czwartek, 30 lipca 2020
niedziela, 12 lipca 2020
(91) Żywoty Świętych: Izaak z Dalmacji (Izaak Wyznawca)
Żywot
Isaacjusa ś. który był mąż Boży,
pisany
od Symeona Metafrasta. Żył około roku Pańskiego, 368.1
2Za
panowania niezbożnego Cesarza Walensa Arianina, wielkie uciśnienie
cierpieli prawowierni Katolicy. Bo kościoły Boże Ariani zamykali,
i ofiar świętych czynić w nim mocą zakazowali, i z niektórych
stajnie i chlewy czynili – a to wszytko za panowaniem złego pana –
i był wielce kościół Boży i wierni jego zasmuceni, póki ona
hardość i krnąbrność heretycka trwała. A gdy P. Bóg przysłał
czas, iż on zły pan zginąć, a zgubą swoją wolność kościołowi
Bożemu przywrócić miał – wzbudził P. Bóg sługę swego mnicha
Isaacjusa, jako niegdy na wyzwolenie Zuzanny Daniela. Ten z Heliaszem
na pustyni żywot Anielski długo wiodąc – gdy się dowiedział,
iż Cesarz taki ucisk czyni kościołowi Bożemu – barzo żałością
zjęty, P. Boga prosił, aby wejźrzał tak, jako niegdy na Faraona,
gdy ściskał lud Boży – i wysłuchał go Pan Bóg – bo gdy od
Dunaja na Cesarza lud postronny powstał, i jego państwo wojował, i
do Carogrodu się przybliżał – on też wojsko zebrawszy, przeciw
nim się wybierał, tak jako Saul nieprzyjaciel Dawidów, na taką
wojnę z której się potym nie wrócił.
3Gdy
tedy on zły Cesarz wyjeżdżał, ten Isaacjus zaszedł mu drogę, i
mówił mu: Cesarzu otwórz kościoły prawowiernych, a P. Bóg
poszczęści drogę twoję. A Cesarz ani nań patrzyć chciał, ale
im jako chłopem gardząc ujeżdżał. Drugiego dnia dogonił
Isaacjus Cesarza, i także nań wołał: Cesarzu otwórz kościoły
prawowiernych, a wojnę wygrasz, i wrócisz się w pokoju. Tedy się
Cesarz ujmować począł, myśląc co to jest, wrócisz się w pokoju
– i już chciał kazać kościoły Katolikom otworzyć – i
zezwawszy o tym radę, dał się jednemu staroście swemu Arianowi
uwieść, iż w uporze został, a onemi słowy świętego sługi
Bożego wzgardził. Po kila dni zasię dogonił Cesarza w drodze
Isaacjus, i uchwyciwszy wodze konia jego, o toż go prosił –
gromiąc go już słowy, i twardość serca jego krusząc, aby się
nieszczęścia i skarania Bożego bał na tej wojnie, o ten srogi
grzech przeciw Bogu. A Cesarz niechciał nic uczynić. 4A
widząc gęste barzo i krzewiste ciernie, przez które i źwierz się
przecisnąć nie mógł – tam go wrzucić
kazał,
żeby tam zginął.
Leżał
on ś. Isaacjus, i ruszyć się w gęstwinie onej ciernia i głogów
ostrych nie mógł – ale mu Pan Bóg posłał trzech mężów w
białych szatach, którzy go stamtąd bez szkody żadnej wynieśli. A
iż ich nie znał, gdy mu zniknęli, domyślił się iż to byli
Aniołowie Boży. Tedy wielce ochotnie i z płaczem za wybawienie
Panu Bogu dziękując – przedsię za Cesarzem, Duchem świętym
posłany bieżał – i dogoniwszy go, stanął przed nim. Zadziwił
się Cesarz gdy go ujźrzał – bo mniemał aby w onym cierniu
zginął, tak iż słowa przemówić nie mógł – a święty do
niego rzecze: tyś mnie zgubić chciał – ale Bóg mię przez
Anioły swe wybawił – 5słuchajże
mię Cesarzu, a proszę cię rozkaż otworzyć kościoły
prawowiernym – co jeśli uczynisz, porazisz nieprzyjacioły twoje,
i z wielką się sławą wrócisz – a jeśli w tym uporze
zostaniesz, na tej wojnie zginiesz.
Cesarz
acz się barzo dziwował takiej jego śmiałości i wolnemu językowi
jego, wszakże nic nie uczynił. Bo serce jego zatwardziałe było i
odwrócone od Boga. I kazał go dwiema Senatorom swoim wziąć ku
straży, Saturninowi i Wiktorowi, mówiąc: każcie mi go schować, a
gdy się w pokoju wrócę – tę jego hardość dobrze będę skarać
umiał. A ś. Isaacy już Ducha Bożego pełny, tak jako niegdy
Micheasz Prorok królowi Achabowi, rzekł: wróciszli się w pokoju,
wiedzieć będziesz iż to ja nie z Boga, ani z jego poruczenia
mówię. Bo ty wiedziesz bitwę z nieprzyjacioły, ale z niej
ucieczesz, i pojman a żywo spalon będziesz. Gdy tedy pod spalon
będziesz. Gdy tedy pod strażą był ś. Isaacjus, Cesarz zwiódszy
bitwę u Dunaja, mocy nieprzyjacielskiej wytrwać nie mógł. 6I
uciekając do jednej karczmy trafił, w której się z onym panem
swym radnym Arianinem zataić chciał – ale skryć się od ręki
Bożej nie mógł – bo dowiedziawszy się tam o nim nieprzyjaciele,
dom słomą obtoczywszy zapalili – i tam niezbożny pan z onym swym
zdrajcą zgorzał. A wojsko puściło się do Tessaloniki, gdzie
Gracjanusa cesarza czekało, który im dał towarzysza swego za
Cesarza, Teodozjusa chwalebnego i wielkiego Katolika – i sam się
do Rzymu wracając, Teodozjusa do Carogrodu z rycerstwem odprawił.
A
Saturninus i Wiktor, którzy w więzieniu mieli ś. Isaacjusa, widząc
jako się jego proroctwo spełniło, mając go za świętego Proroka,
wielce go czcić i ważyć poczęli, jeden go drugiemu wydzierając,
i w domu swoim mieć chcąc – i obadwa mu dom, każdy swym kosztem,
w którymby Pana Boga chwalił i za nie się modlił, zbudować
chcieli. A on rzekł: który pierwej zbuduje, w tym mieszkać będę
– i stanął pierwej dom, który zbudował na swej dzierżawie
Saturninus, i tam mieszkał z bracią i uczniami swemi, których się
do niego nazbierało niemało – u Saturnina i Wiktora często w
domu przebywał – w dobrych uczynkach, i w miłosierdziu ku
bliźnim, i w ustawicznych modlitwach i postach służył Panu swemu.
Często gdy ubodzy o jałmużnę prosili, nie mając co dać, płaszcz
swój z siebie zjąwszy im pomiatał, a dawał – i innych wiele
spraw świętych pilnując, ducha Panu Bogu oddał. Miasto wszytko z
wielką czcią ciało jego do kościoła ś. Szczepana prowadziło,
gdzie pogrzebiony ciałem, a duszą w niebie królujący, za nas
modły czyni – przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje
na wieki z Ojcem i z Duchem ś. Amen.
1 XXVI. Martii. Marca.
2 Walens Cesarz heretyk.
3 Isaacjus wołał na Cesarza.
4 Wrzucony w ciernie gęste.
5 Proroctwo i karanie o
kacerstwo.
6 Walens heretyk Cesarz od P.
Boga skarany.
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja
typu „B”: Jakub Szukalski
wtorek, 7 lipca 2020
(137) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Praca w winnicy
1
Albowiem
królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł
wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. 2
Umówił
się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. 3
Gdy
wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na
rynku bezczynnie, 4
i
rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie
słuszne, dam wam”. 5
Oni
poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej,
tak samo uczynił. 6
Gdy
wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i
zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” 7
Odpowiedzieli
mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do
winnicy”. 8
A
gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy:
„Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od
ostatnich aż do pierwszych”. 9
Przyszli
najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. 10
Gdy
więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni
otrzymali po denarze. 11
Wziąwszy
go, szemrali przeciw gospodarzowi, 12
mówiąc:
„Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami,
którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekotę”. 13
Na
to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy;
czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? 14
Weź,
co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak
tobie. 15
Czy
mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem
patrzysz, że ja jestem dobry?” 16
Tak
ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. (Mt
20,1-16)
1
Ὁμοία γάρ ἐστιν ἡ βασιλεία
τῶν οὐρανῶν ἀνθρώπῳ οἰκοδεσπότῃ,
ὅστις ἐξῆλθεν ἅμα πρωῒ μισθώσασθαι
ἐργάτας εἰς τὸν ἀμπελῶνα αὐτοῦ. 2
συμφωνήσας δὲ μετὰ τῶν ἐργατῶν
ἐκ δηναρίου τὴν ἡμέραν ἀπέστειλεν
αὐτοὺς εἰς τὸν ἀμπελῶνα αὐτοῦ. 3
καὶ ἐξελθὼν περὶ τρίτην ὥραν
εἶδεν ἄλλους ἑστῶτας ἐν τῇ ἀγορᾷ
ἀργοὺς 4
καὶ ἐκείνοις εἶπεν· ὑπάγετε
καὶ ὑμεῖς εἰς τὸν ἀμπελῶνα, καὶ ὃ
ἐὰν ᾖ δίκαιον δώσω ὑμῖν. 5
οἱ δὲ ἀπῆλθον. πάλιν [δὲ]
ἐξελθὼν περὶ ἕκτην καὶ ἐνάτην ὥραν
ἐποίησεν ὡσαύτως. 6
περὶ δὲ τὴν ἑνδεκάτην ἐξελθὼν
εὗρεν ἄλλους ἑστῶτας καὶ λέγει
αὐτοῖς· τί ὧδε ἑστήκατε ὅλην τὴν
ἡμέραν ἀργοί; 7
λέγουσιν αὐτῷ· ὅτι οὐδεὶς
ἡμᾶς ἐμισθώσατο. λέγει αὐτοῖς·
ὑπάγετε καὶ ὑμεῖς εἰς τὸν ἀμπελῶνα.
8 Ὀψίας
δὲ γενομένης λέγει ὁ κύριος τοῦ
ἀμπελῶνος τῷ ἐπιτρόπῳ αὐτοῦ· κάλεσον
τοὺς ἐργάτας καὶ ἀπόδος αὐτοῖς τὸν
μισθὸν ἀρξάμενος ἀπὸ τῶν ἐσχάτων
ἕως τῶν πρώτων. 9
καὶ ἐλθόντες οἱ περὶ τὴν
ἑνδεκάτην ὥραν ἔλαβον ἀνὰ δηνάριον.
10 καὶ
ἐλθόντες οἱ πρῶτοι ἐνόμισαν ὅτι
πλεῖον λήμψονται· καὶ ἔλαβον [τὸ] ἀνὰ
δηνάριον καὶ αὐτοί. 11
λαβόντες δὲ ἐγόγγυζον κατὰ
τοῦ οἰκοδεσπότου 12
λέγοντες· οὗτοι οἱ ἔσχατοι
μίαν ὥραν ἐποίησαν, καὶ ἴσους ἡμῖν
αὐτοὺς ἐποίησας τοῖς βαστάσασιν τὸ
βάρος τῆς ἡμέρας καὶ τὸν καύσωνα.
13 ὁ
δὲ ἀποκριθεὶς ἑνὶ αὐτῶν εἶπεν·
ἑταῖρε, οὐκ ἀδικῶ σε· οὐχὶ δηναρίου
συνεφώνησάς μοι; 14
ἆρον τὸ σὸν καὶ ὕπαγε. θέλω
δὲ τούτῳ τῷ ἐσχάτῳ δοῦναι ὡς καὶ
σοί· 15
[ἢ] οὐκ ἔξεστίν μοι ὃ θέλω
ποιῆσαι ἐν τοῖς ἐμοῖς; ἢ ὁ ὀφθαλμός
σου πονηρός ἐστιν ὅτι ἐγὼ ἀγαθός
εἰμι; 16
οὕτως ἔσονται οἱ ἔσχατοι
πρῶτοι καὶ οἱ πρῶτοι ἔσχατοι. (Mt
20,1-16)
Posłuchajcie
przypowieści.
Pewien
pan wyszedł o świcie, żeby nająć robotników do swej winnicy, i
umówił się z nimi, że otrzymają denara za dzień.
W
porze tercji wyszedł znowu, rozmyślając nad tym, że najęci
robotnicy nie byli dość liczni. Widząc na innym miejscu placu
bezczynnych robotników, którzy czekali na zatrudnienie, wziął ich
i rzekł: „Idźcie do mojej winnicy, a dam wam to, co obiecałem
innym”. I tamci poszli.
Wyszedł
w porze seksty i nony. Ujrzał jeszcze innych, i powiedział do nich:
„Czy chcecie pracować w mojej posiadłości? Daję jednego denara
za dzień moim pracownikom”.
Oni
zgodzili się i poszli.
Wyszedł
wreszcie około godziny jedenastej i ujrzał innych, którzy
próżnowali przy zachodzącym słońcu. „Cóż tutaj robicie, tak
próżnując? Czy wam nie wstyd trwać tak przez cały dzień
bezczynnie?” – zapytał ich. „Nikt nas nie najął na dzień.
Chcieliśmy pracować i zarobić na chleb, lecz nikt nas nie zawołał
do swojej winnicy”. „Dobrze, ja was najmuję do mojej winnicy.
Idźcie, a otrzymacie zapłatę innych”. Mówił tak, gdyż był
dobrym panem i litował się nad poniżeniem swego bliźniego.
Nadszedł
wieczór i skończono prace. Człowiek ów wezwał zarządcę i
powiedział mu: „Zawołaj pracowników i daj im zapłatę według
tego, co ustaliłem, zaczynając od ostatnich, którzy są
najbardziej potrzebujący, bo przez cały dzień nie mieli
pożywienia. Oni to, z wdzięczności za moją litość, pracowali
więcej od wszystkich. Obserwowałem ich. Niech idą na spoczynek, na
jaki dobrze zasłużyli, i niech się radują z [bliskimi] owocami
swej pracy”. I zarządca uczynił to, co pan nakazał, dając
każdemu po denarze.
Przyszli
na końcu ci, którzy pracowali od pierwszych godzin dnia. Byli
zaskoczeni, że i oni otrzymali tylko jednego denara. Uskarżali się
między sobą i przed zarządcą, który im rzekł: „Takie
otrzymałem polecenie. Idźcie na skargę do pana, a nie do mnie”.
Udali się więc do niego i powiedzieli: „Nie jesteś sprawiedliwy!
Pracowaliśmy dwanaście godzin, najpierw w rosie, potem w słońcu,
a potem znowu w wilgoci wieczora, a ty dałeś nam tę samą zapłatę,
jak tym próżniakom, którzy pracowali tylko jedną godzinę!...
Dlaczego?” A jeden z nich nawet, podniósłszy głos, oświadczył,
że został oszukany i niegodnie wykorzystany.
„Przyjacielu,
w czym ci uchybiłem? Co ustaliłem z tobą o świcie? Jeden dzień
stałej pracy za jednego denara zapłaty. Prawda?”
„To
prawda. Ale dałeś tyle samo tym, którzy tak mało pracowali...”
„Czyż
nie zgodziłeś się na taką zapłatę, która wydawała ci się
godziwa?”
„Tak,
przyjąłem ją, bo inni dawali jeszcze mniej”.
„Czy
znęcałem się tutaj nad tobą?”
„Nie,
uczciwie [mówię, że] nie”. [– odpowiedział robotnik.]
„Pozwoliłem
ci na długi odpoczynek w ciągu dnia i na posiłek, prawda? Dałem
ci trzy posiłki. A nie umawialiśmy się, że będziesz jadł i
wypoczywał. Prawda?” [– pytał dalej właściciel winnicy.]
„Tak,
tego nie ustaliliśmy”. [– przyznał najęty do pracy robotnik.]
„Dlaczego
więc to przyjąłeś?”
„Ależ...
Powiedziałeś sam: ‘Wolę tak postąpić, żebyście nie byli zbyt
zmęczeni, kiedy wrócicie do siebie’. I to wydawało nam się aż
nazbyt piękne... Twój posiłek był dobry, to była [dla nas]
oszczędność, to była...”
„To
była łaska, jakiej wam udzieliłem darmo. Nikt nie mógł tego
wymagać. Prawda?”
„To
prawda”. [– przyznaje robotnik.]
„Zatem
wyróżniłem was. Dlaczego więc się uskarżacie? To ja powinienem
skarżyć się na was, bo – pojąwszy, że macie do czynienia z
dobrym panem – pracowaliście niedbale. Ci zaś, którzy przyszli
po was i skorzystali tylko z jednego posiłku oraz ci ostatni, którzy
nie otrzymali go wcale, pracowali bardziej gorliwie. Wykonali w
krótszym czasie tę samą pracę, jaką wy wykonaliście w ciągu
dwunastu godzin. Oszukałbym was, gdybym – żeby ich opłacić –
odebrał wam połowę zapłaty. Nie [zrobiłem] tego. Zatem weź to,
co ci się należy, i odejdź. Czy przyszedłeś, żeby mi narzucić
swoją wolę? Czynię to, co chcę i to, co jest sprawiedliwe. Nie
bądź zły i nie doprowadzaj mnie do niesprawiedliwości. Ja jestem
dobry”. [– powiedział właściciel winnicy.]
O,
wy wszyscy, którzy Mnie słuchacie, zaprawdę powiadam wam, że Bóg
Ojciec przedstawia wszystkim ludziom te same warunki i obiecuje tę
samą zapłatę. Ten, kto gorliwie oddaje się na służbę Panu,
zostanie przez Niego potraktowany sprawiedliwie, nawet jeśli nie ma
wiele pracy, gdyż bliska jest jego śmierć. Zaprawdę powiadam wam,
że nie zawsze pierwsi będą pierwszymi w Królestwie Niebieskim.
Tam ujrzy się tych, którzy byli ostatnimi, jak stają się
pierwszymi, i innych, którzy byli pierwszymi, jak stają się
ostatnimi. Tam ujrzy się wielu ludzi, którzy nie należeli do
Izraela, bardziej świętych niż liczni z Izraela. Przyszedłem
wezwać wszystkich ludzi, w imię Boga. Ale choć wielu jest
wezwanych, niewielu jest wybranych, gdyż nieliczni są ci, którzy
pragną Mądrości.
Nie
jest mądrym ten, kto żyje według świata i ciała, a nie [według
woli] Boga. Taki nie jest mądrym ani dla ziemi, ani dla Nieba. Na
ziemi bowiem ściąga na siebie wrogość, kary i wyrzuty sumienia,
Niebo zaś traci na całą wieczność. (IV, cz. 1-2, 17: 13 listopada
1945. A, 6957-6980)
Udite
una parabola.
Un
padrone, allo spuntare di un giorno, uscì per assoldare degli operai
per la sua vigna e pattuì con loro un denaro al giorno.
Uscito
all’ora di terza nuovamente e pensando che i lavoratori presi ad
opra erano pochi, vedendo sulla piazza altri sfaccendati in attesa di
chi li prendesse, li prese e disse: “Andate nella mia vigna e vi
darò quello che ho promesso agli altri”. E quelli andarono.
Uscito
a sesta e a nona ne vide altri ancora e disse loro: “Volete
lavorare alle mie dipendenze? Io do un denaro al giorno ai miei
lavoratori”. Quelli accettarono e andarono.
Uscito
infine verso l’undecima ora, vide altri stare dimessi all’ultimo
sole. “Che fate qui, così oziosi? Non vi fa vergogna stare senza
fare nulla per tutto il giorno?” chiese loro.
“Nessuno
ci ha presi a giornata. Avremmo voluto lavorare e guadagnarci il
cibo. Ma nessuno ci chiamò alla sua vigna”.
“Ebbene,
io vi chiamo alla mia vigna. Andate ed avrete la mercede degli
altri”. Così disse, perché era un buon padrone ed aveva pietà
dell’avvilimento del suo prossimo.
Venuta
la sera e finiti i lavori, l’uomo chiamò il suo fattore e disse:
“Chiama i lavoratori e paga la loro mercede, secondo che ho
fissato, cominciando dagli ultimi, che sono i più bisognosi non
avendo avuto nel giorno cibo che gli altri hanno una o più volte
avuto e che, anche, sono quelli che per riconoscenza verso la mia
pietà hanno più di tutti lavorato; io li osservavo, e licenziali,
che vadano al riposo meritato, godendo con i famigliari i frutti del
loro lavoro”. E il fattore fece come il padrone ordinava, dando ad
ognuno un denaro.
Venuti
per ultimi quelli che lavoravano dalla prima ora del giorno, rimasero
stupiti di avere essi pure un solo denaro e fecero delle lagnanze fra
di loro e col fattore, il quale disse: “Ho avuto quest’ordine.
Andate a lagnarvi dal padrone e non da me”. E quelli andarono e
dissero: “Ecco, tu non sei giusto! Noi abbiamo lavorato dodici ore,
prima fra la guazza e poi al sole cocente e poi daccapo all’umido
della sera, e tu ci hai dato come a quei poltroni che hanno lavorato
una sola ora!… Perché ciò?”. E uno specialmente alzava la voce,
dicendosi tradito e sfruttato indegnamente.
“Amico,
e in che ti fo’ torto? Cosa ho pattuito con te all’alba? Una
giornata di continuo lavoro e per mercede di un denaro. Non è
vero?”.
“Sì,
è vero. Ma tu lo stesso hai dato a quelli, per tanto lavoro di
meno…”.
“Tu
hai acconsentito a quella mercede parendoti buona?”.
“Sì.
Ho acconsentito perché gli altri davano anche meno”.
“Fosti
seviziato qui da me?”.
“No,
in coscienza no”.
“Ti
ho concesso riposo lungo il giorno e cibo, non è vero? Tre pasti ti
ho dato. E cibo e riposo non erano pattuiti. Non è vero?”.
“Sì,
non erano pattuiti”.
“Perché
li hai accettati?”.
“Ma...
Tu hai detto: ‘Preferisco così per non farvi stancare tornando
alle case. E a noi non parve vero… Il tuo cibo era buono, era un
risparmio, era…”.
“Era
una grazia che vi davo gratuitamente e che nessuno poteva pretendere.
Non è vero?”.
“È
vero”.
“Dunque
vi ho beneficati. Perché allora vi lamentate? Io dovrei lamentarvi
di voi che, comprendendo di avere a che fare con un padrone buono,
lavoravate pigramente, mentre costoro, venuti dopo di voi, con
beneficio di un solo pasto, e gli ultimi di nessun pasto, lavorarono
con più lena, facendo in meno tempo lo stesso lavoro fato da voi in
dodici ore. Traditi vi avrei se vi avessi dimezzata la mercede per
pagare anche questi. Non così. Perciò piglia il tuo e vattene.
Vorresti in casa mia venirmi ad imporre ciò che ti pare? Io faccio
ciò che voglio e ciò che è giusto. Non volere essere maligno e
tentarmi all’ingiustizia. Buono io sono”.
O
voi tutti che mi ascoltate, in verità vi dico che il Padre Iddio a
tutti gli uomini fa lo stesso patto e promette l’uguale mercede.
Chi con solerzia si mette a servire il Signore sarà trattato da Lui
con giustizia, anche se poco sarà il suo lavoro per prossima morte.
In verità vi dico che non sempre i primi saranno i primi nel Regno
dei Cieli, e che là vedremo degli ultimi essere primi e dei primi
essere ultimi. Là vedremo uomini, non d’Israele, santi più di
molti di Israele. Io sono venuto a chiamare tutti, in nome di Dio. Ma
se molti sono i chiamati pochi sono gli eletti, perché pochi sono
coloro che vogliono la Sapienza. Non è sapiente chi vive del mondo e
della carne e non di Dio. Non è sapiente né per la terra, né per
il Cielo. Perché sulla terra si crea nemici, punizioni, rimorsi. E
per il Cielo perde lo stesso in eterno. (5, 329)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
czwartek, 2 lipca 2020
Wyznanie niewiary
Piosenka Johna Lennona, w której śpiewa
„nie wierzę w Boga… nie wierzę w Jezusa” jest śpiewana tak
przejmująco, tak mocno, tak szczerze, że współczuję temu jego
wyznaniu niewiary. Schodzi ono w istocie do głębi tego, czym
człowiek jest sam z siebie: „wierzę w siebie… sen się
skończył”. To stan żałosnego człowieka pozostawionego
niełasce, samotnego. Doświadczenie Johna jest też moim
doświadczeniem, doświadczeniem każdego człowieka, ponieważ każdy
w jakiejś chwili swego życia zaparł się Boga – każdy kiedyś
uwierzył tylko w siebie, kończąc z marzeniami.
Wyznanie niewiary Johna było tak silne,
że oburzyło pewnego nierozumnego, który nie umiał uznać tej
ciemnej strony człowieczeństwa w sobie. Chory człowiek uczynił ze
zdrowego, męczennika niewiary. Ta niewiara jednak była prawdą,
prawdą skrywaną w każdym człowieku, bardzo ciężką do
przyjęcia. Więc i mnie porusza wyznanie niewiary, lecz
porusza do płaczu, do żalu nad
sobą i żalu nad ludzką słabością.
Wyznaję: w pewnej chwili i ja
powiedziałem „nie wierzę w Boga” i wielka w tym moja wina.
Porusza mnie to do głębi. Chciałbym, aby ta chwila była wymazana,
abym się nigdy nie narodził dla tej chwili. O mój Boże
najsłodszy, jak wielka Twoja miłość, że czynisz mnie nowym
stworzeniem, w którym niepamięć staje się lekarstwem, w którym
ubierasz mnie w siebie, przeobrażasz dogłębnie i już nawet nie
jestem stworzeniem, ale kimś na Twoje podobieństwo. Jakże to
niepojęte…
Mam nadzieję, że John wyznawał tylko,
że nie wierzy w wyobrażenie Boga, wyobrażenie Jezusa, jakie ludzie
sobie zwykle tworzą. Gdzieś indziej wydawał się wierzyć w Tego,
który jest niepojęty, kiedy śpiewał: „Wyobraź sobie, że nie
ma niebios, nad nami tylko niebo” (Imagine
there’s no heaven, above us only sky).
Wyznawał więc jakieś niebo nad niebiosami albo zwykłe niebo nad
nami i w tym przyjmował Boga, choć jeszcze niewyraźnego. Spoczywaj
w pokoju, Johnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)