piątek, 20 października 2017

(76) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Drugie uzdrowienie trędowatego

   To drugie opisane przez Ewangelie i Marię Valtortę uzdrowienie trędowatego różni się okolicznościami i czasem. Ewangelia wg św. Mateusza przedstawia to drugie uzdrowienie po zejściu Jezusa z góry, kiedy przekazał On słynne błogosławieństwa i następujące po nich pouczenia. Natomiast pierwsze uzdrowienie przedstawione jest na początku działalności Jezusa, jeszcze wcześniej, jak wydaje się to wskazywać Ewangelia wg św. Marka i Ewangelia wg św. Łukasza. Nie jest to jednak zupełnie wyraźne i stąd często te dwa uzdrowienia są uważane za jedno. Nie miałem możliwości zbadać, jak wyjaśniano tę sprawę w pismach Ojców na przestrzeni wieków. Por. (32) Uzdrowienie trędowatego.
 
   1 Gdy zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. 2 A oto podszedł trędowaty i upadł przed Nim, mówiąc: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». 3 [Jezus] wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!» I natychmiast został oczyszczony z trądu. 4 Jezus powiedział do niego: «Uważaj, nie mów [o tym] nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich». (Mt 8,1-4)

   1 Καταβάντος δὲ αὐτοῦ ἀπὸ τοῦ ὄρους ἠκολούθησαν αὐτῷ ὄχλοι πολλοί. 2 καὶ ἰδοὺ λεπρὸς προσελθὼν προσεκύνει αὐτῷ λέγων· κύριε, ἐὰν θέλῃς δύνασαί με καθαρίσαι. 3 καὶ ἐκτείνας τὴν χεῖρα ἥψατο αὐτοῦ λέγων· θέλω, καθαρίσθητι· καὶ εὐθέως ἐκαθαρίσθη αὐτοῦ ἡ λέπρα. 4 καὶ λέγει αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς· ὅρα μηδενὶ εἴπῃς, ἀλλ’ ὕπαγε σεαυτὸν δεῖξον τῷ ἱερεῖ καὶ προσένεγκον τὸ δῶρον ὃ προσέταξεν Μωϋσῆς, εἰς μαρτύριον αὐτοῖς. (Mt 8,1-4)

   «Skończyłem. Schodzę teraz w stronę jeziora. Błogosławię was w imię Boga Jednego w Trójcy. Niech Mój pokój będzie z wami».
   Tłum jednak krzyczy:
   «Idziemy z Tobą. Pozwól nam iść! Nikt nie ma takich słów jak Twoje!»
   I idą za Jezusem, który nie schodzi tym zboczem, którym wszedł, lecz przeciwległym. Idzie prosto do Kafarnaum. Droga biegnąca w dół jest bardziej stroma, dzięki czemu można zejść szybciej. Schodzą pośpiesznie do podnóża góry, usadowionej na równinie zielonej i ukwieconej. (III (cz. 1-2), 34: 12 sierpnia 1944. A, 5184-5211 i 3296-3303)

   Pośród niezliczonych kwiatów, które nasycają zapachem ziemię i cieszą oczy, wznosi się straszliwe widmo trędowatego: pokryty ranami, cuchnący, wyniszczony. Ludzie krzyczą przerażeni i oddalają się na zbocza góry. Niektórzy nawet biorą kamienie, ażeby cisnąć nimi w nieostrożnego. Jezus odwraca się z otwartymi ramionami, wołając:
   «Pokój! Pozostańcie tam, gdzie jesteście, i nie bójcie się. Odłóżcie kamienie. Miejcie litość nad tym biednym bratem. On także jest synem Bożym».
   Ludzie słuchają, ulegając autorytetowi Nauczyciela. On zaś podchodzi poprzez wysokie ukwiecone trawy na odległość kilku kroków od trędowatego, który z kolei zbliżył się, gdy zrozumiał, że Jezus go obronił. Kiedy podszedł do Jezusa, upadł na twarz, a usiana kwiatami trawa przyjęła go i okryła jak świeża i pachnąca woda. Poruszające się kwiaty wydają się zasłoną nad nędzą, którą ukryły. Jedynie żałosny głos, który spośród nich się wydobywa, przypomina, że jest tam ta biedna istota. Mówi:
   «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Ulituj się nade mną!»
   Jezus odpowiada:
   «Podnieś głowę i popatrz na Mnie. Człowiek musi umieć patrzeć w Niebo, jeśli w nie wierzy. A ty wierzysz, bo błagasz».
   Trawa porusza się i ponownie rozchyla. Twarz trędowatego wyłania się jak głowa topielca pogrążonego w morzu. Nie ma włosów ani brody. Czaszka już prawie całkiem ogołocona z resztek tkanki. Jezus jednak ośmiela się dotknąć koniuszkiem palców czoła tam, gdzie jest ono czyste, bez ran, gdzie skóra jest woskowata, łuszcząca się, miedzy dwoma gnijącymi nadżerkami, z których jedna zniszczyła owłosioną skórę, a druga otwarła dziurę w miejscu prawego oka. Nie potrafiłabym powiedzieć, czy w tym ogromnym otworze – ciągnącym się od skroni do nosa, obnażając kość jarzmową i chrząstkę nosa, napełnioną brudem – znajduje się jeszcze gałka oczna czy nie. Jezus mówi, opierając [na jego głowie] Swą piękną dłoń:
   «Chcę. Bądź oczyszczony».
   I oto trąd znika tak, jak gdyby człowiek ten nie był wyżarty trądem i okryty ranami, lecz jedynie pokryty brudem, na który wylano płynny środek czyszczący. Najpierw zamykają się rany, skóra staje się czysta, prawe oko wyłania się spod powiek, które się odbudowały, wargi okrywają żółtawe zęby. Jedynie brak mu włosów i brody. Rzadkie kępki włosów są tylko tam, gdzie znajdowały się jeszcze resztki zdrowej skóry.
   Zaskoczony tłum krzyczy, a mężczyzna – słysząc radosne wołania – pojmuje, że jest uzdrowiony. Podnosi ręce, dotąd ukryte w trawie, dotyka oka w miejscu, gdzie znajdowała się ogromna dziura. Dotyka głowy tam, gdzie była wielka rana odkrywająca czaszkę i czuje nową skórę. Podnosi się i ogląda klatkę piersiową, biodra... Wszystko jest zdrowe i czyste... Mężczyzna na nowo przykucnął w ukwieconej trawie, płacząc z radości.
   «Nie płacz. Wstań i posłuchaj Mnie. Powróć do życia zachowując ryt i nikomu o tym nie mów, aż zostanie on dopełniony. Pokaż się jak najszybciej kapłanowi. Złóż ofiarę przepisaną przez Mojżesza na świadectwo dokonanego cudu twego uzdrowienia».
   «To Tobie musiałbym dawać świadectwo, Panie!»
   «Uczynisz to, miłując Moją naukę. Idź».
   Tłum zbliża się na nowo i, zachowując przepisaną odległość, wyraża radość uzdrowionemu. Niektórzy odczuwają potrzebę dania mu wsparcia na drogę: rzucają mu monety. Inni – chleb i jedzenie. Jakiś mężczyzna – widząc odzienie trędowatego, które jest strzępem źle go okrywającym – zdejmuje płaszcz, robi z niego pakunek i rzuca trędowatemu, który może w ten sposób odpowiednio się przyodziać. Inny – ponieważ miłość jest zaraźliwa, kiedy jest się w grupie – nie umie powstrzymać pragnienia dania mu sandałów. Zdejmuje swoje i rzuca je.
   «A ty?» – pyta go Jezus, widząc, co robi.
   «O! Mieszkam niedaleko stąd. Mogę iść boso. On ma długą drogę przed sobą».
   «Niech cię Bóg błogosławi i wszystkich, którzy usłużyli temu bratu. Mężu, pomódl się za nich».
   «Tak, tak, za nich i za Ciebie, aby świat w Ciebie wierzył».
   «Żegnaj. Idź w pokoju».
   Mężczyzna robi kilka kroków, a potem się odwraca i woła:
   «A kapłanowi mogę powiedzieć, że to Ty mnie uzdrowiłeś?»
   «Nie. Nie trzeba. Powiedz jedynie: ‘Pan ulitował się nade mną’. To jest sama prawda. Nie trzeba nic innego». (III (cz. 1-2), 35: 30 maja 1945. A, 5211-5218 i 5220-5221)

   «Ho finito. Ora Io scendo verso il lago e vi benedico nel nome di Dio uno e trino. La mia pace sia con voi».
   Ma la folla urla: «Veniamo con Te. Lasciaci venire! Nessuno ha le tue parole!». E si dànno a seguire Gesù, che scende non dalla parte presa nel salire ma da quella opposta e che va in direzione diretta di Cafarnao. La discesa è più ripida, ma è molto più svelta, e presto giungono ai piedi del monte che si adagia in una pianura verde e fiorita. (3, 174)

   Fra i tanti fiori che profumano il suolo e allietano la vista si drizza l'orrendo spettro di un lebbroso, piagato, fetente, corroso. La gente urla di spavento e si rovescia di nuovo sulle prime pendici del monte. Qualcuno afferra anche selci per tirarle all'imprudente.
   Ma Gesù si volge a braccia aperte gridando: «Pace! State dove siete e non abbiate paura. Posate le pietre. Abbiate pietà del povero fratello. E’ lui pure figlio di Dio».
   La gente ubbidisce, soggiogata dal potere del Maestro. Il quale si avanza attraverso le alte erbe in fiore sino a pochi passi dal lebbroso, che a sua volta, quando ha capito di essere protetto da Gesù, si è avvicinato. Giunto vicino a Gesù, si prostra, e l'erba fiorita lo accoglie e sommerge come un'acqua fresca e profumata. I fiori ondeggiano e si riuniscono quasi facendo velo sulla miseria che in essi si è celata. Solo la voce che esce lamentosa di là dentro ricorda che un povero essere è presente.
   Essa dice: «Signore, se Tu vuoi, puoi mondarmi. Abbi pietà anche di me!»
   Gesù risponde: «Alza il tuo volto e guardami. L'uomo deve sapere guardare il Cielo quando crede in esso. E tu credi, poiché chiedi».
   Le erbe si scuotono e si aprono di nuovo. Appare, come capo di naufrago che emerga dal mare, il volto, denudato dei capelli e della barba, del lebbroso. Un capo di teschio non ancora del tutto spoglio dei resti della carne. Pure Gesù osa posare la punta delle sue dita su quella fronte, là nel punto dove è netta, ossia senza piaghe, dove è solo pelle cinerea, scagliosa, fra due marciose erosioni di cui una ha distrutto il cuoio capelluto e l'altra ha aperto un buco dove era l'occhio destro, di modo che non saprei dire se fra quell'enorme buco che va dalla tempia al naso scoprendo lo zigomo e la cartilagine nasale, pieno di lordura, sia ancora il globo oculare o no.
   E dice Gesù, tenendo la sua bella mano appoggiata, per la punta, lì: «Lo voglio. Sii mondato».
   E come se l'uomo non fosse corroso e impiagato; ma solo ricoperto di sudiciume e su questo si riversassero acque detergenti, ecco che la lebbra sparisce. Per prime le piaghe si chiudono, poi torna chiara la pelle, l'occhio destro riappare fra la rinata palpebra, le labbra si rinchiudono sui denti giallastri. Solo i capelli e la barba rimangono assenti, ossia con rari ciuffetti di peli, là dove prima era ancora un pezzettino di epidermide sana. La folla urla di stupore. E l'uomo capisce di essere guarito per quelle urla di giubilo. Alza le mani, fino allora nascoste dalle erbe, e si tocca l'occhio, là dove era l'enorme buco; si tocca il capo, là dove era la grande piaga scoprente l'osso cranico, e sente la nuova pelle. Allora si alza e si guarda il petto, le anche... Tutto è sano e mondo... L'uomo si riaccascia nel prato fiorito piangendo di gioia.
   «Non piangere. Alzati e ascoltami. Torna alla vita secondo il rito e non parlare ad alcuno finché non lo hai compito. Mostrati al più presto al sacerdote, fa' l'offerta prescritta da Mosè in testimonianza del miracolo avvenuto della tua guarigione».
   «A Te lo dovrei testimoniare, Signore!».
   «Me lo testimonierai amando la mia dottrina. Va'»…
   La folla si è accostata di nuovo e, pur a dovuta distanza, si felicita col miracolato. C'è chi sente bisogno di dargli un viatico per il viaggio e gli getta delle monete. Altri lanciano pani e cibarie e uno, vedendo che la veste del lebbroso non è che uno sbrendolo sfrangiato che lascia tutto visibile, si leva il mantello, lo annoda come fosse un fazzolettone e lo getta al lebbroso, che può così ricoprirsi in maniera decente. Un altro, poiché la carità è contagiosa quando è in comune, non resiste alla voglia di fornirgli i sandali e se li leva e li getta.
   «Ma, e tu?» chiede Gesù che vede l'atto.
   «Oh! io sto qui vicino. Posso camminare scalzo. Lui deve fare molta strada».
   «Dio benedica te e tutti coloro che hanno beneficato il fratello. Uomo, pregherai per questi».
   «Sì, sì, per essi e per Te, perché il mondo abbia fede in Te».
   «Addio. Va' in pace».
   L'uomo si allontana di qualche metro e poi si volge e grida: «Ma al sacerdote lo posso dire che Tu mi hai guarito?».
   «Non occorre. Di' solo: "Il Signore ha avuto di me misericordia". C'è tutta la verità e non occorre altro». (3, 175)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz