sobota, 31 października 2020

(140) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Uzdrowienie pogiętej

   10 Nauczał raz w szabat w jednej z synagog. 11 A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. 12 Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: «Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy». 13 Położył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga. 14 Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus uzdrowił w szabat, rzekł do ludu: «Jest sześć dni, w które należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu!» 15 Pan mu odpowiedział: «Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? 16 A owej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, czy nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu?» 17 Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez Niego. (Łk 13,10-17)

   10
Ἦν δὲ διδάσκων ἐν μιᾷ τῶν συναγωγῶν ἐν τοῖς σάββασιν. 11 καὶ ἰδοὺ γυνὴ πνεῦμα ἔχουσα ἀσθενείας ἔτη δεκαοκτὼ καὶ ἦν συγκύπτουσα καὶ μὴ δυναμένη ἀνακύψαι εἰς τὸ παντελές. 12 ἰδὼν δὲ αὐτὴν ὁ Ἰησοῦς προσεφώνησεν καὶ εἶπεν αὐτῇ· γύναι, ἀπολέλυσαι τῆς ἀσθενείας σου, 13 καὶ ἐπέθηκεν αὐτῇ τὰς χεῖρας· καὶ παραχρῆμα ἀνωρθώθη καὶ ἐδόξαζεν τὸν θεόν. 14 Ἀποκριθεὶς δὲ ὁ ἀρχισυνάγωγος, ἀγανακτῶν ὅτι τῷ σαββάτῳ ἐθεράπευσεν ὁ Ἰησοῦς, ἔλεγεν τῷ ὄχλῳ ὅτι ἓξ ἡμέραι εἰσὶν ἐν αἷς δεῖ ἐργάζεσθαι· ἐν αὐταῖς οὖν ἐρχόμενοι θεραπεύεσθε καὶ μὴ τῇ ἡμέρᾳ τοῦ σαββάτου. 15 ἀπεκρίθη δὲ αὐτῷ ὁ κύριος καὶ εἶπεν· ὑποκριταί, ἕκαστος ὑμῶν τῷ σαββάτῳ οὐ λύει τὸν βοῦν αὐτοῦ ἢ τὸν ὄνον ἀπὸ τῆς φάτνης καὶ ἀπαγαγὼν ποτίζει; 16 ταύτην δὲ θυγατέρα Ἀβραὰμ οὖσαν, ἣν ἔδησεν ὁ σατανᾶς ἰδοὺ δέκα καὶ ὀκτὼ ἔτη, οὐκ ἔδει λυθῆναι ἀπὸ τοῦ δεσμοῦ τούτου τῇ ἡμέρᾳ τοῦ σαββάτου; 17 καὶ ταῦτα λέγοντος αὐτοῦ κατῃσχύνοντο πάντες οἱ ἀντικείμενοι αὐτῷ, καὶ πᾶς ὁ ὄχλος ἔχαιρεν ἐπὶ πᾶσιν τοῖς ἐνδόξοις τοῖς γινομένοις ὑπ’ αὐτοῦ. (Łk 13,10-17)

   Jezus jest w synagodze w Korozain, zapełnionej ludźmi. Możni z tego miasta musieli nalegać, żeby nauczał w dniu szabatu. Pojmuję to z ich wywodów oraz z odpowiedzi Jezusa.
(…)
   «...Otóż zostałem posłany, aby pracować nad sercami po to, by weszła do nich Prawda i Zbawienie. Do rąk wziąłem serca z żelaza, z ołowiu, z cyny, z alabastru, z marmuru, ze srebra, złota, jaspisu, kosztownych kamieni: serca twarde, serca dzikie, serca zbyt delikatne, serca zmienne, serca utwardzone cierpieniem, serca kosztowne – wszelkie rodzaje serc. Wszystkie je obrabiałem. Wiele z nich ukształtowałem zgodnie z pragnieniem Tego, który Mnie wysłał. Niektórzy jednak zranili Mnie, gdy nad nimi pracowałem, inni woleli się pokruszyć, niż dać się do głębi obrobić. Ale być może wraz z nienawiścią zachowali pamięć o Mnie.
   Was nie można obrobić. Ciepło miłości, cierpliwość pouczenia, chłód wyrzutów, trud dłuta, nic was nie skłania [do zmiany]. Ledwie odejmuję Moje ręce, a wy stajecie się takimi, jakimi byliście. Żeby się przemienić, powinniście uczynić jedno: całkowicie zdać się na Mnie. Tego jednak nie czynicie i nigdy tego nie zrobicie. Pracownik zostawia was zatem waszemu losowi. Ale ponieważ jest sprawiedliwy, nie zostawia was wszystkich tak samo. Choć jest smutny, potrafi jeszcze wybrać tych, którzy zasługują na Jego miłość, i pociesza ich, i błogosławi.
   Niewiasto, chodź tutaj!» – mówi [Jezus], wskazując palcem kobietę stojącą pod murem. Jest zgięta tak, że wygląda jak znak zapytania. Ludzie patrzą na tę, którą pokazuje Jezus. Jednak niewiasta tego nie zauważa. Z powodu wykrzywienia swego [ciała] nie potrafi zobaczyć ani Jezusa, ani Jego ręki.
   «Idź, Marto! On ciebie woła!» – mówi do niej wielu.
   I nieszczęsna idzie, utykając. Opiera się na lasce sięgającej do wysokości jej głowy. Teraz stoi przed Jezusem, który zwraca się do niej: «Niewiasto, przyjmij pamiątkę po Mojej wizycie tutaj i nagrodę za twoją wiarę, cichą i pokorną. Bądź uzdrowiona od twej niemocy!» – woła i kładzie jej następnie ręce na ramionach.
   Niewiasta nagle podnosi się i prostuje jak palma. Unosi ramiona wołając: «Hosanna! On mnie uzdrowił! Spojrzał na Swoją wierną służebnicę i udzielił jej Swego dobra. Chwała bądź Zbawicielowi i Królowi Izraela! Hosanna Synowi Dawidowemu!»
   Ludzie wtórują swymi „hosanna” wołaniu niewiasty, która klęczy teraz u stóp Jezusa i całuje kraj Jego szaty. Jezus zaś odzywa się do niej: «Idź w pokoju i czyń postępy w wierze».
   Tłum rozstępuje się, żeby przepuścić cudownie uzdrowioną. Przewodniczący synagogi, którego jeszcze muszą palić słowa wypowiedziane przez Jezusa w przypowieści, chce wypluć swą truciznę z powodu Jego wyrzutu i woła z oburzeniem:
   «Jest sześć dni, żeby pracować; sześć dni, żeby prosić i żeby dawać. Przychodźcie więc w te dni, żeby prosić i żeby dawać. Przychodźcie uzdrawiać w te dni bez naruszania szabatu, grzesznicy i niedowiarki, zepsuci i szerzyciele bezprawia!»
   I usiłuje wyrzucić wszystkich z synagogi, jakby nie chciał, żeby profanowano miejsce modlitwy. Zarówno on jak i inni czterej wspomagający go możni, rozproszeni w tłumie, ujawniają otwarcie swe zgorszenie i cierpienie, wywołane... przestępstwem Jezusa. On jednak – pełen godności i surowy – patrząc na nich i widząc ich, woła z rozwartymi ramionami:
   «Obłudnicy! Kto z was dziś nie odwiązał swego wołu lub osła od żłobu i kto nie prowadził go, żeby go napoić? Kto nie zaniósł pęku trawy owcom ze stada i kto nie wydoił mleka z ich nabrzmiałych wymion? Dlaczegóż to – skoro macie sześć dni, żeby to robić – zrobiliście to także dzisiaj? Dla tych kilku denarów za mleko lub z obawy, żeby wasz wół lub osioł nie umarł z pragnienia. A Mnie – jedynie dlatego że to szabat – nie wolno było rozkuć tej niewiasty z łańcuchów, w których szatan trzymał ją przez osiemnaście lat? Chodźcie. Potrafiłem ją wyplątać z nieszczęścia, którego nie chciała. Ale nie będę mógł nigdy zdjąć waszych [kajdan], bo ich chcecie, o wrogowie Mądrości i Prawdy!»
   Ludzie szlachetni z Korozain – znajdujący się pośród wielu, którzy tacy nie są – przytakują i wyrażają pochwały. Inni zaś, posiniali z wściekłości, odchodzą, pozostawiając rozzłoszczonego przewodniczącego synagogi. Jezus też go opuszcza i wychodzi z synagogi, otoczony przez dobrych, którzy towarzyszą Mu aż za miasto. Wtedy błogosławi ich po raz ostatni i idzie główną drogą, razem z kuzynami oraz z Piotrem i Tomaszem… (IV [cz. 1-2], 25: 21 listopada 1945. A, 7042-7049)

   Gesù è nella sinagoga di Corozim che si affolla lentamente di popolo. I maggiorenti del luogo devono avere insistito perché Gesù ammaestrasse lì dentro in questo sabato. Lo capisco dalle loro ragioni e dalle loro risposte di Gesù.
(…)
   «...Sono stato mandato a lavorare i cuori alla Verità e alla Salute. Mi sono venuti nelle mani cuori di ferro, di piombo, di stagno, di alabastro, di marmo, d’argento, d’oro, di diaspro, di gemme. Cuori duri, cuori selvaggi, cuori troppo teneri, cuori volubili, cuori induriti dai dolori, cuori preziosi, ogni genere di cuori. Li ho lavorati tutti. E molti li ho modellati secondo il desiderio di Chi mi ha mandato. Taluni mi hanno ferito mentre li lavoravo, altri hanno preferito rompersi anziché lasciarsi lavorare fino in fondo. Ma, magari con odio, serberanno per sempre un ricordo di Me.
   Voi siete inlavorabili. Caldo di amore, pazienza di istruzione, freddo di rimproveri, fatica di scalpello, nulla serve su voi. Appena levo le mani, voi tornate quali eravate. Dovreste fare una cosa sola per essere mutati: abbandonarvi totalmente a Me. Non lo fate. Non lo farete mai. Il Lavorante, desolato, vi abbandona al vostro destino. Ma, poiché è giusto, non vi abbandona tutti ad un modo. Nella sua desolazione sa scegliere ancora i meritevoli del suo amore e li conforta e li benedice.
   Donna, vieni qui!», dice accennando ad una donna che se ne sta presso la parete, così curva da parere un punto interrogativo.
   La gente vede dove Gesù indica, mentre non vede la donna che, per la sua posizione, non può vedere Gesù e la sua mano. «Vai dunque, Marta! Egli ti chiama» le dicono in diversi. E la poveretta se ne va arrancando col suo bastone, all’altezza del quale è il suo capo.
   È ormai davanti a Gesù che le dice: «Donna, abbi un ricordo del mio passaggio e un premio alla tua fede silenziosa e umile. Sii liberata dalla tua infermità» grida in ultimo, posandole le mani sulle spalle.
   E subito la donna si alza e, dritta come una palma, alza le braccia e grida: «Osanna! Egli mi ha guarita! Ha visto la sua serva fedele e l’ha beneficata. Sia lode al Salvatore e Re d’Israele! Osanna al Figlio di Davide!».
   La gente risponde coi suoi agli «osanna» della donna, che ora è in ginocchio ai piedi di Gesù e che gli bacia l’orlo della veste, mentre Egli le dice: «Va’ in pace e persevera nella fede».
   Il sinagogo, al quale devono ancora bruciare le parole dette da Gesù prima della parabola, vuole rendere veleno a rimprovero e grida indignato, mentre la folla si apre per lasciare passare la miracolata: «Ci sono sei giorni per lavorare, sei giorni per chiedere e per dare. Venite dunque in quelli, tanto a chiedere come a dare. Venite a guarire in quelli, senza violare il sabato, peccatori e miscredenti, corrotti e corruttori della Legge!», e cerca di spingere fuori dalla sinagoga tutti, come per scacciare profanazione dal luogo di preghiera.
   Ma Gesù, che lo vede aiutato nell’atto dai quattro maggiorenti di prima e da altri sparsi fra la folla, i quali danno i segni più manifesti di essere scandalizzati, torturati dal… delitto di Gesù, grida a sua volta, mentre con le braccia conserte sul petto, severo, imponente, lo guarda: «Ipocriti! Chi di voi in questo giorno non ha slegato il bue o l’asino dalla mangiatoia e non lo ha condotto a bere? E chi non ha portato fasci di erba alle pecore del gregge e munto il latte dalle mammelle piene? Perché mai, se avete sei giorni per farlo, lo avete fatto anche oggi, per pochi denari di latte, o per paura di perdere per sete il bue e l’asino? E non dovevo Io sciogliere costei dalle sue catene dopo che Satana ve l’ha tenuta avvinta per diciotto anni, solo perché è sabato? Andate. Io ho potuto sciogliere costei dalla sua sventura non voluta. Ma non potrò mai sciogliere voi dalle vostre che sono volontarie, o nemici della Sapienza e della Verità!».
   La gente buona, fra i molti non buoni di Corozim, approva e loda, mentre l’altra parte, livida di rabbia, fugge via, lasciando in asso il livido sinagogo.
   Anche Gesù lo lascia in asso ed esce dalla sinagoga, attorniato dai buoni che lo continuano a circondare finché Egli ha raggiunto la campagna, luogo nel quale Egli li benedice un’ultima volta, prendendo poi la via maestra insieme ai cugini, Pietro e Tommaso… (5, 337)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)


Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz