1
Wtedy
podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które
wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. 2
Pięć
z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. 3
Nierozsądne
wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. 4
Roztropne
zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. 5
Gdy
się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i
posnęły. 6
Lecz
o północy rozległo się wołanie: Oto pan młody [idzie], wyjdźcie
mu na spotkanie! 7
Wtedy
powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. 8
A
nierozsądne rzekły do roztropnych: Użyczcie nam swej oliwy, bo
nasze lampy gasną. 9
Odpowiedziały
roztropne: Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do
sprzedających i kupcie sobie. 10
Gdy
one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe,
weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. 11
Nadchodzą
w końcu i pozostałe panny, prosząc: Panie, panie, otwórz nam! 12
Lecz
on odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was. 13
Czuwajcie
więc, bo nie znacie dnia ani godziny. (Mt 25,1-13)
35
Niech
będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. 36
A
wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty
weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze.
37
Szczęśliwi
owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie.
Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do
stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. 38
Czy
o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy
ich tak zastanie.
(Łk 12,35-38)
1
Τότε ὁμοιωθήσεται ἡ βασιλεία
τῶν οὐρανῶν δέκα παρθένοις, αἵτινες
λαβοῦσαι τὰς λαμπάδας ἑαυτῶν ἐξῆλθον
εἰς ὑπάντησιν τοῦ νυμφίου. 2
πέντε δὲ ἐξ αὐτῶν ἦσαν μωραὶ
καὶ πέντε φρόνιμοι. 3
αἱ γὰρ μωραὶ λαβοῦσαι τὰς
λαμπάδας αὐτῶν οὐκ ἔλαβον μεθ’ ἑαυτῶν
ἔλαιον. 4
αἱ δὲ φρόνιμοι ἔλαβον ἔλαιον
ἐν τοῖς ἀγγείοις μετὰ τῶν λαμπάδων
ἑαυτῶν. 5
χρονίζοντος δὲ τοῦ νυμφίου
ἐνύσταξαν πᾶσαι καὶ ἐκάθευδον. 6
μέσης δὲ νυκτὸς κραυγὴ γέγονεν·
ἰδοὺ ὁ νυμφίος, ἐξέρχεσθε εἰς
ἀπάντησιν [αὐτοῦ]. 7
τότε ἠγέρθησαν πᾶσαι αἱ
παρθένοι ἐκεῖναι καὶ ἐκόσμησαν τὰς
λαμπάδας ἑαυτῶν. 8
αἱ δὲ μωραὶ ταῖς φρονίμοις
εἶπαν· δότε ἡμῖν ἐκ τοῦ ἐλαίου ὑμῶν,
ὅτι αἱ λαμπάδες ἡμῶν σβέννυνται. 9
ἀπεκρίθησαν δὲ αἱ φρόνιμοι
λέγουσαι· μήποτε οὐ μὴ ἀρκέσῃ ἡμῖν
καὶ ὑμῖν· πορεύεσθε μᾶλλον πρὸς τοὺς
πωλοῦντας καὶ ἀγοράσατε ἑαυταῖς. 10
ἀπερχομένων δὲ αὐτῶν ἀγοράσαι
ἦλθεν ὁ νυμφίος, καὶ αἱ ἕτοιμοι
εἰσῆλθον μετ’ αὐτοῦ εἰς τοὺς γάμους
καὶ ἐκλείσθη ἡ θύρα. 11
ὕστερον δὲ ἔρχονται καὶ αἱ
λοιπαὶ παρθένοι λέγουσαι· κύριε
κύριε, ἄνοιξον ἡμῖν. 12
ὁ δὲ ἀποκριθεὶς εἶπεν· ἀμὴν
λέγω ὑμῖν, οὐκ οἶδα ὑμᾶς. 13
Γρηγορεῖτε οὖν, ὅτι οὐκ οἴδατε
τὴν ἡμέραν οὐδὲ τὴν ὥραν. (Mt
25,1-13)
35
Ἔστωσαν ὑμῶν αἱ ὀσφύες
περιεζωσμέναι καὶ οἱ λύχνοι
καιόμενοι· 36
καὶ ὑμεῖς ὅμοιοι ἀνθρώποις
προσδεχομένοις τὸν κύριον ἑαυτῶν
πότε ἀναλύσῃ ἐκ τῶν γάμων, ἵνα
ἐλθόντος καὶ κρούσαντος εὐθέως
ἀνοίξωσιν αὐτῷ. 37
μακάριοι οἱ δοῦλοι ἐκεῖνοι,
οὓς ἐλθὼν ὁ κύριος εὑρήσει γρηγοροῦντας·
ἀμὴν λέγω ὑμῖν ὅτι περιζώσεται καὶ
ἀνακλινεῖ αὐτοὺς καὶ παρελθὼν
διακονήσει αὐτοῖς. 38
κἂν ἐν τῇ δευτέρᾳ κἂν ἐν τῇ
τρίτῃ φυλακῇ ἔλθῃ καὶ εὕρῃ οὕτως,
μακάριοί εἰσιν ἐκεῖνοι. (Łk
12,35-38)
«Królestwo
Niebieskie jest domem zaślubin, które Bóg zawiera z duszami.
Chwila wejścia do niego to dzień zaślubin.
Posłuchajcie
zatem. Jest u nas zwyczaj, że dziewczęta formują orszak dla
przychodzącego pana młodego, aby zaprowadzić go – pośród
świateł i śpiewów – do domu weselnego z jego miłą
oblubienicą. Orszak opuszcza dom małżonki. Idzie ona – zakryta
zasłoną i wzruszona – ku swemu miejscu królowej. Będzie nią
nie w swoim domu, lecz w tym, który do niej będzie należał, odkąd
stanie się jednym ciałem z małżonkiem. Pochód dziewcząt –
głównie przyjaciółek małżonki – biegnie na spotkanie dwojga
szczęśliwych, aby otoczyć ich pierścieniem światła.
Otóż
zdarzyło się w pewnej okolicy, że odbywały się zaślubiny. Kiedy
małżonkowie z krewnymi i przyjaciółmi radowali się w domu
małżonki, dziesięć panien udało się na miejsce, do przedsionka
domu małżonka. Były gotowe wyjść mu na spotkanie, gdy tylko
odległy dźwięk cymbałów i śpiewów zapowie, że małżonkowie
opuścili dom oblubienicy, aby udać się do domu małżonka. Ale
biesiada w domu weselnym przedłużała się i tak zapadła noc.
Dziewczęta – jak o tym wiecie – mają zawsze lampy zapalone, aby
nie tracić czasu w odpowiedniej chwili. Otóż między tymi
dziesięcioma pannami – z lampami zapalonymi i pięknie świecącymi
– było pięć mądrych, a pięć głupich. Mądre, pełne
roztropności, zaopatrzyły się wcześniej w małe naczyńka z
oliwą, aby zasilić lampy, gdyby czas oczekiwania był dłuższy od
przewidzianego. Głupie zaś ograniczyły się tylko do całkowitego
napełnienia lamp.
Mijały
godziny. Wesołe rozmowy, opowiadania, żarty rozweselały
oczekiwanie. Potem jednak nie wiedziały już, co mówić ani co
robić. I dziesięć dziewcząt – znudzonych lub po prostu
zmęczonych – usiadło wygodniej z lampami zapalonymi, blisko
siebie, i powoli, powoli pozasypiały. Nadeszła północ i dał się
słyszeć okrzyk: „Oto pan młody, wyjdźcie mu na spotkanie!”
Dziesięć dziewcząt podniosło się na ten głos. Zabrały welony i
wianki, oporządziły się i pobiegły do stolika, na którym stały
lampy. Pięć z nich oniemiało... Knot – już nie nasycony oliwą,
całkowicie zużyty – dymił pośród błysków ognia coraz
słabszych, gotowy zgasnąć przy najlżejszym poruszeniu powietrza.
Tymczasem pozostałych pięć lamp, zasilonych przez roztropne panny
przed snem, świeciło żywym płomieniem. Stały się jeszcze żywsze
dzięki nowej oliwie, dolanej do naczyńka lampy.
„Och!
– proszą głupie – dajcie nam trochę oliwy, bo inaczej lampy
zgasną, gdy tylko nimi poruszymy. Wasze są jeszcze piękne!...”
Ale roztropne odpowiedziały: „Na zewnątrz jest wiatr nocny i
wielkimi kroplami opada rosa. Nigdy nie jest za dużo oliwy, żeby
wzmocnić płomień tak, by oparł się wiatrowi i wilgoci. Jeśli
wam ją damy, wtedy może także i nam będzie ledwie migotać
światło. Bardzo smutny byłby orszak panien bez błysku płomieni!
Idźcie, biegnijcie do najbliższego sprzedawcy, proście, pukajcie,
każcie mu wstać, aby wam dał oliwy”.
I
te – zdyszane, mnąc welony, plamiąc sobie suknie, tracąc w biegu
wianki i wpadając na siebie – poszły za radą towarzyszek. Kiedy
jednak szły kupić oliwy, oto ukazał się na drodze oblubieniec z
oblubienicą. Pięć panien – zaopatrzonych w zapalone lampy –
wybiegło im na spotkanie i małżonkowie w ich otoczeniu weszli do
domu dla uwieńczenia ceremonii. Po wejściu małżonków – gdy
dziewczęta towarzyszyły małżonce aż do komnaty małżeńskiej –
zamknięto bramę. Kto był na zewnątrz, na zewnątrz pozostał. Tak
stało się z pięcioma głupimi [pannami], które – przyszedłszy
wreszcie z oliwą – zastały drzwi zamknięte. Pukały
bezskutecznie, raniąc sobie ręce i jęcząc: „Panie, panie,
otwórz nam! Jesteśmy z orszaku weselnego. To my, panny wybrane, by
błagać o cześć i szczęście dla twego małżeńskiego łoża”.
Małżonek
zaś – pozostawiając na chwilę zaproszonych najbliższych, z
którymi się żegnał, w czasie gdy małżonka wchodziła do komnaty
małżeńskiej – powiedział z wnętrza domu: „Zaprawdę powiadam
wam: nie znam was. Nie wiem, kim jesteście. Nie było waszych
radosnych twarzy wokół mojej umiłowanej. Bezprawnie chcecie sobie
przywłaszczyć prawo [wejścia], dlatego stoicie na zewnątrz domu
weselnego”.
I
pięć głupich panien, płacząc, oddaliło się pogrążonymi w
mroku drogami, z bezużytecznymi już lampami, w pomiętych sukniach,
z welonami podartymi, gubiąc wianki lub niszcząc je...
A
teraz posłuchajcie pouczenia zawartego w przypowieści. Powiedziałem
wam na początku, że Królestwo Niebieskie jest domem zaślubin,
zawieranych przez Boga z duszami. Do zaślubin niebieskich powołani
są wszyscy wierni, gdyż Bóg kocha wszystkie Swe dzieci. Jedne
wcześniej, inne później dochodzą do zaślubin, a osiągnięcie
ich to wielkie szczęście.
Ale
posłuchajcie jeszcze. Wiecie, że dziewczęta uważały za zaszczyt
i szczęście powołanie na służebnice przy oblubienicy. Wyjaśnijmy
w naszym przykładzie osoby, a zrozumiecie lepiej. Małżonkiem jest
Bóg, małżonką – dusza sprawiedliwego. Ona to – przeszedłszy
przez okres zaręczyn w domu Ojca, to znaczy pod opieką nauki Bożej,
w posłuszeństwie jej i życiu sprawiedliwym – jest prowadzona do
domu Małżonka na zaślubiny. Służebnicami-dziewicami są dusze
wiernych. Idą one za przykładem małżonki – wybranej przez
Małżonka ze względu na jej cnoty, przez które była żywym wzorem
świętości – i usiłują dostąpić tego samego zaszczytu,
uświęcając się. Są
w białych szatach, czystych i świeżych, w białych, ozdobionych
kwiatami.
Mają lampy zapalone
w rękach. Lampy są pięknie wypolerowane, z knotem dobrze nasyconym
najczystszą oliwą, aby nie wydawała niemiłego zapachu.
W
białej szacie.
Sprawiedliwość zdecydowanie praktykowana da białą szatę. Wkrótce
nadejdzie dzień, gdy będzie nadzwyczaj lśniąco biała, bez nawet
najbardziej odległego wspomnienia plamy, dzięki niewinności
nadprzyrodzonej, czystości anielskiej.
W
szacie czystej.
Trzeba pokornie zachowywać szatę w stałej czystości. Tak łatwo
można zaciemnić czystość serca. Kto zaś nie jest czystego serca,
nie może ujrzeć Boga. Pokora jest jak woda, która obmywa. Pokorny
nie ma oka zaciemnionego oparami pychy, dlatego orientuje się
natychmiast, że zabrudził sobie szatę. Biegnie więc do Pana,
mówiąc: „Usunąłem czystość z mojego serca. Płaczę, ażeby
się oczyścić, płaczę u Twoich stóp. A Ty, moje Słońce, wybiel
moją szatę Swymi łaskawymi wybaczeniami, ojcowską miłością!”
W
szacie świeżej.
O, świeżości serca! Dzieci posiadają ją jako dar Boży.
Sprawiedliwi mają ją jako dar Boży i z własnego pragnienia.
Święci ją posiadają jako dar Boga i dzięki woli doprowadzonej do
heroizmu. Ale czy grzesznicy – o duszy rozdartej, spalonej,
zatrutej, zabrudzonej – nie mogą już nigdy więcej mieć świeżej
szaty? Ależ tak, mogą oczywiście ją posiadać. Gdy patrzą na
siebie z obrzydzeniem, odtąd zaczynają ją mieć. Powiększają ją,
gdy postanawiają zmienić życie. Doskonalą ją, gdy się obmywają
przez pokutę, usuwają działanie trucizny, leczą się, odnawiają
swą biedną duszę. Doprowadzają duszę do nowej świeżości
dziecięcej z pomocą Boga, który nie odmawia wsparcia temu, kto Go
prosi o Jego świętą pomoc. Zdobywają tę świeżość także
dzięki własnemu pragnieniu, które dochodzi do nadzwyczajnego
bohaterstwa. Ich trud jest podwójny, potrójny i siedmiokrotny, bo w
nich nie ma być otoczone opieką to, co posiadają, lecz odbudowane
to, co zburzyli.
I wreszcie przez pokutę niestrudzoną, nieubłaganą wobec ja, które
było grzeszne, doprowadzają duszę do nowej świeżości
dziecięcej. Staje się ona drogocenna dzięki własnemu
doświadczeniu, które czyni ich nauczycielami dla innych – takich,
jakimi niegdyś oni byli, to znaczy dla grzeszników.
W
białych welonach.
Pokora! Powiedziałem: „Kiedy modlicie się lub pokutujecie, róbcie
to tak, aby świat tego nie widział”. W księgach mądrościowych
jest powiedziane: „Dobrą rzeczą jest zachowywać tajemnicę
króla”.119
Pokora to lśniąco biała zasłona, nałożona dla ochrony na dobro,
które czynimy, i na dobro, którego Bóg nam udziela. Nie
przechwalaj się z powodu wyjątkowej miłości, którą Bóg ci
okazuje, [nie szukaj] głupiej ludzkiej chwały. Dar bowiem zostałby
szybko odebrany. [Zamiast tego] śpiewaj we wnętrzu serca swemu
Bogu: „Wielbi dusza moja Ciebie, o Panie... bo wejrzałeś na
uniżenie Twojej służebnicy”.»
Jezus
na chwilę przerywa i spogląda na Matkę, która rumieni się pod
welonem. Pochyla się zupełnie, jakby chciała poprawić włosy
dziecka siedzącego u Jej stóp. W rzeczywistości jednak pragnie
ukryć wzruszenie [wywołane] wspomnieniem...
«Uwieńczona
kwiatami.
Dusza powinna splatać sobie codzienny wieniec z czynów zrodzonych z
cnoty. Przed Obliczem bowiem Najwyższego nie powinny znajdować się
rzeczy zwiędnięte ani niedbale wyglądające. Codzienny [wieniec] –
powiedziałem. Dusza bowiem nie wie, kiedy Bóg-Małżonek ukaże
się, aby powiedzieć: „Przyjdź”. Dlatego nigdy nie należy
ustawać w odnawianiu wieńca. Nie bójcie się. Rośliny więdną,
jednak kwiaty wianków [uplecionych] z cnót nie więdną. Anioł
Boży – którego każdy człowiek ma przy boku – zbiera te
codzienne wieńce i zanosi je do Nieba. I tam będą służyć za
tron nowej błogosławionej [duszy], gdy wejdzie jako małżonka do
domu weselnego.
Mają
lampy zapalone.
Po to, aby uczcić Małżonka i aby kierować się w drodze. Jakże
jaśnieje wiara i jaką jest miłą przyjaciółką! Płomień jej
tryska, promieniejąc jak gwiazda. To płomień śmiejący się, bo
niezachwiany w swej pewności. Oświetla on również części lampy,
która go podtrzymuje. Także ciało człowieka odżywianego wiarą
wydaje się – już na tej ziemi – stawać bardziej jaśniejącym
i uduchowionym, wolnym od przedwczesnego zwiędnięcia. Bo ten, kto
wierzy, kieruje się słowami i przykazaniami Bożymi, aby posiąść
Boga, swój cel. Dlatego ucieka od każdego zepsucia, nie ma w nim
wzburzenia, lęku, wyrzutów sumienia, nie musi trudzić się
zapamiętywaniem swoich krętactw lub ukrywaniem złych uczynków.
Zachowuje piękno i młodość dzięki pięknu braku zepsucia,
któremu nie ulega święty. [Ma] ciało i krew, umysł i serce
oczyszczone z każdej rozwiązłości dla przechowywania oleju wiary,
aby dawać światło bez dymu. Stale pragnie podtrzymania tego
światła. Życie codzienne – z rozczarowaniami, spostrzeżeniami,
kontaktami, pokusami, tarciami – prowadzi do umniejszenia wiary.
Nie! To nie powinno się zdarzyć. Codziennie udawajcie się do
źródeł oliwy łagodnej, oliwy pełnej mądrości, oliwy Bożej.
Lampa
słabo rozpalona może zgasnąć z powodu najlżejszego wiatru, może
ją też zgasić ciężka rosa nocna.
Noc... Godzina ciemności, grzechu, pokusy przychodzi na wszystkich.
Istnieje też noc dla duszy. Jeśli jednak napełnia ją wiara,
płomienia nie może zgasić wiatr świata ani mgła zmysłowości.
W
końcu: czujność, czujność, czujność. Naraża się bowiem na
niebezpieczeństwo pozostania
na zewnątrz
– gdy przyjdzie Oblubieniec – ten, kto nieroztropnie ufa sobie,
mówiąc: „O, Bóg przyjdzie wtedy, gdy będę jeszcze miał
światło w sobie”; kto idzie spać zamiast czuwać – spać bez
posiadania tego, czego mu potrzeba, żeby wstać szybko na pierwsze
wezwanie – kto odkłada na ostatnią chwilę zaopatrzenie się w
oliwę wiary lub w mocny knot dobrej woli. Czuwajcie zatem
roztropnie, stale, w czystości, w ufności, ażeby być zawsze
gotowymi na wezwanie Boga, bo przecież nie wiecie, kiedy On
przyjdzie.
Moi
umiłowani uczniowie, nie chcę wywoływać w was drżenia przed
Bogiem, ale raczej skłonić was do wiary w Jego dobroć. I wy,
którzy pozostajecie, i wy, którzy odchodzicie, pomyślcie, że
jeśli zrobicie to, co uczyniły mądre panny, zostaniecie wezwani
nie tylko do tego, by stanowić orszak Oblubieńca, ale – jak młoda
Estera, która została królową w miejsce Waszti120
– zostaniecie wybrani i obrani na oblubienice, bo „pozyskacie
sobie życzliwość Oblubieńca i jego względy nad wszystkie
inne”.121
Błogosławię was, którzy odchodzicie. Noście w sobie to Moje
słowo i zanieście je towarzyszom. Niech zawsze będzie w was pokój
Pana». (III (cz. 1-2), 67: 1
lipca 1945. A, 5502-5512)
119
Zob. Tb 12,6 w przekładzie Biblii Poznańskiej. (Przyp. tłum.)
120
Zob. Est 2. (Przyp. wyd.)
121
Por. Est 2,17. (Przyp. wyd.)
Il
Regno dei Cieli è la casa degli sponsali compiuti tra Dio e le
anime. Il momento dell'entrata in esso, il giorno degli sponsali. Or
dunque udite. Da noi è costume che le vergini facciano scorta allo
sposo che giunge, per condurlo fra lumi e canti alla casa nuziale
insieme alla sua dolce sposa. Quando il corteo lascia la casa della
sposa, che velata e commossa si dirige al suo posto di regina, in una
casa non sua ma che, dal momento in cui ella diviene una carne con lo
sposo, sua diventa, il corteo delle vergini, amiche per lo più della
sposa, corre incontro a questi due felici per circondarli di un
anello di luci. Ora avvenne che in un paese si fece uno sponsale.
Mentre gli sposi coi parenti e amici tripudiavano nella casa della
sposa, dieci vergini andarono al loro posto, nel vestibolo della casa
dello sposo, pronte ad uscire a lui incontro quando un lontano suono
di cembali e di canti avesse ad avvertire che gli sposi avevano
lasciato la casa della sposa per venire a quella dello sposo. Ma il
convito nella casa degli sponsali si prolungava, e scese così la
notte. Le vergini, voi lo sapete, tengono sempre le lampade accese
per non perdere tempo al momento buono. Ora fra queste dieci vergini
dalle lampade accese e ben lucenti, ve ne erano cinque savie e cinque
stolte. Le savie, piene di prudenza, si erano provviste di piccoli
vasi pieni d'olio, per potere alimentare le lampade se la durata
dell'attesa fosse stata più lunga del prevedibile, mentre le stolte
si erano limitate ad empire per bene le lampadette. Un'ora passò
dopo l'altra. Gai discorsi, racconti, facezie rallegrarono l'attesa.
Ma poi non seppero più che dire, né che fare. E, annoiate o anche
semplicemente stanche, le dieci fanciulle si sedettero più
comodamente, con le loro lampade accese e ben vicine, e piano piano
si addormentarono. Venne la mezzanotte e si udì un grido: "Ecco
lo sposo, andategli incontro!". Le dieci fanciulle sorsero al
comando, presero i veli e le ghirlande e si acconciarono, e corsero
alla mensola dove erano le lampade. Cinque di esse languivano
ormai... Il lucignolo, non più nutrito dall'olio, tutto consumato,
fumigava con sprazzi sempre più deboli, pronto a spegnersi al minimo
soffio d'aria; mentre le altre cinque lampade, alimentate prima del
sonno dalle prudenti, avevano fiamme ancor vive che si fecero ancora
più vive per il nuovo olio aggiunto al vasello del lume. "Oh!
"pregarono le stolte" dateci un poco del vostro olio,
perché altrimenti le lampade si spegneranno al solo muoverle. Le
vostre sono già belle!...". Ma le prudenti risposero: "Fuori
è il vento della notte e cade la guazza a grosse gocce. Mai non
basta l'olio per fare una robusta fiamma che possa resistere ai venti
e all'umidore. Se ve ne diamo, accadrà che a noi pure vacillerà la
luce. E ben triste sarebbe il corteo delle vergini senza il palpitare
delle fiammelle! Andate, correte dal venditore più vicino, pregate,
bussate, fatelo alzare perché vi dia olio". E quelle,
affannate, sgualcendo i veli, macchiandosi le vesti, perdendo le
ghirlande nell'urtarsi e nel correre, seguirono il consiglio delle
compagne. Ma, mentre andavano a comprare l'olio, ecco spuntare dal
fondo della via lo sposo con la sposa. Le cinque vergini, munite di
lampade accese, gli corsero incontro, e in mezzo a loro gli sposi
entrarono in casa per la fine della cerimonia, quando le vergini
avrebbero scortato per ultimo la sposa fino alla camera nuziale.
L'uscio venne chiuso dopo l'entrata degli sposi, e chi fuori era
fuori rimase. E così fu per le cinque stolte che, giunte infine con
l'olio, trovarono la porta serrata e inutilmente vi picchiarono
contro, ferendosi le mani e gemendo: "Signore, signore, aprici!
Siamo del corteo delle nozze. Siamo le vergini propiziatorie, scelte
per portare onore e fortuna al tuo talamo". Ma lo sposo,
dall'alto della casa, lasciando per un momento gli invitati più
intimi da cui si accomiatava mentre la sposa entrava nella stanza
nuziale, disse: "In verità vi dico che non vi conosco. Non so
chi siate. I vostri visi non erano festanti intorno alla mia amata.
Usurpatrici siete. Siate perciò lasciate fuori dalla casa delle
nozze". E le cinque stolte, piangendo, se ne andarono per le
strade buie, con l'ormai inutile lume, con le vesti sgualcite, i veli
strappati, le ghirlande disfatte o perdute... Ed ora sentite il
sermone chiuso nella parabola. Vi ho detto al principio che il Regno
dei Cieli è la casa degli sponsali compiuti fra Dio e le anime. Alle
nozze celesti sono chiamati tutti i fedeli, perché Dio ama tutti i
suoi figli. Chi prima, chi poi, si trova al momento degli sponsali, e
l'esservi arrivati è gran sorte. Ma ora udite ancora. Voi sapete
come le fanciulle reputino onore e fortuna esser chiamate ad ancelle
intorno alla sposa. Applichiamo al nostro caso i personaggi e
capirete meglio. Lo sposo è Dio. La sposa, l'anima di un giusto che,
superato il periodo del fidanzamento nella casa del Padre, ossia
nella tutela e ubbidienza della e alla dottrina di Dio, vivendo
secondo giustizia, viene portata nella casa dello Sposo per le nozze.
Le ancelle-vergini sono le anime dei fedeli che, per l'esempio
lasciato dalla sposa – essere stata scelta dallo Sposo per le sue
virtù è segno che costei era un esempio vivo di santità –
cercano di giungere allo stesso onore, santificandosi. Sono in veste
bianca, netta e fresca, in bianchi veli, coronate di fiori. Hanno
lampade accese in mano. Le lampade sono ben pulite, dal lucignolo
nutrito di olio del più puro perché non sia maleodorante. In veste
bianca. La giustizia fermamente praticata dà candida veste e presto
verrà il giorno che candidissima sarà, senza neppur più il lontano
ricordo di macchia, di un candore supernaturale, di un candore
angelico. In veste netta. Occorre con l'umiltà tenere sempre netta
la veste. Tanto facile è offuscare la purezza del cuore. E chi non è
mondo di cuore non può vedere Dio. L'umiltà è come acqua che lava.
L'umile si accorge subito, perché ha occhio non offuscato da fumi di
orgoglio, di essersi offuscata la veste e corre dal suo Signore e
dice: "Ho levato la nettezza a questo mio cuore. Io piango per
mondarmi, ai tuoi piedi piango. E tu, mio Sole, imbianca dei tuoi
benigni perdoni, dei tuoi paterni amori, la veste mia! In veste
fresca. Oh! la freschezza del cuore! I bambini l'hanno per dono di
Dio. I giusti l'hanno per dono di Dio e volontà propria. I santi
l'hanno per dono di Dio e per volontà portata all'eroismo. Ma i
peccatori, dall'anima lacerata, bruciata, avvelenata, insozzata, non
potranno allora mai più avere una veste fresca? Oh! si che la
possono avere. Cominciano ad averla dal momento che si guardano con
ribrezzo, l'aumentano quando decidono di cambiare vita, la
perfezionano quando con la penitenza si lavano, si disintossicano, si
medicano, si ricompongono la loro povera anima; e con l'aiuto di Dio,
che non nega soccorso a chi gli chiede santo aiuto, e con la volontà
propria, portata al supereroismo – perché in loro non necessita di
tutelare ciò che hanno, ma di ricostruire ciò che loro hanno
abbattuto, perciò doppia e tripla e settupla fatica – e infine con
una penitenza instancabile, implacabile verso l'io che fu peccatore,
riportano la loro anima ad una nuova freschezza d'infanzia, fatta
preziosa dall'esperienza che li fa maestri di altri che sono come
erano loro un tempo, ossia peccatori. In bianchi veli. L'umiltà! Io
ho detto: "Quando pregate o fate penitenza, fate che il mondo
non se ne avveda". Nei libri sapienziali è detto: "Non è
bene svelare il segreto del Re". L'umiltà è il velo candido
messo a difesa sul bene che si fa e sul bene che Dio ci concede. Non
gloria per l'amore di privilegio che Dio concede, non stolta gloria
umana. Il dono verrebbe subito ritolto. Ma interno canto del cuore al
suo Dio: "L'anima mia ti magnifica, o Signore... perché Tu hai
rivolto il tuo sguardo alla bassezza della tua serva». Gesù ha una
breve sosta e getta uno sguardo verso sua Madre, che avvampa sotto il
suo velo e si china tutta, come per ravviare i capelli del bambino
che è seduto ai suoi piedi, ma in realtà per celare il suo commosso
ricordo... «Coronata di fiori. L'anima deve intessersi la sua
quotidiana ghirlanda di atti virtuosi, perché al cospetto
dell'Altissimo non devono stare cose vizze, né si deve stare in
aspetto sciatto. Quotidiana, ho detto. Perché l'anima non są quando
Dio-Sposo può apparire per dire: "Vieni". Perciò non
stancarsi mai di rinnovare la corona. Non abbiate paura. I fiori
avvizziscono. Ma i fiori delle corone virtuose non avvizziscono.
L'angelo di Dio, che ogni uomo ha al suo fianco, le raccoglie queste
ghirlande quotidiane e le porta in Cielo. E là faranno da trono al
novello beato quando entrerà come sposa nella casa nuziale. Hanno le
lampade accese. E’ per onorare lo Sposo e per guidarsi nella via.
Come è fulgida la fede, e che dolce amica ella è! Fa una fiamma
raggiante come una stella, una fiamma che ride perché è sicura
nella sua certezza, una fiamma che rende luminoso anche lo strumento
che la regge. Anche la carne dell'uomo nutrito di fede pare, fin da
questa terra, farsi più luminosa e spirituale, immune da precoce
appassimento. Perché chi crede si regge sulle parole e sui comandi
di Dio per giungere a possedere Dio, suo fine, e perciò fugge ogni
corruzione, non ha turbamenti, paure, rimorsi, non è obbligato ad
uno sforzo per ricordarsi le sue menzogne o per nascondere le sue
male azioni, e si conserva bello e giovane della bella incorruzione
del santo. Una carne e un sangue, una mente e un cuore puliti da ogni
lussuria per contenere l'olio della fede, per dare luce senza fumo.
Una costante volontà per nutrire sempre questa luce. La vita di ogni
giorno, con le sue delusioni, constatazioni, contatti, tentazioni,
attriti, tende a sminuire la fede. No! Non deve avvenire. Andate
giornalmente alle fonti dell'olio soave, dell'olio sapienziale,
dell'olio di Dio. Lampada poco nutrita può essere spenta dal minimo
vento, può essere spenta dalla pesante guazza della notte. La
notte... L'ora delle tenebre, del peccato, della tentazione viene per
tutti. E la notte per l'anima. Ma se questa ha se stessa colma di
fede, non può la fiamma essere spenta dal vento del mondo, dal
caligo delle sensualità. Infine vigilanza, vigilanza, vigilanza. Chi
imprudente si fida dicendo: "Oh! Dio verrà in tempo, mentre ho
ancora luce in me", chi si induce a dormire in luogo di
vegliare, e dormire sprovvisto di quanto necessita per sorgere
sollecito alla prima chiamata, chi si riduce all'ultimo momento per
procurarsi l'olio della fede o il lucignolo robusto della buona
volontà, incorre nel pericolo di rimanere fuori quando giunge lo
Sposo. Vegliate dunque con prudenza, con costanza, con purezza, con
fiducia per essere sempre pronti alla chiamata di Dio, perché in
realtà non sapete quando Esso verrà. Miei cari discepoli, Io non
voglio indurvi a tremare di Dio, ma anzi ad avere fede nella sua
bontà. Sia voi che restate, come voi che andate, pensate che, se
farete ciò che fecero le vergini savie, sarete chiamati non solo a
fare corteggio allo Sposo, ma, come per la fanciulla Ester, divenuta
regina al posto di Vasti, sarete scelti ed eletti a spose, avendo lo
Sposo "trovato in voi ogni grazia e favore sopra ogni altro".
Io vi benedico, voi che andate. Portate in voi e ai compagni questa
mia parola. La pace del Signore sia sempre con voi (3, 206)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz