sobota, 24 września 2016

Zbawianie siebie

   W woli Bożej jest, aby człowiek dał się zbawić, a nie zbawiał siebie, bo sam siebie zbawić nie może. Naszym zadaniem nie jest zachować siebie na tym świecie. Zadanie chrześcijan to zachować siebie dla życia wiecznego (jeśli już się zachowywać), a to zachowanie siebie wiąże się ze stratą własnego życia na tym świecie, tak żeby już nie żył poszczególny człowiek i jego osobiste sprawy, ale na jego miejscu żył Chrystus i spełniała się wola Ojca, który jest w niebie, a w Nim jest życie nasze – w Nim jesteśmy zachowani przez nadzieję, jaką w Nim położyliśmy; ale już zachowani jako obywatele nieba. Dlatego możemy się pozdrawiać „trzymaj się!” w znaczeniu „zachowuj siebie w Bożym Słowie, w Bożym Życiu”.
   Aby więc żyć dla Wiecznego, zbawiajmy siebie od tego świata, którego postać przemija i na którym wojna, głód i cierpienie. „Żyjmy na tym świecie sprawiedliwie i pobożnie, * oczekując spełnienia się naszej nadziei * i objawienia się chwały wielkiego Boga” (Antyfona na Komunię ze Mszału Rzymskiego, por. Tt 2,2-3).
   Jednak Bóg dał człowiekowi raj, żeby go uprawiał i chronił (Rdz 2,15) i gdy szerzej popatrzymy, możemy ujrzeć, że my jesteśmy tym rajem i mamy wręcz za obowiązek chronić siebie, zbawiać siebie. Ale nie pod głazami ziemi, żeby nas przykryły, ale pod skrzydłami Boga, bo tylko on może nas uchronić. Więc możemy się zbawiać u Tego, który zbawia, ale poza Nim pokoju nie znajdziemy – w świecie się nie zbawimy, tylko w Bogu, któremu na imię Jestem i który zamieszkuje niebiosa, a na ziemi nie ma gdzie głowy położyć (por. Łk 9,58).

piątek, 23 września 2016

(29) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Uzdrowienie teściowej Piotra

   14 Gdy Jezus przyszedł do domu Piotra, ujrzał jego teściową, leżącą w gorączce. 15 Ujął ją za rękę, a gorączka ją opuściła. Potem wstała i usługiwała Mu. (Mt 8,14-15)

   29 Zaraz po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. 30 Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. 31 On podszedł i podniósł ją, ująwszy za rękę, a opuściła ją gorączka. I usługiwała im. (Mk 1,29-31)

   38 Po opuszczeniu synagogi przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. 39 On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała [uzdrowiona], i usługiwała im. (Łk 4,38-39)

   14 Καὶ ἐλθὼν ὁ Ἰησοῦς εἰς τὴν οἰκίαν Πέτρου εἶδεν τὴν πενθερὰν αὐτοῦ βεβλημένην καὶ πυρέσσουσαν· 15 καὶ ἥψατο τῆς χειρὸς αὐτῆς, καὶ ἀφῆκεν αὐτὴν ὁ πυρετός, καὶ ἠγέρθη καὶ διηκόνει αὐτῷ. (Mt 8,14-15)

   29 Καὶ εὐθὺς ἐκ τῆς συναγωγῆς ἐξελθόντες ἦλθον εἰς τὴν οἰκίαν Σίμωνος καὶ Ἀνδρέου μετὰ Ἰακώβου καὶ Ἰωάννου. 30 ἡ δὲ πενθερὰ Σίμωνος κατέκειτο πυρέσσουσα, καὶ εὐθὺς λέγουσιν αὐτῷ περὶ αὐτῆς. 31 καὶ προσελθὼν ἤγειρεν αὐτὴν κρατήσας τῆς χειρός· καὶ ἀφῆκεν αὐτὴν ὁ πυρετός, καὶ διηκόνει αὐτοῖς. (Mk 1,29-31)

   38 Ἀναστὰς δὲ ἀπὸ τῆς συναγωγῆς εἰσῆλθεν εἰς τὴν οἰκίαν Σίμωνος. πενθερὰ δὲ τοῦ Σίμωνος ἦν συνεχομένη πυρετῷ μεγάλῳ καὶ ἠρώτησαν αὐτὸν περὶ αὐτῆς. 39 καὶ ἐπιστὰς ἐπάνω αὐτῆς ἐπετίμησεν τῷ πυρετῷ καὶ ἀφῆκεν αὐτήν· παραχρῆμα δὲ ἀναστᾶσα διηκόνει αὐτοῖς. (Łk 4,38-39)

   Piotr rozmawia z Jezusem: «Nauczycielu, chciałbym Cię prosić, abyś przyszedł do mojego domu. Nie ośmieliłem się prosić Cię o to w zeszły szabat, ale... chciałbym, abyś przyszedł».
   «Do Betsaidy?»
   «Nie, tu... do domu mojej żony, to znaczy do jej rodzinnego domu».
   «Skąd to pragnienie, Piotrze?»
   «O... z wielu powodów... a dziś powiedziano mi, że moja teściowa jest chora. Gdybyś zechciał ją uzdrowić, być może...»
   «Dokończ, Szymonie».
   «Chciałem powiedzieć... Gdybyś przyszedł do niej, ona skończyłaby... tak, wiesz, w końcu... co innego, kiedy słyszy się, jak o kimś mówią, a co innego, kiedy się go widzi i słyszy. A jeśli ten ktoś nawet ją uzdrawia, wtedy...»
   «Chcesz powiedzieć, że wtedy opuści ją uraza».
   «Nie, nie – uraza. Ale, wiesz... miasto podzieliło się na wiele ugrupowań i ona... nie wie, komu przyznać rację. Chodź, Jezu».
   «Idę. Chodźmy. Uprzedź czekających, że dziś będę mówił w twoim domu».
   Idą w kierunku niskiego domu – jeszcze niższego niż dom Piotra w Betsaidzie – i położonego bliżej jeziora. Oddziela go od niego pas brzegu. Sądzę, że w czasie burz fale zamierają na samym murze domu. Dom, choć niski, jest bardzo obszerny, jakby [przygotowany] na nocowanie wielu osób.
   W ogrodzie rozciągającym się przed domem, od strony jeziora, jest tylko stara i sękata winorośl. Okrywa ona prostą altanę i stary figowiec, cały pochylony ku domowi z powodu wiatrów od strony jeziora. Liście krzewu ocierają się w nieładzie o mury i uderzają w okiennice – zamknięte dla ochrony przed palącym słońcem, ogrzewającym mały dom. Jest tylko ten figowiec i winorośl oraz studnia o niskim, zielonkawym murku.
   «Wejdź, Nauczycielu». [– mówi Piotr.]
   Niewiasty zajęte są pracą w kuchni: jedne przygotowują sieci, inne – posiłek. Witają się z Piotrem, a potem kłaniają się zawstydzone Jezusowi. Jednocześnie przyglądają Mu się z ciekawością.
   «Pokój temu domowi. Jak ma się chora?»
   «Mów ty. Jesteś najstarszą synową» – trzy niewiasty zwracają się do jednej, która właśnie ociera ręce o brzeg odzienia.
   «Ma silną gorączkę, bardzo silną gorączkę. Widział ją medyk. Powiedział, że jest za stara, aby wyzdrowieć, i że kiedy ta boleść przychodzi z kości i serca i daje gorączkę, szczególnie w jej wieku, umiera się. Ona już nie je... Usiłuję przygotować jej smaczne jedzenie, ale teraz... Widzisz, Szymonie? Przygotowałam zupę, którą tak bardzo lubiła. Wybrałam najlepsze ryby wyłowione przez twych szwagrów, ale nie sądzę, że ją zje. Poza tym... jest pobudzona. Uskarża się, krzyczy, płacze, gdera».
   «Bądź cierpliwa, jakbyś była jej matką, a będziesz mieć zasługę u Boga. Zaprowadź mnie do niej» [– mówi Jezus.]
   «Rabbi... Rabbi... nie wiem, czy ona będzie chciała Cię zobaczyć. Ona nie chce nikogo widzieć. Nie ośmielam się jej powiedzieć: „Przyprowadziłam ci Rabbiego”».
   Jezus uśmiecha się, zachowując spokój. Odwraca się do Piotra:
«Ty musisz zadziałać, Szymonie. Jesteś mężczyzną i najstarszym z zięciów. Tak mi powiedziałeś. Idź».
   Piotr robi znaczący grymas, ale jest posłuszny. Przechodzi przez kuchnię, wchodzi do izby. Przez zamknięte za nim drzwi słyszę, jak rozmawia z kobietą. Wychyla głowę i rękę na zewnątrz, mówiąc:
   «Wejdź, Nauczycielu, szybko... – i dodaje cicho, ledwie zrozumiale: – Zanim nie zmieni zdania».
   Jezus szybko przechodzi przez kuchnię i otwiera na całą szerokość drzwi. Stojąc na progu, wypowiada tonem łagodnym i uroczystym Swe pozdrowienie: «Pokój z tobą».
   Wchodzi, choć nie otrzymał odpowiedzi. Podchodzi do niskiego posłania, na którym leży mała niewiasta, zupełnie siwa, wychudzona, zdyszana z powodu wysokiej gorączki, która zaczerwienia jej rozpaloną twarz. Jezus pochyla się nad łóżkiem, uśmiecha się do staruszki: «Jesteś chora?»
   «Umieram!»
   «Nie, nie umrzesz. Czy potrafisz uwierzyć, że mogę cię uzdrowić?»
   «A po co miałbyś to uczynić? Przecież mnie nie znasz».
   «Ze względu na Szymona, który mnie o to prosił... i także dla ciebie, aby dać twej duszy czas na zobaczenie i pokochanie Światłości».
   «Szymon? Zrobiłby lepiej, gdyby... Jakże Szymon mógł pomyśleć o mnie?»
   «To znaczy, że jest lepszy, niż sądzisz. Ja go znam, wiem, jaki jest. Znam go i jestem szczęśliwy, że mogę go wysłuchać».
   «Uzdrowisz mnie więc? Już nie umrę?»
   «Nie, niewiasto, na razie nie umrzesz. Czy potrafisz uwierzyć we Mnie?»
   «Wierzę, wierzę. Wystarczy mi, że nie umrę!»
   Jezus znowu się uśmiecha. Bierze ją za rękę. Chropowata ręka z nabrzmiałymi żyłami znika w młodzieńczej dłoni Jezusa. Powstaje i przyjmuje postawę charakterystyczną dla Siebie, kiedy dokonuje cudów. Woła: «Bądź uzdrowiona, chcę tego! Wstań!»
   Wypuszcza z dłoni rękę niewiasty. Ręka opada, nie wywołując skarg staruszki. Wcześniej, kiedy Jezus ją podnosił – choć uczynił to delikatnie – ten ruch wyrwał jęk z ust chorej.
   Następuje krótka chwila ciszy. Potem staruszka woła głośno:
   «O! Boże ojców! Ależ ja już nic nie czuję! Jestem zdrowa! Chodźcie! Chodźcie!»
   Przybiegają synowe.
   «Patrzcie! – mówi staruszka – poruszam się i nie odczuwam już bólu, i nie mam gorączki! Patrzcie, jaka jestem rześka! A serce nie wydaje mi się już kowalskim młotem».
   Ani jednego słowa dla Pana. Jezus się nie obraża. Mówi do najstarszej synowej: «Ubierzcie ją, aby mogła wstać. Może to zrobić».
   Jezus oddala się w stronę wyjścia. Udręczony Szymon zwraca się do teściowej: «Nauczyciel cię uzdrowił. Nic Mu nie powiesz?»
   «Ależ, tak! Nie pomyślałam o tym. Dziękuję. Co mogę zrobić, aby Ci podziękować?»
   «Bądź dobra, bardzo dobra. Przedwieczny bowiem był dobry wobec ciebie. I jeśli ci to nie przeszkadza, chciałbym dziś odpocząć w twoim domu. Przez cały ten tydzień obchodziłem całą okolicę. Przybyłem dziś o świcie. Jestem zmęczony».
   «Oczywiście, oczywiście! Zostań, jeśli tak Ci pasuje».
   Mało jest jednak entuzjazmu w jej słowach. Jezus, Piotr, Andrzej, Jakub i Jan idą usiąść w ogrodzie.
   «Nauczycielu!...»
   «Mój Piotrze?»
   «Jestem zawstydzony».
   Jezus robi gest, jakby chciał powiedzieć: „Zostaw to”.
   Potem mówi: «To nie pierwszy raz ani nie – ostatni, kiedy nie otrzymam zaraz podziękowania. Nie szukam wdzięczności. Wystarczy Mi, że dam duszom środek ocalenia. Spełniam Mój obowiązek. One muszą spełnić swój».
   «Ach, więc byli już inni podobni do niej? Gdzie?»
   «Ciekawski Szymonie! Jednak zadowolę cię, choć nie lubię bezużytecznej ciekawości. To było w Nazarecie. Przypominasz sobie mamę Sary? Była bardzo chora, kiedy przyszliśmy do Nazaretu. [Dzieci] mówiły, że dziewczynka płacze. Aby ona – dobra i łagodna – nie została osieroconym [dzieckiem], a jutro dziewczyną, poszedłem do tej niewiasty... Chciałem ją uzdrowić... Jednak nie postawiłem jeszcze nogi na progu domu, kiedy jej mąż i bracia przepędzili Mnie, mówiąc: „Wynoś się! Odejdź stąd! Nie chcemy mieć problemów z synagogą”. Dla nich, dla wielu ludzi jestem już buntownikiem... Uzdrowiłem ją mimo to... ze względu na jej dzieci. Powiedziałem Sarze w ogrodzie, głaszcząc ją: „Przywracam zdrowie twojej mamie. Wracaj do domu i już nie płacz”. Niewiasta została uzdrowiona w tym właśnie momencie. Dziecko powiedziało o tym ojcu, wujowi... i została ukarana za to, że ze Mną rozmawiała. Wiem o tym, bo przybiegła do Mnie, kiedy wychodziłem z miasta. Ale to nie ma znaczenia...»
   «Ja sprawiłbym, żeby się znowu rozchorowała!»
   «Piotrze! – Jezus jest surowy. – To tego nauczałem ciebie i innych? Co usłyszałeś z Moich ust za pierwszym razem, kiedy Mnie słyszałeś? O czym mówiłem jako o pierwszym warunku, [jaki należy spełnić,] aby być Moim prawdziwym uczniem
   «To prawda, Nauczycielu. Prawdziwy głupiec ze mnie. Przebacz mi. Ale... nie mogę znieść tego, że nie jesteś kochany!» [– mówi Piotr]
   «O, Piotrze! Zobaczysz wiele innych zobojętnień! Będziesz miał bardzo wiele niespodzianek, Piotrze! Osoby, którymi tak zwani ludzie „święci” gardzą, takie jak celnicy, staną się przykładem dla świata: przykładem, za którym jednak nie pójdą pogardzający nimi. Poganie będą największymi wiernymi. Nierządnice staną się czyste, siłą woli i pokuty. Grzesznicy nawrócą się...»
   «Posłuchaj: że grzesznik się nawróci... to może się zdarzyć. Ale prostytutka lub celnik!...» [– woła niedowierzająco Piotr]
   «Nie wierzysz w to?» [– pyta Jezus]
   «Ja? Nie».
   «Jesteś w błędzie, Szymonie. Twoja teściowa idzie do nas».
   «Nauczycielu... proszę Cię, usiądź przy moim stole».
   «Dziękuję, niewiasto. Niech Bóg ci zapłaci».
   Wchodzą do kuchni i zasiadają za stołem. Staruszka usługuje mężczyznom, hojnie rozdzielając rybną zupę i pieczoną rybę. (II, 23: 3 listopada 1944)

   Pietro parla a Gesù. Dice: «Maestro, io ti vorrei pregare di venire nella mia casa. Non ho osato dirlo lo scorso sabato. Ma... vorrei che Tu venissi».
   «A Betsaida?».
   «No, qui... in casa di mia moglie, la casa natia, voglio dire».
   «Perché questo desiderio, Pietro?».
   «Eh!... per molte ragioni... e poi, oggi mi è stato detto che mia suocera è malata. Se Tu volessi guarirla, forse ti... ».
   «Finisci, Simone».
   «Volevo dire... se Tu la avvicinassi, lei finirebbe... sì, insomma, sai, altro è sentir parlare di uno e altro è vederlo e udirlo, e se quest'uno, poi, guarisce, allora... »
   «Allora anche l'astio cade, vuoi dire».
   «No, astio no. Ma sai... il paese è diviso in molti pareri, e lei... non sa a chi dare retta. Vieni, Gesù».
   «Vengo. Andiamo. Avvertirete quelli che attendono che parlerò loro dalla tua casa».
   Vanno sino ad una casa bassa, più bassa ancora di quella di Pietro a Betsaida, e ancor più prossima al lago. È separata da questo da una striscia del greto e credo che nelle burrasche le onde vengano a morire contro le mura della casa, che, se è bassa, è in compenso molto larga, come fosse abitata da più persone.
   Nell'orto, che si apre sul davanti della casa, verso il lago, non vi è che una vite vecchia e nodosa, stesa su una rustica pergola, e un vecchio fico che i venti del lago hanno tutto piegato verso la casa. La chioma spettinata della pianta sfiora i muri di essa e bussa contro le impannate delle finestrelle, chiuse a riparo del vivo sole che batte sulla casetta. Non c'è che questo fico e questa vite, e un pozzo basso e dal muretto verdastro.
   «Entra, Maestro».
   Delle donne sono nella cucina, intente chi a rattoppare le reti e chi a preparare il cibo. Salutano Pietro e poi si inchinano confuse davanti a Gesù e lo sbirciano, intanto, con curiosità.
   «La pace sia a questa casa. Come sta la malata?».
   «Parla, tu che sei la nuora più vecchia» dicono tre donne ad una che si sta asciugando le mani nel lembo della veste.
   «La febbre è forte, molto forte. L'abbiamo mostrata al medico, ma dice che è vecchia per guarire e che, quando quel male dalle ossa va al cuore e dà febbre, specie a quell'età, si muore. Non mangia più... Io cerco di farle cibi buoni, anche ora, vedi, Simone? Le preparavo quella zuppa che le piaceva tanto. Ho scelto il pesce migliore, preso dai cognati. Ma non credo possa mangiarla. E poi... è così inquieta! Si lamenta, urla, piange, impreca...»
   «Abbiate pazienza come vi fosse madre e ne avrete merito da Dio. Conducetemi da lei».
   «Rabbi... Rabbi... io non so se ti vorrà vedere. Non vuole vedere nessuno. Io non oso dirle: "Ora ti conduco il Rabbi"».
   Gesù sorride senza perdere la calma. Si volge a Pietro: «Tocca a te, Simone. Sei uomo e il più vecchio dei generi, mi hai detto. Va'».
   Pietro fa una smorfia significativa e ubbidisce. Traversa la cucina, entra in una stanza e, attraverso la porta, chiusa dietro lui, lo sento confabulare con una donna. Mette fuori il capo e una mano, e dice: «Vieni, Maestro. Fa' presto». E aggiunge più piano, appena intelligibilmente: «Prima che cambi idea».
   Gesù traversa lesto la cucina e spalanca la porta. Ritto sulla soglia, dice il suo dolce e solenne saluto: «La pace sia con te». Entra, nonostante non gli si sia risposto. Va presso ad un giaciglio basso su cui è stesa una donnetta tutta grigia, scarna, affannante per la forte febbre che le fa rosso il viso consumato.
   Gesù si china sul lettuccio, sorride alla vecchietta: «Hai male?».
   «Muoio!».
   «No. Non muori. Puoi credere che Io ti posso guarire?».
   «E perché lo faresti? Non mi conosci».
   «Per Simone, che me ne ha pregato... e anche per te, per dare tempo alla tua anima di vedere e amare la Luce».
   «Simone? Farebbe meglio a... Come mai Simone ha pensato a me?».
   «Perché è migliore di quanto tu credi. Io lo conosco e so. Lo conosco e sono lieto di esaudirlo».
   «Mi guariresti, allora? Non morirò più?».
   «No, donna. Per ora non morrai. Puoi credere in Me?».
   «Credo, credo. Mi basta non morire!».
   Gesù sorride ancora. La prende per mano. La mano rugosa e dalle vene gonfie sparisce nella mano giovanile di Gesù, che si raddrizza e prende il suo aspetto di quando fa miracolo e grida: «Sii guarita! Lo voglio! Alzati!» e le lascia andare la mano. Che ricade senza che la vecchia si lamenti, mentre prima, nonostante Gesù gliel'avesse presa con molta delicatezza, l'averla mossa era costato un lamento all'inferma.
   Un breve tempo di silenzio. Poi la vecchia esclama forte: «Oh! Dio dei padri! Ma io non ho più nulla! Ma sono guarita! Venite! Venite!». Accorrono le nuore. «Ma guardate!» dice la vecchia. «Mi muovo e non sento più dolore! E non ho più febbre! Sentite come sono fresca. E il cuore non sembra più il martello del fabbro. Ah! non muoio più!». Non una parola per il Signore!
   Ma Gesù non se la prende. Dice alla più anziana delle nuore: «Vestitela, che si alzi. Lo può fare». E si avvia per uscire.
   Simone, mortificato, si volge alla suocera: «Il Maestro ti ha guarita. Non gli dici nulla?».
   «Certo! Non ci pensavo. Grazie. Che posso fare per dirti grazie?».
   «Esser buona, molto buona. Perché l'Eterno fu buono con te. E, se troppo non ti rincresce, lasciami riposare oggi nella tua casa. Ho percorso nella settimana tutti i paesi vicini e sono giunto all'alba di questa mattina. Sono stanco».
   «Certo! Certo! Resta pure, se ti piace così». Ma non c'è molto entusiasmo nel dirlo.
   Gesù, con Pietro, Andrea, Giacomo e Giovanni, va a sedersi nell'orto.
   «Maestro!... »
   «Pietro mio?».
   «Io sono mortificato».
   Gesù fa un gesto come dicesse: «Lascia perdere». Poi dice: «Non è la prima e non sarà l'ultima che non sente riconoscenza immediata. Ma non chiedo riconoscenza. Mi basta dar modo alle anime di salvarsi. Io faccio il mio dovere. A loro fare il loro».
   «Ah! ve ne sono stati altri così? Dove?».
   «Simone curioso! Ma ti voglio accontentare, nonostante non ami le inutili curiosità. A Nazaret. Ricordi la mamma di Sara? Era molto malata quando giungemmo a Nazaret e ci dissero che la bambina piangeva. Per non fare di essa, che è buona e mite, un'orfana e domani una figliastra, sono andato a trovare la donna... volevo guarirla... Ma non avevo ancora posto piede nella casa che il marito di lei e un fratello mi cacciarono dicendo: "Via, via! Non vogliamo noie con la sinagoga". Per loro, per troppi sono già un ribelle... L'ho guarita lo stesso... per i suoi bambini. E a Sara, che era nell'orto, ho detto accarezzandola: "Guarisco tua madre. Va' a casa. Non piangere più". E la donna è guarita nello stesso momento e la bambina glielo ha detto, e anche al padre e allo zio... E fu castigata per aver parlato con Me. Lo so, perché la bambina m'è corsa dietro mentre lasciavo il paese... Ma non importa».
   «Io la facevo tornare malata».
   «Pietro!». Gesù è severo. «È questo che Io insegno a te e agli altri? Cosa hai sentito sulle mie labbra dalla prima volta che mi hai udito? Di che ho sempre parlato come condizione prima per esser veri miei discepoli?».
   «È vero, Maestro. Sono una vera bestia. Perdonami. Ma... non posso sopportare che non ti amino!».
   «Oh! Pietro! Vedrai ben altro disamore! Tante sorprese avrai, Pietro! Persone che il mondo cosiddetto "santo" sprezza come pubblicani e che invece saranno al mondo di esempio, e esempio non seguito da coloro che li disprezzano. Pagani che saranno fra i miei più grandi fedeli. Meretrici che tornano pure, per volontà e penitenza. Peccatori che si emendano...»
   «Senti, che si emendi un peccatore... può essere ancora. Ma una meretrice e un pubblicano!...»
   «Tu non lo credi?».
   «Io no».
   «Sei in errore, Simone. Ma ecco tua suocera che viene a noi».
   «Maestro... io ti prego di sedere alla mia tavola».
   «Grazie, donna. Dio te ne compensi».
   Entrano nella cucina e si siedono a tavola, e la vecchia serve gli uomini, con larga distribuzione di pesce in zuppa e arrostito. (1, 60)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

czwartek, 22 września 2016

Zwyrodnialec

Dlaczego szatan nie jest stworzeniem? Bo Bóg nie czyni zła. Samo Dobro nie czyni zła. „Stworzenie” oznacza „dzieło”, „czyn”, i to słowo „stworzenie” jest używane często w odniesieniu do dzieła Bożego, do czynu Bożego. Szatan – zło czy zły duch – nie jest czynem Boga, bo Dobro nie czyni żadnego zła, ani nie rodzi żadnego złego ducha. Jezus mówił do swoich Apostołów: „Czyńcie uczniów” (Mt 28,19: μαθητεύσατε), a nie „czyńcie szatanów” (też „Jezus czynił i chrzcił więcej uczniów niż Jan” – J 4,1: Ἰησοῦς πλείονας μαθητὰς ποιεῖ καὶ βαπτίζει ἢ Ἰωάνης). Pismo Święte, ani żadne święte objawienie, czy nauka, nie mówią nic o tym, aby Bóg czynił zło czy złego ducha. Bóg nie daje złego natchnienia. Więc szatan nie jest stworzeniem.

środa, 21 września 2016

Brak wspólnoty

   Duch nieczysty mówi przez opętanego: „Co nam i Tobie, Jezusie Nazarejski?” (za zapisem greckim w Ewangelii (Mk 1,24):τί ἡμῖν καὶ σοί, Ἰησοῦ Ναζαρηνέ;”) albo „Co między nami a Tobą, Jezusie z Nazaretu?” (za zapisem włoskim w Poemacie Boga-Człowieka (II, 22; wyd. wł. 1,59): „Che c'è fra noi a Te, Gesù di Nazaret”). Pojawia się tutaj jakieś zwyczajowe powiedzenie żydowskie oznaczające brak wspólnoty, a więc: „Nie mamy nic wspólnego”. Podobne słowa wypowiada Jezus do Maryi na weselu w Kanie Galilejskiej: „Co mnie i Tobie, kobieto?” (za zapisem greckim w Ewangelii (J 2,4): τί ἐμοὶ καὶ σοί, γύναι;) albo „Kobieto, co więcej między Mną a tobą” (za zapisem włoskim w Poemacie Boga-Człowieka (II, 14; wyd. wł. 1,52):Donna, che vi è più fra Me e te?”). W tym przypadku słowa te nie oznaczają braku wszelkiej wspólnoty, ale brak wspólnoty zadań. Jezus jest już tutaj nauczycielem, rozpoczął nauczanie, spełnia urząd nauczycielski. Matka natomiast jest służką na weselu, pomocnicą, spełnia urząd świecki albo ściślej, przyjacielski. Te dwa rodzaje zadań, dwa spełniane urzędy, sprawiają, że między Tymi, którzy byli ze sobą jak najbliżej, powstaje teraz przepaść. Wykonywane zadania nie pozwalają już więcej na tak wielką bliskość, jaka była między Nimi, gdy byli tylko matką i synem. Więc powiedzenie „nie mamy więcej nic wspólnego” ma tutaj zupełnie inny wydźwięk niż powiedzenie nieczystego ducha „nie mamy nic wspólnego”. To pierwsze jest czułym westchnieniem syna, który odszedł od matki, aby wypełniać zadanie, do jakiego został wyznaczony. Drugie natomiast jest głosem nienawiści, wyrzutem uciśnionego ducha szukającego ucieczki, nie znoszącym obecności Boga i nie mogącym wytrwać przed Jego Obliczem. Oba głosy wyjawiają prawdę – jedną prawdę braku wspólnoty o dwóch różnych obliczach – brak wspólnoty istot i brak wspólnoty działań. Obyśmy nie doszli nigdy do tak wielkiego rozłączenia, jakie zaszło między Bogiem a szatanem. Oby tak wielkie poróżnienie nie pojawiało się między nami, ludźmi. Boże, uchroń od takiej rozłąki i wyobcowania, które wywołuje duch nieczysty, zaślepiający samozachwytem i skupieniem na sobie. Ja pozostaję z Bogiem, a złemu co do tego.
(Odnośnie wyrażenia „co do tego” por. J 21,22.)

wtorek, 20 września 2016

(28) Cztery Ewangelie i Poemat Boga Człowieka: Wypędzenie ducha nieczystego w świątyni

   21 Przybyli do Kafarnaum i zaraz w szabat wszedł do synagogi, i nauczał. 22 Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
   23 Był właśnie w ich synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: 24 «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boga». 25 Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!» 26 Wtedy duch nieczysty zaczął nim miotać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. 27 A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: «Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne». 28 I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej. (Mk 1,21-28)

   21 Καὶ εἰσπορεύονται εἰς Καφαρναούμ· καὶ εὐθὺς τοῖς σάββασιν εἰσελθὼν εἰς τὴν συναγωγὴν ἐδίδασκεν. 22 καὶ ἐξεπλήσσοντο ἐπὶ τῇ διδαχῇ αὐτοῦ· ἦν γὰρ διδάσκων αὐτοὺς ὡς ἐξουσίαν ἔχων καὶ οὐχ ὡς οἱ γραμματεῖς.
   23 Καὶ εὐθὺς ἦν ἐν τῇ συναγωγῇ αὐτῶν ἄνθρωπος ἐν πνεύματι ἀκαθάρτῳ καὶ ἀνέκραξεν 24 λέγων· τί ἡμῖν καὶ σοί, Ἰησοῦ Ναζαρηνέ; ἦλθες ἀπολέσαι ἡμᾶς; οἶδά σε τίς εἶ, ὁ ἅγιος τοῦ θεοῦ. 25 καὶ ἐπετίμησεν αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς λέγων· φιμώθητι καὶ ἔξελθε ἐξ αὐτοῦ. 26 καὶ σπαράξαν αὐτὸν τὸ πνεῦμα τὸ ἀκάθαρτον καὶ φωνῆσαν φωνῇ μεγάλῃ ἐξῆλθεν ἐξ αὐτοῦ. 27 καὶ ἐθαμβήθησαν ἅπαντες ὥστε συζητεῖν πρὸς ἑαυτοὺς λέγοντας· τί ἐστιν τοῦτο; διδαχὴ καινὴ κατ’ ἐξουσίαν· καὶ τοῖς πνεύμασιν τοῖς ἀκαθάρτοις ἐπιτάσσει, καὶ ὑπακούουσιν αὐτῷ. 28 καὶ ἐξῆλθεν ἡ ἀκοὴ αὐτοῦ εὐθὺς πανταχοῦ εἰς ὅλην τὴν περίχωρον τῆς Γαλιλαίας. (Mk 1,21-28)

   Widzę synagogę w Kafarnaum. Wypełnia ją już oczekujący tłum. Na progu ludzie obserwują plac, jeszcze oświetlony słońcem, choć ma się ku wieczorowi. Wreszcie słychać okrzyk: «Rabbi nadchodzi!»
   Wszyscy zwracają się w kierunku wejścia. Mniejsi unoszą się na palcach lub usiłują przedostać się do przodu. Jakieś kłótnie, przepychania, pomimo zarzutów pomocników synagogi i starszyzny miasta.
   «Pokój wszystkim szukającym Prawdy!»
   Jezus staje na progu i pozdrawia [wszystkich], błogosławiąc wyciągniętymi rękoma. Bardzo żywe światło, dochodzące od strony zalanego słońcem placu, eksponuje Jego wysoką sylwetkę, otaczając Ją jasnością. Nie ma już białego odzienia. Włożył zwykłą, ciemnoniebieską szatę. Zbliża się poprzez tłum, robiący Mu przejście, a potem ogarniający Go zewsząd jak woda statek.
   «Jestem chory, uzdrów mnie!» – jęczy młodzieniec, wyglądający na suchotnika. Trzyma Jezusa za szatę. Jezus kładzie mu rękę na głowie i mówi: «Miej ufność. Bóg cię wysłucha, ale teraz puść Mnie, abym mógł przemówić do ludu. Potem przyjdę do ciebie».
   Młodzieniec puszcza Go i uspokaja się.
   «Co ci powiedział?» – dopytuje się niewiasta trzymająca niemowlę w ramionach.
   «Powiedział, że gdy przemówi do ludu, przyjdzie do mnie».
   «Uzdrowił cię więc?»
   «Nie wiem. Powiedział: „Miej ufność”. Ufam więc».
   «Co ci powiedział?»
   «Co ci powiedział?»
   Tłum pragnie wiedzieć. Odpowiedź Jezusa podawana jest z ust do ust.
   «Idę zatem po mojego małego!»
   «A ja przyprowadzę ze sobą mojego starego ojca!»
   «O, gdyby Aggeusz chciał przyjść! Spróbuję... ale on nie przyjdzie».
   Jezus dochodzi do wyznaczonego Mu miejsca. Pozdrawia przewodniczącego synagogi, który wita Go wraz z akolitami. To niewysoki mężczyzna, otyły i starzejący się. Aby do niego przemówić, Jezus pochyla się. Można by powiedzieć, że jest jak drzewo palmowe schylające się ku krzakowi bardziej szerokiemu niż wysokiemu.
   «Co mam Ci podać?» – pyta przewodniczący synagogi.
   «Co chcesz, cokolwiek. Duch cię poprowadzi».
   «Ale... czy będziesz przygotowany?»
   «Jestem [przygotowany]. Wybierz przypadkowo. Powtarzam ci: „Duch Pański pokieruje twym wyborem dla dobra tego ludu”».
   Przewodniczący synagogi wyciąga rękę w kierunku stosu rulonów. Bierze jeden, odwija i zatrzymuje na jakimś miejscu: «Tutaj».
   Jezus bierze rulon i czyta w wyznaczonym miejscu:
   «Księga Jozuego:26 „Powstań, poświęć lud i powiedz mu: Poświęćcie się na jutro, tak bowiem mówi Jahwe, Bóg Izraela: „Rzecz dotknięta klątwą jest pośród ciebie, Izraelu, i nie będziesz mógł sprostać twoim nieprzyjaciołom, dopóki nie usuniesz spośród siebie tego, co jest przeklęte”».
   Jezus milknie, zwija rulon i oddaje go. Tłum jest bardzo skupiony. Tylko jeden głos szepce:
   «Usłyszymy zaraz piękne [słowa] o naszych wrogach!»
   «To Król Izraela, Obiecany, gromadzi Swój lud!»
   Jezus rozkłada ramiona, przyjmując zwykłą dla Siebie postawę mówcy. Zapada głęboka cisza. [Jezus mówi dalej:]
   «Powstał ten, który przychodzi was poświęcić. Wyszedł w tajemnicy z domu, w którym przygotowywał się do tej misji. Oczyścił się, dając wam przykład oczyszczenia. Zajął miejsce naprzeciw potężnych w Świątyni i ludu Bożego. A teraz jest pośród was. To Ja! Nie w taki sposób, jak myślą lub się spodziewają niektórzy z was, mający zamroczony umysł i zmącone serce. Większe i szlachetniejsze jest Królestwo, którego jestem przyszłym Królem i do którego was wzywam.
   Wzywam cię, ludu izraelski, przed każdym innym narodem. Jesteś bowiem tym, który w ojcach waszych ojców otrzymał obietnicę tej godziny i przymierza z Najwyższym Panem. To Królestwo nie zostanie zbudowane przez zbrojne zastępy ani przez okrutny rozlew krwi. To nie gwałtownicy ani panujący, nie pyszni ani porywczy, nie chciwi ani pożądliwi, to nie ludzie zachłanni doń wejdą. Wejdą do niego dobrzy, łagodni, czyści, miłosierni, pokorni, kochający bliźniego i Boga, cierpliwi.
   Izraelu! Nie jesteś wezwany do walki z zewnętrznymi wrogami, lecz z nieprzyjaciółmi wewnętrznymi. [Masz walczyć] przeciwko temu, co znajduje się w twym sercu, w sercach dziesiątków tysięcy pośród twoich synów. Odejmijcie klątwę grzechu od wszystkich waszych serc, jeśli chcecie, aby jutro Pan zgromadził was i powiedział: „Mój ludu, tobie [daję] Królestwo, które nie zostanie już pokonane ani zagarnięte, ani zaatakowane przez twoich wrogów”.
   Jutro. Jaki to dzień – ‘jutro’? [To będzie] za rok, a może – za miesiąc? O, nie usiłujcie odgadywać przyszłości kierując się niezdrowym pragnieniem, używając sposobów mających posmak karygodnych czarów. Pozostawcie poganom ducha Pytona. Pozostawcie przedwiecznemu Bogu tajemnicę Jego czasu. Wy zaś przyjdźcie oczyścić się poprzez prawdziwą pokutę, od jutra. Od tego jutra, które rozbłyśnie po tej wieczornej godzinie; od jutra, [które przyjdzie po nocy], które rozbłyśnie wraz z pianiem koguta.
   Nawracajcie się z waszych grzechów, by uzyskać przebaczenie i być przygotowanym do Królestwa. Oddalcie od siebie klątwę grzechu. Każdy ma swój [grzech]. Każdy czyni coś przeciwnego dziesięciu przykazaniom, [dającym] wieczne zbawienie. Badajcie siebie, każdy – szczerze, a znajdziecie to, w czym błądzicie. Z pokorą i szczerze odwróćcie się od tego. Chciejcie się nawrócić. Nie słowami. Nie żartuje się z Boga ani się Go nie zwodzi. Nawróćcie się, mocno pragnąc przemiany życia, powrotu do Prawa Pańskiego. Czeka na was Królestwo Niebieskie – jutro.
   Jutro? Zadajecie sobie pytanie? O! Godzina Boga jest zawsze jak szybkie nazajutrz, nawet gdy przychodzi przy końcu życia długiego jak u Patriarchów. Wieczność nie zna powolnego przesypywania się piasku [w klepsydrze] dla odmierzania czasu. Te miary czasu – które nazywacie dniami, miesiącami, latami, wiekami – są biciem przedwiecznego Ducha, zachowującego was przy życiu. Wasz duch jest jednak wieczny i powinniście, w duchu, zachowywać taką samą metodę mierzenia czasu, jaką stosuje wasz Stwórca. [Trzeba] powiedzieć zatem: „Jutro to będzie dzień mojej śmierci!” Więcej jeszcze, nie – śmierci, dla tego kto jest wierny, lecz spoczynku w oczekiwaniu: w oczekiwaniu na Mesjasza, który otwiera bramy Niebios.
   Zaprawdę powiadam wam, że spośród tych, którzy są tu obecni, jedynie dwudziestu siedmiu będzie musiało czekać na śmierć. Inni zostaną osądzeni jeszcze przed śmiercią, a śmierć będzie przejściem do Boga lub Mamony, bez zwlekania, Mesjasz bowiem już przyszedł. On jest pomiędzy wami i wzywa was, by wam dać Dobrą Nowinę, pouczyć o Prawdzie, zapewnić wam zbawienie i Niebo. Czyńcie pokutę! „Jutro” – królestwa Niebieskiego jest bliskie. Oby zastało was czystymi, abyście stali się posiadaczami Wiecznego Dnia. Pokój wam!»
   Jeden [mężczyzna] wstaje, aby Mu zaprzeczyć: brodaty Izraelita, w okazałych szatach. Mówi: «Nauczycielu, to co mówisz wydaje mi się zaprzeczać słowom zapisanym w drugiej Księdze Machabejskiej o chwale Izraela. Tam jest powiedziane: „Znakiem bowiem wielkiego dobrodziejstwa jest to, iż grzesznicy nie są pozostawieni w spokoju przez długi czas, ale że zaraz dosięga ich kara. Nie uważał bowiem Pan, że z nami trzeba postępować tak samo, jak z innymi narodami, co do których pozostaje cierpliwy i nie karze ich tak długo, aż wypełnią miarę grzechów”27 Ty zaś, przeciwnie, mówisz tak, jak gdyby Najwyższy mógł być powolny w karaniu nas i czekać na nas – jak na inne narody – aż do czasu Sądu, kiedy dopełni się miara grzechów. Zaprawdę fakty przeczą Twoim słowom. Izrael został ukarany, jak mówi historia z Księgi Machabejskiej. Gdyby zaś było tak, jak Ty mówisz, czy nie zachodziłaby niezgodność pomiędzy Twoją nauką a tą, która zamyka się w przytoczonym przeze mnie zdaniu?»
   «Nie wiem, kim jesteś, ale kimkolwiek jesteś, odpowiem ci. Nie ma niezgodności w doktrynie, lecz w sposobie interpretowania słów. Ty wyjaśniasz je po ludzku, Ja – na sposób Ducha. Ty, przedstawiciel większości ludzi, widzisz wszystko, odnosząc to do teraźniejszości i do tego, co nietrwałe. Ja, przedstawiciel Boga, wyjaśniam wszystko i odnoszę do tego, co wieczne i nadprzyrodzone. Jahwe was uderzył, tak, w obecnym czasie, w waszej pysze i wygórowanej ambicji bycia „ludem” według ziemskich planów. Jednak do jakiegoż stopnia On was ukochał i okazywał wam cierpliwość – bardziej niż komukolwiek innemu – dając wam Zbawiciela, Mesjasza, abyście Go słuchali i abyście się zbawili, zanim nadejdzie godzina Bożego gniewu! On nie chce, abyście byli grzesznikami. Uderzył was w tym zniszczalnym świecie. Widząc jednak, że rana nie tylko się nie goi, lecz przeciwnie – osłabia coraz bardziej waszego ducha, zsyła wam nie karę, lecz zbawienie. Wysyła wam Tego, który was uzdrawia i ocala: Mnie, który do was mówię».
   «Czy nie sądzisz, że jesteś zuchwały, ukazując [nam] Siebie jako przedstawiciela Boga? Żaden z proroków nie miał tej śmiałości, a Ty... kim jesteś, że tak przemawiasz, i z czyjego nakazu mówisz?»
   «Prorocy nie mogli mówić od siebie tego, co Ja mówię od Siebie. Kim jestem? Oczekiwanym, Obiecanym Odkupicielem. Już słyszeliście tego, który Mnie poprzedzał, jak mówił: „Przygotujcie drogi dla Pana... Oto przychodzi Pan, Bóg... Jak pasterz będzie pasł swą trzodę, będąc zarazem Barankiem i prawdziwą Paschą!” Są pośród was ludzie, którzy słyszeli te słowa z ust Prekursora. Widzieli również, jak rozjaśniło się niebo z powodu światła zstępującego w postaci gołębicy. Ludzie ci usłyszeli głos mówiący, kim jestem. Z czyjego rozkazu mówię? Z rozkazu Tego, Który Jest i który Mnie posyła».
   «Możesz tak mówić, ale możesz być kłamcą lub marzycielem. Twe słowa są święte, lecz i szatan także ma słowa zwodzące, zabarwione świętością, by doprowadzić do zbłądzenia. My Cię nie znamy».
   «Jestem Jezusem, synem Józefa, z rodu Dawida, zrodzonym w Betlejem Efrata, według obietnicy, nazywanym Nazarejczykiem, bo mam dom w Nazarecie. To w oczach świata. Według Boga jestem Jego Mesjaszem. Moi uczniowie wiedzą o tym».
   «O! Oni mogą mówić, co chcą, i to, co Ty im rozkażesz».
   «Inny przemówi: ktoś, kto Mnie nie znosi. Powie, kim jestem. Zaczekaj, zawołam jednego z tych, którzy są tu obecni».
   Jezus spogląda na tłum zaskoczony z powodu dyskusji, wstrząśnięty i podzielony na dwa przeciwne obozy. Jezus patrzy, szukając kogoś szafirowymi oczyma. Potem głośno woła:
«Aggeuszu, zbliż się, rozkazuję ci».
   [Rozlega się] wielki wrzask w tłumie, który rozstępuje się, przepuszczając człowieka wstrząsanego konwulsjami i podtrzymywanego przez niewiastę.
   «Czy znasz tego człowieka?» [– pyta Jezus.]
   «Tak, to jest Aggeusz, syn Malachiasza, stąd, z Kafarnaum. Opętał go zły duch, który wprowadza go w stany wściekłego i nagłego szaleństwa». [– odpowiada człowiek, który sprzeciwiał się Jezusowi.]
   «Czy wszyscy go znacie?» [– pyta Jezus obecnych.]
   Tłum woła: «Tak! Tak!»
   «Czy ktoś może stwierdzić, że ze Mną rozmawiał, choćby przez kilka minut?»
   Tłum woła: «Nie, nie, on jest jak otępiały. Nigdy nie wychodzi ze swego domu, a Ciebie nikt tutaj nie widział».
   «Niewiasto, przyprowadź go».
   Kobieta popycha go i ciągnie, bo biedaczysko drży jeszcze mocniej. Przewodniczący synagogi uprzedza Jezusa: «Uważaj! Demon będzie go dręczył... Wtedy jest pobudzony, drapie i gryzie».
   Tłum rozdziela się, przywierając do murów. [Tylko oni] dwaj pozostają naprzeciw siebie. Chwila oporu. Wydaje się, że mężczyzna przyzwyczajony do niemoty nie chce mówić i jęczy. Potem słychać głos:
   «Cóż jest między nami a Tobą, Jezusie z Nazaretu? Dlaczego przyszedłeś nas dręczyć? Zniszczyć nas, Ty, Pan Nieba i ziemi? Wiem, Kim jesteś: Świętym Bożym. Nikt w ciele nie jest większy od Ciebie, w Twoim bowiem ludzkim ciele zamknięty jest Duch i Odwieczny Zwycięzca. Już Mnie zwyciężyłeś w...»
   «Zamilcz i wyjdź z niego. Rozkazuję ci!»
   Mężczyzną wstrząsa dziwne pobudzenie. Porusza się gwałtownie, jak ktoś, kto otrzymuje ciosy od maltretującego go, popychającego i potrząsającego nim. Wyje nieludzkim głosem i rozciąga się na ziemi. Potem wstaje, zdziwiony i uzdrowiony.
   «Słyszałeś? Co teraz odpowiesz?» – pyta Jezus przeciwnika. Bogato odziany brodacz wzrusza ramionami i zwyciężony wychodzi bez odpowiedzi. Tłum gani go, a Jezusa – chwali.
   «Cisza! To miejsce jest święte – mówi Jezus i nakazuje: – Przyprowadźcie do Mnie młodzieńca, któremu obiecałem pomoc Bożą».
   Chory podchodzi. Jezus głaska go: «Miałeś wiarę! Bądź uzdrowiony. Odejdź w pokoju i bądź sprawiedliwy».
   Młody człowiek wydaje okrzyk. Któż może wiedzieć, co odczuwa [w tej chwili]. Rzuca się do stóp Jezusa, całuje je, dziękując:
   «Dziękuję za siebie i za moją matkę!»
   Podchodzą inni chorzy. Jezus bierze na ręce małe dziecko ze sparaliżowanymi nogami, głaska je i stawia na ziemi... Puszcza je. Dziecko nie przewraca się, lecz biegnie do matki, która z płaczem przygarnia je do serca i błogosławi „Świętego z Izraela”. Podchodzi niewidomy staruszek, prowadzony przez córkę. I jego Jezus uzdrawia, głaszcząc chore oczy.
   W tłumie – błogosławione uniesienie. Jezus z uśmiechem toruje Sobie drogę. Pomimo wysokiego wzrostu Jezusowi nie udałoby się przedrzeć przez tłum, gdyby Piotr, Jakub, Andrzej i Jan nie napracowali się hojnie łokciami i nie otwarli Mu przejścia i gdyby nie ochraniali Go aż do wyjścia na plac, na którym nie ma już słońca. (II, 22: 2 listopada 1944)

26  Por. Joz 7,13. (Przyp. wyd.)
27  Por. 2 Mch 6,13-14. (Przyp. wyd.)

   Vedo la sinagoga di Cafarnao. È già piena di folla in attesa. Gente sulla porta occhieggia sulla piazza ancora assolata, benché sia verso sera.
   Finalmente un grido: «Ecco il Rabbi che viene». La gente si volta tutta verso l'uscio, i più bassi si alzano sulle punte dei piedi o cercano di spingersi avanti. Qualche disputa, qualche spintone, nonostante i rimproveri degli addetti alla sinagoga e dei maggiorenti della città.
   «La pace sia su tutti coloro che cercano la Verità». Gesù è sulla soglia e saluta benedicendo a braccia tese in avanti. La luce vivissima che è nella piazza assolata ne staglia l'alta figura, innimbandola di luce. Egli ha deposto il candido abito ed è nel suo solito azzurro cupo. Si avanza, fra la folla, che si apre e si rinserra intorno a Lui come onda intorno ad una nave.
   «Sono malato, guariscimi!» geme un giovane, che mi pare tisico all'aspetto, e prende Gesù per la veste. Gesù gli pone la mano sul capo e dice: «Confida. Dio ti ascolterà. Lascia ora che Io parli al popolo, poi verrò a te».
   Il giovane lo lascia andare e si mette quieto.
   «Che ti ha detto?» gli chiede una donna con un bambino in braccio.
   «Mi ha detto che dopo aver parlato al popolo verrà a me».
   «Ti guarisce, allora?».
   «Non so. Mi ha detto: "Confida". Io spero».
   «Che ha detto? Che ha detto?». La folla vuol sapere. La risposta di Gesù è ripetuta fra il popolo.
   «Allora io vado a prendere il mio bambino».
   «Ed io porto qui il mio vecchio padre».
   «Oh! se Aggeo volesse venire! Io provo... ma non verrà».
   Gesù ha raggiunto il suo posto. Saluta il capo della sinagoga ed è salutato da questi. È un ometto basso, grasso e vecchiotto. Per parlare a lui Gesù si china. Pare una palma che si curvi su un arbusto più largo che alto.
   «Che vuoi che ti dia?» chiede l'archisinagogo.
   «Quello che credi, oppure a caso. Lo Spirito guiderà».
   «Ma... e sarai preparato?».
   «Lo sono. Dài a caso. Ripeto: lo Spirito del Signore guiderà la scelta per il bene di questo popolo».
   L'archisinagogo stende una mano sul mucchio dei rotoli, ne prende uno, apre e si ferma a un dato punto.
   «Questo» dice.
   Gesù prende il rotolo e legge il punto segnato: «Giosuè: (Giosuè 7, 13) "Alzati e santifica il popolo e di' loro: 'Santificatevi per domani perché, dice il Signore Dio d'Israele, l'anatema è in mezzo a voi, o Israele; tu non potrai stare a fronte dei tuoi nemici fino a tanto che non sia tolto di mezzo a te chi s'è contaminato con tal delitto'"». Si ferma, arrotola il rotolo e lo riconsegna.
   La folla è attentissima. Solo bisbiglia alcuno: «Ne udremo di belle contro i nemici!». «È il Re di Israele, il Promesso, che raccoglie il suo popolo!».
   Gesù tende le braccia nella solita posa oratoria. Il silenzio si fa completo.
   «Chi è venuto per santificarvi si è alzato. È uscito dal segreto della casa dove si è preparato a questa missione. Si è purificato per darvi esempio di purificazione. Ha preso la sua posizione di fronte ai potenti del Tempio e al popolo di Dio, e ora è fra voi. Io sono. Non come, con mente annebbiata e fermento nel cuore, alcuni fra voi pensano e sperano. Più alto e più grande è il Regno di cui sono il Re futuro e a cui vi chiamo.
   Vi chiamo, o voi di Israele, prima d'ogni altro popolo, perché voi siete quelli che nei padri dei padri ebbero promessa di quest'ora e alleanza col Signore altissimo. Ma non con turbe di armati, non con ferocie di sangue sarà formato questo Regno, e ad esso non i violenti, non i prepotenti, non i superbi, gli iracondi, gli invidiosi, i lussuriosi, gli avari, ma i buoni, i miti, i continenti, i misericordiosi, gli umili, gli amorosi del prossimo e di Dio, i pazienti, avranno entrata.
   Israele! Non contro i nemici di fuori sei chiamato a combattere. Ma contro i nemici di dentro. Contro quelli che sono in ogni tuo cuore. Nel cuore dei dieci e dieci e diecimila tuoi figli. Levate l'anatema del peccato da tutti i vostri singoli cuori, se volete che domani Dio vi raduni e vi dica: "Mio popolo, a te il Regno che non sarà più sconfitto, né invaso, né insidiato da nemici".
   Domani. Quale, questo domani? Fra un anno o fra un mese? Oh! non cercate! Non cercate, con sete malsana, di sapere ciò che è futuro con mezzo che ha sapore di colpevole stregoneria. Lasciate ai pagani lo spirito pitone. Lasciate a Dio eterno il segreto del suo tempo. Voi da domani, il domani che sorgerà dopo quest'ora di sera, e quella che verrà di notte, che sorgerà col canto del gallo, venite a purificarvi nella vera penitenza.
   Pentitevi dei vostri peccati per esser perdonati e pronti al Regno. Levate da voi l'anatema del peccato. Ognuno ha il suo. Ognuno ha quello che è contrario ai dieci comandi di salute eterna. Esaminatevi ognuno con sincerità, e troverete il punto in cui avete sbagliato. Umilmente abbiatene pentimento sincero. Vogliate pentirvi. Non a parole. Dio non si irride e non si inganna. Ma pentitevi colla volontà ferma, che vi porti a mutare vita, a rientrare nella Legge del Signore. Il Regno dei Cieli vi aspetta. Domani.
   Domani? vi chiedete. Oh! è sempre un domani sollecito l'ora di Dio, anche se viene al termine di una vita longeva come quella dei Patriarchi. L'eternità non ha per misura di tempo lo scorrere lento della clessidra. E quelle misure di tempo che voi chiamate giorni, mesi, anni, secoli, sono palpiti dello Spirito eterno che vi mantiene in vita. Ma voi eterni siete nello spirito vostro, e dovete, per lo spirito, tenere lo stesso metodo di misurazione del tempo che ha il Creatore vostro. Dire, dunque: "Domani sarà il giorno della mia morte". Anzi, non morte per il fedele. Ma riposo di attesa, in attesa del Messia che apra le porte dei Cieli.
   E in verità vi dico che fra i presenti solo ventisette morranno dovendo attendere. Gli altri saranno già giudicati prima della morte, e la morte sarà il passaggio a Dio o a Mammona senza indugio, perché il Messia è venuto, è fra voi e vi chiama per darvi la Buona Novella, per istruirvi alla Verità, per salvarvi al Cielo.
   Fate penitenza! Il "domani" del Regno dei Cieli è imminente. Vi trovi mondi per divenire possessori dell'eterno giorno.
La pace sia con voi».
   Si alza a contraddirlo un barbuto e impaludato israelita. Dice: «Maestro, quanto Tu dici mi pare in contrasto con quanto è detto nel libro secondo dei Maccabei, gloria d'Israele. Là è detto: (2 Maccabei 6, 13-14) "È infatti segno di grande benevolenza il non permettere ai peccatori di andare dietro per lungo tempo ai loro capricci, ma di dare subito mano al castigo. Il Signore non fa come con le altre nazioni, che le aspetta con pazienza per punirle, venuto il giorno del giudizio, quando è colma la misura dei peccati". Tu invece parli come se l'Altissimo potesse esser molto lento nel punirci, attendendoci, come gli altri popoli, al tempo del Giudizio, quando sarà colma la misura dei peccati. Veramente i fatti ti smentiscono. Israele è punito come dice lo storico dei Maccabei. Ma, se fosse come Tu dici, non vi è dissapore fra la tua dottrina e quella chiusa nella frase che ti ho detto?».
   «Chi sei, Io non so. (Il Cristo, come Dio e come Santo dei santi, penetrava nelle coscienze e vedeva e conosceva i loro riposti segreti; come Uomo conosceva solo secondo il modo umano le persone e i luoghi, quando il Padre suo e la sua propria natura divina non giudicavano essere utile il conoscere luoghi e persone senza chiedere) Ma, chiunque tu sia, ti rispondo. Non c'è dissapore nella dottrina, ma nel modo di interpretare le parole. Tu le interpreti secondo il modo umano. Io secondo quello dello spirito. Tu, rappresentante della maggioranza, vedi tutto con riferimenti al presente e al caduco. Io, rappresentante di Dio, tutto spiego e applico all'eterno e al soprannaturale. Vi ha colpiti, sì, Geavè nel presente, nella superbia e nella giustizia d'esser un "popolo", secondo la terra. Ma come vi ha amati e come vi usa pazienza, più che con ogni altro, concedendo a voi il Salvatore, il suo Messia, perché lo ascoltiate e vi salviate prima dell'ora dell'ira divina! Non vuole più che voi siate peccatori. Ma se nel caduco vi ha colpiti, vedendo che la ferita non sana, ma anzi ottunde sempre più il vostro spirito, ecco che vi manda non punizione ma salvezza. Vi manda Colui che vi sana e vi salva. Io che vi parlo».
   «Non trovi di essere audace nel professarti rappresentante di Dio? Nessuno dei Profeti osò tanto, e Tu... Chi sei, Tu che parli? E per ordine di chi parli?».
   «Non potevano i Profeti dire di loro stessi ciò che Io di Me stesso dico. Chi sono? L'Atteso, il Promesso, il Redentore. Già avete udito colui che lo precorre dire: "Preparate la via del Signore... Ecco il Signore Iddio che viene... Come un pastore pascerà il suo gregge, pure essendo l'Agnello della Pasqua vera". Fra voi sono quelli che hanno udito dal Precursore queste parole e hanno visto balenare il cielo per una luce che scendeva in forma di colomba, e udito una voce che parlava dicendo chi ero. Per ordine di chi parlo? Di Colui che è e che mi manda».
   «Tu lo puoi dire, ma puoi esser anche un mentitore o un illuso. Le tue parole sono sante, ma talora Satana ha parole di inganno tinte di santità per trarre in errore. Noi non ti conosciamo».
   «Io sono Gesù di Giuseppe della stirpe di Davide, nato a Betlem Efrata, secondo le promesse, detto nazareno perché a Nazaret ho casa. Questo secondo il mondo. Secondo Dio sono il suo Messo. I miei discepoli lo sanno».
   «Oh! loro! Possono dire ciò che vogliono e ciò che Tu fai loro dire».
   «Un altro parlerà, che non mi ama, e dirà chi sono. Attendi che Io chiami un di questi presenti».
   Gesù guarda la folla che è stupita dalla disputa, urtata e divisa fra opposte correnti. La guarda, cercando qualcuno coi suoi occhi di zaffiro, poi chiama forte: «Aggeo! Vieni avanti. Te lo comando». (Qui, dovendo dar prova al fariseo della sua onniscienza divina, chiama a nome lo sconosciuto Aggeo, che sa indemoniato, mentre, come Uomo, in precedenza, aveva detto al fariseo: “Io non so chi tu sia”. Le due note di Maria Valtorta troveranno conferma nel testo di 224, 357, 527, 554 e giustificano le dichiarazioni di “ignoranza” da parte di Gesù che incontreremo, ad esempio, in: 73, 75, 362, 365, 376, 377, 382, 395, 406, 413, 433, 472, 488, 583, 584. Una seconda spiegazione sulle “ignoranze” di Gesù è data a proposito di una serie di domande che Egli rivolge ad Annalia in 156. La relativa nota di MV dice: Gesù sapeva e ricordava, ma voleva che le anime si aprissero con la massima libertà e confidenza. Questa spiegazione trova delle conferme nel testo di 128 e di 153, oltre che in una singolare espressione dell’Iscariota in 468: “So che Tu sai e che però attendi che io dica”. Una terza spiegazione è in una lunga nota a proposito dell’affermazione di Gesù: “Chi sia non so”, che si trova in 175. Riportiamo la parte essenziale: E il Padre eterno, per provare i cuori e separare i figli di Dio, della Luce, dai figli della carne e delle tenebre, permetteva, alla presenza degli apostoli, dei discepoli e delle folle, delle lacune nella onniveggenza del Figlio, pari a queste domande e risposte: “Chi è costui? Io non lo conosco…”. E ciò per gli uomini. Ma anche ciò per il suo Figlio diletto, onde prepararlo alla grande oscurità dell’ora delle tenebre, alla derelizione del Padre, ore tremende in cui Gesù fu l’Uomo, e l’Uomo respinto dal Padre, essendo divenuto “Anatema per noi”… La spiegazione di MV è confermata dalle parole dell’apostolo Giovanni nel contesto dei 334 per quanto riguarda i cuori da provare. Per quanto riguarda la preparazione del Figlio diletto all’ora delle tenebre, è confermata e approfondita in 582, 598, 602 e 603, ed è una spiegazione che conferisce un significato profondo a qualche indecisione di Gesù, come in 302, e soprattutto alle sue sconcertanti incertezze che si trovano in 339 e 464. Fatte le suddette e motivate eccezioni, l’opera valtortiana presenta Gesù onnisciente e onniveggente, o presciente e preveggente, come viene esplicitamente dichiarato in: 48, 60, 78, 80, 89, 117, 133, 149, 160, 174, 203, 204, 218, 220, 224, 236, 317, 329, 335, 340, 351, 357, 371, 387, 391, 406, 409, 411, 471, 473, 503, 522, 524, 525, 531, 532, 534, 540, 548, 555, 561, 563, 565, 566, 567, 580, 587, 595, 602)
   Grande brusio fra la folla, che si apre per lasciar passare un uomo, tutto scosso da un tremito e sorretto da una donna.
   «Conosci tu quest'uomo?».
   «Sì. È Aggeo di Malachia, qui di Cafarnao. Posseduto è da uno spirito malvagio che lo dissenna in furie repentine».
   «Tutti lo conoscono?».
   La folla grida: «Sì, sì».
   «Può alcuno dire che fu meco in parole, anche per pochi minuti?».
   La folla grida: «No, no, quasi ebete è, e non esce mai dalla sua casa, e nessuno ti ha visto in essa».
   «Donna, portalo a Me davanti».
   La donna lo spinge e trascina, mentre il poveretto trema più forte.
   L'archisinagogo avverte Gesù: «Sta' attento! Il demonio sta per tormentarlo... e allora si avventa, graffia e morde».
   La folla fa largo, pigiandosi contro le pareti.
   I due sono ormai di fronte. Un attimo di lotta. Pare che l'uomo, uso al mutismo, stenti a parlare e mugola, poi la voce si forma in parola: «Che c'è fra noi e Te, Gesù di Nazaret? Perché sei venuto a tormentarci? Perché a sterminarci, Tu, Padrone del Cielo e della terra? So chi sei: il Santo di Dio. Nessuno, nella carne, fu più grande di Te, perché nella tua carne d'uomo è chiuso lo Spirito del Vincitore eterno. Già mi hai vinto in...».
   «Taci! Esci da costui. Lo comando».
   L'uomo è preso come da un parossismo strano. Si dimena a strattoni, come se ci fosse chi lo maltratta con urti e strapponate, urla con voce disumana, spuma e poi viene gettato al suolo da cui poi si rialza stupito e guarito.
   «Hai udito? Che rispondi ora?» chiede Gesù al suo oppositore.
   L'uomo barbuto e impaludato fa una alzata di spalle e, vinto, se ne va senza rispondere. La folla lo sbeffeggia e applaude Gesù.
   «Silenzio. Il luogo è sacro!» dice Gesù, e poi ordina: «A Me il giovane al quale ho promesso aiuto da Dio».
   Viene il malato. Gesù lo carezza: «Hai avuto fede! Sii sanato. Va' in pace e sii giusto».
   Il giovane ha un grido. Chissà che sente? Si prostra ai piedi di Gesù e li bacia ringraziando: «Grazie per me e per la madre mia!».
   Vengono altri malati: un bimbo dalle gambine paralizzate. Gesù lo prende fra le braccia, lo carezza e lo pone in terra... e lo lascia. E il bambino non cade, ma corre dalla mamma, che lo riceve sul cuore piangendo e che benedice a gran voce «il Santo d'Israele». Viene un vecchietto cieco, guidato dalla figlia. Anche lui viene sanato con una carezza sulle orbite malate.
   La folla è in un tumulto di benedizioni.
   Gesù si fa largo sorridendo e, per quanto sia alto, non arriverebbe a fendere la folla se Pietro, Giacomo, Andrea e Giovanni non lavorassero di gomito generosamente e si aprissero un varco dal loro angolo sino a Gesù e, poi, lo proteggessero sino all'uscita nella piazza, dove ora non è più sole. (1, 59)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001