sobota, 2 marca 2019

(117) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Męczeństwo Jana Chrzciciela

   1 W owym czasie doszła do uszu tetrarchy Heroda wieść o Jezusie. 2 I rzekł do swych dworzan: «To Jan Chrzciciel. On powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze w nim działają». 3 Herod bowiem kazał pochwycić Jana i związanego wtrącić do więzienia, z powodu Herodiady, żony brata jego, Filipa. 4 Jan bowiem upominał go: «Nie wolno ci jej trzymać». 5 Chętnie też byłby go zgładził, bał się jednak ludu, ponieważ miano go za proroka.
   6 Otóż, kiedy obchodzono urodziny Heroda, tańczyła wobec gości córka Herodiady i spodobała się Herodowi. 7 Zatem pod przysięgą obiecał jej dać wszystko, o cokolwiek poprosi. 8 A ona przedtem już podmówiona przez swą matkę: «Daj mi tu – rzekła – na misie głowę Jana Chrzciciela!» 9 Zasmucił się król. Lecz przez wzgląd na przysięgę i na współbiesiadników kazał jej dać. 10 Posławszy więc [kata], kazał ściąć Jana w więzieniu. 11 Przyniesiono głowę jego na misie i dano dziewczynie, a ona zaniosła ją swojej matce. 12 Uczniowie zaś Jana przyszli, zabrali jego ciało i pogrzebali je; potem poszli i donieśli o tym Jezusowi. (Mt 14,3-12)

   14 Także król Herod posłyszał o Nim, gdyż Jego imię nabrało rozgłosu, i mówił: «Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w nim». 15 Inni zaś mówili: «To jest Eliasz»; jeszcze inni utrzymywali, że to prorok, jak jeden z dawnych proroków». 16 Herod, słysząc to, mawiał: «To Jan, którego ściąć kazałem, zmartwychwstał».
   17 Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu z powodu Herodiady, żony brata swego, Filipa, którą wziął za żonę. 18 Jan bowiem napominał Heroda: «Nie wolno ci mieć żony twego brata». 19 A Herodiada zawzięła się na niego i chciała go zgładzić, lecz nie mogła. 20 Herod bowiem czuł lęk przed Janem, widząc, że jest mężem prawym i świętym, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a jednak chętnie go słuchał.
   21 Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobistościom w Galilei. 22 Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczyny: «Proś mnie, o co chcesz, a dam ci». 23 Nawet jej przysiągł: «Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa». 24 Ona wyszła i zapytała swą matkę: «O co mam prosić?» Ta odpowiedziała: «O głowę Jana Chrzciciela». 25 Natychmiast podeszła z pośpiechem do króla i poprosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela». 26 A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. 27 Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu 28 i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczynie, a dziewczyna dała swej matce. 29 Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie. (Mk 6,14-29)

   7 O wszystkich tych wydarzeniach posłyszał również tetrarcha Herod, i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; 8 inni, że zjawił się Eliasz; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. 9 A Herod mówił: «Jana kazałem ściąć. Któż więc jest ten, o którym takie rzeczy słyszę?» I starał się Go zobaczyć. (Łk 9,7-9)

   3 Ὁ γὰρ Ἡρῴδης κρατήσας τὸν Ἰωάννην ἔδησεν [αὐτὸν] καὶ ἐν φυλακῇ ἀπέθετο διὰ Ἡρῳδιάδα τὴν γυναῖκα Φιλίππου τοῦ ἀδελφοῦ αὐτοῦ· 4 ἔλεγεν γὰρ ὁ Ἰωάννης αὐτῷ· οὐκ ἔξεστίν σοι ἔχειν αὐτήν. 5 καὶ θέλων αὐτὸν ἀποκτεῖναι ἐφοβήθη τὸν ὄχλον, ὅτι ὡς προφήτην αὐτὸν εἶχον.
   6 Γενεσίοις δὲ γενομένοις τοῦ Ἡρῴδου ὠρχήσατο ἡ θυγάτηρ τῆς Ἡρῳδιάδος ἐν τῷ μέσῳ καὶ ἤρεσεν τῷ Ἡρῴδῃ, 7 ὅθεν μεθ’ ὅρκου ὡμολόγησεν αὐτῇ δοῦναι ὃ ἐὰν αἰτήσηται. 8 ἡ δὲ προβιβασθεῖσα ὑπὸ τῆς μητρὸς αὐτῆς· δός μοι, φησίν, ὧδε ἐπὶ πίνακι τὴν κεφαλὴν Ἰωάννου τοῦ βαπτιστοῦ. 9 καὶ λυπηθεὶς ὁ βασιλεὺς διὰ τοὺς ὅρκους καὶ τοὺς συνανακειμένους ἐκέλευσεν δοθῆναι, 10 καὶ πέμψας ἀπεκεφάλισεν [τὸν] Ἰωάννην ἐν τῇ φυλακῇ. 11 καὶ ἠνέχθη ἡ κεφαλὴ αὐτοῦ ἐπὶ πίνακι καὶ ἐδόθη τῷ κορασίῳ, καὶ ἤνεγκεν τῇ μητρὶ αὐτῆς. 12 καὶ προσελθόντες οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ ἦραν τὸ πτῶμα καὶ ἔθαψαν αὐτὸ [ν] καὶ ἐλθόντες ἀπήγγειλαν τῷ Ἰησοῦ. (Mt 14,3-12)

   14 Καὶ ἤκουσεν ὁ βασιλεὺς Ἡρῴδης, φανερὸν γὰρ ἐγένετο τὸ ὄνομα αὐτοῦ, καὶ ἔλεγον ὅτι Ἰωάννης ὁ βαπτίζων ἐγήγερται ἐκ νεκρῶν καὶ διὰ τοῦτο ἐνεργοῦσιν αἱ δυνάμεις ἐν αὐτῷ. 15 ἄλλοι δὲ ἔλεγον ὅτι Ἠλίας ἐστίν· ἄλλοι δὲ ἔλεγον ὅτι προφήτης ὡς εἷς τῶν προφητῶν. 16 ἀκούσας δὲ ὁ Ἡρῴδης ἔλεγεν· ὃν ἐγὼ ἀπεκεφάλισα Ἰωάννην, οὗτος ἠγέρθη.
   17 Αὐτὸς γὰρ ὁ Ἡρῴδης ἀποστείλας ἐκράτησεν τὸν Ἰωάννην καὶ ἔδησεν αὐτὸν ἐν φυλακῇ διὰ Ἡρῳδιάδα τὴν γυναῖκα Φιλίππου τοῦ ἀδελφοῦ αὐτοῦ, ὅτι αὐτὴν ἐγάμησεν· 18 ἔλεγεν γὰρ ὁ Ἰωάννης τῷ Ἡρῴδῃ ὅτι οὐκ ἔξεστίν σοι ἔχειν τὴν γυναῖκα τοῦ ἀδελφοῦ σου. 19 ἡ δὲ Ἡρῳδιὰς ἐνεῖχεν αὐτῷ καὶ ἤθελεν αὐτὸν ἀποκτεῖναι, καὶ οὐκ ἠδύνατο· 20 ὁ γὰρ Ἡρῴδης ἐφοβεῖτο τὸν Ἰωάννην, εἰδὼς αὐτὸν ἄνδρα δίκαιον καὶ ἅγιον, καὶ συνετήρει αὐτόν, καὶ ἀκούσας αὐτοῦ πολλὰ ἠπόρει, καὶ ἡδέως αὐτοῦ ἤκουεν.
   21 Καὶ γενομένης ἡμέρας εὐκαίρου ὅτε Ἡρῴδης τοῖς γενεσίοις αὐτοῦ δεῖπνον ἐποίησεν τοῖς μεγιστᾶσιν αὐτοῦ καὶ τοῖς χιλιάρχοις καὶ τοῖς πρώτοις τῆς Γαλιλαίας, 22 καὶ εἰσελθούσης τῆς θυγατρὸς αὐτοῦ Ἡρῳδιάδος καὶ ὀρχησαμένης ἤρεσεν τῷ Ἡρῴδῃ καὶ τοῖς συνανακειμένοις. εἶπεν ὁ βασιλεὺς τῷ κορασίῳ· αἴτησόν με ὃ ἐὰν θέλῃς, καὶ δώσω σοι· 23 καὶ ὤμοσεν αὐτῇ [πολλὰ] ὅ τι ἐάν με αἰτήσῃς δώσω σοι ἕως ἡμίσους τῆς βασιλείας μου. 24 καὶ ἐξελθοῦσα εἶπεν τῇ μητρὶ αὐτῆς· τί αἰτήσωμαι; ἡ δὲ εἶπεν· τὴν κεφαλὴν Ἰωάννου τοῦ βαπτίζοντος. 25 καὶ εἰσελθοῦσα εὐθὺς μετὰ σπουδῆς πρὸς τὸν βασιλέα ᾐτήσατο λέγουσα· θέλω ἵνα ἐξαυτῆς δῷς μοι ἐπὶ πίνακι τὴν κεφαλὴν Ἰωάννου τοῦ βαπτιστοῦ. 26 καὶ περίλυπος γενόμενος ὁ βασιλεὺς διὰ τοὺς ὅρκους καὶ τοὺς ἀνακειμένους οὐκ ἠθέλησεν ἀθετῆσαι αὐτήν· 27 καὶ εὐθὺς ἀποστείλας ὁ βασιλεὺς σπεκουλάτορα ἐπέταξεν ἐνέγκαι τὴν κεφαλὴν αὐτοῦ. καὶ ἀπελθὼν ἀπεκεφάλισεν αὐτὸν ἐν τῇ φυλακῇ 28 καὶ ἤνεγκεν τὴν κεφαλὴν αὐτοῦ ἐπὶ πίνακι καὶ ἔδωκεν αὐτὴν τῷ κορασίῳ, καὶ τὸ κοράσιον ἔδωκεν αὐτὴν τῇ μητρὶ αὐτῆς. 29 καὶ ἀκούσαντες οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ ἦλθον καὶ ἦραν τὸ πτῶμα αὐτοῦ καὶ ἔθηκαν αὐτὸ ἐν μνημείῳ. (Mk 6,14-29)

   7 Ἤκουσεν δὲ Ἡρῴδης ὁ τετραάρχης τὰ γινόμενα πάντα καὶ διηπόρει διὰ τὸ λέγεσθαι ὑπό τινων ὅτι Ἰωάννης ἠγέρθη ἐκ νεκρῶν, 8 ὑπό τινων δὲ ὅτι Ἠλίας ἐφάνη, ἄλλων δὲ ὅτι προφήτης τις τῶν ἀρχαίων ἀνέστη. 9 εἶπεν δὲ Ἡρῴδης· Ἰωάννην ἐγὼ ἀπεκεφάλισα· τίς δέ ἐστιν οὗτος περὶ οὗ ἀκούω τοιαῦτα; καὶ ἐζήτει ἰδεῖν αὐτόν. (Łk 9,7-9)

   W ogrodzie dają się słyszeć głosy wzburzonych ludzi. Wołają z niepokojem: «Nauczycielu! Nauczycielu! Czy On tu jest?»
   Śpiewny głos pani domu odpowiada im:
   «Jest w izbie na górze. Kim jesteście? Chorymi?»
   «Nie, uczniami Jana i chcemy [ujrzeć] Jezusa z Nazaretu».
   Jezus ukazuje się w oknie, mówiąc:
   «Pokój niech będzie z wami... O! To wy? Wejdźcie! Wejdźcie!»
To trzej pasterze: Jan, Maciej274 i Symeon.
   «O! Nauczycielu!» – mówią, podnosząc głowy i ukazując zasmucone twarze. Nawet widok Jezusa ich nie rozpogadza. Jezus wychodzi z izby, idąc im na spotkanie, na taras. Manaen idzie za Nim. Spotykają się dokładnie tam, gdzie schody dotykają nasłonecznionego tarasu. Trzej [pasterze] klękają, pochylając się ku ziemi. Potem Jan mówi w imieniu wszystkich:
   «To godzina, żebyś nas przyjął, Panie, bo jesteśmy Twoim dziedzictwem...»
   Łzy płyną po twarzy ucznia i jego towarzyszy. Jezus i Manaen wydają ten sam okrzyk:
   «Jan?!»
   «Zabito go...»
   Słowo to spada z takim łoskotem, jakby wrzawa ogarnęła całą ziemię. A przecież wypowiedziano je bardzo cicho. Przenika ono jednak i mówiącego, i tych, którzy je słyszą. Wydaje się, że ziemia – aby je przyjąć i aby zadrżeć z przerażenia – powstrzymała wszelki hałas, w chwili głębokiej ciszy i głębokiego bezruchu zwierząt, listowia i powietrza. Przerywa się gruchanie gołębi, ucina głos mewy, milknie nagle chór wróbli i zamiera niespodziewanie cykający świerszcz, jakby w jednej chwili cały jego narząd [głosu] uległ zniszczeniu. Nieruchomieje w tym momencie wiatr, który gładził łodygi i liście winorośli, wydając odgłos jakby jedwabiu i skrzypienia czerpaka.
   Jezus staje się blady jak kość słoniowa, Jego zaś oczy rozpływają się we łzach. Otwiera ramiona, żeby coś powiedzieć, a Jego głos staje się głęboki z powodu wysiłku, jaki czyni, żeby nad nim zapanować:
   «Pokój męczennikowi sprawiedliwości i Mojemu Poprzednikowi».
   Potem krzyżuje ramiona i skupia się w duchu. Z pewnością się modli, jednocząc się z Duchem Bożym i z duchem Chrzciciela.
Manaen nie ośmiela się nawet poruszyć. W przeciwieństwie do Jezusa gwałtownie się zaczerwienił i wykonał gniewny gest. Następnie nieruchomieje. Całe jego wzburzenie ujawnia się w mechanicznym ruchu prawej ręki, która szarpie sznur szaty. Lewą zaś ręką bezwiednie sięga po sztylet... lecz potrząsa głową, skarżąc się na słabość swego umysłu, który nie pamięta, że pozbawił się broni, żeby być „uczniem Tego, który jest łagodny... przy Tym, który jest łagodny”.
   Jezus ponownie otwiera usta i oczy. Jego twarz, Jego spojrzenie, Jego głos przyjęły na nowo posiadany zazwyczaj Boski majestat. Pozostaje jedynie poważny smutek, powściągany pokojem:
   «Chodźcie. Opowiecie Mi. Od dziś należycie do Mnie».275
   Prowadzi ich do pomieszczenia, którego drzwi zamyka, pozostawiając zasłony w połowie zasunięte dla złagodzenia światła i stworzenia atmosfery skupienia wokół ich boleści i piękna śmierci Chrzciciela, oraz po to, żeby oddzielić tę doskonałość życia od zepsutego świata.
   «Mówcie» – nakazuje im.
   Wydaje się, że Manaen skamieniał. Jest blisko nich, lecz nic nie mówi.
   «To było w wieczór święta... Stało się to w sposób nie do przewidzenia... Zaledwie dwie godziny wcześniej Herod rozmawiał z Janem i pożegnał go życzliwie... I zaledwie przed chwilą... chwilę przedtem, nim przyszło... zabójstwo, męczeństwo, zbrodnia, chwała... wysłał do więźnia sługę ze schłodzonymi owocami i rzadkimi winami. Jan nam dał to wszystko... On nigdy nie zmienił swej surowości... Byliśmy tam tylko my... bo dzięki Manaenowi znajdowaliśmy się w pałacu, żeby służyć w kuchniach i w stajniach. I to było dobrodziejstwem, które nam pozwoliło ciągle widywać naszego Jana... Byliśmy w kuchni, Jan i ja, w czasie gdy Symeon nadzorował sługi w stajni, aby zadbali odpowiednio o wierzchowce gości... Pałac zapełniony był przez wielkich, dowódców wojsk, panów z Galilei. Herodiada zamknęła się w pokojach po gwałtownej kłótni z Herodem, do jakiej doszło rano...»
   Manaen przerywa: «Ale kiedy wróciła ta hiena?»
   «Dwa dni wcześniej. Nie oczekiwano jej... Powiedziała monarsze, że nie mogła żyć z dala od niego i nie być obecna w dniu jego święta. Żmija i czarownica.... jak zawsze uczyniła sobie z Heroda zabawkę... Jednak tego dnia rano Herod, choć już był upojony winem i rozpustą, odmówił żonie przyznania jej tego, o co prosiła krzycząc głośno... Ale nikt nie przypuszczał, że było to życie Jana!...
   Pozostawała w swych pokojach, obrażona. Odesłała królewskie potrawy, przesłane jej przez Heroda na kosztownej zastawie. Zachowała tylko drogocenną tacę pełną owoców i w zamian dała dla Heroda amforę przyprawionego wina... Narkotycznego... Ach! Kiedy już był tak bardzo pijany, wystarczyło jego skłonną do zła naturę popchnąć do zbrodni!
   Przez tych, którzy usługiwali do stołu, dowiedzieliśmy się, że po tańcu dworskich mimów czy raczej w jego trakcie wkroczyła Salome, tańcząc w sali biesiadnej. Mimowie, w obecności księżniczki, przylgnęli do ścian. Taniec był doskonały, tak nam mówiono... lubieżny i doskonały. Godny gości... Herod... O! Być może nowe kazirodcze pragnienie fermentowało w jego wnętrzu!... Herod na koniec tego tańca powiedział zachwycony do Salome: „Dobrze zatańczyłaś! Przysięgam, że zasługujesz na nagrodę. Przysięgam, że ci ją dam. Przysięgam, że dam ci wszystko, o co tylko mnie poprosisz. Przysięgam to w obecności wszystkich. A słowo króla jest wierne, nawet bez przysięgi. Proś więc, o co chcesz”.
   I Salome – udając zmieszanie, niewinność i skromność – okryła się swymi welonami, gestem zawstydzenia po tak wielkim bezwstydzie, i powiedziała: „Pozwól mi, o wielki, zastanowić się przez chwilę. Odejdę i potem powrócę, bo twoja łaskawość mnie zmieszała...” i odeszła do swojej matki.
   Selmasz powiedział mi, że weszła ze śmiechem i powiedziała: „Matko, wygrałaś. Daj mi tacę”. Herodiada z okrzykiem tryumfu nakazała niewolnikowi przynieść córce zachowaną wcześniej tacę, i powiedziała: „Idź i wracaj ze znienawidzoną głową, a ja cię przyodzieję perłami i złotem”. I Selmasz, przerażony, wykonał polecenie...
   Salome wróciła do sali, tańcząc... i tańcząc podeszła do króla, i rzuciła się mu do stóp. Powiedziała: „Na tej tacy – którą posłałeś mojej matce, żeby jej pokazać, że ją kochasz i że mnie kochasz – chcę mieć głowę Jana. A potem będę jeszcze dalej tańczyć, ponieważ to bardzo ci się podoba. Zatańczę taniec zwycięstwa. Bo zwyciężyłam! Pokonałam cię, królu! Pokonałam życie i jestem szczęśliwa!” Oto, co powiedziała i co powtórzył nam zaprzyjaźniony podczaszy.
   Herod zmieszał się pod naciskiem dwóch pragnień: być wiernym danemu słowu, być sprawiedliwym. Jednak nie potrafił być sprawiedliwy, bo jest niesprawiedliwy. Dał znak katowi, który stał za królewskim miejscem. Ten, wziąwszy z rąk Salome tacę, którą mu podała, wyszedł z sali biesiadnej i poszedł do dolnych pomieszczeń. Widzieliśmy go, Jan i ja, jak przechodził przez dziedziniec... i nieco później usłyszeliśmy krzyk Symeona: „Mordercy!”, a potem ujrzeliśmy, jak szedł z powrotem, mając na tacy głowę... Jan, Twój Poprzednik nie żył...»
   «Symeonie, czy możesz Mi powiedzieć, jak on umarł?» – pyta po chwili Jezus.
   «Tak. Modlił się... Wcześniej powiedział mi: „Wkrótce powrócą dwaj wysłannicy i ci, którzy nie wierzą, uwierzą. Pamiętaj jednak, gdybym ja już nie żył, kiedy oni wrócą, ja – jak ktoś, kto jest bliski śmierci – mówię ci ponownie, żebyś im to powtórzył: ‘Jezus z Nazaretu jest prawdziwym Mesjaszem’”. On myślał cały czas o Tobie... Wszedł kat. Zawołałem głośno. Jan podniósł głowę i ujrzał go. Wstał i powiedział: „Możesz odebrać mi życie, ale trwałą prawdą jest to, że nie wolno czynić zła”. A kiedy chciał mi coś powiedzieć, kat wywinął swym ciężkim mieczem. Jan stał. Głowa odpadła od tułowia z wielką falą krwi i zaróżowiła jego koźlą skórę... Jego wychudła twarz stała się blada jak wosk. Oczy pozostały jak żywe, otwarte, oskarżające... Głowa potoczyła się do moich stóp... Upadłem w tym samym czasie, co jego ciało, tracąc przytomność z powodu nadmiaru boleści... Potem... potem... potem... Herodiada pocięła tę głowę i rzucono ją psom. Jednak szybko wzięliśmy ją i razem z tułowiem, owinęliśmy kosztownym suknem. W nocy ułożyliśmy ciało i przenieśliśmy poza Macheront. Z pomocą innych uczniów zabalsamowaliśmy je w zagajniku akacjowym, w pobliżu, o wschodzie słońca... Lecz wzięto go stamtąd, aby go pokaleczyć. Ona bowiem nie potrafi go zniszczyć i nie potrafi mu wybaczyć... A jej słudzy, w obawie przed skazaniem na śmierć, byli bardziej dzicy niż szakale, odbierając nam tę głowę. Gdybyś tam był, Manaenie!...»
   «Gdybym tam był... Ale ta głowa... to jej przekleństwo... Nic jednak nie odejmuje chwały Prekursorowi... nawet jeśli ciało nie jest kompletne. Prawda, Nauczycielu?»
   «To prawda. Nawet gdyby psy zniszczyły to ciało, chwała [Jana] nie zmieniłaby się».
   «I jego słowo się nie zmieniło, Nauczycielu. Jego oczy, choć zranione, podziurawione, mówią ciągle: „Tego ci nie wolno”. Ale straciliśmy go...» – mówi Maciej.
   «I teraz jesteśmy Twoi, bo on tak powiedział... Mówił, że Ty już o tym wiedziałeś».
   «Tak. Od miesięcy należycie do Mnie. Jak przybyliście?»
   «Pieszo. Etapami. Długa, straszliwa droga, w palącym słońcu i przez palące piaski, jeszcze bardziej doskwierające z powodu naszej boleści. Idziemy od około dwudziestu dni...»
   «Teraz idźcie odpocząć» [– poleca im Jezus.] (III (cz. 3–4), 133: 4 września 1945. A, 6366-6377)

274  Przyszły apostoł, w miejsce Judasza (zob. Dz 1,20nn).
275  Zob. wizja nr 8 w Księdze III, opublikowanej przez „Vox Domini”.

   Delle voci agitate si sentono nell’orto. Chiedono con ansia: «Il Maestro! Il Maestro! Qui è?».
   Risponde la voce cantante della padrona di casa: «Nella stanza alta è. Chi siete? Malati?».
   «No. Discepoli di Giovanni e vogliamo Gesù di Nazaret».
   Gesù si affaccia dalla finestra dicendo: «La pace sia a voi… Oh! Voi siete? Venite! Venite!».
   Sono i tre pastori, Giovanni, Mattia e Simeone. «Oh! Maestro!» dicono alzando il capo e mostrando un volto addolorato. Neppure la vista di Gesù li rasserena.
   Gesù lascia la stanza andando loro incontro sulla terrazza. Mannaen lo segue. Si incontrano proprio là dove la scaletta sbocca sul terrazzo assolato.
   I tre si inginocchiano baciando il suolo. E poi Giovanni per tutti dice: «Ed ora raccoglici, Signore, perché noi siamo la tua eredità!» e delle lacrime scendono sul volto del discepolo e dei compagni.
   Gesù e Mannaen hanno un solo grido: «Giovanni!?».
   «È stato ucciso…».
   La parola cade come fosse un enorme fragore che copra ogni rumore del mondo. Eppure è stata detta molto piano. Ma pietrifica chi la dice e chi la sente. E sembra che la terra, per raccoglierla e per raccapricciarne, sospenda ogni suo rumore, tanto vi è un periodo di silenzio profondo e di profonda immobilità negli animali, nelle fronde, nell’aria. Sospeso le sgrugolio dei colombi, troncato il flauto di un merlo, ammutolito il coro dei passeri e, quasi gli si fosse spezzato di colpo l’ordigno, una cicala frinente tace improvvisamente, mentre si sospende il vento che carezzava pampini e foglie facendo fruscio di seta e cigolio di pali.
   Gesù diventa di un pallore di avorio mentre gli occhi gli si dilatano invetrandosi di pianto. Apre le braccia dicendo, e la voce è profonda per lo sforzo di renderla sicura: «Pace al Martire della giustizia ed al mio Precursore». Poi raccoglie le braccia e lo spirito e certo prega, comunicando con lo Spirito di Dio e del Battista.
   Mannaen non osa un gesto. Al contrario di Gesù, egli è arrossato vivamente ed ha avuto un moto d’ira. Poi si è irrigidito, e tutto il suo turbamento si rivela dal movimento meccanico della destra, che cincischia il cordone della veste, e della sinistra che involontariamente cerca il pugnale… e Mannaen scuote il capo commiserando la sua debolezza di mente che non ricorda di essersi disarmato per essere “il discepolo del Mite, presso il Mite”.
   Gesù riapre le bocca e gli occhi. Il suo viso, il suo sguardo, la sua voce, hanno ripreso la maestà divina che gli sono abituali. Solo permane una grave mestizia temperata di pace.
   «Venite. Mi racconterete. Da oggi siete miei». E li conduce nella stanza chiudendo la porta, socchiudendo le tende, a temperare la luce, a far raccoglimento intorno al dolore e alla bellezza della morte del Battista, a far separazione fra questa perfezione di vita e il mondo corrotto.
   «Parlate» ordina.
   Mannaen sembra sempre di pietra. È vicino al gruppo. Ma non dice parola.
   «Fu la sera della festa… Imprevedibile l’evento… Solo due ore prima Erode si era consigliato con Giovanni, licenziandolo poi con benignità… E poco, poco prima che avvenisse… l’omicidio, il martirio, il delitto, la glorificazione, aveva mandato un servo con frutta gelate e vini rari al prigioniero. Giovanni aveva distribuito a noi quelle cose… Lui non ha mai mutato la sua austerità… Noi soli c’eravamo, perché per merito di Mannaen noi eravamo nel palazzo come servi alle cucine e alle scuderie. E questa era grazia che ci permetteva di vedere sempre il nostro Giovanni… Eravamo alle cucine io e Giovanni, mentre Simeone sorvegliava i servi di scuderia perché trattassero con cura le cavalcature degli ospiti… Il palazzo era pieno di grandi, di capi militari e di signori di Galilea. Erodiade si era chiusa nelle sue stanze dopo una violenta scena avvenuta al mattino fra lei ed Erode…».
   Mannaen interrompe: «Ma quando era venuta la iena?».
   «Due giorni avanti. Inaspettata… Dicendo al monarca che non poteva vivere lontana da lui ed essere assente nel dì della sua festa. Vipera e maga come sempre, lo aveva reso uno zimbello… Ma Erode al mattino di quel giorno si era rifiutato, benché già ebbro di vino e di lussuria, di concedere alla femmina ciò che chiedeva con alte grida… E nessuno pensava fosse la vita di Giovanni!… Era nelle sue stanze, sdegnosa. Aveva respinto i cibi regali mandati da Erode su vassoi preziosi. Solo aveva trattenuto un vassoio prezioso colmo di frutta, ricompensando il dono con un’anfora di vino drogato per Erode… Drogato… Ah! che bastava la sua natura ebbra e viziosa a drogarlo al delitto! Dai servi di mensa seppimo che dopo la danza delle mime di corte, anzi a metà della stessa, era irrotta nella sala del convito Salomè, danzando. E le mime, davanti alla fanciulla regale, si erano ritirate contro le pareti. La danza era perfetta, ci hanno detto. Lubrica e perfetta. Degna degli ospiti… Erode… Oh! che forse un nuovo gusto di incesto gli fermentava dentro!… Erode, al termine di questa danza, entusiasta, disse a Salomè: “Bene hai ballato! Io lo giuro che meriti un premio. Io lo giuro che te lo darò. Io lo giuro che ti darò qualunque cosa che tu mi possa chiedere. Alla presenza di tutti lo giuro. E parola di re è fedele anche senza giuramenti. Chiedi dunque che vuoi”. E Salomè, fingendo perplessità, innocenza e modestia, raccogliendosi nei veli, con mossa pudica dopo tanta impudicizia, disse: “Permettimi, o grande, di riflettere un momento. Mi ritiro e poi verrò, perché la tua grazia mi ha turbata”… E si ritirò andando dalla madre. Selma mi ha detto che entrò ridendo, dicendo: “Madre, hai vinto! Dàmmi il vassoio”. Ed Erodiade con un grido di trionfo ordinò alla schiva di dare alla fanciulla il vassoio trattenuto prima, dicendo: “Va’ e torna con la testa odiata, e ti vestirò di perle e oro”. E Selma, inorridendo, ubbidì… Salomè rientrò danzando nella sala, e danzando andò a prostrarsi ai piedi del re dicendo: “Ecco. Su questo bacile che tu hai mandato alla madre, in segno che l’ami e che mi ami, io voglio la testa di Giovanni. E poi danzerò ancora, se tanto ti piaccio. Danzerò la danza della vittoria. Perché io ho vinto! Ho vinto te, re! Ho vinto la vita, e felice sono!”. Questo disse, e a noi lo ripeté un coppiere amico. E Erode si turbò, preso tra due voglie: esser fedele alla parola, essere giusto. Ma non seppe essere giusto, perché un ingiusto è. Fece cenno al carnefice, che era dietro al sedile reale, e quello, preso dalle mani alzate di Salomè il vassoio, scese dalla sala del convito verso le stanze basse. Lo vedemmo traversare la corte io e Giovanni… e poco dopo udimmo il grido di Simeone: “Assassini!” e poi lo vedemmo ripassare con la testa sul vassoio… Giovanni, il tuo Precursore, era morto…».
   «Simeone, puoi dirmi come morì?» chiede dopo qualche tempo Gesù.
   «Sì. Era in preghiera… Mi aveva detto prima: “Fra poco torneranno i due mandati, e chi non crede crederà. Ma però ricorda che, se io più non vivessi al loro ritorno, io, come uno che è presso alla morte, ancor ti dico, perché tu a loro lo ridica: ‘Gesù di Nazaret è il vero Messia’”. Pensava sempre a Te… Entrò il carnefice. Io gridai forte. Giovanni alzò il capo e lo vide. Si alzò in piedi. Disse: “Non puoi che troncarmi la vita. Ma la verità, che dura, è che non è lecito fare il male”. E stava per dirmi qualcosa quando il carnefice roteò la spada pesante, mentre ancora Giovanni era il piedi, e la testa cadde dal busto con un gran fiotto di sangue, che fece rossa la pelle caprina e di cera il volto magro in cui rimasero vivi, aperti, accusatori, gli occhi. Mi rotolò ai piedi… Io caddi insieme al corpo di lui, per debolezza di dolore. Dopo… dopo… Dopo che Erodiade l’ebbe sfregiato, fu gettato il capo ai cani. Ma noi lo raccogliemmo pronti ed in un velo prezioso lo legammo insieme al tronco, ricomponendo nella notte il corpo e trasportandolo fuori Macheronte. Lo imbalsamammo in un folto di acacie lì presso, al primo sole, con l’aiuto di altri discepoli… Ma ancora ci fu preso per altri sfregi. Perché ella non può distruggerlo e non può perdonarlo… E i suoi schiavi, temendo la morte, furono più feroci di sciacalli nel levarci quel capo. Se tu c’eri Mannaen!…».
   «Se io c’ero… Ma è la sua maledizione quel capo… Nulla si leva alla gloria del Precursore, anche se incompleto è il corpo. Non è vero, Maestro?».
   «È vero. Anche lo avessero distrutto i cani, non sarebbe mutata la gloria».
   «E non è mutata la parola, Maestro. I suoi occhi, benché sfregiati sotto una gran ferita, dicono ancora: “Non ti è lecito”. Ma noi lo abbiamo perduto!» dice Mattia.
   «E ora siamo tuoi, perché così egli ha detto, dicendo anche che Tu sai già».
   «Sì. Da mesi siete miei. Come veniste?».
   «A piedi, a tappe. Lungo, penoso cammino fra rovente di sabbie e di sole e ancor più rovente di dolore. Sono quasi venti giorni che camminiamo…»
   «Ora riposerete». (4, 270)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz