13
Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo zamykacie królestwo
niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie
wejść tym, którzy do niego idą. 15
Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo przemierzacie morze
i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim
stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami.
(…)
23
Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo dajecie dziesięcinę
z mięty,
kopru i kminku, lecz zaniedbaliście to, co ważniejsze jest w
Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało
czynić, a tamtego nie zaniedbywać. 24
Ślepi
przewodnicy, którzy przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda!
25
Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo dbacie o czystość
zewnętrznej strony kubka i misy, a wewnątrz pełne są zdzierstwa i
niepowściągliwości. 26
Faryzeuszu
ślepy! Oczyść wpierw wnętrze kubka, żeby i zewnętrzna jego
strona stała się czysta.
27
Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo podobni jesteście
do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz
wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. 28
Tak
i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz
pełni jesteście obłudy i nieprawości.
29
Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo budujecie groby
prorokom i zdobicie grobowce sprawiedliwych 30
oraz
mówicie: Gdybyśmy żyli za czasów naszych przodków, nie bylibyśmy
ich wspólnikami w zabójstwie proroków. 31
Przez
to sami przyznajecie, że jesteście potomkami tych, którzy
mordowali proroków. 32
Dopełnijcie
i wy miary waszych przodków! 33
Węże,
plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle?
34
Dlatego
oto Ja posyłam do was proroków, mędrców i uczonych. Jednych z
nich zabijecie i ukrzyżujecie; innych będziecie biczować w waszych
synagogach i przepędzać z miasta do miasta. 35
Tak
spadnie na was cała krew niewinna, przelana na ziemi, począwszy od
krwi Abla sprawiedliwego aż do krwi Zachariasza, syna Barachiasza,
którego zamordowaliście między przybytkiem a ołtarzem. 36
Zaprawdę,
powiadam wam: Przyjdzie to wszystko na to pokolenie. (Mt
23,13-15.23-36)
37
Gdy
jeszcze mówił, pewien faryzeusz zaprosił Go do siebie na obiad.
Poszedł więc
i zajął miejsce za stołem. 38
Lecz
faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk
przed posiłkiem. 39
Na
to Pan rzekł do niego: «Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość
zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest
zdzierstwa i niegodziwości. 40
Nierozumni!
Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? 41
Raczej
dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie
dla was czyste.
42
Lecz
biada wam, faryzeuszom, bo dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z
wszelkiej jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą.
Tymczasem to należało czynić, i tamtego nie pomijać. 43
Biada
wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsce w synagogach i
pozdrowienia na rynku. 44
Biada
wam, bo jesteście jak groby niewidoczne, po których ludzie
bezwiednie przechodzą».
45
Wtedy
odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie: «Nauczycielu,
słowami tymi także nam ubliżasz». 46
On
odparł: «I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo nakładacie na ludzi
ciężary nie do uniesienia, a sami nawet jednym palcem ciężarów
tych nie dotykacie.
47
Biada
wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich
zamordowali. 48
Zatem
dajecie świadectwo i przytakujecie uczynkom waszych ojców, gdyż
oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce. 49
Dlatego
też powiedziała Mądrość Boża: Poślę do nich proroków i
apostołów, a niektórych z nich zabiją i prześladować będą. 50
Tak
na to plemię spadnie kara za krew wszystkich proroków, która
została przelana od stworzenia świata, 51
od
krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem
a przybytkiem. Tak, mówię wam, zażąda się zdania z niej sprawy
od tego plemienia. 52
Biada
wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; sami nie
weszliście, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli».
53
Gdy
wyszedł stamtąd, uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli gwałtownie
nastawać na Niego i wypytywać Go o wiele rzeczy. 54
Czyhali
przy tym, żeby Go pochwycić na jakimś słowie.
(Łk 11,37-54)
13
Οὐαὶ δὲ ὑμῖν, γραμματεῖς καὶ
Φαρισαῖοι ὑποκριταί, ὅτι κλείετε τὴν
βασιλείαν τῶν οὐρανῶν ἔμπροσθεν τῶν
ἀνθρώπων· ὑμεῖς γὰρ οὐκ εἰσέρχεσθε
οὐδὲ τοὺς εἰσερχομένους ἀφίετε
εἰσελθεῖν.
15
Οὐαὶ ὑμῖν, γραμματεῖς καὶ
Φαρισαῖοι ὑποκριταί, ὅτι περιάγετε
τὴν θάλασσαν καὶ τὴν ξηρὰν ποιῆσαι
ἕνα προσήλυτον, καὶ ὅταν γένηται
ποιεῖτε αὐτὸν υἱὸν γεέννης διπλότερον
ὑμῶν. (…)
23
Οὐαὶ ὑμῖν, γραμματεῖς καὶ
Φαρισαῖοι ὑποκριταί, ὅτι ἀποδεκατοῦτε
τὸ ἡδύοσμον καὶ τὸ ἄνηθον καὶ τὸ
κύμινον καὶ ἀφήκατε τὰ βαρύτερα τοῦ
νόμου, τὴν κρίσιν καὶ τὸ ἔλεος καὶ
τὴν πίστιν· ταῦτα [δὲ] ἔδει ποιῆσαι
κἀκεῖνα μὴ ἀφιέναι. 24
ὁδηγοὶ τυφλοί, οἱ διϋλίζοντες
τὸν κώνωπα, τὴν δὲ κάμηλον καταπίνοντες.
25
Οὐαὶ ὑμῖν, γραμματεῖς καὶ
Φαρισαῖοι ὑποκριταί, ὅτι καθαρίζετε
τὸ ἔξωθεν τοῦ ποτηρίου καὶ τῆς
παροψίδος, ἔσωθεν δὲ γέμουσιν ἐξ
ἁρπαγῆς καὶ ἀκρασίας. 26
Φαρισαῖε τυφλέ, καθάρισον πρῶτον
τὸ ἐντὸς τοῦ ποτηρίου, ἵνα γένηται
καὶ τὸ ἐκτὸς αὐτοῦ καθαρόν.
27
Οὐαὶ ὑμῖν, γραμματεῖς καὶ
Φαρισαῖοι ὑποκριταί, ὅτι παρομοιάζετε
τάφοις κεκονιαμένοις, οἵτινες ἔξωθεν
μὲν φαίνονται ὡραῖοι, ἔσωθεν δὲ
γέμουσιν ὀστέων νεκρῶν καὶ πάσης
ἀκαθαρσίας. 28
οὕτως καὶ ὑμεῖς ἔξωθεν μὲν
φαίνεσθε τοῖς ἀνθρώποις δίκαιοι, ἔσωθεν
δέ ἐστε μεστοὶ ὑποκρίσεως καὶ ἀνομίας.
29
Οὐαὶ ὑμῖν, γραμματεῖς καὶ
Φαρισαῖοι ὑποκριταί, ὅτι οἰκοδομεῖτε
τοὺς τάφους τῶν προφητῶν καὶ κοσμεῖτε
τὰ μνημεῖα τῶν δικαίων, 30
καὶ λέγετε· εἰ ἤμεθα ἐν ταῖς
ἡμέραις τῶν πατέρων ἡμῶν, οὐκ ἂν
ἤμεθα αὐτῶν κοινωνοὶ ἐν τῷ αἵματι
τῶν προφητῶν. 31
ὥστε μαρτυρεῖτε ἑαυτοῖς ὅτι
υἱοί ἐστε τῶν φονευσάντων τοὺς
προφήτας. 32
καὶ ὑμεῖς πληρώσατε τὸ μέτρον
τῶν πατέρων ὑμῶν. 33
ὄφεις, γεννήματα ἐχιδνῶν, πῶς
φύγητε ἀπὸ τῆς κρίσεως τῆς γεέννης;
34
Διὰ τοῦτο ἰδοὺ ἐγὼ ἀποστέλλω
πρὸς ὑμᾶς προφήτας καὶ σοφοὺς καὶ
γραμματεῖς· ἐξ αὐτῶν ἀποκτενεῖτε
καὶ σταυρώσετε καὶ ἐξ αὐτῶν μαστιγώσετε
ἐν ταῖς συναγωγαῖς ὑμῶν καὶ διώξετε
ἀπὸ πόλεως εἰς πόλιν· 35
ὅπως ἔλθῃ ἐφ’ ὑμᾶς πᾶν αἷμα
δίκαιον ἐκχυννόμενον ἐπὶ τῆς γῆς ἀπὸ
τοῦ αἵματος Ἅβελ τοῦ δικαίου ἕως τοῦ
αἵματος Ζαχαρίου υἱοῦ Βαραχίου, ὃν
ἐφονεύσατε μεταξὺ τοῦ ναοῦ καὶ τοῦ
θυσιαστηρίου. 36
ἀμὴν λέγω ὑμῖν, ἥξει ταῦτα
πάντα ἐπὶ τὴν γενεὰν ταύτην. (Mt
23,13-15.23-36)
37
Ἐν δὲ τῷ λαλῆσαι ἐρωτᾷ αὐτὸν
Φαρισαῖος ὅπως ἀριστήσῃ παρ’ αὐτῷ·
εἰσελθὼν δὲ ἀνέπεσεν. 38
ὁ δὲ Φαρισαῖος ἰδὼν ἐθαύμασεν
ὅτι οὐ πρῶτον ἐβαπτίσθη πρὸ τοῦ
ἀρίστου. 39
εἶπεν δὲ ὁ κύριος πρὸς αὐτόν·
νῦν ὑμεῖς οἱ Φαρισαῖοι τὸ ἔξωθεν
τοῦ ποτηρίου καὶ τοῦ πίνακος καθαρίζετε,
τὸ δὲ ἔσωθεν ὑμῶν γέμει ἁρπαγῆς καὶ
πονηρίας. 40
ἄφρονες, οὐχ ὁ ποιήσας τὸ
ἔξωθεν καὶ τὸ ἔσωθεν ἐποίησεν; 41
πλὴν τὰ ἐνόντα δότε ἐλεημοσύνην,
καὶ ἰδοὺ πάντα καθαρὰ ὑμῖν ἐστιν.
42
ἀλλ’ οὐαὶ ὑμῖν τοῖς Φαρισαίοις,
ὅτι ἀποδεκατοῦτε τὸ ἡδύοσμον καὶ τὸ
πήγανον καὶ πᾶν λάχανον καὶ παρέρχεσθε
τὴν κρίσιν καὶ τὴν ἀγάπην τοῦ θεοῦ·
ταῦτα δὲ ἔδει ποιῆσαι κἀκεῖνα μὴ
παρεῖναι.
43
Οὐαὶ ὑμῖν τοῖς Φαρισαίοις,
ὅτι ἀγαπᾶτε τὴν πρωτοκαθεδρίαν ἐν
ταῖς συναγωγαῖς καὶ τοὺς ἀσπασμοὺς
ἐν ταῖς ἀγοραῖς.
44
Οὐαὶ ὑμῖν, ὅτι ἐστὲ ὡς τὰ
μνημεῖα τὰ ἄδηλα, καὶ οἱ ἄνθρωποι
[οἱ] περιπατοῦντες ἐπάνω οὐκ οἴδασιν.
45
Ἀποκριθεὶς δέ τις τῶν νομικῶν
λέγει αὐτῷ· διδάσκαλε, ταῦτα λέγων
καὶ ἡμᾶς ὑβρίζεις.
46
ὁ δὲ εἶπεν· καὶ ὑμῖν τοῖς
νομικοῖς οὐαί, ὅτι φορτίζετε τοὺς
ἀνθρώπους φορτία δυσβάστακτα, καὶ
αὐτοὶ ἑνὶ τῶν δακτύλων ὑμῶν οὐ
προσψαύετε τοῖς φορτίοις.
47
Οὐαὶ ὑμῖν, ὅτι οἰκοδομεῖτε
τὰ μνημεῖα τῶν προφητῶν, οἱ δὲ πατέρες
ὑμῶν ἀπέκτειναν αὐτούς. 48
ἄρα μάρτυρές ἐστε καὶ συνευδοκεῖτε
τοῖς ἔργοις τῶν πατέρων ὑμῶν, ὅτι
αὐτοὶ μὲν ἀπέκτειναν αὐτούς, ὑμεῖς
δὲ οἰκοδομεῖτε. 49
διὰ τοῦτο καὶ ἡ σοφία τοῦ θεοῦ
εἶπεν· ἀποστελῶ εἰς αὐτοὺς προφήτας
καὶ ἀποστόλους, καὶ ἐξ αὐτῶν
ἀποκτενοῦσιν καὶ διώξουσιν, 50
ἵνα ἐκζητηθῇ τὸ αἷμα πάντων
τῶν προφητῶν τὸ ἐκκεχυμένον ἀπὸ
καταβολῆς κόσμου ἀπὸ τῆς γενεᾶς
ταύτης, 51
ἀπὸ αἵματος Ἅβελ ἕως αἵματος
Ζαχαρίου τοῦ ἀπολομένου μεταξὺ τοῦ
θυσιαστηρίου καὶ τοῦ οἴκου· ναὶ λέγω
ὑμῖν, ἐκζητηθήσεται ἀπὸ τῆς γενεᾶς
ταύτης.
52
Οὐαὶ ὑμῖν τοῖς νομικοῖς, ὅτι
ἤρατε τὴν κλεῖδα τῆς γνώσεως· αὐτοὶ
οὐκ εἰσήλθατε καὶ τοὺς εἰσερχομένους
ἐκωλύσατε.
53
Κἀκεῖθεν
ἐξελθόντος αὐτοῦ ἤρξαντο οἱ γραμματεῖς
καὶ οἱ Φαρισαῖοι δεινῶς ἐνέχειν καὶ
ἀποστοματίζειν αὐτὸν περὶ πλειόνων,
54
ἐνεδρεύοντες
αὐτὸν θηρεῦσαί τι ἐκ τοῦ στόματος
αὐτοῦ. (Łk 11,37-54)
Jezus
wchodzi do domu faryzeusza. [Stoi on] w niewielkiej odległości od
Świątyni, od strony dzielnicy leżącej u stóp Tofet. To dom
godny, nieco nieprzystępny, należący do osoby ściśle
zachowującej przepisy, a nawet czyniącej to z przesadą. Sądzę,
że nawet gwoździe są umieszczone w liczbie i miejscu zgodnym z
przepisami sześciuset trzynastu [faryzejskich] zasad. Nie ma
rysunków na tkaninach, nie ma zdobień na murach, nie ma zbędnych
przedmiotów... Nic z tych rzeczy, które – nawet w domach Józefa
i Nikodema oraz faryzeuszy z Kafarnaum – umieszcza się po to, aby
przyozdobić dom. Ten dom jest... przesiąknięty wszędzie duchem
swego pana. Tak jest pozbawiony wszelkich ozdób, że jest wręcz
lodowaty. Surowy z powodu mrocznych i ciężkich mebli, ustawionych
pod kątem, jakby liczne sarkofagi. Odpychający. Dom, który nie
przyjmuje, lecz wrogo otacza wchodzącego do niego człowieka.
Elchiasz zwraca na to uwagę i szczyci się tym.
«Widzisz,
o Nauczycielu, jak przestrzegam [przepisów]? Wszystko o tym mówi.
Spójrz: zasłony bez rysunków, meble bez zdobień, nic na
podobieństwo rzeźbionych waz czy lamp przypominających kwiaty.
Jest wszystko, ale wszystko zgodne z zasadą: „Nie będziesz czynił
żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko,
ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod
ziemią”.1
Tego przestrzegam w moim domu, a także jeśli chodzi o ubiór i
domowników. Ja na przykład nie pochwalam tego, że Twój uczeń
(Iskariota) nosi na szacie i płaszczu te hafty. Powiesz mi: „Wielu
ma takie”. Powiesz: „To greckie”. Dobrze! Jednak te kąty, te
kształty zbytnio przypominają egipskie symbole. To straszne!
Diabelskie cyfry! Znaki nekromancji! Znaki Belzebuba! Czy to cię nie
przeraża, Judaszu, synu Szymona, że je nosisz, ani Ciebie,
Nauczycielu, że mu na to pozwalasz?»
Judasz
reaguje nieco sarkastycznym śmiechem.
Jezus
odpowiada pokornie:
«Bardziej
niż na znaki odzienia zważam na to, żeby nie było straszliwych
znaków w sercach. Ale poproszę i nawet już teraz proszę Mojego
ucznia, aby nosił ubrania mniej zdobione, aby nikogo nie gorszyć».
Judasz
zdobywa się na dobry odruch:
«Zaiste
mój Nauczyciel wiele razy mówił, iż wolałby więcej prostoty w
moich szatach. Ale ja... robiłem to, co chciałem, gdyż podobało
mi się tak ubierać».
«To
źle, bardzo źle. Żeby Galilejczyk musiał udzielać lekcji
Judejczykowi. To bardzo źle dla ciebie, który byłeś w Świątyni...
o!»
Elchiasz
ukazuje całe swe zgorszenie, a przyjaciele mu wtórują. Judasz
zmęczył się okazywaniem dobroci, więc się odcina:
«O!
Ileż to przepychu trzeba by zdjąć także z was, z członków
Sanhedrynu! Gdybyście musieli zdjąć wszystkie malunki, którymi
okryliście oblicza waszych dusz, ujawniłoby się, jak jesteście
szkaradni».
«Jak
śmiesz tak mówić?» [– protestuje faryzeusz.]
«Bo
jestem kimś, kto was zna» [– odpowiada mu Judasz.]
«Nauczycielu!
Słyszysz go?» [– pyta Elchiasz.]
«Słyszę
i mówię, że trzeba pokory u jednej i u drugiej strony, a u obydwu
– prawdy i wzajemnej wyrozumiałości. Tylko Bóg jest doskonały».
«Dobrze
powiedziane, o Rabbi!» – odzywa się jeden z przyjaciół... To
głos zawstydzony, samotny w grupie faryzeuszy i doktorów.
«Przeciwnie,
źle powiedziane! – stwierdza Elchiasz – Księga Powtórzonego
Prawa jest jasna w swych przekleństwach. Mówi: „Przeklęty, kto
uczyni rzeźby lub odlewy, rzeczy obrzydłe, dzieła rąk
rzemieślników i...”»
«Ależ
to są ubrania, a nie rzeźby...» – stwierdza Judasz.
[Jezus
przerywa mu:]
«Zachowaj
milczenie. Twój Nauczyciel mówi. Elchiaszu, bądź sprawiedliwy i
dokonaj rozróżnienia. Przeklęty, kto sobie czyni bożki, lecz nie
ten, kto rysuje kopie tego piękna, które Stwórca zawarł w
stworzeniu. Zbieram kwiaty dla ozdoby...»
«Ja
ich nie zbieram i nie chcę widzieć przyozdobionego nimi pokoju.
Biada niewiastom mojego domu, które by popełniły ten grzech nawet
w swoich izbach. Tylko Boga należy podziwiać».
«Słuszna
myśl. Tylko Boga. Ale można podziwiać Boga nawet w kwiecie,
uznając, że On jest Stwórcą kwiatu» [– wyjaśnia Jezus.]
«Nie!
Nie! To pogaństwo! Pogaństwo!»
«Judyta
się przyozdobiła i także Estera w świętym celu...» [– mówi
dalej Jezus.]
«Niewiasty!
Niewiasta jest bytem zawsze godnym pogardy. Ale, proszę Cię,
Nauczycielu, wejdź do sali biesiadnej, ja zaś odejdę na chwilę,
aby pomówić z moimi przyjaciółmi» [– prosi Elchiasz.]
Jezus
przystaje na to bez słowa.
«Nauczycielu...
duszę się!» – woła Piotr.
«Dlaczego?
Jesteś chory?» – pytają niektórzy. [Piotr wyznaje:]
«Nie.
Jestem skrępowany... jak ktoś, kto wpadł w pułapkę...»
«Nie
ulegaj wzburzeniu i bądźcie wszyscy bardzo roztropni» – radzi im
Jezus.
Zostają
w grupie. Stoją tak aż do chwili, gdy wchodzą faryzeusze wraz ze
sługami.
«Do
stołów, bez zwlekania. Mamy spotkanie i nie możemy się spóźnić»
– nakazuje Elchiasz i wskazuje miejsca, słudzy zaś już kroją
mięso.
Jezus
jest u boku Elchiasza, a przy Nim znajduje się Piotr. Elchiasz
ofiarowuje dania i w przerażającej ciszy rozpoczyna się posiłek...
Ale
potem następuje wymiana pierwszych słów, skierowanych oczywiście
do Jezusa, gdyż dwunastu traktuje się tak, jakby ich tam wcale nie
było.
Pierwszym,
który Mu stawia pytanie, jest doktor Prawa:
«Nauczycielu,
jesteś więc pewny tego, co mówisz?»
«Nie
Ja mówię to Moimi ustami. Prorocy powiedzieli to już, zanim Ja
znalazłem się pośród was».
«Prorocy!...
Ty, który zaprzeczasz naszej świętości, czy możesz uznać za
słuszne moje słowo, jeśli powiem, że nasi prorocy mogą być
egzaltowani».
«Prorocy
są święci» [– odpowiada mu Jezus.]
«A
my – nie, prawda? Zauważ jednak, że Sofoniasz w swym potępieniu
Jerozolimy przyłącza proroków do kapłanów: „Prorocy jego są
lekkomyślni2
– mężowie wiarołomni, jego kapłani zbezcześcili świętość –
pogwałcili Prawo.” Ty stale nam to zarzucasz. Skoro więc zgadzasz
się z prorokiem w drugiej części jego wypowiedzi, musisz też
przyjąć to, co mówi w pierwszej. [Musisz] przyznać, że nie można
się oprzeć na słowach wypowiadanych przez ludzi przesadzających».
«Nauczycielu
Izraela, odpowiedz Mi. Kiedy kilka wersetów dalej Sofoniasz mówi:
„Wyśpiewuj i raduj się, o córo Syjonu!... Oddalił Pan wyroki na
ciebie... król Izraela, Pan, jest pośród ciebie”3
– czy twoje serce przyjmuje te słowa?» [– zadaje mu pytanie
Jezus.]
«To
moja chluba. Powtarzam je sobie, śniąc o tym dniu» [– wyznaje
faryzeusz.]
«Ale
to są słowa proroka, a zatem – kogoś przesadzającego...»
Doktor
Prawa zaniemówił na pewien czas. Jakiś przyjaciel przychodzi mu z
odsieczą: «Nikt nie może wątpić, że Izrael będzie królował.
To nie jeden, lecz wszyscy prorocy oraz poprzedzający proroków
patriarchowie mówili o tej obietnicy Boga».
«I
ani jeden z tych, którzy poprzedzali proroków, ani żaden prorok
nie zaniedbał wskazania, kim Ja jestem» [– stwierdza Jezus.]
«O,
dobrze! Ale nie mamy dowodów! Ty też możesz być kimś
egzaltowanym. Jakie nam dasz dowody, że jesteś Mesjaszem, Synem
Boga? Podaj mi jakieś słowo, abym mógł je ocenić».
«Nie
będę mówił ci o Mojej śmierci opisanej przez Dawida i Izajasza,
lecz – o Moim Zmartwychwstaniu» [– odpowiada Jezus.]
«Ty?
Ty? Miałbyś zmartwychwstać? A któż może spowodować Twoje
zmartwychwstanie?»
«Z
pewnością nie wy ani nie Arcykapłan, ani król, ani żadne kasty,
ani lud. Ja sam powstanę z martwych» [– odpowiada Jezus.]
«Nie
bluźnij, o Galilejczyku, i nie kłam!»
«Ja
jedynie oddaję cześć Bogu i mówię prawdę. I wraz z Sofoniaszem
mówię ci: „Oczekuj Mnie, gdy powstanę z martwych”.4
Aż do tamtej chwili będziesz mógł mieć wątpliwości, wszyscy
będziecie mogli mieć wątpliwości i będziecie mogli trudzić się,
aby je wpoić ludowi. Jednak nie będziecie mogli tego [już czynić],
gdy Wieczny Żyjący, po dokonaniu odkupienia, powstanie z martwych
Swą mocą, aby już nie umierać. Sędzia nienaruszalny, Król
doskonały, który Swym berłem i sprawiedliwością będzie rządził
i sądził aż do końca wieków, i będzie panował nadal w Niebie
na zawsze» [– zapowiada Jezus.]
«Czyżbyś
nie wiedział, że mówisz do doktorów i do członków Sanhedrynu?»
– pyta Jezusa Elchiasz.
«I
cóż z tego? Pytacie Mnie, więc wam odpowiadam. Przejawiacie
pragnienie wiedzy, rzucam więc światło prawdy. Chyba nie chcesz –
ty, który z powodu wzoru na szacie przypomniałeś Mi przekleństwo
z Księgi Powtórzonego Prawa – abym Ja przywołał inne
przekleństwo tej Księgi: „Przeklęty kto swego bliźniego uderza
w ukryciu”».
«Ja
Cię nie uderzam. Daję Ci pokarm» [– stwierdza Elchiasz.]
«Nie
[uderzasz – przyznaje Jezus.] Lecz podstępne pytania są ciosami w
plecy. Uważaj, Elchiaszu, bo przekleństwa Boże następują po
sobie kolejno i za tym, które przytoczyłem, jest dalsze:
„Przeklęty, kto przyjmuje prezenty, aby skazać na śmierć
niewinnego”».
«W
tym wypadku to Ty przyjmujesz prezenty, Ty – mój gość!»
«Ja
nie potępiam nawet winnych, jeśli się nawracają...»
«Nie
jesteś więc sprawiedliwy» [– odpowiada Jezusowi Elchiasz.]
«Ależ,
tak. Jest sprawiedliwy – odzywa się ten mężczyzna, który już w
atrium domu przytaknął Jezusowi – Zważa bowiem na to, że
skrucha zasługuje na przebaczenie i dlatego nie potępia».
«Milcz,
Danielu! Chciałbyś wiedzieć więcej od nas? Czyżby cię zwiódł
ktoś, co do którego trzeba jeszcze wiele zadecydować? On nie robi
nic, aby nam pomóc podjąć decyzję na Swoją korzyść» – mówi
jeden z doktorów [Prawa].
«Wiem,
że wy jesteście mędrcami, a ja – prostym żydem, który nie wie
nawet, dlaczego chcecie, abym tak często z wami przebywał...»
«Ależ
dlatego, że jesteś krewnym! To łatwo zrozumieć! Chcę, aby byli
świętymi i mądrymi ci, którzy się ze mną spokrewniają! Nie
mogę pozwolić na brak wiedzy w odniesieniu do Pisma, Prawa,
Halacha, Midraszy i Hagad. I nie znoszę tego. Trzeba wszystko znać,
wszystko wypełniać...»
«Jestem
ci wdzięczny za tak wiele troski. Ale ja, prosty rolnik, stawszy się
niegodnie twoim krewnym, troszczyłem się o poznanie Pisma i
Proroków jedynie po to, aby mieć pociechę w życiu. I z prostotą
kogoś, kto nie jest uczonym, stwierdzam wobec ciebie, iż rozpoznaję
w Rabbim Mesjasza, którego poprzedzał Prekursor, który nam Go
wskazał... A Jan, nie możesz temu zaprzeczyć, był ogarnięty
Duchem Bożym».
Zapada
cisza. Nie chcą zaprzeczyć nieomylności Chrzciciela. Uznać, że
się mylił, też nie chcą. Wtedy odzywa się inny:
«No...
Powiedzmy, że Prekursor był poprzednikiem tego anioła,5
którego Bóg nam wysyła, aby przygotować drogę Chrystusowi. I...
uznajmy, że w Galilejczyku jest wystarczająca świętość dla
stwierdzenia, że jest tym aniołem. Po Nim nadejdzie czas Mesjasza.
Czyż moja myśl nie zdaje się wam jednać wszystkich? Przyjmujesz
ją, Elchiaszu? A wy, moi przyjaciele? A Ty, Nazarejczyku?»
«Nie».
[– odpowiada Elchiasz.]
«Nie».
[– mówią jego przyjaciele.]
«Nie».
[– mówi Jezus.]
Trzy
stanowcze zaprzeczenia.
«Jak
to? Dlaczego się nie zgadzacie?»
Elchiasz
milczy, milczą też jego przyjaciele. Jedynie Jezus, szczery,
odpowiada: «Bo nie mogę przytaknąć błędowi. Ja jestem Kimś
większym od anioła. Aniołem był Chrzciciel, Prekursor Chrystusa,
a Chrystusem jestem Ja».
Grobowa
cisza... Długa... Elchiasz – z łokciem opartym o łoże
biesiadne, a policzkiem wspartym na ręce – rozmyśla, twardy,
zamknięty, jak wszyscy z jego domu. Jezus odwraca się i patrzy na
niego, a potem mówi: «Elchiaszu, Elchiaszu, nie mieszaj Prawa i
proroków z błahostkami!»
«Widzę,
że odczytałeś moją myśl. [– mówi Elchiasz –] Ale nie możesz
zaprzeczyć, że zgrzeszyłeś przekraczając przepis».
«Tak
jak ty, który – podstępnie, a zatem popełniając większą winę
– pogwałciłeś obowiązek gościnności, a uczyniłeś to chcąc
to zrobić. Zostawiłeś Mnie, a potem wysłałeś tutaj. Ty sam w
tym czasie oczyściłeś się z przyjaciółmi. Po powrocie prosiłeś,
żebyśmy się śpieszyli z powodu zebrania, jakie miałeś. Wszystko
to [uczyniłeś], aby móc Mi powiedzieć: „Zgrzeszyłeś”».
«Mogłeś
mi przypomnieć moją powinność dania Ci sposobności do
oczyszczenia się» [– stwierdza Elchiasz.]
«Jest
tak wiele rzeczy, jakie mógłbym ci przypomnieć. To jednak
spowodowałoby jedynie to, że stałbyś się jeszcze bardziej
nieprzejednany i bardziej wrogi» [– mówi Jezus.]
«Nie.
Powiedz. Mów. Chcemy Cię posłuchać i...»
«...i
oskarżyć Mnie przed Arcykapłanem [– przerywa mu Jezus]. To
dlatego przypomniałem ci pierwsze i przedostatnie przekleństwo.
Wiem o tym. Znam was. Jestem tutaj, bezbronny, pośród was. Jestem
tu, odizolowany od ludu, który Mnie kocha i wobec którego nie
ośmielacie się Mnie zaatakować. Ale nie boję się. Ale nie zniżę
się do kompromisów i podłości. I mówię wam o waszym grzechu –
całej waszej grupy i o waszym, o faryzeusze, obłudnie czyści
[wobec] Prawa, o doktorzy, fałszywi mędrcy. Mylicie i mieszacie
dobrowolnie prawdziwe i fałszywe dobro. Narzucacie innym ludziom i
wymagacie od nich doskonałości nawet w tym, co zewnętrzne, od
siebie zaś niczego nie wymagacie. Zarzucacie Mi, zgadzając się z
waszym i Moim gospodarzem, że się nie obmyłem przed posiłkiem.
Wiecie, że przychodzę ze Świątyni, do której można wejść
dopiero po oczyszczeniu się z nieczystości pyłu i drogi. Chcecie
więc powiedzieć, że Miejsce Święte [wywołuje]
zanieczyszczenie?» [– pyta Jezus.]
«My
się oczyściliśmy, nim zasiedliśmy do stołu».
«A
nam nakazano: „Idźcie tam i czekajcie”. A następnie: „Bez
zwlekania do stołu”. Na twoich więc murach, wolnych od rysunków,
był jeden rysunek: zwiedzenia Mnie. Jaka to ręka wypisała na
murach przyczynę możliwego oskarżenia? Twój duch lub inna moc,
która nim kieruje i której słuchasz? Dobrze więc, posłuchajcie
wszyscy».
Jezus
wstaje i, opierając dłonie o brzeg stołu, zaczyna Swą ostrą
krytykę: «Wy, faryzeusze, obmywacie zewnętrzną stronę kielicha i
talerza, obmywacie sobie ręce i stopy, jakby talerz i kielich, ręce
i stopy miały wejść do waszego ducha, o którym wy lubicie mówić,
że jest czysty i doskonały. To ma ogłaszać Bóg, a nie – wy.
Wiedzcie więc, co Bóg myśli o waszym duchu. On myśli, że
napełnia go kłamstwo, brud i przemoc, że jest pełen złośliwości
i że nic, co pochodzi z zewnątrz, nie może zniszczyć tego, co
jest już ruiną».
[Jezus]
odrywa prawą rękę od stołu i bezwiednie zaczyna gestykulować,
mówiąc dalej: «Czyż Ten, kto uczynił waszego ducha, jak uczynił
wasze ciała, nie może wymagać szacunku dla wnętrza przynajmniej
równego temu, jaki okazujecie sprawom zewnętrznym? O, głupcy,
przestawiacie dwie wartości i odwracacie ich znaczenie! Czyż
Najwyższy nie chce otoczenia troską większą ducha niż rękę lub
stopę? On uczynił na Swe podobieństwo ducha, który przez zepsucie
traci życie wieczne. Brud zaś [ręki i stopy] można z łatwością
zmyć. A nawet jeśli byłyby brudne, to nie wywierałoby to wpływu
na wewnętrzną czystość. Czy Bóg może się zajmować czystością
kielicha lub talerza, skoro są to przedmioty pozbawione duszy i nie
mogące mieć wpływu na wasze dusze?
Czytam
w twoich myślach, Szymonie Betos. Nie. Nie jest tak... To nie z
troski o zdrowie, dla ochrony ciała, podejmujecie te starania,
praktykujecie te oczyszczenia. Grzech cielesny to także grzechy
łakomstwa, brak umiarkowania, rozwiązłość. One są bardziej
szkodliwe dla ciała niż odrobina kurzu na rękach lub na talerzu. A
jednak popełniacie je, nie troszcząc się o ochronę waszego
zdrowia i nietykalności waszej rodziny. I popełniacie grzechy
różnego rodzaju, gdyż oprócz zakażania ducha i waszego ciała,
trwonicie jeszcze majątek, brak wam szacunku dla bliskich. Obrażacie
Pana, profanując wasze ciała, świątynię waszego ducha, w której
powinien się znajdować tron Ducha Świętego. Obrażacie też Pana
grzechem [braku ufności] popełnianym przez mniemanie, że musicie
się chronić przed chorobami, które mogłyby przyjść z odrobiny
kurzu. Jakby Bóg nie mógł zadziałać, żeby was ochronić przed
fizycznymi chorobami, gdy się do Niego zwrócicie z czystym duchem!
Czyż
Ten, który stworzył wnętrze, nie uczynił też i tego, co
zewnętrzne, i odwrotnie? I czyż nie jest bardziej szlachetne to, co
jest we wnętrzu i co nosi większą pieczęć Bożego podobieństwa?
Czyńcie
więc dzieła, które są godne Boga, a nie drobiazgi, nie wznoszące
się ponad proch, z którego i dla którego są uczynione. Biednym
pyłem jest człowiek: zwierzęce stworzenie, błoto, które przyjęło
kształt i zostanie rozproszone przez wiatr stuleci, kiedy ponownie
stanie się prochem. Dokonujcie dzieł, które trwają, które są
dziełami królewskimi i świętymi, dziełami uwieńczonymi Boskim
błogosławieństwem. Czyńcie dzieła miłosierdzia i rozdawajcie
jałmużnę. Bądźcie uczciwi, bądźcie czyści w waszych dziełach
i w waszych intencjach, a wszystko będzie w was czyste bez
stosowania wody do obmyć.
Jak
wy siebie oceniacie? Uważacie, że jesteście w porządku, bo
płacicie dziesięcinę od korzeni? Nie. Biada wam, o faryzeusze,
którzy płacicie dziesięciny od mięty i ruty, od gorczycy i
kminku, od kopru i innych ziół, a potem lekceważycie
sprawiedliwość i miłość Bożą. Płacenie dziesięcin jest
obowiązkiem i trzeba to czynić. Są jednak powinności o wiele
ważniejsze i je także należy wypełniać. Biada człowiekowi,
który dba o sprawy zewnętrzne, a lekceważy wewnętrzne, oparte na
miłości Boga i bliźniego. Biada wam, faryzeusze, którzy cenicie
sobie pierwsze miejsca w synagogach i w zgromadzeniach i lubicie, gdy
wam cześć oddają w miejscach publicznych, a nie myślicie o
pełnieniu dzieł, które dałyby wam miejsce w Niebie i którymi
zasłużylibyście sobie na szacunek aniołów. Podobni jesteście do
ukrytych grobów, których nie zauważa człowiek ocierający się o
nie i nie odczuwa obrzydzenia. Czułby jednak odrazę, gdyby mógł
ujrzeć, co się w nich ukrywa. Bóg jednak widzi to co najbardziej
ukryte i nie myli się, kiedy was osądza».
Jezusowi
przerywa jakiś doktor Prawa, który także wstaje, aby Mu
zaprzeczyć: «Nauczycielu, mówiąc w ten sposób nas także
obrażasz. To zaś nie jest dla Ciebie korzystne, bo potem my
będziemy musieli Cię sądzić».
«Nie,
nie wy. Wy nie możecie Mnie sądzić. Wy jesteście tymi, których
się sądzi, a nie tymi, którzy sądzą. Tym zaś, który was
osądza, jest Bóg. Możecie mówić, wydawać dźwięki waszymi
wargami. Lecz nawet najpotężniejszy głos nie dochodzi do Niebios i
nie ogarnia całej ziemi. Po [przebyciu] małej przestrzeni –
cichnie... a po odrobinie czasu – zapomina [się o nim]. Lecz osąd
Boga to głos, który trwa i nie ulega zapomnieniu. Całe wieki
upłynęły odkąd Bóg osądził Lucyfera i Adama. A głos tego
wyroku nie gaśnie i konsekwencje tego sądu trwają. I chociaż
teraz przyszedłem przynieść ludziom Łaskę za pośrednictwem
doskonałej Ofiary, to osąd czynu Adama pozostaje taki, jaki jest.
Zawsze będzie nazywany „grzechem pierworodnym”. Ludzie zostaną
odkupieni, obmyci oczyszczeniem przewyższającym wszelkie inne.
Jednak będą się rodzić z tym znamieniem, gdyż Bóg uznał, że
piętno to ma istnieć na każdym stworzeniu zrodzonym z niewiasty, z
wyjątkiem Tego, który nie został uczyniony przez człowieka, lecz
przez Ducha Świętego, i Zachowanej [od grzechu pierworodnego] oraz
Uświęconego z wyprzedzeniem – dziewiczych na wieczność.
Pierwsza, żeby być Dziewicą – Bogurodzicą, drugi, aby być
Poprzednikiem Niewinnego. On urodził się już jako czysty, ciesząc
się z wyprzedzeniem z nieskończonych zasług Zbawiciela –
Odkupiciela.
Powiadam
wam, że Bóg i was sądzi. On sądzi was mówiąc: „Biada wam,
doktorzy Prawa, gdyż nakładacie na ludzi ciężary, których nie
mogą unieść, czyniąc karę z ojcowskiego Dekalogu, danego przez
Najwyższego Swemu ludowi.” On zaś z miłością i z miłości dał
go wam, aby człowieka – wieczne dziecko, nieroztropne i pozbawione
wiedzy – wspomagał sprawiedliwy przewodnik. Wy zaś miłosne cugle
– którymi Bóg obejmował Swe stworzenia, aby mogły iść naprzód
Jego drogą i dojść do Jego serca – zastąpiliście stosami
kamieni, ostrych, ciężkich, uciążliwych. [Zastąpiliście je]
labiryntem przepisów, koszmarem skrupułów, które przygniatają
człowieka, odwodzą od drogi, zatrzymują, wywołują lęk przed
Bogiem jak przed nieprzyjacielem. Stawiacie przeszkody w marszu serc
do Boga. Oddzielacie Ojca od Jego dzieci. Przez wasze przeciążenia
zaprzeczacie temu słodkiemu, błogosławionemu, prawdziwemu
Ojcostwu. Sami jednak nie dotykacie nawet końcem palca tego jarzma,
do którego niesienia zmuszacie innych. Uważacie się za
usprawiedliwionych przez samo nałożenie ich [na innych]. Lecz, o
głupcy, czy nie wiecie, że zostaniecie osądzeni według tego, co
sami uważaliście za konieczne do zbawienia? Nie wiecie, że Bóg
powie wam: „Mówiliście, że wasze słowo jest święte, że jest
słuszne. Dobrze więc, Ja też uznaję je za takie. A ponieważ
wszystkim je narzucaliście i osądzaliście waszych braci według
sposobu, w jaki je przyjmowali i praktykowali, więc Ja osądzam was
według waszego słowa. A ponieważ nie czyniliście tego, co
nakazywaliście czynić, bądźcie potępieni”.
Biada
wam, wznoszącym grobowce dla proroków, których wasi ojcowie
zabili. I cóż? Czy uważacie, że przez to pomniejszacie wielkość
winy waszych ojców? Że ją znosicie w oczach potomstwa? Nie,
przeciwnie. Nie tylko dajecie świadectwo, że to wasi ojcowie tego
dokonali, lecz że ich pochwalacie, gotowi do ich naśladowania.
Potem wznosicie grobowiec dla prześladowanego proroka, aby móc
powiedzieć: „Myśmy go czcili”. Obłudnicy! To dlatego Mądrość
Boża rzekła: „Oto poślę do nich proroków i apostołów. Oni
zaś jednych zabiją, a innych będą prześladować. Tak będzie
można zażądać od tego pokolenia krwi wszystkich proroków,
przelanej od stworzenia świata, od krwi Abla aż po krew
Zachariasza, zamordowanego między przybytkiem a ołtarzem”.6
Tak, zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że za całą tę krew
świętych zażąda się rachunku od tego pokolenia. Ono bowiem nie
umie rozpoznać Boga tam, gdzie On jest, i prześladuje
Sprawiedliwego, i przeszywa Mu serce, gdyż życie sprawiedliwe
ujawnia ich niesprawiedliwość.
Biada
wam, doktorzy Prawa, którzyście sobie przywłaszczyli klucz wiedzy
i zamknęliście jej świątynię. Nie wchodzicie do niej, aby nie
podlegać jej sądowi. Nie pozwoliliście też innym do niej wejść.
Wiecie bowiem, że gdyby lud był pouczony o prawdziwej Wiedzy, to
znaczy o wiedzy świętej, mógłby was osądzić. Wolicie więc, aby
był nieuczony, żeby was nie osądził. I nienawidzicie Mnie, Ja
bowiem jestem Słowem Mądrości.
Chcielibyście
Mnie przed czasem uwięzić w grobie, abym już nie mówił. Ja
jednak będę mówił tak długo, jak długo będzie się podobać
Mojemu Ojcu, żebym mówił. Potem zaś będą mówić nie tylko Moje
słowa, ale też Moje dzieła. A jeszcze bardziej niż Moje dzieła
będą przemawiać Moje zasługi. Świat zostanie pouczony, dowie się
i osądzi was. [To będzie] pierwszy sąd nad wami. Potem będzie
drugi sąd szczegółowy nad każdym z was przy waszej śmierci. W
końcu zaś – ostateczny, powszechny. I przypomnicie sobie ten
dzień, te dni. I wy, tylko wy, poznacie Boga straszliwego, którego
[obraz] jak koszmarną wizję usiłowaliście wzbudzić w umysłach
prostych. Wy tymczasem, w głębi waszych grobów, naśmiewaliście
się z Niego oraz z pierwszego głównego przykazania miłości,
danego na Syjonie jako ostatnie. Nie przestrzegaliście go i nie
byliście mu posłuszni.
To
na darmo, o Elchiaszu, nie masz w twym domu żadnych wizerunków. To
bezużyteczne, że wy wszyscy nie posiadacie w waszych domach żadnych
rzeźb. We wnętrzu serc macie bożka, wielu bożków. Za bogów
bowiem uznajecie siebie oraz wasze pożądliwości. Chodźcie.
Odejdźmy stąd».
I
przepuszczając przed Sobą dwunastu Jezus wychodzi na końcu.
Zapada
cisza...
Potem
ci, którzy zostali, wydają wielki okrzyk, mówiąc wszyscy naraz:
«Trzeba Go ścigać, schwytać na błędzie, znaleźć podstawy do
oskarżenia! Trzeba Go zabić!»
Znowu
cisza.
A
potem dwie osoby wychodzą, pełne obrzydzenia do nienawiści i słów
faryzeuszy. Jedną z nich jest krewny Elchiasza, a drugą ten, który
dwa razy bronił Nauczyciela. Ci zaś, którzy zostają, pytają:
«Ale jak?»
Cisza.
Potem,
wybuchając gwałtownym śmiechem, Elchiasz mówi:
«Trzeba
popracować nad Judaszem, synem Szymona...»
«O,
tak! To dobry pomysł, ale ty go obraziłeś!...»
«Ja
o tym pomyślę – mówi ten, którego Jezus nazwał Szymonem
Betosem – Ja i Eleazar, syn Annasza... Omotamy go...»
«Trochę
obietnic...»
«Trochę
strachu...»
«Wiele
pieniędzy...»
«Nie.
Niewiele... Obietnice, obietnice mnóstwa pieniędzy...»
«A
potem?»
«Co:
potem?»
«O!
Potem... kiedy wszystko się skończy, cóż mu damy?»
«Ależ
nic! Śmierć. I tak... już
nie będzie mówił»
– mówi powoli i z okrucieństwem Elchiasz.
«Uuuu!
Śmierć...»
«Przeraża
cię to? No, dalej! Skoro zabijemy Nazarejczyka, który... jest
sprawiedliwy... będziemy mogli zabić też Iskariotę, który jest
grzesznikiem...»
Wahają
się... Ale Elchiasz wstaje i mówi:
«Poprosimy
też o radę Annasza... I zobaczycie, że... powie, iż dobra jest ta
myśl. I wy też do tego dojdziecie... O! Dojdziecie do tego...»
Wychodzą
wszyscy za swym gospodarzem, który odchodzi, powtarzając:
«Dojdziecie do tego... Dojdziecie!» (IV, 103: 28
września 1946. A, 9225-9233)
1 Por. Wj 20,4. (Przyp. wyd.)
2 Wł. esaltati. Bibli
Poznańska tłumaczy ten tekst (So 3,4): zuchwalcy. Biblia
Tysiąclecia – lekkomyślni. Biblia
Warszawska – obrzydliwi kłamcy. (Przyp.
wyd.)
3 Por. So 3,14. (Przyp. wyd.)
4 Por. So 3,8. (Przyp. wyd.)
5 Aniołem czyli posłańcem Boga.
(Przyp. tłum.)
6
Por. Mt 23,34-35. (Przyp. wyd.)
Gesù
entra nella casa del suo ospite, poco lontana dal Tempio ma spinta
verso il rione che è ai piedi di Tofet. Una
casa dignitosa, un poco arcigna, di stretto osservante, anzi di
esagerato osservante. Credo che anche i chiodi siano messi in numero
e in posizione quale qualcuno dei seicentotredici precetti lo indica
per buono. Non c’è un disegno nelle stoffe, non un fregio alle
pareti, non un ninnolo… nulla di quei minimi che anche nelle case
di Giuseppe e Nicodemo e degli stessi farisei di Cafarnao sono
presenti per abbellire la casa. Questa è… trasudante da ogni parte
lo spirito del proprio padrone. Gelida, tanto è spoglia di ciò che
è ornamento. Dura nei mobili scuri e pesanti squadrati come tanti
sarcofaghi. Respingente. Una casa che non accoglie ma che si serra
nemica a chi vi penetra.
Ed
Elchia lo fa notare vantandosene. «Lo vedi, o Maestro, come io sono
osservante? Tutto lo dice. Guarda: tende senza disegno, mobili senza
ornati, niente vasi a scoltura o lampadari che imitano fiori. C’è
tutto. Ma tutto regolato sul precetto: (Esodo 20, 4) “Non ti farai
nessuna scultura, né rappresentazione di quello che è lassù nel
cielo, o quaggiù in terra, o nelle acque sotto la terra”. Così
nella casa come nelle vesti mie e dei miei famigliari. Io, ad
esempio, non approvo in questo tuo discepolo (l’Iscariota) quei
lavori sulla veste e sul manto. Tu mi dirai: “Li portano in molti”.
Dirai: “Non è che una greca”. Va bene. Ma con quegli angoli, con
quelle curve, troppo ricorda i segni dell’Egitto. Orrore! Cifre
demoniche! Segni di negromanzia! Sigle di Belzebul! Non ti fai onore,
o Giuda di Simone, a portarli, né Tu, Maestro, a concederglielo».
Giuda
risponde con una risatina sarcastica. Gesù risponde umilmente: «Più
che i segni delle vesti Io sorveglio che non siano segni d’orrore
sui cuori. Ma pregherò, anzi da ora lo prego il mio discepolo, di
portare vesti meno ornate, onde non scandalizzare nessuno».
Giuda
ha un movimento buono: «Veramente il mio Maestro mi ha più volte
detto che avrebbe preferito più semplicità nelle mie vesti. Ma io…
ho fatto ciò che volevo perché mi piace essere vestito così».
«Male,
molto male. Che un galileo insegni a un giudeo è molto male; a te,
poi, che eri del Tempio… oh!». Elchia mostra tutto il suo scandalo
e i suoi amici lo secondano.
Giuda
è già stanco d’esser buono. E rimbecca: «Oh! allora ci sarebbero
tante pompe da levare anche a voi del Sinedrio! Se vi doveste levare
tutti i disegni messi a coprire le facce delle vostre anime,
apparireste ben brutti».
«Come
parli?».
«Come
uno che vi conosce».
«Maestro!
Ma lo senti?».
«Sento
e dico che occorre umiltà da una parte e dall’altra, e in ambe
verità. E reciproco compatimento. Solo Dio è perfetto».
«Ben
detto, o Rabbi!» dice uno degli amici… Sparuta, solitaria voce nel
gruppo farisaico e dottorale.
«Mal
detto, invece» ribatte Elchia. «Il Deuteronomio è chiaro nelle sue
maledizioni. (27, 15; mentre Gesù ricorderà quelle di Deuteronomio
27, 24-25). Dice: “Maledetto l’uomo che fa immagine scolpita o di
getto, cosa abbominevole, opera di mano d’artefici, e…”».
«Ma
queste sono vesti, non sono scolture», risponde Giuda.
«Silenzio
tu. Parla il tuo Maestro. Elchia, sii giusto e distingui. Maledetto
chi fa idoli. Ma non chi fa disegni copiando il bello che il Creatore
ha messo nel creato. Cogliamo pure i fiori per ornare…».
«Io
non ne colgo né voglio vederne ornate le stanze. Guai alle mie donne
se fanno questo peccato anche nelle loro. Solo Dio va ammirato».
«Giusto
pensiero. Solo Dio. Ma si può ammirare Dio anche in un fiore,
riconoscendo che Lui è l’Artefice del fiore».
«No,
no! Paganesimo! Paganesimo!».
«Giuditta
si ornò, e si ornò Ester per scopo santo…». (Giuditta 10, 3-4;
Ester 5, 1)
«Femmine!
E la femmina è sempre essere spregevole. Ma te ne prego, Maestro, di
entrare nella sala del convito mentre io mi ritiro un momento dovendo
parlare coi miei amici».
Gesù
acconsente senza discussione.
«Maestro…
Respiro male!…» esclama Pietro.
«Perché?
Ti senti male?» chiedono alcuni.
«No.
Ma a disagio… come uno caduto in un trabocchetto».
«Non
ti agitare. E siate tutti molto prudenti» consiglia Gesù.
Restano
in gruppo e in piedi, finché rientrano i farisei seguiti dai servi.
«Alle
tavole senza indugio. Abbiamo adunanza e non possiamo attardarci»
ordina Elchia. E distribuisce i posti, mentre già i servi scalcano
le vivande.
Gesù
è a lato di Elchia, e al suo fianco è Pietro. Elchia offre i cibi,
e il pasto ha inizio in un silenzio agghiacciante… Ma poi hanno
principio le prime parole. Naturalmente rivolte a Gesù, perché gli
altri dodici sono lasciati in trascuranza come non ci fossero.
Il
primo ad interrogare è un dottore della Legge. «Maestro, dunque Tu
sei sicuro di essere ciò che dici?».
«Non
Io lo dico di mia bocca. I profeti lo hanno detto prima che Io fossi
fra voi».
«I
profeti!… Tu che neghi che noi si sia santi, puoi anche accogliere
per buono il mio detto se dico che i profeti nostri possono essere
degli esaltati».
«I
profeti sono santi».
«E
noi no, non è vero? Ma guarda che Sofonia unisce i profeti ai
sacerdoti nella condanna contro Gerusalemme: (Sofonia 3, 4.8.14.15)
“I suoi profeti sono degli esaltati, uomini senza fede, e i suoi
sacerdoti profanano le cose sante e violano la Legge”. Tu questo ce
lo rimproveri di continuo. Ma, se accetti il profeta nella seconda
parte del suo detto, lo devi accettare anche nella prima e
riconoscere che non c’è base di appoggio sulle parole che vengono
dagli esaltati».
«Rabbi
d’Israele, rispondi a Me. Quando poche righe di poi Sofonia dice:
“Canta e rallegrati, o figlia di Sion… il Signore ha ritirato il
decreto contro te… il Re d’Israele è in mezzo a te”, il tuo
cuore le accetta queste parole?».
«È
la mia gloria ripetermele sognando quel giorno».
«Ma
sono parole di un profeta, di un esaltato, perciò…».
Il
dottore della Legge resta per un momento interdetto.
Lo
soccorre un amico. «Nessuno può mettere in dubbio che Israele
regnerà. Non uno, ma tutti i profeti e i pre-profeti, ossia i
patriarchi, hanno detto questa promessa di Dio».
«E
non uno dei pre-profeti e profeti ha mancato di indicarmi per quello
che sono».
«Oh!
bene! Ma noi non abbiamo le prove! Puoi essere Tu pure un esaltato.
Che prove ci dai che sei Tu il Messia, il Figlio di Dio? Dammi un
termine perché io possa giudicare».
«Non
ti dico la mia morte descritta da David e da Isaia. Ma ti dico la mia
risurrezione».
«Tu?
Tu? Risorgere Tu? E chi ti farà risorgere?».
«Non
certo voi. Non il Pontefice, non il monarca, non le caste, non il
popolo. Da Me stesso risorgerò».
«Non
bestemmiare, o Galileo, e non mentire!».
«Non
faccio che rendere onore a Dio e dire verità. E con Sofonia ti dico:
“Aspettami alla mia risurrezione”. Fino ad allora potrai avere
dubbi, potrete averli tutti, e potrete lavorare a istillarli al
popolo. Ma più non potrete quando l’eterno Vivente da Se stesso,
dopo aver redento, risusciterà per non più morire, Giudice
intangibile, Re perfetto che col suo scettro e la sua giustizia
governerà e giudicherà fino alla fine dei secoli e continuerà a
regnare nie Cieli in eterno».
«Ma
non sai che parli a dottori e sinedristi?» dice Elchia.
«E
che perciò? Voi mi interrogate. Io rispondo. Voi mostrate desiderio
di sapere. Io vi illustro la verità. Non vorrai farmi venire alla
mente, tu che per un disegno su una veste hai ricordato la
maledizione del Deuteronomio, l’altra maledizione dello stesso:
“Maledetto chi colpisce di nascosto il suo prossimo”».
«Io
non ti colpisco. Ti do cibo».
«No.
Ma le insidiose domande sono colpi dati alle spalle. Attento, Elchia.
Perché le maledizioni di Dio si seguono, e quella che ho citata è
seguita dall’altra: “Maledetto chi accetta doni per condannare a
morte un innocente”».
«In
questo caso i doni li accetti Tu, mio ospite».
«Io
non condanno neppure i colpevoli se sono pentiti».
«Non
sei giusto, allora».
«No,
giusto è. Perché Egli calcola che il pentimento merita perdono, e
perciò non condanna» dice quello che ha già approvato Gesù
nell’atrio della casa.
«Taci
là, Daniel! Vuoi saperne più di noi? O sei sedotto da uno sul quale
molto è ancora a decidere e che nulla fa per aiutarci a decidere in
suo favore?» dice un dottore.
«So
che voi siete i sapienti ed io un semplice giudeo, che neppure so
perché mi vogliate spesso fra voi…».
«Ma
perché sei parente! È facile a capirsi! Ed io voglio santi e
sapienti coloro che entrano nella mia parentela! Io non posso
permettere ignoranze nella Scrittura, nella Legge, negli Halasciot,
Midrasciot e nell’Haggada. E non le sopporto. Tutto va conosciuto.
Tutto osservato…».
«E
grato ti sono di tanta cura. Ma io, semplice coltivatore di terre,
divenuto indegnamente tuo parente, non mi sono preoccupato che di
conoscere la Scrittura e i Profeti per avere conforto nella mia vita.
E, con la semplicità di un indotto, ti confesso che riconosco nel
Rabbi il Messia preceduto dal suo Precursore che ce lo ha indicato…
E Giovanni, non lo puoi negare, era invaso dallo Spirito di Dio».
Un
silenzio. Negare che il Battista era infallibile non vogliono. Dirlo
infallibile neppure.
E
allora un altro dice: «Via… Diciamo che il Precursore è
precursore di quell’angelo che Dio manda a preparare la via al
Cristo. E… ammettiamo che nel Galileo vi è sufficiente santità
per giudicarlo tale angelo. Dopo di Lui verrà il tempo del Messia.
Non vi pare conciliante a tutti questo mio pensiero? Lo accetti,
Elchia? E voi, amici miei? E Tu, Nazareno?».
«No».
«No». «No». I tre “no” sono sicuri.
«Come?
Perché non approvate?».
Elchia
tace. Tacciono i suoi amici. Solo Gesù, sincero, risponde: «Perché
non posso approvare un errore. Io sono da più di un angelo. L’angelo
fu il Battista, Precursore del Cristo, e il Cristo Io sono».
Un
silenzio glaciale, lungo. Elchia, il gomito appoggiato al lettuccio,
la guancia appoggiata alla mano, pensa, duro, chiuso come tutta la
sua casa.
Gesù
si volge e lo guarda, e poi dice: «Elchia, Elchia, non confondere la
Legge e i Profeti con le piccinerie!».
«Vedo
che hai letto il mio pensiero. Ma non puoi negare che Tu hai peccato
trasgredendo al precetto».
«Come
tu, e con astuzia, perciò con più colpa, hai trasgredito al dovere
dell’ospite, con volontà di farlo lo hai fatto, e mi hai distratto
e poi qui mandato mentre tu cogli amici ti purificavi, e al tuo
ritorno ci hai pregato di esser solleciti ché avevi adunanza, e
tutto per potermi dire: “Hai peccato”».
«Potevi
ricordarmi il mio dovere di darti di che purificarti».
«Tante
cose potrei ricordarti, ma non servirebbe altro che a farti più
intransigente e nemico».
«No.
Dille, dille. Ti vogliamo ascoltare e…».
«E
accusare presso i Principi dei Sacerdoti. Per questo ti ho ricordato
l’ultima e la penultima maledizione. Lo so. Vi conosco. Sono qui,
inerme, fra voi. Sono qui, isolato dal popolo che mi ama e davanti al
quale non osate aggredirmi. Ma non ho paura. Ma non vengo a
compromessi né faccio viltà. E vi dico il vostro peccato, di tutta
la casta vostra e vostro, o farisei, falsi puri della Legge, o
dottori, falsi sapienti, che confondete e mescolate di proposito il
vero e il falso buono, che agli altri e dagli altri esigete la
perfezione anche nelle cose esteriori e da voi nulla esigete. Voi mi
rimproverate, uniti al vostro e mio ospite, di non essermi lavato
avanti il desinare. Lo sapete che vengo dal Tempio, al quale non si
accede altro che dopo essersi purificati dalle immondezze della
polvere e della via. (vedi capitolo 413) Volete allora confessare che
il Sacro Luogo è contaminazione?».
«Noi
ci siamo purificati avanti le mense».
«E
a noi è stato imposto: “Andate là, attendete”. E dopo: “Alle
tavole senza indugio”. Fra le tue pareti monde di disegni uno
dunque ve ne era: quello di trarmi in inganno. Quale mano l’ha
scritto sulle pareti il motivo per potermi accusare? Il tuo spirito o
un’altra potenza che te lo regola e che ascolti? Orbene, udite
tutti».
Gesù
si alza in piedi e, stando con le mani appoggiate all’orlo della
tavola, comincia la sua invettiva:
«Voialtri
farisei lavate l’esterno del calice e del piatto, e le mani vi
lavate e i piedi vi lavate, quasi che piatto e calice, mani e piedi
avessero ad entrare nel vostro spirito che amate proclamare puro e
perfetto. Ma non voi, sibbene Dio questo lo deve proclamare. Ebbene
sappiate ciò che Dio pensa del vostro spirito. Egli pensa che è
pieno di menzogna, sozzura e rapina, pieno di nequizia è, e nulla
può dall’esterno corrompere ciò che già è corruzione».
Stacca
la destra dalla tavola e involontariamente comincia a gestire con
essa mentre continua:
«Ma
chi ha fatto il vostro spirito, come ha fatto il vostro corpo, non
può esigere, almeno con uguale misura, il rispetto all’interno che
avete per l’esterno? O stolti che mutate i due valori e ne
invertite la potenza, ma non vorrà l’Altissimo un’ancor maggior
cura per lo spirito, fatto a sua somiglianza e che per la corruzione
perde la Vita eterna, che non per la mano o il piede la cui sporcizia
può esser detersa con facilità e che, se anche rimanessero sporchi,
non influirebbero sulla nettezza interiore? E può Dio preoccuparsi
della nettezza di un calice o di un vassoio quando questi non sono
che cose senz’anima e che non possono influire sulla vostra anima?
Leggo
il tuo pensiero, Simone Boetos. No. Non regge. Non è per pensiero di
salute, per tutela della carne, della vita, che voi avete queste
cure, che praticate queste purificazioni. Il peccato carnale, anzi i
peccati carnali della gola, delle intemperanze, delle lussurie, sono
certo più dannosi alla carne di un poco di polvere sulle mani o sul
piatto. Eppure voi li praticate senza preoccuparvi di tutelare la
vostra esistenza e l’incolumità dei vostri familiari. E peccato
fate di più nature, perché, oltre che la contaminazione dello
spirito e del corpo vostro, lo sperpero di sostanze, il mancato
rispetto ai familiari, fate offesa al Signore per la profanazione del
vostro corpo, tempio dello spirito vostro, in cui dovrebbe essere il
trono per lo Spirito Santo; e offesa per il giudizio che fate, che da
voi vi dovete tutelare dai morbi venienti da un po’ di polvere,
quasi che Dio non potesse intervenire a proteggervi dai morbi fisici
se a Lui ricorreste con spirito puro.
Ma
Colui che ha creato l’interno non ha forse creato anche l’esterno
e viceversa? E non è l’interno il più nobile e il più marcato
dalla divina somiglianza? Fate allora opere che siano degne di Dio e
non grettezze che non si alzano dalla polvere per la quale e della
quale sono fatte, della povera polvere che è l’uomo preso come
creatura animale, fango composto in forma e che polvere torna,
polvere che il vento dei secoli disperde. Fate opere che restino, che
siano opere regali e sante, opere che si incoronano della divina
benedizione. Fate carità e fate elemosina, siate onesti, siate puri
nelle opere e nelle intenzioni e, senza ricorrere all’acqua delle
abluzioni, tutto sarà puro in voi.
Ma
che vi credete? Di essere a posto perché pagate le decime sugli
aromi? No. Guai a voi, o farisei che pagate le decime della menta e
della ruta, della senape e del comino, del finocchio e d’ogni altro
erbaggio, e poi trascurate la giustizia e l’amor di Dio. Pagare le
decime è dovere e va fatto. Ma ci sono più alti doveri e anche
quelli vanno fatti. Guai a chi osserva le cose esteriori e trascura
le altre interiori basate sull’amore a Dio e al prossimo. Guai a
voi, farisei, che amate i primi posti nelle sinagoghe e nelle
adunanze e amate essere riveriti sulle piazze, e non pensate a fare
opere che vi diano un posto in Cielo e vi meritino la riverenza degli
angeli. Voi siete simili a sepolcri nascosti che passano inosservati
a chi li sfiora e non ne ha ribrezzo, ma ribrezzo ne avrebbe se
potesse vedere cosa è chiuso in essi. Dio però vede anche le più
riposte cose e non si inganna nel giudicarvi».
Lo
interrompe, alzandosi esso pure in piedi, in contraddittorio, un
dottore della Legge. «Maestro, così parlando Tu offendi noi pure; e
non ti conviene, perché noi ti dobbiamo giudicare».
«No.
Non voi. Voi non potete giudicarmi. Voi siete i giudicati, non i
giudici, e chi vi giudica è Dio. Voi potete parlare, emettere suoni
con le vostre labbra. Ma anche la voce più potente non giunge ai
cieli né scorre tutta la terra. Dopo poco spazio è silenzio… E
dopo poco tempo è oblìo. Ma il giudizio di Dio è voce che resta e
non è soggetto a dimenticanze. Secoli e secoli sono passati da
quando Dio ha giudicato Lucifero e ha giudicato Adamo. Ma la voce di
quel giudizio non si spegne. Ma le conseguenze di quel giudizio sono.
E se ora Io sono venuto per riportare la Grazia agli uomini, mediante
il Sacrificio perfetto, il giudizio sull’atto di Adamo resta quello
che è, e chiamato sarà “colpa d’origine” sempre. Saranno
redenti gli uomini, lavati da una purificazione superiore ad ogni
altra. Ma nasceranno con quel marchio perché Dio ha giudicato che
quel marchio debba essere su ogni nato da donna, meno per Colui che,
non per opera d’uomo, ma per Spirito Santo fu fatto, e per la
Preservata e il Presantificato, vergini in eterno. La Prima per poter
essere la Vergine Deipara, il secondo per poter precorrere
l’Innocente nascendo già mondo per una prefruizione dei meriti
infiniti del Salvatore Redentore.
Ed
Io vi dico che Dio vi giudica. E vi giudica dicendo: “Guai a voi,
dottori della Legge, perché caricate la gente di pesi
insopportabili, rendendo un castigo il paterno decalogo
dell’Altissimo al suo popolo”. Egli con amore e per amore lo
aveva dato, onde l’uomo fosse sorretto da una giusta guida, l’uomo,
l’eterno e imprudente e ignorante bambino. E voi, alle amorose
dande con cui Dio aveva abbracciato le sue creature perché potessero
procedere per la sua via e giungergli sul cuore, avete sostituito
montagne di pietre aguzze, pesanti, tormentose, un labirinto di
prescrizioni, un incubo di scrupoli, per cui l’uomo si accascia, si
smarrisce, si ferma, teme Dio come un nemico. Voi ostacolate l’andare
a Dio dei cuori. Voi separate il Padre dai figli. Voi negate, con le
vostre imposizioni, questa dolce, benedetta, vera Paternità. Ma voi,
però, quei pesi che agli altri date, non li toccate neppure con un
dito. Vi credete giustificati solo per averli dati. Ma, o stolti, non
sapete che sarete giudicati per quel che avete giudicato esser
necessario a salvarsi? Non sapete che Dio vi dirà: “Voi dicevate
sacra, giusta la vostra parola. Orbene, Io pure la giudico tale. E
poiché l’avete imposta a tutti e sul come fu accolta e praticata
avete giudicato i fratelli, ecco Io vi giudico con la vostra parola.
E poiché non avete fatto ciò che avete detto di fare, siate
condannati”?
Guai
a voi che innalzate sepolcri ai profeti che i vostri padri uccisero.
E che? Credete con ciò di diminuire la grandezza della colpa dei
padri vostri? Di annullarla agli occhi dei posteri? No anzi. Voi
testimoniate di queste opere dei padri vostri. Non solo. Ma le
approvate, pronti ad imitarli, elevando poi un sepolcro al profeta
perseguitato per dirvi: “Noi lo abbiamo onorato”. Ipocriti! È
per questo che la Sapienza di Dio ha detto: “Manderò loro dei
profeti e degli apostoli. Ed essi ne uccideranno alcuni ed altri li
perseguiteranno, onde si possa chiedere a questa generazione il
sangue di tutti i profeti che è stato sparso dalla creazione del
mondo in poi, dal sangue di Abele (Genesi 4, 8) fino al sangue di
Zaccaria (2 Cronache 24, 20-22), ucciso fra l’altare e il
santuario”. Sì, in verità, in verità vi dico che di tutto questo
sangue di santi ne sarà chiesto conto a questa generazione che non
sa distinguere Dio là dove è, e perseguita il giusto e l’accora
perché il giusto è il confronto vivente con la sua ingiustizia.
Guai
a voi, dottori della Legge, che vi siete usurpata la chiave della
scienza e ne avete chiuso il tempio per non entrarvi ed essere da
essa giudicati, e non avete permesso che altri vi entrassero. Perché
sapete che, se il popolo fosse ammaestrato dalla vera Scienza, ossia
dalla Sapienza santa, potrebbe giudicarvi. Onde lo preferite
ignorante perché non vi giudichi. E mi odiate perché Io sono Parola
di Sapienza e vorreste chiudermi anzitempo in una carcere, in un
sepolcro perché Io non parlassi più.
Ma
Io parlerò finché al Padre mio piacerà che Io parli. E dopo
parleranno le mie opere più ancora delle mie parole. E parleranno i
miei meriti più ancora delle opere, e il mondo sarà istruito e
saprà, e vi giudicherà. Il primo giudizio su voi. E poi verrà il
secondo, il singolo giudizio ad ogni singola vostra morte. E infine
l’ultimo: quello universale. E ricorderete questo giorno e questi
giorni e voi, voi soli conoscerete il Dio terribile che vi siete
sforzati di agitare come una visione d’incubo davanti agli spiriti
dei semplici, mentre voi, nell’interno del vostro sepolcro, vi
siete irrisi di Lui, e dal primo e principale comandamento, quello
dell’amore, all’ultimo dato sul Sinai, non ne avete avuto
rispetto e avete disubbidito.
Inutilmente,
o Elchia, non hai figurazioni nella tua casa. Inutilmente, o voi
tutti, non avete oggetti scolpiti nelle vostre case. Nell’interno
del cuore avete l’idolo, più idoli. Quello di credervi dèi,
quelli delle concupiscenze vostre.
Venite,
voi. Andiamo».
E,
facendosi precedere dai dodici, esce per ultimo.
Un
silenzio…
Poi
i rimasti fanno un clamore dicendo tutti insieme: «Bisogna
perseguitarlo, coglierlo in fallo, trovare oggetti di accusa!
Ucciderlo bisogna!».
Altro
silenzio.
E
poi, mentre due se ne vanno, disgustati dell’odio e dei propositi
farisaici, e sono il parente di Elchia e l’altro che per due volte
ha difeso il Maestro, i rimasti si chiedono: «E come?». Altro
silenzio.
Poi,
con una risata chioccia, Elchia dice: «Occorre lavorare Giuda di
Simone…».
«Già!
Buona idea! Ma tu l’hai offeso!…».
«Ci
penso io» dice quello che Gesù ha chiamato Simone Boetos. «Io e
Eleazaro di Anna… Lo circuiremo…».
«Un
poco di promesse…».
«Un
poco di paura…».
«Molto
denaro…».
«No.
Molto no… Promesse, promesse di molto denaro…».
«E
poi?».
«Cosa,
e poi?».
«Eh!
Poi. A cose fatte. Che gli daremo?».
«Ma
nulla! La morte. Così… non parlerà più» dice lentamente e
crudelmente Elchia.
«Uh!
la morte…».
«Ne
hai orrore? Ma va’ via! Se uccidiamo il Nazareno che… è un
giusto… potremo uccidere anche l’Iscariota che è un peccatore…».
Vi
sono incertezze…
Ma
Elchia, alzandosi, dice: «Sentiremo anche Anna… E vedrete che…
dirà buona l’idea. E ci verrete anche voi… Oh! se ci verrete…».
Escono
tutti dietro al loro ospite, che se ne va dicendo: «Ci verrete… Ci
verrete!». (6, 414)
Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego
przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał
Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz.
1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6:
2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
⋘ ⋙
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz