środa, 28 marca 2018

(90) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Oblubieniec i panny

   1 Wtedy podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. 2 Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. 3 Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. 4 Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. 5 Gdy się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i posnęły. 6 Lecz o północy rozległo się wołanie: Oto pan młody [idzie], wyjdźcie mu na spotkanie! 7 Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. 8 A nierozsądne rzekły do roztropnych: Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną. 9 Odpowiedziały roztropne: Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie. 10 Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. 11 Nadchodzą w końcu i pozostałe panny, prosząc: Panie, panie, otwórz nam! 12 Lecz on odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was. 13 Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny. (Mt 25,1-13)

   35 Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. 36 A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. 37 Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. 38 Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. (Łk 12,35-38)

   1 Τότε ὁμοιωθήσεται ἡ βασιλεία τῶν οὐρανῶν δέκα παρθένοις, αἵτινες λαβοῦσαι τὰς λαμπάδας ἑαυτῶν ἐξῆλθον εἰς ὑπάντησιν τοῦ νυμφίου. 2 πέντε δὲ ἐξ αὐτῶν ἦσαν μωραὶ καὶ πέντε φρόνιμοι. 3 αἱ γὰρ μωραὶ λαβοῦσαι τὰς λαμπάδας αὐτῶν οὐκ ἔλαβον μεθ’ ἑαυτῶν ἔλαιον. 4 αἱ δὲ φρόνιμοι ἔλαβον ἔλαιον ἐν τοῖς ἀγγείοις μετὰ τῶν λαμπάδων ἑαυτῶν. 5 χρονίζοντος δὲ τοῦ νυμφίου ἐνύσταξαν πᾶσαι καὶ ἐκάθευδον. 6 μέσης δὲ νυκτὸς κραυγὴ γέγονεν· ἰδοὺ ὁ νυμφίος, ἐξέρχεσθε εἰς ἀπάντησιν [αὐτοῦ]. 7 τότε ἠγέρθησαν πᾶσαι αἱ παρθένοι ἐκεῖναι καὶ ἐκόσμησαν τὰς λαμπάδας ἑαυτῶν. 8 αἱ δὲ μωραὶ ταῖς φρονίμοις εἶπαν· δότε ἡμῖν ἐκ τοῦ ἐλαίου ὑμῶν, ὅτι αἱ λαμπάδες ἡμῶν σβέννυνται. 9 ἀπεκρίθησαν δὲ αἱ φρόνιμοι λέγουσαι· μήποτε οὐ μὴ ἀρκέσῃ ἡμῖν καὶ ὑμῖν· πορεύεσθε μᾶλλον πρὸς τοὺς πωλοῦντας καὶ ἀγοράσατε ἑαυταῖς. 10 ἀπερχομένων δὲ αὐτῶν ἀγοράσαι ἦλθεν ὁ νυμφίος, καὶ αἱ ἕτοιμοι εἰσῆλθον μετ’ αὐτοῦ εἰς τοὺς γάμους καὶ ἐκλείσθη ἡ θύρα. 11 ὕστερον δὲ ἔρχονται καὶ αἱ λοιπαὶ παρθένοι λέγουσαι· κύριε κύριε, ἄνοιξον ἡμῖν. 12 ὁ δὲ ἀποκριθεὶς εἶπεν· ἀμὴν λέγω ὑμῖν, οὐκ οἶδα ὑμᾶς. 13 Γρηγορεῖτε οὖν, ὅτι οὐκ οἴδατε τὴν ἡμέραν οὐδὲ τὴν ὥραν. (Mt 25,1-13)

   35 Ἔστωσαν ὑμῶν αἱ ὀσφύες περιεζωσμέναι καὶ οἱ λύχνοι καιόμενοι· 36 καὶ ὑμεῖς ὅμοιοι ἀνθρώποις προσδεχομένοις τὸν κύριον ἑαυτῶν πότε ἀναλύσῃ ἐκ τῶν γάμων, ἵνα ἐλθόντος καὶ κρούσαντος εὐθέως ἀνοίξωσιν αὐτῷ. 37 μακάριοι οἱ δοῦλοι ἐκεῖνοι, οὓς ἐλθὼν ὁ κύριος εὑρήσει γρηγοροῦντας· ἀμὴν λέγω ὑμῖν ὅτι περιζώσεται καὶ ἀνακλινεῖ αὐτοὺς καὶ παρελθὼν διακονήσει αὐτοῖς. 38 κἂν ἐν τῇ δευτέρᾳ κἂν ἐν τῇ τρίτῃ φυλακῇ ἔλθῃ καὶ εὕρῃ οὕτως, μακάριοί εἰσιν ἐκεῖνοι. (Łk 12,35-38)

   «Królestwo Niebieskie jest domem zaślubin, które Bóg zawiera z duszami. Chwila wejścia do niego to dzień zaślubin.
   Posłuchajcie zatem. Jest u nas zwyczaj, że dziewczęta formują orszak dla przychodzącego pana młodego, aby zaprowadzić go – pośród świateł i śpiewów – do domu weselnego z jego miłą oblubienicą. Orszak opuszcza dom małżonki. Idzie ona – zakryta zasłoną i wzruszona – ku swemu miejscu królowej. Będzie nią nie w swoim domu, lecz w tym, który do niej będzie należał, odkąd stanie się jednym ciałem z małżonkiem. Pochód dziewcząt – głównie przyjaciółek małżonki – biegnie na spotkanie dwojga szczęśliwych, aby otoczyć ich pierścieniem światła.
   Otóż zdarzyło się w pewnej okolicy, że odbywały się zaślubiny. Kiedy małżonkowie z krewnymi i przyjaciółmi radowali się w domu małżonki, dziesięć panien udało się na miejsce, do przedsionka domu małżonka. Były gotowe wyjść mu na spotkanie, gdy tylko odległy dźwięk cymbałów i śpiewów zapowie, że małżonkowie opuścili dom oblubienicy, aby udać się do domu małżonka. Ale biesiada w domu weselnym przedłużała się i tak zapadła noc. Dziewczęta – jak o tym wiecie – mają zawsze lampy zapalone, aby nie tracić czasu w odpowiedniej chwili. Otóż między tymi dziesięcioma pannami – z lampami zapalonymi i pięknie świecącymi – było pięć mądrych, a pięć głupich. Mądre, pełne roztropności, zaopatrzyły się wcześniej w małe naczyńka z oliwą, aby zasilić lampy, gdyby czas oczekiwania był dłuższy od przewidzianego. Głupie zaś ograniczyły się tylko do całkowitego napełnienia lamp.
   Mijały godziny. Wesołe rozmowy, opowiadania, żarty rozweselały oczekiwanie. Potem jednak nie wiedziały już, co mówić ani co robić. I dziesięć dziewcząt – znudzonych lub po prostu zmęczonych – usiadło wygodniej z lampami zapalonymi, blisko siebie, i powoli, powoli pozasypiały. Nadeszła północ i dał się słyszeć okrzyk: „Oto pan młody, wyjdźcie mu na spotkanie!” Dziesięć dziewcząt podniosło się na ten głos. Zabrały welony i wianki, oporządziły się i pobiegły do stolika, na którym stały lampy. Pięć z nich oniemiało... Knot – już nie nasycony oliwą, całkowicie zużyty – dymił pośród błysków ognia coraz słabszych, gotowy zgasnąć przy najlżejszym poruszeniu powietrza. Tymczasem pozostałych pięć lamp, zasilonych przez roztropne panny przed snem, świeciło żywym płomieniem. Stały się jeszcze żywsze dzięki nowej oliwie, dolanej do naczyńka lampy.
   Och! – proszą głupie – dajcie nam trochę oliwy, bo inaczej lampy zgasną, gdy tylko nimi poruszymy. Wasze są jeszcze piękne!...” Ale roztropne odpowiedziały: „Na zewnątrz jest wiatr nocny i wielkimi kroplami opada rosa. Nigdy nie jest za dużo oliwy, żeby wzmocnić płomień tak, by oparł się wiatrowi i wilgoci. Jeśli wam ją damy, wtedy może także i nam będzie ledwie migotać światło. Bardzo smutny byłby orszak panien bez błysku płomieni! Idźcie, biegnijcie do najbliższego sprzedawcy, proście, pukajcie, każcie mu wstać, aby wam dał oliwy”.
   I te – zdyszane, mnąc welony, plamiąc sobie suknie, tracąc w biegu wianki i wpadając na siebie – poszły za radą towarzyszek. Kiedy jednak szły kupić oliwy, oto ukazał się na drodze oblubieniec z oblubienicą. Pięć panien – zaopatrzonych w zapalone lampy – wybiegło im na spotkanie i małżonkowie w ich otoczeniu weszli do domu dla uwieńczenia ceremonii. Po wejściu małżonków – gdy dziewczęta towarzyszyły małżonce aż do komnaty małżeńskiej – zamknięto bramę. Kto był na zewnątrz, na zewnątrz pozostał. Tak stało się z pięcioma głupimi [pannami], które – przyszedłszy wreszcie z oliwą – zastały drzwi zamknięte. Pukały bezskutecznie, raniąc sobie ręce i jęcząc: „Panie, panie, otwórz nam! Jesteśmy z orszaku weselnego. To my, panny wybrane, by błagać o cześć i szczęście dla twego małżeńskiego łoża”.
   Małżonek zaś – pozostawiając na chwilę zaproszonych najbliższych, z którymi się żegnał, w czasie gdy małżonka wchodziła do komnaty małżeńskiej – powiedział z wnętrza domu: „Zaprawdę powiadam wam: nie znam was. Nie wiem, kim jesteście. Nie było waszych radosnych twarzy wokół mojej umiłowanej. Bezprawnie chcecie sobie przywłaszczyć prawo [wejścia], dlatego stoicie na zewnątrz domu weselnego”.
   I pięć głupich panien, płacząc, oddaliło się pogrążonymi w mroku drogami, z bezużytecznymi już lampami, w pomiętych sukniach, z welonami podartymi, gubiąc wianki lub niszcząc je...
   A teraz posłuchajcie pouczenia zawartego w przypowieści. Powiedziałem wam na początku, że Królestwo Niebieskie jest domem zaślubin, zawieranych przez Boga z duszami. Do zaślubin niebieskich powołani są wszyscy wierni, gdyż Bóg kocha wszystkie Swe dzieci. Jedne wcześniej, inne później dochodzą do zaślubin, a osiągnięcie ich to wielkie szczęście.
   Ale posłuchajcie jeszcze. Wiecie, że dziewczęta uważały za zaszczyt i szczęście powołanie na służebnice przy oblubienicy. Wyjaśnijmy w naszym przykładzie osoby, a zrozumiecie lepiej. Małżonkiem jest Bóg, małżonką – dusza sprawiedliwego. Ona to – przeszedłszy przez okres zaręczyn w domu Ojca, to znaczy pod opieką nauki Bożej, w posłuszeństwie jej i życiu sprawiedliwym – jest prowadzona do domu Małżonka na zaślubiny. Służebnicami-dziewicami są dusze wiernych. Idą one za przykładem małżonki – wybranej przez Małżonka ze względu na jej cnoty, przez które była żywym wzorem świętości – i usiłują dostąpić tego samego zaszczytu, uświęcając się. Są w białych szatach, czystych i świeżych, w białych, ozdobionych kwiatami. Mają lampy zapalone w rękach. Lampy są pięknie wypolerowane, z knotem dobrze nasyconym najczystszą oliwą, aby nie wydawała niemiłego zapachu.
   W białej szacie. Sprawiedliwość zdecydowanie praktykowana da białą szatę. Wkrótce nadejdzie dzień, gdy będzie nadzwyczaj lśniąco biała, bez nawet najbardziej odległego wspomnienia plamy, dzięki niewinności nadprzyrodzonej, czystości anielskiej.
   W szacie czystej. Trzeba pokornie zachowywać szatę w stałej czystości. Tak łatwo można zaciemnić czystość serca. Kto zaś nie jest czystego serca, nie może ujrzeć Boga. Pokora jest jak woda, która obmywa. Pokorny nie ma oka zaciemnionego oparami pychy, dlatego orientuje się natychmiast, że zabrudził sobie szatę. Biegnie więc do Pana, mówiąc: „Usunąłem czystość z mojego serca. Płaczę, ażeby się oczyścić, płaczę u Twoich stóp. A Ty, moje Słońce, wybiel moją szatę Swymi łaskawymi wybaczeniami, ojcowską miłością!”
   W szacie świeżej. O, świeżości serca! Dzieci posiadają ją jako dar Boży. Sprawiedliwi mają ją jako dar Boży i z własnego pragnienia. Święci ją posiadają jako dar Boga i dzięki woli doprowadzonej do heroizmu. Ale czy grzesznicy – o duszy rozdartej, spalonej, zatrutej, zabrudzonej – nie mogą już nigdy więcej mieć świeżej szaty? Ależ tak, mogą oczywiście ją posiadać. Gdy patrzą na siebie z obrzydzeniem, odtąd zaczynają ją mieć. Powiększają ją, gdy postanawiają zmienić życie. Doskonalą ją, gdy się obmywają przez pokutę, usuwają działanie trucizny, leczą się, odnawiają swą biedną duszę. Doprowadzają duszę do nowej świeżości dziecięcej z pomocą Boga, który nie odmawia wsparcia temu, kto Go prosi o Jego świętą pomoc. Zdobywają tę świeżość także dzięki własnemu pragnieniu, które dochodzi do nadzwyczajnego bohaterstwa. Ich trud jest podwójny, potrójny i siedmiokrotny, bo w nich nie ma być otoczone opieką to, co posiadają, lecz odbudowane to, co zburzyli. I wreszcie przez pokutę niestrudzoną, nieubłaganą wobec ja, które było grzeszne, doprowadzają duszę do nowej świeżości dziecięcej. Staje się ona drogocenna dzięki własnemu doświadczeniu, które czyni ich nauczycielami dla innych – takich, jakimi niegdyś oni byli, to znaczy dla grzeszników.
   W białych welonach. Pokora! Powiedziałem: „Kiedy modlicie się lub pokutujecie, róbcie to tak, aby świat tego nie widział”. W księgach mądrościowych jest powiedziane: „Dobrą rzeczą jest zachowywać tajemnicę króla”.119 Pokora to lśniąco biała zasłona, nałożona dla ochrony na dobro, które czynimy, i na dobro, którego Bóg nam udziela. Nie przechwalaj się z powodu wyjątkowej miłości, którą Bóg ci okazuje, [nie szukaj] głupiej ludzkiej chwały. Dar bowiem zostałby szybko odebrany. [Zamiast tego] śpiewaj we wnętrzu serca swemu Bogu: „Wielbi dusza moja Ciebie, o Panie... bo wejrzałeś na uniżenie Twojej służebnicy”.»
   Jezus na chwilę przerywa i spogląda na Matkę, która rumieni się pod welonem. Pochyla się zupełnie, jakby chciała poprawić włosy dziecka siedzącego u Jej stóp. W rzeczywistości jednak pragnie ukryć wzruszenie [wywołane] wspomnieniem...
   «Uwieńczona kwiatami. Dusza powinna splatać sobie codzienny wieniec z czynów zrodzonych z cnoty. Przed Obliczem bowiem Najwyższego nie powinny znajdować się rzeczy zwiędnięte ani niedbale wyglądające. Codzienny [wieniec] – powiedziałem. Dusza bowiem nie wie, kiedy Bóg-Małżonek ukaże się, aby powiedzieć: „Przyjdź”. Dlatego nigdy nie należy ustawać w odnawianiu wieńca. Nie bójcie się. Rośliny więdną, jednak kwiaty wianków [uplecionych] z cnót nie więdną. Anioł Boży – którego każdy człowiek ma przy boku – zbiera te codzienne wieńce i zanosi je do Nieba. I tam będą służyć za tron nowej błogosławionej [duszy], gdy wejdzie jako małżonka do domu weselnego.
   Mają lampy zapalone. Po to, aby uczcić Małżonka i aby kierować się w drodze. Jakże jaśnieje wiara i jaką jest miłą przyjaciółką! Płomień jej tryska, promieniejąc jak gwiazda. To płomień śmiejący się, bo niezachwiany w swej pewności. Oświetla on również części lampy, która go podtrzymuje. Także ciało człowieka odżywianego wiarą wydaje się – już na tej ziemi – stawać bardziej jaśniejącym i uduchowionym, wolnym od przedwczesnego zwiędnięcia. Bo ten, kto wierzy, kieruje się słowami i przykazaniami Bożymi, aby posiąść Boga, swój cel. Dlatego ucieka od każdego zepsucia, nie ma w nim wzburzenia, lęku, wyrzutów sumienia, nie musi trudzić się zapamiętywaniem swoich krętactw lub ukrywaniem złych uczynków. Zachowuje piękno i młodość dzięki pięknu braku zepsucia, któremu nie ulega święty. [Ma] ciało i krew, umysł i serce oczyszczone z każdej rozwiązłości dla przechowywania oleju wiary, aby dawać światło bez dymu. Stale pragnie podtrzymania tego światła. Życie codzienne – z rozczarowaniami, spostrzeżeniami, kontaktami, pokusami, tarciami – prowadzi do umniejszenia wiary. Nie! To nie powinno się zdarzyć. Codziennie udawajcie się do źródeł oliwy łagodnej, oliwy pełnej mądrości, oliwy Bożej.
   Lampa słabo rozpalona może zgasnąć z powodu najlżejszego wiatru, może ją też zgasić ciężka rosa nocna. Noc... Godzina ciemności, grzechu, pokusy przychodzi na wszystkich. Istnieje też noc dla duszy. Jeśli jednak napełnia ją wiara, płomienia nie może zgasić wiatr świata ani mgła zmysłowości.
   W końcu: czujność, czujność, czujność. Naraża się bowiem na niebezpieczeństwo pozostania na zewnątrz – gdy przyjdzie Oblubieniec – ten, kto nieroztropnie ufa sobie, mówiąc: „O, Bóg przyjdzie wtedy, gdy będę jeszcze miał światło w sobie”; kto idzie spać zamiast czuwać – spać bez posiadania tego, czego mu potrzeba, żeby wstać szybko na pierwsze wezwanie – kto odkłada na ostatnią chwilę zaopatrzenie się w oliwę wiary lub w mocny knot dobrej woli. Czuwajcie zatem roztropnie, stale, w czystości, w ufności, ażeby być zawsze gotowymi na wezwanie Boga, bo przecież nie wiecie, kiedy On przyjdzie.
   Moi umiłowani uczniowie, nie chcę wywoływać w was drżenia przed Bogiem, ale raczej skłonić was do wiary w Jego dobroć. I wy, którzy pozostajecie, i wy, którzy odchodzicie, pomyślcie, że jeśli zrobicie to, co uczyniły mądre panny, zostaniecie wezwani nie tylko do tego, by stanowić orszak Oblubieńca, ale – jak młoda Estera, która została królową w miejsce Waszti120 – zostaniecie wybrani i obrani na oblubienice, bo „pozyskacie sobie życzliwość Oblubieńca i jego względy nad wszystkie inne”.121 Błogosławię was, którzy odchodzicie. Noście w sobie to Moje słowo i zanieście je towarzyszom. Niech zawsze będzie w was pokój Pana». (III (cz. 1-2), 67: 1 lipca 1945. A, 5502-5512)
 
119 Zob. Tb 12,6 w przekładzie Biblii Poznańskiej. (Przyp. tłum.)
120 Zob. Est 2. (Przyp. wyd.)
121 Por. Est 2,17. (Przyp. wyd.)

   Il Regno dei Cieli è la casa degli sponsali compiuti tra Dio e le anime. Il momento dell'entrata in esso, il giorno degli sponsali. Or dunque udite. Da noi è costume che le vergini facciano scorta allo sposo che giunge, per condurlo fra lumi e canti alla casa nuziale insieme alla sua dolce sposa. Quando il corteo lascia la casa della sposa, che velata e commossa si dirige al suo posto di regina, in una casa non sua ma che, dal momento in cui ella diviene una carne con lo sposo, sua diventa, il corteo delle vergini, amiche per lo più della sposa, corre incontro a questi due felici per circondarli di un anello di luci. Ora avvenne che in un paese si fece uno sponsale. Mentre gli sposi coi parenti e amici tripudiavano nella casa della sposa, dieci vergini andarono al loro posto, nel vestibolo della casa dello sposo, pronte ad uscire a lui incontro quando un lontano suono di cembali e di canti avesse ad avvertire che gli sposi avevano lasciato la casa della sposa per venire a quella dello sposo. Ma il convito nella casa degli sponsali si prolungava, e scese così la notte. Le vergini, voi lo sapete, tengono sempre le lampade accese per non perdere tempo al momento buono. Ora fra queste dieci vergini dalle lampade accese e ben lucenti, ve ne erano cinque savie e cinque stolte. Le savie, piene di prudenza, si erano provviste di piccoli vasi pieni d'olio, per potere alimentare le lampade se la durata dell'attesa fosse stata più lunga del prevedibile, mentre le stolte si erano limitate ad empire per bene le lampadette. Un'ora passò dopo l'altra. Gai discorsi, racconti, facezie rallegrarono l'attesa. Ma poi non seppero più che dire, né che fare. E, annoiate o anche semplicemente stanche, le dieci fanciulle si sedettero più comodamente, con le loro lampade accese e ben vicine, e piano piano si addormentarono. Venne la mezzanotte e si udì un grido: "Ecco lo sposo, andategli incontro!". Le dieci fanciulle sorsero al comando, presero i veli e le ghirlande e si acconciarono, e corsero alla mensola dove erano le lampade. Cinque di esse languivano ormai... Il lucignolo, non più nutrito dall'olio, tutto consumato, fumigava con sprazzi sempre più deboli, pronto a spegnersi al minimo soffio d'aria; mentre le altre cinque lampade, alimentate prima del sonno dalle prudenti, avevano fiamme ancor vive che si fecero ancora più vive per il nuovo olio aggiunto al vasello del lume. "Oh! "pregarono le stolte" dateci un poco del vostro olio, perché altrimenti le lampade si spegneranno al solo muoverle. Le vostre sono già belle!...". Ma le prudenti risposero: "Fuori è il vento della notte e cade la guazza a grosse gocce. Mai non basta l'olio per fare una robusta fiamma che possa resistere ai venti e all'umidore. Se ve ne diamo, accadrà che a noi pure vacillerà la luce. E ben triste sarebbe il corteo delle vergini senza il palpitare delle fiammelle! Andate, correte dal venditore più vicino, pregate, bussate, fatelo alzare perché vi dia olio". E quelle, affannate, sgualcendo i veli, macchiandosi le vesti, perdendo le ghirlande nell'urtarsi e nel correre, seguirono il consiglio delle compagne. Ma, mentre andavano a comprare l'olio, ecco spuntare dal fondo della via lo sposo con la sposa. Le cinque vergini, munite di lampade accese, gli corsero incontro, e in mezzo a loro gli sposi entrarono in casa per la fine della cerimonia, quando le vergini avrebbero scortato per ultimo la sposa fino alla camera nuziale. L'uscio venne chiuso dopo l'entrata degli sposi, e chi fuori era fuori rimase. E così fu per le cinque stolte che, giunte infine con l'olio, trovarono la porta serrata e inutilmente vi picchiarono contro, ferendosi le mani e gemendo: "Signore, signore, aprici! Siamo del corteo delle nozze. Siamo le vergini propiziatorie, scelte per portare onore e fortuna al tuo talamo". Ma lo sposo, dall'alto della casa, lasciando per un momento gli invitati più intimi da cui si accomiatava mentre la sposa entrava nella stanza nuziale, disse: "In verità vi dico che non vi conosco. Non so chi siate. I vostri visi non erano festanti intorno alla mia amata. Usurpatrici siete. Siate perciò lasciate fuori dalla casa delle nozze". E le cinque stolte, piangendo, se ne andarono per le strade buie, con l'ormai inutile lume, con le vesti sgualcite, i veli strappati, le ghirlande disfatte o perdute... Ed ora sentite il sermone chiuso nella parabola. Vi ho detto al principio che il Regno dei Cieli è la casa degli sponsali compiuti fra Dio e le anime. Alle nozze celesti sono chiamati tutti i fedeli, perché Dio ama tutti i suoi figli. Chi prima, chi poi, si trova al momento degli sponsali, e l'esservi arrivati è gran sorte. Ma ora udite ancora. Voi sapete come le fanciulle reputino onore e fortuna esser chiamate ad ancelle intorno alla sposa. Applichiamo al nostro caso i personaggi e capirete meglio. Lo sposo è Dio. La sposa, l'anima di un giusto che, superato il periodo del fidanzamento nella casa del Padre, ossia nella tutela e ubbidienza della e alla dottrina di Dio, vivendo secondo giustizia, viene portata nella casa dello Sposo per le nozze. Le ancelle-vergini sono le anime dei fedeli che, per l'esempio lasciato dalla sposa – essere stata scelta dallo Sposo per le sue virtù è segno che costei era un esempio vivo di santità – cercano di giungere allo stesso onore, santificandosi. Sono in veste bianca, netta e fresca, in bianchi veli, coronate di fiori. Hanno lampade accese in mano. Le lampade sono ben pulite, dal lucignolo nutrito di olio del più puro perché non sia maleodorante. In veste bianca. La giustizia fermamente praticata dà candida veste e presto verrà il giorno che candidissima sarà, senza neppur più il lontano ricordo di macchia, di un candore supernaturale, di un candore angelico. In veste netta. Occorre con l'umiltà tenere sempre netta la veste. Tanto facile è offuscare la purezza del cuore. E chi non è mondo di cuore non può vedere Dio. L'umiltà è come acqua che lava. L'umile si accorge subito, perché ha occhio non offuscato da fumi di orgoglio, di essersi offuscata la veste e corre dal suo Signore e dice: "Ho levato la nettezza a questo mio cuore. Io piango per mondarmi, ai tuoi piedi piango. E tu, mio Sole, imbianca dei tuoi benigni perdoni, dei tuoi paterni amori, la veste mia! In veste fresca. Oh! la freschezza del cuore! I bambini l'hanno per dono di Dio. I giusti l'hanno per dono di Dio e volontà propria. I santi l'hanno per dono di Dio e per volontà portata all'eroismo. Ma i peccatori, dall'anima lacerata, bruciata, avvelenata, insozzata, non potranno allora mai più avere una veste fresca? Oh! si che la possono avere. Cominciano ad averla dal momento che si guardano con ribrezzo, l'aumentano quando decidono di cambiare vita, la perfezionano quando con la penitenza si lavano, si disintossicano, si medicano, si ricompongono la loro povera anima; e con l'aiuto di Dio, che non nega soccorso a chi gli chiede santo aiuto, e con la volontà propria, portata al supereroismo – perché in loro non necessita di tutelare ciò che hanno, ma di ricostruire ciò che loro hanno abbattuto, perciò doppia e tripla e settupla fatica – e infine con una penitenza instancabile, implacabile verso l'io che fu peccatore, riportano la loro anima ad una nuova freschezza d'infanzia, fatta preziosa dall'esperienza che li fa maestri di altri che sono come erano loro un tempo, ossia peccatori. In bianchi veli. L'umiltà! Io ho detto: "Quando pregate o fate penitenza, fate che il mondo non se ne avveda". Nei libri sapienziali è detto: "Non è bene svelare il segreto del Re". L'umiltà è il velo candido messo a difesa sul bene che si fa e sul bene che Dio ci concede. Non gloria per l'amore di privilegio che Dio concede, non stolta gloria umana. Il dono verrebbe subito ritolto. Ma interno canto del cuore al suo Dio: "L'anima mia ti magnifica, o Signore... perché Tu hai rivolto il tuo sguardo alla bassezza della tua serva». Gesù ha una breve sosta e getta uno sguardo verso sua Madre, che avvampa sotto il suo velo e si china tutta, come per ravviare i capelli del bambino che è seduto ai suoi piedi, ma in realtà per celare il suo commosso ricordo... «Coronata di fiori. L'anima deve intessersi la sua quotidiana ghirlanda di atti virtuosi, perché al cospetto dell'Altissimo non devono stare cose vizze, né si deve stare in aspetto sciatto. Quotidiana, ho detto. Perché l'anima non są quando Dio-Sposo può apparire per dire: "Vieni". Perciò non stancarsi mai di rinnovare la corona. Non abbiate paura. I fiori avvizziscono. Ma i fiori delle corone virtuose non avvizziscono. L'angelo di Dio, che ogni uomo ha al suo fianco, le raccoglie queste ghirlande quotidiane e le porta in Cielo. E là faranno da trono al novello beato quando entrerà come sposa nella casa nuziale. Hanno le lampade accese. E’ per onorare lo Sposo e per guidarsi nella via. Come è fulgida la fede, e che dolce amica ella è! Fa una fiamma raggiante come una stella, una fiamma che ride perché è sicura nella sua certezza, una fiamma che rende luminoso anche lo strumento che la regge. Anche la carne dell'uomo nutrito di fede pare, fin da questa terra, farsi più luminosa e spirituale, immune da precoce appassimento. Perché chi crede si regge sulle parole e sui comandi di Dio per giungere a possedere Dio, suo fine, e perciò fugge ogni corruzione, non ha turbamenti, paure, rimorsi, non è obbligato ad uno sforzo per ricordarsi le sue menzogne o per nascondere le sue male azioni, e si conserva bello e giovane della bella incorruzione del santo. Una carne e un sangue, una mente e un cuore puliti da ogni lussuria per contenere l'olio della fede, per dare luce senza fumo. Una costante volontà per nutrire sempre questa luce. La vita di ogni giorno, con le sue delusioni, constatazioni, contatti, tentazioni, attriti, tende a sminuire la fede. No! Non deve avvenire. Andate giornalmente alle fonti dell'olio soave, dell'olio sapienziale, dell'olio di Dio. Lampada poco nutrita può essere spenta dal minimo vento, può essere spenta dalla pesante guazza della notte. La notte... L'ora delle tenebre, del peccato, della tentazione viene per tutti. E la notte per l'anima. Ma se questa ha se stessa colma di fede, non può la fiamma essere spenta dal vento del mondo, dal caligo delle sensualità. Infine vigilanza, vigilanza, vigilanza. Chi imprudente si fida dicendo: "Oh! Dio verrà in tempo, mentre ho ancora luce in me", chi si induce a dormire in luogo di vegliare, e dormire sprovvisto di quanto necessita per sorgere sollecito alla prima chiamata, chi si riduce all'ultimo momento per procurarsi l'olio della fede o il lucignolo robusto della buona volontà, incorre nel pericolo di rimanere fuori quando giunge lo Sposo. Vegliate dunque con prudenza, con costanza, con purezza, con fiducia per essere sempre pronti alla chiamata di Dio, perché in realtà non sapete quando Esso verrà. Miei cari discepoli, Io non voglio indurvi a tremare di Dio, ma anzi ad avere fede nella sua bontà. Sia voi che restate, come voi che andate, pensate che, se farete ciò che fecero le vergini savie, sarete chiamati non solo a fare corteggio allo Sposo, ma, come per la fanciulla Ester, divenuta regina al posto di Vasti, sarete scelti ed eletti a spose, avendo lo Sposo "trovato in voi ogni grazia e favore sopra ogni altro". Io vi benedico, voi che andate. Portate in voi e ai compagni questa mia parola. La pace del Signore sia sempre con voi (3, 206)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz