Męczeństwo śś. Faustyna
i Jowity braciej rodzonej,
wypisane
od Adona Biskupa, i z ksiąg męczeńskich Kościoła Rzymskiego.
Cierpieli około roku Pańskiego, 120.1
Faustyn
i Jowita z Bryksjej, miasta Włoskiego, zacnie urodzeni, będąc
bracia jednych rodziców wedle ciała – więtsze braterstwo mieli w
jednej wierze i gorącej miłości ku Panu naszemu Jezusowi. Na on
czas miedzy pogaństwem świecąc jako pochodnie, drogę prawdy
zbawiennej innym ukazowali – nic się na swoje niebezpieczeństwo
nie oglągając – których chęć i wielkie serce ku rozszerzeniu
Ewangeliej, widząc biskup ich na ten czas Apollonius, kapłanem
poświęcił starszego Faustyna, a młodszego Jowitę postawił
diakonem, a sam się krył, uchodząc zguby i ciężkiego
prześladowania, które mieli Chrześcianie od pogaństwa. Po wzięciu
tego dostojeństwa, pilniej i mężniej świętą prawdę rozsiewali,
i wiele ludzi nie tylo w Bryksjej, ale i w pogranicznych mieściech
Panu Bogu pozyskiwali. Z czego czart posromocenie mając – pobudził
Komessa onej strony, abo starostę, na imię Italika, który je do
Adriana Cesarza, w Liturgiej
na ten czas będącego, odniósł i srodze obżałował, mówiąc:
Radz
o swej Rzeczyposp.
i o bogach naszych – bo Faustyn i Jowita nieprzyjaciele bogów
twoich, wniwecz je obracają, i wiele ludzi zwodzą. A Cesarz mu moc
dał, aby one i inne Chrześciany karał i gubił.
Przyjachawszy tedy do
Bryksjej z listy i mandaty Cesarskiemi, oznajmił ś. Faustynowi i
Jowicie, aby Cesarską wolą uczynili. Oni się śmiele opowiedzieli,
iż tego czynić nie możem, abyśmy wiarę w Pana Jezusa Chrystusa,
którejeśmy się nauczyli, na rozkazanie Cesarskie, opuścić, abo
jej jaką zelżywość uczynić mieli. Przeto pojmać je i posadzać
aż do przyjazdu Adriana Cesarza, który w Bryksjej być miał,
rozkazał. Piątego dnia po wjachaniu jego do miasta, stawił
Italikus one więźnie. Spytał go Adrian: Takli są zacni, iżeś je
na nasz sąd zachował? Powiedział iż rodzicy ich pierwszy tu byli
ludzie w mieście. Rzekł Adrian: Na takież więtsza pilność ma
być, aby się ini przykładem ich karali – i wdał się z nimi w
długą rozmowę Cesarz, wiele im obiecując i wywodząc. A oni na
każdą mu rzecz odpowiedź czyniąc, rzekli nakoniec: ani twoje
dary, ani twoje czci tego godne nie są, abychmy dla nich Boga
naszego, nie tylo odstąpić – ale namniej Go rozgniewać mieli –
Chrześcianieśmy, nie możem fałszywym bogom twoim służyć.
Rozgniewany Adrian do bóżnice pogańskiej wieść je kazał – w
której słońce z złotymi promieniami uczynione, za boga chwalono,
aby się święci słońcu pokłonili. A oni tam przyszedszy,
modlitwą swoją ono złoto na słońcu, czarne jako sadze uczynili.
Które gdy ocierać kazano, w proch się wszytko i w perzynę
obróciło. I rzekli święci do Cesarza: widzisz jakiego ty masz
boga, wnet się wniwecz na naszę modlitwę obrócił.
Zatym
je potępił Cesarz, aby bestiom na pożarcie porzuceni byli, na
widokach pospolitych – stanęli święci na placu, słysząc
Cesarza wołającego: oto śmierć przed wami, obaczcie się, a
Dianie ofiarujcie – rzeką święci: twoja Diana wszetecznica
nierządna, tego nigdy niegodna. 2I
wywrzeć na nie srogie lwy cztery kazał. Oni mężnie ich czekając,
ujźrzeli a oni pokornie do nich idą, i u nóg się ich położyli.
Zawoła lud iż czarnoksiężnicy są. A Cesarz jeszcze Lamparty
wywrzeć na męczenniki rozkazał. I ci także srogość swoję
ukrócili. Potym i Niedźwiedzie wypuszczono – ale i ci nic nie
uszkodzili świętych. A tym czasem, gdy puszczano Niedźwiedzie, i
Lwy, sługi wszytkie którzy bestie opatrowali pozabijały. Już się
i poganie dziwować, a niektórzy moc Boga Chrześciańskiego znać
poczęli. Gdy się jeden ksiądz pogański Orfetus obrał z takim
podanim (a był krewnym Cesarskim ten to Orfetus) pójdę, powiada,
wezmę boga Saturnusa, i wnidę miedzy te bestie, i wyprowadzę te
Chrześciany, aza tak moc bogów naszych poznają. 3Dopuścił
tego Cesarz, ale skoro ten Orfet, i z onym Italikiem Komessem, i z
innemi niosąc on niemy słup i bałwan, miedzy bestie weszli –
wnet się na nie bestie rzuciły, i one pozabijały, i po Saturnusie
krwią swych sług pomazanym, deptały. To widząc lud pogański,
wołał: Saturnusie pomóż sobie – ale jako na drewno. Patrząc na
to Afra
żona Italika Komessa, żałością prze śmierć męża swego zjęta,
wołała na Cesarza: Co to za bogi masz Adrianie? ani swej księżej,
ani
sami siebie wybawić od bestij nie mogli. Ja nędzna prze wasze błędy
i mataniny mężam straciła. Tedy wiele pogaństwa uwierzyło w Pana
Jezusa, i żona onego Italika, ta to Afra – i jeden pierwszy
człowiek z dworu Cesarskiego, Kalocerus nazwany, i inych niemało
urzędników Cesarskich. Tedy rzekł Cesarz do męczenników: Jeśli
Bóg wasz prawdziwy, wynidźcie wolno od tych bestij. A święci i
więcej niżli chciał uczynili: abyś znał, rzekli, moc Bóstwa P.
naszego, Jezusa w imię Jego rozkazujem tym bestiom, aby wyszły z
miasta nikogoż nie obrażając. I tak się zstało – wyszły jako
owce jakie, cichuchno, i biegły do lasów pustych. A Adrian lepszym
nie został – ale kazał święte do więzienia wziąć. 4A
nazajutrz w wielki je ogień wrzucić rozkazał – wrzuceni święci,
stali w ogniu jako na pięknej łące, bez szkody wszelkiej, Psalmy
śpiewając P. Bogu. Czym barzo rozgniewany jako na czarnoksiężniki,
kazał je w więzieniu głodem morzyć. Lecz Anielskim nawiedzeniem
posileni są. Kazał i swoją pieczęcią ciemnicę zapieczętować,
aby żaden do nich nie wchodził. A on Kalocerus i z innemi, którzy
uwierzyli, sługami Cesarskiemi, chcąc się ochrzcić, szukali
Biskupa Apolloniusa po pustyniach około Bryksjej – i nalazszy go,
a to co się działo jemu opowiedziawszy, z wielką je radością
ochrzcił i ofiarował Panu Bogu. A Cesarz gdy się o tym dowiedział
– przyzwał wszytkich, i odwodził od wiary ś. Lecz oni statecznie
wyznali imię Pana naszego, nic się nie bojąc. Tedy wszytkie inne
ścinać rozkazał – a Kalocera posadził w więzienie.
5Wyjachawszy
Cesarz z Bryksjej do Mediolanu, kazał święte męczenniki w okowach
za sobą wlec i Kalocera z nimi – tam znowu je namawiał. A oni
odpowiadali: Ani o tym myśl, abyś nas czym odwieść abo odstraszyć
miał od jednej nadzieje naszej i Boga naszego. Dla tegoż znowu je
męczyć, a położonym wznak, ołów rozpuszczony ogniem, w usta ich
rurami lać kazał. Ale P. Bóg ołów na te, którzy go lali,
obrócił, i onym szkodził, a świętym żadnej szkody nie uczynił.
Widząc iż tym niedobyci są, żelaznemi blachami boki ich palić
rozkazał. 6Tęż
i onemu Kalocerowi mękę zadawano. I wołał Kalocerus na Faustyna i
Jowitę: módlcie się za
mną,
święci Boży, bo mię okrutnie ten ogień pali. A Faustyn rzecze:
Pocierp trochę, wnet Anioła Bożego mieć będziesz, któryć tych
boleści ulży. I tak się zstało, wnet dziękować Panu Bogu
począł, mówiąc – iż już nic nie czuję. A Cesarz nań
zawołał: A nie czujesz ognia Kalocere?
odpowie: zaprawdę nie czuję Cesarzu. 7Tedy
wnetże po wszytkich trzech, smoły, wosku, łoju, ze drwy nakłaść
i one podpalić, i wielki płomień uczynić kazał, aby z onemi
palami, na których byli rozciągnieni, zgorzeli. Zstał się wysoki
płomień, i mniemając aby już zgorzeć mieli, kazał Cesarz wołać:
Teraz znajcie moc bogów naszych. A oni się ozwali jako zdrowi,
chwaląc Pana Boga a śpiewając Jemu – iż wszyscy widzieli że
ich nic nie ugara. Zatym wołać już wszytko pogaństwo poczęło:
wielki jest Bóg Chrześciański. I wiele ich uwierzyło. A Cesarz z
hańbą przestać męki onej i innych musiał. A nie wiedząc co
czynić, do więzienia je dał. I wyjeżdżając do Rzymu, tak
związane za sobą wlec kazał. A Kalocera od nich oddzieliwszy
mieczem zabito – i odniósł koronę męczeńską w Mediolanie.
W
Rzymie od Chrześcian z wielką ochotą męczennicy przyjęci, i od
ś. Ewarysta Papieża posileni, prosili aby do Mediolanu jakiego
Biskupa posłał, opowiadając tam o dobrym żniwie Pana naszego, i o
wielu ludzi do wiary świętej od Boga zgotowanych. 8W
Rzymie także męczeni są rozmaicie, z wielką sławą stateczności
swej przed Bogiem i ludźmi. Potym posłani do Neapolim do inych
okrutników i katów – ale i ci po wielkich mękach, żelazy,
ogniem, wodą, nic nie przewiedli – wszędzie wielką cierpliwością
sami niezwyciężeni zostawali, a ludu wiernego P. Bogu, i na
miejscach i po tych wszytkich drogach, przyczyniali – i nauką, i
wymową wielką swoją, i przykładem cierpliwości onej
niewypowiedzianej. Nakoniec Cesarz je do Bryksjej, skąd byli wzięci,
odesłać, i tam jakoby jedno być mogło, potracić je kazał.
Aurelian tedy Komes gdy tenże statek ich baczył, przed miasto je na
śmierć wywieść, i pościnać rozkazał. Tak święci a wielcy
męczennicy i bracia nierozdzielni dokonali. Na cześć Panu i Bogu
naszemu Jezusowi, który z Ojcem i z Duchem ś. w jednem Bóstwie i
panowaniu króluje na wieki wiekom. Amen.
9Za
obrok i naukę duchowną, przywiodę słowa ś. Efrema, Serm.
de laud. SS. mart.
Przystąp, powiada, bracie namilszy, uważ a przypatrz się sławnemu
zwycięstwu męczenników. Patrz okiem wiary twej, na wiarę
żołnierzów niebieskich, i na miłość ich ku P. Bogu niedobytą.
Wszytka moc rozmaitych mąk serca ich nachylić, i śmierć sama
gorącej i śmiałej miłości ugasić, nie mogła. Bici, z weselem
rany jako rzeczy jakie rozkoszne odnosili – już się zstali
godnemi za imię Jego cierpieć. O jako was wysłowić mam doskonali
żołnierze Chrystusowi? jako was zwać mam przesławni i
błogosławieni mężowie? kto wiarę waszę wysłowi? Zdumiewała
się mowa krasomówców, i mądrość Filozofów ustawała, patrząc
na cudowne cierpienie wasze. Sędziom i okrutnikom słów nie
zstawało – gdy na stateczność waszę, i ochotę w cierpliwości
patrzali. Bo gdy je katowie męczyli, i ich prawie wnętrzności
dobywali – nie widzieli twarzy ich zasmuconej – nie tylo stękania
nie słyszeli, ale na wesołe oblicze ich patrzali. One katowania
były im odpoczynieniem – a morderce nie zdali się ich męczyć,
ale posługę jakąś im czynić. A my bracia mili, czym się proszę
was na dniu sądnym wymówim którzy bez prześladowania i
okrucieństwa, bez męki, miłość Bożą pomiatamy, o zbawienie
niedbamy, w ospałości tych cielesnych rzeczy pogrążeni jesteśmy.
10Męczennikom
miłość Chrystusowa, z
dręczeniem, z męczeniem,
i z wymyślonym katowaniem, przychodziła – a przecię z całego
serca Boga miłowali – żadną się i nacięższą śmiercią,
żadnym postrachem odwieść od niej nie dali, i z serca jej sobie
onemi okrucieństwy wybić nie dopuścili. A my i w tym pokoju, i w
tych rozkoszach z temi dostatkami, łaskawego Pana i Boga naszego
miłować niechcemy. A cóż wżdy my czynić, co mówić będziem na
on dzień straszliwy? 11Męczennicy
święci wedle stolicy onej jasnej blisko stanąwszy, z wielką
ufnością, ukażą blizny ran swoich, i mąk okrutnych, które w ich
ciałach jaśniej się świecić, niżli słońce będą. A my co tam
ukażem, namilszy bracia? z jakiemi się tam cnotami postawim? Daj
Boże, abyśmy wżdy tam ukazać mogli miłość ku P. Bogu, wiarę
niezwyciężoną, wzgardę i obnażenie świetckiej majętności,
spokojne i ciche serce, jałmużny, i miłosierne politowanie nad
bliźnim, łaskawość ku bliźniemu, czyste modlitwy, zbawienną
skruchę, niewyspanie i płakanie za grzechy. Błogosławiony i
szczęśliwy, za kim takie uczynki tam pójdą. Bo kto je mieć
będzie, w towarzystwie męczenników zostanie, i od pałaców onych
oddalon nie będzie – ale z tymże ufaniem przed Chrystusem Panem
naszym, i Anioły Jego, chwałę nie mniejszą niżli męczennicy
odniesie. To ś. Efrem.
1 XV. Febru. Lutego. Mart.
R. Ibidem.
2 Lwy na ś. puszczone, Lamparty i Niedźwiedzie.
3 Pogańskie kapłany z ich
bogami, bestie zwojowały.
4 W ogień wrzucony Faustinus ś.
i Jowita.
5 Do Mediolanu w okowach
wiedzieni i znowu męczeni.
6 Kalocerus Anielską miał w
mękach pociechę.
7 Święci w ogniu gorzeć nie
mogli.
8 W Rzymie męczeni za Ewarysta
Papieża.
9 Obrok duchowny.
10 Męczennicy w nędzy Chrystusa
miłowali, a my w dostatku miłować Go niechcemy.
11 Z czym się na dzień sądny
ukazać.
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja
typu „B”: Jakub Szukalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz