7.
Socios sibi jungier instat1 Lekarz
pragnie mieć innych
złączonych
ze sobą
7.
Rozważanie.
Jest
więcej
bojaźni,
dlatego więcej
przyczyny.
Jeśli Lekarz
pragnie
pomocy, rośnie znacznie brzemię: Wtedy mamy rozwój Choroby;
Ale musi być też Jesień;
Ale nie moją jest działką by wybrać, czy Jesień
choroby
czy moja:
ale skoro już moja,
to dwojga;
Moja choroba nie potrafi mnie
przetrwać,
ja mogę ją
przeżyć.
Jakkolwiek, jego pragnienie innych, kłóci się z jego szczerością,
i z jego pomysłowością;
jeśli zagrożenie będzie wielkie,
usprawiedliwia
swoje
poczynania, i nie skrywa
niczego,
co przyzywa jako dowody;
A jeśli zagrożenie nie będzie wielkie,
jest niewymagający, a raczej gotowy do dzielenia podziękowań, i zaszczytu tej
pracy, którą sam zaczął, z innymi. Nie umniejsza to dostojeństwa
Monarchy,
gdy czerpie on udział ze swej pieczy nad innymi; Bóg
nie
uczynił wielu Słońc,
lecz uczynił wiele ciał,
które otrzymują,
i dają
światło. Rzymianie
zaczęli
z jednym
Królem;
doszli do dwóch
Konsulów;
wrócili w skrajnościach, do jednego
Dyktatora:
czy to w jednym,
czy w wielu,
Rządzenie
to
samo, we wszystkich Stanach,
a tam gdzie więcej Lekarzy,
zagrożenie nie większe, a opatrzność większa; bo Stan jest
szczęśliwszy, tam gdzie sprawy załatwiane są przez więcej rad,
niż może być w jednej piersi,
jakkolwiek ogromnej. Same choroby odbywają
Narady,
i spiskują jak mogłyby się rozmnażać, i łączyć jedna z drugą,
i tak, wywyższać
jedna
siłę drugiej; i czyż nie powinniśmy wzywać Lekarzy,
na narady?
Śmierć
jest
u drzwi staruszka, pojawia się, i tak mu daje znać, i śmierć
jest
na plecach
młodzieńca,
i nie mówi nic; Wiek
jest chorobą,
a Młodość
pułapką;
a Lekarzy
potrzebujemy tak wielu, żeby można było postawić Straż,
i wyśledzić wszelką niedogodność. Ledwie znajdzie się cokolwiek, co nie
zabiłoby kogokolwiek; dokonał tego włos,
pióro;
Ależ, dokonało tego, to co jest naszą najlepszą na to Odtrutką;
najlepsza Nasercówka
była
śmiertelną
trucizną;
Ludzie umierali z Radości,
i niemal zabraniali swym przyjaciołom ich opłakiwać, gdy widzieli
jak umierali z uśmiechem. Nawet ten Okrutnik Dionizjusz
(myślę,
że ten sam, który tak bardzo później cierpiał) który nie mógł
umrzeć z tego smutku, z tego upadku z wysoka, z Króla
do
nędznego zamkniętego człowieka,
umarł
od tak biednej Radości,
którą to ludzie
ogłaszają
w Teatrze,
jakoby był dobrym Poetą.
Mówimy
często że Człowiek
może wyżyć z odrobiny;
lecz, niestety, z ile mniejszej Człowiek może umrzeć? I dlatego im
więcej pomocników, tym lepiej; któż przychodzi na dzień
przesłuchania, na jakąś ważną sprawę, z jednym Obrońcą?
Nasze Pogrzeby,
samych nas nie obchodzą; tam nie możemy radzić,
nie możemy kierować:
I chociaż niektóre Narody,
(zwłaszcza Egipcjanie)
budowały sobie lepsze grobowce,
potem domy,
ponieważ zamierzały w nich mieszkać dłużej;
to, pośród nas samych, najlepszy Człowiek
Ogłady,
którego mieliśmy, Zwycięzca,
gdy tylko opuściła Go Jego dusza, był pozostawiony, nie tylko bez
osób towarzyszących u Jego grobu,
lecz i bez grobu.
Któż nas
tedy będzie pamiętał, nie wiemy; Jak długo możemy, przyjmijmy
tyle pomocy
ile
możemy; Jeszcze jeden, i jeszcze jeden Lekarz,
to nie jeszcze jedna, i jeszcze jedna Oznaka,
i Objaw
śmierci,
lecz jeszcze jeden, i jeszcze jeden Towarzysz,
i Nadzorca
życia:
Oni nie tyle karmią wyobraźnię obawą zagrożenia,
co zrozumienie wygodą;
Niech nikt nie przynosi Nauczania,
innej Pilności,
innego Wyznania,
ale niech każdy przyniesie wszystko, i, tak jak do Przepisu wchodzi
wiele Składników, tak niech wielu ludzi tworzy Przepis. Ale czemuż
tak długo przeprowadzam nad tym moje Rozmyślanie, posiadając
obfitą pomoc w czasie potrzeby? Czy moje Rozmyślanie nie powinno
raczej skłaniać się ku innej drodze, ażeby współczuć, i
współcierpieć ich utrapieniu, tym którzy niczego
nie
posiadają? Jakże wielu jest (może) bardziej chorych niż ja, i
leżą na swej żałosnej słomie w domu (o ile ten kąt jest domem) i
nie mają bardziej nadziei na pomoc, choć umierają, aniżeli na
wybór, choć żyją? Ani nie oczekują wtedy widzieć
bardziej Lekarza,
aniżeli być potem Urzędnikiem;
o których, pierwszym co zasięga wiedzy, jest Zakrystianin2
co ich grzebie; który grzebie ich też w niepamięci? Bo oni tylko
wypełniają liczbę zmarłych na Rachunku, a my nigdy nie usłyszymy
ich Imion,
póki nie przeczytamy ich w Księdze życia, razem z naszym własnym.
Jakże wielu jest (może) bardziej chorych niż ja, i wepchnięci są
do Szpitali,
gdzie, (jak ryba pozostawiona na Piachu, musi wytrzymać przypływ)
muszą wytrzymać godzinę odwiedzin Lekarza,
a potem mogą być już tylko odwiedzani?
Jakże wielu jest (może) bardziej chorych niż my wszyscy, i nie
mają tego Szpitala
by ich zakrył, ani tej słomy, by na niej leżeć, by na niej
umrzeć, lecz mają pod sobą swój Kamień
nagrobny,
i wydychają dusze w uszy, i w oczy przechodniów, twardsze niż ich
łoża, krzemień ulicy? Którzy nie smakują żadnej dozy naszego
Lekarstwa,
lecz skąpą
dietę;
dla których zwykły rosół byłby wystarczająco Syropowy,
odpadki naszych sług, wystarczająco Bezoarowe,
a wypłuczyny ze stołów naszych Kuchni, wystarczająco Nasercowe.
O duszy
moja,
gdy nie jesteś wystarczająco przebudzona, aby błogosławić
wystarczająco twego Boga
za
Jego obfite miłosierdzie, w zapewnianiu tobie wielu Pomocników,
pamiętaj jak wielu im ich brakuje, i pomóż im w nich, lub w
tych innych sprawach, których im brakuje tak samo jak ich.
Przypis:
1 Towarzysze nalegają, aby się złączyć (przyp. tłum.).
2 Ang. sexton. Był
to urząd kościelny odpowiedzialny głównie za majątek kościelny,
dzwonienie w dzwon i grzebanie zmarłych. Przyp. tłum.
Przekład z
angielskiego: Jakub Szukalski
Źródła:
Źródła:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz