16
Wtedy Herod,
widząc, że go mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał
[oprawców] do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać
wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o
którym się dowiedział od mędrców. 17
Wtedy spełniły
się słowa proroka Jeremiasza:
18
Krzyk usłyszano
w Rama,
płacz
i jęk wielki.
Rachel
opłakuje swe dzieci
i
nie chce utulić się w żalu,
bo ich już nie ma (Mt 2,16-18).
bo ich już nie ma (Mt 2,16-18).
16
Τότε
Ἡρῴδης ἰδὼν ὅτι ἐνεπαίχθη ὑπὸ τῶν
μάγων ἐθυμώθη λίαν, καὶ ἀποστείλας
ἀνεῖλεν πάντας τοὺς παῖδας τοὺς ἐν
Βηθλέεμ καὶ ἐν πᾶσιν τοῖς ὁρίοις
αὐτῆς ἀπὸ διετοῦς καὶ κατωτέρω, κατὰ
τὸν χρόνον ὃν ἠκρίβωσεν παρὰ τῶν
μάγων. 17
τότε
ἐπληρώθη τὸ ῥηθὲν διὰ Ἰερεμίου τοῦ
προφήτου λέγοντος·
18 φωνὴ
ἐν Ῥαμὰ ἠκούσθη,κλαυθμὸς καὶ ὀδυρμὸς πολύς·
Ῥαχὴλ κλαίουσα τὰ τέκνα αὐτῆς,
καὶ οὐκ ἤθελεν παρακληθῆναι,
ὅτι οὐκ εἰσίν. (Mt 2,16-18)
«Co
za nieszczęście! Mało znajdziesz tych, o których Sara powiedziała
mi, że chcesz ich poznać i im się pokłonić. Wielu nie żyje,
wielu uciekło, wielu... niestety, rozproszonych! Nigdy nie
dowiedzieliśmy się, czy umarli na pustyni czy zmarnieli w
więzieniu, za karę, z powodu swego buntu. Lecz czy to był bunt?
Któż mógł pozostać nieczuły, widząc zabijanie tylu niewinnych?
Nie, to nie jest sprawiedliwe, że Lewi i Eliasz jeszcze żyją,
podczas gdy tylu niewinnych jest martwych!»
«Kim
są ci dwaj i co uczynili?» [– pyta Jezus]
«A...
słyszałeś przynajmniej o masakrze Heroda... Więcej niż tysiąc
dzieci w mieście, drugi tysiąc w wioskach... A wszyscy to chłopcy,
prawie wszyscy, bo w swej wściekłości, w nocy, w zamieszaniu,
mordercy brali, wyrywali z kołysek, z matczynych posłań, z
napadniętych domów nawet małe dziewczynki i przeszywali je w
trakcie ssania jak gazele, wzięte na cel przez łucznika. Tak! A
dlaczego to wszystko? Bo grupę pasterzy – którzy dla zwalczenia
nocnego zimna bardzo się upili – ogarnęło pijackie majaczenie.
Zaczęli opowiadać, że widzieli aniołów, słyszeli śpiewy,
otrzymali przesłanie. Powiedzieli nam w Betlejem: „Przyjdźcie,
oddajcie Mu pokłon. Mesjasz się narodził”. Pomyśl, Mesjasz w
grocie!
Naprawdę
muszę powiedzieć, że byliśmy wszyscy jak pijani, nawet ja jako
młody chłopak, nawet moja żona, która miała wtedy kilka lat...
bo wszyscy uwierzyliśmy i w biednej kobiecie z Galilei widzieliśmy
Dziewicę, która porodziła dziecię... Tę, o której mówili
prorocy. A przecież Ona była ze zwykłym Galilejczykiem. Z
pewnością ze Swym mężem. Skoro zaś była małżonką, jakże
więc mogła być ‘Dziewicą’? Krótko mówiąc, uwierzyliśmy.
Podarunki, hołdy, otwarte na ich przyjęcie domy... O! Co
najlepszego zrobiliśmy! Biedna Anna! Ona straciła przez to swoje
dobra i życie, synów swej córki. Pierworodna – jedyna, która
ocalała, poślubiła bowiem kupca z Jerozolimy – straciła również
dobra, bo dom spłonął, a cała posiadłość została zrównana z
ziemią na rozkaz Heroda. Teraz jest to nieuprawny teren, po którym
przechodzą stada».
«Wszystko
to z powodu pasterzy?» [– pyta Jezus]
«Nie
tylko, także z powodu trzech czarowników przybyłych z królestwa
szatana. Być może byli wspólnikami tamtych trojga... A my, głupcy,
oddaliśmy im tyle honorów! Biedny przewodniczący synagogi!
Zabiliśmy go, bo przysięgał, że prorocy naznaczyli pieczęcią
Prawdy słowa pasterzy i mędrców...»
«Wszystko
z winy pasterzy i mędrców?» [– pyta dalej Jezus]
«Nie,
Galilejczyku, również z naszej winy. Z powodu naszej
łatwowierności. Tak długo oczekiwaliśmy Mesjasza! Całe wieki
oczekiwania. Wiele zawodów... w ostatnim czasie – fałszywi
mesjasze. Jeden, jak Ty, był Galilejczykiem, inny nazywał się
Teodasz. Kłamcy! Mesjasze, oni? To byli jedynie awanturnicy
szukający szczęścia! Powinno to było być dla nas nauczką.
Przeciwnie...»
«Dlaczego
więc przeklinacie wszystkich pasterzy i mędrców? Skoro uważacie,
że również i wy byliście głupcami, powinniście przeklinać
także siebie. Przykazanie miłości zakazuje przeklinać.
Przekleństwo ściąga przekleństwo. Czy macie pewność, że wasz
osąd jest sprawiedliwy? Czy nie jest możliwe, że pasterze i mędrcy
powiedzieli prawdę objawioną im przez Boga? Dlaczego sądzicie, że
oni kłamali?»
«Ponieważ
czas zapowiedziany przez proroctwa jeszcze się nie dopełnił. Od
tamtego czasu zastanawialiśmy się... odkąd krew, która
zaczerwieniła niecki i strumienie, otwarła oczy naszego rozumu...»
[– mówi wieśniak]
«Czyż
Najwyższy nie mógł z wielkiej miłości do Swego ludu przyśpieszyć
przyjścia Zbawiciela? Na czym mędrcy opierali swe twierdzenie?
Powiedziałeś, że przybyli ze Wschodu...»
«Na
swoich obliczeniach dotyczących nowej gwiazdy».
«Czyż
nie jest napisane: „Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi
się berło”?45
A czy Jakub nie jest wielkim Patriarchą i czyż nie zatrzymał się
w tej ziemi betlejemskiej, która była dla niego tak droga jak
źrenica oka, bo to tu umarła jego umiłowana Rachela? Poza tym,
czyż nie wyszły z ust proroka słowa: „I wyrośnie różdżka z
pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni”?46
Tutaj urodził się Jesse, ojciec Dawida. Pączkiem na pniu odciętym
od korzenia – z powodu zagarnięcia go przez tyranów – czyż nie
jest ‘Dziewica’? Porodzi Ona Syna nie zrodzonego z mężczyzny –
gdyż wtedy nie byłaby już Dziewicą – lecz z woli Boga, dzięki
czemu stanie się On ‘Emmanuelem’ jako Syn Boga. Będzie Bogiem i
Boga przyniesie ludowi Bożemu, jak na to wskazuje jego Imię. I czyż
nie zostanie to ogłoszone – jak mówi proroctwo – mieszkańcom
ciemności, czyli poganom, przez ‘wielką światłość’? A czyż
gwiazda, którą ujrzeli mędrcy, nie mogła być gwiazdą Jakuba,
wielkim światłem dwóch proroctw: Balaama i Izajasza?
A
czy sama masakra dokonana przez Heroda nie znajduje się w
proroctwach? „Krzyk się wznosi... Rachel opłakuje swoich
synów...”47
Powiedziano, że kości Rachel w jej grobie w Efrata będą jęczeć
i płakać, gdy – dzięki Zbawicielowi – przyjdzie nagroda dla
świętego ludu. Te łzy miały się wtedy zamienić w niebiański
uśmiech tak jak tęcza z ostatnich kropli wody po burzy, mówi: „Oto
dany wam jest czas spokoju”».
«Jesteś
bardzo uczony. Czy jesteś rabbim?»
«Tak,
jestem».
«Zauważyłem
to. W Twoich słowach jest światło i prawda. Ale mimo wszystko...
O! Jak wiele ran krwawi jeszcze na tej ziemi betlejemskiej z powodu
Mesjasza, prawdziwego czy fałszywego... Nie radziłbym Mu nigdy tu
wracać. Ta ziemia odrzuciłaby Go, jak odrzuca się potomka z
nieprawego łoża, z powodu którego umarły prawowite dzieci. A
nawet... jeśli to był On... umarł, ugodzony, razem z innymi».
«Gdzie
mieszka teraz Lewi i Eliasz?» [– pyta Jezus]
«Znasz
ich?» – mężczyzna jest podejrzliwy.
«Nie
znam ich. Nie znam ich twarzy, lecz są nieszczęśliwi, a Ja zawsze
współczuję nieszczęśliwym. Chcę ich odnaleźć».
«Hmm!
Będziesz pierwszym od prawie trzydziestu lat. Są wciąż pasterzami
na służbie jerozolimskiego bogacza z rodu Heroda, który
przywłaszczył sobie dobra wielu zabitych mieszkańców... Zawsze są
tacy, którzy korzystają! Znajdziesz ich wraz z ich stadami wysoko,
kierując się ku Hebronowi. Lecz dam Ci jedną radę. Uważaj, by
ludzie z Betlejem nie widzieli, że z nimi rozmawiasz. Mógłbyś
tego pożałować. Znosimy ich, bo... bo jest ten z rodu Heroda.
Gdyby nie to...»
«O,
nienawiść! Po co nienawidzić?» [– pyta Jezus]
«Ponieważ
to jest słuszne: oni wyrządzili nam zło».
«Sądzili,
że robią dobrze» [– mówi Jezus.]
«Wyrządzili
nam jednak zło i za to powinni otrzymać zło. Mieliśmy ich zabić,
tak jak zabijano [nasze dzieci] przez ich głupotę. Lecz najpierw
byliśmy osłupiali... a potem był ten z rodu Heroda».
«Więc
gdyby nie on, to po pierwszym odruchowym buncie – zresztą
zrozumiałym – zabilibyście ich?»
«Jeszcze
dziś byśmy ich zabili, gdyby nie strach przed ich panem».
«Człowieku,
mówię ci: wyzbądź się nienawiści. Nie pragnij zła. Tu nie ma
winy, a nawet gdyby była – wybaczaj. Wybacz w Imię Boże. Powiedz
to innym mieszkańcom Betlejem. Kiedy nienawiść opadnie z waszych
serc, Mesjasz przyjdzie i rozpoznacie Go, bo On żyje. Mówię to
wam: żył już wtedy, gdy miała miejsce masakra. To nie z winy
pasterzy lub mędrców, lecz z winy szatana dokonała się rzeź. Tu
urodził się dla was Mesjasz. Przyszedł przynieść światło ziemi
Swych ojców. On – Syn Matki Dziewicy, z rodu Dawida, w ruinach
domu Dawida – otwarł dla świata rzekę wiecznych łask. Otwarł
dla człowieka drogę życia...»
«Odejdź,
wynoś się! Precz stąd, zwolenniku tego fałszywego Mesjasza! On
musiał być fałszywy, bo przyniósł nieszczęście nam,
mieszkańcom Betlejem. Ty go bronisz, więc...»
«Ucisz
się, człowieku, jestem Judejczykiem i mam przyjaciół wysoko
postawionych. Będziesz żałował tej zniewagi» – [woła] Judasz
i rzuca się na wieśniaka, chwytając go za ubranie. Potrząsa nim
gwałtownie, rozpalony gniewem.
«Nie,
nie, odejdźcie stąd! Nie chcę mieć kłopotów ani z mieszkańcami
Betlejem, ani z Rzymem, ani z Herodem. Odejdźcie, przeklęci, jeśli
nie chcecie mieć po mnie pamiątki. Wynoście się!...»
«Chodźmy,
Judaszu. Nie reaguj. Pozostawmy go z jego niechęcią. Bóg nie
wchodzi tam, gdzie jest nienawiść. Chodźmy».
«Tak,
chodźmy, ale wy zapłacicie mi za to» [– krzyczy Judasz.]
«Nie,
nie, Judaszu. Nie można mówić w ten sposób. Oni są zaślepieni...
Będzie ich bardzo wielu na Mojej drodze!...»
Wychodzą
za Szymonem i Janem, którzy są już na zewnątrz i rozmawiają z
kobietą w kącie stodoły.
«Panie,
przebacz mojemu mężowi. Nie sądziłam, że źle zrobię... Masz,
weź je. (Podaje im jajka.) Zjesz je jutro rano. Są świeże,
dzisiejsze. Nie mam nic innego... Przepraszam... Gdzie będziesz
spał?»
«Nie
myśl o tym. Wiem, dokąd iść. Zostań w pokoju ze względu na
twoją dobroć. Żegnaj». (II, 37: 8 stycznia 1944. A, 4117-4131)
Jezus
stoi na tarasie przylegającym do murku, który go ogranicza. Jest
więc około dwóch metrów ponad placem. Z tyłu nie ma nic. Ta
świetlana pustka otacza Go całego niby aureolą, czyniąc jeszcze
bielszą Jego szatę z bardzo białego lnu. Jedynie ona Go okrywa,
gdyż płaszcz opadł z ramion, tworząc u Jego stóp coś w rodzaju
wielobarwnego piedestału. Z tyłu zieleń i zarośla – pozostałość
po tym, co było ogrodem Anny – tworzą tło, obecnie odosobnione i
pokryte ruinami.
Jezus
wyciąga ramiona. Judasz widząc Jego gest mówi:
«Nie
przemawiaj. To nieostrożne!»
Jednak
plac napełnia potężny głos Jezusa: «Ludzie Judy, ludzie z
Betlejem, posłuchajcie! Posłuchajcie, wy, niewiasty ziemi, która
dla Racheli była poświęcona! Posłuchajcie potomka Dawida, który
cierpiał, prześladowany. Uczyniony godnym, by skierować do was
słowo, mówi, by wam dać światło i pociechę. Posłuchajcie...»
Ludzie
przestają krzyczeć, kłócić się, kupować. Gromadzą się.
«To
jakiś rabbi!»
«Z
pewnością przychodzi z Jerozolimy».
«Kto
to jest?»
«Jaki
piękny mężczyzna!»
«Co
za głos!»
«Jakie
zachowanie!»
«Cóż,
przecież jest z rodu Dawida!»
«A
więc z naszego!»
«Posłuchajmy!
Posłuchajmy!»
Cały
tłum skupił się wokół schodów. Stają się one jakby trybuną.
«Powiedziane
jest w Księdze Rodzaju: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a
niewiastę... Ona zmiażdży ci głowę, a ty czyhać będziesz na
jej piętę...”48
Jest też powiedziane: „Pomnożę twoje cierpienia i twoją
brzemienność... a ziemia cierń i oset będzie ci rodziła...”49
To przekleństwo dla mężczyzny, niewiasty i węża.
Przybywszy
z daleka, by uczcić grób Racheli, usłyszałem w wieczornym
powiewie, w rosie nocy, w porannej skardze słowika, echo łkania
dawnej Racheli, powtarzane z ust do ust przez matki z Betlejem w
ciszy grobów lub w ciszy serc. Usłyszałem krzyk boleści Jakuba we
wdowcach, którzy nie mają już żon, bo zabił je ból... Płaczę
razem z wami. Lecz posłuchajcie, bracia tej samej ziemi. Betlejem –
jak mówi Micheasz – ziemia błogosławiona, najmniejsze z miast
Judy,50
lecz największe w oczach Boga i ludzkości, wywołało nienawiść
szatana. Stało się bowiem kołyską Zbawiciela. Zostało
przeznaczone na przybytek, nad którym spoczęła chwała Boga, Ogień
Boga, Jego Wcielona Miłość.
„Wprowadzam
nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę... Ona zmiażdży ci głowę,
a ty czyhać będziesz na jej piętę...” Jakaż nieprzyjaźń jest
większa od tej, która porywa się na dzieci – serce serca
niewiasty? A jakaż pięta jest silniejsza od pięty Matki
Zbawiciela? Oto dlaczego zupełnie naturalna była zemsta pokonanego
szatana, która skierowała go nie ku pięcie Matki, lecz ku sercu
matek.
O!
Jak wielka musiała być trwoga matek przed utratą zrodzonych
dzieci! O! Jak straszliwy ucisk ojców, z których poczęły się i
zrodziły dzieci, a którzy teraz nie mają już potomstwa. Rozraduj
się jednak, Betlejem! Twoja czysta krew, krew niewiniątek otwarła
ogniem i purpurą drogę Mesjaszowi...»
Tłum
– którego szemranie coraz bardziej zaczynało wzrastać od chwili,
gdy Jezus wspomniał Zbawiciela i Jego Matkę – ukazuje teraz
wyraźniej swoje wzburzenie.
«Zamilknij,
Nauczycielu – mówi Judasz – i odejdźmy stąd».
Jezus
jednak nie słucha go. Kontynuuje:
«...Mesjaszowi,
którego Łaska Boga Ojca ocaliła przed tyranami, aby zachować Go
dla ludu, dla jego ocalenia i...»
Jakaś
kobieta woła przejmującym głosem:
«Pięcioro,
pięcioro dzieci zrodziłam i nie ma już żadnego w moim domu! Ja
nieszczęsna!» – krzyczy histerycznie.
To
początek wrzawy. Inna [niewiasta] zwija się w prochu, rozdziera
szaty, ukazuje okaleczone piersi i krzyczy:
«Tu,
tu na tej piersi, zabili mi pierworodnego! Miecz rozciął mu głowę,
a równocześnie – moją pierś. O, mój Elizeuszu!»
«A
ja? A ja? To mój dom! Trzy groby w jednym. Strzeże go ojciec. Mąż
i dzieci, wszyscy razem! Tak, tak! Jeśli to był Zbawiciel, niech mi
zwróci dzieci, niech mi odda małżonka, niech mnie ocali od
rozpaczy, niech mnie zbawi od Belzebuba».
Wszyscy
wołają: «I naszych synów, naszych mężów, naszych ojców niech
nam odda, jeśli jest Zbawicielem!»
Jezus
daje znak rękami, nakazując ciszę.
«Bracia
Mojej ziemi, chciałbym przywrócić życie waszym dzieciom, tak,
przywrócić życie. Lecz powiadam wam: Bądźcie dobrzy, przyjmijcie
to. Przebaczcie, miejcie nadzieję, rozweselcie się ufnością,
cieszcie się pewnością. Już niebawem odnajdziecie wasze dzieci –
aniołów w Niebie, bo Mesjasz otworzy bramy Nieba. Jeśli będziecie
sprawiedliwi, śmierć będzie dla was Życiem, które przychodzi, i
Miłością, która powraca...»
«Ach!
Ty jesteś Mesjaszem? Powiedz to w imię Boże!»
Jezus
opuszcza ramiona w geście tak łagodnym, tak pełnym uczucia, jakby
chciał ich przytulić, i mówi: «Ja Nim jestem».
«Wynoś
się! Wynoś się stąd, to jest więc Twoja wina!»
Leci
kamień pośród gwizdów i wrzasków. Judasz ma piękną postawę...
Och, gdybyż zawsze był taki! Staje przed Nauczycielem –
wyprostowany na murze balkonu, z rozciągniętym płaszczem – i
przyjmuje bez lęku uderzenia kamieni, krwawi nawet. Woła do Jana i
Szymona: «Wyprowadźcie Jezusa za drzewa. Idźcie, na Niebo!»
A
do tłumu woła: «Wściekłe psy! Jestem ze Świątyni i doniosę na
was do Świątyni i do Rzymu».
Tłum
ogarnia przez chwilę lęk, lecz szybko [na nowo] podejmuje walkę,
rzucając kamieniami. Na szczęście celują źle. Judasz
niewzruszenie przyjmuje ten grad, odpowiadając tłumowi to obelgami,
to przekleństwami. Łapie nawet w locie jeden z kamieni i rzuca nim
w małego starca, który krzyczy jak sroka oskubywana żywcem z piór.
Ponieważ próbują zwalić jego piedestał, Judasz zeskakuje z murku
i łapie szybko suchą gałąź z ziemi. Wymachuje nią wokół
siebie, chłoszcząc bez litości plecy, głowy, ręce. Biegną
żołnierze i – grożąc włóczniami – torują sobie drogę.
«Kim
jesteś? Dlaczego ta bijatyka?»
«Jestem
Judejczykiem zaatakowanym przez ten tłum ludzi. Był ze mną pewien
rabbi, znany kapłanom. Mówił do tych psów. Oni zaś wybuchli i
napadli na nas».
«Kim
jesteś?»
«Judasz
z Kariotu. Wcześniej byłem w Świątyni, obecnie jestem uczniem
Rabbiego Jezusa z Galilei. Jestem przyjacielem faryzeusza Szymona,
saduceusza Giocany, radcy Sanhedrynu, Józefa z Arymatei i wreszcie –
co możesz sprawdzić – Eleazara, syna Annasza, wielkiego
przyjaciela prokonsula».
«Sprawdzę
to. Dokąd idziesz?»
«Z
przyjacielem do Kariotu, potem – do Jerozolimy».
«Chodź,
damy ci ochronę».
Judasz
daje żołnierzowi pieniądze. To – jak się wydaje – jest
zakazane, ale... przyjęte. Żołnierz chowa je szybko, kłania się
z szacunkiem i uśmiecha. Judasz zeskakuje ze swego podium. Biegnie
susami na przełaj przez nieuprawne pole i dołącza do towarzyszy.
«Jesteś
ranny?» [– pyta Jezus]
«To
nic, Nauczycielu, to dla Ciebie... poza tym też im odpowiedziałem.
Jestem chyba cały splamiony krwią...»
«Tak,
na policzku. Tutaj jest woda».
Jan
moczy kawałek tkaniny i myje policzek Judasza.
«Przykro
Mi, Judaszu, ale widzisz... Choć powiedzieliśmy, że jesteśmy
żydami, zgodnie z twym zmysłem praktycznym...»
«To
są zwierzęta. Sądzę, że się o tym przekonasz, Nauczycielu, i
nie będziesz już nalegał» [– mówi Judasz.]
«O,
nie! Nie ze strachu jednak, lecz dlatego, że w tej chwili to
bezużyteczne. Kiedy nas nie chcą, nie przeklinamy, lecz odchodzimy
modląc się za biednych szaleńców, którzy umierają z głodu, a
nie widzą Chleba. Chodźmy tą drogą na miejsce ustronne. Sądzę,
że odnajdziemy drogę do Hebronu... do pasterzy... jeśli ich
odnajdziemy».
«Aby
dać się zaatakować kamieniami?» [– pyta Judasz]
«Nie,
aby im powiedzieć: „To Ja”» [– odpowiada Jezus.]
«Ech!
To będzie chłosta!... Od trzydziestu lat cierpią z powodu
Ciebie!...» [– mówi Judasz]
«Zobaczymy».
Przechodzą
przez gęsty las, zacieniony i dający ochłodę. (II, 38: 9
stycznia 1945. A, 4131-4143)
45 Por.
Lb 24,17. (Przyp. wyd.)
46 Por.
Iz 11,1. (Przyp. wyd.)
47 Por.
Jr 31,15. (Przyp. wyd.)
48 Por. Rdz 3,15. (Przyp. wyd.)
49 Por.
Rdz 3,18. (Przyp. wyd.)
50 Por.
Mi 5,1n. (Przyp. wyd.)
«Che
gran sventura! Pochi troverai di quelli che, mi ha detto Sara, Tu
vuoi conoscere e salutare. Molti uccisi, molti fuggiti, molti... mah!
dispersi, né si è mai saputo se morirono nel deserto o se furono
spenti in carcere per punirli della loro ribellione. Ma fu
ribellione? E chi sarebbe stato inerte lasciando sgozzare tanti
innocenti? No, che giusto non è che sia ancor vivo Levi e Elia
mentre tanti innocenti sono morti!».
«Chi
sono i due, e che fecero?».
«Ma...
almeno dell'eccidio saprai. L'eccidio d'Erode... Più di mille
pargoli in città, un altro migliaio quasi nelle campagne. (In merito
agli innocenti uccisi nella strage di Erode: numero esatto è 32. Di
essi, 18 furono uccisi nella vera città di Betlemme e 14 nelle
campagne. Fra gli uccisi vi furono anche 6 fanciulline, non
identificate per femmine dai sicari, dato che erano, maschi e
femmine, vestiti tutti a un modo, e anche per la fretta di uccidere e
per il buio notturno. Come sempre avviene, il contadino esagera e
svisa la verità delle cose. E così molte leggende false si sono
create sostituendosi alla verità.) E tutti, anzi, quasi tutti
maschi, perché nella furia, nel buio, nella mischia, i feroci
presero, strapparono dalle cune, dai letti materni, dalle case
assalite, anche delle bambinelle e le trafissero come gazzelline
poppanti prese di mira da un arciere. Ebbene, tutto questo perché?
Perché un gruppo di pastori, che per vincere il gelo notturno certo
avevano bevuto sicera a gran sorsi, furono presi da delirio e dissero
di aver visto angeli, udito canzoni, avuto indicazioni... e dissero a
noi di Betlemme: "Venite. Adorate. Il Messia è nato".
Pensa: il Messia in una spelonca! In verità devo dire che ebbri
fummo tutti, anche io, allora adolescente, anche la moglie, di allora
pochi anni... perché credemmo tutti, e in una povera donna galilea
volemmo vedere la Vergine partoriente di cui parlarono i Profeti. Ma
se era con un rozzo galileo! Il marito certo. Se era moglie, come
poteva esser la "Vergine"? Insomma, credemmo. Doni,
adorazioni... case aperte per ospitarli... Oh! l'avevano saputa far
bene la parte! Povera Anna! Ci ha rimesso i beni e la vita, e anche i
figli di sua figlia, la prima, l'unica che si è salvata perché
sposata con un mercante di Gerusalemme, persero i beni, perché la
casa fu arsa e tutto il podere segato per ordine d'Erode. Ora è un
campo incolto su cui pascolano gli armenti».
«Tutta
colpa dei pastori?».
«No,
anche di tre stregoni venuti dai regni di Satana. Forse erano compari
dei tre... E noi, stolti, ce ne tenevamo per tanto onore! Quel povero
archisinagogo! Lo uccidemmo per aver giurato che le profezie
mettevano suggello di verità alle parole dei pastori e dei maghi...»
«Tutta
colpa dei pastori e dei maghi, dunque?».
«No,
galileo. Anche nostra. Della nostra credulità. Lo si aspettava da
tanto il Messia! Secoli di attesa. Molte delusioni negli ultimi tempi
per i falsi Messia. Uno era galileo, come Te, un altro aveva nome
Teoda. Bugiardi! Messia loro! Non erano che avidi avventurieri in
caccia di fortuna! Doveva farci sveglia la lezione. Invece...»
«E
allora perché maledite, tutti, i pastori e i maghi? Se vi giudicate
stolti voi pure, allora dovreste maledire voi pure. Ma la maledizione
non è permessa dal precetto d'amore. Maledizione attira maledizione.
Avete voi la sicurezza che siete nel giusto? Non potrebbe esser vero
che i pastori e i maghi avessero detto il vero, loro rivelato da Dio?
Perché voler credere che fossero mentitori?».
«Perché
gli anni della profezia non erano compiuti. Dopo ci pensammo... dopo
che il sangue, che fece rosse le vasche e i rii, ci aperse gli occhi
del pensiero».
«E
non avrebbe potuto l'Altissimo, per eccesso d'amore verso il suo
popolo, anticipare la venuta del Salvatore? Su che basarono i maghi
la loro asserzione? Mi hai detto che venivano da Oriente... »
«Dai
loro calcoli su una nuova stella».
«E
non è detto: (Genesi 35, 15-20; Numeri 24, 15-17; 1 Samuele 17, 12;
Isaia 7, 14; 9, 1; 11, 1; Geremia 31, 15) "Una stella nascerà
da Giacobbe e una verga si alzerà da Israele"? E Giacobbe non è
il grande patriarca e non ebbe sosta in questa terra di Betlem a lui
cara come pupilla del suo occhio, perché ivi morì la sua diletta
Rachele? E ancor non è detto da bocca profetica: "Un germoglio
spunterà dalla radice di Jesse e un fiore verrà da questa radice"?
Isaia, padre di Davide, qui nacque. Il germoglio sulla stirpe, segata
alla radice da usurpazione di tiranni, non è la "Vergine"
che partorirà il Figliolo, non avuto da uomo, ché allora non più
vergine sarebbe, ma da volere divino, onde Egli sarà "
l'Emmanuele " perché Figlio di Dio, sarà Dio e porterà perciò
Dio fra il popolo di Dio come il suo nome dice? E non sarà
annunciato, dice la profezia, ai popoli delle tenebre, ossia ai
pagani "da una gran luce"? E la stella vista dai maghi non
potrebbe esser la stella di Giacobbe, la grande luce delle due
profezie di Balaam e di Isaia? E lo stesso eccidio compiuto da Erode
non rientra nelle profezie? "Un grido s'è sentito nell'alto...
È Rachele che piange i suoi figli". Era segnato che lacrime
gemessero le ossa di Rachele nel suo sepolcro di Efrata quando, per
il Salvatore, sarebbe venuta la ricompensa al popolo santo. Lacrime
per poi mutarsi in celeste riso, come l'arcobaleno che è fatto delle
ultime gocce del temporale, ma dice: "Ecco, il sereno è
concesso"».
«Sei
molto dotto. Sei rabbi?».
«Lo
sono».
«E
io lo sento. Vi è luce e vero nelle tue parole. Ma però... oh!
troppe ferite sanguinano ancora in questa terra di Betlem per il vero
o falso Messia... Non consiglierei lo Stesso a venire mai qui. La
terra lo respingerebbecome si respinge un figliastro per causa del
quale morirono i figli veri. Ma già... se era Lui... e morto con gli
altri sgozzati».
«Dove
abita ora Levi, e dove Elia?».
«Li
conosci?». L'uomo è in sospetto.
«Non
li conosco. Il loro viso m’è ignoto. Ma sono infelici, ed Io ho
sempre pietà degli infelici. Voglio andare a trovarli».
«Umh!
sarai il primo dopo quasi sei lustri. Sono ancora pastori e servono
un ricco erodiano di Gerusalemme che si è appropriato di molti beni
degli uccisi... C'è sempre chi guadagna! Li troverai coi greggi
verso le alture che vanno a Ebron. Ma, un consiglio. Non ti far
vedere a parlare con essi dai betlemmiti. Ne avresti danno. Li
sopportiamo perché... perché c'è l'erodiano. Se no...»
«Oh!
l'odio! Perché odiare?».
«Perché
è giusto. Ci hanno fatto del male».
«Hanno
creduto fare bene».
«Ma
fecero male. E male sì abbiano. Dovevamo ucciderli come fecero
uccidere con la loro stoltezza. Ma eravamo inebetiti e dopo... c'era
l'erodiano».
«Se
non c'era lui, allora, anche dopo il primo, ancor compatibile
sussulto di vendetta, avreste ucciso?».
«Anche
ora uccideremmo se non avessimo paura del padrone loro».
«Uomo,
Io ti dico: non odiare. Non desiderare il male. Non desiderare di
fare il male. Qui non vi è colpa. Ma anche vi fosse, perdona. In
nome di Dio perdona. Dillo agli altri betlemmiti. Quando cadrà
l'odio dai vostri cuori verrà il Messia; lo conoscerete, allora,
perché Egli è vivente, Egli era già quando la strage avvenne. Io
ve lo dico. Non per colpa dei pastori e dei maghi, ma per colpa di
Satana avvenne la strage. Il Messia vi è nato qui, è venuto a
portare la Luce alla terra dei suoi padri. Figlio di Madre vergine
della stirpe di Davide, nelle rovine della casa di Davide aperse al
mondo il fiume delle grazie eterne, aperse la Vita all'uomo...»
«Via,
via! esci di qui! Tu, seguace di questo falso Messia, che non poteva
che esser falso, perché ci ha portato sventura, a noi di Betlemme.
Tu lo difendi, perciò...»
«Silenzio,
uomo. Io sono giudeo e ho amici in alto. Potrei farti pentire
dell'insulto» scatta Giuda, prendendo per la veste il contadino e
scuotendolo, violento e acceso d'ira.
«No,
no, via di qua! Non voglio noie né coi betlemiti, né con Roma ed
Erode. Andatevene, maledetti, se non volete che vi lasci un segno.
Via!...»
«Andiamo,
Giuda. Non reagire. Lasciamolo nel suo livore. Dio non penetra dove è
astio. Andiamo».
«Si,
andiamo. Ma me la pagherete».
«No,
Giuda. No. Non dire così. Sono ciechi... Ce ne saranno tanti sul mio
percorso... »
Escono,
seguendo Simone e Giovanni che sono già fuori e che parlottano con
la donna, dietro l'angolo della stalla.
«Perdona
al marito mio, Signore. Non credevo di far tanto male... Ecco, tieni.
Le prenderai domattina. Sono fresche, di oggi. Non ho altro...
Perdono. Dove dormirai?» (Dà delle uova).
«Non
ci pensare. So dove andare. Va' in pace per la tua bontà. Addio».
(1, 73)
Gesù
è dritto sul ballatoio, contro il muretto che lo limita, alto perciò
sulla piazza di un due metri circa, col vuoto di dietro. Un vuoto
solare, che lo innimba tutto e fa ancor più candida la veste di lino
candidissimo che lo copre da sola, ora che il mantello è scivolato
giù dalle spalle e sta ai piedi di Lui come una base multicolore.
Dietro ancora, lo sfondo verde e spettinato di ciò che era l'orto e
il campo di Anna, ora inselvatichito e sparso di macerie.
Gesù
stende le braccia. Giuda, che vede il gesto, dice: «Non parlare! Non
è prudente!».
Ma
Gesù empie la piazza della sua voce potente: «Uomini di Giuda!
Uomini di Betlemme, udite! Udite o voi, donne della terra sacra a
Rachele! Udite un che da Davide viene, che perseguitato ha sofferto,
che, fatto degno di parlare, parla per darvi luce e conforto. Udite».
La
gente cessa di vociare, litigare, comperare, e si affolla.
«È
un rabbi!».
«Viene
da Gerusalemme certo».
«Chi
è?».
«Che
bell'uomo!».
«Che
voce!».
«Che
modi!».
«Eh!
se è progenie di Davide!».
«Nostro,
allora!».
«Udiamo,
udiamo!».
Tutta
la piazza è ora contro la scaletta, che pare un pulpito.
«Nella
Genesi è detto: (Genesi 3, 14-19) "Io porrò inimicizia fra te
e la donna... essa ti schiaccerà il capo e tu la insidierai nel
calcagno". E ancora è detto: "Io moltiplicherò i tuoi
affanni e le tue gravidanze... e la terra produrrà triboli e spine".
Questa la condanna dell'uomo, della donna e del serpente.
Venuto
da lontano a venerare la tomba di Rachele, ho udito nel vento della
sera, nella rugiada della notte, nel pianto dell'usignolo al mattino,
ripetersi il singhiozzo di Rachele antica (Geremia 31, 15), ripetuto
da bocche e bocche di madri di Betlemme nel chiuso dei sepolcri, o
nel chiuso dei cuori. Ed ho sentito ruggire il dolore di Giacobbe nel
dolore dei vedovi consorti, senza più sposa perché il dolore l'ha
uccisa... Piango con voi. Ma udite, fratelli della mia terra. Betlem,
terra benedetta, la più piccola delle città di Giuda, ma la più
grande agli occhi di Dio e dell'umanità perché culla del Salvatore,
come dice Michea (Michea 5, 1), appunto perché tale, perché
destinata ad esser il tabernacolo su cui si sarebbe posata la Gloria
di Dio, il Fuoco di Dio, il suo incarnato Amore, ha scatenato l'odio
di Satana.
"Porrò
inimicizia fra te e la donna. Essa ti terrà sotto il suo piede e tu
insidierai il suo calcagno". Quale inimicizia più grande di
quella che ha per mèta i figli, il cuore del cuore della donna? E
quale più forte piede di quello della Madre del Salvatore? Ecco
perciò che naturale fu la vendetta di Satana vinto, il quale, no,
non al calcagno, ma al cuore delle madri, per la Madre, avventò la
sua insidia.
Oh!
moltiplicati affanni del perdere i figli dopo averli partoriti! Oh!
tremendi triboli dell'aver seminato e sudato per la prole, ed esser
padre senza più prole! Ma giubila, Betlemme! Il tuo sangue più
puro, il sangue degli innocenti, ha fatto via di fiamma e porpora al
Messia...».
La
folla, che è andata sempre più rumoreggiando da quando Gesù ha
nominato il Salvatore, e poi la Madre dello Stesso, ora ha un più
chiaro indizio di agitazione.
«Taci,
Maestro» dice Giuda. «E andiamo».
Ma
Gesù non lo ascolta. Continua: «...al Messia che la Grazia del
Padre-Dio salvò dai tiranni per conservarlo al popolo per sua
salvezza e...»
Una
stridula voce di donna grida: «Cinque, cinque ne avevo partoriti, e
più nessuno è nella mia casa! Misera me!» e urla istericamente.
È
l'inizio della gazzarra.
Un'altra
si voltola nella polvere, si lacera le vesti, mostra una mammella
mutilata nel capezzolo, e urla: «Qui, qui, su questa poppa me
l'hanno sgozzato il mio primogenito! La spada gli ha reciso la faccia
insieme al capezzolo mio. Oh! il mio Eliseo!».
«E
io? E io? Ecco là la mia reggia! Tre tombe in una, vegliata dal
padre. Marito e figli insieme. Ecco, ecco!... Se c'è il Salvatore,
mi renda i figli, mi renda lo sposo, mi salvi dalla disperazione, da
Belzebù mi salvi».
Urlano
tutti: «I nostri figli, i mariti, i padri! Li renda, se c'è!».
Gesù
agita le braccia imponendo silenzio. «Fratelli della mia terra, Io
vorrei rendervi alla carne, anche alla carne, i figli. Ma Io ve lo
dico: siate buoni, rassegnati, perdonate, sperate, gioite in una
speranza, in una certezza giubilate. Presto riavrete i vostri figli,
angeli nel Cielo, perché il Messia sta per aprire le porte dei
Cieli, e se giusti sarete la morte sarà Vita che viene, e Amore che
torna...».
«Ah!
sei Tu il Messia? In nome di Dio, dillo».
Gesù
abbassa le braccia col suo gesto così dolce, mansueto, che pare un
abbraccio, e dice: «Lo sono».
«Via!
Via! Per tua colpa, allora!».
Vola
un sasso fra fischi e dileggi.
Giuda
ha uno scatto bello... oh! fosse stato sempre così! Si butta davanti
al Maestro, ritto sul muretto del poggiolo, a manto spiegato, e
riceve imperterrito i colpi di pietra, ne sanguina anche, e urla a
Giovanni e Simone: «Portate via Gesù. Dietro quelle piante. Io
verrò. Andate, in nome del Cielo!». E alla folla: «Idrofobi cani!
Sono del Tempio, e al Tempio e a Roma vi denuncerò».
La
folla ha un attimo di paura. Ma poi riprende la sassaiola, per
fortuna, maldestra. E Giuda imperterrito la riceve, rispondendo con
contumelie alle maledizioni della folla. Anzi, afferra a volo un
sasso e lo spedisce sulla testa di un vecchietto urlante come una
gazza spennata viva. E, siccome tentano di dar la scalata al suo
piedistallo, svelto raccoglie un ramo secco che è al suolo (ora è
sceso dal muretto) e lo rotea sulle schiene, teste, mani, senza
pietà.
Accorrono
delle milizie e con le lance si fanno largo. «Chi sei? Perché
questa rissa?».
«Un
giudeo assalito da questi plebei. Era con me un rabbi noto ai
sacerdoti. Parlava a questi cani. Si sono scatenati e ci hanno
assaliti».
«Chi
sei?».
«Giuda
di Keriot, già del Tempio, ora discepolo di Rabbi Jesù di Galilea.
Amico del fariseo Simone, del sadduceo Giocana, del consigliere del
Sinedrio Giuseppe di Arimatea, e infine, ciò lo puoi confrontare, di
Eleazar ben Anna, il grande amico del Proconsole».
«Verificherò.
Dove vai?».
«Col
mio amico a Keriot, e poi a Gerusalemme».
«Vai.
Noi ti difenderemo le spalle».
Giuda
allunga delle monete al soldato. Deve essere cosa illecita... ma
usuale, perché il milite prende, svelto e guardingo, saluta e
sorride. Giuda balza giù dal suo podio. Va a salti per il campo
incolto, raggiunge i compagni.
«Sei
molto ferito?».
«Roba
da niente, Maestro. Poi! Per Te!... Le ho anche date, però. Devo
essere tutto sporco di sangue...»
«Sì,
sulla guancia. Qui vi è un filo d'acqua».
Giovanni
bagna un piccolo telo e lava la guancia di Giuda.
«Mi
spiace, Giuda... Ma vedi... anche a dir loro che si era giudei,
secondo il tuo senso pratico...»
«Bestie
sono. Credo che ti sarai persuaso, Maestro. E che non insisterai».
«Oh!
no! Non per paura. Ma perché è inutile, per ora. Quando non ci
vogliono, non si maledice, ma ci si ritira pregando per i poveri
folli che muoiono di fame e non vedono il Pane. Andiamo per questa
via remota. Credo si possa prendere la strada di Ebron... Dai
pastori, se li troveremo».
«A
prendere altre sassate?».
«No.
A dir loro: "Son Io"»
«Eh!
allora!..; Certo ci bastonano. Soffrono da trenta anni per causa
tua!... »
«Vedremo».
Vanno
per un folto boschetto, ombroso, fresco... (1, 74)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis
grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu
Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa
Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini,
Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002,
IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998,
VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo
come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz