21
Odtąd
zaczął Jezus Chrystus wskazywać swoim uczniom na to, że musi udać
się do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów
oraz uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia
zmartwychwstanie. 22
A
Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie,
niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie».
23
Lecz
On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź
Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu,
lecz po ludzku».
(Mt 16,21-23)
31
I
zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy wiele musi wycierpieć, że
będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w
Piśmie; że zostanie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie.
32
A
mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i
zaczął Go upominać. 33
Lecz
On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra
słowami: «Zejdź
Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku».
(Mk 8,31-33)
22
I
dodał: «Syn
Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez
starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a
trzeciego dnia zmartwychwstanie».
(Łk 9,22)
21
Ἀπὸ τότε ἤρξατο ὁ Ἰησοῦς
δεικνύειν τοῖς μαθηταῖς αὐτοῦ ὅτι
δεῖ αὐτὸν εἰς Ἱεροσόλυμα ἀπελθεῖν
καὶ πολλὰ παθεῖν ἀπὸ τῶν πρεσβυτέρων
καὶ ἀρχιερέων καὶ γραμματέων καὶ
ἀποκτανθῆναι καὶ τῇ τρίτῃ ἡμέρᾳ
ἐγερθῆναι. 22
καὶ προσλαβόμενος αὐτὸν ὁ
Πέτρος ἤρξατο ἐπιτιμᾶν αὐτῷ λέγων·
ἵλεώς σοι, κύριε· οὐ μὴ ἔσται σοι
τοῦτο. 23
ὁ δὲ στραφεὶς εἶπεν τῷ Πέτρῳ·
ὕπαγε ὀπίσω μου, σατανᾶ· σκάνδαλον
εἶ ἐμοῦ, ὅτι οὐ φρονεῖς τὰ τοῦ θεοῦ
ἀλλὰ τὰ τῶν ἀνθρώπων. (Mt
16,21-23)
31
Καὶ ἤρξατο διδάσκειν αὐτοὺς
ὅτι δεῖ τὸν υἱὸν τοῦ ἀνθρώπου πολλὰ
παθεῖν καὶ ἀποδοκιμασθῆναι ὑπὸ τῶν
πρεσβυτέρων καὶ τῶν ἀρχιερέων καὶ
τῶν γραμματέων καὶ ἀποκτανθῆναι καὶ
μετὰ τρεῖς ἡμέρας ἀναστῆναι· 32
καὶ παρρησίᾳ τὸν λόγον ἐλάλει.
καὶ προσλαβόμενος ὁ Πέτρος αὐτὸν
ἤρξατο ἐπιτιμᾶν αὐτῷ. 33
ὁ δὲ ἐπιστραφεὶς καὶ ἰδὼν
τοὺς μαθητὰς αὐτοῦ ἐπετίμησεν Πέτρῳ
καὶ λέγει· ὕπαγε ὀπίσω μου, σατανᾶ,
ὅτι οὐ φρονεῖς τὰ τοῦ θεοῦ ἀλλὰ τὰ
τῶν ἀνθρώπων. (Mk 8,31-33)
22
εἰπὼν ὅτι δεῖ τὸν υἱὸν τοῦ
ἀνθρώπου πολλὰ παθεῖν καὶ ἀποδοκιμασθῆναι
ἀπὸ τῶν πρεσβυτέρων καὶ ἀρχιερέων
καὶ γραμματέων καὶ ἀποκτανθῆναι καὶ
τῇ τρίτῃ ἡμέρᾳ ἐγερθῆναι. (Łk
9,22)
«Syn
Człowieczy zostanie wydany w ręce ludzi, dlatego że jest Synem
Boga i dlatego że jest też Odkupicielem człowieka. A nie ma
odkupienia bez cierpienia. Mój ból będzie cierpieniem członków,
ciała i krwi, dla wynagrodzenia za grzechy ciała i krwi. Moje
cierpienie będzie psychiczne, dla wynagrodzenia za grzechy umysłu i
uczuć. Będzie ono duchowe dla wynagrodzenia za winy duchowe. Będzie
całkowite. Dlatego właśnie o ustalonej godzinie zostanę ujęty w
Jerozolimie. Po wielu cierpieniach – zadanych przez Starszych i
Arcykapłanów, uczonych i faryzeuszy – zostanę skazany na
haniebną śmierć. A Bóg na to pozwoli, bo tak ma być. Jestem
bowiem Barankiem, który wynagradza za grzechy całego świata. I w
morzu boleści – jakie podzieli [ze Mną] Moja Matka i kilka innych
osób – umrę na szubienicy. Po trzech dniach – [mocą] Mojej
Boskiej woli – powstanę z martwych do życia wiecznego i
chwalebnego jako Człowiek. I będę nadal Bogiem w Niebiosach z
Ojcem i Duchem. Jednak przedtem muszę wycierpieć różne rodzaje
potworności. Moje Serce zostanie przeszyte Kłamstwem i
Nienawiścią...»
Chór
wzburzonych głosów wznosi się ku niebu w wonnym i ciepłym
powietrzu. Piotr, także zgorszony, ma przerażoną twarz. Ujmuje
Jezusa za ramię, prowadzi Go nieco na bok i mówi Mu po cichu do
ucha:
«O,
Panie! Nie mów tego. To nie jest dobre. Widzisz? Oni się gorszą.
Tracisz szacunek w ich oczach. W żadnym wypadku nie powinieneś
pozwolić na to. Poza tym nic podobnego nigdy Ci się nie przytrafi.
Po co więc przedstawiać to jako coś prawdziwego? Musisz się coraz
bardziej wznosić, pozyskiwać ludzki szacunek, jeśli chcesz zdobyć
ich uznanie. I musisz dopełnić [dzieła]... być może przez
ostatni cud, jakim byłoby zamienienie w proch Twoich nieprzyjaciół.
Ale nie możesz nigdy upokorzyć Siebie i upodobnić się do
złoczyńcy ponoszącego karę».
Piotr
wydaje się nauczycielem lub zatroskanym ojcem, czyniącym wyrzuty,
pełne zatrwożonej miłości, synowi, który wypowiedział jakieś
głupstwo.
Jezus
pochylił się nieco, żeby wysłuchać szeptu Piotra. [Teraz]
prostuje się, poważny i z błyskawicami w oczach. Są to błyski
gniewu. Woła głośno, żeby wszyscy usłyszeli i żeby ta lekcja
przydała się wszystkim:
«Odejdź
daleko ode Mnie! W tej chwili jesteś szatanem, który doradza Mi,
jak uchybić posłuszeństwu Mojemu Ojcu! To po to przecież
przyszedłem! Nie dla zaszczytów! Ty – doradzając Mi pychę,
nieposłuszeństwo, zatwardziałość pozbawioną miłości –
usiłujesz pociągnąć Mnie ku złemu. Odejdź! To ty jesteś dla
Mnie zgorszeniem! Nie pojmujesz, że wielkość nie mieści się w
zaszczytach, lecz w ofierze? [Nie rozumiesz,] że nic nie znaczy, gdy
ludziom wydajemy się robakami, jeśli tylko Bóg patrzy na nas jak
na aniołów? Ty, człowiek głupi, nie rozumiesz tego, co jest
wielkością dla Boga i racją Bożą. Widzisz, osądzasz, słuchasz
i mówisz według tego, co ludzkie».
Biedny
Piotr, zmiażdżony tym surowym wyrzutem, oddala się udręczony i
płacze... Nie są to łzy radości sprzed kilku dni, lecz łzy
smutku tego, który zrozumiał, że zgrzeszył i wywołał cierpienie
kogoś, kogo kocha. Jezus zostawia go płaczącego. Zdejmuje sandały,
podwija szatę i przechodzi w bród przez strumień. Inni naśladują
Go w milczeniu. Nikt nie ośmiela się już nic powiedzieć.
Z
tyłu, za wszystkimi, idzie biedny Piotr. Izaak i Zelota usiłują go
pocieszyć. Daremnie. Andrzej ogląda się za siebie kilka razy, żeby
na niego spojrzeć. Potem szepcze coś do bardzo strapionego Jana,
który jednak kręci głową na znak odmowy. Wtedy Andrzej podejmuje
decyzję. Biegnie do przodu, dochodzi do Jezusa i zwraca się do
Niego cicho, z widoczną obawą:
«Nauczycielu!
Nauczycielu!...»
Jezus
nie reaguje, mimo że [Andrzej] woła kilka razy. Wreszcie odwraca
się z surowym obliczem i pyta: «Czego chcesz?»
«Nauczycielu,
mój brat jest smutny... płacze...»
«Zasłużył
na to» [– odpowiada Andrzejowi Jezus.]
«To
prawda, Panie. Ale on wciąż jest człowiekiem... Nie zawsze potrafi
dobrze mówić» [– tłumaczy Piotra Andrzej.]
«Istotnie,
dziś mówił bardzo źle» – odpowiada Jezus. Jest już jednak
mniej surowy i błysk uśmiechu łagodzi wyraz Jego Boskich oczu.
Andrzej nabiera więc odwagi i ciągnie swą mowę w obronie brata:
«Ale Ty jesteś sprawiedliwy i wiesz, że to jego miłość do
Ciebie wywołała ten błąd....»
«Miłość
powinna być światłem, a nie – ciemnościami. On zaś uczynił ją
ciemnością i otoczył nią swego ducha».
«To
prawda, Panie. Jednak [zwykłe] opaski można zdjąć, kiedy się
chce. Nie jest tak jednak, kiedy ma się zaciemnionego ducha. Opaski
są na zewnątrz. Duch jest w środku, to żyjące jądro... Wnętrze
mojego brata jest dobre».
«Niechaj
więc zdejmie opaski, które na nie nałożył» [– mówi Jezus.]
«Z
pewnością to uczyni, Panie! Właśnie to robi. Odwróć się i
spójrz, jak jest wykrzywiony przez łzy, których Ty nie pocieszasz.
Dlaczego byłeś wobec niego tak surowy?» [– pyta dalej Andrzej]
«Dlatego
że on ma być „pierwszym”. Uczyniłem mu ten zaszczyt. Kto wiele
otrzymuje, wiele powinien dawać...» [– wyjaśnia Jezus.]
«O,
Panie! To prawda, tak. Ale czy nie pamiętasz Marii, siostry Łazarza?
A Jana z Endor? Aglae? ‘Pięknej z Korozain’? Lewiego? Dałeś im
wszystko... a oni dali Ci tylko pragnienie swego odkupienia...
Panie!... Wysłuchałeś mnie, gdy chodziło o ‘Piękną z
Korozain’ i o Aglae... Czy nie wysłuchasz mnie, [gdy proszę za]
Twoim i moim Szymonem, który zgrzeszył z miłości do Ciebie?»
Jezus
spogląda na ‘łagodnego’ – który ośmiela się natarczywie
prosić za swoim bratem, jak czynił to w cichości za Aglae i
‘Piękną z Korozain’ – i Jego twarz się rozpromienia. Mówi:
«Idź,
zawołaj swego brata. I przyprowadź go tutaj».
«O!
Dziękuję, mój Panie! Idę...» – i [Andrzej] oddala się
biegiem, szybki jak jaskółka.
«Chodź,
Szymonie. Nauczyciel już się na ciebie nie gniewa. Chodź, On chce
ci to powiedzieć».
[Piotr
się sprzeciwia:]
«Nie,
nie. Ja się wstydzę... Dopiero przed chwilą czynił mi wyrzuty...
Chce mnie widzieć, żeby robić to dalej...»
«Jak
ty Go mało znasz! Chodźmy, chodź! Czy sądzisz, że prowadziłbym
cię tam, żeby ci zadać ból? Gdybym nie był pewny, że czeka cię
wielka radość, nie nalegałbym. Chodź».
«Ale
co ja Mu powiem?» – mówi Piotr i rusza naprzód trochę
niechętnie. Powstrzymuje go ludzka natura, a zachęca duch, który
nie może się obyć bez wyrozumiałości Jezusa i Jego miłości.
«Co
ja Mu powiem?» – zastanawia się cały czas.
«Ależ
nic! Pokaż mu swą twarz i to wystarczy» – mówi Andrzej dla
dodania odwagi bratu.
Wszyscy
mijający ich po kolei uczniowie spoglądają na braci i uśmiechają
się. Pojmują, o co chodzi. Bracia zaś dochodzą do Jezusa. Piotr
jednak w ostatniej chwili zatrzymuje się. Andrzej nie zastanawia
się. Popycha go do przodu tak energicznie, jakby wypychał łódź
na głęboką wodę. Jezus zatrzymuje się... Piotr podnosi głowę...
Jezus spuszcza głowę... Patrzą na siebie... Dwie wielkie łzy
toczą się po zupełnie czerwonych policzkach Piotra...
«No,
chodź tutaj, wielkie bezmyślne dziecko, któremu służę za ojca
ocierającego łzy» – mówi Jezus. Podnosi dłoń, na której jest
jeszcze ślad rany zadanej w Giszali. Ociera łzy [Piotra] palcami.
«O,
Panie! Przebaczyłeś mi?» – pyta Piotr z drżeniem, ujmując dłoń
Jezusa w swe dłonie. Patrzy na Niego oczyma wiernego psa, który
pragnie otrzymać przebaczenie od pana.
«Nigdy
cię nie potępiłem...» [– mówi do niego Jezus.]
«Ale
przedtem...» [– przerywa Piotr.]
«Okazałem
ci miłość. Miłością jest nie pozwolić na zakorzenienie się w
tobie wykrzywionych uczuć i mądrości. Masz być pierwszym we
wszystkim, Szymonie Piotrze».
[Piotr
odpowiada:] «W takim razie... w takim razie Ty... jeszcze mnie
kochasz? Jeszcze mnie chcesz? To nie dlatego, że chciałbym
pierwszego miejsca... Wiesz o tym... Wystarczy mi nawet zająć
ostatnie, byle tylko być z Tobą, na Twojej służbie... i umrzeć
na Twojej służbie, Panie, mój Boże!»
Jezus
obejmuje go ramieniem i tuli do Siebie. Wtedy Szymon, który dotąd
nie puścił ręki Jezusa, okrywa ją pocałunkami... Szepcze,
uszczęśliwiony: «O, jakże cierpiałem!... Dziękuję, Jezu».
«Podziękuj
raczej twemu bratu. I umiej na przyszłość nieść swoje jarzmo
tak, jak należy, i po bohatersku». (IV [cz. 1-2], 34: 30 listopada 1945. A, 7146-7164)
«Il
Figlio dell’uomo sarà dato in mano degli uomini perché Egli è il
Figlio di Dio ma è anche il Redentore dell’uomo.
E non c’è redenzione senza sofferenza. La mia sofferenza sarà del
corpo, della carne e del sangue, per riparare i peccati della carne e
del sangue. Sarà morale per riparare ai peccati della mente e delle
passioni. Sarà spirituale per riparare alle colpe dello spirito.
Completa sarà. Perciò all’ora fissata Io sarò preso, in
Gerusalemme, e dopo avere già sofferto per colpa degli Anziani e dei
sommi sacerdoti, degli scribi e dei farisei, sarò condannato a morte
infamante. E Dio lascerà fare perché così deve essere, essendo Io
l’Agnello di espiazione per i peccati di tutto il mondo. E in un
mare di angoscia, condivisa da mia Madre e da poche altre persone,
morirò sul patibolo, e tre giorni dopo, per mio solo volere divino,
risusciterò a vita eterna e gloriosa come Uomo e tornerò ad essere
Dio in Cielo col Padre e con lo Spirito. (Cioè non più Dio in
Terra, (Figlio rimasto unito col Padre), ma Dio in Cielo, (Figlio
tornato nel Padre), come è spiegato in nota al Cap 342.
L’espressione è simile a quella riportata in Giovanni 16, 28:
“Sono uscito dal Padre e sono venuto nel mondo, ora lascio di nuovo
il mondo e vado al Padre”; ed è conforme alla formulazione del
“Credo”: “discese dal Cielo, … è salito al Cielo, siede alla
destra del Padre”). Ma prima dovrò patire ogni obbrobrio ed avere
il cuore trafitto dalla Menzogna e dall’Odio».
Un
coro di grida scandalizzate si leva per l’aria tiepida e profumata
di primavera.
Pietro,
con un viso sgomento, e scandalizzato lui pure, prende Gesù per un
braccio e lo tira un poco da parte dicendogli piano all’orecchio:
«Ohibò, Signore! Non dire questo. Non sta bene. Tu vedi? Essi si
scandalizzano. Tu decadi dal loro concetto. Per nessuna cosa al mondo
Tu devi permettere questo; ma già una simile cosa non ti avverrà
mai. Perché dunque prospettarla come vera? Tu devi salire sempre più
nel concetto degli uomini, se ti vuoi affermare, e devi terminare
magari con un ultimo miracolo, quale quello di incenerire i tuoi
nemici. Ma mai avvilirti a renderti uguale a un malfattore punito».
E Pietro pare un maestro o un padre afflitto che rimproveri,
amorevolmente affannato, un figlio che ha detto una stoltezza.
Gesù
che era un poco curvo per ascoltare il bisbiglio di Pietro, si alza
severo, con dei raggi negli occhi, ma raggi di corruccio, e grida
forte, che tutti sentano e la lezione serva a tutti: «Và lontano da
Me, tu che in questo momento sei un satana che mi consigli a venire
meno all’ubbidienza del Padre mio! Per questo Io sono venuto! Non
per gli onori! Tu, col consigliarmi alla superbia, alla disubbidienza
e al rigore senza carità, tenti sedurmi al Male. Và! Mi sei
scandalo! Tu non capisci che la grandezza sta non negli onori ma nel
sacrificio e che nulla è apparire un verme agli uomini se Dio ci
giudica angeli? Tu, uomo stolto, non capisci ciò che è grandezza di
Dio e ragione di Dio e vedi, giudichi, senti, parli, con quel che è
dell’uomo».
Il
povero Pietro resta annichilito sotto il rimprovero severo; si scansa
mortificato e piange… E non è il pianto gioioso di pochi giorni
prima. Ma un pianto desolato di chi capisce di avere peccato e di
avere addolorato chi ama.
E
Gesù lo lascia piangere. Si scalza, rialza le vesti e passa a guado
il ruscello. Gli altri lo imitano in silenzio. Nessuno osa dire una
parola. In coda a tutti è il povero Pietro, invano consolato da
Isacco e dallo Zelote.
Andrea
si volge più di una volta a guardarlo e poi mormora qualcosa a
Giovanni, che è tutto afflitto. Ma Giovanni scuote il capo con cenni
di diniego. Allora Andrea si decide. Corre avanti. Raggiunge Gesù,
chiama piano, con apparente tremore: «Maestro! Maestro!…».
Gesù
lo lascia chiamare più volte. Infine si volge severo e chiede: «Che
vuoi?».
«Maestro,
mio fratello è afflitto… piange…».
«Se
lo è meritato».
«E’
vero, Signore. Ma egli è sempre un uomo… Non può sempre parlare
bene».
«Infatti
oggi ha parlato molto male », risponde Gesù. Ma è già meno severo
e una scintilla di sorriso gli molce l’occhio divino.
Andrea
si rinfranca e aumenta la sua perorazione a pro del fratello. «Ma Tu
sei giusto e sai che amore di Te lo fece errare…».
«L’amore
deve essere la luce, non tenebre. Egli lo ha fatto tenebre e se ne è
fasciato lo spirito».
«E’
vero, Signore. Ma le fasce si possono levare quando si voglia. Non è
come avere lo spirito stesso tenebroso. Le fasce sono l’esterno. Lo
spirito è l’interno, il nucleo vivo. L’interno di mio fratello è
buono».
«Si
levi allora le fasce che vi ha messo».
«Certamente
che lo farà, Signore! Lo sta già facendo. Volgiti a guardarlo come
è sfigurato dal pianto che Tu non consoli. Perché severo così con
lui?».
«Perché
egli ha il dovere di essere “il primo” così come Io gli ho dato
l’onore di esserlo. Chi molto riceve molto deve dare…».
«Oh!
Signore! È vero, si. Ma non ti ricordi di Maria di Lazzaro? Di
Giovanni di Endor? Di Aglae? Della Bella di Corozim? Di Levi? A
questi Tu hai tutto dato… ed essi non ti avevano dato ancora che
l’intenzione di redimersi… Signore!… Tu mi hai ascoltato per la
Bella di Corozim e per Aglae… Non mi scolteresti per il tuo e mio
Simone, che peccò per amore di Te?».
Gesù
abbassa gli occhi sul mite che si fa audace e pressante in favore del
fratello come lo fu, silenziosamente, per Aglae e la Bella di
Corozim, e il suo viso splende di luce: «Và a chiamarmi tuo
fratello », dice «e portamelo qui».
«Oh!
grazie, mio Signore! Vado…», e corre via, lesto come una rondine.
«Vieni,
Simone. Il Maestro non è più in collera con te. Vieni, che te lo
vuole dire».
«No,
no. Io mi vergogno… Da troppo poco tempo mi ha rimproverato… Deve
volermi per rimproverarmi ancora…».
«Come
lo conosci male! Su vieni! Ti pare che io ti porterei ad un’altra
sofferenza? Se non fossi certo che ti attende là una gioia, non
insisterei. Vieni».
«Ma
che gli dirò mai? », dice Pietro avviandosi un poco recalcitrante,
frenato dalla sua umanità, spronato dal suo spirito che non può
stare senza la condiscendenza di Gesù e senza il suo amore. «Che
gli dirò?», continua a chiedere.
«Ma
nulla! Mostragli il tuo volto e basterà », lo rincuora il fratello.
Tutti
i discepoli, man mano che i due li sorpassano, guardano i due
fratelli e sorridono, comprendendo ciò che avviene.
Gesù
è raggiunto. Ma Pietro si arresta all’ultimo momento. Andrea non
fa storie. Con una energica spinta, uso quelle che dà alla barca per
spingerla al largo, lo butta avanti. Gesù si ferma… Pietro alza il
viso… Gesù abbassa il viso… Si guardano… Due lacrimosi
rotolano giù per le guance arrossate di Pietro…
«Qui,
grande bambino riflessivo, che ti faccia da padre asciugando questo
pianto», dice Gesù e alza la mano, sulla quale è ancora ben
visibile il segno della sassata di Giocala, e asciuga con le sue dita
quelle lacrime.
«Oh!
Signore! Mi hai perdonato? », chiede Pietro tremebondo, afferrando
la mano di Gesù fra le sue e guardandolo con due occhi di cane
fedele che vuole farsi perdonare dal padrone inquieto.
«Non
ti ho mai colpito di condanna…».
«Ma
prima…».
«Ti
ho amato. È amore non permettere che in te prendano radice
deviazioni di sentimento e di sapienza. Devi essere il primo in
tutto, Simon Pietro».
«Allora…
allora Tu mi vuoi bene ancora? Tu mi vuoi ancora? Non che io voglia
il primo posto, sai? Mi basta anche l’ultimo, ma essere con Te, al
tuo servizio… e morirci al tuo servizio, Signore, mio Dio!».
Gesù
gli passa il braccio sulle spalle e se lo stringe al fianco. Allora
Simone, che non ha mai lasciato andare l’altra mano di Gesù, la
copre di baci… felice. E mormora: «Quanto ho sofferto!… Grazie,
Gesù».
«Ringrazia
tuo fratello, piuttosto. E sappi in futuro portare il tuo peso con
giustizia ed eroismo. Attendiamo gli
altri. Dove sono?». (5, 346)
Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis
grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład
polski Poematu
Boga-Człowieka napisanego
przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał
Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz.
1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6:
2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis
włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo
come mi e' stato rivelato, Edizioni
Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz