piątek, 14 lutego 2020

Zawsze teraźniejsza tradycja

   Tradycja jest żywym strumieniem. To nie tylko pozostałość przeszłości, nie tylko odgrzewany posiłek, nie tylko sporządzenie potrawy z kiedyś napisanego przepisu, nie tylko odegranie utworu z partytury. To strumień żywy, ciągle się zmieniający, ciągle przeobrażający, wypływający z niepamiętnych źródeł lub z źródeł nowo odkrytych, a jednak płynący też teraz. Tradycja jest przekazem teraz żywym, wcześniej zapoczątkowanym. Jest przekazem mocnym i swoją mocą pobudzającym do podtrzymania. Gdy moc tradycji wygasa, odchodzi ona w niepamięć i przybiera nowe szaty – odżywa w nowych przeobrażeniach.

poniedziałek, 10 lutego 2020

Święte pożądanie

   W czystej miłości także jest obecne pożądanie. Pożądanie nie jest grzechem, kiedy dotyczy czystych spraw, jak dobro, miłość, pokój. Jezus na krzyżu mówił: „Pragnę” (J 19,28). Przed swoją męką zaś powiedział do uczniów: „Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał” (Łk 22,15).

sobota, 8 lutego 2020

(86) Żywoty Świętych: Benedykt z Nursji

Żywot Ś. Benedykta Opata,
pisany od Ś. Papieża Grzegorza Wielkiego, Libro 2. Dialogorum.
Żył około roku Pańskiego, 527.1

   Benedykt (to jest błogosławiony) imieniem i łaską, był wielebnego żywota mąż, od samej młodości serce stare mający. Bo lata obyczajmi przechodząc, do żadnej się rozkoszy nie udał – ale tu na ziemi będąc, gdy jeszcze świata mógł używać, tak im jako uschłym kwiatem wzgardził. Urodzony w powiecie Nursyjskim (ziemie włoskiej) w uczciwym domie, dany był do Rzymu na świecką naukę – 2tam gdy już był jedną nogą do nauk wstąpił, nazad się wrócił. I wzgardziwszy nauki, dom, i rzeczy ojcowskie, samemu się Panu Bogu chcąc podobać – na żywot się świątobliwy zdobywać chciał. I wyszedł umiejętnym bez nauki, i mądrym w nieumiejętności. O jego sprawach wszytkich ja wiadomości nie mam jedno tę trochę, com od czterech jego uczniów słyszał, powiadam – to jest od Konstantyna przewielebnego męża, który na jego miejsce w klasztornym urzędzie wstąpił – od Walentyniana nad Lateraneńskim klasztorem przełożonego – od Symplicjusa, który trzeci po nim Opat był – i od Honorata, który dziś jeszcze w tej celli gdzie on mieszkał, przebywa. Gdy tedy porzuciwszy nauki iść na pustynią umyślił – na drodze onej pokazał P. Bóg cudem jednym, jako Mu przedsięwzięcie jego miłe było. Bo gdy mamka jego, która go więcej nad inne miłowała, i zostać go niechciała – 3w miasteczku Eufryde, gdzie był od przyjaciół zatrzymany, naczynie jedno pożyczane stłukła – a o to barzo płakała – on jej się użaliwszy, modlić się P. Bogu począł – i skoro modlitwy dokonał, naprawione jako pierwej i całe ono naczynie ujrzał. Co się wnetże wsławiło u ludzi, tak iż tamże u kościelnych drzwi Piotra ś. ono naczynie, na pamiątkę zawieszone było.
   Ale ś. Benedykt sławy się ludzkiej strzegąc – tajemnie mamki onej i przyjaciół odbieżał – na pustynią się, którą Sublakus zowią, ośm mil od Rzymu udał. Na drodze mnich jeden, na imię Romanus, potkawszy go, wypytał się o jego święte myśli, i za prośbą jego, zataiwszy rzecz onę, żywność świętemu młodzieńcowi na puszczą nosił. 4Na której w jednej jaskini trzy lata przemieszkał, a nikt o nim, okrom onego Romana nie wiedział – który na wysoką opokę nie mogąc do niego włazić – przez dzwonek o sobie pod górą dawał znać – a Benedykt ś. powróz spuszczał, a chleb sobie wciągał. A gdy go Pan Bóg ludziom oznajmić, a Romana z pracej wybawić miał – aby świeca ona w domu Bożym świeciła innym – w dzień Wielkonocny, jednemu kapłanowi, który był sobie dobry obiad nagotował, w widzeniu rzekł Pan Bóg: 5Ty sobie rozkoszne potrawy gotujesz – a sługa mój na tym a na tym miejscu głodem zmorzony jest – i wnet się wziąwszy potrawy porwał, i szukał Benedykta ś. po lesiech i przykrych górach, i chróstach – aż go nie rychło nałazł w jaskini onej. Gdzie się pierwej pozdrowiwszy, i modlitwę Panu Bogu uczyniwszy, rzecze kapłan: wstańmy jeść, bo dziś jest wielkie święto Wielkonocne. A Benedykt święty rzekł: Wielkanoc dziś u mnie, gdyś ty mnie nawiedził. Bo nie wiedział jeśli tego dnia Wielkanoc była, tak dawno z ludźmi nie obcując. A kapłan twierdził, jako rzecz prawdziwą, iż dziś Wielkanoc, a nie godzi się pościć – i jam dla tego, powiada, od Pana Boga do ciebie posłany jest, abyś głodne ciało swoje, temi darami Bożymi posilił. I najadszy się pospołu, kapłan się on do domu wrócił.
   Tegoż czasu i pasterze go naleźli – a pierwej mniemając aby był zwierz jaki, poznawszy, po błogosławieństwo do niego (chleba mu przynosząc) chodzili – i sami swe zwierzęce serca mienili. Stąd on był oznajmiony ludziom, tak iż się do niego wiele ich schodziło, którzy za żywność którą mu nosili, niebieskie potrawy z ust jego na sercu brali. Jednego dnia nieprzyjaciel ukazawszy mu się w osobie ptaka czarnego, a latając około twarzy jego, gdy go krzyżem ś. odegnał, taką w ciele swym pobudkę do nierządności uczuł, jakiej nigdy nie miał. I przywiódszy mu na myśl niewiastę jednę, którą gdzieś widział – tak go jej osobą rozpalił, i złą żądzą w serce jego wrzucił, iż mało z onej pustyniej, pożądliwością rozkoszy zwyciężony, nie pobieżał. 6Ale Bóg łaską swoją nań wejrzał, iż k sobie przyszedł – a chcąc się poratować, nago się po ostrym cierniu, i parzących pokrzywach taczać począł – i zraniwszy i popaliwszy ciało swoje, przez wytoczenie krwie swej z skóry, jadu onego zbył z serca – a rozkosz onę w boleść sobie obracając, gdy na wierzchu gorzał, ogień ugasił wewnątrz – i grzech zwyciężył, gdy zapalenie odmienił. Od tego czasu, jako sam powiadał, tak tę w sobie pokusę zwojował – iż się oń potym nigdy nie pokusiła.
   7Potym wiele się ludzi świat opuszczając do jego nauki udawało. A słusznie, bo sam na sobie grzech zwyciężywszy, dopiero innych mistrzem zostać miał. Przetoż u Mojżesza Lewitom od 25. roku bawić się służbą, a od piącidziesiątego stróżmi im być naczynia Bożego kazano. Bo w młodości, w cielesnej pokusie ciało gorzeje – a od lat piącidziesiąt ziębnieje już ogień pożądliwości – a gdy już z laty uspokojeni na umyśle, będą od onej pokusy wolni – stróżami się naczynia Bożego, to jest Doktormi dusz ludzkich zstają. Gdy ona pokusa odeszła, mąż Boży, jako z roli z której się ciernie wykopa, pożytki cnót świętych hojniejsze zbierał.
   Był tam nie daleko klasztor jeden, w którym gdy starszy umarł, bieżeli wszyscy mniszy do ś. Benedykta – aby ich przełożonym został – i długo się wzbraniając – prośbą ich zwyciężyć się dał. Ale gdy ich w zakonnym zachowaniu i dobrej straży trzymał – tak jako pierwej byli, swowolnemi być im nie dopuścił – żałować głupi poczęli, iż takiego sobie obrali, którego cnota, skrzywienie ich prostowała. A gdy widzieli iż złe zwyczaje opuszczać, a stare składając, nowe myśli brać musieli – 8śmieli o jego zgubie myślić (bo złym ciężki jest żywot dobrych) i w winie mu jad przy stole przy zwyczajnych pokarmach podali. Lecz gdy ś. Benedykt krzyżem ś. sklankę onę przeżegnał – tak jakoby w nię kamieniem uderzył, zdruzgotaną została, a on się jad na ziemię wylał. Zrozumiał święty mąż iż naczynie ono śmierć w sobie miało – bo znaku żywota wytrwać nie mogło – i cicho wstawszy a zwoławszy bracią, z twarzą wesołą powiedział im: Boże bądź wam miłościw bracia mili – coście to nademną czynić chcieli? Wszakem wam mówił – iż moje obyczaje z waszymi się nie zgodzą? 9A tak wedle swej barwy ojca sobie szukajcie – bo mnie już mieć nie możecie. I wrócił się na pierwsze swoje miejsce na pustynią – sam z sobą tylo pod oczyma Boskiemi mieszkając. 10Bo tam tylo złe znosić i wycierpieć się godzi – gdzie też i dobrzy miedzy nimi się najdują. Bo próżna jest około złych praca, gdzie z których dobrych pożytku nie masz – a zwłaszcza iż się inni lepszy najdują, którym się z pożytkiem służyć może. Tam się nie miał czym bawić święty mąż Boży, gdzie już wszyscy byli zepsowani. I tak czynili święci, gdy ich praca była niepożyteczna u jednych, bieżeli do drugich. Przetoż i Paweł ś. który śmierci dla Chrystusa, aby z Nim był, pragnął, z Damaszku przez mur spuszczony po powrozie uciekł – nie iżby się śmierci dla Chrystusa bał – ale iż innym pożyteczny być chciał, a do lepszej się pracy zachować myślił. Tak i ś. Benedykt, jako usłyszym niżej, więcej daleko dusz nabył, niżli tych było, które prze ich niesposobność zostawił.
   Gdy tedy na tej puszczej w cnotach i cudach słynął, wiele się do niego za pomocą Boską ludzi na służbę Bożą zebrało – 11tak iż dwanaście klasztorów zbudował, a każdy dwanaścią braćmi obsadził – okrom tych które przy sobie dla doskonalszego w służbie Bożej ćwiczenia zatrzymał – 12i zacni Rzymianie i nabożni bieżeli do niego, i synaczki mu swoje, aby je P. Bogu wychował, dawali. W ten czas dobre ono plemię Ewicjus dał swego Maura, a Tertullius Patrycjus dał swego Placyda. Maurus młodziuchny mistrza swego pomocnikiem został – a Placydus jeszcze dziecinne lata miał. 13W jednym jego klasztorze był brat jeden, który na modlitwie wytrwać nie mogąc, z kościoła wychodził – na co ś. Benedykt patrząc, ujźrzał a ono go czart, jako czarne chłopię, za suknią z kościoła wyciąga – i rzecze do Maura i do Pompejana Opata: Widzicieli kto tego wywłóczy od modlitwy? Rzekli: nie widzim. I kazał się im modlić na drugi dzień, aby widzieć mogli. I widział toż Maurus, ale Pompejanus nie widział, iż go czart z kościoła wywłóczył. 14Raz tedy skończywszy modlitwy, gdy onego brata stojącego nalazł – rózgami go usiekł – i od tego czasu od onego czarnego chłopca wolen był – i rad na modlitwie przestawał – a już nieprzyjaciel władnąć myślą jego nie śmiał, tak jakoby sam właśnie usieczony był. 15Jednemu klasztorowi na skale posadzonemu, wodę modlitwą swoją z skały wywiódł – iż na dół schodzić po wodę nie było trzeba. Motykę (jako Helizeusz siekierę) gdy bratu jednemu robiącemu w wodę wpadła, modlitwą swoją, rzuciwszy w wodę toporzysko z głębokiego dna wyniósł. Raz będąc w swej celli Placydus maluczki, do rzeki po wodę bieżał – i czerpając za dzbanem wpadł – i niosła go już rzeka daleko. Poczuł to w duchu ś. Benedykt, i zawołał na Maura, aby szedł ratować Placyda. On wziąwszy jego błogosławieństwo, widząc iż daleko tonie, po rzece jako po ziemi pobieżał, i za włosy go na brzeg wyciągnął. A obejźrzawszy się, dopiero obaczył iż po wodzie chodził. Powiedział ten cud świętemu. 16A on tę łaskę Bożą jego posłuszeństwu przyczytał. Ale on to raczej na swego mistrza wkładał, mówiąc – żem ja o tym nie wiedział, a mniemiałem abych po ziemi chodził. A Placydus mówił, iż mu się zdało jakoby płaszcz ś. Benedykta na jego głowie był, a onego z rzeki ciągnął.
   Sława jego wielka, która się co dzień szerzyła, sług Panu Bogu, którzy świat opuszczali, przyczyniała. 17Jeden kapłan, na imię Florencjus, zajźrząc świętemu, barzo się dręczył – a nie mogąc ludzi od niego odwodzić, struć go umyślił. I posłał mu chleb jadem zarażony, za upominek. Przyjął on chleb z dzięką ś. Benedykt – ale widząc co w nim było, krukowi który co dzień do niego po swój obrok z lasa przylatał, zanieść go tam gdzieby go ludzie naleźć nie mogli, rozkazał. Widząc Florencjus iż mu się jedno nie powiodło, do drugiego się rzucił – naprawił białegłowy, aby tam gdzie je bracia widzieć mogli, igrały, do złych myśli pobudkę im czyniąc – co bacząc ś. Benedykt, a bojąc się aby którzy się młodszy nie wzgorszyli – ustąpił z onego miejsca, i klasztor (zabrawszy z sobą niektórą bracią) opuścił. 18Skoro wyszedł, z onym Florencjusem, sala jedna na której stał, upadła, i jego zabiła. Posłał wnet Maurus gonić ś. Benedykta, powiadając, iż już twój nieprzyjaciel zginął – co gdy usłyszał, barzo płakał – iż jego nieprzyjaciel tak zginął, a iż się z tego uczeń jego niejako weselił – któremu za to pokutę naznaczył, iż tak wskazując, radość nad zgubą prześladownika pokazał. Dziwne to a wielkie rzeczy, które ten święty czynił, jakobyśmy w nim na Mojzesza patrzyli, gdy wodę z skały wywodził19 – i na Helizeusza, gdy żelazo z wody wynosił20 – i na Heliasza, gdy krukom rozkazował21 – i na Dawida, gdy nad nieprzyjacielem płakał.22
   Szedł potym na górę i do zamku Kassynum nazwanego, tam iż jeszcze był bałwan Apollinów – on bałwan zbił i skruszył, i na onym miejscu kościół ś. Jana postawił, i ludzie błędne P. Bogu pozyskował. A czarci już nie przez sen, ale jawnie mu się ukazowali, gniew swój okrutny pokazując, tak iż drudzy słowa ich słyszeli gdy mówili: Benedicte, Benedicte – a gdy się im odezwać niechciał, wołali: Maledicte – to jest, Przeklęty co z nami masz za sprawę? Raz gdy budowali bracia, ukazał się szatan ś. Benedyktowi, mówiąc: idę do braciej pomagać im robić – i poznał ś. Benedykt iż miał co zbroić – tedy posłał do braciej aby się ostrożnie mieli. Jeden raz ali ściana jedna leci, którą czart obalił, i jednego małego brata przytłukł – którego gdy przynieść ś. Benedykt zdruzgotanego w płachcie kazał – 23mając go w swej komorze, cudem prawie Apostolskim, tajemnie go swoją modlitwą ożywił – i tegoż dnia do tejże roboty zdrowego odesłał.
   24Ducha Prorockiego hojnego miał, i rzeczy które się daleko działy, braciej oznajmiał – zwłaszcza gdy co nad jego wolą, abo przystojność, uczynili. 25Czym wzbudzony Totylas król Gotów, tyran on wielki, do ś. Benedykta przyjachał – i opowiedziawszy się jemu gdy mu przyść kazał – radnego pana swego na skuszenie jego na imię Rygga, w swe szaty przybranego, posłał – dając mu za sługi pierwsze dworzany swe, Wileryka, Ruderyka, i Blindyna, aby się tym lepiej zataić, a świętego Benedykta oszukać mógł. Ale skoro na oczy przyszedł świętemu mężowi – z daleka nań zawołał: żłóż to z siebie synu, w coś się ubrał – bo to nie twoje. A on się przelększy, i na ziemię padszy – nie dochodząc do ś. Benedykta, wrócił się z swymi towarzyszmi do pana, cud mu on powiadając. Tedy król Totyla z wielką uczciwością i bojaźnią przyszedszy – sam z daleka na ziemię przed ś. Benedyktem upadł – aż kilakroć nań zawołał aby wstał – on przedsię wstać nie śmiał – aż ręką jego od ziemie podniesiony był. 26Tedy go ś. Benedykt fukał, i jemu złe jego sprawy przypominał, i co się z nim dziać miało, krótce opowiedział, mówiąc: Wiele złego czynisz, i wieleś złego poczynił – przestań kiedy złości twej. Rzym weźmiesz, za morze przejdziesz, a dziewięć lat królując, dziesiątego umrzesz. Co słysząc barzo się bał, a prosząc o modlitwę, poszedł. I od tego czasu nie był tak okrutnym – i rychło potym Rzym wziął, i do Sycyliej przebył, a dziesiątego roku żywot z królestwem stracił.
   Kleryk jeden kościoła Akucjeńskiego od czarta był opętany, a zleczyć się u żadnego świętego grobu nie mógł – przywiedziony do ś. Benedykta, modlitwą jego, czarta onego zbył. I rzekł mu święty: idź a mięsa nigdy nie jedz, i na święcenie kościelne wyższe nie wstępuj. Bo skoro to uczynisz, diabeł się do ciebie wróci. 27Długo tak się zachował – nakoniec zajźrząc drugim, iż przed nim święcenie brali, on też wyższej postąpił – ale go zaraz on czart osiadszy umorzył. Nie baczył nieszczęsny, iż dlatego gabany pierwej od czarta był – aby się brać święcenia kapłańskiego nie ważył. Tak święci jednego Ducha z Panem Bogiem będąc, Jego tajemnice wiedzą, te, które się im wiedzieć godzi. Raz go Teoprobus uczeń jego w swej celli, barzo rzewnie płaczącego zastał – a gdy nie przestawał, spytał go, czemuby tak płakał? 28Powiedział: klasztor ten wszytek, i to com zbudował, i braciej nagotował, za dopuszczenim i sądem Boskim, pogaństwo zburzy – ledwiem P. Boga uprosił, aby mi dusze z niego darował. To Teoprobus słyszał, a my na to patrzym – iż dziś jego klasztor od Longobardów zburzony został. Na który gdy w nocy uderzyli, wszytko wybrawszy, jednego człowieka pojmać w nim nie mogli. Brata jednego na kazanie panienkom klasztornym posłał, 29on służbę Bożą odprawiwszy, od panienek chustek darownych nabrał – skoro przyszedł, zaraz mu to święty wymówił: czemu złość, powiada, w zanadrzu masz? A on się zawstydziwszy, chustki wyrzucił, a o pokutę prosił.
   30Czasu wielkiego głodu, gdy braciej chleba nie zstawało, a smęcić się poczęli – on je z takiej małej wiary karał. A nazajutrz dwieście korcy mąki przed drzwiami złożonej naleźli – kto ją przywiózł, jeszcze do tego czasu nikt nie wie. 31Tak prorockim duchem wiele zakrytych rzeczy, i drugdy myśli ludzkie z objawienia Bożego wiedział. Aczkolwiek i Prorocy nie mieli ustawicznego takiego proroctwa. Bo i Natan, gdy go król Dawid spytał, jeśliby kościół Panu Bogu budować miał – pierwej na to zezwolił, a potym mu tego zakazał.32 I Helizeusz patrząc na płaczącą niewiastę, przyczyny płaczu jej niewiedział.33 Co Pan Bóg dla pokory i uniżenia ich czyni, gdy im nie zawżdy objawia – aby wiedzieli co są z Boga, gdy prorockiego ducha mają – a co sami z siebie, gdy go nie mają.
   Jednego czasu, jeden dobry Chrześcianin prosił go, aby w swym imieniu klasztor jego u miasta Tartanozy założyć mógł, posłał tam bracią, i starszego nad nimi, mówiąc: nie budujcie aż ja tam przyjdę, i miejsce ukażę tego dnia. 34Gdy dzień on przyszedł, ukazał się ś. Benedykt starszemu, i drugiemu porucznikowi przez sen, ukazując im gdzie miał być kościół, gdzie do jadania, gdzie do sypiania miejsce. Nazajutrz obaj sobie sen powiedzieli – a jednak snom nie wierząc, ś. Benedykta czekali – a nie doczekawszy się, nazad się do niego wrócili – on je nazad odesłał, powiadając: żem ja już tam był gdzieście mię przez sen widzieli – idźcież, a tak jakoście widzieli, budujcie. Co jako być mogło, nic w tym wątpić nie trzeba – bo duch subtelniejszy jest niżli ciało. A jeśli Abakuk w ciele z Żydowskiej ziemi do Chaldejskiej w jednym okamgnieniu przeniesiony był z obiadem onym do Daniela35 – dziwno nie jest, iż ś. Benedykt to sobie zjednał, iż duchem do braciej iść, i rzeczy im potrzebne powiedzieć mógł.
   36Jednego mnicha przez niestatek i niekarność jego, wygnał z gniewem Benedykt ś. – skoro z klasztoru wyszedł, ujźrzał smoka wielkiego, a on go pożrzeć chce – i zawołał: Ratujcie, ratujcie, owo mię smok pochłonąć chce. Wyskoczą bracia, nie nie ujźrzą. A on się do wrót wróciwszy, do śmierci w zakonie zostać, i polepszyć się obiecał – i uczynił dosyć obietnicy, tak modlitwą i pomocą świętego naprawiony. Gdy raz czasu głodu, kapłan jeden do niego o trochę oleju posłał – a szafarz powiedział, iż go ledwie mało co w sklenicy dla braciej zostało – on i tę trochę na jałmużnę dać kazał. 37Gdy go piwniczny zaraz nie posłuchał – wyrzucić onę trochę z sklenicą oknem na kamienie kazał, mówiąc: niech nic przeciw posłuszeństwu w piwnicy nie zostaje. A Pan Bóg cudo uczynić raczył – iż się sklenica na kamieniu nie stłukła, i tak cało w niej został olej jako był. Tedy on i z sklenicą olej na jałmużnę dać kazał – za którą jałmużnę, gdy się ś. Benedykt z bracią modlił, Pan Bóg im olej cudownie dać raczył.
   Drugiego czasu, ociec jeden umarłego synaczka do klasztoru jego przyniósł, wołając na ś. Benedykta z wielkim płaczem, aby mu syna wskrzesił. Co słysząc ś. Benedykt, rzekł do braciej: uciekajmy bracia uciekajmy, nie nasze, ale Apostolskie to dzieło. A on ociec tak barzo wołał i ryczał, mówiąc – iż stąd nie odejdę, aż to uczynisz. Tedy z politowania ku niemu, zezwawszy bracią na modlitwę, mówił: 38Panie mój, nie patrz na grzechy moje – ale na wiarę człowieka tego, który o żywot syna swego i wrócenie dusze jego do ciała, prosi – i dotknąwszy się ciała dziecięcia onego, moc się Boża zjawiła, iż nie mieszkając ożyło.
   Miał siostrę ś. Scholastykę, od młodości swej na wieczną czystość i służbę Bożą oddaną, która go raz w rok dla duchownej rozmowy, nawiedzała – gdy miała ducha swego Panu Bogu oddać, już ostatnie ś. Benedykta brata swego nawiedzając, a przed klasztorem opodal, gdzie do niej ś. Benedykt wychodził, zostając – prosiła go, gdy już wieczór się przybliżał, aby przez całą noc jego się rozmową o rzeczach niebieskich cieszyć mogła – on na to przyzwolić niechciał żadną miarą, powiadając iż nocować nigdziej krom klasztoru nie mogę. 39A ona zwiesiwszy na stół głowę, a ręce na nię włożywszy – płakać rzewno poczęła, prosząc Pana Boga, aby nalazł obyczaj, jakoby się zatrzymać mógł ś. Benedykt. I wnet tak wielki deszcz i łyskawice się wszczęły, iż chociaże chciał wychylić się z domu, nie mógł. Porozumie ś. Benedykt iż to jej modlitwa i łzy sprawiły – i rzecze: a coś mi to uczyniła siostro miła? A ona powie: tyś mię wysłuchać niechciał, Pan Bóg mój wysłuchał mię – i został na całą noc, o Boskich rzeczach i przyszłym królestwie słodko z nią bez snu rozmawiając, aż się nazajutrz rozeszli. 40A dnia trzeciego ujźrzał ś. Benedykt duszę siostry swej na powietrzu w niebo niesioną z wielką chwałą. I dziękując Panu Bogu, braciej o jej zeszciu opowiedział, i w swym ją grobie dla siebie nagotowanym położyć kazał – 41tymże obyczajem, duszę Germana Kapuańskiego Biskupa niesioną od Aniołów w niebo, w nocy będąc na modlitwie a z okienka wyglądając, widział. A rzecz dziwna, iż w onej wielkiej światłości którą była ogarniona jakoby w jednym promieniu słonecznym, wszytek świat przed oczy jego przyniesiony był. Co nie jest niepodobno. Bo duszy która Stworzyciela widzi, maluczkie jest wszytko stworzenie – a kto namniej i trochę światłości Stworzyciela ogląda, już mu wszytko stworzenie drobne się zda, i podnieść się w Bogu na widzenie wszytkiego może. Innych wiele cudów jego nie wyliczam.
   Do żywota świątobliwego i naukę miał nie podlejszą przydaną. Bo napisał mniskie ustawy, osobnym baczenim i ozdobną wymową, z których ostatek żywota jego kto je czyta, zrozumieć może. Bo mąż święty nie mógł inaczej uczyć, jedno tak jako sam żył. Roku tego którego umrzeć miał, wielom uczniom swoim dzień zeszcia swego oznajmił – a przed dniem szóstym, grób sobie otworzyć kazał, i zaraz w febrę wpadszy, i co dalej gorzej się na zdrowiu mając – 42szóstego dnia nieść się do kościoła rozkazał – i tam ciało Pańskie i krew biorąc, w ręku uczniów swoich stanąwszy, ducha modląc się wypuścił. Tegoż dnia dwiema braciej, jednemu w tymże klasztorze, a drugiemu daleko będącemu, niesienie jego w niebo objawić Pan Bóg raczył. Bo widzieli jako drogę usłaną i świetną od klasztoru jego, aż w niebo idącą, przy której mąż jeden zacności wielkiej stał a mówił: ta jest droga którą Bogu miły Benedykt w niebo wstąpił, roku Pańskiego 542. Pogrzebiony jest w Kassynie, w kościele Jana ś. Chrzciciela, tam gdzie ołtarz bałwochwalski zburzył. Jako za żywota tak i po śmierci, i w tej jaskiniej gdzie pierwej mieszkał, cudami słynie, na wieczną chwałę nieogarnionemu Bogu, który w swoich świętych uwielbion być chce na wieki wiekom. Amen.

   43To święty i wielkiej nauki Doktor Grzegorz Papież pisze – strzeż się abyś w czym wątpić nie śmiał, wierny czytelniku – a nauki któremi sam ten żywot, jako kwiaty wonnemi i pięknemi przeplata, sam sobie ku zbawiennej pomocy zbieraj.

1  XXI. Martii. Marca. Mart. R. ibidem.
W wielkie nauki świeckie wdawać się niechciał.
Młodość jego Pan Bóg cudem wsławił.
Trzy lata w jaskini mieszkał.
P. Bóg obiad posłał ś. Benedyktowi jako Danielowi Prorokowi.
Pokusę cielesną jako zwyciężył.
Nauka.
Otruć go chcieli źli zakonnicy.
Wrócił się Benedykt ś. na pustynią.
10  Nauka gdzie złe znosić i cierpieć.
11  Dwanaście klasztorów zbudował.
12  Syny swe Rzymianie zacni dawali Benedyktowi świętemu.
13  Brata jednego na modlitwie teskliwego czart z kościoła wywłóczył.
14  Rózgi pomocne skuszonym od czarta.
15  Cuda Benedykta ś.
16  Moc posłuszeństwa.
17  Florencjus otruć chciał Benedykta ś.
18  Florencjus od Pana Boga skarany.
19  Wj 17. [U Skargi w obu wydaniach (1605 i 1598) mylnie Wj 13.]
20  2 Krl 6.
21  1 Krl 17.
22  2 Sm 1.
23  Umarłego wskrzesił.
24  Duch Prorocki w ś. Benedykcie.
25  Totylas do ś. Benedykta przyjachał.
26  Totylę ś. Benedykt fukał, i przyszłe mu rzeczy opowiedział.
27  Kleryka jednego iż święcenie wziął czart umorzył.
28  Proroctwo o zburzeniu klasztora w Kassynie.
29  Darowne chustki.
30  W głodzie jako Pan Bóg opatrował jego bracią.
31  Myśli ludzkie wiedział.
32  2 Sm 7.
33  2 Krl 4.
34  Przez sen się ukazał tam gdzie sam być miał.
35  Dn 14.
36  Złego mnicha jako naprawił.
37  Olej z sklenicą wyrzucony.
38  Umarłego drugiego wskrzesił.
39  Modlitwa ś. Scholastyki.
40  Duszę siostry swej Scholastyki do nieba idącą widział.
41  Germana Biskupa także.
42  Śmierć ś. Benedykta.
43  Obrok duchowny.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski

+