11
Powiedział
też: «Pewien człowiek miał dwóch synów. 12
Młodszy
z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część własności, która na
mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. 13
Niedługo
potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i
tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie. 14
A
gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie, i on sam
zaczął cierpieć niedostatek. 15
Poszedł
i przystał na służbę do jednego z obywateli owej krainy, a ten
posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. 16
Pragnął
on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się
świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. 17
Wtedy
zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod
dostatkiem chleba, a ja tu przymieram głodem. 18
Zabiorę
się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw
Niebu i względem ciebie; 19
już
nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby
jednym z twoich najemników. 20
Zabrał
się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko,
ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw
niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. 21
A
syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i wobec
ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. 22
Lecz
ojciec powiedział do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą
szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały
na nogi! 23
Przyprowadźcie
utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i weselić się, 24
ponieważ
ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł
się. I zaczęli się weselić. 25
Tymczasem
starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu,
usłyszał muzykę i tańce. 26
Przywołał
jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. 27
Ten
mu rzekł: Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić
utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego. 28
Rozgniewał
się na to i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i
tłumaczył mu. 29
Lecz
on odpowiedział ojcu: Oto tyle lat ci służę i nie przekroczyłem
nigdy twojego nakazu; ale mnie nigdy nie dałeś koźlęcia, żebym
się zabawił z przyjaciółmi. 30
Skoro
jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z
nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. 31
Lecz
on mu odpowiedział: Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i
wszystko, co moje, do ciebie należy. 32
A
trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był
umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się». (Łk 15,11-32)
11
Εἶπεν δέ· ἄνθρωπός τις εἶχεν
δύο υἱούς. 12
καὶ εἶπεν ὁ νεώτερος αὐτῶν
τῷ πατρί· πάτερ, δός μοι τὸ ἐπιβάλλον
μέρος τῆς οὐσίας. ὁ δὲ διεῖλεν αὐτοῖς
τὸν βίον. 13
καὶ μετ’ οὐ πολλὰς ἡμέρας
συναγαγὼν πάντα ὁ νεώτερος υἱὸς
ἀπεδήμησεν εἰς χώραν μακρὰν καὶ ἐκεῖ
διεσκόρπισεν τὴν οὐσίαν αὐτοῦ ζῶν
ἀσώτως. 14
δαπανήσαντος δὲ αὐτοῦ πάντα
ἐγένετο λιμὸς ἰσχυρὰ κατὰ τὴν χώραν
ἐκείνην, καὶ αὐτὸς ἤρξατο ὑστερεῖσθαι.
15 καὶ
πορευθεὶς ἐκολλήθη ἑνὶ τῶν πολιτῶν
τῆς χώρας ἐκείνης, καὶ ἔπεμψεν αὐτὸν
εἰς τοὺς ἀγροὺς αὐτοῦ βόσκειν
χοίρους, 16
καὶ ἐπεθύμει χορτασθῆναι ἐκ
τῶν κερατίων ὧν ἤσθιον οἱ χοῖροι,
καὶ οὐδεὶς ἐδίδου αὐτῷ. 17
εἰς ἑαυτὸν δὲ ἐλθὼν ἔφη·
πόσοι μίσθιοι τοῦ πατρός μου
περισσεύονται ἄρτων, ἐγὼ δὲ λιμῷ ὧδε
ἀπόλλυμαι. 18
ἀναστὰς πορεύσομαι πρὸς τὸν
πατέρα μου καὶ ἐρῶ αὐτῷ· πάτερ,
ἥμαρτον εἰς τὸν οὐρανὸν καὶ ἐνώπιόν
σου, 19
οὐκέτι εἰμὶ ἄξιος κληθῆναι
υἱός σου· ποίησόν με ὡς ἕνα τῶν
μισθίων σου. 20
καὶ ἀναστὰς ἦλθεν πρὸς τὸν
πατέρα ἑαυτοῦ. Ἔτι δὲ αὐτοῦ μακρὰν
ἀπέχοντος εἶδεν αὐτὸν ὁ πατὴρ αὐτοῦ
καὶ ἐσπλαγχνίσθη καὶ δραμὼν ἐπέπεσεν
ἐπὶ τὸν τράχηλον αὐτοῦ καὶ κατεφίλησεν
αὐτόν. 21
εἶπεν δὲ ὁ υἱὸς αὐτῷ· πάτερ,
ἥμαρτον εἰς τὸν οὐρανὸν καὶ ἐνώπιόν
σου, οὐκέτι εἰμὶ ἄξιος κληθῆναι υἱός
σου. 22
εἶπεν δὲ ὁ πατὴρ πρὸς τοὺς
δούλους αὐτοῦ· ταχὺ ἐξενέγκατε
στολὴν τὴν πρώτην καὶ ἐνδύσατε αὐτόν,
καὶ δότε δακτύλιον εἰς τὴν χεῖρα
αὐτοῦ καὶ ὑποδήματα εἰς τοὺς πόδας,
23 καὶ
φέρετε τὸν μόσχον τὸν σιτευτόν,
θύσατε, καὶ φαγόντες εὐφρανθῶμεν, 24
ὅτι οὗτος ὁ υἱός μου νεκρὸς
ἦν καὶ ἀνέζησεν, ἦν ἀπολωλὼς καὶ
εὑρέθη. καὶ ἤρξαντο εὐφραίνεσθαι.
25 Ἦν
δὲ ὁ υἱὸς αὐτοῦ ὁ πρεσβύτερος ἐν
ἀγρῷ· καὶ ὡς ἐρχόμενος ἤγγισεν τῇ
οἰκίᾳ, ἤκουσεν συμφωνίας καὶ χορῶν,
26 καὶ
προσκαλεσάμενος ἕνα τῶν παίδων
ἐπυνθάνετο τί ἂν εἴη ταῦτα. 27
ὁ δὲ εἶπεν αὐτῷ ὅτι ὁ ἀδελφός
σου ἥκει, καὶ ἔθυσεν ὁ πατήρ σου τὸν
μόσχον τὸν σιτευτόν, ὅτι ὑγιαίνοντα
αὐτὸν ἀπέλαβεν. 28
ὠργίσθη δὲ καὶ οὐκ ἤθελεν
εἰσελθεῖν, ὁ δὲ πατὴρ αὐτοῦ ἐξελθὼν
παρεκάλει αὐτόν. 29
ὁ δὲ ἀποκριθεὶς εἶπεν τῷ
πατρὶ αὐτοῦ· ἰδοὺ τοσαῦτα ἔτη δουλεύω
σοι καὶ οὐδέποτε ἐντολήν σου παρῆλθον,
καὶ ἐμοὶ οὐδέποτε ἔδωκας ἔριφον ἵνα
μετὰ τῶν φίλων μου εὐφρανθῶ· 30
ὅτε δὲ ὁ υἱός σου οὗτος ὁ
καταφαγών σου τὸν βίον μετὰ πορνῶν
ἦλθεν, ἔθυσας αὐτῷ τὸν σιτευτὸν
μόσχον. 31
ὁ δὲ εἶπεν αὐτῷ· τέκνον, σὺ
πάντοτε μετ’ ἐμοῦ εἶ, καὶ πάντα τὰ
ἐμὰ σά ἐστιν· 32
εὐφρανθῆναι δὲ καὶ χαρῆναι
ἔδει, ὅτι ὁ ἀδελφός σου οὗτος νεκρὸς
ἦν καὶ ἔζησεν, καὶ ἀπολωλὼς καὶ
εὑρέθη. (Łk 15,11-32)
Posłuchajcie.
To piękna przypowieść, która w bardzo wielu wypadkach wskaże wam
drogę swoim światłem.
Pewien
człowiek miał dwóch synów. Starszy był poważny, pracowity,
życzliwy, posłuszny. Jednak był trochę ograniczony. Pozwalał
bowiem, by nim kierowano, żeby nie męczyć się decydowaniem o
sobie. Drugi zaś był bardziej inteligentny od starszego. Był
jednak też buntowniczy, roztargniony, lubił wygodę i przyjemność,
był rozrzutny i leniwy. Inteligencja jest wielkim darem Bożym. Ale
jest darem, którego trzeba używać roztropnie. W przeciwnym razie
staje się ona jak niektóre leki, które – źle użyte – nie
leczą, lecz zabijają. Ojciec zgodnie ze swoim prawem i obowiązkiem
przywoływał go do życia bardziej roztropnego, jednak bez żadnego
skutku. Spotykały go tylko niegrzeczne odpowiedzi, a syn bardziej
utwierdzał się w swych przewrotnych myślach. Wreszcie któregoś
dnia, po bardziej gwałtownej sprzeczce, młodszy syn powiedział:
„Daj
mi moją część posiadłości. Dzięki temu nie będę więcej
słyszał twoich upomnień i narzekań brata. Każdemu [daj, co mu
się należy,] i niech się to wszystko skończy”.
„Uważaj
– odpowiedział ojciec – bo wkrótce zrujnujesz się. Co wtedy
zrobisz? Pomyśl, że ja – z powodu ciebie – nie będę
niesprawiedliwy i nie odbiorę ani grosza twemu bratu, aby go dać
tobie”.
„O
nic takiego cię nie poproszę. Bądź pewny. Daj mi [tylko] moją
część”.
Ojciec
kazał oszacować ziemie i cenne przedmioty. Widząc, że pieniądze
i klejnoty były warte tyle co ziemia, dał starszemu pola i winnice,
trzody i oliwki, a młodszemu – pieniądze oraz klejnoty, które
młodzieniec szybko sprzedał, zamieniając wszystko na pieniądze.
Uczyniwszy
to, po kilku dniach udał się do dalekich krajów, gdzie żył jak
wielki pan. Trwonił wszystko, co posiadał, w hulankach różnego
rodzaju, każąc się uważać za syna królewskiego, bo wstydził
się powiedzieć: „jestem wieśniakiem”. W ten sposób zapierał
się ojca. Uczty, przyjaciele i przyjaciółki, szaty, wino,
uciechy... rozwiązłe życie... Szybko zobaczył, jak zmniejszył
się majątek i nadeszła bieda. Nędzę powiększyło jeszcze i to,
że przyszedł na kraj wielki głód, który doprowadził do
wyczerpania reszty majątku. Chciał iść do ojca. Był jednak
pyszny i nie potrafił. Poszedł więc do bogacza z okolicy, byłego
przyjaciela z dobrych czasów. Prosił go mówiąc: „Przyjmij mnie
do grona sług, wspominając na czas, kiedy korzystałeś z mojego
bogactwa”.
Widzicie,
jak głupi jest człowiek! Woli poddać się pod bat jakiegoś pana
zamiast powiedzieć do ojca: „Wybacz! Zbłądziłem!”
Ten
młodzieniec poznał wiele niepotrzebnych rzeczy dzięki swej
wielkiej inteligencji. Nie chciał jednak nauczyć się tego, co
powiedział Eklezjastyk: „Kto porzuca ojca swego, jest jak
bluźnierca, a przeklęty przez Pana, kto pobudza do gniewu swą
matkę”.117
Był inteligentny, ale nie był mądry.
Człowiek,
do którego się zwrócił – w zamian za tak wiele korzyści, jakie
miał dzięki niemądremu młodzieńcowi – wyznaczył tego głupca
do pilnowania świń, znajdował się bowiem w kraju pogańskim i
było tam wiele świń. Posłał go na swe posiadłości, by doglądał
świń. Brudny, obdarty, śmierdzący, wygłodzony – bo pokarm był
znikomy dla wszystkich sług, a szczególnie dla najniższych, a on,
cudzoziemiec, dozorca świń i pośmiewisko, za takiego uchodził –
widział świnie karmiące się żołędziami i wzdychał: „Gdybym
mógł przynajmniej tymi owocami napełnić sobie żołądek! Ale są
zbyt gorzkie! Nawet pomimo głodu nie wydają mi się dobre”. I
płakał, myśląc o niedawnych obfitych ucztach u tyrana, pośród
wybuchów śmiechu, śpiewów, tańców... Myślał też o skromnych,
a bardzo pożywnych posiłkach, w oddalonym domu, o porcjach, które
ojciec wydzielał wszystkim sprawiedliwie, zachowując dla siebie
zawsze najmniej, zadowolony, że widzi zdrowy apetyt swoich synów...
myślał też o porcjach wydzielanych sługom przez tego
sprawiedliwego i wzdychał: „Pracownicy mego ojca, nawet najniżsi,
mają chleba pod dostatkiem... a ja tu umieram z głodu...”
Długi
wysiłek zastanawiania się... długa walka dla zdławienia pychy...
Wreszcie nadszedł dzień, gdy – odrodzony w pokorze i mądrości –
powstał i powiedział: „Idę do mojego ojca! Głupia jest ta
pycha, która mnie więzi. I dlaczego? Po co cierpieć w ciele, a
jeszcze bardziej w sercu, gdy mogę uzyskać przebaczenie i pociechę?
Idę do mojego ojca. To postanowione. Co mu jednak powiem? Ależ to,
co zrodziło się we wnętrzu, w tym upodleniu, pośród
nieczystości, pośród dokuczliwego głodu! Powiem mu: ‘Ojcze,
zgrzeszyłem przeciw Niebu i przeciw tobie. Nie jestem już godzien
nazywać się twoim synem. Traktuj mnie więc jak najniższego pośród
twoich najemników, ale znoś mnie pod swoim dachem, żebym widział
cię, jak przechodzisz...’ Nie będę mógł mu powiedzieć:
‘...ponieważ cię kocham.’ Nie uwierzyłby w to. Ale to powie mu
moje życie. I ojciec zrozumie, i zanim umrze, jeszcze mi
pobłogosławi... O! Mam nadzieję, bo mój ojciec mnie kocha”.
Powróciwszy
wieczorem do wioski, zwolnił się u swego pana i – żebrząc po
drodze – powrócił do domu. Oto pola ojca... i dom... i ojciec,
który kierował pracami, postarzały, wychudzony z bólu, ale zawsze
dobry... Winowajca – patrząc na tę ruinę, którą spowodował –
zatrzymał się wystraszony... Ojciec jednak, odwracając głowę,
ujrzał go. Wybiegł mu na spotkanie, gdy był jeszcze daleko.
Dobiegłszy do niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go.
Tylko ojciec rozpoznał w tym upodlonym żebraku swe dziecko i tylko
on doznał poruszenia miłości. Syn – objęty ramionami ojca, z
głową na jego ramieniu – wymamrotał pośród szlochania:
„Ojcze,
pozwól mi rzucić się do twoich stóp”.
„Nie,
mój synu. Nie do stóp... na moje
serce. Ono tak bardzo cierpiało z powodu twojej nieobecności i musi
odżyć, czując twoje ciepło na mojej piersi”.
I
syn, płacząc jeszcze mocniej, powiedział: „O, mój ojcze!
Zgrzeszyłem przeciw Niebu i przeciwko tobie. Nie jestem już
godzien, byś mnie nazywał synem. Ale pozwól mi żyć między
twoimi sługami, pod twoim dachem. [Chcę] widzieć cię, jeść twój
chleb, służyć ci, sycić się twoim oddechem. I przez każdy kęs
chleba, przez każdy twój oddech umocni się moje serce, tak
zepsute, i stanę się szlachetny...”
Ojciec
zaś – trzymając go ciągle w objęciach – zaprowadził go do
sług, którzy zgromadzili się w pewnej odległości i obserwowali.
Powiedział im: „Przynieście tu szybko najpiękniejsze szaty,
miednice z wonną wodą. Umyjcie go, skropcie pachnidłami,
przyobleczcie go na nowo, włóżcie mu nowe sandały i pierścień
na palec. Potem weźcie utuczone cielę i zabijcie je. I niech
przygotują ucztę. Ten bowiem syn mój był martwy, a teraz ożył;
był zagubiony, a odnalazł się. Chcę, aby teraz odnalazł prostą
dziecięcą miłość. Moja miłość i uczta w domu z powodu jego
powrotu powinny mu ją przywrócić. Powinien pojąć, że zawsze
jest dla mnie kochanym dzieckiem, które urodziło się jako
ostatnie; [że jest dla mnie zawsze takim,] jakim było w odległym
dzieciństwie, gdy kroczyło u mego boku, uszczęśliwiając mnie
swoim uśmiechem i ciągłym szczebiotaniem”. I słudzy tak
uczynili.
Starszy
syn był w polu i dowiedział się o tym dopiero, gdy wrócił.
Wieczorem, wracając do domu, zobaczył, że oświetlają go lampy.
Usłyszał też dźwięki instrumentów i odgłosy tańców,
dochodzące od domu. Zawołał sługę, który przybiegł od swych
zajęć, i zapytał go: „Co tu się dzieje?”
A
sługa odpowiedział: „Powrócił twój brat! Ojciec kazał zabić
tłuste cielę, bo odzyskał syna – i to zdrowego, uleczonego z
wielkiej choroby – i zarządził ucztę. Tylko na ciebie czeka, by
zacząć”.
Ale
pierworodny syn, w złości, nie chciał wejść, a nawet zaczął
oddalać się od domu. Wydawała mu się bowiem niesprawiedliwością
taka uczta dla młodszego brata, który nie tylko był młodszy, ale
również zły.
Ojciec,
powiadomiony o tym, wybiegł na zewnątrz. Podszedł do niego,
usiłując przekonać go i prosząc, żeby nie zaprawiał goryczą
jego radości. Pierworodny syn odpowiedział ojcu: „I chcesz, żebym
był spokojny? Jesteś niesprawiedliwy i okazujesz pogardę
pierworodnemu. Odkąd mogłem pracować, służyłem ci, już od
wielu lat. Nie przekroczyłem nigdy ani jednego twego nakazu, [nie
zlekceważyłem] ani jednego twego pragnienia. Zawsze byłem blisko
ciebie, i kochałem cię za dwóch, aby wyleczyć cię z rany zadanej
przez mojego brata. A ty nie dałeś mi nawet koźlęcia, abym
zabawił się z przyjaciółmi. Tego – który cię obraził, który
cię opuścił, który stał się leniem i marnotrawcą i który
wraca teraz przynaglony głodem – obsypujesz zaszczytami i dla
niego zabijasz najpiękniejsze cielę. Czy warto pracować i być bez
wad?! Tego nie powinieneś mi czynić!”
Ojciec
odpowiedział mu, tuląc go do serca: „O, synu mój! Sądzisz, że
cię nie kocham, bo nie rozwieszam świątecznej zasłony nad twoimi
czynami? Twój sposób postępowania jest sam z siebie święty i
świat cię za to pochwala. Ten twój brat natomiast potrzebuje
podniesienia w oczach świata i we własnych oczach. Uważasz, że
cię nie kocham, bo nie daję ci widzialnej zapłaty? Rano i
wieczorem jesteś przecież obecny w każdym oddechu, w każdej myśli
i w moim sercu. W każdej chwili cię błogosławię. Posiadasz stałą
nagrodę przebywania zawsze ze mną i wszystko, co do mnie należy,
jest także twoje. Ale trzeba było ucztować i urządzić
uroczystość dla twego brata. Był on bowiem martwy, a powstał z
martwych do Dobra; był zagubiony, a powrócił do naszej miłości”.
I
pierworodny ugiął się.
I
tak, Moi przyjaciele, dzieje się w Domu Ojca. Kto uznaje siebie za
równego młodszemu synowi z przypowieści, niech pomyśli też, że
– jeśli stanie się do niego podobnym w powrocie do Ojca –
Ojciec mu powie: „Nie [padaj] do Moich stóp, lecz na Moje serce,
które cierpiało z powodu twojej nieobecności, a teraz jest
szczęśliwe z powodu twojego powrotu”. Kto zaś jest w sytuacji
syna pierworodnego i bez winy wobec Ojca, niech nie będzie zazdrosny
o radość ojcowską, ale niech weźmie w niej udział, okazując
miłość ocalonemu bratu. (III (cz. 1-2), 66: 30
czerwca 1945. A, 5491-5502)
117 Syr 3,16. (Przyp. wyd.)
Udite.
E' una bella parabola che vi guiderà con la sua luce in tanti casi.
Un
uomo aveva due figli. Il maggiore era serio, lavoratore, affezionato,
ubbidiente. Il secondo era intelligente più del maggiore – che in
verità era un poco ottuso e si lasciava guidare per non avere da
affaticarsi a decidere da sé – ma in compenso era anche ribelle,
svagato, amante del lusso e del piacere, dissipatore e ozioso.
L'intelligenza è un grande dono di Dio. Ma è un dono che va usato
saggiamente. Altrimenti è come certi farmachi i quali, usati in mal
modo, non sanano ma uccidono. Il padre – era nel suo diritto e nel
suo dovere – lo richiamava a vita più saggia. Ma senza alcun
utile, tolto quello di averne male risposte e un maggior
irrigidimento del figlio nelle proprie cattive idee.
Infine
un giorno, dopo una disputa più fiera, il figlio minore disse:
"Dammi la mia parte di beni. Così non sentirò più i tuoi
rimproveri e i lagni del fratello. Ognuno il suo e sia finito tutto".
"Guarda" rispose il padre" che presto sarai rovinato.
Che farai allora? Pensa che io non sarò ingiusto in favore di te e
non riprenderò un picciolo a tuo fratello per darlo a te". "Non
ti chiederò nulla. Sta' sicuro. Dàmmi la mia parte".
Il
padre fece stimare le terre e le cose preziose e, visto che denaro e
gioielli facevano tanto quanto le terre, dette al maggiore i campi e
i vigneti, le mandre e gli ulivi, e al minore il denaro e i gioielli,
che il giovane vendette subito mutando tutto in denaro. E fatto
questo, in pochi giorni, se ne andò in lontano paese dove visse da
gran signore, scialacquando tutto il suo in bagordi di ogni specie,
facendosi credere un figlio di re perché si vergognava di dire:
"sono campagnolo", rinnegando perciò il padre suo.
Festini, amici e amiche, vesti, vini, giuoco... vita dissoluta...
Presto vide scemare la sostanza e venire avanti la miseria. E con la
miseria, a farla più grave, venne nel paese una grande carestia che
dette fondo ai resti della sostanza.
Avrebbe
voluto andare dal padre. Ma era superbo e non volle. Andò allora da
un riccone del paese, già suo amico in tempi buoni, e lo pregò
dicendo: "Accoglimi fra i tuoi servi in ricordo di quanto
godesti delle mie dovizie". Vedete voi come è stolto l'uomo!
Preferisce mettersi sotto la frusta di un padrone anziché dire ad un
padre: "Perdono! Ho sbagliato!". Quel giovane aveva
imparato tante cose inutili con la sua intelligenza aperta, ma non
aveva voluto imparare il detto dell'Ecclesiastico: "Quanto è
infame colui che abbandona il padre suo e quanto è maledetto da Dio
chi fa inquietare la madre". Era intelligente, ma non sapiente.
L'uomo
a cui si era rivolto, in cambio del molto che aveva goduto dal
giovane stolto, mise questo stolto di guardia ai porci – perché si
era in un paese pagano e vi erano molti porci – e lo mandò a
pasturare nei suoi possessi le mandre dei porci. Lurido, stracciato,
puzzolente, affamato – perché il cibo era scarso per tutti i servi
e specie per gli infimi, e lui, straniero mandriano di porci e
deriso, era ritenuto tale – vedeva i porci satollarsi delle ghiande
e sospirava: 'Potessi almeno io pure empirmi il ventre di questi
frutti! Ma sono troppo amari! Neppure la fame me li fa parere buoni'.
E piangeva pensando ai ricchi festini da satrapo fatti poco tempo
prima fra risa, canti, danze... e pensava poi agli onesti pranzi ben
nutriti della sua casa lontana, alle porzioni che il padre faceva a
tutti imparzialmente, serbando per sé sempre il meno, lieto di
vedere il sano appetito dei suoi figli... e pensava anche alle parti
fatte ai servi da quel giusto, e sospirava: 'I garzoni di mio padre,
anche i più infimi, hanno pane in abbondanza... e io qui muoio di
fame...'. Un lungo lavoro di riflessione, una lunga lotta per
strozzare la superbia...
Infine
venne il giorno che, rinato nell'umiltà e nella sapienza, sorse in
piedi e disse: 'Io vado dal padre mio! E' stolto questo orgoglio che
mi fa prigione. E di che? Perché soffrire e nel corpo e più nel
cuore mentre posso avere perdono e sollievo? Vado dal padre mio. E'
detto. Che gli dirò? Ma quello che è nato qui dentro, in questa
abiezione, fra queste lordure, fra i morsi della fame! Gli dirò:
'Padre, ho peccato contro il Cielo e contro di te, non sono più
degno di essere chiamato tuo figlio; trattami perciò come l'infimo
dei tuoi garzoni, ma sopportami sotto il tuo tetto. Che io ti veda
passare...'. Non potrò dirgli: '...perché ti amo'. Non lo
crederebbe. Ma lo dirà la mia vita, ed egli lo comprenderà, e prima
di morire mi benedirà ancora... Oh! lo spero. Perché mio padre mi
ama". E, tornato la sera in paese, si licenziò dal padrone, e
mendicando per via tornò a casa sua.
Ecco
i campi paterni... e la casa... e il padre che dirigeva i lavori,
invecchiato, scarnito dal dolore, ma sempre buono... Il colpevole
guardando quella rovina causata da lui, si fermò intimorito... ma il
padre, girando l'occhio, lo vide e gli corse incontro, perché era
ancora lontano, e raggiuntolo gli gettò le braccia al collo e lo
baciò. Solo il padre aveva riconosciuto in quel mendicante avvilito
la sua creatura e solo lui aveva avuto un movimento di amore. Il
figlio, stretto fra quelle braccia, con il capo sulla spalla paterna,
mormorò fra i singhiozzi: 'Padre, lascia che io mi getti ai tuoi
piedi'. 'No, figlio mio! Non ai piedi. Sul mio cuore, che ha tanto
sofferto della tua assenza e che ha bisogno di rivivere col sentire
il tuo calore sul mio petto'. E il figlio, piangendo più forte,
disse: 'Oh! padre mio! Io ho peccato contro il Cielo e contro di te,
non sono più degno di essere chiamato da te: figlio. Ma permettimi
di vivere fra i tuoi servi, sotto il tuo tetto, vedendoti, mangiando
il tuo pane, servendoti, bevendo il tuo alito. Ad ogni boccone di
pane, ad ogni tuo respiro si riformerà il mio cuore tanto corrotto e
diverrò onesto...'. Ma il padre, sempre tenendolo abbracciato, lo
condusse verso i servi, che si erano ammucchiati in distanza e che
osservavano, e disse loro: 'Presto, portate qui la veste più bella e
catini di acque odorose, lavatelo, profumatelo, rivestitelo,
mettetegli dei calzari nuovi e un anello al dito. Poi prendete un
vitello ingrassato ed ammazzatelo. E si prepari un banchetto. Perché
questo figlio mio era morto ed ora è risuscitato, era perduto ed è
stato ritrovato. Io voglio che ora lui pure ritrovi il suo semplice
amore di pargolo; e il mio amore e la festa della casa per il suo
ritorno glielo devono dare. Deve capire che egli è sempre per me il
caro bambino ultimo nato, quale era nella infanzia sua lontana,
quando mi camminava al fianco facendomi beato col suo sorriso e il
suo balbettio'. E così fecero i servi.
Il
figlio maggiore era in campagna e non seppe nulla fino al suo
ritorno. A sera, venendo verso casa, la vide luminosa di lumi, e udì
suoni di strumenti e danze uscire da essa. Chiamò un servo che
correva indaffarato e gli disse: 'Che avviene?'. E il servo rispose:
'E' tornato tuo fratello! Tuo padre ha fatto ammazzare il vitello
grasso perché ha riavuto il figlio e sano, guarito dal suo grande
male, ed ha ordinato banchetto. Non si attende che te per
cominciare'. Ma il primogenito, in collera perché gli pareva
ingiustizia tanta festa per il minore, che oltre che minore era stato
cattivo, non volle entrare e anzi fece per allontanarsi da casa.
Ma
il padre, avvertito di questo, corse fuori e lo raggiunse tentando di
convincerlo e pregandolo di non amareggiargli la sua gioia. Il
primogenito rispose al padre suo: 'E vuoi che io non sia inquieto? Tu
fai ingiustizia e spregio al tuo primogenito. Io da quando ho potuto
lavorare ti ho servito, e sono molti anni. Io non ho mai trasgredito
ad un tuo comando, neppure ad un tuo desiderio. Io ti sono sempre
stato vicino, e ti ho amato per due per farti guarire dalla piaga
fatta da mio fratello. E tu non mi hai dato neppure un capretto per
godermelo cogli amici. Questo, che ti ha offeso, che ti ha
abbandonato, che è stato infingardo e dissipatore e che torna ora
perché è spinto dalla fame, tu lo onori e per lui ammazzi il
vitello più bello. Vale la pena essere lavoratori e senza vizi!
Questo non me lo dovevi fare!'.
Il
padre disse allora stringendoselo al seno: 'Oh! figlio mio! E puoi
credere che io non ti ami perché non stendo un velo di festa sulle
tue azioni? Le tue azioni sono sante di loro, e il mondo ti loda per
esse. Ma questo tuo fratello, invece, ha bisogno di essere rialzato
nella stima del mondo e nella stima sua stessa. E credi tu che io non
ti ami perché non ti do un premio visibile? Ma mattina e sera e in
ogni mio alito e pensiero tu sei presente al mio cuore, e ad ogni
attimo io ti benedico. Tu hai il premio continuo di essere sempre con
me, e tutto quanto è mio è tuo. Ma era giusto banchettare e fare
festa per questo tuo fratello, che era morto ed è risuscitato al
Bene, che era perduto ed è stato ritornato al nostro amore'. E il
primogenito si arrese.
Così,
amici miei, succede nella Casa del Padre. E chi si sa uguale al
figlio minore della parabola pensi pure che, se lo imita nell'andare
al Padre, il Padre gli dice: "Non ai miei piedi. Ma sul mio
cuore, che ha sofferto della tua assenza e che ora è beato per tuo
ritorno". Chi è in condizione di figlio primogenito e senza
colpa verso il Padre, non sia geloso della gioia paterna, ma ne
prenda parte, dando amore al fratello redento (3, 205).
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz