24
Przedłożył
im inną przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do
człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. 25
Lecz
gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu
między pszenicę i odszedł. 26
A
gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i
chwast. 27
Słudzy
gospodarza przyszli i zapytali go: Panie, czy nie posiałeś dobrego
nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast? 28
Odpowiedział
im: Nieprzyjazny człowiek to sprawił. Rzekli mu słudzy: Chcesz
więc, żebyśmy poszli i zebrali go? 29
A
on im odrzekł: Nie, byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z
nim i pszenicy. 30
Pozwólcie
obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom:
Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie;
pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza. (Mt 13,24-30)
24
Ἄλλην παραβολὴν παρέθηκεν
αὐτοῖς λέγων· ὡμοιώθη ἡ βασιλεία
τῶν οὐρανῶν ἀνθρώπῳ σπείραντι καλὸν
σπέρμα ἐν τῷ ἀγρῷ αὐτοῦ. 25
ἐν δὲ τῷ καθεύδειν τοὺς
ἀνθρώπους ἦλθεν αὐτοῦ ὁ ἐχθρὸς καὶ
ἐπέσπειρεν ζιζάνια ἀνὰ μέσον τοῦ
σίτου καὶ ἀπῆλθεν. 26
ὅτε δὲ ἐβλάστησεν ὁ χόρτος
καὶ καρπὸν ἐποίησεν, τότε ἐφάνη καὶ
τὰ ζιζάνια. 27
προσελθόντες δὲ οἱ δοῦλοι τοῦ
οἰκοδεσπότου εἶπον αὐτῷ· κύριε, οὐχὶ
καλὸν σπέρμα ἔσπειρας ἐν τῷ σῷ ἀγρῷ;
πόθεν οὖν ἔχει ζιζάνια; 28
ὁ δὲ ἔφη αὐτοῖς· ἐχθρὸς
ἄνθρωπος τοῦτο ἐποίησεν. οἱ δὲ δοῦλοι
λέγουσιν αὐτῷ· θέλεις οὖν ἀπελθόντες
συλλέξωμεν αὐτά; 29
ὁ δέ φησιν· οὔ, μήποτε συλλέγοντες
τὰ ζιζάνια ἐκριζώσητε ἅμα αὐτοῖς
τὸν σῖτον. 30
ἄφετε συναυξάνεσθαι ἀμφότερα
ἕως τοῦ θερισμοῦ, καὶ ἐν καιρῷ τοῦ
θερισμοῦ ἐρῶ τοῖς θερισταῖς· συλλέξατε
πρῶτον τὰ ζιζάνια καὶ δήσατε αὐτὰ
εἰς δέσμας πρὸς τὸ κατακαῦσαι αὐτά,
τὸν δὲ σῖτον συναγάγετε εἰς τὴν
ἀποθήκην μου. (Mt 13,24-30)
«W
tym pięknym okresie, gdy zboże formuje kłosy, chcę wam
opowiedzieć przypowieść o ziarnie. Posłuchajcie.
Królestwo
Boże podobne jest do człowieka, który posiał dobre ziarno na
swoim polu. Gdy jednak człowiek ten i jego słudzy spali, przybył
jego nieprzyjaciel i posiał życicę pomiędzy bruzdami i odszedł.
Nikt na początku tego nie zauważył. Nadeszła zima z deszczami i
szronem. Nadszedł miesiąc Tebet i ziarno wykiełkowało delikatną
zielenią małych listków, które zaledwie wychodziły z ziemi. W
swym niewinnym dzieciństwie wszystkie wydawały się jednakowe.
Przyszedł miesiąc Szebat, a potem Adar. Rośliny wyrosły i
uformowały kłosy. Wtedy ujrzano, że zieleń nie pochodzi [tylko]
ze zboża, lecz i z życicy dobrze okręconej wokół jego łodyg
delikatnymi, a mocnymi łodyżkami. Słudzy pana poszli do domu i
powiedzieli: „Panie, jakie ziarno zasiałeś? Czyż nie było to
ziarno wybrane, nie pomieszane z innymi nasionami?”
„Ależ
tak, oczywiście. Wybrałem ziarno – całe tego samego gatunku.
Zauważyłbym, gdyby były [w nim] inne nasiona”.
„Dlaczegóż
więc wśród zboża wyrosło tak wiele życicy?”
Pan
zastanowił się i powiedział: „Nieprzyjaciel to uczynił, aby
wyrządzić mi szkodę”.
Wtedy
słudzy zapytali: „Czy chcesz, abyśmy poszli między bruzdy i
cierpliwie usuwali życicę spomiędzy zboża, wyrywając ją?
Rozkaż, a zrobimy tak”.
Pan
jednak im odpowiedział: „Nie. Czyniąc to, moglibyście wyrwać
także zboże i z pewnością uszkodzilibyście jeszcze delikatne
kłosy. Pozostawcie je razem aż do żniwa. Wtedy powiem żniwiarzom:
‘Skoście wszystko razem. Teraz suchość sprawiła, że pędy
życicy stały się kruche, a ściśnięte kłosy [zboża] są
mocniejsze i twardsze, dlatego też – zanim zwiążecie snopy –
oddzielcie życicę od zboża i powiążcie ją osobno. Potem ją
spalicie i będzie nawozem dla ziemi. Dobre ziarno przeniesiecie do
spichlerzy. Posłuży ono do wypieczenia wspaniałego chleba, co
zawstydzi nieprzyjaciela. Osiągnął on tylko to, że stał się
podłym w oczach Bożych przez swoją zazdrość’”.
Teraz
zastanówcie się sami, ileż to razy Nieprzyjaciel zasiewał w
waszych sercach, jak liczne są jego zasiewy. Pojmijcie, że trzeba
czuwać cierpliwie i stale, aby niewiele życicy zmieszało się z
wybranym ziarnem. Przeznaczeniem życicy jest ogień. Chcecie ulec
spaleniu, czy zostać mieszkańcami Królestwa? Mówicie, że chcecie
być mieszkańcami Królestwa. Powinniście zatem umieć nimi być.
Dobry Bóg daje wam Słowo. Nieprzyjaciel czuwa, bo chciałby je
uczynić szkodliwym. Mąka bowiem ze zboża zmieszana z mąką z
życicy daje chleb gorzki i szkodliwy dla wnętrzności. Jeśli jest
życica w waszej duszy, umiejcie ją – przy pomocy dobrej woli –
oddzielić i wyrzucić, aby nie być niegodnymi Boga. Idźcie,
dzieci. Pokój niech będzie z wami».
Ludzie
powoli się rozchodzą. W ogrodzie pozostaje jedynie ośmiu apostołów
oraz Eliasz, jego brat, matka i stary Izaak, którego dusza karmi się
patrzeniem na swego Zbawiciela.
«Przyjdźcie
do Mnie i posłuchajcie. Wyjaśnię wam pełny sens przypowieści,
która ma jeszcze dwa inne znaczenia – prócz tego, o którym
mówiłem do tłumu.
W
rozumieniu powszechnym przypowieść ma następujący sens: Polem
jest świat. Dobrym ziarnem są synowie Królestwa Bożego. Zostali
posiani przez Boga na świecie i czekają na swój koniec, by ścięła
ich Kosa i by ich zaprowadzono do Pana świata. On umieści ich w
Swoich spichlerzach. Życicą są dzieci Złego rozproszone na polach
Bożych w tym celu, by zasmucać Pana świata i szkodzić kłosom
Bożym. Nieprzyjaciel Boga posiał je specjalnie, posługując się
swymi czarami. Diabeł naprawdę do tego stopnia wynaturza człowieka,
że czyni go swoim stworzeniem i zasiewa go, aby psuć tych, których
nie potrafił ujarzmić inaczej. Żniwo – lub raczej zbieranie w
snopy i zanoszenie ich do spichlerzy – to koniec świata. Zadanie
to należy do aniołów. Zostało im nakazane zebranie zżętych
stworzeń i oddzielenie zboża od życicy. Jak w przypowieści pali
się ją, tak będą paleni w wiecznym ogniu potępieni na Sądzie
Ostatecznym. Syn Człowieczy nakaże usunąć ze Swego Królestwa
wszystkich gorszycieli i czyniących nieprawość. Wtedy bowiem
będzie jeszcze Królestwo na ziemi i w Niebie, a mieszkańcy
Królestwa na ziemi będą wymieszani z wieloma synami
Nieprzyjaciela. Ci osiągną – jak powiedzieli to już prorocy –
doskonałość zgorszenia i ohydy w swej ziemskiej działalności i
przysporzą ogromnych trosk synom ducha. Do Królestwa Bożego w
Niebiosach nie zostaną dopuszczeni zepsuci, bo zepsucie nie wchodzi
do Nieba. Otóż aniołowie Pańscy – zapuszczając sierp w czasie
obfitego ostatniego zbioru – skoszą wszystko i oddzielą zboże od
życicy. Chwast ten wrzucą do płonącego pieca, gdzie będzie płacz
i zgrzytanie zębów. Sprawiedliwych natomiast – ziarno wybrane –
zaprowadzą do wiecznego Jeruzalem, gdzie jaśnieć będą jak liczne
słońca w Królestwie Tego, który jest Ojcem Moim i waszym.
Oto
sens ogólny. Jednak jest dla was jeszcze inne znaczenie,
odpowiadające na liczne pytania, jakie stawialiście sobie,
szczególnie wczorajszego wieczora. Pytaliście: „Czy w mnóstwie
uczniów mogą znajdować się też zdrajcy?” – i wasze serca
zadrżały z przerażenia i strachu. Mogą wśród nich być i z
pewnością są.
Siewca
sieje dobre ziarno. W tym wypadku można by powiedzieć, że bardziej
niż „sieje” – „wybiera”. Nauczyciel bowiem – którym Ja
jestem i którym był Chrzciciel – wybiera uczniów. W jaki więc
sposób zdeprawowali się?
Nie,
nie tak trzeba powiedzieć. Źle się wyraziłem, mówiąc o uczniach
jako o „ziarnie”. Możecie to zrozumieć niewłaściwie. Powiem
więc: „pole”. Ilu uczniów – tyle pól wybranych przez
nauczyciela, aby stanowić obszar Królestwa Bożego, Bożą
posiadłość. Na polach tych nauczyciel trudzi się, uprawiając je,
by przyniosły plon stokrotny. Dokłada wszelkich starań –
wszelkich: cierpliwie, z miłością, mądrze, nie szczędząc trudu,
wytrwale. Zauważa także złe skłonności swoich uczniów, ich
nieczułość, zachłanność. Widzi ich upór i słabości. Ma
jednak nadzieję, wciąż ma nadzieję i umacnia ją jeszcze przez
modlitwę i pokutę, bo chce ich doprowadzić do doskonałości.
Pola
są jednak otwarte. To nie są dobrze zamknięte, otoczone
umocnionymi murami ogrody, których właścicielem jest tylko
nauczyciel i tylko on jeden może do nich wejść. One są otwarte,
umieszczone pośrodku świata, pomiędzy ludźmi. Wszyscy mogą do
nich podejść, wszyscy mogą na nie wkroczyć. Wszyscy i wszystko.
O! Nie tylko życica jest posianym tam złym nasieniem! Życica
mogłaby być symbolem gorzkiej lekkomyślności, charakterystycznej
dla ducha tego świata. Na polach tych wyrastają wszelkie inne
nasiona, rzucone przez nieprzyjaciela. Oto pokrzywy. Oto perz. Oto
kanianka. Oto polny powój. Oto wreszcie cykuta i inne [rośliny]
trujące. Skąd? Dlaczego? Czym one są?
Pokrzywy
– to duchy kłujące, nieposkromione, raniące nadmiarem trucizny,
sprawiające wiele przykrości. Perz to jeden z pasożytów,
wyczerpujących nauczyciela. Potrafi tylko pełzać i wysysać,
korzystając z jego pracy. Szkodzi osobom dobrej woli, które
przyniosłyby naprawdę wielki owoc, gdyby [wysiłek] pana nie był
osłabiony i rozproszony z powodu troski, jakiej przysparza perz.
Bierny powój podrywa się z ziemi jedynie korzystając z innych.
Kanianki to przeszkoda na i tak już uciążliwej drodze nauczyciela
oraz wiernych uczniów idących za nim. Czepiają się i wbijają,
rozrywają, drapią, rodzą nieufność i cierpienie. Rośliny
trujące to zbrodniarze pomiędzy uczniami, posuwający się do zdrad
i zabijania, jak cykuta i inne trujące rośliny. Czy kiedykolwiek
widzieliście, jak ona jest piękna ze swymi małymi kwiatkami, które
stają się drobnymi kuleczkami – białymi, czerwonymi i
niebiesko-fioletowymi? Kto by powiedział, że ta pokryta gwiazdkami
korona – biała lub lekko różowa, ze swym złotym serduszkiem –
że te wielobarwne korale, tak podobne do innych małych owoców,
będących przysmakiem ptaków i dzieci, mogą, kiedy dojrzeją,
doprowadzić je do śmierci? Nikt. I niewinne istoty biegną ku nim.
Sądzą, że są dobre, jak one same... zbierają je i umierają.
Oceniają je wszystkie jako dobre, jak one same! O! Jakże prawda ta
wywyższa nauczyciela, a potępia jego zdrajcę!
Jak
to? Dobroć nie wytrąca broni? Nie sprawia, że człowiek o złej
woli staje się nieszkodliwy? Nie. Nie czyni go takim, bo człowiek
upadły, który stał się zdobyczą Nieprzyjaciela, jest nieczuły
na wszystko, co wzniosłe. Każda doskonała rzecz zmienia się w
jego oczach. Dobroć staje się słabością, którą wolno zdeptać.
Zaostrza ona tylko jego niegodziwość, jak zapach krwi rozbudza w
dzikim zwierzęciu pragnienie zagryzienia. Nauczyciel jest zawsze
niewinny... i pozwala, by zdrajca go zatruł... nie przychodzi mu na
myśl, że człowiek mógłby stać się zabójcą niewinnego.
Na
pola nauczyciela – którymi są uczniowie – przychodzą
nieprzyjaciele. Jakże są liczni! Pierwszym jest szatan. Inni, jego
słudzy, to ludzie, namiętności, świat i ciało. Dosięgają
łatwiej ucznia, gdy nie trwa on całkiem
blisko nauczyciela, lecz stoi pośrodku – pomiędzy nauczycielem a
światem. Nie potrafi, nie chce oddzielić się od tego, czym jest
świat, ciało, namiętność i demon, aby całkowicie należeć do
tego, co go prowadzi do Boga. Świat, ciało, namiętności, demon
rzucają na niego swe nasiona. Złoto, moc, kobieta, pycha, lęk
przed złym osądem świata, duch wygody [– to różne zagrożenia].
„Wielcy są najsilniejsi. Służę więc im, aby ich mieć za
przyjaciół”. I staje się on zbrodniarzem i potępia się dla
tych nędznych rzeczy!...
Zapytacie:
Dlaczego nauczyciel dla samej niedoskonałości, którą widzi u
ucznia – bo nie posuwa się aż tak daleko, by myśleć: „Ten
mnie zabije” – nie wyklucza go natychmiast ze swego grona? Bo
uczynienie tego byłoby czymś bezużytecznym.
Gdyby to zrobił, nie przeszkodziłby uczniowi być nieprzyjacielem.
Mógłby on nawet stać się podwójnym wrogiem, bardziej zawziętym
z powodu złości lub bólu, że został odkryty lub przepędzony.
Tak,
z powodu bólu, gdyż czasem zły uczeń nie zdaje sobie sprawy z
tego, że taki jest. Praca demona jest tak subtelna, że on tego nie
zauważa. Staje się demonem, nie podejrzewając, że podlega takiej
przemianie.
Z
powodu złości... Tak. Ogarnia go wściekłość, że poznano, kim
jest. Dzieje się tak wtedy, gdy uczeń uświadamia sobie pracę
szatana i jego zwolenników. Są nimi ludzie, którzy –
wykorzystując słabe strony człowieka – kuszą go, aby odebrać
światu świętego. On bowiem drażniłby ich, gdyż ich niegodziwość
ujawniałaby się w zestawieniu z jego dobrocią.
Święty
modli się wtedy i zdaje na Boga. „Niech stanie się to, na co Ty
pozwalasz, by się stało” – mówi. Dodaje jedyny warunek: „Oby
to służyło Twojemu celowi”. Święty wie, że nadejdzie godzina,
kiedy zła życica zostanie usunięta z jego plonów. Przez kogo?
Przez samego Boga, który nie dopuszcza czegoś, co nie byłoby
użyteczne dla tryumfu Jego woli pełnej miłości».
«Jeśli
uznajesz, że to zawsze szatan i jego zwolennicy... wydaje mi się,
że odpowiedzialność ucznia jest przez to pomniejszona» – mówi
Mateusz.
«Nie
można tak rozumować. Chociaż bowiem istnieje Zło, to istnieje też
Dobro. Człowiek zaś ma rozum oraz wolną wolę».
«Mówisz,
że Bóg nie pozwala na więcej niż na to, co użyteczne dla tryumfu
Jego woli miłości. W takim razie błąd [ucznia] jest użyteczny,
skoro Bóg go dopuszcza i służy on tryumfowi Jego woli» – dodaje
Iskariota.
«Wyciągasz
wniosek, jak Mateusz, że to usprawiedliwia zbrodnię ucznia. Bóg
stworzył lwa pozbawionego okrucieństwa i węża bez jadu. Teraz
jeden jest okrutny, a drugi jadowity. Z tego powodu Bóg oddzielił
ich od człowieka. Rozmyślaj nad tym i zastosuj to... Wejdźmy do
domu. Słońce jest już silne, zbyt silne, jak przed początkiem
burzy, a wy jesteście zmęczeni po bezsennej nocy». (III (cz. 1-2),
41: 8
czerwca 1945. A, 5270-5282)
«Ancora
in questo bel tempo di granai che spigano, Io vi voglio proporre una
parabola presa dai grani. Udite. Il Regno dei Cieli è simile ad un
uomo che seminò buon seme nel suo campo. Ma, mentre l'uomo e i suoi
servi dormivano, venne un suo nemico e sparse seme di loglio sui
solchi e poi se ne andò. Nessuno sul principio si accorse di nulla.
Venne l'inverno con le piogge e le brine, venne la fine di tebet e
germogliò il grano. Un verde tenero di foglioline appena spuntate.
Parevano tutte uguali nella loro infanzia innocente. Venne scebat e
poi adar e si formarono le piante e poi granirono le spighe. Si vide
allora che il verde non era tutto grano ma anche loglio, ben
avviticchiato coi suoi vilucchi sottili e tenaci agli steli del
grano. I servi del padrone andarono alla sua casa e dissero:
"Signore, che seme hai seminato? Non era seme eletto, mondo da
ogni altro seme che grano non fosse?". "Certo che lo era.
Io ne ho scelto i chicchi tutti uguali di formazione. E avrei visto
se vi fossero stati altri semi – E come allora è nato tanto loglio
fra il tuo grano?". Il padrone pensò, poi disse: "Qualche
nemico mio mi ha fatto questo per farmi danno. I servi chiesero
allora: "Vuoi che andiamo fra i solchi e con pazienza liberiamo
le spighe dal loglio, trappando quest'ultimo? Ordina e lo faremo".
Ma il padrone rispose: "No. Potreste nel farlo estirpare anche
il grano e quasi sicuramente offendere le spighe ancora tenerelle.
Lasciate che l'uno e l'altro stiano insieme fino alla mietitura.
Allora io dirò ai mietitori: 'Falciate tutto insieme; poi, avanti di
legare i covoni, ora che il seccume ha fatto friabili i vilucchi del
loglio mentre più robuste e dure sono le serrate spighe, scegliete
il loglio dal grano e fatene fasci a parte. Li brucerete poi e
faranno concime al suolo. Mentre il buon grano lo porterete nei
granai e servirà ad ottimo pane con scorno del nemico, che avrà
guadagnato solo di esser abbietto a Dio col suo livore. Ora
riflettete fra voi quanto sovente avvenga e numerosa sia la semina
del Nemico nei vostri cuori. E comprendete come occorra vigilare con
pazienza e costanza per fare si che poco loglio si mescoli al grano
eletto. La sorte del loglio è di ardere. Volete voi ardere o
divenire cittadini del Regno? Voi dite che volete essere cittadini
del Regno. Ebbene, sappiatelo essere. Il buon Dio vi dà la Parola.
Il Nemico vigila per renderla nociva, poiché farina di grano
mescolata a farina di loglio dà pane amaro e nocivo al ventre.
Sappiate col buon volere, se loglio è nell'anima vostra, sceglierlo
per gettarlo onde non essere indegni di Dio. Andate, figli. La pace
sia con voi».
La
gente sfolla lentamente. Nell'orto restano gli otto apostoli più
Elia, suo fratello, la madre e il vecchio Isacco, che si pasce
l'anima nel guardarsi il suo Salvatore.
«Venitemi
intorno e udite. Vi spiego il senso completo della parabola, che ha
due aspetti ancora, oltre quello detto alla folla. Nel senso
universale la parabola ha questa applicazione: il campo è il mondo.
Il buon seme sono i figli del Regno di Dio, seminati da Dio sul mondo
in attesa di giungere al loro limite ed essere recisi dalla
Falciatrice e portati al Padrone del mondo, perché li riponga nei
suoi granai. Il loglio sono i figli del Maligno, sparsi a loro volta
sul campo di Dio nell'intento di dare pena al Padrone del mondo e di
nuocere anche alle spighe di Dio. Il Nemico di Dio li ha, per un
sortilegio, seminati apposta, perché veramente il Diavolo snatura
l'uomo fino a farne una sua creatura, e, questa semina, per traviare
altri che non ha potuto asservire altrimenti. La mietitura, anzi la
formazione dei covoni e il trasporto degli stessi ai granai, è la
fine del mondo, e coloro che la compiono sono gli angeli. A loro è
ordinato di radunare le falciate creature e separare il grano dal
loglio e, come nella parabola questo si brucia, così verranno
bruciati nel fuoco eterno i dannati, all'Ultimo Giudizio. Il Figlio
dell'uomo manderà a togliere dal suo Regno tutti gli operatori di
scandali e di iniquità. Perché allora il Regno sarà e in terra e
in Cielo, e fra i cittadini del Regno sulla terra saranno mescolati
molti figli del Nemico. Questi raggiungeranno, come è detto anche
dai Profeti, la perfezione dello scandalo e dell'abominio in ogni
ministero della terra, e daranno fiera noia ai figli dello spirito.
Nel Regno di Dio, nei Cieli, già saranno stati espulsi i corrotti,
perché corruzione non entra in Cielo. Ora dunque gli angeli del
Signore, menando la falce fra le schiere dell'ultimo raccolto,
falceranno e separeranno il grano dal loglio e getteranno questo
nella fornace ardente dove è pianto e stridor di denti, portando
invece i giusti, l'eletto grano, nella Gerusalemme eterna dove essi
splenderanno come soli nel Regno del Padre mio e vostro. Questo nel
senso universale. Ma per voi ve ne è un altro ancora, che risponde
alle domande che più volte, e specie da ieri sera, vi fate. Voi vi
chiedete: "Ma dunque fra la massa dei discepoli possono essere
dei traditori?" e fremete in cuor vostro di orrore e di paura.
Ve ne possono essere. Ve ne sono certo. Il seminatore sparge il buon
seme. In questo caso, più che spargere, si potrebbe dire: "coglie".
Perché il maestro, sia che sia Io o sia che fosse il Battista, aveva
scelto i suoi discepoli. Come allora si sono traviati? No, anzi. Male
ho detto dicendo "seme" i discepoli. Voi potreste capire
male. Dirò allora "campo". Tanti discepoli tanti campi,
scelti dal maestro per costituire l'area del Regno di Dio, i beni di
Dio. Su essi il maestro si affatica per coltivarli, acciò diano il
cento per cento. Tutte le cure. Tutte. Con pazienza. Con amore. Con
sapienza. Con fatica. Con costanza. Vede anche le loro tendenze
malvagie. Le loro aridità e le loro avidità. Vede le loro
testardaggini e le loro debolezze. Ma spera, spera sempre, e
corrobora la sua speranza con la preghiera e la penitenza, perché li
vuole portare alla perfezione. Ma i campi sono aperti. Non sono un
chiuso giardino cinto da mura di fortezza, di cui sia padrone solo il
maestro e in cui solo lui possa penetrare. Sono aperti. Messi al
centro del mondo, fra il mondo, tutti li possono avvicinare, tutti vi
possono penetrare. Tutti e tutto. Oh! non è il loglio solo il mal
seme seminato! Il loglio potrebbe essere simbolo della leggerezza
amara dello spirito del mondo. Ma vi nascono, gettati dal Nemico,
tutti gli altri semi. Ecco le ortiche. Ecco le gramigne. Ecco le
cuscute. Ecco i vilucchi. Ecco infine le cicute e i tossici. Perché?
Perché? Che sono? Le ortiche: gli spiriti pungenti, indomabili, che
feriscono per sovrabbondanza di veleni e danno tanto disagio. Le
gramigne: i parassiti che sfiniscono il maestro senza saper fare
altro che strisciare e succhiare, godendo del lavoro di lui e
nuocendo ai volonterosi, che veramente trarrebbero maggior frutto se
il maestro fosse non turbato e distratto dalle cure che esigono le
gramigne. I vilucchi inerti che non si alzano da terra che fruendo
degli altri. Le cuscute: tormento sulla via già penosa del maestro e
tormento ai discepoli fedeli che lo seguono. Si uncinano, si
conficcano, lacerano, graffiano, mettono diffidenza e sofferenza. I
tossici: i delinquenti fra i discepoli, coloro che giungono a tradire
e a spegnere la vita come le cicute e le altre piante tossiche. Avete
mai visto come sono belle coi loro fiorellini che poi divengono
palline bianche, rosse, celesteviola? Chi direbbe che quella corolla
stellare, candida o appena rosata, col suo cuoricino d'oro, chi che
quei coralli multicori, tanto simili ad altri frutticini che sono la
delizia degli uccelli e dei pargoli, possano, giunti a maturazione,
dare morte? Nessuno. E gli innocenti ci cascano. Credono tutti buoni
come loro… e ne colgono e muoiono. Credono tutti buoni come loro!
Oh! che verità che sublima il maestro e che condanna il suo
traditore! Come? La bontà non disarma? Non rende il malvolere
innocuo? No. Non lo rende tale, perché l'uomo caduto preda del
Nemico è insensibile a tutto ciò che è superiore. E ogni superiore
cosa cambia per lui aspetto. La bontà diviene debolezza che è
lecito calpestare e acuisce il suo malvolere come acuisce la voglia
di sgozzare, in una fiera, il sentire l'odore del sangue. Anche il
maestro è sempre un innocente… e lascia che il suo traditore lo
avveleni, perché non vuole e non può lasciar pensare agli altri che
un uomo giunga ad essere micidiale a chi è innocente. Nei discepoli,
i campi del maestro, vengono i nemici. Sono tanti. Il primo è
Satana. Gli altri i suoi servi, ossia gli uomini, le passioni, il
mondo e la carne. Ecco, ecco il discepolo più facile ad essere
percosso da essi perché non sta tutto presso al maestro, ma sta a
cavaliere fra il maestro e il mondo. Non sa, non vuole separarsi
tutto da ciò che è mondo, carne, passioni e demonio, per essere
tutto di chi lo porta a Dio. Su questo spargono i loro semi e mondo e
carne, e passioni e demonio. L'oro, il potere, la donna, l'orgoglio,
la paura di un mal giudizio del mondo e lo spirito di utilitarismo.
"I grandi sono i più forti. Ecco che io li servo per averli
amici - E si diventa delinquenti e dannati per queste misere cose!…
Perché il maestro, che vede l'imperfezione del discepolo, anche se
non vuole arrendersi al pensiero: "Costui sarà il mio
uccisore", non lo estirpa subito dalle sue file? Questo voi vi
chiedete. Perché è inutile farlo. Se lo facesse non impedirebbe di
averlo nemico, doppiamente e più sveltamente nemico per la rabbia o
il dolore di essere scoperto o di essere cacciato. Dolore. Sì.
Perché delle volte il cattivo discepolo non si avvede di essere
tale. E tanto sottile l'opera demoniaca che egli non l'avverte. Si
indemonia senza sospettare di essere soggetto a questa operazione.
Rabbia. Sì. Rabbia per essere conosciuto per quello che è, quando
egli non è incosciente del lavoro di Satana e dei suoi adepti: gli
uomini che tentano il debole nelle sue debolezze per levare dal mondo
il santo che li offende, nelle loro malvagità, con il paragone della
sua bontà. E allora il santo prega e si abbandona a Dio. "Ciò
che Tu permetti si faccia, sia fatto" dice. Solo aggiunge questa
clausola: "purché serva al tuo fine". Il santo sa che
verrà l'ora in cui verranno espulsi dalle sue messi i logli malvagi.
Da chi? Da Dio stesso, che non permette oltre di quanto è utile al
trionfo della sua volontà d'amore».
«Ma
se Tu ammetti che sempre è Satana, e gli adepti di lui… mi sembra
che la responsabilità del discepolo scemi» dice Matteo.
«Non
te lo pensare. Se il Male esiste, esiste anche il Bene, ed esiste
nell'uomo il discernimento e con esso la libertà».
«Tu
dici che Dio non permette oltre di quanto è utile al trionfo della
sua volontà d'amore. Dunque anche questo errore è utile, se Egli lo
permette, e serve ad un trionfo di volontà divina » dice
l'Iscariota.
«E
tu arguisci, come Matteo, che ciò giustifica il delitto del
discepolo. Dio aveva creato il leone senza ferocia e il serpente
senza veleno. Ora l'uno è feroce e l'altro è velenoso. Ma Dio li ha
separati dall'uomo per ciò. Medita su questo e applica. Andiamo
nella casa. Il sole è già forte, troppo. Come per inizio di
temporale. E voi siete stanchi della notte insonne». (3, 181)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz