sobota, 14 kwietnia 2018

(92) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Pan szabatu

   1 Pewnego razu Jezus przechodził w szabat pośród zbóż. Uczniowie Jego, odczuwając głód, zaczęli zrywać kłosy i jeść [ziarna]. 2 Gdy to ujrzeli faryzeusze, rzekli Mu: Oto twoi uczniowie czynią to, czego nie wolno czynić w szabat. 3 A On im odpowiedział: Czy nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy poczuł głód, on i jego towarzysze? 4 Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie było wolno jeść ani jemu, ani jego towarzyszom, lecz tylko kapłanom? 5 Albo nie czytaliście w Prawie, że w dzień szabatu kapłani naruszają w świątyni spoczynek szabatu, a są bez winy? 6 Oto powiadam wam: Tu jest coś większego niż świątynia. 7 Gdybyście zrozumieli, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych. 8 Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu. (Mt 12,1-8)

   23 Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat pośród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. 24 Na to faryzeusze mówili do Niego: Patrz, czemu oni czynią w szabat to, czego nie wolno? 25 On im odpowiedział: Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i poczuł głód, on i jego towarzysze? 26 Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom. 27 I dodał: To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. 28 Zatem Syn Człowieczy jest Panem także szabatu. (Mk 2,23-28)

   1 W szabat przechodził wśród zbóż, a uczniowie zrywali kłosy i jedli, wykruszając [ziarna] rękami. 2 Niektórzy zaś z faryzeuszów mówili: Czemu czynicie to, czego nie wolno w szabat? 3 Wtedy Jezus, odpowiadając im, rzekł: Nawet tego nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy poczuł głód, on i jego ludzie? 4 Jak wszedł do domu Bożego i wziąwszy chleby pokładne, sam jadł i dał swoim ludziom? Chociaż samym tylko kapłanom wolno je spożywać. 5 I dodał: Syn Człowieczy jest Panem także szabatu. (Łk 6,1-5)

   1 Ἐν ἐκείνῳ τῷ καιρῷ ἐπορεύθη ὁ Ἰησοῦς τοῖς σάββασιν διὰ τῶν σπορίμων· οἱ δὲ μαθηταὶ αὐτοῦ ἐπείνασαν καὶ ἤρξαντο τίλλειν στάχυας καὶ ἐσθίειν. 2 οἱ δὲ Φαρισαῖοι ἰδόντες εἶπαν αὐτῷ· ἰδοὺ οἱ μαθηταί σου ποιοῦσιν ὃ οὐκ ἔξεστιν ποιεῖν ἐν σαββάτῳ. 3 ὁ δὲ εἶπεν αὐτοῖς· οὐκ ἀνέγνωτε τί ἐποίησεν Δαυὶδ ὅτε ἐπείνασεν καὶ οἱ μετ’ αὐτοῦ, 4 πῶς εἰσῆλθεν εἰς τὸν οἶκον τοῦ θεοῦ καὶ τοὺς ἄρτους τῆς προθέσεως ἔφαγον, ὃ οὐκ ἐξὸν ἦν αὐτῷ φαγεῖν οὐδὲ τοῖς μετ’ αὐτοῦ εἰ μὴ τοῖς ἱερεῦσιν μόνοις; 5 ἢ οὐκ ἀνέγνωτε ἐν τῷ νόμῳ ὅτι τοῖς σάββασιν οἱ ἱερεῖς ἐν τῷ ἱερῷ τὸ σάββατον βεβηλοῦσιν καὶ ἀναίτιοί εἰσιν; 6 λέγω δὲ ὑμῖν ὅτι τοῦ ἱεροῦ μεῖζόν ἐστιν ὧδε. 7 εἰ δὲ ἐγνώκειτε τί ἐστιν· ἔλεος θέλω καὶ οὐ θυσίαν, οὐκ ἂν κατεδικάσατε τοὺς ἀναιτίους. 8 κύριος γάρ ἐστιν τοῦ σαββάτου ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου. (Mt 12,1-8)

   23 Καὶ ἐγένετο αὐτὸν ἐν τοῖς σάββασιν παραπορεύεσθαι διὰ τῶν σπορίμων, καὶ οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ ἤρξαντο ὁδὸν ποιεῖν τίλλοντες τοὺς στάχυας. 24 καὶ οἱ Φαρισαῖοι ἔλεγον αὐτῷ· ἴδε τί ποιοῦσιν τοῖς σάββασιν ὃ οὐκ ἔξεστιν; 25 καὶ λέγει αὐτοῖς· οὐδέποτε ἀνέγνωτε τί ἐποίησεν Δαυὶδ ὅτε χρείαν ἔσχεν καὶ ἐπείνασεν αὐτὸς καὶ οἱ μετ’ αὐτοῦ, 26 πῶς εἰσῆλθεν εἰς τὸν οἶκον τοῦ θεοῦ ἐπὶ Ἀβιαθὰρ ἀρχιερέως καὶ τοὺς ἄρτους τῆς προθέσεως ἔφαγεν, οὓς οὐκ ἔξεστιν φαγεῖν εἰ μὴ τοὺς ἱερεῖς, καὶ ἔδωκεν καὶ τοῖς σὺν αὐτῷ οὖσιν; 27 Καὶ ἔλεγεν αὐτοῖς· τὸ σάββατον διὰ τὸν ἄνθρωπον ἐγένετο καὶ οὐχ ὁ ἄνθρωπος διὰ τὸ σάββατον· 28 ὥστε κύριός ἐστιν ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου καὶ τοῦ σαββάτου. (Mk 2,23-28)

   1 Ἐγένετο δὲ ἐν σαββάτῳ διαπορεύεσθαι αὐτὸν διὰ σπορίμων, καὶ ἔτιλλον οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ καὶ ἤσθιον τοὺς στάχυας ψώχοντες ταῖς χερσίν. 2 τινὲς δὲ τῶν Φαρισαίων εἶπαν· τί ποιεῖτε ὃ οὐκ ἔξεστιν τοῖς σάββασιν; 3 καὶ ἀποκριθεὶς πρὸς αὐτοὺς εἶπεν ὁ Ἰησοῦς· οὐδὲ τοῦτο ἀνέγνωτε ὃ ἐποίησεν Δαυὶδ ὅτε ἐπείνασεν αὐτὸς καὶ οἱ μετ’ αὐτοῦ [ὄντες], 4 [ὡς] εἰσῆλθεν εἰς τὸν οἶκον τοῦ θεοῦ καὶ τοὺς ἄρτους τῆς προθέσεως λαβὼν ἔφαγεν καὶ ἔδωκεν τοῖς μετ’ αὐτοῦ, οὓς οὐκ ἔξεστιν φαγεῖν εἰ μὴ μόνους τοὺς ἱερεῖς; 5 καὶ ἔλεγεν αὐτοῖς· κύριός ἐστιν τοῦ σαββάτου ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου. (Łk 6,1-5)

   Wciąż to samo miejsce, ale słońce nie jest już tak nieubłagane, bo kieruje się ku zachodowi.
   «Musimy dojść do tamtego domu» – mówi Jezus.
   Idą. Dochodzą. Proszą o chleb i wypoczynek. Zarządca jednak odsyła ich szorstko.
   «Rasa filistyńska! Żmije! Zawsze tacy sami! Urodzili się z tego samego pnia i wydają zatruty owoc»158narzekają uczniowie wygłodzeni i zmęczeni.
   «Niech się wam zwróci to, co dajecie!»
   «Czemu uchybiacie miłości? To nie jest czas odwetu. Idźcie dalej. Jeszcze nie zapadła noc i nie umieracie z głodu. Trochę ofiary, ażeby te dusze zapragnęły Mnie...» – zachęca Jezus.
   Uczniowie jednak – sądzę, że bardziej ze złości niż z powodu nieznośnego głodu – wchodzą w sam środek pola i zabierają się do zrywania kłosów. Wyłuskują z nich ziarno na dłonie i jedzą.
   «Są dobre, Nauczycielu» – krzyczy Piotr.
   «Nie zjesz ich? A ponadto mają podwójny smak... Chciałbym zjeść wszystkie z całego pola».
   «Masz rację! Przez to odczuliby, że nie dali nam chleba» – mówią i idą dalej pośród kłosów, jedząc ze smakiem. Jezus idzie sam po zakurzonej drodze. Jakieś pięć lub sześć metrów z tyłu kroczy Zelota z Bartłomiejem. Rozmawiają.
   Inne skrzyżowanie, z podrzędną drogą, która przecina drogę główną. Stoi w tym miejscu grupa nieprzystępnych faryzeuszy. Z pewnością powracają z obrzędów szabatowych, w których uczestniczyli w małej wiosce, widocznej na krańcu drogi podrzędnej, szerokiej, płaskiej, jakby była zwierzęciem leżącym na swojej norze. Jezus widzi ich, patrzy łagodnie i z uśmiechem pozdrawia:
   «Pokój niech będzie z wami».
   Zamiast odpowiedzieć na pozdrowienie jeden z faryzeuszy pyta butnie: «Kim jesteś?»
   «Jezusem z Nazaretu».
   «Widzicie, że to On?» – mówią do siebie.
   W tym czasie Natanael i Szymon zbliżają się do Nauczyciela, podczas gdy pozostali – idąc pomiędzy bruzdami – kierują się w stronę drogi. Jedzą jeszcze i mają w dłoniach ziarna pszenicy. Faryzeusz, który mówił jako pierwszy, być może najbardziej znaczący, ponownie odzywa się do Jezusa, który zatrzymał się, czekając na wysłuchanie reszty:
   «A! Zatem jesteś słynnym Jezusem z Nazaretu? Czemu to aż tutaj?»
   «Bo także tutaj są dusze, które trzeba ocalić».
   «My wystarczymy do tego. Potrafimy zbawić nasze dusze i także dusze naszych podwładnych».
   «Jeśli to prawda, robicie dobrze. Ja jednak zostałem posłany, aby głosić, nauczać i zbawiać».
   «Posłany! Posłany! A kto nam to udowodni? Z pewnością nie Twoje czyny!»
   «Dlaczego tak mówisz? Nie zależy ci na Życiu?»
   «A, tak! Jesteś tym, który zadaje śmierć ludziom, którzy Cię nie adorują. Chcesz zatem zabić całą klasę kapłanów, faryzeuszy, uczonych w Piśmie i wielu innych, bo Cię nie adorują i nie będą Cię adorować nigdy. Nigdy, rozumiesz? Nigdy my, wybrańcy Izraela, nie będziemy Cię adorować. Ani też nie będziemy Cię lubić».
   «Nie zmuszam was do miłowania Mnie, lecz mówię: „Adorujcie Boga”, bo...»
   «To znaczy Ciebie, gdyż Ty jesteś Bogiem, prawda? Ale my nie jesteśmy zawszonymi galilejskimi wieśniakami ani głupcami z Judy, którzy idą za Tobą, zapominając naszych rabinów...»
   «Nie martw się, mężu. Nie domagam się niczego. Wypełniam Moje posłannictwo: uczę kochać Boga i ustawicznie powtarzam Dekalog, bo jest zbytnio zapomniany i – więcej jeszcze – źle stosowany. Chcę dać Życie: Życie wieczne. Nie życzę śmierci cielesnej ani tym bardziej – śmierci duchowej. Życie – w związku z którym zapytałem cię, czy nie chcesz go utracić – to życie twojej duszy. Kocham bowiem twoją duszę, nawet jeśli ona Mnie nie miłuje. I smucę się widząc, że ją zabijasz, obrażając Pana i gardząc Jego Mesjaszem».
   Wydaje się, że faryzeusz dostał konwulsji, tak się miota. Mnie szaty, wyrywa frędzle, zdejmuje nakrycie głowy, czochra włosy i krzyczy:
   «Słuchajcie! Słuchajcie! Mnie, Jonatanowi, synowi Uzzjela, w prostej linii potomkowi Szymona Sprawiedliwego, mnie, mówi się coś takiego! Ja miałbym obrażać Pana! Nie wiem, kto mnie powstrzymuje przed wyklęciem Cię, ale...»
   «To strach cię powstrzymuje. Ale zrób to. Nie zamienisz się w popiół. W swoim czasie to się stanie i wtedy będziesz Mnie wzywał. Jednak między Mną i tobą będzie wtedy czerwony strumień: Moja Krew».
   «Dobrze, dobrze. A teraz, Ty, który uważasz się za świętego, dlaczego pozwalasz na coś takiego? Ty, który uważasz się za Nauczyciela, dlaczego nie pouczasz najpierw Swoich apostołów? Popatrz na nich, za Tobą... Oto jeszcze mają narzędzie grzechu w rękach! Widzisz ich? Zbierali kłosy, a jest szabat. Zerwali cudze kłosy. Złamali szabat i kradli».
   «Byli głodni. Prosiliśmy w okolicy, do której wczoraj wieczorem przybyliśmy, o schronienie i pożywienie. Wypędzono nas. Tylko jakaś staruszka dała nam swój chleb i garść oliwek. Bóg jej za to odpłaci stokrotnie, bo dała wszystko, co posiadała, prosząc tylko o błogosławieństwo. Uszliśmy milę, a potem zatrzymaliśmy się, jak nakazuje prawo, pijąc wodę ze strumyka. Potem, po zachodzie słońca, poszliśmy do tego domu... Odrzucono nas. Widzisz, że było w nas pragnienie posłuszeństwa Prawu».
   «Ale nie byliście posłuszni. Nie wolno wykonywać w szabat prac ręcznych i nigdy nie dopuszcza się zabierania tego, co należy do innych. Ja i moi przyjaciele zgorszyliśmy się tym».
   «A Ja nie. Czy nigdy nie czytaliście, jak Dawid i Nob wzięli święte chleby pokładne, aby nakarmić siebie i swoich towarzyszy?159 Chleby święte należały do Boga, były w Jego domu, przeznaczone przez odwieczne prawo dla kapłanów. Jest powiedziane: „Będą należeć do Aarona i do jego synów, którzy je spożyją w miejscu świętym, bo są rzeczą najświętszą.” A jednak Dawid wziął je dla siebie i dla swoich towarzyszy, gdyż był głodny. Skoro zatem święty król wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne w szabat – ten, któremu nie wolno było ich spożywać – i skoro nie zostało mu to poczytane za grzech – bo i po tym czynie Bóg ciągle go miłował – jakże możesz mówić, że jesteśmy grzesznikami, bo zbieramy na glebie Bożej kłosy, które wyrosły i dojrzały z Jego woli – kłosy należące też do ptaków – i zakazujesz je jeść ludziom, dzieciom Ojca?»
   «[Dawid i Nob] poprosili o te chleby, a nie zabrali ich bez proszenia. A to zmienia sprawę. A poza tym nie jest prawdą, że Bóg nie poczytał tego Dawidowi za grzech. Uderzył go przecież Bóg mocno!»
   «Ale nie za to. Za rozwiązłość, za spisanie ludności, a nie za...»160
   «O, dość! Tego nie wolno i nie jest to dozwolone. Nie macie prawa tego czynić, a jednak to robicie. Odejdźcie stąd. Nie chcemy was na naszych ziemiach. Nie potrzebujemy was. Nie wiemy, co z wami zrobić».
   «Odejdziemy».
   «I na zawsze, zapamiętaj to Sobie. Oby nigdy więcej Jonatan, syn Uzzjela, nie spotkał Cię przez swoim obliczem. Odejdź!»
   «Tak, odchodzimy. A jednak jeszcze się spotkamy. I wtedy to Jonatan będzie chciał Mnie zobaczyć, ażeby powtórzyć skazanie i na zawsze uwolnić świat ode Mnie. Ale wtedy Niebo ci powie: „Nie wolno ci tego czynić”. To: „nie jest ci dozwolone”, będzie ci brzmieć w sercu jak odgłos rogu, przez całe życie i poza tym życiem. Jak w dni szabatu kapłani w Świątyni przekraczają spoczynek szabatowy, a nie popełniają grzechu, tak i my, słudzy Pana, możemy – tym bardziej, że człowiek nam odmawia miłości – skorzystać z miłości i pomocy Ojca Najświętszego, nie popełniając przez to grzechu. Tu jest Ktoś, kto jest o wiele większy od Świątyni, i może brać, co chce, z tego, co zostało stworzone, gdyż Bóg położył wszystko, ażeby stało się podnóżkiem dla Słowa. Tak jest zarówno z kłosami Ojca – ułożonymi na ogromnym stole, którym jest Ziemia – jak i ze Słowem. Biorę i daję. I dobrym, i złym. Bo jestem Miłosierdziem. Gdybyście wiedzieli, co znaczy, że jestem Miłosierdziem, zrozumielibyście także, że Ja tylko tego pragnę. Gdybyście wiedzieli, czym jest Miłosierdzie, nie potępialibyście niewinnych. Ale wy tego nie wiecie. Nie wiecie nawet, że Ja was nie potępiam. Nie wiecie, że Ja wam przebaczę, że będę nawet prosił Ojca o przebaczenie dla was. Chcę bowiem miłosierdzia, a nie kary. Wy jednak nie wiecie. Nie chcecie wiedzieć. A to jest większym grzechem od tego, który Mi przypisujecie; od tego, który – według was – popełnili ci niewinni. Wiedzcie też, że szabat jest ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu, i że Syn Człowieczy jest również Panem szabatu. Żegnajcie...»
   Jezus odwraca się do uczniów:
   «Chodźcie. Pójdziemy szukać posłania pośród piasków, które nie są już daleko. Będziemy mieć gwiazdy za towarzyszki, a rosa przyniesie nam wytchnienie. Bóg – Ten, który posłał mannę Izraelowi – zatroszczy się o nakarmienie również nas, biednych i wiernych Mu».
   Jezus zostawia zawziętą grupę i odchodzi ze Swoimi [apostołami]. Zapada wieczór z pierwszymi fioletowawymi mrokami...
   Znajdują wreszcie żywopłot z figowców. Na ich wierzchołkach, najeżonych kolcami, znajdują się owoce zaczynające dopiero dojrzewać. Ale wszystko jest dobre dla głodnego. Dlatego, kłując się, zbierają najbardziej dojrzałe. Dochodzą do miejsca, gdzie kończą się pola, zamieniając się w piaszczyste wydmy. Z daleka dochodzi szum morza.
   «Zatrzymajmy się tu. Piasek jest miękki i ciepły. Jutro wejdziemy do Askalonu» – mówi Jezus.
   Wszyscy upadają zmęczeni u stóp wysokiej wydmy. (III (cz. 1-2), 79: 13 lipca 1945. A, 5640-5646)

158  Filistyni (obcy, wędrowcy) około 1200 r. przed Chrystusem zdobyli wybrzeże Syrii i Palestyny. Osiedlili się tu przejmując kulturę i język. Podbijali czasem Izraelitów, lecz Dawid wyparł ich ostatecznie. (Przyp. wyd.)
159  Por. 1 Sm 21. (Przyp. wyd.)
160  Por. 2 Sm 24,10. (Przyp. wyd.)

   Ancora lo stesso luogo, ma il sole è meno implacabile perché si avvia al tramonto.
   «Occorre andare per raggiungere quella casa» dice Gesù.
   E vanno. La raggiungono. Chiedono pane e ristoro. Ma il fattore li respinge duramente. «Razza di filistei! Vipere! Sempre quelli! Sono nati da quel ceppo e dànno i frutti di veleno» brontolano i discepoli affamati e stanchi. «Vi sia reso ciò che date».
   «Ma perché mancate di carità? Non è più il tempo del tagione. Venite avanti. Ancora non è notte, e morenti di fame non siete. Un poco di sacrificio perché queste anime giungano ad avere fame di Me» esorta Gesù. Ma i discepoli, e credo più per dispetto che per insopportabile fame, entrano nel bel mezzo di un campo e si dànno a cogliere spighe, le sgranano sulle palme e si mettono a mangiarle.
   «Sono buone, Maestro» urla Pietro. «Non ne prendi? E poi hanno un doppio sapore... Ne vorrei mangiare tutto il campo».
   «Hai ragione! Così si pentirebbero di non averci dato un pane» dicono gli altri, e vanno camminando fra le spighe e mangiando di gusto. Gesù cammina solo sulla strada polverosa. A un cinque o sei metri indietro sono lo Zelote con Bartolomeo, ma parlano fra di loro. Un altro quadrivio, per una via secondaria che traversa la via maestra, e fermi a quel punto un gruppo di arcigni farisei, certo di ritorno dalle funzioni del sabato, alle quali hanno assistito nel paesotto che si vede in fondo a questa via secondaria, largo, piatto, come fosse un bestione acquattato nella sua tana.
   Gesù li vede, li guarda mite e sorridente, e saluta: «La pace sia con voi».
   In luogo della risposta al saluto, uno dei farisei chiede arrogantemente: «Chi sei?».
   «Gesù di Nazaret».
   «Vedete che è Lui? » dice uno agli altri. Intanto Natanaele e Simone si accostano al Maestro mentre gli altri, camminando fra i solchi, vengono verso la via. Masticano ancora e hanno nel cavo delle mani chicchi di grano.
   Il fariseo che ha parlato per primo, forse il più potente, torna a parlare con Gesù che si è fermato in attesa di sentire il resto: «Ah! Tu dunque sei il famoso Gesù di Nazaret? Come mai fin qui?».
   «Perché anche qui vi sono anime da salvare».
   «Bastiamo noi a questo. Noi sappiamo salvare le nostre e sappiamo salvare quelle dei nostri dipendenti».
   «Se così è, bene fate. Ma Io sono stato mandato per evangelizzare e salvare».
   «Mandato! Mandato! E chi ce lo prova? Non le tue opere certo!».
   «Perché dici così? Non ti preme la tua vita?».
   «Ah! già! Tu sei quello che amministri la morte a quelli che non ti adorano. Vuoi allora uccidere tutta la classe sacerdotale, farisaica, quella degli scribi e molte altre, perché esse non ti adorano e non ti adoreranno mai. Mai, capisci? Mai, noi, gli eletti di Israele, ti adoreremo. E neppure ti ameremo».
   «Non vi forzo ad amarmi e vi dico: "Adorate Dio" perché...»
   «Ossia Te, perché Tu sei Dio, vero? Ma noi non siamo i pidocchiosi popolani galilei, né gli stolti di Giuda che vengono dietro a Te dimenticando i nostri rabbi...»
   «Non ti inquietare, uomo. Io non chiedo nulla. Compio la mia missione, insegno ad amare Dio e torno a ripetere il Decalogo perché è troppo dimenticato e, ancor di più, è male applicato. Io voglio dare la Vita. Quella eterna. Io non auguro morte corporale, né, meno ancora, morte spirituale. La vita che ti domandavo se non ti premeva di perdere, era quella dell'anima tua, perché Io la tua anima l'amo, anche se essa non mi ama. E mi addoloro vedendo che tu la uccidi coll'offendere il Signore spregiando il suo Messia».
   Il fariseo sembra preso da una convulsione tanto si agita; si scompone le vesti, si spennacchia le frange, si leva il copricapo e si arruffa i capelli, e grida: «Udite! Udite! A me, a Gionata di Uziel, discendente diretto di Simone il Giusto, a me, questo si dice. Io offendere il Signore! Non so chi mi tenga da maledirti, ma...».
   «La paura ti tiene. Ma fàllo pure. Non ne sarai incenerito lo stesso. A suo tempo lo sarai e mi invocherai allora. Ma fra Me e te vi sarà, allora, un ruscello rosso: il mio Sangue».
   «Va bene. Ma intanto, Tu, che ti dici santo, perché permetti certe cose? Tu, che ti dici Maestro, perché non istruisci i tuoi apostoli prima degli altri? Guardali lì, dietro a Te!... Eccoli con ancora lo strumento del peccato fra le mani! Li vedi? Hanno colto delle spighe, ed è sabato. Hanno colto delle spighe non loro. Hanno violato il sabato e hanno rubato».
   «Avevamo fame. Abbiamo chiesto al paese, dove siamo giunti ieri sera, alloggio e cibo. Ci hanno cacciati. Solo una vecchierella ci ha dato del suo pane e un pugno d'ulive. Dio glielo renda centuplicato perché ha dato tutto ciò che aveva, chiedendo soltanto una benedizione. Abbiamo camminato per un miglio e poi abbiamo sostato, come di legge, bevendo l'acqua di un rio. Poi, venuto il tramonto, siamo andati a quella casa... Ci hanno respinto. Tu vedi che in noi c'era volontà di ubbidire alla Legge» risponde Pietro.
   «Ma non lo avete fatto. Non è lecito in sabato fare opera manuale e non è mai lecito prendere ciò che è di altri. Io e i miei amici ne siamo scandalizzati».
   «Io, invece, no. Non avete mai letto come Davide a Nobe prese i pani sacri della Proposizione per cibarsi lui ed i suoi compagni? I pani sacri erano di Dio, nella sua casa, riserbati per ordine eterno ai sacerdoti. È detto: "Apparterranno ad Aronne e ai suoi figli che li mangeranno in luogo santo perché sono cosa santissima". Eppure Davide li prese per sé e per i suoi compagni, perché ebbe fame. Or dunque, se il santo re entrò nella casa di Dio e mangiò i pani della Proposizione in sabato, lui a cui non era lecito cibarsene, eppure non gli fu ascritto a peccato, perché Dio continuò anche dopo questo ad averlo caro, come puoi tu dire che noi siamo peccatori se cogliamo sul suolo di Dio le spighe cresciute e maturate per suo volere, le spighe che sono anche degli uccelli, e che tu neghi che se ne cibino gli uomini, figli del Padre?» chiede Gesù.
   «Li avevano chiesti quei pani, non li avevano presi senza chiedere. E ciò cambia aspetto.
   E poi non è vero che Dio non ascrisse questo a peccato a Davide. Lo colpì ben duramente Dio!».
   «Ma non per questo. Per la lussuria, per il censimento, non per...» ribatte il Taddeo.
   «Oh! basta! Non è lecito, e non è lecito. Non avete diritto di farlo, e non lo farete. Andatevene. Non vi vogliamo nelle nostre terre. Non abbiamo bisogno di voi. Non sappiamo che fare di voi».
   «Ce ne andremo » dice Gesù, impedendo ai suoi di ribattere oltre.
   «E per sempre, ricordalo. Che mai più Gionata di Uziel ti trovi al suo cospetto. Via!».
   «Sì. Via. Eppure ci troveremo ancora. E allora sarà Gionata quello che mi vorrà vedere per ripetere la condanna e per liberare per sempre il mondo di Me. Ma allora sarà il Cielo che ti dirà: "Non ti è lecito di farlo", e quel "non ti è lecito" ti suonerà nel cuore come urlo di buccina per tutta la vita, e oltre la vita. Come nei giorni di sabato i sacerdoti nel Tempio violano il riposo sabatico e non fanno peccato, così noi, servi del Signore, possiamo, posto che l'uomo ci nega l'amore, attingere amore e soccorso dal Padre santissimo, senza per questo commettere colpe. Qui c'è Uno che è ben più grande del Tempio e può prendere ciò che vuole di quanto è nel creato, perché Dio ha messo tutto a far da sgabello alla Parola. Ed Io prendo e dono. Così le spighe del Padre, posate sulla immensa tavola che è la terra, come la Parola. Prendo e dono. Ai buoni come ai malvagi. Perché Misericordia sono. Ma voi non sapete cosa è la Misericordia. Se sapeste cosa vuol dire il mio essere Misericordia, capireste anche che Io non voglio che quella. Se voi sapeste cosa è la Misericordia non avreste condannato degli innocenti. Ma voi non lo sapete. Voi non sapete neppure che Io non vi condanno, voi non sapete che Io vi perdonerò, che chiederò, anzi, perdono al Padre per voi. Perché Io voglio misericordia e non castigo. Ma voi non sapete. Non volete sapere. E questo è un peccato più grande di quello che mi ascrivete, di quello che dite abbiano fatto questi innocenti. Del resto sappiate che il sabato è stato fatto per l'uomo e non l'uomo per il sabato, e che il Figlio dell'uomo è padrone anche del sabato. Addio...».
   Si volge ai discepoli: «Venite. Andiamo a cercare un letto fra le sabbie che sono ormai vicine. Avremo sempre a compagne le stelle e ci daranno ristoro le rugiade. Dio provvederà, Lui che mandò la manna ad Israele, a nutrire noi pure, poveri e fedeli a Lui». E Gesù lascia in asso il gruppo astioso e se ne va coi suoi, mentre la sera scende con le prime ombre violette... Trovano finalmente una siepe di fichi d'India sulla cui cima, irta di palette pungenti, sono dei fichi che iniziano a maturare. Ma tutto è buono per chi ha fame. E, pungendosi, colgono i più maturi e vanno, finché i campi cessano in dune sabbiose. Viene da lontano un rumore di mare. «Sostiamo qui. La sabbia è soffice e calda. Domani entreremo in Ascalona» dice Gesù, e tutti cadono stanchi ai piedi di un'alta duna. (3, 217)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz