1
Owego
dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. 2
Wnet
zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i
usiadł, a cały lud stał na brzegu. 3
I
mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami:
«Oto
siewca wyszedł siać. 4
A
gdy siał, jedne [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i
wydziobały je. 5
Inne
padły na grunt skalisty, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet
powschodziły, bo gleba nie była głęboka. 6
Lecz
gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały
korzenia. 7
Inne
znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je.
8
Inne
wreszcie padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny,
drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. 9
Kto
ma uszy, niechaj słucha!» (Mt 13,1-9)
1
Znowu
zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo wielki tłum ludzi zebrał
się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi i usiadł w niej, na
jeziorze, a cały tłum stał na brzegu jeziora. 2
Nauczał
ich wiele w przypowieściach i mówił im w swojej nauce:
3
«Słuchajcie:
Oto siewca wyszedł siać. 4
A
gdy siał, jedno [ziarno] padło na drogę; i przyleciały ptaki, i
wydziobały je. 5
Inne
padło na grunt skalisty, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet
wzeszło, bo nie było głęboko w glebie. 6
Lecz
po wschodzie słońca przypaliło się i uschło, bo nie miało
korzenia. 7
Inne
padło między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że
nie wydało owocu. 8
Inne
wreszcie padły na ziemię żyzną i wydawały [plon], wschodząc i
rosnąc; a przynosiły plon trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny
i stokrotny». 9
I
dodał: «Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!» (Mk 4,1-9)
4
Gdy
zebrał się wielki tłum i z poszczególnych miast przychodzili do
Niego, opowiedział im przypowieść: 5
«Siewca
wyszedł siać swoje ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i
zostało podeptane, a ptaki podniebne wydziobały je. 6
Inne
padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. 7
Inne
znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i
zagłuszyły je. 8
Inne
w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon
stokrotny». To mówiąc, wołał: «Kto ma uszy do słuchania, niechaj
słucha!»
(Łk 8,4-8)
1
Ἐν τῇ ἡμέρᾳ ἐκείνῃ ἐξελθὼν
ὁ Ἰησοῦς τῆς οἰκίας ἐκάθητο παρὰ
τὴν θάλασσαν· 2
καὶ συνήχθησαν πρὸς αὐτὸν
ὄχλοι πολλοί, ὥστε αὐτὸν εἰς πλοῖον
ἐμβάντα καθῆσθαι, καὶ πᾶς ὁ ὄχλος
ἐπὶ τὸν αἰγιαλὸν εἱστήκει.
3
Καὶ ἐλάλησεν αὐτοῖς πολλὰ
ἐν παραβολαῖς λέγων· ἰδοὺ ἐξῆλθεν
ὁ σπείρων τοῦ σπείρειν. 4
καὶ ἐν τῷ σπείρειν αὐτὸν ἃ
μὲν ἔπεσεν παρὰ τὴν ὁδόν, καὶ ἐλθόντα
τὰ πετεινὰ κατέφαγεν αὐτά. 5
ἄλλα δὲ ἔπεσεν ἐπὶ τὰ πετρώδη
ὅπου οὐκ εἶχεν γῆν πολλήν, καὶ εὐθέως
ἐξανέτειλεν διὰ τὸ μὴ ἔχειν βάθος
γῆς· 6
ἡλίου δὲ ἀνατείλαντος
ἐκαυματίσθη καὶ διὰ τὸ μὴ ἔχειν
ῥίζαν ἐξηράνθη. 7
ἄλλα δὲ ἔπεσεν ἐπὶ τὰς ἀκάνθας,
καὶ ἀνέβησαν αἱ ἄκανθαι καὶ ἔπνιξαν
αὐτά. 8
ἄλλα δὲ ἔπεσεν ἐπὶ τὴν γῆν
τὴν καλὴν καὶ ἐδίδου καρπόν, ὃ μὲν
ἑκατόν, ὃ δὲ ἑξήκοντα, ὃ δὲ τριάκοντα.
9 ὁ
ἔχων ὦτα ἀκουέτω. (Mt
13,1-9)
1
Καὶ πάλιν ἤρξατο διδάσκειν
παρὰ τὴν θάλασσαν· καὶ συνάγεται
πρὸς αὐτὸν ὄχλος πλεῖστος, ὥστε αὐτὸν
εἰς πλοῖον ἐμβάντα καθῆσθαι ἐν τῇ
θαλάσσῃ, καὶ πᾶς ὁ ὄχλος πρὸς τὴν
θάλασσαν ἐπὶ τῆς γῆς ἦσαν. 2
καὶ ἐδίδασκεν αὐτοὺς ἐν
παραβολαῖς πολλὰ καὶ ἔλεγεν αὐτοῖς
ἐν τῇ διδαχῇ αὐτοῦ·
3
Ἀκούετε. ἰδοὺ ἐξῆλθεν ὁ
σπείρων σπεῖραι. 4
καὶ ἐγένετο ἐν τῷ σπείρειν
ὃ μὲν ἔπεσεν παρὰ τὴν ὁδόν, καὶ ἦλθεν
τὰ πετεινὰ καὶ κατέφαγεν αὐτό. 5
καὶ ἄλλο ἔπεσεν ἐπὶ τὸ πετρῶδες
ὅπου οὐκ εἶχεν γῆν πολλήν, καὶ εὐθὺς
ἐξανέτειλεν διὰ τὸ μὴ ἔχειν βάθος
γῆς· 6
καὶ ὅτε ἀνέτειλεν ὁ ἥλιος
ἐκαυματίσθη καὶ διὰ τὸ μὴ ἔχειν
ῥίζαν ἐξηράνθη. 7
καὶ ἄλλο ἔπεσεν εἰς τὰς
ἀκάνθας, καὶ ἀνέβησαν αἱ ἄκανθαι
καὶ συνέπνιξαν αὐτό, καὶ καρπὸν οὐκ
ἔδωκεν. 8
καὶ ἄλλα ἔπεσεν εἰς τὴν γῆν
τὴν καλὴν καὶ ἐδίδου καρπὸν ἀναβαίνοντα
καὶ αὐξανόμενα καὶ ἔφερεν ἓν τριάκοντα
καὶ ἓν ἑξήκοντα καὶ ἓν ἑκατόν. 9
καὶ ἔλεγεν· ὃς ἔχει ὦτα ἀκούειν
ἀκουέτω. (Mk 4,1-9)
4
Συνιόντος δὲ ὄχλου πολλοῦ καὶ
τῶν κατὰ πόλιν ἐπιπορευομένων πρὸς
αὐτὸν εἶπεν διὰ παραβολῆς· 5
ἐξῆλθεν ὁ σπείρων τοῦ σπεῖραι
τὸν σπόρον αὐτοῦ. καὶ ἐν τῷ σπείρειν
αὐτὸν ὃ μὲν ἔπεσεν παρὰ τὴν ὁδὸν
καὶ κατεπατήθη, καὶ τὰ πετεινὰ τοῦ
οὐρανοῦ κατέφαγεν αὐτό. 6
καὶ ἕτερον κατέπεσεν ἐπὶ τὴν
πέτραν, καὶ φυὲν ἐξηράνθη διὰ τὸ μὴ
ἔχειν ἰκμάδα. 7
καὶ ἕτερον ἔπεσεν ἐν μέσῳ
τῶν ἀκανθῶν, καὶ συμφυεῖσαι αἱ ἄκανθαι
ἀπέπνιξαν αὐτό. 8
καὶ ἕτερον ἔπεσεν εἰς τὴν γῆν
τὴν ἀγαθὴν καὶ φυὲν ἐποίησεν καρπὸν
ἑκατονταπλασίονα. ταῦτα λέγων ἐφώνει·
ὁ ἔχων ὦτα ἀκούειν ἀκουέτω. (Łk
8,4-8)
Wychodzą.
Jezus kieruje się w stronę jeziora, aby Go nie potrącał tłum.
Piotr dba o to, by oddalić się łodzią na odległość kilku
metrów od brzegu, tak że wszyscy mogą słyszeć głos Jezusa, a
jest nieco przestrzeni między Nim a słuchaczami.
«[W
drodze] z Kafarnaum do tego miejsca zastanawiałem się, co
powinienem wam powiedzieć. I znalazłem wskazówkę w wydarzeniach
tego ranka.
Widzieliście,
że przyszło do Mnie trzech mężczyzn. Jeden spontanicznie, drugi –
ponieważ Go poprosiłem, a trzeci – ogarnięty nagłym
entuzjazmem. Widzieliście też, że z trzech pozostawiłem jedynie
dwóch. Dlaczego? Czy może ujrzałem w trzecim zdrajcę? Nie.
Naprawdę. Jednak on nie był przygotowany. Z pozoru najmniej
przygotowanym wydawał się ten, który jest przy Mnie, a szedł
pogrzebać ojca. Tymczasem najmniej przygotowanym był trzeci. Drugi
był przygotowany na swój sposób, tak że potrafił dokonać ofiary
naprawdę heroicznej. Heroizm w podążaniu za Bogiem jest zawsze
dowodem mocnego duchowego przygotowania. To wyjaśnia niektóre
zaskakujące wydarzenia, które mają miejsce wokół Mnie.
Najbardziej przygotowani do przyjęcia Chrystusa – jakiekolwiek
byłoby ich pochodzenie czy wykształcenie – są ci, którzy
przychodzą do Mnie z gotowością i z całkowitą wiarą. Najmniej
przygotowani widzą we Mnie człowieka, wybijającego się ze
zwyczajności, albo też badają Mnie podejrzliwie i z ciekawością,
lub atakują i poniżają różnorodnymi oskarżeniami. Różne
sposoby zachowania zależą od [stopnia] braku przygotowania ducha.
W
narodzie wybranym wszędzie powinny znajdować się dusze gotowe
przyjąć tego Mesjasza, na którego z niepokojem czekali
Patriarchowie i Prorocy; tego Mesjasza, który wreszcie przybył, a
którego poprzedziły i któremu towarzyszyły wszystkie znaki
zapowiedziane przez Proroków; tego Mesjasza, którego duchowa
sylwetka zarysowuje się coraz wyraźniej poprzez cuda widzialne,
odnoszące się do ciał i żywiołów, poprzez cuda niewidzialne, w
sumieniach, które się nawracają, i poprzez cuda dokonane dla
pogan, zwracających się ku Bogu Prawdziwemu. Tak jednak nie jest.
Stawia się silne przeszkody gotowości podążania za Mesjaszem
właśnie dzieciom tego ludu i – rzecz bolesna do wypowiedzenia –
jest ich tym więcej, im wyższa jest klasa w społeczeństwie. Nie
mówię tego, aby was zgorszyć, lecz doprowadzić do modlitwy i
zastanowienia. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego więcej jest pogan
i grzeszników, którzy idą Moją drogą? Dlaczego ci przyjmują to,
co mówię, a inni – nie? Dlatego że synowie Izraela są podobni
do perłodajnych ostryg, które zakotwiczone są czy raczej wetknięte
w rafę, na której się zrodziły. Są nasyceni, przepełnieni,
nadęci swą wiedzą i nie potrafią zrobić miejsca dla nauki Mojej
– odrzucając to, co zbędne, aby przyjąć to, co konieczne. Inni
nie są tak zniewoleni. To ubodzy poganie lub biedni grzesznicy –
podobni do dryfujących statków, których żadna kotwica nie
utrzymuje na miejscu. To biedacy, nie posiadający skarbów – lecz
jedynie bagaż błędów i grzechów. Pozbywają się tego ciężaru
z radością, gdy tylko udaje im się pojąć, czym jest Dobra
Nowina, i gdy kosztują tego wzmacniającego miodu, tak całkowicie
odmiennego od odrażającej mikstury ich grzechów.
Posłuchajcie,
a być może lepiej pojmiecie, jak odmienne mogą być owoce tej
samej pracy.
Siewca
wyszedł siać. Jego pola były liczne i różnej wartości. Niektóre
otrzymał w spadku po ojcu. Zaniedbanie sprawiło, że rozmnożyły
się na nich kolczaste rośliny. Inne sam nabył: kupił je od
niedbałego człowieka i pozostawił. Jeszcze inne poprzecinał
drogami, bo człowiek ten lubił wygodę i nie chciał nakładać
drogi, idąc z jednego miejsca na drugie. Były wreszcie takie,
najbliższe domu, którym poświęcił całą swą troskę, aby mieć
przed domem przyjemny widok. Te ostatnie były dobrze uprzątnięte z
kamieni, cierni, chwastów i innych rzeczy.
Człowiek
ten wziął worek z ziarnem – najlepszym ziarnem – i zaczął
siać. Ziarno padło na pola najbliższe domu, na dobrą glebę,
pulchną, zaoraną, oczyszczoną, dobrze nawożoną. Upadło też na
pola poprzecinane ścieżkami i drogami, które urodzajną ziemię
okryły brudem suchego pyłu. Inna część [ziarna] upadła na pola,
na których nieudolność człowieka pozwoliła wyrosnąć ciernistym
roślinom. Co prawda przeorał je pług i wydawało się, że już
ich nie ma. Tymczasem chwasty te nadal istniały, gdyż tylko ogień,
który niszczy je zupełnie, nie pozwala im się odrodzić.
Reszta ziarna padła na kupione za bezcen pola, które człowiek
pozostawił takimi, jakie były: niezbyt głęboko zaorane, nie
oczyszczone z kamieni, rozrzuconych po ziemi. Tworzyły one na niej
jakby twardy bruk, w który nie mogły wrosnąć delikatne korzenie.
Po
zasianiu całego ziarna powrócił do domu i powiedział: „O! Jak
dobrze! Teraz trzeba tylko czekać na żniwa”. Potem cieszył się,
bo z upływem dni widział, jak kiełkuje ziarno na polach blisko
domu i jak wyrasta... O! Jakie jedwabiste dywany! A potem kłosy...
O, co za morze! Zboże następnie bielało i uderzając kłosami
śpiewało niebu ‘hosanna’. Człowiek mówił sobie: „Wszystkie
pola będą jak to! Przygotujmy sierpy i spichlerze. Ileż chleba!
Ile złota!” I zachwycał się...
Zebrał
zboże z pól najbliższych domu, potem poszedł na te, które
odziedziczył po ojcu, lecz pozostawił zdziczałe. Stanął z
otwartymi ustami. Ziarno wzeszło co prawda obficie, bo pola były
dobre, a ziemia – o którą dbał ojciec – żyzna i urodzajna,
jednak jej żyzność sprawiła, że wzrosły również ciernie,
poruszone wprawdzie przez pług, lecz wciąż żywe. Wyrosły one i
stworzyły prawdziwy dach z gałązek tak najeżonych cierniami, że
kiełki nie mogły się przez nie przedostać. Przebiło się tylko
kilka rzadkich kłosów. Reszta była prawie całkowicie martwa,
zaduszona.
Człowiek
powiedział sobie: „Nie zadbałem o to miejsce. Gdzie indziej
jednak nie było cierni, tam będzie lepiej”. I poszedł na pola
niedawno nabyte. Zaskoczenie zwiększyło smutek. Cienkie i wyschłe
listki zbóż leżały wszędzie jak suche siano. Suche siano! „Jak
to? Jak to?” – pytał człowiek, jęcząc. „Przecież tu nie
było cierni! Przecież ziarno było takie samo! Przecież zboże
wyrosło gęste i piękne! Widać to po listkach dobrze uformowanych
i licznych. Dlaczego zatem wszystko zmarniało i nie powstały nawet
kłosy?” Z bólem zaczął ryć w ziemi, aby zobaczyć, czy
znajdzie tam gniazda kretów lub inne szkodniki. Nie, nie było ani
robaków, ani gryzoni. Ale ile kamieni, ileż kamieni, rumowisko!
Pola były nimi zupełnie pokryte i odrobina ziemi, która je
okrywała, wprowadzała w błąd. O, gdyby użył pługa w
odpowiednim czasie! O, gdyby trochę pokopał, zanim nabył te pola,
zanim je zakupił jako teren dobry! O! Gdyby przynajmniej –
popełniwszy błąd ich zakupienia za proponowaną sumę, bez
upewnienia się co do ich wartości – użyźnił je, nawet za cenę
zmęczenia! Teraz było już za późno i żale były zbyteczne.
Człowiek
podniósł się, upokorzony, i udał się na pola, które poprzecinał
małymi ścieżkami dla swej wygody... I rozdarł z bólu szaty. Nie
było tam nic, zupełnie nic... Ciemną ziemię pola okrywała lekka
warstwa białego pyłu... Człowiek upadł na ziemię, jęcząc: „A
tu, dlaczego? Tu nie ma cierni ani kamieni. Przecież to są nasze
pola. Dziadek, ojciec i ja zawsze je posiadaliśmy i przez długie,
długie lata użyźnialiśmy je. Zrobiłem na nich wprawdzie ścieżki,
usunąłem ziemię z pól, lecz to nie mogło ich uczynić do tego
stopnia nieurodzajnymi...” Płakał jeszcze, kiedy została mu
udzielona odpowiedź na jego bolesne skargi. Ogromne stada ptaków
uporczywie chodziły od ścieżek do pola, od pola do ścieżek, aby
szukać, szukać, szukać ziaren, ziaren, ziaren... Pole stało się
siatką dróżek, na których brzegi upadły ziarna i przyciągnęły
stada ptaków. Zjadły najpierw ziarno, leżące na ścieżkach, a
potem to z pola, aż do ostatniego ziarenka.
Tak
więc ten sam zasiew na różnych polach przyniósł odmienny plon:
tu stokrotny, tam sześćdziesięciokrotny, gdzie indziej
trzydziestokrotny, a jeszcze gdzie indziej nie przyniósł go wcale.
Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. Zasiew to Słowo, które
jest takie samo dla wszystkich. Miejsca, na które ono pada, to wasze
serca. Niech każdy to pojmie i zastosuje. Pokój niech będzie z
wami». (III (cz. 1-2), 39: 4 czerwca 1945. A, 5241-5253)
Escono
e Gesù si dirige al lago per non essere oppresso dalla calca. Pietro
è sollecito a staccare la barca di pochi metri dalla riva di modo
che la voce di Gesù sia udita da tutti, ma che uno spazio sia fra
Lui e gli ascoltatori.
«Da
Cafarnao a qua Io ho pensato quale parola dirvi. E ho trovato
indicazione nei fatti del mattino. Voi avete visto tre uomini venire
a Me. L'uno spontaneamente, l'altro perché da Me sollecitato, il
terzo per subito entusiasmo. E avete anche visto che, di questi, due
soli Io ne ho presi. Perché? Ho forse visto nel terzo un traditore?
No, in verità. Ma un impreparato. All'apparenza pareva più
impreparato questo che ora è al mio fianco, diretto prima a
seppellire suo padre. Invece il più impreparato era il terzo. Questo
era tanto preparato, a sua stessa insaputa, che ha saputo compiere un
ben eroico sacrificio. L’eroismo nel seguire Iddio è sempre prova
di forte preparazione spirituale. Questo spiega certi sorprendenti
fatti che avvengono intorno a Me. I più preparati a ricevere il
Cristo, quale che sia la loro casta e la loro cultura, vengono a Me
con una prontezza e una fede assoluta. I meno preparati mi osservano
come un uomo che esce dal consueto, oppure mi studiano con diffidenza
e curiosità, oppure ancora mi attaccano e mi denigrano accusandomi
in vari modi. Le diverse maniere di agire sono in proporzione della
impreparazione degli spiriti. Nel popolo eletto si dovrebbero trovare
da per tutto spiriti pronti a ricevere questo Messia nella cui attesa
si sono consumati d'ansia i Patriarchi e i Profeti, questo Messia
venuto finalmente, preceduto e accompagnato da tutti i segni
profetizzati, questo Messia la cui figura spirituale si delinea
sempre più chiara attraverso i miracoli visibili sulle membra e
sugli elementi, e i miracoli invisibili sulle coscienze che si
convertono e sui gentili che si volgono al Dio vero. Invece così non
è. E la prontezza nel seguire il Messia è fortemente ostacolata
proprio nei figli di questo popolo e, doloroso a dirsi, lo è tanto
più quanto più si sale nelle classi più alte di esso. Non dico
questo per scandalizzarvi. È per indurvi a pregare ed a riflettere.
Perché avviene questo? Perché i gentili e i peccatori fanno più
strada sulla via mia? Perché essi accolgono quanto Io dico, e gli
altri no? Perché i figli d'Israele sono ancorati, anzi, sono
incrostati come ostriche perlifere al banco su cui sono nate. Perché
sono saturati, ricolmati, obesi della loro sapienza, e non sanno fare
largo alla mia col gettare il superfluo per fare posto al necessario.
Gli altri non hanno questa schiavitù. Sono poveri pagani, o poveri
peccatori, disancorati come nave alla deriva, sono dei poveri che non
hanno tesori propri ma solo fardelli di errori o di peccati, dei
quali si spogliano con gioia non appena riescono a comprendere cosa è
la Buona Novella e sentono il suo miele corroborante ben diverso dal
disgustoso miscuglio dei loro peccati. Udite, e forse capirete meglio
come possono esservi diversi frutti ad una stessa opera. Un
seminatore andò a seminare. I suoi campi erano molti e di diversa
razza. Ce ne erano alcuni che egli aveva ereditati dal padre, sui
quali la sua sbadataggine aveva lasciato proliferare piante spinose.
Altri erano un suo acquisto, li aveva comperati così come erano da
un negligente e tali li aveva lasciati. Altri ancora erano stati
intersecati da strade, perché l'uomo era un grande comodista e non
voleva fare molta strada per andare da un luogo all'altro. Infine ce
ne erano alcuni, i più prossimi alla casa, sui quali egli aveva
vegliato per avere un aspetto piacevole davanti alla dimora. Questi
erano ben mondi di sassaia, di spine, di gramigne e così via. L'uomo
dunque prese il suo sacchetto di grano da seme, il migliore dei
grani, e iniziò la semina. Il seme cadde nel buon terreno soffice,
arato, mondato, concimato dei campi prossimi alla casa. Cadde nei
campi intersecati da vie e viette, che li spezzettavano tutti
portando inoltre bruttura di polvere arida sulla terra fertile. Altro
seme cadde sui campi dove l'inettitudine dell'uomo aveva lasciato
proliferare le piante spinose. Ora l'aratro le aveva travolte, pareva
non ci fossero più, ma c'erano, perché solo il fuoco, la radicale
distruzione delle male piante, impedisce il loro rinascere. L'ultimo
seme cadde sui campi comperati da poco e che egli aveva lasciati così
come erano, senza dissodarli in profondità e mondarli da tutte le
pietre sprofondate nel suolo a fare un pavimento duro sul quale non
avevano presa le tenere radici. E poi, sparso tutto il suo seme, se
ne tornò a casa e disse: "Oh! bene! Ora non c’è che da
attendere la raccolta. E si beava perché, col passare dei mesi,
vedeva spuntare fitto il grano nie campi davanti alla casa, e
crescere... oh! Che soffice tappeto! e spighire... oh! che mare! e
imbiondire e cantare, battendo spiga a spiga, l'osanna al sole.
L'uomo diceva: Come questi campi, tutti! Prepariamo la falce e i
granai. Quanto pane! Quanto oro!". E si beava... Segò il grano
dei campi più vicini e poi passò a quelli ereditati dal padre, ma
lasciati inselvatichire. E restò di stucco. Grano e grano era nato,
perché i campi erano buoni e la terra bonificata dal padre era
grassa e fertile. Ma la sua stessa fertilità aveva agito anche sulle
piante spinose, travolte ma non sterilite. Esse erano rinate ed
avevano fatto un vero soffitto di ramaglie irte di rovi, attraverso
le quali il grano non aveva potuto emergere che con le rare spighe ed
era morto soffocato quasi tutto. L'uomo disse: "Sono stato
negligente in questo posto. Ma altrove non erano rovi, e andrà
meglio". E passò ai campi di recente acquisto. Il suo stupore
crebbe in pena. Sottili, e ormai disseccate, foglie di grano
giacevano come fieno secco sparse per ogni dove. Fieno secco. "Ma
come? Ma come?" gemeva l'uomo. "Eppure qui non sono spine!
Eppure il grano era lo stesso! Eppure era nato folto e bello. Lo si
vede dalle foglie ben formate e numerose. Perché allora tutto è
morto senza fare spiga?". E con dolore si dette a scavare il
suolo per vedere se trovava nidi di talpe o altri flagelli. Insetti e
roditori no, non ce ne erano. Ma quanti, quanti sassi! Una petraia! I
campi erano letteralmente selciati da scaglie di pietra e la poca
terra che li copriva era un inganno. Oh! se avesse approfondito
l'aratro quando era tempo! Oh! se avesse scavato, prima di acettare
quei campi e comperarli per buoni! Oh! se almeno, dopo lo sbaglio
fatto di acquistare quanto gli veniva proposto senza persuadersi
della sua bontà, li avesse resi buoni a fatica di reni! Ma ormai era
tardi ed era inutile il rammarichio. L’uomo si alzò in piedi
avvilito e andò ai campi intersecati di stradette per sua
comodità... E si strappò le vesti dal dolore. Qui non c'era nulla,
assolutamente nulla... La terra scura del campo era coperta da un
leggero strato di polvere bianca... L'uomo si accasciò al suolo
gemendo: "Ma qui perché? Qui non spine e non sassi perché
questi sono campi nostri. L'avo, il padre, io, li abbiamo sempre
avuti e in lustri e lustri li abbiamo fatti fertili. Io vi ho aperto
le strade, avrò levato del terreno al campo, ma ciò non può averlo
fatto sterile così...". Piangeva ancora quando ebbe risposta al
suo dolore da un fitto sciame d'uccelli che si accanivano dai
sentieri sul campo e da questo ai sentieri per cercare, cercare,
cercare semi, semi, semi... Il campo, divenuto una rete di stradette
sui bordi delle quali era caduto del grano, aveva attirato molti
uccelli, e questi prima avevano mangiato il grano caduto sulla via e
poi quello del campo, fino all'ultimo chicco. Così il seme, uguale
per tutti i campi, aveva dato dove il cento, dove il sessanta, dove
il trenta, dove il nulla. Chi ha orecchie da intendere intenda. Il
seme è la Parola: uguale per tutti. I luoghi dove cade il seme: i
vostri cuori. Ognuno applichi e comprenda. La pace sia con voi». (3,
179)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz