czwartek, 25 marca 2021

(147) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Zapowiedź męki Jezusa i wyrzuty Piotra

   21 Odtąd zaczął Jezus Chrystus wskazywać swoim uczniom na to, że musi udać się do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. 22 A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». 23 Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku». (Mt 16,21-23)


   31
I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy wiele musi wycierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że zostanie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. 32 A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. 33 Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku». (Mk 8,31-33)


   22
I dodał: «Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie». (Łk 9,22)


   21
Ἀπὸ τότε ἤρξατο ὁ Ἰησοῦς δεικνύειν τοῖς μαθηταῖς αὐτοῦ ὅτι δεῖ αὐτὸν εἰς Ἱεροσόλυμα ἀπελθεῖν καὶ πολλὰ παθεῖν ἀπὸ τῶν πρεσβυτέρων καὶ ἀρχιερέων καὶ γραμματέων καὶ ἀποκτανθῆναι καὶ τῇ τρίτῃ ἡμέρᾳ ἐγερθῆναι. 22 καὶ προσλαβόμενος αὐτὸν ὁ Πέτρος ἤρξατο ἐπιτιμᾶν αὐτῷ λέγων· ἵλεώς σοι, κύριε· οὐ μὴ ἔσται σοι τοῦτο. 23 ὁ δὲ στραφεὶς εἶπεν τῷ Πέτρῳ· ὕπαγε ὀπίσω μου, σατανᾶ· σκάνδαλον εἶ ἐμοῦ, ὅτι οὐ φρονεῖς τὰ τοῦ θεοῦ ἀλλὰ τὰ τῶν ἀνθρώπων. (Mt 16,21-23)

   31 Καὶ ἤρξατο διδάσκειν αὐτοὺς ὅτι δεῖ τὸν υἱὸν τοῦ ἀνθρώπου πολλὰ παθεῖν καὶ ἀποδοκιμασθῆναι ὑπὸ τῶν πρεσβυτέρων καὶ τῶν ἀρχιερέων καὶ τῶν γραμματέων καὶ ἀποκτανθῆναι καὶ μετὰ τρεῖς ἡμέρας ἀναστῆναι· 32 καὶ παρρησίᾳ τὸν λόγον ἐλάλει. καὶ προσλαβόμενος ὁ Πέτρος αὐτὸν ἤρξατο ἐπιτιμᾶν αὐτῷ. 33 ὁ δὲ ἐπιστραφεὶς καὶ ἰδὼν τοὺς μαθητὰς αὐτοῦ ἐπετίμησεν Πέτρῳ καὶ λέγει· ὕπαγε ὀπίσω μου, σατανᾶ, ὅτι οὐ φρονεῖς τὰ τοῦ θεοῦ ἀλλὰ τὰ τῶν ἀνθρώπων. (Mk 8,31-33)

   22 εἰπὼν ὅτι δεῖ τὸν υἱὸν τοῦ ἀνθρώπου πολλὰ παθεῖν καὶ ἀποδοκιμασθῆναι ἀπὸ τῶν πρεσβυτέρων καὶ ἀρχιερέων καὶ γραμματέων καὶ ἀποκτανθῆναι καὶ τῇ τρίτῃ ἡμέρᾳ ἐγερθῆναι. (Łk 9,22)

   «Syn Człowieczy zostanie wydany w ręce ludzi, dlatego że jest Synem Boga i dlatego że jest też Odkupicielem człowieka. A nie ma odkupienia bez cierpienia. Mój ból będzie cierpieniem członków, ciała i krwi, dla wynagrodzenia za grzechy ciała i krwi. Moje cierpienie będzie psychiczne, dla wynagrodzenia za grzechy umysłu i uczuć. Będzie ono duchowe dla wynagrodzenia za winy duchowe. Będzie całkowite. Dlatego właśnie o ustalonej godzinie zostanę ujęty w Jerozolimie. Po wielu cierpieniach – zadanych przez Starszych i Arcykapłanów, uczonych i faryzeuszy – zostanę skazany na haniebną śmierć. A Bóg na to pozwoli, bo tak ma być. Jestem bowiem Barankiem, który wynagradza za grzechy całego świata. I w morzu boleści – jakie podzieli [ze Mną] Moja Matka i kilka innych osób – umrę na szubienicy. Po trzech dniach – [mocą] Mojej Boskiej woli – powstanę z martwych do życia wiecznego i chwalebnego jako Człowiek. I będę nadal Bogiem w Niebiosach z Ojcem i Duchem. Jednak przedtem muszę wycierpieć różne rodzaje potworności. Moje Serce zostanie przeszyte Kłamstwem i Nienawiścią...»
   Chór wzburzonych głosów wznosi się ku niebu w wonnym i ciepłym powietrzu. Piotr, także zgorszony, ma przerażoną twarz. Ujmuje Jezusa za ramię, prowadzi Go nieco na bok i mówi Mu po cichu do ucha:
   «O, Panie! Nie mów tego. To nie jest dobre. Widzisz? Oni się gorszą. Tracisz szacunek w ich oczach. W żadnym wypadku nie powinieneś pozwolić na to. Poza tym nic podobnego nigdy Ci się nie przytrafi. Po co więc przedstawiać to jako coś prawdziwego? Musisz się coraz bardziej wznosić, pozyskiwać ludzki szacunek, jeśli chcesz zdobyć ich uznanie. I musisz dopełnić [dzieła]... być może przez ostatni cud, jakim byłoby zamienienie w proch Twoich nieprzyjaciół. Ale nie możesz nigdy upokorzyć Siebie i upodobnić się do złoczyńcy ponoszącego karę».
   Piotr wydaje się nauczycielem lub zatroskanym ojcem, czyniącym wyrzuty, pełne zatrwożonej miłości, synowi, który wypowiedział jakieś głupstwo.
   Jezus pochylił się nieco, żeby wysłuchać szeptu Piotra. [Teraz] prostuje się, poważny i z błyskawicami w oczach. Są to błyski gniewu. Woła głośno, żeby wszyscy usłyszeli i żeby ta lekcja przydała się wszystkim:
   «Odejdź daleko ode Mnie! W tej chwili jesteś szatanem, który doradza Mi, jak uchybić posłuszeństwu Mojemu Ojcu! To po to przecież przyszedłem! Nie dla zaszczytów! Ty – doradzając Mi pychę, nieposłuszeństwo, zatwardziałość pozbawioną miłości – usiłujesz pociągnąć Mnie ku złemu. Odejdź! To ty jesteś dla Mnie zgorszeniem! Nie pojmujesz, że wielkość nie mieści się w zaszczytach, lecz w ofierze? [Nie rozumiesz,] że nic nie znaczy, gdy ludziom wydajemy się robakami, jeśli tylko Bóg patrzy na nas jak na aniołów? Ty, człowiek głupi, nie rozumiesz tego, co jest wielkością dla Boga i racją Bożą. Widzisz, osądzasz, słuchasz i mówisz według tego, co ludzkie».
   Biedny Piotr, zmiażdżony tym surowym wyrzutem, oddala się udręczony i płacze... Nie są to łzy radości sprzed kilku dni, lecz łzy smutku tego, który zrozumiał, że zgrzeszył i wywołał cierpienie kogoś, kogo kocha. Jezus zostawia go płaczącego. Zdejmuje sandały, podwija szatę i przechodzi w bród przez strumień. Inni naśladują Go w milczeniu. Nikt nie ośmiela się już nic powiedzieć.
   Z tyłu, za wszystkimi, idzie biedny Piotr. Izaak i Zelota usiłują go pocieszyć. Daremnie. Andrzej ogląda się za siebie kilka razy, żeby na niego spojrzeć. Potem szepcze coś do bardzo strapionego Jana, który jednak kręci głową na znak odmowy. Wtedy Andrzej podejmuje decyzję. Biegnie do przodu, dochodzi do Jezusa i zwraca się do Niego cicho, z widoczną obawą:
   «Nauczycielu! Nauczycielu!...»
   Jezus nie reaguje, mimo że [Andrzej] woła kilka razy. Wreszcie odwraca się z surowym obliczem i pyta: «Czego chcesz?»
   «Nauczycielu, mój brat jest smutny... płacze...»
   «Zasłużył na to» [– odpowiada Andrzejowi Jezus.]
   «To prawda, Panie. Ale on wciąż jest człowiekiem... Nie zawsze potrafi dobrze mówić» [– tłumaczy Piotra Andrzej.]
   «Istotnie, dziś mówił bardzo źle» – odpowiada Jezus. Jest już jednak mniej surowy i błysk uśmiechu łagodzi wyraz Jego Boskich oczu. Andrzej nabiera więc odwagi i ciągnie swą mowę w obronie brata: «Ale Ty jesteś sprawiedliwy i wiesz, że to jego miłość do Ciebie wywołała ten błąd....»
   «Miłość powinna być światłem, a nie – ciemnościami. On zaś uczynił ją ciemnością i otoczył nią swego ducha».
   «To prawda, Panie. Jednak [zwykłe] opaski można zdjąć, kiedy się chce. Nie jest tak jednak, kiedy ma się zaciemnionego ducha. Opaski są na zewnątrz. Duch jest w środku, to żyjące jądro... Wnętrze mojego brata jest dobre».
   «Niechaj więc zdejmie opaski, które na nie nałożył» [– mówi Jezus.]
   «Z pewnością to uczyni, Panie! Właśnie to robi. Odwróć się i spójrz, jak jest wykrzywiony przez łzy, których Ty nie pocieszasz. Dlaczego byłeś wobec niego tak surowy?» [– pyta dalej Andrzej]
   «Dlatego że on ma być „pierwszym”. Uczyniłem mu ten zaszczyt. Kto wiele otrzymuje, wiele powinien dawać...» [– wyjaśnia Jezus.]
   «O, Panie! To prawda, tak. Ale czy nie pamiętasz Marii, siostry Łazarza? A Jana z Endor? Aglae? ‘Pięknej z Korozain’? Lewiego? Dałeś im wszystko... a oni dali Ci tylko pragnienie swego odkupienia... Panie!... Wysłuchałeś mnie, gdy chodziło o ‘Piękną z Korozain’ i o Aglae... Czy nie wysłuchasz mnie, [gdy proszę za] Twoim i moim Szymonem, który zgrzeszył z miłości do Ciebie?»
   Jezus spogląda na ‘łagodnego’ – który ośmiela się natarczywie prosić za swoim bratem, jak czynił to w cichości za Aglae i ‘Piękną z Korozain’ – i Jego twarz się rozpromienia. Mówi:
   «Idź, zawołaj swego brata. I przyprowadź go tutaj».
   «O! Dziękuję, mój Panie! Idę...» – i [Andrzej] oddala się biegiem, szybki jak jaskółka.
   «Chodź, Szymonie. Nauczyciel już się na ciebie nie gniewa. Chodź, On chce ci to powiedzieć».
   [Piotr się sprzeciwia:]
   «Nie, nie. Ja się wstydzę... Dopiero przed chwilą czynił mi wyrzuty... Chce mnie widzieć, żeby robić to dalej...»
   «Jak ty Go mało znasz! Chodźmy, chodź! Czy sądzisz, że prowadziłbym cię tam, żeby ci zadać ból? Gdybym nie był pewny, że czeka cię wielka radość, nie nalegałbym. Chodź».
   «Ale co ja Mu powiem?» – mówi Piotr i rusza naprzód trochę niechętnie. Powstrzymuje go ludzka natura, a zachęca duch, który nie może się obyć bez wyrozumiałości Jezusa i Jego miłości.
   «Co ja Mu powiem?» – zastanawia się cały czas.
   «Ależ nic! Pokaż mu swą twarz i to wystarczy» – mówi Andrzej dla dodania odwagi bratu.
   Wszyscy mijający ich po kolei uczniowie spoglądają na braci i uśmiechają się. Pojmują, o co chodzi. Bracia zaś dochodzą do Jezusa. Piotr jednak w ostatniej chwili zatrzymuje się. Andrzej nie zastanawia się. Popycha go do przodu tak energicznie, jakby wypychał łódź na głęboką wodę. Jezus zatrzymuje się... Piotr podnosi głowę... Jezus spuszcza głowę... Patrzą na siebie... Dwie wielkie łzy toczą się po zupełnie czerwonych policzkach Piotra...
   «No, chodź tutaj, wielkie bezmyślne dziecko, któremu służę za ojca ocierającego łzy» – mówi Jezus. Podnosi dłoń, na której jest jeszcze ślad rany zadanej w Giszali. Ociera łzy [Piotra] palcami.
   «O, Panie! Przebaczyłeś mi?» – pyta Piotr z drżeniem, ujmując dłoń Jezusa w swe dłonie. Patrzy na Niego oczyma wiernego psa, który pragnie otrzymać przebaczenie od pana.
   «Nigdy cię nie potępiłem...» [– mówi do niego Jezus.]
   «Ale przedtem...» [– przerywa Piotr.]
   «Okazałem ci miłość. Miłością jest nie pozwolić na zakorzenienie się w tobie wykrzywionych uczuć i mądrości. Masz być pierwszym we wszystkim, Szymonie Piotrze».
   [Piotr odpowiada:] «W takim razie... w takim razie Ty... jeszcze mnie kochasz? Jeszcze mnie chcesz? To nie dlatego, że chciałbym pierwszego miejsca... Wiesz o tym... Wystarczy mi nawet zająć ostatnie, byle tylko być z Tobą, na Twojej służbie... i umrzeć na Twojej służbie, Panie, mój Boże!»
   Jezus obejmuje go ramieniem i tuli do Siebie. Wtedy Szymon, który dotąd nie puścił ręki Jezusa, okrywa ją pocałunkami... Szepcze, uszczęśliwiony: «O, jakże cierpiałem!... Dziękuję, Jezu».
   «Podziękuj raczej twemu bratu. I umiej na przyszłość nieść swoje jarzmo tak, jak należy, i po bohatersku». (IV [cz. 1-2], 34: 30 listopada 1945. A, 7146-7164)

   «Il Figlio dell’uomo sarà dato in mano degli uomini perché Egli è il Figlio di Dio ma è anche il Redentore dell’uomo. E non c’è redenzione senza sofferenza. La mia sofferenza sarà del corpo, della carne e del sangue, per riparare i peccati della carne e del sangue. Sarà morale per riparare ai peccati della mente e delle passioni. Sarà spirituale per riparare alle colpe dello spirito. Completa sarà. Perciò all’ora fissata Io sarò preso, in Gerusalemme, e dopo avere già sofferto per colpa degli Anziani e dei sommi sacerdoti, degli scribi e dei farisei, sarò condannato a morte infamante. E Dio lascerà fare perché così deve essere, essendo Io l’Agnello di espiazione per i peccati di tutto il mondo. E in un mare di angoscia, condivisa da mia Madre e da poche altre persone, morirò sul patibolo, e tre giorni dopo, per mio solo volere divino, risusciterò a vita eterna e gloriosa come Uomo e tornerò ad essere Dio in Cielo col Padre e con lo Spirito. (Cioè non più Dio in Terra, (Figlio rimasto unito col Padre), ma Dio in Cielo, (Figlio tornato nel Padre), come è spiegato in nota al Cap 342. L’espressione è simile a quella riportata in Giovanni 16, 28: “Sono uscito dal Padre e sono venuto nel mondo, ora lascio di nuovo il mondo e vado al Padre”; ed è conforme alla formulazione del “Credo”: “discese dal Cielo, … è salito al Cielo, siede alla destra del Padre”). Ma prima dovrò patire ogni obbrobrio ed avere il cuore trafitto dalla Menzogna e dall’Odio».
   Un coro di grida scandalizzate si leva per l’aria tiepida e profumata di primavera.
   Pietro, con un viso sgomento, e scandalizzato lui pure, prende Gesù per un braccio e lo tira un poco da parte dicendogli piano all’orecchio: «Ohibò, Signore! Non dire questo. Non sta bene. Tu vedi? Essi si scandalizzano. Tu decadi dal loro concetto. Per nessuna cosa al mondo Tu devi permettere questo; ma già una simile cosa non ti avverrà mai. Perché dunque prospettarla come vera? Tu devi salire sempre più nel concetto degli uomini, se ti vuoi affermare, e devi terminare magari con un ultimo miracolo, quale quello di incenerire i tuoi nemici. Ma mai avvilirti a renderti uguale a un malfattore punito». E Pietro pare un maestro o un padre afflitto che rimproveri, amorevolmente affannato, un figlio che ha detto una stoltezza.
   Gesù che era un poco curvo per ascoltare il bisbiglio di Pietro, si alza severo, con dei raggi negli occhi, ma raggi di corruccio, e grida forte, che tutti sentano e la lezione serva a tutti: «Và lontano da Me, tu che in questo momento sei un satana che mi consigli a venire meno all’ubbidienza del Padre mio! Per questo Io sono venuto! Non per gli onori! Tu, col consigliarmi alla superbia, alla disubbidienza e al rigore senza carità, tenti sedurmi al Male. Và! Mi sei scandalo! Tu non capisci che la grandezza sta non negli onori ma nel sacrificio e che nulla è apparire un verme agli uomini se Dio ci giudica angeli? Tu, uomo stolto, non capisci ciò che è grandezza di Dio e ragione di Dio e vedi, giudichi, senti, parli, con quel che è dell’uomo».
   Il povero Pietro resta annichilito sotto il rimprovero severo; si scansa mortificato e piange… E non è il pianto gioioso di pochi giorni prima. Ma un pianto desolato di chi capisce di avere peccato e di avere addolorato chi ama.
   E Gesù lo lascia piangere. Si scalza, rialza le vesti e passa a guado il ruscello. Gli altri lo imitano in silenzio. Nessuno osa dire una parola. In coda a tutti è il povero Pietro, invano consolato da Isacco e dallo Zelote.
   Andrea si volge più di una volta a guardarlo e poi mormora qualcosa a Giovanni, che è tutto afflitto. Ma Giovanni scuote il capo con cenni di diniego. Allora Andrea si decide. Corre avanti. Raggiunge Gesù, chiama piano, con apparente tremore: «Maestro! Maestro!…».
   Gesù lo lascia chiamare più volte. Infine si volge severo e chiede: «Che vuoi?».
   «Maestro, mio fratello è afflitto… piange…».
   «Se lo è meritato».
   «E’ vero, Signore. Ma egli è sempre un uomo… Non può sempre parlare bene».
   «Infatti oggi ha parlato molto male », risponde Gesù. Ma è già meno severo e una scintilla di sorriso gli molce l’occhio divino.
   Andrea si rinfranca e aumenta la sua perorazione a pro del fratello. «Ma Tu sei giusto e sai che amore di Te lo fece errare…».
   «L’amore deve essere la luce, non tenebre. Egli lo ha fatto tenebre e se ne è fasciato lo spirito».
   «E’ vero, Signore. Ma le fasce si possono levare quando si voglia. Non è come avere lo spirito stesso tenebroso. Le fasce sono l’esterno. Lo spirito è l’interno, il nucleo vivo. L’interno di mio fratello è buono».
   «Si levi allora le fasce che vi ha messo».
   «Certamente che lo farà, Signore! Lo sta già facendo. Volgiti a guardarlo come è sfigurato dal pianto che Tu non consoli. Perché severo così con lui?».
   «Perché egli ha il dovere di essere “il primo” così come Io gli ho dato l’onore di esserlo. Chi molto riceve molto deve dare…».
   «Oh! Signore! È vero, si. Ma non ti ricordi di Maria di Lazzaro? Di Giovanni di Endor? Di Aglae? Della Bella di Corozim? Di Levi? A questi Tu hai tutto dato… ed essi non ti avevano dato ancora che l’intenzione di redimersi… Signore!… Tu mi hai ascoltato per la Bella di Corozim e per Aglae… Non mi scolteresti per il tuo e mio Simone, che peccò per amore di Te?».
   Gesù abbassa gli occhi sul mite che si fa audace e pressante in favore del fratello come lo fu, silenziosamente, per Aglae e la Bella di Corozim, e il suo viso splende di luce: «Và a chiamarmi tuo fratello », dice «e portamelo qui».
   «Oh! grazie, mio Signore! Vado…», e corre via, lesto come una rondine.
   «Vieni, Simone. Il Maestro non è più in collera con te. Vieni, che te lo vuole dire».
   «No, no. Io mi vergogno… Da troppo poco tempo mi ha rimproverato… Deve volermi per rimproverarmi ancora…».
   «Come lo conosci male! Su vieni! Ti pare che io ti porterei ad un’altra sofferenza? Se non fossi certo che ti attende là una gioia, non insisterei. Vieni».
   «Ma che gli dirò mai? », dice Pietro avviandosi un poco recalcitrante, frenato dalla sua umanità, spronato dal suo spirito che non può stare senza la condiscendenza di Gesù e senza il suo amore. «Che gli dirò?», continua a chiedere.
   «Ma nulla! Mostragli il tuo volto e basterà », lo rincuora il fratello.
   Tutti i discepoli, man mano che i due li sorpassano, guardano i due fratelli e sorridono, comprendendo ciò che avviene.
   Gesù è raggiunto. Ma Pietro si arresta all’ultimo momento. Andrea non fa storie. Con una energica spinta, uso quelle che dà alla barca per spingerla al largo, lo butta avanti. Gesù si ferma… Pietro alza il viso… Gesù abbassa il viso… Si guardano… Due lacrimosi rotolano giù per le guance arrossate di Pietro…
   «Qui, grande bambino riflessivo, che ti faccia da padre asciugando questo pianto», dice Gesù e alza la mano, sulla quale è ancora ben visibile il segno della sassata di Giocala, e asciuga con le sue dita quelle lacrime.
   «Oh! Signore! Mi hai perdonato? », chiede Pietro tremebondo, afferrando la mano di Gesù fra le sue e guardandolo con due occhi di cane fedele che vuole farsi perdonare dal padrone inquieto.
   «Non ti ho mai colpito di condanna…».
   «Ma prima…».
   «Ti ho amato. È amore non permettere che in te prendano radice deviazioni di sentimento e di sapienza. Devi essere il primo in tutto, Simon Pietro».
   «Allora… allora Tu mi vuoi bene ancora? Tu mi vuoi ancora? Non che io voglia il primo posto, sai? Mi basta anche l’ultimo, ma essere con Te, al tuo servizio… e morirci al tuo servizio, Signore, mio Dio!».
   Gesù gli passa il braccio sulle spalle e se lo stringe al fianco. Allora Simone, che non ha mai lasciato andare l’altra mano di Gesù, la copre di baci… felice. E mormora: «Quanto ho sofferto!… Grazie, Gesù».
   «Ringrazia tuo fratello, piuttosto. E sappi in futuro portare il tuo peso con giustizia ed eroismo. Attendiamo gli altri. Dove sono?». (5, 346)


Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)


Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28


Przekład polski 
Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)


Zapis włoski: Maria Valtorta, 
L’Evangelo come mi e' stato rivelato, 
Edizioni Paoline, Pisa 2001


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz