sobota, 3 marca 2018

(87) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Bogacz i Łazarz

   19 Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień ucztował wystawnie. 20 U bramy jego pałacu leżał żebrak pokryty wrzodami, imieniem Łazarz. 21 Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza. A także psy przychodziły i lizały jego wrzody. 22 Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. 23 Gdy cierpiąc męki w Otchłani, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. 24 I zawołał: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i przyślij Łazarza, aby koniec swego palca umoczył w wodzie i ochłodził mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu”. 25 Lecz Abraham odrzekł: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz w podobny sposób – niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. 26 A ponadto między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd nie przedostają się do nas”. 27 Tamten rzekł: „Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. 28 Mam bowiem pięciu braci: niech ich ostrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki”. 29 Lecz Abraham odparł: „Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!” 30 „Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby ktoś z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą”. 31 Odpowiedział mu: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby ktoś z umarłych powstał, nie uwierzą”. (Łk 16,19-31)

   19 Ἄνθρωπος δέ τις ἦν πλούσιος, καὶ ἐνεδιδύσκετο πορφύραν καὶ βύσσον εὐφραινόμενος καθ’ ἡμέραν λαμπρῶς. 20 πτωχὸς δέ τις ὀνόματι Λάζαρος ἐβέβλητο πρὸς τὸν πυλῶνα αὐτοῦ εἱλκωμένος 21 καὶ ἐπιθυμῶν χορτασθῆναι ἀπὸ τῶν πιπτόντων ἀπὸ τῆς τραπέζης τοῦ πλουσίου· ἀλλὰ καὶ οἱ κύνες ἐρχόμενοι ἐπέλειχον τὰ ἕλκη αὐτοῦ. 22 ἐγένετο δὲ ἀποθανεῖν τὸν πτωχὸν καὶ ἀπενεχθῆναι αὐτὸν ὑπὸ τῶν ἀγγέλων εἰς τὸν κόλπον Ἀβραάμ· ἀπέθανεν δὲ καὶ ὁ πλούσιος καὶ ἐτάφη. 23 καὶ ἐν τῷ ᾅδῃ ἐπάρας τοὺς ὀφθαλμοὺς αὐτοῦ, ὑπάρχων ἐν βασάνοις, ὁρᾷ Ἀβραὰμ ἀπὸ μακρόθεν καὶ Λάζαρον ἐν τοῖς κόλποις αὐτοῦ. 24 καὶ αὐτὸς φωνήσας εἶπεν· πάτερ Ἀβραάμ, ἐλέησόν με καὶ πέμψον Λάζαρον ἵνα βάψῃ τὸ ἄκρον τοῦ δακτύλου αὐτοῦ ὕδατος καὶ καταψύξῃ τὴν γλῶσσάν μου, ὅτι ὀδυνῶμαι ἐν τῇ φλογὶ ταύτῃ. 25 εἶπεν δὲ Ἀβραάμ· τέκνον, μνήσθητι ὅτι ἀπέλαβες τὰ ἀγαθά σου ἐν τῇ ζωῇ σου, καὶ Λάζαρος ὁμοίως τὰ κακά· νῦν δὲ ὧδε παρακαλεῖται, σὺ δὲ ὀδυνᾶσαι. 26 καὶ ἐν πᾶσιν τούτοις μεταξὺ ἡμῶν καὶ ὑμῶν χάσμα μέγα ἐστήρικται, ὅπως οἱ θέλοντες διαβῆναι ἔνθεν πρὸς ὑμᾶς μὴ δύνωνται, μηδὲ ἐκεῖθεν πρὸς ἡμᾶς διαπερῶσιν. 27 εἶπεν δέ· ἐρωτῶ σε οὖν, πάτερ, ἵνα πέμψῃς αὐτὸν εἰς τὸν οἶκον τοῦ πατρός μου, 28 ἔχω γὰρ πέντε ἀδελφούς, ὅπως διαμαρτύρηται αὐτοῖς, ἵνα μὴ καὶ αὐτοὶ ἔλθωσιν εἰς τὸν τόπον τοῦτον τῆς βασάνου. 29 λέγει δὲ Ἀβραάμ· ἔχουσιν Μωϋσέα καὶ τοὺς προφήτας· ἀκουσάτωσαν αὐτῶν. 30 ὁ δὲ εἶπεν· οὐχί, πάτερ Ἀβραάμ, ἀλλ’ ἐάν τις ἀπὸ νεκρῶν πορευθῇ πρὸς αὐτοὺς μετανοήσουσιν. 31 εἶπεν δὲ αὐτῷ· εἰ Μωϋσέως καὶ τῶν προφητῶν οὐκ ἀκούουσιν, οὐδ’ ἐάν τις ἐκ νεκρῶν ἀναστῇ πεισθήσονται. (Łk 16,19-31)

   Żył kiedyś człowiek bardzo bogaty. Miał najwspanialsze szaty z purpury i bisioru. Obnosił się w nich pysznie po placach i po swym domu. Kłaniali mu się mieszkańcy miasta – jako najpotężniejszemu w okolicy – oraz przyjaciele, którzy towarzyszyli mu w pysze, aby mieć z tego korzyść. W jego salach odbywały się każdego dnia wystawne uczty, w których uczestniczył tłum zaproszonych, samych bogatych, a przez to niczego nie potrzebujących. Tłoczyli się, aby schlebiać bogatemu Żarłokowi.97 Jego uczty słynęły z powodu obfitości dań i wybornych win.
   W tym samym mieście żył żebrak, wielki żebrak. Wielka była jego nędza, jak wielkie było bogactwo Żarłoka. Ale pod powłoką ludzkiej nędzy żebraka Łazarza był ukryty skarb większy niż bieda Łazarza i bogactwo Żarłoka. Była to prawdziwa świętość Łazarza. Nigdy nie przekroczył Prawa, nawet pod naciskiem potrzeb, a przede wszystkim był posłuszny przykazaniu miłości do Boga i do bliźniego. Jak czynią to zawsze ubodzy, tak i on podchodził do drzwi bogaczy, aby prosić o jałmużnę i nie umrzeć z głodu. I przychodził każdego wieczoru do drzwi Żarłoka, spodziewając się przynajmniej okruszyn z wystawnych uczt, które odbywały się w przebogatych salach. Kładł się na drodze, blisko drzwi, i cierpliwie czekał. Gdy jednak Żarłok go zauważał, nakazywał go przepędzić, bo to ciało – pokryte ranami, wynędzniałe, w łachmanach – było widokiem zbyt przykrym dla jego gości. Tak przynajmniej mówił, jednak w rzeczywistości widok nędzy i dobroci był dla niego stałym upomnieniem.
   Bardziej litościwe dla biedaka były psy bogacza, dobrze odżywione, z cennymi obrożami. Zbliżały się do Łazarza i lizały mu rany, skomląc z radości, gdy biedak je głaskał. Przynosiły mu także pozostałości z bogatych stołów. Dzięki nim Łazarz mógł żyć, pomimo braku pożywienia. [Żył] za sprawą zwierząt, bo przez człowieka by umarł, gdyż ten nie pozwalał mu nawet wejść do sal po uczcie, aby pozbierać okruchy, które spadły ze stołów.
   Któregoś dnia Łazarz umarł. Nikt na ziemi nie przybył [na pogrzeb], nikt go nie opłakiwał. Cieszył się Żarłok, że tego dnia i przez dni następne nie widział już na swoim progu tej nędzy, którą nazywał „hańbą”.
   W Niebie zbliżyli się [do Łazarza] aniołowie. Przy wydawaniu ostatniego tchnienia, w jego norze zimnej i pustej, były obecne zastępy niebieskie, które w blasku światła zabrały jego duszę, zanosząc ją pośród śpiewu ‘hosanna’ na łono Abrahama.
   Po jakimś czasie umarł Żarłok. O, jaki okazały był pogrzeb! Całe miasto, które wiedziało już o jego konaniu, zjednoczyło się w żałobie. Ludzie tłoczyli się na placu, gdzie wznosił się jego dom, aby ich zauważono jako przyjaciół „wielkiego”, z powodu ciekawości lub dla [spodziewanych] korzyści ze strony spadkobierców. Zawodzenia wzniosły się do nieba, a wraz z jękami żałoby nieszczere pochwały dla „wielkiego”, dla „dobroczyńcy”, dla „sprawiedliwego”, który umarł. Czy jednak słowo ludzkie może zmienić sąd Boży? Czyż chwała ludzka może wymazać to, co jest zapisane w księdze Życia? Nie, nie może. To, co jest osądzone, jest osądzone, a co jest napisane – jest napisane. I pomimo okazałego pogrzebu duch Żarłoka pogrążył się w piekle.
   Wtedy, w tym straszliwym więzieniu – pijąc i jedząc ogień i ciemności, znajdując nienawiść i udręczenie ze wszystkich stron i w każdym momencie tej wieczności – podniósł oczy ku Niebu. Ku temu Niebu, które zobaczył jakby w blasku błyskawicy, w ułamku sekundy, którego niewysłowione piękno pozostało w nim obecne, ażeby stać się [dodatkową] udręką pośród straszliwych cierpień. I zobaczył w górze Abrahama. Daleko, ale jaśniejącego, szczęśliwego... a na jego łonie, w blasku i szczęśliwy, był również Łazarz, biedny Łazarz – niegdyś pogardzany, odrażający, nędzny. A teraz?... A teraz piękny dzięki światłu Boga i Jego świętości, bogaty w miłość Bożą, podziwiany nie przez ludzi, lecz przez aniołów Bożych.
   Żarłok zawołał płacząc: „Ojcze Abrahamie, miej litość nade mną. Poślij Łazarza. Niech umoczy koniuszek palca w wodzie i dotknie mi języka, aby go ochłodzić, bo cierpię straszliwie z powodu tego płomienia, który przenika mnie bez przerwy i pali!”
   Abraham odpowiedział: „Wspomnij, synu, że za życia miałeś wszystkie dobra, a Łazarz, przeciwnie – tylko niedolę. Ale on potrafił z nieszczęścia uczynić dobro, gdy ty tymczasem nie umiałeś przy pomocy twoich dóbr uczynić nic, co nie byłoby złem. Dlatego jest sprawiedliwe, ażeby teraz on tu doznawał pociechy, a ty – żebyś cierpiał. Inaczej nie może być. Święci są rozproszeni po ziemi, aby przynosić ludziom korzyść. Kiedy jednak mimo ich bliskości człowiek pozostaje tym, kim jest – w twoim wypadku demonem – bezużyteczne jest potem odwoływanie się do świętych. Teraz jesteśmy rozdzieleni. Rośliny na polu są wymieszane. Gdy są już skoszone, oddziela się dobre od złych. Tak jest z wami i z nami. Byliśmy razem na ziemi, ale nas przeganialiście, dręczyliście na wszelkie sposoby, zapominaliście o nas, wbrew miłości. Teraz jesteśmy rozdzieleni. Między wami i nami jest taka przepaść, że ci, którzy chcieliby przedostać się stąd do was, nie potrafią; ani wy, którzy tam jesteście, nie potraficie przebyć straszliwej przepaści, aby przyjść do nas”.
   Żarłok płacząc, krzyczał głośniej: „Przynajmniej, o święty ojcze, poślij, proszę cię o to, poślij Łazarza do domu mego ojca. Mam pięciu braci. Nigdy nie okazywałem miłości, nawet krewnym. Teraz jednak, teraz rozumiem, jak straszną rzeczą jest nie być kochanym. Tutaj, gdzie się znajduję, panuje nienawiść. Pojąłem, czym jest Miłość, w tym ułamku czasu, gdy moja dusza ujrzała Boga. Nie chcę, żeby moi bracia cierpieli moje udręki. Jestem przerażony, bo żyją tak samo jak ja. O! Poślij Łazarza, niech ich ostrzeże, gdzie się znajduję, i dlaczego tu jestem, i niech im powie, że piekło istnieje i jest straszliwe, i że ten, kto nie kocha Boga i bliźniego, idzie do piekła. Poślij go! Niech na czas się opamiętają, aby nie musieli przyjść tu, do tego miejsca wiecznych udręk”.
   Abraham zaś odpowiedział: „Twoi bracia mają Mojżesza i Proroków. Niech ich słuchają”.
   Jękiem dręczonej duszy Żarłok odrzekł: „O, ojcze Abrahamie! Większe wrażenie zrobi na nich zmarły... Posłuchaj mnie! Miej litość!”
   Abraham jednak powiedział: „Jeśli nie posłuchali Mojżesza ani Proroków, nie uwierzą również komuś, kto powstałby na chwilę z martwych, aby im powiedzieć słowa Prawdy. A ponadto nie jest sprawiedliwe, aby ktoś błogosławiony opuszczał mnie, aby iść doznawać zniewag od synów Nieprzyjaciela. Czas poniżania dla niego już minął. Teraz jest w pokoju i żyje tutaj, na usługach Boga, który widzi bezużyteczność prób nawrócenia tych, którzy nie wierzą nawet w słowo Boże i nie żyją nim”. (III (cz. 1-2), 52: 16 czerwca 1945. A, 5350-5362)

97  M. Valtorta użyła słowa Epulone. Dosłownie oznacza ono człowieka, który lubi dobrze i dużo jeść. Wydaje się, że słowo „żarłok” najbardziej odpowiada znaczeniu włoskiego słowa. W języku polskim można użyć określeń takich jak ‘sybaryta’, ‘łakomczuch’, ‘obżarciuch’, ‘pasibrzuch’. (Przyp. tłum.)

   Vi era un tempo un uomo molto ricco. Le vesti più belle erano le sue, e nei suoi abiti di porpora e bisso si pavoneggiava nelle piazze e nella sua casa, riverito dai cittadini come il più potente del paese, e dagli amici che lo secondavano nella sua superbia per averne utile. Le sue sale erano aperte ogni giorno in splendidi banchetti in cui la folla degli invitati, tutti ricchi, e perciò non bisognosi, si pigiavano adulando il ricco Epulone. I suoi banchetti erano celebri per abbondanza di cibi e di vini prelibati.
   Ma nella stessa città vi era un mendico, un grande mendico. Grande nella sua miseria come l'altro era grande nella sua ricchezza. Ma sotto la crosta della miseria umana del mendico Lazzaro vi era celato un tesoro ancora più grande della miseria di Lazzaro e della ricchezza dell' Epulone. Ed era la santità vera di Lazzaro. Egli non aveva mai trasgredito alla Legge, neppure sotto la spinta del bisogno, e soprattutto aveva ubbidito al precetto dell'amore verso Dio e verso il prossimo.
   Egli, come sempre fanno i poveri, si accostava alle porte dei ricchi per chiedere l'obolo e non morire di fame. E andava ogni sera alla porta dell'Epulone sperando averne almeno le briciole dei pomposi banchetti che avvenivano nelle ricchissime sale. Si sdraiava sulla via, presso la porta, e paziente attendeva. Ma se l'Epulone si accorgeva di lui lo faceva scacciare, perché quel corpo coperto di piaghe, denutrito, in vesti lacere, era una vista troppo triste per i suoi convitati. L'Epulone diceva così. In realtà era perché quella vista di miseria e di bontà era un rimprovero continuo per lui.
   Più pietosi di lui erano i suoi cani, ben pasciuti, dai graziosi collari, che si accostavano al povero Lazzaro e gli leccavano le piaghe, mugolando di gioia per le sue carezze, e giungevano a portargli gli avanzi delle ricche mense, per cui Lazzaro sopravviveva alla denutrizione per merito degli animali, perché per mezzo dell'uomo sarebbe morto, non concedendogli l'uomo neppure di penetrare nella sala dopo il convito per raccogliere le briciole cadute dalle mense.
   Un giorno Lazzaro morì. Nessuno se ne accorse sulla terra, nessuno lo pianse. Anzi ne giubilò l'Epulone di non vedere quel giorno né poi quella miseria che egli chiamava 'obbrobrio' sulla sua soglia. Ma in Cielo se ne accorsero gli angeli. E al suo ultimo anelito, nella sua tana fredda e spoglia, erano presenti le coorti celesti, che in un folgoreggiare di luci ne raccolsero l'anima portandola con canti di osanna nel seno di Abramo.
   Passò qualche tempo e morì l'Epulone. Oh! che funerali fastosi! Tutta la città, che già sapeva della sua agonia e che si pigiava sulla piazza dove sorgeva la sua dimora per essere notata come amica del grande, per curiosità, per interesse presso gli eredi, si unì al cordoglio, e gli ululi salirono al cielo e con gli ululi del lutto le lodi bugiarde al 'grande', al 'benefattore', al 'giusto' che era morto.
   Può parola d'uomo mutare il giudizio di Dio? Può apologia umana cancellare quanto è scritto sul libro della Vita? No, non può. Ciò che è giudicato è giudicato, e ciò che è scritto è scritto. E nonostante i funebri solenni, l'Epulone ebbe lo spirito sepolto nell'inferno.
   Allora, in quel carcere orrendo, bevendo e mangiando fuoco e tenebre, trovando odio e torture in ogni dove e in ogni attimo di quella eternità, alzo lo sguardo al Cielo. Al Cielo che aveva visto in un bagliore di folgore, in un atomo di minuto, e la cui non dicibile bellezza gli rimaneva presente ad essere tormento fra i tormenti atroci. E vide lassù Abramo. Lontano ma fulgido, beato... e nel suo seno, fulgido e beato pure egli, era Lazzaro, il povero Lazzaro un tempo spregiato, repellente, misero, ed ora?... Ed ora era bello della luce di Dio e della sua santità, ricco dell'amore di Dio, ammirato non dagli uomini ma dagli angeli di Dio.
   Epulone gridò piangendo: "Padre Abramo, abbi pietà di me! Manda Lazzaro, poiché io non posso sperare che tu stesso lo faccia, manda Lazzaro ad intingere la punta del suo dito nell'acqua e a posarla sulla mia lingua, per rinfrescarla, perché io spasimo per questa fiamma che mi penetra di continuo e mi arde!"
   Abramo rispose. "Ricordati, figlio, che tu avesti tutti i beni in vita, mentre Lazzaro ebbe tutti i mali. E lui seppe del male fare un bene mentre tu non sapesti dai tuoi beni fare nulla che male non fosse. Perciò è giusto che ora lui sia qui consolato e che tu soffra. Inoltre non è più possibile farlo. I santi sono sparsi sulla terra perché gli uomini di loro se ne avvantaggino. Ma quando, nonostante ogni vicinanza, l'uomo resta quello che è – nel tuo caso, un demonio – è inutile poi ricorrere ai santi. Ora noi siamo separati. Le erbe sul campo sono mescolate. Ma una volta che sono falciate vengono separate dalle buone le malvagie. Così è di voi e di noi. Fummo insieme sulla terra e ci cacciaste, ci tormentaste in tutti i modi, ci dimenticaste, contro l'amore. Ora siamo divisi. Fra voi e noi c'è un tale abisso che quelli che vogliono passare da qui a voi non possono, né voi, che lì siete, potete valicare l'abisso tremendo per venire a noi".
   Epulone piangendo più forte gridò: "Almeno, o padre santo, manda, io te ne prego, manda Lazzaro a casa di mio padre. Ho cinque fratelli. Non ho mai capito neppure l'amore fra parenti. Ma ora, ora comprendo cosa è di terribile essere non amati. E, poi che qui dove io sono è l'odio, ora ho capito, per quell'atomo di tempo che vide la mia anima Iddio, cosa è l'Amore. Non voglio che i miei fratelli soffrano le mie pene. Ho terrore per loro che fanno la mia stessa vita. Oh! manda Lazzaro ad avvertirli di dove io sono, e perché ci sono, e a dire loro che l'inferno è, ed è atroce, e che chi non ama Dio e il prossimo all'inferno viene. Mandalo! Che in tempo provvedano, e non abbiano a venire qui, in questo luogo di eterno tormento".
   Ma Abramo rispose: "I tuoi fratelli hanno Mosè ed i Profeti. Ascoltino quelli".
   E con gemito di anima torturata rispose l'Epulone: "Oh! padre Abramo! Farà loro più impressione un morto... Ascoltami! Abbi pietà!"
   Ma Abramo disse: "Se non hanno ascoltato Mosè e i Profeti, non crederanno nemmeno ad uno che risusciti per un'ora dai morti per dire loro parole di Verità. E d'altronde non è giusto che un beato lasci il mio seno per andare a ricevere offese dai figli del Nemico. Il tempo delle ingiurie per esso è passato. Ora è nella pace e vi sta, per ordine di Dio che vede l'inutilità di un tentativo di conversione presso coloro che non credono neppure alla parola di Dio e non la mettono in pratica". (3, 191)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz