Żywot
ś. Wilhelma, Książęcia Akwitańskiego,
a potym Pustelnika,
pisany
pierwej od jego ucznia ś. Wojciecha,
potym od Teobalda Biskupa.
Żył
około roku Pańsk. 1139. Surius
Tom. 1.1
Z
zacnych
rodziców Komesów z Piktawu urodzony, i dobrze wedle stanu swego
wielkiego wychowany był ś. Wilhelm. Z młodu nic się ku dobremu
nie miał, i owszem do wiela złego złą skłonność po sobie
pokazał – straż go rodziców i lata słabe od zbytków hamowały.
Gdy podrósł, złość się w nim szerzyć a z nim rość poczęła.
Młodzieńcem będąc, wszytek się na żołnierstwo udał – w
którym iż był siły i serca wielkiego, widząc panowie i rycerstwo
ziemie onej dowcip jego wojenny i męstwo, po zeszciu rodziców jego,
wzięli go na Grofostwo Piktawskie, i na Księstwo Akwitańskie w
ziemi Francuskiej – które państwa spadkiem też nań i prawem
dziedzicznym przypadały. Dopieroż na państwa takie wzięty, drogę
sobie do wszytkiej swej wolej uczynił. Był człowiekiem urodziwym,
siły wielkiej, zacnym, mężnym, bogatym, w rycerskich rzeczach
szczęśliwym – ale trędowatym, to jest grzesznym, jako o onym
Naamanie Syryjskim Pismo mówi – 2tak
źle tego używał, iż to na wszytkę świecką hardość, pychę,
rozkoszy, i okrucieństwo, a uciśnienie ludzkie obracał. Coby
ośmiom było dosyć, to sam zjadł – takim obżercą był – a
jako Nemrot jaki, bez wojny sechł. Ciężki był postronnym, a swoim
okrutny, a na się sam naokrutniejszy – nędzną duszę swoję
takiemi grzechami męcząc. Bratu rodzonemu jako Herod, żonę
wziąwszy, z nią trzy lata mieszkał – Boga się nie bojąc, i
ludzi nie wstydząc. Zuchwały, sobie i sile swej dufający, na
nikogoż się nie oglądał. To się wylicza, aby każdy potym łaskę
Bożą w nim, i jego wielką cnotę poznał, jako z tak wielkich
grzechów wyszedszy, świętym i wielkim w łasce Bożej został, na
przykład dobroci i miłosierdzia Bożego nad grzesznymi i
naśladowanie wszystkim w grzechach leżącym.
Tego
wieku żył w jego państwie Bernat Klarewalski Opat święty, i
wszytkiemu światu znajomy. Ten słysząc o jego niedobrych
postępkach, prosił za nim P. Boga z pilnością, aby mu dał
upamiętanie – radby się był z nim kiedy widział, a ustnie go
upomniał, ale przystępu do tego i czasu czekał. Który mu się z
takiej przyczyny otworzył: 3Na
on czas było wielkie rozerwanie w Kościele Bożym. Kardynali
niezgodni, jedni obrali za papieża Piotra Leona, który się nazwał
Anakletem – ale nie wedle Boga, ani wedle Kanonów. Drudzy których
było więcej daleko, i lepszych, którzy słusznemi wedle sumnienia
dobrego, obyczajmi wybierania Papieża, postępowali, obrali
Innocentego wtórego – przy którym wszyscy baczni i Boga miłujący
stali. A on drugi do siebie te ciągnął, co się w niezgodzie i
tyraństwie kochali. We Francjej wszytko prawie Duchowieństwo
uczyniwszy Synod, i wezwawszy ś. Bernata, za jego radą, przy
Innocentym zostali – okrom Gerada Engolizemskiego Biskupa – który
od nich się oddzieliwszy, tego Wilhelma na to szkodliwie namówił –
aby stał przy stronie odszczepieńskiej przeciwnej, to jest przy
onym Pietrze Leonie, a jemu posłuszeństwo czynił. I tak się
zstało – już nie słowy, ale mocą Biskupy z państwa swego,
którzy na Piotra Leona zezwolić niechcieli, wymiatał. I Biskupa
Piktawskiego wygnał.
Bernat
święty tego więcej żałując, jachawszy do Piktawu do klasztoru
swego, prosił Książęcia Wilhelma, aby się do niego dla rozmowy
przyść nie lenił. Iż święty Bernat człowiek był barzo u
wszystkich, prze świątobliwość swoję, zacny – i w tym go
uczcił iż szedł do niego. 4Tam
go ognistemi onemi słowy upominając, a do pokuty przywodząc
rozpalał, przez siedm dni w onym się z nim klasztorze zamknąwszy.
Ale jako twardy kamień rozpuścić się i użyć nie dał. Wyszedł
siódmego dnia jako lew, grożąc Bernatowi ś. śmiercią, jeśliby
z swego klasztoru wychodził, a jakie zmowy z stroną przeciwną
czynił. Potym się drugi raz wszytko Duchowieństwo do Pertynaku w
Akwitaniej zjachało, o pokoju radząc – przyzwali ś. Bernarda,
posłali i posły do Książęcia Wilhelma, aby do nich przyjachał,
a społecznie o zgodzie radził. Dał się na to namówić. Ale gdy
go prosili aby odszczepieństwa przestał, a do prawego się Pasterza
znał, a Biskupom pokój, i Biskupstwa wrócił – namówić go do
tego nie mogli. Chyba to od niego usłyszeli: Iż rad Innocentemu
posłuszen będę, jedno mi niechaj tych Biskupów, którem wygnał,
nie daje.
Widząc
ś. Bernat iż już ludzkiej rady nie zstaje – do Boskiej się
uciekł. Prosił Biskupów, aby mógł wielką Mszą sam śpiewać –
na którą gdy się wszyscy, co na onym Synodzie byli, zeszli – i
ci co w kościół weszli którym się wniść godziło – Książę
Wilhelm jako Schismatyk a wyklęty od Innocentego, z tymi którzy mu
przyzwalali, za drzwiami stał, a w kościół wniść nie śmiał.
Bernat ś. odprawiwszy Kommunią, abo używanie Przenachwalebniejszej
Świątości – wziął ciało Boże na patynę – wynidzie z nim
przede drzwi gdzie było Książę, i głosem straszliwym a ognistemi
słowy, mówić do niego pocznie: wzgardziłeś prośbą naszą sług
tego Pana którego widzisz, oto sam Pan do ciebie idzie – Pan
świata wszytkiego, głowa Kościoła tego, który ty prześladujesz,
Sędzia twój, na którego sąd przyść masz, ciebie o pokój prosi.
5Izali
i tym wzgardzić chcesz, jakoś nami wzgardził? Wszyscy około idący
Biskupi i lud wszytek płakali. A Książę widząc przenaświętsze
ciało Boże w ręku jego, i słysząc one Ducha Ś. pełne a mocne
słowa – drżeć i prawie drewnieć począł, a jako zarażony
upadł na ziemię. 6Podniosą
go jego żołnierze – a on drugi raz upadł. Aż mu rzecze Bernat
ś. – wstań a słuchaj rozkazania Bożego – oto tu jest Biskup
Piktawski, któregoś mocą wygnał. Idź, przeproś ojca twego, a
bądź posłuszny Innocentemu, którego słucha wszytek Kościół Ś.
Boży. On tyran a lew, wnetże się zstał owcą – i zarazem
uczynił wszytko co kazał. Upadł do nóg Biskupa Piktawskiego, i
sam go z swym dworem na Biskupstwo wprowadził, i wszystkim inym
ukrzywdzonym duchownym, ich dostojeństwa przywrócił – zostając
na potym posłusznym Innocentemu Papieżowi.
Ten
był początek nawrócenia jego. Bo od tego czasu gdy już ono
odszczepieństwo Piotra Leona ustało, poczęło się ono tyrańskie
a okrutne jego serce kruszyć, a łaska Boża serce jego oświecać i
wzbudzać – pocznie sobie wspominać słowa ś. Bernata, o sądzie
srogim Bożym, o piekle, o sprośności złego sumnienia, co słyszał
w pierwszej rozmowie jego w Piktawie – pocznie sobie rozmyślać
sprośny i nie Chrześciański żywot swój, postępki złe swoje.
7Już
łzy wylewać i łóżko swoje jemi pokrapiać, i o statecznem ku P.
Bogu nawróceniu i pokucie myślić począł. Jeśli mię Sędzia ten
mój pod osobą chleba zastraszył i poraził – a cóż gdy jawnie
mię sądzić, pozwanego do straszliwej stolice swej, będzie? O mocy
Boża a miłosierdzie niewymowne, jako z kamieni czynisz syny
Abrahamowe. I postanowił sobie na sercu, iść do jakiego
spowiednika, za któregoby radą o swym zbawieniu stanowił – a
wstydząc się ś. Bernata i innych znajomych, szedł tajemnie sam
jeden do jednego pustelnika, o którym dawno słyszał, iż żywot
wiódł na pusczy świątobliwy. Któremu gdy wolą swoję świętą
i dobrą otworzył, i spowiadał mu się iż był ten a ten – on
jemu jako Ananiasz Pawłowi ś. wierzyć niechciał – nie
rozumiejąc aby tak zły Pan, o którego niepobożności wiele
słyszał, do takiej pokory i pokuty przyść mógł – mniemając
żeby w osobie jego czart go kusił. On gdy mu się sprawował – to
tylo słowo od niego usłyszał: jam człowiek prosty i nie na to
wysadzony, sam tylo swego zbawienia pilnuję, a też nauki nie mam.
Ale jest tu nie daleko drugi pustelnik – jeśliżeś ten jest
którym się być mienisz, idźże do niego, tenci pozna co jest z
Pana Boga a co nie.
Szedł
ś. Wilhelm do drugiego, ale i on słysząc o takim tyrannie, bał
się jego spowiedzi – jedno mu do innego trzeciego ukazał.
8Chodził
pokornie od jednego do drugiego, aż na tego trzeciego trafił,
człowieka Duchem Bożym opatrzonego, który jego prawym lekarzem
został. Już mu P. Bóg był objawił przyszcie ś. Wilhelma, i
gorąco się modlił za prawe jego nawrócenie. I przyjął go z
wielką radością – a on mu serce swoje otworzył, prawą skruchę
swoję, i dobrą wolą na czynienie wszelakiej pokuty pokazał.
Nakoniec z temi go on pustelnik słowy odprawi: 9Idź
wróć się w dom twój, nikomu nie powiadaj coś wziął przed się,
a ubrawszy się w żołnierskie zbroje, tak jakoś jeździł źle
czyniąc, wsiadszy na nalepszego konia przyjedź tu do mnie nazad tak
ubrany, a ja ciebie nauczę co masz czynić. Tak uczynił Wilhelm ś.
z wielkim posłuszeństwem. A tym czasem pustelnik on z bliskiego
miasteczka kowala do siebie z naczyniem i z dziesiącią nagotowanych
łańcuszków, przyzwać kazał – tak iż na jednę się prawie
godzinę zeszli, i Książę, i kowal. Stanął zbrojny żołnierz,
już żołd Chrystusów służyć – stanie kowal na inne
żołnierstwo Wilhelma pasować – stanie ociec on, a sędzia
duchowny na grzesznika skaźń dawać – który uczyniwszy rzecz do
Książęcia, jako z Boskiej nauki i z Kanonów świętych, w pokucie
ma być karanie docześne, którym piekielnego karania grzesznicy
uchodzą – a iż grzechu żadnego nie masz, któregoby Bóg abo
wiecznie abo docześnie, karać nie miał – a iż wedle wielkości
grzechów, miara też karaniu być ma – 10a
lepiej się tu na tym świecie małą pracą wypłacić, niżli na
onym w ciężkie męki wpaść. I rzecze naostatek: Jeśliś prawie
pokutujący, a przeszłe grzechy obmyć, i przyszłych się strzec
chcesz, taką ode mnie pokutę przijmi – z strony jałmużny, idź
a przedaj co masz, daj ubogim, a obnażony pódź za tym, który nie
miał gdzie swej głowy skłonić. A iż to wszytko co opuścisz i
rozdasz ciała twego nie dolęże – ten pancerz który na sobie
masz, na gołym ciele pókiś żyw nosić będziesz. A iżeś ludzie
zgorszył, zwłaszcza będąc odszczepieńcem, boso do papieża po
rozgrzeszenie pójdziesz. Modlitewci nie ustawuję – sam je sobie
ustawisz, a Duch cię Boży ostatka nauczy.
Przyjął
to z wielką pokorą ś. Wilhelm, i z jego słów dziwną skruchą
rozpuszczone serce mając, z miłości wielkiej ku Panu Bogu, wnetże
zwłóczyć szaty swoje począł – i nago stanąwszy, pancerz na
ciało gołe włożywszy, kowalowi przykuwać gi na sobie, i
dziesiącią łańcuszków ściągnąć i zanitować kazał. O jako
dobrowolnie podał ono mocne i urodziwe ciało swoje, na ono długie
dla zbawienia swego męczeństwo. Na wierzch mu dał grubą
włosiennicę, i przyłbicę na głowę, tak przywiązaną, iż się
zjąć nie mogła. Tak ubrany od mistrza swego odszedł – a do domu
się wróciwszy, nic nie mieszkając, wszystko swoje dobre rozdał i
rozprawił, sam ni przy
czym
nie zostając. 11Boso
jako mu kazano w onym ubierze szedł do Papieża Eugeniusza wtórego,
który go był znowu o ono odszczepieństwo zaklął, we Francjej
Synod uczyniwszy w Remis.
Tam go ś. Wilhelm, już tak pokutujący, nalazł – i przyszedszy a
padszy do nóg jego, mówił: Ojcze zgrzeszyłem przeciw niebu i
przeciw tobie, i z płaczem wielkim rozgrzeszenia prosił. Gdy Papież
pytał ktoby to był? Gdy rzekł: jam jest Wilhelmus Komes grzeszny i
niezbożny, któregoś ty słusznie od ciała Kościoła Bożego,
jako członek zarażony, odciął – bo nie masz tego grzechu,
któryby się we mnie nie nalazł – ale pomni na miłosierdzie
Boże, a mocą którąć dał Chrystus, rozgrzesz pokutującego, a
przijmi miedzy wybrane Boże – kluczem tym który nosisz, wrota mi
miłosierdzia Bożego chciej otworzyć.
Papież
przelęknął się i zdumiał, a wierzyć niechciał, aby tym był
czym się mienił. I kazał mu wstać a na stronę iść, żeby się
rzeczy prawdziwej dowiedział. On ze wstydem odchodząc, mówił:
Tenci jestem czym się mienię być grzesznik wielki – spowiednik
mój taką mi pokutę dał, i do ciebie mię odesłał. Potym
obaczywszy się Papież, i widząc iż to statecznie twierdzi, a iż
u Pana Boga wszytko podobno, powiedział mu: 12Idź
do Hieruzalem, daję moc Patriarsze Hierozolimskiemu, aby cię
rozgrzeszył – i jemu duszę twoję polecam i do niego cię
odsyłam. On to pokornie przyjąwszy, wyszedł z błogosławieństwem
Papieskim – i nic nie mieszkając, do Hieruzalem szedł. Na ten
czas Hieruzalem i ziemia święta była w ręku Chrześciańskich. I
przyjął go z wielką ochotą Patriarcha – bo znał sławę jego,
i z domu jego poznał był niejakie dobrodziejstwo. Tam mu dał
rozgrzeszenie Papieskie – i prosił go aby przy nim mieszkał. A on
tylo tej łaski u niego żądał, aby w jego podwórzu chałupkę mu
postawił, i jamę pod nią wykopać kazał, w którejby się na
czynienie pokuty zamknąć mógł. I tak uczynił.
13Przez
dziewięć lat nie wychodząc, tam to więzienie dobrowolnie cierpiał
– srogości sobie i utrudzenia zadając. Chleb tylo jadł a wodę
pił, w sukni onej żelaznej, która się już była w jego ciało
wpiła, legając – a nigdy jej do swej śmierci nie zwłócząc –
łoże jego ziemia, a poduszka drewno, pierzynka przykrycie ono
chałupki było. Postem i ustawicznym wzdychaniem a modlitwą cieszył
strapioną duszę swoję, do śmierci się i sądu Boskiego
przyprawując. Tam go naleźli powinowaci jego – i przychodząc nad
onę chałupkę, często wołali: coś oszalał a od rozumu odszedł,
Panie Wilhelmie? Ziemię i państwo twoje nieprzyjaciele twoi
osiągają, nasześ przyjaciele wdał w wielkie niebezpieczeństwo –
czegoć nie dostawało w onym państwie twoim? Azaś nie mógł
jakiej inakszej pokuty czynić, jako Dawid, przy swym państwie
zostając? I innemi diabelskimi zastrzały serce jego trapili – on
jako usta zawiązane mając, milczał – wszakże myślami onemi,
począł nieco w swoim przedsięwzięciu słabieć – gdy mu ono
czart, co słyszał, w serce wbijał, na myśli rozwodził, i trudną
mu pokusę czynił. Tę pokusę przepuścił nań Pan Bóg, aby sobie
nie dufając i sile swej, w wytrwaniu onego żywota, wszystek się
tylo łaską a miłosierdziem Bożym nad sobą szczycił. I przeto
chcąc ujść onych jadowitych słów – Patriarsze cicho
podziękowawszy, bieżał tam gdzie go oczy niosły. 14Lecz
na drodze jeszcze tęż pokusę cierpiał i te srogie z myślami
onemi niepokoje.
Po
długiej drodze, przyszedł do Włoch, blisko Luki. Na ten czas
Lukańska Rzeczpospolita zamku jakiegoś sąsiedzkiego dobywała.
Widząc ś. Wilhelm, iż się długo koło niego bez potrzeby bawią,
dał się słyszeć: co to za ludzie, spraw wojennych nie umieją,
jabych ten zamek za kila dni wziął. Te słowa doszły rady
Lukańskiej, wnet go przyzowią – i widząc iż człowiek urodziwy,
i mocny, a o rzeczach rycerskich mądrze mówi – wiele mu
obiecując, polecić mu sprawę wojenną chcieli. 15On
zapomniawszy swego powołania, i zaczętej pokuty – obiecał im w
tym posłużyć. Lecz go P. Bóg nie zapomniał, widząc iż się
barzo nazad nachylił, podjął upadnienie jego podporą pomocy swej
– tej nocy po której nazajutrz urząd wojenny na się wziąć
miał, ślepotę na oczy jego dopuścił – w czym poznał rękę
Bożą, i wielką łaskę Jego nad sobą, i obaczył jako źle
uczynić chciał – czego znowu barzo żałując, ukarał się sam w
sobie, i korzył się Panu swemu, a odnawiał mocnie przedsięwzięcie
swoje. Nazajutrz gdy mu mieli wojnę i dobywanie zamku onego zlecić
– wymówił się jako mógł, powiadając: Iżem człowiek
pokutujący, i oddany na służbę Bożą, Chrystusów żołnierz,
któremu się już wojny świeckiej wieść nie godzi.
16Potym
uprosiwszy sobie u Pana Boga przywrócenie oczu, iż przejźrzał –
wracał się do Jeruzalem na pierwsze miejsce. W drodze go rozbójnicy
pojmali, a widząc iż nic nie ma, onego pancerza który się był w
ciało wpił, odpiąć nie mogąc, wolno go puścili. W onej
pierwszej chałupce swojej, u Patriarchy zasię dwie lecie
przemieszkał – i barziej się dręcząc niżli pierwej już się
sam swego upadku bojąc, widząc jako jest nasze przyrodzenie do
stateczności w dobrym niepotężne – im dalej tym więcej w
miłości Bożej rósł, i mocniejszym w przedsięwzięciu swoim
zostawał. Tam gdy go zasię jego powinowaci najdowali – a onemi
słowy gabali, uciekł, od złych słów uszy kryjąc, na głęboką
pustynią. 17I
tam niektóry czas przemieszkawszy – szedł do grobu Jakuba ś. do
Kompostelle, od wschodu słońca, aż na zachód, długą i ciężką
barzo drogą i trudzeniem.
Stamtąd
puścił się do Włoch, do Tuscjej – w pustynią jednę, którą
Liwallią zową – gdzie nalazszy jaskinię straszliwą, w niej
mieszkał. Przyszło do niego kilaś towarzyszów, którzy mu chcieli
onego żywota pokutującego pomagać – ale gdy widział ich
nieposłuszeństwo, a inaksze myśli niżeli pustelnikom i sługom
Bożym przystoi, 18poszedł
od nich na jednę górę w inszej pustyniej, Pruno nazwaną. Tam w
ciemnym barzo lesie chałupkę sobie postawił, i ogródek ku
żywności uczynił, i drzewa szczepił. Węże i inne jadowite
robaki modlitwą i mocą Chrystusową wypędził, iż mu przykrości
żadnej nie czyniły. W tej pustyniej miał wielkie od czartów
nagabanie. 19Jednego
czasu przyszli jako wielkie wojsko jezdnych – i obstąpili jego
komórkę, i czynić igrzyska poczęli, goniąc do siebie z drzewy –
a jeden z nich przedniejszy uczynił się ojcem ś. Wilhelma, który
już był dawno umarł – i w jego jako żywej osobie, uczynił na
syna dziwne a smutne narzekanie: co się, prawi, zabijasz synu, już
dosycieś służył Chrystusowi, jużeś świętym został – wynidź
a wróć się do państwa któremci zostawił – zmiłuj się nad
prośbą ojca twego, a nie trać domu jego. Temi i innemi słowy
chciał czart przełomić serce sługi Bożego – a on acz był
przestraszony onym widzeniem, wszakże się ani strachom, ani
łagodnym onym słowom uwieść nie dał – modlił się Panu Bogu,
a z chałupki swej nie wychodził. 20Toż
potym widząc iż nic nie wygrawają, wyłomiwszy drzwiczki do niego,
wzięli go i wywlekli, i okrutnie go bijąc, napoły żywego odeszli.
Tam umierając prawie, miał dziwne a niebieskie nawiedzenie.
Przyszła do niego przeczysta Matka Boża, samotrzecia, lecząc rany
jego. Z którego widzenia, dziwną wziął na duszy pociechę i na
ciele uleczenie zupełne.
Na
tej pustyni gdy się osławił, naszło się potym do niego
towarzystwa, którzy mu onego żywota jego pomagać chcieli. Przyjął
je i nauczał. Ale potym wielkie od nich doległości cierpiąc,
przyszedł do Kastelliona, gdzie mu P. Bóg jednego człowieka i
dobrodzieja nagotował – u którego niektóry czas przemieszkał, i
żonę jego od wielkiej febry, modlitwą uleczył. Nakoniec, za
pomocą jednego kapłana Gwidona, i niektórych ludzi zacnych, około
zamku Buriańskiego, naleźli mu na pustyniej, nazwanej Stabulum
Rodis,
barzo przystojne i spokojne miejsce, które mu naprawili wedle
potrzeby – w tym przeżywszy pułtora lata, żywota swego dokonał,
roku Bożego, 1156.21
O śmierci swej wiedział, i towarzyszowi swemu który długo przy
nim onego mu żywota pomagał, i potym świętym został, to jest,
świętemu Wojciechowi, opowiedział – i Prorockim duchem rzeczy
niektóre oznajmił – po kapłana posłał, spowiedź uczyniwszy, i
ciało Boże wziąwszy, z wielką skruchą w onym ubierze od
spowiednika wziętym dokonał. Cudy niemałemi wsławiony i za
żywota, i po śmierci – na cześć Bogu w Trójcy jedynemu,
któremu sława i rozkazowanie wieczne wiekom. Amen.
22Obacz
jako źle bluźnią i sprośnie Zwingliani, którzy nic nie wierzą
aby pod osobą chleba w Sakramencie prawdziwe i rzeczywiste ciało
Boże było, Chrystus sam Bóg nasz. Gdyż oto Bernat ś. ze
wszytkimi onymi Biskupy tak wierząc onej obecności Pańskiej, na
porażenie kościelnego nieprzyjaciela używali. A moc swoję
Chrystus na podparcie obecności swej w Sakramencie takim cudem
pokazał – gdy go jako Pawła ś. ogromił, poraził, i myśl jego
zmiękczył. O opłakani Zwingliani i Kalwinowie, jako się nie tylo
szczerym słowom Chrystusowym, ale wszytkiego Kościoła Bożego
wyznaniu i starożytności sprzeciwiacie. Jako mam na was narzekać,
i nad wami, jako Bogu umarłymi, płakać?
1 XXI. Febru. Lutego. Mart.
R. 10. Febru.
2 Zły żywot ś. Wilhelma.
3 Rozerwanie w Kościele Bożym
dla dwu przyczyn.
4 Rozmowa ś. Bernata z
Wilhelmem.
5 Prawdziwe ciało Boże w
Przenaświętszym Sakramencie.
6 Obecnością Chrystusową w
Sakramencie porażony Wilhelm.
7 Nawrócenie Książęcia
Wilhelma do Pana Boga.
8 Pokora ś. Wilhelma.
9 Rozkazanie spowiednika.
10 Pokuta dana ś. Wilhelmowi.
11 Do Papieża boso szedł
Wilhelm ś.
12 Papież go posłał na pokutę
do Jeruzalem.
13 Pokuta ś. Wilhelma w
Jeruzalem przez lat dziewięć.
14 Pokusy ś. Wilhelma.
15 Zachwianie Wilhelma ś.
16 Wrócił się do Jeruzalem.
17 Do Kompostelle szedł.
18 Wrócił się do Włoch na
puszczą.
19 Najazdy i pokusy diabelskie.
20 Czarci zbili ś. Wilhelma, a
zleczyła go Matka Boża.
21 10. Febru.
22 Obrok duchowny. Prawdziwe
ciało Boże w Sakramencie pod osobą chleba.
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja
typu „B”: Jakub Szukalski
Ten opis życia jest zlepkiem z żywotów innych Wilhelmów.
OdpowiedzUsuń