie, którym
go przymuszali aby wyszedł – i otworzywszy oczy, nie ujźrzał
nikogo, jedno onych trzech śś. Aniołów, dwu po stronach, a
trzeciego zbrojnego u głowy swej. I rzecze mu na prawicy Anioł: Nie
bój się, masz obronę. A gdy go podnieśli Aniołowie, szli miedzy
wrzeszczącemi i wołającemi diabły. A jeden tak wołał: Pódźmy
przeciw jemu na wojnę. I ujźrzał przed sobą jako czarny obłok z
lewej strony, a oni wojska szykują. A czarci w nim byli tak czarni,
szpetni, wyschli, długoszyjawi i sprośni, głowy mając jako
miednice. 7I
puszczali strzały ogniste, ale Anioł on zbrojny tarczą wszytkie
odbijał. I podlegali czarci, gdy Anioł na nie uderzył, i fukał je
mówiąc: nie przeszkadzajcie drodze naszej, człowiek ten nie jest
uczestnikiem skazy waszej.
Rzekł
przeciwnik czart bluźniąc: Nie słuszna rzecz jest Bogu, aby ten
nic nie miał potępienia, który grzesznikom przyzwalał, ponieważ
pisano: Nie tylo co czynią, ale i co przyzwalają, godni są
śmierci. W tym gdy był od Anioła przekonany, czart jeszcze startą,
jadowitą głowę podniósł, i rzekł: 8Często
próżno mówił, nie ma wniść do żywota bez karania. Anioł
rzekł: jeśli główniejszych grzechów nie powiesz, dla tych
mniejszych nie zginie. Rzekł czart: jeśli nie odpuścicie ludziom
grzechów ich, nie odpuści wam Ociec wasz niebieski grzechów
waszych. Odpowie Anioł: ukaż gdzie się mścił, abo komu krzywdę
uczynił? Diabeł powie: Nie pisano, kto się będzie mścił, ale
kto z serca nie odpuści. Odpowie Anioł: w sercu on odpuszczał, ale
w towarzystwo nie przijmował. Czart rzekł: jako złego nabył z
towarzystwa, tak też ma wziąć pomstę od nawyższego Sędziego.
Anioł rzekł: Pójdziem na sąd do Boga.
Trzykroć
porażony starszy czart, jeszcze się kusił, mówiąc: Jeśli Bóg
jest sprawiedliwy, tedy ten do nieba nie wnidzie. Bo napisano: Jeśli
się nie zstaniecie jako dziatki, wniść nie możecie – tego ten
nie wypełnił. Rzecze Anioł: Pójdziem do Sędziego. Anioł tedy on
bić począł czarty, i rozgromił wojsko ich. 9I
usłyszał Furseus wielki triumf Anielski i dziwne śpiewanie ich w
te słowa: Żadna praca ciężka, ani żadna przewłoka długa się
zdać nie ma, dla chwały wiekuistej. Bo się wszystko weselem i
słodkością nagradza.
Słyszał
też i drugą daleko jeszcze słodszą muzykę – ale jako barzo z
daleka śpiewających: Święty, Święty, Święty Pan zastępów –
której chcąc dłużej słuchać – rzecze mu Anioł – iż się
do ciała twego jescze wrócić masz. Z tej nowiny będąc barzo
zasmucony – ujźrzy dwu mężów Anielskiej okrasy z jego ziemie –
którzy biskupi urząd trzymali w Hiberniej – to jest Boeana i
Meldana, którzy już byli przedtym pomarli. Ci do niego
przystąpiwszy, cieszyć go poczęli mówiąc: czego się boisz,
jednegoć to dnia droga jest, którego robić będziesz? Nauczaj a
opowiadaj wszytkim bliską pomstę Bożą. A nawięcej pasterze
kościelne, i przełożone świeckie upominaj – aby się pilnie o
polecone dusze starając, dobrym przykładem Kościół Boży
budowali – i innych mu wiele nauk dawając odeszli. 10A
Anioł do ciała się mu wrócić kazał. I porwał się jako ze snu,
bacząc koło siebie powinowate, i kapłany, i ine ludzie i sąsiady
– i dziwował się głupstwu ludzkiemu, i onemu tak trudnemu
przeszciu, i wielkości zapłaty tych, którzy do onej wiecznej
chwały się dostaną. I powiadał wszytko co widział, kazania
czyniąc wszystkiej ziemi Szockiej. W czym miał dziwną wdzięczność
i przyjemność i śmiałość, na nikogo się wielkość i stan nie
oglądając, drogę zbawienia ukazował, i prawdę Bożą mawiał,
pokutę w ludziech szczepił – czegoby był nigdy tak gorąco
czynić nie mógł – gdyby był tego nie widział, co widział –
i cudy tego potwierdzał, gdy diabły z ciał ludzkich wymiatał.
A
gdy rok wyszedł, a dzień przyszedł onego widzenia, pomniąc iż mu
rzeczono: jeszcze jeden dzień drogi twej potrwa – mniemając, aby
to tylo jeden rok miało się rozumieć – do śmierci się gotował.
Ale tegoż dnia ujrzał zaś w widzeniu Anioła Bożego, który mu to
wyłożył, iż jeszcze lat dwanaście na kazaniu się i nauce
ludzkiej zabawić miał – i tak się zstało. Wiele dobrego czyniąc
i inne P. Bogu pozyskując w Saskiej ziemi i we Francjej. Potym z
Rzymu idąc, na drodze P. Bogu ducha oddał, za czasu króla
francuskiego Klodowea – i pochowan we wsi Peronie – we cztery
lata przeniesione ciało jego w tymże kościele na inne miejsce, tak
świeże było, jakoby dziś umarło. I wiele się cudów u jego
grobu dzieje, na cześć Bogu w Trójcy jedynemu – któremu pokłon
na wieki wiekom. Amen.
11Jest u Wielebnego Bedy, równa temu, i barzo ku zbudowaniu wiernych służąca historia, Lib. 5. cap. 13. – której opuścić nie mogę. Temi czasy, powiada,12 zstał się cud pamięci godny, i starym podobny w Brytaniej. Jeden gospodarz w Nordan mieście, na imię Drychelmus, pobożny żywot wiodąc, umarł wieczór, a nazajutrz ożył, wstał, i wszytki około stojące zastraszył, tak iż uciekać musieli. Sama żona została, i k sobie przyszedszy, z strachem mu rzecze: Mężu miły umarłeś był. A on ciesząc ją pocznie powiadać, iżem był prawdziwie umarł – ale mi się jeszcze do ciała wrócić kazano, a czasu na pokutę użyczono – chcę go już lepiej strawić niż pierwej. I pobieżał do kościoła, cały dzień tam się modlił – a do domu się wróciwszy, majętność na trzy części rozdzielił – jednę żenie, drugą dzieciom, trzecią sobie, którą wnetże ubogim rozdał, i do klasztora, Mailros nazwanego, na pokutę poszedł. 13Gdzie w wielkiej i srogiej pokucie, i świętym żywocie, świata tego dokonał – tak iż po jego wielkiej skrusze znać było, iż coś dziwnego i straszliwego w tym zachwyceniu widział.14 By dobrze był usty milczał, sam jego żywot taki, to wyświadczał. Powiadał tedy nie lada komu, ani owym niedbalcom, o swe wieczne dobre – ale tym, którzy abo mękami przestraszeni, abo rozkoszą chwały wiecznej, do żywota lepszego pobudkę brać mogli.
Prowadził
mię, prawi, jakiś jasny w białych szatach – i szliśmy milcząc
na puł letni wschód słońca, tak jako mi się zdało, i
przyszliśmy na dół jakiś szeroki, głęboki, ale niezmiernie
długi. Na jednej stronie były promienie straszliwe, na drugiej
burzliwy grad i śnieg, i barzo wielkie zimno. Tam było pełno dusz
ludzkich, które jako jakim mokrym wiatrem, na tę się i na owę
stronę przemiatały. 15Bo
gdy gorącości ognia onego znieść nie mogły, uciekały do zimna –
a tam też odpoczynku nie najdując, zaś się w ogień on miotały.
I tak w onej ustawicznej odmianie, dręczenie srogie cierpiały. I
mniemałem by to było piekło. Ale mi wódz mój rzekł: nie jest to
piekło, ale to jest miejsce tych, którzy spowiedź i pokutę swoję
odwłóczą – a jednak przy śmierci, bez spowiedzi i pokuty nie
schodzą. Ci na dzień sądny wszyscy w niebo wnidą. Wiele ich
modlitwą, jałmużnami i posty wychodzą, a nawięcej przez Mszą, i
ofiarę wybawione bywają.
Tedy
mię, powiada, barzo zastraszonego dalej prowadził, w wielkie jakieś
cięmności, iżem nic widzieć nie mógł, jedno szaty bielejące
się onego wodza mego. 16I
ujźrzę płomień okrutny i straszliwy, z ziemie jako z jakiej
głębokiej studniej wylatający, i zaś na dół upadający. Na tym
miejscu, przewodnik on mój, odszedł ode mnie. Ja w wielkim strachu
będąc, patrzałem gdy się on płomień podnosił, iż w nim dusze
ludzkie jako iskry jakie i perzyna z dymem latały, i zaś tam jako w
bezdnie i przepaść wpadały. Czułem i smród niewytrwany, który
ono wszytko miejsce zaraża. Słyszałem zasię jakoby w tyle moim,
wielkie narzekanie i płakanie, i przy tym śmiechy i wykrzykanie –
i obróciwszy się poznaciem mógł, a ono dusze płaczące czarci
prowadzą, a przez okno w przepaść onę z nimi wpadają. Do mnie
się też przybliżać i straszyć mię srodze poczęli – ale
dotknąć się mnie nie śmieli. Czekałem jakiej pomocy, aż w onych
cięmnościach z daleka, jakoby gwiazdeczka świecić się mi pocznie
im dalej tym więcej – i obaczę iż on mój przewodnik przyszedł
do mnie, i wnet czarty one odpędził ode mnie – i powie mi iżem
chodził pytać co się z tobą dziać ma – oznajmując mi, iż to
jest piekło, i wieczne męki, z których źli na wiek wiekom nie
wynidą.
Potem
mię wiódł z onej cięmności na jasność – szliśmy wedla
jakiegoś długiego muru, któregom długości i wysokości przejrzeć
nie mógł – i niewiem jakośmy na wierzchu onego muru stanęli –
stamtądem widział pole wielkie i dziwnie wesołe, i uczułem wonią
ziół i kwiatków kwitnących, i rozkoszy niewypowiedziane – aż
mi on smród którym jeszcze czuł odszedł. Patrzyłem na taką
jasność, iż z słoneczną zrównać się nie może. Tamem wiele
wesołego ludu widział, jako na jakich godach – i mniemałem aby
to było królestwo niebieskie o którymem słyszał. 17Lecz
mi wódz on mój powiedział: nie jest to niebieskie królestwo, ale
to jest miejsce tych, którzy z dobrymi uczynkami z ciała wyszli,
ale nie są tak doskonali, aby zaraz do nieba wniść mogli, gdzie
nie idą jedno doskonali – wszakże na dzień sądny na wesele
niebieskie i widzenie Chrystusa pójdą. Tedy mię prowadząc przez
ono wesołe a rozkoszne miejsce, i przez on lud młody i kwitnący,
przywiódł mię tam gdzie już daleko wdzięczniejsza była
światłość – gdziem usłyszał głosy śpiewania przesłodkiego,
i woniam czuł niewymowną, tak, iż ona pierwsza maluczka mi się
zdała przeciw tej – także i światłość ona pierwsza, jako coś
barzo drobnego już mi się być widziała przyrównana do tej. I
mniemałem abyśmy tam wniść mieli – ale przewodnik mój stanął,
i nazad mię tąż drogą na ono pierwsze miejsce duchów wesołych
przywiódł. I powiedział mi, iż to tam już niebo i wieczne
Świętych mieszkanie – i rzecze mi: Ty się jeszcze w ciało
wrócić masz, a jeśli się lepiej sprawować będziesz, i
obyczajów, i mowy twej poprawisz, na te wesołe miejsca przijdziesz.
Tedym
się zasmucił to usłyszawszy – bo mi się z onego miejsca i od
onego towarzystwa niechciało. A w tym niewiem jakom zasię do ciała
przyszedł, i żyję jeszcze na tym świecie jako mię widzicie. Tom,
powiada Wielebny Beda, usłyszał od kapłana Hemigila zakonnika,
który jeszcze żyw, a sam w uszy swe to od tego Drychelma słyszał.
I królowi Alfrydowi, człowieku wielkiej nauki, te swoje widzenia
ten Drychelmus powiadał – których on tak pilnie słuchał, iż do
niego często chodził. W pokucie takiej ciało swe dręczył, iż w
rzekę aż po szyję wszedszy, modlitwę tam czynił, póty, póki
wytrwać mógł, a to i zimie czynił. Gdy obmarzł a ledwie z lodu
wyszedł, nigdy szat nie odmieniał, ani suszył, aż samy od jego
ciała uschły. To często czynił. Gdy mu mówiono: jako tak wielkie
zimno wytrwać możesz? odpowiadał: większem ja i sroższe widział.
Tak aż do śmierci pokutował, a wielom ludziom przykładem, i
słowem do zbawienia pomógł.
Póty
są słowa Wielebnego Bedy Doktora wszemu światu zaleconego. My
takich pewnych i prawdziwych powieści i objawienia takiego (które
Pan Bóg w osobliwości ludziom czyni, nie dla tych tylo, ale i dla
nas) nie używamy na żadny dowód rzeczy tych które wierzym. Bo
mamy dosyć na kazaniu Kościelnym i Pisma Świętego. A niewiernym i
heretykom nie pomoże, jako Pan mówi:18
By dobrze i dziś zwróconego z tamtego świata i zmartwychwstałego
widzieli, i takie jego kazanie słyszeli – ponieważ Mojzeszowi i
Prorokom, to jest Kościelnej nauce nie wierzą. Lecz my takiego
zjawienia, które Pan Bóg czyni komu chce, i w których nic
przeciwnego wierze świętej Katolickiej nie masz, używamy ku
wznieceniu i rozmnożeniu bojaźni Bożej – abyśmy się więtszym
postrachem karania Bożego, i trudnych sądów Jego, ku pokucie
pobudzali, i nadzieją więtszą cieszyli – oczekiwając za dobry
żywot, w wierze świętej takiej pociechy i odpoczynienia. Trafia
się wiele ludziom, iż i jednym snem o takowych rzeczach, gdy Pan
raczy, więcej się pobudzą ku dobremu, niżli kazaniem i czytaniem,
i bez pożytku na ono widzenie, chociaż przez sen wspomnieć nie
mogą. Jako i o tym Furseusie dokłada tenże Wielebny Beda, iż gdy
o tym mówił co widział, prze postrach i słodkość pocił się, a
siły nań biły i w nawiętsze zimno. Rozmaite ma Pan Bóg drogi do
wzbudzenia tej leniwej do duchownych rzeczy cielesności naszej. Boże
abyśmy ich z wdzięcznością i pożytkiem zbawiennym używali.
1 XI. Febru. Lutego. Mart.
R. 16. Ianua.
2 Zachwycenie Furseusza ś.
3 Śpiewanie Anielskie wiersza z
Psalmu 83.
4 Wrócił się do ciała ś.
Furseus.
5 Nie zwierzał się widzenia
lada komu.
6 Umierał drugi raz Furseus.
7 Bitwa Anielska o dusze z
czarty.
8 Wyliczanie grzechów od
czarta.
9 Triumf Anielski w przijmowaniu
dusz.
10 Wrócił się do ciała ś.
Furseus.
11 Obrok duchowny.
12 U wielebnego Bedy lib.
5. cap. 13. Historiae Ecclesiasticae Anglorum.
13 Widzenie jednego umarłego.
14 Hi 24. [Nawiązanie jest wyraźniejsze w przekładzie łacińskim
(Vulgata) w wierszu 23: Dedit
ei Deus locum paenitentiae,
tzn. „Dał mu Bóg miejsce skruchy”. Przyp. J.Sz.]
15 Z wielkiej gorącości do
śniegowych wód przechodzić będą, mówi pismo, i Pan o
zgrzytaniu zębów mówi.
16 Czyściec i piekło jako
straszliwe.
17 Miejsce dusz śś.
niedoskonałych.
18 Łk 16.
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja
typu „B”: Jakub Szukalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz