10
Nauczał
raz w szabat w jednej z synagog. 11
A
była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy:
była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. 12
Gdy
Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: «Niewiasto,
jesteś wolna od swej niemocy».
13
Położył
na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga. 14
Lecz
przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus uzdrowił w szabat,
rzekł do ludu: «Jest
sześć dni, w które należy pracować. W te więc przychodźcie i
leczcie się, a nie w dzień szabatu!»
15
Pan
mu odpowiedział: «Obłudnicy,
czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu
i nie prowadzi, by go napoić? 16
A
owej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na
uwięzi, czy nie należało uwolnić od tych więzów w dzień
szabatu?»
17
Na
te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały
cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez
Niego. (Łk
13,10-17)
10 Ἦν δὲ διδάσκων ἐν μιᾷ τῶν
συναγωγῶν ἐν τοῖς σάββασιν. 11
καὶ ἰδοὺ γυνὴ πνεῦμα ἔχουσα
ἀσθενείας ἔτη δεκαοκτὼ καὶ ἦν
συγκύπτουσα καὶ μὴ δυναμένη ἀνακύψαι
εἰς τὸ παντελές. 12
ἰδὼν δὲ αὐτὴν ὁ Ἰησοῦς
προσεφώνησεν καὶ εἶπεν αὐτῇ· γύναι,
ἀπολέλυσαι τῆς ἀσθενείας σου, 13
καὶ ἐπέθηκεν αὐτῇ τὰς χεῖρας·
καὶ παραχρῆμα ἀνωρθώθη καὶ ἐδόξαζεν
τὸν θεόν. 14
Ἀποκριθεὶς δὲ ὁ ἀρχισυνάγωγος,
ἀγανακτῶν ὅτι τῷ σαββάτῳ ἐθεράπευσεν
ὁ Ἰησοῦς, ἔλεγεν τῷ ὄχλῳ ὅτι ἓξ
ἡμέραι εἰσὶν ἐν αἷς δεῖ ἐργάζεσθαι·
ἐν αὐταῖς οὖν ἐρχόμενοι θεραπεύεσθε
καὶ μὴ τῇ ἡμέρᾳ τοῦ σαββάτου. 15
ἀπεκρίθη δὲ αὐτῷ ὁ κύριος
καὶ εἶπεν· ὑποκριταί, ἕκαστος ὑμῶν
τῷ σαββάτῳ οὐ λύει τὸν βοῦν αὐτοῦ
ἢ τὸν ὄνον ἀπὸ τῆς φάτνης καὶ ἀπαγαγὼν
ποτίζει; 16
ταύτην δὲ θυγατέρα Ἀβραὰμ
οὖσαν, ἣν ἔδησεν ὁ σατανᾶς ἰδοὺ δέκα
καὶ ὀκτὼ ἔτη, οὐκ ἔδει λυθῆναι ἀπὸ
τοῦ δεσμοῦ τούτου τῇ ἡμέρᾳ τοῦ
σαββάτου; 17
καὶ ταῦτα λέγοντος αὐτοῦ
κατῃσχύνοντο πάντες οἱ ἀντικείμενοι
αὐτῷ, καὶ πᾶς ὁ ὄχλος ἔχαιρεν ἐπὶ
πᾶσιν τοῖς ἐνδόξοις τοῖς γινομένοις
ὑπ’ αὐτοῦ. (Łk 13,10-17)
Jezus
jest w synagodze w Korozain, zapełnionej ludźmi. Możni z tego
miasta musieli nalegać, żeby nauczał w dniu szabatu. Pojmuję to z
ich wywodów oraz z odpowiedzi Jezusa.
(…)
«...Otóż
zostałem posłany, aby pracować nad sercami po to, by weszła do
nich Prawda i Zbawienie. Do rąk wziąłem serca z żelaza, z ołowiu,
z cyny, z alabastru, z marmuru, ze srebra, złota, jaspisu,
kosztownych kamieni: serca twarde, serca dzikie, serca zbyt
delikatne, serca zmienne, serca utwardzone cierpieniem, serca
kosztowne – wszelkie rodzaje serc. Wszystkie je obrabiałem. Wiele
z nich ukształtowałem zgodnie z pragnieniem Tego, który Mnie
wysłał. Niektórzy jednak zranili Mnie, gdy nad nimi pracowałem,
inni woleli się pokruszyć, niż dać się do głębi obrobić. Ale
być może wraz z nienawiścią zachowali pamięć o Mnie.
Was
nie można obrobić. Ciepło miłości, cierpliwość pouczenia,
chłód wyrzutów, trud dłuta, nic was nie skłania [do zmiany].
Ledwie odejmuję Moje ręce, a wy stajecie się takimi, jakimi
byliście. Żeby się przemienić, powinniście uczynić jedno:
całkowicie zdać się na Mnie. Tego jednak nie czynicie i nigdy tego
nie zrobicie. Pracownik zostawia was zatem waszemu losowi. Ale
ponieważ jest sprawiedliwy, nie zostawia was wszystkich tak samo.
Choć jest smutny, potrafi jeszcze wybrać tych, którzy zasługują
na Jego miłość, i pociesza ich, i błogosławi.
Niewiasto,
chodź tutaj!» – mówi [Jezus], wskazując palcem kobietę stojącą
pod murem. Jest zgięta tak, że wygląda jak znak zapytania. Ludzie
patrzą na tę, którą pokazuje Jezus. Jednak niewiasta tego nie
zauważa. Z powodu wykrzywienia swego [ciała] nie potrafi zobaczyć
ani Jezusa, ani Jego ręki.
«Idź,
Marto! On ciebie woła!» – mówi do niej wielu.
I
nieszczęsna idzie, utykając. Opiera się na lasce sięgającej do
wysokości jej głowy. Teraz stoi przed Jezusem, który zwraca się
do niej: «Niewiasto, przyjmij pamiątkę po Mojej wizycie tutaj i
nagrodę za twoją wiarę, cichą i pokorną. Bądź uzdrowiona od
twej niemocy!» – woła i kładzie jej następnie ręce na
ramionach.
Niewiasta
nagle podnosi się i prostuje jak palma. Unosi ramiona wołając:
«Hosanna! On mnie uzdrowił! Spojrzał na Swoją wierną służebnicę
i udzielił jej Swego dobra. Chwała bądź Zbawicielowi i Królowi
Izraela! Hosanna Synowi Dawidowemu!»
Ludzie
wtórują swymi „hosanna” wołaniu niewiasty, która klęczy
teraz u stóp Jezusa i całuje kraj Jego szaty. Jezus zaś odzywa się
do niej: «Idź w pokoju i czyń postępy w wierze».
Tłum
rozstępuje się, żeby przepuścić cudownie uzdrowioną.
Przewodniczący synagogi, którego jeszcze muszą palić słowa
wypowiedziane przez Jezusa w przypowieści, chce wypluć swą
truciznę z powodu Jego wyrzutu i woła z oburzeniem:
«Jest
sześć dni, żeby pracować; sześć dni, żeby prosić i żeby
dawać. Przychodźcie więc w te dni, żeby prosić i żeby dawać.
Przychodźcie uzdrawiać w te dni bez naruszania szabatu, grzesznicy
i niedowiarki, zepsuci i szerzyciele bezprawia!»
I
usiłuje wyrzucić wszystkich z synagogi, jakby nie chciał, żeby
profanowano miejsce modlitwy. Zarówno on jak i inni czterej
wspomagający go możni, rozproszeni w tłumie, ujawniają otwarcie
swe zgorszenie i cierpienie, wywołane... przestępstwem Jezusa. On
jednak – pełen godności i surowy – patrząc na nich i widząc
ich, woła z rozwartymi ramionami:
«Obłudnicy!
Kto z was dziś nie odwiązał swego wołu lub osła od żłobu i kto
nie prowadził go, żeby go napoić? Kto nie zaniósł pęku trawy
owcom ze stada i kto nie wydoił mleka z ich nabrzmiałych wymion?
Dlaczegóż to – skoro macie sześć dni, żeby to robić –
zrobiliście to także dzisiaj? Dla tych kilku denarów za mleko lub
z obawy, żeby wasz wół lub osioł nie umarł z pragnienia. A Mnie
– jedynie dlatego że to szabat – nie wolno było rozkuć tej
niewiasty z łańcuchów, w których szatan trzymał ją przez
osiemnaście lat? Chodźcie. Potrafiłem ją wyplątać z
nieszczęścia, którego nie chciała. Ale nie będę mógł nigdy
zdjąć waszych [kajdan], bo ich chcecie, o wrogowie Mądrości i
Prawdy!»
Ludzie
szlachetni z Korozain – znajdujący się pośród wielu, którzy
tacy nie są – przytakują i wyrażają pochwały. Inni zaś,
posiniali z wściekłości, odchodzą, pozostawiając rozzłoszczonego
przewodniczącego synagogi. Jezus też go opuszcza i wychodzi z
synagogi, otoczony przez dobrych, którzy towarzyszą Mu aż za
miasto. Wtedy błogosławi ich po raz ostatni i idzie główną
drogą, razem z kuzynami oraz z Piotrem i Tomaszem… (IV
[cz. 1-2], 25:
21 listopada 1945. A,
7042-7049)
Gesù
è nella sinagoga di Corozim che si affolla lentamente di popolo. I
maggiorenti del luogo devono avere insistito perché Gesù
ammaestrasse lì dentro in questo sabato. Lo capisco dalle loro
ragioni e dalle loro risposte di Gesù.
(…)
«...Sono
stato mandato a lavorare i cuori alla Verità e alla Salute. Mi sono
venuti nelle mani cuori di ferro, di piombo, di stagno, di alabastro,
di marmo, d’argento, d’oro, di diaspro, di gemme. Cuori duri,
cuori selvaggi, cuori troppo teneri, cuori volubili, cuori induriti
dai dolori, cuori preziosi, ogni genere di cuori. Li ho lavorati
tutti. E molti li ho modellati secondo il desiderio di Chi mi ha
mandato. Taluni mi hanno ferito mentre li lavoravo, altri hanno
preferito rompersi anziché lasciarsi lavorare fino in fondo. Ma,
magari con odio, serberanno per sempre un ricordo di Me.
Voi
siete inlavorabili. Caldo di amore, pazienza di istruzione, freddo di
rimproveri, fatica di scalpello, nulla serve su voi. Appena levo le
mani, voi tornate quali eravate. Dovreste fare una cosa sola per
essere mutati: abbandonarvi totalmente a Me. Non lo fate. Non lo
farete mai. Il Lavorante, desolato, vi abbandona al vostro destino.
Ma, poiché è giusto, non vi abbandona tutti ad un modo. Nella sua
desolazione sa scegliere ancora i meritevoli del suo amore e li
conforta e li benedice.
Donna,
vieni qui!», dice accennando ad una donna che se ne sta presso la
parete, così curva da parere un punto interrogativo.
La
gente vede dove Gesù indica, mentre non vede la donna che, per la
sua posizione, non può vedere Gesù e la sua mano. «Vai dunque,
Marta! Egli ti chiama» le dicono in diversi. E la poveretta se ne va
arrancando col suo bastone, all’altezza del quale è il suo capo.
È
ormai davanti a Gesù che le dice: «Donna, abbi un ricordo del mio
passaggio e un premio alla tua fede silenziosa e umile. Sii liberata
dalla tua infermità» grida in ultimo, posandole le mani sulle
spalle.
E
subito la donna si alza e, dritta come una palma, alza le braccia e
grida: «Osanna! Egli mi ha guarita! Ha visto la sua serva fedele e
l’ha beneficata. Sia lode al Salvatore e Re d’Israele! Osanna al
Figlio di Davide!».
La
gente risponde coi suoi agli «osanna» della donna, che ora è in
ginocchio ai piedi di Gesù e che gli bacia l’orlo della veste,
mentre Egli le dice: «Va’ in pace e persevera nella fede».
Il
sinagogo, al quale devono ancora bruciare le parole dette da Gesù
prima della parabola, vuole rendere veleno a rimprovero e grida
indignato, mentre la folla si apre per lasciare passare la
miracolata: «Ci sono sei giorni per lavorare, sei giorni per
chiedere e per dare. Venite dunque in quelli, tanto a chiedere come a
dare. Venite a guarire in quelli, senza violare il sabato, peccatori
e miscredenti, corrotti e corruttori della Legge!», e cerca di
spingere fuori dalla sinagoga tutti, come per scacciare profanazione
dal luogo di preghiera.
Ma
Gesù, che lo vede aiutato nell’atto dai quattro maggiorenti di
prima e da altri sparsi fra la folla, i quali danno i segni più
manifesti di essere scandalizzati, torturati dal… delitto di Gesù,
grida a sua volta, mentre con le braccia conserte sul petto, severo,
imponente, lo guarda: «Ipocriti! Chi di voi in questo giorno non ha
slegato il bue o l’asino dalla mangiatoia e non lo ha condotto a
bere? E chi non ha portato fasci di erba alle pecore del gregge e
munto il latte dalle mammelle piene? Perché mai, se avete sei giorni
per farlo, lo avete fatto anche oggi, per pochi denari di latte, o
per paura di perdere per sete il bue e l’asino? E non dovevo Io
sciogliere costei dalle sue catene dopo che Satana ve l’ha tenuta
avvinta per diciotto anni, solo perché è sabato? Andate. Io ho
potuto sciogliere costei dalla sua sventura non voluta. Ma non potrò
mai sciogliere voi dalle vostre che sono volontarie, o nemici della
Sapienza e della Verità!».
La
gente buona, fra i molti non buoni di Corozim, approva e loda, mentre
l’altra parte, livida di rabbia, fugge via, lasciando in asso il
livido sinagogo.
Anche
Gesù lo lascia in asso ed esce dalla sinagoga, attorniato dai buoni
che lo continuano a circondare finché Egli ha raggiunto la campagna,
luogo nel quale Egli li benedice un’ultima volta, prendendo poi la
via maestra insieme ai cugini, Pietro e Tommaso… (5, 337)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia
Tysiąclecia, wyd.
V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty
Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis
grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład
polski Poematu
Boga-Człowieka napisanego
przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał
Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz.
1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6:
2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis
włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo
come mi e' stato rivelato, Edizioni
Paoline, Pisa 2001
sobota, 31 października 2020
(140) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Uzdrowienie pogiętej
sobota, 24 października 2020
Engaddi
Hebrajskie
En-gedi,
greckie Engaddi,
Engadde, Engadi, Engadai, Engada, miasto
w południowej Palestynie, nad zachodnim brzegiem Morza Martwego,
nieopodal pustyni o tej samej nazwie. Za czasów Jozuego przeszło do
pokolenia Judy (Joz 15,62). Tam też krył się Dawid przed pościgiem
Saula. Znajduje się ok. 56 km na południowy wschód od Jerozolimy.1
Jest oazą słynącą niegdyś z winnic (Pnp 1,14), balsamu i palm,
skąd wedle tradycji wzięła się jego dawniejsza nazwa Chaseson
(Chasason) lub
Chaseson-Tamar
(Vulg.
Asason
thamar),
tj. odłamek palmy albo nacięcie na palmie, żwirowe zbocze góry z
palmami (2 Krn 20,2; por. Rdz 14,7).2
Za czasów św. Hieronima Engaddi było jeszcze przewspaniałą
wsią (vicus praegrandis), nazywaną
również świętą
(sacra).
W
swojej długiej historii Engaddi pełniło rolę miejsca kultu,
placówki wojskowej oraz ośrodka handlowego. Za czasów wojen
krzyżowych leżało w ruinach. Około roku 1806 rozpoczęto tu
badania archeologiczne. W rejonie tym odkryto kilka twierdz
pochodzących z okresu królestwa. Jedna z nich znajdowała się u
źródła, inna na szczycie wzgórza, skąd widać było
podróżujących w promieniu wielu kilometrów. W Engaddi odkryto
również pozostałości budynków z epoki żelaza i okresu
bizantyjskiego; a także trochę pozostałości zabudowań z czasu
Drugiej Świątyni (ok. 530-70 r. prz. n. Chr.).
Jest
tam synagoga z okresu Bizancjum, mury z kamieni polnych, skorupy,
warstwa popiołu. Na miejscu odkryto także pozostałości kilku
zabudowań, które nazwano Budynkiem Zukim, Budynkiem z Otoczaków (z
Zachodnim Mieszkaniem) i Budynkiem Północnym. Budynki zbudowane są
na podstawach prostokątnych, przeważnie z kamieni polnych. Niektóre
z nich posiadają podwórza, piekarniki i piece. Obecność
piekarników i pieców świadczy o długotrwałym użytkowaniu. W
okolicy znaleziono ponadto silos, roztrzaskane naczynia gliniane,
urządzenie o niejasnym przeznaczeniu (pod podłogą Zachodniego
Mieszkania), dwa wąskie kanały odpływowe (pod Budynkiem
Północnym), sprzęt domowy i kuchenny, słoje, dzbany, dzbanki ze
zniekształconymi uchwytami, miski (niektóre stożkowe), kilka
całych naczyń, kotły do gotowania (niektóre z kamiennymi
pokrywami), kilka dziobków lamp herodiańskich (jedna lampa w
całości), szara lampa, naczynia wapienne, kubki, kilka
prostokątnych basenów, waga, pozostałości palonego drewna (palmy,
tamaryszek, głożyna i drzewo z przywozu), duże żelazne gwoździe
od drzwi, liczne skupiska gwoździ wraz ze spalonym drewnem, żelazne
ostrza noży, kawałek ostrza piły, krople i większe ślady
topionego ołowiu (prawdopodobnie pozostałości pożaru), gwoździe
z brązu, brązowy uchwyt rzymskiego garnka, monety z brązu (połowa
z nich z czasu panowania Aleksandra Jannaja, króla i arcykapłana
Judei, tj. II/I w. prz. n. Chr.), kilka helleńskich monet i monet
srebrnych, w tym tyryjski szekel i monety nabatejskie.
Miejsce
stanowi pojedyncze stratum i przedstawia jeden okres. Według
ostatnich znalezisk osada mogła działać od VII w. prz. n. Chr. do
VI w. po n. Chr.
1 Według trasy dla pieszych wyznaczonej przez internetową mapę Google odległość ta wynosi 74,6 km.
2 Położenie Chaseson-Tamar nie jest znane, chociaż niektórzy badacze umieszczają je w pobliżu południowego krańca Morza Martwego, w El-Hasasa, między Engaddi a Betlejem. Oaza Engaddi znajduje się poniżej Morza Martwego w odległości ok. 56 km na południowy wschód od Jerozolimy. Zasilana stałym źródłem, jest oazą życia i barw pośród jałowego krajobrazu.
Bibliografia:
Gideon Hadas, 'En Gedi w: Hadashot Arkheologiyot: Excavations and Surveys in Israel, t. 118, wydanie elektroniczne, 2006.
Encyklopedja Kościelna (podług teologicznej encyklopedji Wetzera i Weltego), t. V, Warszawa 1874, s. 34.
Podręczna encyklopedya Kościelna, t. IX-X, Warszawa 1906, s. 414.
środa, 21 października 2020
Twój umiłowany
דּוֹדֵ֔ךְ
(dôḏēḵ)
w języku hebrajskim to „twój umiłowany” (por. Pnp 6,1).
Δώδεκα
(dōdeka)
w języku greckim to „dwunastu” – obraz Kościoła. W
podobieństwie
tych słów zawarte jest przesłanie, że w
Nowym Przymierzu szczególnym umiłowanym Boga jest
Kościół.
wtorek, 20 października 2020
Odzierana
...ogołocenia z pojęć, z wyobrażeń, nazw, określeń, obrazów, ksiąg, obrzędów, szczątków…
Nie musi się bać, bo jest pełna nadziei na powstanie w zawsze nowej odsłonie. Jest bogactwem samym w sobie, tętni ciągle w Duchu Świętym.
sobota, 10 października 2020
Słuszne proszenie
piątek, 9 października 2020
Przydziały
sobota, 3 października 2020
(93) Żywoty Świętych: Jonasz i Barachizjusz
Męczeństwo
ś. Jonasza i Barachizjusa braciej,
pisane
od Ezajasza syna Adama
żołnierza króla Perskiego Saporiusa, który
sam na nie patrzył – położone u Metafrasta. Surius
Tom. 2. Lipom. Tom. 7.
Cierpieli około roku Pańskiego, 600.1
Saporius
król Perski, ósmego roku panowania swego, wzruszył srogie
prześladowanie na kościół Chrystusów, i na sługi jego,
ośmnastego roku panowania swego – i kazał swym Magom abo onym
kapłanom pogańskim swoim, aby kościoły Chrześciańskie zburzyli,
i klasztory palili, a żeby Chrześcianie byli pojmani, a tym
którzyby ofiary bogom czynili, aby dane były sławne bogate urzędy
i upominki – a którzyby niechcieli, aby rozmaitemi mękami
strapieni ginęli. Byli w jednym miasteczku, Jasa nazwanym, dwa
bracia Jonas i Barachizjus, ludzie wiary i cnoty pełni – którzy w
bojaźni Boskiej przykazania jego strzegli – ci usłyszawszy o tym
prześladowaniu Chrześciańskim, bieżeli na to miejsce gdzie
Magowie Chrześciany sądzili i męczyli – a będąc w mieście
Bardiobech zastali Chrześciany w więzieniu posadzone, a dziewięć
ich już na śmierć skazanych – tedy je upominali, mówiąc:
Ojcowie mili i bracia, nic się nie bójmy – ale w imię Boga
ukrzyżowanego pódźmy na tę robotę, za którą wieczną odniesiem
odpłatę, jako bracia i ojcowie naszy – i tak oni dziewięć
posileni, męczyć się dla Chrystusa i zabić dopuścili, i z
weselem do nieba szli. Tedy wnetże onych dwu odniesiono do sędziów
onych, iż nie tylo oni sami Chrześcianie – ale drugich dziewiąci
skazili i o gardło przyprawili. Pojmano onych dwu braciej, i pytano
ich na sądzie, jeśliby chcieli króla słuchać, a słońcu,
ogniowi i wodzie ofiarę czynić – święci powiedzieli: sądźcie
tak jako sędziom Perskim przystoi, a mając od Boga tę mądrość i
rozum, od tego który niebo i ziemię stworzył, znajcie i uprzejmie
nam powiedzcie – jeśli my Króla niebieskiego i wiecznego dla tego
śmiertelnego i ziemskiego odstąpić mamy? Tedy się o to
rozgniewali sędziowie oni, iż ich król śmiertelny jest nazwany –
i kazali rózg cierniowych przynieść, aby imi bici byli – jedno
pierwej rozdzieliwszy je od siebie, samego
Jonasa namawiali, mówiąc: wielce cię król uczci, gardłem daruje,
jeśli uczynisz co on kazał. Powiedział: o ten żywot niedbam dla
Pana mego Jezusa Chrystusa, który żyje na wieki – gdyż ten żywot
mój, jest jako cień do czasu – wiele mnie obiecał Chrystus, ten
który przyjdzie w obłokach sądzić żywe i umarłe - czyńcie
zemną co chcecie, po mnie tego nikt nie doczeka, abych się Pana
swego przeć, i wam zły przykład dać miał. Tedy go kazali
związanego bić rózgami, tak iż boki jego okrutnie pokrajane
zostały – a on mówił: Chwała tobie Boże ojców naszych, żeś
nas do wiary ś. twojej przywiódł, i miłością swoją zapalić
raczył – daj nam cierpliwość, abyśmy pełnili wolą twoję. I
mówił: ja króla waszego i wszytkich was, którzy mi złą rzecz
radzicie, odstępuję – słońca, ognia, wody, nigdy chwalić
niechcę – ale wierzę w Ojca, Syna i Ducha ś. Trójcą Świętą
jednego Boga, który te bogi wasze stworzył.
2Zatym
go za jednę nogę uwiązać, i w zimną sadzawkę mroźną
(bo był mróz w ten czas) wpuścić, i tam go przez całą noc
trzymać kazano. A w tym czasie zawołali Barachizjusza brata
drugiego, pytając go, jeśliby chciał pokłonić się słońcu,
ogniowi,
i wodzie, tak jako też już brat twój, powiadali, uczynił.
Odpowie: tak
je chwalić będę, jako mój brat chwalił – nigdy się on temu
stworzeniu, które nam dane jest na używanie, nie pokłonił, ani
tak szalonym był – a
co to za rozum – ognia, pan i ubogi, zły i dobry, na swoję
potrzebę używa, a ma go za Boga
swego mieć? A jakaby to była zelżywość
Boska – chwałę jego
dać stworzeniu? Wielkać
a nieogarniona, ani widoma rzecz jest Bóg, a on
wszytko stworzył i zachowywa, a sam w sobie dostateczny jest,
nikogoż nie potrzebuje – jedno abyśmy go
chwalili, a jego
samego za Pana znali. Słysząc sędziowie mądre ich i prawdziwe
słowa, a widząc statek ich – zmówili się aby ich we dnie, gdy
ludzie słyszą i widzą a wzgorszyć
się z nich mogą, nie sądzili – ale raczej w nocy to czynili –
i
opuściwszy na ten czas sąd on, w nocy się zeszli i onego
Barachizjusa przyzwali – i słuchali go barzo mądrze mówiącego.
Na co gdy dać odporu nie mogli – kazali dwie pile
abo kule okrągłe miedziane ogniem rozpalone przynieść, i pod
pachy mu je włożyć – i wołali nań: porzuć
jednę
kulę, a zrozumiemy iż już chcesz wolą
królewską czynić – 3a
on też wołał: słudzy
diabelscy,
króla się waszego nie boję, a żadnej kule
od siebie nie wyrzucę – i owszem was proszę, macieli więcej
męczeństwa okrutniejszego, obróćcie je na mię.
Tedy mu kazali rozpuszczony ołów lać w nozdrze,
i na oczy i w gębę i w uszy, aby mówić i słyszeć nie mógł –
i
potym
go wywieść i za jednę
nogę
w ciemnicy uwiązać kazali. A tym czasem przyzwali onego drugiego
Jonasa brata jego – i pytali go jako się wyspał tej nocy w onej
wodzie?
A on rzekł: jako
mię matka porodziła, nigdym lepszej i wdzięczniejszej nocy nie
miał, ciesząc się krzyżem Pana mego Jezusa. Powiedzą: ale
brat twój Barachizjus Boga się twego zaprzał – odpowie:
wiem
iż brat mój zaprzał się diabła
i sług jego, a uprzejmie się Chrystusowi oddał – rzeką:
izali
lepiej ten żywot stracić? Odpowiedział Jonas: O ślepi i głupi
gdzież tu rozum wasz, którym się chlubicie? Nie baczycie iż oracz
nie żałuje swego zboża i żywności swej miotać w rolą
błotną, gdzie wszytko zginie, wiedząc iż mu się to z pożytkiem
hojnym zasię wróci – 4także
i my żywot ten i wszytko co
mamy, siejem dla Pana naszego i pomiatamy, wiedząc iż się nam
daleko lepsze i trwalsze rzeczy wszytkim na onym
żniwie chwały jego
wrócą – a jeślibyśmy tego nie czynili, wiecznymbyśmy głodem
zginęli. Rzekną sędziowie: nie
błądź Jonaszu, pismo
cię zwodzi – odpowie:
zwodzi
was pismo
ale Greckie
i świat ten nędzny. 5Jako
pijani nie pomnią
o żenie,
dzieciach, i czeladce, i o
wszytkim
co mają – tak kto się Chrystusową miłością i tym
winem wielkich dobrodziejstw jego
upije – nie pomni na żadną rzecz świecką i tę śmiertelną –
i o króle
i pany
niedbają
–
my
także jako pijani na samego tylko Pana Jezusa pamiętamy – którego
królestwo trwa na wieki a nie mija. To słysząc kazali ś.
Jonasowi, jako wiele niepotrzebnie mówiącemu, odciąć palce u ręku
i u
nóg,
mówiąc: otożeśmy
palce twoje wsiali, czekajże żniwa swego, gdy je zbierać będziesz.
Odpowie święty:
jać
ich teraz nie potrzebuję, ale na odnowieniu świata, wróci mi je
Pan mój Jezus. Tedy kazali w smołę wrzącą pierwej ogoloną
głową,
potym
wszytkiego wrzucić – skoro
go wrzucili, wnetże wszytka smoła z kotła wyciekła, tak iż go
nic
nie obraziła. Dziwowali się onemu cudu
niezbożni sędziowie – ale ich się niedowiarstwo nie upamiętało
– 6kazali
przynieść prasy, i w nich ś. Jonasa ściskać, i kości jego
wszytki łamać i druzgotać, i potym
go na poły przecięto i umorzono, i ciało w wodę wrzucono.
Przyzwali
potym
i drugiego brata jego Barachizjusza, a namawiając go słowy
pięknymi,
aby się sam nie tracił, a czynił co każą – on im powiedział:
ja
jakom się sam nie stworzył, tak się też sam gubić nie mogę. Pan
mój który mię stworzył, ten
mię mocą swoją naprawi i wyrwie z ręku
waszych, i z ręku
niezbożnego króla waszego, który znać swego stworzyciela
niechce, a wolą
diabelską
czyni. Tedy rozgniewani Magowie,
kazali go cierniem drapać, i trzciny roszczepane bić
w ciało jego, i zasię je wyjmować. I potym
go także w prasie onej ściśniono,
i kości jego zdruzgotano, i smołę mu ognistą w usta lano, i w
tych mękach mocny żołnierz Chrystusów, ducha Bogu oddał. Ciała
ich jeden bogaty i pobożny Chrześcianin
Addysotas, barzo drogo u straży kupił, i innych onych dziewiąci
męczenników, których te są imiona: Lauitas, Lazarus, Marotas,
Nerses, Elias, Mares, Abitius, Sembektes, Sabas – którzy aż do
końca wielkie męki wytrwali, aby statek swój przy Chrystusie Bogu
swym popisali, i cnoty swej potomkom święty przykład zostawili. Za
co teraz mają koronę chwały niebieskiej, w której się weselą, i
za nas się u Pana swego wstawiają – którego państwo trwa na
wieki wiekom.
Amen.
1 XXIIX. Martii. Marca.
Mart. R. 29. Mart.
2 Okrutna męka.
3 Wielki statek męczennika.
4 Mądre słowa męczennika i piękne podobieństwo.
5 Drugie podobieństwo piękne.
6 W prasie ściśniony i kości jego skruszone.
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja
typu „B”: Jakub Szukalski