sobota, 30 czerwca 2018

Raj wydarzony

Kiedy właśnie przechodziłem
przez ten raj okoliczny
właśnie śpiewałem
tę pieśń przyodzianą
westchnąłem i wtchnąłem
to życie
gdzie jedno z drugim
się przeplata
zacieśniając zawiązkę owocu
uśmiechu nieskończonego
rozkoszy niemijającej

Kiedy właśnie
to wszystko się wydarzyło
w ułamku
mijającej przed chwilą chwili
powiedziałem kocham
przechodzącej tajemnicy

piątek, 29 czerwca 2018

Podniebne przeobrażenia

W niebo
wliczamy obłoki
słońce księżyc
i gwiazdy
wliczamy wiatry
deszcze burze
i grady
w nasze życie
wieczne
wchodzą też zjawiska
doczesne i zmienne

wtorek, 26 czerwca 2018

(96) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Uzdrowienie opętanego niemowy

   32 Gdy ci wychodzili, oto przyprowadzono Mu opętanego niemowę. 33 Po wyrzuceniu złego ducha niemy odzyskał mowę, a tłumy pełne podziwu wołały: Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu! 34 Lecz faryzeusze mówili: Wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy. (Mt 9,32-34)

   14 Raz wyrzucał złego ducha [z człowieka], który był niemy. A gdy zły duch wyszedł, niemy zaczął mówić i tłumy były zdumione. 15 Lecz niektórzy z nich rzekli: Mocą Belzebuba, władcy złych duchów, wyrzuca złe duchy. (Łk 11,14-15)

   32 Αὐτῶν δὲ ἐξερχομένων ἰδοὺ προσήνεγκαν αὐτῷ ἄνθρωπον κωφὸν δαιμονιζόμενον. 33 καὶ ἐκβληθέντος τοῦ δαιμονίου ἐλάλησεν ὁ κωφός. καὶ ἐθαύμασαν οἱ ὄχλοι λέγοντες· οὐδέποτε ἐφάνη οὕτως ἐν τῷ Ἰσραήλ. 34 οἱ δὲ Φαρισαῖοι ἔλεγον· ἐν τῷ ἄρχοντι τῶν δαιμονίων ἐκβάλλει τὰ δαιμόνια. (Mt 9,32-34)

   14 Καὶ ἦν ἐκβάλλων δαιμόνιον [καὶ αὐτὸ ἦν] κωφόν· ἐγένετο δὲ τοῦ δαιμονίου ἐξελθόντος ἐλάλησεν ὁ κωφὸς καὶ ἐθαύμασαν οἱ ὄχλοι. 15 τινὲς δὲ ἐξ αὐτῶν εἶπον· ἐν Βεελζεβοὺλ τῷ ἄρχοντι τῶν δαιμονίων ἐκβάλλει τὰ δαιμόνια· (Łk 11,14-15)

   «Czy jest tu Nauczyciel?» – woła ktoś z drogi.
   «Tak. Cóż wy znowu chcecie? Czy dzień taki długi, jaki jest, wam nie wystarczy? Czy to jest czas, żeby przeszkadzać biednym wędrowcom? Powróćcie jutro» – nakazuje Piotr.
   «To dlatego, że mamy ze sobą niemego, który jest opętany i w drodze uciekł nam trzy razy. Gdyby nie to, przybylibyśmy wcześniej. Bądźcie dobrzy! Za chwilę, gdy księżyc będzie wysoko, zacznie głośno wyć i przerazi wioskę. Czy widzicie, jak już jest wzburzony?!»
   Jezus przeszedł przez cały taras i pochyla się z wysokości murku. Apostołowie idą w Jego ślady. Tworzą wieniec twarzy przechylonych w kierunku tłumu, podnoszącego głowy ku tym, którzy się pochylają. Pośrodku jest mężczyzna. Porusza się i skamle jak niedźwiedź lub wilk na uwięzi. Ma mocno związane nadgarstki w celu uniemożliwienia mu ucieczki. Jęczy, porusza się jak zwierzę, jakby szukał nie wiadomo czego na ziemi. Kiedy jednak podnosi oczy i napotyka spojrzenie Jezusa, wydaje niezrozumiały, zwierzęcy ryk – prawdziwe wycie. Usiłuje się wymknąć.
   Tłum, złożony niemal w całości z dorosłych z Kafarnaum, rozstępuje się przerażony.
   «Miej litość, chodź! Ogarnia go to... jak przedtem...»
   «Już idę».
   Jezus szybko schodzi i idzie naprzeciw nieszczęśnika, który jest jeszcze bardziej pobudzony niż dotąd.
   «Wyjdź z niego. Ja tego chcę».
   Wycie tonie w jednym słowie: «Pokój!»
   «Tak, pokój. Miej pokój teraz, gdy jesteś uwolniony».
   Tłum krzyczy w zachwycie, widząc nagłe przejście od wściekłości do uspokojenia, od opętania do uwolnienia, od niemoty do mówienia.
   «Jak się dowiedzieliście, że jestem tutaj?»
   «W Nazarecie powiedziano nam: „On jest w Kafarnaum”. W Kafarnaum potwierdzili to dwaj mężczyźni, którzy w tym domu odzyskali wzrok dzięki Tobie».
   «To prawda! To prawda! Nam też to powiedzieli...» – woła wielu. I komentują to: «Nigdy nie widziano czegoś podobnego w Izraelu!»
   «Gdyby nie pomoc Belzebuba, nigdy by tego nie uczynił» – śmieją się szyderczo faryzeusze z Kafarnaum, wśród których nie ma Szymona.
   «Z pomocą czy bez... jednak jestem uzdrowiony i niewidomi – też. A wy nie potraficie tego uczynić, pomimo waszych wielkich modłów» – odcina się niemy opętany, który został uzdrowiony. Całuje szatę Jezusa, który nie odpowiada faryzeuszom, ograniczając się tylko do pożegnania tłumu Swoim:
   «Pokój niech będzie z wami».
   [Jezus] zatrzymuje cudownie uzdrowionego i towarzyszących mu. Ofiarowuje im schronienie w górnej izbie, aby wypoczęli do świtu. (III (cz. 3–4), 93: 28 lipca 1945. A, 5793-5809)

   «C'è il Maestro?», grida una voce dalla via.
   «C'è. Ma che volete da capo? Non vi basta il giorno quanto è lungo? É questa l'ora da disturbare dei poveri pellegrini? Tornate domani», ordina Pietro.
   «É che abbiamo con noi un muto indemoniato. E per la strada ci è scappato tre volte. Se non era così si arrivava prima. Siate buoni! Fra poco, quando la luna sarà alta, urlerà forte e spaventerà il paese. Vedete come già si agita?!».
   Gesù si sporge dal muretto dopo avere attraversato tutta la terrazza. Gli apostoli lo imitano. Una collana di visi curvi su una turba di gente che alza la testa verso quelli che la chinano. In mezzo, con mosse e mugolio da orso o da lupo incatenato, un uomo ben legato ai polsi perché non fugga. Mugola dimenandosi con mosse bestiali e come cercando al suolo chissà che. Ma quando alza gli occhi e incontra lo sguardo di Gesù ha un urlo bestiale, inarticolato, un vero ululato, e cerca fuggire. La folla, quasi tutta Cafarnao nei suoi adulti, si scansa impaurita.
   «Vieni, per carità! Gli riprende come prima...».
   «Vengo subito». E Gesù scende svelto andando di faccia al disgraziato, che è più che mai agitato. «Esci da costui. Lo voglio».
   L'ululo si schianta in una parola: «Pace!».
   «Sì, pace. Abbi pace ora che sei liberato». La folla urla di meraviglia vedendo il subitaneo passaggio dalla furia alla quiete, dalla possessione alla liberazione, dal mutismo alla favella.
   «Come avete saputo che ero qui?».
   «A Nazaret ci dissero: "É a Cafarnao". A Cafarnao ce lo confermarono due che si dicevano risanati negli occhi da Te, in questa casa».
   «É vero! É vero! Anche a noi lo dissero...», gridano in molti. E commentano: «Mai si videro simili cose in Israele!».
   «Se non avesse l'aiuto di Belzebù non le farebbe», ghignano i farisei di Cafarnao, fra i quali manca Simone.
   «Aiuto o non aiuto, io sono guarito e i ciechi pure. Voi non lo potreste fare, nonostante le vostre gran preghiere», rimbecca il muto indemoniato guarito e bacia la veste di Gesù, che non risponde ai farisei ma si limita a licenziare la folla col suo:
   «La pace sia con voi», mentre trattiene il miracolato e chi lo accompagna offrendo loro ricovero nella stanza alta per il riposo fino all'alba. (4, 232)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Starcia

Ścierał się
z najbardziej przerażającymi potworami
gagatkami spod najciemniejszej gwiazdy
niewyobrażalnie piekielnymi zdarzeniami
w swojej własnej wyobraźni
ale nie wyszedł jeszcze naprzeciw
samemu sobie
tu w rzeczywistości

próbował się przygotować
na spotkanie nieoczekiwanego
ale nie stanął jeszcze wobec
dziejącego się właśnie zdarzenia
najprostszego niezawikłanego

tak wikłają się też twoje myśli
kiedykolwiek zapominasz
o przecudnym chlebie codzienności

niedziela, 24 czerwca 2018

(48) Żywoty Świętych: Klemens, biskup Ankary, i Agatangel

Żywot i męczeństwo dziwne a długie Ś. Klemensa Biskupa Ancyrańskiego, i Agataniela Rzymianina,
pisane od Symeona Metafrasta. Żyli około roku Pańskiego, 250. Wspomina go Niceforus lib. 7. cap. 14. i Lipomanus tomo 5.1

   Ancyria w Galacjej, ojczyzna była tego świętego – matkę miał Zofią, Chrześciankę wielce pobożną, i domu zacnego – ojca poganina, którego przywieść żona za wielkim staraniem swoim, do światłości i prawdy Chrystusowej nigdy nie mogła. I tak umarł oboją śmiercią, młodziuchnego syna tego jednego zostawiwszy. O którym P. Bóg matce dał tę wielką nadzieję, iż męczennikiem być, a krew swoję za Pana swego przelać miał – skoro do rozumu przyszedł, wychowała go jako jednego zakonnika, ustawicznie mu męczeńską koronę zalecając – nakoniec, takie mu słowa testamentem przed śmiercią zostawiła: 2Jać już synu miły umieram, a ciebie krwie miłej mojej proszę, o wiarę Chrześciańską, i miłość Pana odkupiciela twego, nie żałuj zdrowia twego, a żadnych się królów docześnych krótko trwających, a jako mgła mijających, nie bój. Niechże się na tobie nie mylę – za boleści moje którem około ciebie podjęła, za wychowanie któremci dała, za tę krew którąś ze mnie wziął, tym mi płać – wylej ochotnie krew tę twoję i moję, za Pana twego, abych ja wedle Apostoła zbawiona, rodzeniem dziatek była – a krew też moja uwielbiona była przed Bogiem. Abych przez cię miedzy matkami błogosławiona została, gdy przed majestatem Bożym, na twoje rany i blizny patrząc, pociechę mieć będę.
   Tak mówiąc umarła. A P. Bóg iną Klemensowi matkę także rzeczoną Zofią, bogatą i barzo pobożną nagotował – która będąc wielką towarzyszką matce jego, a widząc młodą dziecinę osierociałą, dzieci sama nie mając, wzięła go za syna – tak go miłując jakoby go sama właśnie urodziła. 3Gdy głód był wielki w Galacjej, a Poganie dzieci swe pomiatali – Klemens ś. zbierał one pogańskie dziatki, i nakładem Zofiej wychowywał, i do chrztu ś. przywodził, jako jednę szkołę szpital w domu onej białejgłowy uczynił – iż ona wiela dzieci matką w Bogu zostawała, lepiej daleko niżliby je była sama porodziła. Chrześcianie widząc Klemensa dziwnych cnót, nie dbając na jego młodość, 4Biskupem go swoim Ancyrańskim obrali, gdy lat miał dwadzieścia. I wziął urząd wielki, i chwalebnie jemu dosyć czynił. Bo i w młodych leciech najduje się drugdy stary rozum – zwłaszcza komu P. Bóg z osobnej łaski i powołania drogę do czego ukazuje. Przychodził czas aby się pełniły prośby i żądze one tak gorące matki jego.
   Za Dioklecjana Domicjan starosta w onej stronie, szukając na męki i śmierć Chrześcian, tego ś. Klemensa z Ancyry do siebie przyzwał – 5kazał mu Chrystusa się zaprzeć, a bogi Cesarskie czcić. Gdy tego niechciał czynić, ani na jego obietnice dbać, zawiesić go, i ciało jego drapać żelazmi rozkazał – prowadzono zagony po onej roli Bożej, aż do kości przeorywając – a Klemensowi P. Bóg taką dał cierpliwość, iż ani zawołał, ani zastękał, ani twarzy zmienił – patrzyć na jego otworzone kości i sami katowie nie mogli – a on jakoby nic nie cierpiał, wesołą twarz pokazował. A gdy tego drapania długo było, a jedni słudzy po drugich na przemiany robili, ciężkie i głębokie rany czyniąc – tymże statkiem męczennik trwał – aż starosta zawstydziwszy się, zjąć go kazał i na ziemię złożyć – lecz oprawcy i patrzyć nań, i ręką się go dotknąć nie mogli – bo było mięso wszytko odebrane z kości. Pocznie go zasię słowy używać Domicjan – ale mu odpowie tak, iż go więcej jeszcze przeciwko sobie pobudzi. A on go kazał w usta bić, mówiąc: w gębie jeszcze ran nie miał, przeto wolno mówi. Tedy go nieść do cięmnice kazał, rozumiejąc że się sam ruszyć nie mógł. Ale ś. Klemens szedł o swej mocy, a nieść się nie dał. Aż zawołał Domicjan: O wielka siło człowieka tego – gdzieby to takie żołnierze Cesarz miał, z takim sercem i cierpliwością. A widząc iż nie miał go żadną męką użyć, posłał go do Dioklecjana do Rzymu. 6To było pierwsze jego męczeństwo – to się tu przypomni – iż ten Klemens przez dwadzieścia i ośm lat był na męczeństwie – co jedno Rzymskie państwo miało okrutników, w ręku wszytkich był – a jeden go drugiemu, jako niżej usłyszysz, posyłał – a ile rozum ludzki, abo raczej diabelski, nowych okrucieństw i dręczenia wymyślić mógł, tyle ich wszystkich skosztował.
   7W Rzymie Dioklecjan po namowach długich, kazał koło zbudować, pod spód ciasne wyszcie uczyniwszy. Na onym kole gdy był na wierzchu – pręty go żelaznemi bić kazał, a gdy podspód w ciasną dziurę koło z nim przyszło, wszytki kości w nim druzgotało, i mięso już znowu porosłe targało. Aż P. Bóg cudo uczynił, koło się rozprószyło w kęsy, a on jako jeden zdrowy stanął. Co widząc Rzymianie, wiele ich uwierzyło w Chrystusa – którzy gdy do jego więzienia, do którego był posadzon, przychodzili, chrzcił je i nauczał. Ty w więzieniu Dioklecjan pojmać, i wszytkie przed miastem zgubić dał – okrom jednego młodzieńca Agataniela, którego P. Bóg na więtsze męki, przy Klemensie zostawić chciał. Potym Dioklecjan suchemi żyłami wołowymi męczennika bić, i zaś drugi raz osękami żelaznemi drapać kazał. 8On cierpliwie Boga chwalił, iż mu dał w tym mieście za swoje imię cierpieć, w którym Piotr ś. i Paweł, i Klemens i Onesymus, Chrystusa opowiadali, i za Jego imię cierpieli. Gdy ten statek, i tęż cierpliwość widział Dioklecjan, sam się zadziwił, i dalej się oń nie kusił, mówiąc: Poślę go do Nikomediej Maksymianowi za cud jeden – bo wierzę iż jeszcze człowieka z takowym sercem nie widział. I kazał wypisać wszytko co cierpiał od Domicjana, i co w Rzymie, aby Maksymian wiedział. Z wielką żałością Rzymskich Chrześcian wyjechał. Jeden Agatanielus Rzymianin przy nim jako przy ojcu został, którego był w więzieniu ochrzcił – i z nim zaraz więzienie i męki wszytkie cierpieć chciał. Gdy do Rodu przypłynęli, biskup Rodiański prosił żołnierzów, aby męczennika do kościoła wolno puścili, obiecując go im stawić. I tak uczynili. 9W kościele Mszą miawszy, i wiele chorych w mieście zleczywszy – wrócił się do okrętu.
   Przyjechawszy do Nikomediej, gdy Maksymian listy przeczytał, a serce wielkie po twarzy ś. Klemensa poznał – sam się im bawić dla swej sromoty niechcąc, dał go w moc niejakiemu Agrypinowi – który gdy spytał ś. Klemensa, ktoś jest? Odpowie: Jestem Klemens Chrześcianin i sługa Chrystusów. 10Tedy go bić w gębę kazał, iż się sługą Cesarskim nie nazwał – a widząc Agataniela, spyta: a ty coś jest? niemasz o tobie żadnej w liście Cesarskim wzmianki. Rzecze: też ja jestem Chrześcianin, uczestnikiem tejże korony z Klemensem być chcę. Tedy obudwu rózgami i żyłami bić, potym je lwom ku pożarciu i roztarganiu porzucić kazał. Ale bestie i dotknąć się ich niechciały. 11Tedy rozpalono długie a okrągłe żelaza – i począwszy od małego palca u ręki, aż do ramienia wtykano męczennikom – także i przez plecy, wszytkie ciała ich dziurawiąc, i przepalając, srogimi onemi żelazy ognistymi, okrutnie je dręczono – tak iż oczy ludu pospolitego, którzy przy tym byli, wytrwać nie mogły – ale porwawszy kamienie miotali na Agrypina wołając, aby je puścił, a takiego nie czynił okrucieństwa. I musiał z placu Agrypin uciekać – a męczennicy na jednę górę, Piramin nazwaną, poszli – gdzie gdy je naleziono, kazał im Agrypin kości wszytkie połamać – i w wór je włożywszy, z onej góry po skałach zrzucić. I lecieli z onych wysokich skał, aż w głębokie morze. 12Gdzie gdy już rozumieli wszyscy, iż wiecznie poginęli – niektórzy Chrześcianie ciał ich szukając, ujrzą po wierzchu wory one pływające, i dojachawszy ich (o dziwne cudo Boże) obudwu żywych naleźli – i tak zdrowych, iż ani znaku było połamania onych kości w nich. Przyszli do miasta, stanęli na rynku zdrowi, wiele chorych zleczyli, wszytko miasto uweselając. Agrypin dalej się o nie kusić niechcąc, powie dziwne one cuda Maksymianowi. A on gdy się dowiedział, iż ś. Klemens jest z Ancyry, tam go posłał do niejakiego książęcia Kurycjusa, aby je sądził i do ofiar przymusił, i karał.
   13Kurycjus gdy po namowie łagodnej nic nie otrzymał, a stateczność widział – kazał je na palu przywiązawszy okrutnie pod pachy żelaznemi blachami palić – i potym biczmi bić. Co gdy nie pomogło – Ś. Klemensowi przyłbicę żelazną w ogniu rozpaloną na głowę włożyć kazał. I uderzył dym wielki, w nozdrza, w usta, i w oczy jego. A on westchnąwszy rzecze: 14O wodo żywa i zbawienny dżdżu, spuść się nam – wybawiłeś z wody, wybaw z ognia sługi twoje. I wnet oziębła ona przyłbica. Na co patrząc ono książę, zdumiewał się – a w rzeczy się ich użałowawszy, do więzienia im kazał. A widząc iż mu rady na ich zwyciężenie nie zstawało – posłał je do Domicjusa do miasta Amazeny, aby je on sądził, a jako nieposłuszne karał.
   15Ten je wrzucić w niegaszone wapno kazał, i rozumiejąc iż zgorzeć mieli, gdy je nazajutrz wyjęto, naleziono całe i zdrowe. Co widząc dwa żołnierze, w Chrystusa uwierzyli, i wyznawając Go przed urzędem, na krzyż oba wbici są. 16A zwano jednego Fengo, a drugiego Eukarpus. Potym kazał z ich grzbietu pasy z ciała wyrzynać, i rózgami je bić – a nic nie wygrywając, na łóżka żelazne włożyć je i ogień wielki podkładać, i tak je łańcuchy żelaznemi powiązane piec i palić rozkazał. Zasnęli prawie na onych łóżkach męczennicy – a mnimając aby umarli, gdy je wyjęto, żywe naleziono.
   17Rozpaczywszy Domicjus, iż się próżno z nimi mordował, odesłał je zasię do Maksymiana Cesarza, do Tarsu. Na drodze wiele złego sami cierpiąc, inym dobrze czynili – wiele chorób od ludzi oddalając, a samym dotykanim niemocy lecząc. Maksymian napaliwszy wysoki piec ognisty, tam je wrzucić, już z nimi teskniąc, a niewiedząc co czynić, kazał. Noc i dzień w onym wielkim ogniu, jako ono troje dziatek w Babiloniej, byli – 18a włos na nich jeden nie ogorzał. Maksymian zdumiały, już rozumu na ich zatracenie nie mając, skazał je do więzienia na cztery lata – które gdy w więzieniu z weselem chwaląc Boga strawili – Maksymian podał je w ręce jednego pogańskiego kapłana, wymownego i srogiego człowieka, który już był wiele i zdradził i pomordował Chrześcian.
   19Ten je bić kazał, od szyje aż po wszytkim ciele, tak iż się im znowu kości otwarzały, i prawie wszytki się stawy i spojenia ukazały. A mnimając on morderca iż już umrzeć mieli – odwiązać je i zjąć z palów każe – i ujźrzy iż na nogach swoich stoją i chodzić mogą. Tedy się zawstydziwszy prawie sam omdlał, i do domu jako chory był niesion. Gdy się wracali do więzienia męczennicy, mięso z nich odbite padało, które zbierając z prochem Chrześcianie, za wielki skarb chowali. Potym Cesarz dowiedziawszy się śmiał się z onego kapłana, iż próżne jego obietnice a przegrażania były. I ozwał się jeden pan radny jego na imię Maksym: daj je do moich ręku, powiada, Cesarzu, a ja oboje namówię, abo je pogubię i pomorzę.
   20Uczynił Cesarz rad, a to już był ósmy jego morderca, i sędzia. I gdy próżno słowa na ich namawianiu potracił – dla ś. Klemensa, kazał nabić gwoździ ostrych w ziemię gęstych a na stopę wysokich, i na wznak ś. Klemensa położyć, a zwierzchu kijmi przybijać – a Agatanielowi rozpuszczony ołów na głowę lać rozkazał. To cierpiąc ś. Klemens, przedsię umrzeć nie mógł – Bóg duszy z ciała tak zewsząd skłótego i przebitego [wyjść] nie kazał – tym cudem zwyciężony Maksym przestał, a Cesarzowi się z posługi tej wymówił. Już był postanowił Cesarz na wieczne ich więzienie dać – ale jeden się jeszcze obrał Persjanin, na imię Afrodysjus, chcąc je do tego przywieść, co Cesarz chciał, a jemu się przysłużyć. I prosił śś. męczenników na hojny obiad – ale oni jeść u niego nie chcieli. O co się rozgniewawszy, rzekł: jutro dam wam inny obiad, gdy tego niechcecie.
   21I kazał im nazajutrz wielkich kamieni u szij nawięzać, i po wszytkim ich mieście włóczyć. A to chcąc wszystko miasto na nie pobudzić, żeby je ukamionowali a zabili. Ale P. Bóg inaczej sprawił. Bo ludzie stateczności wielkiej, i tak długiej cierpliwości ich dziwując się, i mając je za jakie Anioły – do Chrystusa się i wiary Chrześciańskiej obracali. Nic nie sprawiwszy Afrodysjus, powiedział Cesarzowi: dopiero je on na wieczne więzienie skazał. Długo siedzieli w sprośnym i ciemnym więzieniu męczennicy – i straży uprzykrzyło się barzo nad nimi, iż poszli do Cesarza, mówiąc: co czynić z tymi co są nieśmiertelni, a nikt ich zabić i umorzyć nie może? Spytał skąd są rodem – a dowiedziawszy się iż z Ancyry, posłał je do Ancyry do starosty Lucjusa, na bogi swe narzekając, iż im żywota wziąć nie mogą.
   22Lucjus w ciężkie je więzienie posadził – żelaza i kamienie na nogi i ręce, i wszystko ciało włożywszy, że się ruszyć namniej nie mogli. A po kilu dni kazał przywieść przed się Agataniela samego, i namawiał go pilnie, aby już dalej swego upamiętania nie przewłóczył – a nie mogąc go namówić – przęcki mu żelazne z ogniem do uszu przykładano, i pochodniami boki jego palono – chwalił Boga Agatanielus, a prosił aby mu Pan Bóg dał cierpliwość do końca. Widząc Lucjus iż nic niecierpliwego nie mówi – 23zwątpiwszy o jego zwyciężeniu, ściąć go kazał. I tak ś. on towarzysz ś. Klemensa, po tak długich, rozmaitych, i wielkich mękach dokonał, i wieczną zapłatę odniósł. A Klemensowi ś. w onym ciężkim barzo więzieniu, codzień twarz i głowę siekać kazał Lucjus. I tak siekany we krwi swej leżał – wszakże ochłodę i zleczenie z nieba miał. Aż czasu jednego na dzień trzech Królów, Zofia ona matka jego duchowna, ze swemi sługami do więzienia się werwawszy, męczennika cicho wywiodła z więzienia, gdy straż z dopuszczenia Bożego nie czuła – i ochędożywszy go, do kościoła doprowadziła. I tam święty Klemens Mszą miał jako Biskup, i swym owieczkom ciało Boże podawał. 24A po Mszy dowiedziawszy się urząd, iż w kościele jest, tamże przy ołtarzu głowę jego ściąć kazali, i innych dwu diakonów przy nim zabili. Tak skończył ten dziwny a niesłychany męczennik – tak długo, i przez lat dwadzieścia ośm co dzień umierając, a swej niezwyciężonej cierpliwości koronę sobie jednając – tam gdzie z Chrystusem króluje na wiek wieków. Amen.

   25O jaka gorąca była miłość ku Panu Bogu tej Zofiej matki świętego Klemensa – która sama dla Chrystusa umrzeć, prze śmierć prędką przyrodzoną nie mogąc, prosi aby zań w synaczku swym jedynym umarła, tak go pilnie o męczeństwo upominaiąc. A jako ona pogańska matka, gdy jej o zabiciu syna jej na wojnie powiedziano, rzekła: 26dla tegom go urodziła, aby ten był coby za Rzeczpospolitą umarł – tak daleko doskonalej i żywego syna na męczeństwo ofiarując ta matka mówiła: dlategom cię synu miły urodziła, abyś tę krew, którą ze mnie masz, dla Chrystusa i wiary Jego roźlał. Niechże się one matki zawstydzą, które dziatek swych na służbę Chrystusowę i stan duchowny żałują – jakoby je samy dla siebie i swym dowcipem rodziły – Panu wszytkiego ojcostwa i rodzajów uwłóczyć ich, i czci świętej Jego w nich przeszkadzać, śmieją. A ono taby ich miała być nawiętsza pociecha. Jako która Króle rodzi, sławę ma u świata – daleko ta więtszą u Boga mieć będzie, która kapłany, zakonniki, i męczenniki, i święte rodzi. Bo owoc żywota jej, gdy i tu na ziemi w kościele Bożym, i w niebie od Aniołów Bożych sławny będzie, i ona też ono słowo usłyszy: błogosławiona matka która takiego syna urodziła, i piersi które go uchowały.
   2. Aczkolwiek ciała śś. dawał Pan Bóg w moc onym prześladownikom, iż je zabijać mogli – wszakże aby się P. Bóg pokazał być sam Panem żywota i śmierci, a iż bez przepuszczenia Jego i włos Świętym z głowy spaść nie mógł, 27pokazowało się i na tym Świętym, i na wielu inych, iż ich zabić nie mogli, kiedy chcieli, a P. Bóg ich rozmaitemi cudy z ich ręku wybawiał i leczył. Przetoż dla prawdy Bożej śmiele gardł nastawiać a nic się nie bać mamy – ponieważ i żywota tego bez dopuszczenia Pana naszego odjąć nam nie mogą – a nie w tenczas nas zabijają gdy chcą – ale gdy P. Bóg sam dopuści – a gdy czci Jego i zbawieniu naszemu słuszny czas będzie. Dla tegoż sam Piłatowi, gdy się z mocą swoją chlubił – (niewiesz, prawi, iż mam moc na cię, puścić cię abo ukrzyżować) powiedział P. Jezus: Mocy byś nie miał żadnej na Mię, gdybyć z góry dana nie była.

1  XIII. Februar. Lutego. Mart. R. 23. Ianua.
Matka jaki testament synowi zostawuje, prosząc aby dla Chrystusa krew przelał.
Sieroty porzucone zbierał Klemens ś.
Biskupem został we 20. lat.
Pierwsze a wielkie męczeństwo Klemensa świętego.
28. lat był na męczeństwie u dziesiąci okrutników.
Wtóre męczeństwo Ś. Klemensa.
Piotr ś. w Rzymie szczepił ś. wiarę i tam umarł.
Msza ś. jako dawno.
10  Trzecie męczeństwo Klemensa ś. w Nikomediej.
11  Wielka i nieznośna męka.
12  Wielka męka i cudo.
13  Czwarte męczeństwo w Ancyrze.
14  Głos do Boga w mękach.
15  Piąte męczeństwo w Amazynie.
16  Wielkie okrutne męki.
17  Szóste męczeństwo w Tarsie.
18  Cudo wielkie.
19  Siódme męczeństwo.
20  Ósme męczeństwo i barzo wielkie.
21  Dziewiąte męczeństwo.
22  Dziesiąte męczeństwo.
23  Śmierć Agataniela.
24  Przy Mszej w kościele Klemens ś. zabit.
25  Obrok duchowny.
26  Matki żałować synów na służbę Bożą nie mają.
27  Zabić śś. nie mogli gdy chcieli okrutnicy.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Poszukiwacz szukających

Bóg wypatruje poszukujących.

Bóg spogląda z nieba
na synów ludzkich,
badając, czy jest wśród nich rozumny,
który by szukał Boga”. (Ps 53(52),3)

sobota, 16 czerwca 2018

Nieuchwycony dzień

Carpe diem
na twojej ręce
już wyblakło

tak ten dzień
chwytałeś
że go zadusiłeś

carpe diem
na twojej ręce
nie współgra z wyglądem
twego ubitego mięsa

uśmiech dnia
uleciał z twarzy
i został tylko
startym napisem na ręce

piątek, 15 czerwca 2018

Uliczne rzuty ócz

Życie ulic
mężczyźni patrzą za kobietami
kobiety patrzą za mężczyznami
spotykają się tylko dwa życia
które mówią sobie „tak”

czwartek, 14 czerwca 2018

Łaskawe widzenia

Zaufaj Bogu
a zobaczysz aniołów
ubranych w ludzkie skóry
stary zgrzybiały
sąsiad z naprzeciwka
okaże się lśniącym
pięknym młodzieńcem
śpiewającym Boże słowa
pijaczyna grzebiący w śmietniku
opowie ci prawdę
życia bez zakłamania

i wszystko będzie odmienione
będziesz szedł
wokół rumowisk
wysypisk i ścieków
a poznasz
że to wszystko rajem
właśnie wypuszczającym pędy
lub czekającym na zasiew

środa, 13 czerwca 2018

(95) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Uzdrowienie dwóch niewidomych

   27 Gdy Jezus odchodził stamtąd, ruszyli za Nim dwaj niewidomi, którzy wołali głośno: «Ulituj się nad nami, Synu Dawida!» 28 Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: «Wierzycie, że mogę to uczynić?» Oni odpowiedzieli Mu: «Tak, Panie!» 29 Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: «Według wiary waszej niech wam się stanie». 30 I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: «Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie!» 31 Oni jednak, skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy. (Mt 9,27-31)

   27 Καὶ παράγοντι ἐκεῖθεν τῷ Ἰησοῦ ἠκολούθησαν [αὐτῷ] δύο τυφλοὶ κράζοντες καὶ λέγοντες· ἐλέησον ἡμᾶς, υἱὸς Δαυίδ. 28 ἐλθόντι δὲ εἰς τὴν οἰκίαν προσῆλθον αὐτῷ οἱ τυφλοί, καὶ λέγει αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς· πιστεύετε ὅτι δύναμαι τοῦτο ποιῆσαι; λέγουσιν αὐτῷ· ναὶ κύριε. 29 τότε ἥψατο τῶν ὀφθαλμῶν αὐτῶν λέγων· κατὰ τὴν πίστιν ὑμῶν γενηθήτω ὑμῖν. 30 καὶ ἠνεῴχθησαν αὐτῶν οἱ ὀφθαλμοί. καὶ ἐνεβριμήθη αὐτοῖς ὁ Ἰησοῦς λέγων· ὁρᾶτε μηδεὶς γινωσκέτω. 31 οἱ δὲ ἐξελθόντες διεφήμισαν αὐτὸν ἐν ὅλῃ τῇ γῇ ἐκείνῃ. (Mt 9,27-31)

   Faryzeusz odchodzi, a Jezus przyłącza się do apostołów. Wracają do domu na wieczerzę. W czasie spożywania ryby pieczonej na ogniu przychodzą niewidomi, którzy już błagali Jezusa na drodze. Teraz powtarzają:
   «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nad nami!»
   «Ależ odejdźcie! Powiedział wam: „jutro”... niech to więc będzie jutro. Pozwólcie Mu zjeść» – mówi Piotr tonem wyrzutu.
   «Nie, Szymonie, nie wyrzucaj ich. Tak wielka stałość wymaga nagrody. Podejdźcie, wy dwaj» – mówi do niewidomych.
   Wchodzą, badając kijami podłogę i mury.
   «Czy wierzycie, że mogę wam przywrócić wzrok?»
   «O, tak, Panie! Przyszliśmy dlatego, że jesteśmy tego pewni».
   Jezus wstaje od stołu, podchodzi do nich, kładzie palce na powieki nie widzących oczu, podnosi oblicze i mówi:
   «Niech wam się stanie według waszej wiary».
   Odejmuje ręce. Nieruchome powieki poruszają się. Światło na nowo razi źrenice, które powróciły już do życia u jednego. U drugiego zaś powieki się rozwierają. Tam, gdzie był naturalny szew – z pewnością powstały wskutek źle leczonego wrzodu – odnawia się brzeg powieki. Podnosi się ona i opada jak bijące skrzydło. Obydwaj upadają na kolana.
   «Wstańcie i idźcie, lecz uważajcie dobrze, żeby nikt nie dowiedział się, co wam uczyniłem. Zanieście nowinę o łasce, jaką otrzymaliście, do waszego miasta, krewnym, przyjaciołom... [Dawanie świadectwa] tutaj nie jest dla waszych dusz ani konieczne ani korzystne. Strzeżcie je od zranień wiary tak samo, jak teraz będziecie strzec od ran oko, wiedząc, czym ono jest, aby nie zostać oślepionymi na nowo». (III (cz. 3–4), 93: 28 lipca 1945. A, 5793-5809)
 
   Il fariseo se ne va e Gesù si riunisce agli apostoli. Tornano a casa per la cena. Ma mentre mangiano il pesce arrostito li raggiungono dei ciechi che già avevano implorato Gesù per la via. Ripetono ora il loro:
   «Gesù, Figlio di Davide, abbi pietà di noi!».
   «Ma andate via! Vi ha detto: "domani", e domani sia. Lasciatelo mangiare», rimprovera Simon-Pietro.
   «No, Simone. Non li cacciare. Tanta costanza merita un premio. Venite avanti voi due», dice poi ai ciechi, e quelli entrano tastando col bastone il suolo e le pareti. «Credete voi che Io vi possa rendere la vista?».
   «Oh! sì! Signore! Siamo venuti perché ne siamo certi».
   Gesù si alza da tavola, li avvicina, pone i suoi polpastrelli sulle palpebre cieche, alza il volto, prega e dice:
   «Siavi fatto secondo la fede che avete». Leva le mani e le palpebre senza moto si muovono, perché la luce colpisce di nuovo le pupille rinate in uno, e si disigillano le palpebre all'altro, e dove prima era una naturale sutura, dovuta certo a ulceri mal curate, ecco che si riforma l'orlo palpebrale senza difetti e si alza e si abbassa con moto d'ala. I due cadono in ginocchio. «Alzatevi e andate. E badate bene che nessuno sappia ciò che vi ho fatto. Portate alle vostre città la novella della grazia ricevuta, ai parenti, agli amici. Qui non è necessario e non è propizio all'anima vostra. Conservatela immune da lesioni nella sua fede così come, ora che sapete cosa è l'occhio, lo preserverete da lesioni per non acciecare di nuovo». (4, 232)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

wtorek, 12 czerwca 2018

Wartość Poematu Boga-Człowieka

W Poemacie Boga-Człowieka słowa, postawy i czyny Jezusa są tak wyraźnie przesycone miłością, że wyraźnie też ukazują swoje źródło w Bogu. To rzeczywiste przesycenie miłością jest największą wartością tego dzieła.

Szczegół obrazu Blessings (Błogosławieństwa) Akiane Kramarik
(zamieszczono za zgodą akiane.com)

poniedziałek, 11 czerwca 2018

(47) Żywoty Świętych: Paula Rzymianka

Żywot ś. Paule zacnej wdowy Rzymianki,
wypisany od ś. Hieronyma do córki jej Eustochiej,
słowy ś. Hieronyma Epist. ad Eustochiam 27. niegdzie skróconymi. Żyła około roku 390.1

   Była Paula święta rodzaju starych onych Rzymian sławnych Scypionów i Grachów – zacnością świecką, i wielkiemi bogactwy od P. Boga obdarzona. Męża miała Toksocjusa, który też szedł z starej krwie Eneasza i Juliuszów. A to o niej piszę, nie iżby wielka rzecz była to mieć – ale iż jest dziwna tym gardzić. Ludzie świeccy takie sobie wielce ważą, którzy to mają, a my je chwalim, którzy tym dla Zbawiciela swego pomiatają. Z mężem swym miała cztery dziewki, Blesyllę i Ruffinę, które młodo na jej ręku świata zeszły, Paulinę którą za mąż wydała matkę Pammachiusza, Eustochią która przy niej w wiecznym panieństwie aż do jej śmierci trwała, a piątego syna Toksocjusa. Trzydzieści lat mając, śmiercią męża swego owdowiawszy, wszytka się na służbę Bożą udała – ono bogactwo domu swego wielce dostatecznego, na ubogie obracając – nie było tego ubogiego, któryby w Rzymie jej jałmużną nie żył, jej się szatami nie przyodział – za utratę sobie poczytała, jeśli nędzny a potrzebny od kogo inszego okrom niej pomoc miał. Gdy jej powinowaci o rozproszenie majętności przymawiali, odpowiadała – iż ja wam więtsze dziedzictwo zostawuję – łaskę i miłosierdzie Chrystusowo.
   A iż była wielkiej u ludzi sławy a czci, nawiedzania zacnych osób, i raczenia świeckie, wielkie były około niej – o to się frasowała, iż ją ludzie tak barzo sobie ważyli. I chcąc się przed tym skryć, wybrała się za morze, do Hieruzalem, do ziemie świętej – 2czego jej nikt odradzić nie mógł – i miłość ku dziatkom, tej myśli jej, zepsować nie mogła – zostawowała syna maluczkiego, i Ruffinę już męża godną – których sieroctwo, acz ją wielce bolało, wszakże nad nimi płacząc, nie pomniała się być matką, chcąc być Chrystusową niewolnicą. To bywa i w pojmaniu nieprzyjacielskim nacięzsza, gdy się matka z dziećmi dzieli – wszakże ona to przyrodzenie zwyciężyła – a samę Eustochią córkę swoję z sobą wziąwszy, z innych panienek wielkim pocztem, wyjachała – dziedzictwo swoje wszystko i imiona, dziatkom inym zostawiła, a sama się wydziedziczyła, aby inne w niebie dziedzictwo nalazła.
   3Tam przyjachawszy, wszytki miejsca ś. z nabożeństwem wielkim łzami polewała. Na tym miejscu, gdzie Pan nasz ukrzyżowany jest padając, tak je czciła, jakoby wiszącego Pana na drzewie widziała. A w grób jego wszedszy, one kamienie w którym Boskie ciało Jego leżało całując, łzami swemi pokrapiała. O jako tam łez wylała wiele, wszytko miasto wie, i ten Pan któremu się kłaniała. Potym wszytkie oglądała miejsca, które się jedno w Piśmie Ś. Mianują – ale te więcej, które się jakim cudem abo sprawą Pana naszego Jezusa Chrystusa wsławiły. Widziała tam gdzie się urodził, gdzie Go królowie witali, gdzie nauczał, gdzie cuda czynił, gdzie lud pięciorgiem i siedmiorgiem chleba karmił. I inne wszytki z gorącym sercem i z dzięką, za wszytki sprawy Pana naszego obchodziła, pieszemi nogami więcej niżli jazdą. Potym wróciła się do Betleem do onej jaskinie, gdzie się narodził Zbawiciel nasz, i tam sobie obrała miejsce, do swej tam śmierci mieszkać, mówiąc tak: Jakom ja grzesznica godna się zstała całować jasłeczka, w których Pan mój maluczkim płakał? Jakom tego godna, abych w tej się jaskini modliła, w której Panna Boga porodziła? Tu będzie odpoczynienie moje, tu mieszkać będę. Bo miejsce to Zbawiciel mój sobie obrał. Dusza moja Jemu żyć, i naród mój Jemu służyć będzie.
   4Tam przez trzy lata w cieśni mieszkając, potym nabudowała klasztorów męskich i panieńskich, i na pielgrzymy rozmaitych gospód – aby tam złożenie mieć mogli, gdzie Józef i Maryja z swym miłym Synem, gospody nie naleźli. Wielkie w tym żywocie cnoty w sobie pokazała. 5A naprzód pokorę, która jest pierwsza cnota Chrześciańska. Tak się uniżała, iż kto jej nie znał, a znać prze wielką sławę jej pragnął, gdy ją ujźrzał, za tę jej nie miał, którą była. Bo jako naliższa niewolnica, a miedzy zgrają panienek, które około niej były, być się napodlejszą zdała, tak szatą, jako mową, i wszytkim postępkiem. 6Nigdy po śmierci męża swego z mężczyzną nie jadła, ani z Biskupem, ani z świętym żadnym. Łaźniej nigdy jedno w niemocy, a miękkiej pościeli, i w febrze gorącej nie używała, na ziemi na kocach odpoczywała – jeśli to odpoczynieniem zwać, co się na ustawicznej modlitwie we dnie i w nocy trawiło – pełniła ono Pismo: na każdą noc opłóczę łóżko moje, a pościel moję łzami memi skropię. Za małe grzechy tak płakała jakoby nawiętsze popełniła. 7Gdyśmy ją upominali, aby oczom zgadzała, chowając je na czytanie Ewangeliej – odpowiadała: szpecić teraz twarz potrzeba, która się przeciw rozkazaniu Bożemu, bielidły i rumienidły i innemi przyprawy malowała. Niech cierpi ciało, które używało rozkoszy – one długie śmieszki, niech się ustawicznym płakaniem nagradzają, miękkie a jedwabne i drogie pościeli, niech się w twardość włosiennic obrócą – świecką będąc, mężowim się podobała – teraz Chrystusowi podobać się pragnę.
   Próżno ją z czystości chwalić, bo i w Rzymie świecką będąc, wszytkim Rzymiankom w tej mierze wzorem była – tak się sprawując, iż i zły nieprzyjaciel nie miał co o niej zmyślać. Łaskawość w niej wielka była, i przeciw pokornym łagodność – z możnemi się w rzecz nie wdawała – wszakże się pysznemi i butliwemi nie brzydziła. Gdy ubogiego ujrzała, dawała – gdy bogatego, do dawania upominała. Ta w niej tylo przygana była, iż dawała nazbyt, i często pożyczała i lichwę dawała, aby się nikomu jałmużny proszącemu nie wymówiła. Znam tę do siebie winę, iżem ją o to karał gdym ją nazbyt szczodrą widział – ono z Apostoła przywodząc:8 Nie tak dajcie aby inym była pociecha a wam ciężkość – ale równość niech będzie. I to co mówi Jan ś. – kto ma dwie sukni, daj jednę niemającemu. Bo trzeba się na to oglądać, aby to, co się z chuci czyni, długo się czynić mogło. 9Ale ona na to krótko a ze wstydem odpowiedziała: Bóg mi świadek, iżci dla Jego imienia wszytko czynię, i tego pragnę, abych żebrząc umarła, a jednego pieniądza córce mej miłej nie zostawiła – a żebych umarwszy cudzym prześcieradłem pokrytą była. Nakoniec mówiła: gdybych ja żebrała, wielebych ich nalazła, którzyby mi z chucią dali – a ten żebrak jeśli odemnie nie weźmie, która mu dać i z cudzego mogę, jeśli umrze, a kogo o jego zdrowie patrzyć będą? Jam chciał aby była w gospodarstwie ostrożniejszą, a ona była w wierze goręcszą – dla ubogiego Pana, całym sercem dając Mu to, co od Niego wzięła, ubogą być chciała – i dostąpiła tego czego pragnęła. Bo w wielkich długach córkę zostawiła, których ona jeszcze nie wypłaciła, ale za miłosierdziem Bożym wypłaci. Żaden ubogi z próżną ręką od niej nie odszedł. One słowa często w uściech miała:10 błogosławieni miłosierni, bo oni dostąpią miłosierdzia. I one:11 Czyńcie sobie przyjaciele z niesprawiedliwych pieniędzy, którzyby was przyjęli do wiecznych przybytków swoich. 12Dajcie jałmużnę, a wszystko wam czyste będzie.
   13Lecz jałmużnę wiele ich daje, z pięniedzy i z majętności, ale z ciała swego własnego mało ich jałmużny czynią. Przeto czart po utraceniu majętności mówi:14 skóra za skórę, wszytkiego człowiek dla zdrowia odstąpi – dotkni jedno ciała jego i kości, ujźrzę jakoć błogosławić będzie. Wiele ich jest którzy rękę na jałmużnę ściągają – ale rozkoszy cielesnej uwłóczyć sobie niechcą – zwierzchu biali, a wewnątrz kości umarłych pełni. Ale Paula takiej powściągliwości była, iż snadź i miarę przechodziła, i ciało wielkiemi posty zemdliła. Okrom świąt ledwie kiedy z olejem jadła, a cóż mówić o winie, o mleku, o rybach, o miedzie, abo o jajcach, i inych smacznych potrawkach, których niektórzy używając, a imi się napełniając, mniemają, aby barzo pościli, a bezpieczną czystość mieli.
   Obmów i nieprzyjaźni ludzkich i złorzeczenia nizacz sobie nie ważyła, mówiąc one słowa:15 Dobrym złe zwyciężajcie. 16Apostołowie chlubili się z tego, iż co cierpieli dla Pana swego. I ono z Psalmu:17 gdy grzesznik stanął przeciw mnie, zamilknąłem, 18i od dobrego zstałem się jako głuchy nie słysząc, jako niemy, nie otwarzając ust moich. Wielkiej cierpliwości we wszytkim używała, mówiąc z Pisma:19 W cierpliwości waszej osięgniecie dusze wasze – a w chorobach mówiła: Gdym chora jest, na ten czas mocnam jest. A gdy szkody na mię wielkie przypadły, mówiła:20 Co pomocno człowiekowi by wszytek świat miał, a duszę stracił? 21Nagam się urodziła, naga pójdę – Pan dał, Pan wziął – 22nie miłujcie świata ani tego co jest na nim.
   Gdy jej o niemocy syna jej pisano, zafrasowawszy się mówiła:23 kto miłuje więcej syna abo córkę niżli Mnie, nie jest Mnie godzien – a modląc się zań mówiła:24 Opiekuj się Panie synmi umorzonych – którzy dla ciebie martwią ciała swoje. Jeden jej raz powiedział – iż cię ludzie prze wielkie nabożeństwo za szaloną i odeszłą od rozumu mają. A ona mu odpowiedziała: My głupi dla Chrystusa – ale głupi Boży, rozumy ludzkie przechodzą. 25I Pana szalonym zwali powinowaci, i wiązać go chcieli.
   26Powiem i o porządku klasztora jej panieńskiego, który ona zbudowawszy żywiła i sprawowała. Czystość ś. panienek na swój obracała pożytek duchowny – siała cielesne, aby niebieskie żęła – nie żałowała doczesnych, aby nabywała wiecznych. Zbudowawszy męski klasztor, a mężczyznie go do sprawowania poleciwszy – niemało panienek z rozmaitych stron nazbierawszy, tak zacnych jako podłych, i miernych – na trzy je rzędy i klasztory rozdzieliła – tak iż one trzy roty, osobno były gdy jadły i robiły – ale społem się modliły i Psalmy śpiewały – sama pierwej na wszytko przychodziła, przykładem a wstydem inne do porządku przywodząc. Prymę, Tercję, Sekstę, Nonę, Nieszpór, Jutrznią pułnocną, śpiewanim Psalmów odprawowały – każda Psałterz umieć, i cokolwiek z Pisma się nauczyć musiała. W niedzielę tylo szły do kościoła, przy którego boku mieszkały – każda rota szła za swoją matką. Po modlitwie szły do roboty, każda do swej, abo sobie szaty, abo inym robiąc. Jeśli która była zacna, niemogła mieć z domu swego sługi żadnej, aby na stare swe domowe i dziecinne rozkoszy nie wspomniała – i onych w rozmowie próżnej nie wznowiła. Jednaki ubiór był wszytkich. Płótna tylo do ręku ścierania używały. Od mężów daleko oddzielone były. I rzezańcom chodzić do nich, dla złych języków nie dała – leniwe a niedbałe rozmaicie naprawowała. Jeśli była gniewliwa która, łagodnością, a jeśli cierpliwa, gromieniem ją słów nauczyła. Nie dopuściła żadnej mieć czego, okrom szat a żywności, wedle Apostoła: Mając odzienie a żywność, na tym przestajmy. Niezgodne łaskawemi słowy jednała. Młode a bujne ciała, częstym a powtórzonym postem mdliła. Wolała iż na żołądek chorzały, niżli na duszę – którą w ochędożce kochającą się widziała – srogością twarzy swej i zmarszczeniem karała ją mówiąc: 27Ochędostwo cielesne, duszne jest plugastwo – broniła tego aby żadne plugawe słowo z ust panieńskich nie wyszło – bo to jest znak nieczystej dusze. Języczne i swarliwe, raz je upomniawszy, tym karała, aby u drzwi gdzie wszytkie jadały, klęczały modląc się, aby się wstydem uhamować mogły. Kradzieżą się jako świętokradztwem brzydziły. To co świeccy sobie za mały grzech mają, to u nich, aby było za wielki, tak ich nauczała.
   Wielkiej była łaskawości i lutości nad niemocnemi – chorym wszytkiego dopuściła, i mięsa jedzenia – ale gdy sama chorzała, sobie tego dopuścić niechciała. Na się była srogą, a na ine łaskawą. Żadna młoda i zdrowa takiej srogości żywota nie wiodła, jako ona już letnia i na zdrowiu stargana. A mali się prawda rzec, w tym też była nieco uporną, i rady nie słuchała. W gorąca wielkie, miesiąca Lipca wpadła w gorączkę – gdy się lepiej, z łaski Bożej, po ciężkiej niemocy mieć poczęła, trzeba było napijać się jej trochę wina, aby z wody w puchlinę była nie wpadła – i jam naprawił na nię Epifaniusa ś. aby jej o to prosił, i onę przymusił żeby wino piła. A ona się wnet domyśliła, iż to z mej naprawy było. Po wielkiej namowie, wyszedł od niej Epifanius z temi słowy: Takem tam wiele sprawił, iż mnie starego, mało swym przykładem do tego nie przywiedzie, iż wina pijać nie będę. To powiadam nie iżbych to chwalił co nazbyt – ale iżbych jej gorące i wierne serce, z tej cierpliwości pokazał.
   28Była ku mówieniu leniwa, ale ku słuchaniu ochotna, pomniąc na ono: słuchaj Izraelu, a milcz. Napamięć Pisma Ś. wiele umiała, kochała się w Historiej rozumieniu, ale więcej duchownego się rozumienia trzymała. I mnie przywiodła do tego, iż Nowy i Stary Testament wykładaciem jej i córce jej musiał – z czegom się jej dla częstej prośby wymówić nie mógł – uczyłem czegom się sam nauczył, nie sam od siebie, ani swej dumy, która jest złym mistrzem – ale od zacnych kościelnych mężów. 29Gdziem wątpił, szczerzem swoją nieumiejętność wyznał. Wszakże mię ona pytała, miedzy rozmaitemi wykłady, któryby mi się zdał potrzebniejszy. Języka się Żydowskiego nauczyła, któregom się ja z młodości, aż do tego czasu z pracą wielką po części nauczył, i Eustochiej córki swej nauczyła – która nigdy od niej nie odstępowała – wszytki jej posługi odprawując, a prawie żadnej słudze nic nie dopuszczając – nigdy bez matki ani jadła, ani legła – i jednego pieniądza w swej mocy nie miała. 30Gdy jej ojcowską i macierzyńską majętność matka na ubogie rozpraszała, z tego miała kochanie, za skarb sobie wielki i dziedzictwo poczytając, cnotę i pobożność matki swojej, i swoję przeciw jej miłość. Nic tak barzo Paula nie pragnęła, jedno aby powinowaci jej w Rzymie na Bożą się służbę udali. I pocieszył ją Pan Bóg. Bo wnęczka jej Paula, córka syna jej Toksocjusa, jeszcze w pieluchach na czystość panieńską oddana od rodziców Bogu była – z czego jaką radość miała, wymówić się nie może.
   31Raz jeden heretyk do niej przyszedszy, wichłać ją pytaniem o zmartwychwstaniu począł. Na którego gdy mnie przyzwała, a jego zdrady obaczyła – tak się imi na potym brzydziła, iż je jawnie Bożymi nieprzyjacielmi zwała. Gdy skończenie jej z świata tego, którego wielce pragnęła, przyszło, a w niemoc ciężką wpadła – tam było poznać córki jej Eustochiej ku matce miłość, w ustawicznych posługach, i przy jej łóżku siedzeniu. Bacząc się śmiertelną i prędkie zeszcie swoje, one wierszyki z Psalmu cicho powtarzała:32 Zamiłowałem Panie ozdobę domu Twego i chwałę mieszkania Twojego. Jako wdzięczne przybytki Twoje – pragnie i prawie mdleje dusza moja do nich. Gdym jej pytał: czemu milczysz a nie powiesz, jeśli się o co frasujesz? Rzekła mi po Grecku – Nic nie mam na się ciężkiego – wszytko mi spokojno i jasno. I tym zamknąwszy mowę, a na ustach póki mogła palcem krzyż ś. kładąc, on głos Oblubieńca usłyszała:33 wstań a chodź sam przyjaciółko moja, wdzięczna gołębico moja – już zima minęła i niepogody przeszły. A ona sercem ochotnie odpowiedziała – ukazały się kwiatki na ziemi, czas żniwa przyszedł – wierzę iż oglądam dobra Pańskie, w ziemi żywiących.
   34Gdy ducha Bogu oddała, wielka się liczba Biskupów, Kapłanów i Lewitów z wszytkich ziem okolicznych, zakonników, zakonniczek i ludzi zeszło na jej pogrzeb – wdowy i ubodzy, jako do matki i dobrodziejki swojej biegły – jako po onej Dorce, szaty które im dawała, i jałmużnę jej ukazując. Świadek mi Pan Jezus, iż jednego pieniążka córce Eustochiej nie zostawiła, ale jeszcze, jakom rzekł, długów wiele. A zostawiła taką wielkość sióstr i braciej w klasztorach swoich, które wyżywić trudno, a porzucić się ich też nie godzi. Co może być dziwniejszego nad to, białagłowa tak zacnego domu, tak bogata, wszystko dla P. Boga z taką wiarą rozdała, iż prawie do ostatniego ubóstwa przyszła? Nikt więcej dać ubogim nie może, jako ten, co sobie nic nie zostawi. Wszakże teraz używa dostatku i wiecznych onych bogactw. A ty Eustochia bądź bezpieczna, wielkieć matka dziedzictwo zostawiła. Żyła wdową w świętym przedsięwzięciu w Rzymie lat pięć, w Betleem lat dwadzieścia, żywota jej wszytkiego było lat pięćdziesiąt i sześć, miesięcy ośm, dniów dwadzieścia jeden.

   35Wielki przykład wdowiej czystości, i ukochanie się w tym stanie świętym, który doskonalszy jest niżli małżeński, wedle Apostoła mówiącego:36 iż błogosławieńsza będzie, gdy tak zostanie, to jest, gdy się do małżeństwa nie wróci. O tejże Pauli tenże Hieronym ś. mówi: Tak męża płakała, iż prawie sama umierała – ale tak się po mężu do służby Chrystusowej obróciła, jakoby dawno śmierci jego pragnąć miała – dając znać iż gdy Pan Bóg rozwiąże ten węzeł śmiercią jednego, żałość się towarzysza, mocniejszem z Chrystusem spojeniem, i wolnością do służby Jego więtszą gasić ma. Czym się i miłość ku pierwszemu, gdy nań inego nie przywodzi, i miłość ku Chrystusowi, gdy Go nad wszytkie w czystości przekłada, pokazuje.
   2. Co ta matka córce swej Eustochiej, za posag zostawiała, jest się czemu przypatrzyć. Jako wiele dziatkom szkodzi, kto im majętność tę, którą sieroctwo ich opatrzone być ma, zbytkiem i niedbalstwem utraca – tak kto zapalony miłością Bożą, hojnie na ubogie majętność rozdaje, skarb dziatkom wielki zbiera. Jako to znała ta błogosławiona Panienka Eustochia, która matce gdy jej ojczyste dobra Chrystusowi dawała, tak mówiła: Dosyć mię miła matko bogato zostawisz – gdy mi dziedzictwo cnót świętych, i łaskę a opiekę Chrystusowę testamentem oddasz. Ale dziś rodzicy ni ocz się więcej nie starają, jedno aby bogato dzieci zostawili, i córkom wielkie posagi łakomie i niesprawiedliwie (dusze swe dla dzieci głupie tracąc) zbierali. Co po tym jako proch od wiatru u potomków ich ginie. Miłuj dzieci, ale Boga i zbawienie swe więcej – jeśli im pożywienia sprawiedliwie nabytego zostawić nie możesz, zostaw im w dobrym wychowaniu cnotę, i nadzieję wysług twoich u Boga – aby mówić mogły z Dawidem: Dzieciśmy, Panie, sługi Twego, i potomstwo niewolnice Twojej – niechciej nas opuszczać w obietnicy Twej, którąś spuścił ojcom naszym.

1  XII. Febru. Lutego. Mart. R. 26. Ianua.
Miłość ku Bogu przewyższyła miłość ku dziatkom.
Piegrzymstwo na ś. miejsca.
Budowanie klasztorów męskich i żeńskich.
Pokora.
Z mężczyzną po śmierci męża swego nigdy nie jadła.
Nagroda w pokucie.
8  2 Kor 8.
O zbytniej jałmużnie na ś. Hieronyma upominanie odpowiedź dziwna.
10  Mt 5.
11  Łk 16.
12  Łk 11.
13  Jałmużna trudniejsza na trudzeniu cielesnym.
14  Hi 1.
15  Rz 12.
16  Dz 5.
17  Ps 38.
18  Łk 21.
19  2 Kor 12.
20  Mt 16.
21  Hi 1.
22  1 J 12.
23  Mt 10.
24  Ps 78.
25  Mk 3, J 10.
26  Porządek klasztornych panienek.
27  Cielesne ochędostwo, duszne plugastwo.
28  Kochanie w Piśmie Świętym.
29  Pisma Ś. wykład jako trudny.
30  Miłość ku matce.
31  Heretyki jako się brzydziła.
32  Ps 26(25); 84(83).
33  Pnp 2.
34  Śmierć ś. Paule.
35  Obrok duchowny.
36  1 Kor 7.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski