środa, 31 października 2018

(108) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Pytanie o Oczekiwanego

   1 Gdy Jezus skończył dawać te wskazania dwunastu swoim uczniom, odszedł stamtąd, aby nauczać i głosić [Ewangelię] w ich miastach.
   2 Tymczasem Jan, skoro usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów 3 z zapytaniem: «Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» 4 Jezus im odpowiedział: «Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: 5 niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. 6 A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie». (Mt 11,1-6)

   16 Wszystkich zaś ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: «Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg nawiedził lud swój». 17 I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie.
   18 O tym wszystkim donieśli Janowi jego uczniowie. Wtedy Jan przywołał do siebie dwóch spośród swoich uczniów 19 i posłał ich do Pana z zapytaniem: «Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» 20 Gdy ludzie ci zjawili się u Jezusa, rzekli: «Jan Chrzciciel przysyła nas do Ciebie z zapytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» 21 W tym właśnie czasie [Jezus] wielu uzdrowił z chorób, dolegliwości i [uwolnił] od złych duchów; także wielu niewidomych obdarzył wzrokiem. 22 Odpowiedział im więc: «Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. 23 A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie». (Łk 7,16-23)

   1 Καὶ ἐγένετο ὅτε ἐτέλεσεν ὁ Ἰησοῦς διατάσσων τοῖς δώδεκα μαθηταῖς αὐτοῦ, μετέβη ἐκεῖθεν τοῦ διδάσκειν καὶ κηρύσσειν ἐν ταῖς πόλεσιν αὐτῶν.
   2 Ὁ δὲ Ἰωάννης ἀκούσας ἐν τῷ δεσμωτηρίῳ τὰ ἔργα τοῦ Χριστοῦ πέμψας διὰ τῶν μαθητῶν αὐτοῦ 3 εἶπεν αὐτῷ· σὺ εἶ ὁ ἐρχόμενος ἢ ἕτερον προσδοκῶμεν; 4 Καὶ ἀποκριθεὶς ὁ Ἰησοῦς εἶπεν αὐτοῖς· πορευθέντες ἀπαγγείλατε Ἰωάννῃ ἃ ἀκούετε καὶ βλέπετε· 5 τυφλοὶ ἀναβλέπουσιν καὶ χωλοὶ περιπατοῦσιν, λεπροὶ καθαρίζονται καὶ κωφοὶ ἀκούουσιν, καὶ νεκροὶ ἐγείρονται καὶ πτωχοὶ εὐαγγελίζονται· 6 καὶ μακάριός ἐστιν ὃς ἐὰν μὴ σκανδαλισθῇ ἐν ἐμοί. (Mt 11,1-6)

   16 ἔλαβεν δὲ φόβος πάντας καὶ ἐδόξαζον τὸν θεὸν λέγοντες ὅτι προφήτης μέγας ἠγέρθη ἐν ἡμῖν καὶ ὅτι ἐπεσκέψατο ὁ θεὸς τὸν λαὸν αὐτοῦ. 17 καὶ ἐξῆλθεν ὁ λόγος οὗτος ἐν ὅλῃ τῇ Ἰουδαίᾳ περὶ αὐτοῦ καὶ πάσῃ τῇ περιχώρῳ.
   18 Καὶ ἀπήγγειλαν Ἰωάννῃ οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ περὶ πάντων τούτων. καὶ προσκαλεσάμενος δύο τινὰς τῶν μαθητῶν αὐτοῦ ὁ Ἰωάννης 19 ἔπεμψεν πρὸς τὸν κύριον λέγων· σὺ εἶ ὁ ἐρχόμενος ἢ ἄλλον προσδοκῶμεν; 20 παραγενόμενοι δὲ πρὸς αὐτὸν οἱ ἄνδρες εἶπαν· Ἰωάννης ὁ βαπτιστὴς ἀπέστειλεν ἡμᾶς πρὸς σὲ λέγων· σὺ εἶ ὁ ἐρχόμενος ἢ ἄλλον προσδοκῶμεν; 21 ἐν ἐκείνῃ τῇ ὥρᾳ ἐθεράπευσεν πολλοὺς ἀπὸ νόσων καὶ μαστίγων καὶ πνευμάτων πονηρῶν καὶ τυφλοῖς πολλοῖς ἐχαρίσατο βλέπειν. 22 καὶ ἀποκριθεὶς εἶπεν αὐτοῖς· πορευθέντες ἀπαγγείλατε Ἰωάννῃ ἃ εἴδετε καὶ ἠκούσατε·
      τυφλοὶ ἀναβλέπουσιν, χωλοὶ περιπατοῦσιν,
      λεπροὶ καθαρίζονται καὶ κωφοὶ ἀκούουσιν,
      νεκροὶ ἐγείρονται, πτωχοὶ εὐαγγελίζονται·
23 καὶ μακάριός ἐστιν ὃς ἐὰν μὴ σκανδαλισθῇ ἐν ἐμοί. (Łk 7,16-23)

   «Nauczycielu trzykroć święty, czy mogę Cię pozdrowić?» – pyta jeden z trzech mężczyzn, którzy się pojawili.
   Zatrzymali się z szacunkiem za Jezusem, czekając aż pożegna niewiastę. Usłyszeli obietnicę daną przez Jezusa. Mężczyzną, który Go wita, jest Manaen.261
   Jezus odwraca się i mówi z uśmiechem:
   «Pokój tobie, Manaenie! Pamiętałeś więc o Mnie?»
   «Zawsze, Nauczycielu. Postanowiłem Cię odnaleźć u Łazarza lub w Ogrodzie Oliwnym, aby być z Tobą. Jednak przed Paschą ujęto Chrzciciela. Ujęto go przez zdradę i bałem się, że podczas nieobecności Heroda – który przybył do Jerozolimy na Paschę – Herodiada rozkaże zabić Świętego. Nie chciała przybyć do Syjonu na święta. Mówiła, że jest chora. Chora? Tak... z nienawiści i rozwiązłości. Poszedłem do Macherontu, żeby pilnować... i powstrzymać tę podstępną kobietę. Ona byłaby gotowa zabić go własną ręką... Nie uczyniła tego z obawy przed utratą względów Heroda... On ze strachu lub z przekonania broni Jana, ograniczając się do trzymania go w więzieniu. Obecnie z powodu nieznośnego upału Herodiada wymknęła się z Macherontu, aby się udać do należącego do niej paałacu. Przybyłem więc z moimi przyjaciółmi i uczniami Jana. On ich wysłał, żeby Cię o coś zapytali, więc przyłączyłem się do nich».
   Ludzie – słysząc o Herodzie i pojmując, kim jest mówiący – tłoczą się zaciekawieni wokół grupy Jezusa i trzech [mężczyzn].
   «O co chcecie Mnie zapytać?» – pyta Jezus po wzajemnych powitaniach z dwoma poważnymi osobami.
   «Mów, Manaenie, ty, który o wszystkim wiesz i jesteś Mu bliższy» – odzywa się jeden z nich.
   «Nauczycielu, musisz być wyrozumiały, jeśli przez zbyt wielką miłość uczniowie dochodzą do nieufności wobec Tego, o którym sądzą, że jest przeciwny ich nauczycielowi lub spragniony zajęcia podstępnie jego miejsca. Tak postępują Twoi uczniowie, tak samo Janowi. To zazdrość zrozumiała. Ukazuje całą miłość uczniów do swoich nauczycieli. Co do mnie... jestem bezstronny i ci, którzy są ze mną, mogą to potwierdzić. Ja znam Ciebie i znam Jana. Kocham was sprawiedliwie. Kocham Ciebie za to, kim jesteś. Wolałem jednak podjąć ofiarę i pozostałem blisko Jana. Jego bowiem też szanuję za to, kim jest, a obecnie znajduje się w większym niebezpieczeństwie niż Ty. Otóż z powodu tej miłości [uczniów] – na której żerują nienawidzący [Cię] faryzeusze – doszli oni do zwątpienia, czy Ty jesteś Mesjaszem. I wyznali to Janowi, sądząc, że sprawią mu przyjemność. Powiedzieli mu: „Dla nas to ty jesteś Mesjaszem. Nie może być nikogo bardziej świętego niż ty.” Jan zrobił im najpierw wyrzuty, nazywając ich bluźniercami. Potem zaś, po naganach, z większą łagodnością, wyjaśnił im wszystko, co wskazywało na Ciebie jako na prawdziwego Mesjasza. W końcu – widząc, że jeszcze nie zostali przekonani – wziął dwóch z nich i rzekł im: „Idźcie Go odnaleźć i zapytajcie Go w moim imieniu: ‘Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść czy też innego mamy oczekiwać?’” Nie wysłał uczniów, którzy byli niegdyś pasterzami, bo tamci wierzą i niczemu nie służyłoby wysyłanie ich. Wysłał dwóch spośród wątpiących, żeby przyszli do Ciebie i żeby ich słowa rozproszyły wątpliwości tych, którzy są podobni do nich. Poszedłem z nimi, żeby móc Cię zobaczyć. Powiedziałem [wszystko]. A teraz Ty ucisz ich wątpliwości».
   «Nie sądź jednak, że jesteśmy nieprzyjaciółmi, Nauczycielu! Słowa Manaena mogłyby Ci nasunąć takie myśli. My... My... Znamy Chrzciciela od lat i zawsze widzieliśmy go jako kogoś świętego, pokutującego, natchnionego... Ty... Ciebie znamy tylko ze słów innych. A wiesz, jakie jest słowo ludzi... Ono – przez kontrast między tym, którego wywyższa, a tym którego zwalcza – wychwala i wywołuje [dobrą] opinię lub ją niszczy. To tak jak chmura się formuje i rozwiewa pod wpływem dwóch przeciwnych wiatrów».
   «Wiem, wiem. Czytam w waszym duchu, [jak] wasze oczy czytają prawdę w tym, co was otacza, podobnie jak wasze uszy usłyszały Moją rozmowę z wdową. To by [mogło] wystarczyć dla przekonania was. Ja jednak mówię wam: przyjrzyjcie się temu, co Mnie otacza. Tu nie ma bogatych ani rozpustnych, nie ma osób gorszących. Są tylko ubodzy, chorzy, szlachetni Izraelici, którzy chcą poznać Słowo Boże. I nikt inny. On, ona i tamta niewiasta, i jeszcze ta dziewczynka oraz ten starzec przyszli tutaj chorzy, a teraz są zdrowi. Zapytajcie ich, a oni wam powiedzą, co im było, jak ich uzdrowiłem i jacy są obecnie. Zróbcie to, zróbcie. Ja w tym czasie porozmawiam z Manaenem» – Jezus zamierza odejść.
   «Nie, Nauczycielu. My nie wątpimy w Twoje słowa. Daj nam tylko odpowiedź, jaką mamy zanieść Janowi – żeby wiedział, że tu byliśmy – i żebyśmy mogli, opierając się na niej, przekonać naszych towarzyszy».
   «Idźcie donieść Janowi to: „Głusi słyszą. Ta dziewczynka była głucha i niema. Niemi mówią. Ten mężczyzna był niemy od urodzenia. Ślepi widzą”. Mężu, przyjdź tutaj. Powiedz im, co ci było» – Jezus bierze cudownie uzdrowionego za ramię.
   Ten mówi:
   «Jestem murarzem i na twarz spadło mi naczynie pełne palącego wapna. Spaliło mi oczy. Od czterech lat byłem pogrążony w ciemnościach. Mesjasz zwilżył mi wysuszone oczy Swą śliną i stały się na nowo świeże, jak wtedy gdy miałem dwadzieścia lat. Niech będzie za to błogosławiony».
   Jezus mówi dalej:
   «A wraz z uzdrowionymi niewidomymi, głuchymi i niemymi, stają na nogi chromi i biegają sparaliżowani. Oto ten starzec był przed chwilą całkiem zdeformowany, a teraz jest wyprostowany jak palma na pustyni i zwinny jak gazela. Najbardziej chorzy odzyskują zdrowie. Niewiasto, co tobie było?»
   «Miałam chorą pierś z powodu tego, że dałam zbyt wiele mleka zachłannym ustom. Choroba wraz z piersią zżerała mi życie. Teraz spójrzcie».
   Rozchyla szatę pokazując zdrową pierś i dodaje:
   «To była jedna rana. Wskazuje na to moja tunika jeszcze pokryta ropą. Teraz idę do domu włożyć czyste ubranie. Jestem silna i szczęśliwa. A jeszcze wczoraj umierałam. Przyprowadzili mnie tu miłosierni ludzie. I byłam taka nieszczęśliwa... z powodu dzieci, które miały pozostać bez matki. Chwała na wieki Panu!»
   «Słyszycie? I możecie zapytać przełożonego tutejszej synagogi o wskrzeszenie jego córki. A idąc do Jerycha, przejdźcie przez Nain. Zapytajcie o młodzieńca, który został wskrzeszony w obecności całego miasta akurat w chwili, gdy miano go złożyć do grobu. Możecie więc donieść, że umarli powstają z martwych. Wielu trędowatych odzyskuje zdrowie. O tym możecie się dowiedzieć w wielu miejscach Izraela. Jeśli zechcecie pójść do Szikaminon, szukajcie ich pośród uczniów, a znajdziecie wielu. Powiedzcie więc Janowi, że trędowaci doznają oczyszczenia. I powiedzcie też – ponieważ to widzicie – że Dobra Nowina jest głoszona ubogim. I błogosławiony ten, kto się Mną nie zgorszy.262 Powiedzcie to Janowi. I powiedzcie mu, że Ja go błogosławię z całą Moją miłością». (III (cz. 3–4), 129: 29 sierpnia 1945. A, 6303-6322)

261 Pierwsze spotkanie Manaena z Jezusem opisuje Księga II, wizja nr 88.
262 Zob. Mt 11,6.

   «Maestro tre volte santo, ti posso salutare?» chiede uno dei tre sopraggiunti che si sono fermati rispettosamente dietro a Gesù, attendendo che Egli congedasse la donna, e che perciò hanno sentito la promessa di Gesù. E quest’uomo che saluta è Mannaen.
   Gesù si volta con un sorriso e dice: «Pace a te, Mannaen! Ti sei dunque ricordato di Me?».
   «Sempre, Maestro. E avevo divisato di venire da Te in casa di Lazzaro o all’Orto degli Ulivi per stare con Te. Ma prima di Pasqua fu preso il Battista. Fu ripreso con tradimento ed io temevo che, nell’assenza di Erode venuto a Gerusalemme per la Pasqua, Erodiade ordinasse l’uccisione del santo. Non è voluta andare per le feste a Sionne dicendosi malata. Malata, sì. Di odio e lussuria… Io sono stato a Macheronte per controllare e… trattenere la perfida donna, che sarebbe capace di uccidere di sua mano… E non lo fa perché teme di perdere il favore di Erode, che… per paura o per convinzione difende Giovanni limitandosi a tenerlo prigioniero. Ora Erodiade è fuggita dal caldo opprimente di Macheronte andando in un castello di sua proprietà. Ed io sono venuto con questi amici miei e discepoli di Giovanni. Egli li mandava perché ti interrogassero. E io mi sono unito a loro».
   La gente, sentendo parlare di Erode e comprendendo chi è che ne parla, si affolla curiosa intorno al gruppetto di Gesù e dei tre.
   «Che volevate chiedermi?» chiede Gesù dopo scambievoli saluti coi due austeri personaggi.
   «Parla tu, Mannaen, che sai tutto e sei più amico» dice uno dei due.
   «Ecco, Maestro. Tu devi compatire se per troppo amore i discepoli vanno in diffidenza verso Colui che credono antagonista o soppiantatore del loro maestro. Così fanno i tuoi, così quelli di Giovanni. È una comprensibile gelosia, che dimostra tutto l’amore dei discepoli per i maestri. Io… sono imparziale, e questi che con me sono lo possono dire, perché conosco Te e Giovanni e vi amo con giustizia, tanto che, per quanto ami Te per quello che sei, ho preferito fare il sacrificio di stare presso Giovanni, perché venero lui pure per quello che è, ed attualmente perché più in pericolo di Te. Ora per questo amore, nel quale soffiano col loro astio i farisei, essi sono giunti a dubitare che Tu sia il Messia. E lo hanno confessato a Giovanni credendo di dargli gioia col dire: “Per noi sei tu il Messia. Non ci può essere uno più santo di te”. Ma Giovanni li ha rimproverati per prima cosa chiamandoli bestemmiatori, e poi, dopo il rimprovero, con più dolcezza, ha spiegato tutte le cose che ti indicano come vero Messia. Infine, vedendoli ancora non persuasi, ha preso due di essi, questi, e ha detto: “Andate da Lui e ditegli in mio nome: ‘Sei Tu quello che ha da venire, o dobbiamo attenderne un altro?’”. Non ha mandato i discepoli già pastori, perché essi credono e non sarebbe giovato mandarli. Ma ha preso fra quelli che dubitano per farteli avvicinare e perché la loro parola dissipi i dubbi dei loro simili. Io li ho accompagnati per poterti vedere. Ho detto. Tu ora calma i loro dubbi».
   «Ma non ci credere ostili, Maestro! Le parole di Mannaen te lo potrebbero far pensare. Noi… noi… Noi conosciamo da anni il Battista e lo abbiamo sempre visto santo, penitente, ispirato. Tu… non ti conosciamo che per parola altrui. E Tu sai cosa è la parola degli uomini… Crea e distrugge fama e lodi nel contrasto fra chi esalta e chi abbatte, così come una nuvola viene formata e disciolta da due venti contrari».
   «So, so. Leggo nel vostro animo, e i vostri occhi leggono la verità in quanto vi circonda, così come le vostre orecchie hanno sentito il colloquio con la vedova. Questo basterebbe a persuadere. Ma Io vi dico. Osservate chi mi circonda. Qui non sono ricchi né gaudenti, qui non persone scandalose. Ma poveri, malati, onesti israeliti che vogliono conoscere la Parola di Dio. E non altro. Questo, questo, questa donna, e poi quella fanciullina e quel vecchio, sono venuti qui malati ed ora sono sani. Interrogateli e vi diranno cosa avevano e come li guarii e come stanno ora. Fate, fate. Io intanto parlo con Mannaen» e Gesù fa per ritirarsi.
   «No, Maestro. Noi non dubitiamo delle tue parole. Solo dàcci una risposta da dare a Giovanni, perché egli veda che siamo venuti e perché possa, in base a quella, persuadere i nostri compagni».
   «Andate a riferire questo a Giovanni: “I sordi odono; questa fanciulla era sorda e muta. I muti parlano; e quell’uomo era muto dalla nascita. I ciechi vedono”. Uomo, vieni qui. Di’ a costoro ciò che avevi» dice Gesù prendendo per un braccio un miracolato.
   Questo dice: «Sono muratore e mi cadde sul viso un secchio pieno di calce viva. Mi bruciò gli occhi. Da quattro anni ero nelle tenebre. Il Messia mi ha bagnato gli occhi seccati con la sua saliva e sono tornati più freschi di quando avevo venti anni. Che Egli ne sia benedetto».
   Gesù riprende: «E coi ciechi, sordi, muti guariti, si raddrizzano gli storpiati e corrono gli zoppi. Ecco lì quel vecchio rattrappito poco anzi e ora dritto come una palma del deserto e agile come una gazzella. Si sanano le malattie più gravi. Tu, donna, che avevi?».
   «Un male al seno per il troppo latte dato a bocche voraci. E il male, col seno, mi rodeva la vita. Ora guardate» e si socchiude la veste mostrando intatte le mammelle e aggiunge: «Era tutta una piaga, e lo dimostra la tunica ancor bagnata del marciume. Ora vado a casa per mettere veste monda e sono forte e felice. Mente solo ieri ero morente, portata qui da pietosi, e tanto infelice… per i bambini prossimi ad essere senza madre. Eterna lode al Salvatore!».
   «Udite? E potete interrogare il sinagogo di questa città sulla risurrezione della figlia sua e, tornando verso Gerico, passate da Naim, chiedete del giovane risuscitato alla presenza di tutta la città e mentre stava per essere messo nel sepolcro. Così potrete riferire che i morti risuscitano. Che molti lebbrosi siano guariti, potete saperlo da molti luoghi in Israele, ma se volete andare a Sicaminon, cercatene fra i discepoli, e molti ne troverete. Dite dunque a Giovanni che i lebbrosi sono mondati. E dite, poiché lo vedete, che ai poveri è annunziata la Buona Novella. Ed è beato chi non si sarà scandalizzato di Me. Dite questo a Giovanni. E ditegli che Io lo benedico con tutto il mio amore». (4, 266)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

niedziela, 28 października 2018

(60) Żywoty Świętych: Martynian Pustelnik

Żywot Ś. Martyniana pustelnika – 
i o dwu białychgłowach Zoi i Fotynie –
pisany od Symeona Metafrasta. Żył około roku Pańskiego, 415.1

   Nie daleko od Cezareej Palestyńskiej góra jest, nazwana Locus arcae, przy której jest pustynia wielka, a w niej wiele ludzi Bożych, którzy się w szkole pokuty ś. i żywota doskonałego ćwiczą – miedzy którymi był ten święty Martynianus. Z młodości rozmiłował się Pana Boga, i będąc młodzieńcem w ośminaście lat urodziwym a zdrowym, chcąc mieć miejsce wolne na obmyślanie rzeczy Boskich, opuszczając zabawy a niepokoje życia pospolitego, udał się na pustynią, i mieszkał na niej przez dwadzieścia i pięć lat, żywot on Anielski prowadząc. 2Uczcił go był P. Bóg i dary swemi na cuda czynienia, i wygnanie czartów, i uzdrawianie gorączek – i wsławiony u ludzi, gdy biegli do niego z kłopoty i nędzami swoimi, każdego z pociechą do domu odsyłał. Miewał często od czartów gabanie, z któremi nam jest wojna ustawiczna – acz więcej z takiemi którzy śmiele po nim depcą, i jawniej walkę wiedzie. Raz widomie do jego celle jako smok straszliwy przyszedł, i obalić chciał komórkę jego. A on modlitwą zabawiony, a nic nieprzestraszony, tak się z niego śmiał: prawyś wąż wężu, czołgać tobie po ziemi jako bestiej przystoi – aleś mię ustraszył? Mając ja Pana mego Jezusa Chrystusa, z ciebie się śmieję, i urągaćci będę wedle Psalmu: Oko moje wzgardzi nieprzyjacielem moim. Zniknął czart, ale uciekając, śmiechem onym jego rozgniewany grozić począł: poczekaj, powiada, najdę ja na cię inną siatkę, w której cię uwiklę – a nie przestanę aż cię unoszę. Lecz on nie dbał na pogróżki nieprzyjacielskie, a chwalił Pana obrońcę swego.
   Przydało się iż o tym świętym rozmowa była między kilką dobrych ludzi, w mieście Cezarejskim – chwalili żywot jego, i onę w młodych leciech i urodziwym ciele powściągliwość, i inne cnoty. A wyrwawszy się jedna białagłowa, na imię Zoa, z naprawy szatańskiej, rzecze: Co to chwalicie tego, co nigdy urodziwej a gładkiej niewiasty nie widząc, skrywszy się tam siedzi, jako bestia w lesie, nie mogąc cielesnym pożądliwościam miedzy ludźmi wytrwać – niechby jedno mnie ujźrzał, a ze mną gadał, prędkoby się serce jego jako wosk rozpuściło. A jeśliby tak był statecznym – dopierobych chwaliła prawą powściągliwość jego – gdyby się blisko ognia siedząc nie sparzył. Ujźrzycie że się ja oń pokuszę, a tego dowiodę co mówię. 3I pobiegła do domu, i w nędzne się szaty zdarte ubrała, a piękny i drogi ubiór swój w tłomoczek wziąwszy, pobiegła do niego na pustynią. I skoro się zmierzkło, kołace do jego chałupki wołając: zmiłuj się, otom tu na pustyni zamierzkła – jeśli mię nie puścisz, źwierz mię okrutny rozdrapa – nie pomni żem niewiasta, jedno żem stworzenie Boże i obraz Jego. Wyjźrzy a obaczy, iż oszarpana zmokła niewiasta, i wzruszony miłosierdziem, myślić pocznie o jej i swoim niebezpieczeństwie. Jej idzie, myśli sobie, o cielesną, a mnie o duszną śmierć – boję się abych skuszony nie był, a nie upadł. Lecz się Panu Bogu poruczywszy, a mówiąc on Psalm: W Tobie nadzieję Panie mam, niech pohańbion nie będę, otworzył jej mówiąc: oto masz ogień, osusz się – oto masz daktyły, posil się, a jutro rano wstań do drogi twojej – i dawszy jej daktyły, a ogień nanieciwszy, sam się w wnętrznej komórce zamknął, i modlitwy swoje odprawował.
   W tym począł czuć niepokoje złej żądzej w ciele swoim – bo już był czart do komórki jego wszedł, a zapalczywość cielesną w nim czynił srogą barzo. Nim dzień przyszedł, ona się niewiasta pięknie ubrała – a one oszarpane szaty porzuciła. Rano wynidzie, ujźrzy ją ubraną, zdumieje się i nie pozna jej. Nierychło zdumiały wyrzecze: coś zacz, a co to za diabelski na tobie ubiór? A ona słowy jedwabnymi powie: Jamci jest ta, com wczora przyszła, jestem z Cezareej miasta. Rzecze Martynianus: wczoraś była nędznica, a dzisieś harda i bogata? 4Odpowie: słyszałam o twojej młodości, i tej dziwnej urodzie twojej, i pragnęłam cię widzieć, abych się ciebie napatrzyła – cóż to wżdy za posty wasze, i za żywot wasz taki? A gdzież to w Piśmie, aby człowiek nie miał jeść i pić, i w małżeństwie ś. żyć? A który z Proroków ś. żony nie miał? Wszak i Enoch on dziwny który wniesiony jest do Raju, i Abraam, i Izaak, i Jakob, i Dawid, żony mieli i dziatki z nich, a w jakiej łasce byli Bożej? Boże by my w takiej. Gdy to mówiła, miękczyła serce jego, i mdliła męskie i święte myśli jego, już go do piekła i grzechu prowadząc, tak iż już spytać śmiał, mówiąc: 5Jeślibych cię za żonę wziął, a skądbych cię i sam siebie żywił? Jam człowiek widzisz ubogi. Ona rzecze: Mam ja wielką majętność i imienie niemałe, i sług dosyć. Ty tym władnąć i panować będziesz – jedno mi przyzwól – bom jest barzo twoją urodą zjęta. Tak on nędzny czartu się zwieść dał, i o grzechu już z nią mówić począł. I rzecze jej: Poczekaj wynidę trochę, jeśli kto nie idzie do mnie po błogosławieństwo, aby nas nie szczedł – jeśli przed P. Bogiem zataić nie możewa, wżdy przed ludźmi się skryjmy.
   Wynidzie ś. Martynian, i wlezie na wysoką skałę, patrzyć ze wszytkich stron, jeśli kto nie idzie. A tym czasem łaskawy Bóg, który nie zapomniał pracej jego żywota przeszłego, i strudzenia onego z młodości, wedle Pisma podjął rękę jego, i pośliźnioną jego nogę podparł – i lecącego do zguby wiecznej, ręką swoją uchwycił, dając mu myśli i serce inaksze. Bo schodząc z onej skały, wejźrzy w niebo, i uderzy się w piersi, i rzecze sam do siebie: Co chcesz czynić nędzny robaku? Z Bogiem wojnę zaczniesz, jego łaskę stracisz, piekło zyszczesz, a czartu, z którymeś do tego czasu walczył, pociechę nad zgubą swoją dasz. I pocznie srodze rzewno płakać, żałując iż się już przyzwoleniem pomazał. I narzekając na chytrości szatańskie, rzecze: Poczekaj, najdę ja też na cię czarcie działo jedno, którymci głowę zbiję. Twoim cię mieczem bić będę, i twoje kule na cię obrócę. 6I zszedszy z skały, chróstu suchego nazbierał i podniósł – a przyszedszy do celle swej, wielki ogień naniecił, i przezeń skakać i po nim deptać począwszy, okrutnie się i nogi swoje popalił, i wołał sam na się: A cóżci się dzieje Martynianie? A gorącoć? Jeśli ten płomień wycierpisz, do tej się niewiasty przybliżysz. Bo ta tobie i diabeł przez nię, nie taki, ale on piekielny ogień niesie – ten ogień wodą ugasisz, ale onego nigdy na wieki. A jeśli tego wycierpieć nie możesz, a piekielny jako wytrwasz? I poparzywszy się i spaliwszy raz, jeszcze drugi raz powtórzył, tak iż wyszedszy z ognia, upadł na ziemię, i na nogi postąpić nie mógł.
   Tedy leżąc, z serca prawego wołać począł z wielkim płaczem: odpuść Panie złe przyzwolenie serca mego. Ty wiesz iżemci się z młodości Tobie uprzejmie, i czystość moję ofiarować chciał – i teraz dla tego w ten ogień wniściem wolał. Potym Psalm on zaczął:7 Jako dobry jest Bóg Izraelski tym, którzy są prawego serca – a moje nogi pośliznęły się, i chodzenie moje już się było zachwiało – gdy ten Psalm kończy, niewiasta ona na to patrząc, użali się go wielce, i wspomni na zły a niepobożny żywot swój, i zjąwszy szaty one piękne swoje, a one żebracze wdziawszy, wrzuci wszytki w ogień on i spali. 8I przepraszać Martyniana poczęła, obiecując też swoje prawe ku Panu Bogu nawrócenie – a iż dalej w dom swój iść, ani się nazad wrócić nie miała. I polecając się jego modlitwie, mówiła: Mógłci mię na cię czart naprawić, ale ja też nań naprawię Pana mego Jezusa Chrystusa, który mię wspomoże, iż srogą odemnie hańbę odniesie – wszak Pan nasz wszetecznicę przyjął, a dał jej powstanie – mam wielką nadzieję, iż i mnie przyjmie, a da mi zwycięstwo nad nieprzyjacioły memi – a to mówiąc, wielkie łzy wylewała i płakała. A ś. Martynian rzecze: Odpuśćci Boże, idź w pokoju, a rób już mocnie na zbawienie swoje. Rzecze ona: daj mi radę, gdzie się mam obrócić, do domu już nie pójdę. A on jej iść do Jeruzalem, i do Betlehem do Pauliny dziewice w klasztorze panieńskim, kazał. A żeby to wszytko powiedziała, co i jako się zstało. Upominał ją aby się nazad nie obracała, jako żona Lotowa – a ona obiecując stateczność, z błogosławieństwem jego poszła, drogi swoje łzami polewając, a rozmyślając sobie dziwną sprawę Bożą, i nawrócenie swoje, i on tak dziwny przykład ś. Martyniana. Przyjęta do klasztoru od Pauliny ś. barzo była w pokucie gorącą, tak iż jej ś. Paulina mówiła: Nie trudź tak barzo ciała swego, żebyś do końca wytrwać mogła. I dwanaście lat w pokucie i w klasztorze strawiwszy, dobrze dokonała – nigdy wina nie piła, ani z olejem jadła, ani żadnych jagód, jedno chleb, a wodę, i to pod miarą wieczór, a drugdy trzeciego dnia. I cudy a wygnaniem czartów była wsławiona od Boga.
   Święty Martynian zaś zleczony po siedmi miesiącach, począł sobie rozważać: będęli tu na tym miejscu, bezpieczny być nie mogę – szukać mi trzeba tak zakrytego miejsca, żeby tam białagłowa dojść nie mogła. I polecając się Panu Bogu, mówił: Panie Ty zguby grzesznego nie rad widzisz, ukaż mi jakie bezpieczniejsze miejsce, abych nakoniec nie zginął. Ty znasz słabość moję – bądźże mi obroną, i wodzem, i chlebem, i żywnością moją. 9Tedy wyszedł z celle, i bieżał ku morzu. A czart śmiać się z niego i wołać począł: widzisz iż moje na wierzchu. Otom cię już z tej chałupki wygnał, i ciałom twoje spalił, i byłeś raz już w mojej mocy. Najdę cię i tam gdzie idziesz, i wypędzę cię stamtąd – a nie przestanę, aż cię unoszę i skrócę. A święty mu rzekł: Nędzniku co twoja za moc, mniemasz abyś ty mnie z tej chałupki wygnał, abo żebych się ja w niej stesknił? Idę abych szyję twoję starł, a więtszą tobie hańbę uczynił. I na pierwszej i na wtórej wojnie a coś wygrał? Naczynie to któreś na mię był nagotował, ofiarowałem P. Bogu, iż cię i ona jako psa śmierdzącego wzgardziła, teraz i cieniu się jej boisz. Przydź jeszcze trzeci raz, damci się znać. Tak czarta odprawił, a sam śpiewać w drodze Psalm począł:10 Niech powstanie Bóg, a rozproszą się nieprzyjaciele Jego – i dalej, jako jest pisano.
   Przyjdzie ś. Martynian nad morze, i ujźrzy jednego rybitwa, i spyta go, jeśliby o jakim małym ostrowie na morzu nie wiedział, na którymby nikt nie mieszkał? Chciałbym się ukraść od próżnego świata, powiada, a miejsca spokojnego nie mam na uwiarowanie złego. Rzecze rybołów: jest tam skała jedna mała, ale wysoka i straszliwa, i nie blisko od ziemie, ba i ziemie u niej nie dojźrzy. Odpowie święty: Takiej mi trzeba, zwłaszcza gdzieby białagłowa przyść nie mogła. Rzecze mu rybołów: A czymże tam żyw będziesz? Odpowie: uczyniwa zmowę dobrą. Ty mię żywić będziesz, a ja za cię prosić P. Boga będę. 11Będę też robił koszyki z liścia palmowego siedząc na skale, którego mi przywieziesz – one ty przedawać, a żywić mię będziesz – dwa abo trzykroć do roku chleba mi i wody przywieziesz. Widząc rybołów iż człowiek duchowny, barzo mu rad wszytko obiecał – i dowiózł go na ono miejsce, któremu był barzo rad ś. Martynian, iż było wedle myśli jego, i błogosławiwszy swemu dobrodziejowi, śpiewał sobie on Psalm:12 Czekając doczekałem się Pana – i postawił na skale nogi moje – &ć. Pytał go też on rybołów, jeśliby chciał mieć jakie drzewko na uczynienie chałupki? A on niechciał, ale tak na słońcu i na zimnie siedział we dnie i w nocy. Lecz i tam mu czart pokoju nie dał. 13Raz w nocy poburzył morze, iż mniemał ś. Martynian iż piętnaście łokiet woda była nad jego głową. I wołał czart: już cię zatopię Martynianie. A on mu bezpiecznie odpowiadał: Nędzniku bez mocy, ja się twoich obłudności i strachów nie boję – mam nadzieję w Panu moim Jezusie, iż cię do końca pokonam. I począł śpiewać on Psalm:14 Zbaw mię Panie, bo przyszły wody na duszę moję – uwiązłem w błocie głębokiem i w bezdniu – przyszedłem na głębokość morską – & ć. Skończywszy Psalm, prosił Pana Boga, mówiąc: Panie wysłuchaj mię, a pohańbi nieprzyjaciela mojego, który tę wodę przywiódł na mię. I wnet wszytko ucichło, a czart z hańbą zniknął. I siedział sześć lat na skale onej, wszytko cierpiąc dla zbawienia swego.
   15Jeszcze się on kusił nieprzyjaciel, taką drogą – na morzu rozbił z ludźmi okręt, w którym było białychgłów wiele. Wszytki potonęły, jedno jedna ze wszytkich nacudniejsza, 16deski się uchwyciła, i pływała po morzu, i wiatr ją przypędził do onej skały gdzie był ś. Martynianus – której się rękoma uchwyciwszy, wołała dla Pana Boga pomocy od świętego, którego już na skale wzgórę widzieć mogła. Nie daj mi zginąć, wołała, dobry mężu – boć innej pomocy nie mam, a jużem barzo zemdlała. Widząc to ś. iż inaczej uść śmierci nie mogła, jedno przez pomoc jego – uśmiechnąwszy się, rzekł: I to twoje sidła szatanie, przedsię pociechy nademną mieć nie będziesz. A rozmyślając się iż ta w więtszej jest potrzebie niżli ona pierwsza niewiasta na ziemi, a jeśli ją opuszczę (myśli sobie) Bóg mię na sądzie swym karać będzie – jeśli ją też tu do siebie przyjmę, sam się o upadek z nią boję. I zawoławszy do P. Boga, mówił: Panie, Tyś mnie sprawował od młodości mojej – nie daj mi upadać, a uczyń to co jest zbawienno duszy mojej – i ściągnął jej rękę i wywlókł z wody. A widząc iż barzo piękna, i młoda, rzekł jej: słoma z ogniem trudno się zgodzić ma, być tu oba nie możem – bo czart mię sidlić chce, ale dali Bóg nie wygra – zostań tu córko, a nic się nie bój, jedz to co dla mnie P. Bóg zgotował – za dwa miesiąca przyjdzie tu rybołów jeden, powiesz mu co się zstało, a z nim do domu jachać możesz – a sam się przeżegnawszy krzyżem ś. rzekł do Pana Boga: Panie i morze Tobie służy, zmiłuj się a nie daj mi w tym morzu zginąć – Tobie dufając, puszczam się na tę wielką wodę w imię Twoje, a jeśli nie raczysz mię wybawić, wolę nieopatrznie umrzeć, niżli zgrzeszyć przed Tobą. 17I to mówiąc wskoczył w morze. A Delfinowie dwie rybie morskie, z rozkazania i z zrządzenia Bożego, wzięły go na grzbiety swoje, i na brzeg wyniosły. Patrzyła za nim panienka ona, póki się jej nie zoczył – Pana Boga zań prosząc, iż dla niej tak umierał jej dobrodziej. A on przebywszy morze, i znając cudo które z nim jako z Jonaszem uczynił Pan Bóg – wielkie dzięki Jego opatrzności czynił – iż tych nie zapomina, którzy Jemu dufają. A za ono wielkie zwycięstwo nad czartem śpiewał Psalm:18 Pan mię rządzi, a na żadnej mi rzeczy nie zejdzie, na miejscu pastwiska postawił mię, &ć.
   I rozmyślając się gdzie się miał dalej obrócić – wspomniał sobie na naukę Ewangeliej ś.19 – Gdy was w jednym mieście prześladować będą, uciekajcie do drugiego, zaprawdę wam powiadam, nie skończycie miast Izraelskich – i rzecze sobie: uciekaj Martynianie, uciekaj mnichu, aby cię pokusa nie ogarnęła. I tak od miasta do miasta biegając, skończył żywota swego, nigdy z sobą nie mając, ani pieniędzy, ani kalety, ani dwu sukien. Ale się pytał po wsi i po miastach o dobrych ludziach, i tam nalazł co jeść i pić. Przez dwie lecie tak biegając, obszedł sto sześćdziesiąt i cztery miasta. Ostatnie w Atenach kazawszy sobie przyzwać Biskupa, i wziąwszy Chrześciańskie około śmierci zachowania, umarł, i szczęśliwie wieku swego dokonał. Prawie wielki człowiek i dziwnej cierpliwości, jako męczennik sam nad sobą – którego się modlitwie pilnie grzeszni polecamy.
   A z oną panną co się zstało, chciej posłuchać. Pomogła jej modlitwa Martynianowa, iż się tam na skale P. Boga rozmiłowała, i on sobie żywot w czystym ciele i spokojnej duszy ulubiła – żywot też swój, który z potopu wyniosła, gdy inni wszyscy potonęli, P. Bogu ofiarując. Gdy on rybołów do niej przyjachał – ledwie go zastraszonego do siebie przyzwała, i powiedziała mu co się zstało. I rzecze jej, wsiadaj sam że cię odwiozę, a pójdziesz tam skąd jesteś. A ona rzekła: proszę nie bierz mię z skały tej, ale czyń nademną to miłosierdzie, któreś czynić miał nad onym sługą Bożym. Idź a przynieś mi czapkę i suknią męską, a ja tobie szaty niewieście dam – opatrz mię też chlebem i wodą – chcę tu zbawieniu też swemu posłużyć. A proszę cię przywiedź do mnie żonę swoję, żebych się z nią rozmówiła o kądzieli i robocie. A Bóg tobie da grzechów twych, za to miłosierdzie nademną, odpuszczenie, i będziesz miał ufność przed sądem Bożym. Obiecał jej uczynić wszystko on żeglarz. I uczynił, widząc tak nabożną panienkę, przywiódł do niej żonę swoję, która ją oblokła w męskie szaty, i prosiła jej panna, aby jej dała przędziwa do roboty, żeby jej chleba darmo nie jadła. Co trzy miesiące przyjeżdżał do niej on żeglarz z żoną, nosząc jej obrok – a ona mu robotę oddawała. Kochała się ona panna im dalej tym więcej w służbie Bożej, i w pokoju onym. We dnie dwanaście kroć, a w nocy dwadzieścia i cztery kroć modlitwy czyniła. I tak skończyła żywot swój. Gdy do skały przyszła, miała lat dwadzieścia i pięć, a na skale żyła lat sześć, imię jej było Fotyna. Przyjechał on rybołów, nalazł ją pięknie złożonych członków już umarłą, i z wielką czcią wiózł do Cezareej Biskupowi oznajmując, gdzie na miejscu zacnym pogrzebiona jest. Na cześć Panu Bogu, który żyje i króluje na wieki. Amen.

   Lepiej od powabu i przyczyny grzechów uciekać – niżli męstwa w niebezpieczeństwie doświadczać, zwłaszcza w tym cielesnym grzechu, z którym trudno wręcz walczyć – bo się rychlej samym uciekaniem pokonywa, a nigdy póki człowiek żyw bezpieczności nie daje. 20Piszą o niejakim Arseniusie pustelniku, iż się strzegł barzo rozmów i widzenia białychgłów – i czasu jednego, jedna zacna, świątobliwości się jego dziwując, widzieć go chciała, i z prędka go naszła – 21a on wnet oczy spuściwszy, karać słowy począł jej bezpieczność i śmiałość. A ona go przepraszała, mówiąc: proszę odpuść mi, bomci to dobrym sercem uczyniła – a módl się Panu Bogu za mię. A on rzekł: Modlić się będę, i barzo, abych na cię nigdy nie wspomniał. Nauczając nas, gdy się nam trafi niewiasty widzieć, abyśmy osób i urody ich na myśli nie nosili.
   2. A iż ten wolał na morze się raczej puścić, a niżli z niewiastą zostać, a czystość swoję i duszę w niebezpieczeństwie zostawić – nie dziwuj się temu – 22jako kto z wojska ucieka, żadnej się śmierci, chociaż daleko sroższej, nie boi, jedno onej, której się naprzód przelękł – tak kto się sądów Bożych, piekła, i srogiego potępienia przelęknie, żadna mu śmierć świetcka straszna nie jest. 23Acz to ten Święty uczynił z osobnego objawienia Bożego ufając Bogu, iż wypłynąć cudownie, a czarta, który go tak kusił, pohańbić miał – nie godzi się nikomu dla uwiarowania grzechów, śmierci samemu sobie zadawać. Bo wolna wola ludzka, niczym być zniewolona do grzechu nie może, jeśli sama niechce. Acz się na swoję słabość oglądając, łaski Bożej i pomocy szukać pilnie mamy. O czym Augustyn ś. tak mówi:24 Byśmy się dla grzechów uwiarowania zabijać mieli, toby nalepiej po Chrzcie, gdzie już wszytkie odpuszczone są, śmierć sobie zadać – coby było wielkie szaleństwo i głupstwo, i przestąpienie przykazania Bożego, który zabijać nie kazał, ani samego siebie, ani drugiego.
   3. 25Rozmaite są dary Boże. Jedni, jakoś już czytał o kilku ich, z żonami własnemi mieszkając czystość zachowali (jako i o tym ś. Julianie za tym czytać będziesz) i miedzy ludźmi niepokalanemi zostawali i zostają – a ten Święty tak przed niewiastami ucieka. Dla tego, iż czuł, że tego daru nie miał od Boga, który mieli ci drudzy – bo był już doznał swego niebezpieczeństwa. Jednemu Pan Bóg dał to, drugiemu owo, wedle powołania i stanu, na którym kogo mieć chce. Pustelnikom tego nie daje – a tym którzy około zbawienia ludzkiego robią, i miedzy nimi żyć muszą, daje. Wszakże za pracą, strażą, i pilnością – jako i inne wszytko.

1  XXV. Febru. Lutego.
Cudy wsławiony.
Niewiastę nań szatan pobudził.
Słowa heretyckie.
Rozmowa Martyniana nieostrożna z niewiastą.
W ogień wskoczył lecząc się od pokusy cielesnej.
7  Ps 73(72).
Nawrócenie nierządnej niewiasty.
Czart się śmiał z ś. Martyniana, ale mu śmiech oddał.
10  Ps 74(73).
11  Uciekł na skałę morską Martynian ś.
12  Ps 40(39).
13  Czart morze poburzył strasząc świętego.
14  Ps 69(68). [U Skargi: Ps 66. Przyp. J.Sz.]
15  Druga pokusa ciężka.
16  Przypłynęła do niego panna.
17  W morze wskoczył, i cudownie wypłynął.
18  Ps 23(22).
19  Mt 10.
20  Straż od białychgłów.
21  Arsenius co rzekł.
22  Pierwszy przestrach mocny.
23  Śmierci sobie nie zadawać.
24  Lib. 1. cap. 27. de civitate Dei.
25  Dar czystości mniejszy i więtszy.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski

środa, 17 października 2018

(107) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Rozesłanie Apostołów

   1 Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. 2 A oto imiona dwunastu apostołów: pierwszy – Szymon, zwany Piotrem, i brat jego Andrzej, potem Jakub, syn Zebedeusza, i brat jego Jan, 3 Filip i Bartłomiej, Tomasz i celnik Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Tadeusz, 4 Szymon Gorliwy i Judasz Iskariota, ten, który Go zdradził.
   5 Tych to Dwunastu wysłał Jezus i dał im takie wskazania: «Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego. 6 Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. 7 Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. 8 Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. 9 Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. 10 Nie bierzcie w drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski. Wart jest bowiem robotnik swej strawy.
   11 A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. 12 Wchodząc do domu, przywitajcie go pozdrowieniem. 13 Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli zaś nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was. 14 A jeśliby was gdzieś nie chciano przyjąć i nie dano posłuchu słowom waszym, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych! 15 Zaprawdę, powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu.
   16 Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie.
   17 Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. 18 Nawet przed namiestników i królów będą was prowadzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. 19 Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, 20 gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. 21 Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. 22 Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. 23 Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy.
   24 Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. 25 Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak jego pan. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, to o ileż bardziej nazwą tak jego domowników. 26 Nie bójcie się więc ich! Nie ma bowiem nic skrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. 27 Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie w świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach. 28 Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. 29 Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asas? A przecież bez woli Ojca waszego żaden z nich nie spadnie na ziemię. 30 U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie. 31 Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
   32 Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. 33 Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.
   34 Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. 35 Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; 36 i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. 37 Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. 38 Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. 39 Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
   40 Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. 41 Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. 42 Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody». (Mt 10)

   7 Następnie przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi 8 i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. 9 «Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien!» 10 I mówił do nich: «Gdy do jakiegoś domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. 11 Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!» 12 Oni więc wyszli i wzywali do nawracania się. 13 Wyrzucali też wiele złych duchów, a wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali. (Mk 6,7-13)

   1 Wtedy zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami oraz [władzę] leczenia chorób. 2 I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych. 3 Mówił do nich: «Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie. 4 Gdy do jakiegoś domu wejdziecie, pozostańcie tam i stamtąd będziecie wychodzić. 5 Jeśliby was gdzieś nie przyjęli, wychodząc z tego miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim!» 6 Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc Ewangelię i uzdrawiając wszędzie. (Łk 9,1-6)

   3 «Idźcie! Oto posyłam was jak owce między wilki. 4 Nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. 5 Gdy wejdziecie do jakiegoś domu, najpierw mówcie: Pokój temu domowi. 6 Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. 7 W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co będą mieli: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. 8 Jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; 9 uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże. 10 Lecz jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: 11 Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże. 12 Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu». (Łk 10,3-12)

   1 Καὶ προσκαλεσάμενος τοὺς δώδεκα μαθητὰς αὐτοῦ ἔδωκεν αὐτοῖς ἐξουσίαν πνευμάτων ἀκαθάρτων ὥστε ἐκβάλλειν αὐτὰ καὶ θεραπεύειν πᾶσαν νόσον καὶ πᾶσαν μαλακίαν.
   2 Τῶν δὲ δώδεκα ἀποστόλων τὰ ὀνόματά ἐστιν ταῦτα· πρῶτος Σίμων ὁ λεγόμενος Πέτρος καὶ Ἀνδρέας ὁ ἀδελφὸς αὐτοῦ, καὶ Ἰάκωβος ὁ τοῦ Ζεβεδαίου καὶ Ἰωάννης ὁ ἀδελφὸς αὐτοῦ, 3 Φίλιππος καὶ Βαρθολομαῖος, Θωμᾶς καὶ Μαθθαῖος ὁ τελώνης, Ἰάκωβος ὁ τοῦ Ἁλφαίου καὶ Θαδδαῖος, 4 Σίμων ὁ Καναναῖος καὶ Ἰούδας ὁ Ἰσκαριώτης ὁ καὶ παραδοὺς αὐτόν.
   5 Τούτους τοὺς δώδεκα ἀπέστειλεν ὁ Ἰησοῦς παραγγείλας αὐτοῖς λέγων· εἰς ὁδὸν ἐθνῶν μὴ ἀπέλθητε καὶ εἰς πόλιν Σαμαριτῶν μὴ εἰσέλθητε· 6 πορεύεσθε δὲ μᾶλλον πρὸς τὰ πρόβατα τὰ ἀπολωλότα οἴκου Ἰσραήλ. 7 πορευόμενοι δὲ κηρύσσετε λέγοντες ὅτι ἤγγικεν ἡ βασιλεία τῶν οὐρανῶν. 8 ἀσθενοῦντας θεραπεύετε, νεκροὺς ἐγείρετε, λεπροὺς καθαρίζετε, δαιμόνια ἐκβάλλετε· δωρεὰν ἐλάβετε, δωρεὰν δότε. 9 Μὴ κτήσησθε χρυσὸν μηδὲ ἄργυρον μηδὲ χαλκὸν εἰς τὰς ζώνας ὑμῶν, 10 μὴ πήραν εἰς ὁδὸν μηδὲ δύο χιτῶνας μηδὲ ὑποδήματα μηδὲ ῥάβδον· ἄξιος γὰρ ὁ ἐργάτης τῆς τροφῆς αὐτοῦ. 11 Εἰς ἣν δ’ ἂν πόλιν ἢ κώμην εἰσέλθητε, ἐξετάσατε τίς ἐν αὐτῇ ἄξιός ἐστιν· κἀκεῖ μείνατε ἕως ἂν ἐξέλθητε. 12 εἰσερχόμενοι δὲ εἰς τὴν οἰκίαν ἀσπάσασθε αὐτήν· 13 καὶ ἐὰν μὲν ᾖ ἡ οἰκία ἀξία, ἐλθάτω ἡ εἰρήνη ὑμῶν ἐπ’ αὐτήν, ἐὰν δὲ μὴ ᾖ ἀξία, ἡ εἰρήνη ὑμῶν πρὸς ὑμᾶς ἐπιστραφήτω. 14 καὶ ὃς ἂν μὴ δέξηται ὑμᾶς μηδὲ ἀκούσῃ τοὺς λόγους ὑμῶν, ἐξερχόμενοι ἔξω τῆς οἰκίας ἢ τῆς πόλεως ἐκείνης ἐκτινάξατε τὸν κονιορτὸν τῶν ποδῶν ὑμῶν. 15 ἀμὴν λέγω ὑμῖν, ἀνεκτότερον ἔσται γῇ Σοδόμων καὶ Γομόρρων ἐν ἡμέρᾳ κρίσεως ἢ τῇ πόλει ἐκείνῃ.
   16 Ἰδοὺ ἐγὼ ἀποστέλλω ὑμᾶς ὡς πρόβατα ἐν μέσῳ λύκων· γίνεσθε οὖν φρόνιμοι ὡς οἱ ὄφεις καὶ ἀκέραιοι ὡς αἱ περιστεραί.
   17 Προσέχετε δὲ ἀπὸ τῶν ἀνθρώπων· παραδώσουσιν γὰρ ὑμᾶς εἰς συνέδρια καὶ ἐν ταῖς συναγωγαῖς αὐτῶν μαστιγώσουσιν ὑμᾶς· 18 καὶ ἐπὶ ἡγεμόνας δὲ καὶ βασιλεῖς ἀχθήσεσθε ἕνεκεν ἐμοῦ εἰς μαρτύριον αὐτοῖς καὶ τοῖς ἔθνεσιν. 19 ὅταν δὲ παραδῶσιν ὑμᾶς, μὴ μεριμνήσητε πῶς ἢ τί λαλήσητε· δοθήσεται γὰρ ὑμῖν ἐν ἐκείνῃ τῇ ὥρᾳ τί λαλήσητε· 20 οὐ γὰρ ὑμεῖς ἐστε οἱ λαλοῦντες ἀλλὰ τὸ πνεῦμα τοῦ πατρὸς ὑμῶν τὸ λαλοῦν ἐν ὑμῖν.
   21 Παραδώσει δὲ ἀδελφὸς ἀδελφὸν εἰς θάνατον καὶ πατὴρ τέκνον, καὶ ἐπαναστήσονται τέκνα ἐπὶ γονεῖς καὶ θανατώσουσιν αὐτούς. 22 καὶ ἔσεσθε μισούμενοι ὑπὸ πάντων διὰ τὸ ὄνομά μου· ὁ δὲ ὑπομείνας εἰς τέλος οὗτος σωθήσεται.
   23 Ὅταν δὲ διώκωσιν ὑμᾶς ἐν τῇ πόλει ταύτῃ, φεύγετε εἰς τὴν ἑτέραν· ἀμὴν γὰρ λέγω ὑμῖν, οὐ μὴ τελέσητε τὰς πόλεις τοῦ Ἰσραὴλ ἕως ἂν ἔλθῃ ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου.
   24 Οὐκ ἔστιν μαθητὴς ὑπὲρ τὸν διδάσκαλον οὐδὲ δοῦλος ὑπὲρ τὸν κύριον αὐτοῦ. 25 ἀρκετὸν τῷ μαθητῇ ἵνα γένηται ὡς ὁ διδάσκαλος αὐτοῦ καὶ ὁ δοῦλος ὡς ὁ κύριος αὐτοῦ. εἰ τὸν οἰκοδεσπότην Βεελζεβοὺλ ἐπεκάλεσαν, πόσῳ μᾶλλον τοὺς οἰκιακοὺς αὐτοῦ.
   26 Μὴ οὖν φοβηθῆτε αὐτούς· οὐδὲν γάρ ἐστιν κεκαλυμμένον ὃ οὐκ ἀποκαλυφθήσεται καὶ κρυπτὸν ὃ οὐ γνωσθήσεται. 27 ὃ λέγω ὑμῖν ἐν τῇ σκοτίᾳ εἴπατε ἐν τῷ φωτί, καὶ ὃ εἰς τὸ οὖς ἀκούετε κηρύξατε ἐπὶ τῶν δωμάτων. 28 Καὶ μὴ φοβεῖσθε ἀπὸ τῶν ἀποκτεννόντων τὸ σῶμα, τὴν δὲ ψυχὴν μὴ δυναμένων ἀποκτεῖναι· φοβεῖσθε δὲ μᾶλλον τὸν δυνάμενον καὶ ψυχὴν καὶ σῶμα ἀπολέσαι ἐν γεέννῃ. 29 οὐχὶ δύο στρουθία ἀσσαρίου πωλεῖται; καὶ ἓν ἐξ αὐτῶν οὐ πεσεῖται ἐπὶ τὴν γῆν ἄνευ τοῦ πατρὸς ὑμῶν. 30 ὑμῶν δὲ καὶ αἱ τρίχες τῆς κεφαλῆς πᾶσαι ἠριθμημέναι εἰσίν. 31 μὴ οὖν φοβεῖσθε· πολλῶν στρουθίων διαφέρετε ὑμεῖς.
   32 Πᾶς οὖν ὅστις ὁμολογήσει ἐν ἐμοὶ ἔμπροσθεν τῶν ἀνθρώπων, ὁμολογήσω κἀγὼ ἐν αὐτῷ ἔμπροσθεν τοῦ πατρός μου τοῦ ἐν [τοῖς] οὐρανοῖς· 33 ὅστις δ’ ἂν ἀρνήσηταί με ἔμπροσθεν τῶν ἀνθρώπων, ἀρνήσομαι κἀγὼ αὐτὸν ἔμπροσθεν τοῦ πατρός μου τοῦ ἐν [τοῖς] οὐρανοῖς.
   34 Μὴ νομίσητε ὅτι ἦλθον βαλεῖν εἰρήνην ἐπὶ τὴν γῆν· οὐκ ἦλθον βαλεῖν εἰρήνην ἀλλὰ μάχαιραν. 35 ἦλθον γὰρ διχάσαι ἄνθρωπον κατὰ τοῦ πατρὸς αὐτοῦ καὶ θυγατέρα κατὰ τῆς μητρὸς αὐτῆς καὶ νύμφην κατὰ τῆς πενθερᾶς αὐτῆς, 36 καὶ ἐχθροὶ τοῦ ἀνθρώπου οἱ οἰκιακοὶ αὐτοῦ.
   37 Ὁ φιλῶν πατέρα ἢ μητέρα ὑπὲρ ἐμὲ οὐκ ἔστιν μου ἄξιος, καὶ ὁ φιλῶν υἱὸν ἢ θυγατέρα ὑπὲρ ἐμὲ οὐκ ἔστιν μου ἄξιος· 38 καὶ ὃς οὐ λαμβάνει τὸν σταυρὸν αὐτοῦ καὶ ἀκολουθεῖ ὀπίσω μου, οὐκ ἔστιν μου ἄξιος. 39 ὁ εὑρὼν τὴν ψυχὴν αὐτοῦ ἀπολέσει αὐτήν, καὶ ὁ ἀπολέσας τὴν ψυχὴν αὐτοῦ ἕνεκεν ἐμοῦ εὑρήσει αὐτήν.
   40 Ὁ δεχόμενος ὑμᾶς ἐμὲ δέχεται, καὶ ὁ ἐμὲ δεχόμενος δέχεται τὸν ἀποστείλαντά με. 41 ὁ δεχόμενος προφήτην εἰς ὄνομα προφήτου μισθὸν προφήτου λήμψεται, καὶ ὁ δεχόμενος δίκαιον εἰς ὄνομα δικαίου μισθὸν δικαίου λήμψεται. 42 καὶ ὃς ἂν ποτίσῃ ἕνα τῶν μικρῶν τούτων ποτήριον ψυχροῦ μόνον εἰς ὄνομα μαθητοῦ, ἀμὴν λέγω ὑμῖν, οὐ μὴ ἀπολέσῃ τὸν μισθὸν αὐτοῦ. (Mt 10)

   7 Καὶ προσκαλεῖται τοὺς δώδεκα καὶ ἤρξατο αὐτοὺς ἀποστέλλειν δύο δύο καὶ ἐδίδου αὐτοῖς ἐξουσίαν τῶν πνευμάτων τῶν ἀκαθάρτων, 8 καὶ παρήγγειλεν αὐτοῖς ἵνα μηδὲν αἴρωσιν εἰς ὁδὸν εἰ μὴ ῥάβδον μόνον, μὴ ἄρτον, μὴ πήραν, μὴ εἰς τὴν ζώνην χαλκόν, 9 ἀλλ’ ὑποδεδεμένους σανδάλια, καὶ μὴ ἐνδύσησθε δύο χιτῶνας. 10 καὶ ἔλεγεν αὐτοῖς· ὅπου ἐὰν εἰσέλθητε εἰς οἰκίαν, ἐκεῖ μένετε ἕως ἂν ἐξέλθητε ἐκεῖθεν. 11 καὶ ὃς ἂν τόπος μὴ δέξηται ὑμᾶς μηδὲ ἀκούσωσιν ὑμῶν, ἐκπορευόμενοι ἐκεῖθεν ἐκτινάξατε τὸν χοῦν τὸν ὑποκάτω τῶν ποδῶν ὑμῶν εἰς μαρτύριον αὐτοῖς. 12 Καὶ ἐξελθόντες ἐκήρυξαν ἵνα μετανοῶσιν, 13 καὶ δαιμόνια πολλὰ ἐξέβαλλον, καὶ ἤλειφον ἐλαίῳ πολλοὺς ἀρρώστους καὶ ἐθεράπευον. (Mk 6,7-13)

   1 Συγκαλεσάμενος δὲ τοὺς δώδεκα ἔδωκεν αὐτοῖς δύναμιν καὶ ἐξουσίαν ἐπὶ πάντα τὰ δαιμόνια καὶ νόσους θεραπεύειν 2 καὶ ἀπέστειλεν αὐτοὺς κηρύσσειν τὴν βασιλείαν τοῦ θεοῦ καὶ ἰᾶσθαι [τοὺς ἀσθενεῖς], 3 καὶ εἶπεν πρὸς αὐτούς· μηδὲν αἴρετε εἰς τὴν ὁδόν, μήτε ῥάβδον μήτε πήραν μήτε ἄρτον μήτε ἀργύριον μήτε [ἀνὰ] δύο χιτῶνας ἔχειν. 4 καὶ εἰς ἣν ἂν οἰκίαν εἰσέλθητε, ἐκεῖ μένετε καὶ ἐκεῖθεν ἐξέρχεσθε. 5 καὶ ὅσοι ἂν μὴ δέχωνται ὑμᾶς, ἐξερχόμενοι ἀπὸ τῆς πόλεως ἐκείνης τὸν κονιορτὸν ἀπὸ τῶν ποδῶν ὑμῶν ἀποτινάσσετε εἰς μαρτύριον ἐπ’ αὐτούς. 6 ἐξερχόμενοι δὲ διήρχοντο κατὰ τὰς κώμας εὐαγγελιζόμενοι καὶ θεραπεύοντες πανταχοῦ. (Łk 9,1-6)

   3 ὑπάγετε· ἰδοὺ ἀποστέλλω ὑμᾶς ὡς ἄρνας ἐν μέσῳ λύκων. 4 μὴ βαστάζετε βαλλάντιον, μὴ πήραν, μὴ ὑποδήματα, καὶ μηδένα κατὰ τὴν ὁδὸν ἀσπάσησθε. 5 εἰς ἣν δ’ ἂν εἰσέλθητε οἰκίαν, πρῶτον λέγετε· εἰρήνη τῷ οἴκῳ τούτῳ. 6 καὶ ἐὰν ἐκεῖ ᾖ υἱὸς εἰρήνης, ἐπαναπαήσεται ἐπ’ αὐτὸν ἡ εἰρήνη ὑμῶν· εἰ δὲ μή γε, ἐφ’ ὑμᾶς ἀνακάμψει. 7 ἐν αὐτῇ δὲ τῇ οἰκίᾳ μένετε ἐσθίοντες καὶ πίνοντες τὰ παρ’ αὐτῶν· ἄξιος γὰρ ὁ ἐργάτης τοῦ μισθοῦ αὐτοῦ. μὴ μεταβαίνετε ἐξ οἰκίας εἰς οἰκίαν. 8 καὶ εἰς ἣν ἂν πόλιν εἰσέρχησθε καὶ δέχωνται ὑμᾶς, ἐσθίετε τὰ παρατιθέμενα ὑμῖν 9 καὶ θεραπεύετε τοὺς ἐν αὐτῇ ἀσθενεῖς καὶ λέγετε αὐτοῖς· ἤγγικεν ἐφ’ ὑμᾶς ἡ βασιλεία τοῦ θεοῦ. 10 εἰς ἣν δ’ ἂν πόλιν εἰσέλθητε καὶ μὴ δέχωνται ὑμᾶς, ἐξελθόντες εἰς τὰς πλατείας αὐτῆς εἴπατε· 11 καὶ τὸν κονιορτὸν τὸν κολληθέντα ἡμῖν ἐκ τῆς πόλεως ὑμῶν εἰς τοὺς πόδας ἀπομασσόμεθα ὑμῖν· πλὴν τοῦτο γινώσκετε ὅτι ἤγγικεν ἡ βασιλεία τοῦ θεοῦ. 12 λέγω ὑμῖν ὅτι Σοδόμοις ἐν τῇ ἡμέρᾳ ἐκείνῃ ἀνεκτότερον ἔσται ἢ τῇ πόλει ἐκείνῃ. (Łk 10,3-12)

   Jezus jest z apostołami. Są tutaj wszyscy, co oznacza, że Judasz Iskariota, po wypełnieniu swego dzieła, przyłączył się do towarzyszy. Siedzą przy stole w domu w Kafarnaum. Jest wieczór. Gasnące światło dnia wchodzi przez drzwi i przez szeroko otwarte okna. Można dostrzec przemianę [barw] od purpury zmierzchu przez czerwony do nierzeczywistego koloru lila, na krawędziach – postrzępiony i przymarszczony szaroniebieską barwą, przechodzącą w szary. To przywodzi mi na myśl kartkę papieru wrzuconą do ognia. Zapala się ona jak węgiel, na który została rzucona, lecz na swych brzegach zwija się od żaru i gaśnie w kolorze błękitnawego ołowiu, kończącego się barwą szaroperłową, niemal białą.
   «Upał – wyrokuje Piotr wskazując wielką chmurę okrywającą zachód tymi kolorami – Upał. Brak wody. To nie chmura. To mgła. Ja dziś w nocy śpię w łodzi, żeby mi było chłodniej».
   «Nie. Tej nocy pójdziemy do ogrodu oliwnego. Muszę do was przemówić. Teraz powrócił Judasz. To czas, żeby mówić. Znam miejsce przewiewne. Będzie nam dobrze. Wstańcie i chodźmy tam» [– mówi Jezus.]
   «To daleko?» – dopytują się zabierając płaszcze.
   «Nie. Bardzo blisko. O rzut kamieniem od ostatniego domu. Możecie zostawić płaszcze. Jednak weźcie hubkę i krzesiwo, żeby widzieć drogę powrotną».
   Wychodzą z górnego pomieszczenia i schodzą po schodach, pożegnawszy się z panem domu i jego żoną, którzy zażywali chłodu na tarasie. Jezus zdecydowanie odwraca się plecami do jeziora i po przejściu przez osadę robi dwieście, może trzysta kroków. [Idzie] pośród drzew oliwnych na pierwszym małym wzgórzu, znajdującym się poza osadą. Zatrzymuje się na skraju. [To miejsce] przez swe położenie, odsłonięte i wolne od przeszkód, korzysta z całego powietrza, jakim można się cieszyć w tę upalną, duszną noc.
   «Siądźmy i słuchajcie Mnie uważnie. Nadeszła dla was godzina ewangelizowania. Jestem niemal w połowie Mojego życia publicznego, dla przygotowania serc do Mojego Królestwa. To chwila, żeby także Moi uczniowie wzięli udział w przygotowaniu tego Królestwa. Królowie – kiedy decydują się na zdobycie jakiegoś królestwa – działają w taki sposób. Najpierw rozmawiają, podchodzą do osób, żeby wiedzieć, jak one zareagują, i żeby je zdobyć dla idei, którą pragną zrealizować. Potem podejmują dzieło przygotowania. Czynią to przez zaufanych posłańców, wysyłanych do kraju, który ma być zdobyty. I wysyła ich coraz więcej, aż kraj zostanie poznany, co do swych wszystkich właściwości geograficznych i zwyczajów. Potem król dopełnia swego dzieła, ogłaszając się królem tego kraju i koronując się. I leje się krew, aby to osiągnąć, gdyż zwycięstwa zawsze dokonują się za cenę krwi...»
   «Jesteśmy gotowi walczyć dla Ciebie i przelać naszą krew» – obiecują jednogłośnie apostołowie.
   «Ja nie przeleję innej krwi, jak tylko Świętego świętych».
   «Czy rozpoczniesz od zdobycia Świątyni, wdzierając się tam w godzinie składania ofiar?...»
   «Nie odbiegajcie od tematu, przyjaciele. Przyszłość poznacie w swoim czasie. Ale nie drżyjcie z przerażenia. Zapewniam was jednak, że nie wprowadzę zamętu w obrzędy przez gwałtowne wdarcie się. Jednakże zostaną one obalone i nastanie taki wieczór, gdy obrzędowym modłom przeszkodzi przerażenie... Strach grzeszników... Ja zaś tego wieczora będę w spokoju. W pokoju Mojego ducha i Mojego ciała. W całkowitym pokoju, błogosławionym...»
   Jezus patrzy po kolei na Swoich dwunastu i to jest tak, jakby dwanaście razy patrzył na tę samą stronicę i czytał dwanaście razy to samo słowo na niej zapisane: niezrozumienie. Uśmiecha się i ciągnie dalej:
   «Postanowiłem więc wysłać was, żebyście szli dalej i głębiej, niż mógłbym to uczynić całkiem sam. Jednakże pomiędzy Moim i waszym sposobem ewangelizowania będzie istnieć różnica podyktowana roztropnością. Muszę dopuścić [tę różnicę], żeby nie narażać was na zbytnie trudności, na zbyt poważne niebezpieczeństwa dla waszych dusz i ciał, a także żeby nie zaszkodzić Memu dziełu. Wy nie jesteście jeszcze dość uformowani, aby móc podejść do kogokolwiek bez szkody dla was lub dla niego. Nie jesteście też tak bohaterscy, żeby rzucić wyzwanie światu dla Idei, stawiając czoła różnym formom zemsty świata.
   Zatem w waszych wędrówkach nie pójdziecie Mnie głosić pomiędzy poganami i nie będziecie wchodzić do miast samarytańskich, lecz udacie się do zagubionych owieczek z domu Izraela. Jest jeszcze tak wiele do zrobienia pośród nich. Zaprawdę bowiem powiadam wam, tłumy – które wydają się wam tak liczne wokół Mnie – są tylko setną częścią tych w Izraelu, którzy czekają jeszcze na Mesjasza. Nie znają Go i nie wiedzą, że On żyje. Zanieście im wiarę, niech poznają Moją osobę. Na waszej drodze głoście słowa: „Bliskie jest Królestwo Niebieskie”. Niech to będzie podstawą waszego głoszenia. Na tym opierajcie wasze nauczanie. Tyle usłyszeliście ode Mnie o Królestwie! Do was należy jedynie powtórzyć to, co wam powiedziałem. Jednak człowiek – aby go przyciągnąć i zdobyć dla prawd duchowych – potrzebuje materialnych słodyczy. Jest jak wieczne dziecko, które nie nauczy się lekcji i nie pozna zawodu, jeśli nie przyciąga go matka słodyczami, a nauczyciel w szkole lub uczący go zawodu – nagrodą. Dlatego Ja – abyście mieli środek, dzięki któremu wam uwierzą i będą was szukać – udzielam wam daru czynienia cudów...»
   Apostołowie – z wyjątkiem Jakuba, syna Alfeusza, oraz Jana – zrywają się na równe nogi. Krzyczą, protestują, są pobudzeni, każdy [reaguje] zgodnie ze swym temperamentem.
   Tak naprawdę to tylko Judasz pyszni się na myśl o możliwości czynienia cudów. Wydaje okrzyk, niezupełnie świadomy, w którym zawiera się nieprawdziwe i interesowne oskarżenie [Jezusa]:
   «Był już czas, żebyśmy i my je czynili, aby mieć minimum władzy nad tłumami!»
   Jezus patrzy na niego, ale nie odzywa się. Piotr i Zelota zaś mówią: «Nie, Panie! Nie jesteśmy godni czegoś tak wielkiego! To należy się świętym...»
   Słysząc Judasza, Zelota odzywa się:
   «Jak możesz sobie pozwalać na robienie wyrzutów Nauczycielowi, mężu głupi i pyszny?»
   Piotr zaś mówi:
   «Minimum? A cóż ty chcesz robić więcej niż cuda? I ty także chcesz się stać Bogiem? Masz tę samą zachciankę co Lucyfer?»
   «Cisza! – nakazuje Jezus i mówi dalej: – Jest coś większego niż cud, coś, co tak samo zdobywa tłumy i z większą głębią i trwałością. To święte życie. Ale wam jeszcze daleko do tego, a tobie, Judaszu, dalej niż innym... Pozwólcie Mi jednak mówić, bo to jest długie pouczenie.
   Idźcie więc, uzdrawiając chorych, oczyszczając trędowatych, wskrzeszając umarłych na ciele i duchu. Ciało bowiem i duch mogą być tak samo chore, trędowate, umarłe. I wiedzcie też, od czego rozpocząć, żeby zdziałać cuda: od życia pokuty, żarliwej modlitwy, szczerego pragnienia sprawienia, żeby zabłysła potęga Boga; od głębokiej pokory, żywej miłości, od rozpalonej wiary, nadziei, której nie zachwieją żadne trudności. Zaprawdę powiadam wam, wszystko jest możliwe dla tego, kto posiada w sobie te elementy. Nawet demony uciekną na Imię Pana, wypowiedziane przez was, jeśli będziecie mieć w sobie to, o czym mówię. Moc tę daję wam Ja i nasz Ojciec. Nie można jej kupić za pieniądze. Jedynie Nasza wola jej udziela i tylko życie sprawiedliwe ją podtrzymuje. Jak jest wam ona dawana darmo, tak dawajcie ją darmo innym, tym, którzy tego potrzebują. Biada wam, jeśli poniżycie dar Boży, posługując się nim dla napełnienia waszej sakiewki. To nie jest wasza moc, to moc Boga. Posługujcie się nią, lecz nie czyńcie z niej swej własności, mówiąc: „Ona do mnie należy”. Jak jest wam dawana, tak może wam zostać odebrana. Przed chwilą Szymon, syn Jony, zapytał Judasza, syna Szymona: „Czy masz tę samą zachciankę co Lucyfer?” Słusznie to określił. Mówić: „Czynię to, co Bóg czyni, bo jestem jak Bóg” – to naśladować Lucyfera. A jego kara jest znana. Wiadomo też, co przydarzyło się dwojgu z ziemskiego raju. Spożyli oni zakazany owoc za namową Zazdrosnego, który chciał innych nieszczęśliwców wtrącić do swego Piekła wraz ze zbuntowanymi aniołami, którzy już tam byli. Ale [uczynili to] także z powodu osobistej zachcianki, [wypływającej] z doskonałej pychy. Jedyny owoc z tego, co czynicie, który wolno wam przyjąć, to dusze, które przez cud zdobędziecie dla Pana i które Jemu winny być dane.
   Oto wasze pieniądze. Nic innego. W drugim życiu ucieszycie się tym skarbem.
   Idźcie bez bogactw. Nie miejcie ze sobą ani złota, ani srebra, ani monet w zanadrzu, ani toreb podróżnych z dwoma lub wieloma ubraniami, ani sandałów na zmianę, ani kija podróżnego, ani broni. Bo na razie wasze apostolskie wizyty będą krótkie i w przeddzień każdego szabatu spotkamy się i będziecie mogli zmienić wasze przepocone szaty, bez konieczności noszenia ze sobą ubrania na zmianę... Nie potrzebujecie laski, bo droga jest łagodna i to, co jest użyteczne na pagórkach i równinach bardzo się różni od tego, co potrzebne na pustyniach i w wysokich górach. Nie potrzebujecie broni. Ona jest potrzebna ludziom, którzy nie znają świętego ubóstwa i nie znają Bożego przebaczenia. Wy nie macie skarbów do ochrony i obrony przed złodziejami. Jedyny, którego trzeba się lękać, jedyny łotr dla was to szatan. Jego jednak pokonuje się stałością i modlitwą, a nie – mieczami i sztyletami.
   Jeśli was znieważą, przebaczajcie. Jeśli was pozbawią płaszcza, oddajcie też szatę. Gdybyście nawet pozostali całkiem nadzy z powodu łagodności i oderwania od bogactw, nie zgorszylibyście aniołów Pańskich ani nawet nieskończonej czystości Boga. Wasza miłość bowiem przyodziałaby złotem wasze nagie ciało, łagodność spełniłaby rolę ozdobnego pasa, a przebaczenie złodziejowi dałoby wam płaszcz i także królewską koronę. Bylibyście więc lepiej odziani od króla. I nie zniszczalnymi suknami, lecz materiałem niezniszczalnym.
   Nie troszczcie się też o wasz pokarm. Będziecie mieć zawsze to, co odpowiednie w waszych warunkach i w waszej nędzy, bo robotnik zasługuje na przynoszony mu pokarm. Zawsze. Jeśli ludzie nie zatroszczą się o to, Bóg zadba o potrzeby swego robotnika. Pouczyłem was już, że aby żyć i głosić [słowo] nie trzeba mieć brzucha napełnionego połkniętym jedzeniem. To jest użyteczne dla nieczystych zwierząt, których przeznaczeniem jest to, by tyły, by je zabito i by tuczyły człowieka. Ale wy macie ubogacać ducha waszego i innych ludzi tylko pokarmami mądrości. Mądrość zaś ujawnia się duchowi, który nie jest zamroczony nadmiernym pożywieniem, i sercu, które karmi się tym, co nadprzyrodzone. Nigdy nie mieliście takiej umiejętności przemawiania, jak po waszym odosobnieniu na górze.258 A wtedy jedliście tylko tyle, ile było konieczne, żeby nie umrzeć. A jednak na koniec tego odosobnienia byliście mocni i radośni jak nigdy. Czy to może nieprawda?
   W każdym mieście lub miejscu, do którego wejdziecie, dowiedzcie się, czy jest ktoś zasługujący na przyjęcie was. Nie dlatego, że jesteście Szymonem lub Judaszem, Bartłomiejem lub Jakubem, lub Janem i tak dalej, lecz dlatego, że jesteście wysłannikami Pana. Choćbyście byli odrzuconymi [przez wszystkich], zabójcami, złodziejami, celnikami, teraz – jako nawróceni i Mnie służący – będziecie zasługiwać na szacunek. Jesteście bowiem Moimi wysłannikami.
   Powiem jednak jeszcze coś więcej. Mówię: biada wam, gdybyście się przedstawiali jako Moi wysłannicy, we wnętrzu zaś bylibyście podli i opanowani przez szatana. Biada wam! Piekło to jeszcze za mało w zamian za wasze oszustwo. Ale nawet gdybyście byli w sposób widoczny wysłannikami Boga, a w ukryciu odrzuconymi [przez wszystkich], celnikami, złodziejami, zabójcami – lub nawet gdyby serca [ludzi] były podejrzliwe w stosunku do was albo niemal pewne – trzeba by wam jeszcze okazywać cześć i szacunek, gdyż jesteście Moimi wysłannikami. Oko człowieka powinno przechodzić ponad pośrednikiem. [Powinno] widzieć wysłannika oraz cel, dostrzegać Boga i Jego dzieło ponad pośrednikiem zbyt często ułomnym. To jedynie w przypadkach poważnych błędów, które raniłyby wiarę serc, kiedy Ja obecnie, a potem Moi następcy powinni decydować się na odcięcie zepsutego członka. Istotnie bowiem nie jest dozwolone, żeby z powodu jakiegoś kapłana, który jest diabłem, dusze wiernych się zatraciły. Nigdy nie będzie wolno – dla ukrywania ran, które się rodzą w ciele apostolskim – pozwalać na pozostawianie w nim ciał toczonych gangreną, które oddalają wiernych z powodu swego odpychającego wyglądu i które je zatruwają swymi demonicznymi wyziewami.
   Dowiedzcie się więc o rodzinę, której życie jest najbardziej przykładne, gdzie niewiasty potrafią pozostawać na uboczu, a obyczaje są stosowne. Tam wejdziecie i pozostaniecie aż do waszego odejścia z tej osady. Nie bierzcie przykładu z trutni, które po wyssaniu jednego kwiatu przechodzą ku innemu, bardziej odżywczemu. Wy – czy zostaniecie przyjęci przez ludzi, którzy ofiarują wam wygodne łoże i bogaty posiłek, czy przez rodzinę, która jest bogata jedynie w cnoty – pozostańcie tam, gdzie jesteście. Nie szukajcie nigdy tego, co lepsze dla ciała, które niszczeje, lecz przeciwnie: jemu dawajcie zawsze to, co gorsze, przyznając duchowi wszystkie prawa [do najlepszego]. I mówię wam: dobrze jest, żebyście to czynili. Dawajcie, kiedy tylko możecie to uczynić, pierwszeństwo ubogim w czasie waszego pobytu. [Czyńcie tak], aby ich nie upokarzać i przez wzgląd na Mnie, który jestem i pozostaję ubogim, i który jestem otoczony chwałą za to, że jestem ubogi. [Postępujcie tak również dlatego], że ubodzy często są lepsi od bogatych. Zawsze znajdziecie ubogich, którzy są sprawiedliwi, podczas gdy będziecie mieć rzadko okazję znaleźć bogatego, który nie jest niesprawiedliwy. Nie ma więc wymówki: „Znalazłem dobroć tylko wśród bogatych”, dla usprawiedliwienia waszego pragnienia dobrobytu.
   Wchodząc do jakiegoś domu, pozdrawiajcie Moim pozdrowieniem, które jest najsłodsze ze wszystkich. Mówcie: „Pokój niech będzie z wami. Pokój niech będzie w tym domu” albo: „Niech pokój przyjdzie do tego domu”. Istotnie, wy, wysłannicy Jezusa i Dobrej Nowiny, niesiecie ze sobą pokój i wasze przybycie do jakiegoś miejsca jest przyniesieniem pokoju. Jeśli dom jest go godzien, przyjdzie pokój i zamieszka w nim. Jeśli nie jest go godzien, pokój powróci do was. Starajcie się jednak być pełni pokoju, abyście mieli Boga za Ojca. Ojciec zawsze pomaga. I wy, wspomagani przez Boga, uczynicie i to dobrze wszystko uczynicie.
   Może się zdarzyć i nawet z pewnością się zdarzy, że będzie też miasto lub dom, który was nie przyjmie lub ludzie nie będą chcieli słuchać waszych słów. Wypędzą was, wyśmieją lub nawet obrzucą kamieniami jak naprzykrzających się proroków. I wtedy musicie być bardziej niż kiedykolwiek pokojowi, pokorni, łagodni w waszym sposobie bycia. W przeciwnym razie gniew naprawdę weźmie górę i zgrzeszycie, gorsząc tych, których macie nawrócić, i powiększycie ich niedowiarstwo. Tymczasem – gdybyście przyjęli z pokojem obrazę przepędzenia was, ośmieszenia, prześladowania – nawracalibyście przez najpiękniejszą przemowę: milczące słowo prawdziwej cnoty. Pewnego dnia odnaleźlibyście dzisiejszych wrogów na waszej drodze, a oni by wam powiedzieli: „Szukaliśmy was, bo wasze zachowanie przekonało nas o głoszonej przez was Prawdzie. Zechciejcie nam wybaczyć i przyjąć nas jako uczniów. Nie znaliśmy bowiem was, lecz teraz znamy was jako świętych. Jesteście świętymi, musicie więc być wysłannikami Świętego i my teraz w Niego wierzymy”. Wychodząc jednak z miasta lub z domu, w którym was nie przyjęto, strząśnijcie nawet pył z waszych sandałów, aby pycha i zatwardziałość tego miejsca nie pozostały na waszych podeszwach. Zaprawdę powiadam wam: „W dniu Sądu Sodoma i Gomora zostaną potraktowane z mniejszą surowością niż to miasto”.
   Oto wysyłam was jak owce pomiędzy wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże i prości jak gołębie. Wiecie bowiem, jak świat – w którym właściwie więcej jest wilków niż owiec – postępuje wobec Mnie, Chrystusa. Ja mogę się obronić własną mocą i będę to czynił, aż nadejdzie godzina przejściowego zwycięstwa świata. Wy jednak nie posiadacie tej mocy i dlatego potrzebujecie o wiele większej roztropności oraz prostoty. Zatem najwyższa przezorność... aby uniknąć teraz uwięzienia i chłosty. Prawdą jest bowiem, że wy na razie – pomimo waszych zapewnień, że chcielibyście oddać krew za Mnie – nie potraficie znieść nawet ironicznego lub zagniewanego spojrzenia. Potem przyjdzie czas, że we wszystkich prześladowaniach będziecie silni jak bohaterzy, silniejsi niż herosi – heroizmem niepojętym dla świata, niewytłumaczalnym, który określony zostanie jako „szaleństwo”. Nie, to nie będzie szaleństwo! To będzie utożsamienie się człowieka z Człowiekiem-Bogiem poprzez siłę miłości. Będziecie potrafili dokonać tego, co Ja już uczyniłem. Aby pojąć ten heroizm, trzeba będzie go zobaczyć, zbadać i osądzić z punktu widzenia ponadziemskiego. To bowiem rzecz ponadnaturalna, przekraczająca wszelkie ograniczenia ludzkiej natury... Moi bohaterowie są królami, królami ducha, wiecznymi królami i bohaterami...
   Wtedy zatrzymają was, położą wam ręce na karku, zawloką przed sądy, przed przywódców i królów, aby was osądzili i skazali za to, co jest wielkim grzechem w oczach świata: za bycie sługami Boga, wykonawcami i opiekunami Dobra, nauczycielami cnoty. Z tego powodu zostaniecie wychłostani i będziecie karani na tysiące sposobów, aż do poniesienia śmierci. I dacie świadectwo o Mnie przed królami, przewodniczącymi [sądów], wobec narodów, wyznając przez waszą krew, że kochacie Chrystusa, Prawdziwego Syna Prawdziwego Boga.
   Kiedy będziecie w ich rękach, nie troszczcie się o to, jak macie odpowiedzieć i co macie powiedzieć. Nie miejcie wtedy żadnej troski poza zmartwieniem o sędziów i oskarżycieli, których szatan zwiódł w takim stopniu, że uczynił ich ślepymi na Prawdę. Słowa, jakie macie powiedzieć, zostaną wam dane w odpowiedniej chwili. Ojciec wasz włoży wam je w usta. Wtedy to nie wy będziecie mówić, by doprowadzić do Wiary i wyznania Prawdy, lecz Duch waszego Ojca będzie mówił w was.
Brat wyda na śmierć swego brata, ojciec – syna. Dzieci powstaną przeciw swym rodzicom i zadadzą im śmierć. Nie, nie traćcie ducha ani nie gorszcie się! Odpowiedzcie Mi. Jaka zbrodnia jest, według was, największa: zabić ojca, brata, dziecko czy samego Boga?»
   «Boga nie można zabić» – odpowiada oschle Judasz Iskariota.
   «To prawda. To Duch, którego nie można dosięgnąć» – potwierdza Bartłomiej.
   Inni nie odzywają się, lecz są tego samego zdania.
   «Ja jestem Bogiem i Ciałem» – mówi spokojnie Jezus.
   «Nikt nie myśli o tym, by Ciebie zabić» – mówi Iskariota.
   «Proszę was: odpowiedzcie na Moje pytanie».
   «Ależ najpoważniejsze to zabić Boga! To oczywiste!»
   «Otóż Bóg zostanie zabity przez człowieka w Swym ciele Człowieka-Boga i w duszy tych, którzy zabiją Człowieka-Boga. I jak dojdzie się do tej zbrodni – która w jej sprawcy nie wzbudzi przerażenia – tak dojdzie też do zbrodni ojców, braci, synów, przeciw synom, braciom, ojcom. Będziecie wszyscy znienawidzeni z powodu Mojego Imienia, lecz ten, kto wytrwa do końca, będzie zbawiony. A kiedy będą was prześladować w jakimś mieście, uciekajcie do innego. Nie z powodu tchórzostwa, lecz po to, by Kościołowi Chrystusa – który właśnie się narodził – dać czas do osiągnięcia dojrzałości, żeby nie był już niemowlęciem słabym i niezdolnym, lecz aby doszedł do wieku dojrzałego, kiedy będzie zdolny stawić czoła życiu i śmierci, bez obawiania się Śmierci. Ci, którym Duch poradzi, by uciekali, niech uciekają – tak jak Ja uciekłem, gdy byłem całkiem mały. Zaprawdę, w życiu Mojego Kościoła powtórzą się wszystkie zmienne koleje losu Mego ludzkiego życia. Wszystkie: od tajemnicy formowania się aż do upokorzeń pierwszych chwil, aż do wzburzenia i podstępów, do jakich doprowadzi okrucieństwo ludzi; aż do konieczności ucieczki, aby móc nadal istnieć; od ubóstwa i mozolnej pracy aż do wielu innych rzeczy, które obecnie przeżywam, które jeszcze potem będę cierpiał, zanim nadejdzie wieczny tryumf. Ci zaś, którym Duch poradzi coś przeciwnego: żeby pozostali, niech pozostaną. Czy bowiem padną martwi, czy też będą żyli, staną się pożyteczni dla Kościoła. To, co Duch Boga radzi, zawsze jest dobre.
   Zaprawdę powiadam wam, że nie skończycie, wy i wasi następcy, przemierzać dróg i miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy. Izrael bowiem – z powodu swego przerażającego grzechu – zostanie rozproszony jak plewa wydana na pastwę wichru i rozproszona po całej ziemi. I miną wieki i tysiąclecia, jedno po drugim i więcej, zanim na nowo zostanie on zgromadzony w obszarze Arauny Jebusyty.259 Za każdym razem gdy będzie próbował – przed wyznaczoną godziną – na nowo zostanie porwany wichrem i rozproszony. Izrael bowiem będzie musiał opłakiwać swój grzech przez tak wiele wieków, ile kropli wypłynie z żył Baranka Bożego, złożonego w ofierze za grzechy świata. I również Mój Kościół – uderzony przez Izrael we Mnie, w Moich apostołach i uczniach – sam będzie musiał otworzyć swe matczyne ramiona i próbować zgromadzić Izraela pod swym płaszczem – jak kura swe pisklęta, które się oddaliły. Kiedy cały Izrael będzie pod płaszczem Kościoła Chrystusowego, wtedy Ja przyjdę.
   Ale to będą wydarzenia przyszłe. Mówmy o bliskich.
   Pamiętajcie, że uczeń nie jest kimś większym od Nauczyciela i że sługa nie jest większy od Pana, który rozkazuje. Wystarczy, że uczeń będzie jak Nauczyciel, i to już jest niezasłużonym honorem; a sługa – jak ten, który mu rozkazuje, i to również jest już nadprzyrodzoną dobrocią.
   Jeśli nazwali Belzebubem Pana domu, jakże nazwą Jego sługi? I czy słudzy będą mogli się buntować, skoro Pan się nie buntuje, nie nienawidzi ani nie przeklina, lecz – spokojny w Swej sprawiedliwości – kontynuuje Swe dzieła, odkładając sąd na inną chwilę, gdy spróbowawszy wszystkiego, aby ich przekonać, zobaczy, że uparcie trwają w Złu? Nie. Słudzy nie będą mogli czynić tego, czego Pan nie czyni, lecz raczej będą Go naśladować myśląc o tym, że oni są grzesznikami, a On – bez grzechu.
   Nie bójcie się więc tych, którzy was nazwą „demonami”. Nadejdzie dzień, w którym prawda zostanie poznana. Wtedy zobaczy się, kto był „demonem”: wy czy oni. Nie ma nic zakrytego, co nie miałoby być ujawnione, ani nic tajemnego, co nie miałoby być poznane.
   Świat nie jest jeszcze godny poznania wszystkich słów Słowa, nie jest tego jeszcze godzien ani nie jest to czas, żeby to powiedzieć także niegodnym. Gdy zaś nadejdzie godzina, w której wszystko będzie miało być poznane, wtedy to, co mówię wam teraz w ciemności i w tajemnicy, wy powiedzcie w świetle dnia. Wykrzyczcie z dachów to, co Ja obecnie mówię wam cicho, zwracając się bardziej do waszych dusz niż do waszych uszu. Wtedy bowiem świat zostanie ochrzczony Krwią i szatan będzie miał przeciw sobie sztandar, dzięki któremu świat będzie mógł, jeśli tego zechce, pojąć tajemnice Boże. Szatan zaś będzie mógł szkodzić tylko tym, którzy pragną szatańskiego ukąszenia i wolą go bardziej od Mojego pocałunku. Jednak osiem na dziesięć części świata nie będzie chciało zrozumieć. Jedynie mniejszość będzie chciała wszystko wiedzieć, aby iść za wszystkim, co jest Moją Nauką. Nieważne. Ponieważ nie można oddzielić tych dwóch części świętych od mnóstwa niesprawiedliwych, głoście więc z dachów Moją Naukę. Głoście ją na górach, na bezmiernych morzach, w głębokościach ziemi. Jeśli nawet ludzie nie będą słuchać, Boskie słowa zostaną przyjęte przez ptaki i wiatry, ryby i fale. Wnętrzności ziemi zatrzymają echo, aby je wypowiedzieć źródłom, minerałom, metalom i wszyscy się tym ucieszą, bo i one zostały stworzone przez Boga, aby służyć za podnóżek dla Moich stóp i być radością Mojego serca. Nie lękajcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz nie mogą zabić duszy. Bójcie się tylko Tego, który może wysłać waszą duszę na zatracenie i na Sądzie Ostatecznym połączyć ją ze zmartwychwstałym ciałem, żeby wrzucić jedno i drugie w ogień Piekła. Nie bójcie się. Czyż nie sprzedaje się dwóch wróbli za grosz? A przecież, mimo zastawiania sideł przez człowieka, bez przyzwolenia Ojca ani jeden z nich w nie nie wpadnie. Nie bójcie się więc. Ojciec Mój zna was. On zna liczbę włosów na waszej głowie. Jesteście więcej warci niż mnóstwo wróbli!
   Powiadam wam też, że kto Mnie wyzna przed ludźmi, do tego Ja przyznam się przed Moim Ojcem, który jest w Niebie. Tego zaś, który zaprze się Mnie przed ludźmi, Ja zaprę się przed Moim Ojcem. Wyznać Mnie tu znaczy naśladować i wprowadzać w czyn [Moje słowa]. Zaprzeć się – znaczy porzucić Moją drogę z tchórzostwa, przez potrójną pożądliwość lub z powodu małostkowego wyrachowania, z powodu ludzkiego uczucia do jednego z was, który jest Mi przeciwny. To bowiem się zdarzy.
   Nie myślcie, że przyszedłem ustanowić zgodę na ziemi i dla ziemi. Mój Pokój jest wznioślejszy niż pokój zawierany z wyrachowania dla czerpania korzyści dzień po dniu. Ja nie przyszedłem przynieść pokoju, lecz miecz. Miecz ostry, aby przeciąć liny trzymające was w błocie i otworzyć drogi do wzlotu ku nadprzyrodzoności. Przyszedłem oddzielić syna od ojca, córkę – od matki, synową – od teściowej. Jestem bowiem tym, który króluje i który ma prawo do wszystkich Swoich poddanych. Nikt bowiem nie jest większy ode Mnie, gdy chodzi o prawa do uczuć. We Mnie bowiem wszelkie formy miłości się skupiają i osiągają doskonałość: Ja jestem Ojcem, Matką, Małżonkiem, Bratem, Przyjacielem i jako taki was kocham i jako taki powinienem być kochany. A kiedy mówię: „chcę”, nie ma więzi, które mogłyby wytrzymać, i stworzenie jest Moje. To Ja stworzyłem je wraz z Ojcem, to Ja je zbawiam i Ja mam prawo je posiadać.
   Zaprawdę, oprócz demonów, nieprzyjaciółmi człowieka są ludzie, a nieprzyjaciółmi człowieka-chrześcijanina będą członkowie rodziny, z powodu swoich lamentów, gróźb i błagań. Kto więc odtąd będzie miłował swego ojca i swą matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto będzie kochał swego syna lub swą córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Ten, kto nie bierze swego codziennego krzyża, złożonego, uczynionego z rezygnacji, wyrzeczeń, posłuszeństwa, heroizmu, boleści, chorób, walk, z wszystkiego tego, co ujawnia wolę Bożą lub jest doświadczaniem człowieka, i nie idzie z tym za Mną, nie jest Mnie godzien. Ten, komu zależy na życiu ziemskim bardziej niż na życiu duchowym, utraci Życie prawdziwe. Ten, kto utraci życie ziemskie z miłości do Mnie, odnajdzie je – wieczne, błogosławione.
   Ten, kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje. Ten, kto Mnie przyjmuje, przyjmuje tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka jako proroka, otrzyma nagrodę proporcjonalną do miłości udzielonej prorokowi. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, otrzyma nagrodę proporcjonalną do miłości, jaką okazuje sprawiedliwemu. A to dlatego, że kto w proroku uznaje proroka, daje dowód, że sam także jest prorokiem, to znaczy bardzo świętym, bo Duch Boży trzyma go w Swoich objęciach. I ten, który uzna sprawiedliwego za sprawiedliwego, dowodzi, że sam jest sprawiedliwy, bo dusze do siebie podobne rozpoznają się. Każdemu więc zostanie dane według jego sprawiedliwości.
   Kto zaś da choćby tylko kubek czystej wody jednemu z Moich sług, nawet najmniejszemu... A sługami Jezusa są wszyscy, którzy głoszą Go życiem świętym. Mogą być nimi tak królowie jak żebracy, mądrzy jak i ci, którzy nic nie wiedzą, starcy jak i najmniejsi, bo w każdym wieku i we wszystkich warstwach społecznych można być Moim uczniem. Kto więc da jednemu z Moich uczniów choćby tylko kubek wody w Moje Imię i dlatego że jest on Moim uczniem, to – zaprawdę mówię wam – nie utraci swej nagrody.
   Skończyłem. Teraz pomódlmy się i chodźmy do domu. O świcie pójdziecie. Tak, Szymon, syn Jony, z Janem; Szymon Zelota – z Judaszem Iskariotą; Andrzej – z Mateuszem; Jakub, syn Alfeusza – z Tomaszem; Filip – z Jakubem, synem Zebedeusza; Juda, Mój brat – z Bartłomiejem. Tak [będzie] w tym tygodniu. Potem dam wam nowe polecenia. Módlmy się».
   I modlą się głośno... (III (cz. 3–4), 128: 28 sierpnia 1945. A, 6285-6302)
 
258  Zob. wizje nr 24-26 w Księdze III, opublikowanej przez „Vox Domini”.
259  Zob. 2 Sm 24.

   Gesù con gli apostoli – e ci sono tutti, segno che Giuda Iscariota, compita la sua opera, ha raggiunto i compagni – sono seduti a tavola nella casa di Cafarnao. È sera. La luce del giorno morente entra dalla porta e dalle finestre spalancate, e queste lasciano vedere il mutarsi della porpora del tramonto in un rosso paonazzo irreale, il quale agli orli si sfrangia in accartocciamenti di un color viola ardesia che finisce in grigio. Mi fa pensare ad un foglio di carta gettato sul fuoco, che si accende come il carbone sul quale è stato gettato, ma agli orli, dopo la vampa, si accartoccia e si spegne in un color piombo bluastro che finisce in un grigio perlaceo quasi bianco.
   «Caldo» sentenzia Pietro, accennando il nuvolone che copre l’occidente di quei colori. «Caldo. Non acqua. Quella è nebbia, non nuvola. Io questa notte dormo nella barca per avere più fresco».
   «No. Questa notte andiamo fra gli uliveti. Ho bisogno di parlarvi. Ormai Giuda è tornato. È tempo di parlare. Conosco un posto ventilato. Vi staremo bene. Alzatevi e andiamo».
   «È lontano?» chiedono prendendo i mantelli.
   «No. Molto vicino. A un trar di frombola dall’ultima casa. Potete lasciare i mantelli. Però prendete esca e acciarino per vederci nel rientrare».
   Escono dalla stanza alta e scendono la scaletta dopo avere salutato il padrone e la moglie che frescheggiano sul terrazzo.
   Gesù volta risolutamente le spalle al lago e, traversato il paese, fa un duecento o trecento metri fra gli ulivi di una prima collinetta che è alle spalle del paese. Si ferma su un ciglio che, per la sua posizione sporgente e libera da ostacoli, gode di tutta l’aria possibile a godersi in quella notte d’afa.
   «Sediamo e prestatemi attenzione. È venuta l’ora della vostra evangelizzazione. Sono a metà circa della mia vita pubblica per preparare i cuori al mio Regno. Ora è tempo che anche i miei apostoli prendano parte alla preparazione di questo Regno. I re fanno così quando hanno deciso la conquista di un regno. Prima indagano e avvicinano persone per sentire le reazioni e lavorarle all’idea che perseguono. Poi estendono l’opera preparatoria con messi fidati, mandati nel paese da conquistare. E sempre più ne mandano finché tutto il paese è noto nelle sue particolarità geografiche e morali. Poi, fatto questo, il re porta a compimento l’opera proclamandosi re di quel luogo e incoronandosi tale. E sangue scorre per fare questo. Perché le vittorie costano sempre del sangue…».
   «Noi siamo pronti a combattere per Te e a versare il nostro sangue» promettono unanimemente gli apostoli.
   «Io non verserò altro sangue che quello del Santo dei santi».
   «Vuoi iniziare dal Tempio la conquista, irrompendo nell’ora dei sacrifici?…».
   «Non divaghiamo, amici. Il futuro lo saprete a suo tempo. Ma non fremete d’orrore. Vi assicuro che non sconvolgerò le cerimonie con la violenza di una irruzione. Eppure saranno sconvolte e vi sarà una sera in cui il terrore impedirà la preghiera rituale. Il terrore dei peccatori. Ma Io, quella sera, sarò in pace. In pace collo spirito mio e col mio corpo. Una pace totale, beata…».
   Gesù guarda uno per uno i suoi dodici, ed è come se guardasse la stessa pagina per dodici volte e vi leggesse per dodici volte la parola che vi è scritta: incomprensione. Sorride e prosegue.
   «Dunque ho deciso di mandarvi per penetrare più avanti e più ampiamente di quanto possa fare Io da solo. Però fra il mio modo di evangelizzare e il vostro vi saranno differenze prudenziali che Io metto per non portarvi a difficoltà troppo forti, in pericoli troppo seri per la vostra anima e anche per il vostro corpo, e per non nuocere all’opera mia.
   Voi non siete ancora formati al punto da poter avvicinare chicchessia senza averne danno o senza fargli danno, e tanto meno siete eroici al punto di sfidare il mondo per l’Idea andando incontro alle vendette del mondo. Perciò, andando a predicarmi non andate fra i gentili e non entrate nelle città dei samaritani, ma andate dalle pecorelle sperdute della casa d’Israele. Vi è tanto da fare anche fra queste, perché in verità vi dico che le turbe che vi paiono tante, intorno a me, sono la centesima parte di quelle che in Israele ancora attendono il Messia e non lo conoscono né sanno che è vivente. Portate a queste la fede e la conoscenza di Me.
   Nel vostro cammino predicate dicendo: “Il Regno di Cieli è vicino”. Sia questo l’annuncio base. Su questo appoggiate tutta la vostra predicazione. Tanto avete sentito parlare del Regno da Me! Non avete che a ripetere ciò che Io vi ho detto. Ma l’uomo, per essere attirato e convinto sulle verità spirituali, ha bisogno di dolcezze materiali, come fosse un eterno bambino che non studia una lezione e non impara un mestiere se non è allettato da un dolce della mamma o un premio del maestro di scuola o del maestro del mestiere. Io, perché voi abbiate il mezzo per essere creduti e cercati, vi concedo il dono del miracolo...».
   Gli apostoli scattano in piedi, meno Giacomo d’Alfeo e Giovanni, urlando, protestando, esaltandosi, ognuno a seconda del temperamento. Veramente, che si pavoneggi nell’idea del miracolo da fare non c’è che l’Iscariota che, con quel po’ po’ di conto che ha sull’anima di un’accusa falsa e interessata, esclama: «Era ora che noi pure si facesse questo per avere un minimo di autorità sulle turbe!».
   Gesù lo guarda ma non dice nulla. Pietro e lo Zelote che stanno dicendo: «No, Signore! Noi non siamo degni di tanto! Ciò spetta ai santi», dànno sulla voce a Giuda, dicendo lo Zelote: «Come ti permetti di fare rimprovero al Maestro, uomo stolto ed orgoglioso?», e Pietro: «Il minimo? E che vuoi fare di più del miracolo? Diventare Dio tu pure? Hai lo stesso prurito di Lucifero?».
   «Silenzio!» intima Gesù. E prosegue:
   «Vi è una cosa che è ancor più del miracolo e che convince ugualmente le folle e con maggiore profondità e durata: una vita santa. Ma da questa voi siete ancora lontani, e tu, Giuda, più lontano degli altri. Ma lasciatemi parlare perché è una lunga istruzione.
   Andate perciò guarendo gli infermi, mondando i lebbrosi, risuscitando i morti del corpo o dello spirito, perché corpo e spirito possono essere ugualmente infermi, lebbrosi, morti. E voi anche sapete come si fa ad operare miracolo: con una vita di penitenza, una preghiera fervente, un sincero desiderio di far brillare la potenza di Dio, un’umiltà profonda, una viva carità, una accesa fede, una speranza che non si turba per difficoltà di sorta. In verità vi dico che tutto è possibile a chi ha in sé questi elementi. Anche i demoni fuggiranno di fronte al Nome del Signore detto da voi, avendo in voi quanto ho detto. Questo potere vi viene dato da Me e dal Padre nostro. Non si compera con nessuna moneta. Solo il nostro volere lo concede e solo la vita giusta lo mantiene. Ma, come vi è stato dato gratis, così gratuitamente datelo agli altri, ai bisognosi di esso. Guai a voi se avvilirete in dono di Dio facendolo servire per impinguare la vostra borsa. Non è vostra potenza, è potenza di Dio. Usatela, ma non ve ne appropriate dicendo: “È mia”. Come vi viene data, così vi può essere tolta.
   Simone di Giona poco fa ha detto a Giuda di Simone: “Hai tu lo stesso prurito di Lucifero?”. Ha detto una giusta definizione. Dire: “Io faccio ciò che fa Dio perché io sono come Dio” è imitare Lucifero. E il suo castigo è noto. Come noto è ciò che avvenne ai due che nel paradiso terrestre mangiarono il frutto proibito, per istigazione dell’Invidioso, che voleva mettere altri infelici nel suo Inferno, oltre ai ribelli angelici che già vi erano, ma anche per prurito loro proprio di superbia perfetta.
   Unico frutto che vi è lecito prendere da ciò che fate sono le anime che col miracolo conquisterete al Signore e che al Signore vanno date. Ecco le vostre monete. Non altre. Nell’altra vita ne godrete il tesoro.
   Andate senza ricchezze. Non portate con voi né oro, né argento, né monete nelle vostre cinture, non sacca da viaggio con due o più vesti e doppi calzari, né bastone da pellegrino, né armi da uomo. Perché le vostre visite apostoliche per ora saranno corte, ed ogni vigilia di sabato ci ritroveremo e potrete deporre le vesti sudate senza avere bisogno di portarvi dietro il ricambio. Non occorre il bastone perché qui dolce è il cammino, e ciò che serve su colli e pianure è ben diverso da ciò che serve nei deserti e sui monti alti. Non occorrono armi. Queste sono buone per l’uomo che non conosce la santa povertà e ignora il divino perdono. Ma voi non avete tesori da tutelare e difendere dai ladroni. Unico da temere, unico ladrone per voi è Satana. Ed esso si vince con la costanza e la preghiera, non con spade e pugnali.
   A chi vi offende perdonate. Se vi spogliassero del mantello, date anche la veste. Rimaneste anche nudi affatto per mitezza e distacco dalle ricchezze, non scandalizzerete gli angeli del Signore e neppure l’infinita Castità di Dio, perché la vostra carità vestirebbe di oro il vostro corpo nudo, e la mitezza vi farebbe ornata cintura, e di perdono verso il ladrone vi darebbe manto e corona regale. Sareste perciò vestiti meglio di un re. E non di stoffe corruttibili, ma di materie incorruttibili.
   Non abbiate preoccupazioni per il vostro nutrimento. Avrete sempre quanto è appropriato alla vostra condizione e al vostro ministero, perché l’operaio è degno del nutrimento che gli viene porto. Sempre. E se gli uomini non provvedessero, Dio provvederebbe al suo operaio. Già vi ho mostrato che per vivere e per predicare non è necessario avere i ventri colmi del cibo ingurgitato. Ciò serve agli animali immondi, la cui missione è quella di ingrassare, per essere uccisi per ingrassare gli uomini. Ma voi non dovete che impinguare lo spirito vostro e altrui di cibi sapienziali. E la Sapienza si illumina ad una mente che la crapula non rende ottusa e ad un cuore che si nutre di cose soprannaturali. Voi non siete mai stati tanto eloquenti come dopo il ritiro sul monte. E allora mangiaste solo quanto era necessario per non morire. Eppure al termine del ritiro eravate forti e ilari come non mai. Non è forse vero?
   In qualunque città o luogo entrerete, informatevi che vi sia chi meriti di accogliervi. Non perché siete Simone, o Giuda, o Bartolomeo, o Giacomo, o Giovanni, e così via. Ma perché siete i messi del Signore. Foste anche stati dei rifiuti, degli assassini, dei ladri, dei pubblicani, pentiti ora e al mio servizio, meritate rispetto perché miei messi. Dico più ancora. Dico: guai a voi se avete l’apparenza di miei messi e nell’interno siete abbietti e insatanassati. Guai a voi! L’inferno è ancor poco per quello che meritate per il vostro inganno. Ma anche foste contemporaneamente messi di Dio in palese, e rifiuti, pubblicani, ladri, assassini in occulto, o anche un sospetto fosse nei cuori verso di voi, una quasi certezza, vi va dato ancora onore e rispetto perché siete miei messi. L’occhio dell’uomo deve sorpassare il mezzo e vedere il messo e il fine, vedere Dio e la sua opera al di là del mezzo troppo spesso manchevole. Solo in casi di colpa grave, ledente la fede dei cuori, Io per ora, poi chi mi succederà, provvederanno a recidere il membro guasto. Perché non è lecito che per un sacerdote demonio si perdano anime di fedeli. Non sarà mai lecito, per nascondere le piaghe nate nel corpo apostolico, permettere sopravvivenza in esso di corpi incancreniti che col loro aspetto ripugnante allontanano e col loro fetore demoniaco avvelenano.
   Voi dunque vi informerete quale è la famiglia di vita più retta, là dove le donne sanno stare ritirate e i costumi sono castigati. E là entrerete e dimorerete finché non partiate dal luogo. Non imitate i fuchi che, dopo aver succhiato un fiore, passano ad altro più nutriente. Voi, sia che siate capitati tra persone di buon letto e ricca mensa, o sia che siate capitati in umile famiglia ricca solo di virtù, rimanete dove siete. Non cercate mai il “meglio” per il corpo che perisce. Ma, anzi, date ad esso sempre il peggio, riserbando tutti i diritti allo spirito. E, ve lo dico perché è bene lo facciate, date, sol che lo possiate fare, la preferenza ai poveri per la vostra sosta. Per non umiliarli, per ricordo di Me che sono e resto povero e di esser povero me ne vanto, e anche perché i poveri sono sovente migliori dei ricchi. Troverete sempre poveri giusti, mentre raro sarà trovare un ricco senza ingiustizia. Non avete perciò la scusa di dire: “Non ho trovato bontà altro che nie ricchi” per giustificare la vostra smania di benessere.
   Nell’atto di entrare nella casa salutate col mio saluto, che è il più dolce che vi sia. Dite: “La pace sia con voi. La pace sia in questa casa”, oppure “la pace venga in questa casa”. Infatti voi, messi di Gesù e della Buona Novella, portate con voi la pace, e la vostra venuta in un luogo è far venire la pace in esso. Se la casa ne è degna, la pace verrà e permarrà in essa; se non ne è degna, la pace tornerà a voi. Però badate di essere voi pacifici onde avere Dio come vostro Padre. Un padre aiuta sempre. E voi, aiutati da Dio, farete tutto, e tutto bene.
   Può darsi anche, anzi certo avverrà, che vi sarà città o casa che non vi ricevono e non vogliono ascoltare le vostre parole cacciandovi o deridendovi, o anche inseguendovi a colpi di pietra come profeti noiosi. E qui avrete più che mai bisogno di essere pacifici, umili, miti per abito di vita. Perché altrimenti l’ira prenderà il sopravvento e voi peccherete scandalizzando e aumentando l’incredulità dei convertendi. Mentre, se riceverete l’offesa di essere cacciati, derisi, inseguiti con pace, voi convertirete con la predica più bella: quella silenziosa della virtù vera. Ritroverete un giorno i nemici di oggi sul vostro cammino e vi diranno: “Vi abbiamo cercato perché il vostro modo di agire ci ha fatti persuasi della Verità che annunciate. Vogliate perdonarci e accoglierci per discepoli. Perché noi non vi conoscevamo, ma ora vi conosciamo per santi. Perciò, se santi siete, dovete essere i messi di un santo, e noi crediamo ora in Lui”. Ma, nell’uscire dalla città o casa dove non siete stati accolti, scuotete da voi anche la polvere dei vostri calzari, acciò la superbia e la durezza di quel luogo non si apprenda neppure alle vostre suole. In verità vi dico: nel giorno del Giudizio, Sodoma e Gomorra saranno trattate meno duramente di quella città.
   Ecco: Io vi mando come pecore fra i lupi. Siate dunque prudenti come le serpi e semplici come le colombe. Perché voi sapete come il mondo, che in verità è più di lupi che di pecore, usa anche con Me che sono il Cristo. Io posso difendermi col mio potere e lo farò finché non è l’ora del trionfo temporaneo del mondo. Ma voi non avete questo potere e vi necessita maggior prudenza e semplicità. Maggiore accortezza, perciò, per evitare per ora carceri e flagellazioni.
   In verità voi, per ora, nonostante le vostre proteste di voler dare il sangue per Me, non sopportate neppure uno sguardo ironico o iracondo. Poi verrà un tempo in cui sarete forti come eroi contro tutte le persecuzioni, forti più di eroi, di un eroismo inconcepibile secondo il mondo, inspiegabile, e verrà detto “follia”. No, che follia non sarà! Sarà l’immedesimazione per forza di amore dell’uomo con l’Uomo Dio, e voi saprete fare ciò che Io avrò già fatto. Per capire questo eroismo occorrerà vederlo, studiarlo e giudicarlo da piani ultraterreni. Perché è cosa soprannaturale che esula da tutte le restrizioni della natura umana. I re, i re dello spirito saranno i miei eroi, in eterno re ed eroi….
   In quel tempo vi arresteranno mettendovi le mani addosso, trascinandovi davanti ai tribunali, davanti ai presidi ed ai re, onde vi giudichino e vi condannino per il grande peccato, agli occhi del mondo, di essere i servi di Dio, ministri e tutori del Bene, i maestri delle virtù. E per essere questo sarete flagellati e in mille guise puniti, fino ad essere uccisi. E voi renderete testimonianza di Me ai re, ai presidi, alle nazioni, confessando col sangue che voi amate Cristo, il Figlio vero di Dio Vero.
   Quando sarete nelle loro mani, non vi mettete in pena su ciò che avete a rispondere e di quanto avrete a dire. Nessuna pena abbiate allora che non sia quella dell’afflizione verso i giudici e gli accusatori che Satana travia al punto da renderli ciechi alla Verità. Le parole da dire vi saranno date in quel momento. Il Padre vostro ve le metterà sulle labbra, perché allora non sarete voi che parlerete per convertire alla Fede e professare la Verità, ma sarà lo Spirito del Padre vostro quello che parlerà in voi.
   Allora il fratello darà la morte al fratello, il padre al figlio, e i figli insorgeranno contro i genitori e li faranno morire. No, non tramortite e non vi scandalizzate! Rispondete a Me. Per voi è più grande delitto uccidere un padre, un fratello, un figlio, o Dio stesso?».
   «Dio non si può uccidere» dice secco Giuda Iscariota
   «È vero. È Spirito imprendibile» conferma Bartolomeo. E gli altri, pur tacendo, sono dello stesso parere.
   «Io sono Dio, e Carne sono» dice calmo Gesù.
   «Nessuno pensa ad ucciderti» ribatte l’Iscariota.
   «Vi prego: rispondete alla mia domanda».
   «Ma è più grave uccidere Dio! Si intende!».
   «Ebbene: Dio sarà ucciso dall’uomo, nella Carne dell’Uomo Dio e nell’anima degli uccisori dell’Uomo Dio. Dunque, come si giungerà a questo delitto senza orrore in chi lo compie, parimenti si giungerà al delitto dei padri, dei fratelli, dei figli, contro i figli, i fratelli, i padri.
   Sarete odiati da tutti a causa del mio Nome. Ma chi avrà perseverato fino alla fine, sarà salvo. E quando vi perseguiteranno in una città, fuggite in un’altra. Non per viltà, ma per dare tempo alla neonata Chiesa di Cristo di giungere ad età non più di lattante debole e inetto, ma ad una età maggiore in cui sarà capace di affrontare la vita e la morte senza temere Morte. Quelli che lo Spirito consiglierà a fuggire, fuggano. Come Io sono fuggito quando ero pargolo. In verità, nella vita della mia Chiesa si ripeteranno tutte le vicende della mia vita d’uomo. Tutte. Dal mistero del suo formarsi all’umiltà dei primi tempi, ai turbamenti e insidie date dai feroci, alla necessità di fuggire per continuare a esistere, dalla povertà e dal lavoro indefesso fino a molte altre cose che Io vivo attualmente, che patirò in seguito, prima di giungere al trionfo eterno. Quelli invece che lo Spirito consiglia di rimanere, restino. Perché, anche se cadranno uccisi, essi vivranno e saranno utili alla Chiesa. Perché è sempre bene ciò che lo Spirito di Dio consiglia.
   In verità vi dico che non finirete, voi e chi vi succederà, di percorrere le vie e le città d’Israele prima che venga il Figlio dell’uomo. Perché Israele, per un suo tremendo peccato, sarà disperso come pula investita da un turbine e sparso per tutta la terra, e secoli e millenni, uno dopo un altro uno, e oltre, si succederanno prima che sia di nuovo raccolto sull’aia di Areuna Gebuseo. Tutte le volte che lo tenterà, prima dell’ora segnata, sarà nuovamente preso dal turbine e disperso, perché Israele dovrà piangere il suo peccato per tanti secoli quante sono le stille che pioveranno dalle vene dell’Agnello di Dio immolato per i peccati del mondo. E la Chiesa mia dovrà pure, essa che sarà stata colpita da Israele in Me e nei miei apostoli e discepoli, aprire braccia di madre e cercare di raccogliere Israele sotto il suo manto come una chioccia fa coi pulcini sviati. Quando Israele sarà tutto sotto il manto della Chiesa di Cristo, allora Io verrò.
   Ma queste saranno le cose future. Parliamo delle immediate.
   Ricordatevi che il discepolo non è da più del Maestro, né il servo da più del Padrone. Perciò basti al discepolo di essere come il Maestro, ed è già immeritato onore; e al servo di essere come il Padrone, ed è già soprannaturale bontà concedervi che ciò sia. Se hanno chiamato Belzebù il Padrone di casa, come chiameranno i suoi servi? E potranno i servi ribellarsi se il Padrone non si ribella, non odia e maledice, ma calmo nella sua giustizia continua la sua opera, trasferendo il giudizio ad altro momento, quando, dopo aver tutto tentato per persuadere, avrà visto in essi l’ostinazione nel Male? No. Non potranno i servi fare ciò che non fa il Padrone, ma bensì imitarlo, pensando che essi sono anche peccatori mentre Egli era senza peccato. Non temete dunque quelli che vi chiameranno: “demoni”. La verità verrà un giorno che sarà nota, e si vedrà allora chi era il “demonio”. Se voi o loro.
   Non c’è niente di nascosto che non si abbia a rivelare, e niente di segreto che non si abbia a sapere. Quello che ora Io vi dico nelle tenebre e in segreto, perché il mondo non è degno di sapere tutte le parole del Verbo – non è ancora degno di questo, né è ora di dirlo anche agli indegni – voi, quando sarà l’ora che tutto deve essere noto, ditelo nella luce, dall’alto dei tetti gridate ciò che ora Io vi sussurro più all’anima che all’orecchio. Perché allora il mondo sarà stato battezzato dal Sangue, e Satana avrà contro uno stendardo per cui il mondo potrà, volendo, comprendere i segreti di Dio, mentre Satana non potrà nuocere altro che su chi desidera il morso di Satana e lo preferisce al mio bacio. Ma otto parti su dieci del mondo non vorranno comprendere. Solo le minoranze saranno volenterose di sapere tutto per seguire tutto che è mia Dottrina. Non importa. Siccome non si può separare queste due parti sante dalla massa ingiusta, predicate anche dai tetti la mia Dottrina, predicatela dall’alto dei monti, sui mari senza confine, nelle viscere della terra. Se anche gli uomini non l’ascolteranno, raccoglieranno le divine parole gli uccelli e i venti, i pesci e le onde, e ne serberanno l’eco le viscere del suolo per dirlo alle interne sorgenti, ai minerali, ai metalli, e ne gioiranno tutti, perché essi pure sono creati da Dio per essere di sgabello ai miei piedi e di gioia al mio cuore.
   Non temete coloro che uccidono il corpo ma non possono uccidere l’anima, ma temete solo quello che può mandare a perdizione la vostra anima e ricongiungere nell’ultimo Giudizio questa al risorto corpo, per gettarli nel fuoco dell’Inferno. Non temete. Non si vendono forse due passeri per un soldo? Eppure, se il Padre non lo permette, non uno di essi cadrà nonostante tutte le insidie dell’uomo. Non temete dunque. Voi siete noti al Padre. Noti gli sono nel loro numero anche i capelli che avete sul capo. Voi siete dappiù di molti passeri! Ed Io vi dico che chi mi riconoscerà davanti agli uomini, anche Io lo riconoscerò davanti al Padre mio che è nei Cieli. Ma chi mi rinnegherà davanti agli uomini, anche Io lo rinnegherò davanti al Padre mio. Riconoscere qui è per seguire e praticare; rinnegare è abbandonare la mia via per viltà, per concupiscenza triplice, o per calcolo meschino, per affetto umano verso uno dei vostri, contrari a Me. Perché ci sarà questo.
   Non pensate che Io sia venuto per mettere concordia sulla terra, e per la terra. La mia pace è più alta delle calcolate paci per il barcamenare di ogni giorno. Non sono venuto a mettere la pace, ma la spada. La spada tagliente per recidere le liane che trattengono nel fango e aprire le vie ai voli nel soprannaturale. Perciò Io sono venuto a dividere il figlio dal padre, la figlia dalla madre, la nuora dalla suocera. Perché Io sono Colui che regna e ha ogni diritto sui suoi sudditi. Perché nessuno è più grande di Me nei diritti sugli affetti. Perché in Me si accentrano tutti gli amori sublimandosi, ed Io sono Padre, Madre, Sposo, Fratello, Amico, e vi amo come tale, e come tale vado amato. E quando dico: “Voglio”, nessun legame può resistere e la creatura è mia. Io col Padre, l’ho creata, Io da Me stesso la salvo, Io ho il diritto di averla.
   In verità i nemici dell’uomo sono gli uomini oltre che i demoni; e i nemici dell’uomo nuovo, del cristiano, saranno quelli di casa, coi loro lamenti, minacce o suppliche. Chi però d’ora in poi amerà il padre o la madre più di Me non è degno di Me; chi ama il figlio o la figlia più di Me non è degno di Me. Chi non prende la sua croce quotidiana, complessa, fatta di rassegnazioni, di rinunce, di ubbidienze, di eroismi, di dolori, di malattie, di lutti, di tutto quello che manifesta la volontà di Dio o una prova dell’uomo, e con essa non mi segue, non è degno di Me. Chi tiene conto della sua vita terrena più di quella spirituale, perderà la Vita vera.
   Chi avrà perduto la sua vita terrena per amore mio la ritroverà eterna e beata.
   Chi riceve voi riceve Me. Chi riceve Me riceve Colui che mi ha mandato. Chi riceve un profeta come un profeta riceverà premio proporzionato alla carità data al profeta, chi un giusto come un giusto riceverà un premio proporzionato al giusto. E ciò perché chi riconosce nel profeta il profeta è segno che è profeta lui pure, ossia molto santo perché tenuto fra le braccia dallo Spirito di Dio, e chi avrà riconosciuto un giusto come giusto, dimostra di essere lui stesso giusto, perché le anime simili si riconoscono. Ad ognuno dunque sarà dato secondo giustizia.
   Ma a chi avrà dato anche un solo calice d’acqua pura ad uno dei miei servi, fosse anche il più piccolo – e sono servi di Gesù tutti quelli che lo predicano con una vita santa, e possono esserlo i re come i mendicanti, i sapienti come coloro che non sanno nulla, i vecchi come i pargoli, perché in tutte le età e le classi si può essere miei discepoli – chi avrà dato ad un mio discepolo anche un calice d’acqua in mio nome e perché mio discepolo, in verità vi dico che non perderà la sua ricompensa.
   Ho detto. Ora preghiamo e poi andiamo a casa. All’alba partirete e così: Simone di Giona con Giovanni, Simone Zelote con Giuda Iscariota, Andrea con Matteo, Giacomo d’Alfeo con Tommaso, Filippo con Giacomo di Zebedeo, Giuda mio fratello con Bartolomeo. Questa settimana così. Poi darò il nuovo ordine. Preghiamo».
   E pregano ad alta voce… (4, 265)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001