18
Gdy
Jezus zobaczył tłum dokoła siebie, kazał odpłynąć na drugą
stronę. 19
A
przystąpił pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego: «Nauczycielu,
pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz». 20
Jezus
mu odpowiedział: «Lisy mają nory, a ptaki podniebne – gniazda,
lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć».
21
Ktoś
inny spośród uczniów rzekł do Niego: «Panie, pozwól mi najpierw
pójść i pogrzebać mojego ojca». 22
Lecz
Jezus mu odpowiedział: «Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie
ich umarłych!»
(Mt 8,18-22)
56
I
udali się do innego miasteczka. 57
A
gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: «Pójdę za Tobą,
dokądkolwiek się udasz». 58
Jezus
mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz
Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć».
59
Do
innego rzekł: «Pójdź za Mną». Ten zaś odpowiedział: «Panie, pozwól
mi najpierw pójść pogrzebać mojego ojca». 60
Odparł
mu: «Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś
królestwo Boże». 61
Jeszcze
inny rzekł: «Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw
pożegnać się z moimi w domu». 62
Jezus
mu odpowiedział: «Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz
się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego». (Łk
9,56-62)
18
Ἰδὼν δὲ ὁ Ἰησοῦς ὄχλον περὶ
αὐτὸν ἐκέλευσεν ἀπελθεῖν εἰς τὸ
πέραν. 19
καὶ προσελθὼν εἷς γραμματεὺς
εἶπεν αὐτῷ· διδάσκαλε, ἀκολουθήσω
σοι ὅπου ἐὰν ἀπέρχῃ. 20
καὶ λέγει αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς· αἱ
ἀλώπεκες φωλεοὺς ἔχουσιν καὶ τὰ
πετεινὰ τοῦ οὐρανοῦ κατασκηνώσεις,
ὁ δὲ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου οὐκ ἔχει ποῦ
τὴν κεφαλὴν κλίνῃ. 21
ἕτερος δὲ τῶν μαθητῶν [αὐτοῦ]
εἶπεν αὐτῷ· κύριε, ἐπίτρεψόν μοι
πρῶτον ἀπελθεῖν καὶ θάψαι τὸν πατέρα
μου. 22
ὁ δὲ Ἰησοῦς λέγει αὐτῷ·
ἀκολούθει μοι καὶ ἄφες τοὺς νεκροὺς
θάψαι τοὺς ἑαυτῶν νεκρούς. (Mt
8,18-22)
56
καὶ ἐπορεύθησαν εἰς ἑτέραν
κώμην.
57
Καὶ πορευομένων αὐτῶν ἐν τῇ
ὁδῷ εἶπέν τις πρὸς αὐτόν· ἀκολουθήσω
σοι ὅπου ἐὰν ἀπέρχῃ. 58
καὶ εἶπεν αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς· αἱ
ἀλώπεκες φωλεοὺς ἔχουσιν καὶ τὰ
πετεινὰ τοῦ οὐρανοῦ κατασκηνώσεις,
ὁ δὲ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου οὐκ ἔχει ποῦ
τὴν κεφαλὴν κλίνῃ. 59
Εἶπεν δὲ πρὸς ἕτερον· ἀκολούθει
μοι. ὁ δὲ εἶπεν· [κύριε,] ἐπίτρεψόν
μοι ἀπελθόντι πρῶτον θάψαι τὸν πατέρα
μου. 60
εἶπεν δὲ αὐτῷ· ἄφες τοὺς
νεκροὺς θάψαι τοὺς ἑαυτῶν νεκρούς,
σὺ δὲ ἀπελθὼν διάγγελλε τὴν βασιλείαν
τοῦ θεοῦ. 61
Εἶπεν δὲ καὶ ἕτερος· ἀκολουθήσω
σοι, κύριε· πρῶτον δὲ ἐπίτρεψόν μοι
ἀποτάξασθαι τοῖς εἰς τὸν οἶκόν μου.
62 εἶπεν
δὲ [πρὸς αὐτὸν] ὁ Ἰησοῦς· οὐδεὶς
ἐπιβαλὼν τὴν χεῖρα ἐπ’ ἄροτρον καὶ
βλέπων εἰς τὰ ὀπίσω εὔθετός ἐστιν
τῇ βασιλείᾳ τοῦ θεοῦ. (Łk
9,56-62)
Widzę
Jezusa, który wraz z jedenastoma – ponieważ wciąż brakuje Jana
– idzie w kierunku jeziora. Mnóstwo osób tłoczy się wokół
Niego. Spośród nich wielu było na górze, zwłaszcza mężczyzn,
którzy przyłączyli się do Niego w Kafarnaum, aby jeszcze słuchać
Jego słów. Chcieliby Go zatrzymać, lecz On mówi:
«Należę
do wszystkich i wielu jest tych, którzy muszą Mnie posiąść.
Powrócę. Przyłączycie się do Mnie, lecz teraz pozwólcie Mi
odejść».
Trudno
Mu utorować sobie drogę przez tłoczący się na wąskiej ścieżce
tłum. Apostołowie posługują się łokciami, umożliwiając Mu
przejście. Wygląda to jednak tak, jakby zamierzali się na
elastyczną substancję, natychmiast powracającą do poprzedniej
formy. Denerwują się, wszystko – bezskuteczne.
Znajdują
się już przy brzegu, kiedy po gwałtownym przedzieraniu się [przez
tłum] podchodzi do Nauczyciela mężczyzna w średnim wieku,
wyglądający na wykształconego. Aby przyciągnąć uwagę Jezusa,
chwyta Go za ramię. Jezus odwraca się i zatrzymuje, pytając:
«Czego
chcesz?»
«Jestem
uczonym w Piśmie, ale tego, co znajduje się w Twoich słowach, nie
można nawet porównywać z zawartością naszych przepisów. Twoje
słowa mnie zdobyły. Nauczycielu, już Cię nie opuszczę. Pójdę
za Tobą, dokądkolwiek się udasz. Dokąd idziesz?»
«Do
Nieba».
«Nie
o tym mówię. Pytam, dokąd się udajesz. W jakich domach, poza tym
[tutaj], mogę Cię odnaleźć?»
«Lisy
mają swe nory, a ptaki swe gniazda, lecz Syn człowieczy nie ma
gdzie złożyć głowy. Moim domem jest świat; mój dom jest
wszędzie, tam gdzie znajdują się dusze do pouczenia, nędze do
usunięcia i grzesznicy potrzebujący odkupienia».
«Zatem
wszędzie...»
«Jak
rzekłeś. Ale czy ty, doktor Izraela, będziesz mógł uczynić to,
co ci najmniejsi robią dla Mnie? Tu wymaga się ofiary,
posłuszeństwa i miłości wobec wszystkich, ducha przystosowywania
się we wszystkim do wszystkich. Wyrozumiałość bowiem przyciąga.
Kto chce przynieść ulgę, musi pochylać się nad wszystkimi
ranami. Potem będzie czystość Niebios. Tu jednak jesteśmy w
błocie, po nim stąpamy i trzeba wyrywać z tego błota ofiary już
w nim pogrążone. Nie można podwijać szat ani się oddalać, bo
tam błoto jest większe. To w nas powinna być czystość.
Trzeba być nią tak nasyconym, by już nic więcej nie mogło w nas
wniknąć. Czy możesz to wszystko osiągnąć?»
«Pozwól
mi przynajmniej spróbować».
«Spróbuj.
Będę się modlił, abyś był do tego zdolny».
Jezus
udaje się w dalszą drogę, przyciągany przez dwoje śledzących Go
oczu. Mówi do młodego, wysokiego i barczystego mężczyzny, który
się zatrzymał, aby przepuścić pochód. Wydaje się on udawać w
inną stronę:
«Pójdź
za Mną».
Młody
mężczyzna zrywa się, miesza się, mruży oczy, jakby oślepiony
światłem. Otwiera usta, chcąc przemówić, lecz nie znajduje
odpowiednich słów. W końcu mówi:
«Pójdę
za Tobą, lecz zmarł mój ojciec w Korozain i muszę go pochować.
Pozwól mi to uczynić, a potem pójdę za Tobą».
«Chodź
za Mną. Pozostaw umarłym grzebanie ich umarłych. Ciebie już
przyciągnęło Życie. Zresztą pragnąłeś tego. Nie opłakuj
pustki, jakiej Życie dokonało wokół ciebie, by cię mieć za
ucznia. Zranienie uczuć to korzenie dla skrzydeł, wyrastających
człowiekowi zamienionemu w sługę Prawdy. Pozostaw psucie się
swemu naturalnemu losowi i wznieś się ku Królestwu, w którym nie
ma nic zepsutego. Znajdziesz tam niezniszczalną perłę twego ojca.
Bóg wzywa i przechodzi. Jutro nie znajdziesz już twego
dzisiejszego serca i zaproszenia Bożego. Chodź! Pójdź
ogłaszać Królestwo Boże».
Mężczyzna
oparł się o murek i trwa tak z opuszczonymi rękoma, w których
trzyma z pewnością worki wypełnione wonnościami i opaskami. Z
pochyloną głową rozmyśla nad dwoma przeciwstawnymi miłościami:
do Boga i do ojca.
Jezus
czeka i patrzy. Potem bierze na ręce dziecko, tuli je do serca i
mówi:
«Powiedz
ze Mną: „Błogosławię Cię, Ojcze, i proszę o Twoje światło
dla tych, którzy płaczą we mgle tego życia. Błogosławię Cię,
Ojcze, i wzywam Twej mocy dla tego, kto jest jak dziecko potrzebujące
kogoś, kto by je podtrzymał. Błogosławię Cię, Ojcze, i wzywam
Twej miłości, abyś pozwolił zapomnieć o tym, co nie jest Tobą,
wszystkim, którzy znaleźliby w Tobie – lecz nie potrafią w to
uwierzyć – całe swe dobro tutaj i w Niebie”».
Dziecko,
może czteroletnie, powtarza swym głosikiem święte słowa. Ma
rączki złożone do modlitwy w prawej dłoni Jezusa, który trzyma
jego krągłe nadgarstki jak dwie łodyżki kwiatów.
Mężczyzna
podejmuje decyzję. Oddaje pakunki towarzyszowi i podchodzi do
Jezusa, który błogosławi dziecko i stawia je na ziemi. Obejmuje
młodzieńca i idzie tak z nim, by go pocieszyć i podtrzymać w
wysiłku.
Drugi
mężczyzna mówi:
«Ja
także chciałbym iść z nim, ale zanim pójdę za Tobą, chciałbym
pożegnać się z moimi krewnymi. Czy mi pozwolisz?»
Jezus
patrzy na niego uważnie i odpowiada:
«Wrosło
w twoją ludzką naturę zbyt wiele korzeni. Wyrwij je, a jeśli ci
się to nie uda, odetnij je. Na służbę Bożą trzeba przyjść
z całkowitą wolnością ducha. Nic nie powinno wiązać tego, kto
[jej] się oddaje».
«Ależ,
Panie, ciało i krew pozostają ciałem i krwią! Powoli będę
dochodził do wolności, o której mówisz...»
«Nie,
nie. Nigdy byś do niej nie doszedł. Bóg jest wymagający jak
również nieskończenie hojny w wynagradzaniu. Jeśli chcesz być
uczniem, musisz ucałować krzyż i przyjść. Inaczej pozostaniesz w
liczbie zwykłych wiernych. Droga sługi Bożego nie jest wysłana
płatkami róż. Jest bezwzględna w swoich wymaganiach. Nikt – kto
przykłada rękę do pługa, aby zaorać pole serc i rzucić w nie
ziarno Bożej nauki – nie może oglądać się w tył, aby
popatrzeć na to, co opuścił, co utracił, co mógł posiadać,
idąc drogą powszechną. Kto tak działa, nie nadaje się do
Królestwa Bożego. Pracuj nad sobą. Stań się mężniejszy. Potem
przyjdź. Nie teraz».
Dochodzą
do brzegu. Jezus wchodzi do łodzi Piotra, mówiąc mu szeptem kilka
słów. Widzę Jezusa, który się uśmiecha, i Piotra, który wydaje
się zachwycony, lecz nic nie mówi. Wchodzi też młodzieniec, który
nie poszedł pogrzebać swego ojca, lecz podążył za Jezusem. (III
(cz. 1-2), 38:
2
czerwca 1945. A, 5231-5234)
Vedo
Gesù che si dirige coi suoi undici, perché manca sempre Giovanni,
verso la riva del lago. Molta gente gli si affolla intorno: fra
questi sono molti che erano sul Monte, per lo più uomini, che lo
hanno raggiunto a Cafarnao per sentire ancora la sua parola.
Vorrebbero trattenerlo.
Ma
Egli dice: «Io sono di tutti. E vi sono molti che mi devono avere.
Tornerò. Mi raggiungerete. Ma ora lasciatemi andare».
Stenta
molto a camminare fra la folla che si pigia per la vietta stretta.
Gli apostoli lavorano di spalle a fargli largo. Ma è come urtare in
una sostanza molliccia che subito si riforma come era. Ci si
inquietano anche, ma inutilmente. Sono già in vista della riva
quando, dopo un'accanita lotta, un uomo di media età e di civile
condizione si accosta al Maestro e per attirare la sua attenzione lo
tocca sulla spalla. Gesù si volge e si ferma chiedendo: «Che
vuoi?».
«Sono
scriba. Ma ciò che c'è nelle tue parole non è paragonabile a
quanto è nei nostri precetti. Ed io ne sono conquistato. Maestro, io
più non ti lascio. Ti seguirò dovunque andrai. Quale è la tua
via?».
«Quella
del Cielo».
«Non
dico quella. Ti chiedo: dove vai? Dopo questa, quali sono le tue case
perché io ti possa sempre trovare?».
«Le
volpi hanno delle tane e gli uccelli i nidi. Ma il Figlio dell'uomo
non ha dove posare il capo. Mia casa è il mondo, là dovunque vi
sono spiriti da istruire, miserie da sollevare, peccatori da
redimere».
«Da
per tutto, allora».
«Lo
hai detto. Potresti tu fare ciò che questi minimi fanno per amor
mio, tu, il dottore d'Israele? Qui ci vuole sacrificio e ubbidienza,
e carità verso tutti, spirito d'adattamento, su tutto, con tutti.
Perché la condiscendenza attira. Perché chi vuol curare deve
curvarsi su ogni piaga. Dopo ci sarà la purezza del Cielo. Ma qui
siamo nel fango e occorre strappare al fango, su cui posiamo i piedi,
le vittime già sommerse. Non rialzare le vesti e scostarsi perché
lì è più alto il fango. La purezza deve essere in noi. Saturi di
essa in modo che nulla più possa entrare. Puoi tutto questo?».
«Lasciami
provare, almeno».
«Prova.
Io pregherò perché tu ne sia capace ». Gesù si rimette in moto e,
attirato da due occhi che lo guardano, dice ad un giovane alto e
robusto che si è fermato per lasciare passare il corteo, ma che
sembra diretto altrove: «Seguimi».
Il
giovane sussulta, cambia colore, sbatte gli occhi come abbacinato da
una luce e poi apre la bocca per parlare e non trova subito una
risposta da dare.
Infine
dice: «Ti seguirò. Ma mi è morto il padre a Corozim e devo
seppellirlo. Lascia che io lo faccia e poi verrò».
«Seguimi.
Lascia che i morti seppelliscano i loro morti. Tu sei già aspirato
dalla Vita. Lo hai desiderato, d'altronde. Non piangere del vuoto che
la Vita ti ha fatto intorno per averti suo discepolo. Le mutilazioni
dell'affetto sono radici alle ali che nascono dall'uomo mutato in
servo della Verità. Lascia la corruzione alla sua sorte. Alzati
verso il Regno dell'incorrotto. Là troverai anche la perla
incorruttibile del padre tuo. Dio chiama e passa. Domani non
troveresti più il tuo cuore di oggi e l'invito di Dio. Vieni. Va' ad
annunziare il Regno di Dio».
L'uomo,
addossato ad un muretto, sta con le braccia pendenti da cui pendono
le borse, cariche certo di aromi e di bende; la testa china, pensa,
in contrasto fra i due amori: di Dio e del padre.
Gesù
attende e lo guarda, poi afferra un piccolo e se lo stringe al cuore
dicendo: «Di' con Me: "Io ti benedico, o Padre, ed invoco la
tua luce per coloro che piangono fra le nebbie della vita. Io ti
benedico, o Padre, ed invoco la tua forza per chi è come pargolo
bisognoso di chi lo sostenga. Io ti benedico, o Padre, e invoco il
tuo amore perché smemori da ogni altra cosa, che non sia Te, tutti
coloro che in Te troverebbero, e non sanno crederlo, ogni loro bene,
qui e nel Cielo"».
E
il bambino, un innocente sui quattro anni, ripete con la sua vocetta
le parole sante con le manine tenute strette in preghiera dalla
destra di Gesù, che le tiene al polso grassottello come fossero due
steli di fiore. L'uomo si decide. Dà ad un compagno i suoi involti e
viene a Gesù, che pone a terra il bambino dopo averlo benedetto e
abbraccia il giovane procedendo così, per confortarlo e sostenerlo
nel suo sforzo.
Un
altro uomo lo interroga: «Io pure vorrei venire come quello. Ma
prima di seguirti vorrei accomiatarmi dai parenti. Me lo permetti?».
Gesù
lo guarda fisso e risponde: «Troppe radici sono conficcate
nell'umano. Svellile, e se non ci riesci recidile. Al servizio di Dio
si viene con spirituale libertà. Nulla deve fare laccio a chi si
dona».
«Ma,
Signore. La carne e il sangue sono sempre carne e sangue! Giungerò
lentamente alla libertà che dici...»
«No.
Non lo faresti mai più. Dio è esigente così come è infinitamente
generoso nel premiare. Se vuoi essere discepolo, bisogna abbracciare
la croce e venire. Altrimenti si sta nel numero dei semplici fedeli.
Non è una via di petali di rose la via del servo di Dio. Ed è
assoluta nelle sue esigenze. Nessuno che abbia messo la mano
all'aratro, per arare i campi dei cuori e spargervi il seme della
dottrina di Dio, può più volgersi indietro per osservare ciò che
ha lasciato e ciò che ha perduto, ciò che poteva avere seguendo
altra via comune. Chi così fa non è adatto al Regno di Dio. Lavora
te stesso. Virilizza te stesso e poi vieni. Non ora».
La
riva è raggiunta. Gesù sale sulla barca di Pietro al quale mormora
qualche parola. Vedo che Gesù sorride e Pietro fa un atto di
meraviglia. Ma non dice nulla. Sale anche l'uomo che ha lasciato di
andare a seppellire il padre per seguire Gesù. (3, 178)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz