poniedziałek, 31 lipca 2017
sobota, 29 lipca 2017
Piosenka bez słów
Jest tak
wiele piosenek, które chciałbym zaśpiewać,
ale żadna nie dorównuje stanowi, w którym jestem.
A więc milczę
i śpiewam tę wieczną piosenkę, co nie ma słów.
ale żadna nie dorównuje stanowi, w którym jestem.
A więc milczę
i śpiewam tę wieczną piosenkę, co nie ma słów.
Zapis
wcześniejszy w języku angielskim:
Song
with no Words
There are
so many songs I want to sing,
but none of them matches the state I am in.
So I keep silence
and sing this everlasting song which has no words.
but none of them matches the state I am in.
So I keep silence
and sing this everlasting song which has no words.
piątek, 28 lipca 2017
(20) Żywoty Świętych: Antoni Wielki
Żywot
ś. Antoniego pustelnika,
wypisany
przez ś. Atanazego wielkiego.
Żył około roku Pańskiego, 324.1
Antoni
Egiptczjanin, wychowany u zacnych rodziców w pobożnym i
Chrześciańskim ćwiczeniu, z dzieciństwa wysokich cnót nasienia
po sobie pokazował. A będąc osierocony śmiercią rodziców
swoich, wespółek z siostrą maluczką, ledwie pułroka gospodarstwa
pilnując, wspomniał jako za Apostołów imiona przedając
Chrześcianie,2
pieniądze do nóg Apostolskich przynosili – i to sobie mile
rozbierając wszedł do kościoła, 3i
usłyszał onę Ewangelią o bogatym młodzieńcu: chceszli być
doskonały, idź a przedaj wszytko co masz, rozdajże ubogim, a pódź
naśladuj mię, a będziesz miał skarb w niebie4
– które słowa tak przyjął, jakoby je Pan Jezus do niego samego
właśnie rzekł. I szedszy do domu, siostrę opatrzywszy, i
przyjaciołom odleciwszy – majętność swoję wszytkę na ubogie
rozszafował – i począł kosztować żywota pustelniczego, często
się na miejsca osobne do jednego starca, który niejaką mu drogę
do tego swym przykładem ukazował, skradając – gdzie postem a
ustawiczną modlitwą i nocnym wstawaniem ofiarę Bogu czyniąc,
przemieszkiwał. 5O
kimkolwiek pobożnym, i świątobliwość jaką żywota prowadzącym
usłyszał, tam bieżał, jako pszczoła, miód cnót rozmaitych z
każdego kwiecia zbierając – w wielkie się nauki i ksiąg
czytania nie wdawał – jedno co z Pisma świętego usłyszał, to
na pamięci, jako na wyrytym kamieniu chował, a wypełnić wnetże
chciał. 6Księgi
swoje zwał wszytek świat, i każde namniejsze stworzenie. Bo w nim
dobroć, wszechmocność, i bogactwa Boskie, poznać i wyczytać
mógł. Żywność sobie wyrabiał – nigdy przed zachodem słońca
nie jadł – chleba i wody miernie używał, drugdy aż do czwartego
dnia pokarmu cielesnego czekał – gorącym sercem Boga miłując,
nieprzestanną modlitwę czynił. 7Gdy
się w takiej szkole młodzieniec ś. ćwiczył – oburzył na się
srogość nieprzyjaciół dusznych, którzy go od tego
przedsięwzięcia, chytremi i rozmaitemi pokusami, oderwać chcieli.
8Naprzód
myśl jego targać poczęli, tym co już był opuścił – to jest,
bogatą majętnością, sieroctwem siostry małej, zacnością rodu,
sławą, pokarmy rozkosznemi. Co czynisz, mówiąc, młody a urodziwy
pachołku? Szkoda twej urody i szlachectwa – trudnyś żywot
zaczął, ciało twoje tej zbroje nie znosi – wróć się a zażyj
tego coć Bóg dał. A on na te słowa jak słup niewzruszony,
żywotem i męką się Pana Jezusa bronił, obietnicami się jego
pewnemi cieszył – a jako tarczą od tych strzał wiarą się ś. zakładał – tak, że go tym nigdy zranić a osłabić nie mogli.
Począł zaś z inej się strony kusić, wielkie nań a nieznośne
cielesne żądze, i zapalenia miecąc, tak we śnie jako i na jawi,
iż pokoju nigdy nie miał. Lecz postami i przekładaniem srogich mąk
piekielnych, i końcem i rozsypaniem w proch ciała swego, mocnie
takie myśli odganiał, i z zelżywością nieprzyjaciela odprawował
– i tym dalej na więtszą się pustynią udawał – 9z
której chcąc go nakoniec mocą czart wygnać, widząc się być od
młodzieńca podeptanym, z wielkim wojskiem widomie na jego chałupkę
uderzył, i tak go srodze zbił na ciele, iż za martwego kila dni
leżał – aż ten który mu jeść nosił, po kilku dni
przyszedszy, mając go za umarłego, do wsi go doniósł, i o
pogrzebie myślił. Antoni w nocy k sobie przyszedszy, prosił
towarzysza, iż sam chodzić prze one srogie rany nie mógł, aby go
cicho nie budząc nikogo, zarazem na jego miejsce odniósł – aby
nieprzyjaciel pociechy nie miał, a z placu mu ni jednym krokiem nie
ustępował. Gdzie się wróciwszy, potykać się z nim jeszcze
chciał, i na rękę go wyzywał. I uczynił czart nań ostatni
najazd zebrawszy się z towarzystwem i z wojskiem, w osobie
rozmaitych bestii, lwów, niedźwiedziów, wilków, wieprzów, psów
i byków, i innych srogich zwierzów, na onę jego chałupkę uderzył
– którą rozproszywszy, straszyć go ryki onych sprośnych bestii,
i przymierzeniem rozmaitych śmierci, począł. 10A
on acz prze onę boleść cielesną zbity, ciężko stękał, i
podnieść się nie mógł, wszakże sercem wielkim nie ustraszony na
ono wojsko wołał: Znać iż mocy i siły nie macie. Wszak jeden z
was mógłby mię jako jednego robaczka pożrzeć – jeszcze na mię
twarzy niemych i nierozumnych używacie, znać iżeście i od bestiej
podlejszy. Jeśli od Boga mego moc na mię dana wam jest, otom jest,
zgubcie, zatraćcie, czyńcie co wam kazano, ja wam nie ustąpię –
a wiem iż mi nic uczynić, bez wolej Pana mego nie możecie. Próżno
się kusicie – 11znak
krzyża ś. a wiara w Pana naszego Jezusa Chrystusa, mocnym mi a
niedobytym przeciw wam murem jest. Zatym jako ćma od słońca, i
proch od wiatru, nieprzyjaciele się rozproszyli i uciekli, a
światłość go wielka z nieba nawiedziła, i chałupka jego w cale
stanęła – 12i
bacząc P. Jezusa przytomnego, głęboko wzdychając rzekł: gdzieżeś
był miły Jezu, gdzieżeś był? Czemużeś mię na przodku nie
podpomógł, a nie zleczył ran moich? 13I
usłyszał głos: Byłciem ja tu Antoni, alem patrzył na męstwo i
potkanie twoje. Nie bójże się, pomocnika zawżdy ze mnie mieć
będziesz, i wsławię cię po wszytkim świecie.
To
usłyszawszy Antoni, wstał, i uczuł się zleczonym i zdrowszym
niżli pierwej. I posilony w Bogu swym, jako po wielkim zwycięstwie,
z więtszym męstwem, i ufaniem w pomocy Boskiej, żywot zaczęty,
nic od zwykłych prac nie upuszczając, prowadził. Aż gdy miał
trzydzieści lat i pięć, począł o doskonalszych postępkach w
służbie Bożej myślić, i na taką się pustynią udać, gdzieby o
nim nikt niewiedział. I jął onego starca, do którego się był na
przodku nawrócenia swego udał, prosić, aby z nim na głębszą
pustynią poszedł – żeby się od oczu i wiadomości ludzkiej
skrywszy, mógł wolniej rzeczy zbawienne obmyślać, i sroższą
pokutę czynić – ale on się starością wymawiając, pomóc mu
towarzystwa niechciał. 14Sam
się tedy w imię Pańskie w daleką puszczą udał. Na drodze, nie
przestał go nieprzyjaciel kusić – 15misę
srebrną pod oczy mu podrzucił, aby go łakomstwem od zaczętej
drogi odwiódł. Którą on ujźrzawszy, myślić sobie począł:
skąd tu to srebro? Gościńca tedy niemasz, ptak tu a źwierz tylo
przechodzi. A jeśli kto rzecz tak wielką upuścił, mógł ją
naleźć wróciwszy się. Twoje to sidła szatanie, rzecze, nie
zwiedziesz mię – miej sobie swoje srebro na potępienie. Co skoro
wyrzekł, misa zniknęła. 16Toż
i drugi raz uczynił, gdy bryłę złota ujźrzał, od niego jako od
ognia uciekał.
Tam
tedy na pustyni onej głębokiej, pustki stare pełne wężów i
żmijów nalazszy, w nich się zamknął – towarzysza sobie
zjednawszy, aby mu chleba i wody raz w puł roka przynosił. Wężowie
i gadzina ina, słudze Bożemu postąpili mieszkania – a on
towarzysz w puł roka raz zwierzchu mu chleb i wodę spuszczał – z
którym i słowa nigdy nie przemówił. 17Aż
przemieszkawszy tam dwadzieścia lat, gdy im dalej tym więcej
słynął, i wielki poczet tych którzy żywota i cnót jego
naśladowniki być chcieli, prawie drzwi do niego wyłamowali –
ukazał się na świat, tak zdrowej i wdzięcznej a zupełnej twarzy,
jakoby był gdzie w nalepszym chowaniu. I za tym przykładem Pana
naszego poraziwszy siłą jego nieprzyjaciela na puszczy – ine
ludzie przywodzić począł do ciasnej forty, i do onego ścisłego i
świątobliwego żywota. 18W
czym P. Bóg tak mu poszczęścił, iż potym liczby nie było
uczniom jego, które do wzgardy świata tego, do podeptania samego
siebie, do opuszczania wielkich majętności, do pokuty, srogości
żywota, pokory, cichości, i inych doskonałych cnót
Chrześciańskich przywodził.
19Wojny
ich z szatanem duchownej, jako hetman napilniej nauczał. W czym był
mistrz wielki Antoni ś. – umiejąc dobrze duchowne strzały i
siatki szatańskie poznawać, i w nich ine przestrzegać. Powiadał
iż z żadnym stanem więtszej nieprzyjaźni nie mają, jako z
zakonniki, Mnichami i Mniszkami. Na nie nachytrsze i nasubtelniejsze
sieci miotają. I na nie, gdy sami nie zmogą, jadowitszych i
chytrszych czartów przywodzą. Lecz którzy są pilni modlitwy i
powołania swego, jednym je znakiem krzyża ś. rozpłoszyć mogą.
20A
drugie zbytnim niespaniem, wstawaniem, i ciała zmordowanim bez
miary, tak oszukawają – że sobie zdrowie zepsowawszy, gdy
zaczętego nabożeństwa kończyć nie mogą, abo w rozpacz wpadną,
abo wszytko zgoła opuszczą. Powiadał, iż szatan tak jest słaby
wiernym, którym Zbawiciel deptać po nim moc dał, że się z niego
łacno naśmiać, i krzyżem ś. prawie go za nos wodzić mogą. 21A
nawięcej się boi modlitwy, czucia, postów, cichości, ubóstwa
dobrowolnego, wiarowania próżnej chwały, pokory, gniewu hamowania,
miłosierdzia. A nade wszystko, czystego serca w miłości
Chrystusowej barzo się lęka.
22Cuda
wielkie czynił, zwłaszcza nad choremi i opętanemi. Miał i ducha
prorockiego, iż rzeczy, które się daleko działy wiedział, i
braciej drugdy opowiadał. 23Heretyckim,
Arianów i Manicheuszów towarzystwem tak się brzydził, iż ich do
rozmowy nigdy nie przypuścił – ani im łaskawego nigdy słowa nie
dał, i twarzy ku nim wesołej nie ukazał – chyba żeby które
słowo ku ich nawróceniu służyło. Powiadał, iż rozmowa ich,
jest zguba dusze. Arianów tak nie rad widział – iż i z bliska
knim przystąpić niechciał. Trafiło się iż jeden Arian do jego
klasztoru przyszedł, tając sekty swej – w której wypytany gdy
się otworzyć musiał, zarazem go wygnać kazał – powiadając, iż
mowa ich jadem węże przechodzi. 24Gdy
go potwarzyli Arianowie chlubiąc się im, jakoby z nimi trzymał –
słuszną żałością zjęty, ich się takiej śmiałości dziwując,
szedł do Aleksandriej, do wszytkiego duchowieństwa – 25i
jawnie Ariany swemi usty potępił – powiadając iż to są
przesłańcy Antychrystowi. Syn Boży jest jednoistotny Ojcu Bóg
prawy, urodzony z Ojca nie stworzony – a Arianowie nic nie są od
Pogaństwa różni – ponieważ stworzeniu służą, a w Chrystusa
wierząc, i stworzeniem Go czyniąc, bałwochwalstwo jawne stroją –
których bluźnierstwem i same się żywioła brzydzą, i wszytko
stworzenie przeklina, iż widzi a oni im Pana ich zelżywie równają,
przez którego stworzone są. Za tym jego wyznaniem, wiele się ludu
do Kościoła Bożego przywróciło. Nakoniec i pogaństwa wiele
żywotem się jego świętym do wiary Bożej przywróciło.
Tak
się był po wszytkim świecie wsławił, iż Konstantyn Wielki i z
synmi swemi, listy do niego często posyłał, jego się modlitwie
zalecając – 26na
które tak im odpisował. Naprzód chwalił ich rozum, iż
Chrystusowi służą – potym je upominał, aby sobie i państwu
swemu nie dufali, ani się z niego podnosili – ale żeby się
ludźmi być znali – a na sędziego Chrystusa, któremu się
sprawować, i liczbę panowania swego dać mają, oglądali –
łaskawość poddanym pokazując, i sprawiedliwość czyniąc, ubogim
i uciśnionym i sierotom, aby za ojce byli. 27To
było w nim nadziwniejszego, iż będąc na puszczy wychowany, barzo
się ludzkim, rozmownym, i łagodnym wszytkim gościom stawił,
żadnej pochmurności w sobie nie mając.
Czasu
jednego, gdy miedzy bracią nieco rękoma robił – oczy w niebo
podniósł, i wzdychając i żałość pokazując, na kolana upadł –
prosząc aby taką złość i sprośność Pan Bóg oddalił. I
płakał rzewno, łzami się ugasić nie mogąc. Pytać go poczęli –
ale mówić prze łykanie nie mógł – ciężkość serdeczna,
słowa przerywała – aż mocno zawołał: Lepiej nam było, dzieci
miłe, śmiercią się od takiej sprośności wykupić. 28Wielka
się złość i niezbożność ludzka otworzy. Wiara się
Katolicka roztarga, a ołtarze Boże ludzie bestiom podobni rozmiecą.
Widziałem Ołtarz Boży wojskiem bestii oblężony, i kopytami ich
rozsypany i zburzony, a głos Boży mówiący: brzydzą sobie ołtarz
mój. 29Ziściło
się widzenie jego we dwu lat, których Arianowie pogaństwo sobie na
pomoc biorąc, kościoły Katolickie poburzyli, ołtarze sprośności
i brzydkości napełnili, krew Katolicką rozlali, panienki zakonne
pogwałcili – Biskupy pobili i powyganiali, naczynie kościelne
wybrali, i gorzej niżli którzy przedtym Poganie, wiarę świętą i
wszystkę służbę Bożą spustoszyli. Wszakże tenże Pan Bóg,
który był to widzenie tak smutne ukazał – pociechy z
miłosierdzia swego nie zataił. Temuż ś. Antoniemu dał znać,
jako zasię miał Kościół Boży powstać, a kacerstwo Ariańskie
zaginąć. Obrócą się, powiada, wężowie w jamy swoje, a wiara ś.
szerzyć się będzie, jedno się strzeżcie, abyście się błędy
kacerskiemi Ariańskiemi nie pomazali. Mało potym starosta
Aleksandryjski Balacjus Arian, tak srodze Katoliki dręczył, iż
śmiał Zakonniki i Mniszki jawnie obnażone u pręgierza bić. 30Do
niego Antoni taki list napisał: Widzę nad tobą gniew Boży,
przestań tego nad Chrześciany morderstwa, abyś w gniewie Bożym,
który już na cię spaść ma, nie zginął. Przeczedł list,
wzgardził, i nań plunąwszy, na ziemię rzucił, i posła zelżył,
tak odkazując: Niechaj się Antoni swemi mnichami bawi, a niech
rozumie żem ja jego rządzeniu niepodległ. 31Lecz
po piątym dniu rękę Pańską poznał: koń który nad inne zawżdy
był cichy, zębami go stargał, z niszczegóż się nań rzuciwszy,
i nogami go tak zbił, że trzeciego dnia ledwie doczekał –
wszyscy baczyli iż go ona pomsta Boża, którą mu święty Antoni
zagroził, zgubiła, a słowa się świętego ziściły.
32Umierając
i o czasie śmierci swej wiedząc, bracią pilnie upominał – aby
wiarę Bogu, którą od przodków i podania Apostolskiego wzięli,
zachowali – Arianów się i Melecjanów strzegąc, jako
nieprzyjaciół Bożych. Wiecie, powiada, jakom się ja heretyki
brzydził, iżem z nimi prze ich złą wolą, a uporną z Chrystusem
wojnę, łaskawie mówić nie mógł. Przestrzegał ich też, żeby
się na chytrościach szatańskich znali, a wiarować się ich
umieli. 33I
innemi zbawiennemi słowy ciesząc ich i ucząc, w pokoju a wesoło
ducha Bogu oddał, mając lat sto i pięć. Człowiek na pustyni
wychowany, a po wszytkim świecie wsławiony – mężny czartów
wojownik (tak iż jego się imienia, gdy je kto im straszył, po
wszytkim Egyptcie bali, i z ludzi uciekali) wielki mistrz wszytkim do
cnoty i miłości Boskiej. Którego się modlitwie świętej
poruczając, chwałę dajem Bogu w Trójcy jedynemu, którego jest
sława na wieki. Amen.
34Ten
testament świętego Antoniego około wiarowania i przestrzegania się
heretyckich spółków, terazby miał wielkie miejsce, by się czuć
Katolicy chcieli. Pospolita to była u świętych Apostołów, i u
innych Ducha Bożego pełnych, iż ludzi takich barzo strzegli. Sam
Apostoł już nie ludu pospolitemu, który łacniej w ich sidłach
uwięznąc może – ale samemu Biskupowi, który na takie rzeczy
ostrożniejszy był, to rozkazuje:35
Po wtórym, powiada, napominaniu (i trzeciego nie czekając) abyś
się heretyka wiarował, wiedząc iż taki przewrócony jest, i
grzeszy, własnym się swym sumnieniem potępiając. I o Janie
świętym Ewangeliście napisał Euzebius36
– iż do łaźniej wszedszy w Efezie, gdy w niej ujźrzał Cherynta
heretyka, do swych zawołał: 37wychodźmy
stąd, aby się ta łaźnia nie zapadła, w której się myje Cherynt
nieprzyjaciel prawdy Bożej. Tegoż sam nauczył Jan ś. mówiąc:38
Jeśli kto przychodzi do was, a tej nauki nie niesie – w dom go nie
przyjmujcie, i nie pozdrawiajcie go. Bo kto go pozdrawia, uczesnikiem
jest złośliwych jego uczynków. Także od Mistrza swego, Jana
świętego nauczony Polikarpus, jako pisze Ireneus stary Doktor,39
gdy potkał na ulicy Marcjona heretyka, a on mu rzekł: znaj się do
mnie Polikarpie – odpowiedział: Znam cię być pierworodnym synem
diabelskim. I w Starym Zakonie40
zakazał P. Bóg Prorokowi swemu z heretyki i odszczepieńcy jeść i
pić – i gdy tego w nieroztropności swej odstąpił, Lwowi go
zabić kazał. 41Wszakże
mym zdaniem to się właśnie o Kacermistrzach, nie tylo Ministrach,
ale innych upornych, a złe jady przeklętej nauki rozsiewających,
rozumie – iż się ich towarzystwa tak czujno i ostro strzec mamy.
Bo takim z nimi pospolitowaniem, bliźni się gorszy – tego co oni
są, na nas się domniemając – uszy się nasze mażą, bluźnienia
Bożego i Kościoła Jego słuchając – wdajem się sami w
niebezpieczeństwo, w ich sieci i samołówki naglądając. Są
bowiem słowa ich, wedle Apostoła,42
jako ciało skancerowane, które się na zarażenie przyległych
członków szerzą. W uściech ich Chrystus, Ewangelia, i Pismo brzmi
– 43a
w skutkach ich fałsz, swowolność i cielesność (na którąśmy z
przyrodzenia łaskawi) do wszytkich grzechów drzwi otwarza – i do
pogaństwa i zaprzenia się Boga wiedzie. Iż się to iści, co o
nich w osobie nierządnice, ku cudzołóstwu przybranej, Pismo mówi:44
Miód z plastru ściekający usta jej, i śliczniejsze niżli olej
słowa jej – ale koniec jej gorzki jako piołun, a język jej jako
ostra strzała, i miecz z obu stron siekający. Zakwaszona dzieża
ich, przaśnice dobrej wiary i świętych obyczajów, kwasem swoim
zaraża,45
a szukanie na oście i cierniu jagód ręce przebada.46
Tacy widzą dobrze, iż źle czynią, jako mówi Apostoł,47
a prawdę Bożą tępią – i długo się jej sprzeciwiając, do
onej czartowskiej zakamiałości przychodzą, iż na to wszytkę
duszę swoję ważą, aby prawda Boża pod ich nogami poległa; żeby
się tylo oni przy swej w rozumie hardości zostać mogli. 48Co
się dotycze inych pospolitych nieumiejętnością zwiedzionych, a
nikogoż nie zarażających heretyków (których się tak wiele
namnożyło, iż się sąsiedztwem i towarzystwem ich bawić musim)
potrzeba je znosić, a użalenie nad ich upadkiem mieć – wszakże
tym prawem. 49Naprzód,
aby ich społeczność namniej wierze i nabożeństwu naszemu nie
szkodziła. Bo inaczej lepiej, jako Pan mówi,50
i oko, i rękę, i nogę utracić – niżli jakie ubliżenie na
zbawieniu z towarzystwa i przyjaźni ludzkiej odnosić. K temu, aby
się z dobrego naszego zachowania budowali, i do wiary Katolickiej
wstęp mieli. Bo lepiejby przed nimi kryć niedostatki obyczajów
naszych, któremi się od wiary świętej odrażają. 51Nakoniec
abyśmy kwoli przyjaźni ich, żadnej rzeczy nabożeństwu ich i
wierze służącej nie czynili. To jest ani do ich schadzek szli, ani
uszu słuchaniem baśni ich nie mazali – ani umarłych ich do grobu
prowadzili, ani się w małżeństwo z nimi wdawali. Bo to są rzeczy
Katolikowi od Boga i Kościoła zakazane – i w wielki grzech wpada,
kto tak wiele dla ich przyjaźni czyni, czego się i dla ojca i matki
czynić nie godzi. O czym, zwłaszcza o małżeństwie z heretyki,
przy lepszej pogodzie, szerzej się mówić może.
1 XVII. Ianuar. Stycznia. Mart.
R. 7. Ianua.
2 Dz 2.
3 Usłyszenie
Ewangeliej w kościele, początek nawrócenia ś. Antoniego.
4 Mt 19.
5 W naśladowaniu dobrych
pilność ś. Antoniego.
6 Księgi ś. Antoniego świat
wszystek.
7 Ćwiczenie ś. Antoniego i
szkoła.
8 Pokusy diabelskie jakie,
i jako odegnane.
9 Zbicie Antoniego ś. od
czartów.
10 Słowa Antoniego ś. do czartów, jego straszących.
11 Znak krzyża ś. przeciw diabłom.
12 P. Jezusa widział ś. Antoni.
13 Pociecha po niezwyciężonej wojnie z diabły.
14 Antoni ś. w daleką się puszczą udał.
15 Misą srebrną skuszony od czarta Antoni ś.
16 Od złota uciekał Antoni ś.
17 Dwadzieścia lat w pustkach na dalekiej puszczy sam jeden
przemieszkał.
18 Wielka liczba uczniów Antoniego ś. a czego ich uczył.
19 W poznaniu sideł diabelskich wielkim był mistrzem ś. Antoni.
20 Chytrości szatańskie i w pościech.
21 Czego się czart nawięcej boi.
22 Cuda i duch Prorocki w ś. Antonim.
23 Heretykami jako się brzydził.
24 Heretyckiej potwarzy Antoni ś. nie wytrwał, gdy pletli żeby
trzymał z nimi.
25 Kazanie ś. Antoniego o Arianach.
26 List ś. Antoniego do Cesarza Konstantyna wielkiego i synów
jego.
27 Łaskawość Antoniego ś. i ludzkość ku wszytkim.
28 Proroctwo Antoniego ś. o przenaśladowaniu Ariańskim.
29 Ariańska okrutność.
30 List ś. Antoniego do starosty Arianina.
31 Pomsta nad Arianinem, upominaniem ś. Antoniego gardzącym.
32 Upominanie przy śmierci o wiarowanie heretyków.
33 Sto i pięć lat żyw był Antoni ś.
34 Obrok duchowny.
O wiarowaniu
się heretyckich spółków.
35 Tt 3.
36 Eccl. hist. li. 4. ca. 14.
37 Z Cherintem być ś. Jan w jednym domu niechciał.
38 2 J 1.
39 Li. 3. ca. 3. [Tzn. w Adversus hæreses.
Przyp. J.Sz.]
40 1 Krl 13.
41 Kacermistrze którzy są.
42 2 Tm 2.
43 Koniec heretyków cielesność a zaprzenie Boga.
44 Prz 5.
45 1 Kor 5.
46 Mt 7.
47 Tt 3.
48 Jaka z prostemi a zwiedzionemi heretyki społeczność Katolikom
przystoi.
49 1.
50 Mt 18.
51 2.
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
czwartek, 27 lipca 2017
Miłosierdzie nad źle osadzonym
Abraham
prosił Pana, aby ocalił rozwiązłe miasto ze względu na dziesięciu sprawiedliwych, a Pan
okazał się miłosiernym, gdy jednego
wraz z rodziną ocalił, chociaż
całe miasto zniszczył, nie
znajdując tych dziesięciu. (Por. Rdz 18-19)
środa, 26 lipca 2017
Określenie Kościoła katolickiego
Boże sadzenie
powszechne
Zgromadzenie
Pierwsze
słowa z ∆ιαταγαὶ
τῶν ἁγίων ἀποστόλων (Konstytucje
apostolskie). Przekład z języka
greckiego: Jakub Szukalski.
wtorek, 25 lipca 2017
poniedziałek, 24 lipca 2017
(68) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Dobroczynność
1
Strzeżcie
się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po
to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u
Ojca waszego, który jest w niebie. 2
Kiedy
więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy
czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę,
powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. 3
Kiedy
zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni
prawa, 4
aby
twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w
ukryciu, odda tobie. (Mt 6,1-4)
14
Jeśli
bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec
wasz niebieski. 15
Lecz
jeśli nie przebaczycie ludziom, Ojciec wasz nie przebaczy wam także
waszych przewinień. (Mt 6,14-15)
1
Προσέχετε [δὲ] τὴν δικαιοσύνην
ὑμῶν μὴ ποιεῖν ἔμπροσθεν τῶν ἀνθρώπων
πρὸς τὸ θεαθῆναι αὐτοῖς· εἰ δὲ μή
γε, μισθὸν οὐκ ἔχετε παρὰ τῷ πατρὶ
ὑμῶν τῷ ἐν τοῖς οὐρανοῖς. 2
Ὅταν οὖν ποιῇς ἐλεημοσύνην,
μὴ σαλπίσῃς ἔμπροσθέν σου, ὥσπερ οἱ
ὑποκριταὶ ποιοῦσιν ἐν ταῖς συναγωγαῖς
καὶ ἐν ταῖς ῥύμαις, ὅπως δοξασθῶσιν
ὑπὸ τῶν ἀνθρώπων· ἀμὴν λέγω ὑμῖν,
ἀπέχουσιν τὸν μισθὸν αὐτῶν. 3
σοῦ δὲ ποιοῦντος ἐλεημοσύνην
μὴ γνώτω ἡ ἀριστερά σου τί ποιεῖ ἡ
δεξιά σου, 4
ὅπως ᾖ σου ἡ ἐλεημοσύνη ἐν
τῷ κρυπτῷ· καὶ ὁ πατήρ σου ὁ βλέπων
ἐν τῷ κρυπτῷ ἀποδώσει σοι. (Mt 6,1-4)
14
Ἐὰν γὰρ ἀφῆτε τοῖς ἀνθρώποις
τὰ παραπτώματα αὐτῶν, ἀφήσει καὶ
ὑμῖν ὁ πατὴρ ὑμῶν ὁ οὐράνιος· 15
ἐὰν δὲ μὴ ἀφῆτε τοῖς ἀνθρώποις,
οὐδὲ ὁ πατὴρ ὑμῶν ἀφήσει τὰ
παραπτώματα ὑμῶν. (Mt 6,14-15)
Chrońcie
czynione przez was dobro przed wdarciem się w nie zmysłowości
świata. Niech nie dotknie go szukanie ludzkiej chwały. Nie
profanujcie pachnącej róży waszej miłości i dobrego działania –
prawdziwej kadzielnicy napełnionej wonnością miłą Panu. Dobro
jest hańbione przez ducha pychy, przez pragnienie bycia zauważonym,
przez spełnianie go w poszukiwaniu chwały. Róża miłości jest
wtedy zanieczyszczona i zniszczona przez lepkie ślimaki zaspokojonej
pychy. Do kadzielnicy wpadają wtedy cuchnące kawałki słomy ze
spodu łoża, na którym pyszny wyleguje się niczym dobrze wypasione
zwierzę.
O,
działania dobroczynne podejmowane, aby o was mówiono! Lepiej by
było, o wiele lepiej, nie czynić ich [wcale]! Ten, kto ich nie
czyni, grzeszy nieczułością. Ten, kto ich dokonuje, dając poznać
darowaną sumę i imię obdarowanego, żebrze pochwały i grzeszy
pychą, czyniąc znaną ofiarę. To tak jakby mówił: „Widzicie,
co potrafię?” Grzeszy też brakiem miłości, sprawia bowiem
przykrość obdarowywanemu, ujawniając jego imię. Grzeszy duchową
chciwością, gdyż chciałby zebrać ludzkie pochwały... To tylko
słoma, słoma, nic więcej. Czyńcie tak, aby to Bóg wychwalał was
ze Swymi aniołami.
Kiedy
więc dajecie jałmużnę, nie trąbcie, aby przyciągnąć uwagę
przechodniów i doznawać czci – jak obłudnicy, którzy szukają
ludzkich pochwał i dlatego dają jałmużnę jedynie tam, gdzie może
ich dostrzec wielu ludzi. Oni już otrzymali swoją nagrodę i
dlatego Bóg nie da im innej. Nie wpadajcie w ten sam grzech i w tę
samą zarozumiałość.
Gdy
dajecie jałmużnę, niech będzie ona tak ukryta i wstydliwie
chowana, żeby wasza lewa ręka nie wiedziała, co czyni prawa. Potem
zaś zapomnijcie o niej. Nie trwajcie w zachwycie nad
dokonanym przez was czynem, nadymając się jak ropucha, która
przysłoniętymi ślepiami podziwia swoje odbicie w stawie. Widzi je
odbite w spokojnej wodzie, pośród chmur, drzew, wozu stojącego
przy brzegu. Zauważa jednak, jak mała jest w porównaniu z tymi
rzeczami, i tak się nadyma powietrzem, że aż pęka.
Wasza
miłość jest niczym w porównaniu z Nieskończoną Miłością Boga
i dlatego – chcąc się do Niego upodobnić i uczynić waszą małą
miłość wielką, wielką, wielką, równą Jego miłości –
napełniacie się wiatrem pychy i w końcu giniecie.
Zapomnijcie.
Zapomnijcie o samym czynie. Pozostanie w was zawsze światło, słowo,
słodycz i to sprawi, że wasz dzień będzie promienny, miły, pełen
szczęścia. Tym światłem będzie uśmiech Boga, tą słodyczą –
duchowy pokój, którym jest Bóg, a słowem – głos Boga Ojca,
który wam powie: „Dziękuję”. On widzi i zło ukryte, i dobro,
[uczynione] po kryjomu, i odpłaci wam za nie. Ja wam to...»
«Nauczycielu,
zaprzeczasz własnym słowom!»
Zniewaga,
zawzięta i nieprzewidziana, dochodzi ze środka tłumu. Wszyscy
zwracają się w kierunku tego głosu. Panuje zamęt. Piotr mówi:
«Mówiłem
Ci! Ech! Kiedy jest jeden z tych tam... nic już się nie układa!»
Tłum
sykiem i pomrukiem ucisza znieważającego. Jedynie Jezus zachowuje
spokój. Skrzyżował ramiona na piersiach i stoi wysoko, z czołem
oświetlonym przez słońce, wyprostowany na Swej skale, w
ciemnoniebieskim odzieniu.
Znieważający
ciągnie dalej, nie zważając na reakcję tłumu:
«Jesteś
złym Nauczycielem, bo uczysz tego, czego sam nie robisz, i...»
«Milcz!
Wynoś się! Wstydź się! – krzyczy tłum. I jeszcze: – Idź do
swoich uczonych w Piśmie! Nam wystarczy Nauczyciel. Obłudnicy z
obłudnikami! Fałszywi nauczyciele! Lichwiarze!...»
Nie
przerwaliby, gdyby nie zagrzmiał głos Jezusa:
«Cisza!
Pozwólcie mu mówić!»
Ludzie
już nie krzyczą, lecz wyszeptują obelgi, którym towarzyszą
gniewne spojrzenia.
«Tak.
Uczysz tego, czego sam nie robisz. Powiedziałeś, że należy dawać
jałmużnę tak, aby nas nikt nie widział, a wczoraj, w obecności
całego ludu, powiedziałeś do dwojga ubogich: „Pozostańcie, Ja
was nakarmię”».
«Powiedziałem:
„Niech ci dwoje ubodzy pozostaną z nami. Będą błogosławionymi
gośćmi, którzy nadadzą smak naszemu chlebowi”. Nic więcej. Nie
oznajmiłem, że chcę ich nakarmić. Który biedak nie ma
przynajmniej chleba? To była dla nas radość dzielić z nimi naszą
przyjaźń».
«O,
tak! Jesteś sprytny i potrafisz udawać baranka!...»
Wstaje
starzec-żebrak, odwraca się i – podnosząc laskę – woła:
«Języku
piekielny, który oskarżasz Świętego! Myślisz może, że wiesz
wszystko i na podstawie tego masz prawo oskarżać? Jak nie wiesz,
kim jest Bóg ani kim jest Ten, którego znieważasz, tak samo nie
znasz Jego dzieł. Znają je tylko aniołowie i moje serce, które
drży z radości. Posłuchajcie, mężowie, posłuchajcie wszyscy i
zastanówcie się, czy Jezus jest kłamcą i pyszałkiem, jak
utrzymuje ten pył ze Świątyni. On...»
«Zamilknij,
Izmaelu! Zamilknij z miłości do Mnie! Jeśli Ja cię
uszczęśliwiłem, ty również uczyń Mnie szczęśliwym, milknąc»
– mówi mu Jezus tonem proszącym.
«Jestem
Ci posłuszny, Święty Synu. Ale pozwól mi powiedzieć przynajmniej
to: błogosławieństwo starego wiernego Izraelity spoczywa na Tym,
przez którego otrzymałem dobrodziejstwa od Boga. To
błogosławieństwo Bóg włożył mi w usta za mnie i za Sarę, moją
nową córkę. Twojej zaś głowy nie błogosławię. Nie przeklinam
cię też. Nie skalam przekleństwem swych ust, które mają niebawem
powiedzieć Bogu: „Przyjmij mnie”. Nie przekląłem nawet tej,
która się mnie wyparła, i już mi to Bóg wynagrodził. Będzie
jednak ktoś, kto weźmie w ręce sprawę Niewinnego, którego się
oskarża, i Izmaela, przyjaciela Boga, który Mu błogosławi».
Chór
okrzyków zamyka wystąpienie starca, który ponownie siada, a
oskarżyciel wymyka się i odchodzi, obrzucany zniewagami. Potem tłum
woła do Jezusa:
«Mów
dalej, mów dalej, Nauczycielu Święty! Słuchamy tylko Ciebie, a
więc i Ty wysłuchaj nas. Nie słuchaj tych przeklętych kruków! Są
zazdrośni, że kochamy Cię bardziej niż ich! Jednak w Tobie jest
świętość, a w nich – podłość. Mów, mów! Widzisz, że nie
chcemy nic innego, jak tylko Twego słowa. Domy, handel? Wszystko to
jest niczym w porównaniu ze słuchaniem Ciebie».
«Tak.
Będę mówił. Nie zajmujcie się tamtą sprawą. Módlcie się za
tych nieszczęśników. Przebaczajcie, jak Ja przebaczam. Jeśli
bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, wasz Ojciec Niebieski
również wam odpuści grzechy. Jednak jeśli zachowujecie urazy i
nie wybaczacie ludziom, również wasz Ojciec nie przebaczy wam
waszych win. A wszyscy potrzebują przebaczenia. (III (cz. 1-2), 33:
27 maja 1945. A, 5171-5184)
Conservate
il bene che fate dalla violazione del senso del mondo, conservatelo
vergine da umana lode. Non profanate la rosa profumata, vero
incensiere di profumi grati al Signore, della vostra carità e del
vostro agire buono. Profana il bene lo spirito di superbia, il
desiderio di esser notati nel fare il bene e la ricerca della lode.
La rosa della carità allora viene sbavata e corrosa dai lumaconi
viscidi dell'orgoglio soddisfatto, e nell'incensiere cadono fetide
paglie della lettiera su cui il superbo si crogiola come bestia ben
pasciuta. Oh! quelle beneficenze fatte per esser citati! Ma meglio,
meglio non farle affatto! Chi non fa pecca di durezza. Chi fa,
facendo conoscere e la somma data e il nome di chi l'ha avuta, e
mendicando la lode, pecca di superbia col rendere nota l'offerta,
ossia dice: "Vedete quanto io posso?", pecca di anticarità
perché mortifica il beneficato col rendere noto il suo nome, pecca
di avarizia spirituale volendo accumulare lodi umane... Paglie,
paglie, non di più che paglie. Fate che vi lodi Dio coi suoi angeli.
Voi, quando fate elemosina, non suonate la tromba davanti a voi per
attirare l'attenzione del passante ed essere onorato come gli
ipocriti, che vogliono l'applauso degli uomini e perciò fanno
elemosina solo là dove possono essere visti da molti. Anche questi
hanno già avuto la loro mercede e non ne avranno altra da Dio. Voi
non incorrete nella stessa colpa e nella stessa presunzione. Ma
quando fate elemosina non sappia la vostra sinistra quel che fa la
destra, tanto nascosta e pudica è la vostra elemosina, e poi
dimenticatevene. Non state a rimirarvi l'atto compiuto, gonfiandovi
di esso come fa il rospo, che si rimira coi suoi occhi velati nello
stagno e che, posto che vede riflessi nell'acqua ferma le nuvole, gli
alberi, il carro fermo presso la riva, e vede lui così piccino
rispetto a quelli così grossi, si empie d'aria fino a scoppiare.
Anche la vostra carità è un nulla rispetto all'Infinito che è la
Carità di Dio, e se voleste divenire simili a Lui e rendere la
vostra carità piccina, grossa, grossa, grossa per uguagliare la sua,
vi empireste di vento d'orgoglio e finireste per perire.
Dimenticatevene. Dell'atto in se stesso dimenticatevene. Vi resterà
sempre presente una luce, una voce, un miele, e vi farà luminoso il
giorno, dolce il giorno, beato il giorno. Perché quella luce sarà
il sorriso di Dio, quel miele la pace spirituale che è ancora Dio,
quella voce la voce del Padre-Dio che vi dirà: "Grazie".
Egli vede il male occulto e vede il bene nascosto, e ve ne darà
ricompensa. Io ve lo...»
«Maestro,
Tu menti alle tue parole!». L'insulto, astioso e improvviso, viene
dal centro della folla. Tutti si volgono in direzione della voce. Vi
è della confusione.
Pietro
dice: «Te lo avevo detto! Eh! quando c'è uno di quelli lì... non
va più bene niente!».
Fra
la folla partono fischi e mormorii verso l'insultatore. Gesù è il
solo che resti calmo. Ha incrociato le braccia sul petto e sta alto,
col sole in fronte, ritto sul suo masso, nel suo abito azzurro cupo.
L'insultatore
continua, incurante della reazione della folla: «Sei un cattivo
maestro perché insegni ciò che non fai e...».
«Taci!
Va' via! Vergognati!» urla la folla. E ancora: «Vai dai tuoi
scribi! A noi ci basta il Maestro. Gli ipocriti con gli ipocriti!
Falsi maestri! Strozzini!…» e continuerebbero, ma Gesù tuona:
«Silenzio! Lasciatelo parlare» e la gente non urla più, ma
bisbiglia i suoi improperi conditi da occhiate feroci.
«Sì.
Tu insegni ciò che non fai. Dici che si deve fare elemosina senza
essere visti e ieri, alla presenza di tutto un popolo, hai detto a
due poveri: "Rimanete e vi sfamerò"»
«Ho
detto: "Rimangano i due poverelli. Saranno gli ospiti benedetti
e daranno sapore al nostro pane". Non di più. Non ho
significato di volerli sfamare. Quale è quel povero che almeno non
ha un pane? La gioia era dì dar loro amicizia buona».
«Eh!
già! Sei astuto e sai fare l'agnello!...».
Il
vecchione si alza, si volta e alzando il suo bastone grida: «Lingua
infernale che accusi il Santo, credi forse di sapere tutto e di
potere accusare per ciò che sai? Come ignori chi è Dio e chi è
Colui che tu insulti, così ignori le sue azioni. Solo gli angeli e
il mio cuore giubilante lo sanno. Udite, uomini, udite tutti, e
sappiate se Gesù è il mentitore e il superbo che questo avanzo del
Tempio vuol dire. Egli...»
«Taci,
Ismaele! Taci per amor mio! Se ti ho fatto felice, fammi felice
tacendo» lo prega Gesù.
«Ti
ubbidisco, Figlio santo. Ma lasciami dire questo solo: la benedizione
del vecchio israelita fedele è su di Lui che mi ha beneficato da
Dio, e Dio l'ha messa sulle mie labbra per me e per Sara, mia figlia
novella. Ma sul tuo capo non sarà benedizione. Io non ti maledico.
Non sporco la mia bocca, che deve dire a Dio: "Accoglimi",
con una maledizione. Non l'ho avuta neppure per chi mi ha rinnegato,
e già ne ho ricompensa divina. Ma ci sarà chi fa le veci
dell'Innocente accusato e di Ismaele, amico di Dio che lo benefica».
Un
coro di urli fa chiusa al discorso del vecchio che si siede di nuovo,
e un uomo se la svigna e se ne va, inseguito da improperi. E poi la
folla grida a Gesù: «Continua, continua, Maestro santo! Noi non
ascoltiamo che Te, e Tu ascolta noi. Non quei corvi maledetti! E’
gelosia la loro. Perché ti amiamo più di loro! Ma in Te è santità,
in loro cattiveria. Parla, parla! Vedi che non ci punge più altro
desiderio che la tua parola. Case, commerci? Nulla per udire Te!».
«Sì,
parlo. Ma non ve la prendete. Pregate per quegl'infelici. Perdonate
come Io perdono. Perché se perdonerete agli uomini i loro falli,
anche il vostro Padre dei Cieli vi perdonerà i vostri peccati. Ma se
avrete rancore e non perdonerete agli uomini, nemmeno il Padre vostro
vi perdonerà le vostre mancanze. E tutti hanno bisogno di perdono».
(3, 173)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
sobota, 22 lipca 2017
Ratowanie duszy
Zatrać
swoją duszę,
żeby ją
uratować.
„Bo kto
chce zachować swoje życie, straci je,
a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”.
a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”.
(Łk 9,24)
ὃς
γὰρ ἂν θέλῃ τὴν ψυχὴν αὐτοῦ σῶσαι,
ἀπολέσει αὐτήν:
ὃς δ' ἂν ἀπολέσῃ τὴν ψυχὴν αὐτοῦ ἕνεκεν ἐμοῦ, οὗτος σώσει αὐτήν.
ὃς δ' ἂν ἀπολέσῃ τὴν ψυχὴν αὐτοῦ ἕνεκεν ἐμοῦ, οὗτος σώσει αὐτήν.
(Łk 9,24)
piątek, 21 lipca 2017
czwartek, 20 lipca 2017
(19) Żywoty Świętych: Cyriak
Żywot
i męczeństwo Cyriaka,
Smaragda, Larga, i inych –
Smaragda, Larga, i inych –
napisany
od Rzymskiego Kościoła pisarzów,
na on czas na to wysadzonych. Do ich dziejów przymieszane jest męczeństwo ś. Marcella Papieża. Żyli około roku Pańskiego, 300. Wspomina to męczeństwo Optatus Mileu. lib. 2. contra Parm.
i August. epist. 163.1
na on czas na to wysadzonych. Do ich dziejów przymieszane jest męczeństwo ś. Marcella Papieża. Żyli około roku Pańskiego, 300. Wspomina to męczeństwo Optatus Mileu. lib. 2. contra Parm.
i August. epist. 163.1
Za
czasu onego, gdy się z Afryki wrócił Maksymian do Rzymu – kwoli
Dioklecjanowi, ku pamiątce jego imienia wiecznej, ciepłe łaźnie,
abo cieplice budować począł. Na te tak wspaniałe Cesarskie, i
pana wszystkiego świata pałace, z nienawiści ku Chrześcianom, kto
się jedno Chrystusowym sługą być ozwał, każdego jako na gardło,
do onej roboty wiecznym niewolnikiem potępił. Był na on czas w
Rzymie bogaty i zacny człowiek, Trason, wierny i dobry Chrześcianin.
Ten widząc wielkie uciążenie Chrześcian, męczenniki one z
majętności swej żywnością tajemnie opatrował, przez ty jako swe
sprawce – to jest przez Zysyniusa, Cyriaka, Smaragda, i Larga. O
czym gdy się dowiedział Rzymski Biskup, Zysyniusa i Cyriaka uczynił
diakony Rzymskiemi. A czasu jednego, gdy żywność męczennikom w
nocy nieśli – pojmani są od pogaństwa – i kazano im pod strażą
ciężko robić, i piasek nosić z daleka. Był z nimi pojmany barzo
stary człowiek Saturninus – który prze starość robić i nosić
onych ciężkich brzemion nie mógł. Zyzynius i Cyriakus iż byli
młodszy, tedy i swoje i jego brzemię nosili. Potym kazał starosta
Laodycjus Zyzyniusa przed swój sąd stawić – i posłał poń
Aproniana – który gdy go prowadzić miał, ogarnęła ich
światłość – a głos był słyszan: pódźcie błogosławieni
Ojca mego, weźmicie królestwo zgotowane wam od początku świata.
Tedy się Apronianus zlękł – i upadł do nóg Zyzyniusa mówiąc:
przez tego Chrystusa, którego opowiadasz, proszę cię, chciej mię
rychło ochrzcić – abych był uczestnikiem twej korony. 2I
tejże go godziny nauczył i ochrzcił – i posłał do Biskupa, aby
go bierzmował. I tam poświęciwszy ołtarz, wszytkim dał ciało i
krew Pana naszego. Tegoż dnia stanęli przed starostą – i wołał
Apronianus: czemu słuchacie diabłów, a tak sługi Boże męczycie?
I poznał sędzia iż jest Chrześcianinem, i ściąć go rozkazał.
A Zyzyniusa diakona i onego Saturniusa starca męczywszy długo przez
dni czterdzieści, mieczem także stracił – ciała ich Trason
uczciwie pochował. Przy których męce dwa się żołnierze
nawrócili, Papius i Maurus – które potym tenże sędzia tak długo
kijmi i basałyki bić kazał, iż tamże skonali.
3Po
niemałym czasie, w córkę Dioklecjana cesarza Artemią czart
wstąpił, i srodze ją męczył. O to się tak barzo ociec
zafrasował, iż i jeść nie chciał. 4A
Cyriak diakon w więzieniu długim prawie zapomniany, cuda czynił –
ślepe oświecał, i wiele niemocnych leczył. Tym czasem on diabeł
barziej jeszcze dręczyć córkę Cesarską począł. I przybieżał
do niej Cesarz, i usłyszy wołającego przez nię czarta: Jeśli tu
nie przyjdzie Cyriakus diakon, nie wynidę. I wnetże posłał poń
do więzienia Cesarz, którym był morzony, wespół z Largiem i
Smaragdem. Gdy przyszedł, prosił aby nawiedził córkę jego. I
wszedszy do niej, rzecze: W imię Pana naszego Jezusa Chrystusa,
rozkazujęć abyś wyszedł od tej niewiasty. A czart rzecze:
chceszli abych wyszedł, daj mi inne naczynie w którebych wstąpił.
5Rzecze
Cyriakus: możeszli wstąpić w ciało moje? Odpowie: Nie mogę, bo
jest zamknione zewsząd i zapieczętowane. Rzecze Cyriak: w imię
Pana naszego Jezusa ukrzyżowanego, wynidź, aby ona była czystym
naczyniem Ducha Ś. I zawoła na Artemią: wierz w Boga Ojca
wszechmogącego, i w Syna Jego jedynego Jezusa Chrystusa Pana
naszego. 6Zawoła
czart: O Cyriace, jeśli mię stąd wyrzucisz, musisz do Persjej za
mną. Rzecze Cyriak: Wynidź w imię Jezusa Chrystusa. Wyszedł. A
Artemia zawoła: Przez toż imię Jezusowe poprzysięgam cię Cyriaku
abyś mię ochrzcił. 7Bo
ja widzę z daleka Pana tego, którego ty opowiadasz. I trzymając
ręce jej Largus i Smaragdus, podnieśli ją od ziemie – i
nazajutrz nauczyli, i ochrzcili przy matce jej Serenie Cesarzowej. Od
tegoż czasu Serena upominała córkę swoję Artemią – aby
wiernie w Chrześciańskiej wierze Bogu służyła.
8A
gdy ono budowanie łazien i pałaców przez dwie lecie i dziesięć
miesięcy skończone było – Dioklecjan począł być łaskaw na
Cyriaka diakona, i darował mu jeden dom, i kazał mu wolnie żyć w
Rzymie. Co wszytko Serena żona jego jednała.
Po
małym czasie, przyjachali posłowie od Króla Perskiego Sapora, do
Dioklecjana, prosząc: aby do niego posłał Cyriaka diakona, dla
córki jego Jobiej, którą srodze czart dręczył. Tedy Cesarz
rozkazał żenie swej Serenie – aby prosiła Cyriaka, żeby do niej
przyszedł – aby go w tym użyła, żeby tam do Persjej jachał.
Przyszedł do Sereny Cyriak, i obiecał się jachać. 9Tedy
Serena wyprawiła na tę drogę ś. Cyriaka, wespółek z Largiem i
Smaragdem – dając im wozy, konie, okręty, i wszytkie potrzeby.
Ale Cyriak gdzie ziemią droga była, wziąwszy kostur, pieszo szedł,
śpiewając P. Bogu – aż przyszli do Persjej. Stanąwszy przed
Królem – spytał król, któryby z nich był Cyriakus. Gdy mu
Cyriaka ukazano, pokłonił mu się – i prosił, aby córkę jego
Jobią nawiedził. Do której skoro wszedł – zawołał przez usta
Panny onej diabeł: Cóż tam Cyriace? A on rzecze: w imię Pana
naszego Jezusa Chrystusa, rozkazuję tobie nieczysty duchu, abyś
wyszedł, a dalej się w nię nie wracał. Rzecze czart: odpoczni
sobie z drogi, boś się spracował. Odpowie Cyriak: Jam tu w imię
Pana naszego Jezusa przyszedł, i nie jestem spracowany, ale od niego
ochłodzony. Rzecze czart: A wżdym cię przywiódł gdziem chciał.
A Cyriak ś. gdy baczył iż panna barzo targana była – padł na
ziemię, i płacząc a modląc się, mówił: Rozkazuje tobie Pan mój
Jezus Chrystus, któregoś wyznał, abyś wyszedł. Rzecze czart: daj
mi ine naczynie. 10Rzecze
Cyriak: Wyniść każeć Jezus Chrystus Bóg z Boga. I rycząc
wielce, wyszedł, po powietrzu wołając tak: O jako straszliwe to
imię, dla któregom wyniść musiał. I była tejże godziny ona
panna zdrową. Tedy jej rzecze ś. Cyriak: Córko wierz w Syna Bożego
a zawżdy zdrowa będziesz. 11Odpowie:
Wierzę w Pana Jezusa Chrystusa, którego ty opowiadasz. I nauczył
jej wiary – i ochrzcił ją w wannie śrebrnej, pierwej wodę
przeżegnawszy. I zatym wszytek królewski dom i Król sam uwierzył
w Pana naszego Jezusa Chrystusa – i ochrzcili około czterysta i
dwadzieścia osób. Król dawał wielkie pieniądze Cyriakowi. 12Ale
powiedział, iż my łaski Pana naszego nie przedajemy. I nic nie
wziął. Chleba tylo i wody używał z towarzyszmi miłemi, Largiem i
Smaragdem.
A
zmieszkawszy w Persjej czterdzieści i pięć dni, wziąwszy od Króla
zalecone listy, wrócili się do Rzymu. Przyjął go z wielką
uczciwością Dioklecjan Cesarz, z żoną swoją i córką – i
mieszkał z Largiem i Smaragdem w domu danym od Dioklecjana, wedle
łazien Dioklecjanowych. Maksymian w ten czas wielkie okrucieństwo
wznowił na Chrześciany – każąc je tracić gdzieby jedno
nalezieni byli. I gniewając się na Cyriaka o siostrę Artemią –
kazał go pojmać, i przed swym wozem z innemi więźniami
Chrześciańskiemi (nad któremi swe okrucieństwo, o to tylo, iż w
Chrystusa wierzyli, pokazował) związanego wieść, gdy w Rzym
wjezdżał. 13A
Karpazemu staroście zlecił, aby Cyriaka diakona, Larga i Smaragda
skarał, jeśliby ofiar bogom czynić niechcieli. I rzecze Karpazjus
do Cyriaka: zbielałeś od starości, ale wnetże odmłodniesz –
ofiaruj. A gdy nicchciał, kazał mu rozpuszczoną z ogniem smołę
na głowę lać. A towarzyszom jego mówił: Tak się wam zstanie,
jeśli nie posłuchacie. I porwał Krescentiana, i przed innemi go
ciągnąć, bić, i drapać żelazmi, i boki jego ogniem palić
kazał. W tejże męce umarł Krescentianus. A nazajutrz Cyriaka,
ciągnąć i palić kazał, mówiąc: zmiłuj się nad starością
swoją. 14A
on wołał: Tegom zawżdy pragnął – i potym kijmi go i żyłami
bijąc, gdy nic wycisnąć nie mógł – na gardło go z innemi
skazał – to jest z Largiem i Smaragdem. Szło na śmierć z nimi
innych Chrześcian mężów i niewiast dwadzieścia i jeden, którzy
wszyscy pościnani są. 15Tegoż
czasu Maksymian dla wiary Chrześciańskiej onę Artemią siostrę
swoję zamordował. Karpazjus potraciwszy święte męczenniki, dom
sobie u Cesarza ś. Cyriaka uprosił, i na wzgardę wiary
Chrześciańskiej, tam sobie łaźnią i na nieuczciwe rozkoszy
miejsce zbudował, gdzie ś. Cyriak z inemi Chrześciany Bogu modły
ofiarował. Lecz jednego czasu po łaźni, gdy sobie dobry obiad
nagotował, z innemi dziewiętnaście towarzyszów ten okrutnik
Karpazjus tamże zaraz padszy nagle umarł. A co się Marcella
Papieża dotycze; ten wstąpiwszy na stolicę Rzymską po
Marcellinie, doczekał panowania w Rzymie Maksencjusza okrutnika,
który się wielkiemu Konstantynowi sprzeciwił. Ten na przodku gdy
widział wielką liczbę Chrześcian w Rzymie i indziej, zmyślał
się być Chrześcianinem, i ludzkość Chrześcianom pokazował. Ale
prędko się odkrył, w złościach i nieczystościach i
okrucieństwach brodząc – i gdy się dowiedział, iż w Rzymie
dwie nabożne i bogate niewieście, wiarę ś. nakłady swemi
podpierały. Bo Pryscilla cmyntarz na drodze Salariej bogato
zbudowała, a Lucyna wszytkę majętność swoję Kościołowi oddała
– rozkazał Marcellusowi Papieżowi, który im do tego powodem był,
bogom ofiary czynić i biskupstwo złożyć. Czego gdy uczynić
Papież ś. niechciał – potępił go do pospolitej stajniej –
aby tam bestie opatrował. Gdzie w wielkim smrodzie i pracej dziewięć
miesięcy przemieszkał – aż jego klerycy i księża nad nim się
użaliwszy, stamtąd go wzięli, i w dom Lucyny gdzie się wszyscy na
nabożeństwo schodzili, wprowadzili. 16O
czym sprawiony Maksencjus, one bestie, osły, szkapy, i woły
wprowadzić do Lucyny do onego w domu jej kościoła, i opatrować je
Marcellemu Papieżowi rozkazał. Gdzie umorzony plugastwem onym, w
Bogu zasnął. Bogu nawyższemu chwała na wieki. Amen.
17[1.]
Jeszcze te łaźnie – abo pałace Dioklecjana w Rzymie po wielkiej
części stoją, i jest w nich klasztor Kartuzjanów, na które to ci
męczennicy Chrystusowi robili – które się potym i krwią
świętych Bożych oblały – około nich kilanaście abo
kilkadziesiąt tysięcy Chrześcian, potępionych na gardło, robiło
– a dorobiwszy, zapłatę, śmierć i okrutne męki tu na ziemi,
ale w niebie wieczne odpoczynienie i sławę bez końca odnieśli.
Nie dali się taką niewolą od Chrystusa odstraszyć – ale i
bogaci Senatorowie Rzymscy, na wzór Mojzesza, woleli z niewolniki
onemi robić, i miedzy ludem Bożym wzgardzonemi być, a niżli w
państwie i rozkoszy doczesnej,18
z grzechem i utratą dóbr niewidomych, zostawać. 19Jako
cię mam sławić święty i dziwnie od Boga uczczony Rzymie? Kto
twoję dostojność i szczęście wyczytać może? W tobie i proch
wszytek, po którym depcesz, krwią męczeńską polany jest. Jako
przy głowie świata wszytkiego, i przy obecności Cesarzów nawięcej
ludzi mieszkało – tak się też tam nawięcej Chrześcian
najdowało, którzy się Papieżów świętych nauką i przykładem
do męczeństwa posilali. A ci mili Papieżowie serca im nie psowali
ale przed owcami swemi idąc, a wilkom się stawiąc, rozdzierać się
zębami ich i mordować dawali, umierając za owce swoje – iż
począwszy od ś. Piotra, aż do Sylwestra, miedzy trzydzieści i
trzemi Papieżmi, okrom jednego abo dwu, żaden w swym łóżku nie
umarł. 20Wielkie
męstwo, gdy na ten cel, gdzie z działa biją, żołnierz na miejsce
zabitego następuje. Wie iż pewnie zginąć ma – a przedsię na
rozkazanie hetmańskie, aby się rząd nie targał, idzie. Takim się
męstwem successja Kościoła Bożego zaleciła – i tak droga jest,
iż strumieńmi krwie do nas płynęła – a żadnym tyraństwem
rozerwać się nie mogła. Nie dziwuję się stolico ś. opoczystego
Piotra, iż tak długo stoisz, boś na tak głębokich i drogich
fundamentach osadzona jest.
2.
Tego się jeszcze zamilczeć nie godzi – iż tego ś. Papieża
Marcella męczennika, najduje się list, do Antiocheńskiej
prowincjej, w którym są te słowa: Jeśliże wasza stolica
Antiocheńska, która niegdy była pierwsza, Rzymskiej ustąpiła –
tedyć nie masz żadnej, któraby jej podlec nie miała. Do której
wszyscy Biskupi jako do głowy, wedle Apostolskiego, i ich
następników postanowienia, kiedy chcą i kiedy potrzeba, uciekać
się i apellować mają – aby stąd mieli obronę, skąd też mają
naukę i stawienie.21
I niżej: 22Ciż
– za natchnieniem Pańskim, postanowili (to jest Apostołowie) aby
żaden Synod nie był, okrom zezwolenia tej stolice – a żeby żaden
Biskup nie był sądzon, jedno na porządnym Synodzie, mocą stolice
Apostolskiej sprawować się i kończyć mają. Te są słowa tego
świętego męczennika. Mówże tu potwarco heretyku, iż Papieżowie
z hardości przełożeństwo sobie nad kościoły przypisali. Jakim
wstydem temu świętemu męczennikowi, tę niezbożność i fałsz
przyczytać możesz? Ten który prawdziwą czcią chociajże świecką,
i żywotem i zdrowiem swoim dla Chrystusa wzgardził – tejby
próżnej i fałszywej sławy, w stajni bestie oprawując, i ich się
smrodem morząc, pragnąć, a taką rzecz nieprzystojną z grzechem
braćby przedsię miał?
1 XVI. Ianuar. Stycznia. Mart.
R. 16. Ianua.
2 Patrz jako było Bierzmowanie
w zwyczaju, a sam je Biskup dawał.
3 W Córkę Cesarza Dioklecjana
czart wstąpił.
4 Cyriak diako Rzymski cuda
czynił.
5 W ciało swe wstąpić
dozwalał czartowi Cyriakus.
6 Szatan Cyriakowi Persją
groził.
7 Artemia córka Dioklecjana
Cesarza i Serena żona jego, w Chrystusa uwierzyły.
8 Serena żona Dioklecjana,
łaskę Chrześcianom u Cesarza jednała.
9 Cyriaka Cesarzowa do Persjej
wyprawiła.
10 Cyriak z córki króla
Perskiego szatana wyrzucił.
11 Jobia córka króla Perskiego
uwierzyła w Chrystusa i z ojcem.
12 Brać pieniędzy Cyriak
niechciał.
13 Cyriaka już starego
męczeństwo.
14 Śmierć Cyriaka, Larga, i
Smaragda, i inych męczenników.
15 Artemią siostrę swoję
Cesarz dla Chrystusa zamordował.
16 Marcellus Papież bestie
opatrując w męczeństwie skonał.
17 Obrok duchowny.
18 Hbr 11.
19 Sława miasta Rzymskiego.
20 Męstwo Papieżów, na miejsca
zabitych następujących.
21 Concilio. Tom. 1.
22 Przełożeństwo Rzymskiego Kościoła.
22 Przełożeństwo Rzymskiego Kościoła.
Źródło:
Ks.
Piotr Skarga, Żywoty
Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły
rok,
Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja
typu „B”: Jakub Szukalski
Por. Spis świętych.
Por. Spis świętych.
Subskrybuj:
Posty (Atom)