Pracując
na gospodarstwie, często musiałem siłować się z bykiem, tak aby
zapiąć go w więzy, z których się wyrywał. Jednego razu byk
okazał się bardziej wściekły i uparty niż zwykle. Chwyciłem go
za łeb, ciągnąłem, próbowałem prowadzić, ale ten wciąż się
nie poddawał – szarpał się, podskakiwał, kopał. A więc i ja
się nie poddawałem – nie mogłem go tak zwyczajnie puścić,
ażeby nie zrobił jakichś większych szkód. Długo się
siłowaliśmy i już powoli traciłem siły, a ten wciąż to samo –
niczym niezmęczony. W końcu zaczął mną miotać na wszystkie
strony i przypierał do ściany. Stawiałem opór, ale na daremno.
Czułem już na karku, jak przychodzi czas śmierci. Nagle więc
zwróciłem się z prośbą do Matki Bożej i wtedy byk
niespodziewanie spokorniał i pozwolił się zapiąć.
Popatrz, tak też nieraz walczysz z szatanem – tym wielkim mocarzem – i
próbujesz to robić samemu, podobny do pyłu walczącego z powiewem
wiatru. Nie pokonasz go nigdy bez pomocy Nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz