czwartek, 30 czerwca 2016

Godność sierot

   Dobrzy rodzice przygarniający sierotę do swej rodziny traktują to dziecko jak swoje własne, a jeśli mają jeszcze inne dzieci – własne czy przygarnięte – to również starają się traktować je na równi, tak aby każde dziecko czuło się kochane i rozwijało się swobodnie bez ograniczeń.
   Skoro dobry rodzic tak robi, to o ile bardziej Ojciec niebiański dla swoich przygarniętych dzieci. Jego miłość jest tak wielka, że nie pozwala im się poczuć niżej czy gorzej od swego własnego rodzonego Syna. Wszystkich traktuje na równi, tak że każde dziecko, które powierza się Jego miłości może poczuć się jak żywy Syn Boży, prawdziwy, kochany i kochający.
   Dzieci, ufajcie Jego miłości. Nie myślcie, że niebiański Ojciec robi tak z przekory. On rzeczywiście widzi w was swego Jedynego Syna, bo Ten Jedyny oddał swą krew za wszystkich i skąpał w niej każdego, kto powierzył się łasce.

środa, 29 czerwca 2016

Ogólne myślenie

Myślenie o wszystkich jest doskonałe, gdy myślisz o każdym i każdej z osobna – zgoła o wszystkich bez wyjątku i zarazem wyjątkowo. To dopiero prowadzi do rzeczowego działania.

wtorek, 28 czerwca 2016

Łudzenie się szatana

Czy w swej pysze i zaślepieniu szatan, duch ciemności, nie łudzi sam siebie, że ma władzę nad Bogiem? Zdaje się, że nawet zmiażdżony pod stopami Słowa stęka „nie pokonałeś mnie, ja jeszcze zwyciężę”. Trudno przyjąć, aby miał tak jasne poznanie, żeby przyjmował zwierzchność Boga. W końcu Prawdy w nim nie ma – nie ma w sobie nic Bożego. Jego poznanie musi być skrzywione i niepełne.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

(13) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Rzeź niewiniątek

   16 Wtedy Herod, widząc, że go mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał [oprawców] do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od mędrców. 17 Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza:
   18 Krzyk usłyszano w Rama,
   płacz i jęk wielki.
   Rachel opłakuje swe dzieci
   i nie chce utulić się w żalu,
   bo ich już nie ma (Mt 2,16-18).

   16 Τότε Ἡρῴδης ἰδὼν ὅτι ἐνεπαίχθη ὑπὸ τῶν μάγων ἐθυμώθη λίαν, καὶ ἀποστείλας ἀνεῖλεν πάντας τοὺς παῖδας τοὺς ἐν Βηθλέεμ καὶ ἐν πᾶσιν τοῖς ὁρίοις αὐτῆς ἀπὸ διετοῦς καὶ κατωτέρω, κατὰ τὸν χρόνον ὃν ἠκρίβωσεν παρὰ τῶν μάγων. 17 τότε ἐπληρώθη τὸ ῥηθὲν διὰ Ἰερεμίου τοῦ προφήτου λέγοντος·
      18 φωνὴ ἐν Ῥαμὰ ἠκούσθη,
         κλαυθμὸς καὶ ὀδυρμὸς πολύς·
      Ῥαχὴλ κλαίουσα τὰ τέκνα αὐτῆς,
         καὶ οὐκ ἤθελεν παρακληθῆναι,
      ὅτι οὐκ εἰσίν. (Mt 2,16-18)
 
   «Co za nieszczęście! Mało znajdziesz tych, o których Sara powiedziała mi, że chcesz ich poznać i im się pokłonić. Wielu nie żyje, wielu uciekło, wielu... niestety, rozproszonych! Nigdy nie dowiedzieliśmy się, czy umarli na pustyni czy zmarnieli w więzieniu, za karę, z powodu swego buntu. Lecz czy to był bunt? Któż mógł pozostać nieczuły, widząc zabijanie tylu niewinnych? Nie, to nie jest sprawiedliwe, że Lewi i Eliasz jeszcze żyją, podczas gdy tylu niewinnych jest martwych!»
   «Kim są ci dwaj i co uczynili?» [– pyta Jezus]
   «A... słyszałeś przynajmniej o masakrze Heroda... Więcej niż tysiąc dzieci w mieście, drugi tysiąc w wioskach... A wszyscy to chłopcy, prawie wszyscy, bo w swej wściekłości, w nocy, w zamieszaniu, mordercy brali, wyrywali z kołysek, z matczynych posłań, z napadniętych domów nawet małe dziewczynki i przeszywali je w trakcie ssania jak gazele, wzięte na cel przez łucznika. Tak! A dlaczego to wszystko? Bo grupę pasterzy – którzy dla zwalczenia nocnego zimna bardzo się upili – ogarnęło pijackie majaczenie. Zaczęli opowiadać, że widzieli aniołów, słyszeli śpiewy, otrzymali przesłanie. Powiedzieli nam w Betlejem: „Przyjdźcie, oddajcie Mu pokłon. Mesjasz się narodził”. Pomyśl, Mesjasz w grocie!
   Naprawdę muszę powiedzieć, że byliśmy wszyscy jak pijani, nawet ja jako młody chłopak, nawet moja żona, która miała wtedy kilka lat... bo wszyscy uwierzyliśmy i w biednej kobiecie z Galilei widzieliśmy Dziewicę, która porodziła dziecię... Tę, o której mówili prorocy. A przecież Ona była ze zwykłym Galilejczykiem. Z pewnością ze Swym mężem. Skoro zaś była małżonką, jakże więc mogła być ‘Dziewicą’? Krótko mówiąc, uwierzyliśmy. Podarunki, hołdy, otwarte na ich przyjęcie domy... O! Co najlepszego zrobiliśmy! Biedna Anna! Ona straciła przez to swoje dobra i życie, synów swej córki. Pierworodna – jedyna, która ocalała, poślubiła bowiem kupca z Jerozolimy – straciła również dobra, bo dom spłonął, a cała posiadłość została zrównana z ziemią na rozkaz Heroda. Teraz jest to nieuprawny teren, po którym przechodzą stada».
   «Wszystko to z powodu pasterzy?» [– pyta Jezus]
   «Nie tylko, także z powodu trzech czarowników przybyłych z królestwa szatana. Być może byli wspólnikami tamtych trojga... A my, głupcy, oddaliśmy im tyle honorów! Biedny przewodniczący synagogi! Zabiliśmy go, bo przysięgał, że prorocy naznaczyli pieczęcią Prawdy słowa pasterzy i mędrców...»
   «Wszystko z winy pasterzy i mędrców?» [– pyta dalej Jezus]
   «Nie, Galilejczyku, również z naszej winy. Z powodu naszej łatwowierności. Tak długo oczekiwaliśmy Mesjasza! Całe wieki oczekiwania. Wiele zawodów... w ostatnim czasie – fałszywi mesjasze. Jeden, jak Ty, był Galilejczykiem, inny nazywał się Teodasz. Kłamcy! Mesjasze, oni? To byli jedynie awanturnicy szukający szczęścia! Powinno to było być dla nas nauczką. Przeciwnie...»
   «Dlaczego więc przeklinacie wszystkich pasterzy i mędrców? Skoro uważacie, że również i wy byliście głupcami, powinniście przeklinać także siebie. Przykazanie miłości zakazuje przeklinać. Przekleństwo ściąga przekleństwo. Czy macie pewność, że wasz osąd jest sprawiedliwy? Czy nie jest możliwe, że pasterze i mędrcy powiedzieli prawdę objawioną im przez Boga? Dlaczego sądzicie, że oni kłamali?»
   «Ponieważ czas zapowiedziany przez proroctwa jeszcze się nie dopełnił. Od tamtego czasu zastanawialiśmy się... odkąd krew, która zaczerwieniła niecki i strumienie, otwarła oczy naszego rozumu...» [– mówi wieśniak]
   «Czyż Najwyższy nie mógł z wielkiej miłości do Swego ludu przyśpieszyć przyjścia Zbawiciela? Na czym mędrcy opierali swe twierdzenie? Powiedziałeś, że przybyli ze Wschodu...»
   «Na swoich obliczeniach dotyczących nowej gwiazdy».
   «Czyż nie jest napisane: „Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”?45 A czy Jakub nie jest wielkim Patriarchą i czyż nie zatrzymał się w tej ziemi betlejemskiej, która była dla niego tak droga jak źrenica oka, bo to tu umarła jego umiłowana Rachela? Poza tym, czyż nie wyszły z ust proroka słowa: „I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni”?46 Tutaj urodził się Jesse, ojciec Dawida. Pączkiem na pniu odciętym od korzenia – z powodu zagarnięcia go przez tyranów – czyż nie jest ‘Dziewica’? Porodzi Ona Syna nie zrodzonego z mężczyzny – gdyż wtedy nie byłaby już Dziewicą – lecz z woli Boga, dzięki czemu stanie się On ‘Emmanuelem’ jako Syn Boga. Będzie Bogiem i Boga przyniesie ludowi Bożemu, jak na to wskazuje jego Imię. I czyż nie zostanie to ogłoszone – jak mówi proroctwo – mieszkańcom ciemności, czyli poganom, przez ‘wielką światłość’? A czyż gwiazda, którą ujrzeli mędrcy, nie mogła być gwiazdą Jakuba, wielkim światłem dwóch proroctw: Balaama i Izajasza?
   A czy sama masakra dokonana przez Heroda nie znajduje się w proroctwach? „Krzyk się wznosi... Rachel opłakuje swoich synów...”47 Powiedziano, że kości Rachel w jej grobie w Efrata będą jęczeć i płakać, gdy – dzięki Zbawicielowi – przyjdzie nagroda dla świętego ludu. Te łzy miały się wtedy zamienić w niebiański uśmiech tak jak tęcza z ostatnich kropli wody po burzy, mówi: „Oto dany wam jest czas spokoju”».
   «Jesteś bardzo uczony. Czy jesteś rabbim?»
   «Tak, jestem».
   «Zauważyłem to. W Twoich słowach jest światło i prawda. Ale mimo wszystko... O! Jak wiele ran krwawi jeszcze na tej ziemi betlejemskiej z powodu Mesjasza, prawdziwego czy fałszywego... Nie radziłbym Mu nigdy tu wracać. Ta ziemia odrzuciłaby Go, jak odrzuca się potomka z nieprawego łoża, z powodu którego umarły prawowite dzieci. A nawet... jeśli to był On... umarł, ugodzony, razem z innymi».
   «Gdzie mieszka teraz Lewi i Eliasz?» [– pyta Jezus]
   «Znasz ich?» – mężczyzna jest podejrzliwy.
   «Nie znam ich. Nie znam ich twarzy, lecz są nieszczęśliwi, a Ja zawsze współczuję nieszczęśliwym. Chcę ich odnaleźć».
   «Hmm! Będziesz pierwszym od prawie trzydziestu lat. Są wciąż pasterzami na służbie jerozolimskiego bogacza z rodu Heroda, który przywłaszczył sobie dobra wielu zabitych mieszkańców... Zawsze są tacy, którzy korzystają! Znajdziesz ich wraz z ich stadami wysoko, kierując się ku Hebronowi. Lecz dam Ci jedną radę. Uważaj, by ludzie z Betlejem nie widzieli, że z nimi rozmawiasz. Mógłbyś tego pożałować. Znosimy ich, bo... bo jest ten z rodu Heroda. Gdyby nie to...»
   «O, nienawiść! Po co nienawidzić?» [– pyta Jezus]
   «Ponieważ to jest słuszne: oni wyrządzili nam zło».
   «Sądzili, że robią dobrze» [– mówi Jezus.]
   «Wyrządzili nam jednak zło i za to powinni otrzymać zło. Mieliśmy ich zabić, tak jak zabijano [nasze dzieci] przez ich głupotę. Lecz najpierw byliśmy osłupiali... a potem był ten z rodu Heroda».
   «Więc gdyby nie on, to po pierwszym odruchowym buncie – zresztą zrozumiałym – zabilibyście ich?»
   «Jeszcze dziś byśmy ich zabili, gdyby nie strach przed ich panem».
   «Człowieku, mówię ci: wyzbądź się nienawiści. Nie pragnij zła. Tu nie ma winy, a nawet gdyby była – wybaczaj. Wybacz w Imię Boże. Powiedz to innym mieszkańcom Betlejem. Kiedy nienawiść opadnie z waszych serc, Mesjasz przyjdzie i rozpoznacie Go, bo On żyje. Mówię to wam: żył już wtedy, gdy miała miejsce masakra. To nie z winy pasterzy lub mędrców, lecz z winy szatana dokonała się rzeź. Tu urodził się dla was Mesjasz. Przyszedł przynieść światło ziemi Swych ojców. On – Syn Matki Dziewicy, z rodu Dawida, w ruinach domu Dawida – otwarł dla świata rzekę wiecznych łask. Otwarł dla człowieka drogę życia...»
   «Odejdź, wynoś się! Precz stąd, zwolenniku tego fałszywego Mesjasza! On musiał być fałszywy, bo przyniósł nieszczęście nam, mieszkańcom Betlejem. Ty go bronisz, więc...»
   «Ucisz się, człowieku, jestem Judejczykiem i mam przyjaciół wysoko postawionych. Będziesz żałował tej zniewagi» – [woła] Judasz i rzuca się na wieśniaka, chwytając go za ubranie. Potrząsa nim gwałtownie, rozpalony gniewem.
   «Nie, nie, odejdźcie stąd! Nie chcę mieć kłopotów ani z mieszkańcami Betlejem, ani z Rzymem, ani z Herodem. Odejdźcie, przeklęci, jeśli nie chcecie mieć po mnie pamiątki. Wynoście się!...»
   «Chodźmy, Judaszu. Nie reaguj. Pozostawmy go z jego niechęcią. Bóg nie wchodzi tam, gdzie jest nienawiść. Chodźmy».
   «Tak, chodźmy, ale wy zapłacicie mi za to» [– krzyczy Judasz.]
   «Nie, nie, Judaszu. Nie można mówić w ten sposób. Oni są zaślepieni... Będzie ich bardzo wielu na Mojej drodze!...»
   Wychodzą za Szymonem i Janem, którzy są już na zewnątrz i rozmawiają z kobietą w kącie stodoły.
   «Panie, przebacz mojemu mężowi. Nie sądziłam, że źle zrobię... Masz, weź je. (Podaje im jajka.) Zjesz je jutro rano. Są świeże, dzisiejsze. Nie mam nic innego... Przepraszam... Gdzie będziesz spał?»
   «Nie myśl o tym. Wiem, dokąd iść. Zostań w pokoju ze względu na twoją dobroć. Żegnaj». (II, 37: 8 stycznia 1944. A, 4117-4131)

   Jezus stoi na tarasie przylegającym do murku, który go ogranicza. Jest więc około dwóch metrów ponad placem. Z tyłu nie ma nic. Ta świetlana pustka otacza Go całego niby aureolą, czyniąc jeszcze bielszą Jego szatę z bardzo białego lnu. Jedynie ona Go okrywa, gdyż płaszcz opadł z ramion, tworząc u Jego stóp coś w rodzaju wielobarwnego piedestału. Z tyłu zieleń i zarośla – pozostałość po tym, co było ogrodem Anny – tworzą tło, obecnie odosobnione i pokryte ruinami.
   Jezus wyciąga ramiona. Judasz widząc Jego gest mówi:
   «Nie przemawiaj. To nieostrożne!»
   Jednak plac napełnia potężny głos Jezusa: «Ludzie Judy, ludzie z Betlejem, posłuchajcie! Posłuchajcie, wy, niewiasty ziemi, która dla Racheli była poświęcona! Posłuchajcie potomka Dawida, który cierpiał, prześladowany. Uczyniony godnym, by skierować do was słowo, mówi, by wam dać światło i pociechę. Posłuchajcie...»
   Ludzie przestają krzyczeć, kłócić się, kupować. Gromadzą się.
   «To jakiś rabbi!»
   «Z pewnością przychodzi z Jerozolimy».
   «Kto to jest?»
   «Jaki piękny mężczyzna!»
   «Co za głos!»
   «Jakie zachowanie!»
   «Cóż, przecież jest z rodu Dawida!»
   «A więc z naszego!»
   «Posłuchajmy! Posłuchajmy!»
   Cały tłum skupił się wokół schodów. Stają się one jakby trybuną.
   «Powiedziane jest w Księdze Rodzaju: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę... Ona zmiażdży ci głowę, a ty czyhać będziesz na jej piętę...”48 Jest też powiedziane: „Pomnożę twoje cierpienia i twoją brzemienność... a ziemia cierń i oset będzie ci rodziła...”49 To przekleństwo dla mężczyzny, niewiasty i węża.
   Przybywszy z daleka, by uczcić grób Racheli, usłyszałem w wieczornym powiewie, w rosie nocy, w porannej skardze słowika, echo łkania dawnej Racheli, powtarzane z ust do ust przez matki z Betlejem w ciszy grobów lub w ciszy serc. Usłyszałem krzyk boleści Jakuba we wdowcach, którzy nie mają już żon, bo zabił je ból... Płaczę razem z wami. Lecz posłuchajcie, bracia tej samej ziemi. Betlejem – jak mówi Micheasz – ziemia błogosławiona, najmniejsze z miast Judy,50 lecz największe w oczach Boga i ludzkości, wywołało nienawiść szatana. Stało się bowiem kołyską Zbawiciela. Zostało przeznaczone na przybytek, nad którym spoczęła chwała Boga, Ogień Boga, Jego Wcielona Miłość.
   Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę... Ona zmiażdży ci głowę, a ty czyhać będziesz na jej piętę...” Jakaż nieprzyjaźń jest większa od tej, która porywa się na dzieci – serce serca niewiasty? A jakaż pięta jest silniejsza od pięty Matki Zbawiciela? Oto dlaczego zupełnie naturalna była zemsta pokonanego szatana, która skierowała go nie ku pięcie Matki, lecz ku sercu matek.
   O! Jak wielka musiała być trwoga matek przed utratą zrodzonych dzieci! O! Jak straszliwy ucisk ojców, z których poczęły się i zrodziły dzieci, a którzy teraz nie mają już potomstwa. Rozraduj się jednak, Betlejem! Twoja czysta krew, krew niewiniątek otwarła ogniem i purpurą drogę Mesjaszowi...»
   Tłum – którego szemranie coraz bardziej zaczynało wzrastać od chwili, gdy Jezus wspomniał Zbawiciela i Jego Matkę – ukazuje teraz wyraźniej swoje wzburzenie.
   «Zamilknij, Nauczycielu – mówi Judasz – i odejdźmy stąd».
   Jezus jednak nie słucha go. Kontynuuje:
   «...Mesjaszowi, którego Łaska Boga Ojca ocaliła przed tyranami, aby zachować Go dla ludu, dla jego ocalenia i...»
   Jakaś kobieta woła przejmującym głosem:
   «Pięcioro, pięcioro dzieci zrodziłam i nie ma już żadnego w moim domu! Ja nieszczęsna!» – krzyczy histerycznie.
   To początek wrzawy. Inna [niewiasta] zwija się w prochu, rozdziera szaty, ukazuje okaleczone piersi i krzyczy:
   «Tu, tu na tej piersi, zabili mi pierworodnego! Miecz rozciął mu głowę, a równocześnie – moją pierś. O, mój Elizeuszu!»
   «A ja? A ja? To mój dom! Trzy groby w jednym. Strzeże go ojciec. Mąż i dzieci, wszyscy razem! Tak, tak! Jeśli to był Zbawiciel, niech mi zwróci dzieci, niech mi odda małżonka, niech mnie ocali od rozpaczy, niech mnie zbawi od Belzebuba».
   Wszyscy wołają: «I naszych synów, naszych mężów, naszych ojców niech nam odda, jeśli jest Zbawicielem!»
   Jezus daje znak rękami, nakazując ciszę.
   «Bracia Mojej ziemi, chciałbym przywrócić życie waszym dzieciom, tak, przywrócić życie. Lecz powiadam wam: Bądźcie dobrzy, przyjmijcie to. Przebaczcie, miejcie nadzieję, rozweselcie się ufnością, cieszcie się pewnością. Już niebawem odnajdziecie wasze dzieci – aniołów w Niebie, bo Mesjasz otworzy bramy Nieba. Jeśli będziecie sprawiedliwi, śmierć będzie dla was Życiem, które przychodzi, i Miłością, która powraca...»
   «Ach! Ty jesteś Mesjaszem? Powiedz to w imię Boże!»
   Jezus opuszcza ramiona w geście tak łagodnym, tak pełnym uczucia, jakby chciał ich przytulić, i mówi: «Ja Nim jestem».
   «Wynoś się! Wynoś się stąd, to jest więc Twoja wina!»
   Leci kamień pośród gwizdów i wrzasków. Judasz ma piękną postawę... Och, gdybyż zawsze był taki! Staje przed Nauczycielem – wyprostowany na murze balkonu, z rozciągniętym płaszczem – i przyjmuje bez lęku uderzenia kamieni, krwawi nawet. Woła do Jana i Szymona: «Wyprowadźcie Jezusa za drzewa. Idźcie, na Niebo!»
   A do tłumu woła: «Wściekłe psy! Jestem ze Świątyni i doniosę na was do Świątyni i do Rzymu».
   Tłum ogarnia przez chwilę lęk, lecz szybko [na nowo] podejmuje walkę, rzucając kamieniami. Na szczęście celują źle. Judasz niewzruszenie przyjmuje ten grad, odpowiadając tłumowi to obelgami, to przekleństwami. Łapie nawet w locie jeden z kamieni i rzuca nim w małego starca, który krzyczy jak sroka oskubywana żywcem z piór. Ponieważ próbują zwalić jego piedestał, Judasz zeskakuje z murku i łapie szybko suchą gałąź z ziemi. Wymachuje nią wokół siebie, chłoszcząc bez litości plecy, głowy, ręce. Biegną żołnierze i – grożąc włóczniami – torują sobie drogę.
   «Kim jesteś? Dlaczego ta bijatyka?»
   «Jestem Judejczykiem zaatakowanym przez ten tłum ludzi. Był ze mną pewien rabbi, znany kapłanom. Mówił do tych psów. Oni zaś wybuchli i napadli na nas».
   «Kim jesteś?»
   «Judasz z Kariotu. Wcześniej byłem w Świątyni, obecnie jestem uczniem Rabbiego Jezusa z Galilei. Jestem przyjacielem faryzeusza Szymona, saduceusza Giocany, radcy Sanhedrynu, Józefa z Arymatei i wreszcie – co możesz sprawdzić – Eleazara, syna Annasza, wielkiego przyjaciela prokonsula».
   «Sprawdzę to. Dokąd idziesz?»
   «Z przyjacielem do Kariotu, potem – do Jerozolimy».
   «Chodź, damy ci ochronę».
   Judasz daje żołnierzowi pieniądze. To – jak się wydaje – jest zakazane, ale... przyjęte. Żołnierz chowa je szybko, kłania się z szacunkiem i uśmiecha. Judasz zeskakuje ze swego podium. Biegnie susami na przełaj przez nieuprawne pole i dołącza do towarzyszy.
   «Jesteś ranny?» [– pyta Jezus]
   «To nic, Nauczycielu, to dla Ciebie... poza tym też im odpowiedziałem. Jestem chyba cały splamiony krwią...»
   «Tak, na policzku. Tutaj jest woda».
   Jan moczy kawałek tkaniny i myje policzek Judasza.
   «Przykro Mi, Judaszu, ale widzisz... Choć powiedzieliśmy, że jesteśmy żydami, zgodnie z twym zmysłem praktycznym...»
   «To są zwierzęta. Sądzę, że się o tym przekonasz, Nauczycielu, i nie będziesz już nalegał» [– mówi Judasz.]
   «O, nie! Nie ze strachu jednak, lecz dlatego, że w tej chwili to bezużyteczne. Kiedy nas nie chcą, nie przeklinamy, lecz odchodzimy modląc się za biednych szaleńców, którzy umierają z głodu, a nie widzą Chleba. Chodźmy tą drogą na miejsce ustronne. Sądzę, że odnajdziemy drogę do Hebronu... do pasterzy... jeśli ich odnajdziemy».
   «Aby dać się zaatakować kamieniami?» [– pyta Judasz]
   «Nie, aby im powiedzieć: „To Ja”» [– odpowiada Jezus.]
   «Ech! To będzie chłosta!... Od trzydziestu lat cierpią z powodu Ciebie!...» [– mówi Judasz]
   «Zobaczymy».
   Przechodzą przez gęsty las, zacieniony i dający ochłodę. (II, 38: 9 stycznia 1945. A, 4131-4143)

45  Por. Lb 24,17. (Przyp. wyd.)
46  Por. Iz 11,1. (Przyp. wyd.)
47  Por. Jr 31,15. (Przyp. wyd.)
48  Por. Rdz 3,15. (Przyp. wyd.)
49  Por. Rdz 3,18. (Przyp. wyd.)
50  Por. Mi 5,1n. (Przyp. wyd.)

   «Che gran sventura! Pochi troverai di quelli che, mi ha detto Sara, Tu vuoi conoscere e salutare. Molti uccisi, molti fuggiti, molti... mah! dispersi, né si è mai saputo se morirono nel deserto o se furono spenti in carcere per punirli della loro ribellione. Ma fu ribellione? E chi sarebbe stato inerte lasciando sgozzare tanti innocenti? No, che giusto non è che sia ancor vivo Levi e Elia mentre tanti innocenti sono morti!».
   «Chi sono i due, e che fecero?».
   «Ma... almeno dell'eccidio saprai. L'eccidio d'Erode... Più di mille pargoli in città, un altro migliaio quasi nelle campagne. (In merito agli innocenti uccisi nella strage di Erode: numero esatto è 32. Di essi, 18 furono uccisi nella vera città di Betlemme e 14 nelle campagne. Fra gli uccisi vi furono anche 6 fanciulline, non identificate per femmine dai sicari, dato che erano, maschi e femmine, vestiti tutti a un modo, e anche per la fretta di uccidere e per il buio notturno. Come sempre avviene, il contadino esagera e svisa la verità delle cose. E così molte leggende false si sono create sostituendosi alla verità.) E tutti, anzi, quasi tutti maschi, perché nella furia, nel buio, nella mischia, i feroci presero, strapparono dalle cune, dai letti materni, dalle case assalite, anche delle bambinelle e le trafissero come gazzelline poppanti prese di mira da un arciere. Ebbene, tutto questo perché? Perché un gruppo di pastori, che per vincere il gelo notturno certo avevano bevuto sicera a gran sorsi, furono presi da delirio e dissero di aver visto angeli, udito canzoni, avuto indicazioni... e dissero a noi di Betlemme: "Venite. Adorate. Il Messia è nato". Pensa: il Messia in una spelonca! In verità devo dire che ebbri fummo tutti, anche io, allora adolescente, anche la moglie, di allora pochi anni... perché credemmo tutti, e in una povera donna galilea volemmo vedere la Vergine partoriente di cui parlarono i Profeti. Ma se era con un rozzo galileo! Il marito certo. Se era moglie, come poteva esser la "Vergine"? Insomma, credemmo. Doni, adorazioni... case aperte per ospitarli... Oh! l'avevano saputa far bene la parte! Povera Anna! Ci ha rimesso i beni e la vita, e anche i figli di sua figlia, la prima, l'unica che si è salvata perché sposata con un mercante di Gerusalemme, persero i beni, perché la casa fu arsa e tutto il podere segato per ordine d'Erode. Ora è un campo incolto su cui pascolano gli armenti».
   «Tutta colpa dei pastori?».
   «No, anche di tre stregoni venuti dai regni di Satana. Forse erano compari dei tre... E noi, stolti, ce ne tenevamo per tanto onore! Quel povero archisinagogo! Lo uccidemmo per aver giurato che le profezie mettevano suggello di verità alle parole dei pastori e dei maghi...»
   «Tutta colpa dei pastori e dei maghi, dunque?».
   «No, galileo. Anche nostra. Della nostra credulità. Lo si aspettava da tanto il Messia! Secoli di attesa. Molte delusioni negli ultimi tempi per i falsi Messia. Uno era galileo, come Te, un altro aveva nome Teoda. Bugiardi! Messia loro! Non erano che avidi avventurieri in caccia di fortuna! Doveva farci sveglia la lezione. Invece...»
   «E allora perché maledite, tutti, i pastori e i maghi? Se vi giudicate stolti voi pure, allora dovreste maledire voi pure. Ma la maledizione non è permessa dal precetto d'amore. Maledizione attira maledizione. Avete voi la sicurezza che siete nel giusto? Non potrebbe esser vero che i pastori e i maghi avessero detto il vero, loro rivelato da Dio? Perché voler credere che fossero mentitori?».
   «Perché gli anni della profezia non erano compiuti. Dopo ci pensammo... dopo che il sangue, che fece rosse le vasche e i rii, ci aperse gli occhi del pensiero».
   «E non avrebbe potuto l'Altissimo, per eccesso d'amore verso il suo popolo, anticipare la venuta del Salvatore? Su che basarono i maghi la loro asserzione? Mi hai detto che venivano da Oriente... »
   «Dai loro calcoli su una nuova stella».
   «E non è detto: (Genesi 35, 15-20; Numeri 24, 15-17; 1 Samuele 17, 12; Isaia 7, 14; 9, 1; 11, 1; Geremia 31, 15) "Una stella nascerà da Giacobbe e una verga si alzerà da Israele"? E Giacobbe non è il grande patriarca e non ebbe sosta in questa terra di Betlem a lui cara come pupilla del suo occhio, perché ivi morì la sua diletta Rachele? E ancor non è detto da bocca profetica: "Un germoglio spunterà dalla radice di Jesse e un fiore verrà da questa radice"? Isaia, padre di Davide, qui nacque. Il germoglio sulla stirpe, segata alla radice da usurpazione di tiranni, non è la "Vergine" che partorirà il Figliolo, non avuto da uomo, ché allora non più vergine sarebbe, ma da volere divino, onde Egli sarà " l'Emmanuele " perché Figlio di Dio, sarà Dio e porterà perciò Dio fra il popolo di Dio come il suo nome dice? E non sarà annunciato, dice la profezia, ai popoli delle tenebre, ossia ai pagani "da una gran luce"? E la stella vista dai maghi non potrebbe esser la stella di Giacobbe, la grande luce delle due profezie di Balaam e di Isaia? E lo stesso eccidio compiuto da Erode non rientra nelle profezie? "Un grido s'è sentito nell'alto... È Rachele che piange i suoi figli". Era segnato che lacrime gemessero le ossa di Rachele nel suo sepolcro di Efrata quando, per il Salvatore, sarebbe venuta la ricompensa al popolo santo. Lacrime per poi mutarsi in celeste riso, come l'arcobaleno che è fatto delle ultime gocce del temporale, ma dice: "Ecco, il sereno è concesso"».
   «Sei molto dotto. Sei rabbi?».
   «Lo sono».
   «E io lo sento. Vi è luce e vero nelle tue parole. Ma però... oh! troppe ferite sanguinano ancora in questa terra di Betlem per il vero o falso Messia... Non consiglierei lo Stesso a venire mai qui. La terra lo respingerebbecome si respinge un figliastro per causa del quale morirono i figli veri. Ma già... se era Lui... e morto con gli altri sgozzati».
   «Dove abita ora Levi, e dove Elia?».
   «Li conosci?». L'uomo è in sospetto.
   «Non li conosco. Il loro viso m’è ignoto. Ma sono infelici, ed Io ho sempre pietà degli infelici. Voglio andare a trovarli».
   «Umh! sarai il primo dopo quasi sei lustri. Sono ancora pastori e servono un ricco erodiano di Gerusalemme che si è appropriato di molti beni degli uccisi... C'è sempre chi guadagna! Li troverai coi greggi verso le alture che vanno a Ebron. Ma, un consiglio. Non ti far vedere a parlare con essi dai betlemmiti. Ne avresti danno. Li sopportiamo perché... perché c'è l'erodiano. Se no...»
   «Oh! l'odio! Perché odiare?».
   «Perché è giusto. Ci hanno fatto del male».
   «Hanno creduto fare bene».
   «Ma fecero male. E male sì abbiano. Dovevamo ucciderli come fecero uccidere con la loro stoltezza. Ma eravamo inebetiti e dopo... c'era l'erodiano».
   «Se non c'era lui, allora, anche dopo il primo, ancor compatibile sussulto di vendetta, avreste ucciso?».
   «Anche ora uccideremmo se non avessimo paura del padrone loro».
   «Uomo, Io ti dico: non odiare. Non desiderare il male. Non desiderare di fare il male. Qui non vi è colpa. Ma anche vi fosse, perdona. In nome di Dio perdona. Dillo agli altri betlemmiti. Quando cadrà l'odio dai vostri cuori verrà il Messia; lo conoscerete, allora, perché Egli è vivente, Egli era già quando la strage avvenne. Io ve lo dico. Non per colpa dei pastori e dei maghi, ma per colpa di Satana avvenne la strage. Il Messia vi è nato qui, è venuto a portare la Luce alla terra dei suoi padri. Figlio di Madre vergine della stirpe di Davide, nelle rovine della casa di Davide aperse al mondo il fiume delle grazie eterne, aperse la Vita all'uomo...»
   «Via, via! esci di qui! Tu, seguace di questo falso Messia, che non poteva che esser falso, perché ci ha portato sventura, a noi di Betlemme. Tu lo difendi, perciò...»
   «Silenzio, uomo. Io sono giudeo e ho amici in alto. Potrei farti pentire dell'insulto» scatta Giuda, prendendo per la veste il contadino e scuotendolo, violento e acceso d'ira.
   «No, no, via di qua! Non voglio noie né coi betlemiti, né con Roma ed Erode. Andatevene, maledetti, se non volete che vi lasci un segno. Via!...»
   «Andiamo, Giuda. Non reagire. Lasciamolo nel suo livore. Dio non penetra dove è astio. Andiamo».
   «Si, andiamo. Ma me la pagherete».
   «No, Giuda. No. Non dire così. Sono ciechi... Ce ne saranno tanti sul mio percorso... »
   Escono, seguendo Simone e Giovanni che sono già fuori e che parlottano con la donna, dietro l'angolo della stalla.
   «Perdona al marito mio, Signore. Non credevo di far tanto male... Ecco, tieni. Le prenderai domattina. Sono fresche, di oggi. Non ho altro... Perdono. Dove dormirai?» (Dà delle uova).
   «Non ci pensare. So dove andare. Va' in pace per la tua bontà. Addio». (1, 73)

   Gesù è dritto sul ballatoio, contro il muretto che lo limita, alto perciò sulla piazza di un due metri circa, col vuoto di dietro. Un vuoto solare, che lo innimba tutto e fa ancor più candida la veste di lino candidissimo che lo copre da sola, ora che il mantello è scivolato giù dalle spalle e sta ai piedi di Lui come una base multicolore. Dietro ancora, lo sfondo verde e spettinato di ciò che era l'orto e il campo di Anna, ora inselvatichito e sparso di macerie.
   Gesù stende le braccia. Giuda, che vede il gesto, dice: «Non parlare! Non è prudente!».
   Ma Gesù empie la piazza della sua voce potente: «Uomini di Giuda! Uomini di Betlemme, udite! Udite o voi, donne della terra sacra a Rachele! Udite un che da Davide viene, che perseguitato ha sofferto, che, fatto degno di parlare, parla per darvi luce e conforto. Udite».
   La gente cessa di vociare, litigare, comperare, e si affolla.
   «È un rabbi!».
   «Viene da Gerusalemme certo».
   «Chi è?».
   «Che bell'uomo!».
   «Che voce!».
   «Che modi!».
   «Eh! se è progenie di Davide!».
   «Nostro, allora!».
   «Udiamo, udiamo!».
   Tutta la piazza è ora contro la scaletta, che pare un pulpito.
   «Nella Genesi è detto: (Genesi 3, 14-19) "Io porrò inimicizia fra te e la donna... essa ti schiaccerà il capo e tu la insidierai nel calcagno". E ancora è detto: "Io moltiplicherò i tuoi affanni e le tue gravidanze... e la terra produrrà triboli e spine". Questa la condanna dell'uomo, della donna e del serpente.
   Venuto da lontano a venerare la tomba di Rachele, ho udito nel vento della sera, nella rugiada della notte, nel pianto dell'usignolo al mattino, ripetersi il singhiozzo di Rachele antica (Geremia 31, 15), ripetuto da bocche e bocche di madri di Betlemme nel chiuso dei sepolcri, o nel chiuso dei cuori. Ed ho sentito ruggire il dolore di Giacobbe nel dolore dei vedovi consorti, senza più sposa perché il dolore l'ha uccisa... Piango con voi. Ma udite, fratelli della mia terra. Betlem, terra benedetta, la più piccola delle città di Giuda, ma la più grande agli occhi di Dio e dell'umanità perché culla del Salvatore, come dice Michea (Michea 5, 1), appunto perché tale, perché destinata ad esser il tabernacolo su cui si sarebbe posata la Gloria di Dio, il Fuoco di Dio, il suo incarnato Amore, ha scatenato l'odio di Satana.
   "Porrò inimicizia fra te e la donna. Essa ti terrà sotto il suo piede e tu insidierai il suo calcagno". Quale inimicizia più grande di quella che ha per mèta i figli, il cuore del cuore della donna? E quale più forte piede di quello della Madre del Salvatore? Ecco perciò che naturale fu la vendetta di Satana vinto, il quale, no, non al calcagno, ma al cuore delle madri, per la Madre, avventò la sua insidia.
   Oh! moltiplicati affanni del perdere i figli dopo averli partoriti! Oh! tremendi triboli dell'aver seminato e sudato per la prole, ed esser padre senza più prole! Ma giubila, Betlemme! Il tuo sangue più puro, il sangue degli innocenti, ha fatto via di fiamma e porpora al Messia...».
   La folla, che è andata sempre più rumoreggiando da quando Gesù ha nominato il Salvatore, e poi la Madre dello Stesso, ora ha un più chiaro indizio di agitazione.
   «Taci, Maestro» dice Giuda. «E andiamo».
   Ma Gesù non lo ascolta. Continua: «...al Messia che la Grazia del Padre-Dio salvò dai tiranni per conservarlo al popolo per sua salvezza e...»
   Una stridula voce di donna grida: «Cinque, cinque ne avevo partoriti, e più nessuno è nella mia casa! Misera me!» e urla istericamente.
   È l'inizio della gazzarra.
   Un'altra si voltola nella polvere, si lacera le vesti, mostra una mammella mutilata nel capezzolo, e urla: «Qui, qui, su questa poppa me l'hanno sgozzato il mio primogenito! La spada gli ha reciso la faccia insieme al capezzolo mio. Oh! il mio Eliseo!».
   «E io? E io? Ecco là la mia reggia! Tre tombe in una, vegliata dal padre. Marito e figli insieme. Ecco, ecco!... Se c'è il Salvatore, mi renda i figli, mi renda lo sposo, mi salvi dalla disperazione, da Belzebù mi salvi».
   Urlano tutti: «I nostri figli, i mariti, i padri! Li renda, se c'è!».
   Gesù agita le braccia imponendo silenzio. «Fratelli della mia terra, Io vorrei rendervi alla carne, anche alla carne, i figli. Ma Io ve lo dico: siate buoni, rassegnati, perdonate, sperate, gioite in una speranza, in una certezza giubilate. Presto riavrete i vostri figli, angeli nel Cielo, perché il Messia sta per aprire le porte dei Cieli, e se giusti sarete la morte sarà Vita che viene, e Amore che torna...».
   «Ah! sei Tu il Messia? In nome di Dio, dillo».
   Gesù abbassa le braccia col suo gesto così dolce, mansueto, che pare un abbraccio, e dice: «Lo sono».
   «Via! Via! Per tua colpa, allora!».
   Vola un sasso fra fischi e dileggi.
   Giuda ha uno scatto bello... oh! fosse stato sempre così! Si butta davanti al Maestro, ritto sul muretto del poggiolo, a manto spiegato, e riceve imperterrito i colpi di pietra, ne sanguina anche, e urla a Giovanni e Simone: «Portate via Gesù. Dietro quelle piante. Io verrò. Andate, in nome del Cielo!». E alla folla: «Idrofobi cani! Sono del Tempio, e al Tempio e a Roma vi denuncerò».
   La folla ha un attimo di paura. Ma poi riprende la sassaiola, per fortuna, maldestra. E Giuda imperterrito la riceve, rispondendo con contumelie alle maledizioni della folla. Anzi, afferra a volo un sasso e lo spedisce sulla testa di un vecchietto urlante come una gazza spennata viva. E, siccome tentano di dar la scalata al suo piedistallo, svelto raccoglie un ramo secco che è al suolo (ora è sceso dal muretto) e lo rotea sulle schiene, teste, mani, senza pietà.
   Accorrono delle milizie e con le lance si fanno largo. «Chi sei? Perché questa rissa?».
   «Un giudeo assalito da questi plebei. Era con me un rabbi noto ai sacerdoti. Parlava a questi cani. Si sono scatenati e ci hanno assaliti».
   «Chi sei?».
   «Giuda di Keriot, già del Tempio, ora discepolo di Rabbi Jesù di Galilea. Amico del fariseo Simone, del sadduceo Giocana, del consigliere del Sinedrio Giuseppe di Arimatea, e infine, ciò lo puoi confrontare, di Eleazar ben Anna, il grande amico del Proconsole».
   «Verificherò. Dove vai?».
   «Col mio amico a Keriot, e poi a Gerusalemme».
   «Vai. Noi ti difenderemo le spalle».
   Giuda allunga delle monete al soldato. Deve essere cosa illecita... ma usuale, perché il milite prende, svelto e guardingo, saluta e sorride. Giuda balza giù dal suo podio. Va a salti per il campo incolto, raggiunge i compagni.
   «Sei molto ferito?».
   «Roba da niente, Maestro. Poi! Per Te!... Le ho anche date, però. Devo essere tutto sporco di sangue...»
   «Sì, sulla guancia. Qui vi è un filo d'acqua».
   Giovanni bagna un piccolo telo e lava la guancia di Giuda.
   «Mi spiace, Giuda... Ma vedi... anche a dir loro che si era giudei, secondo il tuo senso pratico...»
   «Bestie sono. Credo che ti sarai persuaso, Maestro. E che non insisterai».
   «Oh! no! Non per paura. Ma perché è inutile, per ora. Quando non ci vogliono, non si maledice, ma ci si ritira pregando per i poveri folli che muoiono di fame e non vedono il Pane. Andiamo per questa via remota. Credo si possa prendere la strada di Ebron... Dai pastori, se li troveremo».
   «A prendere altre sassate?».
   «No. A dir loro: "Son Io"»
   «Eh! allora!..; Certo ci bastonano. Soffrono da trenta anni per causa tua!... »
   «Vedremo».
   Vanno per un folto boschetto, ombroso, fresco... (1, 74)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

sobota, 25 czerwca 2016

Skoczek nad wysychającym jeziorem

Wpadł głową w muł
tak że później nim się pluł

Początkowe nauczanie katechizmu: Część pierwsza (2)

II.

3   Lecz co się tyczy Twoich własnych rozważań, nie chciałbym, abyś się niepokoił tem, że częstokroć kazanie Twoje uważałeś za niezadowalające i niezajmujące. Może bowiem być tak, że ten, któregoś pouczał, inaczej na to patrzył, ale ponieważ pragnieniem Twojem było, aby on co lepszego usłyszał, dlatego to, coś mówił, osądziłeś nawet za niewarte słuchania. Albowiem i mnie prawie zawsze kazanie moje się nie podoba. Lepszego bowiem pragnę, które często słyszę w sobie, zanim je zacznę głośno rozwijać słowami. A jeśli temu nie podołam, smucę się, że język mój nie mógł dorównać memu sercu. Chcę bowiem, by wszystko, co ja rozumię, i słuchacz mój rozumiał, a czuję, ze nie tak mówię, bym tego dokazał. A to dzieje się najbardziej dlatego, że natchnienie owo jakby gwałtowną błyskawicą przenika umysł, a mowa jest powolna, długa i bardzo niepodobna i – gdy się ona roztacza, już tamta jasność w tajemnych głębinach swoich się skryła. [s. 5>] Jednakże dziwnym sposobem wycisnęła w naszej pamięci pewne ślady, które utrwalają się w zgłoskach i wyrazach. Na podstawie tych śladów wydajemy głośne znaki, a te tworzą dany język, łaciński, grecki, hebrajski lub którykolwiek inny, niezależnie od tego, czy tylko w myśli są te znaki, czy też wypowiadamy je słowami. Tymczasem tamte ślady nie są ani łacińskie, ani greckie lub hebrajskie, ani nie są własnością jakiegokolwiek innego narodu, lecz wytwarzają się tak w umyślę, jak wyraz twarzy na ciele. Bo naprzykład gniew inaczej nazywa się po łacinie, inaczej po grecku, a jeszcze inaczej w rozmaitych innych językach, ale twarz rozgniewanego nie jest łacińska, ani grecka. Przeto, chociaż nie wszystkie narody zrozumieją, gdy kto powie: „Rozgniewałem się”, – tylko znający ten język, to jednak, gdy namiętność rozpalającego się umysłu okaże się na twarzy i nada jej wyraz, wszyscy, patrząc na rozgniewanego, wiedzą, że się gniewa. Otóż ani tak nie jest nam dane odkryć owe ślady przez zrozumienie i nantchnienie w pamięci naszej wyciśnięte, i jakby włożyć do świadomości słuchaczy, jak odkryty i wyraźny jest wyraz twarzy. Ślady bowiem są wewnątrz, w umyśle, wyraz twarzy nazewnątrz ciała. Stąd można wnioskować, jak dalece różni się dźwięk ust naszych od owego okamgnienia rozumu, kiedy nawet do samych śladów, w pamięci wyciśniętych, nie jest podobny. A my częstokroć, dla pożytku słuchacza gorliwością zapaleni, tak chcemy mówić, jak rozumiemy w chwili jasnego natchnienia, ono zaś tą naszą chęcią wypowiedzieć się nie da. I ponieważ się to nie udaje, lękamy się i – jakobyśmy napróżno wysiłki poświęcali, zachęcamy się i wątlejemy, a przez tę niechęć słabszą się staje sama mowa i niedołężniejszą, niż była tam, skąd zaczęła doprowadzać do zniechęcenia.
4   Ale mnie często wskazuje zapał tych, którzy mię słuchać pragną, że nie jest tak oziębłe słowo moje, jak się mnie wydaje, i że oni stąd jakiś pożytek czerpią – to poznaję [s. 6>] z ich upodobania. To też bardzo dbam o to, abym tego posługowania nie opuścił, widząc, że oni dobrze przyjmują, co się im podaje. Tak i Ty z tego samego powodu, iż często przychodzą do Ciebie ludzie, aby uczyć się prawd wiary, powinieneś się dorozumieć, że wcale nie tak niepodoba się innym Twoja mowa, jak Tobie.
   Nie powinieneś też mniemać, że wymowa Twoja nie przynosi owocu z tej przyczyny, że tego, co w myśli widzisz, nie wykładasz tak, jak pragniesz, kiedy może tak, jak pragniesz, ani widzieć nie masz możności. Któż bowiem w tem życiu widzi inaczej, jak tylko „przez podobieństwo i przez zwierciadło”?1
   Ani też sama miłość nie jest tak wielka, aby rozerwawszy cielesną powłokę, wzbiła się w wiekuistą pogodę, gdzie to, co tu przemija – tam jaśnieje po swojemu. Ponieważ jednak dobrzy z dnia na dzień zbliżają się do oglądania dnia bez zasłony sklepienia niebieskiego i bez nastania nocy, tego dnia, którego „oko nie widziało i ucho nie słyszało i pojęcie o nim w serce człowiecze nie wstąpiło”,2 przeto niema żadnej większej przyczyny, dlaczego nam w nauczaniu nieumiejętnych mowa nasza wydaje się bez wartości, jak ta, że przyjemność sprawia nadzwyczajne widzenie, a budzi niesmak zwyczajne mówienie. I w rzeczy samej, o wiele chętniej nas słuchają, gdy i my również znajdujemy w nauczaniu upodobanie, albowiem osnowa mowy naszej jest przepojona własną radością i łatwiej się z ust wydobywa i milsze znajduje przyjęcie.
   Dlatego też miłe jest zadanie podać pewne wskazania, skąd i dokąd prawdy wiary wykładać, jak wykład zmieniać i urozmaicać, aby niekiedy był dłuższy, niekiedy krótszy, zawsze jednak zupełny i skończony; kiedy znowu posłużyć się dłuższym, kiedy krótszym, i jakich użyć sposobów, by każdy z radością katechizował (o tyle bowiem bardziej będzie [s. 7>] pociągającym, o ile więcej temu podoła) – i to jest największa troska.
   Otóż w tej sprawie pouczenie jest na pogotowiu. Jeśli bowiem dawcę pieniędzy materjalnych, to o ileż bardziej duchowych „chętnego dawcę Bóg miłuje?”3 Lecz aby ta radość w samą porę przybyła, sprawić to może miłosierdzie Tego, który tamto rozkazał. Przeto najpierw o sposobie wykładu, czego, jak poznałem, życzysz sobie, tudzież o wzywaniu do zachowania przykazań, następnie o nabyciu tej radości – za Boskiem natchnieniem – rozprawiać będziemy.

II. Często kazanie, które podoba się słuchaczowi, nie podoba się mówiącemu je kaznodziei. Skąd to pochodzi.
[Numery przypisów dopasowane są do bloga; w oryginale na każdej nowej stronie liczone one były od 1). Przyp. J. Szukalski.]
1  1 Kor 13,12.
2  1 Kor 2,9
3  2 Kor 9,7. [W oryginale z 1929 r. mylnie podane 2 Kor 9,2. Przyp. J. Szukalski.]

Z dzieła św. Augustyna: De Catechizandis redibus
Przekład: ks. Władysław Budzik
Wydanie: Jan Jachowski, Poznań 1929

piątek, 24 czerwca 2016

Dwoistości

   Są synowie Boży i synowie szatana – synowie Dobra i synowie zła. Oba rodzaje spełniają się w swoich zadaniach polegając na całościowych myślach i kierując się ku całościowym celom. W istocie całościowym działaniem jest tylko działanie Boże, gdyż ono zasadzone jest na zdrowej myśli i istotnym celu. Stąd tylko ono może być nazwane całościowym. Więc dochodzimy tutaj do tego, że tylko jedno działanie może być nazwane absolutnym. A jak rzecz się ma z działaczem? Zauważamy tutaj jakieś działające dobro i jakieś działające zło – Boga i szatana1 – samo Dobro i samo zło – i okazuje się, że oboje są istotnie całościowi. Gdyż jeden jest istotnie dobrem, a drugi istotnie złem – jeden celowo dobrem, a drugi celowo złem – jeden zawsze działa dobrze, a drugi zawsze źle. Tylko skutki działania mogą być odmieniane.

1  Chociaż w przypadku działania i zestawienia z szatanem, właściwiej byłoby powiedzieć „anioła i szatana”.

czwartek, 23 czerwca 2016

Ojciec pytający

Czasami Ojciec pyta Syna „jak to zrobić?” Tak też Bóg daje nam udział w dziele zbawienia i mamy w nim swój wkład.