środa, 31 sierpnia 2016

Groźne ciągoty

Jeśli czujesz się dobrze
w obecności drapieżnika
uważaj żeby cię nie rozszarpał
(bo tak już ma w zwyczaju)

wtorek, 30 sierpnia 2016

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Początkowe nauczanie katechizmu: Część druga (10)

CZĘŚĆ DRUGA

O nabyciu zamiłowania do pracy katechetycznej.

X.

14   Może pragniesz jakiego wzoru, jak należy wykładać, abym Ci na przykładzie pokazał sposób przeprowadzania tego, w czem daję Ci wskazówki. I uczynię to, o ile zdołam za Bożą pomocą, ale najpierw jestem obowiązany powiedzieć, com obiecał o nabyciu owej radosnej ochoty.
   Już bowiem co do samych wskazówek o rozwinięciu mowy przy katechizowaniu kogoś, kto w tym celu przybywa, aby zostać chrześcijaninem, to ile dosyć się zdało, według przyrzeczenia, uskuteczniłem. Nie jest winą, że sam uczynię w tem piśmie to, na co wskazuję, że powinno być dopełnione. Jeśli tedy i takie przykłady podam, to nadmiarem będzie. Jakże zaś mogę stać się sprawcą nadmiaru, zanim wypełnię miarę powinności?
   Bo też słyszę, że na nic tak bardzo się nie użalasz, tylko, że mowa twoja wydaje Ci się słaba i nieudolna, gdy kogo chcesz nakarmić chrześcijańskim imieniem. A wiem, [s. 22>] że to pochodzi nie z braku wymowy ani treści do mówienia, bo znam twoje w tym względzie przygotowanie i naukę, lecz z doznawanego w sercu niesmaku, jużto z tej wspomnianej przyczyny, że bardziej cieszy nas i zatrzymuje to, co wśród ciszy przed oczyma duszy widzimy i stamtąd nie chcemy dać się odwołać do zgiełku słów bardzo niedorównujących widzeniu, jużto dlatego, ponieważ dobra mowa sprawia zadowolenie. Przecież chętniej wolimy słuchać lub czytać, co pięknie powiedziano i co bez naszej troski i starania otrzymujemy, niż, mówiąc do innych, szybko dobierać wyrazów z tą niepewnością, czy przyjdą odpowiednie do wyrażenia myśli lub czy będą z pożytkiem przyjęte; a zresztą prawdy, które nieumiejętnym podajemy, są nam bardzo dobrze znane i dla naszego postępu niekonieczne. To też ogarnia nas opieszałość przy bardzo częstem do nich powracaniu, i umysł już wybredny do nich tak powszednich i jakby dziecinnych bez rozkoszy przystępuje.
   Osłabienie zapału u mówcy powoduje także słuchacz nieruchomy, bo albo go nie wzrusza uczucie, albo żadnym ruchem ciała nie okazuje, że rozumie lub że się mu podoba, co mówimy, a na takim znaku zależy nam nie przeto, by przystało pożądać nam ludzkiego uznania, lecz że to, w czem posługujemy, Boskie jest, tudzież, że im bardziej miłujemy naszych uczniów, tedy tem bardziej pragniemy, aby się podobało to, co im podajemy dla ich zbawienia. A jeśli się to nie wiedzie, smutniejemy i w biegu samym słabniemy i załamujemy się, jakobyśmy napróżno trud ponosili.
   Niekiedy znowu, gdy odrywamy się od jakiegoś umiłowanego zajęcia, sprawiającego nam przyjemność, albo uważanego za bardziej konieczne, a jesteśmy zmuszeni rozkazem tego, którego nie chcemy obrazić, albo innych nieuniknionem naleganiem, by nauczać kogoś katechizmu, już wtedy zmieszani przystępujemy do dzieła, wymagającego wielkiego spokoju, i ubolewamy, że nie pozwalają nam ani trzymać się [s. 23>] w czynnościach porządku, jakiego my chcemy, ani też podołać wszystkiemu nie możemy. I otóż tak mowa pochodząca z zasmucenia, jest mniej miła, bo skąpiej wypływa z oschłej żałości.
   Niekiedy również wskutek jakiegoś gorszącego wypadku żal piersi obsiada, i wtedy nam ktoś mówi: „Pójdź, poucz owego – chce być chrześcijaninem”. Tak mówią, nieświadomi tego, co wrze wewnątrz nas zamknięte. Jeśli zaś nie należy wyjawić im naszego wzburzenia, podejmujemy się niechętnie, czego sobie życzą. I w istocie słaba i niepociągająca będzie ta mowa, przepuszczana przez wrzącą i dymiącą tętnicę serca. Wśród tylu więc przyczyn, jeśli którakolwiek z nich zachmurzy pogodę naszego umysłu, u Boga należy szukać środków zaradczych, by niemi odprężyć owo napięcie i byśmy w zapale ducha radowali się i doznawali szczęścia w spokoju przy spełnianiu dobrego dzieła. „Albowiem chętnego dawcę Bóg miłuje”.1
15   Jeśli bowiem ta nas zasmuca przyczyna, że słuchacz nie pojmuje wypowiedzenia się naszego rozumu, z którego szczytów my jakoby zstępując, zniżamy się i jesteśmy zmuszeni zatrzymać się na tej daleko niżej stojącej powolności i ociężałości zgłosek i jesteśmy zatroskani o to, w jaki sposób w długich i poplątanych wywodach wypłynie z ust ciała to, co umysł nasz błyskawicznie i czerpie i pije, a ponieważ wypływa to bardzo niepodobne, czujemy niechęć do mówienia, a ochotę do milczenia – tedy pomyślmy, co dla nas uczynił Ten, który pokazał nam przykład, abyśmy naśladowali tropy Jego.2 Jakkolwiek bowiem bardzo mógłby się [s. 24>] różnić głos nasz od żywości umysłu naszego, to jednak daleko bardziej różni się śmiertelność ciała od zrównania się z Bogiem. A przecież w Jego „będąc postaci, wyniszczył samego siebie, przyjąwszy postać sługi... aż do śmierci krzyżowej”.3 A to z jakiejże przyczyny, jak tylko dlatego, ponieważ stał się mdłym mdły, aby mdłych pozyskał?4 Posłuchaj również Jego naśladowcy, mówiącego w innem miejscu tak: „Bo choć od siebie odchodzimy, Bogu; choć przy baczeniu jesteśmy, wam. Albowiem miłość Chrystusowa przyciska nas, uważających to, że jeden za wszystkich umarł”.5 Jakżeby bowiem był gotów wydać się za ich dusze, gdyby się ociągał z nachyleniem się do ich uszu. I stądto stał się malutkim w pośrodku nas, jakoby matka ogrzewająca syny swoje.6
   Czy to bowiem sprawia przyjemność, jeśli cię miłość nie wezwie, zdrobniałe i nieudolne wyrazy szczebiotać? A jednak ludzie życzą sobie mieć niemowlęta, dla którychby to czynili – i milej jest matce podrobionemi dawkami karmić maleńkiego syna, niż samej sobie do ust podawać i połykać większe. Niechże więc nie ulatuje z piersi wspomnienie o kokoszy owej, która lichemi pióry potomstwo delikatne okrywa i świergotliwe kurczęta głosem kwokającym wzywa.7 A jeśli które schlebiających jej skrzydeł odbieżało, wnet staje się łupem ptaków drapieżnych. Jeśli bowiem rozum pieści się pojęciami w swych najczystszych tajnikach, niechże też pieści się i tem zrozumieniem, że miłość – im bardziej z obowiązku schodzi na doliny, tem z większą siłą powraca w swe głębiny, bo ma to dobre świadectwo sumienia, że niczego nie [s. 25>] szuka u tych, do których się zniżyła, oprócz zbawienia ich wiekuistego.8

X. Otóż o nabyciu owej radosnej ochoty. Sześć przyczyn wywołujących niechęć u tego, który naucza katechizmu. Lekarstwo przeciw pierwszej przyczynie zniechęcenia.
1  2 Kor 9,7.
2  1 P 2,21.
3  Flp 2,6nn.
4  1 Kor 9,22.
5  2 Kor 5,13n.
6  1 Tes 2,7.
7  Mt 23,37.
8  Podobne wskazania zawiera t. zw. Katechizm Trydencki, (Praefat. nr. 18): „Nie powinno nikogo w pracy nad nauczaniem powstrzymywać to, że niekiedy okazuje się konieczność podawać słuchaczowi takie wskazania, które wydają się mniejszej wagi i zbyt proste, a które przy przeprowadzaniu ich sprawiają trud nauczycielom, przyzwyczajonym do szukania spokoju w rozważaniach o prawdach wzniosłych. Albowiem jeśli sama Mądrość wiecznego Ojca na ziemię zstąpiła w tym celu, aby w niskości ciała naszego podać nam przykazania życia niebiańskiego – wobec tego kogóż nie nakłoni miłość Chrystusowa, aby się stać maluczkim wpośród braci swoich i żeby jako karmicielka, ogrzewająca syny swoje, tak usilnie pragnąć zbawienia bliźnich, tudzież – by według świadectwa Apostoła, chcieć im dać nie tylko Ewangelję Bożą, lecz nawet duszę swoją”. (1 Tes 2,7-8)

Z dzieła św. Augustyna: De Catechizandis redibus
Przekład: ks. Władysław Budzik
Wydanie: Jan Jachowski, Poznań 1929

niedziela, 28 sierpnia 2016

Przeciw natarciom

Nałóż, Panie, na moją głowę hełm zbawienia, aby pokonać diabelskie napaści.

Z Mszału Rzymskiego („Impóne, Dómine, cápiti meo gáleam salútis...”). Przekład z łacińskiego: Jakub Szukalski.

sobota, 27 sierpnia 2016

(25) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Filip i Natanael

   43 Nazajutrz [Jezus] postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Jezus powiedział do niego: Pójdź za Mną! 44 Filip zaś pochodził z Betsaidy, z miasta Andrzeja i Piotra. 45 Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy – Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu. 46 Rzekł do niego Natanael: Czy może być co dobrego z Nazaretu? Odpowiedział mu Filip: Chodź i zobacz. 47 Jezus ujrzał, jak Natanael podchodzi do Niego, i powiedział o nim: Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu. 48 Powiedział do Niego Natanael: Skąd mnie znasz? Odrzekł mu Jezus: Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod figowcem. 49 Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! 50 Odparł mu Jezus: Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod figowcem? Zobaczysz jeszcze więcej niż to. 51 Potem powiedział do niego: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących nad Syna Człowieczego. (J 1,43-51)

   43 Τῇ ἐπαύριον ἠθέλησεν ἐξελθεῖν εἰς τὴν Γαλιλαίαν καὶ εὑρίσκει Φίλιππον. καὶ λέγει αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς· ἀκολούθει μοι. 44 ἦν δὲ ὁ Φίλιππος ἀπὸ Βηθσαϊδά, ἐκ τῆς πόλεως Ἀνδρέου καὶ Πέτρου. 45 εὑρίσκει Φίλιππος τὸν Ναθαναὴλ καὶ λέγει αὐτῷ· ὃν ἔγραψεν Μωϋσῆς ἐν τῷ νόμῳ καὶ οἱ προφῆται εὑρήκαμεν, Ἰησοῦν υἱὸν τοῦ Ἰωσὴφ τὸν ἀπὸ Ναζαρέτ. 46 καὶ εἶπεν αὐτῷ Ναθαναήλ· ἐκ Ναζαρὲτ δύναταί τι ἀγαθὸν εἶναι; λέγει αὐτῷ [ὁ] Φίλιππος· ἔρχου καὶ ἴδε. 47 Εἶδεν ὁ Ἰησοῦς τὸν Ναθαναὴλ ἐρχόμενον πρὸς αὐτὸν καὶ λέγει περὶ αὐτοῦ· ἴδε ἀληθῶς Ἰσραηλίτης ἐν ᾧ δόλος οὐκ ἔστιν. 48 λέγει αὐτῷ Ναθαναήλ· πόθεν με γινώσκεις; ἀπεκρίθη Ἰησοῦς καὶ εἶπεν αὐτῷ· πρὸ τοῦ σε Φίλιππον φωνῆσαι ὄντα ὑπὸ τὴν συκῆν εἶδόν σε. 49 ἀπεκρίθη αὐτῷ Ναθαναήλ· ῥαββί, σὺ εἶ ὁ υἱὸς τοῦ θεοῦ, σὺ βασιλεὺς εἶ τοῦ Ἰσραήλ. 50 ἀπεκρίθη Ἰησοῦς καὶ εἶπεν αὐτῷ· ὅτι εἶπόν σοι ὅτι εἶδόν σε ὑποκάτω τῆς συκῆς, πιστεύεις; μείζω τούτων ὄψῃ. 51 καὶ λέγει αὐτῷ· ἀμὴν ἀμὴν λέγω ὑμῖν, ὄψεσθε τὸν οὐρανὸν ἀνεῳγότα καὶ τοὺς ἀγγέλους τοῦ θεοῦ ἀναβαίνοντας καὶ καταβαίνοντας ἐπὶ τὸν υἱὸν τοῦ ἀνθρώπου. (J 1,43-51)

   Dzieci stoją tworząc koło wokół Jezusa. Można by powiedzieć, [że są jak] korona kwiatu z różnokolorowymi płatkami wokół długiego, ciemnoniebieskiego słupka kwiatowego.
   Starszy mężczyzna podszedł do nich zaciekawiony. Jezus odwraca się, by pogłaskać dziecko, które ciągnie Go za szatę i dostrzega [nadchodzącego]. Jezus wpatruje się w niego. Mężczyzna wita Go, czerwieniąc się, lecz nic więcej nie mówi.
   «Chodź! Pójdź za Mną!» [– mówi do niego Jezus]
   «Dobrze, Nauczycielu!» [– odpowiada mężczyzna]
   Jezus błogosławi dzieci i z Filipem (nazywa go takim imieniem) powraca do domu. Siadają w ogrodzie.
   «Chcesz być Moim uczniem?» [– pyta Jezus Filipa]
   «Chcę... ale nie ośmielam się mieć nadziei, by nim być».
   «To Ja cię wezwałem» [– mówi mu Jezus.]
   «Jestem więc. Oto jestem» [– odpowiada Filip.]
   «Wiedziałeś, kim jestem?»
   «Andrzej mówił mi o Tobie. Powiedział: „Ten, za którym tęskniłeś, nadszedł.” On wiedział, że tęskniłem za Mesjaszem».
   «Nie zawiodłeś się, oczekując. On jest przed tobą».
   «Mój Nauczyciel i mój Bóg!»
   «Jesteś prawym Izraelitą. To dlatego objawiam się tobie. Czeka też ktoś inny – twój przyjaciel. On również jest szczerym Izraelitą. Idź i powiedz mu: „Znaleźliśmy Jezusa z Nazaretu, syna Józefa, z rodu Dawida. Ten, o którym mówił Mojżesz i prorocy”. Idź!»
   Jezus pozostaje sam aż do chwili, gdy Filip powraca z Natanaelem-Bartłomiejem. Mówi: «Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu. Pokój z tobą, Natanaelu».
   «Skąd możesz mnie znać?»
   «Zanim Filip cię zawołał, widziałem cię pod figowcem».
   «Nauczycielu, Ty jesteś Synem Bożym, Ty Jesteś Królem Izraela».
   «Wierzysz, bo ci powiedziałem, że widziałem cię, jak rozmyślałeś pod drzewem figowym? Ujrzysz rzeczy o wiele ważniejsze niż to. Zaprawdę, powiadam ci, że Niebiosa są otwarte i wy, dzięki wierze, ujrzycie aniołów zstępujących i wstępujących na Syna Człowieczego, czyli na Tego, który do ciebie mówi».
   «Nauczycielu! Nie jestem godzien tak wielkiej łaski!»
   «Wierz we Mnie, a staniesz się godzien Nieba. Chcesz wierzyć?» [– pyta Jezus Natanaela]
   «Chcę, Nauczycielu». (II, 12: 15 października 1944. A, 3800-3814 i 3818)

   I bambini sono tutti a cerchio intorno a Gesù. Pare una corolla variopinta, stretta intorno ad un lungo pistillo azzurro cupo.
   Un uomo anzianotto si è avvicinato curioso. Gesù si volge, per carezzare un bambino che gli tira la veste, e lo vede. Lo fissa intensamente. Quello saluta arrossendo, ma non dice altro.
   «Vieni! Seguimi!».
   «Si, Maestro».
   Gesù benedice i bambini e a fianco di Filippo (lo chiama a nome) torna a casa. Si siedono nell'orticello.
   «Vuoi esser mio discepolo?».
   «Lo voglio... e non oso sperare d'esserlo».
   «Io ti ho chiamato».
   «Lo sono, allora. Eccomi».
   «Sapevi di Me?».
   «Me ne ha parlato Andrea. Mi ha detto: "Quello che tu sospiravi è venuto". Perché Andrea sapeva che io sospiravo il Messia».
   «Non è delusa la tua attesa. Egli ti è davanti». «Mio Maestro e Dio!».
   «Sei un israelita di retta intenzione. Per questo mi manifesto a te. Un altro tuo amico aspetta, lui pure sincero israelita. Va' a dirgli: "Abbiamo trovato Gesù di Nazaret, figlio di Giuseppe della stirpe di Davide, Colui di cui hanno detto Mosè e i Profeti". Va'».
   Gesù resta solo sinché torna Filippo con Natanaele Bartolomeo.
   «Ecco un vero israelita in cui non è frode. La pace a te, Natanaele».
   «Come mi conosci?».
   «Prima che Filippo venisse a chiamarti, Io ti ho visto sotto al fico».
   «Maestro, Tu sei il Figlio di Dio, Tu sei il Re d'Israele!».
   «Perché ho detto di averti visto, mentre pensavi sotto al fico, tu credi? Vedrai cose ben più grandi di questa. In verità vi dico che i Cieli sono aperti e voi, per la fede, vedrete gli angeli scendere e salire sopra il Figlio dell'uomo: Io che ti parlo».
   «Maestro! Io non sono degno di tanto favore!».
   «Credi in Me e sarai degno del Cielo. Vuoi credere?».
   «Voglio, Maestro». (1,50)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

czwartek, 25 sierpnia 2016

Głowa i pięta

On [człowiek] będzie uważał na twoją głowę (bo kąsa), a ty będziesz uważał na jego piętę (bo depcze). (Rdz 3,15)

Wyjaśnienia w nawiasach własne, na podstawie przekładu greckiego i cerkiewno-słowiańskiego oraz ze spostrzeżenia. Zdania te w piśmie hebrajskim posiadają nieco inny wydźwięk (można rozumieć: on cię urazi w głowę, a ty urazisz go w piętę).

αὐτός σου τηρήσει κεφαλήν καὶ σὺ τηρήσεις αὐτοῦ πτέρναν

(cs. toj twoju bliusti budiet glawu, i ty bliusti budieszi jego piatu; pisownia zbliżona do wymowy)

Dzieci ludzkie, uważajcie na głowę węża, gdy chodzicie po lasach, pustyniach i wodach świata.

środa, 24 sierpnia 2016

Dojrzały nieupadły

Człowiek bez upadku nie jest jedynie materiałem na człowieka. Bóg po stworzeniu człowieka, jeszcze przed jego upadkiem, widział, że był on bardzo dobry (por. Rdz 1,31). Nie powiemy bardzo dobry o kimś, kto jest tylko materiałem albo człowiekiem nieukształtowanym, nieurobionym. Bardzo dobry znaczy czynny, żywy, dojrzały, ukształtowany, pomocny, dzielny.

wtorek, 23 sierpnia 2016

(24) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Piotr

   I [Andrzej] przyprowadził go do Jezusa. A Jezus, wejrzawszy na niego, powiedział: Ty jesteś Szymon, syn Jana; ty będziesz nazywał się Kefas – to znaczy: Piotr. (J 1,42)

   [Ἀνδρέαςἤγαγεν αὐτὸν πρὸς τὸν Ἰησοῦν. ἐμβλέψας αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς εἶπεν· σὺ εἶ Σίμων ὁ υἱὸς Ἰωάννου, σὺ κληθήσῃ Κηφᾶς, ὃ ἑρμηνεύεται Πέτρος. (J 1,42)

   Jezus wchodzi do małego pomieszczenia. Na progu stoi Jan, Jakub oraz Piotr z Andrzejem.
   «Pokój niech będzie z wami – mówi Jezus. Dodaje: – Oto człowiek, który, aby być sprawiedliwym, potrzebuje powstrzymywania się od osądzania, zanim nie zasięgnie informacji, który jednak potrafi uznać szczerze swe błędy. Szymonie, chciałeś się ze Mną zobaczyć? Oto jestem. A ty, Andrzeju, dlaczego nie przyszedłeś wcześniej?»
   Dwaj bracia patrzą na siebie zakłopotani. Andrzej szepcze:
   «Nie miałem śmiałości».
   Piotr cały czerwony nic nie mówi. Słyszy Jezusa mówiącego do jego brata: «Czy to zło pójść [ze Mną]? Należy jedynie nie mieć śmiałości w czynieniu zła».
   Na te słowa Piotr reaguje szczerze: «To z powodu mnie pozostał. Chciał mnie zaraz zaprowadzić do Ciebie. Ale ja... to ja powiedziałem... Tak, powiedziałem: „Nie wierzę w to”, i nie chciałem. Och! Teraz jest [ze mną] lepiej».
   Jezus uśmiecha się i mówi:
   «Ze względu na twą szczerość cię kocham».
   «Ależ ja... ja nie jestem dobry. Nie jestem zdolny uczynić tego, o czym mówiłeś w synagodze. Jestem popędliwy i kiedy ktoś mnie obrazi... Ech! Jestem chciwy i lubię mieć pieniądze... A sprzedając ryby, och! Nie zawsze jestem... nie zawsze jestem uczciwy. I jestem nieuczony. Niewiele mam czasu, aby chodzić za Tobą, by mieć światło. Jak to zrobić? Chciałbym być taki, jak mówisz... ale...»
   «To nie trudne, Szymonie. Znasz trochę Pisma? Tak? Pomyśl więc o proroku Micheaszu. Bóg pragnie od ciebie tego, o czym mówi Micheasz. On nie żąda od ciebie, abyś wyrwał sobie serce lub złożył ofiarę z najświętszych uczuć. Nie, On nie prosi cię o to w tym momencie. Pewnego dnia Bóg nie będzie cię musiał o to prosić, a ty sam oddasz to Bogu. W oczekiwaniu na to, że słońce uczyni z ciebie – który jesteś zaledwie kruchym kiełkiem – palmę mocną i wspaniałą, prosi cię na razie o następującą rzecz: o praktykowanie sprawiedliwości, miłości i miłosierdzia, o przyłożenie się do podążania za twoim Bogiem. Dołóż starań, aby to uczynić, a przeszłość Szymona zostanie wymazana. Staniesz się nowym człowiekiem, przyjacielem Boga i Jego Chrystusa. Nie będziesz już Szymonem, lecz Kefasem, solidną Skałą, na której się wesprę».
   «To mi się podoba! Rozumiem. Prawo, to jest to... To jest to... Nie potrafię już go tak zachowywać, jak wykładają je rabini!... Ale tak jak Ty je wyjaśniasz – tak. Wydaje mi się, że to osiągnę. Ty mi pomożesz. Pozostajesz w tym domu? Znam jego właściciela».
   «Zostaję tu, ale pójdę wkrótce do Jerozolimy. Potem będę nauczał w [całej] Palestynie. Po to przyszedłem. Jednak będę tu często przychodził».
   «Przyjdę Cię słuchać. Chcę być Twoim uczniem. Trochę światła pomoże mojej głowie».
   «Twemu sercu, Szymonie, przede wszystkim – twemu sercu. A ty, Andrzeju, nic nie mówisz?»
   «Słucham, Nauczycielu».
   «Mój brat jest nieśmiały».
   «Stanie się lwem. Zapada noc. Niech Bóg was błogosławi i da wam dobry połów. Idźcie».
   «Pokój z Tobą». (II, 10: 13 października 1944. A, 3779-3794)

   Gesù esce sulla piazzetta. Sulla porta sono Giovanni e Giacomo con Pietro e Andrea.
   «La pace sia con voi» dice Gesù e aggiunge: «Ecco l'uomo che, per esser giusto, ha bisogno di non giudicare senza prima conoscere. Ma che però è onesto nel riconoscere il suo torto. Simone, hai voluto vedermi? Eccomi. E tu, Andrea, perché non sei venuto prima?».
   I due fratelli si guardano imbarazzati. Andrea mormora: «Non osavo...».
   Pietro, rosso, non dice nulla. Ma, quando sente che Gesù dice al fratello: «Facevi del male a venire? Solo il male non si deve osare di farlo», interviene schietto: «Sono stato io. Lui voleva condurmi subito da Te. Ma io... io ho detto... Si. Ho detto: "Non ci credo", e non ho voluto. Oh! ora sto meglio!...»
   Gesù sorride. E poi dice: «E per la tua sincerità Io ti dico che ti amo».
   «Ma io... io non sono buono... non sono capace di fare quello che Tu hai detto nella sinagoga. Io sono iracondo, e se qualcuno mi offende... eh!... Io sono avido e mi piace aver denaro... e nel mio mercato di pesce... eh!... non sempre... non sempre sono stato senza frode. E sono ignorante. E ho poco tempo da seguirti per avere la luce. Come farò? Io vorrei diventare come Tu dici... ma...»
   «Non è difficile, Simone. Sai un poco la Scrittura? Sì? Ebbene, pensa al profeta Michea. Dio da te vuole quello che dice Michea (Michea 6, 8). Non ti chiede di strapparti il cuore, né di sacrificare gli affetti più santi. Per ora non te lo chiede. Un giorno tu, senza richiesta da Dio, darai a Dio anche te stesso. Ma Egli attende che un sole e una rugiada, di te, filo di erba, abbiano fatto palma robusta e gloriosa. Per ora Egli ti chiede questo: praticare giustizia, amare la misericordia, mettere ogni cura nel seguire il tuo Dio. Sforzati a fare questo, e, il passato di Simone sarà cancellato e tu diverrai l'uomo nuovo, l'amico di Dio e del suo Cristo. Non più Simone. Ma Cefa. Pietra sicura a cui mi appoggio».
   «Questo mi piace! Questo lo capisco. La Legge è così... è così... ecco, io quella non la so più fare come l'hanno fatta i rabbini!... Ma questo che Tu dici, sì. Mi pare che ci riuscirò. E Tu mi aiuterai. Stai qui di casa? Conosco il padrone».
   «Qui sto. Ma ora andrò a Gerusalemme e poi predicherò per la Palestina. Sono venuto per questo. Ma verrò qui sovente».
   «Io verrò a udirti ancora. Voglio esser tuo discepolo. Un poco di luce entrerà nella mia testa».
   «Nel cuore soprattutto, Simone. Nel cuore. E tu, Andrea, non parli?».
   «Ascolto, Maestro».
   «Mio fratello è timido».
   «Diverrà un leone. La sera scende. Dio vi benedica e vi dia buona pesca. Andate».
   «La pace a Te». (1, 49)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

sobota, 20 sierpnia 2016

Początkowe nauczanie katechizmu: Część pierwsza (9)

IX.

13   Bywają również tacy, którzy przyszli ze szkół zwyczajnych, uczyli się gramatyki i wymowy, ale nie możesz ich liczyć ani do nieoświeconych ani do owych wysoko uczonych, wyćwiczonych umysłowo na zagadnieniach wielkiego znaczenia. A zatem tym, którzy swoją wymową zdają się przewyższać innych ludzi, przybywającym do ciebie, aby się stać chrześcijanami, o tyle obszerniejszych wiadomości, niż tamtym niepiśmiennym, udzielić powinniśmy, że pilnie upomnieć ich wypada, by przyobleczeni w chrześcijańską pokorę, nauczyli się nie lekceważyć unikania odtąd w tem, co poznać mają, obyczajowych błędów bardziej niż językowych, tudzież by do czystego serca nie odważyli się przyrównywać wyćwiczonego języka, którego wartość nawet wyżej cenić przywykli.
   Szczególnie zaś z naciskiem pouczyć ich należy, by słuchali Pisma, nie przykrząc sobie posilnego słowa, że nie jest napuszyste; niech też nie sądzą, że podpadających pod [s. 20>] zmysły zasłonach spowite i zakryte zdania lub czyny ludzkie, które z tych ksiąg się odczytuje, nie mogą być rozwinięte i otworzone dla zrozumienia, lecz, że tak je trzeba przyjmować, jak brzmią wyrazy; wreszcie o samejże korzyści z tej tajności, bo stąd też tajemnice się nazywają; jakie mają znaczenie kryjówki zagadnień dla zaostrzenia miłości prawdy i dla otrząśnięcia się z nudnego odrętwienia, to z samego doświadczenia należy takim udowodnić w ten sposób, że z tego, co niejako pod ręką położone i niewiele zajmowało, przez rozwiązanie jakiejś alegorji – wydobędziemy dla nich przykład.1 Dla tych bowiem bardzo pożytecznie jest wiedzieć, że myśli tak należy stawiać ponad słowa, jak ducha wyżej się stawia niż ciało. I stąd tak powinni woleć, by słyszeli prawdziwsze niż poprawniejsze mowy, jak wolą mieć roztropniejszych, niż piękniejszych przyjaciół.
   Niechże też wiedzą, że niemasz głosu do Bożych uszu, oprócz wzniesienia ducha. Przez to bowiem nie będą się wyśmiewać, jeśli czasem zauważą, że niektórzy przełożeni i słudzy Kościoła przy wzywaniu Boga popełniają błędy, czyto przeciw czystości języka i zasadom gramatycznym, czyto że słów wygłaszanych nie rozumieją i mieszają różnicę ich znaczeń. Nie, żeby tego wcale nie trzeba było poprawiać, by lud na to, co jasno zrozumiał, mógł odpowiadać: Amen. Ale jednak delikatnie mogą na to nie zważać ci, którzy się nauczyli, że jak wygłoszeniu w świeckiej mowie, tak zamiarowi w kościelnej błogosławimy. Przeto owa świecka może [s. 21>] nieraz cieszyć się błogą sławą, ale jednak nigdy nie nazwiemy jej błogosławieństwem. O tym zaś sakramencie,2 który mają przyjąć, wystarczy, by roztropniejsi usłyszeli, co on oznacza, tym zaś, którzy wolniej pojmują, nieco w dłuższych słowach i podobieństwach należy rzecz dokładniej przedstawić, aby nie lekceważyli tego, co zewnętrznie widzą.

IX. W jaki sposób postępować z tymi, którzy zwyczajne mają wykształcenie. Głosem do Bożych uszu jest wzniesienie ducha.
1  Uzupełnieniem tych słów sa następujące uwagi św. Augustyna w dziele: De Doctrina Christiana II, 6: „Nikt nie wątpi, że chętniej poznajemy wszystko przez podobieństwa i że to, czego z trudem szukaliśmy, o wiele milej znajdujemy. Ci bowiem, którzy wcale nie znajdują tego, czego szukają – tacy cierpią głód; ci znów, którzy wcale nie szukają, bo mają wszystko pod ręką gotowe, gnuśnieją wśród znudzenia. W obydwu zatem wypadkach należy strzec się, by nie zachorować. Wspaniale więc i zbawiennie tak Duch Święty przystosował Pismo św., żeby w niem przez miejsca jaśniejsze zabezpieczyć przed głodem, a przez ciemniejsze usunąć znudzenie. Albowiem nic innego w tych ciemnych nie wykrywamy, coby nie znajdowało się gdzieindziej wypowiedziane w najzupełniej jasny sposób”.
2  Mowa tu jest o poprzedzających Sakrament Chrztu św. obrzędach, n. p. o znaczeniu znakiem krzyża, podawaniu soli, które to obrzędy należące do Chrztu, zwano również sakramentami w szerszem znaczeniu.

Z dzieła św. Augustyna: De Catechizandis redibus
Przekład: ks. Władysław Budzik
Wydanie: Jan Jachowski, Poznań 1929

piątek, 19 sierpnia 2016

Zbawienie bez grzechu

   Bez wolnej woli nie byłoby suwerennego aktu dobra, ale wolna wola nie zasadza się na złu albo na jakimś istnieniu zła. Podobnie zbawienie. Często rozumie się to zbawienie jako wybawienie, wyzwolenie, uwolnienie od grzechu, ale pomija się przy tym istotne znaczenie tego pojęcia, jakim jest zachowanie, uchowanie, uchronienie. W ten sposób zbawionym może być nie tylko ta dusza, która wpadła już w grzech, ale też ta dusza, która z grzechem jeszcze nie ma nic wspólnego. Bóg dał tę łaskę pierwszym rodzicom – życie wolne od grzechu. Tak byli zbawionymi, to znaczy uchronionymi od możliwego zła, które jeszcze się nie zrodziło. Miała tę łaskę Maryja – była zbawioną, uchronioną od grzechu, mimo że w grzech nie popadła. Czy miała wolę? Tak. Swą dobrą i wolną wolą potwierdzała przynależność do Boga. Żyła zbawiona i przyniosła zbawienie światu – temu, który miał już w sobie zakwas grzechu.
   Stąd nie jest możliwy jakiś paradoks upadku istot anielskich dla dobra człowieka – niejakie przejście od miłości do nienawiści (nie jest możliwy na podstawie tego, że dobro człowieka tkwi w obcowaniu z Bogiem, w życiu Bożym Życiem, i nie zasadza się na złu pod jakąkolwiek postacią, tak jak nie zasadza się na złu wolna wola, suwerenność i zbawienie). W naturze tych upadłych, złych duchów brak jest również wszelkiego poświęcenia (poświęcenia we właściwym rozumieniu; bo poświęcone sobie to one są albo poświęcone złu jako takiemu). Nie są więc objęte jakąkolwiek Opatrznością. Bóg nie opiekuje się złem – nie pielęgnuje zła – nie troszczy się o zło. Wręcz przeciwnie.

czwartek, 18 sierpnia 2016

(23) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Zwiastowanie Jana i Jakuba

   Ten [Andrzej] spotkał najpierw swego brata [Szymona Piotra] i rzekł do niego: Znaleźliśmy Mesjasza – to znaczy: Chrystusa. (J 1,41)

   Εὑρίσκει οὗτος [Ἀνδρέας] πρῶτον τὸν ἀδελφὸν τὸν ἴδιον Σίμωνα καὶ λέγει αὐτῷ· εὑρήκαμεν τὸν Μεσσίαν, ὅ ἐστιν μεθερμηνευόμενον χριστός. (J 1,41)

   Jutrzenka doskonałego spokoju [pojawia się] nad Morzem Galilejskim. Na niebie i w wodzie widać różowe blaski, nieco różniące się od tych, których słodycz oświetla mury ogródków małej wioski [leżącej] nad jeziorem. Ponad [ogrodzenia] wznoszą się i odrywają od niego, pochylając się nad uliczkami, potargane i zwiewne fryzury drzew owocowych.
   Miasteczko dopiero się budzi. Jakaś kobieta idzie do źródła lub do zbiornika wody. Rybacy, obciążeni koszami ryb, dyskutują głośno z kupcami przybyłymi z daleka. Inni niosą kosze do domów. Powiedziałam ‘miasteczko’, ale nie jest ono takie małe. Jest raczej skromne, przynajmniej z tej strony, którą widzę, ale rozległe, rozciągające się w dużej części wzdłuż jeziora.
   Jan wychodzi z uliczki i spiesznie [podąża] w kierunku jeziora. Jakub idzie za nim krokiem o wiele spokojniejszym. Jan patrzy na barki już przycumowane, lecz nie znajduje tej, której szuka. Dostrzega ją w odległości kilkuset metrów od brzegu, zajętą manewrami [przygotowującymi do] cumowania. Woła bardzo głośno i długo, z rękoma zwiniętymi w trąbkę, jakby było to jego zwyczajowe wołanie: «O, hej!»
   Następnie, widząc, że go usłyszano, wykonuje wielkie gesty ramionami. Oznaczają one: „Chodźcie, chodźcie!”
   Mężczyźni z barki, wyobrażając sobie nie wiadomo co, śpieszą się wiosłując z całych sił i barka zbliża się szybciej niż przy użyciu żagla. Ściągają go, być może po to, by płynąć szybciej. Kiedy są w odległości dziesięciu metrów od brzegu, Jan już nie czeka. Zdejmuje płaszcz i długą suknię, rzuca je na piaszczysty brzeg. Zrzuca sandały, podnosi resztę ubrania przytrzymując je jedną ręką poniżej bioder i wchodzi do wody na spotkanie dopływających.
   «Dlaczego obaj nie przyszliście?» – pyta Andrzej.
   Piotr nadąsany nie odzywa się.
   «A ty, dlaczego nie poszedłeś ze mną i z Jakubem?» – pyta Jan Andrzeja.
   «Poszedłem łowić. Nie mam czasu do tracenia. Zniknąłeś z tym człowiekiem...»
   «Dawałem ci znak, abyś poszedł. To On. Gdybyś słyszał te słowa!... Pozostaliśmy z nim cały dzień i aż do późna w nocy. Teraz przyszliśmy wam powiedzieć: ‘Chodźcie!’»
   «To On? Jesteś tego pewien? Ledwie Go widzieliśmy, kiedy Chrzciciel Go pokazał».
   «To On. Nie zaprzeczył temu» [– odpowiada Jan.]
   «Każdy może to powiedzieć, aby sobie podporządkować łatwowiernych ludzi. To nie pierwszy raz...» – zrzędzi niezadowolony Piotr.
   «O, Szymonie! Nie mów tak! To Mesjasz! On wszystko wie! Słyszy cię!» – Jan jest strapiony i zakłopotany słowami Szymona Piotra.
   «Patrzcie! Mesjasz! I to akurat tobie się ukazał, Jakubowi i Andrzejowi! Trzem biednym nieukom! Mesjasz przyjdzie inaczej! Słyszy mnie! No, chodź, biedny chłopcze! Pierwsze promienie wiosennego słońca zaszkodziły twej głowie. Chodź, do roboty. To lepsze. Porzuć wszystkie te brednie».
   «To Mesjasz, mówię ci. Jan mówił święte rzeczy, lecz On mówi o Bogu. Kto nie jest Chrystusem, nie może mówić podobnych rzeczy» [– mówi Jan.]
   «Szymonie, nie jestem dzieckiem – mówi Jakub spokojnie, bez uniesienia. – Mam swoje lata, jestem spokojny i rozsądny. Wiesz o tym. Mało mówiłem, lecz wiele słuchałem w czasie tych godzin, gdy pozostaliśmy z Barankiem Bożym. I mówię ci prawdę: On może być tylko Mesjaszem. Dlaczego [mielibyśmy] w to nie wierzyć? Ty możesz [nie wierzyć], bo Go nie słyszałeś, lecz ja wierzę. Jesteśmy ubodzy i nieuczeni? On mówi, że przyszedł głosić Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym, o Królestwie pokoju właśnie ubogim, pokornym, małym, przed wielkimi. Powiedział: „Wielcy już mają swe radości. Nie warto ich zazdrościć. [Są niczym] w porównaniu z tymi, które Ja przynoszę. Wielcy mogą dojść do zrozumienia dzięki wykształceniu. Ja przychodzę do ‘małych’ w Izraelu i na świecie, do tych, którzy płaczą i ufają, do szukających Światła i łaknących prawdziwej manny. Od uczonych nie otrzymują ani światła, ani pokarmu, jedynie jarzmo, ciemność, kajdany i pogardę. Powołuję ‘małych’. Przyszedłem przemienić świat: poniżę to, co teraz jest wyniosłe, a podniosę to, co jest wzgardzone. Niech ten, kto pragnie prawdy i pokoju, kto pragnie życia wiecznego, przyjdzie do Mnie. Niech przyjdzie ten, kto kocha Światłość. Ja jestem Światłością świata”. Tak mówił. Prawda, Janie?» – [pyta Jakub.]
   «Tak. Powiedział też: „Świat nie będzie Mnie kochał: wielki świat, bo jest zepsuty przez występki i bałwochwalcze związki. Świat nie będzie Mnie chciał, synowie bowiem Ciemności nie kochają Światła. Jednak ziemia nie składa się jedynie z wielkich tego świata. Są na niej tacy, którzy – choć zmieszani ze światem – nie są z tego świata. Żyją na niej i tacy, którzy są ze świata, bo stali się uwięzieni jak ryby w sieci”. Dokładnie tak mówił, bo mówił nad brzegiem jeziora i pokazywał sieci przyciągane na brzeg przez rybaków. Powiedział też: „Żadna z tych ryb nie chciała wpaść w sieć. Ludzie również nie chcieli dobrowolnie stać się zdobyczą Mamony. Nawet ci najgorsi, którzy z powodu oślepiającej ich pychy nie wierzą, że nie mają prawa czynić tego, co czynią. Ich głównym grzechem jest pycha. Z niej rodzą się wszystkie inne [grzechy].
   Ci, którzy nie są całkiem źli, jeszcze mniej chcieliby należeć do Mamony. Wpadają jednak [w jej ręce] z powodu lekkomyślności, z powodu ciężaru, który ich ciągnie w dół. Jest nim wina Adama. Przyszedłem zmazać tę winę i – w oczekiwaniu godziny Odkupienia – dać temu, kto we Mnie wierzy, siłę zdolną wyzwolić go z sideł, które go zatrzymują, i przywrócić mu wolność podążania za Mną – Światłością świata”».
   «Skoro dokładnie tak mówił, trzeba iść do Niego natychmiast» [– stwierdza Piotr.]
   Piotr ze swymi szczerymi impulsami, które tak mi się podobają, podjął nagłą decyzję. Już ją realizuje, śpiesząc się z zakończeniem cumowania. Barka dopłynęła w międzyczasie do brzegu i chłopcy kończą osadzanie jej na mieliźnie. Wyjmują sieci, liny i żagle.
   «A ty, niemądry Andrzeju, dlaczegoś nie poszedł z nimi?»
   «Ależ... Szymonie! Zarzucałeś mi, że ich nie przekonałem, aby [pozostali] ze mną... Całą noc zrzędziłeś, a teraz wyrzucasz mi, że nie poszedłem z nimi?!...»
   «Masz rację... Ale ja Go nie widziałem... jednak ty, tak... Powinieneś był widzieć, że nie jest jak my... Będzie miał [w sobie] coś najpiękniejszego!...» [– tłumaczy się Piotr]
   «O, tak! – mówi Jan – On ma [piękną] twarz! I oczy! Prawda, Jakubie, jakie spojrzenie? A głos!... Ach, jaki głos! Kiedy mówi, wydaje się, że to sen w Raju».
   «Szybko, szybko, chodźmy Go odnaleźć. Wy (mówi Piotr do manewrujących) zanieście wszystko do Zebedeusza i powiedzcie, żeby się tym zajął. Wrócimy wieczorem na połów».
   Wszyscy się ubierają i odchodzą. Jednak Piotr po kilku metrach zatrzymuje się, chwyta Jana za ramię i mówi: «Powiedziałeś, że On wszystko wie i że ma świadomość wszystkiego...»
   «Tak. Wyobraź sobie, że kiedy zobaczyliśmy księżyc wysoko na horyzoncie, powiedzieliśmy: „Ciekawe, co porabia Szymon?” A On powiedział: „Właśnie zarzuca sieci i niecierpliwi się, że musi to robić sam, bo nie wypłynęliście drugą, bliźniaczą łodzią wieczorem, kiedy połów jest tak dobry... Nie wie, że już wkrótce będzie łowił, używając całkiem innych sieci i łapiąc całkiem inną zdobycz”».
   «Miłosierdzia Bożego! Dokładnie tak było. Zatem On będzie również wiedział... również o tym, że potraktowałem Go prawie jak kłamcę... Nie mogę iść do Niego».
   «Och! On jest tak dobry. Z pewnością wiedział, że tak myślałeś. Wiedział o tym. Istotnie, kiedy odchodziliśmy od Niego mówiąc, że chcemy cię odnaleźć, powiedział: „Jednak nie dajcie się zwyciężyć pierwszym słowom pogardy. Kto chce kroczyć ze Mną, musi umieć stawiać czoła kpinom świata i obrazie ze strony krewnych. Jestem bowiem ponad [więzami] rodzinnymi i społecznymi. Zatryumfuję, a ten kto jest ze Mną, również odniesie zwycięstwo na wieczność”.
   Powiedział także: „Umiejcie mówić bez lęku. [Piotr] słuchając was, przyjdzie, bo jest człowiekiem dobrej woli”».
   «Tak powiedział? Idę więc. Mów, mów jeszcze o Nim w drodze. Gdzie On jest?»
   «W ubogim domu. To muszą być Jego przyjaciele».
   «Jest więc biedny?» [– pyta Piotr]
   «Rzemieślnik z Nazaretu. Tak nam powiedział».
   «Z czego teraz żyje, skoro już nie pracuje?»
   «Nie pytaliśmy Go o to. Być może pomagają Mu krewni».
   «Trzeba było raczej wziąć ryb, chleba i owoców... cokolwiek. Idziemy rozmawiać z rabbim – bo On jest całkiem jak rabbi, a nawet więcej – a przychodzimy z pustymi rękoma!... Nie na to czekają nasi rabini».
   «On nie jest jak oni. Mieliśmy razem z Jakubem tylko dwadzieścia denarów. Daliśmy Mu je, jak to jest w zwyczaju u rabbich. Jednak On ich nie chciał. Kiedy nalegaliśmy, powiedział: „Bóg zapłaci wam za to błogosławieństwem ubogich. Chodźcie ze Mną.” Zaraz też rozdał pieniądze ubogim, wiedział bowiem, gdzie mieszkają. Zapytaliśmy: „A dla siebie, Nauczycielu, nic nie zostawiasz?” Odrzekł: „...Radość czynienia woli Bożej i bycia użytecznym dla Jego chwały.” Dodaliśmy: „Wzywasz nas, Nauczycielu, ale jesteśmy całkiem biedni. Co możemy przynieść?” On odpowiedział nam z uśmiechem, który pozwolił nam naprawdę zakosztować Raju: „Proszę was o wielki skarb.” My na to: „A jeśli nic nie posiadamy?” On: „Skarb mający siedem imion i taki, który nawet najuboższy może posiadać, a którego może nie mieć najbogatszy król. Wy macie ten skarb, a Ja go pragnę. Posłuchajcie jego nazw: miłość, wiara, dobra wola, prawość intencji, wstrzemięźliwość, szczerość, duch ofiary. Tego chcę od każdego, kto idzie za Mną. Tylko tego i wy to macie. Ten skarb śpi jak ziarno zimą w glebie, lecz słońce Mojej wiosny sprawi, że zrodzi się z niego siedem kłosów.” Tak mówił».
   «Ach! To mnie upewnia, że to prawdziwy Rabbi, obiecany Mesjasz. Nie jest twardy dla ubogich, nie żąda pieniędzy... To wystarczy, aby stwierdzić, że jest Zbawieniem Bożym. Chodźmy z całkowitą pewnością». (II, 9: 12 października 1944. A, 3771-3779)

   [Wyjaśnienie Jezusa dane Marii Valtorcie:]
   Chcę, abyście zauważyli – ty sama oraz wy wszyscy – postawę Jana w jednej z jego cech, która zawsze umyka. Podziwiacie go za jego czystość, miłość i wierność, lecz nie zauważacie, jak wielki był w pokorze.
   On, któremu Piotr zawdzięczał przyjście do Mnie, skromnie milczy o tej szczególnej sprawie. Apostołem dla Piotra i w konsekwencji pierwszym z Moich apostołów był Jan. On pierwszy Mnie rozpoznał. Pierwszy do Mnie przemówił. Pierwszy poszedł za Mną, pierwszy Mnie głosił. Zobaczcie jednak, co mówi [w Ewangelii]: „Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: Znaleźliśmy Mesjasza – to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa.”13
   W swej sprawiedliwości oraz dobroci wie, że Andrzej jest zakłopotany swym zamkniętym charakterem i nieśmiałością. [Andrzej] tak bardzo chciałby działać, lecz mu się to nie udaje, dlatego [Jan] chce, aby potomności zostało przekazane wspomnienie jego dobrej woli. Pragnie, aby to Andrzej wydawał się pierwszym Apostołem Chrystusa wobec swego brata Szymona, choć nieśmiałość i uniżenie [Andrzeja] przyniosłyby klęskę jego apostolstwu wobec brata. (II, 11: 14 października 1944. A, 3794-3797)

13  Zob. J 1,40-42. (Przyp. wyd.)

   Una serenissima aurora sul mar di Galilea. Cielo e acqua hanno bagliori rosati, di poco dissimili a quelli che splendono miti fra i muri dei piccoli orti del paesello lacustre, orti da cui si elevano e si affacciano, quasi rovesciandosi sulle viuzze, chiome spettinate e vaporose di alberi da frutto.
   Il paesello si desta appena, con qualche donna che va alla fonte o a una vasca a lavare, e con dei pescatori che scaricano le ceste di pesce e contrattano vociando con dei mercanti venuti da altrove, o che portano del pesce alle case loro. Ho detto paesello, ma non è tanto piccolo. È piuttosto umile, almeno nel lato che vedo io, ma vasto, steso per la più parte lungo il lago.
   Giovanni sbuca da una stradetta e va frettoloso verso il lago. Giacomo lo segue, ma molto più calmo. Giovanni guarda le barche già giunte a riva, ma non vede quella che cerca. La vede ancora a qualche centinaio di metri dalla riva, intenta alle manovre per rientrare, e grida forte, con le mani alla bocca, un lungo «Oh-è!» che deve essere il richiamo usato. E poi, quando vede che lo hanno sentito, si sbraccia in grandi gesti che accennano: «Venite, venite».
   Gli uomini della barca, credendo chissà che, dànno di piglio ai remi, e la barca va più veloce che con la vela, che essi ammainano, forse per fare più presto. Quando sono a un dieci metri da riva, Giovanni non attende oltre. Si leva il mantello e la veste lunga e li butta sul greto, si scalza i sandali, si alza la sottoveste, tenendola raccolta con una mano quasi all'inguine, e scende nell'acqua incontro a quelli che arrivano.
   «Perché non siete venuti, voi due?» chiede Andrea. Pietro, imbronciato, non dice nulla.
   «E tu, perché non sei venuto con me e Giacomo?» risponde Giovanni ad Andrea.
   «Sono andato a pescare. Non ho tempo da perdere. Tu sei scomparso con quell'uomo... »
   «Ti avevo fatto cenno di venire. È proprio Lui. Se sentissi che parole!... Siamo stati con Lui tutto il giorno e la notte sino a tardi. Ora siamo venuti a dirvi: "Venite"»
   «È proprio Lui? Ne sei certo? Lo abbiamo appena visto allora, quando ce lo indicò il Battista».
   «È Lui. Non lo ha negato».
   «Chiunque può dire ciò che gli fa comodo per imporsi ai creduloni. Non è la prima volta...», borbotta Pietro malcontento.
   «Oh! Simone! Non dire così! È il Messia! Sa tutto! Ti sente!». Giovanni è addolorato e costernato dalle parole di Simon Pietro.
   «Già! Il Messia! E si mostra proprio a te, a Giacomo e ad Andrea! Tre poveri ignoranti! Vorrà ben altro il Messia! E mi sente! Ma, povero ragazzo! I primi soli di primavera ti hanno fatto male. Via, vieni a lavorare. Sarà meglio. E lascia le favole».
   «È il Messia, ti dico. Giovanni diceva cose sante, ma questo parla da Dio. Non può, chi non è il Cristo, dire simili parole».
   «Simone, io non sono un ragazzo. Ho i miei anni e sono calmo e riflessivo. Lo sai. Poco ho parlato, ma ho molto ascoltato in queste ore che siamo stati con l'Agnello di Dio, e ti dico che veramente non può essere che il Messia. Perché non credere? Perché non volerlo credere? Tu lo puoi fare, perché non lo hai ascoltato. Ma io credo. Siamo poveri e ignoranti? Egli ben dice che è venuto per annunciare la Buona Novella del Regno di Dio, del Regno di Pace ai poveri, agli umili, ai piccoli prima che ai grandi. Ha detto: "I grandi hanno già le loro delizie. Non invidiabili delizie rispetto a quelle che Io vengo a portare. I grandi hanno già modo di giungere a comprendere per sola forza di coltura. Ma Io vengo ai 'piccoli' di Israele e del mondo, a coloro che piangono e sperano, a coloro che cercano la Luce ed hanno fame della vera Manna, né vien dai dotti data a loro luce e cibo, ma solo pesi, oscurità, catene e sprezzo. E chiamo i 'piccoli'. Io sono venuto a capovolgere il mondo. Perché abbasserò ciò che ora è in alto tenuto ed alzerò ciò che ora è sprezzato. Chi vuole verità e pace, chi vuole vita eterna venga a Me. Chi ama la Luce venga. Io sono la Luce del mondo". Non ha detto così, Giovanni?». Giacomo ha parlato con pacata ma commossa maniera.
   «Sì. E ha detto: "Il mondo non mi amerà. Il gran mondo, perché si è corrotto con vizi e idolatrici commerci. Il mondo anzi non mi vorrà. Perché, figlio della Tenebra, non ama la Luce. Ma la terra non è fatta solo del gran mondo. Vi sono in essa coloro che, pur essendo mischiati nel mondo, del mondo non sono. Vi sono alcuni che sono del mondo perché vi sono stati imprigionati come pesci nella rete", ha detto proprio così, perché parlavamo sulla riva del lago ed Egli accennava a delle reti che venivano trascinate a riva coi loro pesci. Ha detto, anzi: «Vedete. Nessuno di quei pesci voleva cadere nella rete. Anche gli uomini, intenzionalmente, non vorrebbero cadere preda di Mammona. Neppure i più malvagi, perché questi, per la superbia che li acceca, non credono di non avere diritto di fare ciò che fanno. Il loro vero peccato è la superbia. Su esso nascono tutti gli altri. Ma coloro, poi, che non sono completamente malvagi, ancor più non vorrebbero essere di Mammona. Ma vi cascano per leggerezza e per un peso che li trascina in fondo, e che è la colpa d'Adamo. Io sono venuto a levare quella colpa e a dare, in attesa dell'ora della Redenzione, una tale forza a chi crederà in Me, capace di liberarli dal laccio che li tiene e renderli liberi di seguire Me, Luce del mondo».
   «Ma allora, se ha proprio detto così, bisogna andare da Lui, subito». Pietro, coi suoi impulsi così schietti e che mi piacciono tanto, ha subito deciso e già eseguisce, affrettandosi a ultimare le operazioni di scarico, perché intanto la barca è giunta a riva e i garzoni l'hanno quasi tratta in secco, scaricando reti e corde e velame. «E tu, stolto Andrea, perché non sei andato con questi?».
   «Ma... Simone! Tu mi hai rimproverato perché non avevo persuaso questi a venire con me... Tutta la notte hai brontolato, e ora mi rimproveri di non essere andato?!... »
   «Hai ragione... Ma io non lo avevo visto... tu sì... e devi aver visto che non è come noi... Qualche cosa di più bello avrà!...».
   «Oh! sì» dice Giovanni. «Ha un volto! Ha degli occhi! Vero, Giacomo, che occhi?! E una voce!... Ah, che voce! Quando parla ti par di sognare il Paradiso».
   «Presto, presto. Andiamo a trovarlo. Voi (parla ai garzoni) portate tutto a Zebedeo e dite che faccia lui. Noi torneremo questa sera per la pesca».
   Si rivestono tutti e si avviano. Ma Pietro, dopo qualche metro, si arresta e afferra Giovanni per un braccio e chiede: «Hai detto che sa tutto e che sente tutto... ».
   «Si. Pensa che quando noi, vedendo la luna alta, abbiamo detto: "Chissà che farà Simone?", Egli ha detto: "Sta gettando la rete e non si sa dar pace di dover fare da solo, perché voi non siete usciti con la barca gemella in una sera di così buona pesca... Non sa che fra poco non pescherà più che con altre reti e non farà che altre prede".
   «Misericordia divina! È proprio vero! Allora avrà sentito anche... anche che io gli ho dato poco meno che del mentitore... Non posso andare da Lui».
   «Oh! è tanto buono! Certo sa che tu hai così pensato. Lo sapeva già. Perché quando lo abbiamo lasciato, dicendo che venivamo da te, ha detto: "Andate. Ma non lasciatevi vincere dalle prime parole di scherno. Chi vuole venire con Me deve saper tener testa agli schemi del mondo e alle proibizioni dei parenti. Perché Io sono sopra il sangue e la società, e trionfo su essi. E chi è con Me pure trionferà in eterno". E ha detto anche: "Sappiate parlare senza paura. Colui che vi udrà verrà, perché è uomo di buona volontà"».
   «Così ha detto? Allora vengo. Parla, parla ancora di Lui mentre andiamo. Dove è?».
   «In una povera casa; devono essere persone a Lui amiche».
   «Ma è povero?».
   «Un operaio di Nazareth. Così ha detto».
   «E come vive, ora, se non lavora più?».
   «Non lo abbiamo chiesto. Forse lo sovvengono i parenti».
   «Era meglio portare del pesce, del pane, frutta..., qualche cosa. Andiamo a interrogare un rabbi, perché è come e più di un rabbi, a mani vuote!... I nostri rabbini non vogliono cosi...».
   «Ma Lui vuole. Non avevamo che venti denari fra me e Giacomo e glieli abbiamo offerti, come consuetudine ai rabbini. Non li voleva. Ma, poi che insistevamo, ha detto: "Dio ve li renda nelle benedizioni dei poveri. Venite con Me" e subito li ha distribuiti a dei poverelli che Egli sapeva dove abitavano, e a noi che chiedevamo: "E per Te, Maestro, non serbi nulla?", ha risposto: "La gioia di fare la volontà di Dio e di servire la sua gloria". Noi abbiamo detto anche: "Tu ci chiami, Maestro. Ma noi siamo tutti poveri. Che ti dobbiamo portare?". Ha risposto, con un sorriso che proprio fa gustare il Paradiso: "Un grande tesoro voglio da voi"; e noi: "Ma se nulla abbiamo?"; e Lui: "Un tesoro dai sette nomi, e che anche il più meschino può avere e il re più ricco non può possedere, lo avete e lo voglio. Uditene i nomi: carità, fede, buona volontà, retta intenzione, continenza, sincerità, spirito di sacrificio. Questo Io voglio da chi mi segue, questo solo, e in voi c'è. Dorme come seme sotto zolla invernale, ma il sole della mia primavera lo farà nascere in settemplice spiga". Così ha detto».
   «Ah! questo mi assicura che è il Rabbomi vero, il Messia promesso. Non è duro ai poveri, non chiede denaro... Basta per dirlo il Santo di Dio. Andiamo sicuri». (1, 48)

   [Chiarimento di Gesù dato a Maria Valtorta:]
   Voglio che tu e tutti rileviate il contegno di Giovanni. In un suo lato che sfugge sempre. Voi lo ammirate perché puro, amoroso, fedele. Ma non notate che fu grande anche in umiltà. Egli, artefice primo della venuta a Me di Pietro, modestamente tace questo particolare.
   L'apostolo di Pietro, e perciò il primo degli apostoli miei, fu Giovanni. Primo nel riconoscermi, primo nel rivolgermi la parola, primo nel seguirmi, primo nel predicarmi. Eppure, vedete che dice? Dice: (Giovanni 1, 40-42) "Andrea, fratello di Simone, era uno dei due che avevano udito le parole di Giovanni e avevano seguito Gesù. Il primo in cui si imbatté fu suo fratello Simone, a cui disse: 'Abbiamo trovato il Messia 'e lo menò da Gesù".
   Giusto, oltre che buono, sa che Andrea si angustia di non aver che un carattere chiuso e timido, che tanto vorrebbe fare ma che non riesce a fare, e vuole che a lui vada, nella memoria dei posteri, il riconoscimento del suo buon volere. Vuole appaia Andrea il primo apostolo di Cristo presso Simone, nonostante che timidezza e soggezione di lui presso il fratello abbiano dato a lui sconfitta di apostolato. (1, 49)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001